Mauria[Mauria i okolice] Pragnienie

Miasto położone na północny-zachód od Mglistych Bagien, otoczone gęstą puszczą, jedyną droga prowadząca do miasta jest dolina Umarłych lub też nie mniej niebezpieczne bagna. Niewielu tutaj przybywa miasto zaczyna wymierać, gdyż młodzi jego mieszkańcy uciekają stąd jak najdalej od tajemniczej Doliny Umarłych.
Zablokowany
Awatar użytkownika
Aldaren
Poszukujący Marzeń
Posty: 411
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje: Arystokrata , Uzdrowiciel , Artysta
Kontakt:

Post autor: Aldaren »

        Wychodząc z pokoju doskonale słyszał krzyk Mitry, ale nie mógł tam wrócić i odbyć tej rozmowy. Wiedział, że niewiele by to zmieniło, a na pewno odwiodłoby go to od jego planu. Skrzypek nie miał żadnego celu, ani nie widział większego sensu swojej egzystencji, a nekromanta go nienawidził. Po co mieli się oboje męczyć skoro Aldaren mógł przyczynić się do ulżenia im obu. Skoro błogosławiony z jakiegoś powodu nie był w stanie wygonić wampira albo go zabić, ten postanowił wziąć sprawy we własne ręce. A może Mitra się bał, w końcu widział co skrzypek zrobił ze swoim mistrzem. Albo obawiał się konsekwencji jeśli ktoś by się dowiedział o tym zabójstwie... Nie było innego wyjścia, lazurowooko musiał sięgnąć po radykalniejsze środki. W tym właśnie celu zszedł na dół w poszukiwaniu srebrnego sztyletu, który wcisnął blondynowi w dłoń, gdy wrócił do jego pokoju.

        - "Powstrzymaj go imbecylu!" - wydarł się Drugi rozsadzając Aldarenowi czaszkę od wewnątrz, ale ten w ogóle nie słuchał czekając teraz już tylko aż śmierć wyciągnie po niego swe ramiona.

        Wstrzymał oddech i... Otworzył zdezorientowany oczy słysząc brzęk uderzającego w ścianę, a następnie upadającego na ziemię metalu. Z rozdziawionymi z zaskoczenia ustami wpatrywał się pytająco w Mitrę, nie będąc w stanie wydusić z siebie słowa. Nie był jednak w stanie dłużej znieść gniewnego spojrzenia niebianina, przez co uciekł wzrokiem.

        - "W pacholęctwie musiałeś poważnie na głowę upaść, na świecie przecież nie ma istoty tak głupiej, albo chociaż porównywalnie, co ty!" - szamotał się we wściekłości intruz w jego głowie.

        Niemałym szokiem było dla nich obojga to, jak przykuty do łóżka towarzysz szarpnął za kołnierz wampira. Nigdy by się nie spodziewał, że ktoś tak delikatnej budowy, byłby zdolny do użycia takiej siły. Aldarena zamurowało, z resztą nie tylko jego, bo nawet Drugi. Po chwili nic już więcej nie miało znaczenia jedynie słowa wydobywające się z ust Mitry, których skrzypek na początku nie rozumiał, a ostatecznie stały się muzyką dla jego uszu. Szok zmienił się w niewyobrażalne szczęście, a to rozlało się po pokoju falą rozbawionego, szczerego śmiechu. Wampir wiedział, że nie powinien się śmiać - przed chwilą omal nie umarł na własne życzenie, ale przede wszystkim mogło to zostać źle odebrane przez nekromantę, może nawet jako obraza, ale krwiopijca po prostu nie mógł się powstrzymać, musiał rozładować napięcie i nieco rozluźnić atmosferę.
        - Jestem całkowicie pewien, że uda ci się otworzyć grymuar i odzyskać zdrowie - powiedział łagodnie, a zaraz uśmiechnął się łobuzersko z roześmianymi oczami. - Chciałeś, a czy chcesz nadal mieć wampira za przyjaciela? - zapytał zaczepnie, absolutnie nie mając niczego złego na myśli, zwyczajnie chciał osłabić gniew blondyna, tym bardziej, że wiedział jaka będzie odpowiedź na jego pytanie.
        Mira nawet nie wiedział jak wiele znaczyły dla skrzypka jego słowa, które cały czas odbijały się echem w jego głowie, a szczególnie to jedno zdanie: "Chciałem, być był częścią mojego życia!". Co prawda w życiu zdarzyło mu się usłyszeć pod swoim adresem równie wzniosłe i wyjątkowe wypowiedzi, jednakże żadna nie miała takiej wartości jak właśnie ta jedna. Czemu? Bo Mitra zdawał się stronić od wszelkiego rodzaju relacji z innymi "ludźmi", zachowywał dystans i wszystkimi kończynami zapierał się by nie wyjść poza poziom zaodowo-formalny, czego Aldaren doświadczył na samym początku ich znajomości i współpracy, a czemu się nie dziwił, gdy nekromanta wyjawił mu nieco swojej przeszłości. Rozpogodzony wstał, podszedł do komody z koniakiem i wlał alkohol do pustej szklanki błogosławionego, podejrzewając, że chciałby się trunkiem wspomóc, aby szybciej ochłonąć po tym co właśnie się stało. Z powrotem zajął miejsce przy łóżku niebianina.
        - Dziękuję ci za to co powiedziałeś, wiem jak trudne musiało to dla ciebie być, dlatego jestem ci za nie niezmiernie wdzięczny - powiedział łagodnie nadal ostrożnie ważąc każde ze swoich słów, ale po prostu nie chciał przez przypadek zniszczyć ich przyjaźni, tym bardziej, że ledwo się zaczęła. Ale przynajmniej nie był już tak spięty jak wcześniej.
        - Wybacz mi, że cię dotknąłem i za to, że cię zdenerwowałem. Wybacz mi również, że zmusiłem cię do takiego wysiłku i nie dałem w spokoju odpocząć. Może nie działa to na moją korzyść, ale wiedz, że naprawdę mi przykro. Przysięgam, że więcej się to nie powtórzy - uśmiechnął się do nekromanty ciepło, a zaraz z zakłopotanym rozbawieniem.

        - Podać ci maskę? Nie krępuj się, jeśli pomoże ci poczuć się nieco pewniej - zaproponował łagodnie i znów wstał tym razem by przysunąć i zostawić w zasięgi ręki worek z jedzeniem dla niebianina.
        - Kiedy byłem w mieście kupiłem ci coś na ząb, nie wiedziałem jednak co lubisz, więc wziąłem wszystkiego po trochu. Nadal sądzę, że powinieneś porządnie napełnić żołądek i wypocząć. Nie chcę się zbytnio narzucać, dlatego nie zmuszam cię do tego, ale wiedz, że jestem do twoich usług jeśli będziesz potrzebował pomocy. - W jego głosie pobrzmiewała troska i coś co można byłoby nazwać bezgranicznym oddaniem.
        Wywołało to falę niezadowolenia u Drugiego, ale jego zdanie nie miało, żadnego znaczenia w tej kwestii, acz musiał mu podziękować, bo może gdyby nie on pozabijaliby się nawzajem, albo odeszliby w gniewie każde w swoją stronę jak najszybciej zapominając o tym drugim.
        - Dla mnie i tak nie ma żadnego miejsca w świecie - dodał ciszej, ale Mitra byłby w stanie dosłyszeć co wymamrotał krwiopijca, gdyby tylko zechciał. Mimo tego jak brzmiały te słowa, w głosie Aldarena nie było nawet cienia smutku, co prawda nie cieszył się z takiego stanu rzeczy, ale przynajmniej nie był tym przybity.
Awatar użytkownika
Mitra
Splatacz Snów
Posty: 357
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Błogosławiony
Profesje: Mag , Uzdrowiciel
Kontakt:

Post autor: Mitra »

        Twarz Mitry nadal była stężała, wyraz miał zacięty, ale to szybko minęło – śmiech wampira zupełnie zbił nekromantę z tropu. Patrzył na niego z niedowierzaniem, zastanawiając się która część jego wypowiedzi była taka śmieszna, by wywołać taką reakcję… Albo też czy skrzypek do reszty nie oszalał. Aresterra czuł, że wzbiera w nim irytacja spowodowana tym śmiechem – często irytował się gdy nie umiał czegoś zrozumieć - ale narastała ona wolno, była więc jeszcze szansa ją zgasić. Aldaren z okazji skorzystał, przemawiając łagodnie, niemalże z czułością i uśmiechając się w sposób, który bardzo mu pasował, przynajmniej w odczuciu błogosławionego. To go trochę udobruchało, bardziej niż same życzenia powrotu do zdrowia, którymi niespecjalnie się przejął.
        - Nie łap mnie za słówka – upomniał Aldarena, nadal lekko nabzdyczony, ale widać było, że już mu przechodzi. Sapnął, jakby spuszczał z siebie parę. – Wampir czy nie wampir, nieważne, chodzi po prostu o ciebie. I to nadal aktualne o ile mnie znowu tak nie wkurzysz – zastrzegł. Teraz dopiero odpuściły mu nerwy, odeszła adrenalina i poczuł, jak zaczął opadać z sił. Jednak miał za sobą ciężki dzień i faktycznie potrzebował chwili wytchnienia, a wampir wcale mu nie pomógł testując jego wytrzymałość psychiczną… Ale może było warto, bo inaczej Mitra w życiu nie powiedziałby tego, co wyznał mu przed chwilą.
        Nekromanta westchnął i gdy skrzypek dalej zapewniał go o swojej wdzięczności, on podciągnął się trochę, by siedząc oprzeć plecy o ścianę, bo inaczej chyba by się przewrócił na posłanie. Jednak mimo trudności w poruszaniu się Mitra nie skupiał się tylko na tym, a tak naprawdę większość uwagi poświęcał temu, co mówił do niego wampir. Zerkał na niego od czasu do czasu i gdy widział te miny, które robił Aldaren, naprawdę się uspokajał.
        - Masz za co przepraszać - przyznał. - Ale wybaczone. Ja też mam sobie sporo do wyrzucenia… Ale nie potrafię być taki jak ty. Otwarty. Chyba… gdybyś mnie do tego nie sprowokował, niczego bym ci nie powiedział.
        Mitra z pomrukiem wdzięczności przyjął od wampira koniak. Był pewny, że przy swoim aktualnym stanie upije się w mgnieniu oka, dlatego pił ostrożnie, ale jednak czymś musiał ugasić pragnienie.
        - Nie – odpowiedział tak po prostu na propozycję podania mu maski. – Zawsze potrzebuję trochę czasu by się z tym oswoić, ale to już przerobiłem w kryptach… Teraz już jest dobrze. Nie musisz uciekać ode mnie wzrokiem, nawet jeśli robisz to by mi było przyjemnie. Wolałbym, byś zachowywał się przy mnie po prostu normalnie.
        Gdy wampir sięgnął po worek jednocześnie wyjaśniając co jest w środku, nekromanta wychylił się i wyciągnął rękę by wziąć od niego pakunek.
        - Dzięki – mruknął, a po tonie jego głosu słychać było, że taka troska nie była dla niego czymś, z czym spotykał się na co dzień i chyba trochę nie wiedział co więcej mógłby powiedzieć. Zaczął oglądać wszystko co przyniósł dla niego Aldaren, lecz gdy dojrzał fragment czegoś pomarańczowego na dnie worka, wiedziony przeczuciem postarał się do tego dogrzebać, ignorując całą resztę. Gdy okazało się, że to faktycznie była pomarańcza, wyglądał na mile zaskoczonego. Przytknął ją do nosa i z przyjemnością powąchał.
        - Skoro jesteś do moich usług, obierzesz mi to? – zapytał, podając wampirowi owoc. W międzyczasie workiem z jedzeniem zainteresował się – jakżeby inaczej – Żabon. Mały demon podkradł się do pakunku zza pleców Mitry i węsząc wsadził do środka prawie cały łeb. Aresterra zaraz dostrzegł co ta mała bestia kombinowała i zareagował, odsuwając ją z dala od worka i tam ją przytrzymując, choć ona i tak wyciągała łeb i próbowała coś ukraść.
        - Ej, ej, ej, nie ma samoobsługi – zganił go Mitra, a gdy Żabon próbował jeszcze raz swojego szczęścia, on dalej go przytrzymywał. – Spokój, waruj!
        Za którymś razem mały demon zorientował się, że uporu nekromanty nie przełamie i wtedy usiadł z niezadowolonym wyrazem mordy. Błogosławiony jednak zamiast zupełnie go zignorować sięgnął do worka i wyciągnął z niego jedną z kiełbasek, która akurat była oderwana od pęta, i podał ją Żabonowi.
        - Proszę – odezwał się, a mały brzydal niewiele się zastanawiając chapsnął poczęstunek i zwiał z nim pod łóżko. Niebianin powiódł za nim wzrokiem zastanawiając się co on w sumie może żreć, bo co prawda do tej pory był karmiony tylko mięsem, ale może mógł jeść wszystko? Albo wręcz powinien więcej zielska? Skoro nic nie zapowiadało, by w najbliższym czasie ich drogi miały się rozejść, nekromanta pomyślał, że będzie musiał porozmawiać z Aldarenem jak o tego małego brzydala dbać. Nim jednak podjął ten temat, wampir rzucił cichą, podszytą pesymizmem uwagę. Mitra spojrzał na niego czujnie.
        - Pieprzenie – uznał. – Bo niby dlaczego nie ma? Tylu gorszych od ciebie stąpa po tym padole i jakoś nie ma z tym problemu, więc jaki jest twój?
        Choć słowa Mitry nie brzmiały specjalnie miło, był to jego sposób podtrzymywania na duchu. Nie potrafił nikogo głaskać po głowie, może przez to, że i jego nikt nigdy nie pocieszał. Ton jego głosu nie był jednak ostry, chyba najtrafniej opisywałoby go słowo „dociekliwy”.
        - Jakie miejsce byś dla siebie widział? - zmienił front błogosławiony. - Z rodziną i przyjaciółmi, dla których mógłbyś grać i o nich dbać? - podsunął, pamiętając słowa wampira z krypt.
Awatar użytkownika
Aldaren
Poszukujący Marzeń
Posty: 411
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje: Arystokrata , Uzdrowiciel , Artysta
Kontakt:

Post autor: Aldaren »

        Widząc jak Mitrę opuszczają nerwy, Aldaren odetchnął z ulgą, nie chciał by blondyn się na niego gniewał za to całe zamieszanie. Bardzo się cieszył, że w końcu mają okazję dojść do porozumienia i choć pod tym względem wszystko dobrze się skończyło. Co prawda jego plan zakładał jedynie jego własną śmierć i nie było w nim przewidzianego takiego obrotu spraw, ale może to był znak od losu? W końcu skrzypek wyszedłby na jeszcze bardziej okrutną bestię niż jest w rzeczywistości, gdyby tak po prostu sobie umarł, bo kto wtedy zająłby się nekromantą dopóki ten nie odzyska pełnej sprawności. Mitra nie miał żadnych znajomych na co wskazywała między innymi ta sytuacja sprzed chwili, a z jego rodziną w Maurii też ciężko. Aldaren nie wątpił, że niebianin ma w mieście więcej kontaktów, ale podejrzewał, że z nich wszystkich jedynie elf byłby skory się nim zaopiekować. Na jego oko ich relacja leżała w pobliżu przyjaźni, ale chyba jeszcze do niej im brakowało, albo Mitra tego nie dostrzegał, na co wskazywała by założona w jego obecności maska. Nie mniej skrzypek nie do końca był pewien czy błogosławiony przeżyłby opiekę pod skrzydłami elfa, który zdawał się o siebie nie za specjalnie dbać, a co dopiero o innych. Nie to żeby się zastanawiał, komu by tu wcisnąć blondyna, bo bardzo się cieszył, że to on dostąpił tego zaszczytu. Tym bardziej, że odkąd nie było Fausta i Aldaren był naprawdę wolny, nie miał żadnego celu w życiu, przez co szczerze nie wiedział co miałby począć z tą swoją wolnością.

        - To będę musiał się naprawdę postarać, nie chcę stracić takiego przyjaciela przez własną głupotę. - Nawet na moment nie tracił dobrego humoru, a łagodny uśmiech nie schodził mu z ust, nawet gdy w głosie pobrzmiewała skrucha. Naprawdę nie chciał denerwować blondyna przede wszystkim z uwagi na jego stan. - Gdyby jednak w przyszłości się zdarzyło, że nadepnę ci na odcisk, nie krępuj się sięgnąć po tamto ostrze - dodał nie zmieniając wyrazu twarzy, co mogłoby zostać odebrane jako kiepski żart, gdyby nie poważny ton. Uśmiech miał jedynie sprawić by Mitra się nie martwił o niego i by przekonać go, że nie miałby tego nekromancie za złe. Niewątpliwie by mu także podziękował.
        - Wybacz, nie chciałem cię prowokować. Nie wiem nawet jak do tego doszło. - Dopiero teraz mina mu się zmieniła i przez moment się zamyślił, lecz ostatecznie uśmiechnął się przepraszająco, nieco zakłopotany. - Wierz mi nie sądziłem, że mnie lubisz, zaskoczyłeś mnie tym naprawdę. Myślałem, że bez wahania mnie zabijesz, ale teraz dotarło do mnie, że byłoby to wielkim okrucieństwem z mojej strony - powiedział i zostawił to bez dokładniejszego wyjaśnienia co miał na myśli, gdyż... to co chciał powiedzieć mogło by nie zostać dobrze odebrane. Wolał dmuchać na zimne.
        - Jednakże cieszę się, że tak to się skończyło, inaczej nie zyskałbym tak wspaniałego przyjaciela. - Nie darował sobie tego podsumowania, a na jego twarz promieniowała prawdziwym szczęściem. Naprawdę nie wiele było trzeba by uszczęśliwić Aldarena.

        - Rozumiem - odpowiedział z powagą na wyjaśnienie odnośnie maski. - W porządku, możesz na mnie liczyć - dopowiedział w kwestii nie podchodzenia do Mitry w indywidualny sposób, tylko by zachowywać się przy nim swobodnie i tak do innych. Choć Aldaren wolał tego nie odbierać dosłownie i jednak w niektórych przypadkach się pilnować by nie wywinąć czegoś nieodpowiedniego, co rozzłościłoby Mitrę, w końcu ręki na powitanie mu nie poda, przyjazne szturchnięcia też raczej odpadały.
        Zastanowił się przez moment i starał się wyobrazić nekromantę siedzącego z nim w karczmie w gronie innych znajomych skrzypka i śmiejącego się przy kuflu piwa, ale... Jakoś trudno było mu to sobie wyobrazić, przez co był pewien, że mimo wszystko będzie się musiał przy tym mężczyźnie pilnować. Nie zrażał się jednak co to tej znajomości i wierzył, że jeśli się dobrze postara, wyjdzie to Mitrze na dobre. A kto wie może w przyszłości wyobrażenie sobie błogosławionego roześmianego w karczmie już nie będzie takie niemożliwe.

        W milczeniu obserwował jak blondyn bierze od niego worek ze świeżym jedzeniem i jak w nim grzebie. W pewnym momencie przytrzymał nawet krawędź pakunku, gdy sparaliżowany dostrzegł coś na samym dnie i z uporem maniakalnego psychopaty postanowił się do tego samodzielnie dogrzebać mimo sprawnej tylko połowy ciała. Najbardziej jednak cieszący oko był widok, gdy zaskoczony niebianin nie do końca wierzy własnym oczom widząc pomarańczę w swojej dłoni, a następnie podtyka ją sobie pod nos i zaciąga się jej przyjemnym zapachem. Aldaren nie krył uśmiechu jaki to u niego wywołało i był pewien, że przy następnej wizycie w mieście będzie musiał kupić więcej niż dwie sztuki tego ekskluzywnego w tych stronach owocu, ale dla takiego widoku warto. Tym bardziej, że zaczął się zastanawiać czy Mitra nie pochodzi czasem z nadmorskich, czy też cieplejszych klimatów. Może z Turmalii?

