Nowa Aeria ⇒ Przerwa w podróży
- Varlein
- Szukający Snów
- Posty: 168
- Rejestracja: 15 lat temu
- Rasa: Upadły Anioł
- Profesje:
- Kontakt:
Przerwa w podróży
W końcu dotarli do jakiegoś miasta. Choć przejażdżka niewątpliwie należała do przyjaznych, rozstrajała już mu nerwy. Kto normalny wytrzymałby tygodnie w jednym pomieszczeniu z jedną piękną kobietą, jeśli za to pomieszczenie robi wielkie łóżko? Oczywiście nie urozmaicając sobie czas na zbliżeniach fizycznych. Próbował jak mógł, ale czasem utrzymanie rąk przy sobie było wręcz niemożliwe.
Najbardziej wstrzemięźliwy anioł by nie podołał tego zadaniu.
Wydostał się na świeże powietrze przytrzymując się drzwiczek. Już prawie przyzwyczaił się do swoich nieco sztywnych i niezgrabnych ruchów, ale przypominając sobie dawną elegancję dalej odczuwał irytację i złość. "Cholerna burza" - pomyślał już dawno przekraczając tysiąc w przeklinaniu tego pogodowego zjawiska odpowiedzialnego za obecny stan jego ciała. Jedna dobra rzecz jaka z tego wyszła właśnie wysiadała z powozu. Była wyposażona w parę pociągających nóg, kształtne biodra, równie kształtne piersi, a zwieńczeniem tego są piwne oczy, długie włosy i te czerwone usta. Musiał odwrócić wzrok, gdyż zaczął ją rozbierać już samym spojrzeniem. "Ciekawe czy to już tylko sprawka jej daru?" - pomyślał. Był pewien, że już nie chodziło tylko o to.
- Cholera, zapomniałem rzeczy - powiedział, a za żadne skarby nie chciał z powrotem się ładować do tego pojazdu.
- Dobry człowieku - zwrócił się do woźnicy - byłbyś tak dobry i zaniósł nasze bagaże do tej tawerny? - spytał wskazując głową budynek przed którym się zatrzymali. Jak się spodziewał, mężczyzna nie był z faktu taszczenia ich rzeczy zadowolony. Chociaż mężczyzna miał już opłaconą podróż i będzie pilnował powozu i ich dobytku, to wolał nie ryzykować. Jego książki i oręże narobiłyby wielu szkód, jeśli dostałyby się w niewłaściwe ręce, a tak by się w końcu stało gdyby je skradziono.
- Oczywiście zostaniesz odpowiednio wynagrodzony - powiedział. Mógł namieszać mu tak w głowie, że zrobienie tego byłoby dla niego największą radością, nawet większą niż miętoszenie pełnych piersi jakiejś wsiowej dziewuchy, ale nie zamierzał się babrać w bagnie jakie stanowiło jego umysł. Raz spróbował i nie zamierzał ponownie. Ponadto Jasmira na pewno była z takiego obrotu spraw zadowolona.
Wszedł do budynku, który tylko szyldem wyróżniał się z tłumu. Nie widział potrzeby szukać czegoś lepszego. Ta tawerna była umiejscowiona w odpowiednim miejscu, a jakość usług, biorąc pod uwagę jej wygląd, nie odstraszała.
Raźnym krokiem podszedł właściciela.
- Pokój z największym dwuosobowym łóżkiem jakie macie - powiedział rzucając monety na blat. Zastanawiał się wcześniej czy nie lepiej wziąć dwóch osobnych pokoi lub jednego z dwoma łóżkami, ale uznał, że spędzili już zbyt wiele nocy śpiąc w jednym łóżku, aby nie było to problemem. Do tego nie wiedział, czy czasem nie uraziłby Jasmiry, nagle wybierając dwa osobne łóżka.
- Już się robi - odpowiedział karczmarz wręczając mu klucz. Zdziwił Varleina. Z wyglądu przypominał typowego karczmarza w średnim wieku, ale nie był mrukliwy jak większość z nich w przypadku rozmowy z nieznajomym. Upadły skinął mu głową na pożegnanie i ruszył po schodach na piętro służące do nocowania przejezdnych.
Już po chwili otwierał drzwi do wynajętego pokoju. Wystrój nie zniewalał z nóg, ale też nie rozczarowywał. Biurko, cztery krzesła, szafa, komoda i łóżko. Przynajmniej łóżko okazało się na tyle wygodne i duże, że z pewnością się wyśpią bez łamania w kościach następnego ranka.
Chwilę później wtoczył się woźnica z ich rzeczami. Rzucił mu jedną srebrną monetę. Było to dużo, ale Varlein nie miał ochoty już patrzeć na tego mężczyznę.
- Planowany wyjazd za trzy dni - powiedział tylko, gdy mężczyzna już odchodził.
- Z tego co widziałem jakiś festyn odbędzie się dziś wieczorem - powiedział do Anielicy, co mógł wywnioskować z ożywionych twarzy mieszkańców i tłumów za oknem.
- Chodźmy się pobawić - powiedział i miał nadzieję, że i Jasmira miała na to ochotę.
Najbardziej wstrzemięźliwy anioł by nie podołał tego zadaniu.
Wydostał się na świeże powietrze przytrzymując się drzwiczek. Już prawie przyzwyczaił się do swoich nieco sztywnych i niezgrabnych ruchów, ale przypominając sobie dawną elegancję dalej odczuwał irytację i złość. "Cholerna burza" - pomyślał już dawno przekraczając tysiąc w przeklinaniu tego pogodowego zjawiska odpowiedzialnego za obecny stan jego ciała. Jedna dobra rzecz jaka z tego wyszła właśnie wysiadała z powozu. Była wyposażona w parę pociągających nóg, kształtne biodra, równie kształtne piersi, a zwieńczeniem tego są piwne oczy, długie włosy i te czerwone usta. Musiał odwrócić wzrok, gdyż zaczął ją rozbierać już samym spojrzeniem. "Ciekawe czy to już tylko sprawka jej daru?" - pomyślał. Był pewien, że już nie chodziło tylko o to.
- Cholera, zapomniałem rzeczy - powiedział, a za żadne skarby nie chciał z powrotem się ładować do tego pojazdu.
- Dobry człowieku - zwrócił się do woźnicy - byłbyś tak dobry i zaniósł nasze bagaże do tej tawerny? - spytał wskazując głową budynek przed którym się zatrzymali. Jak się spodziewał, mężczyzna nie był z faktu taszczenia ich rzeczy zadowolony. Chociaż mężczyzna miał już opłaconą podróż i będzie pilnował powozu i ich dobytku, to wolał nie ryzykować. Jego książki i oręże narobiłyby wielu szkód, jeśli dostałyby się w niewłaściwe ręce, a tak by się w końcu stało gdyby je skradziono.
- Oczywiście zostaniesz odpowiednio wynagrodzony - powiedział. Mógł namieszać mu tak w głowie, że zrobienie tego byłoby dla niego największą radością, nawet większą niż miętoszenie pełnych piersi jakiejś wsiowej dziewuchy, ale nie zamierzał się babrać w bagnie jakie stanowiło jego umysł. Raz spróbował i nie zamierzał ponownie. Ponadto Jasmira na pewno była z takiego obrotu spraw zadowolona.
Wszedł do budynku, który tylko szyldem wyróżniał się z tłumu. Nie widział potrzeby szukać czegoś lepszego. Ta tawerna była umiejscowiona w odpowiednim miejscu, a jakość usług, biorąc pod uwagę jej wygląd, nie odstraszała.
Raźnym krokiem podszedł właściciela.
- Pokój z największym dwuosobowym łóżkiem jakie macie - powiedział rzucając monety na blat. Zastanawiał się wcześniej czy nie lepiej wziąć dwóch osobnych pokoi lub jednego z dwoma łóżkami, ale uznał, że spędzili już zbyt wiele nocy śpiąc w jednym łóżku, aby nie było to problemem. Do tego nie wiedział, czy czasem nie uraziłby Jasmiry, nagle wybierając dwa osobne łóżka.
- Już się robi - odpowiedział karczmarz wręczając mu klucz. Zdziwił Varleina. Z wyglądu przypominał typowego karczmarza w średnim wieku, ale nie był mrukliwy jak większość z nich w przypadku rozmowy z nieznajomym. Upadły skinął mu głową na pożegnanie i ruszył po schodach na piętro służące do nocowania przejezdnych.
Już po chwili otwierał drzwi do wynajętego pokoju. Wystrój nie zniewalał z nóg, ale też nie rozczarowywał. Biurko, cztery krzesła, szafa, komoda i łóżko. Przynajmniej łóżko okazało się na tyle wygodne i duże, że z pewnością się wyśpią bez łamania w kościach następnego ranka.
Chwilę później wtoczył się woźnica z ich rzeczami. Rzucił mu jedną srebrną monetę. Było to dużo, ale Varlein nie miał ochoty już patrzeć na tego mężczyznę.
- Planowany wyjazd za trzy dni - powiedział tylko, gdy mężczyzna już odchodził.
- Z tego co widziałem jakiś festyn odbędzie się dziś wieczorem - powiedział do Anielicy, co mógł wywnioskować z ożywionych twarzy mieszkańców i tłumów za oknem.
- Chodźmy się pobawić - powiedział i miał nadzieję, że i Jasmira miała na to ochotę.
Anioły pierwsze upadły,pierwsze z nieba runęły
Choć takie piękne i pierwsze w nicości zniknęły,
Pierwsze złamały zasady i pierwsze na ziemię spadły,
Pierwsze szukały prawdy i pierwsze prawdę ukradły.
Zostały im tylko wspomnienia i ziemia obrzydła,
Zostały im tylko marzenia zostały pieśni i słowa,
Została im w ciszy z samymi sobą rozmowa.
By Stiil Angel
Miecz Upadłych Varleina
Choć takie piękne i pierwsze w nicości zniknęły,
Pierwsze złamały zasady i pierwsze na ziemię spadły,
Pierwsze szukały prawdy i pierwsze prawdę ukradły.
Zostały im tylko wspomnienia i ziemia obrzydła,
Zostały im tylko marzenia zostały pieśni i słowa,
Została im w ciszy z samymi sobą rozmowa.
By Stiil Angel
Miecz Upadłych Varleina
Podróż była cudowną męczarnią. Jasmira wyszła z powozu niewyspana. Bliskość śpiącego anioła była nieznośnie kusząca. Zresztą przytomny Varlein potrafił być jeszcze bardziej prowokujący. Przeżywała czułość, wzruszenie i błogie szczęście, ale czasami też nienasycenie, głód, irytację... dochodzące momentami do gniewu na niego. Była pewna, że Upadły nie zamierza się z nią kochać. Czemu więc dotykał ją, całował lekko w szyję, obejmował? Czyżby się nią bawił albo znęcał?
Pozwalał jej tak sądzić, po czym z uśmiechem rozwiewał jej wątpliwości. Momentami miała ochotę się na niego rzucić. Pocałować zaborczo i pieścić bezwstydnie i namiętnie, niezależnie czy by tego chciał czy nie. Potem wstydziła się własnych myśli i czasami zapominała się i pozwalała mu niechcący to czytać w jej głowie.
Wyszła na świeże powietrze i odetchnęła z ulgą, jakby wychodziła z pieczary lwa.
Pokój bardzo przypadł jej do gustu, ale na widok łoża westchnęła z udręczeniem. Nie potrafiła sobie odpowiedzieć, ile jeszcze nocy zniesie jej ciało, rozpalone, dygoczące z powstrzymywanych żądz. Wciąż zadawała sobie pytanie, co skłania Varleina do tego by zwlekać ze zbliżeniem. Możliwych rozwiązań było wiele. Odpadały skrupuły i chęć czekania do ślubu. Nie posądzała go o taką pobożność. Mógł się nią bawić i sprawdzać ile wytrzyma. Mógł sam się bać lub czegoś wstydzić. Mogła mu się nie podobać... No i mógł chcieć z jakiegoś ambicjonalnego powodu, by to ona wykazała inicjatywę.
Najbardziej paraliżowała ją obawa, że nie jest dla niego wystarczająco pociągająca. A to powodowało, że wolała nie podejmować otwarcie tego tematu i udawać, że też nie widzi potrzeby posuwać się dalej. By nie stracić nad sobą panowania, pilnowała się by nie pocałować go w usta. Jego całusy zawsze trafiały ją w policzki, szyję, ramię...
Na szczęście do zapadnięcia nocy było jeszcze trochę czasu i mogła odpocząć od tych namiętnych porywów i kontroli nad nimi. Miała wielką ochotę wyjść do ludzi i zająć się czymś nowym. Podejrzała miejscowe dziewczęta i ich stroje i dostosowała się do nich, by nie wyróżniać się z tłumu. Chociaż wielkie białe skrzydła i tak przyciągały uwagę i wzbudzały liczne emocje. Anioły zazwyczaj nie zstępowały z Nieba tylko po to by się zabawić, więc wielu się obawiało i wielu żywiło nadzieję.
Jasmira stworzyła sobie strój za pomocą magii. Sukienka była kwiecista, przepasana wstążką i ozdobiona kwiatami. Włosy związała w luźny warkocz, w który także wplątała wielobarwne wstążki, a nad skronią wpięła kwiat. Tylko obuwie nie wymagało zmiany, bo jej sandały wpasowały się gładko w miejscowy folklor. Skrzydła jak mogła zwinęła i trzymała za plecami. Zajęła się oglądaniem kolorowych kramów, gdzie sprzedawcy prezentowali najróżniejsze ozdoby, przedmioty codziennego użytku i regionalne, świąteczne potrawy. Co jakiś czas szturchała Varleina i pokazywała mu coś, co poddało jej nowy pomysł na urządzenie ich wyspy. Była radosna i lekko podekscytowana. Przynajmniej dopóki nie wypalił z jakimś ironicznym komentarzem, co czynił dotychczas nader często.
