Opuszczone Królestwo ⇒ [Bezimienna wioska] Na północ
[Bezimienna wioska] Na północ
Gerhard zmarszczył brwi, wpatrując się w różnokolorowe oczy oberżysty. Czoło wieśniaka lśniło od potu, okraszone obrzydliwymi, poskręcanymi i przetłuszczonymi strąkami brązowych włosów. Zapewne śmierdział zgnilizną i brudem, ale tego rycerz nie mógł już poczuć. Czasem dziękował wszystkim bóstwom, że pozbawiły go węchu.
- Dwadzieścia?
- Dwadzieścia, wielki panie - wybełkotał tamten zza sczerniałych zębów. - Żniwa były podłe w zeszłym roku...
Powiedział właściciel karczmy na końcu świata, w mrocznej głuszy, która nigdy nie widziała pługa. Zazgrzytał zębami.
- No i co z tego? - Vanahir miał tylko nadzieję, że rozmówca nie wychwyci narastającego w jego głosie gniewu.
- Wielki panie, ta cholerna susza zniszczyła wszystkie zasiewy, chłopi już nie przyjeżdżają do miasta, nie sprzedają towarów. Wszystko w okolicy podupadło, to i ceny są, panie, wyższe...
Rycerz wyciągnął z chudej sakiewki, przy pasie, oberżniętego na krańcach orła i rzucił go od niechcenia oberżyście. Spojrzenia tutejszych bywalców przywdzianych, podobnie jak właściciel, w zapuszczone, brudne i prawdopodobnie śmierdzące szaty, podążyły jak jeden mąż za lecącą w powietrzu monetą, która jednak szybko zniknęła w tłustych, przypominających kawałki szynki, dłoniach grubasa. Był zdumiewająco zręczny, kiedy chodziło o pieniądze. Uniósł pieniążek do świńskich oczu, zrobił mądrą minę, po czym nadgryzł go. Bogowie, oby połamał sobie na tym zęby. Na kogoś takiego to jest za dobre srebro.
- Usiądźcie sobie gdzieś i rozgośćcie się, mistrzu. - Niestety, zęby miał zadziwiająco mocne. - Zaraz coś podam. Ciemne, jasne?
- Proponujesz mi te szczyny? - zapytał z lekkim znużeniem Gerhard i poprawił wysoki kołnierz burego płaszcza. Przeczesał dłonią rzadkie, zaczesane do tyłu włosy. - Wody. Po prostu wody. Bogowie, tylko o ile jest czysta.
Inaczej będziesz żałował, że mnie wpuściłeś. Po tylu tygodniach mozolnej wędrówki zaczynała ogarniać go tępa apatia, od czasu do czasu przerywana drobnymi utarczkami na drodze. W innej wiosce, nieco bardziej zadbanej, usłyszał niepokojące plotki. Bandyci uciekali od jakiegoś czasu na południe wzdłuż rzeki, umykając pospiesznie z dawnych, tradycyjnych miejsc zasadzek i ściągania haraczów. Szeptano, że w ruinach Nemerii, na północy, ktoś przebudził do życia Szare Wilki. To nie były dobre wieści. Zwłaszcza, że się tam wybieram.
- Zapłacę za nocleg - oznajmił po chwili zastanowienia. Wieśniacze, psie oczy błysnęły chciwością. Ciekawe, ilu tutejszych właśnie postanowiło mnie ograbić.
- Trzydzieści.
Gerhard zmrużył powieki i zacisnął mocno wydatne szczęki.
- Kpisz sobie ze mnie, kmiocie? - zapytał zimno. Oberżysta jakby skulił się w sobie. Otworzył szeroko usta, ale po chwili zamknął je z powrotem. Kłapnął zębami jak koń, po czym skłonił się nisko i oddalił, jakby nigdy nie było tematu. Rycerz odprowadził go wzrokiem, po czym odwrócił się na pięcie i ruszył ku mrocznemu krańcowi niewielkiej sali. Ogień wysoko tańczył w jedynym, krzywo obramowanym, kominku, przy którym zebrali się najwięksi z bywalców. Pewnie miejscowe osiłki. Gerhard nie miał szczególnej ochoty na utarczki z kimkolwiek. Irytacja już zdążyła wpędzić go w ponury nastrój. Nie powinienem tak odzywać się do tego wieśniaka. Skrzywił się gorzko. To nie było rycerskie. Oczywiście był rycerzem. Pasowanym przez samego Rycerza Popiołów. Miecz Bastionu. Jednego z ostatnich wielkich wojowników tej zapomnianej przez bogów krainy, jeśli nie ostatniego. Gerhard Vanahir nawet blisko niego nie leżał.
- Bogowie... - szepnął ze złością, gdy zdał sobie sprawę, że znowu o tym rozmyśla. Rozepchnął się w niedużej grupie widzów, którzy oglądali spoconych, półnagich mężczyzn walczących na pięści w centrum holu, po czym usiadł. Strzepnął dłonią brud ze stołu, pomijając ten, który wrósł w niego lata temu. Przesunął się na ławie pod samą ścianę i znieruchomiał. Siedział przez chwilę w bezruchu, świadom wbitych w siebie, ukradkowych spojrzeń. Kiedy, po dłuższej chwili, poczuł, że ciekawscy odwrócili już wzrok, przeciągnął się i ziewnął szeroko. Dłońmi wbitymi w rękawiczki z kreciej skórki pomajstrował przy sznurkach, którymi związał starą, przegniłą torbę. Kiedy już ją rozsupłał, sięgnął ręką do środka i wyjął stamtąd małą książeczkę, notes obity karmazynową skórą. Na okładce widniał wytłoczony przez introligatora biały kruk.
- Ulryk Veynanc - wyszeptał cicho, czytając inskrypcję na dole pierwszej strony. - Z łaski wszystkich bogów, rycerz Ostatniego Bastionu. - Przewrócił na następną stronę. Rycerz Popiołów, tak mówił niewyraźny, koślawy dopisek, sporządzony najpewniej przez matkę sir Ulryka. Rycerz dmuchnął na trzecią stronę i zaczął czytać. Na tych stronach kryje się klucz do twego skarbu, przyjacielu. Znajdę go, choćbym miał tu zdechnąć. Nie zareagował nawet skinieniem, gdy oberżysta, zerkając na niego spode łba, postawił na stole drewniany talerz z bochnem czarnego chleba i zardzewiały kubek wody.
- Dwadzieścia?
- Dwadzieścia, wielki panie - wybełkotał tamten zza sczerniałych zębów. - Żniwa były podłe w zeszłym roku...
Powiedział właściciel karczmy na końcu świata, w mrocznej głuszy, która nigdy nie widziała pługa. Zazgrzytał zębami.
- No i co z tego? - Vanahir miał tylko nadzieję, że rozmówca nie wychwyci narastającego w jego głosie gniewu.
- Wielki panie, ta cholerna susza zniszczyła wszystkie zasiewy, chłopi już nie przyjeżdżają do miasta, nie sprzedają towarów. Wszystko w okolicy podupadło, to i ceny są, panie, wyższe...
