Mgliste Bagna"Mściciel"

Tajemnicza mroczna kraina, gdzie każdy Twój ruch jest obserwowany. Strzeż się każdego cienia i odgłosu bo możesz już nigdy stamtąd nie wrócić.
Orpheus
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 112
Rejestracja: 14 lat temu
Rasa: Człowiek
Profesje:
Ranga: Zakochany Szlachcic

Post autor: Orpheus »

- Kpisz sobie ze mnie, smoku? To może być nasz wróg, a od zachowania ostrożności zależy byt naszej misji - wycedził przez zęby Orpheus. Ruszając chwilę później w głąb obozu.
Łatwowierność smoka była godna dziecka. Być może takie sprawy nie wychodzą na jaw, jednak jeden szpieg może być wart całej armii. Udowodnił to Mistrz Szeptów, któremu udało przeniknąć się do wywiadu Vaksańskiego podczas sporu, który odbył się dwadzieścia lat temu. Generał Jung, któremu udało się przekonać Vaksanatag o konieczności wojny, dostał pewnego razu list od magnata wypędzonego z Nandar-Ther za szpiegostwo. Arystokrata proponował wiele ważnych dokumentów z pałacu króla Arata, oczywiście za godną opłatą. Jung zaprosił nadawcę listu na spotkanie, a otrzymane papiery przekazał do ekspertyzy. Oczywiście szef Vaksańskiego wywiadu Heinrych wykazał wtedy konieczną nieufność, jednak gdy okazało się, że dokumenty są autentyczne, ich wartość bezcenna, nie mieli oporów by od razu wciągnąć magnata do wywiadu. Cóż za godna potępienia nieporadność kontrwywiadu, chyba tylko możliwa u takiej organizacji wolnych miast jaką była Vaksana. Cały ich aparat szpiegowski pracował teraz dla Nandar-Ther. Niesamowite, że takiemu człowiekowi o niesprawdzonej lojalności dano stopień kapitana!
Pod koniec siódmego miesiąca król Arat rzucił do boju siedem korpusów Wielkiej Armii w kierunku twierdzy Congriese. Plan króla polegający na odcięciu Vaksańczyków od zaopatrzenia z wybrzeża mógł zostać rozgromiony jednym trafnym posunięciem Junga. Niestety dezinformacja Mistrza Szeptów skutecznie mu to uniemożliwiła, by w końcu zamknął się w twierdzy Congriese - zamiast iść na północ w stronę formacji Generała Aksa. "Człowiek o tysiącach twarzy" przekonał go, że morale armii króla Arata są w opłakanym stanie i władca będzie musiał się cofnąć w stronę swojego zamku-miasta. Oficerowie Junga wykazywali nieufność na te rewelacje, podejrzewali, że Congriese stanie się nagrobkiem armii Vaksańskiej. Mistrz szeptów wtedy zdecydował się na posunięcie iście genialne. Przekazał informacje do sztabu króla Arata i w ciągu jednej nocy rozpowszechniono pogłoski donoszące o antykrólewskiej ruchawce w stolicy. Inny szpieg Junga Grunk jeszcze tej samej nocy dostarczył te pogłoski do twierdzy. Generał połknął przynętę. Gdy wokół Congriese pojawiły się wojska Conrada Dietleva Reveltow, Mistrz Szeptów oznajmił, ze to ruch osłaniający ucieczkę Nanderczyków. Zorientował się dopiero, gdy stalowy pierścień otoczył twierdzę. Kilka dni później Jung podpisał kapitulację, a dwa dni później jego wojsko złożyło broń. Sam Mistrz Szeptów wyłudził od generała przepustkę w celu... rozpoznania zamiarów nieprzyjaciela. Bitwa prawie bez jednego wystrzału. Jeden agent wziął do niewoli 18 tysięcy wojska, 8 generałów, 34 działa. Prawdziwy król szpiegów. Mistrz.
No i właśnie jeden taki szpieg w ich szeregach mógł zniweczyć wszystko. Licz musiał mieć swoje wtyki i to właśnie mogła być ta dziewczyna. Takich nieznajomych o niesprawdzonej lojalności nie powinno się włączać w szereg, zwłaszcza teraz, gdy los ich był zagrożony. Co prawda nawet w oddziale Tennise mogli się znaleźć i tacy, co skłonni byli sprzedać się Liszowi, dlatego trzeba było mieć się na baczności - niebezpieczeństwo mogło czaić się wszędzie. Jednak była nadzieja, u swego boku miał Sullivana - to w końcu on był asystentem tej legendy - właśnie tego Mistrza Szeptów!
I will get to you
And take you down
Tear your insides out
Crush your soul
Awatar użytkownika
Medard
Splatający Przeznaczenie
Posty: 725
Rejestracja: 14 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje: Władca , Mag , Badacz
Kontakt:

