Opuszczone Królestwo[ Gdzieś wśród pól ] W poszukiwaniu Calicema

Na równinie rozciągającej się od Mglistych Bagien aż po Pustynie Nanher znajduje się Opuszczone Królestwo, które kiedyś przeżyło Wielką Wojnę. Niestety niewiele zostało z ogromnych zamków i posiadłości tam położonych. Wojna pochłonęła większość ośrodków ludzkich. Dziś znajduje się tam tylko kilka ludzkich siedzib, odciętych od innych miast.
Awatar użytkownika
Maldervan
Szukający drogi
Posty: 27
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Człowiek - Mag
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Maldervan »

Stary mag zachwiał się kiedy schodził z grzbietu centaurzycy. Zakręciło mu się w głowie. Nie przywykł do tak szybkiego tempa. W porównaniu ze spokojnym życiem na uczelni, albo poszukiwaniem źródeł magicznych razem z mistrzem, ostatnie wydarzenia były dlań dość chaotyczne. Tyle zmiennych huczało mu w głowie, że po raz pierwszy nie był w stanie zebrać myśli. Powoli sięgnął za pazuchę, wyjął sakiewkę i nasypał trochę zawartości do fajki, którą potem, drżącą ręką zapalił.

Zaciągnął się trzy razy, smakując fajkowy dym. Było to niesamowite doświadczenie. Wyrób własnej roboty. Połączenie tytoniu jabłkowego z dodatkiem suszonych liści mięty, a wszystko to nasiąknięte miodem i wysuszone ponownie. Wyjątkowa i uspakajająca kombinacja w smaku.
Odetchnął i spojrzał na kłócące się dziewczyny. Pomyślał o tym co powiedział młodej Arklyss. Ta demonica była wyjątkowo niebezpieczna i do tego straszliwie niewdzięczna dla tak spokojnej istoty jaką była naturianka. Zaczął zastanawiać po co to wszystko. Miał poszukiwać źródeł mrocznej energii. Poznać nową moc, nową dziedzinę magii. Mogła by to być istna rewolucja, lecz utknął z diablicom i centaurem, bez jedzenia i picia oraz z dylematem moralnym, podpowiadającym mu by pomóc Ark.

Piekielna choć niemiła była zaskakująco ludzka w jego oczach. Gdy przypominał sobie moment, jak z radości skakała po ponurej kaplicy, aż się uśmiechnął.

Z okowów myśli wyciągną go kawał mięsa chowany do torby przez Carmille. Rzucił się w jej stronę i wyciągnął szybkim ruchem jedzenie.

- Może Ark nie lubi polędwiczki ale ja lubię!- i wystrzelił jak z procy(co było dość zaskakujące jak na dziadka) pozbierać chrust.
Po parunastu minutach ognisko się już lekko tliło a na nim dziczyzna. Był bardzo głodny.

Czekając na posiłek spoglądał to na Carmille to na Arklyss to na polędwiczkę. Zapadła głucha cisza. Czuł się niezręcznie, a że z polędwicą rozmawiać nie mógł odezwał się do Ark.

- Naturianko, mówiłem coś przed kościołem, pamiętasz?- powiedział uśmiechając się, odtwarzając w myślach porównanie Carmilli do polującej modliszki- Co jest twoim celem, czego poszukujesz? Odpowiedz szczerze. Zastanów się i pomyśl logicznie czego pragniesz w głębi serca? I to samo pytanie tyczy się ciebie piekielna.
Awatar użytkownika
Arklyss
Szukający drogi
Posty: 31
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Centaur
Profesje:

Post autor: Arklyss »

        Z obrzydzeniem spojrzała w stronę mięsa i ostentacyjnie zmarszczyła nos. W końcu ostrożnie ułożyła się obok Maldervana, z niemałą gracją podwijając pod siebie nogi. Pokusa siedziała po drugiej stronie ogniska i wlepiała w nią nienawistne spojrzenie. Arklyss zignorowała piekielną i spojrzała na staruszka.

-Mój cel? Dobrze. Powiem, do czego zmierzam. Do zemsty. - oczy centaurzycy straciły swój niewinny wygląd. Zalśnił w nich gniew.

        Wypranym z emocji głosem, patrząc się w płomienie, dziewczyna opowiedziała swoją tragiczną historię. Gdy mówiła, nieświadomie sięgnęła po sztylet i zaczęła drążyć nim dziurę w stojącym obok niej pieńku. Gdy dotarła do momentu znalezienia zwłok Tasana, głos jej się zatrząsł. Po chwili otrząsnęła się i opowiadała dalej. Nie wspomniała tylko o bransoletach.
Po co im wiedzieć, że są magiczne? - pomyślała.

- ...Tak w skrócie wygląda moja historia. Do tej pory szukam tych potworów. Nie mam zamiaru nazwać ich ludźmi, bo nimi nie są.
Naturianka spojrzała na pokusę. Wzrok Arklyss był nieprzenikniony. Patrzyła na kobietę bez cienia lęku.
- Twoja kolej, piekielna. Jaki jest twój cel? Do czego dążysz?
Awatar użytkownika
Carmilla
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 94
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Pokusa
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Carmilla »

Pokusa nie skupiała się na słowach towarzyszy. Mało ją interesowały ich historie. Spotkała w swoim ziemskim życiu nie jedną podobną istotę. Potem pomyślała o starszym mężczyźnie siedzącym koło niej.