Rycerz wyciągnął z chudej sakiewki, przy pasie, oberżniętego na krańcach orła i rzucił go od niechcenia oberżyście. Spojrzenia tutejszych bywalców przywdzianych, podobnie jak właściciel, w zapuszczone, brudne i prawdopodobnie śmierdzące szaty, podążyły jak jeden mąż za lecącą w powietrzu monetą, która jednak szybko zniknęła w tłustych, przypominających kawałki szynki, dłoniach grubasa. Był zdumiewająco zręczny, kiedy chodziło o pieniądze. Uniósł pieniążek do świńskich oczu, zrobił mądrą minę, po czym nadgryzł go. Bogowie, oby połamał sobie na tym zęby. Na kogoś takiego to jest za dobre srebro.
- Usiądźcie sobie gdzieś i rozgośćcie się, mistrzu. - Niestety, zęby miał zadziwiająco mocne. - Zaraz coś podam. Ciemne, jasne?
- Proponujesz mi te szczyny? - zapytał z lekkim znużeniem Gerhard i poprawił wysoki kołnierz burego płaszcza. Przeczesał dłonią rzadkie, zaczesane do tyłu włosy. - Wody. Po prostu wody. Bogowie, tylko o ile jest czysta.
Inaczej będziesz żałował, że mnie wpuściłeś. Po tylu tygodniach mozolnej wędrówki zaczynała ogarniać go tępa apatia, od czasu do czasu przerywana drobnymi utarczkami na drodze. W innej wiosce, nieco bardziej zadbanej, usłyszał niepokojące plotki. Bandyci uciekali od jakiegoś czasu na południe wzdłuż rzeki, umykając pospiesznie z dawnych, tradycyjnych miejsc zasadzek i ściągania haraczów. Szeptano, że w ruinach Nemerii, na północy, ktoś przebudził do życia Szare Wilki. To nie były dobre wieści. Zwłaszcza, że się tam wybieram.
- Zapłacę za nocleg - oznajmił po chwili zastanowienia. Wieśniacze, psie oczy błysnęły chciwością. Ciekawe, ilu tutejszych właśnie postanowiło mnie ograbić.
- Trzydzieści.
Gerhard zmrużył powieki i zacisnął mocno wydatne szczęki.
- Kpisz sobie ze mnie, kmiocie? - zapytał zimno. Oberżysta jakby skulił się w sobie. Otworzył szeroko usta, ale po chwili zamknął je z powrotem. Kłapnął zębami jak koń, po czym skłonił się nisko i oddalił, jakby nigdy nie było tematu. Rycerz odprowadził go wzrokiem, po czym odwrócił się na pięcie i ruszył ku mrocznemu krańcowi niewielkiej sali. Ogień wysoko tańczył w jedynym, krzywo obramowanym, kominku, przy którym zebrali się najwięksi z bywalców. Pewnie miejscowe osiłki. Gerhard nie miał szczególnej ochoty na utarczki z kimkolwiek. Irytacja już zdążyła wpędzić go w ponury nastrój. Nie powinienem tak odzywać się do tego wieśniaka. Skrzywił się gorzko. To nie było rycerskie. Oczywiście był rycerzem. Pasowanym przez samego Rycerza Popiołów. Miecz Bastionu. Jednego z ostatnich wielkich wojowników tej zapomnianej przez bogów krainy, jeśli nie ostatniego. Gerhard Vanahir nawet blisko niego nie leżał.
- Bogowie... - szepnął ze złością, gdy zdał sobie sprawę, że znowu o tym rozmyśla. Rozepchnął się w niedużej grupie widzów, którzy oglądali spoconych, półnagich mężczyzn walczących na pięści w centrum holu, po czym usiadł. Strzepnął dłonią brud ze stołu, pomijając ten, który wrósł w niego lata temu. Przesunął się na ławie pod samą ścianę i znieruchomiał. Siedział przez chwilę w bezruchu, świadom wbitych w siebie, ukradkowych spojrzeń. Kiedy, po dłuższej chwili, poczuł, że ciekawscy odwrócili już wzrok, przeciągnął się i ziewnął szeroko. Dłońmi wbitymi w rękawiczki z kreciej skórki pomajstrował przy sznurkach, którymi związał starą, przegniłą torbę. Kiedy już ją rozsupłał, sięgnął ręką do środka i wyjął stamtąd małą książeczkę, notes obity karmazynową skórą. Na okładce widniał wytłoczony przez introligatora biały kruk.
- Ulryk Veynanc - wyszeptał cicho, czytając inskrypcję na dole pierwszej strony. - Z łaski wszystkich bogów, rycerz Ostatniego Bastionu. - Przewrócił na następną stronę. Rycerz Popiołów, tak mówił niewyraźny, koślawy dopisek, sporządzony najpewniej przez matkę sir Ulryka. Rycerz dmuchnął na trzecią stronę i zaczął czytać. Na tych stronach kryje się klucz do twego skarbu, przyjacielu. Znajdę go, choćbym miał tu zdechnąć. Nie zareagował nawet skinieniem, gdy oberżysta, zerkając na niego spode łba, postawił na stole drewniany talerz z bochnem czarnego chleba i zardzewiały kubek wody.
Szła ze spuszczoną głową, zmierzając w stronę samotnej wioski. Mały okruszek cywilizacji, z każdym jej krokiem stawał się coraz większy, machnęła nerwowo ogonem, znudzona monotonią tego miejsca. Mogła pozostać tam, gdzie była, pod dostatkiem miała naiwnych kupców, którzy płacili jej krocie za jedną noc, podczas której mogli rozkoszować się ciałem kobiety ich marzeń. Tu mogła spodziewać się tylko brudnych wieśniaków, którzy liczyć potrafili tylko do tylu, ile mieli dzieci, a o czymś takim jak czytanie czy pisanie nawet nie słyszeli.
Przystanęła i rozejrzała się wokół, w zasięgu widzenia nie było nikogo, a wątpiła, by z okien domków mieszkańcy mogli dostrzec dokładnie, kto zmierza w kierunku wioski, ale nadszedł już czas by wybrać. "Jaki typ? Na pewno dama w wytwornej sukni odpada, prostytutka, tym bardziej, nawet najbardziej zdesperowana nie tknęłaby tej speluny". Zatrzepotała skrzydłami, gdy do głowy wpadł jej pewien pomysł, chyba jedyna możliwość w tej sytuacji. Rozłożyła je szeroko i przymknęła oczy wyobrażając sobie kobietę, w którą miała zamiar się przeobrazić.
Jej ubranie rozpłynęło się w powietrzu, skóra pojaśniała znacznie, a włosy wyprostowały się i nabrały barwy hebanu, jedynie kolor oczu nie uległ zmianie. Ciało stało się smuklejsze, a jej obliczu ubyło kilku lat. Stała teraz samotnie po środku drogi, naga, niczym bezbronna nimfa wodna, którą ktoś zmusił do życia pośród zgiełku i smrodu miasta. Mgiełka, w którą zmieniło się jej ubranie, przyległa do jej skóry nabierając kształtu czerwonej, skórzanej zbroi. W nowo uformowanej pochwie, utkwił sztylet.