Post autor: Medard »

Smok - niby stary, długowieczny jaszczur o niezmierzonych pokładach umysłu, a czasem jak czegoś nie zauważy lub pojmie inaczej, a niżeli zwyczajny tok myślenia zakłada, to nic, ale to nic, choćby najznamienitszy z bogów na klęczkach go błagał o zmianę decyzji - w siedmiu przypadkach na dziesięć będzie się musiał pocałować w sam nadprzyrodzony zadek. Wąpierz przysłuchiwał się temu, co młody Rewentlow miał gadom do powiedzenia, jednakże to głównie sędziwego Naresha interesowały boje z nieumarłym. Dumuzi pragnął tylko odzyskać doczesne szczątki brata i złożyć należną im cześć. Medard cenił wiedzę obydwu gadów, a i Karnstein za Mauryjczykami, liczami w szczególności i ich chaotycznym zarządzaniem krajem nie za bardzo przepadał, postanowił więc dalej towarzyszyć drużynie. Czarownica wydawała się wąpierzowi podejrzana od momentu, gdy wyłoniła się z zagajnika. Dlaczego zdechlaki jej nie atakowały? Czyżby magia? W sumie, jeśli użyła jakichś czarów, dlaczego, do kaduka małtrasz nie zrównał jej z darnią, po której stąpała? Te małpiszony straszliwie nie lubią tego, co magiczne. Nadawałaby się na szpiega kogoś tak nikczemnego, jak licz Medgar, co nie oznaczało, iż którykolwiek z towarzyszy Tennise nie mógł zostać przez maga przekupiony już w trakcie przygotowań do wyprawy.
- Święte słowa, mości Orpheusie. Wpierw należałoby sprawdzić potencjalnych sprzymierzeńców. Wszak król Arat dzięki swym szpiegom nie użył ani jednego miecza i nie wystrzelił żadnej kuli, a wielką armię zbuntowanych prowincji pojmał do niewoli. Takich ludzi u siebie powinno się cenić, a wszelkie wojny wygrywać poprzez eliminację wrogiego wywiadu. Nie chciałbym się znaleźć w skórze Junga, gdy dowiedział się, że dał się nabrać na prosty, a zarazem genialny fortel wywiadu Nandan-Theru. To były czasy. Miejmy więc na uwadze, by coś podobnego i nam się nie przytrafiło.
Nieufnym wzrokiem spoglądał na wiedźmę, chociaż może warto by ją było wystawić na wabia. Niech licz myśli, że mu się udało...
So I bless you with my curse
And encourage your endeavour
You’ll be better when you’re worse
You must die to live forever
Jim Steinman

Every night, and every morn,
Some to misery are born.
Every morn, and every night,
Some are born to sweet delight.
Some are born to sweet delight.
Some are born to endless night.
William Blake

Pies patrzy na człowieka z szacunkiem, kot z pogardą, a świnia jak równy z równym. porzekadło Vaerreńczyków
Orpheus
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 112
Rejestracja: 14 lat temu
Rasa: Człowiek
Profesje:
Ranga: Zakochany Szlachcic

Post autor: Orpheus »

Szlachcic odwzajemnił przychylne słowa lekkim uśmiechem, jednak w tej chwili parę słów chciałbym poświęcić Sullivanowi. O włosach kruczoczarnych, odziany w podróżniczy płaszcz, po bitwie nie poświęcił się odpoczynkowi tak jak reszta zmęczonych starciem wojowników. Wpierw dość długo przyglądał się udręczonym istotom posiekanym na kawałki. Ostrożnie szukał jakiekolwiek poszlaki dotyczącej przeciwnika z jakim mieli się w przyszłości zmierzyć. Niedługo potem wszedł na szczyt wzgórza z którego cała okolica była doskonale widoczna. Rozeznanie w terenie było rzeczą istotną, szczególnie w rękach takiego asa jak lord Sullivan, byli w końcu na niebezpiecznych terenach. Mężczyzna bez trudu mógł wykryć zagrożenia i podzielić się nimi z resztą towarzystwa.

