Serenaa ⇒ [Oberża "Hulaszcza Podwiązka"]Między ostrzem, a demonem
-
- Mieszkaniec Sennej Krainy
- Posty: 119
- Rejestracja: 13 lat temu
- Rasa: Mroczny Elf
- Profesje:
- Kontakt:
To dziwne, ale Ita przecież wynajęła pokój. Lucan przypatrywał się całej sytuacji z pobocza. Właściciel oberży wyglądał na zadowolonego, kiedy tylko ciężar pieniędzy wydanych na nockę zrównał się z ciężarem trzymanych bagaży. Dobrze jest sporo zarobić na ostatnie godziny chłodnego, nieprzyjemnego wieczoru. Elf dostrzegł w oczach właściciela nie tyle zadowolenie, co spełnienie finansowe. Okrągłe rueny zajęły miejsce źrenic, a zapach wytapianych monet zawładnął jego nozdrzami. Czarodziej o mało co nie zaśmiał się głośno, widząc 'pieniędzowstąpienie' oberżysty, lecz w ostatniej chwili powstrzymał się przed tym. Bardziej zastanawiał się nad tym, jak zmieniły się stosunki z Rasshe'eh. Krótko mówiąc: wcale. Nadal mógł z nią rozmawiać jak z własną, osobistą kochanką, przyjaciółką. Nie krzywdził jej ani nie wadził, nie naprzykrzał się, i wzajemnie. To smutne, lecz obecnie w Alaranii trudno o równie piękną, uzdolnioną, co mądrą kompankę. Lucan jest więc szczęściarzem, bo trafił na cudowny okaz, którego nie da się wielbić.
A robił to podświadomie, czego również głośno nie przyzna. Z resztą czy on musi o wszystkim mówić? Przecież i tak widać, że żywi do Rasshe'eh nie tylko wzorcową-koleżeńską sympatię. Mimo wszystkiego, co robili i przeżyli razem, Elf nie miał dosyć towarzystwa ukochanej kobiety. Czyżby więc jego milczenie i brak jakichkolwiek pretensji o poddaństwo Demonicy miało z tym jakiś wpływ?
Lucan wyłącznie westchnął. Z ciepłego, półciemnego kącika oberży obserwował prostą, niewyobrażalnie zgrabną figurę Rasshe'eh ginącą zaraz w strugach grubych kropel deszczu. Miliardy wody atakowały ją, i choć wyglądała na szczęśliwą, to prędzej czy później odkryje, że jej ubranie nie nadaje się jednak do wodnych podróży. Elf z samej myśli o tym uśmiechnął się szeroko. Oberżyście, zanim tylko ruszył na pierwsze piętro przygotować pokój dla klientki "Hulaszczej Podwiązki", wręczył swój płaszcz oraz dodatkowe pieniądze za własną osobę, by skorzystać z możliwości ciepłego łóżka. Oczywiście tuż obok Rasshe'eh.
Spokojnym krokiem Czarnoksiężnik ruszył do drzwi frontowych. Złapał za stalową klamkę, pociągnął ją. Wpierw nie pasowała mu opcja ciągłej konfrontacji z deszczem burzy, lecz widząc uszczęśliwioną Itę po prostu własny dyskomfort... przemilczał. Mając na plecach zawieszoną kosę podszedł do kobiety stojącej przed nim tyłem, złapał ją w pasie i mocno do siebie przycisnął. Pozwolił stopom wojowniczki oderwać się od podmokłej ziemi i zawisnąć w powietrzu, bo przecież takie chwile wymagają czegoś więcej niż tylko przytulenia.
Spod kaskady białych - znów mokrych - włosów zielone oczęta Lucana świeciły demonicznym, złowieszczym kolorem. Było w nich coś, co mówiło o jego cieple, tajemnicach skrywanych przez całe życie i bólu trzymanym gdzieś głęboko w sercu. Elf próbował tego po sobie nie pokazywać choćby trzymaniem Ity i wdzięcznym obdarowywaniem jej pocałunkami wzdłuż szyi naprzemiennie po obydwu stronach.
- Nie boję się burzy - stwierdził. - Bardziej boję się, że możesz mnie opuścić. Wiem, to brzmi jak wyznanie czegoś, co istoty o wiele bardziej romantyczne niż my nazywają miłością... prawdę mówiąc, wisi mnie to. Nie chcę wiedzieć co to jest, ale od momentu w którym cię uwolniłem... poczułem, że wiąże nas coś więcej niż łańcuch demonizmu. Nie wiem czy to przypadek, czy wola Pradawnych bóstw... może przeznaczenie stare jak całe Alarania... Ale pozostawienie cię samej było największym błędem mojego życia.
A robił to podświadomie, czego również głośno nie przyzna. Z resztą czy on musi o wszystkim mówić? Przecież i tak widać, że żywi do Rasshe'eh nie tylko wzorcową-koleżeńską sympatię. Mimo wszystkiego, co robili i przeżyli razem, Elf nie miał dosyć towarzystwa ukochanej kobiety. Czyżby więc jego milczenie i brak jakichkolwiek pretensji o poddaństwo Demonicy miało z tym jakiś wpływ?
Lucan wyłącznie westchnął. Z ciepłego, półciemnego kącika oberży obserwował prostą, niewyobrażalnie zgrabną figurę Rasshe'eh ginącą zaraz w strugach grubych kropel deszczu. Miliardy wody atakowały ją, i choć wyglądała na szczęśliwą, to prędzej czy później odkryje, że jej ubranie nie nadaje się jednak do wodnych podróży. Elf z samej myśli o tym uśmiechnął się szeroko. Oberżyście, zanim tylko ruszył na pierwsze piętro przygotować pokój dla klientki "Hulaszczej Podwiązki", wręczył swój płaszcz oraz dodatkowe pieniądze za własną osobę, by skorzystać z możliwości ciepłego łóżka. Oczywiście tuż obok Rasshe'eh.
Spokojnym krokiem Czarnoksiężnik ruszył do drzwi frontowych. Złapał za stalową klamkę, pociągnął ją. Wpierw nie pasowała mu opcja ciągłej konfrontacji z deszczem burzy, lecz widząc uszczęśliwioną Itę po prostu własny dyskomfort... przemilczał. Mając na plecach zawieszoną kosę podszedł do kobiety stojącej przed nim tyłem, złapał ją w pasie i mocno do siebie przycisnął. Pozwolił stopom wojowniczki oderwać się od podmokłej ziemi i zawisnąć w powietrzu, bo przecież takie chwile wymagają czegoś więcej niż tylko przytulenia.
Spod kaskady białych - znów mokrych - włosów zielone oczęta Lucana świeciły demonicznym, złowieszczym kolorem. Było w nich coś, co mówiło o jego cieple, tajemnicach skrywanych przez całe życie i bólu trzymanym gdzieś głęboko w sercu. Elf próbował tego po sobie nie pokazywać choćby trzymaniem Ity i wdzięcznym obdarowywaniem jej pocałunkami wzdłuż szyi naprzemiennie po obydwu stronach.
- Nie boję się burzy - stwierdził. - Bardziej boję się, że możesz mnie opuścić. Wiem, to brzmi jak wyznanie czegoś, co istoty o wiele bardziej romantyczne niż my nazywają miłością... prawdę mówiąc, wisi mnie to. Nie chcę wiedzieć co to jest, ale od momentu w którym cię uwolniłem... poczułem, że wiąże nas coś więcej niż łańcuch demonizmu. Nie wiem czy to przypadek, czy wola Pradawnych bóstw... może przeznaczenie stare jak całe Alarania... Ale pozostawienie cię samej było największym błędem mojego życia.
W nocy wszelkie doznania odkryć muszę... bo tylko nocą zmysły nie mamią ludzi.
- Ita
- Mieszkaniec Sennej Krainy
- Posty: 115
- Rejestracja: 13 lat temu
- Rasa: Nemorianka
- Profesje:
- Kontakt:
Pokój wynajęła, ale na później. Gdzieś trzeba się będzie wysuszyć i spocząć na noc, kiedy już nasycą się sobą i przyjdzie pora powitać Krainę Snów. Razem. Ita już dawno straciła rachubę, jak wiele czasu minęło od ich rozstania, jak wiele było samotnych nocy i niepełnych dni. Oczywiście, samotności dało się dość łatwo przeciwdziałać, posiadała zewnętrzne walory które jej to bardzo ułatwiały, jednak pewna tęsknota pozostała. A tęsknota - jak wiadomo - potrafi czasem przyjąć formę naprawdę wyrafinowanej tortury. I nie, Rasshe'eh naprawdę potrafiła zupełnie dobrze egzystować bez Lucana, nie potrzebowała go do życia. Tyle tylko, że często z dziwnym zamyśleniem wpatrywała się w odległą linię horyzontu, lub zwyczajnie miała ból w oczach za każdym razem, kiedy spotykała kogoś podobnego, a jednak nie będącego jej dawnym kochankiem.
Deszcz obmywał jej twarz, chłonęła wilgoć całą sobą. Zaraz jednak pojawiły się dłonie, ciepłe, tak znajome, tak jej drogie. Zaśmiała się, kiedy uniósł ją w górę, jednocześnie gdzieś nad nimi przeleciała błyskawica, rozjaśniając na moment okolicę. Dostrzegła jego zielone oczy, które w tym momencie zdawały się odbiciem jej własnych. Sama nie była pewna, czy mogła teraz ufać swoim osądom, postanowiła więc odłożyć tego typu rzeczy na później. W końcu to nie było takie istotne. Wyciągnęła się, przyjmując jego pocałunki, dłonie zatopiła w jego jasnych włosach, twarz przyciągnęła do siebie, odnajdując drogę do jego ust. Okręciła się nieco, by mieć do niego wygodniejszy dostęp, oplotła jego szyję ramionami. Pożałowała, że ma na sobie spodnie, bo w tej chwili nie za bardzo mogła się ich pozbyć, wierzyła jednak w Lucana i jego determinację. Zamiast tego więc zaczęła rozpinać górę jego odzieży, która w tej chwili już i tak przemokła w zupełności. Jego słowa sprawiły jednak, że zatrzymała się nieco. Zbliżyła do niego twarz, niemal dotykając czołem o czoło. Jej spojrzenie było dziwnie melancholijne, nawet jak na nią.
- Ja zniknę, Lucanie. Albo pewnego dnia obudzę się i to ciebie nie będzie obok. Nie jesteśmy z tych, którzy mogą sobie obiecać wyłączność i wspólne życie, oboje jesteśmy tego świadomi. Ale... - urwała na moment, jednocześnie przywierając do niego bardzo ściśle. Głowę złożyła na ramieniu elfa, jak mała, bezradna dziewczynka. - Ale jak długo będziemy umieli się potem na powrót odnaleźć, to chyba nadal warto widzieć w tym jakiś cud, prawda? Nawet zupełnie nieromantyczne istoty mają do tego prawo...
Uniosła głowę i pocałowała go znowu, namiętnie, zachłannie, wkładając w ten pocałunek swoje wielkie, choć niewypowiedziane oddanie i tęsknotę. Jej dłonie powędrowały niżej, powoli jednak i bez pośpiechu.
- Wiem, że chociaż nigdy tego nie zrobiłeś, umiałbyś mnie do siebie ściągnąć zaklęciem. Zrób to, kiedy będziesz pragnął mojej obecności. Zrób to, bo ja sama nie potrafię do ciebie dotrzeć, mój Kochany...
Wbrew pozorom i pewnym wątpliwościom Lucana, urwanie chmury zdawało się doskonałym elementem tła. Doskonale oddawało to, co działo się wewnątrz demonicy. Zawsze też pragnęła połączyć się z nim w deszczu, podczas tak spektakularnej burzy. Ciężkie krople odbijały się od nich, spływając potem po ramionach i plecach. Noc pełna magii i niebezpiecznego piękna.
Deszcz obmywał jej twarz, chłonęła wilgoć całą sobą. Zaraz jednak pojawiły się dłonie, ciepłe, tak znajome, tak jej drogie. Zaśmiała się, kiedy uniósł ją w górę, jednocześnie gdzieś nad nimi przeleciała błyskawica, rozjaśniając na moment okolicę. Dostrzegła jego zielone oczy, które w tym momencie zdawały się odbiciem jej własnych. Sama nie była pewna, czy mogła teraz ufać swoim osądom, postanowiła więc odłożyć tego typu rzeczy na później. W końcu to nie było takie istotne. Wyciągnęła się, przyjmując jego pocałunki, dłonie zatopiła w jego jasnych włosach, twarz przyciągnęła do siebie, odnajdując drogę do jego ust. Okręciła się nieco, by mieć do niego wygodniejszy dostęp, oplotła jego szyję ramionami. Pożałowała, że ma na sobie spodnie, bo w tej chwili nie za bardzo mogła się ich pozbyć, wierzyła jednak w Lucana i jego determinację. Zamiast tego więc zaczęła rozpinać górę jego odzieży, która w tej chwili już i tak przemokła w zupełności. Jego słowa sprawiły jednak, że zatrzymała się nieco. Zbliżyła do niego twarz, niemal dotykając czołem o czoło. Jej spojrzenie było dziwnie melancholijne, nawet jak na nią.
