Serenaa ⇒ [Ulice Serenaa] Wycieczka po mieście
- Ita
- Mieszkaniec Sennej Krainy
- Posty: 115
- Rejestracja: 13 lat temu
- Rasa: Nemorianka
- Profesje:
- Kontakt:
Z twarzy demonicy nie schodził złośliwy uśmiech. W zasadzie to czuła się tak trochę jakby w potrzasku, ale niczego przecież nie osiągnie jęczeniem ani paniką. Teraz należało zachować chłodną głowę i znaleźć jakiś sposób na wydostanie się. A już na pewno, na pewno nie wolno było dać się sprowokować temu brzydalowi. No, nie był taki zły. Nadal jednak jego intencje baaardzo szkodziły mu w oczach Ity i raczej niewiele dało się z tym zrobić.
- Sprawdzałeś te jego jądra, że się wypowiadasz…? – zapytała, mrugając do niego jednym okiem.
Stanowczo zbyt często podkreślał jakieś jej rzekome skłonności do dzielenia się własnym ciałem. Miał jakieś kompleksy na tym tle, a może zwyczajnie był zazdrosny? Zwęziła nieco powieki, przymrużając oczy. Patrzyła, jak zeskakuje nareszcie ze smoczego łba i lokuje się w powietrzu.
Przeklęty szczęściarz, korzystał sobie z magii jak mu się podobało. W jednej dłoni trzymała Altarę, w drugiej zwykłe, nadal jednak porządnie wykonane ostrze. Gotowała się wewnętrznie do walki, nie mogła się wręcz doczekać momentu, kiedy zatopi w tym kolesiu swoje ostrza. Nie bała się jego magii, nawet jeśli miał jakąś w zanadrzu, powinna się wchłonąć przez obrożę od Ellika. Dość niepewnie patrzyła, co się działo z jednym z przeciwników. Skupiła się jednak przede wszystkim na Gyltarze, który wyraźnie planował zaatakować jako pierwszy.
- Sam żeś pies, za dużo szczekasz! - wycedziła przez zęby, widząc jak rusza w jej stronę.
Nie pobiegła na niego, tylko pochyliła się na nogach. Na moment przed tym, jak runął na nią z ostrzami, dokonała błyskawicznego przewrotu na prawy bok. Jednocześnie wyciągnęła nieumagicznione ostrze tak, by niepostrzeżenie podciąć mu ścięgno przy stopie. Przeturlawszy się do końca, poderwała się natychmiast i przypuściła atak na jego plecy, gotowa w każdej chwili sparować gdyby obrócił się szybciej.
- Sprawdzałeś te jego jądra, że się wypowiadasz…? – zapytała, mrugając do niego jednym okiem.
Stanowczo zbyt często podkreślał jakieś jej rzekome skłonności do dzielenia się własnym ciałem. Miał jakieś kompleksy na tym tle, a może zwyczajnie był zazdrosny? Zwęziła nieco powieki, przymrużając oczy. Patrzyła, jak zeskakuje nareszcie ze smoczego łba i lokuje się w powietrzu.
Przeklęty szczęściarz, korzystał sobie z magii jak mu się podobało. W jednej dłoni trzymała Altarę, w drugiej zwykłe, nadal jednak porządnie wykonane ostrze. Gotowała się wewnętrznie do walki, nie mogła się wręcz doczekać momentu, kiedy zatopi w tym kolesiu swoje ostrza. Nie bała się jego magii, nawet jeśli miał jakąś w zanadrzu, powinna się wchłonąć przez obrożę od Ellika. Dość niepewnie patrzyła, co się działo z jednym z przeciwników. Skupiła się jednak przede wszystkim na Gyltarze, który wyraźnie planował zaatakować jako pierwszy.
- Sam żeś pies, za dużo szczekasz! - wycedziła przez zęby, widząc jak rusza w jej stronę.
Nie pobiegła na niego, tylko pochyliła się na nogach. Na moment przed tym, jak runął na nią z ostrzami, dokonała błyskawicznego przewrotu na prawy bok. Jednocześnie wyciągnęła nieumagicznione ostrze tak, by niepostrzeżenie podciąć mu ścięgno przy stopie. Przeturlawszy się do końca, poderwała się natychmiast i przypuściła atak na jego plecy, gotowa w każdej chwili sparować gdyby obrócił się szybciej.
-
- Mieszkaniec Sennej Krainy
- Posty: 119
- Rejestracja: 13 lat temu
- Rasa: Mroczny Elf
- Profesje:
- Kontakt:
Elf trafił tuż przed Demonicę. Mieczami cisnął przed siebie, lśniące ostrza śmignęły niebezpiecznie w powietrzu, by na końcu trafić... w powietrze. Wojowniczka zręcznie odskoczyła na bok. Przewrót pozwolił jej zyskać na czasie. Gyltar, zanim zorientował się, że nie zatrzymał ofiary przygnieceniem, zaklnął pod nosem próbując wydobyć z posadzki parę bliźniaczych mieczy. Szarpał się i miotał, lecz te nie puszczały. Siła nagromadzonego chaosu okazała się za wielka na drobną istotę Zabójcy. Przezroczysta tafla po której poruszali się walczący mogła wytrzymać ciężar nawet gigantycznego posągu... lecz z całą pewnością nie odda przedmiotów na tyle umagicznionych, by stały się częścią wielkiej przestrzeni nicości.
Broń powoli zatapiała się w purpurowo-fioletowych wirkach. Struktura podłoża zachwiała się, mały światek stworzony przez silne zaklęcie zatrzęsło kamiennym smokiem. Elf miał już odwrócić się w stronę Demonicy, gdy nagle stracił panowanie w lewej stopie. Padł między wbite miecze, głową uderzył w podstawę światka. Ramionami podciągnął się natychmiast do góry.
- Ty wredna suko! Trafisz z powrotem do lochu! - krzyknął, podrywając tors wraz z nogami. Błyskawiczny skok miał zakończyć się przewrotem, lecz plecy mężczyzny natrafiły na dwa miecze trzymane w rękach przeciwniczki. Skupiona na walce Ita cisnęła nimi głęboko w kościec łowcy. "Złoty Pająk" w jednym momencie ryknął, jęknął, spienił ślinę u warg i na nowo padł na niewidzialnej ziemi. Czubki ostrzy przebiły go na wylot, wyglądały zza klatki piersiowej na obydwu piersiach.
Łowca oddychał ciężko. Kurczowo trzymał się dobytych mieczy zatrzymanych na twardym fundamencie chaosu. Palce zaciskał na rękojeściach, małe korzenie cofały się z kling. Oplatały nadgarstki i ramiona leżącego. Gyltar uśmiechnął się paskudnie.
- Jestem niepokonany... hah, jeśli mnie zabijesz... jakimś cudem... to zginiesz i ty. Całe szczęście jesteś za słaba, by mnie dopaść.
Plecy mężczyzny zaczęły się trząść. Pod materiałem czarnej tuniki rozrastały się małe bąble, jakby półkule. Kolejne kości trzaskały głośno, coś wyrastało spod skóry oponenta. Długie zielone ramiona przypominały odnóża pająka. Zakończone ostrymi pazurami, obklejone dziwną brunatną mazią, dobyły mieczy Ity i cisnęły je na bok. Broń trafiła pod nogi wojowniczki, pół-demon pół-elf wyprostował się. Spojrzał prosto w oczy Demonicy.
- Spójrz... spójrz jaką moc posiada Ellik! Nie tylko ty się zmieniłaś, podła żmijo... Ograniczona magicznymi obrożami możesz wyłącznie plendzlować faję gdzieś pod stołem szlachciana... możesz wyłącznie marzyć o zaznaniu prawdziwej potęgi. Czy to prawdziwe życie, powiedz mi?
Prychnął nienawistnie, wyciągnął szeroko wszystkie cztery ręce, które zgiął w stawach.
- Hah, zabawmy się! Spróbuj mnie zranić!
Broń powoli zatapiała się w purpurowo-fioletowych wirkach. Struktura podłoża zachwiała się, mały światek stworzony przez silne zaklęcie zatrzęsło kamiennym smokiem. Elf miał już odwrócić się w stronę Demonicy, gdy nagle stracił panowanie w lewej stopie. Padł między wbite miecze, głową uderzył w podstawę światka. Ramionami podciągnął się natychmiast do góry.
- Ty wredna suko! Trafisz z powrotem do lochu! - krzyknął, podrywając tors wraz z nogami. Błyskawiczny skok miał zakończyć się przewrotem, lecz plecy mężczyzny natrafiły na dwa miecze trzymane w rękach przeciwniczki. Skupiona na walce Ita cisnęła nimi głęboko w kościec łowcy. "Złoty Pająk" w jednym momencie ryknął, jęknął, spienił ślinę u warg i na nowo padł na niewidzialnej ziemi. Czubki ostrzy przebiły go na wylot, wyglądały zza klatki piersiowej na obydwu piersiach.