Gdy zszedł z wzgórza i ruszył do Opheusa, szlachcic właśnie toczył rozmowę z Medardem. Skinął lekko głową, jednak słysząc w słowach pochwałę swego starego mistrza, roziskrzyła się w nim taka duma, że gdyby była ona widoczna, przyjęłaby postać olbrzyma sięgającego czubkiem głowy puchowych obłoków. Oczywiście na twarzy wyszkolonego szpiega nie pojawił się choćby grymas, żadnego skurczu mięśnia nawet w oczach, które ponoć zdradzają wszystko, nie było widać nic. Pustka. Jednak rozum jaśniał błyskawicami.
- Dokładnie. Cieszę się, że jeszcze ktoś pamięta porażki i zwycięstwa dawnych bohaterów i czerpie z nich życiowe mądrości.
- Przepraszam. Orpheusie, jest sprawa. W sumie mogę ją już przedstawić tutaj.
Oznajmił mężczyzna i spojrzał dookoła siebie. W sumie oprócz Medarda, Orpheusa i smoka, którego zmysły wyłapywały o wiele większy zakres dźwięków, nie było nikogo kto by mógł ich podsłuchać.
- Na pewno nie jesteśmy jedynymi, z którymi walczy Licz, choć możemy dla niego stanowić poważne zagrożenie, jego uwaga jest bardzo podzielona. Ta krwawa chmura może oznaczać tylko jedno, nekromanta gromadzi posiłki i chce to zrobić jak najszybciej. Ten opad był skierowany na nas... i całe szczęście. Chociaż straciliśmy czarodziejkę, nad czym ubolewamy, uchroniliśmy życie ludzkie przed tragedią. Dwie albo może trzy godziny stąd widać miasteczko. Spodziewam się, że jeszcze nie tknięte w tak znacznym stopniu przez konsekwencje tej wojny. W każdym razie jego mieszkańcy jeszcze żyją, nieświadomi tego, co może ich czekać. Powinniśmy jak najszybciej do nich dotrzeć, zanim zrobi to kolejny deszcz, który prędzej czy później nadciągnie i zamieni mieszkańców miasteczka w umarłe sługusy tego kościstego szarlatana.
I will get to you
And take you down
Tear your insides out
Crush your soul
Awatar użytkownika
Medard
Splatający Przeznaczenie
Posty: 725
Rejestracja: 14 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje: Władca , Mag , Badacz
Kontakt:

Post autor: Medard »

Wąpierz nie był pewien, czy powinien mieszać się do wojny smoków z kościstym uzurpatorem Krainy Umarłych. Jednak gdy szlachcic zaczął biadolić o przyszłym losie pobliskiego miasteczka - aż dziwo, że śmiertelnicy odważyli się mieszkać w tak ohydnym miejscu - zmiękł i postanowił pomóc człowiekowi w jego zamierzeniach. Zwrócił się do Orpheusa:
- Przynajmniej zrobiliśmy coś dla autochtonów. Jak daleko jest mieścina, o której przekazał ci twój zaufany szpieg? Jeśli niedaleko, za ładnych parę chwil możemy być na miejscu i podnieść w tubylcach bojowego ducha, ubijając przy okazji kilka nieumarłych tworów wszetecznych praktyk licza. Niech sobie szarlatan poszuka łatwiejszego celu gdzieś indziej. Tu go nie dostanie. Ciekawe, czy miejscowi zorganizowali się jakoś na wypadek ataków jakichś nieumarłych sił? Zaiste niebezpieczną okolicę wybrali sobie ci pechowcy na założenie osady. Któż przy zdrowych zmysłach pakowałby się w sam środek bulgoczącego szamba?
Na horyzoncie nie było widać żadnych niepokojących śladów aktywności magów czy innych szemranych typów rodem z najczarniejszych opowieści grozy. Trupy do niedawna jeszcze zagrażających drużynie zdechlaków stawały się powoli darmowym posiłkiem dla różnego rodzaju padlinożerców jak lisy, zdziczałe psy, kruki, sępy i warany. Także jeden wielki małpiszon wylazł z gęstwiny, by posilić się na efektach nekromanckich praktyk szkieletora. Padły w boju pobratymiec niewiele dawał mu do zrozumienia - głód był silniejszy. Nic w naturze nie ginie, lecz z czasem zmienia przynależność - tak odwieczne prawo przyrody wypełniało się i tego dnia.
So I bless you with my curse
And encourage your endeavour
You’ll be better when you’re worse
You must die to live forever
Jim Steinman