- Ten dziadek może się mi przydać. - pomyślała i uśmiechnęła się lekko.

Carmilla przez chwilę patrzyła się na pieczeń nad ogniskiem, lecz potem poczuła na sobie wzrok naturianki. Obdarzyła kobietę równie zawziętym i nieprzyjemnym spojrzeniem. Nie miała zamiaru nawet mrugnąć.

- Na prawdę chcecie wiedzieć kim jestem? Nie boicie się tego, co możecie usłyszeć? - mówiła dość cicho, spokojnym, acz tajemniczym głosem. - Pochodzę z piekła, co dobrze widać. Zwę się Carmilla Malum, ale tylko tu na ziemi. Moje prawdziwe, piekielne imię wzbudzałoby zbyt dużo podejrzeń. Szczególnie wśród aniołów. Służyłam w podziemiach Beliahowi, którego posąg zresztą widzieliście w świątyni. Przez... Pewien incydent nie mogę wrócić do domu, więc jestem tu. A co do tego.. - powiedziała wyciągając Calicema z torby - to mój jedyny skarb i wspomnienie domu. Chciałabym wrócić do mojego ukochanego Pana...- przerwała swą wypowiedź cichym westchnieniem i schowała kielich - Tyle informacji z mojego ponad czterysta-letniego żywota powinno wam wystarczyć.

Kończąc historię ponownie zapatrzyła się w ognisko.

- Mięso gotowe. Średnio krwiste, takie lubię najbardziej. - powiedziała przerywając niezręczną ciszę. Zza pasa wyciągnęła nieduży sztylet i wycięła kawał pieczeni. Powoli skubała lekko twardą dziczyznę i przegryzała ją starym chlebem.

- A ty, staruszku, co tu robisz? - niechętnie zapytała Maldervana. Wcale nie interesowało jej co tu robi, ale uznała, że tak wypada. Poza tym chciała mu się trochę przypodobać, może mógłby pomóc jej wrócić do piekła.
Awatar użytkownika
Maldervan
Szukający drogi
Posty: 27
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Człowiek - Mag
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Maldervan »

Zdziwiony spojrzał na Carmillę, wziął jeden kawałek dziczyzny i przeżuwając zastanawiał się co odpowiedzieć. Nic ciekawego się nie działo w jego życiu. Było kilka wyjątków, lecz na ogół niewartych uwagi. Egzystencja Maldervana do tej pory składała się ze studiowania i poznawania dziedzin magicznych.

-Cóż piekielna. Moim jedynym celem jak na razie jest zbadanie pewnego miejsca... Jestem uczonym, który teraz ma kłopoty z powodu całej bandy sekciarskich mnichów. Siedzimy w tym razem więc prawdopodobnie będę trzymał się z wami przez jakiś czas.- powiedział uśmiechając się.

Gdy na zewnątrz nosił skorupę wesołości,tak wewnątrz był śmiertelnie poważny. Zastanawiał się czy piekielna nie manipuluje. Może sama miała dostęp do zakazanej wiedzy magicznej, która miała by kontakt ze stroną eteryczną tego świata. To go niezmiernie fascynowało, ale i trzymało na dystans.

Dojadł ostatni kawałek mięsa i wstał, otrzepując szatę.
- Pora się zbierać. Mnisi prawdopodobnie nie są daleko. Pójdę z wami, żeby ściągnąć z siebie tą sektę, po za tym w kupie raźniej!
Nabił i zapalił fajkę.
- Ruszymy w stronę gór. Tam prawdopodobnie uda nam się zgubić prześladowców.

Ruszył podpierając się laską.

Nie miał pojęcia, że jeden z mnichów w czarnej szacie oglądał wszystkich w zaroślach. Jego oczy lekko świeciły czerwienią, a z pod ubrania wił się długi, ostro zakończony ogon.
Awatar użytkownika
Arklyss
Szukający drogi
Posty: 31
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Centaur
Profesje:

Post autor: Arklyss »

        Po wysłuchaniu opowieści towarzyszy, Arklyss zastanawiała się, czy nie powiedziała aby za dużo. Poznała imię Carmilli, a poza tym nie dowiedziała się o niej nic ciekawego. Pokusa, jak pokusa - okrutna istota z piekieł. Maldervan ujął swój cel krótko i zwięźle. Centaurzyca zaczynała darzyć starca szacunkiem. Czuła, że jest to mądry i doświadczony człowiek.

        W trakcie opowiadania mężczyzny uwagę naturianki odwrócił jakiś szmer. Na początku zignorowała go, ale po chwili ujrzała w krzakach za plecami Malderwana parę czerwonych ślepi. Wzdrygnęła się lekko, lecz udawała, że nic nie zauważyła. Tasan próbował ją poinformować, że jeden z mnichów dogonił ich i nie ujawnia się, gdyż jest sam.
-Możliwe, że czeka na posiłki. - zakończył przyjaciel.
Dziękuję ci, Tasanie. Zajmę się tym. - pomyślała dziewczyna. Wiedziała, że centaur ją usłyszy. Była to najbezpieczniejsza metoda rozmawiania w towarzystwie.