Pozwalał jej tak sądzić, po czym z uśmiechem rozwiewał jej wątpliwości. Momentami miała ochotę się na niego rzucić. Pocałować zaborczo i pieścić bezwstydnie i namiętnie, niezależnie czy by tego chciał czy nie. Potem wstydziła się własnych myśli i czasami zapominała się i pozwalała mu niechcący to czytać w jej głowie.
Wyszła na świeże powietrze i odetchnęła z ulgą, jakby wychodziła z pieczary lwa.
Pokój bardzo przypadł jej do gustu, ale na widok łoża westchnęła z udręczeniem. Nie potrafiła sobie odpowiedzieć, ile jeszcze nocy zniesie jej ciało, rozpalone, dygoczące z powstrzymywanych żądz. Wciąż zadawała sobie pytanie, co skłania Varleina do tego by zwlekać ze zbliżeniem. Możliwych rozwiązań było wiele. Odpadały skrupuły i chęć czekania do ślubu. Nie posądzała go o taką pobożność. Mógł się nią bawić i sprawdzać ile wytrzyma. Mógł sam się bać lub czegoś wstydzić. Mogła mu się nie podobać... No i mógł chcieć z jakiegoś ambicjonalnego powodu, by to ona wykazała inicjatywę.
Najbardziej paraliżowała ją obawa, że nie jest dla niego wystarczająco pociągająca. A to powodowało, że wolała nie podejmować otwarcie tego tematu i udawać, że też nie widzi potrzeby posuwać się dalej. By nie stracić nad sobą panowania, pilnowała się by nie pocałować go w usta. Jego całusy zawsze trafiały ją w policzki, szyję, ramię...
Na szczęście do zapadnięcia nocy było jeszcze trochę czasu i mogła odpocząć od tych namiętnych porywów i kontroli nad nimi. Miała wielką ochotę wyjść do ludzi i zająć się czymś nowym. Podejrzała miejscowe dziewczęta i ich stroje i dostosowała się do nich, by nie wyróżniać się z tłumu. Chociaż wielkie białe skrzydła i tak przyciągały uwagę i wzbudzały liczne emocje. Anioły zazwyczaj nie zstępowały z Nieba tylko po to by się zabawić, więc wielu się obawiało i wielu żywiło nadzieję.
Jasmira stworzyła sobie strój za pomocą magii. Sukienka była kwiecista, przepasana wstążką i ozdobiona kwiatami. Włosy związała w luźny warkocz, w który także wplątała wielobarwne wstążki, a nad skronią wpięła kwiat. Tylko obuwie nie wymagało zmiany, bo jej sandały wpasowały się gładko w miejscowy folklor. Skrzydła jak mogła zwinęła i trzymała za plecami. Zajęła się oglądaniem kolorowych kramów, gdzie sprzedawcy prezentowali najróżniejsze ozdoby, przedmioty codziennego użytku i regionalne, świąteczne potrawy. Co jakiś czas szturchała Varleina i pokazywała mu coś, co poddało jej nowy pomysł na urządzenie ich wyspy. Była radosna i lekko podekscytowana. Przynajmniej dopóki nie wypalił z jakimś ironicznym komentarzem, co czynił dotychczas nader często.
- Varlein
- Szukający Snów
- Posty: 168
- Rejestracja: 15 lat temu
- Rasa: Upadły Anioł
- Profesje:
- Kontakt:
Cieszył się, że i Jasmira ma ochotę uczestniczyć w miejscowym święcie. Przykucie do łóżka na kilka tygodni, a także odosobnienie w zamku pośrodku gór odbiło się na nim. Samego zdziwiło go to, jak bardzo pragnie być pośrodku ludzi czy elfów, nie tyle uczestniczyć w ich życiu, bardziej tak jak zawsze móc ich obserwować i wyciągać wnioski. Bycie częścią ich życia oznacza, że byłby zaangażowany, co za tym idzie na jego wnioski wpływałyby subiektywne opinie. To znowu wypaczało rzeczywisty stan rzeczy, jako samozwańczy naukowiec nie mógł na to pozwolić, przynajmniej na dłuższy okres czasu. Tego wieczoru postanowił ten jeden raz odpuścić sobie swoje przyrzeczenie i być uczestnikiem otoczenia, nie jego obserwatorem.
Radował się obserwując starania Anielicy, aby dostosować swój ubiór do tego jaki noszą miejscowe dziewczęta. Bawiło go to, ale wiedział, że Anioły czy Upadłe Anioły nigdy nie dopasują się do tłumu. Patrząc pod tym względem, rodzaj ich życia, to kim byli, stawało się ich przekleństwem. Tak więc on nauczył się ukrywać swoją obecność. Obiekt, który jest obserwowany świadomie i podświadomie zmienia swoje zachowanie, co też wypacza prawdę. Jednak i jego skrzydła tym razem były widoczne. Widział, jak ludzie patrzą na Jasmirę z nadzieją, czy pobożną obawą. Co bardziej śmiali mężczyźni patrzyli na nią jak na najzwyklejszą kobietę. Z niesmakiem zauważał, że niektórzy byli już żonaci, a i tak mając szansę uprawialiby seks z każdą co ładniejszą samicą, nieważne jakiej rasy. Czuł obrzydzenie, obserwując umysły tak prymitywne i podporządkowane swoim żądzom. Jednak zaraz gdy tylko zobaczyli jego postać ubraną w ciemne szaty, z dużymi czarnymi skrzydłami za plecami, ironicznym uśmiechem na ustach oraz ciemnych bezdennych oczach, co prędzej się oddalali. No cóż, żeby być szczerym, nie tylko oni. Wszyscy omijali ich z nabożną odległością. Jakby nie chcąc zakłócać otoczenia wokół nich. Bojąc się, czy aby czasem ta dwójka nie przyszła zabrać ich dusz do krain z których przybywają. Może nawet radosny uśmiech Jasmiry działał na ich niekorzyść, przecież Anioły nie widzą większego szczęścia od dostępu do Niebios, więc radują się z każdą przybywającą tam duszą. Po nim pewnie spodziewano się, że zaraz wyciągnie wielką czarna kosę i zacznie machać nią na lewo i prawo, a później porwałby ich dusze w swych szponach do piekła na wieczne tortury. Irytowało go to, nawet nie zdawał sobie sprawy, że jeszcze kilka tygodni wcześniej taka sytuacja bawiłaby go.
Był równie podekscytowany jak jego partnerka, gdy pokazywała mu różne rzeczy i wizję urządzenia ich wspólnej wyspy. Jednak jego natura nie pozwalała mu tego okazywać i za każdym razem zamiast radosnego potakiwania słyszała mało przyjemne i cyniczne uwagi. W końcu spostrzegł, że przez swoje zachowanie psuje zabawę Jasmirze, więc zamilkł i starał się odpowiadać bardziej przyjaźnie, co na szczęście mu wychodziło i Anielica mogła bawić się dalej. Cały czas pewną część jego umysłu zaprzątała jedna myśl: "Co się ze mną dzieje?". Czuł się poddenerwowany, zirytowany i na cokolwiek miał ochotę reagować złością lub agresją. Tylko nie widział racjonalnych przyczyn swojego nastawienia.
Olśnienie przyszło, gdy ich dłonie się spotkały w uścisku. W tej samej chwili poczuł się okropnie. Dręczyło go niezaspokojone pożądanie. "Czyżbym był taki sam, jak oni wszyscy?" - pomyślał. Prosty, a wręcz prymitywny. Roześmiał się w duchu. On nigdy nie będzie taki sam, jak oni. Nawet w tak zwierzęcych rzeczach jak pożądanie się wyróżniał. Otaczający go mężczyźni, a przynajmniej spora większość, pożądała każdej ładnej kobiety. On natomiast tej jednej, która się do niego właśnie uśmiechała. Odpowiedział równie szczerym i radosnym uśmiechem. Gdy wiedział na czym polegało źródło jego irytacji, mógł je zniszczyć. Choć bardziej konkretnie to tę wadę wykorzystał w zaletę. Rzucając się w wir atmosfery zabawy i radości otrzymywał potężniejsze bodźce, a każdy dotyk jej ciała sprawiał mu większą przyjemność. Teraz oboje przekrzykiwali się w swoich wizjach tworzenia ich własnej wyspy.
Całe otoczenie zareagowała na jego zmianę, bo czyż można obawiać się pary Aniołów tak radośnie się uśmiechających? Można je posądzać o przynoszenie śmierci, kiedy one najwyraźniej były zakochane i radowały się ze wspólnej zabawy? Nie, raczej nie. Tłum to rozumiał. Już nie omijali ich. Aby dostać się tam gdzie chcieli, teraz i oni musieli lawirować pomiędzy barwnie ubranymi kobietami, mężczyznami, czy podlotkami romansującymi ze sobą. Choć on dalej próbował chronić Jasmirę torując drogę czy prowadząc ją za rękę.
Zabawa trwała do późnych godzin nocnych. Jednak oni już wcześniej usiedli na jednej ze stojących ławek z zakupionymi już napojami. Sprzedawaca zaręczał, że ta chłodna ciecz z lodem orzeźwiała i pozwalała nabrać sił na dalszą zabawę.
- Już dowiedziałem się, dlaczego byłem zirytowany. Byłem zaskoczony prostotą źródła mojego rozdrażnienia. Jednak to dowodzi, że się uczę. Jeszcze parę dni temu nie doszedłbym do takich wniosków i dalej bym błądził - powiedział i wziął głębszy wdech, po czym ukoił swoje pragnienie. Sprzedawca nie kłamał, napój orzeźwiał i zwalczał gorączkę, która opanowywała każdego uczestnika tej zabawy.
Pochylił się nad nią i wyszeptał do jej ucha:
- Uwierzysz, że przyczyną tego byłaś ty? - powiedział, a gdy jej twarz zwróciła się do niego, od razu wpił się w jej usta, nie dając dojść jej do słowa. A on nawet nie podejrzewał, że jej czerwone usta mogą tak zachwycająco smakować.
Radował się obserwując starania Anielicy, aby dostosować swój ubiór do tego jaki noszą miejscowe dziewczęta. Bawiło go to, ale wiedział, że Anioły czy Upadłe Anioły nigdy nie dopasują się do tłumu. Patrząc pod tym względem, rodzaj ich życia, to kim byli, stawało się ich przekleństwem. Tak więc on nauczył się ukrywać swoją obecność. Obiekt, który jest obserwowany świadomie i podświadomie zmienia swoje zachowanie, co też wypacza prawdę. Jednak i jego skrzydła tym razem były widoczne. Widział, jak ludzie patrzą na Jasmirę z nadzieją, czy pobożną obawą. Co bardziej śmiali mężczyźni patrzyli na nią jak na najzwyklejszą kobietę. Z niesmakiem zauważał, że niektórzy byli już żonaci, a i tak mając szansę uprawialiby seks z każdą co ładniejszą samicą, nieważne jakiej rasy. Czuł obrzydzenie, obserwując umysły tak prymitywne i podporządkowane swoim żądzom. Jednak zaraz gdy tylko zobaczyli jego postać ubraną w ciemne szaty, z dużymi czarnymi skrzydłami za plecami, ironicznym uśmiechem na ustach oraz ciemnych bezdennych oczach, co prędzej się oddalali. No cóż, żeby być szczerym, nie tylko oni. Wszyscy omijali ich z nabożną odległością. Jakby nie chcąc zakłócać otoczenia wokół nich. Bojąc się, czy aby czasem ta dwójka nie przyszła zabrać ich dusz do krain z których przybywają. Może nawet radosny uśmiech Jasmiry działał na ich niekorzyść, przecież Anioły nie widzą większego szczęścia od dostępu do Niebios, więc radują się z każdą przybywającą tam duszą. Po nim pewnie spodziewano się, że zaraz wyciągnie wielką czarna kosę i zacznie machać nią na lewo i prawo, a później porwałby ich dusze w swych szponach do piekła na wieczne tortury. Irytowało go to, nawet nie zdawał sobie sprawy, że jeszcze kilka tygodni wcześniej taka sytuacja bawiłaby go.
Był równie podekscytowany jak jego partnerka, gdy pokazywała mu różne rzeczy i wizję urządzenia ich wspólnej wyspy. Jednak jego natura nie pozwalała mu tego okazywać i za każdym razem zamiast radosnego potakiwania słyszała mało przyjemne i cyniczne uwagi. W końcu spostrzegł, że przez swoje zachowanie psuje zabawę Jasmirze, więc zamilkł i starał się odpowiadać bardziej przyjaźnie, co na szczęście mu wychodziło i Anielica mogła bawić się dalej. Cały czas pewną część jego umysłu zaprzątała jedna myśl: "Co się ze mną dzieje?". Czuł się poddenerwowany, zirytowany i na cokolwiek miał ochotę reagować złością lub agresją. Tylko nie widział racjonalnych przyczyn swojego nastawienia.
Olśnienie przyszło, gdy ich dłonie się spotkały w uścisku. W tej samej chwili poczuł się okropnie. Dręczyło go niezaspokojone pożądanie. "Czyżbym był taki sam, jak oni wszyscy?" - pomyślał. Prosty, a wręcz prymitywny. Roześmiał się w duchu. On nigdy nie będzie taki sam, jak oni. Nawet w tak zwierzęcych rzeczach jak pożądanie się wyróżniał. Otaczający go mężczyźni, a przynajmniej spora większość, pożądała każdej ładnej kobiety. On natomiast tej jednej, która się do niego właśnie uśmiechała. Odpowiedział równie szczerym i radosnym uśmiechem. Gdy wiedział na czym polegało źródło jego irytacji, mógł je zniszczyć. Choć bardziej konkretnie to tę wadę wykorzystał w zaletę. Rzucając się w wir atmosfery zabawy i radości otrzymywał potężniejsze bodźce, a każdy dotyk jej ciała sprawiał mu większą przyjemność. Teraz oboje przekrzykiwali się w swoich wizjach tworzenia ich własnej wyspy.