        - Oczywiście - zgodził się z rozbawieniem, przyjmując od blondyna owoc.

        Przeprosił towarzysza na moment i zszedł na dół po nóż oraz miseczkę, do której włożył gotowy do zjedzenia owoc. Pachniał nieziemsko i kusił obietnicą słodyczy w smaku, wampir doskonale pamiętał smak swojej pierwszej w życiu pomarańczy, którą w dzieciństwie uwielbiał od wszystkich innych egzotycznych i ciężko dostępnych w Maurii owoców. Dlatego teraz tak tęsknił za tym smakiem, ale już kilkaset lat temu sobie odpuścił i pogodził z faktem, że już nigdy nie będzie mu dane zasmakować w czymś innym niż krew. Westchnął ponuro przez tę myśl układając obok siebie kawałki odkrojonej skórki by się ususzyła. Można było ją później wykorzystać do nadania wodzie, lub herbacie pomarańczowego smaku i aromatu, podobno przy pieczeniu też były przydatne, ale ze względu na nietolerancję wszystkiego co nie było krwią lub alkoholem, nie wiedział ile w tym było prawdy. Mógł za to z czystym sumieniem powiedzieć, że dzięki skórce pomarańczy mógł polepszyć smak swoich mikstur, co nie raz najmłodszym uratowało życie. Czasy się jednak zmieniły... On sam się zmienił, więc od bardzo dawna nie korzystał ze swoich umiejętności medycznych. Co prawda niekiedy, na przykład ostatnio, bywały sytuacje, w których musiał użyć jakiejś swojej mikstury, ale i od tego zaczął powoli odchodzić, od dawna nie zbierając już każdej napotkanej roślinki i nie tworząc w zaciszu swojego skromnego laboratorium z niej jakiegoś medykamentu. Przy tych wszystkich uzdrowicielach i znachorach jego umiejętności były już zwyczajnie niepotrzebne.

        - Wybacz, że musiałeś tyle czekać. Widzę, że się nie nudziłeś przez ten czas - uśmiechnął się pogodnie wręczając Mitrze miseczkę z obranym owocem, gdy wrócił z powrotem do jego pokoju. - Naprawdę bardzo cię polubił. Gdyby zaczął cię męczyć, albo za bardzo rozrabiać, pamiętaj, że zawsze mogę go odesłać - powiedział, wychodząc z założenia, że nekromanta powinien wiedzieć, że nie musi na siłę się użerać z tą demoniczną pokraką, która słysząc słowa wampira, zaskrzeczała żałośnie z przerażeniem pod łóżkiem omal nie dławiąc się przegryzanym właśnie kawałkiem kiełbasy.

        - Hmm... - zamyślił się po uwadze nekromanty, zastanawiając się czy faktycznie ma jakiś problem, czy tylko na siłę sobie jakiś ubzdurał.
        Blondyn miał rację - po świecie chodzili gorsi od Aldarena, a mimo to on uważa siebie za największe zło tej Łuski i jeszcze się tym przejmuje. Długo milczał zastanawiając się nad odpowiedzią, ale nie znaczyło to, że nie słuchał dalszej wypowiedzi towarzysza wspominającego marzenie wampira.
        - Masz rację, jednakże obawiam się, że mimo wszystko nie byłbym w stanie tak... żyć - może powinien użyć słowa "egzystować" zamiast "żyć", bo czy nieumarły faktycznie żył? Raczej podchodziło to pod paradoks. - Nie mam żadnej rodziny i nie będę miał w obawie przed tym, że znów mógłbym ich skrzywdzić, co prawda wtedy byłem młody i nazbyt pewny siebie, ale staram się nie popełniać tych samych błędów, więc już dawno się pogodziłem z tym, że nie mogę założyć rodziny. Co do przyjaciół, łatwo mi na wiązać znajomości i faktycznie mam ich dużo, jednakże nie są to przyjaciele, którzy zasłoniliby mnie własnym ciałem przed srebrnym grotem wymierzonym w serce. Tym bardziej teraz kiedy znaczna część mieszkańców jest mi nieprzychylna, a zabijając Fausta narobiłem sobie jeszcze więcej wrogów w tym kraju. Jest część neutralnych, którzy starają się utrzymywać ze mną dobry stosunek w razie potrzeby, ale jakie to ma znaczenie jeśli ich przyjaźń może zostać zakończona jednym rozkazem od ich pana... - westchnął ciężko spuszczając głowę.
        Przez chwilę starał się Mitrę gdzieś umiejscowić, ale szczerze nie miał takiego prawa tym bardziej, że wciąż niewiele wie o nekromancie, a przyjacielem może go nazywać od nawet nie całej godziny. Dla bezpieczeństwa wolał pominąć tę kwestię.
        - Myślę, że najlepszym miejscem była by dla mnie jakaś głusza, może zapomniana przez wszystkich krypta poza granicami Alaranii z dala od wszystkich, bym nie mógł wyrządzić krzywdy niewinnej, żyjącej istocie - odpowiedział specjalnie nie wypowiadając się w kwestii grania, choć mógłby chodzić od miasta do miasta grając na wampirzych wieczorkach, albo miejskich festynach, ale wciąż go bolało serce po tym co zrobił swoim skrzypcom. Poza tym otaczaliby go mieszkańcy, a tym mógłby zrobić nieświadomie krzywdę, no i nie każde miasto było przyjazne wampirom tak jak Mauria, szczególnie te długowieczne, albo zajmujące się historią.
        Pokręcił energicznie głową i znów przywdział na twarz uśmiech, acz był nieco subtelniejszy i bledszy niż normalnie, a sam skrzypek wydawał się być zakłopotany.

        - Nie sądziłem, że tak szybko będziesz chciał się mnie pozbyć - zażartował słabo, chcąc nieco rozluźnić atmosferę, ale słysząc swoją kiepskich lotów ripostę raczej wątpił by rozbawiła kogoś choćby i z wisielczym humorem. - Póki nie wydobrzejesz nie zamierzam się nigdzie ruszać. Zacznę się nad swoim dalszym losem zastanawiać gdy już przestanę być potrzebny - powiedział lekko, ale szczerze. Prosto z mostu wyznając co jest dla niego obecnie najważniejsze i czego tak naprawdę chciał od życia, by osiągnąć pełnię szczęścia - chciał być po prostu komuś potrzebny. Nic mniej nic więcej.
        Wychowanie przez Fausta i życie z nim dawało teraz o sobie znać. Można by się teraz zacząć zastanawiać czy Aldaren faktycznie był dla starszego wampira kimś więcej, czy tylko kolejnym przemienionym z nieco większą ilością przywilejów. Tego już raczej się nikt nie dowie.
Awatar użytkownika
Mitra
Splatacz Snów
Posty: 357
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Błogosławiony
Profesje: Mag , Uzdrowiciel
Kontakt:

Post autor: Mitra »

        - Nie kuś, bo faktycznie może kiedyś to zrobię - ostrzegł Mitra, gdy Aldaren takim pogodnym tonem zachęcił go, by w razie czego zrobił użytek z odrzuconego wcześniej sztyletu. Czy faktycznie nekromanta tak ufał wampirowi, by nie rozważać ewentualnego dźgnięcia go po raz wtóry? Niestety nie. Jeszcze nie. Zbyt wiele było między nimi niewiadomych, bo Aresterra zdecydował się tak bezgranicznie zaufać Aldarenowi. Błogosławiony był jak dzikie zwierzę - jego zaufanie zdobywało się stopniowo i wielu gdzieś po drodze zniechęcało się i odpuszczało albo popełniało błąd, który przekreślał całe dotychczasowe starania. Skrzypkowi też się to zrobiło, ale potrafił przeprosić w sposób, który przywracał go w łaski Mitry, wszystko szło więc ku dobremu.
        - Może to i dobrze, że mnie sprowokowałeś - wymamrotał, jakby trudno było mu się do tego przyznać. - Na zdrowie mi to nie zrobiło, ale przynajmniej coś między nami drgnęło… No.
        Mitra westchnął, spoglądając na wampira zmęczonym wzrokiem. Zaraz jednak zacisnął wargi i obrócił głowę.
        - Nie umiem okazywać uczuć - oświadczył, jakby zmuszono go do tego wyznania. - Nigdy nie musiałem tego robić… Może nawet nie powinienem, nie chciałem, nie miałem okazji… Nie wiem. W każdym widzę od razu wroga, przez wszystkie lata... Nawet w tobie go z początku widziałem - wyznał z bezczelną szczerością. - Dopiero z czasem zmieniłem zdanie… Dziwny jesteś. Czasami taki czuły i radosny jak teraz, a czasami jak drapieżnik. Lubię cię takiego, jakim teraz jesteś, ale z początku przeważało to drugie. W sumie sam myślałem, że masz mnie dość. Że poszedłeś ze mną tylko przez to, że Faust ci kazał, ale dla ciebie byłem tylko owcą. Albo cielakiem. Do niedawna nadal miałem obawę, że robisz to tylko z poczucia obowiązku, no bo dlaczego miałbyś darzyć mnie jakąkolwiek sympatią? Nie dałem ci ku temu powodów.
        Mitra dokończył swoją wypowiedź z cieniem skruchy i żalu w głosie, po czym znowu odwrócił wzrok - to było chyba jedno z najśmielszych wyznań w jego życiu i wcale nie czuł się dobrze z tym, że je uczynił. Choć wydawało mu się, że przyjaźń polega na szczerości, był cały czas przekonany, że źle robi mówiąc to co myśli i wszystko zepsuje. Do tej pory nikogo nie interesowały jego uczucia, a przemyślenia jedynie te w kwestii nekromancji…

        Kuchnia w domu nekromanty była wepchnięta w najodleglejszy kąt budynku, lecz mimo to była całkiem nieźle doświetlona i przestronna. Również tu panował jednak nieład. Nie było tak źle, by blady zastawione były niepozmywanymi naczyniami pokrytymi pleśnią, a zostawione byle gdzie resztki jedzenia ewoluowały w świadome samowystarczalne byty, lecz w wielu miejscach leżały puste opakowania, a garnków nikt nie kłopotał się by pochować po tym, jak zostały umyte. Pod kuchenką leżał pokaźny stosik popiołu, który prosił się o wymiecenie, a na stole, który służył pewnie do spożywania nieformalnych posiłków, połowę blatu zajmowały znowu księgi i notatki. Gdyby tak się nad tym zastanowić, w domu Mitry było naprawdę wiele woluminów i zeszytów, jakby nieważne gdzie nekromanta przebywał, chciał mieć zawsze pod ręką coś, do czego mógłby się odwołać albo jakąś lekturę, którą zabije swój czas albo nasyci głód wiedzy. Przez to stosy papierów znajdowały się właśnie w takich absurdalnych miejscach jak kuchnia czy przedpokój i z jakiegoś powodu jedyny wyjątek od tej reguły stanowiła niemożliwie pusta sypialnia młodego Aresterry.
        O dziwo jednak wszystko, co było Aldarenowi potrzebne do obrania pomarańczy, znajdowało się w zasięgu wzroku i nie trzeba było szukać ani miseczki, ani noża, który co ciekawsze był bardzo dobrze zaostrzony, co kłóciło się odrobinę z panującym w domu nieładem i niechęcią Mitry do gotowania i jedzenia. Był to jednak nawyk jeszcze z czasów dzieciństwa, gdy ostrzenie narzędzi chirurgicznych należało do jego obowiązków - pamiętał dobrze jak felczerzy wściekali się, gdy skalpel był zbyt tępy by przeciąć tkankę i musieli się z nim szarpać, przedłużając zabieg, męcząc się i sprawiając rannemu dodatkowy ból.

        Mitra tymczasem zajmował się wychowywaniem Żabona, ale też miał chwilę, by trochę pomyśleć. Rozglądał się po pokoju szukając oznak bytności duchów Krazenfirów, lecz ci zniknęli mniej więcej w momencie, gdy odrzucił sztylet, którym miał zabić Aldarena. Aresterra zastanawiał się czy ich jeszcze zobaczy i im dłużej nad tym myślał, tym większy niepokój czuł. Znał ich niechęć względem wampira, próbowali ją zresztą wsączyć do jego głowy, a gdy to się nie powiodło próbowali układów, na które nekromanta nie przystał… Czemu tylko on był w stanie ich zobaczyć, tego nie wiedział, lecz był przekonany, że miało to związek z rytuałem. Zdawało się, że nie byli dość silnymi duchami, by komukolwiek zaszkodzić bez jego pomocy. Pytanie czy mogły go zmusić do współpracy.

        Pojawienie się Aldarena zakończyło domysły nekromanty. Błogosławiony wyciągnął do niego rękę, by zabrać miseczkę z obraną pomarańczą i tak jak wcześniej podetknął sobie pod nos cały owoc, tak teraz zaciągnął się przyjemnym zapachem jego cząstek. Odstawił zaraz naczynie na posłanie obok siebie i wziął jeden kawałek pomarańczy. Odgryzł połowę przymykając przy tym powieki i odetchnął, gdy poczuł w ustach orzeźwiający, słodko-kwaśny smak owoc. Zaraz zjadł też drugą połówkę.
        - Dziękuję - odezwał się do wampira. Nawet nie zaproponował mu, by się poczęstował, bo wiedział jak działa metabolizm wampirów i jak taka chwila przyjemności mogłaby się dla niego skończyć.
        - Lubię pomarańcze - wyznał. - Są słodkie i kwaśne jednocześnie, większość owoców jest tylko słodka. W Maurii rzadko je widuję, zachodzę w głowę skąd je wytrzasnąłeś.
        Na moment Aresterra skupił się na jedzeniu owocu i słuchaniu wampira, który proponował mu pomoc na wypadek gdyby Żabon za bardzo się rozbestwił. Prychnął, słysząc żałosny protest demona.
        - Słyszysz? - zwrócił się do niego. - Jak mnie nie będziesz słuchać to koniec z dobrym żarciem. Dzięki za propozycję, zapamiętam - powiedział podnosząc wzrok na Aldarena. - Na razie jednak spróbuję go ogarnąć… W zasadzie jednak nie wiem nic o demonach, jak masz jakieś podpowiedzi to chętnie posłucham.

        - Nikt nie musi wiedzieć, że to ty zabiłeś Fausta - zauważył szybko. - Nawet nikt nie musi wiedzieć, że nie żyje… Nie ma ciała, nie ma dowodów. A ja niczego nie widziałem - dodał znacząco. - Poprę taką wersję, jaka będzie dla ciebie najkorzystniejsza. Nikt poza naszą dwójką nie musi przecież znać prawdy.
        Mitra słuchając o relacjach społecznych wampira nie patrzył na niego, widać było jednak jak lekko zacisnął wargi, gdy ten mówił o swoich przyjaciołach. Czy on sam byłby w stanie zasłonić wampira przed śmiertelnym ciosem? Chyba… Chyba właśnie to zrobił. I nie tylko przez to, że Aldaren go o to prosił, ale też przez to, co obiecywali mu Krazenfirowie w zamian za zabicie syna Fausta van der Leeuwa. Gdyby im uległ skończyłoby się wiele jego problemów. Lecz Mitra nie zamierzał mu o tym mówić - brzmiałoby to jak pusta przechwałka, a czy skrzypek w ogóle dałby temu wiarę, czy uwierzyłby w duchy, które widział tylko niebianin…
        Mitra podniósł na Aldarena wzrok i uczynił to w tym samym momencie, gdy również on to zrobił. Spojrzeli sobie w oczy i choć błogosławiony szybko odwrócił głowę, dojrzał tę nadzieję, to niezadane pytanie. Zastanawiał się co wyrażała jego własna twarz. Zaraz jednak temat rozmowy przeskoczył dalej. Mitra ponownie westchnął.
        - Aldaren, ja… Naprawdę nie masz nic ciekawszego do roboty? - upewnił się. - Nie wymagam od ciebie, byś się mną zajmował. Jeśli chcesz to dobrze, ale nie krępuj się, nie musisz ze mną przebywać dzień i noc. Mam sługi, poradzę sobie… Ech, przepraszam - zreflektował się nagle. - Cały czas nie umie się przyzwyczaić, że ktoś chciałby się mną zajmować tak po prostu. Życie nauczyło mnie polegać tylko i wyłącznie na sobie, wybacz, trudno mi się będzie przestawić.
        Skrępowany kolejną popełnioną gafą Mitra postanowił szybko zmienić temat i zadać pytanie, które kołatało mu się po głowie już jakiś czas.
        - To teraz powiedz mi co ten oszołom ci nagadał, że tak zareagowałeś - zażądał nagle, choć z kontekstu, w którym dowiedział się o tamtej rozmowie z dell Amerdą, mógł już wysnuć jakieś wnioski. Nie deklarował od razu, że zabije Adama za robienie takich żartów, ale faktycznie zamierzał mu dać dobitnie do zrozumienia, że przegiął… Ale to jak odzyska władzę w ciele. Wiedział oczywiście, że nie oduczy w ten sposób elfa robienia tego typu żartów, ale nie zamierzał mu odpuścić.
Awatar użytkownika
Aldaren
Poszukujący Marzeń
Posty: 411
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje: Arystokrata , Uzdrowiciel , Artysta
Kontakt:

Post autor: Aldaren »

        Przyjaznym uśmiechem zakończył temat sięgania po srebrny sztylet, gdyby Aldaren w jakiś sposób naraził się Mitrze, albo całkowicie zraziłby go do siebie. Nie chciał dalej tłumaczyć, że nekromanta wyświadczyłby mu jedynie ogromną przysługę zakończając marną egzystencję wampira na tym łez padole. A przynajmniej starałby mu się to dalej wyperswadować, ale dotarło do skrzypka, że w takim przypadku zachowałby się skrajnie nieodpowiedzialnie. Gdyby dał się teraz Mitrze zabić ten mógłby mieć trudności z funkcjonowaniem ze sprawną tylko połową ciała, a gdzie tu jeszcze otworzenie grymuaru... Tym bardziej, że to wszystko wina Fausta. Po prostu musiał wziąć na siebie tę odpowiedzialność... Nie, nie musiał. Aldaren tego CHCIAŁ.