Every night, and every morn,
Some to misery are born.
Every morn, and every night,
Some are born to sweet delight.
Some are born to sweet delight.
Some are born to endless night.
William Blake

Pies patrzy na człowieka z szacunkiem, kot z pogardą, a świnia jak równy z równym. porzekadło Vaerreńczyków
Awatar użytkownika
Tenisse
Szukający drogi
Posty: 48
Rejestracja: 14 lat temu
Rasa: Elf
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Tenisse »

Nie miała tyle cierpliwości co Naresh. Przestała też wierzyć w przepowiednie i cuda. Nawet się nie starała kogokolwiek informować o swoim postanowieniu. Byli tak zajęci sobą, że zapewne nawet nie zauważyli jej zniknięcia.
Gdy tylko odparto pierwszą nawałnicę, zeszła ze wzgórza, zebrała z obozu swoje pakunki, zarzuciła skórzaną torbę na ramię i ruszyła w drogę powrotną do obozu wojsk Świtu.
Nie oglądała się za siebie, chociaż w sercu kuła ją świadomość spoczywającego na niej wzroku Naresha. On jeden nie przeoczyłby jej manewru. Domyślała się, że jego bursztynowe oczy są pełne zawodu i nie chciała ich widzieć.
"Nie potrafię tak walczyć, przyjacielu. Moim zadaniem jest słuchanie rozkazów, walka i śmierć, a nie indywidualne ambicje wybawcy świata... Chcę tego co ty, ale nie znam sposobu na przeprowadzenie tego po twojemu."
Poprawiła łuk na ramieniu przestępując jakiś większy kamień. Jeszcze chwila i zniknęła między drzewami.
Szła złożyć raport i prosić o rozkaz do wymarszu wszystkich sił jakimi dysponowało dowództwo Świtu. Może i nie mieli szans przeciw armii Licza, ale w pojedynkę nie miała z pewnością większych. Pokrzepiła ją myśl, że niedługo stanie ramię w ramię z kilkoma oddziałami. Jednomyślnymi, karnymi, wykonującymi przemyślane posunięcia. Nie mieli dużej siły, ale mogli Licza osłabić. Mogli zginąć w obronie swojej i innych, robiąc najlepiej tyle, ile byli w stanie. Tenisse z upartym, odważnym sercem wyobrażała sobie, że strzela aż do omdlenia rąk. Że krew spływa jej z palców a oczy zalewa pot. Wolała taką walkę do ostatniego tchnienia, niż psychiczną udrękę bezradności i nieustanne zmiany planów.
Kiedy weszła w gęstszy las, wyciągnęła sztylet i obcinała nim stające jej na drodze gałęzie.
Orpheus
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 112
Rejestracja: 14 lat temu
Rasa: Człowiek
Profesje:
Ranga: Zakochany Szlachcic

Post autor: Orpheus »