Łowca oddychał ciężko. Kurczowo trzymał się dobytych mieczy zatrzymanych na twardym fundamencie chaosu. Palce zaciskał na rękojeściach, małe korzenie cofały się z kling. Oplatały nadgarstki i ramiona leżącego. Gyltar uśmiechnął się paskudnie.
- Jestem niepokonany... hah, jeśli mnie zabijesz... jakimś cudem... to zginiesz i ty. Całe szczęście jesteś za słaba, by mnie dopaść.
Plecy mężczyzny zaczęły się trząść. Pod materiałem czarnej tuniki rozrastały się małe bąble, jakby półkule. Kolejne kości trzaskały głośno, coś wyrastało spod skóry oponenta. Długie zielone ramiona przypominały odnóża pająka. Zakończone ostrymi pazurami, obklejone dziwną brunatną mazią, dobyły mieczy Ity i cisnęły je na bok. Broń trafiła pod nogi wojowniczki, pół-demon pół-elf wyprostował się. Spojrzał prosto w oczy Demonicy.
- Spójrz... spójrz jaką moc posiada Ellik! Nie tylko ty się zmieniłaś, podła żmijo... Ograniczona magicznymi obrożami możesz wyłącznie plendzlować faję gdzieś pod stołem szlachciana... możesz wyłącznie marzyć o zaznaniu prawdziwej potęgi. Czy to prawdziwe życie, powiedz mi?
Prychnął nienawistnie, wyciągnął szeroko wszystkie cztery ręce, które zgiął w stawach.
- Hah, zabawmy się! Spróbuj mnie zranić!
W nocy wszelkie doznania odkryć muszę... bo tylko nocą zmysły nie mamią ludzi.
- Ita
- Mieszkaniec Sennej Krainy
- Posty: 115
- Rejestracja: 13 lat temu
- Rasa: Nemorianka
- Profesje:
- Kontakt:
Spodziewała się, że będzie trudniej go trafić. Z drugiej jednak strony, w takim stanie nie wydawał się specjalnie zwinny. Osobiście preferowała dużo bardziej ludzkie kształty. Z przyjemnością przyjęła to charakterystyczne mlaśnięcie jakie wydaje z siebie miecz, kiedy wchodzi w czyjeś ciało. Niespecjalnie odczuwała ciężar przebywania w tej sferze, obroża pochłaniała całość. Były minusy jej posiadania, ale były także i plusy. Chociaż wątpiła, by Ellik nie traktował tego jako efektów ubocznych.
Aż się uśmiechnęła z rozczuleniem.
Niespodziewanie jednak przeciwnik zaczął porastać jakimiś korzeniami i bąblami. Całość prezentowała się raczej odpychająco, w dodatku nie wróżyła zbyt dobrze. Cholerne pajęczaki, dużo nóg do ścinania...
- Takie życie zawdzięczam właśnie Ellikowi, skoro się rozumiemy wreszcie że nie mam mu za co dziękować, to może zamknąłbyś jadaczkę? - zaproponowała, wyrywając znad ramienia ostatni z mieczy i wykonała błyskawiczne cięcie w momencie, kiedy Gyltar ciągle jeszcze był w początkowym etapie swojego przekształcania się.
Przecież nie zamierzała stać i czekać, aż obrośnie w siłę. Ostrze specjalnie poprowadziła na szyję, tak żeby uciąć mu ten zbyt gadatliwy łeb. Nie martwiła się specjalnie, w jaki sposób wróci później z powrotem. Najpierw wypadało poradzić sobie z obecnym przeciwnikiem. Po tamtym ataku pozostawiła ostrze w cielsku wroga i odsunęła nieco, jednocześnie zgarniając porzucone bronie.
Przyjęła pozycję wyjściową, z pełną gardą, nisko na nogach. Jednocześnie gorączkowo szukała miejsca, które wyglądałoby u Gyltara na najsłabiej chronione. Każdy posiadał słabe punkty, zwłaszcza jeśli służył Ellikowi. Czasami tylko o tym nie wiedział...
Aż się uśmiechnęła z rozczuleniem.
Niespodziewanie jednak przeciwnik zaczął porastać jakimiś korzeniami i bąblami. Całość prezentowała się raczej odpychająco, w dodatku nie wróżyła zbyt dobrze. Cholerne pajęczaki, dużo nóg do ścinania...
- Takie życie zawdzięczam właśnie Ellikowi, skoro się rozumiemy wreszcie że nie mam mu za co dziękować, to może zamknąłbyś jadaczkę? - zaproponowała, wyrywając znad ramienia ostatni z mieczy i wykonała błyskawiczne cięcie w momencie, kiedy Gyltar ciągle jeszcze był w początkowym etapie swojego przekształcania się.
Przecież nie zamierzała stać i czekać, aż obrośnie w siłę. Ostrze specjalnie poprowadziła na szyję, tak żeby uciąć mu ten zbyt gadatliwy łeb. Nie martwiła się specjalnie, w jaki sposób wróci później z powrotem. Najpierw wypadało poradzić sobie z obecnym przeciwnikiem. Po tamtym ataku pozostawiła ostrze w cielsku wroga i odsunęła nieco, jednocześnie zgarniając porzucone bronie.
Przyjęła pozycję wyjściową, z pełną gardą, nisko na nogach. Jednocześnie gorączkowo szukała miejsca, które wyglądałoby u Gyltara na najsłabiej chronione. Każdy posiadał słabe punkty, zwłaszcza jeśli służył Ellikowi. Czasami tylko o tym nie wiedział...
-
- Mieszkaniec Sennej Krainy
- Posty: 119
- Rejestracja: 13 lat temu
- Rasa: Mroczny Elf
- Profesje:
- Kontakt:
-Doprawdy! Ktoś skuteczny powinien ci zamknąć usta raz, a dobrz...
Mężczyzna nie dokończył zdania. Celny cios kobiety przeszedł bez problemu przez nieosłoniętą szyję Łowcy, ostrze zwyczajnego miecza przebiło na wskroś gadatliwą głowę. Gyltar wykrzywił uśmiech sekundę przed ścięciem, dwoma parami ramion spróbował uchwycić wpierw poruszający się miecz, potem własną głowę odlatującą w tył. Odrąbana część zatoczyła się po podłodze, oparła o wbite 'bliźniaki'. Reszta ciała tkwiła ciągle w miejscu. Przypominała słup soli, tyle że lekko trzęsący się i wymachujący szalenie kończynami. Skąd tylko u słupa soli ręce... w dodatku na wpół pajęcze? To już zupełnie inna historia.
- Głupia... Historia niczego cię nie nauczyła?
Odcięta głowa Elfa poruszyła się na boki, odbiła parokrotnie od wbitych w podłoże mieczy.
- Ciesz się, że to jeszcze nie koniec, a przynajmniej mój. Gdybym był twoim demonicznym alfonsem, już dawno gryzłabyś glebę w Pustce! Ach, ile razy mam ci mówić! Ktoś powinien wbić ci do głowy zasady słuchania i rozumienia mowy ludzkiej! Jeśli mnie zabijesz, zginiesz!
Znaczna część służącego Gildii cofnęła się o trzy kroki, łatwo obróciła się na pięcie i chwyciła ludzkimi rękoma zagubioną zdobycz. Pojedynek na prawie śmierć i życie powtórnie został przerwany. Walczące ze sobą strony znów mogły wymienić myśli, słowa... obiekcje.
- Jesteś marnym puchem, moja droga. Z łatwością zgniotę cię wraz z innymi, których poszukuje Ellik.
Głowa z łatwością przytwierdziła się do korpusu. Coś trzasnęło, zahuczało. Przez obwód trafnego cięcia przeszedł dziwny metaliczny pocisk, jakby sznurek. Spod okolic obojczyków zaczęły wyrastać dziwne pręty, obroża. Kościany pancerz okrążył całą głowę mężczyzny, sięgały wysoko ponad nią. Zza osłony oczy Gyltara ponownie błysnęły na czerwony kolor.
- A więc...? Czy jesteś gotowa zacząć od nowa? Masz nieskończenie wiele podejść...
Mężczyzna nie dokończył zdania. Celny cios kobiety przeszedł bez problemu przez nieosłoniętą szyję Łowcy, ostrze zwyczajnego miecza przebiło na wskroś gadatliwą głowę. Gyltar wykrzywił uśmiech sekundę przed ścięciem, dwoma parami ramion spróbował uchwycić wpierw poruszający się miecz, potem własną głowę odlatującą w tył. Odrąbana część zatoczyła się po podłodze, oparła o wbite 'bliźniaki'. Reszta ciała tkwiła ciągle w miejscu. Przypominała słup soli, tyle że lekko trzęsący się i wymachujący szalenie kończynami. Skąd tylko u słupa soli ręce... w dodatku na wpół pajęcze? To już zupełnie inna historia.
- Głupia... Historia niczego cię nie nauczyła?
Odcięta głowa Elfa poruszyła się na boki, odbiła parokrotnie od wbitych w podłoże mieczy.