        Zaraz jednak przerwał swoje rozmyślania, przypominając sobie szybko o temacie prowadzonej rozmowy. Niezwykle ważnym, w szczególności dla Mitry, temacie rozmowy. Skrzypek widział, że nekromanta nie czuje się pewnie i lazurowooki był gotów z zakłopotanym uśmiechem przerwać jego męczarnie, przepraszając, że w ogóle do czegoś takiego doszło, jednakże nie zrobił tego, bo Mitra sam z własnej woli doprowadził do rozwinięcia swojej wypowiedzi. Co prawda widać było z jakim trudem mu to przychodzi i jak zażenowany tym jest, lecz zwykle w takich chwilach nie ustami nie przemawia rozum tylko serce. Jeśli to nie był pierwszy raz, to na pewno jeden z garstki niewielu kiedy nekromanta mógł się po prostu pogodzić z tym co czuł i że w ogóle tak było, a użyte przy tym słowa, choć zapewne przez przypadek zastosowane, bardzo zaskoczyły wampira. Odebrało mu mowę, a po ciele rozeszło się dziwne, wcale nie niemiłe uczucie. "Drgnęło... Między nami?" - powtórzył w myślach najbardziej właśnie zszokowany tym sformułowaniem. "Okazywać uczuć..."
        - "Zaprzestań swych działań barani łbie! To idzie w bardzo złą stronę..." - zawarczał wściekle Drugi, choć w jego głosie wyczuwalny był niepokój. - "Już zapomniałeś debilu co było ostatnim razem? Ledwo się po tamtym pozbierałeś! Niebianie to zło, jeszcze to do ciebie nie dotarło idioto?! Nie jesteś dla nich niczym więcej jak jedynie psem na posyłki i zabawką, którą można bez namysłu wyrzucić jeśli się choćby zabrudzi czy porysuje, a co dopiero gdy się faktycznie popsuje!" - Tłukł się rozszalały po umyśle wampira, lecz do niego nic nie dochodziło, jego głowa była wypełniona jedynie tymi dwoma zwrotami i domysłami co one oznaczają w rzeczywistości, co oznaczają jedynie dla Mitry, jakie mogą być następstwa i konsekwencje.
        - Darzę cię sympatią? - wydukał z siebie oniemiały. Przełknął ślinę i starał się nie odwrócić wzroku od tego mężczyzny na łóżku. - Nie... To znaczy tak... Wierz mi lubię cię, ale żeby od razu sympatia? Ch-chodzi mi o to, że nie patrzyłem tak na to... Nie przeszło mi to przez myśl... ale jeśli tak mówisz...
        - "Zamilcz w końcu kretynie!"
        Aldaren nie wytrzymał długo i w końcu z zakłopotaniem uciekł wzrokiem na bok. To była chyba z dziwniejszych chwil w jego życiu i o ile nie wykluczał ewentualności, że może mógłby myśleć o Mitrze w TEN sposób. W końcu nekromanta był naprawdę miły i nie brak mu było uroku osobistego, przy czym to, że interesowały go zwłoki w niczym wampirowi nie przeszkadzało. Nie mniej ich znajomość nie miała przyjemnego początku, dla którego określenie "burzliwy" było stanowczo zbyt delikatne i nie oddawało prawdziwego charakteru ich relacji, a przez to, że Aldaren walczył z własnymi upiorami przez cały czas ich przygody i do tego jeszcze to, co Mitra mu zdradził na swój temat wampir przez cały czas miał nekromantę jedynie za karę i cierń w boku. Owszem już w kryptach jego stosunek do blondyna zaczął się nieco ocieplać, ale to jedynie przez wzgląd na to, że niebianin tak naprawdę nie zasłużył sobie na wrogie traktowanie, a do tego Aldaren musiał odkupić winy ojczyma. Nie przyszło mu do głowy że mógłby darzyć tego mężczyznę jakimś głębszym uczuciem, a tu nagle Mitra wyskoczył mu z czymś takim. Umysł wampira był po prostu bliski przegrzaniu się.
        Odetchnął głęboko by się uspokoić i racjonalniej przemyśleć tę sprawę. Powoli zaczęło do niego docierać, że po prostu źle zrozumiał błogosławionego, zinterpretował jego słowa tak jakby wypowiadane były przez każdego innego człowieka nie mającego większych problemów w nazwaniu swoich uczuć. Mitra natomiast zapewne pierwszy raz w życiu mówił o swoich uczuciach, dlatego nieumarły nie powinien ich odbierać w ten sposób, a raczej podchodzić do nich z dystansem i dogłębniej przeanalizować ich przekazywane przez nekromantę znaczenie w odniesieniu do tego co ich spotkało i samej osoby blondyna.
        - Wybacz, źle zrozumiałem... - mruknął kompletnie upokorzony swoją zbytnią emocjonalnością. Było mu strasznie głupio w tej chwili co aż nazbyt widoczne było na jego twarzy i choćby samych napiętych mięśniach szczęki, cały się spiął i był wściekły na samego siebie. Nie wątpił, że po tym co właśnie odstawił zniesmaczony niebianin wygoni go i nie będzie chciał już więcej widzieć na oczy. Gościć wampirzego popaprańca w swoim domu? Nie do pomyślenia!
        - "Tak będzie najlepiej wierz mi." - O dziwo Drugi starał się go jakoś pocieszyć, ale to tylko ze względu na to, że umysł krwiopijcy znów zaczął spowijać mrok, a przecież ostrzegał, że znajomość z niebianinem przyniesie same problemy.
        - Fakt, nie mieliśmy łatwego początku, ale to, że się nie pozabijaliśmy było dobrym znakiem, tak myślę - powiedział z większą powagą i bardziej przygaszonym humorem. - Wybacz, że byłem dla ciebie niemiły... Chyba wiem w czym rzecz. - Zamyślił się przez moment.
        - "Bej jaj, ty chyba nie chcesz...?!"
        - "Owszem chcę i to zrobię."
        - Jeśli pozwolisz, powiem ci o tym rano i tak już wystarczająco długo odwodziłem cię od odpoczynku - zaproponował łagodnie odpowiedzi jednak nie doczekał, gdyż zaraz wziął pomarańczę i zszedł na dół ją obrać.

        Wyprawa do kuchni była manną z nieba, chwilą ucieczki, której wampir potrzebował po tym z czym wyskoczył. Strasznie się wygłupił. Nawet jeśli Mitra nie był nigdy z nikim w bliższych kontaktach, nawet tych przyjacielskich, Aldaren był pewien, że jeśli miał jakieś swoje preferencje to na pewno dotyczyły jedynie płci przeciwnej, jak u każdego normalnego mężczyzny. Poza tym nekromanta najpewniej nienawidził wampirów po tym co Faust mu zrobił, z resztą niewielu przedstawicieli innych ras lubiło te chodzące pijawki. Całkowicie odrzucił od siebie te myśli i postanowił pozwolić zapomnieniu pochłonąć to co się wydarzyło nim wyszedł obrać owoc. Dla dobra ich obu lepiej będzie jeśli oboje o tym zapomną i już nigdy do tego nie wrócą, to nie przyniosło by niczego dobrego, zwłaszcza Mitrze.

        Na górę wrócił już jako zwykły, wesoły i uśmiechnięty on, jakby faktycznie wyrzucił do kosza to co się stało. Nie mniej nie małą przyjemnością dla niego było obserwowanie jak nekromanta upaja się cudowną, charakterystyczną wonią pomarańczy. Tym bardziej, że mógł sobie chociaż wyobrazić, jakby ciągle był człowiekiem i samemu właśnie delektował się tym niezwykłym owocem. Niemalże czuł na języku ten unikalny smak kierowany jedynie wspomnieniami.
        - Znajomy kupiec przywozi je dla swoich dzieci, za każdym razem gdy odwiedza Turmalię. Nie ma chyba smaczniejszych owoców na świecie niż pomarańcze. Sam się nimi kiedyś, dawno temu objadałem tak bardzo aż mnie brzuch nie zaczynał boleć - zaśmiał się rozbawiony własnym wspomnieniem z nostalgią w głosie. W dzieciństwie wszystko było prostsze i mniej skomplikowane, nawet wychowywanie się w Maurii mogło być przepełnione szczęściem i beztroską, bo przecież dziecko niewiele rozumie, a już na pewno nie przejmuje się grami dorosłych czy tym jak naprawdę funkcjonuje świat. Niestety z wiekiem każdy staje się bardziej świadomy, a wtedy ciężko przejść przez życie ciągle się śmiejąc i niczym nie przejmując. Aldaren westchnął tęskniąc za tamtymi prostymi i beztroskimi chwilami.

        - Najprościej jest je uznać za egzotyczne zwierzaki z własnymi humorami i upodobaniami. Warto jednak cały czas pamiętać, że są cwane, bardziej inteligentne, a przede wszystkim krwiożercze. Oczywiście mam na myśli jedynie demoniczne bestie, nie Przemienionych, Nemorian i innych "ludzkich" demonów.
        - "Uratowało ci to życie, wiesz?" - fuknął Drugi z pobrzmiewającą w głosie urazą.
        - Tak jak zwierzęta zamieszkujące Alaranię i demoniczne bestie są różnorodne, nie tylko pod względem anatomicznym i gatunkowym, ale również w kwestii bardziej indywidualnych cech. Na przykład taki Żabon, z reguły są wszystko żerne, ale jego brat na przykład, albo koleżanka mogą lubować się jedynie w padlinie, albo nawet garści mokrego piachu. On może być bezproblemowy i bardziej posłuszny, nawet dla amatora, ale inny egzemplarz mógłby jedynie stwarzać pozory, uśpić twoją czujność, a w najmniej spodziewanym momencie zeżreć ci twarz razem z maską, od dla zwykłej zabawy - odpowiedział i zastanowił się przez moment słysząc złośliwy chichot wydobywający się spod łóżka. - Jedyną zależnością jest to, że wszystkie są chaotycznej natury, a te małe raczej słabowite i bardziej delikatne od swoich naprawdę olbrzymich współbraci nadrabiają braki w tężyźnie i odwadze swoją zwinnością i psotnym charakterem. Najłatwiej chyba będzie jak uznasz go za chochlika, psotnego kota, albo chociażby figlarne dziecko... Które może odgryźć ci twarz jak coś mu się nie spodoba - zaśmiał się z rozbawieniem, choć żart był raczej kiepskawy. Widział jednak, że Żabon co najwyżej ugryzłby Mitrę w nos, albo zeżarłby mu maskę w akcie zemsty. Polubił niebianina i jedzenie od niego, przy czym bał się powrotu do Otchłani, gdzie takie pokurcze raczej są zjadane przez inne demony, niż same kogoś zjadają, dlatego wątpił by mały aż tak ryzykował i się narażał na gniew błogosławionego.

        - To nie jest takie proste jak myślisz. - Westchnął zasępiając się, gdy Mitra oświadczył, że stanąłby po stronie wampira, gdyby doszło do jakiś konsekwencji odnośnie zabicia Fausta. - To że przemieniony wampir zabija swoje mistrza nie jest jakimś wielkim przestępstwem, bo wbrew pozorom takie rzeczy zdarzają się dość często. W końcu sam Morgoth zabił swojego stworzyciela. Jeśli wampirzy mistrz nie został zabity podstępem, przy udziale osób trzecich, czy w nieuczciwej walce, a jedynie przez całkowite opróżnienie go z krwi przez jego dziecię, Maurijskie władze w ogóle się tym nie interesują. Gorzej z innymi przemienionymi przez tego mistrza, gdzie wrogość zrodzona jest z zazdrości - tłumaczył cierpliwie Mitrze, starając się mówić prostym językiem i w miarę nie komplikować. - Chodzi o to, że wypijając krew swojego mistrza, nawet odrobinę, przejmujesz od niego nieco mocy. Nie ma w tym nic złego, szczególnie, że albo wszyscy przemienieni po równi dostają odrobinę krwi swojego stwórcy by rosnąć w siłę i jak najlepiej go chronić w razie potrzeby, inni dostępują tego zaszczytu jedynie w ramach nagrody i wyróżnienia. Inaczej jest gdy zabijesz mistrza, całkowicie opróżniając go z krwi. Nie dość, że przejmujesz niemalże całą jego siłę, to jeszcze na zawsze pozbawiasz jego innych przemienionych przejmowania cząstki jego siły. Przywłaszczasz ją jedynie dla siebie i z nikim się nie dzielisz. Przemienionemu wampirowi nikt nie musi mówić, że jego mistrz został zabity, oni to czują. Mentalne połączenie zostaje przerwane, można powiedzieć, że już nie są całkowicie bezwolni. Gdy tylko się zbliżę wyczują ode mnie potęgę Fausta czy to w zapachu czy też po samej aurze, drobny detal, który tylko wampiry i niektórzy nieumarli są w stanie wychwycić.
        - Jedni będą chcieli mi odebrać to co sobie wziąłem z krwią Fausta, inni jedynie z bezpiecznej odległości będą okazywać mi swoją wrogość i nienawiść. Żaden jednak przemieniony przez Fausta już nigdy nie będzie moim kompanem. - Uśmiechnął się blado, choć wśród innych przemienionych zawsze miał więcej wrogów niż sprzymierzeńców, przez to, że był pupilkiem Fausta, ale to po prostu będzie musiał przeżyć. W końcu jak już wspomniał przestępstwem będzie jeśli ktoś go zabije w nieczystej walce.

        - Widzę, że cię krępuje ta sytuacja, nie przepraszaj i bądź spokojny. Jeśli nie będę potrzebny po prostu powiedz, a zniknę z twojego życia. Przepraszam, że sprawiam ci same problemy. - Uśmiechnął się ciepło do przyjaciela. Wstał i nieco się przeciągnął. - Nie mniej zostawię cię teraz samego. Naprawdę potrzebujesz odpoczynku, a ja ci to uniemożliwiam. Przyjdę z rana jeśli sobie tego życzysz. Muszę pójść do zamku się przebrać i zabrać swoje rzeczy, dogadać się z którymś przemienionym i oddać mu zamczysko na własność, ktoś musi dbać o krypty. Muszę też odwiedzić groby bliskich i załatwić w mieście nieco spraw i przenieść się do pokoju w karczmie. Jeśli naprawdę tego chcesz, wierz mi, że z rana się pojawię - powiedział z troską w głosie i skierował się w stronę drzwi. Przystanął jednak, gdy usłyszał słowa Mitry.
        - "Powiedział, że nie chce cię widzieć" - powtórzył słowa dell Amerda. - Dobrej nocy, przyjacielu - powiedział ciepło, po czym wyszedł zostawiając Mitrę samego by w końcu odpoczął i najpewniej poukładał swoje myśli.
Awatar użytkownika
Mitra
Splatacz Snów
Posty: 357
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Błogosławiony
Profesje: Mag , Uzdrowiciel
Kontakt:

Post autor: Mitra »

        Mitra nie był zupełnie świadomy tego, jak gwałtowną falę przemyśleń mogą jego słowa wywołać u Aldarena. Dostrzegł w pewnym momencie jego rozbiegany wzrok, ale po prostu założył, że popełnił gafę w ogóle się odzywając, a nie, że zostanie zrozumiany tak opacznie. Dlatego gdy wampir zaczął dukać jakieś tłumaczenia, nekromanta nie od razu pojął o co mu chodzi. Patrzył na niego nierozumiejącym wzrokiem, próbując nadążyć za wypowiadanymi słowami i po prostu mu to nie wychodziło. Nie umiał ich odnieść do kontekstu własnej wypowiedzi, a widok tak skrajnie zażenowanego skrzypka jeszcze pogłębiał jego konsternację. A gdy w końcu Aresterra zaskoczył o co chodziło skrzypkowi, ten szybko się z tych słów wycofał i zapewnił, że po prostu źle go zrozumiał. Aresterra przyjął to i przeszedł nad tamtym bełkotem do porządku dziennego… Lecz tylko pozornie, bo gdzieś z tyłu jego głowy nadal jego myśli krążyły wokół źle zinterpretowanego wyznania.

        Do końca rozmowy Mitra był raczej małomówny, co można było zwalić zarówno na karb zmęczenia, jak i podły nastrój. Cały czas jednak uważnie słuchał Aldarena, reagując pomrukami w stylu “aha”, “jasne”, “oczywiście”, gdy było to konieczne. Zadał ze dwa czy trzy pytania, które najbardziej go nurtowały, ale faktycznie, nie miał już siły na dłuższe podtrzymywanie pogawędki. O Żabona więc więcej nie pytał, bo zresztą i tak wydawało mu się, że sobie poradzi. Ożywił się po raz kolejny dopiero w momencie, gdy wampir wyjawił swoje plany na najbliższy dzień. Widać było, że przez moment ze sobą walczył, a odezwał się dopiero uprzednio obracając wzrok.
        - Karczmy w Maurii są podłe - mruknął. - Możesz na te kilka nocy zatrzymać się… u mnie. Piętro wyżej są jeszcze wolne pokoje.
        Nekromanta nie dodał nic więcej. Nie mówił, że to były kiedyś jego pokoje ani tego, że nikt tam nie sprzątał od jakiś trzydziestu lat. Gdyby jednak Aldaren wyraził chociaż cień zainteresowania, słudzy mogli doprowadzić to piętro do użycia. Dla Mitry to nie był wielki problem, skoro i tak te pomieszczenia stały puste. Zresztą tak chyba postępowali przyjaciele, prawda?

        - Dobranoc, Aldarenie – odparł Mitra, patrząc na wampira, a później już tylko w pusty otwór drzwi wejściowych do sypialni. Słuchał jak skrzypek schodzi po schodach, potem przemierza korytarz i wychodzi. Stuknęły zamykane drzwi, a w posiadłości zapadła typowa dla tego miejsca, lecz w tym momencie niepokojąca cisza. Aresterra czuł się nieswojo. Słyszał jak mu serce wali, a w uszach szumi krew. Żabona nie zauważał, chyba ta mała bestia zasnęła albo wylazła eksplorować posiadłość.
        Nekromanta czuł, jak żołądek wywraca mu się na drugą stronę. Teraz, gdy zszedł z niego stres wywołany nietypową dla niego sytuacją, zaczęło do niego docierać co kryło się za tym mamrotaniem o sympatii i perspektywie. A im więcej do niego docierało tym gorzej się czuł. Absolutnie nie miał na myśli tego, co wydawało się skrzypkowi. Co więcej nigdy by też nie przypuszczał, że wampir mógłby go zrozumieć w taki sposób… Przecież obaj byli mężczyznami. Aldaren miał kiedyś rodzinę: żonę, syna. Skąd przyszło mu do głowy, że mogłoby chodzić o coś innego niż przyjaźń? W głowie Mitry zaczęły pojawiać się niepożądane domysły, spekulacje i pytania. Przypominał sobie wszystko chwilę po chwili, a gesty, które wcześniej wydawały mu się po prostu miłe, teraz niosły za sobą nowy wydźwięk. Było mu niedobrze na myśl, że może wcale nie był tak zdystansowany jak mu się wydawało. Może… może nieumyślnie uwodził skrzypka? Co więcej, może zawsze taki był i dlatego to wszystko go spotykało? Sam sobie był winny…
        - Przynieś mi nóż - rozkazał manekinowi, który czekał nieopodal na polecenia swojego sparaliżowanego pana. Ledwo jednak wybrzmiały dwa kroki stawiane na drewnianej podłodze równie drewnianą stopą, Aresterra kazał martwemu słudze się zatrzymać. Przypomniała mu się krypta Krazenfirów i to jak Aldaren wyczuł ledwie odrobinę jego krwi. Nie mógł pozwolić, by on to znowu poczuł… A wiedział, że nie uniknie plam na narzucie. Był jednak sposób by temu zaradzić.
        - Zanieś mnie do łazienki - rozkazał, a manekin podszedł i pomógł swojemu panu dostać się we wskazane miejsce. Mitra kazał się posadzić na murowanym brzegu wanny, a następnie sam się rozebrał, choć było to trudne mając do dyspozycji tylko pół sprawnego ciała. Nagi zsunął się do wanny i dopiero wtedy ponownie kazał przynieść sobie nóż. Nie miał czucia w rękach, więc ciął się po wewnętrznej stronie uda i po kostce nogi. Już mu się to wcześniej zdarzało, choć i tak w większości kaleczył sobie nadgarstki - to było najwygodniejsze, a poza tym rękę można było podnieść do oczu, patrzeć jak krew płynie po skórze nieregularnymi strumykami… Noga jednak też się nadawała. Każde kolejne cięcie na jasnej, delikatnej skórze upuszczało z niego odrobinę stresu, nadal jednak błogosławiony czuł mdłości i wstyd. W końcu jednak ból go uspokoił - wtedy nekromanta odłożył nóż na brzeg wanny i jeszcze chwilę siedział z otwartymi ranami, znosząc pieczenie i dyskomfort. Za leczenie zabrał się, gdy rany już trochę podeschły. Zawsze tak robił: nie chciał by inni wiedzieli o jego słabości, więc zacierał po niej wszelkie ślady. Leczył więc uważnie ranę za raną, w połowie zaczynając się trochę obawiać czy starczy mu sił do końca, ale mimo wszystko dał radę. Na koniec był jednak wyczerpany tak bardzo, że miał ochotę zasnąć. Dostał tego dnia w kość, fizycznie i psychicznie, a na koniec jeszcze sam sobie dowalił. Ale jednak poczuł się lepiej, że to zrobił, bo teraz nawet gdy myślał o tamtym incydencie, nie skręcał go żołądek.
        Mitra leniwie obrócił się i oparł splecione ramiona na brzegu wanny. Westchnął, po czym przymknął oczy jakby chciał zasnąć. Zaraz jednak podniósł powieki i ponownie westchnął. Teraz musiał zmyć z siebie tę krew…

        Leżąc już w łóżku Mitra mimo obezwładniającego zmęczenia nie potrafił zmrużyć oczu. Przechodziły go dreszcze jakby miał gorączkę, tłumaczył je sobie jednak osłabieniem – dawno nie spał, był wykończony psychicznie i nadwyrężony emocjonalnie, a jego stan fizyczny był tak naprawdę niewiadomy. W takich warunkach naprawdę nietrudno o gorączkę. Teraz już jednak nie myślał o Aldarenie - to nie był temat do hipotetycznych rozważań, za to paraliż już owszem. Mitra musiał podjąć jakąś decyzję.
        ”Może pomóc?”
        Mitra zacisnął wargi i udawał, że nie widzi przechadzających się po pokoju duchów. Tak, oferowały mu pomoc. Gdy tylko zorientował się, że wkładały mu do głowy myśli, które nie były jego, od razu zmieniły taktykę i o tym, co najpierw chciały w nim zaszczepić podprogowo, mówiły już wprost: Aldaren nie zasługiwał na zaufanie. Był jak Faust - czarujący, charyzmatyczny, o ujmującym uśmiechu i manierach. Uwodził swoim sposobem bycia, nawet jeśli czynił to nieświadomie. W głębi ducha był jednak drapieżnikiem o czerwonych oczach. Oni zrobili ten błąd - zaufali wampirowi, a on za to posłał ich na stos. Za zemstę byli w stanie wiele oddać: twierdzili, że znają zaklęcie, które odczyni paraliż, a dodatkowo tylko oni wiedzieli jak otworzyć Czarną Księgę. Mogli to dla niego zrobić za jedną małą przysługę. Mitra z początku im się sprzeciwił, odmówił, ale oni potrafili wybaczać. Miał jeszcze jedną szansę.