        Arklyss przeciągnęła się i zaczęła powoli podnosić się.
-Muszę trochę rozprostować kości. Zostawiłam pod tamtym drzewem moją torbę - wskazała w kierunku przeciwnym od kryjówki mnicha.
Wstała i podeszła do starego dębu, pod którym faktycznie zostawiła swój tobołek. Stała teraz tyłem do zarośli. Łuk i kołczan dalej były przerzucone przez jej plecy. Jeszcze tylko kilka obliczeń...

        W zaskakującym tempie naturianka obróciła się. Strzała powędrowała na cięciwę. Po chwili na ziemię wśród krzaków, z głuchym jękiem runęło ciało w czarnej todze.
- Lepiej będzie, jeśli sobie pójdziemy. Niedługo może pojawić się ich więcej. - powiedziała spokojnym głosem.
Awatar użytkownika
Carmilla
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 94
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Pokusa
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Carmilla »

Carmilla chwilę patrzyła na wyczyny Arklyss. Lekko uśmiechnęła się, lubiła patrzeć na śmierć. Lubiła, gdy oczy ofiary powoli traciły blask, kiedy jej twarz bladła, gdy cicho jęczała. Obserwację przerwał trzask nadepniętej gałązki. Było więcej szpiegów, o wiele więcej. Postój był złym pomysłem.

- Jest ich kilkunastu, musimy uciekać. - wyszeptała do Maldervana. Zadbała o to, aby nikt tego nie usłyszał.

Dopiero teraz poczuła jak silne aury ich otaczają. Po zabiciu przez Arklyss jednego z " mnichów " moc aur bardzo się zmniejszyła. Kobieta - centaur zabiła kogoś ważnego. Może dlatego reszta z przeciwników nie atakowała. Carmilla wstała szybko, aczkolwiek nie nerwowo i udając znudzenie wyciągnęła topór, po czym zamachała nim.

- No, idziemy dalej. Nie ma czasu dłużej zwlekać. Rapsodia już niedaleko. - powiedziała głośno i chwyciła swój tobołek. Upewniła się, że na jej głowie wciąż siedzi Braden i spojrzała w stronę krzaków. Jeden z mężczyzn napiął łuk. Strzała leciała prosto w stronę Maldervana. Pokusa natychmiastowo zasłoniła głowę maga swoim toporem, a strzała roztrzaskała się o jego ostrzę. Popatrzyła na twarz zaskoczonego starca. Uśmiechnęła się tylko i rzuciła w stronę krzaków. Mocnym ciosem odrąbała głowę napastnikowi z łukiem i naliczyła jeszcze dziewięciu innych. Od razu zaczęła biec. Dookoła niej miotały się wiązki wszelakich energii i najróżniejsze zaklęcia. Miała dużo sił dzięki eliksirowi i pieczonej dziczyźnie. Za sobą usłyszała tętent kopyt Arklyss. Zapewne wzięła ze sobą Maldervana. Po chwili dwoje towarzyszy Carmilli byli już przed nią. Wiadomo, koś, kto ma cztery nogi biega o wiele szybciej. Niestety, pech chciał, że piekielna potknęła się o jeden z wystających korzeni.

- Arklyss! Pomocy! - krzyknęła z całej siły, gdy poczuła na swojej kostce zaciśnięty bat. Ktoś ciągnął ją do tyłu, a Camilla z starała trzymać się gałęzi niskich krzewów, lecz te pękały. Po drodze zgubiła też całą broń i Bradena. Jedyna nadzieja została w Arklyss i Madervanie.
Awatar użytkownika
Maldervan
Szukający drogi
Posty: 27
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Człowiek - Mag
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Maldervan »

Maldervan był w szoku. Dziwił się, że na stare lata przyjdzie mu walczyć o życie. Dzięki towarzyszkom unikną podwójnie śmierci. Raz ze strony schowanego w krzakach potwora, który wydawał się być mnichem, drugi od strzały.
Zanim się zorientował, był już na grzbiecie Ark, pędzącej w szaleńczym galopie. Zauważył też, że zgubił fajkę.
To, to się w głowie nie mieści!!!- pomyślał zdenerwowany po czym usłyszał krzyk pokusy.

Zeskoczył z grzbietu Arklyss, potykając się. Pobiegł w stronę pokusy najszybciej jak się dało. Z boku wyszedł mnich z zakrzywionym nożem i metalicznym ogonem wychodzącym spod togi. Zadał cios. Malderwan przypomniał sobie formułę, której nauczył go mistrz. Zaczerpnął moc ze swojej wewnętrznej studni, symbolizującej zmagazynowaną przez wiele lat energię magiczną, wypowiedział zaklęcie i wyciągnął otwartą dłoń w kierunku spadającej nań broni. Ostrze, nagle jakby się spopieliło, zdezintegrowało. Zdumienie w czerwonych, gadzich oczach wywołało u starego maga satysfakcję. Złapał kostur w obie ręce i uderzył potwora przez twarz. Metalowe haki, brutalnie, zerwały bestii część facjaty. Przemieniony mnich padł na ziemię. Staruszek nie zawahał się. Uderzył swoją laską ponownie. Dolna, tępa, końcówka jego broni wbiła się w klatkę piersiową i z nieprzyjemnym dźwiękiem miażdżonego owocu dotarła do serca. Uśmiechnął się lekko gdy zauważył, że stoi przy ognisku gdzie zostawił fajkę. Złapał ją i szybko wsadził do kieszeni.