Wojowniczka Zarela przeciągnęła się i pewnie ruszyła w stronę obskurnej wioski.
Powoli, z gracją wojownika przekroczyła próg gospody, znudzonym wzrokiem przeleciała klientów. Żaden z nich nie wyglądał na takiego, który wydałby kilka monet na upojną noc z podróżniczką. "Zadowolę się tobą" pomyślała zatrzymując wzrok na barmanie "A jutro z rana znajdą twe brudne, obleśne ciało na ścianach jednego z pokojów". Wiedziała, że uwiedzenie barmana to najbardziej korzystna możliwość, chociaż i tak nie dorasta bogatym kupcom do pięt.
- Jeden pokój - rzuciła, podchodząc do paskudnego właściciela. - Tylko szybko, długą drogę przebyłam, by zatrzymać się w tej... - zdegustowana pociągnęła nosem - ...karczmie.
- Oczywiście, oczywiście - rzucił pospiesznie właściciel skupiając wzrok na biuście pokusy, który ukryty był pod warstwą czerwonej skóry. - Czterdzieści! - prychnęła, po czym uśmiechając się uwodzicielsko, oblizała górną wargę.
- A co powiesz na... - przejechała palcem po blacie - ...małe sam na sam, zaraz po tym gdy to "towarzystwo", niegodne mojej uwagi, rozejdzie się do swych pokoi i domów... co? Tylko nie wymagaj ode mnie tak wiele, jestem tylko biedną podróżniczką. - Zrobiła niewinną minę.
- Trzydzieści... - Wychrypiał barman nie spuszczając oczu z twarzy Pokusy, obleśny grymas nie znikał z jego pyska.
Ta jednak zacmokała zdegustowana i pogroziła mu palcem wydymając usta.
- Trudno, ruszam więc dalej, szkoda, byłam pewna, że taki mężczyzna jest, jakby to powiedzieć, wyposażony w godną pozazdroszczenia "broń" zdolną ukarać nierozgarniętą wojowniczkę, zapominającą sakiewki.
- Stój! - krzyknął, a na jego twarzy pojawiło się jeszcze więcej kropel potu niż wcześniej. - Możesz przenocować za darmochę, jeśli...
- "Jeśli", zamieni się w spełnienie twych marzeń, obiecuję. - Uśmiechnęła się jeszcze tylko i zajęła jedno z wielu miejsc w karczmie przyglądając się walce wieśniaków, zaczęła rozważać możliwość wywołania jakiś zamieszek, których powodem miał być nie kto inny, jak piękna wojowniczka Zarela. Wtedy jej uwagę przykuł, pewien jegomość, dość osobliwie wyglądający na tle pozostałego towarzystwa. "Może siedzi tam korzystniejsza oferta niż ten cały barman?"
Przystanęła i rozejrzała się wokół, w zasięgu widzenia nie było nikogo, a wątpiła, by z okien domków mieszkańcy mogli dostrzec dokładnie, kto zmierza w kierunku wioski, ale nadszedł już czas by wybrać. "Jaki typ? Na pewno dama w wytwornej sukni odpada, prostytutka, tym bardziej, nawet najbardziej zdesperowana nie tknęłaby tej speluny". Zatrzepotała skrzydłami, gdy do głowy wpadł jej pewien pomysł, chyba jedyna możliwość w tej sytuacji. Rozłożyła je szeroko i przymknęła oczy wyobrażając sobie kobietę, w którą miała zamiar się przeobrazić.
Jej ubranie rozpłynęło się w powietrzu, skóra pojaśniała znacznie, a włosy wyprostowały się i nabrały barwy hebanu, jedynie kolor oczu nie uległ zmianie. Ciało stało się smuklejsze, a jej obliczu ubyło kilku lat. Stała teraz samotnie po środku drogi, naga, niczym bezbronna nimfa wodna, którą ktoś zmusił do życia pośród zgiełku i smrodu miasta. Mgiełka, w którą zmieniło się jej ubranie, przyległa do jej skóry nabierając kształtu czerwonej, skórzanej zbroi. W nowo uformowanej pochwie, utkwił sztylet.
Wojowniczka Zarela przeciągnęła się i pewnie ruszyła w stronę obskurnej wioski.
Powoli, z gracją wojownika przekroczyła próg gospody, znudzonym wzrokiem przeleciała klientów. Żaden z nich nie wyglądał na takiego, który wydałby kilka monet na upojną noc z podróżniczką. "Zadowolę się tobą" pomyślała zatrzymując wzrok na barmanie "A jutro z rana znajdą twe brudne, obleśne ciało na ścianach jednego z pokojów". Wiedziała, że uwiedzenie barmana to najbardziej korzystna możliwość, chociaż i tak nie dorasta bogatym kupcom do pięt.
- Jeden pokój - rzuciła, podchodząc do paskudnego właściciela. - Tylko szybko, długą drogę przebyłam, by zatrzymać się w tej... - zdegustowana pociągnęła nosem - ...karczmie.
- Oczywiście, oczywiście - rzucił pospiesznie właściciel skupiając wzrok na biuście pokusy, który ukryty był pod warstwą czerwonej skóry. - Czterdzieści! - prychnęła, po czym uśmiechając się uwodzicielsko, oblizała górną wargę.
- A co powiesz na... - przejechała palcem po blacie - ...małe sam na sam, zaraz po tym gdy to "towarzystwo", niegodne mojej uwagi, rozejdzie się do swych pokoi i domów... co? Tylko nie wymagaj ode mnie tak wiele, jestem tylko biedną podróżniczką. - Zrobiła niewinną minę.
- Trzydzieści... - Wychrypiał barman nie spuszczając oczu z twarzy Pokusy, obleśny grymas nie znikał z jego pyska.
Ta jednak zacmokała zdegustowana i pogroziła mu palcem wydymając usta.
- Trudno, ruszam więc dalej, szkoda, byłam pewna, że taki mężczyzna jest, jakby to powiedzieć, wyposażony w godną pozazdroszczenia "broń" zdolną ukarać nierozgarniętą wojowniczkę, zapominającą sakiewki.
- Stój! - krzyknął, a na jego twarzy pojawiło się jeszcze więcej kropel potu niż wcześniej. - Możesz przenocować za darmochę, jeśli...
- "Jeśli", zamieni się w spełnienie twych marzeń, obiecuję. - Uśmiechnęła się jeszcze tylko i zajęła jedno z wielu miejsc w karczmie przyglądając się walce wieśniaków, zaczęła rozważać możliwość wywołania jakiś zamieszek, których powodem miał być nie kto inny, jak piękna wojowniczka Zarela. Wtedy jej uwagę przykuł, pewien jegomość, dość osobliwie wyglądający na tle pozostałego towarzystwa. "Może siedzi tam korzystniejsza oferta niż ten cały barman?"