- Ciesz się, że to jeszcze nie koniec, a przynajmniej mój. Gdybym był twoim demonicznym alfonsem, już dawno gryzłabyś glebę w Pustce! Ach, ile razy mam ci mówić! Ktoś powinien wbić ci do głowy zasady słuchania i rozumienia mowy ludzkiej! Jeśli mnie zabijesz, zginiesz!
Znaczna część służącego Gildii cofnęła się o trzy kroki, łatwo obróciła się na pięcie i chwyciła ludzkimi rękoma zagubioną zdobycz. Pojedynek na prawie śmierć i życie powtórnie został przerwany. Walczące ze sobą strony znów mogły wymienić myśli, słowa... obiekcje.
- Jesteś marnym puchem, moja droga. Z łatwością zgniotę cię wraz z innymi, których poszukuje Ellik.
Głowa z łatwością przytwierdziła się do korpusu. Coś trzasnęło, zahuczało. Przez obwód trafnego cięcia przeszedł dziwny metaliczny pocisk, jakby sznurek. Spod okolic obojczyków zaczęły wyrastać dziwne pręty, obroża. Kościany pancerz okrążył całą głowę mężczyzny, sięgały wysoko ponad nią. Zza osłony oczy Gyltara ponownie błysnęły na czerwony kolor.
- A więc...? Czy jesteś gotowa zacząć od nowa? Masz nieskończenie wiele podejść...
W nocy wszelkie doznania odkryć muszę... bo tylko nocą zmysły nie mamią ludzi.
- Ita
- Mieszkaniec Sennej Krainy
- Posty: 115
- Rejestracja: 13 lat temu
- Rasa: Nemorianka
- Profesje:
- Kontakt:
Przekonana o sukcesie, dość mocno się zawiodła. Szkoda, że nikt nigdy nie nauczył tego brzydala manier. Na przykład, że nie wolno sprawiać takiego zawodu kobiecie! Ze spokojem zniosła jego wyrzuty, już nie takie epitety o niej leciały. Zamiast tego obserwowała uważnie, po chwili błyskawicznego namysłu rezygnując z działania. Skoro odcięcie głowy niczego nie dało, najwyraźniej takie szlachtowanie bez celu także specjalnie nie przybliży jej do śmierci głupiego prześladowcy.
- To ty jesteś głupi - stwierdziła, przekrzywiając głowę z politowaniem - Zobacz, jeśli nic nie zrobię, zginę. Jeśli natomiast coś ci zrobię, także zginę. Co mi za różnica? Przynajmniej zdechnę z satysfakcją, że taki pies jak ty odszedł razem ze mną...
Uchwyciła pewniej rękojeści mieczy, korzystając z chwili umieściła trzecią broń z powrotem w jej pokrowcu. Przewróciła oczami, kiedy po raz kolejny zaczął sypać w jej stronę wyzwiskami. Powoli dochodziła do wniosku, że ma nadzieję zabić ją słowami. Albo rzucili jej jakiegoś cieniaka, który potrafi jedynie dużo mówić i się regenerować, kreując na jakąś potęgę. Być może naprawdę sądził, że jest potężny... To byłoby bardzo w stylu Ellika. Lubił robić wszystko, byle tylko jego zabaweczki działały jak trzeba.
- Ja dla ciebie zawsze, to ty się co chwilę rozpraszasz, głowę gubisz... - mruknęła z wyraźnym niezadowoleniem - Wypuściłbyś mnie już z tej głupiej sfery. No, chyba że jesteś taką łajzą, że nawet nie wiesz jak to zrobić, w takim razie rzeczywiście cienko to widzę...
Niechętnie patrzyła, jak porasta pancerzem. Przydałoby się trochę magii, tylko troszeczkę, tak żeby ten paskudnik nakrył się wszystkimi nogami... Normalnie ucieczka z tego miejsca nie stanowiłaby dla niej żadnego problemu. Zwykła teleportacja i heja. Postanowiła nawet spróbować, być może wewnątrz tej dziwacznej przestrzeni jej obroża mogła się rozregulować?
- To co jeszcze mi ciekawego opowiesz, pajączku? - zapytała, jednocześnie podejmując próbę teleportacji z powrotem do pokoju, w którym obudziła się tego ranka obok Lucana.
- To ty jesteś głupi - stwierdziła, przekrzywiając głowę z politowaniem - Zobacz, jeśli nic nie zrobię, zginę. Jeśli natomiast coś ci zrobię, także zginę. Co mi za różnica? Przynajmniej zdechnę z satysfakcją, że taki pies jak ty odszedł razem ze mną...
Uchwyciła pewniej rękojeści mieczy, korzystając z chwili umieściła trzecią broń z powrotem w jej pokrowcu. Przewróciła oczami, kiedy po raz kolejny zaczął sypać w jej stronę wyzwiskami. Powoli dochodziła do wniosku, że ma nadzieję zabić ją słowami. Albo rzucili jej jakiegoś cieniaka, który potrafi jedynie dużo mówić i się regenerować, kreując na jakąś potęgę. Być może naprawdę sądził, że jest potężny... To byłoby bardzo w stylu Ellika. Lubił robić wszystko, byle tylko jego zabaweczki działały jak trzeba.
- Ja dla ciebie zawsze, to ty się co chwilę rozpraszasz, głowę gubisz... - mruknęła z wyraźnym niezadowoleniem - Wypuściłbyś mnie już z tej głupiej sfery. No, chyba że jesteś taką łajzą, że nawet nie wiesz jak to zrobić, w takim razie rzeczywiście cienko to widzę...
Niechętnie patrzyła, jak porasta pancerzem. Przydałoby się trochę magii, tylko troszeczkę, tak żeby ten paskudnik nakrył się wszystkimi nogami... Normalnie ucieczka z tego miejsca nie stanowiłaby dla niej żadnego problemu. Zwykła teleportacja i heja. Postanowiła nawet spróbować, być może wewnątrz tej dziwacznej przestrzeni jej obroża mogła się rozregulować?
- To co jeszcze mi ciekawego opowiesz, pajączku? - zapytała, jednocześnie podejmując próbę teleportacji z powrotem do pokoju, w którym obudziła się tego ranka obok Lucana.
-
- Mieszkaniec Sennej Krainy
- Posty: 119
- Rejestracja: 13 lat temu
- Rasa: Mroczny Elf
- Profesje:
- Kontakt:
Nie dosłyszała odpowiedzi. W jednej chwili ziemia powtórnie zatrzęsła się u fundamentów, sklepienie oddzielonej sfery chaosu zadrżało na tyle groźnie, by móc przewrócić nawet posąg zabójczego smoka. Kamienna figura uderzyła z łoskotem o podłoże, rozleciała się na tysiąc kawałków. Obraz destrukcji i zniszczenia nie wpłynął na zachowanie przemienionego łowcy. Gyltar uśmiechał się paskudnie, krążył wolnym krokiem dookoła upatrzonej ofiary. Spoglądał na nią zza kościanych prętów, to przegryzał wargę i gwizdał. Przypominał myśliwego, który bawi się schwytaną zwierzyną. Mówił głośno, lecz przez hałas niszczonego pomnika Ita dosłyszała zaledwie ułamek całej wypowiedzi.
-... bawić się tobą przez całą drogę do Podziemia. Niech twój pobyt tutaj będzie jednocześnie karą i zapowiedzią męczarni, jakich nie zdołasz przeżyć...
Zamachnął się pajęczymi odnóżami. Śmiercionośne pazury świsnęły w powietrzu. Z szybkością błyskawicy zbliżyły się ku Nemoriance, zabłysnęły jak seria wypolerowanych do doskonałości brzytew, brakowało ułamków sekundy by przeciąć jej piękną twarz...!
Coś zadudniło pod stopami wojowniczki. Straszliwy bulgot wybił ją z równowagi i przewrócił na plecy. Ita straciła przez chwilę panowanie nad ciałem. Nie wiedziała co się właściwie dzieje. Zabójcze pazury wcielenia Gyltara mignęły jej przed oczyma, coś wielkiego o mocarnej posturze zasłoniło cały świat kobiety. Tuż przed nią wyrastała postać długiego węża pokrytego łuskami przypominającymi stal najwyższej klasy. Srebrny pancerz osłaniał gigantycznego demona, który wił cielskiem na boki i dogorywał gadzią paszczą. Na jej końcu wyrastały trzy grube rogi, każdy innego rozmiaru i długości. Środkowy z nich, obryzgany czyjąś krwią, podtrzymywał ciężar przybitego doń Maga. Jeden z braci Irruns bezwładnie unosił się w powietrzu. Przebity na wylot ostrzem rogu nie żył od niespełna dwudziestu minut. Odcięte ręce i nogi nadal tkwiły między zębami wężowej bestii. Lucan zszedł z niej zręcznym susem i ze wzrokiem pełnym politowania oraz wzgardy spojrzał na przypartego do niewidzialnego muru Gyltara. Dzieliła ich znikoma odległość, a napięcie przed konfliktem urastało do niepojętej rangi. Napięcie to odznaczało się błyskiem w widocznym - lewym - zielonym oku Elfa.