- Ja zniknę, Lucanie. Albo pewnego dnia obudzę się i to ciebie nie będzie obok. Nie jesteśmy z tych, którzy mogą sobie obiecać wyłączność i wspólne życie, oboje jesteśmy tego świadomi. Ale... - urwała na moment, jednocześnie przywierając do niego bardzo ściśle. Głowę złożyła na ramieniu elfa, jak mała, bezradna dziewczynka. - Ale jak długo będziemy umieli się potem na powrót odnaleźć, to chyba nadal warto widzieć w tym jakiś cud, prawda? Nawet zupełnie nieromantyczne istoty mają do tego prawo...
Uniosła głowę i pocałowała go znowu, namiętnie, zachłannie, wkładając w ten pocałunek swoje wielkie, choć niewypowiedziane oddanie i tęsknotę. Jej dłonie powędrowały niżej, powoli jednak i bez pośpiechu.
- Wiem, że chociaż nigdy tego nie zrobiłeś, umiałbyś mnie do siebie ściągnąć zaklęciem. Zrób to, kiedy będziesz pragnął mojej obecności. Zrób to, bo ja sama nie potrafię do ciebie dotrzeć, mój Kochany...
Wbrew pozorom i pewnym wątpliwościom Lucana, urwanie chmury zdawało się doskonałym elementem tła. Doskonale oddawało to, co działo się wewnątrz demonicy. Zawsze też pragnęła połączyć się z nim w deszczu, podczas tak spektakularnej burzy. Ciężkie krople odbijały się od nich, spływając potem po ramionach i plecach. Noc pełna magii i niebezpiecznego piękna.
-
- Mieszkaniec Sennej Krainy
- Posty: 119
- Rejestracja: 13 lat temu
- Rasa: Mroczny Elf
- Profesje:
- Kontakt:
Deszcz. Kolejne fale atakujących kropel uderzały w gorące ciała uzależnionych od siebie osób. Lucan nie mógł uwierzyć w to, co widzą jego oczy, słyszą uszy i czuje cała skóra. Chłód panującej burzy, wiatr który mógł w każdej chwili zbić ich z nóg, właśnie mieszał się z gorącymi pocałunkami Ity. Czuł jej rozkoszne wargi na ustach czy szyi, podświadomie uśmiechał się lekko, to łapał oddech oddając wszystko, co przyjął od kobiety, ze zdwojoną siłą. Dłonie, na początku utrzymujące biodra wojowniczki, nagle powędrowały w górę na częściowo odsłonięte barki. Zaznaczyły je dokładnie, opatuliły własnym ciepłem chroniąc przed zmarznięciem i atakami burzy. Nie obchodziła go nawet, dawno zapomniał o niesprzyjających wyznawaniu miłości warunkach. Wielokrotnie Lucan poznał się, że zbyt wczesne mówienie o emocjach, o tym, co się trzyma w sercu, spowoduje więcej złego niż dobrego. Miał do czynienia z wieloma zakochanymi parami, głównie tymi nieszczęśliwymi, które musiały się rozstać.
A teraz... teraz Elf widzi przed sobą kogoś, na kim mu naprawdę zależy. Nigdy wcześniej nie czuł tego wspaniałego stanu jak tylko przy osobie Rasshe'eh. Ona wprawiała go w dobry nastrój, Ona go jedynie potrafiła przekonać do snu i nie zamartwiania się. Ona zachęcała go i pokrzepiała, gdy coś nie wychodziło. Ona sprawiła, że przestał myśleć głównie o pracy, lecz by także skoncentrować się na relaksie i odpoczynku. Ona potrafiła całować delikatnie niczym zefir, lecz jej ciało... jej ciało nie należało do świętych. Misterne tatuaże, obroża, odkrywanie różnych części ciała... Lucan to wszystko widział, zresztą niejednokrotnie. Częstokroć obdarowywał nagą przyjaciółkę pocałunkami, przyjemnościami i rzeczami, które muszą zostać tylko między nimi. To był ich intymny świat.
I przypominając sobie to wszystko Lucan zdał sobie sprawę, że wcale nie chce odchodzić ani uciekać. Miał powody, czemu postąpił tak parę lat temu, zapewne nigdy ich Rasshe'eh nie zdradzi. Pozbawiony góry uniformu, odczuwając jak po torsie spływają kolejne kaskady deszczu, a palcami odwiązując kolejne tasiemki gorsetu, postanowił zaryzykować.
Jego oczy pokryły się mroczną barwą purpury. Włosy jakby zjeżyły, klatka piersiowa za to stała się twardsza i prężniejsza niż była. Czarnoksiężnik spojrzał prosto w oczy Ity, po czym nagle - błyskawicznie - pocałował ją namiętnie i z dozą skrywanego przez wieki pragnienia. Przez gesty Elfa przemawiała skrucha za grzechy, zdecydowanie i poświęcenie, czyste uczucie które raz niszczyło mrok panującej burzy. Para całowała się nie odrywając ust od siebie... gdy wtem wojowniczka poczuła dziwne uderzenia w podbrzusze. Na nim spoczęła prawa dłoń Lucana. Pozbawiona górnej odzienia patrzyła jak dziwne pieczęcie przypominające tatuaże wyryte dawno temu rozrastają się od palców mężczyzny i sięgają co raz dalej na jej ciele. Poczęły obejmować biodra, schodzić w dół, do łona. Kolejne zwroty zaklęcia wprawiały Rasshe'eh w stan... wniebowzięcia. Pocałunek trwał dalej.
Ręka Lucana oderwała się. Między nią, a klatką piersiową kobiety, mała fioletowo-jaskrawa kula energii obracała się nieregularnie, miotana przypadkiem. Demonolog przybliżył ją do własnego torsu i jak gdyby nigdy nic cisnął ją w siebie. Pocisk zniknął w czeluściach elfiego ciała.
- Pragnę cię cały czas, Rasshe'eh... - W prawym oku pojawiła się łza, a może to kropla deszczu(?) - Związałem nasze dusze i ciała, tak jak ja byłem kiedyś podobnie związany z innym demonem...
Na samo wspomnienie o Morii trochę posmutniał.
- Przepraszam, ja... nie chcę, byś uciekała. Nie chcę byś znikła. Kiedy będę się budzić w łóżku, w konarze zwalonego drzewa czy w jaskini, mam cię widzieć tuż obok siebie... chcę całować cię nie jak zwykłą postać, która mi towarzyszy, ale jak kobietę-miłość, którą byłaś mi od początku. Nigdy nie pragnąłem, abyś była mi poddaną niewolnicą, lecz teraz... wymuszam na tobie tylko jedno: bądź służącą mego serca.
Spuścił wzrok na czarne pieczęci run, które powoli wchłaniały się wgłąb Rasshe'eh. W swoim życiu nie próbował tego typu magii demonicznej. Studiował wyłącznie - dokładnie i bacznie - wszystkie relacje zachodzące między Czarnoksiężnikiem, a istotą z Chaosu, od wrogości po szczere pożądanie miłości.
Ale czy jest to usprawiedliwieniem wiecznego zaklęcia? Kolejne pocałunki Lucana biegnące od nagiej, białej szyi kobiety po jej jędrne piersi miały być jednoznaczną odpowiedzią.
A teraz... teraz Elf widzi przed sobą kogoś, na kim mu naprawdę zależy. Nigdy wcześniej nie czuł tego wspaniałego stanu jak tylko przy osobie Rasshe'eh. Ona wprawiała go w dobry nastrój, Ona go jedynie potrafiła przekonać do snu i nie zamartwiania się. Ona zachęcała go i pokrzepiała, gdy coś nie wychodziło. Ona sprawiła, że przestał myśleć głównie o pracy, lecz by także skoncentrować się na relaksie i odpoczynku. Ona potrafiła całować delikatnie niczym zefir, lecz jej ciało... jej ciało nie należało do świętych. Misterne tatuaże, obroża, odkrywanie różnych części ciała... Lucan to wszystko widział, zresztą niejednokrotnie. Częstokroć obdarowywał nagą przyjaciółkę pocałunkami, przyjemnościami i rzeczami, które muszą zostać tylko między nimi. To był ich intymny świat.
I przypominając sobie to wszystko Lucan zdał sobie sprawę, że wcale nie chce odchodzić ani uciekać. Miał powody, czemu postąpił tak parę lat temu, zapewne nigdy ich Rasshe'eh nie zdradzi. Pozbawiony góry uniformu, odczuwając jak po torsie spływają kolejne kaskady deszczu, a palcami odwiązując kolejne tasiemki gorsetu, postanowił zaryzykować.
Jego oczy pokryły się mroczną barwą purpury. Włosy jakby zjeżyły, klatka piersiowa za to stała się twardsza i prężniejsza niż była. Czarnoksiężnik spojrzał prosto w oczy Ity, po czym nagle - błyskawicznie - pocałował ją namiętnie i z dozą skrywanego przez wieki pragnienia. Przez gesty Elfa przemawiała skrucha za grzechy, zdecydowanie i poświęcenie, czyste uczucie które raz niszczyło mrok panującej burzy. Para całowała się nie odrywając ust od siebie... gdy wtem wojowniczka poczuła dziwne uderzenia w podbrzusze. Na nim spoczęła prawa dłoń Lucana. Pozbawiona górnej odzienia patrzyła jak dziwne pieczęcie przypominające tatuaże wyryte dawno temu rozrastają się od palców mężczyzny i sięgają co raz dalej na jej ciele. Poczęły obejmować biodra, schodzić w dół, do łona. Kolejne zwroty zaklęcia wprawiały Rasshe'eh w stan... wniebowzięcia. Pocałunek trwał dalej.
Ręka Lucana oderwała się. Między nią, a klatką piersiową kobiety, mała fioletowo-jaskrawa kula energii obracała się nieregularnie, miotana przypadkiem. Demonolog przybliżył ją do własnego torsu i jak gdyby nigdy nic cisnął ją w siebie. Pocisk zniknął w czeluściach elfiego ciała.
- Pragnę cię cały czas, Rasshe'eh... - W prawym oku pojawiła się łza, a może to kropla deszczu(?) - Związałem nasze dusze i ciała, tak jak ja byłem kiedyś podobnie związany z innym demonem...
Na samo wspomnienie o Morii trochę posmutniał.
- Przepraszam, ja... nie chcę, byś uciekała. Nie chcę byś znikła. Kiedy będę się budzić w łóżku, w konarze zwalonego drzewa czy w jaskini, mam cię widzieć tuż obok siebie... chcę całować cię nie jak zwykłą postać, która mi towarzyszy, ale jak kobietę-miłość, którą byłaś mi od początku. Nigdy nie pragnąłem, abyś była mi poddaną niewolnicą, lecz teraz... wymuszam na tobie tylko jedno: bądź służącą mego serca.
Spuścił wzrok na czarne pieczęci run, które powoli wchłaniały się wgłąb Rasshe'eh. W swoim życiu nie próbował tego typu magii demonicznej. Studiował wyłącznie - dokładnie i bacznie - wszystkie relacje zachodzące między Czarnoksiężnikiem, a istotą z Chaosu, od wrogości po szczere pożądanie miłości.
Ale czy jest to usprawiedliwieniem wiecznego zaklęcia? Kolejne pocałunki Lucana biegnące od nagiej, białej szyi kobiety po jej jędrne piersi miały być jednoznaczną odpowiedzią.
W nocy wszelkie doznania odkryć muszę... bo tylko nocą zmysły nie mamią ludzi.
- Ita
- Mieszkaniec Sennej Krainy
- Posty: 115
- Rejestracja: 13 lat temu
- Rasa: Nemorianka
- Profesje:
- Kontakt:
W tym wszystkim była przede wszystkim ogromna dzikość. Wielki, nieugaszony żar, dotyk drugiego ciała niemal parzący skórę, pragnienie które można zaspokoić tylko w jeden sposób. I jedynie na chwilę. Demonica oddychała głośno, wydając z siebie pomruki pełne rozkoszy. Jeśli jej usta nie błądziły akurat po jego ciele, od razu szukały jego warg. W głowie pojawił się tak znajomy zamęt, myśli się rozproszyły by mogła czuć, czuć w pełni i do szaleństwa. Wszystkie zmysły były nastawione na Lucana, bo i jego pragnęła chyba najbardziej ze wszystkiego. Gdyby przyszedł teraz jakiś bóg i zaproponował jej zdjęcie obroży w zamian za to, że już nigdy nie spotka się z Morią, miałaby naprawdę bardzo ciężką decyzję do podjęcia. Chociaż spojrzenie jego oczu, jego ciężki oddech i szerokie ramiona, obejmujące je z tak niesamowitym uczuciem, z pewnością bardzo by jej w tym pomogły.