- Trzy godziny piechotą, godzina wierzchem. Jednak z tego miejsca widać niektóre zabudowania, tartak mamy praktycznie pod nosem pół godziny drogi stąd. Chcę dodać jeszcze, że jest to właśnie jedna z tych przyczyn, dla których Ci ludzie się tu osiedlili. Z pewnością część z nich będzie chciała chronić dobytku zamiast troszczyć się o swoje życie.
- Dobrze, Sullivanie, jak zwykle wykonałeś kawał dobrej roboty - oznajmił Reventlow, spoglądając z uśmiechem na kruczowłosego.
- To nic, jednak radzę wyruszyć jak najszybciej.
Wtedy pomiędzy nich weszła jeszcze jedna osoba, która ukłoniła się lekko Medardowi zdejmując kapelusz. Było to trochę niepotrzebne, jako że już zostali sobie przedstawieni, Orpheus wyczuł w tym trochę nutę niepewności.
- Witajcie - oznajmił Branson, kolejna osoba z drużyny, z którą podróżował szlachcic.
- Panowie, zmienił się dowódca oddziału Świtu.
Orpheus uniósł lekko brwi.
- A co z Kapitan Tennise?
- Nie wiem, nie ma jej, nie mogę się niczego wywiedzieć.
- Dziwne.
- A kto jest nowym dowódcą?
- Porucznik Francis Ney.
Imię, a tym bardziej nazwisko nikomu zbyt wiele nie mówiło. W sumie nie dziwne, takie formacje zbrojne jak Zakon Świtu często brały na swoich oficerów osoby nie posiadające błękitnej krwi w swoich żyłach. Czasami wychodziło to na dobre.
- Bransonie, poproś Porucznika Neya, że mamy pewną sprawę do niego i za chwilę do niego przyjdziemy.
- Dobrze - przytaknął Branson i ruszył w stronę obozu.
- Myślę, że Porucznik Ney nie będzie miał nic przeciwko oddaniu nam garstki najbardziej wypoczętych ludzi, w szczególności jeśli zrobimy przy okazji mały zwiad - stwierdził Orpheus.
- A więc Panowie, przywitajmy się z nowym dowódcą tej brygady Świtu.
I will get to you
And take you down
Tear your insides out
Crush your soul
Awatar użytkownika
Medard
Splatający Przeznaczenie
Posty: 725
Rejestracja: 14 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje: Władca , Mag , Badacz
Kontakt:

Post autor: Medard »

Wreszcie coś zaczęło się dziać. Nagle, ni stąd, ni zowąd z pobliskiej gęstwiny, którą nawet przy najlepszych chęciach bardzo trudno byłoby określić mianem lasu, wyleciał dorodny kruk, oddając donośny głos:
- Aark! Aark! Aark!
Dźwięki ptaszyska miarowo przeszywały powietrze i wrażliwe uszy zgromadzonych na polanie członków drużyny. Zwierz nie wyglądał na przedstawiciela lokalnej fauny - był o głowę większy od typowego materiału na nieumarłego mauryjskiego ptaszora, a ciało zdobiły lśniące nieziemskim blaskiem granatowoczarne pióra. Takiego upierzenia prędzej spodziewać by się mogło w okolicach Karnsteinu aniżeli na tym cmentarzysku.
- Tak, w powyższej sytuacji każda pomoc się przyda, nie jesteśmy przygotowani na to, co możemy zastać na miejscu. Kto wie, jakie maszkary kryją mroki tutejszych lasów... Patrzcie, czy ten kruk nie wygląda wam znajomo? Taki ptaki do niedawna zasiedlały masowo zamczyska na Karnsteinie. Czyżby przerost populacji wymusił na co poniektórych zmianę przestrzeni życiowej?
- Ae' kimenes orebus! - zawołał Medard, a mieszkaniec przestworzy niemal natychmiast lot swój obniżył i przymierzał się do pikowania w stronę wampira. Nie minęło parę chwil, a skrzydlaty potomek nadrzewnych gadzin siedział spokojnie na ramieniu księcia, od czasu do czasu dając znać o swojej obecności.
Tymczasem z oddali wyłaniała się pomału sylwetka żołnierza, jakby zakonnika lub członka jakiegoś tajemnego bractwa. Medard nie mylił się w swoich przypuszczeniach - człowiek ów należał do organizacji "Świt" zajmującej się zwalczaniem nieumarłych zagrażających cywilizacji. Gdy dotarł do zgromadzonych na polania, ogłosił zmianę na stanowisku dowódcy oddziału. Czas powitać por. Neya. Wiesmar rzekł:
- Ruszajmy na spotkanie z losem.
So I bless you with my curse
And encourage your endeavour
You’ll be better when you’re worse
You must die to live forever
Jim Steinman