- Zjawiłeś się wraz ze swymi kompanami, aby skrzywdzić jedyną osobę, na której mi zależy. Zjawiłeś się w Serenaa, aby ją pochwycić i zaciągnąć...jak jakieś zwierzę. Zjawiłeś się, by ją skrzywdzić i ograbić z wolności, życia... godności. Muszę cię za to ukarać, a karą za grzech jest śmierć.
Demonolog wyciągnął przed siebie lewą rękę. W jednej chwili wytworzył na niej purpurową kulę wielkości jabłka. Pocisk emanował złymi siłami, zauważalnie zaczął się powiększać.
Za uszami Ity coś metalowego i twardego zgrzytnęło o ziemię. Najwyższy z braci, Elf o dwuręcznym mieczu, zamruczał zuchwale. Klingę broni wymierzył w plecy kobiety. Runy na rękojeści i ostrzu mignęły krwawym blaskiem.
- Kochanie, zajmij się nim. Ja tymczasem nie będę sobą...
Trzymany w dłoni pocisk wybuchnął. Gęsty dym odgrodził wężowego demona, jak i Gyltara wraz z Lucanem. W widocznej części mini-sfery pozostała Ita oraz... On, okuty w zbroję przeciwnik. Teleportacja na nic się nie przyda. Dołączenie do Maga również. Dymna kopuła nie pozwoli przez siebie przejść.
-... bawić się tobą przez całą drogę do Podziemia. Niech twój pobyt tutaj będzie jednocześnie karą i zapowiedzią męczarni, jakich nie zdołasz przeżyć...
Zamachnął się pajęczymi odnóżami. Śmiercionośne pazury świsnęły w powietrzu. Z szybkością błyskawicy zbliżyły się ku Nemoriance, zabłysnęły jak seria wypolerowanych do doskonałości brzytew, brakowało ułamków sekundy by przeciąć jej piękną twarz...!
Coś zadudniło pod stopami wojowniczki. Straszliwy bulgot wybił ją z równowagi i przewrócił na plecy. Ita straciła przez chwilę panowanie nad ciałem. Nie wiedziała co się właściwie dzieje. Zabójcze pazury wcielenia Gyltara mignęły jej przed oczyma, coś wielkiego o mocarnej posturze zasłoniło cały świat kobiety. Tuż przed nią wyrastała postać długiego węża pokrytego łuskami przypominającymi stal najwyższej klasy. Srebrny pancerz osłaniał gigantycznego demona, który wił cielskiem na boki i dogorywał gadzią paszczą. Na jej końcu wyrastały trzy grube rogi, każdy innego rozmiaru i długości. Środkowy z nich, obryzgany czyjąś krwią, podtrzymywał ciężar przybitego doń Maga. Jeden z braci Irruns bezwładnie unosił się w powietrzu. Przebity na wylot ostrzem rogu nie żył od niespełna dwudziestu minut. Odcięte ręce i nogi nadal tkwiły między zębami wężowej bestii. Lucan zszedł z niej zręcznym susem i ze wzrokiem pełnym politowania oraz wzgardy spojrzał na przypartego do niewidzialnego muru Gyltara. Dzieliła ich znikoma odległość, a napięcie przed konfliktem urastało do niepojętej rangi. Napięcie to odznaczało się błyskiem w widocznym - lewym - zielonym oku Elfa.
- Zjawiłeś się wraz ze swymi kompanami, aby skrzywdzić jedyną osobę, na której mi zależy. Zjawiłeś się w Serenaa, aby ją pochwycić i zaciągnąć...jak jakieś zwierzę. Zjawiłeś się, by ją skrzywdzić i ograbić z wolności, życia... godności. Muszę cię za to ukarać, a karą za grzech jest śmierć.
Demonolog wyciągnął przed siebie lewą rękę. W jednej chwili wytworzył na niej purpurową kulę wielkości jabłka. Pocisk emanował złymi siłami, zauważalnie zaczął się powiększać.
Za uszami Ity coś metalowego i twardego zgrzytnęło o ziemię. Najwyższy z braci, Elf o dwuręcznym mieczu, zamruczał zuchwale. Klingę broni wymierzył w plecy kobiety. Runy na rękojeści i ostrzu mignęły krwawym blaskiem.
- Kochanie, zajmij się nim. Ja tymczasem nie będę sobą...
Trzymany w dłoni pocisk wybuchnął. Gęsty dym odgrodził wężowego demona, jak i Gyltara wraz z Lucanem. W widocznej części mini-sfery pozostała Ita oraz... On, okuty w zbroję przeciwnik. Teleportacja na nic się nie przyda. Dołączenie do Maga również. Dymna kopuła nie pozwoli przez siebie przejść.
W nocy wszelkie doznania odkryć muszę... bo tylko nocą zmysły nie mamią ludzi.
- Ita
- Mieszkaniec Sennej Krainy
- Posty: 115
- Rejestracja: 13 lat temu
- Rasa: Nemorianka
- Profesje:
- Kontakt:
Odskoczyła zwinnie, kiedy posąg runął w dół. Żaden z odłamków jej nie trafił, niestety Gyltara też nie. Wśród całego tego pyłu obserwowała go teraz jeszcze uważniej, oczekując jakiejś brudnej sztuczki. Nie wiedziała, dlaczego ta sfera tak się chwieje, ale też nie była w stanie niczego z tym zrobić. Wszystko co jej pozostawało w tym miejscu, to czekać. Jeśli rzeczywiście przyjdzie jej tutaj zginąć, mówi się trudno. Jakoś podobno trzeba, tak? Nie zamierzała jednak oddać darmo skóry. I w ogóle nadal uważała, że jakoś, jakoś da radę się stąd wydostać. Nie takie rzeczy już przeżyła, nie w takich sytuacjach już sobie radziła!
Zbyła jego słowa, uznając za zwykłe bredzenie. Dostrzegła zbliżające się w jej stronę ostrza tylko dzięki temu, że dzieliła ich pewna odległość. Nie obawiała się specjalnie o ewentualne blizny, bo regeneracja poradziłaby sobie ze wszystkim bez problemu, nie zamierzała jednak dać się poharatać tej paskudzie. Jednak jednocześnie z unikiem ziemia zatrzęsła się pod jej stopami i straciła równowagę, lądując na plecach w zręcznym padzie. Pazury błysnęły tuż nad nią, przecinając powietrze. Zanim jednak zdążyła się choćby ucieszyć, jakiś nowy element wkroczył na pole walki. Przez chwilę była przekonana, że była to bestyjka pająkowatego psa Ellika. Ciężko wypowiedzieć jakie uczucia ją wypełniły, kiedy dostrzegła Lucana zeskakującego z wielkiego demona. Słuchanie go było na tyle miłe, że przez chwilę nie ruszała się z miejsca, półleżąc podparta łokciami o podłoże. Osobiście uważała, że takie kazania najlepiej wygłaszać nad przeciwnikiem dopiero w momencie, kiedy życie już naprawdę z niego ulatuje, ale nie mogla mu odmówić tej przyjemności. Lucan lubił takie drobne elementy, które wpływają potem na całość wizerunku.
Nie dane jej jednak było dłużej przyglądać się działaniom oblubieńca, bo jeszcze jeden z przybyszy okazał się wciąż przynależeć do świata żywych. Zanim jeszcze usłyszała słowa Lucana, już poderwała się, jednocześnie szarpnięciem dobywając miecza. Z jednoręcznym miała oczywistą przewagę w szybkości i zwinności, co zupełnie jej odpowiadało. Doskoczyła do mężczyzny omijając jego ostrze, tak że dystans między nimi był nie większy od jednego łokcia. W ten sposób mógł sobie tym mieczykiem namachać...
- Podobno chcieliście się ze mną zabawić, no to masz - stwierdziła wesoło, spod gorsetu wydobywając sztylet i jednym szybkim ruchem wbijając go tam, gdzie przeciwnik z pewnością nie chciałby mieć niczego wbitego - już się chyba nie nadajesz....
Odskoczyła w prawą stronę, nie chcąc nadziać się na jego ewentualne ciosy. Chciała teraz wyładować wszystkie nerwy, jakich musiała się najeść w ostatnim czasie. Najlepiej przez cudzą krzywdę. Zerknęła kątem oka w stronę walki Lucana z Gyltarem, ale dym otoczył ich grubą zasłoną. Trudno. Wierzyła, że jej elf da sobie radę.