Carmilla była za daleko. Czasu brakowało. Wszystko się powoli waliło. Ostatnią deską ratunku było przejęcie kontroli umysłowej nad napastnikiem. Ponownie zaczerpnął mocy, co go trochę osłabiło. Ciągle, po tylu latach magazynowania miał jej wiele, ale używanie magii zawsze miało swoje konsekwencje. Skupił się. Stanął w rozkroku. Złożył ręce w dziwny znak i zaczął mówić coś w nieznanym języku.

Przeciwnik, który spętał pokusę swoim ogonem zamarł. Po sekundzie wypuścił Carmillę, wyjął powoli nóż i przystawił go sobie do gardła. Chwilę po tym leżał w kałuży krwi, tryskającej obficie z tętnicy szyjnej. Zadowolony z siebie Maldervan nie zauważył napastnika, który podszedł do niego od tyłu. Jedyne co zobaczył stary mag to ogon, uderzający go w twarz. Świat pociemniał i zapamiętał po powaleniu tylko ostatnie odgłosy potyczki i odgłos galopującej Ark.
Awatar użytkownika
Arklyss
Szukający drogi
Posty: 31
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Centaur
Profesje:

Post autor: Arklyss »

        Wszystko działo się tak szybko, że Arklyss działała automatycznie. Wciągnęła maga na grzbiet i biegnąc dzikim galopem szyła z łuku do przeciwników. Przypomniała sobie słowa ojca ,,Strzelec, który nie trafia do celu, nie jest godzien miana łucznika". Każda wypuszczona przez centaurzycę strzała sięgała celu. Maldervan zeskoczył z jej grzbietu i również walczył napastnikami, których było więcej, niż naturianka się spodziewała.

        Walcząca dotąd dzielnie Carmilla nagle krzyknęła.
Musi być w niezłych tarapatach, jeśli prosi mnie o pomoc.- pomyślała centaurzyca.
Chciała pomóc leżącej pokusie, lecz wyczuła, że ktoś próbuje zajść ją od tyłu. Wierzgnęła i usłyszała chrzęst łamanych kości. Czaszka mnicha była całkowicie pokruszona. Arklyss wzdrygnęła się i obróciła w porę, aby zobaczyć, że Maldervan pada nieprzytomny na ziemię.

        Naturianka zaczynała odczuwać zmęczenie. Zauważyła, że pod nogami ma topór piekielnej.
- Carmilla! Łap i zabijaj wszystkich, którzy ci się nawiną. Ja sprawdzę, czy nie ma ich więcej w pobliżu. - rzuciła oręż w stronę rogatej.
Łapiąc broń, pokusa nieznacznie skinęła głową. Teraz miały wspólnych wrogów i musiały, przynajmniej na czas walki, odrzucić swoje uprzedzenia.

        Centaurzyca wbiegła między drzewa. Znalazła dwóch mnichów i zabiła ich. Nie dostrzegła jednak zakapturzonej postaci, która skradała się z prawej strony. Sztylet napastnika utknął w boku Arklyss. Dziewczyna szybko odwróciła się i zabiła bestię, ale ból był nie do wytrzymania. Czuła, że to nie był zwykły sztylet - wtedy nie cierpiałaby aż tak. Ostrze musiało być zatrute.
Oby Maldervan mógł mi pomóc- przemknęło jej przez głowę. Dowlekła się do skraju polany i upadła nieprzytomna.
Awatar użytkownika
Carmilla
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 94
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Pokusa
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Carmilla »

Carmilla chwyciła topór odrzucony przez Arklyss i od razu zaczęła walczyć. Z impetem rzuciła się na jednego z przeciwników przecinając go praktycznie na pół. Zwinnym susem przeskoczyła krzaki i uśmierciła kolejnego " mnicha ".

- Czym są te stworzenia? Jakimiś jaszczurami? Są z piekła? Czy to zmiennokształtni? - pomyślała chowając się za drzewem w celu krótkiego odpoczynku. - Muszę sprawdzić.

Zauważyła na środku małej polanki jednego z przeciwników. Stał tyłem do niej, był idealnym celem. Pokusa sięgnęła za plecy w poszukiwaniu łuku. Niestety, nie znalazła go. Musiała zgubić go podczas walki. Przeklęła pod nosem i pobiegła w stronę napastnika najszybciej jak potrafiła. Złapała go za kaptur i ściągnęła go. Ten odwrócił się do niej. Nie sądziła, że zobaczy wśród " mnichów " znajomą twarz. Był to Uriel. Jeden z jej piekielnych kochanków. Nie przypominał do końca typowego diabła. Miał trochę ludzkich rysów twarzy, spokojniejsze oczy. Był wysoki, o półtorej głowy wyższy od Carmilli. Miał krótkie, czarne rogi i szarawo - onyksową skórę. Jego głos charakteryzował się ostrością i tajemniczością. Jako całość piekielny był niesamowicie pociągający.

- Vahita? Co ty tu robisz? Jak się znalazłaś na powierzchni? I czemu jesteś po ich stronie? - nagle powiedział Uriel. Złapał pokusę za ramiona i mocno zacisnął swoje wielkie łapy.