Całe otoczenie zareagowała na jego zmianę, bo czyż można obawiać się pary Aniołów tak radośnie się uśmiechających? Można je posądzać o przynoszenie śmierci, kiedy one najwyraźniej były zakochane i radowały się ze wspólnej zabawy? Nie, raczej nie. Tłum to rozumiał. Już nie omijali ich. Aby dostać się tam gdzie chcieli, teraz i oni musieli lawirować pomiędzy barwnie ubranymi kobietami, mężczyznami, czy podlotkami romansującymi ze sobą. Choć on dalej próbował chronić Jasmirę torując drogę czy prowadząc ją za rękę.
Zabawa trwała do późnych godzin nocnych. Jednak oni już wcześniej usiedli na jednej ze stojących ławek z zakupionymi już napojami. Sprzedawaca zaręczał, że ta chłodna ciecz z lodem orzeźwiała i pozwalała nabrać sił na dalszą zabawę.
- Już dowiedziałem się, dlaczego byłem zirytowany. Byłem zaskoczony prostotą źródła mojego rozdrażnienia. Jednak to dowodzi, że się uczę. Jeszcze parę dni temu nie doszedłbym do takich wniosków i dalej bym błądził - powiedział i wziął głębszy wdech, po czym ukoił swoje pragnienie. Sprzedawca nie kłamał, napój orzeźwiał i zwalczał gorączkę, która opanowywała każdego uczestnika tej zabawy.
Pochylił się nad nią i wyszeptał do jej ucha:
- Uwierzysz, że przyczyną tego byłaś ty? - powiedział, a gdy jej twarz zwróciła się do niego, od razu wpił się w jej usta, nie dając dojść jej do słowa. A on nawet nie podejrzewał, że jej czerwone usta mogą tak zachwycająco smakować.
Anioły pierwsze upadły,pierwsze z nieba runęły
Choć takie piękne i pierwsze w nicości zniknęły,
Pierwsze złamały zasady i pierwsze na ziemię spadły,
Pierwsze szukały prawdy i pierwsze prawdę ukradły.
Zostały im tylko wspomnienia i ziemia obrzydła,
Zostały im tylko marzenia zostały pieśni i słowa,
Została im w ciszy z samymi sobą rozmowa.
By Stiil Angel
Miecz Upadłych Varleina
Choć takie piękne i pierwsze w nicości zniknęły,
Pierwsze złamały zasady i pierwsze na ziemię spadły,
Pierwsze szukały prawdy i pierwsze prawdę ukradły.
Zostały im tylko wspomnienia i ziemia obrzydła,
Zostały im tylko marzenia zostały pieśni i słowa,
Została im w ciszy z samymi sobą rozmowa.
By Stiil Angel
Miecz Upadłych Varleina
Irytacja Varleina nie była dla niej niczym nowym. Dostrzegła ją o wiele wcześniej niż on i przypisywała jego naturze, tudzież konsekwencjom nieszczęśliwego wypadku. Przebywanie między ludzmi i proste, ludowe rozrywki oderwały ją od ciężaru myśli i moralnych dylematów. Chciała się poczuć jak zwykła dziewczyna. Pozwoliło jej to rozluźnić się i wypocząć po pełnej emocji podróży. Z każdym dniem była spokojniejsza o to, że Varlein jej nie wykorzystuje. Szczęście stało się mniej burzliwe i nie przeplatało się już z lękiem.
Nawet nie zauważyła zmiany w Upadłym, tak była przejęta atmosferą święta. Chwytała w ręce różne zabawki. Wiatraczki, latawce, przestrzenne łamigłówki. Namalowała sobie na policzkach kolorowe kreski. Brała udział w zabawach.
Potem wzięła go za rękę i wniknęli w tłum tańczących. Grajkowie przygrywali na piszczałkach i instrumentach smyczkowych. Akompaniowali im bębniarze, a cała gawiedź aż dźwięczała od grzechotek i dzwoneczków. Zupełnie się nie przejmowała tym, że się wyróżniają z tłumu. Dla niej liczył się tylko Varlein. Była w niego wpatrzona jak w największy cud świata. Klaskała, śpiewała z innymi, wirowała i wracała w jego ramiona. Miała wypieki i lekką zadyszkę. Włosy jej się potargały od pląsów, a oczy błyszczały szczęściem.
Varlein się uśmiechał. To był niezwykły widok, który przepełniał jej serce radością. A gdy się potknęła i musiał ją podtrzymać by się nie wywróciła, oboje parsknęli śmiechem. Czuła się jak pijana i bawiła się swobodnie, z niewinnym, dziewczęcym wdziękiem.
Krew szumiała jej w żyłach, gdy usiedli na ławce odpocząć. Nie bardzo rozumiała, o czym on mówi.
"Źródło irytacji? Nie wydawał się zirytowany..."
Informacja o tym, że była przyczyną, też nie była dla niej taka oczywista. Spojrzała na niego pytająco i wtedy poczuła to, co pragnął jej przekazać. Zaskoczona i oszołomiona rozkoszą pocałunku jęknęła i zadrżała mocno. Zamknęła oczy i wtuliła w niego spragnione doznań, miękkie, drobne usta. Każde poruszenie jego warg zalewało ją gorącym uczuciem wstydu. Wiedziała, że grzeszy, oddając się cielesnej namiętności z mężczyzną, z którym nie łączył jej pobłogosławiony związek. Był piekielnikiem... a to ją jeszcze mocniej w nim pociągało. Zatraciła się w nim, pieszcząc go drżącymi pocałunkami. Gdy w końcu odsunęli od siebie twarze, Jasmira była zarumieniona i rozedrgana, ale szepnęła głębokim, namiętnym szeptem:
- Pragnę cię... niech mnie pochłonie ogień piekielny, ale chcę poczuć twoje ciało na sobie... - Podniosła na niego półprzytomne oczy. - Rozbierz mnie i pieść mnie nagą, proszę... ugaś ten pożar który mnie trawi, bo oszaleję.
Jej wznanie było gorące i rozpaczliwe. Naprawdę go błagała, bo jej ciało pod wpływem pocałunku ogarnęło nieznośne napięcie, będące wynikiem podniecenia i niezaspokojonego wciąż pożądania. Przed chwilą dotykali się tak intymnie, że odważyła się odsłonić przed nim ze swoim pragnieniem. W jego oczach też widziała głód.
Nagle jednak ogarnęło ją przerażenie. Wróciła świadomość tego gdzie się właśnie znajdują i kim są. Zatkała sobie usta dłonią, wpatrując się w niego przestraszonymi, speszonymi oczami.
"Boże, co ja mówię!"- ta myśl była głośna i wyraźna nawet w jego umyśle.
Nawet nie zauważyła zmiany w Upadłym, tak była przejęta atmosferą święta. Chwytała w ręce różne zabawki. Wiatraczki, latawce, przestrzenne łamigłówki. Namalowała sobie na policzkach kolorowe kreski. Brała udział w zabawach.
Potem wzięła go za rękę i wniknęli w tłum tańczących. Grajkowie przygrywali na piszczałkach i instrumentach smyczkowych. Akompaniowali im bębniarze, a cała gawiedź aż dźwięczała od grzechotek i dzwoneczków. Zupełnie się nie przejmowała tym, że się wyróżniają z tłumu. Dla niej liczył się tylko Varlein. Była w niego wpatrzona jak w największy cud świata. Klaskała, śpiewała z innymi, wirowała i wracała w jego ramiona. Miała wypieki i lekką zadyszkę. Włosy jej się potargały od pląsów, a oczy błyszczały szczęściem.
Varlein się uśmiechał. To był niezwykły widok, który przepełniał jej serce radością. A gdy się potknęła i musiał ją podtrzymać by się nie wywróciła, oboje parsknęli śmiechem. Czuła się jak pijana i bawiła się swobodnie, z niewinnym, dziewczęcym wdziękiem.
Krew szumiała jej w żyłach, gdy usiedli na ławce odpocząć. Nie bardzo rozumiała, o czym on mówi.
"Źródło irytacji? Nie wydawał się zirytowany..."
Informacja o tym, że była przyczyną, też nie była dla niej taka oczywista. Spojrzała na niego pytająco i wtedy poczuła to, co pragnął jej przekazać. Zaskoczona i oszołomiona rozkoszą pocałunku jęknęła i zadrżała mocno. Zamknęła oczy i wtuliła w niego spragnione doznań, miękkie, drobne usta. Każde poruszenie jego warg zalewało ją gorącym uczuciem wstydu. Wiedziała, że grzeszy, oddając się cielesnej namiętności z mężczyzną, z którym nie łączył jej pobłogosławiony związek. Był piekielnikiem... a to ją jeszcze mocniej w nim pociągało. Zatraciła się w nim, pieszcząc go drżącymi pocałunkami. Gdy w końcu odsunęli od siebie twarze, Jasmira była zarumieniona i rozedrgana, ale szepnęła głębokim, namiętnym szeptem:
- Pragnę cię... niech mnie pochłonie ogień piekielny, ale chcę poczuć twoje ciało na sobie... - Podniosła na niego półprzytomne oczy. - Rozbierz mnie i pieść mnie nagą, proszę... ugaś ten pożar który mnie trawi, bo oszaleję.
Jej wznanie było gorące i rozpaczliwe. Naprawdę go błagała, bo jej ciało pod wpływem pocałunku ogarnęło nieznośne napięcie, będące wynikiem podniecenia i niezaspokojonego wciąż pożądania. Przed chwilą dotykali się tak intymnie, że odważyła się odsłonić przed nim ze swoim pragnieniem. W jego oczach też widziała głód.
Nagle jednak ogarnęło ją przerażenie. Wróciła świadomość tego gdzie się właśnie znajdują i kim są. Zatkała sobie usta dłonią, wpatrując się w niego przestraszonymi, speszonymi oczami.
"Boże, co ja mówię!"- ta myśl była głośna i wyraźna nawet w jego umyśle.
- Varlein
- Szukający Snów
- Posty: 168
- Rejestracja: 15 lat temu
- Rasa: Upadły Anioł
- Profesje:
- Kontakt:
Nie wiedział, co to za uczucie przejmowało kontrolę nad jego umysłem i ciałem. Było mu niemiłosiernie ciepło, chciał ją całować, odkrywać każdy kawałek jej ciała.
Jej widok, gdy się odsunęli, tylko potęgował te doznania. Jej zarumienione policzki, rozgorączkowane spojrzenie, potargane włosy i namiętny głos, którym go zachęcała. Widział w jej oczach głód i ogień, taki sam jaki trawił jego. "Bóg ?" - zdziwił się, skąd w takiej chwili wzięła się taka myśl w jej głowie.
- Po co mieszasz Boga w to? Skoro nie spodobałoby się to? - spytał, ale sam nie miał takich dylematów. Może był egoistycznym, niepokornym diabłem, ale w końcu znalazł szczęście, a jeśli komuś coś w tym nie pasowało, nie zamierzał zwracać na to najmniejszej uwagi.
Nie zastanawiał się dłużej, tylko wziął na ręce Jasmirę. Oczywiście jego ręce i kręgosłup ostrzegawczo skrzypnęły, ale z pomocą odrobiny magii był w stanie unieść Anielicę bez najmniejszego wyniku. Wiedział, że mogłaby mieć problem pójść za nim o własnych siłach, ale wiedział również, że skoro on ją będzie niósł, nie będzie w stanie się oprzeć. Ponadto nie mógł odmówić sobie przyjemności niesienia jej.
- Myślisz, że odpuszczę ci, jak tylko wezwiesz Boga? - powiedział z ironicznym uśmieszkiem.
- Nie, nie doceniaj mnie - powiedział z nieodgadnionym wyrazem twarzy i tylko jego spojrzenie pozostało takie samo.
- Mam zamiar uczynić cię swoją, w zamian za siebie, i choćbyś broniła się całym tabunem diabłów i aniołów, nie obronisz się - powiedział i zaczął iść w kierunku karczmy, gdzie wynajął pokój.
- Po co odwlekać nieuniknione? Sama widzisz, jak reagujemy na siebie, a skoro jesteś ze mną, uświadom to sobie w końcu, że przy mnie działają tylko te prawa, które akceptuję - powiedział, ale zaraz się roześmiał, wyglądał przy tym jak ktoś niespełna rozumu. W końcu facet o zaciętym wyrazie twarzy, który nagle wybucha śmiechem, może napawać lękiem. Wszyscy wokół znów odsuwali się od niego, tworząc przejście.
- Chyba dobrze się stało, że wynająłem pokój z jednym dużym łożem - powiedział rozbawiony, ale w tej samej chwili delikatnie wszedł do jej umysłu. Nie próbował się z tym kryć, gdyż nie chciał podsłuchiwać jej myśli. Chciał porozmawiać, w taki sposób, aby ich rozmowa nie doszła do uszu osób trzecich.
- "Czemu się lękasz?" - spytał spokojnie.
- "Czyżbyś uświadomiła sobie, że ja jestem piekielnym i jakie skutki będą naszego związku?" - dociekał dalej.
- "A może nasz pocałunek odbył się w nieodpowiednim miejscu?" - nie dawał za wygraną.