Zbyła jego słowa, uznając za zwykłe bredzenie. Dostrzegła zbliżające się w jej stronę ostrza tylko dzięki temu, że dzieliła ich pewna odległość. Nie obawiała się specjalnie o ewentualne blizny, bo regeneracja poradziłaby sobie ze wszystkim bez problemu, nie zamierzała jednak dać się poharatać tej paskudzie. Jednak jednocześnie z unikiem ziemia zatrzęsła się pod jej stopami i straciła równowagę, lądując na plecach w zręcznym padzie. Pazury błysnęły tuż nad nią, przecinając powietrze. Zanim jednak zdążyła się choćby ucieszyć, jakiś nowy element wkroczył na pole walki. Przez chwilę była przekonana, że była to bestyjka pająkowatego psa Ellika. Ciężko wypowiedzieć jakie uczucia ją wypełniły, kiedy dostrzegła Lucana zeskakującego z wielkiego demona. Słuchanie go było na tyle miłe, że przez chwilę nie ruszała się z miejsca, półleżąc podparta łokciami o podłoże. Osobiście uważała, że takie kazania najlepiej wygłaszać nad przeciwnikiem dopiero w momencie, kiedy życie już naprawdę z niego ulatuje, ale nie mogla mu odmówić tej przyjemności. Lucan lubił takie drobne elementy, które wpływają potem na całość wizerunku.
Nie dane jej jednak było dłużej przyglądać się działaniom oblubieńca, bo jeszcze jeden z przybyszy okazał się wciąż przynależeć do świata żywych. Zanim jeszcze usłyszała słowa Lucana, już poderwała się, jednocześnie szarpnięciem dobywając miecza. Z jednoręcznym miała oczywistą przewagę w szybkości i zwinności, co zupełnie jej odpowiadało. Doskoczyła do mężczyzny omijając jego ostrze, tak że dystans między nimi był nie większy od jednego łokcia. W ten sposób mógł sobie tym mieczykiem namachać...
- Podobno chcieliście się ze mną zabawić, no to masz - stwierdziła wesoło, spod gorsetu wydobywając sztylet i jednym szybkim ruchem wbijając go tam, gdzie przeciwnik z pewnością nie chciałby mieć niczego wbitego - już się chyba nie nadajesz....
Odskoczyła w prawą stronę, nie chcąc nadziać się na jego ewentualne ciosy. Chciała teraz wyładować wszystkie nerwy, jakich musiała się najeść w ostatnim czasie. Najlepiej przez cudzą krzywdę. Zerknęła kątem oka w stronę walki Lucana z Gyltarem, ale dym otoczył ich grubą zasłoną. Trudno. Wierzyła, że jej elf da sobie radę.
-
- Mieszkaniec Sennej Krainy
- Posty: 119
- Rejestracja: 13 lat temu
- Rasa: Mroczny Elf
- Profesje:
- Kontakt:
Walka rozpoczęła się. Wielki dzierżyciel miecza cisnął nim w stronę Nemorianki. Zamach zza lewego ramienia mógł przeciąć na pół kobietę, gdyby nie jej kolejny zwinny unik. Pląsając między kolejnymi potężnymi ciosami wojownika, zdołała ujść na bok, na lewą stronę stojącego w miejscu przeciwnika. Dwuręczny miecz bił z łoskotem w powietrze, delikatne powiewy tworzonego wiatru wzbijały nieułożoną dokładnie fryzurę Ity. Następny cios wykonany z szerokiego zamachu prawego ramienia miał celnie uciąć pas kobiety, gdy ta znalazła się za jego plecami. Zbrojny odwracał się w momencie w którym poręczny sztylecik wpijał się w żelazny materiał opancerzenia. Ścierana ze sobą stal zgrzytnęła przeciągle, posypały się prawie niewidoczne iskierki. Mocarz zaśmiał się gromko rad z działającej osłony. Gruby pancerz ochronił go przed katastroficzną śmiercią.
Jeden z trzech braci Irruns zaśmiał się gromko. Tubalny głos mógł wzbudzić w Icie uczucie strachu, ale i ekscytacji. Energiczny krzyk szału odbił się bowiem na sposobie prowadzenia walki. Mężczyzna poderwał się do góry, zaskakująco wysoko skoczył trzymając nad głową długi miecz. Ostrze ponownie świsnęło tuż przed twarzą Demonicy, trzymanie gardy pozwoliło obronić się przed zabójczym atakiem. Parowane ataki nie miały końca. Ruchy Elfa były znacznie szybsze niż na początku, jego zbroja trzęsła się i dzwoniła wraz z uderzającymi ostrzami mieczy. Runa na policzku mężczyzny zajaśniała. Wyraz "Hosh" na chwilę zniknął z twarzy wojownika, by ponownie zajaśnieć, tyle że na czole. Zdradziecki elfi symbol oddziaływał magicznie na niego, co Ita odczuła dzięki noszonej obroży.
Jeden z trzech braci Irruns zaśmiał się gromko. Tubalny głos mógł wzbudzić w Icie uczucie strachu, ale i ekscytacji. Energiczny krzyk szału odbił się bowiem na sposobie prowadzenia walki. Mężczyzna poderwał się do góry, zaskakująco wysoko skoczył trzymając nad głową długi miecz. Ostrze ponownie świsnęło tuż przed twarzą Demonicy, trzymanie gardy pozwoliło obronić się przed zabójczym atakiem. Parowane ataki nie miały końca. Ruchy Elfa były znacznie szybsze niż na początku, jego zbroja trzęsła się i dzwoniła wraz z uderzającymi ostrzami mieczy. Runa na policzku mężczyzny zajaśniała. Wyraz "Hosh" na chwilę zniknął z twarzy wojownika, by ponownie zajaśnieć, tyle że na czole. Zdradziecki elfi symbol oddziaływał magicznie na niego, co Ita odczuła dzięki noszonej obroży.
W nocy wszelkie doznania odkryć muszę... bo tylko nocą zmysły nie mamią ludzi.
- Ita
- Mieszkaniec Sennej Krainy
- Posty: 115
- Rejestracja: 13 lat temu
- Rasa: Nemorianka
- Profesje:
- Kontakt:
No jak ona nie lubiła tak całkowicie opancerzonych typków! Sama zaledwie w cieniutkim ubraniu, w dodatku i tak zakrywającym niewiele powierzchni, jedyne co miała tak naprawdę chronione to - o ironio! - szyja pod obrożą. Nie przerażała ją jednak ta drobna nierównowaga sił, ponieważ dzięki temu była o niebo szybsza i zwrotniejsza od przeciwnika. No, przynajmniej na tyle, by być w stanie nie nadziać się na jego zbyt jak na jej gust ostry mieczyk.
Uskoczyła zwinnie, widząc zbliżające się ostrze, potem wykonała jeszcze kilku parowań i zejść. Ten przeciwnik był zupełnie inny. Nic nie mówił, skupiał się na walce. Aż dziwne, że był towarzyszem tamtego osobnika, któremu jadaczka się wszak nie zamykała nawet, gdy głowa turlała się już po podłożu magicznej sfery. Parowanie, cięcie, sztych, zejście...
Jego śmiech nie należał do najciekawszych, jakie dane jej było w życiu poznać. Wychowała się jednak wśród demonów, więc nie mógł być też przesadnie jej przerazić. Nie takie, nie takie rzeczy widziała i słyszała. Ten, kto nigdy nie postawił swej stopy na szarej ziemi Otchłani, ten prawdopodobnie nigdy tego tak naprawdę nie zrozumie.
Mniej jednak spodobało jej się, że po tym okrzyku przeciwnik jakby ożywił się jeszcze bardziej. I ta runa, która wędrowała po jego twarzy, wyraźnie nie była tam tylko dla ozdoby. Jakby tak ją ściąć, najlepiej razem z czółkiem i resztą...? Odczekała na odpowiedni cios, po czym pozwoliła by ostrze przeciwnika zjechało po jej mieczu. Sama jednocześnie ustawiła się do niego bokiem i korzystając z faktu, iż broń tego rozmiaru i ciężaru angażowała obie jego ręce, zaatakowała sztyletem jego twarz. Cięła przez oczy, jakoś tak odruchowo, a potem odskoczyła zwinnie, ciekawa efektu.
Uskoczyła zwinnie, widząc zbliżające się ostrze, potem wykonała jeszcze kilku parowań i zejść. Ten przeciwnik był zupełnie inny. Nic nie mówił, skupiał się na walce. Aż dziwne, że był towarzyszem tamtego osobnika, któremu jadaczka się wszak nie zamykała nawet, gdy głowa turlała się już po podłożu magicznej sfery. Parowanie, cięcie, sztych, zejście...
Jego śmiech nie należał do najciekawszych, jakie dane jej było w życiu poznać. Wychowała się jednak wśród demonów, więc nie mógł być też przesadnie jej przerazić. Nie takie, nie takie rzeczy widziała i słyszała. Ten, kto nigdy nie postawił swej stopy na szarej ziemi Otchłani, ten prawdopodobnie nigdy tego tak naprawdę nie zrozumie.
Mniej jednak spodobało jej się, że po tym okrzyku przeciwnik jakby ożywił się jeszcze bardziej. I ta runa, która wędrowała po jego twarzy, wyraźnie nie była tam tylko dla ozdoby. Jakby tak ją ściąć, najlepiej razem z czółkiem i resztą...? Odczekała na odpowiedni cios, po czym pozwoliła by ostrze przeciwnika zjechało po jej mieczu. Sama jednocześnie ustawiła się do niego bokiem i korzystając z faktu, iż broń tego rozmiaru i ciężaru angażowała obie jego ręce, zaatakowała sztyletem jego twarz. Cięła przez oczy, jakoś tak odruchowo, a potem odskoczyła zwinnie, ciekawa efektu.