Demonica i demonolog, co za ironia. W Otchłani uznawano to za najbardziej pozbawiające godności. Jednak jej droga już nigdy nie miała zbłądzić w tamte rejony. Jej świat był tutaj, przy Lucanie. Chciała oddychać tym samym powietrzem, chodzić po tej samej ziemi i krztusić się tym samym napitkiem, który on połykał bez żadnego problemu. Czy było tu jeszcze miejsce na jakiekolwiek wątpliwości? Rozwiewali je raczej bez oporów, chętnie i z ufnością.
Westchnęła z przyjemnością, widząc jak tęczówki oblekły mu się purpurą. Nie spodziewała się tego, co nastąpiło moment później, oczekiwała raczej jakiejś sympatycznej, pikantnej manifestacji mocy. Nigdy go chyba nie pragnęła tak bardzo, jak gdy ją wtedy całował, nie zareagowała nawet na jego magiczne ingerencje w jej ciało, przynajmniej tak długo jak było to możliwe. Zamarła, odrywając od niego swoje usta, odchyliła się w tył patrząc na znaki rozbiegające się po jej ciele. W jej oczach odbił się strach, skuliła się w sobie, a jednocześnie wygięła do tyłu, bo wraz z pieczęciami przyszła fala rozkoszy... Wrażenie raczej nie było zbyt przyjemne, nawet jeśli pozornie jej ciało tego pragnęło. Trochę jak gwałt.
Obserwowała, wciąż z przerażeniem, jak między nimi pojawia się kula energii. Nie znała się na magii demonologów, nie miała pojęcia, co się dzieje. Czuła się oszukana, ale jednocześnie nie potrafiła przerwać. Czekała nieruchomo, oddychając ciężko, czekając aż to się skończy i wreszcie uzyska jakieś odpowiedzi. Niespodziewanie, burza straciła dla niej całą swoją magię. Każda kolejna błyskawica wydawała jej się coraz bardziej złowieszcza i nieprzyjazna.
Uspokoiła się dopiero, kiedy znowu zaczął do niej mówić. Stopniowo się rozluźniała, odsuwała od siebie wszystkie te niedobre odczucia. Zganiła samą siebie za tę chwilę zwątpienia, przylgnęła z powrotem do elfa. Podzielała jego uczucia, podzielała je w całości i jeszcze bardziej. Nadal nie wiedziała, co zrobił, jednak nie chciała by wiedział, jak ogromne wrażenie wywarło na niej jego działanie.
- W jakim sensie służącą? - zapytała niepewnie, bo to słowo miało dla niej tylko jedno, bardzo negatywne skojarzenie. - Jak ma to sprawić, że będę mogła odnaleźć cię obok siebie każdego ranka?
Wyciągnęła dłoń i przyłożyła mu ją do piersi, w miejscu serca. Przez chwilę wyczuwała w milczeniu, jak bije, jak pompuje krew w regularnych skurczach. Drżała lekko, walcząc z ostrzejszym atakiem. Runy wchłaniały się, przenikając do rdzenia jej istoty, zmieniały ją od środka. Oddychała ciężko, nieprzyzwyczajona do tak znaczących ingerencji. Potrzebowała chwili na ustabilizowanie swojego stanu, schowała swoją głowę na jego ramieniu.
- Ja... Ja kocham cię i bez tych znaków - powiedziała cicho, starając się jednak by nie brzmiało to jak wyrzut. - Ty jeden nie potrzebujesz mnie pętać, jestem twoja...
Miała szczerą nadzieję, że nie zmieni to nijak jej uczuć do niego. Chciała tylko móc go odnaleźć wieczorami, niczego więcej nie potrzebowali! Chciała jednak uszanować jego decyzję, ufała mu. Z pewnością nie zrobiłby niczego, co miałoby ją później skrzywdzić. Przynajmniej bardzo w to wierzyła.
Demonica i demonolog, co za ironia. W Otchłani uznawano to za najbardziej pozbawiające godności. Jednak jej droga już nigdy nie miała zbłądzić w tamte rejony. Jej świat był tutaj, przy Lucanie. Chciała oddychać tym samym powietrzem, chodzić po tej samej ziemi i krztusić się tym samym napitkiem, który on połykał bez żadnego problemu. Czy było tu jeszcze miejsce na jakiekolwiek wątpliwości? Rozwiewali je raczej bez oporów, chętnie i z ufnością.
Westchnęła z przyjemnością, widząc jak tęczówki oblekły mu się purpurą. Nie spodziewała się tego, co nastąpiło moment później, oczekiwała raczej jakiejś sympatycznej, pikantnej manifestacji mocy. Nigdy go chyba nie pragnęła tak bardzo, jak gdy ją wtedy całował, nie zareagowała nawet na jego magiczne ingerencje w jej ciało, przynajmniej tak długo jak było to możliwe. Zamarła, odrywając od niego swoje usta, odchyliła się w tył patrząc na znaki rozbiegające się po jej ciele. W jej oczach odbił się strach, skuliła się w sobie, a jednocześnie wygięła do tyłu, bo wraz z pieczęciami przyszła fala rozkoszy... Wrażenie raczej nie było zbyt przyjemne, nawet jeśli pozornie jej ciało tego pragnęło. Trochę jak gwałt.
Obserwowała, wciąż z przerażeniem, jak między nimi pojawia się kula energii. Nie znała się na magii demonologów, nie miała pojęcia, co się dzieje. Czuła się oszukana, ale jednocześnie nie potrafiła przerwać. Czekała nieruchomo, oddychając ciężko, czekając aż to się skończy i wreszcie uzyska jakieś odpowiedzi. Niespodziewanie, burza straciła dla niej całą swoją magię. Każda kolejna błyskawica wydawała jej się coraz bardziej złowieszcza i nieprzyjazna.
Uspokoiła się dopiero, kiedy znowu zaczął do niej mówić. Stopniowo się rozluźniała, odsuwała od siebie wszystkie te niedobre odczucia. Zganiła samą siebie za tę chwilę zwątpienia, przylgnęła z powrotem do elfa. Podzielała jego uczucia, podzielała je w całości i jeszcze bardziej. Nadal nie wiedziała, co zrobił, jednak nie chciała by wiedział, jak ogromne wrażenie wywarło na niej jego działanie.
- W jakim sensie służącą? - zapytała niepewnie, bo to słowo miało dla niej tylko jedno, bardzo negatywne skojarzenie. - Jak ma to sprawić, że będę mogła odnaleźć cię obok siebie każdego ranka?
Wyciągnęła dłoń i przyłożyła mu ją do piersi, w miejscu serca. Przez chwilę wyczuwała w milczeniu, jak bije, jak pompuje krew w regularnych skurczach. Drżała lekko, walcząc z ostrzejszym atakiem. Runy wchłaniały się, przenikając do rdzenia jej istoty, zmieniały ją od środka. Oddychała ciężko, nieprzyzwyczajona do tak znaczących ingerencji. Potrzebowała chwili na ustabilizowanie swojego stanu, schowała swoją głowę na jego ramieniu.
- Ja... Ja kocham cię i bez tych znaków - powiedziała cicho, starając się jednak by nie brzmiało to jak wyrzut. - Ty jeden nie potrzebujesz mnie pętać, jestem twoja...
Miała szczerą nadzieję, że nie zmieni to nijak jej uczuć do niego. Chciała tylko móc go odnaleźć wieczorami, niczego więcej nie potrzebowali! Chciała jednak uszanować jego decyzję, ufała mu. Z pewnością nie zrobiłby niczego, co miałoby ją później skrzywdzić. Przynajmniej bardzo w to wierzyła.
-
- Mieszkaniec Sennej Krainy
- Posty: 119
- Rejestracja: 13 lat temu
- Rasa: Mroczny Elf
- Profesje:
- Kontakt:
Wiara jest orężem prawdziwych serc. Ona spełnia ich oczekiwania, utrwala wzorce i prowadzi do wybawienia. Szukając go między zgaszonymi lampami ciemnego Serenaa, a kolejnymi kroplami deszczu, Lucan nie spodziewał się właśnie teraz, a nigdzie indziej, natrafi na miłość, którą miał chyba od zawsze. Często spisywał swoje demoniczne kontakty jako stratę życiową. Otumaniony mocą Morii spędził wiele lat w lodowatej wieży magów jako eksponat i doświadczenie jednocześnie. Był targany zaklęciami, rytuałami... nierzadko wchodził do Pustki jako lalka w rękach doświadczonych Demonologów.
Cały ten czas poświęcił na ćwiczenie własnego ciała i wiary, że będzie lepiej. Wraz ze zniszczeniem budynku i dołączeniem do Zakonu Pochłoniętych Elf zdał sobie sprawę z tego, że to właśnie wiara utrzymywała go przy życiu, jak gdyby karmiła. Thyleanel, Arcymistrz Zakonu, nie tylko nauczył go wykorzystywania własnych sił, ale także mocy, której właśnie użył na półnagiej Nemoriance. Fioletowa kula energii nie tylko oddziaływała na nią, ale także na samego Czarnoksiężnika. To, co czuła teraz Rasshe'eh, powoli zanikało w duszy maga. Tak stworzona na wieczność więź powoli gasiła swoją aktywność, lecz bierna strona, ta mająca związać ich serca i światy, przetrwa wszystko, czy to nawałnicę, ogień czy śmierć.
Dlatego objął Itę, kiedy tylko ta wsunęła głowę pod jego ramię. Obejmując lewą ręką zmarzniętą dziewczynę powoli uniósł prawicę. Spoczęła na spodniach wojowniczki, które wraz z odpieczętowaniem zapięcia opadły w dół, tak samo jak pozostała część uniformu Lucana. Wchłaniając szybką zmianę temperatury, zimny wiatr który uderzał go od prawej strony, nawet nie myślał o porzuceniu Rasshe'eh. Trzymał ją tuż przy sobie, a prawa dłoń wolna od obowiązków szybko poczęła przejeżdżać po całych odsłoniętych plecach kobiety.
- To tylko słowa, nie przejmuj się... Wśród demonologów panuje wiele zasad, ale najważniejsza jest ta, by nigdy nie zrównywać się z przywołanym demonem... a ja to właśnie zrobiłem. Kiedy znalazłem swe miejsce w Zakonie Pochłoniętych, mój nauczyciel opowiedział mi o tym, jak sprawić, by zachować stan wyższości... ale także co zrobić, jeśli trafię właśnie na kogoś, kto jest wyjątkiem od reguły... Praktyka Złączenia jest praktycznie zakazana i potępiana, ale nie obchodzi mnie to. Wyniosłem ciebie-demonicę Nemoriankę na własne wyżyny... Połączyłem nasze życia we wspólne jarzmo tak, byś nie cierpiała z powodu koligacji naszych aur, mocy i zaklęć. Nie chcę patrzeć na twoje cierpienie z mojego powodu... Ufam ci i wierzę - wiara... - że wspólnie docenimy ten skarb, jakim jest nasze uczucie.
Uśmiechnął się kącikami ust, puszczając na moment Rasshe'eh. Dłońmi objął ją przy biodrach i mocno przycisnął do siebie, łono o łono, by kompletnie stać się jednym ciałem, mechanizmem przyrody stanowiącym centrum wszystkich uczuć pożądania i oddania. Lucan tuż zanim poczuł ogarniające go ciepło owocu Ity, ponownie ją pochwycił, tyle że za nogi, w pobliżu kolan. Uniósł je odrobinę do góry, znów trzymając kobietę w powietrzu. Nie obchodziło go to, gdzie jest, o jakiej porze ani jak zareaguje gawiedź za oknami gospody. Miłość nie wybiera - także miejsc.
Cały ten czas poświęcił na ćwiczenie własnego ciała i wiary, że będzie lepiej. Wraz ze zniszczeniem budynku i dołączeniem do Zakonu Pochłoniętych Elf zdał sobie sprawę z tego, że to właśnie wiara utrzymywała go przy życiu, jak gdyby karmiła. Thyleanel, Arcymistrz Zakonu, nie tylko nauczył go wykorzystywania własnych sił, ale także mocy, której właśnie użył na półnagiej Nemoriance. Fioletowa kula energii nie tylko oddziaływała na nią, ale także na samego Czarnoksiężnika. To, co czuła teraz Rasshe'eh, powoli zanikało w duszy maga. Tak stworzona na wieczność więź powoli gasiła swoją aktywność, lecz bierna strona, ta mająca związać ich serca i światy, przetrwa wszystko, czy to nawałnicę, ogień czy śmierć.