- "Nie ma czego się lękać. Zlikwiduję każdy problem na naszej drodze. I nie zapominaj, że to dalej są tylko ludzie. Każdej istocie przypisują swoje cechy czy uczucia. Nasze zachowanie nie budzi zdziwienia" - powiedział, próbując ją uspokoić i przekonać.
Jej widok, gdy się odsunęli, tylko potęgował te doznania. Jej zarumienione policzki, rozgorączkowane spojrzenie, potargane włosy i namiętny głos, którym go zachęcała. Widział w jej oczach głód i ogień, taki sam jaki trawił jego. "Bóg ?" - zdziwił się, skąd w takiej chwili wzięła się taka myśl w jej głowie.
- Po co mieszasz Boga w to? Skoro nie spodobałoby się to? - spytał, ale sam nie miał takich dylematów. Może był egoistycznym, niepokornym diabłem, ale w końcu znalazł szczęście, a jeśli komuś coś w tym nie pasowało, nie zamierzał zwracać na to najmniejszej uwagi.
Nie zastanawiał się dłużej, tylko wziął na ręce Jasmirę. Oczywiście jego ręce i kręgosłup ostrzegawczo skrzypnęły, ale z pomocą odrobiny magii był w stanie unieść Anielicę bez najmniejszego wyniku. Wiedział, że mogłaby mieć problem pójść za nim o własnych siłach, ale wiedział również, że skoro on ją będzie niósł, nie będzie w stanie się oprzeć. Ponadto nie mógł odmówić sobie przyjemności niesienia jej.
- Myślisz, że odpuszczę ci, jak tylko wezwiesz Boga? - powiedział z ironicznym uśmieszkiem.
- Nie, nie doceniaj mnie - powiedział z nieodgadnionym wyrazem twarzy i tylko jego spojrzenie pozostało takie samo.
- Mam zamiar uczynić cię swoją, w zamian za siebie, i choćbyś broniła się całym tabunem diabłów i aniołów, nie obronisz się - powiedział i zaczął iść w kierunku karczmy, gdzie wynajął pokój.
- Po co odwlekać nieuniknione? Sama widzisz, jak reagujemy na siebie, a skoro jesteś ze mną, uświadom to sobie w końcu, że przy mnie działają tylko te prawa, które akceptuję - powiedział, ale zaraz się roześmiał, wyglądał przy tym jak ktoś niespełna rozumu. W końcu facet o zaciętym wyrazie twarzy, który nagle wybucha śmiechem, może napawać lękiem. Wszyscy wokół znów odsuwali się od niego, tworząc przejście.
- Chyba dobrze się stało, że wynająłem pokój z jednym dużym łożem - powiedział rozbawiony, ale w tej samej chwili delikatnie wszedł do jej umysłu. Nie próbował się z tym kryć, gdyż nie chciał podsłuchiwać jej myśli. Chciał porozmawiać, w taki sposób, aby ich rozmowa nie doszła do uszu osób trzecich.
- "Czemu się lękasz?" - spytał spokojnie.
- "Czyżbyś uświadomiła sobie, że ja jestem piekielnym i jakie skutki będą naszego związku?" - dociekał dalej.
- "A może nasz pocałunek odbył się w nieodpowiednim miejscu?" - nie dawał za wygraną.
- "Nie ma czego się lękać. Zlikwiduję każdy problem na naszej drodze. I nie zapominaj, że to dalej są tylko ludzie. Każdej istocie przypisują swoje cechy czy uczucia. Nasze zachowanie nie budzi zdziwienia" - powiedział, próbując ją uspokoić i przekonać.
Anioły pierwsze upadły,pierwsze z nieba runęły
Choć takie piękne i pierwsze w nicości zniknęły,
Pierwsze złamały zasady i pierwsze na ziemię spadły,
Pierwsze szukały prawdy i pierwsze prawdę ukradły.
Zostały im tylko wspomnienia i ziemia obrzydła,
Zostały im tylko marzenia zostały pieśni i słowa,
Została im w ciszy z samymi sobą rozmowa.
By Stiil Angel
Miecz Upadłych Varleina
Choć takie piękne i pierwsze w nicości zniknęły,
Pierwsze złamały zasady i pierwsze na ziemię spadły,
Pierwsze szukały prawdy i pierwsze prawdę ukradły.
Zostały im tylko wspomnienia i ziemia obrzydła,
Zostały im tylko marzenia zostały pieśni i słowa,
Została im w ciszy z samymi sobą rozmowa.
By Stiil Angel
Miecz Upadłych Varleina
Próbowała się sprzeciwić, jak tylko poczuła, że unosi ją na rękach. Gdy wymieniał imię Boga tak niedbale, coraz bardziej miała wrażenie że grzeszą i bluźnią.
- Nie mów tak... nie śmiałabym... Nie powinniśmy. Nie powinnam tak mówić.
Bała się z wielu powodów. Po pierwsze zaszokowała samą siebie tak odważnymi słowami. Teraz wydawało jej się to nieskromne i nieczyste. Po drugie bała się, że teraz tym bardziej nikt nie zaakceptuje w Niebie ich związku, jeśli skonsumują go zanim staną przed Bogiem by prosić o błogosławieństwo. Co prawda nie sądziła, by Varlein chciał by ich relacja została uświęcona i pobłogosławiona, ale nie przywykła jeszcze do myśli, że będzie żyła z mężczyzną w nielegalnym związku. Bała się, że sam ukochany uzna ją za nieskromną i płytką, jakby zależało jej tylko na przyjemności. A na koniec bała się, że źle wypadnie podczas zbliżenia, bo zupełnie nie miała w tym praktyki.
Przestała się wyrywać, gdy usłyszała chrupnięcie jego stawów i uświadomiła sobie, że może wyrządzić mu krzywdę. Znieruchomiała więc, obejmując go za szyję i słuchała jego głosu. Kiedy mówił, że uczyni ją swoją i odda siebie, serce zaczeło jej bić jak szalone. Jego upór, apodyktyczność i zdecydowanie podniecały ją. Patrzyła na jego bezdenne, ciemne oczy i czuła jak przechodzi ją dreszcz. Znów zawirowały w jej głowie nieczyste myśli. Wyobraziła sobie jak ja bierze siłą i to była szalona, rozkoszna wizja. Zacisnęła palce na jego karku. W tej samej chwili usłyszała jego spokojny głos w swoim umyśle. Panicznie zatrzasnęła przed nim dostep do swoich myśli, pozwalając jedynie na dialog.
- "Nie obchodzi mnie opinia ludzi... I kocham cię. Kochałabym cię tak samo, nawet gdybyś był przybocznym samego Mefistofelesa."
Otuliła go ramionami za szyję bardziej miekko i oparła czoło o jego szyję. Zamknęła oczy. Puls tętnił jej w skroniach. Każdy ich krok w stronę pokoju wzmagał w niej zarówno podniecenie, jak i obawę.
- "Ja tylko... Nie chciałam, żebyś pomyślał, że musimy to robić. Wcale cię nie chcę namawiać. Myślę, że nawet nie powinniśmy... Możemy przecież poczekać, aż się lepiej poznamy... zamieszkamy ze sobą i zżyjemy sie trochę. W końcu wstrzemięźliwość to piękna cecha."
Wyczuwał, jak bardzo jest speszona, gdy tak próbowała się wycofać z własnych, wyjawionych mu przed chwilą marzeń. Zaraz potem okazała się zupełnie niekonsekwentna. Gdy tylko znaleźli się w pokoju, poza widokiem wścibskich oczu, Jasmira nie mogła się dłużej powstrzymać i pocałowała go w szyję. Gorąca skóra Upadłego pachniała oszałamiająco, a ona od dłuższego czasu, chcąc nie chcąc, ocierała sie o nią nosem i policzkiem.
- Nie mów tak... nie śmiałabym... Nie powinniśmy. Nie powinnam tak mówić.
Bała się z wielu powodów. Po pierwsze zaszokowała samą siebie tak odważnymi słowami. Teraz wydawało jej się to nieskromne i nieczyste. Po drugie bała się, że teraz tym bardziej nikt nie zaakceptuje w Niebie ich związku, jeśli skonsumują go zanim staną przed Bogiem by prosić o błogosławieństwo. Co prawda nie sądziła, by Varlein chciał by ich relacja została uświęcona i pobłogosławiona, ale nie przywykła jeszcze do myśli, że będzie żyła z mężczyzną w nielegalnym związku. Bała się, że sam ukochany uzna ją za nieskromną i płytką, jakby zależało jej tylko na przyjemności. A na koniec bała się, że źle wypadnie podczas zbliżenia, bo zupełnie nie miała w tym praktyki.
Przestała się wyrywać, gdy usłyszała chrupnięcie jego stawów i uświadomiła sobie, że może wyrządzić mu krzywdę. Znieruchomiała więc, obejmując go za szyję i słuchała jego głosu. Kiedy mówił, że uczyni ją swoją i odda siebie, serce zaczeło jej bić jak szalone. Jego upór, apodyktyczność i zdecydowanie podniecały ją. Patrzyła na jego bezdenne, ciemne oczy i czuła jak przechodzi ją dreszcz. Znów zawirowały w jej głowie nieczyste myśli. Wyobraziła sobie jak ja bierze siłą i to była szalona, rozkoszna wizja. Zacisnęła palce na jego karku. W tej samej chwili usłyszała jego spokojny głos w swoim umyśle. Panicznie zatrzasnęła przed nim dostep do swoich myśli, pozwalając jedynie na dialog.
- "Nie obchodzi mnie opinia ludzi... I kocham cię. Kochałabym cię tak samo, nawet gdybyś był przybocznym samego Mefistofelesa."
Otuliła go ramionami za szyję bardziej miekko i oparła czoło o jego szyję. Zamknęła oczy. Puls tętnił jej w skroniach. Każdy ich krok w stronę pokoju wzmagał w niej zarówno podniecenie, jak i obawę.
- "Ja tylko... Nie chciałam, żebyś pomyślał, że musimy to robić. Wcale cię nie chcę namawiać. Myślę, że nawet nie powinniśmy... Możemy przecież poczekać, aż się lepiej poznamy... zamieszkamy ze sobą i zżyjemy sie trochę. W końcu wstrzemięźliwość to piękna cecha."
Wyczuwał, jak bardzo jest speszona, gdy tak próbowała się wycofać z własnych, wyjawionych mu przed chwilą marzeń. Zaraz potem okazała się zupełnie niekonsekwentna. Gdy tylko znaleźli się w pokoju, poza widokiem wścibskich oczu, Jasmira nie mogła się dłużej powstrzymać i pocałowała go w szyję. Gorąca skóra Upadłego pachniała oszałamiająco, a ona od dłuższego czasu, chcąc nie chcąc, ocierała sie o nią nosem i policzkiem.
- Varlein
- Szukający Snów
- Posty: 168
- Rejestracja: 15 lat temu
- Rasa: Upadły Anioł
- Profesje:
- Kontakt:
Był wdzięczny, że Jasmira w końcu przestała się wyrywać, gdyż jego kości niebezpiecznie trzeszczały. Z tego co wiedział, sądził, że po takich obrażaniach jeszcze trochę musi minąć, nim wszystko zagoi się. Oczywiście wiedział, że już nie będzie taki sprawny jak niegdyś, jednak miał nadzieję, że jego stan jeszcze się poprawi.
- Och, nie sądzę aby bycie czyimś przydupasem było pociągające, zresztą moje ambicje sięgają wyżej - powiedział wprost do jej umysłu z ironicznym uśmieszkiem na twarzy. Bycie prawą ręką któregokolwiek wyżej postawionego piekielnego nie było miłym zajęciem. Oni zazwyczaj nie żyli zbyt długo. Większość grubych ryb w piekle była nieprzewidywalna, a wiedział, że porażki surowo były karane. On wolał występować w roli kata lub wcale.
Nie widział nic cudownego we wstrzemięźliwości, jednak był już prawie w stanie zgodzić się na to, aby poczekać ze zbliżeniem, gdy poczuł jej gorący oddech na szyi, a w następnej chwili w tym samym miejscu jej gorące usta. Po czymś takim nie był w stanie trzymać rąk przy sobie, a każda przespana noc w jednym łóżku z Jasmirą byłaby dla niego torturą, a nie po to wyrwał się z piekła, aby dobrowolnie poddać się takim nieprzyjemnym rzeczom. Choć dalej nie utożsamiał się z ludzkimi mężczyznami, teraz doskonale wiedział, jak pożądanie może być potężne. Gdy całe ciało pragnęło dotyku, a umysł nawet nie chciał z tą gorączką walczyć, opanowanie się było niemożliwe. "Boże, odwróć wzrok, albowiem zamierzam zgrzeszyć" - pomyślał, w tym samym czasie delikatnie opuszczając swoją partnerkę na miękkie łóżko. Gdyby jego ręce miały usta, w tej chwili z całą pewnością westchnęłyby z ulgą. Niestety, nie miały, więc zrobił to za nie.
- Z noszeniem cię ponownie będziemy musieli poczekać, aż ręce nabiorą sił po tej rekonwalescencji - powiedział jakby do siebie, ale nie patrzył Jasmirze w oczy. Pochylając się nad nią wręcz pożerał ją wzrokiem. Gdyby nie wiedział, że jest Aniołem, widząc ją teraz na pewno by wysunął takie przypuszczenia. Nawet gdyby jej skrzydła nie były rozłożone na łóżku. Ich biel pięknie kontrastowała z czerwienią pościeli, która już niestety zdążyła lekko wypłowieć.