Rycerz powoli przewracał kartki starego dziennika. Zdobycie go, choć nie łatwe, zdecydowanie było opłacalne. Gdyby Ulryk Veynanc nie został jednym z najświetniejszych wojowników w historii, zrobiłby pewnie błyskotliwą karierę bajarza, czy też poety. Miał bardzo lekkie pióro, wszystkie wydarzenia opisywał kwieciście i rozwlekle. Zapisane drobnym pismem strony przedstawiały wiele ważnych wydarzeń, nic z tego jednak nie interesowało Gerharda. Nie miał dość dużo czasu, żeby marnować go na zapoznawanie się z każdym kolejnym turniejem, każdym kolejnym stłumionym buntem i ściętym pretendentem. Musiał jednak uważnie przeczytać wszystko. Gdzieś między tymi wierszami krył się klucz do tajemnicy Rycerza Popiołów, jego i jego ojca, i ojca jego ojca, i tak dalej, aż do pierwszych z Veynanców, którzy... No właśnie...
- Bogowie - mruknął do siebie cicho, kiedy natrafił na opis przyjęcia siebie samego na giermka. To było stanowczo za wiele. Zamknął dziennik i odłożył go na stół. Westchnął ciężko, po czym przetarł twarz dłońmi. Dopiero teraz zauważył leżący przed nim posiłek. Chwycił kubek z wodą i dokładnie obejrzał napój. Wygląda na czystą. Cud. Rozerwał chleb na dwoje, po czym spróbował go ugryźć. Tak jak myślał, był twardy jak kamień. Z zaciętą miną chwycił czarne paskudztwo i zanurzył je kilka razy w kubku wody.
- Hm... - mruknął, kiedy po kilkunastu sekundach uznał, że nadaje się to do jedzenia. Wtedy poczuł na sobie czyjeś spojrzenie. Rozejrzał się powoli, czujnie lustrując wszystkie twarze w zasięgu wzroku. Nic gwałtownie, wszystko powoli, jak powtarzał mu sir Ulryk. Pozornie nic się nie zmieniło... Pozornie. Na granicy kręgu światła stała bowiem kobieta, może raczej dziewczyna, wbita w ciemnoczerwoną skórznię. Wpatrywała się w niego z dziwnym wyrazem twarzy. Gerhard rozejrzał się wokół. Być może tylko mu się zdawało. Pomylił się najwidoczniej, reszta miejscowego towarzystwa wyniosła się z jego krańca sali. Rycerz ponownie odwrócił wzrok w kierunku nowego gościa. Zwrócił uwagę, że oberżysta stojący za połamaną ladą wpatruje się w nią z jakimś zwierzęcym grymasem twarzy.
- Bogowie - mruknął do siebie cicho, kiedy natrafił na opis przyjęcia siebie samego na giermka. To było stanowczo za wiele. Zamknął dziennik i odłożył go na stół. Westchnął ciężko, po czym przetarł twarz dłońmi. Dopiero teraz zauważył leżący przed nim posiłek. Chwycił kubek z wodą i dokładnie obejrzał napój. Wygląda na czystą. Cud. Rozerwał chleb na dwoje, po czym spróbował go ugryźć. Tak jak myślał, był twardy jak kamień. Z zaciętą miną chwycił czarne paskudztwo i zanurzył je kilka razy w kubku wody.
- Hm... - mruknął, kiedy po kilkunastu sekundach uznał, że nadaje się to do jedzenia. Wtedy poczuł na sobie czyjeś spojrzenie. Rozejrzał się powoli, czujnie lustrując wszystkie twarze w zasięgu wzroku. Nic gwałtownie, wszystko powoli, jak powtarzał mu sir Ulryk. Pozornie nic się nie zmieniło... Pozornie. Na granicy kręgu światła stała bowiem kobieta, może raczej dziewczyna, wbita w ciemnoczerwoną skórznię. Wpatrywała się w niego z dziwnym wyrazem twarzy. Gerhard rozejrzał się wokół. Być może tylko mu się zdawało. Pomylił się najwidoczniej, reszta miejscowego towarzystwa wyniosła się z jego krańca sali. Rycerz ponownie odwrócił wzrok w kierunku nowego gościa. Zwrócił uwagę, że oberżysta stojący za połamaną ladą wpatruje się w nią z jakimś zwierzęcym grymasem twarzy.
- Mam nadzieję, że na mnie czekasz. - Uraczyła go swoim najczęściej używanym tekstem. Uwielbiała zwracać się tak do mężczyzn, miała podobnych tekścików wiele w zanadrzu, ale ten darzyła specjalnym uczuciem. "Przystojny, wyróżnia się na tle reszty towarzystwa, może zostanę tu dwa dni? Dziś ten awanturnik, jutro obleśny barman..."
Nie czekając na zaproszenie zajęła miejsce naprzeciw mężczyzny, podchodząc do stolika z gracją i wyniosłością charakterystyczną dla jej osoby. Założyła nogę na nogę i odchylona na oparciu krzesła lustrowała go wzrokiem.
- Nie przeszkadzam? Przyda nam się w tej spelunie towarzystwo osoby, która odróżnia miecz od sztyletu. Widzę, że mam do czynienia z człowiekiem, nieco bardziej światłym niż oni. - Wskazała leniwie ręką na bijących się mężczyzn, dopiero teraz spostrzegła, że jeden z nich, wygrywający, jest godny jej uwagi, nadawałby się na kochanka, wątpiła jednak, by miał jej z czego zapłacić, tylko upojna noc i możliwość zmasakrowania jego umięśnionego ciała, nic więcej. - W ich ruchach nie ma za grosz techniki, bezmyślne napieranie na siebie ciałami, jestem pewna, że jedyne co biją, prócz siebie, to zniewolone żony.
Prychnęła i znów zawiesiła swoje spojrzenie na mężczyźnie.
- Ty jesteś inny. - Wstała i okrążając stół stanęła za nim, położyła dłonie na jego ramionach i wyszeptała mu do ucha. - A może tak, ty i ja, zjemy małą kolację, a następnie udamy się na piętro i tam bliżej zapoznamy się z naszymi wojowniczymi duszami. - Znów się wyprostowała, "idealny", musiała go posiąść.
Następnie, bardzo powoli wróciła na swoje miejsce i przyjmując pozę, taką jak przedtem, czekała na jego reakcję. "Zgodzisz się, znam twe pragnienia, twe myśli, twe najskrytsze żądze, wpadniesz w me sidła, jak każdy człeczyna, który stanął mi na drodze."
Nie czekając na zaproszenie zajęła miejsce naprzeciw mężczyzny, podchodząc do stolika z gracją i wyniosłością charakterystyczną dla jej osoby. Założyła nogę na nogę i odchylona na oparciu krzesła lustrowała go wzrokiem.
- Nie przeszkadzam? Przyda nam się w tej spelunie towarzystwo osoby, która odróżnia miecz od sztyletu. Widzę, że mam do czynienia z człowiekiem, nieco bardziej światłym niż oni. - Wskazała leniwie ręką na bijących się mężczyzn, dopiero teraz spostrzegła, że jeden z nich, wygrywający, jest godny jej uwagi, nadawałby się na kochanka, wątpiła jednak, by miał jej z czego zapłacić, tylko upojna noc i możliwość zmasakrowania jego umięśnionego ciała, nic więcej. - W ich ruchach nie ma za grosz techniki, bezmyślne napieranie na siebie ciałami, jestem pewna, że jedyne co biją, prócz siebie, to zniewolone żony.
