Klucz zazgrzytał w zamku. Skrzypiące, wysokie drzwi otworzyły się. W progu stanął starzec. Stał zgarbiony z plastikowymi siatkami w rękach. Wyglądał na zmęczonego życiem i przygniecionego przez codzienne troski. Z głębi mieszkania rozległ się miarowy stukot. Następnie do tego dźwięku dołączyło się szuranie. Po chwili pojawił się zabawkowy robot, wielkości większego psa, osadzony na dwóch gąsienicach jak czołg.
- Witaj, ojcze - powiedział robot i swoimi mechanicznymi rękami wziął siatki. Odjechał, szurając po podłodze. Starzec wszedł do mieszkania, zatrzaskując za sobą drzwi. Ściągnął płaszcz, powiesił na starym haku wystającym ze ściany i ruszył do salonu. Usiadł na bujanym fotelu i wyciągnął fajkę. Nabił ją tytoniem i zapalił. Szary dym uniósł się w górę. Przez moment zbierał się pod sufitem, aż w końcu znalazł niewielką dziurę w suficie i wydostał się z ciemnego pokoju.
Do pokoju wjechał robot z srebrną tacą w swoich szczypcach. Postawił przed ojcem porcelanowy dzbanek z herbatą i filiżankę ozdobioną kwiatowym motywem. Starzec nalał sobie trochę parującego napoju i popijał każde zaciągnięcie się fajką.
Po chwili do salonu zaczęły wchodzić przeróżne zabawki. Na początku kordonu szła młoda para. Mąż ubrany w czarny smoking z muszką i biało odziana żona z bukietem w ręku. Za nimi biegło mini-zoo. Para lwów, cztery żyrafy, trzy niedźwiedzie, kangur i słoń. Następnie kilka starych lalek ubrane w wytarte sukienki. Za nimi w platynowym Aston Martin wjechał tajny agent z czarnymi okularami na nosie. Wszyscy wielkości niewielkiego teriera. Otoczyli fotel, na którym siedział starzec, i usiedli, wpatrując się w niego. On tylko spokojnie pykał fajkę. Na nadjedzonej przez korniki komodzie pojawił się cały pluton ołowianych żołnierzyków. Dowódca wykrzykiwał rozkazy do żołnierzy z ułamanymi bagnetami lub bez jednej nogi. Po chwili ustawili się w szeregu na baczność i zaśpiewali bojową pieśń, budząc nią śpiącego na szezlongu Cezara. Starzec odłożył fajkę na podłokietnik i uśmiechnął się, co sprawiło, że zmarszczki
i bruzdy na jego twarzy stały się wyraźniejsze. Zabawki siedziały bez ruchu, ale od razu było widać, że czekały niecierpliwie. Dziadek poprawił się na swoim fotelu i odkaszlnął.
- Dawno temu, kiedy jeszcze ludzie nie mieli w ogóle aut, a o lataniu nawet nie myśleli, świat był o wiele ładniejszym miejscem. Nie trzeba było opuszczać Ziemi, by znaleźć piaszczystą plażę, gęsty las czy ośnieżone góry. Ludzie poruszali się przy pomocą koni. Były to zwierzęta podobne do żyrafy, tylko bez takiej długiej szyi i z krótszymi nogami - powiedział starzec, a wszystkie zabawki spojrzały na wspomniane zwierzę. - Powietrze było czyste, a promienie Słońca dobiegały do powierzchni ziemi. Ludzie żyli w spokoju, nawet jeśli czasem wybuchały wojny czy zaostrzały się konflikty wśród władz. Prości chłopi uprawiali ziemię, a mieszczanie prowadzili przeróżne sklepy w miastach. Ale ten spokój został naruszony. Człowiek wynalazł maszynę parową. Zaczęła się era szybkiego rozwoju. Powstawały fabryki, wynaleziono samochód i pierwszy model samolotu. Następnie radio, potem telewizor i telefon. Jednocześnie wyprodukowano nowe rodzaje broni. Wojny wybuchały coraz częściej i to nawet z błahego powodu. Człowiek zaczął dbać tylko o własny interes, lekceważąc wszystkich i wszystko inne. Zaniedbał środowisko na rzecz przemijającego bogactwa i luksusu, którego i tak nie dostąpił. Tak człowiek dotrwał do tych czasów. Teraz już nie ma plaż. Nie ma lasów ani ośnieżonych gór. Cały świat to jedno wielkie miasto spowite brudnym, gęstym smogiem, który nie przepuszcza ani jednego promienia Słońca. Miasto zanieczyszczone od najmniejszych uliczek po główne ulice. Jedynie nieliczni mogą pochwalić się czystymi mieszkaniami czy sztucznym ogrodem, rosnącym w szklarni. Na wakacje lata się na inne planety, ale tam też zaczyna się ten sam proces. Rozwój, ułudne bogactwa i brud. Wszechogarniający brud. Starzec wziął filiżankę w swoją dłoń i upił łyk. Zaciągnął się fajką i rozmarzył się. Wzrok utkwił w obrazie - akwareli przedstawiającej drzewo, oprawionej w drewnianą, pozłacaną ramę. Zabawki siedziały cicho bez ruchu. Wpatrywały się w starca. Pluton stał w ciszy, zwierzęta leżały w kręgu, a lalki siedziały na małych krzesełkach. Dym uciekał z pokoju przez małą dziurkę.