        Rano Mitra był jeszcze bardziej rozbity niż wieczorem. W końcu udało mu się zasnąć, sen był jednak krótki i płytki. A gdy nekromanta otworzył oczy, pierwsze co zobaczył to paskudna morda Żabona, który węszył przy nim niespokojnie i coś tam stękał.
        - Co jest? - mruknął Aresterra, starając się wydostać spod skotłowanej pościeli. Demon kręcił się na łóżku w sposób, którego błogosławiony nie umiał zrozumieć.
        - Ych… Czekaj - mruknął, wychylając się za brzeg posłania. Przy łóżku nadal leżał worek z jedzeniem, który poprzedniego dnia przyniósł Aldaren. Mitra wyciągnął z niego resztę kiełbasek i rzucił je w nogi posłania, by Żabon je zjadł jeśli o to mu chodziło. Mały demon zainteresował się jedzeniem, ale za to niebianina nie interesowało, czy faktycznie jadł. Długo jeszcze przewalał się w pościeli, nim z trudem podniósł się do pozycji siedzącej i spuścił nogi na podłogę. Musiał się doprowadzić do porządku, ubrać. Aldaren miał przyjść. Już był ranek. Już był nawet późny ranek. ”Wstawaj”, przekonywał sam siebie nekromanta, lecz nie miał wystarczającej siły przebicia, by poruszyć niechętne ciało. Był strasznie blady, widział to po swoich rękach i nogach. Chyba przegiął… Ale też dawno nie był tak zestresowany jak tej nocy. Musiał wziąć gorącą kąpiel, by wróciły mu kolory. Może coś zjeść… W sumie był głodny. W worku od Aldarena znalazł słodkie bułki, które zjadł nawet nie zastanawiając się nad ich smakiem. Później zgodnie z postanowieniem wziął gorącą kąpiel, była ona jednak szybka, bo od gorąca robiło mu się słabo. Jeszcze z wilgotnymi włosami ubrał się w typowe dla siebie ciemne, proste ubrania, po czym kazał się zaprowadzić do salonu i posadzić na kanapie. Manekin przyniósł mu jego własną teczkę z notatkami na temat Krazenfirów, które nekromanta zaczął przeglądać, choć i tak znał ich treść na pamięć.
Awatar użytkownika
Aldaren
Poszukujący Marzeń
Posty: 411
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje: Arystokrata , Uzdrowiciel , Artysta
Kontakt:

Post autor: Aldaren »

        Na propozycję nekromanty uśmiechnął się jedynie, ani się na nią nie zgadzając, ani też jednoznacznie mu nie odmawiając. Po niedługim czasie dał mu spokój i wyszedł z jego domu na mroźny deszcz, zabierając wcześniej z salonu swoją torbę z zakupionymi butelkami krwi. Na zewnątrz podniósł twarz do góry i pozwolił by przez chwilę niemal boleśnie smagały go krople ulewy wraz z wiatrem, po czym odetchnął głęboko i ruszył w pierwszej kolejności w stronę "Trupiej Główki" Nihimy. Według niego była to najlepsza karczma w całym kraju, nigdy nie dochodziło tam do żadnych burd, a co dopiero podejrzanych przekrętów, gdyż właścicielka potrafiła własnoręcznie takich delikwentów wyrzucić za drzwi.
        Po drodze czuł na sobie ogrom nieprzychylnych spojrzeń i słyszał wrogie pomruki, przez które miał wielką ochotę naciągnąć na głowę kaptur swojego płaszcza, lecz szybko sobie przypomniał, że oddał swoje okrycie wierzchnie jakiemuś dziecku, gdy wracał do Mitry. Westchnął ciężko i wyprostował się dumnie, ignorując wszystkie niemiłe jego osobie uwagi. Nie było to łatwe dla kogoś otwartego na innych i pragnącego mieć dobre relacje ze wszystkimi otaczającymi go istotami, lecz musiał to przetrwać. "Kilka dni, nie więcej. Muszę wytrzymać jeszcze tylko tych kilka dni, aż Mitra nie odzyska władzy w kończynach i nie wyzdrowieje do końca" - pocieszał się tą myślą, a ona pomagała mu nieco znieść tę sytuację.
        - "Szybciej cię zabiją, szczególnie jeśli będziesz co chwila paradował po mieście w środku nocy" - zauważył Drugi od niechcenia.
        - Nie jeśli będę uważał i unikał konfliktów.
        - "Ty naprawdę nie masz ani granika mózgu w tej głowie! Przecież odkąd zabiłeś Fausta jesteś chodzącym zapalnikiem dla konfliktów... Poza tym mów co chcesz, ale ci za tobą to nie orszak pogrzebowy" - prychnął mając nadzieję, że choć w tę stronę Aldaren zrozumie jak nierozsądnie się zachowuje.

        Zaskoczony jego uwagą skrzypek zatrzymał się nagle i odwrócił za siebie. Niestety zrobił to w nieodpowiednim momencie, gdyż ledwo się odwrócił i zarobił mocny cios pięścią w twarz. Wpadł w kałużę i nawet nie miał okazji wstać gdyż towarzystwo szybko go otoczyło i zaczęło kopać oraz okładać pięściami z całej siły złorzecząc wampirowi, grożąc mu zemstą i przysięgając, że nie pozwolą mu opuścić miasta. Jeden z drabów szarpnął półprzytomnego wampira za włosy i podniósł go. Drugą ręką chwycił go mocno za ramię i niezbyt delikatnie odchylił jego głowę wbijając kły w odsłoniętą szyję. Aldaren krzyknął z boleścią i mimo braku sił starał się uwolnić, ale nie było to łatwe, nawet gdy inni zaczęli się przepychać i tłuc za tym łysolem, by również wypić z krwią skrzypka ukradzioną przez niego potęgę Fausta.
        To było na jednej z głównych ulic o porze idealnej dla innych nocnych mieszkańców Maurii, więc sporo mieszczan się kręciło w tej okolicy, tym bardziej zebrała się grupka by obserwować ten lincz faustowego pupilka i zdrajcy. Nikomu nie przyszło do głowy by nieco załagodzić sytuację, nie mówiąc o pomocy Aldarenowi. To nie były ich sprawy, a on zabił jednego ze Starszych, w pełni więc rozumieli zachowanie oburzonych wampirów przemienionych kiedyś przez Fausta, a przez to nie mieli zamiaru wstawiać się za skrzypkiem, może i im udałoby się nieco skosztować jego krwi.
        Drugi tego nie zdzierżył, po raz pierwszy kompletnie zniknął z umysłu lazurowookiego. Ledwo żywy wampir padł na ziemię, gdy drab go puścił. Była to okazja dla słabszych towarzyszy łysola. Niemałym zdziwieniem dla innych było, kiedy drab łamał ich ręce albo sprzedawał kopniaka prosto w twarz jak tylko zbliżali się o włos do napadniętego Aldarena. Współtowarzysze kompletnie nie rozumieli co się dzieje, myśleli, że łysol chciał mężczyznę jedynie dla siebie, ale wtedy opróżniłby go za razem do końca, a nie wypuścił. Ostatecznie pokaz się skończył na obiciu przez niego kilku mord, a po tym zaciągnął z trudem regenerującego się wampira w boczną uliczkę. Tam kucnął przy nim. Boleśnie ścisnął dolną część szczęki skrzypka tak, że ten został zmuszony do jej otworzenia, a po tym bez słowa wbił jego kły w swoją rękę i trzymał tak długo, aż tamten nie rozsypał się w pył.
        To było dla niego ogromnym szokiem, nie chciał żeby tamten tak skończył, a jednak nie mógł się wyrwać, bo aż do ostatnich chwil łysola był przez niego przytrzymywany. Aldarenowi zrobiło się nie dobrze, przewrócił się na czworaki i zaczął zwracać większą część wypitej krwi, która jeszcze nie zdążyła zostać przez wampira wchłonięta i przemieniona w swoją własną.
        - "Łaaa fuj... Obleśny typ... Żebyś ty widział co on miał we łb... Jaja sobie robisz?!" - wściekł się Drugi, który w między czasie wrócił z powrotem na swoje miejsce w umyśle lazurowookiego. - "Ja ci tu pomagam, a ty rzygasz na moją pomoc! Wiesz ty co?! Mauryjskie dzieci by nie pogardziły!"
        - K-kim ty do diabła jesteś? - wydukał osłabiony tymi konwulsjami wampir i oparł się o mur pobliskiej kamienicy pozwalając by uzupełniony niedobór krwi, pomógł mu się zregenerować i pewniej stanąć znów na nogach.
        - "Demonolog od siedmiu boleści się znalazł" - prychnął wciąż obrażony na to, że Aldaren wyrzucił z siebie tyle kwaterek dobrej, świeżej krwi. Nie odpowiedział jednak na to pytanie, znikając w odmętach umysłu nieumarłego, który bez najmniejszego skutku domagał się odpowiedzi.

        Poirytowany i wciąż obolały podniósł się w końcu z ziemi i wznowił wędrówkę do karczmy jednej ze swoich przyjaciółek. Na miejscu jednak nie spodziewał się takiej reakcji z jej strony. Owszem, podała mu drinka z jednego z mocniejszych alkoholi z dodatkiem krwi i przyjęła zapłatę, ale nie zgodziła się na to by Aldaren wykupił w jej karczmie nocleg, a nawet wygoniła go gdy dopił swoją kolejkę. Nie mając wyboru wampir się jej posłuchał, rozumiał, że chciała utrzymać dobrą reputację swojej oberży i nie zamierzała ściągać sobie na głowę kłopotów. W końcu biznes i bezpieczeństwo, ważniejsze od bezwartościowej przyjaźni.
        Zdesperowany skrzypek zaczął odwiedzać coraz to gorsze speluny, lecz w każdej sytuacja wyglądała podobnie, z tą różnicą, że zamiast alkoholu dostawał manto, albo solidną dawkę upokorzenia, szczególnie, że nawet się nie bronił. Stał i pozwalał się bić. Na żadnego z właścicieli nie był jednak zły. Rozumiał, biznes i bezpieczeństwo...

        Po odzyskaniu sił, po pas w jednym z rynsztoków, by uniknąć dalszych rozbojów na swojej osobie przemienił się w kruka i niezdarnie machając skrzydłami doleciał do zamku Fausta. Było tam pełno jego rozwścieczonych sług i nie trzeba było się długo domyślać, że czekali na pupilka ich pana. Przez to Aldaren nie mógł swobodnie wejść do środka i zabrać swoich rzeczy. W tym celu użył jednego z otwartych okien zamku, pod samym sufitem przeleciał szybko korytarzem i gdy nikogo nie było w pobliżu, wrócił do ludzkiej postaci. Otworzył kluczem drzwi do swojego pokoju i zaraz zamknął się w nim od środka i zabarykadował. Nie tak to wszystko miało wyglądać. Osunął się oparty plecami o ścianę na ziemię i był na granicy załamania. Zaczynał nawet żałować, że zabił Fausta, zamiast spróbować załatwić sprawy w inny sposób. Był pewien, że rozmowa by pomogła i w zupełności wystarczyła.

        Odetchnął głęboko i oparł głowę na przyciśniętych do piersi kolanach. Zaraz jednak zacisnął pięści i się podniósł z podłogi. Nie było czasu żeby się nad sobą użalać. Tym bardziej, że siedząc tu zaczęły bez ostrzeżenia nawiedzać go wspomnienia te dobre jak i te złe, wywołując u wampira nostalgiczny nastrój. Wyjął z szafy pojemny, podróżny plecach i... rozejrzał się ponuro po pokoju. Nie wiedział co ze sobą zabrać, czego nie mógłby kupić na targu. Dotarło do niego, że choć tyle lat tutaj mieszkał, nie miał tak naprawdę nic z czym nie mógłby się rozstać i czego nigdy nigdzie by nie kupił... Znaczy była jedna taka rzecz, ale... kilka godzin temu została przez niego roztrzaskana.
        Wampir się zdenerwował zrozpaczony i rzucił krzesłem o ścianę, chwytając się za głowę. Próbował się uspokoić i powstrzymać rozdzierające jego serce łzy. Wtedy usłyszał jakby ktoś za nim się potknął o róg komody stojącej pod oknem. Odwrócił się, ale nikogo nie było, nikogo nie czuł, a okno było zamknięte. Znów się rozejrzał i... Wtedy dostrzegł leżący na swoim łóżku pakunek. Mógłby przysiąc, że gdy tu wchodził niczego nie było.
        Oblała go fala niepokoju, podszedł ostrożnie do paczki i zerknął na nią z dystansu. Wypalone na niej litery układały się w jego imię, a na jednym z rogów było niepewnie napisane węglem niewielkie "Z.". Sięgnął do pakunku i zaczął go otwierać, a już po chwili dojrzał leżące w pudełku skrzypce wyglądające jakby ktoś je własnoręcznie wyrzeźbił, bez nawet najmniejszej wiedzy stolarskiej. Wyglądały jakby zostały zrobione przez jakieś stare i bardzo prymitywne istoty. Drewno nie było w ogóle polakierowane, w jakikolwiek sposób zabezpieczone przed warunkami atmosferycznymi, w kilku miejscach odstawały ostre drzazgi, a nawet szczątkowe gałązki z listkiem. No i instrument w ogóle nie miał strun. Było to bardzo dziwne znalezisko, ale mimo to wampirowi zrobiło się cieplej na sercu. Kochał grać dla innych, co niestety bez jego skrzypiec raczej bezpowrotnie odeszło. Przynajmniej tak było na początku, bo teraz najwyraźniej ktoś nie chciał pozwolić by Aldaren zrezygnował z tej miłości, która jako jedyna nigdy w życiu go nie opuści i będzie z nim po kres jego dni. Wyciągnął instrument i z delikatnym uśmiechem, przesunął pieszczotliwie po szorstkim drewnie. Skrzywił się jednak z bólu, gdy jedna z drzazg wbiła mu się w dłoń, plamiąc drewno kilkoma kroplami krwi. Nie mógł uwierzyć w to co stało się po tym. Jucha nie tylko wsiąknęła w instrument, ale zabarwiła sobą całe drewno, przeobrażając je w ciemny, połyskujący mahoń. Prymitywne do tej pory skrzypce całkiem się zmieniły bardziej przypominając te na których sam grał, ale łuki, zdobienia i krawędzie, czy choćby sam gryf tych wywoływały swego rodzaju niepokój, nadając nieszkodliwemu instrumentowi niebezpiecznego charakteru.
        Aldaren z niezrozumieniem i szokiem przyglądał się temu, trzymając podarunek jak najdalej od siebie. Przełknął z obawą głośno ślinę i nie wiedział czy to przez samą sytuację, czy przez to, że skrzypce nagle zyskały cieniutkie, niemal bordowe struny. Oszołomiony stracił kontrolę nad sobą, pewnie Drugi maczał w tym swoje szpony, złapał smyczek leżący dalej w paczce i zaczął grać całym sobą.
        Harmider na zewnątrz ucichł na moment, a po chwili wybuchły żądne krwi okrzyki i w kilka chwil ktoś próbował wyważyć drzwi do pokoju wampira. Nie bał się, w żaden sposób nie zareagował, po prostu grał i to smętną, przepełnioną boleścią muzykę, bo komu miałby się wyżalić z leżących mu na sercu bolączek skoro Drugi za każdym razem się wściekał i nakazywał mu zaprzestanie i nie było tak naprawdę nikogo kto tak naprawdę wysłuchałby skrzypka i nie odwrócił się do niego plecami po wszystkim, a nie wątpił, że nawet Mitra by tak postąpił gdyby tylko poznał to co wampir tak skrzętnie ukrywał przed światem.
        Po drugiej stronie drzwi rozległy się pełne agonii i przerażenia krzyki, dźwięk łamanych kości i rozrywanego mięsa, lecz muzyka wydobywająca się ze skrzypiec zdawała się ukryć pod sobą te odgłosy, zatuszować rozgrywającą się tam rzeźnię. Poza tym skrzypek był zbyt pochłonięty grą by cokolwiek więcej go teraz obchodziło. Przelał na struny wszystkie swoje bolączki i skargi, a gdy skończył... Było mu dużo lżej na duszy. Zaczynało już świtać, co było dla niego kolejnym zaskoczeniem, bo wydawało mu się, że dopiero zaczął grać.

        Chwilę musiał mocować się z drzwiami, bo nie chciały się otworzyć, a gdy już mu się to udało, uderzyła w niego mdląca woń krwi i śmierci, od której omal znowu nie zaczął wymiotować.
        - Co tu się u licha stało? - wysapał tłumiąc w sobie mdłości.
        - "Demony przeszłości nie znają litości." - Służył pomocą Drugi i zachichotał podstępnie. Wiedział co tu zaszło, ale nie zamierzał wtajemniczyć Aldarena.
        Przez domysły jakie przyszły mu do głowy nieumarły nie mógł dłużej wytrzymać i wyrzucił nikłą zawartość swojego martwego żołądka. Cały korytarz był umazany krwią, a po ziemi walały się bezkształtne kawałki mięsa. Wampir wolał nie wnikać co tu się stało, więc jak najszybciej opuścił to miejsce. Przed zamkiem nie było lepiej, wyglądało jakby coś rozszarpało wszystkie znajdujące się tu przemienione wampiry.