Jednak dygresje na temat stanu łóżka i pościeli nie zaprzątały mu już więcej głowy. Jego umysł jak nigdy był zajęty tylko jedną rzeczą. Przetwarzaniem i podziwianiem bodźców płynących z jego oczu. Jej zgrabne stopy odziane w sandały przechodziły w kształtne nogi, te znowu w biodra. Idąc w górę nie sposób było nie zwrócić uwagi na wcięcie w talii, które tak podkreślało jej pełne piersi. Podejrzewał, że musiał mieć zadatki na wampira, gdyż z całego jej piękna, najbardziej pociągała go jej kusząca szyja. Tym bardziej, że tuż nad nią były czerwone usta, a ich smak zawróciłby w głowie każdej istocie, nieważne z jakiej części wszechświata. I te piwne oczy, w tej chwili rozpalone i uważne na każdy jego ruch. Obserwujące każdy jego oddech. Skrył twarz w zagłębieniu jej szyi, tam gdzie nie mogła go dostrzec, ale zrobił to dlatego, że po prostu chciał to miejsce pocałować.
- Nie patrz tak na mnie, jeszcze się zaczerwienię - powiedział żartobliwie, po czym wyznaczył swoim językiem linię od podstawy szyi aż do samego ucha.
- Masz jeszcze siłę, aby się opierać? - spytał przekornie.
- Och, nie sądzę aby bycie czyimś przydupasem było pociągające, zresztą moje ambicje sięgają wyżej - powiedział wprost do jej umysłu z ironicznym uśmieszkiem na twarzy. Bycie prawą ręką któregokolwiek wyżej postawionego piekielnego nie było miłym zajęciem. Oni zazwyczaj nie żyli zbyt długo. Większość grubych ryb w piekle była nieprzewidywalna, a wiedział, że porażki surowo były karane. On wolał występować w roli kata lub wcale.
Nie widział nic cudownego we wstrzemięźliwości, jednak był już prawie w stanie zgodzić się na to, aby poczekać ze zbliżeniem, gdy poczuł jej gorący oddech na szyi, a w następnej chwili w tym samym miejscu jej gorące usta. Po czymś takim nie był w stanie trzymać rąk przy sobie, a każda przespana noc w jednym łóżku z Jasmirą byłaby dla niego torturą, a nie po to wyrwał się z piekła, aby dobrowolnie poddać się takim nieprzyjemnym rzeczom. Choć dalej nie utożsamiał się z ludzkimi mężczyznami, teraz doskonale wiedział, jak pożądanie może być potężne. Gdy całe ciało pragnęło dotyku, a umysł nawet nie chciał z tą gorączką walczyć, opanowanie się było niemożliwe. "Boże, odwróć wzrok, albowiem zamierzam zgrzeszyć" - pomyślał, w tym samym czasie delikatnie opuszczając swoją partnerkę na miękkie łóżko. Gdyby jego ręce miały usta, w tej chwili z całą pewnością westchnęłyby z ulgą. Niestety, nie miały, więc zrobił to za nie.
- Z noszeniem cię ponownie będziemy musieli poczekać, aż ręce nabiorą sił po tej rekonwalescencji - powiedział jakby do siebie, ale nie patrzył Jasmirze w oczy. Pochylając się nad nią wręcz pożerał ją wzrokiem. Gdyby nie wiedział, że jest Aniołem, widząc ją teraz na pewno by wysunął takie przypuszczenia. Nawet gdyby jej skrzydła nie były rozłożone na łóżku. Ich biel pięknie kontrastowała z czerwienią pościeli, która już niestety zdążyła lekko wypłowieć.
Jednak dygresje na temat stanu łóżka i pościeli nie zaprzątały mu już więcej głowy. Jego umysł jak nigdy był zajęty tylko jedną rzeczą. Przetwarzaniem i podziwianiem bodźców płynących z jego oczu. Jej zgrabne stopy odziane w sandały przechodziły w kształtne nogi, te znowu w biodra. Idąc w górę nie sposób było nie zwrócić uwagi na wcięcie w talii, które tak podkreślało jej pełne piersi. Podejrzewał, że musiał mieć zadatki na wampira, gdyż z całego jej piękna, najbardziej pociągała go jej kusząca szyja. Tym bardziej, że tuż nad nią były czerwone usta, a ich smak zawróciłby w głowie każdej istocie, nieważne z jakiej części wszechświata. I te piwne oczy, w tej chwili rozpalone i uważne na każdy jego ruch. Obserwujące każdy jego oddech. Skrył twarz w zagłębieniu jej szyi, tam gdzie nie mogła go dostrzec, ale zrobił to dlatego, że po prostu chciał to miejsce pocałować.
- Nie patrz tak na mnie, jeszcze się zaczerwienię - powiedział żartobliwie, po czym wyznaczył swoim językiem linię od podstawy szyi aż do samego ucha.
- Masz jeszcze siłę, aby się opierać? - spytał przekornie.
Anioły pierwsze upadły,pierwsze z nieba runęły
Choć takie piękne i pierwsze w nicości zniknęły,
Pierwsze złamały zasady i pierwsze na ziemię spadły,
Pierwsze szukały prawdy i pierwsze prawdę ukradły.
Zostały im tylko wspomnienia i ziemia obrzydła,
Zostały im tylko marzenia zostały pieśni i słowa,
Została im w ciszy z samymi sobą rozmowa.
By Stiil Angel
Miecz Upadłych Varleina
Choć takie piękne i pierwsze w nicości zniknęły,
Pierwsze złamały zasady i pierwsze na ziemię spadły,
Pierwsze szukały prawdy i pierwsze prawdę ukradły.
Zostały im tylko wspomnienia i ziemia obrzydła,
Zostały im tylko marzenia zostały pieśni i słowa,
Została im w ciszy z samymi sobą rozmowa.
By Stiil Angel
Miecz Upadłych Varleina
Dotykając plecami i skrzydłami łóżka poczuła się całkowicie poddana. Ogarnęła ją słabość, a jego pełen pożądania wzrok rozpalał ją niemiłosiernie. Czuła się seksowna i zwariowana na punkcie jego ciała. Wszyscy zawsze podziwiali jego umysł i bali się jego magii. A dla niej był przede wszystkim piękny, męski i pociągający. Mógłby w tej chwili stracić wszelką posiadaną moc, a ona nawet odrobinę nie przestałaby go uwielbiać. Kochała też się z nim droczyć. Wszystkie anioły, które znała z nieba, były miłe, łagodne, dystyngowane, godne. A ją podniecała jego drapieżność i arogancja. Miała ochotę znów całować jego usta, jakby były z żywego ognia. Zadrżała czując jego język na szyi. Puls uderzał jej w skronie i czuła mrowienie przypominające lęk, jakby faktycznie zamierzał ją ukąsić i wyssać krew.
Odepchnęła go od siebie lekko, po to by móc spojrzeć mu w twarz. Jego ciemne oczy były pewne siebie. Aż za bardzo.
"On nie ma żadnych wyrzutów sumienia" - pomyślała. "Dla niego to tylko przyjemność, na którą sobie pozwala. Bo nic nie jest w stanie mu tego zabronić." Myślała tak z czułością i troską, bo znów poczuła, że jego dusza jest pełna zaciętości. Wiedziała, że dla niego liczy się tylko on sam i jego korzyść. Zawsze był przekonany, że nikt inny poza nim samym o tę korzyść się nie zatroszczy, ani o nią nie zadba. Przywykł do samotności i polegania samemu na sobie. Zobaczył w jej oczach zmartwienie, chociaż uśmiechnęła się do niego ciepło, kładąc mu dłoń na policzku. Oddychała szybko i głęboko. Wciąż mocno go pragnęła. Jej ciało domagało się jego dotyku. Mimo to, Jasmira postanowiła się opamiętać.
"Kto, jeśli nie ja, pokaże mu, że można inaczej? Kto go przekona, że Jasność i Dobro są warte wyrzeczeń? Kto go przekona do cnoty, jeśli Anioł Pana będzie się z nim bezwstydnie pieścił, bo ma ochotę?"
Jak na złość, gdy tylko postanowiła odmówić sobie rozkoszy, poczuła jeszcze silniejszą tęsknotę. Aż musiała zagryźć wargę, by nie jęknąć.
- Mam... - wyszeptała słabym, drżącym głosem. - Bo ta siła nie pochodzi ode mnie. Wypowiedziałam złe słowa, bez opamiętania. Przepraszam, że sprowokowałam nimi siebie i ciebie do złego.
Powiedziała to ze szczerym żalem i wstydem. Zarumieniona zakryła oczy rzęsami i lekko odwróciła twarz. Każde słowo przychodziło jej z trudem i przymusem.
- Cnotę traci się łatwo... ale bezpowrotnie. Przyjemność jest chwilowa, a hańba wieczna. Niech poranek przywita nas odzianymi, przytulonymi do siebie z miłością... i czystymi, tak jak w poprzednie dni.
Popatrzyła znów na niego, z prośbą w piwnych oczach. Odgarniała mu opadające włosy trzęsącymi się palcami.
Warkocz prawie całkiem jej się rozplótł od tańców i uczynił jej loki bardziej poskręcanymi. Sukienka sięgająca kolan zsunęła się nieco po jej zgiętej nodze, odsłaniając gładkie, smukłe udo. Kolana trzymała ściśnięte ze sobą wstydliwie. Jej usta były uchylone, zaczerwienione i pobudzone niedawnymi pocałunkami. Cały ten widok nie skłaniał do opamiętania.
Odepchnęła go od siebie lekko, po to by móc spojrzeć mu w twarz. Jego ciemne oczy były pewne siebie. Aż za bardzo.
"On nie ma żadnych wyrzutów sumienia" - pomyślała. "Dla niego to tylko przyjemność, na którą sobie pozwala. Bo nic nie jest w stanie mu tego zabronić." Myślała tak z czułością i troską, bo znów poczuła, że jego dusza jest pełna zaciętości. Wiedziała, że dla niego liczy się tylko on sam i jego korzyść. Zawsze był przekonany, że nikt inny poza nim samym o tę korzyść się nie zatroszczy, ani o nią nie zadba. Przywykł do samotności i polegania samemu na sobie. Zobaczył w jej oczach zmartwienie, chociaż uśmiechnęła się do niego ciepło, kładąc mu dłoń na policzku. Oddychała szybko i głęboko. Wciąż mocno go pragnęła. Jej ciało domagało się jego dotyku. Mimo to, Jasmira postanowiła się opamiętać.
"Kto, jeśli nie ja, pokaże mu, że można inaczej? Kto go przekona, że Jasność i Dobro są warte wyrzeczeń? Kto go przekona do cnoty, jeśli Anioł Pana będzie się z nim bezwstydnie pieścił, bo ma ochotę?"
Jak na złość, gdy tylko postanowiła odmówić sobie rozkoszy, poczuła jeszcze silniejszą tęsknotę. Aż musiała zagryźć wargę, by nie jęknąć.
- Mam... - wyszeptała słabym, drżącym głosem. - Bo ta siła nie pochodzi ode mnie. Wypowiedziałam złe słowa, bez opamiętania. Przepraszam, że sprowokowałam nimi siebie i ciebie do złego.
Powiedziała to ze szczerym żalem i wstydem. Zarumieniona zakryła oczy rzęsami i lekko odwróciła twarz. Każde słowo przychodziło jej z trudem i przymusem.
- Cnotę traci się łatwo... ale bezpowrotnie. Przyjemność jest chwilowa, a hańba wieczna. Niech poranek przywita nas odzianymi, przytulonymi do siebie z miłością... i czystymi, tak jak w poprzednie dni.
Popatrzyła znów na niego, z prośbą w piwnych oczach. Odgarniała mu opadające włosy trzęsącymi się palcami.
Warkocz prawie całkiem jej się rozplótł od tańców i uczynił jej loki bardziej poskręcanymi. Sukienka sięgająca kolan zsunęła się nieco po jej zgiętej nodze, odsłaniając gładkie, smukłe udo. Kolana trzymała ściśnięte ze sobą wstydliwie. Jej usta były uchylone, zaczerwienione i pobudzone niedawnymi pocałunkami. Cały ten widok nie skłaniał do opamiętania.
- Varlein
- Szukający Snów
- Posty: 168
- Rejestracja: 15 lat temu
- Rasa: Upadły Anioł
- Profesje:
- Kontakt:
Nie mógł uwierzyć, że była w stanie go odepchnąć, nawet jeśli nie było to mocne pchnięcie. Tym bardziej osłupiał, że takie słowa zdołały przejść przez jej gardło. Był przecież doskonale świadomy, jak jej ciało reagowało na jego pocałunki i dotyk. Samo wychodziło mu naprzeciw.
Z jednej strony natura diabła chciała zignorować jej słowa i prośbę w oczach. Wiedział, że w końcu jej opór stopniałby całkowicie, tylko byłby taki sam jak reszta piekielnych, którymi gardził. I choć jej wygląd niezmiernie go pociągał, zdołał wstać.
W zamian za pożądanie ogarniała go złość.
- Jaka hańba? - zaatakował ją, ale wiedział, że cokolwiek by nie powiedział, ona i tak nie dałaby się przekonać, a jemu ochota na zbliżenie już przeszła. Nie mówiąc już nic więcej, wyszedł z pokoju trzaskając drzwiami.
Łapał zaskoczone spojrzenia, którymi ludzie go obrzucali. W końcu pamiętali, jak w pośpiechu niósł Jasmirę do ich pokoju. Jednak gdy wystawiał naprzeciw im swoje ogarnięte wściekłością oczy, ci odwracali wzrok. Nie przypominał dobrego Anioła w najmniejszym stopniu.
Wzrok, który z całą pewnością mógł zabić. Postawa, która w oczywisty sposób wyrażała groźbę i czarne rozpostarte skrzydła zdające się pochłaniać światło. Nie chciał mścić się na tych niewinnych istotach, dlatego jak najprędzej wyszedł, gdy tylko zaopatrzył się u barmana w trzy butelki wina.