* * *
Na komodzie odbywała się właśnie codzienna kontrola wojsk zabawkowego plutonu. Wszyscy żołnierze stali na baczność z bagnetami opartymi o ramię i patrzyli przed siebie. Dowódca przechadzał się przed pierwszym szeregiem, bacznie obserwując wszystkich członków swojego oddziału. Po chwili zatrzymał się i podniósł rękę w górę.
- Do salwy - krzyknął i opuścił rękę. Żołnierze podnieśli swoją broń i wycelowali w sufit. Rozległ się huk i bronie z powrotem leżały oparte na ramionach żołnierzy.
Po chwili do salonu wszedł starzec ze swoją fajką w ręku. Usiadł na fotelu i patrzył na żołnierzy, zaciągając się dymem. Wojskowi odwrócili się i zasalutowali.
- Dzień dobry, panie generale - powiedział dowódca.
- Witajcie - odpowiedział generał i uśmiechnął się szeroko. - Jak przebiega kontrola?
- Wszystko jest w jak najlepszym porządku, sir.
- Cieszę się. Spocznij.
Żołnierze rozluźnili się, ale wciąż stali w ustalonej formacji. Broń przewiesili sobie przez plecy.
- Opowie nam pan o wojnie, generale? - spytał dowódca.
- Wojna? To straszna rzecz - powiedział starzec, wcześniej zaciągając się tytoniem. - Ludzie zabijali się, by spełnić jakieś chore ambicje rządzących władz. Stosowali do tego wszystkie dostępne środki. Dawniej świat był podzielony na państwa. Każde z nich miało własne władze i inne cele. Kiedy skończyła się jedna z największych wojen na świecie, wydawało się wszystko będzie już dobrze. Jednak wkrótce pojawił się człowiek, który twierdził, że jego państwo jest lepsze od innych, szczególnie od jednej nacji. Wypowiedział wojnę całemu światu, próbując udowodnić, że jego rodacy są rasą wyższą i im należy się cała Ziemia. A wspomniani rodacy zabijali ludzi, bo uważali ich za insekty, które tylko mnożą się i przeszkadzają "normalnym" ludziom. W końcu zostali pokonani, lecz wciąż decydowali o sprawach ważnych dla świata.
- Czy pan, panie generale, uważa, że nie powinniśmy walczyć? Że mamy poddać się temu, kto nas atakuje i podporządkować się mu? - dowódca z oburzeniem przerwał starcowi.
- Tego nie powiedziałem, ale uważasz, że zabijanie w imię dobra twojego kraju jest usprawiedliwione i różni się od zabijania jakiejś osoby, która ukradła ci samochód?
- Nie. Zabijanie to zabijanie, ale czy nie powinniśmy walczyć w obronie naszego kraju, kiedy jesteśmy bezpodstawnie atakowani? Nie możemy walczyć o wolność, kiedy jesteśmy pod okupacją?
- Oczywiście, że możecie, ale tu zaczyna się problem. Człowiek czasem nie potrafi odróżnić walki koniecznej od niepotrzebnej i zaczyna się wzajemne zabijanie, które zakończy się dopiero pokonaniem drugiego kraju albo interwencją innego.
- A co z walką o swoje przekonania? To walka konieczna czy niepotrzebna?
- Swoje przekonania? Dla mnie człowiek, który zaczyna walczyć o swoje przekonania, używając przemocy, staje się zwykłym terrorystą. Jednak jeśli potrafi udowodnić swoje przekonania bez agresji, jest prawdziwie dojrzałym człowiekiem.
- Czy teraz też trwają wojny? Przecież nie ma już państw. Jest tylko jedno, wielkie miasto.
- Nie ma państw, ale są gangi. One nie walczą ani o wolność, ani w obronie swojego kraju, ani nawet by zrealizować swoje chore ambicje. Ich wojna trwa cały czas. Trwa tak długo, że już nikt nie pamięta, dlaczego się zaczęła. Walczą o pieniądze i wpływy, by udowodnić, kto jest ważniejszy. O narkotyki, alkohol, papierosy. Torturują i zabijają, by ich to nie spotkało. Cały pluton stał na baczność z poważnymi minami. Po chwili zasalutowali generałowi i rozległa się komenda odmaszerowania. Oddział zniknął w wielkim domku na lalki, który został przerobiony na ich koszary. Starzec zwyczajowo zaciągnął się fajką i wypuścił dym w kształcie kółek.
* * *
- Tatusiu! - rozległ się wesoły krzyk i do salonu wbiegły trzy lalki, a za nimi szła młoda para. Lalki były ubrane w te same wytarte i dziurawe sukienki, które nosiły kilka dni temu. Jedna była zielona, druga czerwona, a trzecia niebieska - wszystkie w te same wzory. Para młoda również ubrana w to samo, co niedawno. Jednak smoking i sukienka wyglądały jak nowo zakupione. Wszyscy usiedli na podnóżku od fotela i patrzyli na starca.