        Zawahał się na moment, ale po chwili poszedł w stronę miejskiego cmentarza, konkretniej do jednej z krypt, którą wzniósł dla swojej żony i syna, i których szczątki kazał do niej przenieść. Obok ich sarkofagów oparł o ścianę swój miecz, który nosił imię jego mistrza i Aldaren spędził chwilę z całą trójką. Chciał im też coś zagrać, ale skrzypce znów wróciły do swojej prymitywnej, bezstrunowej formy. Nie był pewien czy powinien zabierać ze sobą ten tajemniczy instrument, a tym bardziej na nim grać, ale zastanowi się nad tym później. Zostawił plecak ze skrzypcami i kilkoma ubraniami na przebranie w krypcie i posępny, przez myśl, że zaraz się spóźni do Mitry, zaczął iść w stronę jego domu.

        Po drodze spotkał opiekującego się tym cmentarzem i zmarłymi, grabarza, którego poinformował, że przez kilka dni będzie się kręcił po tej okolicy, a konkretniej odpoczywał w krypcie rodziny skrzypka. Poczciwy staruszek był bardzo zmartwiony tą informacją, ale nie wnikał w szczegóły, zaproponował jedynie, że Aldaren może u niego przenocować, porozmawiać w razie potrzeby przy lampce wina, albo chociażby się wykąpać. Z tego ostatniego nieumarły z wdzięcznością skorzystał, a w krypcie przebrał się w czyste i niezniszczone ubrania. Odetchnął głęboko i opuścił cmentarz.

        Przed pójściem do Mitry odwiedził znajomego kupca, wyprosił na nim sprzedaż sześciu pomarańczy, a na mieście kupił koniak, nieco jakiegoś mięsa, bochenek chleba, mleko, trochę miodu. Większość wampirów o tej porze siedziała w swoich domostwach, lub odsypiała noc, a ci co zostali pozostawali wobec Aldarena neutralni, więc krwiopijca zakończył swoją wędrówkę z nienaruszoną twarzą.

        Gdy przyszedł do Mitry zbliżało się południe, a najgorsze było to, że wampir omal nie upuścił kupionego jedzenia dla nekromanty, kiedy potknął się o... paczkę pod jego drzwiami. Nie była w żaden sposób zapieczętowana, więc zerknął niepewnie do środka, zaniepokojony po ostatnim pakunku jaki on sam znalazł. Nie było jednak nic podejrzanego... Oprócz tego, że cały pakunek był wypełniony książkami Fausta. Jedna tylko była owinięta w skórę i zapieczętowana, znów z wypalonym imieniem skrzypka. Schował ten tomik do wewnętrznej kieszeni swojego płaszcza i wziął z ziemi paczkę. Łokciem otworzył drzwi do domu nekromanty i wszedł do środka.

        - Witaj, kupiłem ci coś do jedzenia i... znalazłem to pod twoimi drzwiami - powiedział od razu zostawiając wszystko przy Mitrze.
        Wampir odwrócił się by zamknąć za sobą drzwi i po prostu stał nieopodal wyjścia obserwując blondyna. Nie wiedział co ma ze sobą zrobić, a po sytuacji z wczoraj nie czuł się zbyt pewnie w ogóle tu przebywając. I nie chodziło o jakiś żal do niebianina, bo ten przecież nic nie zrobił, ale problemem był właśnie sam krwiopijca. Bał się, że znów palnie coś głupiego i Mitra wywali go za drzwi, chciał uniknąć takiej sytuacji, choćby z własnej woli się ulatniając póki miał jeszcze szansę. Mimo to postanowił jeszcze zostać, a nóż pomoże nekromancie z zabiciem nudy i samotności... Zerknął na pudło i zaczął w swoje wymówki i marzenia szczerze wątpić. W końcu książki dla światłych umysłów były dużo ciekawszym zajęciem niż konwersacja z jakimiś ćwierć mózgami nie dorastającymi im nawet do pięt. Westchnął pod nosem i zerknął w bok od niechcenia.
        W pudle były książki, które zainteresowały Mitrę gdy spędzał noc w zamku Fausta, o czym Aldaren ani nikt w zamku nie miał prawa wiedzieć. Natomiast na dnie znajdowała się karteczka z wypalonym napisem: "Od Aldarena van der Leeuw'a".
        - Jak się czujesz? Nie wyglądasz najlepiej - stwierdził od razu nieumarły, a zmartwienie wykwitło mu na twarzy.
Awatar użytkownika
Mitra
Splatacz Snów
Posty: 357
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Błogosławiony
Profesje: Mag , Uzdrowiciel
Kontakt:

Post autor: Mitra »

        Mitra miał problem znaleźć sobie miejsce na kanapie. Gdy był sam (a przecież praktycznie zawsze był) i szukał czegoś w księgach, lubił obłożyć się potrzebnymi materiałami, rozkładając je zarówno na stoliku przed sobą, jak i na siedzisku a nawet na ziemi, jeśli było tego wyjątkowo dużo. Później zaś siadał ze skrzyżowanymi albo podkulonymi nogami na kanapie i brał się do pracy. Rzadko się rozpierał, głównie przez to, że lubił robić sobie prowizoryczny blat na udach z jakiejś wyjątkowo dużej księgi, a wtedy zawsze lepiej mieć kolana chociaż lekko w górze… Jednak znalezienie sobie wygodnej i jednocześnie praktycznej pozycji z tą sparaliżowaną nogą nie było wcale łatwe. W końcu jednak nekromanta poradził sobie z tym spuszczając sparaliżowaną kończynę na podłogę, a kostkę drugiej wspierając na jej udzie. Pracował tylko jedną ręką, przez co też inaczej obłożył się materiałami, każąc wszystkie złożyć po swojej lewej stronie, by łatwiej mu było sięgać. Sparaliżowanej drugiej ręki używał jako przycisk do papieru.
        Gdy usłyszał kliknięcie klamki przy frontowych drzwiach i kroki wzdrygnął się lekko – za bardzo pochłonęło go to co czytał. Po raz kolejny analizował opis krypt, w nim szukając wskazówki jakiej dziedziny magii i jakich zaklęć mógłby użyć, by odzyskać władzę w ciele albo otworzyć grymuar bez pomocy Krazenfirów. Zaraz jednak zamknął czytany notes i odłożył go na stos obok siebie. Domyślił się, że to Aldaren wszedł i nawet nie miał do niego pretensji o to, że nie poczekał aż zostanie wpuszczony – w końcu ponoć byli przyjaciółmi, a ponadto nekromanta zaproponował mu nawet nocleg.
        - Witaj – przywitał go więc bez cienia negatywnych emocji w głosie. Choć się nie uśmiechnął, widać było, że ma całkiem dobry humor, jak na niego oczywiście. Gdy tak siedział na kanapie z jedną nogą założoną na drugą można było zapomnieć, że nie miał władzy w połowie ciała - wyglądał całkiem naturalnie.
        - O… och - mruknął, bardzo zaskoczony tym, że wampir przyniósł mu jakąś paczkę. Wyciągnął rękę do Aldarena, by przyjąć od niego wszystko to, co trzymał w rękach, z pewną podejrzliwością patrząc na tajemniczą paczkę.
        - Nie mam pojęcia co to może być, na nic nie czekałem - wyjaśnił. - Zresztą co to za metoda, zostawiać paczkę na progu? - prychnął jeszcze, bo może na to nie wyglądało, lecz gdyby ktoś zapukał, otworzyłby mu jeden z nieumarłych sług, którzy w końcu zostali do tego stworzeni. Nie były to co prawda twory specjalnie rozmowne, ale można im było dać przesyłkę do ręki bez obaw, że się zapodzieje albo zniszczy, wiedział o tym każdy goniec w Maurii i większość w okolicy. Stąd brała się ta podejrzliwość błogosławionego - z niewiedzy.
        - Dzięki - mruknął, łapiąc w pierwszej chwili za worek z jedzeniem. Nie zajrzał nawet do niego, tylko odłożył go na stos notatek po swojej lewej stronie.
        - To daj tutaj… - zasugerował Aldarenowi, gestem wskazując, by skrzynkę z tajemniczą zawartością odstawił na siedzenie po prawej.
        - Siadaj - zaproponował mu po chwili, pokazując fotel, który wcześniej został uprzątnięty właśnie z myślą o tym, że być może skrzypek zechce spędzić z nekromantą nieco czasu. Jak poprzedniego dnia, tak i dzisiaj Mitra rozsupłał jedną ręką worek z jedzeniem i zajrzał do środka. Pierwsze co przykuło jego uwagę to butelka koniaku. Wyciągnął ją i spojrzał na etykietę.
        - Masz dobry gust - oświadczył, lekko unosząc brew, jakby był zaskoczony tym, że w ogóle coś takiego znalazło się w paczce z prowiantem. - Ale zostawię to na wieczór - usprawiedliwił się, odstawiając butelkę na kawałek wolnego blatu. - O, i pomarańcze… - zauważył z podziwem, wyciągając kolejno wszystkie owoce. - Nie za bardzo mnie rozpieszczasz? - zapytał, zerkając na wampira znad cytrusa, który przytknął sobie pod nos by chwilę inhalować się cudownym zapachem. Na razie jednak do jedzenia wybrał świeży chleb, który skubał prosto z worka. Był to wybór czysto praktyczny, gdyż chleb nie brudził rąk, a on chciał jeszcze spojrzeć do tej skrzynki niewiadomego pochodzenia i nie zamierzał co chwilę wycierać palców. Wepchnął więc sobie do ust spory kawałek chrupiącej skórki, po czym przysunął do siebie pudełko. Ostrożnie uchylił wieko, a gdy zorientował się, że są to chyba same książki, otworzył je na całą szerokość. Wziął do ręki pierwszy tom, którego tytuł oczywiście był mu znajomy i nie zwrócił z początku specjalnej uwagi na to skąd go znał. Obejrzał okładkę z przodu i z tyłu, położył księgę na udach i ją przekartkował. Podniósł na Aldarena czujne spojrzenie, gdy ten skomentował jego wygląd.
        - Ty też nie wyglądasz najlepiej - oświadczył, odkładając wertowaną książkę na bok. - Wybacz. Kiepsko spałem - wyjaśnił, co po części było oczywiście prawdą. Przecież, że nie przyzna się do samookaleczania.
        Sięgnął po kolejny z przyniesionych przez wampira tomów i powtórzył cały rytuał z oglądaniem go i kartkowaniem. Tym razem lekko zmarszczył brwi, bo gdy trafił za pierwszym razem na całkiem specyficzny tytuł dotyczący nekromancji, wydawało mu się, że to przypadek, ale gdy drugi również sprawiał wrażenie znajomego, błogosławiony nabrał podejrzeń. Zaraz sięgnął po trzecią książkę i gdy ona również pasowała do wzorca, łypnął na Aldarena. Otworzył usta jakby chciał coś powiedzieć, ale sobie odpuścił. Zdawało mu się, że tamtej nocy, gdy myszkował po bibliotece Fausta, był w niej sam i nikt go nie widział, najwyraźniej jednak ktoś musiał go obserwować, no bo jakim cudem tak precyzyjnie dobrałby te wszystkie tytuły? Tylko kto? Któryś z wampirów? Albo jakiś sługa? Tylko po co mu je przyniósł…
        Mitra dostrzegł leżącą na dnie skrzynki karteczkę i zaraz po nią sięgnął, bo stanowiła coś innego na tle reszty zawartości pudełka. Zbyt wielu słów na niej nie było, ale za to wiele rozjaśniały.
        - Hm… - mruknął Aresterra, jeszcze chwilę zastanawiając się czy pytać wampira o co chodzi czy też sobie odpuścić. Wydawało mu się, że może to jakaś gra, której zasad jeszcze nie znał. W końcu Aldaren wyraźnie dawał do zrozumienia swoją postawą i tym co mówił, że to nie było od niego i że to ktoś musiał podrzucić skrzynkę na próg nekromanty. A jednak…
        - Dziękuję - powiedział, pokazując skrzypkowi karteczkę. Jego ton nie był wcale zadowolony, a wręcz zapowiadał konfrontację. - Chyba miałem ją znaleźć przed tym jak przyszedłeś? Zepsułem twoją niespodziankę, ale sam rozumiesz, w tym stanie nie wyszedłbym z domu.
        Nekromanta zamilkł, nie pytając już o dobór ksiąg. Westchnął, po czym wyjął jeszcze kilka tomów, w których sprawdził jedynie tytuły.
        - Jak tobie minęła noc? - zapytał, bo w sumie nie dość, że wypadało o to zapytać, to nawet trochę go to nawet interesowało. - Jak udała się realizacja planów?
Awatar użytkownika
Aldaren
Poszukujący Marzeń
Posty: 411
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje: Arystokrata , Uzdrowiciel , Artysta
Kontakt:

Post autor: Aldaren »

        Wchodząc do domu Mitry, Aldarenowi nawet nie przyszło do głowy by zapukać i nawet wymówką nie było, że miał zajęte obie ręce, w końcu mógł zapukać barkiem, nogą, łokciem, albo głową. Dobrze, że nekromanta nie zwrócił na to szczególnej uwagi, bo skrzypek chyba spaliłby się ze wstydu i przepraszałby go na kolanach chyba przez następne pięćset lat swojego nędznego żywota. Faust zapewne się w zaświatach przewraca, przecież nie tak go wychował. W sumie nawet gdyby Mitra nie skomentował w żaden sposób tego braku kultury Aldarena, lazurowooki prawdopodobnie sam by się zorientował o swoim faux pas, ale obecnie nawet tym sobie nie zaprzątał głowy. Wszakże były ważniejsze sprawy niż wejście bez pukania do cudzego domu.

        Na pytanie Mitry odnośnie paczki pokręcił jedynie głową i się zastanowił przez moment. Pochodzenie pakunku było podejrzane, tym bardziej, ze nekromanta na nic nie czekał i fakt, normalny goniec nie zostawiłby skrzynki na zewnątrz. Dodatkowo niedługo musiała leżeć pod drzwiami błogosławionego, bo choć okolica jego domu nie była często uczęszczaną przez mieszkańców Maurii, mimo wszystko znalazłby się ktoś kto przygarnąłby pod swój dom bezpańską skrzynkę z książkami. Tym bardziej tymi o czarnej magii i nekromancji. Ktoś ją musiał podrzucić chwilę przed przyjściem Aldarena by mieć pewność, że paczce nic się nie stanie, ani jej zawartość nie zmaleje. Do tego ten ktoś musiał wiedzieć kiedy dokładnie wampir przyjdzie do niebianina i że w ogóle go dziś odwiedzi. Problem jednak polegał na tym, że idąc drogą do Mitry nie widział w okolicy żywej duszy, a paczka już leżała. Na imieniu Mitry na paczce tak bardzo się nie skupiał, gdyż okoliczni mieszkańcy mogli wiedzieć jak nazywa się właściciel tutejszej kamienicy, więc nie dziwiło to tak bardzo skrzypka jak sam fakt pojawienia się nienaruszonej przesyłki.

        Z zamyślenia wyrwało go podziękowanie błogosławionego na które uśmiechnął się pogodnie, a zaraz po tym położył skrzynkę we wskazanym przez niego miejscu. Żołądek wywracał mu koziołki, lecz szczerze mówiąc, wampir nie zdawał sobie sprawy z tego jak wielkim niepokojem napawają go te wszystkie pytania i niewiadome odnośnie tajemniczej paczki z książkami.
        - "Na mnie nie patrz! Niby jak twoim zdaniem miałbym to tu przytargać? Zorientowałbyś się gdybym ulotnił ci się z głowy, a poza tym, raczej bym chyba zapukał, a nie zostawił ją na pastę okolicznych hien cmentarnych, prawda?!" - warknął urażony Drugi, po tym jak w głowie Aldarena pojawiła się myśl, że to może jego sprawka. - "Poza tym po co miałbym to robić? Cały czas ci mówiłem, żeby zabić tego nekromantę, nie wręczać mu prezenty! Ale pamiętałbyś o tym gdybyś tylko mnie choć przez moment słuchał!!!" - Miotał się rozwścieczony w umyśle skrzypka, lecz ten już nie zwracał na niego uwagi. Drugi miał rację w każdej wypowiedzianej przez siebie kwestii i to musiał mu otwarcie przyznać. Ale... w takim razie kto?

        - Dziękuję - mruknął pod nosem znów otrząsając się z zamyślenia i usiadł na wskazanym fotelu, przyglądając się jak Mitra rozpakowuje torbę z prowiantem. Na uwagę odnośnie koniaku zaśmiał się rozbawiony i pokręcił głową.
        - Wczoraj takie samo chyba piłeś, wolałem nie ryzykować z kupnem innego niż ten co normalnie pijasz - powiedział szczerze, wcale nie kryjąc się z tym, że po tym co wywinął wczoraj Drugi, po prostu odkupił nekromancie w większości wyżłopany przez siebie alkohol.

        Później z błogim, stonowanym uśmiechem obserwował jak błogosławiony wydobywa owoce i znów upaja się ich zapachem. Był to piękny widok, nawet jeśli Aldarenowi nie przyszłoby to na myśl.
        - Szczęśliwy człowiek podobno szybciej wraca do zdrowia, a poza tym pomarańcze są bardzo zdrowe. No i jeszcze je lubisz, a skoro są towarem dość rzadkim w tych stronach i ekskluzywnym, uznałem, że chciałbyś się nimi jeszcze delektować - odparł spokojnie.

        Faktycznie raz czy dwa, gdy jeszcze pomagał swoimi umiejętnościami medycznymi, zdarzyło mu się, że szczęśliwe dzieci wróciły szybciej do zdrowia, a nawet cudem ozdrowiały z beznadziejnych przypadków, tylko dlatego, że byli przy nich rodzice, albo dostali jakąś wymarzoną zabawkę. Natomiast ci, którzy stracili sens życia, całkiem się poddali i nie uznawali Aldarena za jakiekolwiek towarzystwo , potrafili umrzeć nawet od zwykłego przeziębienia. Może faktycznie prawdziwe szczęście miało właściwości lecznicze. Będzie musiał pochylić się nad tą teorią i się przekonać czy rzeczywiście coś takiego jest możliwe i może istnieć, ale to jak Mitra ozdrowieje.

        - Nic nie szkodzi to ja przepraszam za swoją uwagę. Mam nadzieję, że przynajmniej nieco odpocząłeś - oświadczył z troską. Zaczął go jednak ogarniać niepokój, gdy zauważył jak Mitra przegląda zawartość skrzynki, zerka na wampira i jak wyraz jego twarzy staje się coraz bardziej surowy. To jednak co zaraz powiedział było dla zdezorientowanego nieumarłego kompletnie nie zrozumiałe.
        - A-ale ja tego nie zostawiłem... - wydukał czując wiszące w powietrzu napięcie. Nie wróżyło to niczego dobrego ze strony nieumarłego. - Naprawdę nie mam z tym nic wspólnego, przyszedłem pod twój dom, a ona już leżała.
        Starał się jakoś to wyjaśnić nekromancie, ale nie wiedział jak się do tego zabrać, by nie pogarszać swojej sytuacji. Zakłopotany odwrócił spojrzenie w bok i nawet złapał się za kark, pocierając go nerwowo, albo raczej muskając palcami materiał kaptura, wahając się przed zarzuceniem go na głowę, jakby to miało go uchronić i ukryć przed niebianinem. Przez myśl mu też przeszło, że może powinien wyjść, żeby nie niepokoić blondyna i nie denerwować go bardziej. Zwłaszcza, że wciąż miał w pamięci jego uwagę o tym by go nie złościć tak jak wczoraj.
        - Myślę, że na m... - wybełkotał pod nosem, chcąc przeprosić Mitrę za to wtargniecie i po prostu wyjść, ale wtedy nekromanta zainteresował się minioną nocą krwiopijcy.