- Skąd wiesz, że to ja? - odrzekła ponuro patrząc mu w oczy. W piekle wyglądała zupełnie inaczej. Była bardziej... mroczna.

- Rozpoznałbym ten głos wszędzie. - powiedział cicho i czule. Wciąż spoglądał na Carmillę życzliwym, delikatnym wzrokiem. Jakby coś do niej czuł. Rozluźnił ucisk jednej z dłoni i przyłożył ją do policzka pokusy. Ta od razu się odsunęła piorunując go wzrokiem.

- Nie dotykaj mnie. I to nie twoja sprawa co tu robię. Czemu jestem po ich stronie? A czemu wy atakujecie nas? - wyrzuciła złowieszczo przez zęby. Nienawidziła tego diabła, za bardzo ją skrzywdził. To właśnie on powiedział Beliahowi, że zawarła pakt z Nelachem i to przez niego nie może wrócić do piekła. - Nie wierzę ci, zdrajco. I wynoś się razem z tymi twoimi nędznymi sługami.

Po chwili Carmilla pożałowała swoich ostatnich słów. Zdenerwowany Uriel jedną ręką ścisnął nadgarstki pokusy, a drugą objął ją w pasie.

- Tak mi się odwdzięczasz, co? Za to jak ci pomagałem w piekle, za obronę? Jesteś niewdzięczną, dwulicową, kłamliwą... - swoją wypowiedź przerwał głośnym krzykiem, który rozległ się po całym lesie. Rozjuszona Carmilla użyła jednego z zaklęć ognia, by dotkliwie poparzyć ręce diabła. Ten puścił kobietę i padł na kolana jęcząc z bólu. Przeklinał i wyzywał coraz głośniej, co chwila spoglądając na pokusę stojącą przed nim.

- Miałeś być grzecznym chłopcem i co? Zepsułeś wszystko, kochanie. - odrzekła wrednie akcentując ostatnie słowo. Dopiero teraz zauważyła, że wielu z przeciwników zatrzymało się i przyglądało bacznie tej sytuacji. Nie widziała nigdzie Arklyss ani Maldervana. Czyżby ich porwali?

- Co z nimi zrobiłeś?! - krzyknęła do Uriela. ten śmiał się pod nosem, lecz piekielna uspokoiła go mocnym kopniakiem w brzuch. Zdenerwowana zaczęła się rozglądać poszukując pobratymców. Żadnego z nich nie było w okolicy. Może ją zostawili i sami uciekli? Odruchowo złapała za torbę. Nie było w niej kielicha. Trzymał go jej dawny kochanek. Znów chciała go kopnąć, lecz ktoś raptownie pociągnął ją do tyłu i powalił. Poczuła na sobie cielsko jednego z " mnichów ". Skrępował ją i po chwili wsadził knebel do ust. Chciała krzyczeć, lecz nie mogła. Miała tylko nadzieję, że ktoś ją kiedyś znajdzie...
Awatar użytkownika
Maldervan
Szukający drogi
Posty: 27
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Człowiek - Mag
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Maldervan »

Przebłysk świadomości przeniknął przez umysł starca. Powoli zaczynał się wybudzać. Mętnym wzrokiem zauważył na nocnym niebie, mroczny kształt, znanej mu, szpiczastej wieży. Zaciągnęli go z powrotem do kaplicy. Nie wiedział w jakim celu. Czemu tak się stało? To pytanie cały czas gorączkowo chodziło mu po głowie. Pamiętał jedynie potężny cios w twarz, który zwalił go z nóg. Chwilę się rozglądał. Był otoczony przez cały korowód dziwnych postaci w habitach. Z pod kapturów błyszczały tylko czerwone oczy. Bez wątpienia byli piekielnymi.

Gdy gwałtowniej się poruszył jego głowę przeszyła fala bólu. Ktoś ponownie go uderzył. Szybko stracił przytomność.
Awatar użytkownika
Arklyss
Szukający drogi
Posty: 31
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Centaur
Profesje:

Post autor: Arklyss »

        Arklyss ocknęła się pod pniem olbrzymiego dębu. Nie miała pojęcia, jak się tam znalazła. Obrazy walki napływały strumieniem do jej głowy. Przypomniawszy sobie wszystko, spojrzała na swój bok. Od gwałtownego ruchu zakręciło jej się w głowie. Na ranie ujrzała świeży opatrunek.
-Ktoś mi pomógł? Nic nie pamiętam...- zakłopotana podrapała się po głowie. Ktokolwiek to był, zawdzięczam mu życie.

        Nagle zza pnia drzewa wysunęła się mała główka otoczona burzą niesfornych, rudych loków. Driada. Centaurzyca świetnie znała się na naturianach, więc od razu rozpoznała w dziewczynie boginkę drzewa. Najprawdopodobniej dębu, pod którym Arklyss właśnie leżała.
Driada niepewnie podeszła do centaurzycy i odezwała się delikatnym głosikiem:
- Widzę, że się ocknęłaś. Jak się czujesz? Zrobiłam, co było w mojej mocy, żeby ci pomóc.
- Dziękuję ci. Mam wobec ciebie dług wdzięczności. Czuję się zdecydowanie lepiej. - dziweczyna ostrożnie zaczęła się podnosić, lecz kończyny ugięły się pod nią. Były jak z waty.
- Poczekaj chwilkę. - rudowłosa zniknęła, by po chwili pojawić się z kubkiem w ręku - Wypij to. Od razu postawi cię na nogi.
Arklyss posłusznie wypiła napój, nie zważając na smród i obrzydliwy zapach. Od razu poczuła, że wracają do niej siły.