-
- Mieszkaniec Sennej Krainy
- Posty: 119
- Rejestracja: 13 lat temu
- Rasa: Mroczny Elf
- Profesje:
- Kontakt:
Milczący wojownik szastał do przodu trzymanym orężem. Sprawnie nim manipulował w dłoniach, używał z lekkością trzymanego piórka, waty. Długi brzeszczot miecza świsnął zuchwale i płynnym ruchem zatoczył się przy biodrach Nemorianki. Drobne zadraśnięcie wyrwało krew na zewnątrz, czerwona plama zaznaczyła czubek broni. Mężczyzna uśmiechnął się w kierunku swojej oponentki, na koniec przyzwoicie wykonanej kombinacji pchnął mieczem do przodu. Klinga raz jeszcze uderzyła w stronę Ity, lecz ta prędko odskoczyła na bok. Uniknęła przecięcia, a także zyskała chwilę na celne uderzenie w głowę. Magicznym mieczem przyciągnęła w dół broń zabójcy, wyciągnęła ostatnio ze sztylecików, który bez problemu sięgnął czoła przeciwnika. Ściskaną rękojeścią Ita wsunęła nóż wgłąb czaszki wojownika; pękły kości, wydobył się gardłowy ryk śmiertelnie ranionego Irrusa. Brat zatoczył się w miejscu, bezwolnie puścił trzymany miecz dwuręczny. Magiczna stal uderzyła o ociężałe buty, mężczyzna zwalił się na kolana i z dziurą w głowie padł tuż pod stopy zwyciężczyni. Czerwone strużki sączyły się obficie z otwartej rany, widać było część mózgu a także płyny ustrojowe. Okropny widok świeżego trupa pozwolił Icie choć przez chwilę zapomnieć o zadraśnięciu w okolicach pępka. Szczypanie bowiem może być strasznie denerwujące.
Magiczna kotara znalazła się na szczątkach smoka. Wśród zrujnowanych kamieni powłoka zaczęła opadać, po prostu znikać. Gęsta powłoka ulotniła się, a na jej miejscu pozostał wyprostowany Elf. Stał na jednej ze skałek tworzących zębiska bestii, w prawej dłoni trzymał kostur, w lewej natomiast podtrzymywał poobijanego, umorusanego we krwi Gyltara. Lewe oko Lucana świeciło zabójczym zielonym blaskiem, niecodzienna fryzura przykrywała prawą część twarzy. Lewe ramię Maga nie było ludzkie. Czerwone, przypominające część jakiejś silnej istoty, pulsowało fizyczną energią. Ostre białe pazury naciskały na skórę schwytanego Zabójcy. Pokropione czerwonym płynem powoli zaciskały się na jego szyi.
- Rozsądek nie przemówił ci do serca, ani umysłu. W oczach świata stałeś się bezużyteczny, Elfie. Wracaj do prochu.
Pazury nacisnęły mocniej... napięły podniszczoną skórę... resztki kościanego pancerza prysły wraz z krwią odrąbywanej głowy. Nienaturalne ramię Lucana zaczęło się powtórnie zmieniać. Dodatkowa część mutacyjna zamieniała pokłady w małe demoniczne węże, które zwyczajnych rozmiarów wchodziły na klatkę piersiową, nogi i ręce Gyltara. Jeden z nich okrył odciętą głowę, kolejne wpełzały do środka organizmu. Ciało zabitego wyglądało jak szmaciana lalka... po zabawie kogoś brutalnego.
Oko demonologa zgasło momentalnie, Lucan legł w gruzach uderzając o kamienne cząstki pomnika. Mimo stracenia sił nadal trzymał kostur przy piersi, oddychał ciężko i nierytmicznie. Przy prawej tkwił wbity kościany pręt. Demonolog krwawił.
Magiczna kotara znalazła się na szczątkach smoka. Wśród zrujnowanych kamieni powłoka zaczęła opadać, po prostu znikać. Gęsta powłoka ulotniła się, a na jej miejscu pozostał wyprostowany Elf. Stał na jednej ze skałek tworzących zębiska bestii, w prawej dłoni trzymał kostur, w lewej natomiast podtrzymywał poobijanego, umorusanego we krwi Gyltara. Lewe oko Lucana świeciło zabójczym zielonym blaskiem, niecodzienna fryzura przykrywała prawą część twarzy. Lewe ramię Maga nie było ludzkie. Czerwone, przypominające część jakiejś silnej istoty, pulsowało fizyczną energią. Ostre białe pazury naciskały na skórę schwytanego Zabójcy. Pokropione czerwonym płynem powoli zaciskały się na jego szyi.
- Rozsądek nie przemówił ci do serca, ani umysłu. W oczach świata stałeś się bezużyteczny, Elfie. Wracaj do prochu.
Pazury nacisnęły mocniej... napięły podniszczoną skórę... resztki kościanego pancerza prysły wraz z krwią odrąbywanej głowy. Nienaturalne ramię Lucana zaczęło się powtórnie zmieniać. Dodatkowa część mutacyjna zamieniała pokłady w małe demoniczne węże, które zwyczajnych rozmiarów wchodziły na klatkę piersiową, nogi i ręce Gyltara. Jeden z nich okrył odciętą głowę, kolejne wpełzały do środka organizmu. Ciało zabitego wyglądało jak szmaciana lalka... po zabawie kogoś brutalnego.
Oko demonologa zgasło momentalnie, Lucan legł w gruzach uderzając o kamienne cząstki pomnika. Mimo stracenia sił nadal trzymał kostur przy piersi, oddychał ciężko i nierytmicznie. Przy prawej tkwił wbity kościany pręt. Demonolog krwawił.
W nocy wszelkie doznania odkryć muszę... bo tylko nocą zmysły nie mamią ludzi.
- Ita
- Mieszkaniec Sennej Krainy
- Posty: 115
- Rejestracja: 13 lat temu
- Rasa: Nemorianka
- Profesje:
- Kontakt:
TAK! Krew bryznęła nareszcie, znacząc część przedramienia demonicy. Gdyby nie uskoczyła, ciężki zezwłok prawdopodobnie runąłby na nią samą. Pozbierała swoją broń i pochowała ją na miejsca, podniosła oburęczny miecz przeciwnika. Nie lubiła tak ciężkiej broni, ale była magiczna, więc prawdopodobnie warto było wziąć ją ze sobą. Dużo bardziej interesowały ją ostrza Gyltara.
Kopnęła lekko zapuszkowane zwłoki upewniając się, że już nie wstaną. Pochyliła się z cichym sykiem i oderwała mu kawałek odzieży spod zbroi. Ona sama była ubrana zbyt kuso, by gdziekolwiek cokolwiek oderwać... Przyjrzała się ranie na brzuchu, ale nie wyglądała na specjalnie głęboką. Człowiek nie powinien mieć przez nią zbyt wielkich problemów, ona zregeneruje się zupełnie w ciągu paru kwadransów. Tylko to irytujące szczypanie! Owinęła ranę materiałem, tworząc bardzo prowizoryczny opatrunek, po czym starając się nie krzywić, podeszła do mieczy pozostawionych przez Gyltara. Starała się wyrwać chociaż jeden, ale trzymały się jak przyrośnięte. Być może dałoby się je uwolnić przy kolejnym zachwianiu struktury tej magicznej sfery...
Obróciła głowę, czując zmianę. W pierwszej chwili zarejestrowała po prostu zwycięskiego Lucana i umierającego Gyltara, kąciki jej ust wykrzywiły się w uśmiechu zadowolenia i ulgi. Zaraz jednak dostrzegła zmiany mutacyjne, a jeszcze później stan mrocznego elfa. Pomimo rany na brzuchu, poderwała się momentalnie i dobiegła do niego, przygryzając wargę. Była dobra w odbieraniu życia, ale niespecjalnie potrafiła je pielęgnować. Przyklękła przy mężczyźnie, błyskawicznie szukając jego ran. Najgorszy był ten przeklęty kościany pręt, powinna była od razu pościnać pajęczakowi zbyt długie nogi!
- Lucan... - wymówiła cicho jego imię, po raz pierwszy tego dnia naprawdę przerażona - Lucan! Nie umrzesz od tego, prawda?
Chociaż to on leżał ranny, czuła się jakby sama umierała. Kompletnie nie wiedziała, co zrobić. On nie potrafi się regenerować! - ta myśl kołatała się w jej głowie nieustannie, mącąc i uniemożliwiając podjęcie jakiejkolwiek decyzji.
Wreszcie nakazała sobie spokój i wzięła głęboki, nieco spazmatyczny oddech. Przydałaby się magia, zwykła magia. Jakby tak połączyć dziedzinę wiatru, ziemi i istnienia... Pokręciła głową. Żadnych magii.