        Teraz dopiero był w kropce. Cieszył się, że nekromantę ciekawiło czy plan lazurowookiego się powiódł bo mogli przyjemnie spędzić czas rozmawiając na ten temat, lecz... z drugiej strony się wahał czy powinien zostawać i wspominać o swoich przygodach sprzed kilku godzin. Odetchnął głęboko.
        - "Nie zrobisz tego, nie możesz! On cię znienawidzi, uzna za wariata, potwora! Zabije cię albo wyda strażnikom!" - zaniepokoił się Drugi, wydawało się, że miał na pieńku z nekromantami i nie za specjalnie za nimi przepadał, ale Aldarena to nie obchodziło. Padło pytanie, więc czas na odpowiedź.
        - Również nie za dobrze - odpowiedział krótko, chwilę jeszcze bijąc się z własnymi myślami, a szczególnie Drugim, po czym postanowił rozwinąć swoją wypowiedź i zaspokoić ciekawość sparaliżowanego towarzysza. Tym bardziej, że dzięki temu kwestia książek spadała na boczne tory.
        - Nie zdołałem znaleźć miejsca w żadnej karczmie, nie zdołałem porozmawiać z żadnym innym przemienionym przez Fausta, więc zamek stoi opustoszały i nie pilnowany... - zasępił się przypominając sobie to co zostało z nie tak dawnych współdomowników i służących, nie mniej choć pomijał chyba najważniejsze kwestie, cały czas mówił prawdę i nawet przez chwilę nie zamierzał oszukać błogosławionego.
        - Nie mniej udało mi się spakować rzeczy, przebrać, wykąpać i resztę nocy spędziłem w towarzystwie rodziny - dokończył i w tym wypadku raczej unikając wdawania się w szczegóły. Nie tylko dla własnego bezpieczeństwa by nie zrazić do siebie Mitry, ale również dla jego oszczędności czasu. Aldaren wątpił by Mitrę interesowało to, że został zlinczowany, znalazł podobny pakunek, po którym mieszkańcy zamku Fausta zmienili się w krwawą miazgę i że ostatnią noc oraz najpewniej kilka najbliższych, nim Mitra nie wyzdrowieje, spędzi na cmentarzu w krypcie swojej rodziny.

        - Tak się zastanawiam... może to sprawka dell Amerda? - powiedział bardziej do siebie niż do Mitry i zaraz się nad tym zamyślił. To byłoby wielce prawdopodobne. Przynajmniej dla wampira, który nie wiedział, że książki w skrzynce pochodzą z osobistej biblioteczki Fausta, nawet tej ukrytej za regałem.
Awatar użytkownika
Mitra
Splatacz Snów
Posty: 357
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Błogosławiony
Profesje: Mag , Uzdrowiciel
Kontakt:

Post autor: Mitra »

        - Czyli jesteś czujny - poprawił się Aresterra, gdy wyszło, że Aldaren wcale na koniakach tak dobrze się nie znał, tylko po prostu podpatrzył co on trzymał w domu. Nie przyszło mu przy tym w ogóle do głowy, że to rekompensata za to, co poprzedniego dnia wypiło jego alter ego, bo o tym incydencie zapomniał - nie był wcale ważny na tle tego, co stało się później…
        - Lubię - przyznał na wzmiankę o jego słabości do pomarańczy, choć i poprzedniego dnia o tym wspominał. Zerknął jeszcze raz znad owocu na wampira. - A od wieków na nie nie trafiłem… Dziękuję. Odwdzięczę ci się gdy stanę na nogi - obiecał, bo był świadomy tego jak trudno było dostać w tym kraju jakiekolwiek owoce, nie wspominając już o tych bardziej egzotycznych jak cytrusy właśnie. To był jednak plan na przyszłość, a tymczasem Mitra jak poprzedniego wieczoru podał Aldarenowi owoc, by wampir go dla niego obrał w międzyczasie.
        - Ciekawa teoria z tym szczęściem - zauważył, zajmując się już księgami. - Mówiłem ci, że byłem lekarzem, prawda? Jako dzieciak najpierw byłem pielęgniarzem, potem powoli uczyłem się na felczera… Wychowywałem się w wojskowym lazarecie. Może przez to nie mogę zweryfikować twojej teorii o szczęściu, tam po prostu szczęścia nie było, tylko cierpienie. Lecz żołnierzom umierało się łatwiej, gdy byłem przy nich, gdy trzymałem ich za rękę i zapewniałem, że będzie dobrze i że powiadomię ich rodziny, choć nawet nie znałem ich imion…
        Mitra westchnął. Wbrew pozorom nie wspominał aż tak źle dzieciństwa w wojskowym szpitalu - był to chyba wręcz najnormalniejszy okres jego życia. Wtedy jeszcze zdarzało się, że się śmiał, że swobodnie rozmawiał i nie widział w każdym wroga. Owszem, otaczała go śmierć i cierpienie, niejednokrotnie to co widział przyprawiało go o mdłości, a gdy był młodszy również płacz, ale można było się do tego przyzwyczaić, bo taki był trudny los wojskowego lekarza. Wszystko posypało się gdy przegrali.
        - Ty chyba też masz jakąś lekarską przeszłość, prawda? - Mitra szybko przekierował temat rozmowy na Aldarena. Później zaś na przeglądane księgi. Był bardzo zaskoczony, że skrzypek nie miał z tym nic wspólnego. Pewnie nikt poza Adamem dell Amerdą nie łączył jeszcze błogosławionego nekromanty i ulubieńca Fausta van der Leeuwa, kto więc mógłby chcieć zrobić taki psikus? Chociaż czy to w ogóle był psikus… Tak naprawdę nikomu to nie zaszkodziło, a wręcz może pomogło, bo dla Mitry był to bardzo trafiony i cenny prezent. Tylko co się za tym kryło…
        Rozmowa znowu się nie kleiła. Mitrze zdawało się, że Aldaren był bardziej rozgadany i jeśli poddało mu się dobry temat, mógł całkiem długo o tym mówić. A jednak tym razem ograniczył się do stwierdzenia, że “nie poszło za dobrze”. Nekromanta był tym trochę zawiedziony. To że sam niewiele powiedział o swojej nocy niewiele znaczyło, bo przecież i tak większość przespał albo po prostu przeleżał w łóżku. Przemilczał jedynie tę chwilę, gdy się ciął, ale ona była krótka, a tymczasem wampir wspominał o całkiem rozbudowanych planach…
        W końcu jednak Aldaren rozwinął wypowiedź - widać było, że gdy zaczął mówić, z Mitry zeszło napięcie. Spojrzał nawet na wampira ze szczerym zainteresowaniem, ciut cieplejszym spojrzeniem niż zazwyczaj.
        - Skoro zamek stoi opustoszały, nie zamierzasz tam mieszkać? Nikt cię nie wygoni, prawda? Choćby tylko tak długo, aż nie znajdzie się żaden inny przemieniony… A w razie czego moja propozycja jest nadal aktualna.
        Gdy jednak wampir skończył mówić i opowiadać o tym jak minęła mu noc, Mitra wyglądał na bardzo zaskoczonego.
        - Z rodziną? - upewnił się. - Zdawało mi się… No tak, wybacz, nie wnikam. To… chyba dobrze - mruknął. - Wybacz, nie chciałem cię urazić.
        Aresterra spuścił wzrok na przeglądane księgi, by nie musieć patrzeć na wampira, którego być może uraził wyrażając swoje zaskoczenie w kwestii kontaktów z nieżyjącą rodziną. Przecież żyli w Maurii, tu nikogo nie powinno to dziwić. Aldaren mógł ich sobie wskrzeszyć, przywołać duchy, mógł nawet gadać do nagrobka jak miał na to ochotę, a Aresterra powinien to po prostu przyjąć do wiadomości. A może wcale nie chodziło o żonę i syna? Wampir mógł mówić chociażby o innych przemienionych albo o innych bliskich - nie znali się tak dobrze by z góry zakładać, że Aldaren nie miał tu już absolutnie nikogo, zwłaszcza skoro był tak towarzyską personą.
        Mitra słysząc przypuszczenia jakoby to uzdrowiciel goszczący dzień wcześniej w jego domu miał podrzucić przeglądane przez niego książki natychmiast temu zaprzeczył kręcąc głową.
        - Wykluczone - oświadczył. - Raz, on się tak chętnie nie dzieli. Dwa, nawet nie posiada takich książek, bo gdyby je miał, prędzej by je sprzedał i przepuścił pieniądze grając w kości. A trzy… Naprawdę nie kojarzysz tych tytułów? - upewnił się nekromanta, układając na stoliku przed sobą wszystkie wyciągnięte dotychczas tomy, okładką ku górze i zwrócone w stronę Aldarena, by mógł bez kłopotu odczytać tytuły. Podniósł na niego wzrok by dostrzec, czy na pewno skrzypkowi one nic nie mówią.
        - To w większości jest o nekromancji, ale wszystkie były… u Fausta… - dokończył niepewnie. Może nie powinien się przyznawać do tego, że znalazł je w posiadłości wampira, ale przecież stały w ogólnodostępnym miejscu, na widoku, a on ich nie ukradł. Ktoś mu je podrzucił, podszywając się na dodatek pod Aldarena, dlatego tym bardziej wampir powinien się tym również zainteresować.
        - A może to któryś z innych przemienionych Fausta? - upewnił się jeszcze Aresterra, choć nie miał żadnego dobrego pomysłu dlaczego inny wampir mógłby chcieć coś takiego zrobić. Westchnął jednak i z rezygnacją odrzucił trzymaną w dłoni księgę do pudła koło siebie. Wysilił swój zmysł magiczny by być może dojrzeć jakikolwiek ślad tego, który dotykał skrzynki albo sporządził ten frapujący bilecik. Niestety na drewnie nie było niczego, a karteczka nosiła jedynie ślady dziedziny ognia, co nie powinno dziwić, skoro słowa na niej zostały wypalone. Był to więc kolejny trop prowadzący donikąd i w sumie Mitra już w myślach pogodził się z tym, że nie dowie się od kogo dostał tak pokaźną kolekcję cennych woluminów. Nie zamierzał jednak z nich rezygnować, bo darowanemu koniowi w zęby się nie zagląda, a on miał słabość do kolekcjonowania książek ze swojej dziedziny.
Awatar użytkownika
Aldaren
Poszukujący Marzeń
Posty: 411
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje: Arystokrata , Uzdrowiciel , Artysta
Kontakt:

Post autor: Aldaren »

        - Odwdzięczysz? Nie, nie trzeba naprawdę - uśmiechnął się przyjaźnie, choć z zakłopotaniem. Nie zależało mu na żadnych przysługach i wynagrodzeniach, tym bardziej, że dla niego najlepszą zapłatą była możliwość pomocy nekromancie i towarzyszenie mu, czas z nim spędzony na rozmowach. - Dla mnie to czysta przyjemność - dodał szczerze i wziął od Mitry owoce. Poszedł z nimi wpierw do kuchni by je nieco obmyć z wierzchu i po jakiś talerzyk, na który mógłby poukładać gotowe do spożycia pomarańcze.
        Przyniósł jednak wszystko z powrotem do salonu, by nie przerywać czy utrudniać konwersacji. Szczególnie, że błogosławiony zaraz po tym postanowił z nim się podzielić kolejnymi informacjami ze swojego życia. Mimo woli, słuchając uważnie Mitry i obierając jednocześnie cytrusy, uśmiechnął się do własnych myśli, w których to nie trudno mu było wyobrazić sobie małego blondyna o złotej czuprynie umilającego umierającym odejście z tego świata choćby samą swoją obecnością. Biorąc wydarzenia z dzieciństwa nekromanty oraz to co zeszłej nocy Aldaren mu powiedział, wcisnął mu srebrne ostrze w dłoń, poczuł się wyjątkowo niezręcznie. "Co też on musiał o mnie pomyśleć...?" - niemal zaskomlał w swoich myślach, lecz Drugi już spieszył z pomocą swojemu nosicielowi.
        - "Że jesteś żałosnym i słabym idiotą, ni mniej ni więcej... Tak na moje oko."

        Aldaren był prawie całkowicie pewien, że cień w jego głowie się uśmiechnął uroczo i niewinnie niczym młoda niewiasta, ale wampirowi wcale nie było do śmiechu. Zwłaszcza, że niechciany lokator po prostu z niego drwił.
        - Tak. Jeden z podwładnych Fausta pokazał mi co robić ze skaleczeniami i stłuczeniami by nie kusić innych domowników, albo co robić żeby ślady po ugryzieniach szybciej się goiły, aby Faust o niczym się nie dowiedział... - Zamyślił się przez moment z licem bez wyrazu, prawie jak maska Mitry.
        - "Winszuję, twój blondasek już wcześniej miał cię za ofiarę losu, ale teraz to pogłębiłeś sobie duł. Brawo, jestem pod ogromnym wrażeniem" - prychnął z pogardą Drugi, a Aldaren zaczął się i nad jego osobą zastanawiać, bo skoro ta obecność miała wiedzę przewyższającą tę, którą posiadał wampir, ale nie wiedział o nim samym zbyt wiele to... Kim, albo raczej czym był tak naprawdę Drugi?
        - "Nikim specjalnym, nie interesuj się" - zbeształ go, a krwiopijca poczuł się jak dziecko. Kimkolwiek by nie był, był strasznie denerwujący. Przede wszystkim jego stosunek do tego co nie specjalnie go interesowało, czy było mu na rękę czyli tak naprawdę niemalże do wszystkiego.

        - Często wykorzystywałem tę wiedzę kiedy podczas zabaw w ogrodzie, znajdywałem jakiegoś rannego zwierzaka. Nie była to może pomoc godna przyszłego lekarza, ale chociaż się starałem... Choć wzywanie Zabora, czy Fausta do każdego ptaka ze złamanym skrzydłem albo podrapanego przez ciernie kota, nie był najmądrzejszym pomysłem z mojej strony, ale chyba tylko wychowany w dziczy siedmiolatek może się domyślić, że jak odda słabą istotkę silniejszej, to ta druga ją po prostu zje, albo zabawi się jak zabawką.
        Westchnął ciężko i choć wspomniał o tym, tak naprawdę dalej jego myśli krążyły wokół tego jak niemal regularnie po kryjomu częstował służących swoją krwią. Był naiwnym dzieckiem, bo choć dla Fausta był oczkiem w głowie, tak naprawdę czuł się niechciany przez wszystkich innych domowników i niemal na każdym kroku mu to uświadamiano. Któregoś jednak dnia Zabor podpowiedział mu jak zdobyć przyjaciół wśród służby i tak to się zaczęło. "Niewinny" żart demona pozbawił życia lub pracy chyba z tuzin wampirów. Ale... to już było jedynie przeszłością.
        - Nieraz dostawałem od Fausta jakieś książki na temat alchemii, zielarstwa i medycyny, ale prawdziwej wiedzy nabyłem dopiero w praktyce, pomagając napotkanym ludziom podczas naszych podróży, albo zarywając noce u boku tutejszego medyka. Swego czasu, mogłem się też określić mianem podróżnego medyka, ale... Teraz nie mam z tej wiedzy już żadnego pożytku. - Uśmiechnął się smutno, było po nim widać, że odebrano mu część czegoś dla niego ważnego w życiu. Część celu swojego istnienia.

        - Z postępem cywilizacyjnym nie idzie wygrać, jedyne co pozostaje takim wyeksploatowanym eksponatom muzealnym jak ja, a tym bardziej Faust to zapuścić siwą brodę, zgarbić się i albo wykopać wyjątkowo głęboki grób i odejść z honorem jak na prawdziwego człowieka przystało, albo po prostu zniknąć z tego świata, odejść w całkowite zapomnienie. - Odłożył na talerzyk ostatnią pomarańczę i podał go Mitrze. - W końcu starego psa nie nauczy się już nowych sztuczek, a nawet jeśli, to nie będzie on tak efektowny i skuteczny jak młodszy osobnik. Dlatego to nie śmierci powinno się bać, lecz czasu oraz samego losu. Oboje są chyba najokrutniejszym rodzeństwem w całej egzystencji. Śmierć to jedynie ich młodsza siostra, która nie ma nic do gadania, musi słuchać się starszych braci. - Jego twarz nieco się rozpromieniła, a on sam bardziej rozluźnił, mimo mało pocieszającego tematu do rozmowy jaki podjął. Jednakże była to myśl, o której stanowczo zbyt późno się zorientował, że została wypowiedziana na głos, a nie ograniczona ramami jego umysłu.
        - Wybacz mi, że się tak rozgadałem i to jeszcze nie na temat - w jego głosie pobrzmiewała skrucha i delikatne zakłopotanie, choć ciepły grymas nie schodził mu z twarzy. Widać po nim, że stara się jak może dostosować swoje zachowanie do stylu bycia Mitry, by go nie irytować lub przez przypadek nie urazić, dlatego Aldaren próbował swoje wypowiedzi sprowadzać do niezbędnego minimum i nieco bardziej stonowanie się wysławiać i okazywać emocje, choć z tymi miał największy problem.


        - Demony przeszłości nie znają litości... - powtórzył na wpół nieświadomie słowa Drugiego, gdy Mitra zasugerował, że nieumarły mógłby dalej przebywać w zamku. Otrząsnął się jednak zaraz i pochmurniejąc pokręcił głową. - Nie zrozum mnie źle, ale nie wiem czy byłbym w stanie spędzić tam choćby jedną noc po tym wszystkim co się stało. Ponadto... Opustoszałe mury uwielbiają topić w niechcianych wspomnieniach. Tym bardziej takie mury, które przesiąknięte są krwią. - Westchnął ciężko i wpatrzył się w starannie ułożone w jednym miejscu skórki po pomarańczy, które leżały na innym talerzyku.

        Dobry humor został zastąpiony powagą i to nie wymuszoną. Wiedział, że w tym przypadku stąpał po bardzo cienkim lodzie i chwila nieuwagi może się dla niego skończyć wypędzeniem za drzwi. Niestety podjęta przez niego decyzja o nie rozgadywaniu się i pominięciu nieciekawych, acz może znaczących szczegółów była stanowczo zła, gdyż Mitra nie wydawał się ukontentowany wypowiedzią wampira. Krwiopijca mógłby się założyć o głowę, że pytania nekromanty miały być dla skrzypka szansą na zrehabilitowanie się. Zwłaszcza, że było czuć gęstniejącą atmosferę, a ponadto Aldarenowi wydawało się, że błogosławiony się chociaż nieznacznie spiął. Musiał podjąć ryzyko by uratować sytuację.
        - Nie przepraszaj, nie masz za co. Nigdy nie miałem innej rodziny niż tej, o której wspominałem, a która nie żyje od setek lat. Noc spędziłem w ich krypcie, zostawiłem tam obecnie swoje rzeczy, a znajomy grabarz użyczył mi swojej łaźni i ciepłej wody - powiedział nabierając nieco cieplejszego tonu, by Mitra się tak nie stresował. - W przeciwnym wypadku podejrzewam, że wyglądałbym jeszcze gorzej niż obecnie. - Delikatnie się roześmiał i podniósł na nekromantę pocieszające spojrzenie. Żeby uniknąć dalszych nieporozumień postanowił więcej nie owijać w bawełnę i wyjaśniać wszystko od razu. - Niedługo po tym jak od ciebie wyszedłem i kierowałem się do jednej z lepszych tawern w tym mieście, kilku przemienionych Fausta i ich pachołków postanowiło odebrać mi to co sobie przywłaszczyłem z krwią Fausta, co nie skończyło się dla mnie zbyt przyjemnie, ale... jeden, przywódca tej grupy, przegonił ich i w uliczce zmusił do wypicia całej swojej krwi... - zawstydził się mówiąc to i odwrócił wzrok z obrzydzeniem do samego siebie. Na ratunek przyszły mu własne myśli, które pochłonęły jego osobę tak bardzo, że zapomniał o rozwinięciu swojej relacji, a przez to wypowiedź nieświadomie dobiegła końca.