        Czekając, aż będzie w stanie wstać, centaurzyca przyjrzała się sobie i zauważyła, że rana na boku jest już tylko blizną. Przyglądająca się jej wciąż boginka musiała świetnie znać się na medycynie. Ark dostrzegła też, że jej sierść i włosy są czyste i lśniące, nie widać na nich ani śladu brudu i krwi. Przypomniała sobie o Carmilli i Maldervanie.
- Była ze mną dwójka towarzyszy. Starszy mężczyzna i rogata kobieta. Wiesz może, co się z nimi stało?
Driada zadrżała, a gdy wreszcie się odezwała, w jej głosie wyraźnie słyszalny był strach.
- Porwali ich ci straszni mnisi. Miałaś szczęście, że udało mi się w porę cię ukryć. - następnie zdała krótką relację z poczynań ,,tych bestii", z której wynikało, że zabrali jeńców z powrotem do wioski.

        Po wysłuchaniu całej historii, Arklyss podniosła się. Napój faktycznie świetnie działał.
- Dziękuję Ci za wszystko, ale muszę iść. Nie zostawię tej dwójki na pastwę jakichś szaleńców.
- Tak myślałam. Nie będę cię zatrzymywać. Sądzę, że jesteś świadoma niebezpieczeństwa jakie na ciebie czyha. Nalegam jednak, abyś zabrała parę rzeczy, które ci przygotowałam. Włożyłam jej już do twojej torby.

        Torba. Centaurzyca rzuciła się na swój dobytek. Odetchnęła z ulgą, gdy zobaczyła, że skrzypce i łuk są w doskonałym stanie. Bała się, że gdy upadała na ziemię mogły ulec uszkodzeniu.
- Włożyłam Ci niezbędne moim zdaniem przedmioty. W buteleczce jest ten specyfik, który dałam ci wcześniej do picia. - następnie padły instrukcje, jak należy stosować lek.
Arklyss podziękowała driadzie serdecznie i wyruszyła na pomoc Maldervanowi i Carmilli.
Awatar użytkownika
Carmilla
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 94
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Pokusa
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Carmilla »

Po kilku chwilach dwóch piekielnych podniosło Carmillę z ziemi. Kobieta popatrzyła z wyrzutem na Uriela, który zdążył już wstać i pochwycić Calicema oraz Łuk Anioła.

- Zawiążcie jej oczy. Nie będzie mogła rzucać tych swoich zaklęć. - powiedział spoglądając na pokusę z góry. Czuł się jak wielki zwycięzca.

Po chwili Carmilla była praktycznie ślepa. Jej oczy zakryto starą, przesiąknięta smrodem dymu chustką i związano ją mocno. Z początku było to dość trudne ze względu na rogi. Jeden z mężczyzn popchnął piekielną do przodu, a ta na oślep szła leśną dróżką. Po kilkunastu metrach wywróciła się. Z trudem wstając podarła też sukienkę, która powoli zaczynała zsuwać jej się z ramion i zapewne spadłaby, gdyby nie mocno zaciśnięty gorset. Ignorowała niecenzuralne komentarze kierowane do jej osoby, lecz był ktoś, kto nie mógł ich znieść. Uriel.

- Zamknąć pyski! Trochę kultury względem damy, co? - krzyknął do swoich pobratymców, po czym złapał Carmillę za ramię. - Pomogę ci iść.

Pokusa chciała mu odpyskować, lecz knebel dobrze spełniał swoje zadanie. Po kilkunastu minutach cichego marszu przez las, pokusa poczuła pod nogami żwir. Musieli być już w osadzie. Po chwili kobieta poczuła też dziwną aurę tego tajemniczego miejsca. Z powodu jej pochodzenia uczucie to przynosiło jej ulgę. Kiedy tylko wkroczyli do świątyni Carmilla wyczuła Maldervana. Zaczęła się rzucać, nie wiedziała co się dzieje.

- Spokojnie, Vahito. Nic się nie dzieje. Mam dla ciebie propozycję. Oddasz nam kielich, a my puścimy was wolno. - powiedział po chwili jeden z " mnichów " i wyciągnął jej knebel z ust.

- Nigdy! - krzyknęła odruchowo. Jeszcze nie wiedziała co zrobić, odezwał się jednak nałóg. Zdezorientowana i wciąż ślepa stała myśląc nad odpowiednim planem.
Awatar użytkownika
Maldervan
Szukający drogi
Posty: 27
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Człowiek - Mag
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Maldervan »

Starzec powoli otworzył oczy. Było ciemno. Mrok bił od ścian pomieszczenia, w którym przebywał. Czarne świece oświetlały po części wielką halę kaplicy. Spojrzał w lewo i zobaczył pokusę rozmawiającą z mnichami. Ku jego zaskoczeniu była związana. Myślał, że wyzwoliła się od swoich pobratymców. Sytuacja okazała się tragiczna. Carmilla krzyczała i rzucała się w więzach, jak przy napadzie narkotycznego szału. On sam był związany i nie miał ani jednej alternatywy, po za...