Prychnęła i znów zawiesiła swoje spojrzenie na mężczyźnie.
- Ty jesteś inny. - Wstała i okrążając stół stanęła za nim, położyła dłonie na jego ramionach i wyszeptała mu do ucha. - A może tak, ty i ja, zjemy małą kolację, a następnie udamy się na piętro i tam bliżej zapoznamy się z naszymi wojowniczymi duszami. - Znów się wyprostowała, "idealny", musiała go posiąść.
Następnie, bardzo powoli wróciła na swoje miejsce i przyjmując pozę, taką jak przedtem, czekała na jego reakcję. "Zgodzisz się, znam twe pragnienia, twe myśli, twe najskrytsze żądze, wpadniesz w me sidła, jak każdy człeczyna, który stanął mi na drodze."
Gerhard zesztywniał i napiął mięśnie karku, czując na nim delikatny, kobiecy dotyk. Dawno już nie doświadczył niczego podobnego, już od bardzo dawna. Może zbyt dawna? Nie odezwał się ani słowem, gdy wojowniczka - wyglądała na wojowniczkę, choć może niezbyt doświadczoną przez życie - usiadła naprzeciw niego.
- Jestem w drodze... - odezwał się i zająknął. Przyjrzał się jej twarzy. - Pani - dokończył z wahaniem. Nie wiedział czy zwraca się do kogoś dobrze urodzonego, ale nie byłby tym zdziwiony. Ostatnimi czasy wiele spotkał na leśnych drogach paniętek i szlacheckich synków, którym wydawało się, że przeżywają przygody.
- Sądzę, że możemy jednak zjeść coś razem, nim ruszę dalej.
Odwrócił się i wzdrygnął, widząc wpatrującego się w niego intensywnie karczmarza. Wieśniak spróbował szybko odwrócić wzrok, nie był jednak wystarczająco szybki. Rycerz krzyknął do niego i skinął dłonią na stół, wskazując palcem talerz z chlebem. Wszyscy bogowie, jeśli uda, że mnie nie zrozumiał, to sam nie wiem...
- Dokąd zmierzasz, pani?
Postanowił, że będzie udawał, że nie usłyszał całkiem jednoznacznej sugestii, którą usłyszał od ciemnowłosej dziewczyny, przed chwilą. Postanowił też, że nie będzie się za bardzo uśmiechał. Uśmiechanie czyniło jego twarz groteskową, a nie bardzo chciał wychodzić na groteskowego. Po chwili dalszego zastanowienia, przesunął dziennik Veynanca na krawędź stołu i ukradkiem schował go do torby.
- Jestem w drodze... - odezwał się i zająknął. Przyjrzał się jej twarzy. - Pani - dokończył z wahaniem. Nie wiedział czy zwraca się do kogoś dobrze urodzonego, ale nie byłby tym zdziwiony. Ostatnimi czasy wiele spotkał na leśnych drogach paniętek i szlacheckich synków, którym wydawało się, że przeżywają przygody.
- Sądzę, że możemy jednak zjeść coś razem, nim ruszę dalej.
Odwrócił się i wzdrygnął, widząc wpatrującego się w niego intensywnie karczmarza. Wieśniak spróbował szybko odwrócić wzrok, nie był jednak wystarczająco szybki. Rycerz krzyknął do niego i skinął dłonią na stół, wskazując palcem talerz z chlebem. Wszyscy bogowie, jeśli uda, że mnie nie zrozumiał, to sam nie wiem...
- Dokąd zmierzasz, pani?
Postanowił, że będzie udawał, że nie usłyszał całkiem jednoznacznej sugestii, którą usłyszał od ciemnowłosej dziewczyny, przed chwilą. Postanowił też, że nie będzie się za bardzo uśmiechał. Uśmiechanie czyniło jego twarz groteskową, a nie bardzo chciał wychodzić na groteskowego. Po chwili dalszego zastanowienia, przesunął dziennik Veynanca na krawędź stołu i ukradkiem schował go do torby.
Wybuchnęła perlistym śmiechem, gdy usłyszała "Pani" z ust mężczyzny.
- Nie widzę powodu, dla którego miałbyś mnie tak tytułować, wystarczy Zarela. - Przeciągnęła się leniwie i omiotła znudzonym wzrokiem pomieszczenie. Mężczyźni skończyli walczyć, niestety, jej faworyt przegrał, skwitowała to krótko, unosząc delikatnie jedną brew.
Po chwili przyszedł barman, niosąc na dużej tacy chleb, dzban z wodą, szklankę i coś, co przypominało szynkę i ser. Gdy rozstawił już wszystko na stole, odszedł, odprawiony przez Pokusę skinieniem głowy.
- Więc mówisz, że "jesteś w drodze", cóż, zastanawiam się jaki jest cel twej podróży - spytała, upijając łyk z zakurzonej szklanki. Zignorowała pytanie podróżnika odnośnie celu jej podróży, wolała milczeć, póki sytuacja nie zmusi jej do wymyślenia kolejnej bajeczki. Satine spostrzegła spięcie mężczyzny, który najwyraźniej był nieco skrępowany jej zachowaniem, zazwyczaj faceci uśmiechali się głupkowato w takiej chwili, ten jednak siedział z kamienną twarz. Ktoś przy sąsiednim stoliku zaczął śmiać się głupkowato, rozlewając na siebie połowę zawartości swego kufla, żałosnej imitacji piwa. - Może przejdziemy jednak na piętro? Rozluźnisz się nieco, odprężysz przed jutrzejszą podróżą, moje towarzystwo, na pewno, wynagrodzi ci niewygody tego miejsca. - Nachyliła się lekko w jego stronę. - Więc, jak będzie? - Powoli zaczynał ją intrygować, czasami odpuszczała, znudzona towarzystwem niektórych osobliwych i irytujących przypadków, tym razem, musiała jednak doprowadzić sprawę do końca.
- Nie widzę powodu, dla którego miałbyś mnie tak tytułować, wystarczy Zarela. - Przeciągnęła się leniwie i omiotła znudzonym wzrokiem pomieszczenie. Mężczyźni skończyli walczyć, niestety, jej faworyt przegrał, skwitowała to krótko, unosząc delikatnie jedną brew.
Po chwili przyszedł barman, niosąc na dużej tacy chleb, dzban z wodą, szklankę i coś, co przypominało szynkę i ser. Gdy rozstawił już wszystko na stole, odszedł, odprawiony przez Pokusę skinieniem głowy.
- Więc mówisz, że "jesteś w drodze", cóż, zastanawiam się jaki jest cel twej podróży - spytała, upijając łyk z zakurzonej szklanki. Zignorowała pytanie podróżnika odnośnie celu jej podróży, wolała milczeć, póki sytuacja nie zmusi jej do wymyślenia kolejnej bajeczki. Satine spostrzegła spięcie mężczyzny, który najwyraźniej był nieco skrępowany jej zachowaniem, zazwyczaj faceci uśmiechali się głupkowato w takiej chwili, ten jednak siedział z kamienną twarz. Ktoś przy sąsiednim stoliku zaczął śmiać się głupkowato, rozlewając na siebie połowę zawartości swego kufla, żałosnej imitacji piwa. - Może przejdziemy jednak na piętro? Rozluźnisz się nieco, odprężysz przed jutrzejszą podróżą, moje towarzystwo, na pewno, wynagrodzi ci niewygody tego miejsca. - Nachyliła się lekko w jego stronę. - Więc, jak będzie? - Powoli zaczynał ją intrygować, czasami odpuszczała, znudzona towarzystwem niektórych osobliwych i irytujących przypadków, tym razem, musiała jednak doprowadzić sprawę do końca.