        Kiedy znów spadł temat na książki i jego podejrzenia, jakoby za sprawą ich pojawienia się stał wątły medyk, Aldaren starał się znaleźć jakieś inne wyjaśnienie, lecz zaraz książki zostały rozłożone na stole, a on otrzymał proste pytanie. Skrzypek przyjrzał się im uważnie, nie wiedząc czemu czując ogromną presję, jakby od jego odpowiedzi zależało czyjeś życie. Dlatego gdy podniósł na Mitrę wzrok, czuł się cholernie skrępowany, a do tego po plecach przebiegał mu niepokój. Ze smutkiem pokręcił głową.
        - A powinienem? - zapytał, choć nie było to potrzebne. Chciał uciec ze skruchą spojrzeniem od blondyna, ale ten zaczął mu podpowiadać jakby to miało coś zmienić.
        - Nigdy nie interesowałem się biblioteczką Fausta. Owszem, nieraz dawał mi do czytania swoje książki, ale były one raczej z zakresu demonologii i anatomii niż nekromancji. - Spuścił głowę, będąc pewnym tego, że zawiódł błogosławionego. Zaskoczony jego kolejnym pytaniem, wbił wzrok w niebianina. Otworzył nawet usta by zgodzić się z jego pomysłem, bo wydawało się to bardzo prawdopodobne gdyby nie jeden szkopuł.
        - Nie mógłby wejść do mojego pokoju - powiedział na głos to co myśli, a gdy się zorientował, że Mitra to usłyszał, zaraz zabrał się za wyjaśnienie.
        - Kiedy byłem w swoim pokoju w zamku zastałem na łóżku podobną paczkę, ale mógłbym przysiąc, że jej w ogóle nie było gdy wszedłem. Pakowałem się i usłyszałem jakby ktoś nadział się na róg komody, ale gdy się odwróciłem nikogo nie było. Drzwi były zabarykadowane, okna zamknięte, a w pomieszczeniu nie czułem żadnej obecności. Wtedy znalazłem paczkę na swoim łóżku podpisaną moim imieniem. W rogu jednak była chyba mała litera "Z" - powiedział drapiąc się zakłopotany po karku. Czuł, że może powinien na samym początku o tym powiedzieć, by nie powodować problemów, ale nie przyszło mu do głowy, że obie paczki mogły zostać podrzucone przez tę samą osobę. Tym bardziej, że na tej jego widział tę drobną, ledwie widoczną literę, czego nie doszukał się na skrzynce Mitry.
Awatar użytkownika
Mitra
Splatacz Snów
Posty: 357
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Błogosławiony
Profesje: Mag , Uzdrowiciel
Kontakt:

Post autor: Mitra »

        Mitra poczuł się niepewnie. Co znaczył ten uśmiech? Aldaren na niego nie patrzył, skupiony na obieraniu pomarańczy, uśmiechał się więc do jego słów czy do własnych myśli? Co też sobie myślał? Mitra nie nawykł do rozmów na swój temat i do opowiadania o swojej przeszłości, ale z reguły gdy komuś o tym mówił, nie przyjmowali dobrze rewelacji o tym, że dziesięciolatek brał udział w grzebaniu w ludzkich flakach, nawet jeśli była to dla niego nauka i w gruncie rzeczy działo się to w dobrej wierze. W najlepszym wypadku spotykał się z obojętnością, a nie z uśmiechem. To sprawiło, że w jego głowie zaświtała nieśmiała myśl, że może jednak nie było z nim tak źle jak z początku przypuszczał… Albo trafił na kogoś równie pochrzanionego jak on sam. Ta ewentualność była jednak niedorzeczna, bo Aldaren zdawał się być osobą w gruncie rzeczy poukładaną, o ile nie był głodny.
        Dobrze, że znowu ciężar rozmowy przeniósł się na skrzypka. Mitra gdy słuchał, nie myślał o bzdurach i nie dawał się wodzić za nos własnym domysłom. Z uprzejmą uwagą słuchał historii na temat tego, jak skrzypek zdobył swoją wiedzę okołomedyczną. Nie zdradził się żadnym grymasem w kwestii tego co o tym myślał, zadał jednak jedno doprecyzowujące pytanie.
        - Ktoś poza Faustem cię… kąsał? - upewnił się. - To… dla mnie trochę zaskakujące. Wydawało mi się, że nikt przy zdrowych zmysłach by się na to nie odważył… A co z twoją zgodą? - dopytał jeszcze. Widać było, że gdy tylko poruszył tę kwestię, podkulił nogę i oparł stopę na siedzisku kanapy, a ramiona lekko skulił, jakby wiedział, że wchodzi na bardzo grząski grunt, na którym może utonąć albo Aldaren, albo on…
        - Hah, no tak… Dzieci mają dobre serca - zgodził się cicho w kwestii oddawania słabych istotek pod opiekę silniejszych. - Choć tobie ono zostało do tej pory. Nadal lubisz opiekować się słabymi zwierzątkami z przetrąconymi kończynami - zauważył niby w ramach żartu, choć z jego ust zabrzmiał on nieco gorzko. Oczywiście, że miał na myśli siebie, chciał jednak, by zabrzmiało to znacznie lżej, bo tak to też postrzegał, a tymczasem wyglądało, jakby się użalał albo kpił sobie z dobroci wampira. Nie chciał tego… Dlaczego nie potrafił rozmawiać jak normalny człowiek? Być może przez to, że jego serce nawet gdy był dzieckiem nie było dobre. Przez to, że jemu nigdy do głowy by nie przyszło, by prosić dorosłego o pomoc w opiece nad rannym zwierzątkiem. Sam by to zrobił… Ale prędzej i tak czekałby aż umrze. Był zły.
        Aldaren podał mu pomarańcze. Mitra przyjął talerzyk z cichym “dziękuję”, po czym odstawił go na stolik i cofając rękę zaraz zabrał sobie ze trzy cząstki. Słuchał słów wampira z namaszczeniem spożywając kolejne kęsy ekskluzywnego owocu. Dzisiaj miał lepszą możliwość, by się nim nacieszyć i właśnie to robił, lecz ani na moment nie przestawał przy tym słuchać tego, co mówił wampir. Przez chwilę wyglądał na zaskoczonego jego słowami i wręcz filozoficznymi rozważaniami na temat śmierci, później jednak na jego twarzy pojawiło się zrozumienie i nawet nutka podziwu.
        - Nie mam czego ci wybaczać - oświadczył. - To… podobało mi się to, co powiedziałeś. To jest to, co sam myślę. Że to nie śmierć jest tym, czego się boimy, a to, co wydarzy się z nami przed nią… I jak niewielki mamy na to wpływ.
        Kącik ust nekromanty drgnął w czymś, co być może stanowiło bardzo słabą imitację smutnego uśmiechu. On nie był stary, a i tak poznał już czym jest okrucieństwo losu. Był jeszcze młody, miał wiele lat życia przed sobą, ale i tak czuł się czasami jak starzec…
        - To nie kwestia wieku, to kwestia tego jak zniszczony jest twój duch - powiedział cicho, jakby sam do siebie, nim wziął do ust kolejny kawałek pomarańczy. Później odwrócił wzrok, by skupić się na przeglądaniu ksiąg.

        Gdy Mitra szukał odpowiedzi na jakieś nurtujące go pytanie często stawał się napastliwy i zapominał o tych resztkach dobrego wychowania, które jeszcze miał. Tym razem dość szybko zorientował się, że chyba przeholował, bo Aldaren patrzył na niego, jakby był tym znienawidzonym nauczycielem, który przyłapał ucznia na niewiedzy. Momentalnie więc cofnął się, oparł plecy o oparcie kanapy, a jego twarz nabrała nieco łagodniejszego wyrazu, lecz i tak wyrażała czujność i pragnienie odpowiedzi. Nie powstrzymał nikłego cienia zawodu, jaki przebiegł przez jego oblicze, gdy wampir wyraźnie nie wiedział co było w tych księgach takiego wyjątkowego, ale służył mu podpowiedzią. Albo wręcz odpowiedzią, no bo do informacji o tym, że te księgi pochodziły od Fausta nic więcej nie można było dodać. No może poza tym, że Mitra przeglądał je tamtej nocy, gdy przebywał w posiadłości wampira, ale o tym akurat nie pomyślał. Zresztą czy to istotne?
        - Jasne - mruknął, jakby faktycznie nie miał Aldarenowi za złe jego niewiedzy. - W sumie ty zajmujesz się w życiu czym innym… Spodziewałem się po prostu, że będziesz się orientował w księgozbiorze Fausta jak nie z zainteresowania to przez to, że mógł ci się opatrzeć… Ale to nic, nie każdy ma takiego fioła na punkcie ksiąg jak ja - usprawiedliwił skrzypka. Swoją drogą pewną ironię losu stanowił fakt, że choć faktycznie nie można było mu odmówić zamiłowania do kolekcjonowania książek, to jednak nie sprawiał wrażenia, jakby traktował je z szacunkiem. Gdyby było inaczej nie leżałyby w tak losowych miejscach w jego domu…
        - Słucham? - Mitra był wyraźnie zaskoczony nagłą uwagą Aldarena, bo ten najwyraźniej miał na myśli kogoś bardzo konkretnego. Nachylił się do niego, wspierając brodę na stulonej pięści jak jakiś myśliciel. Patrzył na skrzypka z naprawdę sporym zainteresowaniem, oczekując, że ten rozwinie myśl, bo gdyby tak to zostawił, to Mitra chyba by go zabił, nawet z tym aktualnym paraliżem. Dlatego lazurowooki wampir miał szczęście, że jednak zdecydował się rozwinąć myśl. Gdy skończył, nekromanta przez chwilę jeszcze myślał, patrząc niewidzącymi oczami gdzieś w dal. Po czasie jednak wyprostował się, a jego spojrzenie znowu nabrało świadomości.
        - “Z” - powtórzył za Aldarenem, wbijając w niego wzrok. - Przychodzi mi do głowy tylko jedno imię, które do tej pory padło i zaczynałoby się na tę literę. Zabor… ale nie wiem czy to ma sens, by on podrzucał takie pakunki. I zważywszy, że to demon, nie spodziewałbym się po nim dobrych intencji, prędzej, że chce nas w coś wrobić… Ale popraw mnie jeśli się mylę w jednym czy drugich domysłach.
        Mitra lekko zacisnął wargi, zerkając na ostatnie księgi, jakie leżały w jego skrzynce. Powiódł po ich grzbietach palcami, ale już ich nie wyjmował i nie oglądał - te były dla niego najmniej interesujące z całej tej kolekcji. Nie, by nie były cenne, ale wiadomo: w każdej bombonierce są te czekoladki, które lubi się mniej i bardziej.
        - Mogę wiedzieć co było w twojej paczce? - zapytał cicho Aldarena, zerkając na niego tylko kątem oka. To była prywatna kwestia, a skrzypek jakby specjalnie tę informację przemilczał. Czy to było zbyt śmiałe ze strony nekromanty, aby o tym rozmawiać? Nie chcąc wpędzić się znowu w spiralę domysłów co wypada a co nie, nekromanta szybko poruszył kolejną kwestię.
        - Demony zostawiają jakieś charakterystyczne ślady swojej bytności? Może aury? Po portalu do Otchłani pewnie zostaje jakiś ślad, to silna fluktuacja magicki… - Po tej podpowiedzi Mitra jakby głębiej zamyślił się nad rzuconym pomysłem.
Awatar użytkownika
Aldaren
Poszukujący Marzeń
Posty: 411
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje: Arystokrata , Uzdrowiciel , Artysta
Kontakt:

Post autor: Aldaren »

        Wampir słysząc to pytanie zakłopotał się, a nawet zawstydził i mogłoby się zdawać, że żadne do niego nie dotarło, lecz to byłoby nie fair wobec Mitry, który (według Aldarena) nie miał przed nim żadnych tajemnic i odpowiadał otwarcie na każde z nielicznych pytań nieumarłego. Co prawda kiedy był dzieckiem nie widział w czymś takim najmniejszego problemu, tym bardziej, że wówczas stosunek służby do niego diametralnie się poprawił, przynajmniej przy sierocie. Teraz jednakże skrzypek był dorosły, bardziej świadomy i przede wszystkim sam był wampirem, a coś takiego można byłoby podciągnąć pod sferę bardziej intymną, przecież nie bez powodu niektórzy nazywają takie ukąszenie "Pocałunkiem Śmierci", albo "Krwawym Pocałunkiem". Nie wspominając już o tym, że w Maurii jest spore grono ludzi, którzy chodzą od drzwi do drzwi, zaniedbani, wyniszczeniu i niemal w objęciach śmierci, i oferują swoją krew w zamian za pieniądze czy to na narkotyki, spłatę długów, alkohol , panienki, w akcie desperacji by rodzina miała co jeść przez kilka dni. Krwawe prostytutki... Stąd właśnie ten cały wstyd u lazurowookiego.
        - Owszem, ze względu na wierność Faustowi nikt by się nie ośmielił czegoś takiego zrobić, jednakże... to ja sam się ich pytałem czy nie chcieliby się napić - mruknął zażenowany i zacisnął pięść. - Gdy nie było w pobliżu Fasta, wyszydzano mnie, poniewierano. Byłem dla innych domowników jedynie problemem i chwilową zabawką ich pana, otwarcie mi mówiono, żebym się wynosił, bo prędzej czy później znudzę się Faustowi i sam się mnie pozbędzie. Niby Zabor miał być moim strażnikiem i zapobiegać tego typu sytuacjom, ale on stawał się głuchy i ślepy w takich przypadkach, ewentualnie sam zaczynał i oddawał inicjatywę innym. Było mi naprawdę źle, ale nie mogłem się poskarżyć, bo podobno Faust jeszcze szybciej by mnie wygnał. Któregoś dnia Zabor przyszedł do mojego pokoju, z którego nie chciałem wyjść i powiedział mi, że zna sposób jak sprawić by inni mnie polubili... - westchnął żałośnie czując do siebie samego wstręt, ale przeszłości już nie da się zmienić. - Skończyłem z tym koło piętnastego roku życia, gdy służbie w kuchni i usłyszałem przypadkowo rozmowę kilku służących, które choć miłe i pomocne w mojej obecności, po kątach mówiły okropne rzeczy... choćby przyrównując mnie do tych co dzisiaj chodzą i dają się kąsać za pieniądze.

        Atmosfera zrobiła się ciężka, a spojrzenie Aldarena, choć wbite gdzieś w ścianę, przyprawiało o niepokój, zwłaszcza, że nie było czerwone, czego można by się spodziewać. Wampir walczył z samym sobą by się jako tako pozbierać w czym bez wątpliwości pomogła mu uwaga Mitry. Wyrwany z mroku spojrzał na przyjaciela nagle całkowicie przytomnym wzrokiem, jakby ktoś wylał na niego kubeł zimnej wody podczas głębokiego snu. Na jego twarz nawet wkroczył zadziorny uśmiech i patrzył z pełnym zainteresowaniem na swojego rozmówcę. Nie pomyślał jednak, że widok kłów może zniechęcić Mitrę do dalszej rozmowy, albo całkowicie zabić ich przyjaźń.
        - Czy taki słaby to ja nie wiem. Tym bardziej, że nie nazwałbym ciebie zwierzątkiem a raczej drapieżnikiem. W końcu nekromanta zapewne z łatwością może przejąć kontrolę nad jakimś tam wampirem - odpowiedział z rozbawieniem i nie było to wcale udawane, by zrobić blondynowi przyjemność. Po prostu uwaga niebianina wydała się skrzypkowi naprawdę zabawną metaforą obecnej sytuacji w jakiej obaj się znaleźli.

        Później, po swojej filozoficznej wypowiedzi, gdy Mitra przyznał mu rację, a nawet oświadczył, że sam tak myśli, Aldaren już całkowicie odzyskał spokój ducha. Więcej! Miał dziwne wrażenie, że w jakimś stopniu, nawet nie dosłownym ma podporę w nekromancie. Może mu się ze wszystkiego zwierzyć, bez strachu, że zostanie potępiony czy wyśmiany. Bo czymże była taka wylewność ze strony wampira i to jeszcze najbliższego ucznia, syna, jednego ze Starszych, jak nie słabością? Przy błogosławionym jednak zdawało się to nie mieć żadnego znaczenia, więc i sam krwiopijca nie zastanawiał się zbyt długo nad tym czy faktycznie był słabym, nadal dziecinnym mimo wieku mięczakiem.

        - Mój duch? - zapytał zaskoczony nie do końca rozumiejąc co niebianin miał na myśli, jakby poprzednie tematy i rozmyślania tak go pochłonęły, że na moment stracił kontakt z rzeczywistością.
        - "Ma rację, inaczej nie uwiłbym sobie tak przytulnego gniazdka w twojej głowie" - wyszydził go Drugi.
        Może i ostatnio nie było z jego psychiką i wolą do życia najlepiej, ale to chyba nie świadczy o tym, że jego duch jest wyniszczony. A może Mitra w ogóle nie miał na myśli konkretnie wampira tylko mówił ogólnie... A może... Czy nie odnosił się czasem do samego siebie? Skrzypek zastanawiał się nad tym dłuższy moment, jednakże nie pytał. Nie było sensu skoro blondyn zajął się przeglądaniem ksiąg, co jednoznacznie sugerowało urwanie tego tematu. Aldaren nie nalegał i nie naciskał, dał tej kwestii odejść w niepamięć.