Maldervan zdębiał. Było jedno wyjście, lecz bardzo ryzykowne. Mógł użyć swojej niezwykłej zdolności. Ostatnio gdy to robił miał 26 lat i przez około dwa dni nie potrafił wrócić to swojego ciała. Istniało ryzyko, że powrót nigdy mu się nie uda.

Zacisnął powieki i zagłębił się myślami głęboko w umysł. Duchy tego miejsca obudziły się. Czuł je wszędzie. Było to złe miejsce. Przepełnione cierpieniem wielu dusz, które nie trafiły do zaświatów. Gwałtownie otworzył oczy, a te zaświeciły się ostrym, głębokim fioletem. Krzyknął przeciągle, co bardzo zaskoczyło mnichów, po czym bezwładnie padł na ziemię.

Nastała chwila ciszy. Wszystko umilkło. Jeden z piekielnych ukląkł przy starym magu i sprawdził jego puls.
- Nie żyje- powiedział.
Uriel uśmiechnął się i lekko zaśmiał, co udzieliło się jego kompanii.
- Ten się śmieje, kto się śmieje ostatni- usłyszeli nagle pogrubiony głos Maldervana.
Świątynia zaczęła się trząść. Jeden z wielkich demonicznych posągów, przedstawiający cierpiącego, łysego i nagiego człowieka z wbitymi w tors kolcami, poruszył się, oderwał od kolumny i spadł tuż za grupą mnichów. Statua przewyższała wszystkich przynajmniej dwa razy. Wyraz bólu na ciemnej marmurowej twarzy zniknął zastąpiony złością, a oczy świeciły się wyrazistym fioletem.

Dwóch mnichów z przerażeniem wybiegło ze świątyni. Trzech bardziej fanatycznych rzuciło się na posąg. Uriel i reszta stali z otwartymi ustami. Jeden z atakujących ciął w nogi marmurowego giganta zostawiając tylko rysy na kamieniu,a drugi próbował uderzać metalicznym ogonem. Ci dwaj przeżyli pierwsze sekundy. Trzeci nie miał tyle szczęścia. Postanowił wyskoczyć i zadać obrażenia powyżej pasa kamiennego stwora. Jednak w powietrzu spotkał się z pędzącą w jego stronę pięścią. Impet uderzenia cisnął połamanego mnicha w czarną ścianę.

Dwaj pozostali mnisi na ten widok zatrzymali się. To przypieczętowało ich losy. Kamienna statua złapała jednego i zacisnęła dłoń tak mocno, że zwłoki fanatyka wyglądały jak krwawa szmata, a drugi zdążył tylko krzyknąć zanim rozległo się donośne mlaśnięcie jego ciała pod potężną, kamienną stopą.
Awatar użytkownika
Arklyss
Szukający drogi
Posty: 31
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Centaur
Profesje:

Post autor: Arklyss »

        Gdy dotarła do granic wioski usłyszała niepokojące odgłosy. Ziemia zaczęła drżeć pod kopytami dziewczyny. Niepokój który do tej pory odczuwała wzrósł znacznie. Nie było czasu na obmyślanie szczegółowego planu. Arklyss postanowiła działać w trybie natychmiastowym. Kto wie, co dzieje się teraz z Carmillą i Maldervanem? Centaurzyca galopem ruszyła w stronę świątyni.

        Ulice nadal były puste. Im bliżej kościoła dziewczyna się znajdowała, tym wyraźniej odbierała drżenie ziemi pod nogami i głuchy łomot. Ostrożnie wyjrzała zza rogu najbliższego domu. Obiekt jej zainteresowania drżał w posadach. Arklyss zbliżyła się ostrożnie i ledwie uniknęła oberwania lecącym w jej stronę bezwładnie mnichem. Ze wstrętem spojrzała na ciało rozpłaszczające się na podłożu w nienaturalnej pozie. Chcąc zobaczyć co doprowadziło nieszczęśnika do takiego stanu, naturianka zajrzała do wnętrza budowli.

        Na środku głównej nawy stał ożywiony olbrzymi posąg jakiegoś demona i ciskał w różne strony przerażonymi mnichami. Oczy kamiennej postaci lśniły fioletem. Zdezorientowana dziewczyna nerwowo rozejrzała się za Maldervanem. Zobaczyła starca leżącego bezwładnie na podłodze. Przemknęła obok walczącej wciąż statuy i nachyliła się nad magiem. Nie oddychał, nie dało się wyczuć pulsu. Arklyss bezradnie pochyliła się nad przyjacielem. Po jej policzku spłynęła pojedyncza łza.
        Nagle zorientowała się, że fioletowe ślepia są w nią wpatrzone. Zamarła.
Awatar użytkownika
Carmilla
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 94
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Pokusa
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Carmilla »