Dlatego objął Itę, kiedy tylko ta wsunęła głowę pod jego ramię. Obejmując lewą ręką zmarzniętą dziewczynę powoli uniósł prawicę. Spoczęła na spodniach wojowniczki, które wraz z odpieczętowaniem zapięcia opadły w dół, tak samo jak pozostała część uniformu Lucana. Wchłaniając szybką zmianę temperatury, zimny wiatr który uderzał go od prawej strony, nawet nie myślał o porzuceniu Rasshe'eh. Trzymał ją tuż przy sobie, a prawa dłoń wolna od obowiązków szybko poczęła przejeżdżać po całych odsłoniętych plecach kobiety.
- To tylko słowa, nie przejmuj się... Wśród demonologów panuje wiele zasad, ale najważniejsza jest ta, by nigdy nie zrównywać się z przywołanym demonem... a ja to właśnie zrobiłem. Kiedy znalazłem swe miejsce w Zakonie Pochłoniętych, mój nauczyciel opowiedział mi o tym, jak sprawić, by zachować stan wyższości... ale także co zrobić, jeśli trafię właśnie na kogoś, kto jest wyjątkiem od reguły... Praktyka Złączenia jest praktycznie zakazana i potępiana, ale nie obchodzi mnie to. Wyniosłem ciebie-demonicę Nemoriankę na własne wyżyny... Połączyłem nasze życia we wspólne jarzmo tak, byś nie cierpiała z powodu koligacji naszych aur, mocy i zaklęć. Nie chcę patrzeć na twoje cierpienie z mojego powodu... Ufam ci i wierzę - wiara... - że wspólnie docenimy ten skarb, jakim jest nasze uczucie.
Uśmiechnął się kącikami ust, puszczając na moment Rasshe'eh. Dłońmi objął ją przy biodrach i mocno przycisnął do siebie, łono o łono, by kompletnie stać się jednym ciałem, mechanizmem przyrody stanowiącym centrum wszystkich uczuć pożądania i oddania. Lucan tuż zanim poczuł ogarniające go ciepło owocu Ity, ponownie ją pochwycił, tyle że za nogi, w pobliżu kolan. Uniósł je odrobinę do góry, znów trzymając kobietę w powietrzu. Nie obchodziło go to, gdzie jest, o jakiej porze ani jak zareaguje gawiedź za oknami gospody. Miłość nie wybiera - także miejsc.
W nocy wszelkie doznania odkryć muszę... bo tylko nocą zmysły nie mamią ludzi.
- Ita
- Mieszkaniec Sennej Krainy
- Posty: 115
- Rejestracja: 13 lat temu
- Rasa: Nemorianka
- Profesje:
- Kontakt:
Zdumiewające, że do tego wszystkiego doprowadziło wcześniejsze upodlenie demonicy. Gdyby spotkali się w innych okolicznościach, z pewnością nie zwróciliby na siebie aż takiej uwagi. Rozminęliby się, pozostając na zawsze nieznajomymi, lub w najlepszym wypadku kojarzyliby swoje imiona oraz twarze. Demony nienawidziły demonologów, demonolodzy gardzili demonami. Ileż uprzedzeń musieli pokonać, aby w ogóle spojrzeć na siebie ponad podziałami rasowymi. Ile jeszcze ich kosztowało, aby tak odległą istotę obdarzyć sympatią, a potem szczerym i prawdziwym uczuciem. Paradoksalnie, po tym dziwnym rytuale czuła się z nim związana jeszcze bardziej, choć wcześniej podejrzewała iż jest to niemożliwe.
To chyba najbardziej pomogło jej w dojściu do siebie. Minął jej już szok, powoli przechodziły objawy jego działań energetycznych. Co prawda pewna niewygoda wewnętrzna pozostała, jednak nadal było to nic z porównaniu z samym rytuałem. Wraz z tym, powoli wracał w niej żar, który do tej pory ukrywał się gdzieś pod skórą, oczekując na dogodny moment na powrót. Dłonie elfa wywoływały w niej dreszcze, pragnęła wciąż więcej i więcej. Palce jednej dłoni zatopiła w jego włosach, przyciągając jego głowę do własnych piersi. Z uśmiechem przemilczała fakt, że Nemorianie i tak są lepszą rasą od elfów, ludzi, czy czegokolwiek żyjącego na tym planie. Bawiły ją te rasowe podziały. I była szczęśliwa, niesamowicie szczęśliwa.
- Jakby ktoś z moich usłyszał, że z własnej nieprzymuszonej woli związałam swój los z mieszkańcem tej sfery, jakby się dowiedzieli że pokochałam, z pewnością by mnie wyklęli. Ale ja już i tak nie należę do Otchłani, więc nikt nie ma prawa zarzucić mi zakazanego związku. Tylko mnie nie zostawiaj, i będzie wszystko jak trzeba...
Jęknęła cicho, kiedy się połączyli, wygięła się w łuk. Ochoczo obdarzała go wszelkimi pieszczotami, doskonale wiedząc, co sprawi mu najwięcej przyjemności. Kiedy tak spleceni zachwycali się sobą, burza odgradzała ich od świata zewnętrznego, zagłuszając muzykę ich współbrzmienia.
To chyba najbardziej pomogło jej w dojściu do siebie. Minął jej już szok, powoli przechodziły objawy jego działań energetycznych. Co prawda pewna niewygoda wewnętrzna pozostała, jednak nadal było to nic z porównaniu z samym rytuałem. Wraz z tym, powoli wracał w niej żar, który do tej pory ukrywał się gdzieś pod skórą, oczekując na dogodny moment na powrót. Dłonie elfa wywoływały w niej dreszcze, pragnęła wciąż więcej i więcej. Palce jednej dłoni zatopiła w jego włosach, przyciągając jego głowę do własnych piersi. Z uśmiechem przemilczała fakt, że Nemorianie i tak są lepszą rasą od elfów, ludzi, czy czegokolwiek żyjącego na tym planie. Bawiły ją te rasowe podziały. I była szczęśliwa, niesamowicie szczęśliwa.
- Jakby ktoś z moich usłyszał, że z własnej nieprzymuszonej woli związałam swój los z mieszkańcem tej sfery, jakby się dowiedzieli że pokochałam, z pewnością by mnie wyklęli. Ale ja już i tak nie należę do Otchłani, więc nikt nie ma prawa zarzucić mi zakazanego związku. Tylko mnie nie zostawiaj, i będzie wszystko jak trzeba...
Jęknęła cicho, kiedy się połączyli, wygięła się w łuk. Ochoczo obdarzała go wszelkimi pieszczotami, doskonale wiedząc, co sprawi mu najwięcej przyjemności. Kiedy tak spleceni zachwycali się sobą, burza odgradzała ich od świata zewnętrznego, zagłuszając muzykę ich współbrzmienia.
-
- Mieszkaniec Sennej Krainy
- Posty: 119
- Rejestracja: 13 lat temu
- Rasa: Mroczny Elf
- Profesje:
- Kontakt:
To było jak zderzenie dwóch zupełnie różnych światów. Bliżej nie określona siła przeszywała go na wskroś tuż przy podbrzuszu, ciepłe uda Rasshe'eh uderzały w boki bioder, korzystając ze zjednoczenia. Lucan nie spuszczał wzroku z pięknej twarzyczki wojowniczki. Całował ją namiętnie i bez żadnego opamiętania zaznaczał swymi wargami tam, gdzie tylko uznał to za odpowiednie. Ustami przechodził z boków twarzy, tuż przy uszach, na policzki, smukłą szyję, mokre barki noszące doświadczenie całego życia czy piersi przy których spoczął głową. Poprosiła go o to Ita. Oddychając spokojnie, acz nieregularnie i szybko, Czarnoksiężnik przypomniał sobie pierwszy raz z Nemorianką.
Byli wtedy w półciemnej jaskini, chowali się przed zmęczeniem i bardzo groźną nocą. Na zewnątrz, w lesie, rozbrzmiewały odgłosy dzikiej natury, a skalne usypisko prowadzące do wejścia groty zabezpieczało ich przed nieproszonymi gośćmi. Wtedy chyba nie myśleli logicznie. Minęły dopiero dwa dni od momentu uwolnienia Rasshe'eh, nadal obydwoje byli skołowani i nie do końca pewni, czy robią dobrze, czy też zbyt wiele ryzykują. Lucan zapamiętał to wydarzenie do końca życia. Zanim tylko poszli spać, zanim zamknęli oczy i ułożyli się wspólnie do snu, odprawili najstarszy rytuał, jaki kiedykolwiek Wszechświat mógł widzieć. Spletli ciała jak w jeden sznur, spróbowali osiągnąć to, czego tak bardzo pragną cały czas... zadowolenie, szczęście i radość. Co dziwne, nie mówili do siebie praktycznie nic. Po wszystkim, kiedy tylko Ita nienaturalnie wygięła się w szeroki łuk oznajmiając koniec, a Lucan wlał w nią swe dziedzictwo, pocałowali się i położyli spać.
Ale Elf zasnąć nie potrafił. Leżał na boku, tuż przy Rasshe'eh, i przykrywając ją własnym ciałem chronił przed zmarznięciem. Nadal ją całował, pieścił... może to wtedy poczuł do niej coś, czego nigdy nie doświadczył.
Wspomnienie wypuściło owoce. Mężczyzna uśmiechnął się szerzej, lecz rozkojarzony obcowaniem z Itą po prostu za bardzo dał się ponieść. Dla bezpieczeństwa złapał dłońmi pośladki Nemorianki, które ścisnął, by czasem kobieta mu nie wypadła. Przeżywając z nią niesamowite chwile pełne uniesień nie odstawał od niej ani na krok, również oczy nie odchodziły nigdzie indziej, jak tylko do tych dwóch zielonych studzienek z których można było czerpać wyłącznie rozkosze. Podświadomie Lucan pragnął, by połączenie trwało wieczność, by nie musieli ubierać się i znów walczyć, troszczyć o niezbędne rzeczy. Wchodząc głęboko w prawdziwą kochankę życia zdecydował się na odpowiedź.
- Nie myślmy o tym. Przestałaś być Nemorianką, nie jesteś Demonem. Jesteś Rasshe'eh Ita, moim życiem i sercem.
Byli wtedy w półciemnej jaskini, chowali się przed zmęczeniem i bardzo groźną nocą. Na zewnątrz, w lesie, rozbrzmiewały odgłosy dzikiej natury, a skalne usypisko prowadzące do wejścia groty zabezpieczało ich przed nieproszonymi gośćmi. Wtedy chyba nie myśleli logicznie. Minęły dopiero dwa dni od momentu uwolnienia Rasshe'eh, nadal obydwoje byli skołowani i nie do końca pewni, czy robią dobrze, czy też zbyt wiele ryzykują. Lucan zapamiętał to wydarzenie do końca życia. Zanim tylko poszli spać, zanim zamknęli oczy i ułożyli się wspólnie do snu, odprawili najstarszy rytuał, jaki kiedykolwiek Wszechświat mógł widzieć. Spletli ciała jak w jeden sznur, spróbowali osiągnąć to, czego tak bardzo pragną cały czas... zadowolenie, szczęście i radość. Co dziwne, nie mówili do siebie praktycznie nic. Po wszystkim, kiedy tylko Ita nienaturalnie wygięła się w szeroki łuk oznajmiając koniec, a Lucan wlał w nią swe dziedzictwo, pocałowali się i położyli spać.
Ale Elf zasnąć nie potrafił. Leżał na boku, tuż przy Rasshe'eh, i przykrywając ją własnym ciałem chronił przed zmarznięciem. Nadal ją całował, pieścił... może to wtedy poczuł do niej coś, czego nigdy nie doświadczył.
Wspomnienie wypuściło owoce. Mężczyzna uśmiechnął się szerzej, lecz rozkojarzony obcowaniem z Itą po prostu za bardzo dał się ponieść. Dla bezpieczeństwa złapał dłońmi pośladki Nemorianki, które ścisnął, by czasem kobieta mu nie wypadła. Przeżywając z nią niesamowite chwile pełne uniesień nie odstawał od niej ani na krok, również oczy nie odchodziły nigdzie indziej, jak tylko do tych dwóch zielonych studzienek z których można było czerpać wyłącznie rozkosze. Podświadomie Lucan pragnął, by połączenie trwało wieczność, by nie musieli ubierać się i znów walczyć, troszczyć o niezbędne rzeczy. Wchodząc głęboko w prawdziwą kochankę życia zdecydował się na odpowiedź.