Kiedy już dotarł do wioski ściemniło się. Nikt nie zatrzymywał Gelaerda, który zmierzał prosto do karczmy. Musiał uciec, schronić się gdzieś w spokojnym miejscu. Ta wioska pasowała idealnie. Szybko zostawił konia w stajni, która, co prawda nie była najwyższych standardów, ale i tak to lepsze, od zostawienia wierzchowca na zewnątrz, gdzie było niebezpieczeństwo ataku wilków. Drzwi karczmy otworzyły się na oścież. Jeden rzut oka wystarczył, aby upewnić się, że nie powinno być za drogo. Rycerz wszedł pewnym krokiem, odziany w pełną zbroje i hełm, był niecodziennym widokiem w tym zapomnianym przez świat miejscu. Większość klientów wyglądała na stałych bywalców tego przybytku, mniejsza część, jakby wcale z niego nie wychodziła. Mimo tego białowłosy zauważył wojownika i wojowniczkę, a gdzieś w tłumie kilku krasnoludów. Gelaerd znalazł pusty stolik i usiadłszy przy nim ściągnął hełm. Czekał na karczmarza, któremu coś się nie spieszyło, a dokładnie nie ruszył się z miejsca, jakby nawet nie zauważył rycerza. Jego przybycie jednak nie uszło uwadze krasnoludów, ci zamieszali się i jeden z nich podszedł z sakiewką i dał ją zdziwionemu białowłosemu.
- Na najbliższe potrzeby - rzucił nord po czym odszedł.
Brzęk monet chyba obudził karczmarza. Nim ten jednak zdołał podejść i zadać pytanie, odezwał się Gelaerd:
- Wody oraz gorącą strawę, a później wolny pokój - powiedział zirytowany oczekiwaniem i zdarzeniem z krasnoludem, nie mógł jednak odmówić, nie było go na to stać.
- Na najbliższe potrzeby - rzucił nord po czym odszedł.
Brzęk monet chyba obudził karczmarza. Nim ten jednak zdołał podejść i zadać pytanie, odezwał się Gelaerd:
- Wody oraz gorącą strawę, a później wolny pokój - powiedział zirytowany oczekiwaniem i zdarzeniem z krasnoludem, nie mógł jednak odmówić, nie było go na to stać.
Bardzo lekko uniósł lewą brew, która jednak szybko opadła, na powrót, nadając jego twarzy kamienny wyraz. Rozluźnienie i maniery dziewczyny zaczęły go zastanawiać. Nieczęsto bywał obiektem, tego rodzaju, atencji, zwłaszcza, że zdawał sobie sprawę z własnego wyglądu... Czasem, dawno temu, Ulryk ostrzegał go, żeby nie lazł do łóżka z każdą chętną, bo może się to dla niego źle skończyć. Nożem między żebrami na przykład, choć mogło być i gorzej. Zabębnił palcami w brudny blat i uparcie uczepił się innego pytania, które zadała mu Zarela. Skinął głową.
- Ja nazywam się Gerhard. Sir Gerhard - dodał po chwili. Mimowolnie uśmiechnął się krzywo. - Mam zaszczyt być rycerzem.
Chwycił chleb i ugryzł kawałek. Żuł go powoli, zastanawiając się, co powiedzieć.
- Ruszam na północ - skwitował po chwili i sięgnął prawą ręką do torby. Jednocześnie musnął kciukiem pas, sprawdzając, czy rękojeść miecza jest wystarczająco blisko, by mógł szybko po nią sięgnąć. Pogrzebał chwilę w jukach, po czym wyciągnął z nich granatową, złożoną na wpół szmatę. - Zmierzam do ruin Nemerii, starożytnego miasta Średniego Królestwa.
Szerokim gestem rozłożył niewielki kawałek tkaniny, który okazał się być mapą. Niedokładną, ale, z grubsza, pokazującą okolicę ruin. Oraz zaznaczony krwawym śladem punkt nad nią. Wędrowny czarodziej powiedział mu, że ta krew cuchnie piekłem.
- Bogowie nie obłaskawili mnie węchem - powiedział mu wtedy i zignorował ostrzeżenie. Czasem jednak, kiedy mimo woli używał magii, czuł w tej karmazynowej, zaschłej cieczy dziwny podmuch.
- Podobno Szare Wilki się przebudziły - rzucił jeszcze. Może coś o nich słyszała. Starożytna kompania nieumarłych wojowników-najemników, dowodzona przez przeklętego rycerza. Kiedyś wszyscy o nich mówili. Zanim nie zapadli w sen, dzięki poświęceniu Prawdomówcy. Wtedy dopiero rycerz spostrzegł przybysza, który wkroczył do tawerny. Obrzucił go obojętnym spojrzeniem. Gołowąs, stwierdził, przypatrując się jego twarzy okolonej białymi włosami. Po chwili zmarszczył brwi. On może się nadać.
- Ja nazywam się Gerhard. Sir Gerhard - dodał po chwili. Mimowolnie uśmiechnął się krzywo. - Mam zaszczyt być rycerzem.
Chwycił chleb i ugryzł kawałek. Żuł go powoli, zastanawiając się, co powiedzieć.
- Ruszam na północ - skwitował po chwili i sięgnął prawą ręką do torby. Jednocześnie musnął kciukiem pas, sprawdzając, czy rękojeść miecza jest wystarczająco blisko, by mógł szybko po nią sięgnąć. Pogrzebał chwilę w jukach, po czym wyciągnął z nich granatową, złożoną na wpół szmatę. - Zmierzam do ruin Nemerii, starożytnego miasta Średniego Królestwa.
Szerokim gestem rozłożył niewielki kawałek tkaniny, który okazał się być mapą. Niedokładną, ale, z grubsza, pokazującą okolicę ruin. Oraz zaznaczony krwawym śladem punkt nad nią. Wędrowny czarodziej powiedział mu, że ta krew cuchnie piekłem.
- Bogowie nie obłaskawili mnie węchem - powiedział mu wtedy i zignorował ostrzeżenie. Czasem jednak, kiedy mimo woli używał magii, czuł w tej karmazynowej, zaschłej cieczy dziwny podmuch.
- Podobno Szare Wilki się przebudziły - rzucił jeszcze. Może coś o nich słyszała. Starożytna kompania nieumarłych wojowników-najemników, dowodzona przez przeklętego rycerza. Kiedyś wszyscy o nich mówili. Zanim nie zapadli w sen, dzięki poświęceniu Prawdomówcy. Wtedy dopiero rycerz spostrzegł przybysza, który wkroczył do tawerny. Obrzucił go obojętnym spojrzeniem. Gołowąs, stwierdził, przypatrując się jego twarzy okolonej białymi włosami. Po chwili zmarszczył brwi. On może się nadać.