Po dłuższej chwili ktoś ściągnął pokusie chustę z oczu i nareszcie przejrzała. Od razu ogarnęły ją mroczne widoki świątyni i co dziwne, histeria mnichów. Niedługo potem przerażeni mężczyźni puścili kobietę i uciekli. Lecz... Czemu? Carmilla rozejrzała się dookoła i zaskoczona szeroko otworzyła usta. Żywy posąg. Pokusa ze zdziwieniem przyglądała się kamiennemu stworowi. Nie miała pojęcia kim, bądź czym on jest i w jaki sposób został ożywiony. Niestety miała tez kilka innych spraw na głowie. Spojrzała na Uriela, który jak gdyby nigdy nic stał za ołtarzem przeglądając jakąś księgę. Miał ze sobą Calicema. Carmilla szukając czegoś, co pomogłoby jej walczyć chwyciła porzucony półtorak. Nie przepadała za mieczami, ale lepsze to, niż nic. Mimo zmęczenia sprintem biegła w stronę Uriela. Zwinnie przemknęła między nogami wielkiego, kamiennego stwora. Chyba był po ich stronie, bo nawet nie zareagował na pokusę plączącą mu się pod nogami. Dopiero wtedy zauważyła Arklyss i Maldervana. Zatrzymała się i krzyknęła do nich:

- Arklyss, zajmij się nim! Ja... Muszę zabrać to, co moje. - odrzekła i rzuciła się pędem w stronę ołtarza. Niestety na jej drodze pokazało się kilku mnichów. Widocznie ich rolą była obrona Uriela. Carmilla rzuciła się na jednego z nich i z łatwością, a wręcz z gracją przeszyła go mieczem. Tak samo poradziła sobie z kolejnymi dwoma, lecz mnichów przybywało. Zmęczenie coraz bardziej dawało się we znaki. Piekielna zatrzymała się na chwilę, by wziąć głębszy oddech. Wtedy właśnie chwycił ją jeden z napastników. Wyrwał miecz i chwycił od tyłu za włosy. Drugą ręką ścisnął jej policzki i wyryczał swoim chrypliwym głosem:

- Ślicznotko, pójdziesz teraz grzecznie ze mną. U mnie, w piekle, będzie ci dobrze. Wiem jak się takimi zająć.. - mówiąc to zaśmiał się głośno. Carmilla znalazła resztki sił i wyrwała się.

- Zamilcz, psie. - wyrzuciła z siebie, po czym wypowiedziała jedno z zaklęć. W całej świątyni rozległ się krzyk mężczyzny i swąd palonych włosów. Mnich, który przed chwilą trzymał pokusę, padł na ziemię rzucając się z bólu. Niedługo potem był już martwy. Kobieta znów spojrzała na Uriela. Powolnym krokiem zbliżała się do niego, gdy jeden z napastników podstawił jej nogę. Bezwładnie upadła nie mając siły, by się podnieść. Ogarnął ją tylko niekończący się śmiech i dobijające przemęczenie.
Awatar użytkownika
Maldervan
Szukający drogi
Posty: 27
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Człowiek - Mag
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Maldervan »

Utrzymanie się w tej formie było ciężkie, ale skuteczne. Mnisi byli w rozsypce. Jedynie grupa Uriela, która pilnowała swojego mistrza utrzymywała pozycje. Sam Uriel odprawiał rytuał z kielichem w ręku nad czarnym, jakby specjalnie zrobionym dla Calcema, ołtarzem.

Maldervan zobaczył, że pokusa pada na ziemię. Znowu była w niebezpieczeństwie. Starego maga dziwił fakt tak wielkiej chęci odzyskania kielicha. Jednak jeśli piekielni tak bardzo go pożądają to może on mieć jakieś magiczne właściwości, co najprawdopodobniej łączy go z różnymi domenami magii. Celem Maldervana zawsze było poszukiwanie źródeł czarodziejskich mocy i katalogowaniu ich. Jeśli ten przedmiot prowadził do celu to musiał go przynajmniej zbadać. Lecz najpierw bezpieczeństwo.

Posąg z czarnego marmuru ruszył, już chwiejnym krokiem, w stronę Carmilli. Mnisi próbowali walczyć, ale szybko polegli, zmiażdżeni lub rozgnieceni. Olbrzym złapał diablicę po czym zamachnął się na ołtarz potężną ręką i rozkruszył go na drobne kawałki.

Uriel wpadł w furię. Cały misterny plan piekielnego(cokolwiek chciał zrobić) wziął w łeb. Krzyknął ze złością chwycił mocniej kielich i krzyknął: "Jeszcze się zobaczymy!"- po czym zniknął razem z kielichem i kilkoma pozostałymi podwładnymi.

Świątynia zaczęła się trząść. Sklepieni pękało, a ozdoby spadały i roztrzaskiwały się o posadzkę ze straszliwym hukiem. Niewiele myśląc Maldervan złapał Ark, która trzymała jego ciało i skoczył robiąc wielką dziurę w ścianie. Siły zupełnie go opuściły. Gdy byli jeszcze w powietrzu fioletowe oczy posągu zgasły i wszyscy wylądowali na podwórzu. Carlilli i Ark nic nie było. Ciało starego człowieka również było całe.

Dusza maga przez chwilę błąkała się wokół ciała aż w końcu udało się jej wejść z powrotem do korpusu.
Oczy zaświeciły się na fioletowo, a stara postać odetchnęła gwałtownie.
-Nigdy więcej, nigdy więcej, nigdy więcej!- powiedział gwałtownym szeptem.
Zablokowany

Wróć do „Opuszczone Królestwo”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 1 gość