- Kim my jesteśmy? - padło pytanie. Bez żadnego wprowadzenia czy zapowiedzi. Dziadek uśmiechnął się, próbując zakryć lekkie zaskoczenie.
- Spodziewałem się tego pytania - odpowiedział, kaszląc. Dziś nie miał fajki. - Szczerze mówiąc, to ja was stworzyłem. Wszyscy byliście zwykłymi zabawkami. Nie ruszaliście się, nie mówiliście i nie myśleliście. Jak już kiedyś wam mówiłem, byłem genetykiem. Manipulowałem genami, by otrzymać różne organizmy. Kiedy już przeszedłem na emeryturę, stworzyłem was. Dodałem wam geny, a od kolegi dostałem sztuczną inteligencję. Różnicie się od innych zabawek ze sztuczną inteligencją. Dzięki genom możecie się uczyć. Nie są to zwykłe geny jak ludzkie. Wasze mogą rozwijać sztuczną inteligencję.
- A po co nas stworzyłeś? - spytała żona.
- Jestem tylko samotnym starcem. Potrzebuję towarzystwa. Gdyby nie wy, leżałbym w grobie albo siedziałbym w domu starców samotny jak palec.
- Nie masz już nikogo?
- Moja żona zmarła piętnaście lat temu, a córka mieszka na innej planecie i nie odzywa się do mnie. To wy jesteście moją rodziną. Przyjaciele? Nie utrzymuję z nimi kontaktu. Zresztą to oni tego nie chcą.
- Mamy już dziesięć lat. Chcesz powiedzieć, że od dziesięciu lat nie rozmawiałeś z nikim dłużej niż kilkanaście sekund, kiedy kupowałeś kolejną porcję tytoniu? - spytała jedna z lalek. Starzec pokiwał głową i zaczął kaszleć.
- Mój czas już się kończy. Takie już moje przeznaczenie. Tak jak każdej osoby. Każdy ma taki okres, w którym zostaje sam. Nikt nie zwraca na niego uwagi. Wszyscy o nim zapominają. A świat daje wtedy największego kopa. To właśnie przeżywam. Ale najważniejsze, że mam was.
- Co się z nami stanie, gdy ty odejdziesz? - spytał mąż.
- To już zależy tylko od was. Stworzyłem was dla siebie, ale teraz widzę, że też chcecie żyć. Na pewno przysłużycie się jeszcze światu. Ktoś będzie was potrzebował, ale musicie w to uwierzyć - powiedział starzec.
Przez okna koszar żołnierze już od jakiegoś czasu przysłuchiwali się rozmowie. Za ścianą stały zwierzęta, przepychając się, by jak najwięcej usłyszeć.
- Chodźcie tu wszyscy - powiedział starzec i zwierzęta wyszły zza rogu i usiadły koło lalek, a żołnierze ustawili się w szeregu na swojej komodzie. - Nie przejmujcie się tym, co inni mówią. Jeśli tyko w siebie uwierzycie, możecie osiągnąć wszystko. Kiedy już osiągnięcie szczyt, nie zapomnijcie o mnie. Starzec spojrzał z uwagą na zabawki, a każda odniosła wrażenie, że spojrzenie to skierowane jest właśnie na nią. Po kilku sekundach opuścił wzrok, uśmiechnął się i odkaszlnął.
* * *
Rozległo się pukanie. Staruszek podniósł się ze swego fotela i ruszył powolnym krokiem do drzwi. Zerknął przez wizjer. Na zewnątrz czekali dwaj mężczyźni ubrani w czarne, skórzane płaszcze. Na głowach mieli czarne kapelusze z rondem, a na nosie okulary w tym samym kolorze. Ich twarze nie wyrażały niczego. Starzec odsunął się od drzwi i otworzył je. Mężczyźni stali dalej w tej samej postawie.
- Pan pójdzie z nami - powiedział jeden z nich.
Za starcem ustawiły się wszystkie zabawki i czekały, obserwując rozwój wydarzeń. On obrócił się w ich stronę z uśmiechem.
- Oto mój czas się skończył. Nadeszła wasza pora. Jesteście już gotowi. Pamiętajcie o mnie - powiedział i wyciągnął fajkę z kieszeni. Nabił ja tytoniem i zapalił.
Żołnierze ściągnęli czapki z głów i po raz ostatni zasalutowali. Reszta stała w ciszy, patrząc starcowi w oczy. On zaciągnął się i wydmuchał dym w kształcie kółek. Odwrócił się i wyszedł z domu, zamykając drzwi za sobą.
- Chodźmy.
Ruszyli w trójkę. Uśmiech nie zniknął jeszcze z twarzy starca. Jeden z mężczyzn złapał go i odsłonił jego tylną stronę szyi. Drugi podszedł i przesunął znajdujący się tam, przełącznik na pozycję "OFF". Głowa dziadka opadła na klatkę piersiową, a fajka wypadła z zębów i potoczyła się po podłodze. Dotarła do krawędzi i spadła na niższe piętro.