- Nie myślmy o tym. Przestałaś być Nemorianką, nie jesteś Demonem. Jesteś Rasshe'eh Ita, moim życiem i sercem.
W nocy wszelkie doznania odkryć muszę... bo tylko nocą zmysły nie mamią ludzi.
- Ita
- Mieszkaniec Sennej Krainy
- Posty: 115
- Rejestracja: 13 lat temu
- Rasa: Nemorianka
- Profesje:
- Kontakt:
Kiedy dzielili się sobą w najbardziej doskonały sposób, myśli demonicy także zahaczały o ich początki. Zdumiewające, jak odległe jej się w tej chwili to wszystko wydawało. Nie była w stanie też określić, jak często przez ostatnie lata wracała do tamtych chwil. W zasadzie nie bardzo też była w stanie określić, od którego momentu przestało być to dla niej po prostu fizyczne połączenie, dające przyjemność i jakąś iluzję bliskości. W pewnym momencie Lucan naprawdę stał się dla niej kimś bliskim, bardziej i bardziej. Mimo wszystko minął jednak długi okres, zanim była w stanie to przed sobą przyznać. W zasadzie przez cały czas udawała, że nie zależy jej tak bardzo, jak w rzeczywistości miało to miejsce. Nie do pomyślenia wydawało jej się, że ona - dumna Nemorianka - może pokochać istotę z materialnego planu. Obłęd.
A jednak. Siłę tego uczucia zrozumiała w momencie, kiedy zniknął. Z początku poczuła żal przemieszany z ulgą. Potem ta ulga stopniowo zanikała, a poczucie straty rosło z roku na rok. Wiele czasu spędziła na samotnej włóczędze, ale też i sądziła, że da radę zapomnieć o mrocznym elfie przy kimś innym. Nigdy. Nawet w najmilszych ramionach, zawsze czegoś jej brakowało. Nawet podczas najbardziej upajających chwil, nadal jej myśli zdawały się wymykać w stronę byłego towarzysza. Przez długi czas uważała to za istne przekleństwo. Potem jakoś się uspokoiła, jeszcze później zwyczajnie przywykła do tego specyficznego ciężaru w sercu.
A jeszcze później spotkała go znowu. I nareszcie była w tych ramionach, do których tak tęskniła, czuła na sobie jego pokrytą bliznami skórę, gorące usta i namiętne dłonie, wreszcie czuła w sobie jego samego. Nic się nie zmieniło, jej ciało nadal reagowało na niego z największą intensywnością. Zupełnie nie czuła chłodu nocy, rozgrzewana przez jego obecność. Jej dłonie i usta błądziły wciąż po jego ciele, nienasycone, rozgorączkowane. Wszystko sprawiało jej przyjemność, nawet kiedy wpił się palcami w jej pośladki. Wydała z siebie głęboki jęk, który jednak utonął pośród innych dźwięków i westchnień. Jego oczy były tak nierealnie blisko, że aż chciało jej się śmiać. I chyba nigdy nie kochała go tak mocno, jak w tej właśnie chwili, pośród burzy i przy akompaniamencie grzmotów.
- Rasshe'eh to moje prawdziwe imię... - wymruczała cicho, jednak ze spokojem. - Dlatego jeśli mam porzucić przeszłość, jestem Ita. Po prostu, bo nigdy się nie dorobiłam żadnego waszego nazwiska...
Urwała na chwilę, z powodu intensywności doznawanych wrażeń. Coraz trudniej było rozmawiać, coraz mniej miała ochotę na rozmowę. I choć pragnęła wiedzieć o nim wszystko, słyszeć ciągle jego głos i nieustannie doświadczać go wszelkimi zmysłami, jakimi tylko można, w tej chwili co innego wzięło w niej górę. Mózg stracił swój ośrodek decyzyjny, cała jej istota skupiła się w jednym konkretnym punkcie, dużo niżej. I naprawdę nie miałaby nic przeciwko, aby zatracić się w tym uczuciu i by świat przestał istnieć.
A jednak. Siłę tego uczucia zrozumiała w momencie, kiedy zniknął. Z początku poczuła żal przemieszany z ulgą. Potem ta ulga stopniowo zanikała, a poczucie straty rosło z roku na rok. Wiele czasu spędziła na samotnej włóczędze, ale też i sądziła, że da radę zapomnieć o mrocznym elfie przy kimś innym. Nigdy. Nawet w najmilszych ramionach, zawsze czegoś jej brakowało. Nawet podczas najbardziej upajających chwil, nadal jej myśli zdawały się wymykać w stronę byłego towarzysza. Przez długi czas uważała to za istne przekleństwo. Potem jakoś się uspokoiła, jeszcze później zwyczajnie przywykła do tego specyficznego ciężaru w sercu.
A jeszcze później spotkała go znowu. I nareszcie była w tych ramionach, do których tak tęskniła, czuła na sobie jego pokrytą bliznami skórę, gorące usta i namiętne dłonie, wreszcie czuła w sobie jego samego. Nic się nie zmieniło, jej ciało nadal reagowało na niego z największą intensywnością. Zupełnie nie czuła chłodu nocy, rozgrzewana przez jego obecność. Jej dłonie i usta błądziły wciąż po jego ciele, nienasycone, rozgorączkowane. Wszystko sprawiało jej przyjemność, nawet kiedy wpił się palcami w jej pośladki. Wydała z siebie głęboki jęk, który jednak utonął pośród innych dźwięków i westchnień. Jego oczy były tak nierealnie blisko, że aż chciało jej się śmiać. I chyba nigdy nie kochała go tak mocno, jak w tej właśnie chwili, pośród burzy i przy akompaniamencie grzmotów.
- Rasshe'eh to moje prawdziwe imię... - wymruczała cicho, jednak ze spokojem. - Dlatego jeśli mam porzucić przeszłość, jestem Ita. Po prostu, bo nigdy się nie dorobiłam żadnego waszego nazwiska...
Urwała na chwilę, z powodu intensywności doznawanych wrażeń. Coraz trudniej było rozmawiać, coraz mniej miała ochotę na rozmowę. I choć pragnęła wiedzieć o nim wszystko, słyszeć ciągle jego głos i nieustannie doświadczać go wszelkimi zmysłami, jakimi tylko można, w tej chwili co innego wzięło w niej górę. Mózg stracił swój ośrodek decyzyjny, cała jej istota skupiła się w jednym konkretnym punkcie, dużo niżej. I naprawdę nie miałaby nic przeciwko, aby zatracić się w tym uczuciu i by świat przestał istnieć.
-
- Mieszkaniec Sennej Krainy
- Posty: 119
- Rejestracja: 13 lat temu
- Rasa: Mroczny Elf
- Profesje:
- Kontakt:
Lucan czuł na sobie ciężar całego wydarzenia. Narastające napięcie miłości wzburzało w nim fale uczuć. Kolana drżały od podniecenia, lecz nie pokazywał tego po sobie spojrzeniem. Wpijając się dumnie męskością w kwiat kobiecości Nemorianki słuchał jej jęków rozkoszy, westchnień i słów padających z soczystych jak owoce ust. Nie był w stanie wyobrazić sobie tego, ile razy kobieta trafiła do łoża obcego mężczyzny. Aparycją przypomina boginkę miłości i wojny, jej ciało przyciąga uwagę każdej płci i każdej rasy. Lucan nie zdziwiłby się nawet, gdyby usłyszał rozpustną sumę odbytych miłości... lecz czy to miłością zwać można? Elf nie zamierzał nad tym tematem się rozwodzić. Właśnie wyznał uczucie jedynej kobiecie, jaką szczerze miłuje. Wszystkie poprzednie partnerki były tylko do dwóch rzeczy: wojenki i łóżka, nigdy nie poznał ich ze szczegółami, nie tylko pikantnymi. Prawdę mówiąc, nawet tego nie pragnął. Wtedy liczył się tylko seks, osiągnięcie szczytu i powrót na wojnę z Alaranią. Zmienianie łóżek przychodziło równie łatwo co zmienianie partnerek.
Teraz zmienia się wszystko. Ita odmieniła jego życie. Nie jest już samotny ani pozbawiony przyjaciela, który odważyłby się z nim podróżować. Kochanka była z nim zawsze. Nigdy nie pytała o ryzyko, o prawdopodobieństwo porażki czy łatwą śmierć. Po prostu... chodziła ramię przy ramieniu nie stawiając pytań.
Ale znaki zapytania postanowiły się mnożyć w zastraszającym tempie. Urastały w głowie Czarnoksiężnika do roli obowiązków, tajemnic wartych odkrycia. Lucan mocniej przycisnął do siebie Itę, jednocześnie schodząc w dół nogami. Oparł się kolanami o uniform leżący na chodniku, tym bardziej poczuł na sobie ciepło łona kobiety. Pieszcząc ją ustami, biegnąc nimi po piersiach, brzuchu czy obojczykach, w międzyczasie dłońmi zaznaczał kolejne miejsca, które poddawały się pod namiętny dotyk. Elf nie spodziewał się, że do zbliżenia z Ukochaną dojdzie właśnie na jednej z najbardziej ruchliwych, teraz opustoszałych ulic Serenaa. Goszcząc się w kaskadach kropel deszczu zaczął wykonywać bardziej zamaszyste ruchy, stał się odważniejszy w miłości uprawianej z kimś naprawdę wyjątkowym.
- A więc będziesz miała moje - oświadczył szeptem o mało co nie ginąc głosem w nawale szumów. - Ita Moria...
I na tym się skończyło. Trwając w miłosnym uścisku para nawet nie zdawała sobie sprawy z widowni, która właśnie płaszczyła nosy przy oknach Oberży. Właściciel śmiał się gromko, żona utyskiwała, że też by tak chciała... Chyba wszyscy byli zadowoleni.
Teraz zmienia się wszystko. Ita odmieniła jego życie. Nie jest już samotny ani pozbawiony przyjaciela, który odważyłby się z nim podróżować. Kochanka była z nim zawsze. Nigdy nie pytała o ryzyko, o prawdopodobieństwo porażki czy łatwą śmierć. Po prostu... chodziła ramię przy ramieniu nie stawiając pytań.
Ale znaki zapytania postanowiły się mnożyć w zastraszającym tempie. Urastały w głowie Czarnoksiężnika do roli obowiązków, tajemnic wartych odkrycia. Lucan mocniej przycisnął do siebie Itę, jednocześnie schodząc w dół nogami. Oparł się kolanami o uniform leżący na chodniku, tym bardziej poczuł na sobie ciepło łona kobiety. Pieszcząc ją ustami, biegnąc nimi po piersiach, brzuchu czy obojczykach, w międzyczasie dłońmi zaznaczał kolejne miejsca, które poddawały się pod namiętny dotyk. Elf nie spodziewał się, że do zbliżenia z Ukochaną dojdzie właśnie na jednej z najbardziej ruchliwych, teraz opustoszałych ulic Serenaa. Goszcząc się w kaskadach kropel deszczu zaczął wykonywać bardziej zamaszyste ruchy, stał się odważniejszy w miłości uprawianej z kimś naprawdę wyjątkowym.
- A więc będziesz miała moje - oświadczył szeptem o mało co nie ginąc głosem w nawale szumów. - Ita Moria...
I na tym się skończyło. Trwając w miłosnym uścisku para nawet nie zdawała sobie sprawy z widowni, która właśnie płaszczyła nosy przy oknach Oberży. Właściciel śmiał się gromko, żona utyskiwała, że też by tak chciała... Chyba wszyscy byli zadowoleni.
W nocy wszelkie doznania odkryć muszę... bo tylko nocą zmysły nie mamią ludzi.
- Ita
- Mieszkaniec Sennej Krainy
- Posty: 115
- Rejestracja: 13 lat temu
- Rasa: Nemorianka
- Profesje:
- Kontakt:
Ita nigdy nie nazywała niczego miłością. W przypadku Lucana z pewnej ostrożności i niepewności, poza nim natomiast zwyczajnie nie widziała powodu. Była demonem, nie przygotowywano jej do tego. Nigdy też nie zrozumiała, jak mieszkańcy materialnych planów są w stanie łączyć się w parę na całe życie i oczekiwać od siebie wyłączności. Zdumiewało ją to, bawiło, kompletnie nie mieściło jej się w głowie. Teraz jednak, dysząc ciężko i pojękując w ramionach czarownika, zdawała się być o parę kroków bliżej do zrozumienia tej zasady. Chciała, aby patrzył tylko na nią. Prawdopodobnie byłaby gotowa zabić każdą, która zgrzeszyłaby zagarnięciem dla siebie choćby skrawka jego uczucia. I choć wiedziała że szybko jej to przejdzie, zaskoczył ją ten nowy stan. Sama w końcu nie widziała nic złego w przypadkowych kontaktach, z których przecież nie dało się wyciągnąć żadnych nieprzyjemnych konsekwencji (oczywiście dobierając sobie odpowiednio partnerów), a przyjemność czerpały obie strony. Teraz jednak, kiedy miała przy sobie swojego wytęsknionego kochanka, nie widziała powodu by wracać do tamtego etapu. Nawet by o tym myśleć.