Every night, and every morn,
Some to misery are born.
Every morn, and every night,
Some are born to sweet delight.
Some are born to sweet delight.
Some are born to endless night.
William Blake

Pies patrzy na człowieka z szacunkiem, kot z pogardą, a świnia jak równy z równym. porzekadło Vaerreńczyków
Awatar użytkownika
Naresh
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 52
Rejestracja: 14 lat temu
Rasa: Złoty Smok
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Naresh »

Naresh dostrzegł odejście Tenisse. Jego bursztynowe oko śledziło ją, dopóki nie zniknęła z jego pola widzenia. Potem odwrócił głowę w stronę północy, obserwując uważnie horyzont i widoczne stąd wzgórza, które kryły siedzibę Arcy-Licza. Cóż mu pozostało? Tenisse odeszła, gdyż zapewne nie była dostatecznie gotowa do zadania. Być może los się pomylił? Być może to on, mędrzec smoków ze Smoczych Pieczar, źle odczytał znaki? Z jego nozdrzy wystrzeliły płomienie i potem obłoki złotawego dymu. Zamyślił się nad dalszym postępowaniem w sprawie, która zaczynała go przerastać. Nie miał pojęcia, co może teraz zrobić. Chyba że... Rozejrzał się po otaczających go istotach. Och, gdybyż wiedział, gdzie ukryto drugą połówkę Talizmanu Kolorów...
Smak przeszłości to smak twoich śladów pozostawionych w życiach które napotkałeś w swojej wędrówce.

Postać Ludzka
Orpheus
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 112
Rejestracja: 14 lat temu
Rasa: Człowiek
Profesje:
Ranga: Zakochany Szlachcic

Post autor: Orpheus »

I will get to you
And take you down
Tear your insides out
Crush your soul
Awatar użytkownika
Naresh
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 52
Rejestracja: 14 lat temu
Rasa: Złoty Smok
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Naresh »

Ludzie odeszli w sobie tylko znanych sprawach. Nigdy nie mieli na tyle wytrwałości aby doprowadzić choćby jedną sprawę do końca. Istoty te żyły teraźniejszością. Przyszłość była dla nich czymś odległym i nie dotyczącym ich istnienia. Popatrzył po opustoszałym wzgórzu, podniósł łeb w górę, obserwując przesiąknięte magią złowieszcze obłoki.
Licz musi mieć swoich sojuszników bądź oddane sługi. Zapewne wszyscy oni szukają połówki talizmanu, kiedy on siedzi o dwadzieścia mil od jego twierdzy i nic nie robi co by choć trochę pomogło w oddaleniu niebezpieczeństwa, które może splugawić magią śmierci północ Alaranii, a być może i większe tereny.
Pomyślał o odejściu Tennise i o tym, że został sam przeciw potędze nieumarłego Arcymaga. Musiał poszukać rozwiązania. Bezpośrednie starcie by mu nie pomogło w niczym, a i tak by poniósł klęskę w walce z jego zastępami. Gdyby udało mu się odnaleźć drugą połówkę talizmanu przed Liczem, miałby szansę. Tylko nie miał najmniejszego pojęcia gdzie go szukać. Pomyślał o elfach i ich przepastnych bibliotekach. Czy wiedza elfów ogarnia również tajemnicę prastarego artefaktu, jakim jest Talizman Kolorów? Westchnął, a jego łeb otoczyła natychmiast chmura złotawego dymu. Nie wiedział, ile pozostało czasu aby Licz odnalazł połówkę artefaktu. Pozostało mu tylko podjąć poszukiwania na własną rękę i mieć nadzieję odnalezienia go przed nieumarłym. Nie zastanawiał sie już długo nad tematem. Postanowił wrócić do swojego leża.

Ciąg dalszy
Smak przeszłości to smak twoich śladów pozostawionych w życiach które napotkałeś w swojej wędrówce.

Postać Ludzka
Zablokowany

Wróć do „Mgliste Bagna”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 0 gości