- Musisz nas stąd wyciągnąć z powrotem do wioski - powiedziała do niego, klęcząc nad nim i gładząc go po bladej twarzy - Albo nie! Przenieś nas do jakiegoś czarownika, który będzie w stanie cię wyleczyć. Tylko jeden wysiłek... - poprosiła, całując jego wargi i policzek - Nie umieraj tutaj, co?
Kopnęła lekko zapuszkowane zwłoki upewniając się, że już nie wstaną. Pochyliła się z cichym sykiem i oderwała mu kawałek odzieży spod zbroi. Ona sama była ubrana zbyt kuso, by gdziekolwiek cokolwiek oderwać... Przyjrzała się ranie na brzuchu, ale nie wyglądała na specjalnie głęboką. Człowiek nie powinien mieć przez nią zbyt wielkich problemów, ona zregeneruje się zupełnie w ciągu paru kwadransów. Tylko to irytujące szczypanie! Owinęła ranę materiałem, tworząc bardzo prowizoryczny opatrunek, po czym starając się nie krzywić, podeszła do mieczy pozostawionych przez Gyltara. Starała się wyrwać chociaż jeden, ale trzymały się jak przyrośnięte. Być może dałoby się je uwolnić przy kolejnym zachwianiu struktury tej magicznej sfery...
Obróciła głowę, czując zmianę. W pierwszej chwili zarejestrowała po prostu zwycięskiego Lucana i umierającego Gyltara, kąciki jej ust wykrzywiły się w uśmiechu zadowolenia i ulgi. Zaraz jednak dostrzegła zmiany mutacyjne, a jeszcze później stan mrocznego elfa. Pomimo rany na brzuchu, poderwała się momentalnie i dobiegła do niego, przygryzając wargę. Była dobra w odbieraniu życia, ale niespecjalnie potrafiła je pielęgnować. Przyklękła przy mężczyźnie, błyskawicznie szukając jego ran. Najgorszy był ten przeklęty kościany pręt, powinna była od razu pościnać pajęczakowi zbyt długie nogi!
- Lucan... - wymówiła cicho jego imię, po raz pierwszy tego dnia naprawdę przerażona - Lucan! Nie umrzesz od tego, prawda?
Chociaż to on leżał ranny, czuła się jakby sama umierała. Kompletnie nie wiedziała, co zrobić. On nie potrafi się regenerować! - ta myśl kołatała się w jej głowie nieustannie, mącąc i uniemożliwiając podjęcie jakiejkolwiek decyzji.
Wreszcie nakazała sobie spokój i wzięła głęboki, nieco spazmatyczny oddech. Przydałaby się magia, zwykła magia. Jakby tak połączyć dziedzinę wiatru, ziemi i istnienia... Pokręciła głową. Żadnych magii.
- Musisz nas stąd wyciągnąć z powrotem do wioski - powiedziała do niego, klęcząc nad nim i gładząc go po bladej twarzy - Albo nie! Przenieś nas do jakiegoś czarownika, który będzie w stanie cię wyleczyć. Tylko jeden wysiłek... - poprosiła, całując jego wargi i policzek - Nie umieraj tutaj, co?
-
- Mieszkaniec Sennej Krainy
- Posty: 119
- Rejestracja: 13 lat temu
- Rasa: Mroczny Elf
- Profesje:
- Kontakt:
Mroczny Elf zakasłał impulsywnie. Leżąc bezwładnie wśród kamiennych ruin nie zdawał sobie sprawy z mijającego czasu. Raptem co obudził się sam w łóżku, szukał dłonią pieszczonej przez noc kochanki. Teraz, na skraju wycieńczenia, próbuje złapać oddech i wybaczyć sobie użycie zbyt wielkiej mocy. Magia potrafi dokonywać cudów, ale tylko w określonych ramach sił. Lucan wykorzystał swoje dwieście procent energii.
Uśmiechnął się krzywo widząc podchodzącą doń Nemoriankę. Blade spojrzenie Maga idealnie pasowało do jego stanu. Patrząc jednak optymistycznie, rzekł pokornie:
- Och, Rasshe... Z całą pewnością nie umrę. Aż tak źle wyglądam?
Zaśmiał się cicho plując kropelkami krwi.
- Potrzebuję tylko odpoczynku... i wody. Tak, tych dwóch rzeczy na pewno...
Lewą dłonią pochwycił kość, którą bez większych problemów wyrwał z dziury w ciele. Czerwona stróżka płynu zrosiła kosę, Lucan zawarczał groźnie.
- Ugrh... Zbyt wiele straciłem mocy przedostając się do oddzielonej sfery... Walka z dawnymi smoczymi rytuałami magii to jedna z najgorszych rzeczy, jakie stąpają w tajemnicy po Alaranii. Ellikowi musi na tobie bardzo zależeć, skoro swymi czarami objął nawet zwykłych zabójców... - zakasłał - Ten niewyparzony Elf umierał parokrotnie, zanim przełamałem jego barierę... Uch, na Mefisto! Musimy stąd uciekać. Nie zdołam dłużej podtrzymywać sfery. Czuję jak On... jak On ingeruje.
Wypuścił z dłoni kościany pręt, by mocno uchwycić się kobiecego ciała. Ita poczuła na sobie męską dłoń w okolicach bioder, mocny uścisk przywarcia do jego torsu. Świat wokół niej zaczął kręcić się z niesamowitą prędkością. Obrazy kolejnych warstw wszechświata migały przed oczyma, nie potrafiła złapać tchu. Brakowało świeżego powietrza, wiatr dudnił w uszy, dreszcze przechodziły po plecach. Białe światło rozmyło sylwetkę Lucana, a także całą sferę w której do tej pory byli.
Zimna woda obudziła półnagą kobietę. Mały strumyk płynący cichym szmerem pod Mostem Dwunastu Piechurów uderzał pluskiem w leżącego na kamyczkach Lucana i Itę na jego torsie. Leżeli tak wspólnie pod jednym z kamienno-ceglanych słupków podtrzymujących przejście między częściami Serenaa. Moria zamruczał niemrawo.
- Jesteśmy z powrotem w świecie żywych... i prawie żywych.
Poklepał się po prawym biodrze. Z jednej z kieszonek u pasa wyciągnął szary podłużny materiał. Wręczył bandaż ukochanej, mówiąc:
- Masz, uczyń mi tą powinność. Nie powinno się chodzić z dziurą w piersi.
Uśmiechnął się krzywo widząc podchodzącą doń Nemoriankę. Blade spojrzenie Maga idealnie pasowało do jego stanu. Patrząc jednak optymistycznie, rzekł pokornie:
- Och, Rasshe... Z całą pewnością nie umrę. Aż tak źle wyglądam?
Zaśmiał się cicho plując kropelkami krwi.
- Potrzebuję tylko odpoczynku... i wody. Tak, tych dwóch rzeczy na pewno...
Lewą dłonią pochwycił kość, którą bez większych problemów wyrwał z dziury w ciele. Czerwona stróżka płynu zrosiła kosę, Lucan zawarczał groźnie.
- Ugrh... Zbyt wiele straciłem mocy przedostając się do oddzielonej sfery... Walka z dawnymi smoczymi rytuałami magii to jedna z najgorszych rzeczy, jakie stąpają w tajemnicy po Alaranii. Ellikowi musi na tobie bardzo zależeć, skoro swymi czarami objął nawet zwykłych zabójców... - zakasłał - Ten niewyparzony Elf umierał parokrotnie, zanim przełamałem jego barierę... Uch, na Mefisto! Musimy stąd uciekać. Nie zdołam dłużej podtrzymywać sfery. Czuję jak On... jak On ingeruje.
Wypuścił z dłoni kościany pręt, by mocno uchwycić się kobiecego ciała. Ita poczuła na sobie męską dłoń w okolicach bioder, mocny uścisk przywarcia do jego torsu. Świat wokół niej zaczął kręcić się z niesamowitą prędkością. Obrazy kolejnych warstw wszechświata migały przed oczyma, nie potrafiła złapać tchu. Brakowało świeżego powietrza, wiatr dudnił w uszy, dreszcze przechodziły po plecach. Białe światło rozmyło sylwetkę Lucana, a także całą sferę w której do tej pory byli.
Zimna woda obudziła półnagą kobietę. Mały strumyk płynący cichym szmerem pod Mostem Dwunastu Piechurów uderzał pluskiem w leżącego na kamyczkach Lucana i Itę na jego torsie. Leżeli tak wspólnie pod jednym z kamienno-ceglanych słupków podtrzymujących przejście między częściami Serenaa. Moria zamruczał niemrawo.
- Jesteśmy z powrotem w świecie żywych... i prawie żywych.
Poklepał się po prawym biodrze. Z jednej z kieszonek u pasa wyciągnął szary podłużny materiał. Wręczył bandaż ukochanej, mówiąc:
- Masz, uczyń mi tą powinność. Nie powinno się chodzić z dziurą w piersi.
W nocy wszelkie doznania odkryć muszę... bo tylko nocą zmysły nie mamią ludzi.