Tym chętniej więc oddała się intensywnym pieszczotom, wciąż mocniej i mocniej chłonąc sobą Lucana. Był z nią, w niej i dla niej, niczego więcej nie mogłaby w tej chwili sobie zamarzyć. Jej ciało wstrząsały dreszcze intensywnej rozkoszy, palce coraz bardziej wpijały się w jego skórę, plącząc się po niej coraz mniej swobodnie. Paradoksalnie, opadając z nim w dół, jednocześnie bardziej zbliżała się do szczytu. Jego działania także przybierały na sile, co wznosiło doznania na jeszcze wyższy poziom. Wreszcie jęknęła głośno, nie przejmując się zupełnie miejscem ani ludźmi. To był ich moment. Nawet burza zdawała się powoli kończyć, jakby pragnąc pozostawić ich samych ze sobą.
Chciała jeszcze powiedzieć, że Ita Moria brzmi naprawdę ładnie, ale chwilowo zupełnie nie była do tego zdolna. Jej ciało zdawało się zawładnięte przez bardziej pierwotne siły i wszystko do czego chciało się ograniczyć, osiągało właśnie swój finał wśród głośnych westchnień i rozgorączkowanych pocałunków.
Tym chętniej więc oddała się intensywnym pieszczotom, wciąż mocniej i mocniej chłonąc sobą Lucana. Był z nią, w niej i dla niej, niczego więcej nie mogłaby w tej chwili sobie zamarzyć. Jej ciało wstrząsały dreszcze intensywnej rozkoszy, palce coraz bardziej wpijały się w jego skórę, plącząc się po niej coraz mniej swobodnie. Paradoksalnie, opadając z nim w dół, jednocześnie bardziej zbliżała się do szczytu. Jego działania także przybierały na sile, co wznosiło doznania na jeszcze wyższy poziom. Wreszcie jęknęła głośno, nie przejmując się zupełnie miejscem ani ludźmi. To był ich moment. Nawet burza zdawała się powoli kończyć, jakby pragnąc pozostawić ich samych ze sobą.
Chciała jeszcze powiedzieć, że Ita Moria brzmi naprawdę ładnie, ale chwilowo zupełnie nie była do tego zdolna. Jej ciało zdawało się zawładnięte przez bardziej pierwotne siły i wszystko do czego chciało się ograniczyć, osiągało właśnie swój finał wśród głośnych westchnień i rozgorączkowanych pocałunków.
-
- Mieszkaniec Sennej Krainy
- Posty: 119
- Rejestracja: 13 lat temu
- Rasa: Mroczny Elf
- Profesje:
- Kontakt:
Wszystko się zwiększało. Magicznym zdarzeniem, zderzeniem dwóch światów, Lucan zaczynał pojmować wszystko, czego do tej pory zrozumieć nie potrafił. Na miłość zawsze patrzył z góry. Oceniał ją jako coś krzywdzącego i mało potrzebnego, coś bez czego można żyć lepiej, atrakcyjniej... bogato. Nikt nie wpoił mu zasad kochania. Jedyne co potrafił do tej pory, to wejść w kobietę i sprawić, by poczuła się spełniona fizycznie. Nie miał przecież rodziców ani dobrego wychowawcy. Theleanel III odnalazł go dopiero, kiedy dawno był po 60-tce. Przez tamte poprzednie lata robił tyle, co nic. Wystarczyła mu uczuciowa stagnacja, obecnie pobudzona przez Itę.
Tak... od teraz będzie nazywać ją Itą. Nadał jej swoje nazwisko stworzone niekoniecznie drogą dokumentacji. Przecież Ona doskonale wie, dlaczego ma takie, a nie inne. Wspomnienia po demonie z Pustki w jego ciele są zbyt duże, by można było ot tak pogodzić się ze zniknięciem istoty. Moria mimo wszystko nadal gdzieś pewnie jest i tylko czeka, aby się ponownie odrodzić, pojawić. Lucan to czuje.
A może to obecność Nemorianki tak na niego działała? Ita pokazywała po sobie wszystkie rzeczy, których Elf oczekiwał od kogoś z kim chciałby - teoretycznie - spędzić resztę nieszczęsnego życia. Sprawdzał ją w praktyce, tuż przy sobie, ocierając się torsem o jej klatkę piersiową, serce o serce i łono o łono. Zbliżając się do końca szczęśliwej podróży razem odczuwali niefortunnie tworzący się szczyt. Ciała bardziej reagowały na dotyk i pocałunki, dłonie błądziły tam, gdzie wcześniej nawet nie zamierzały schodzić. Gorączkowa walka o przedłużenie miłości mijała się z naturą amantów. Gorące, namiętne pocałunki raz po raz oddychały głośno westchnieniami, i nagle, niezapowiedzianie, i Lucan i Ita poruszyli się wyginając w łuk. Czarnoksiężnik poluzował uścisk pośladków wybijając do góry kobietę, lecz tym samym przycisnął ją do swego podbrzusza. Wydał cichy jęk zadowolenia, Uśmiechnął się lekko, bo uczucie jakie towarzyszyło szczytowaniu jedynie utwierdziło go w przekonaniu, że trafił na tą wyjątkową, jedyną kobietę z którą powinien być na wieki.
Spełnienie towarzyszyło im także fizycznie. Lucan spojrzał wpierw na niebo, ciągle czarne i hałaśliwe od błyskawic, potem na łona trwające przy sobie i splamione jego nasieniem. Dopiero potem skoncentrował wzrok na twarzy wojowniczki. Burza włosów na jej głowie przypominała szał bitewny, lecz rumieńce i uśmiech wcale nie mówiły o krwawych walkach, nieustannych potyczkach i zabijaniu. Lucan, nie odrywając się z chodniczka, przybliżył usta do warg Ity i z całą werwą miłości pocałował ją słodko.
- Jesteś moja... i nie mogę w to uwierzyć - wyznał, nozdrzami i językiem kosztując się w rozkosznych piersiach kobiety. Zaznaczał je potajemnymi całusami i muśnięciami warg.
Tak... od teraz będzie nazywać ją Itą. Nadał jej swoje nazwisko stworzone niekoniecznie drogą dokumentacji. Przecież Ona doskonale wie, dlaczego ma takie, a nie inne. Wspomnienia po demonie z Pustki w jego ciele są zbyt duże, by można było ot tak pogodzić się ze zniknięciem istoty. Moria mimo wszystko nadal gdzieś pewnie jest i tylko czeka, aby się ponownie odrodzić, pojawić. Lucan to czuje.
A może to obecność Nemorianki tak na niego działała? Ita pokazywała po sobie wszystkie rzeczy, których Elf oczekiwał od kogoś z kim chciałby - teoretycznie - spędzić resztę nieszczęsnego życia. Sprawdzał ją w praktyce, tuż przy sobie, ocierając się torsem o jej klatkę piersiową, serce o serce i łono o łono. Zbliżając się do końca szczęśliwej podróży razem odczuwali niefortunnie tworzący się szczyt. Ciała bardziej reagowały na dotyk i pocałunki, dłonie błądziły tam, gdzie wcześniej nawet nie zamierzały schodzić. Gorączkowa walka o przedłużenie miłości mijała się z naturą amantów. Gorące, namiętne pocałunki raz po raz oddychały głośno westchnieniami, i nagle, niezapowiedzianie, i Lucan i Ita poruszyli się wyginając w łuk. Czarnoksiężnik poluzował uścisk pośladków wybijając do góry kobietę, lecz tym samym przycisnął ją do swego podbrzusza. Wydał cichy jęk zadowolenia, Uśmiechnął się lekko, bo uczucie jakie towarzyszyło szczytowaniu jedynie utwierdziło go w przekonaniu, że trafił na tą wyjątkową, jedyną kobietę z którą powinien być na wieki.
Spełnienie towarzyszyło im także fizycznie. Lucan spojrzał wpierw na niebo, ciągle czarne i hałaśliwe od błyskawic, potem na łona trwające przy sobie i splamione jego nasieniem. Dopiero potem skoncentrował wzrok na twarzy wojowniczki. Burza włosów na jej głowie przypominała szał bitewny, lecz rumieńce i uśmiech wcale nie mówiły o krwawych walkach, nieustannych potyczkach i zabijaniu. Lucan, nie odrywając się z chodniczka, przybliżył usta do warg Ity i z całą werwą miłości pocałował ją słodko.
- Jesteś moja... i nie mogę w to uwierzyć - wyznał, nozdrzami i językiem kosztując się w rozkosznych piersiach kobiety. Zaznaczał je potajemnymi całusami i muśnięciami warg.
W nocy wszelkie doznania odkryć muszę... bo tylko nocą zmysły nie mamią ludzi.
- Ita
- Mieszkaniec Sennej Krainy
- Posty: 115
- Rejestracja: 13 lat temu
- Rasa: Nemorianka
- Profesje:
- Kontakt:
Po wszystkim, wcale nie miała zamiaru odwrócić się na pięcie i odejść, albo zasnąć wymieniwszy dwa słowa, jak to zazwyczaj miało miejsce. Spijała z jego ust słodkie pocałunki, ani myśląc się wyplątać z ramion kochanka. Tylko raz jej myśli podążyły w tę stronę, ale jedynie by udać się do pokoju, złapać oddech i się wysuszyć. Oczywiście razem. Zaśmiała się niespodziewanie i otoczyła ramionami jego szyję.
- Obawiam się Lucanie, że przez najbliższy czas mogę się zachowywać jak bardzo pospolita przylepa - podzieliła się z nim swoim spostrzeżeniem, zgarniając mu na bok przyklejone do czoła, mokre włosy. - Jeśli uznasz, że przesadzam... to chyba będziesz musiał to jakoś przeżyć, bo sam wiesz, jak potrafię być uparta.
Na poparcie swoich słów, pocałowała go szybko w sam czubek nosa i śmiejąc się ciągle, podciągnęła spodnie. Nie żeby się specjalnie krępowała, ale nie było jej za wygodnie z kawałkiem łacha na jednej z łydek. Rozejrzała się ukradkiem za bluzką, ale w mroku nocy ciemny materiał wydawał się nie do odnalezienia. Wzruszyła ramionami, uśmiechając się niebezpiecznie. Najwyżej parę osób w karczmie dostanie krwotoku z nozdrzy, może nawet będzie zabawnie.
- No, przede wszystkim to jestem własna, ale nie patrząc na to, można uznać że jesteś do mnie drugi w kolejce - dodała, mrugając lekko, bo choć wcześniej w uniesieniu wypowiedziała takie słowa, raczej nie lubiła czuć się czyjąś własnością. - No, jest jeszcze jeden brzydal, który sądzi podobnie, ale może on już nawet nie żyje...
Mówiąc to, wskazała na obrożę otaczającą jej szyję. Przez te wszystkie lata nic się nie zmieniło, nadal miała się zupełnie świetnie. Demonica westchnęła ledwie dostrzegalnie, po czym zaczęła wodzić dłonią po ciele elfa, na spokojnie szukając teraz nowych, nie znanych wcześniej blizn. Zawsze miał ich sporo, lubił igrać z niebezpieczeństwem, co ona w zasadzie rozumiała.
- Znowu pozbierałeś trochę szczerb - mruknęła, niby z niezadowoleniem. - Taki duży a taki łajzowaty, wstydziłbyś się. Ja walczę bez magii, a moja skóra nie ma ani jednej blizny!
Oczywiście sobie żartowała, w końcu oboje wiedzieli o jej zdolnościach regeneracyjnych. Nie mogła sobie jednak darować, bycie totalnie miłą i kochaną nie było nigdy w jej stylu, potrzebowała przeciwwagi. Nigdy też nie lubiła przyznawać się otwarcie, że się o kogoś martwi, ubierała to więc w rozmaite zgryźliwości i uwagi.
- Obawiam się Lucanie, że przez najbliższy czas mogę się zachowywać jak bardzo pospolita przylepa - podzieliła się z nim swoim spostrzeżeniem, zgarniając mu na bok przyklejone do czoła, mokre włosy. - Jeśli uznasz, że przesadzam... to chyba będziesz musiał to jakoś przeżyć, bo sam wiesz, jak potrafię być uparta.