Nie przejmując się niczym wzleciał w powietrze, aby zatrzymać się na dachu kilka ulic dalej. Ludzie na pewno dziwiliby się, widząc Anioła siedzącego na dachu, dlatego miejsce, które wybrał, otoczył zaklęciem, które ogłupiało zmysł wzorku. Tylko ktoś o wysokiej randze magii umysłu mógł się przeciwstawić jemu.
Nie zwlekając usiadł na czerwonych dachówkach i odkorkował pierwszą butelkę, wyrzucając korek. Po czym pociągnął solidny łyk trunku. O mało się nie zakrztusił czując smak wina. Jego podniebienie przyzwyczaiło się do lepszej jakości trunków, jednak tamte były robione z myślą o smaku, a on miał ochotę tylko zagłuszyć myśli alkoholem. Nawet ten tani winopodobny napój oferował to, więc nie zwracał już uwagi na smak.
Z każdym kolejnym łykiem wina miał ochotę kląć i biorąc przykład z wilkołaków wyć do księżyca. Jednak brał tylko kolejny łyk, który tylko pogłębiał tylko jego niezadowolenie. Niedługo później pierwsze butelka rozbiła się na ulicy, ku powszechnemu zdumieniu przechodniów. Gdyż któż to mógł być za to odpowiedzialny, gdy wszystkie okna były zamknięte?
"Nędzne istoty" - myślał, bez trudu odbierając ich zdziwienie. Alkohol w coraz większym stężeniu krążył po jego żyłach i choć w łatwy sposób mógł przy użyciu magii wytrzeźwieć, nie taki był jego zamiar.
"Cholerna czystość" - pomyślał otwierając następną butelkę podłego wina. Niestety, i ta butelkę po dwóch kwadransach wylądowała na ulicy, znów wzbudzając zdziwienie, tylko tym razem on zaniósł się pijackim śmiechem. W tej chwili w jego głowie trwało już niezłe zamieszanie, więc aby zatrzymać te zawroty położył się na dachu spoglądając w gwiazdy. Zrobił najgorszą rzecz, jaką mógł w tym momencie. Otworzył już ostatnią butelkę.
Zanim ją dokończył, zasnął na dachu, a na wpół opróżniona butelka stoczyła się po pochyłym dachu wprost w twarde objęcia ziemi.
Z jednej strony natura diabła chciała zignorować jej słowa i prośbę w oczach. Wiedział, że w końcu jej opór stopniałby całkowicie, tylko byłby taki sam jak reszta piekielnych, którymi gardził. I choć jej wygląd niezmiernie go pociągał, zdołał wstać.
W zamian za pożądanie ogarniała go złość.
- Jaka hańba? - zaatakował ją, ale wiedział, że cokolwiek by nie powiedział, ona i tak nie dałaby się przekonać, a jemu ochota na zbliżenie już przeszła. Nie mówiąc już nic więcej, wyszedł z pokoju trzaskając drzwiami.
Łapał zaskoczone spojrzenia, którymi ludzie go obrzucali. W końcu pamiętali, jak w pośpiechu niósł Jasmirę do ich pokoju. Jednak gdy wystawiał naprzeciw im swoje ogarnięte wściekłością oczy, ci odwracali wzrok. Nie przypominał dobrego Anioła w najmniejszym stopniu.
Wzrok, który z całą pewnością mógł zabić. Postawa, która w oczywisty sposób wyrażała groźbę i czarne rozpostarte skrzydła zdające się pochłaniać światło. Nie chciał mścić się na tych niewinnych istotach, dlatego jak najprędzej wyszedł, gdy tylko zaopatrzył się u barmana w trzy butelki wina.
Nie przejmując się niczym wzleciał w powietrze, aby zatrzymać się na dachu kilka ulic dalej. Ludzie na pewno dziwiliby się, widząc Anioła siedzącego na dachu, dlatego miejsce, które wybrał, otoczył zaklęciem, które ogłupiało zmysł wzorku. Tylko ktoś o wysokiej randze magii umysłu mógł się przeciwstawić jemu.
Nie zwlekając usiadł na czerwonych dachówkach i odkorkował pierwszą butelkę, wyrzucając korek. Po czym pociągnął solidny łyk trunku. O mało się nie zakrztusił czując smak wina. Jego podniebienie przyzwyczaiło się do lepszej jakości trunków, jednak tamte były robione z myślą o smaku, a on miał ochotę tylko zagłuszyć myśli alkoholem. Nawet ten tani winopodobny napój oferował to, więc nie zwracał już uwagi na smak.
Z każdym kolejnym łykiem wina miał ochotę kląć i biorąc przykład z wilkołaków wyć do księżyca. Jednak brał tylko kolejny łyk, który tylko pogłębiał tylko jego niezadowolenie. Niedługo później pierwsze butelka rozbiła się na ulicy, ku powszechnemu zdumieniu przechodniów. Gdyż któż to mógł być za to odpowiedzialny, gdy wszystkie okna były zamknięte?
"Nędzne istoty" - myślał, bez trudu odbierając ich zdziwienie. Alkohol w coraz większym stężeniu krążył po jego żyłach i choć w łatwy sposób mógł przy użyciu magii wytrzeźwieć, nie taki był jego zamiar.
"Cholerna czystość" - pomyślał otwierając następną butelkę podłego wina. Niestety, i ta butelkę po dwóch kwadransach wylądowała na ulicy, znów wzbudzając zdziwienie, tylko tym razem on zaniósł się pijackim śmiechem. W tej chwili w jego głowie trwało już niezłe zamieszanie, więc aby zatrzymać te zawroty położył się na dachu spoglądając w gwiazdy. Zrobił najgorszą rzecz, jaką mógł w tym momencie. Otworzył już ostatnią butelkę.
Zanim ją dokończył, zasnął na dachu, a na wpół opróżniona butelka stoczyła się po pochyłym dachu wprost w twarde objęcia ziemi.
Anioły pierwsze upadły,pierwsze z nieba runęły
Choć takie piękne i pierwsze w nicości zniknęły,
Pierwsze złamały zasady i pierwsze na ziemię spadły,
Pierwsze szukały prawdy i pierwsze prawdę ukradły.
Zostały im tylko wspomnienia i ziemia obrzydła,
Zostały im tylko marzenia zostały pieśni i słowa,
Została im w ciszy z samymi sobą rozmowa.
By Stiil Angel
Miecz Upadłych Varleina
Choć takie piękne i pierwsze w nicości zniknęły,
Pierwsze złamały zasady i pierwsze na ziemię spadły,
Pierwsze szukały prawdy i pierwsze prawdę ukradły.
Zostały im tylko wspomnienia i ziemia obrzydła,
Zostały im tylko marzenia zostały pieśni i słowa,
Została im w ciszy z samymi sobą rozmowa.
By Stiil Angel
Miecz Upadłych Varleina
Jeszcze przed chwilą bawili się tak beztrosko, śmiejąc się do siebie i spoglądając sobie w oczy z zachwytem. A teraz widziała na jego twarzy złość. Sama czuła smutek i ból, a jej dłonie rwały się wręcz do niego. Nie potrafiła znaleźć słów, by odpowiedzieć na rzucone w gniewie pytanie.
Gdy zorientowała się że Varlein zamierza opuścić pokój, zerwała się z lękiem w oczach.
- Varlein! Zostań... Proszę - jęknęła zrozpaczona, usiłując złapać go za rękę. Nie dał się zatrzymać.
Oparła dłonie płasko o zatrzaśnięte drzwi. Przytuliła do nich czoło ze szlochem. Bała się, że Varlein zostawia ją na dobre. Być może nic nie zrozumiał, poczuł się urażony... "Jak mogłam użyć takiego słowa? Przecież jego bliskość wcale by mnie nie zbrukała. Nie tak to czuję... Varlein, mi o twoją czystość chodziło o wiele bardziej niż o moją!"
Musiała mu to powiedzieć. Musiała go przeprosić. Wybiegła z pokoju, a potem na ulicę. Wciąż trwały wieczorne zabawy, chociaż noc już zapadła ciemna, a ulicę rozświetlały jedynie pochodnie.
- Varlein! - wykrzyknęła z całej siły, nie bacząc na zdziwione spojrzenia przechodniów. Ruszyła między domy nawołując go bezustannie. Policzki miała mokre od łez, a dłonie jej dygotały. Jakaś grupka osób słysząc jej wołanie parsknęła śmiechem. Potem zaczął padać deszcz. Jej włosy nasiąkły wodą i lepiły się do twarzy. Ze skrzydeł spływały strużki deszczu. Sukienka oblepiła jej ciało, które teraz zaczęło dodatkowo dygotać z zimna. Gdzieś niedaleko usłyszała brzęk tłuczonego szkła.
- Varlein!!! - prawie już ochrypła.
Po kilku godzinach samotnej wędrówki w deszczu, w końcu poddała się i wróciła do karczmy. Zmęczona i zrozpaczona, nie mając już nawet sił by płakać, padła na łóżko w mokrym ubraniu i usnęła w jednej chwili.
Sen przyniósł niespodziewaną odpowiedź. Zobaczyła co zrobił i gdzie jest, ale wyczuwała też barierę magiczną, która nie pozwoliłaby jej do niego dotrzeć. Z całego serca chciała go przytulić. Powiedzieć, że go kocha. Ogrzać, przeprosić, całować z szacunkiem jego dłonie. Zadręczając się swoją niemocą, kuliła się i wtulała przez sen w poduszkę.
Gdy zorientowała się że Varlein zamierza opuścić pokój, zerwała się z lękiem w oczach.
- Varlein! Zostań... Proszę - jęknęła zrozpaczona, usiłując złapać go za rękę. Nie dał się zatrzymać.
Oparła dłonie płasko o zatrzaśnięte drzwi. Przytuliła do nich czoło ze szlochem. Bała się, że Varlein zostawia ją na dobre. Być może nic nie zrozumiał, poczuł się urażony... "Jak mogłam użyć takiego słowa? Przecież jego bliskość wcale by mnie nie zbrukała. Nie tak to czuję... Varlein, mi o twoją czystość chodziło o wiele bardziej niż o moją!"
Musiała mu to powiedzieć. Musiała go przeprosić. Wybiegła z pokoju, a potem na ulicę. Wciąż trwały wieczorne zabawy, chociaż noc już zapadła ciemna, a ulicę rozświetlały jedynie pochodnie.
- Varlein! - wykrzyknęła z całej siły, nie bacząc na zdziwione spojrzenia przechodniów. Ruszyła między domy nawołując go bezustannie. Policzki miała mokre od łez, a dłonie jej dygotały. Jakaś grupka osób słysząc jej wołanie parsknęła śmiechem. Potem zaczął padać deszcz. Jej włosy nasiąkły wodą i lepiły się do twarzy. Ze skrzydeł spływały strużki deszczu. Sukienka oblepiła jej ciało, które teraz zaczęło dodatkowo dygotać z zimna. Gdzieś niedaleko usłyszała brzęk tłuczonego szkła.
- Varlein!!! - prawie już ochrypła.
Po kilku godzinach samotnej wędrówki w deszczu, w końcu poddała się i wróciła do karczmy. Zmęczona i zrozpaczona, nie mając już nawet sił by płakać, padła na łóżko w mokrym ubraniu i usnęła w jednej chwili.
Sen przyniósł niespodziewaną odpowiedź. Zobaczyła co zrobił i gdzie jest, ale wyczuwała też barierę magiczną, która nie pozwoliłaby jej do niego dotrzeć. Z całego serca chciała go przytulić. Powiedzieć, że go kocha. Ogrzać, przeprosić, całować z szacunkiem jego dłonie. Zadręczając się swoją niemocą, kuliła się i wtulała przez sen w poduszkę.
- Varlein
- Szukający Snów
- Posty: 168
- Rejestracja: 15 lat temu
- Rasa: Upadły Anioł
- Profesje:
- Kontakt:
Obudziły go nieśmiałe promienie słońca wyglądające zza deszczowych chmur. Był w naprawdę podłym humorze. Głowa tak go bolała, jakby właśnie tupała po niej zgraja demonów z kopytami zamiast stóp. Ponadto jego szaty były przemoczone, a jemu było przeraźliwie zimno. "Nigdy więcej" - obiecał sobie solennie i postanowił zatrzymać dzisiejsze samopoczucie głęboko w pamięci.
Za pomocą skrzydeł delikatnie opuścił się na uliczkę. Jak zwykle ludzie patrzyli na niego z mieszanymi uczuciami, ale tym razem on nie zamierzał zaglądać do niczyjego umysłu. Nie zrobi tego przynajmniej do czasu, jak zapanuje nad chaosem we własnym.
Ruszył nieśpiesznym krokiem do karczmy w której wynajął pokój dla siebie i Jasmiry.
Miał ochotę warczeć, widząc zaciekawione spojrzenia rzucane w jego stronę. Obecnie nie różnił się zbytnio od pospolitego demona pod względem zachowania. "Wszystko trucizną w odpowiednich ilościach" - przemknęło mu przez głowę. Nie mógł się z tym nie zgodzić, w końcu on przez alkohol miał ochotę urywać głowy niewinnym przechodniom, którzy zazwyczaj nic go nie obchodzili.
W końcu dotarł do karczmy. Za pomocą magii otworzył drzwi. Z miną nie wróżącą nic dobrego wszedł do środka i od razu skierował się do karczmarza.
- Każ do mojego pokoju zanieść balię i wypełnić ją gorącą wodą - powiedział, a mężczyzna pod jego ciężkim spojrzeniem zaczął się pocić. Rzucił mu srebrną monetę i zaczął iść w stronę schodów. Chociaż trudno to nazwać chodem. Szedł ostrożnie poruszając ciałem, gdyż wszystkie mięśnie i stawy w jego ciele zaczęły ostrzegawczo trzeszczeć.