- Ita
- Mieszkaniec Sennej Krainy
- Posty: 115
- Rejestracja: 13 lat temu
- Rasa: Nemorianka
- Profesje:
- Kontakt:
Nie spotkała jeszcze nikogo ze sfery Lucana, kto mógłby poszczycić się dziurą w płucach i nadal żyć. Oczywiście magia nieco zmieniała tą zasadę, ale oni nie mieli do dyspozycji magii. Żadne z nich, jak nigdy chyba do tej pory. Nie chciała jednak przerzucać na Lucana swoich obaw.
- Wyglądasz wspaniale jak zawsze - powiedziała cicho, pobladła prawie tak samo jak on.
Zdobyła się na pełen desperacji uśmiech, otarła krew z jego twarzy. Pokręciła też głową, słysząc jego słowa. Nie miała jak zdobyć mu wody, nie tutaj. Zaklęła wściekle w mowie demonów, uderzyła pięścią o ciemne podłożę. Nienawidziła tej bezradności, nienawidziła! Jak bardzo by się nie starała, zawsze bez magii pozostawała totalną kaleką. W kluczowych momentach nie była w stanie zrobić nic.
To znaczy, że należało osiągnąć jeszcze większe możliwości. Odsunęła jednak teraz od siebie te myśli, bo Lucan absorbował ją nieskończenie bardziej. Zanim zdążyła zareagować, elf wyrwał kościany pręt. Jęknęła bezgłośnie, patrząc na krew która momentalnie wytrysnęła z otwartej teraz rany. Zdjęła szybko swój opatrunek i przycisnęła go do jego piersi, starając się zatrzymać przynajmniej część krwawienia. Jednocześnie przyglądała się z przerażeniem, czy mężczyzna nie zaczął się dusić. Wyglądało jednak na to, że pręt nie uszkodził mu płuca. Odetchnęła nieco, zdała sobie sprawę że od dłuższego już czasu wstrzymywała powietrze.
- Bo Ellik jest zbyt dumny, by pozwolić mi przebywać na wolności... - mruknęła cicho, przytulając się bardzo delikatnie do swojego mężczyzny.
Zaraz też on przycisnął ją do siebie. Przestraszyła się, że w ten sposób może się pogorszyć jego krwotok, ale chwilę później wszystko wokół rozmazało się i zawirowało. Znała to uczucie. Przymknęła oczy, niepewna czy w ogóle im się uda. Lucan był w bardzo złym stanie, a taka magia nie była prosta...
Kiedy odzyskała świadomość, leżała wciąż na Lucanie, przy strumyku nad którym spotkała swoich niedoszłych oprawców. Potok szemrał leniwie, ptaki kłóciły się o coś zawzięcie w rosnących niedaleko niezbyt wysokich jabłonkach, słońce przypiekało skórę popołudniowym żarem. Idylliczność otoczenia w ogóle nie szła w parze z wydarzeniami sprzed - jak mogłoby się wydawać - chwili. Poderwała się błyskawicznie, jednocześnie rejestrując zaregenerowanie się rany na brzuchu. Przynajmniej tyle. Lucan nie miał tyle szczęścia.
- Jak się czujesz?! - zapytała szybko, widząc że jest już przytomny.
Przyjęty bandaż odłożyła chwilowo na bok. Pochyliła się i w stulone razem dłonie zaczerpnęła wody ze strumyka, powoli napoiła leżącego. Potem wzięła skrawek koszuli zabitego przeciwnika, namoczyła dokładnie i wykręciła, dokładnie obmyła ranę ukochanego. Nie była tak głęboka, jak się obawiała, ale wyglądała brzydko. Jakiś medyk powinien ją obejrzeć. Przynajmniej wydawało się, że przestała tak mocno krwawić.
- Nie jest źle - powiedziała do niego, uśmiechając się by dodać jemu i sobie nieco otuchy - Parę dni i będziesz jak nowy. I... dziękuję.
Pochyliła się nad nim, składając na jego ustach pocałunek. Nie męczyła go, bo podejrzewała iż ma teraz inne rzeczy w głowie. Zamiast tego obwiązała go zręcznie otrzymanym bandażem.
- Zaraz wrócę... - obiecała niespodziewanie, podrywając się i odbiegając w stronę najbliższych chat.
Po chwili wraz z nią przyszło dwóch chłopów, prawdopodobnie ojciec i dorastający syn. Obaj byli ubrani w podobną, brudną i powyciąganą szarą odzież, przybrudzeni i ogorzali. Tylko młody nie posiadał jeszcze takiego zarostu jak jego rodzic. Demonica wskazała im leżącego elfa i parę razy przypominając o delikatności, patrzyła jak podnoszą mężczyznę i zaczynają z nim iść w stronę opuszczonej nad ranem gospody.
Ciąg dalszy: Ita i Lucan
- Wyglądasz wspaniale jak zawsze - powiedziała cicho, pobladła prawie tak samo jak on.
Zdobyła się na pełen desperacji uśmiech, otarła krew z jego twarzy. Pokręciła też głową, słysząc jego słowa. Nie miała jak zdobyć mu wody, nie tutaj. Zaklęła wściekle w mowie demonów, uderzyła pięścią o ciemne podłożę. Nienawidziła tej bezradności, nienawidziła! Jak bardzo by się nie starała, zawsze bez magii pozostawała totalną kaleką. W kluczowych momentach nie była w stanie zrobić nic.
To znaczy, że należało osiągnąć jeszcze większe możliwości. Odsunęła jednak teraz od siebie te myśli, bo Lucan absorbował ją nieskończenie bardziej. Zanim zdążyła zareagować, elf wyrwał kościany pręt. Jęknęła bezgłośnie, patrząc na krew która momentalnie wytrysnęła z otwartej teraz rany. Zdjęła szybko swój opatrunek i przycisnęła go do jego piersi, starając się zatrzymać przynajmniej część krwawienia. Jednocześnie przyglądała się z przerażeniem, czy mężczyzna nie zaczął się dusić. Wyglądało jednak na to, że pręt nie uszkodził mu płuca. Odetchnęła nieco, zdała sobie sprawę że od dłuższego już czasu wstrzymywała powietrze.
- Bo Ellik jest zbyt dumny, by pozwolić mi przebywać na wolności... - mruknęła cicho, przytulając się bardzo delikatnie do swojego mężczyzny.
Zaraz też on przycisnął ją do siebie. Przestraszyła się, że w ten sposób może się pogorszyć jego krwotok, ale chwilę później wszystko wokół rozmazało się i zawirowało. Znała to uczucie. Przymknęła oczy, niepewna czy w ogóle im się uda. Lucan był w bardzo złym stanie, a taka magia nie była prosta...
Kiedy odzyskała świadomość, leżała wciąż na Lucanie, przy strumyku nad którym spotkała swoich niedoszłych oprawców. Potok szemrał leniwie, ptaki kłóciły się o coś zawzięcie w rosnących niedaleko niezbyt wysokich jabłonkach, słońce przypiekało skórę popołudniowym żarem. Idylliczność otoczenia w ogóle nie szła w parze z wydarzeniami sprzed - jak mogłoby się wydawać - chwili. Poderwała się błyskawicznie, jednocześnie rejestrując zaregenerowanie się rany na brzuchu. Przynajmniej tyle. Lucan nie miał tyle szczęścia.
- Jak się czujesz?! - zapytała szybko, widząc że jest już przytomny.
Przyjęty bandaż odłożyła chwilowo na bok. Pochyliła się i w stulone razem dłonie zaczerpnęła wody ze strumyka, powoli napoiła leżącego. Potem wzięła skrawek koszuli zabitego przeciwnika, namoczyła dokładnie i wykręciła, dokładnie obmyła ranę ukochanego. Nie była tak głęboka, jak się obawiała, ale wyglądała brzydko. Jakiś medyk powinien ją obejrzeć. Przynajmniej wydawało się, że przestała tak mocno krwawić.
- Nie jest źle - powiedziała do niego, uśmiechając się by dodać jemu i sobie nieco otuchy - Parę dni i będziesz jak nowy. I... dziękuję.
Pochyliła się nad nim, składając na jego ustach pocałunek. Nie męczyła go, bo podejrzewała iż ma teraz inne rzeczy w głowie. Zamiast tego obwiązała go zręcznie otrzymanym bandażem.
- Zaraz wrócę... - obiecała niespodziewanie, podrywając się i odbiegając w stronę najbliższych chat.
Po chwili wraz z nią przyszło dwóch chłopów, prawdopodobnie ojciec i dorastający syn. Obaj byli ubrani w podobną, brudną i powyciąganą szarą odzież, przybrudzeni i ogorzali. Tylko młody nie posiadał jeszcze takiego zarostu jak jego rodzic. Demonica wskazała im leżącego elfa i parę razy przypominając o delikatności, patrzyła jak podnoszą mężczyznę i zaczynają z nim iść w stronę opuszczonej nad ranem gospody.
Ciąg dalszy: Ita i Lucan
Kto jest online
Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 1 gość