Na poparcie swoich słów, pocałowała go szybko w sam czubek nosa i śmiejąc się ciągle, podciągnęła spodnie. Nie żeby się specjalnie krępowała, ale nie było jej za wygodnie z kawałkiem łacha na jednej z łydek. Rozejrzała się ukradkiem za bluzką, ale w mroku nocy ciemny materiał wydawał się nie do odnalezienia. Wzruszyła ramionami, uśmiechając się niebezpiecznie. Najwyżej parę osób w karczmie dostanie krwotoku z nozdrzy, może nawet będzie zabawnie.
- No, przede wszystkim to jestem własna, ale nie patrząc na to, można uznać że jesteś do mnie drugi w kolejce - dodała, mrugając lekko, bo choć wcześniej w uniesieniu wypowiedziała takie słowa, raczej nie lubiła czuć się czyjąś własnością. - No, jest jeszcze jeden brzydal, który sądzi podobnie, ale może on już nawet nie żyje...
Mówiąc to, wskazała na obrożę otaczającą jej szyję. Przez te wszystkie lata nic się nie zmieniło, nadal miała się zupełnie świetnie. Demonica westchnęła ledwie dostrzegalnie, po czym zaczęła wodzić dłonią po ciele elfa, na spokojnie szukając teraz nowych, nie znanych wcześniej blizn. Zawsze miał ich sporo, lubił igrać z niebezpieczeństwem, co ona w zasadzie rozumiała.
- Znowu pozbierałeś trochę szczerb - mruknęła, niby z niezadowoleniem. - Taki duży a taki łajzowaty, wstydziłbyś się. Ja walczę bez magii, a moja skóra nie ma ani jednej blizny!
Oczywiście sobie żartowała, w końcu oboje wiedzieli o jej zdolnościach regeneracyjnych. Nie mogła sobie jednak darować, bycie totalnie miłą i kochaną nie było nigdy w jej stylu, potrzebowała przeciwwagi. Nigdy też nie lubiła przyznawać się otwarcie, że się o kogoś martwi, ubierała to więc w rozmaite zgryźliwości i uwagi.
-
- Mieszkaniec Sennej Krainy
- Posty: 119
- Rejestracja: 13 lat temu
- Rasa: Mroczny Elf
- Profesje:
- Kontakt:
Uśmiechnął się zawadiacko, czując na sobie dłonie kobiety. Podążały wzdłuż ciała, w te i wewte. Idąc od karku aż po samo podbrzusze cały czas zaznaczały ścieżki dawno wytyczone przez życie. Drobne delikatne paluszki natrafiały na pozostałości po walkach, doświadczeniach w wieży magów i własnych zobowiązań względem demonicznego świata. Lucan, biorąc do siebie wszystko to co mówiła do niego Ita, wyłącznie pochylił głowę w tył pomagając jej z ogarnięciem tafli białych włosów. Podziękował wojowniczce skinieniem oraz sympatycznym półuśmiechem. Zadowolony z miłosnego objęcia w deszczu również zaczął się ubierać. Wstał spokojnie z ziemi, schylił się po uniform zgnieciony od kolan i ciężaru trzymanej w ramionach Nemorianki. Jedyną rzeczą która przetrwała napór brudu i błota okazała się być para solidnie wykonanych butów podróżniczych. Elf miał je na sobie przez cały czas, zresztą Ita podobnie. Chyba pierwszy raz nie zdjęli całej garderoby z siebie, co raczej jest zrozumiałe. Ochłodzenie stóp przystopowałoby ich ciągły bieg o długie dni. A tak mogą cieszyć się zdrowiem, chowaną golizną i gapiami, którzy udawali, że tak naprawdę nic się nie stało. Ze znaczącymi chrząknięciami i westchnieniami niesmaku - bo przecież się skończyło - wracali na swoje wygrzane siedzeniami miejsca. Wyłącznie właściciel oberży wraz z żoną trwali wiernie przy odrzwiach oczekując powrotu szczęśliwej (nowej) pary w Serenaa.
Demonolog zapinał ostatnie klamry uniformu. Znów wyglądał w miarę przyzwoicie, mógł wtopić się w tłum i pozostać niezauważonym. W końcu.
- Wiesz, że to nie tak, Kochanie.
Na same wspomnienia o doznanych ranach i bliznach Lucan troszkę się w sobie zamknął. Owszem, zrozumiał dowcip kobiety oraz jej niesforność w przechwalaniu się, lecz to nie to samo, jeśli na zawsze - na swoim ciele - ma się ślady koszmarnej przeszłości.
- Życie Maga Demonów to pasmo wyrzeczeń i poświęceń. Nie ma tak lekko... magia czy miecz, bez różnicy. Jest się skazanym na takie właśnie pamiątki i doświadczenia.
Westchnął cicho chwytając w lewą dłoń wierny kostur-kosę.
- Chodź, wracajmy do "Podwiązki". Coś czuję, że będę spał jak zabity.
Demonolog zapinał ostatnie klamry uniformu. Znów wyglądał w miarę przyzwoicie, mógł wtopić się w tłum i pozostać niezauważonym. W końcu.
- Wiesz, że to nie tak, Kochanie.
Na same wspomnienia o doznanych ranach i bliznach Lucan troszkę się w sobie zamknął. Owszem, zrozumiał dowcip kobiety oraz jej niesforność w przechwalaniu się, lecz to nie to samo, jeśli na zawsze - na swoim ciele - ma się ślady koszmarnej przeszłości.
- Życie Maga Demonów to pasmo wyrzeczeń i poświęceń. Nie ma tak lekko... magia czy miecz, bez różnicy. Jest się skazanym na takie właśnie pamiątki i doświadczenia.
Westchnął cicho chwytając w lewą dłoń wierny kostur-kosę.
- Chodź, wracajmy do "Podwiązki". Coś czuję, że będę spał jak zabity.
W nocy wszelkie doznania odkryć muszę... bo tylko nocą zmysły nie mamią ludzi.
- Ita
- Mieszkaniec Sennej Krainy
- Posty: 115
- Rejestracja: 13 lat temu
- Rasa: Nemorianka
- Profesje:
- Kontakt:
Widząc stan jego odzieży, poczuła nawet coś na kształt wyrzutu sumienia, bardzo szybko jednak jej przeszło. Raczej nie była stworzona dla tego typu emocji. Poklepała go tylko po pleckach, przy okazji zsuwając z nich bryłę błota i dostrzegając z satysfakcją, że tam właśnie przykleił się jej zaginiony gorset, obecnie niewiele różniący się od byle szmaty, zwiniętej i upacianej mokrą ziemią. A jeszcze kilka dni temu zdejmowano go dla niej z wystawy u jednego krawca... Mówi się jednak trudno, a za przyjemności oczywiście ponosi się pewne koszta. Sama sobie wymyśliła tę burzę i zawieje.
Pozostawało mieć nadzieję, że Lucan tą samą ścieżką nie dotrze do jej osoby. W końcu to nie tak, że nic z tego nie miał... Kątem oka widziała karczmarza i jego żonę, obserwujących ich przez brudne okno gospody. Uśmiechnęła się krzywo.
- Oj wiem, wiem... - mruknęła, po czym schyliła się i ciepłym językiem przejechała wzdłuż największej z jego blizn, jaka jeszcze pozostała nie zasłonięta uniformem. - Sama niejednego przyprawiłam o dużo gorsze pamiątki. Wiem, że macie ciężko.
Temat wydawał jej się bardzo zabawny, czuła jednak że lepiej go za bardzo nie drążyć. Lucan wydawał się podchodzić do tego zbyt poważnie, by tak łatwo przyjmować ironię. Zerknęła na kosę, którą ciągle miał przy sobie. Kiedyś była przekonana, że przyjdzie jej posmakować tego ostrza i choć już dawno przestała sie go obawiać, jakiś niepokój pozostał.
- Kto by pomyślał, że tak licha oberża stanie się świadkiem takich wydarzeń - mruknęła z lekkim uśmiechem.
I nie wiadomo, czy chodziło jej o ich zbliżenie fizyczne, czy też niespodziewane spotkanie i późniejsze wyzwanie. W sumie to zapomniane przez świat miejsce połączyło ich na powrót, w dodatku o wiele trwalszymi nićmi niż dawniej. Przeszła przez próg lekkim krokiem, wychodząc wreszcie spod zasłony deszczu. Za rękę ciągnęła lekko Lucana, w drugiej trzymała to, co kiedyś było gorsetem. Nie założyła nic na górę, piersi zasłaniając przyklejonymi doń falami mokrych włosów. Cała sala wydała z siebie bezgłośne westchnienie.
- Który pokój? - zapytała gospodarza, który wciąż wpatrywał się w nich z zafascynowaniem.
- Schodami w górę i do końca korytarza, po lewej... znaczy, prawej! - odpowiedział nieporadnie, prawdopodobnie w strachu przed Lucanem starał się zerkać bardziej na elfa niż tam, gdzie w rzeczywistości ciągnęło jego oczy.
Demonica uśmiechnęła się do swojego lubego.
- Ja idę na górę się przebrać. Zjedz coś, potrzebujesz zregenerować energię...
Uśmiechnęła się do niego i wolno, kołysząc lekko biodrami, ruszyła do schodów i potem nimi w górę. Miała zwyczaj wciskania w ludzi jedzenie, bo bała się, że zasłabną z głodu. Nie rozumiała tego mechanizmu, ale podobno przecież oni od tego nawet umierali... wolała dmuchać na zimne. Teraz zaś znalazła się w niezbyt dużej, zdecydowanie zimnej izbie, gdzie jedynym źródłem światła była gruba świeca na nierównym stoliku. Wielkie łóżko zdecydowanie pamiętało czasy świetności tego przybytku. Poza tym kufer na odzież i pojedyncze krzesło, niespecjalne luksusy. Lepsze to jednak, niż nic. Schyliła się i zaczęła grzebać w torbie, szukając ubrania. Choć bardzo nie chciała, uśmiechała się szeroko jak ostatni głupek. Z jednej sakiewki wyciągnęła kosmyk białych włosów, związanych kawałkiem lnianego sznurka. Już nie była jej potrzebna ta pamiątka.
- Nigdy więcej... - mruknęła do siebie, gotowa rzucić o to wyzwanie choćby i całemu światu.
Pozostawało mieć nadzieję, że Lucan tą samą ścieżką nie dotrze do jej osoby. W końcu to nie tak, że nic z tego nie miał... Kątem oka widziała karczmarza i jego żonę, obserwujących ich przez brudne okno gospody. Uśmiechnęła się krzywo.
- Oj wiem, wiem... - mruknęła, po czym schyliła się i ciepłym językiem przejechała wzdłuż największej z jego blizn, jaka jeszcze pozostała nie zasłonięta uniformem. - Sama niejednego przyprawiłam o dużo gorsze pamiątki. Wiem, że macie ciężko.
Temat wydawał jej się bardzo zabawny, czuła jednak że lepiej go za bardzo nie drążyć. Lucan wydawał się podchodzić do tego zbyt poważnie, by tak łatwo przyjmować ironię. Zerknęła na kosę, którą ciągle miał przy sobie. Kiedyś była przekonana, że przyjdzie jej posmakować tego ostrza i choć już dawno przestała sie go obawiać, jakiś niepokój pozostał.
- Kto by pomyślał, że tak licha oberża stanie się świadkiem takich wydarzeń - mruknęła z lekkim uśmiechem.
I nie wiadomo, czy chodziło jej o ich zbliżenie fizyczne, czy też niespodziewane spotkanie i późniejsze wyzwanie. W sumie to zapomniane przez świat miejsce połączyło ich na powrót, w dodatku o wiele trwalszymi nićmi niż dawniej. Przeszła przez próg lekkim krokiem, wychodząc wreszcie spod zasłony deszczu. Za rękę ciągnęła lekko Lucana, w drugiej trzymała to, co kiedyś było gorsetem. Nie założyła nic na górę, piersi zasłaniając przyklejonymi doń falami mokrych włosów. Cała sala wydała z siebie bezgłośne westchnienie.
- Który pokój? - zapytała gospodarza, który wciąż wpatrywał się w nich z zafascynowaniem.
- Schodami w górę i do końca korytarza, po lewej... znaczy, prawej! - odpowiedział nieporadnie, prawdopodobnie w strachu przed Lucanem starał się zerkać bardziej na elfa niż tam, gdzie w rzeczywistości ciągnęło jego oczy.
Demonica uśmiechnęła się do swojego lubego.
- Ja idę na górę się przebrać. Zjedz coś, potrzebujesz zregenerować energię...