- Rycerzem? - powtórzyła. - Cóż, musiałeś sobie zasłużyć na ten tytuł, jeśli jesteś tak samo dobry w łóżku, jak w machaniu mieczem to... mężczyzna idealny, nic dodać, nic ująć. - Uśmiechnęła się kusząco i powiodła wzrokiem po starej mapie. - Przyda ci się towarzysz, ktoś kto wspomoże w walce i... ukoi twe skołatane nerwy, pod koniec dnia. - Mówiąc to, nachyliła się do niego w krześle i delikatnie oblizała wargi.
Znów rozłożyła się wygodnie i skupiając wzrok na mapie odezwała się:
- Możesz wyjaśnić nieco więcej? Wątpię, by sama ciekawość, typowa dla marnych poszukiwaczy przygód, wiodła cię do tego mrocznego i brudnego miejsca... hm? - Uniosła lekko brwi zauważając, że wzrok jej rozmówcy skupił się na chwilę na kimś innym. Odwróciła się w krześle i zmrużyła oczy, widząc kolejnego godnego uwagi człeczynę, kolejną potencjalną ofiarę. Dopiero po chwili dotarły do niej jego słowa o wilkach. - Głupie bujdy... opowiastki znudzonych wdów i starych panien, wątpię, by choć połowa z nich była prawdą. Drzewa rzucają cienie, wilki obwieszczające gotowość do polowania wyją, a głupi ignoranci dopowiedzą sobie resztę, ale ty... ty jesteś inny, mądrzejszy, inteligentniejszy i... zmęczony, chodźmy na górę, czeka ciebie... nas - dodała z uśmiechem - ...bardzo długa podróż, trzeba się odprężyć, zanurzyć miecz w róży, odetchnąć. - "Nie zabiję go dzisiaj, ta Nemeria, ciekawe jakie bogactwa skrywają te pogrążone w mroku i zapomniane przez bogów ruiny. " - Chodźmy, dzień już tonie za horyzontem, wszystko powoli kładzie się do snu, odprężysz się, uspokoisz.
Znów rozłożyła się wygodnie i skupiając wzrok na mapie odezwała się:
- Możesz wyjaśnić nieco więcej? Wątpię, by sama ciekawość, typowa dla marnych poszukiwaczy przygód, wiodła cię do tego mrocznego i brudnego miejsca... hm? - Uniosła lekko brwi zauważając, że wzrok jej rozmówcy skupił się na chwilę na kimś innym. Odwróciła się w krześle i zmrużyła oczy, widząc kolejnego godnego uwagi człeczynę, kolejną potencjalną ofiarę. Dopiero po chwili dotarły do niej jego słowa o wilkach. - Głupie bujdy... opowiastki znudzonych wdów i starych panien, wątpię, by choć połowa z nich była prawdą. Drzewa rzucają cienie, wilki obwieszczające gotowość do polowania wyją, a głupi ignoranci dopowiedzą sobie resztę, ale ty... ty jesteś inny, mądrzejszy, inteligentniejszy i... zmęczony, chodźmy na górę, czeka ciebie... nas - dodała z uśmiechem - ...bardzo długa podróż, trzeba się odprężyć, zanurzyć miecz w róży, odetchnąć. - "Nie zabiję go dzisiaj, ta Nemeria, ciekawe jakie bogactwa skrywają te pogrążone w mroku i zapomniane przez bogów ruiny. " - Chodźmy, dzień już tonie za horyzontem, wszystko powoli kładzie się do snu, odprężysz się, uspokoisz.
Karczmarz, w końcu, podał Gelaerdowi jedzenie. Nie było, ani dobre, ani ciepłe, ale przynajmniej nie śmierdziało stęchlizną, mimo nieświeżego wyglądu. Woda zaś smakowała jak przetrzymywana w dzbanku dobry tydzień, więc tej białowłosy nie ruszył. Rozmowy szybko zmieniły się w sprośne śpiewki. Tego rycerz nie mógł wytrzymać. Podszedł do opuszczonej sceny, znalazł interesujący go instrument i spod jego palców popłynęły smętne nuty.
Wszyscy ucichli wsłuchując się w pieśń o przygodzie, miłości i rozstaniu. Gdy ostatnie nuty zamilkły, od razu powrócił chaos. Gelaerd przysiadł się do lady, próbując wyłapać jakieś przydatne informacje...
Wszyscy ucichli wsłuchując się w pieśń o przygodzie, miłości i rozstaniu. Gdy ostatnie nuty zamilkły, od razu powrócił chaos. Gelaerd przysiadł się do lady, próbując wyłapać jakieś przydatne informacje...
Nim rycerz zdołał udzielić jej odpowiedzi i ugiąć się w końcu przed nią, po sali rozniosła się kojąca muzyka i głos, czysty, piękny głos. Satine lustrowała śpiewaka wzrokiem, upatrując go sobie na kolejną ofiarę. "Wrażliwy artysta, twardy wojownik, obleśny oberżysta - poranne promienie słońca wydobędą z mroku nocy obnażone i oszpecone ciała całej trójki"
- Niezwykły talent - skwitowała krótko, gdy białowłosy usiadł nieopodal. - Niestety, twój głos nie dorównuje twej urodzie, taki młody, przystojny i utalentowany, idealny kandydat na męża. - Zbliżyła się do niego balansując biodrami. - Jestem pewna, że niewiasty biją się o ciebie. - Stanęła przed nim, nachyliła się, złożyła swą dłoń na jego piersi i zaczęła szeptać:
- Jestem tylko ciekawa, czy matka natura, prócz niebywałej urody i niezwykłego talentu, obdarzyła cię artystycznym wyczuciem i delikatnością w łóżku, możemy się przekonać. - Uniosła lekko brew i dyskretnie wskazała na wojownika, którego zostawiła za sobą. - Ten natręt naprzykrza mi się, pokaż, że masz też coś w sobie z twardego i silnego męża, odpędź go, błagam... chce mnie skrzywdzić... to ciebie pragnę, ty jesteś prawdziwym mężczyzną, na którego zasługuję... twa wrażliwość, pociąga mnie. - Wyprostowała się i wróciła do swojego wcześniejszego rozmówcy, teraz zaczęła szeptać do niego:
- Ten artysta na zbyt wiele sobie pozwala, myśli, że urzekła mnie jego natura i sposób bycia. Pieśni i wiersze poprzewracały mu w jego ślicznej, wrażliwej główce. Pozbądź się go, on nie daje mi spokoju, dręczy mnie, pragnie skrzywdzić, a ja... ja pożądam ciebie, twoich twardych mięśni i niebywałego sposobu bycia. On jest zbyt delikatny... to artysta, ma nierówno pod sufitem, pozbądź się go, dla mnie... jego wrażliwość odpycha mnie. Wynagrodzę ci to, oddam ci się. - Wyprostowała się i zajęła swoje miejsce, patrząc, na przemian, to na jednego, to na drugiego.