- Dodaj do niej jakiegoś olejku dla zapachu - dodał na odchodnym.
"Cholerny deszcz i chłód" - zaczął przeklinać w myślach.
Nie spieszył się do tego stopnia, że gdy dotarł do swojego pokoju już czekała na niego balia wypełniona wodą. Nie zwracając na nic uwagi rozebrał się i ostrożnie zanurzył w ciepłej wodzie. Gdy on wdychał miły zapach róż, jego stawy wzdychały czując niewyobrażalną ulgę.
- To się nazywa raj na ziemi - powiedział do siebie opierając głowę o brzeg balii.
Za pomocą skrzydeł delikatnie opuścił się na uliczkę. Jak zwykle ludzie patrzyli na niego z mieszanymi uczuciami, ale tym razem on nie zamierzał zaglądać do niczyjego umysłu. Nie zrobi tego przynajmniej do czasu, jak zapanuje nad chaosem we własnym.
Ruszył nieśpiesznym krokiem do karczmy w której wynajął pokój dla siebie i Jasmiry.
Miał ochotę warczeć, widząc zaciekawione spojrzenia rzucane w jego stronę. Obecnie nie różnił się zbytnio od pospolitego demona pod względem zachowania. "Wszystko trucizną w odpowiednich ilościach" - przemknęło mu przez głowę. Nie mógł się z tym nie zgodzić, w końcu on przez alkohol miał ochotę urywać głowy niewinnym przechodniom, którzy zazwyczaj nic go nie obchodzili.
W końcu dotarł do karczmy. Za pomocą magii otworzył drzwi. Z miną nie wróżącą nic dobrego wszedł do środka i od razu skierował się do karczmarza.
- Każ do mojego pokoju zanieść balię i wypełnić ją gorącą wodą - powiedział, a mężczyzna pod jego ciężkim spojrzeniem zaczął się pocić. Rzucił mu srebrną monetę i zaczął iść w stronę schodów. Chociaż trudno to nazwać chodem. Szedł ostrożnie poruszając ciałem, gdyż wszystkie mięśnie i stawy w jego ciele zaczęły ostrzegawczo trzeszczeć.
- Dodaj do niej jakiegoś olejku dla zapachu - dodał na odchodnym.
"Cholerny deszcz i chłód" - zaczął przeklinać w myślach.
Nie spieszył się do tego stopnia, że gdy dotarł do swojego pokoju już czekała na niego balia wypełniona wodą. Nie zwracając na nic uwagi rozebrał się i ostrożnie zanurzył w ciepłej wodzie. Gdy on wdychał miły zapach róż, jego stawy wzdychały czując niewyobrażalną ulgę.
- To się nazywa raj na ziemi - powiedział do siebie opierając głowę o brzeg balii.
Anioły pierwsze upadły,pierwsze z nieba runęły
Choć takie piękne i pierwsze w nicości zniknęły,
Pierwsze złamały zasady i pierwsze na ziemię spadły,
Pierwsze szukały prawdy i pierwsze prawdę ukradły.
Zostały im tylko wspomnienia i ziemia obrzydła,
Zostały im tylko marzenia zostały pieśni i słowa,
Została im w ciszy z samymi sobą rozmowa.
By Stiil Angel
Miecz Upadłych Varleina
Choć takie piękne i pierwsze w nicości zniknęły,
Pierwsze złamały zasady i pierwsze na ziemię spadły,
Pierwsze szukały prawdy i pierwsze prawdę ukradły.
Zostały im tylko wspomnienia i ziemia obrzydła,
Zostały im tylko marzenia zostały pieśni i słowa,
Została im w ciszy z samymi sobą rozmowa.
By Stiil Angel
Miecz Upadłych Varleina
Obudziła ją obsługa szykująca kąpiel w pokoju. Najpierw nie rozumiała co się dzieje. Czy to dla niej? Nikogo nie zawiadamiała. Spytała służącą i aż westchnęła głośno z ulgi i radości, że Varlein wróci do pokoju. Co prawda mógł po prostu chcieć skorzystać z usług, które opłacił. "Może to ja powinnam się spakować? Tylko dlaczego? Bo odmówiłam nam przyjemności?"
Miała w głowie koszmarny zamęt. Była pewna swojej racji, ale uczucia miała zupełnie z nią niezgodne.
Cokolwiek miało się stać dalej, Jasmira poczuła, że musi dać Varleinowi całkowitą swobodę. Zebrała swoje rzeczy i wyszła z pokoju. Zajęła pierwszy wolny na tym samym korytarzu i poprosiła o kąpiel dla siebie. Rozebrała się z wilgotnego ubrania i wygrzała w ciepłej wodzie. Potem ułożyła włosy i ubrała się w świeżą sukienkę. Dopiero gdy była czysta i zadbana, zdecydowała się na próbę rozmowy z mężczyzną ze swoich snów.
Stanęła pod drzwiami jego pokoju i wyciągnęła dłoń, by zapukać, ale nie mogła się odważyć.
"Przecież mnie nie zrozumie, jeśli powiem mu szczerze co czuje? Boże... jak mam do niego dotrzeć? Oby w ogóle zechciał mnie wysłuchać..."
W końcu postanowiła jednak całkiem się otworzyć. Tylko prawda ma prawdziwą siłę.
Odetchnęła głęboko i wciąż czując w piersi mocne uderzenia serca, zapukała do drzwi.
Miała w głowie koszmarny zamęt. Była pewna swojej racji, ale uczucia miała zupełnie z nią niezgodne.
Cokolwiek miało się stać dalej, Jasmira poczuła, że musi dać Varleinowi całkowitą swobodę. Zebrała swoje rzeczy i wyszła z pokoju. Zajęła pierwszy wolny na tym samym korytarzu i poprosiła o kąpiel dla siebie. Rozebrała się z wilgotnego ubrania i wygrzała w ciepłej wodzie. Potem ułożyła włosy i ubrała się w świeżą sukienkę. Dopiero gdy była czysta i zadbana, zdecydowała się na próbę rozmowy z mężczyzną ze swoich snów.
Stanęła pod drzwiami jego pokoju i wyciągnęła dłoń, by zapukać, ale nie mogła się odważyć.
"Przecież mnie nie zrozumie, jeśli powiem mu szczerze co czuje? Boże... jak mam do niego dotrzeć? Oby w ogóle zechciał mnie wysłuchać..."
W końcu postanowiła jednak całkiem się otworzyć. Tylko prawda ma prawdziwą siłę.
Odetchnęła głęboko i wciąż czując w piersi mocne uderzenia serca, zapukała do drzwi.
- Varlein
- Szukający Snów
- Posty: 168
- Rejestracja: 15 lat temu
- Rasa: Upadły Anioł
- Profesje:
- Kontakt:
Było mu cudownie. Ciepła woda rozluźniła jego napięte mięśnie oraz działała jak leczniczy balsam na jego bolące stawy. Delikatny zapach róż otaczający go dawał mu okazję całkowicie się odprężyć, pozwolić myślom płynąć tam gdzie chcą. Jednak one postanowiły nigdzie nie płynąć. "Miło czasem nie myśleć o niczym" - pomyślał półprzytomnie.
Tę krótką chwilę relaksu przerwało pukanie do drzwi. W jednej chwili mgiełka otaczająca jego umysł zniknęła, a on zaczął myśleć i za pomocą wszelkich zmysłów przyswajać bodźce płynące z zewnątrz. Ze zdziwieniem stwierdził, że jego pokój jest pusty. "Gdzie jest Jasmira?" - spytał samego siebie. Gdy tylko tu przyszedł w takim stopniu pragnął zażyć ciepłej kąpieli, że przestał zwracać uwagę na cokolwiek innego.
Logicznie myśląc, to ona teraz pukała do drzwi. Magia umysłu pozwalała mu zobaczyć to, czego zobaczyć nie było można. Może nie dosłownie, ale wysyłając krótki i słaby, a wręcz wątły impuls w stronę drzwi przekonał się, że to rzeczywiście Jasmira. Nie cieszyła go ta wizyta. Nie zdążył niczego przemyśleć. Myśli, które wpadły mu do głowy podczas wczorajszej popijawy na dachu nie brał pod uwagę. Wtedy w większym stopniu przemawiał przez niego alkohol, a nie on sam. "Będę musiał być szczery?" - pomyślał z niejakim przerażeniem. Obawiał się tego równie mocno, jak wampiry światła słonecznego.
Westchnął. Udawanie, że go tu nie ma mija się z celem, gdyż Anielica łatwo może to sprawdzić. Ponadto sądził, że to byłoby bardzo nie w porządku wobec niej.
- Wejdź - powiedział dalej leżąc w balii. Nie zamierzał rezygnować z jeszcze mocno ciepłej wody.
Tę krótką chwilę relaksu przerwało pukanie do drzwi. W jednej chwili mgiełka otaczająca jego umysł zniknęła, a on zaczął myśleć i za pomocą wszelkich zmysłów przyswajać bodźce płynące z zewnątrz. Ze zdziwieniem stwierdził, że jego pokój jest pusty. "Gdzie jest Jasmira?" - spytał samego siebie. Gdy tylko tu przyszedł w takim stopniu pragnął zażyć ciepłej kąpieli, że przestał zwracać uwagę na cokolwiek innego.
Logicznie myśląc, to ona teraz pukała do drzwi. Magia umysłu pozwalała mu zobaczyć to, czego zobaczyć nie było można. Może nie dosłownie, ale wysyłając krótki i słaby, a wręcz wątły impuls w stronę drzwi przekonał się, że to rzeczywiście Jasmira. Nie cieszyła go ta wizyta. Nie zdążył niczego przemyśleć. Myśli, które wpadły mu do głowy podczas wczorajszej popijawy na dachu nie brał pod uwagę. Wtedy w większym stopniu przemawiał przez niego alkohol, a nie on sam. "Będę musiał być szczery?" - pomyślał z niejakim przerażeniem. Obawiał się tego równie mocno, jak wampiry światła słonecznego.
Westchnął. Udawanie, że go tu nie ma mija się z celem, gdyż Anielica łatwo może to sprawdzić. Ponadto sądził, że to byłoby bardzo nie w porządku wobec niej.
- Wejdź - powiedział dalej leżąc w balii. Nie zamierzał rezygnować z jeszcze mocno ciepłej wody.
Anioły pierwsze upadły,pierwsze z nieba runęły
Choć takie piękne i pierwsze w nicości zniknęły,
Pierwsze złamały zasady i pierwsze na ziemię spadły,
Pierwsze szukały prawdy i pierwsze prawdę ukradły.
Zostały im tylko wspomnienia i ziemia obrzydła,
Zostały im tylko marzenia zostały pieśni i słowa,
Została im w ciszy z samymi sobą rozmowa.
By Stiil Angel
Miecz Upadłych Varleina
Choć takie piękne i pierwsze w nicości zniknęły,
Pierwsze złamały zasady i pierwsze na ziemię spadły,
Pierwsze szukały prawdy i pierwsze prawdę ukradły.
Zostały im tylko wspomnienia i ziemia obrzydła,
Zostały im tylko marzenia zostały pieśni i słowa,
Została im w ciszy z samymi sobą rozmowa.
By Stiil Angel
Miecz Upadłych Varleina
Weszła do pokoju i wstrzymała oddech na widok jego nagiego w kąpieli. Natychmiast szybko zamknęła za sobą drzwi. Na jej bladą i smutną twarz wystąpiły rumieńce, a uporządkowane już myśli zaczęły wariować.
- Varlein... wybacz mi wczorajsze zajście. Proszę... - zaczęła nieśmiało, podchodząc bliżej.
Jej wzrok zarazem uciekał od jego nagości wstydliwie, a jednocześnie zerkała co chwilę prześlizgając się po jego ramionach i kolanach z widoczną fascynacją i podnieceniem. Wydawała się skruszona, wzruszona i smutna, a głos jej lekko drżał.
- Wiem, że trudno ci mnie zrozumieć, ale przynajmniej nie rozumiej mnie opacznie. Moja decyzja wynikała z troski o ciebie. Chciałabym... pokazać ci inną jakość życia. Chcę tylko dobra dla ciebie i szczęścia dla nas obojga.
Obeszła go od tyłu, ujęła w dłoń grzebień leżący na taborecie obok balii i zaczęła delikatnie czesać mu włosy. Zęby grzebienia zatopiły się w mocne pasma i czuł jej pieszczotliwy dotyk, kiedy ujmowała je dłońmi. Oddychała szybciej.
- Chciałabym ci jakoś wynagrodzić wczorajszą przykrość. Proszę... Daj mi szansę to zadośćuczynić.
Miała ochotę pochylić się i dotknąć pocałunkiem jego ramion. Były rozgrzane i wilgotne. Jego bliskość doprowadzała jej krew do wrzenia i gdyby nie to, że przygotowała sobie słowa, pewnie nic by teraz nie potrafiła z siebie wydusić. Całą namiętną miłość włożyła w pielęgnację jego włosów. Nie chciała by znów poczuł się sprowokowany. Tym razem chyba nie potrafiłaby się sprzeciwić.
- Varlein... wybacz mi wczorajsze zajście. Proszę... - zaczęła nieśmiało, podchodząc bliżej.
Jej wzrok zarazem uciekał od jego nagości wstydliwie, a jednocześnie zerkała co chwilę prześlizgając się po jego ramionach i kolanach z widoczną fascynacją i podnieceniem. Wydawała się skruszona, wzruszona i smutna, a głos jej lekko drżał.
- Wiem, że trudno ci mnie zrozumieć, ale przynajmniej nie rozumiej mnie opacznie. Moja decyzja wynikała z troski o ciebie. Chciałabym... pokazać ci inną jakość życia. Chcę tylko dobra dla ciebie i szczęścia dla nas obojga.