Uśmiechnęła się do niego i wolno, kołysząc lekko biodrami, ruszyła do schodów i potem nimi w górę. Miała zwyczaj wciskania w ludzi jedzenie, bo bała się, że zasłabną z głodu. Nie rozumiała tego mechanizmu, ale podobno przecież oni od tego nawet umierali... wolała dmuchać na zimne. Teraz zaś znalazła się w niezbyt dużej, zdecydowanie zimnej izbie, gdzie jedynym źródłem światła była gruba świeca na nierównym stoliku. Wielkie łóżko zdecydowanie pamiętało czasy świetności tego przybytku. Poza tym kufer na odzież i pojedyncze krzesło, niespecjalne luksusy. Lepsze to jednak, niż nic. Schyliła się i zaczęła grzebać w torbie, szukając ubrania. Choć bardzo nie chciała, uśmiechała się szeroko jak ostatni głupek. Z jednej sakiewki wyciągnęła kosmyk białych włosów, związanych kawałkiem lnianego sznurka. Już nie była jej potrzebna ta pamiątka.
- Nigdy więcej... - mruknęła do siebie, gotowa rzucić o to wyzwanie choćby i całemu światu.
-
- Mieszkaniec Sennej Krainy
- Posty: 119
- Rejestracja: 13 lat temu
- Rasa: Mroczny Elf
- Profesje:
- Kontakt:
Elf przymknął na chwilę oczy. Pocałunek trafiony w lewą pierś zadziałał na niego jak kubeł ciepłej wody wylany po okropnej, zabójczej śnieżycy. Kiedy tylko Ita odsunęła się od torsu, Lucan ponownie domknął cały uniform poprawiając niesforne kosmyki włosów zmoknięte od nawału deszczu oraz małe kołnierzyki wpadające do środka stroju, a nie na zewnątrz. Czarnoksiężnik faktycznie za bardzo okazywał się być poważny, jeśli ma cokolwiek mówić o sprawach demonów i własnej pracy, lecz chyba to normalne, jeśli owo zajęcie jest całym jego życiem, przyczyną i skutkiem jednocześnie. To właśnie Demonologia wpłynęła na rozwój mężczyzny, aspiracje i ambicje, historie i wydarzenia w których brał udział. Dzięki niej także zdobył wykształcenie, siłę i potęgę. Nauczył się naprawdę wielu rzeczy, może zwać się Mistrzem tej dziedziny magicznej. Ona spowodowała, że uwolnił Nemoriankę z okowów łańcuchów. Ona uczyniła z niej istotę wolną i niezależną. Ona powstrzymała Lucana oraz jego kosę od zadania śmiercionośnego, jedynego ciosu wymierzonego przeciwko niewinnej kobiecie.
Dlatego złapał ją za rękę. Pozwolił strzepać z pleców kawał błocka, sam nie zrobił nic aby wyczyścić gorset Ity. Zauważył, że dziewczyna nie prosi o pomoc w takich sprawach. Jeśli czegoś założyć nie chce, to nie. Nie zaczepia przechodniów i nie błaga o zajęcie "chwilki". Jest samowystarczalną wojowniczką z trzema mieczami i dwiema jędrnymi piersiami. Takie zawsze sobie w Alaranii poradzą. Wystarczy tylko odsłonić coś, co nie zabije ostrzem, tylko nakarmi mlekiem. Polityka dyplomacji jest równie ważna, co prezencja. Lucan zdał sobie z tego sprawę, kiedy tylko wszedł wraz z Itą do środka oberży. Opływając w kroplach ciągle padającego deszczu uśmiechnął się pobłażliwie w stronę zawiedzionej gawiedzi. Żona właściciela zapłakała rzewnie, jej mąż natomiast próbował nie patrzeć się tam, gdzie powinien zerkać, ale u własnej kobiety.
Demonolog poczuł się zazdrosny. On tylko może zerkać na biust Ity. To wyjaśniało, czemu spojrzał na oberżystę z zabójstwem w oczach. W każdej chwili gotów do przyzwania istoty z Otchłani, powędrował za odchodzącą na górę kobietę. Pokręcił głową na boki, westchnął cicho i raczej mało sympatycznie.
- Proszę nam nie przeszkadzać. Jeśli coś zacznie się dziać ważnego, poinformuj nas - rzucił krótko. Lucan nie miał ochoty na jedzenie. To, co zjadł, wystarczało mu jak na razie. Przygotował wszystkie swoje rzeczy pozostawione wcześniej przy stole jadalnym, poprawił kostur przymocowany do pleców i z całą pewnością w kroku ruszył przez drewniane, skrzypiące schody "Hulaszczej Podwiązki". Mag zatrzymał się przy wylocie korytarza, spojrzał w prawo i w lewo, a potem z domniemaną niewinnościach w oczach minął małą dziewczynkę zamiatającą zakurzoną podłogę. Mroczny uśmiechnął się do niej, kiwnął głową w geście powitania i z nadal widocznym zadowoleniem przeszedł przez na wpół otwarte drzwi od wynajętego pokoju. Dźwiękiem głośno uderzanych butów dał o sobie znać. Niemrawym kroczkiem podszedł do Ity, objął ją w pasie i przycisnął do siebie tak, jakby znów trwali razem w miłosnym uścisku. Do lewego ucha szeptał:
- Czemu mnie pytałaś o Fargoth? Masz tam jakieś sprawy do załatwienia?
Dlatego złapał ją za rękę. Pozwolił strzepać z pleców kawał błocka, sam nie zrobił nic aby wyczyścić gorset Ity. Zauważył, że dziewczyna nie prosi o pomoc w takich sprawach. Jeśli czegoś założyć nie chce, to nie. Nie zaczepia przechodniów i nie błaga o zajęcie "chwilki". Jest samowystarczalną wojowniczką z trzema mieczami i dwiema jędrnymi piersiami. Takie zawsze sobie w Alaranii poradzą. Wystarczy tylko odsłonić coś, co nie zabije ostrzem, tylko nakarmi mlekiem. Polityka dyplomacji jest równie ważna, co prezencja. Lucan zdał sobie z tego sprawę, kiedy tylko wszedł wraz z Itą do środka oberży. Opływając w kroplach ciągle padającego deszczu uśmiechnął się pobłażliwie w stronę zawiedzionej gawiedzi. Żona właściciela zapłakała rzewnie, jej mąż natomiast próbował nie patrzeć się tam, gdzie powinien zerkać, ale u własnej kobiety.
Demonolog poczuł się zazdrosny. On tylko może zerkać na biust Ity. To wyjaśniało, czemu spojrzał na oberżystę z zabójstwem w oczach. W każdej chwili gotów do przyzwania istoty z Otchłani, powędrował za odchodzącą na górę kobietę. Pokręcił głową na boki, westchnął cicho i raczej mało sympatycznie.
- Proszę nam nie przeszkadzać. Jeśli coś zacznie się dziać ważnego, poinformuj nas - rzucił krótko. Lucan nie miał ochoty na jedzenie. To, co zjadł, wystarczało mu jak na razie. Przygotował wszystkie swoje rzeczy pozostawione wcześniej przy stole jadalnym, poprawił kostur przymocowany do pleców i z całą pewnością w kroku ruszył przez drewniane, skrzypiące schody "Hulaszczej Podwiązki". Mag zatrzymał się przy wylocie korytarza, spojrzał w prawo i w lewo, a potem z domniemaną niewinnościach w oczach minął małą dziewczynkę zamiatającą zakurzoną podłogę. Mroczny uśmiechnął się do niej, kiwnął głową w geście powitania i z nadal widocznym zadowoleniem przeszedł przez na wpół otwarte drzwi od wynajętego pokoju. Dźwiękiem głośno uderzanych butów dał o sobie znać. Niemrawym kroczkiem podszedł do Ity, objął ją w pasie i przycisnął do siebie tak, jakby znów trwali razem w miłosnym uścisku. Do lewego ucha szeptał:
- Czemu mnie pytałaś o Fargoth? Masz tam jakieś sprawy do załatwienia?
W nocy wszelkie doznania odkryć muszę... bo tylko nocą zmysły nie mamią ludzi.
- Ita
- Mieszkaniec Sennej Krainy
- Posty: 115
- Rejestracja: 13 lat temu
- Rasa: Nemorianka
- Profesje:
- Kontakt:
Nieświadoma tego, co działo się w głowie, sercu czy duszy Lucana, śmiało przeszła do pokoju, nijak nie przejmując się gapiami. Na miejscu, pochylona nad sakwami, rozkojarzyła się zupełnie. Dotyk ciepłych ramion kochanka i jego ponowna bliskość przyjemnie ją zaskoczyła. Nadal jednak nie chciała, by zauważył co trzyma w dłoni, wsunęła kosmyk szybko pod rękawiczkę. Obróciła się do mężczyzny, wciaż półnaga. Zarzuciła mu ramiona na szyję i ucałowała powoli, po czym na jej wargi wypłynął leniwy, pełen zadowolenia uśmiech.
- Znajomy prosił, bym przekazała pewną rzecz jego bratu, który tam zamieszkuje - mruknęła, potrząsając lekko ramionami. - Doszło też moich uszu, że mogę tam trafić na nowe informacje o mojej obroży. Warto spróbować, prawda?
Podobno był tam mag, który potrafił tworzyć tego typu artefakty. Gdyby udało jej się go odnaleźć, być może mogłaby się dowiedzieć, jak pozbyć się tego upokarzającego przedmiotu. Może nawet sam by mógł się go pozbyć dla niej. Nie chciała robić sobie specjalnej nadziei, ale nadal jej myśli uciekały w tamtą stronę. Przynajmniej dopóki mogły, bo Lucan bardzo skutecznie przywiązywał je teraz do własnej, elfiej osoby. I jakoś zupełnie nie miała mu tego za złe.
- Skoro więc tak chcesz ze mną wyruszyć, myślę że chętnie przyjmę twoją kompanię - zwróciła się do niego z szerokim uśmiechem. - Ale z góry ostrzegam, jak ktoś mnie weźmie za twojego demona-niewolnika, panie demonologu, to pozbawię go głowy zanim zdąży zrozumieć swoją pomyłkę - dodała jeszcze, już nieco mniej optymistycznie.
Zdarzyło się tak parę razy w przeszłości, i nie dane jej było zapomnieć tego upokorzenia. Chociaż fakt, Lucan bardzo się starał oddalić złe myśli. I jak zwykle, był w tym naprawdę doskonały. Tylko niestety potem zawsze wracało... Wyłuskała się z jego ramion i sięgnęła do plecaka, chcąc się czymś wytrzeć i otulić, gdyż pomieszczenie naprawdę było chłodne.
- A ty, poza oczekiwaniem na pismo, nie masz żadnych planów? - zapytała, wygrzebując gruby wełniany koc i zarzucając go sobie na ramiona.
- Znajomy prosił, bym przekazała pewną rzecz jego bratu, który tam zamieszkuje - mruknęła, potrząsając lekko ramionami. - Doszło też moich uszu, że mogę tam trafić na nowe informacje o mojej obroży. Warto spróbować, prawda?
Podobno był tam mag, który potrafił tworzyć tego typu artefakty. Gdyby udało jej się go odnaleźć, być może mogłaby się dowiedzieć, jak pozbyć się tego upokarzającego przedmiotu. Może nawet sam by mógł się go pozbyć dla niej. Nie chciała robić sobie specjalnej nadziei, ale nadal jej myśli uciekały w tamtą stronę. Przynajmniej dopóki mogły, bo Lucan bardzo skutecznie przywiązywał je teraz do własnej, elfiej osoby. I jakoś zupełnie nie miała mu tego za złe.
- Skoro więc tak chcesz ze mną wyruszyć, myślę że chętnie przyjmę twoją kompanię - zwróciła się do niego z szerokim uśmiechem. - Ale z góry ostrzegam, jak ktoś mnie weźmie za twojego demona-niewolnika, panie demonologu, to pozbawię go głowy zanim zdąży zrozumieć swoją pomyłkę - dodała jeszcze, już nieco mniej optymistycznie.
Zdarzyło się tak parę razy w przeszłości, i nie dane jej było zapomnieć tego upokorzenia. Chociaż fakt, Lucan bardzo się starał oddalić złe myśli. I jak zwykle, był w tym naprawdę doskonały. Tylko niestety potem zawsze wracało... Wyłuskała się z jego ramion i sięgnęła do plecaka, chcąc się czymś wytrzeć i otulić, gdyż pomieszczenie naprawdę było chłodne.
- A ty, poza oczekiwaniem na pismo, nie masz żadnych planów? - zapytała, wygrzebując gruby wełniany koc i zarzucając go sobie na ramiona.
Kto jest online
Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 0 gości