- Niezwykły talent - skwitowała krótko, gdy białowłosy usiadł nieopodal. - Niestety, twój głos nie dorównuje twej urodzie, taki młody, przystojny i utalentowany, idealny kandydat na męża. - Zbliżyła się do niego balansując biodrami. - Jestem pewna, że niewiasty biją się o ciebie. - Stanęła przed nim, nachyliła się, złożyła swą dłoń na jego piersi i zaczęła szeptać:
- Jestem tylko ciekawa, czy matka natura, prócz niebywałej urody i niezwykłego talentu, obdarzyła cię artystycznym wyczuciem i delikatnością w łóżku, możemy się przekonać. - Uniosła lekko brew i dyskretnie wskazała na wojownika, którego zostawiła za sobą. - Ten natręt naprzykrza mi się, pokaż, że masz też coś w sobie z twardego i silnego męża, odpędź go, błagam... chce mnie skrzywdzić... to ciebie pragnę, ty jesteś prawdziwym mężczyzną, na którego zasługuję... twa wrażliwość, pociąga mnie. - Wyprostowała się i wróciła do swojego wcześniejszego rozmówcy, teraz zaczęła szeptać do niego:
- Ten artysta na zbyt wiele sobie pozwala, myśli, że urzekła mnie jego natura i sposób bycia. Pieśni i wiersze poprzewracały mu w jego ślicznej, wrażliwej główce. Pozbądź się go, on nie daje mi spokoju, dręczy mnie, pragnie skrzywdzić, a ja... ja pożądam ciebie, twoich twardych mięśni i niebywałego sposobu bycia. On jest zbyt delikatny... to artysta, ma nierówno pod sufitem, pozbądź się go, dla mnie... jego wrażliwość odpycha mnie. Wynagrodzę ci to, oddam ci się. - Wyprostowała się i zajęła swoje miejsce, patrząc, na przemian, to na jednego, to na drugiego.
- Eryviel
- Szukający drogi
- Posty: 44
- Rejestracja: 14 lat temu
- Rasa: Mroczny Elf
- Profesje:
- Kontakt:
Otworzył drzwi powolnym ruchem i stanął w progu karczmy. Wzrokiem zlustrował całą salę i po chwili zrobił krok w przód zamykając za sobą drzwi. Ruszył w kierunku kontuaru, gdzie z pewnością czekało na niego piwo, lub inny trunek i ciepła strawa. "Od prawie trzech dni nic nie piłem i nie jadłem. Cholera! Mam nadzieję, że w tej dziurze nie wiedzą co to złoto." Czuł na sobie spojrzenia siedzących. "To ten kaptur, co mam na sobie. Na pewno." W głowie mu się kręciło a obraz mu się zlewał w jedną plamę. Zakapturzona postać dowlokła się do blatu i gestem ręki przywołał do siebie karczmarza.
Oberżysta podszedł i spojrzał pytająco.
- Nalej mi piwa. I coś ciepłego do jedzenia mi podaj. - Głos był zachrypnięty i cichy. Z pewnością wzbudzi jakieś podejrzenia.
Karczmarz widocznie nabrał podejrzeń.
- Masz złoto, przybłędo?
"Uważa mnie za biedaka. Muszę wyglądać strasznie. I niestety wie, co to złoto."
Postać ściągnęła kaptur, ukazując szarą skórę i długie elfie uszy. Ręka jego dosięgła sakiewki u pasa i wysypała cała zawartość przed gospodarzem.
- Starczy?
Karczmarz skrzywił się. "Wie, że nie zarobi na mnie zbyt wiele." Zebrał kilka monet i ruszył na zaplecze, a po chwili wrócił i postawił przed elfem kufel jasnego piwa i talerz z jakąś polewką. Drow od razu łapczywie chwycił kufel i zaczął pić. "Co za szczyny!" Wychylił pół kufla za jednym razem. Zabrał się za polewkę, która zniknęła w chwilę. "Chociaż polewka nie przypomina łajna. Mogliby dać mniej kaszy, a więcej mięsa." Po posiłku powrócił do swojego piwa i popatrzył w głąb gospody. "Myślę, że uda mi się tu znaleźć jakąś pracę w tej okolicy."
Oberżysta podszedł i spojrzał pytająco.
- Nalej mi piwa. I coś ciepłego do jedzenia mi podaj. - Głos był zachrypnięty i cichy. Z pewnością wzbudzi jakieś podejrzenia.
Karczmarz widocznie nabrał podejrzeń.
- Masz złoto, przybłędo?
"Uważa mnie za biedaka. Muszę wyglądać strasznie. I niestety wie, co to złoto."
Postać ściągnęła kaptur, ukazując szarą skórę i długie elfie uszy. Ręka jego dosięgła sakiewki u pasa i wysypała cała zawartość przed gospodarzem.
- Starczy?
Karczmarz skrzywił się. "Wie, że nie zarobi na mnie zbyt wiele." Zebrał kilka monet i ruszył na zaplecze, a po chwili wrócił i postawił przed elfem kufel jasnego piwa i talerz z jakąś polewką. Drow od razu łapczywie chwycił kufel i zaczął pić. "Co za szczyny!" Wychylił pół kufla za jednym razem. Zabrał się za polewkę, która zniknęła w chwilę. "Chociaż polewka nie przypomina łajna. Mogliby dać mniej kaszy, a więcej mięsa." Po posiłku powrócił do swojego piwa i popatrzył w głąb gospody. "Myślę, że uda mi się tu znaleźć jakąś pracę w tej okolicy."
Nie zdążył nic kobiecie odpowiedzieć, gdy ta wróciła do swojego wcześniejszego towarzysza. Wrócił więc do swego poprzedniego zajęcia, czyli przysłuchiwania się rozmowom i wyszukiwania co ciekawszych informacji. Nie było źle, może załatwi sobie jakąś pracę, która nie przyniesie niepotrzebnego rozgłosu. Ciekawość przykuła go informacja o wilkach, ludzie zawsze boją się utracić trzodę więc zapłacą i to nie mało.
Rycerza już zaczął morzyć sen, gdy do karczmy wszedł mroczny elf. Biało włosy nie lubił tej rasy, byli zbyt pewni siebie i pyszni do tego zabijali w mało honorowy sposób. Gdy Gelaerd miał już iść do swego pokoju do karczmy wskoczył człowiek - kupiec którego eskortował podczas drogi do tej wioski.
- Uciekaj, szukają cię - wydyszał. Więcej nie trzeba było mówić rycerzowi. Chwycił swój dobytek i bez zwłoki opuścił gospodę.
Ciąg dalszy: Gelaerd
Rycerza już zaczął morzyć sen, gdy do karczmy wszedł mroczny elf. Biało włosy nie lubił tej rasy, byli zbyt pewni siebie i pyszni do tego zabijali w mało honorowy sposób. Gdy Gelaerd miał już iść do swego pokoju do karczmy wskoczył człowiek - kupiec którego eskortował podczas drogi do tej wioski.
- Uciekaj, szukają cię - wydyszał. Więcej nie trzeba było mówić rycerzowi. Chwycił swój dobytek i bez zwłoki opuścił gospodę.
Ciąg dalszy: Gelaerd
Kto jest online
Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 1 gość