Obeszła go od tyłu, ujęła w dłoń grzebień leżący na taborecie obok balii i zaczęła delikatnie czesać mu włosy. Zęby grzebienia zatopiły się w mocne pasma i czuł jej pieszczotliwy dotyk, kiedy ujmowała je dłońmi. Oddychała szybciej.
- Chciałabym ci jakoś wynagrodzić wczorajszą przykrość. Proszę... Daj mi szansę to zadośćuczynić.
Miała ochotę pochylić się i dotknąć pocałunkiem jego ramion. Były rozgrzane i wilgotne. Jego bliskość doprowadzała jej krew do wrzenia i gdyby nie to, że przygotowała sobie słowa, pewnie nic by teraz nie potrafiła z siebie wydusić. Całą namiętną miłość włożyła w pielęgnację jego włosów. Nie chciała by znów poczuł się sprowokowany. Tym razem chyba nie potrafiłaby się sprzeciwić.
- Varlein
- Szukający Snów
- Posty: 168
- Rejestracja: 15 lat temu
- Rasa: Upadły Anioł
- Profesje:
- Kontakt:
Uważnie obserwował ją od chwili gdy tylko ją ujrzał. Uśmiechnął się w duchu, gdy na jego widok wstrzymała oddech. "Pierwszy słaby punkt" - pomyślał.
Widział dokładnie i musiałby być głupcem, aby nie rozumieć co wyrażają jej oczy. Mimo, że co chwila uciekała wstydliwie wzrokiem od jego nagości, to widział podniecenie i fascynację w jej oczach. Tym bardziej nie rozumiał dlaczego się hamuje. Dlaczego ma odmawiać sobie czegoś, czego tak bardzo pragnienie? "Może dlatego, że chce wrócić do Nieba?" - zastanawiał się. On nie musiał być dobry, odmawiać sobie przyjemności, i tak w końcu trafi tam gdzie jego miejsce. A pobyt na tym świecie można uznać jako wolne od pracy.
Miał ochotę zaśmiać się gdy obeszła go od tyłu, chyba nie zamierzała poddawać się ciągle kuszeniu.
Podczas gdy Jasmira rozczesywała mu włosy i mówiła, on rozmyślał. Czy gdyby wiedział to co teraz, związałby się z tym Aniołem? "Nie ma nad czym rozmyślać" - uznał jednak. Od początku wiedział, że są całkowicie różni, ale teraz już było za późno. Dla niego, jak również i dla niej.
Teraz gdy wiedział jak smakuje pożądanie, rozumiał inne istoty, ale on zamierzał panować nad tym. Jeśli Bogu nie dał sobą rządzić, tym bardziej nie da tej satysfakcji pożądaniu. Jasmira mogła trwać w swoich ślubach czystości dla niego nawet do końca tego cholernego świata, a nawet kilka dni dłużej, ale on nie zamierzał jej tego zadania ułatwiać. "Pora się zabawić" - czyli to w czym diabły są najlepsze.
Powoli wstał, jego mokra skóra lśniła od kropel wody. Ostrożnie wyszedł z balii i niespiesznie sięgnął po ręcznik.
- Nie musisz nic robić. Nie zamierzam cię sądzić. Postanowiłem z tobą być, a twoich ślubów czystości nie będę traktował jako pretekstu do rozstania - powiedział, po czym uśmiechnął się miło.
Nie czuł się najlepiej gdy kłamał, ale taki był. Próba zmiany osobowości z cała pewnością poniosłaby klęskę.
- Możesz mnie powycierać? - spytał niewinnie. - Po nocowaniu w deszczu moje stawy, nawet po kąpieli, nie czują się najlepiej - powiedział, realistycznie odgrywając swoją rolę.
Widział dokładnie i musiałby być głupcem, aby nie rozumieć co wyrażają jej oczy. Mimo, że co chwila uciekała wstydliwie wzrokiem od jego nagości, to widział podniecenie i fascynację w jej oczach. Tym bardziej nie rozumiał dlaczego się hamuje. Dlaczego ma odmawiać sobie czegoś, czego tak bardzo pragnienie? "Może dlatego, że chce wrócić do Nieba?" - zastanawiał się. On nie musiał być dobry, odmawiać sobie przyjemności, i tak w końcu trafi tam gdzie jego miejsce. A pobyt na tym świecie można uznać jako wolne od pracy.
Miał ochotę zaśmiać się gdy obeszła go od tyłu, chyba nie zamierzała poddawać się ciągle kuszeniu.
Podczas gdy Jasmira rozczesywała mu włosy i mówiła, on rozmyślał. Czy gdyby wiedział to co teraz, związałby się z tym Aniołem? "Nie ma nad czym rozmyślać" - uznał jednak. Od początku wiedział, że są całkowicie różni, ale teraz już było za późno. Dla niego, jak również i dla niej.
Teraz gdy wiedział jak smakuje pożądanie, rozumiał inne istoty, ale on zamierzał panować nad tym. Jeśli Bogu nie dał sobą rządzić, tym bardziej nie da tej satysfakcji pożądaniu. Jasmira mogła trwać w swoich ślubach czystości dla niego nawet do końca tego cholernego świata, a nawet kilka dni dłużej, ale on nie zamierzał jej tego zadania ułatwiać. "Pora się zabawić" - czyli to w czym diabły są najlepsze.
Powoli wstał, jego mokra skóra lśniła od kropel wody. Ostrożnie wyszedł z balii i niespiesznie sięgnął po ręcznik.
- Nie musisz nic robić. Nie zamierzam cię sądzić. Postanowiłem z tobą być, a twoich ślubów czystości nie będę traktował jako pretekstu do rozstania - powiedział, po czym uśmiechnął się miło.
Nie czuł się najlepiej gdy kłamał, ale taki był. Próba zmiany osobowości z cała pewnością poniosłaby klęskę.
- Możesz mnie powycierać? - spytał niewinnie. - Po nocowaniu w deszczu moje stawy, nawet po kąpieli, nie czują się najlepiej - powiedział, realistycznie odgrywając swoją rolę.
Anioły pierwsze upadły,pierwsze z nieba runęły
Choć takie piękne i pierwsze w nicości zniknęły,
Pierwsze złamały zasady i pierwsze na ziemię spadły,
Pierwsze szukały prawdy i pierwsze prawdę ukradły.
Zostały im tylko wspomnienia i ziemia obrzydła,
Zostały im tylko marzenia zostały pieśni i słowa,
Została im w ciszy z samymi sobą rozmowa.
By Stiil Angel
Miecz Upadłych Varleina
Choć takie piękne i pierwsze w nicości zniknęły,
Pierwsze złamały zasady i pierwsze na ziemię spadły,
Pierwsze szukały prawdy i pierwsze prawdę ukradły.
Zostały im tylko wspomnienia i ziemia obrzydła,
Zostały im tylko marzenia zostały pieśni i słowa,
Została im w ciszy z samymi sobą rozmowa.
By Stiil Angel
Miecz Upadłych Varleina
Wprawił ją w zdumienie swoimi słowami. Spodziewała się jego złości. Wyszedł przecież trzaskając drzwiami, cedząc wściekłe słowa protestu. A teraz... Zdawał się rozluźniony i pogodny.
"Skoro się w ogóle nie przejął czy mnie posiądzie, czy nie... to po co to pijaństwo w deszczu?"
Przez chwilę była bliska podejrzeń co do autentyczności tej jego miłej przemowy, ale cały rozsądek naraz opuścił ją na widok jego ciała. Odwróciła się bokiem i utkwiła oczy w oknie, ale i tak plusk wody i szelest jego ruchów działały jej na wyobraźnię. Dłonie zaciskała na grzebieniu.
- Nie... nie składałam żadnych ślubów - wyjąkała. - Po prostu są wartości... takie jak czystość i godność... które przewyższają cielesną przyjemność.
Jeszcze kilka dni temu była całkowicie pewna tych przekonań. A teraz wypowiadała je bez przekonania, niemal mechanicznie. Pokusa wzmogła się niemiłosiernie. Czuła nawet jego zapach, przemieszany z aromatem róż. Miły, męski, pociągający. Po głowie chodziły jej coraz śmielsze myśli, a ciało czuło głód.
"Przecież go wybrałam. Kocham. To nie rozrywka... to nie tylko przyjemność. Chcę być mu wierna, chcę by nam Pan pobłogosławił. Z mojej strony to nie byłby przecież grzech, oddać się ukochanemu..."
Ale zaraz potem pojawiał się głos sumienia i rozsądku:
"Właśnie... ukochanemu, a nie mężowi. To, że byś go chciała nie znaczy, że on tego chce. Mówi o partnerstwie, nie o małżeństwie. On nie odrzuca sakramentu. Ten związek jest nieczysty. Ufasz mu, ale nie masz do niego świętego prawa. Nie jest twój, ani ty jego... On może mieć ciebie, a potem inną."
Zabolały ją te wyrzuty. Tak mocno, że nieomal się opanowała. I wtedy on poprosił o pomoc.
Podeszła z czystym sercem i troskliwa miłością... ale gdy tylko wzięła ręcznik, a materiał opadł z jego ciała, Jasmira zesztywniała, a ręcznik wypadł jej z dłoni. Uderzenie gorąca buchnęło jej w twarz. Był pięknie zbudowany, a jego postawa dumna i pewna siebie mimo śladów po ranach na piersi. Pożądała go. Poczuła to między udami. Jej delikatne ciało pragnęło niemal boleśnie poczuć siłę jego ramion, nóg, bioder.. na sobie... w sobie.
Podniosła ręcznik trzęsącymi się dłońmi. Wymamrotała jakieś niedorzeczne przeprosiny. Podeszła blisko i poczuła jego ciepło i oddech. Tak bardzo tęskniła w snach za tym, by móc go czuć zmysłami. Otarła mu ramiona i plecy bojąc się, by nie dotknąć jego skóry ręką. Starała się go dotykać tylko przez materiał. Unikała jego wzroku, starając się na próżno ukryć swój pobudzony stan. Gdy przyszło jej dotknąć jego brzucha westchnęła tak, że zabrzmiało to jak stłumiony jęk.
- Nie mogę... - wyszeptała gorąco i namiętnie. - Nie mogę, nie dam rady. Zbyt mocno cię pragnę...
Cofnęła się i odwróciła od niego zaciskając uda i zęby na wardze, a serce omal jej nie wyskakiwało z piersi.
"Skoro się w ogóle nie przejął czy mnie posiądzie, czy nie... to po co to pijaństwo w deszczu?"
Przez chwilę była bliska podejrzeń co do autentyczności tej jego miłej przemowy, ale cały rozsądek naraz opuścił ją na widok jego ciała. Odwróciła się bokiem i utkwiła oczy w oknie, ale i tak plusk wody i szelest jego ruchów działały jej na wyobraźnię. Dłonie zaciskała na grzebieniu.
- Nie... nie składałam żadnych ślubów - wyjąkała. - Po prostu są wartości... takie jak czystość i godność... które przewyższają cielesną przyjemność.
Jeszcze kilka dni temu była całkowicie pewna tych przekonań. A teraz wypowiadała je bez przekonania, niemal mechanicznie. Pokusa wzmogła się niemiłosiernie. Czuła nawet jego zapach, przemieszany z aromatem róż. Miły, męski, pociągający. Po głowie chodziły jej coraz śmielsze myśli, a ciało czuło głód.
"Przecież go wybrałam. Kocham. To nie rozrywka... to nie tylko przyjemność. Chcę być mu wierna, chcę by nam Pan pobłogosławił. Z mojej strony to nie byłby przecież grzech, oddać się ukochanemu..."
Ale zaraz potem pojawiał się głos sumienia i rozsądku:
"Właśnie... ukochanemu, a nie mężowi. To, że byś go chciała nie znaczy, że on tego chce. Mówi o partnerstwie, nie o małżeństwie. On nie odrzuca sakramentu. Ten związek jest nieczysty. Ufasz mu, ale nie masz do niego świętego prawa. Nie jest twój, ani ty jego... On może mieć ciebie, a potem inną."
Zabolały ją te wyrzuty. Tak mocno, że nieomal się opanowała. I wtedy on poprosił o pomoc.
Podeszła z czystym sercem i troskliwa miłością... ale gdy tylko wzięła ręcznik, a materiał opadł z jego ciała, Jasmira zesztywniała, a ręcznik wypadł jej z dłoni. Uderzenie gorąca buchnęło jej w twarz. Był pięknie zbudowany, a jego postawa dumna i pewna siebie mimo śladów po ranach na piersi. Pożądała go. Poczuła to między udami. Jej delikatne ciało pragnęło niemal boleśnie poczuć siłę jego ramion, nóg, bioder.. na sobie... w sobie.
Podniosła ręcznik trzęsącymi się dłońmi. Wymamrotała jakieś niedorzeczne przeprosiny. Podeszła blisko i poczuła jego ciepło i oddech. Tak bardzo tęskniła w snach za tym, by móc go czuć zmysłami. Otarła mu ramiona i plecy bojąc się, by nie dotknąć jego skóry ręką. Starała się go dotykać tylko przez materiał. Unikała jego wzroku, starając się na próżno ukryć swój pobudzony stan. Gdy przyszło jej dotknąć jego brzucha westchnęła tak, że zabrzmiało to jak stłumiony jęk.
- Nie mogę... - wyszeptała gorąco i namiętnie. - Nie mogę, nie dam rady. Zbyt mocno cię pragnę...
Cofnęła się i odwróciła od niego zaciskając uda i zęby na wardze, a serce omal jej nie wyskakiwało z piersi.
Kto jest online
Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 1 gość