        Po niedługim czasie skupili się konkretnie na podejrzanym pakunku, a konkretniej dwóch, które obaj otrzymali. Słuchał uważnie podejrzeń Mitry i z braku innych podejrzanych pasujących do tego "Z" był gotów się zgodzić, nawet mimo tego, że wydawało mu się coś takiego ze strony Zabora wielce nieprawdopodobne. W to, że demon mógłby skrzypkowi podarować jakiś prezent uwierzyłby gdyby spił się niemal do stanu delirium, ale jednak, natomiast jeśli chodziło o sprezentowanie niebianinowi, choćby rozkładającej się głowy własnej rodzicielki Aldaren nigdy nie dałby temu wiary.
        - "To nie on" - podpowiedział twardo Drugi. - "Skup się debilu, masz wszystko niemal pod nosem, wysil się nieco i w końcu popisz się tą wielce sławetną wampirzą spostrzegawczością."
Nie było żadnych wątpliwości co do tego, że Drugi wiedział kto za tym stoi, ale z jakiegoś powodu nie zamierzał pomóc. Może dla własnej rozrywki?
        - Masz rację, to nie w jego stylu. Poza tym niebianinowi nie podrzuciłby nawet czegoś co zrobiłoby z pokornego sługi Najwyższego, rodowodowego piekielnego. Zabora po prostu odrzuca wszelka myśl, że miałby cokolwiek podarować niebianom, on ich nienawidzi... Bez obrazy - speszył się zaraz patrząc ze skruchą na Mitrę, jakby ten miał mu zaraz głowę za to co powiedział urwać.
        - Hmm... w mojej były jedynie dziwne skrzypce bez strun... były ręcznie robione rękami amatora jakby ktoś ukradł z tartaku odpowiedniej wielkości klocek i przy winie, śpiewach towarzyszy i ognisku zaczął z nudów strugać... Nie mają ani jednego przykręconego czy sklejonego elementu - powiedział, a w jego głosie słychać było istną paletę różnych emocji od niepokoju po zachwyt. - Zostawiłem je w krypcie wraz z resztą swoich rzeczy - dodał dla uniknięcia niezrozumienia.
        Kolejne pytanie Mitry tylko go utwierdziło w tym, że nie Zabor maczał w tym palce ani też żaden inny demon. Spieszył wiec z wyjaśnieniami.
        - Demony, tak jak piekielni i większość niebian nie należy do naszego świata, więc powinny zostawić po sobie nawet najmniejszy ślad. Nie potrafię czytać aur, dlatego z tym ci niestety nie pomogę, ale mimo to gdyby któraś z tych ras zostawiła te paczki, założę się, że wyczułbym charakterystyczny dla nich zapach, a niestety niczego takiego nie doświadczyłem gdy dostałem paczkę... - odpowiedział i się zamyślił. Kiedy wychodził z zamku pod wszechobecnym odorem krwi i śmierci czuł jakiś bliżej niezidentyfikowany bukiet woni, ale nie zwrócił na niego większej uwagi, gdyż obawiał się, że to co spotkało tamte sługi Fausta, dopadnie i jego.
        - "Brawo, zaczynasz w końcu korzystać ze swoich umiejętności, jak prawdziwy wampir" - mruknął z uznaniem Drugi.
        - Wybacz, że nie wiele pomagam. - Spuścił głowę zasępiając się.
Awatar użytkownika
Mitra
Splatacz Snów
Posty: 357
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Błogosławiony
Profesje: Mag , Uzdrowiciel
Kontakt:

Post autor: Mitra »

        Mitra zorientował się, że trafił w punkt swoimi wątpliwościami, nie w porę pomyślał jednak, że mógł swoimi domysłami zranić Aldarena. Skoro jednak wampir chciał mówić, Aresterra słuchał go z należytą uwagą i szacunkiem. Wypsnęło mu się ciche “och” wyrażające zaskoczenie na wieść, że wampir będąc dzieckiem sam się prosił o to, by inne wampiry się na nim posilały. Wyglądało nawet na to, jakby Mitrze zrobiło się smutno, gdy pomyślał o losie takiego dziecka wśród drapieżników.
        - Przykro mi - przyznał szczerze, cicho. - To na pewno były dla ciebie trudne chwile… Rozumiem jak to jest czuć się, że wszyscy wokół są twoimi wrogami. Różnimy się tylko tym, że ja nadal tak odbieram swoje otoczenie, a twojego ducha nie zdołali złamać - dodał z wyraźnym podziwem. Zastanawiał się jednak, czy kiedykolwiek był taki jak Aldaren. Miły, ciepły, radosny. Musiał być naprawdę cudownym dzieckiem. Szkoda, że trafił do takiego kraju, do posiadłości, gdzie stał się nieumarłym, wplątanym w sieć intryg, które zupełnie go nie interesowały.
        Oboje na chwilę się zamyślili po tej chwili szczerości, a gdy wrócili do dyskusji, Mitra rzucił swoje zdanie o rannych zwierzątkach. Wtedy ocknął się również skrzypek. Bystre, przenikliwe spojrzenie Aldarena w połączeniu z jego zadziornym uśmiechem sprawiło, że po plecach Mitry przebiegł osobliwy dreszcz, choć wcale nie chodziło o to, że bał się obnażonych kłów wampira i tego, że zaraz się on na niego rzuci. Z ulgą przyjął to, że skrzypek po chwili się odezwał, choć jednocześnie bardzo zaskoczyła go jego uwaga.
        - Myślisz, że zrobiłbym coś takiego? – odbił zaraz piłeczkę wcale nie rozwiewając przy tym domysłów Aldarena w kwestii tego czy był w stanie go kontrolować czy też nie. Spodziewał się jednak, że nie uzyskałby twierdzącej odpowiedzi, nawet gdyby była ona prawdą, że wampir nigdy w życiu nie przyznałby się do takich podejrzeń, by go nie urazić.
        ”Nikt nigdy by mnie nie wziął za drapieżnika”, pomyślał jeszcze, mocno myśląc nad tym, co przed chwilą usłyszał od wampira. Zerknął na niego, jakby sprawdzając czy to nie był blef. On drapieżnikiem? Wśród żywych zawsze był jak biały gołąb, a nie drapieżnik. Tam gdzie panowała śmierć to co innego, chociaż… Gdy siedział przy konającym znowu stawał się łagodny jak baranek.
        No i… czy zdecydowałby się na przejęcie kontroli nad wampirem? Nigdy tak naprawdę tego nie próbował i o tym nie myślał, bo to nie było zagadnienie, które go interesowało, lubił śmierć w czystej postaci a nie ożywieńców. No i czy spróbowałby tego na Aldarenie? Zależy pewnie którym.

        - Powiadasz, że nie chciałby mnie wrobić w morderstwo i kradzież? - upewnił się Mitra, gdy usłyszał jakie było usposobienie Zabora. Wzruszył ramionami. - Skoro tak… W końcu ty go znasz znacznie lepiej ode mnie. Nie mam jednak w związku z tym innych podejrzeń…
        A mimo to Mitra nadal o tym myślał. Zaczął szukać wśród swoich znajomych kogoś, kogo imię bądź nazwisko zaczynałoby się na Z, ale każda osoba, która przyszła mu do głowy, nie pasowała do takiego zachowania. I w ogóle raczej nikt poza Adamem nie wiedział, że Aldaren i Mitra się znali - nekromanta nie informował nikogo, że wybiera się do Fausta i że w ogóle zna ten ród, nawet jeśli była to bardzo szczątkowa znajomość, ledwie z widzenia.
        Wzmianka o nowych skrzypcach bardzo zainteresowała Mitrę, choć widać było, że jednocześnie go zaskoczyła. Uniósł lekko jedną brew, jakby rozważał, czy ktoś nie zrobił sobie z Aldarena jakiegoś głupiego żartu. Wszak skrzynka, którą wysłano jemu, była pełna cennych, rzadkich ksiąg, a tymczasem wydłubany z kawałka drewna instrument nie brzmiał ani trochę ciekawie… Aresterra zmieniłby jednak szybko zdanie, gdyby dowiedział się o magicznych właściwościach prezentu. Ale to być może kiedyś, bo póki co Aldaren nie podzielił się z nim tą informacją, a Mitrze nie przyszło do głowy, by zapytać.
        - Hm, no nic - uznał w końcu Aresterra, zadziwiająco lekko. - Nie przepraszaj, nie masz za co. To ja przepraszam, że tak ciągnąłem za język… Po prostu czasami za mocno skupię się na jakiejś niewiadomej. Ale pomyśl może jeszcze o tym, kto mógłby mieć takie inicjały. I kto mógł być w posiadłości w nocy, gdy ja tam byłem - dodał, by zawęzić krąg podejrzanych. - Te książki to w większości tytuły, które oglądałem podczas wizyty u was, zdaje się, że ktoś to musiał widzieć - wyjaśnił takim tonem, jakby miał do tego pełne prawo i wcale nie przyznawał się do myszkowania po bibliotece.
        - A może niepotrzebnie zawziąłem się by dociec kto to zostawił - uznał w końcu, wzruszając ramionami, jakby w tym momencie temat definitywnie porzucał. Po raz kolejny wziął do ręki jedną z darowanych ksiąg,
        - Jeśli ci to nie przeszkadza, chciałbym zająć się szukaniem lekarstwa na mój paraliż - oświadczył cicho, kątem oka zerkając na Aldarena. - Nie wyganiam cię, absolutnie. Możesz dotrzymać mi towarzystwa, jeśli masz na to ochotę, ale chciałbym pracować. Czas niestety nie jest moim sojusznikiem - wyjaśnił z faktycznym żalem w głosie, choć wcale nie chodziło o to, że mógł nigdy nie odzyskać władzy nad ciałem, a o to, że chyba wolałby posiedzieć spokojnie i porozmawiać z Aldarenem nawet o głupotach, niż tak szukać po omacku.
Awatar użytkownika
Aldaren
Poszukujący Marzeń
Posty: 411
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje: Arystokrata , Uzdrowiciel , Artysta
Kontakt:

Post autor: Aldaren »

        Atmosfera zgęstniała przez to jak wyglądało dzieciństwo Aldarena, przez co gdy wampir skończył i usłyszał smutny ton w głosie towarzysza, uśmiechnął się ciepło dla rozluźnienia. Może i tyło to dość wstydliwym rozdziałem w jego życiu i wolałby się do tego tak otwarcie nie przyznawać, jednakże na pewno nie zasługiwało to w jego przypadku na jakiekolwiek współczucie. W Maurii przecież było to na porządku dziennym, co prawda szydzono i gardzono takimi ludźmi, ale podobnie w sumie było z prostytutkami. Niby wszystkich brzydziła i odrzucała taka forma zarobku, ale nikt nie miał z tym najmniejszego problemu, tym bardziej, że nie zamykano za to w wiezieniach. Owszem, dzieci były w tym wszystkim najbardziej poszkodowane, a dla tych żyjących na ulicy było to jedyne wyjście by móc kupić sobie chleb i zachować przy tym niezależność w nadziei, że kolejny dzień pomoże im się wyrwać z tego okropnego państwa. W końcu ci co podpisali Kontrakt Ciała, choć mają zapewniony dach nad głową i środki do przeżycia, nie mają prawa opuścić państwa, a po śmierci ich ciała nie zaznają spokoju. Taka po prostu jest Mauria.

        - Nie miej mi za złe tego co powiem, ale wydaje mi się, że tak - odpowiedział na pytanie w kwestii kontroli nad wampirem. - Gdybyś został do tego zmuszony, pewnie byś tak uczynił. - Uśmiechnął się przyjaźnie, co mogłoby nie pasować do tego jak skrzypek był pewien swoich słów i teorii. - Przez tę myśl czuję się spokojniejszy, bo zdołałbyś mnie powstrzymać, gdybym znów stracił nad sobą kontrolę.
        - "Jak to ładnie ująłeś. Dlaczego od razu mu nie powiesz, że jesteś opętany?" - zadrwił z Aldarena Drugi.
        - Ponadto wierzę, że dzięki temu dasz sobie radę z innymi, jeśli mnie nie będzie w pobliżu - dodał, w ogóle nie przejmując się słowami cienia, albo raczej upiora w swojej głowie.

        Niewiele byli w stanie ustalić w sprawie tajemniczych pakunków i nawet nie pomogła w tym odpowiedź odnośnie znalezionych przez Aldarena skrzypcach. Nie wiedzieli tak naprawdę nic, albo raczej wiedzieli od kogo to na pewno nie był podarek. To wbrew pozorom wszystko utrudniało, bo nie znali nikogo kto mógłby za tym stać. Aldaren nie był pewien czy zgodzić się z Mitrą i po prostu odpuścić dociekana, skoro darowanemu koniowi w zęby się nie zagląda, czy poszukać jakiś informacji, ewentualnie poczekać na rozwój wydarzeń. Nie dostał jednak szansy by dłużej się nad tym zastanowić w chwili obecnej, gdyż nekromanta postanowił zająć się czymś bardziej produktywnym niż rozmowa, czego skrzypek nie miał mu absolutnie za złe.
        - Ależ oczywiście, rozumiem, nie krępuj się - odpowiedział na jednym wdechu i uśmiechnął się przyjaźnie, żeby blondyn nie pomyślał, że wampir poczuł się urażony, czy coś tych rzeczy. - Nie będę ci przeszkadzał, nie zrozum mnie źle, bycie w twoim towarzystwie jest dla mnie czystą przyjemnością i z chęcią bym nawet pomógł... ale na czarnej magii i nekromancji znam się tyle co grabarz na leczeniu i ratowaniu ludzi... - na moment się zawahał, czy aby zbyt śmiało nie odniósł się z ta uwagą, szczególnie, że pierwotnie chciał powiedzieć "jak nekromanta na ratowaniu ludzi", ale przed nim właśnie siedział taki nekromanta i mógłby poczuć się urażony takim stwierdzeniem, dlatego w porę wampir ugryzł się w język i zmienił nieco swoje porównanie, które miało być jednocześnie żartem.
        Dopiero teraz do niego dotarło, że to tylko z początku wydało mu się śmieszne, a po głębszym zastanowieniu dopatrzył się w tym złośliwości, których pierwotnie mogło nie być i które w ogóle nie były zamierzone. Zrobiło mu się głupio, ale nie cofnie już swych słów. Podrapał się z lekkim zakłopotaniem po karku.
        - Wybacz... Chodziło mi o to, że bardziej bym ci wadził niż pomagał, dlatego myślę, że rozejrzę się po zamku, popytam mieszkańców. Może ktoś coś widział. - Odzyskał nieco pewności. - Może ty coś z miasta potrzebujesz... Coś na obiad... Może jakiś obiad? Co byś zjadł? W sumie to nie wiem co lubisz jeść... - Nieco spuścił głowę, ale wciąż się uśmiechał. - Jeśli czegoś potrzebujesz, albo sobie życzysz, nie krępuj się, załatwię to. Może zechciałbyś odpocząć ode mnie i omówić swoje spostrzeżenia odnośnie paraliżu z panem dell Amerdą? Wrócę później, albo wieczorem... Chyba że wolisz, żebym zjawił się przed północą i pomógł w przygotowaniach do otwarcia grymuaru. - Z jego ust wydobywał się prawdziwy słowotok jakby właśnie skumulowały się w nim wszystkie pytania i wątpliwości jakie w sobie tłumiła, a które obecnie nie wytrzymały i musiały znaleźć jakieś ujście. Miał tylko nadzieję, że Mitra nie będzie miał mu za złe tego trajkotania.
Awatar użytkownika
Mitra
Splatacz Snów
Posty: 357
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Błogosławiony
Profesje: Mag , Uzdrowiciel
Kontakt:

Post autor: Mitra »

        - Podziwiam szczerość - zgodził się Mitra, bo faktycznie, nie spodziewał się, że wampir będzie aż tak bezpośredni. A towarzyszący mu przy tym dobry humor był tym bardziej zaskakujący, jakby cieszyło go to, że nekromanta może kiedyś przejąć nad nim kontrolę. I gdyby chodziło tylko o to, że użyje tej umiejętności do samoobrony, to może faktycznie byłby to powód do radości, lecz…
        - Nie obawiasz się, że wykorzystałbym to przeciwko tobie? - dopytał, bo właśnie to zatruwało jego myśli.
        - Co prawda mogę ci obiecać, że ci tego nie zrobię i nawet tego nie rozważam ani nie rozważałem, ale twoja wiara we mnie mnie zaskakuje - mruknął, jakby był po równi zażenowany i zadowolony tym, jak dużą wiarę pokładał w nim skrzypek. - Dziękuję.

        Aresterra patrzył na Aldarena wzrokiem bardzo spokojnym - nie miał mu za złe, że chciał się ulotnić, gdy on będzie zajęty przegrzebywaniem ksiąg, choć żałował trochę, że wampir opuści go tak szybko. Chyba przyzwyczaił się do jego towarzystwa i do tego, że ma z kim skonsultować swoje myśli, nawet jeśli nie otrzyma elokwentnej, merytorycznej odpowiedzi. Skrzypek władał innymi dziedzinami magii, a poza tym miał rozliczne inne talenty, nekromanta nie oczekiwał więc od niego, że będzie znał się również na nekromancji.
        - Rozumiem, spokojnie - zapewnił wampira, gdy ten nagle uznał, że jego porównanie mogłoby go urazić, choć tak naprawdę nie zwrócił na nie większej uwagi. - Nawet nie zwróciłem na to uwagi, naprawdę. To tylko powiedzenie.
        Mitra wyglądał na zaskoczonego, a może nawet lekko przerażonego tą lawiną pytań, którą wylał z siebie Aldaren chwilę później. Starał się wszystkie z nich zapamiętać, by na nie odpowiedzieć, ale na niektóre nie było wcale tak łatwo znaleźć odpowiedź. Na przykład na to o pomoc Adama. On był, owszem, fachowcem, ale czy Mitra chciał się z nim konsultować i dzielić swoimi problemami?
        - Hm, tak… - zaczął Aresterra, gdy już pozbierał swoje myśli. - Nic nie potrzebuję, dziękuję. Wczoraj i dziś przyniosłeś mi tyle jedzenia, że będę to jadł dwa dni, nie potrzebuję więcej. Nie jadam zresztą ani wiele, ani regularnie, więc tym się naprawdę nie przejmuj. Ale nie jestem jakby co wybredny, choć lubię ostre, kwaśne jedzenie - to tak na przyszłość gdybyś był ciekaw. Na ten moment jednak niczego mi nie potrzeba, dziękuję. I nie chcę widzieć dell Amerdy, bez urazy, ale jest zbyt wścibski, bym chciał go bardziej w to mieszać. A ty wróć kiedy tylko będziesz miał ochotę… Jeśli o mnie chodzi nawet nie musisz wychodzić, mógłbyś po prostu tu ze mną posiedzieć, ale skoro masz coś do załatwienia, nie będę cię powstrzymywał. Do zobaczenia, Aldarenie. Dziękuję, że do mnie wpadłeś. I dziękuję za poczęstunek - dodał, salutując wampirowi miseczką z cząstkami pomarańczy.
        Mitra patrzył za wampirem, gdy ten wychodził z jego posiadłości nawet wtedy, gdy był na korytarzu i już go nie było widać. Opuścił wzrok dopiero gdy usłyszał trzaśnięcie zamykanych drzwi. Zaraz jednak drgnął, bo usłyszał na piętrze straszny raban i dźwięk brzmiący jak skrzek smoka. Po chwili rozległ się łomot na schodach, po którym ujawnił się twórca tego zamieszania - Żabon, który chyba dopiero teraz się ocknął i jak strzała pomknął do przedpokoju, by zeżreć intruza.
        - Spóźniłeś się z leksza - sarknął na niego Aresterra. Mały demon jednak trochę się jeszcze dla formalności poawanturował pod drzwiami, a potem bardzo z siebie zadowolony, że przegnał niebezpieczeństwo, poszedł do salonu, gdzie przebywał Mitra. Rozpędził się od progu i wskoczył na fotel niedawno zajmowany przez Aldarena - jedyną wystarczająco dużą, miękką przestrzeń w pokoju. Z ukontentowaniem zaczął się wiercić i wywijać w powietrzu łapami.
        - Leń - skomentował go Mitra. - Jak będziesz tyle leżał i żarł, to zaraz będziesz się toczyć, a nie chodzić.
        Żabon wydał z siebie bulgot pogardy, bo wcale nie brał sobie do serca komentarzy nekromanty. Umościł się w końcu i nakrywając mordę uszami zasnął. Aresterra przez moment jeszcze się na niego patrzył, jakby chciał się upewnić, że demon nie będzie rozrabiał, po czym wrócił do przeglądania ksiąg.

        Kilka godzin później wokół Mitry leżał imponujący wianuszek otwartych na różnych stronach ksiąg, choć gdyby chcieć szukać jakiegoś klucza, na którego podstawie wybrane zostały te konkretne fragmenty, trzeba by się naprawdę nieźle naszukać. Myśli Aresterry krążyły po wielu torach jednocześnie, zmierzając jednak do jednego celu. Na moment zupełnie skupił się na szukaniu jakiegoś remedium na swój paraliż. Ba, niedługo po wyjściu Aldarena spróbował najprostszego z możliwych rozwiązań i spróbował sam zdjąć z siebie skutki działania klątwy. Był wszak niebianinem i całkiem nieźle znał magię życia, miał szansę powodzenia… Lecz brak czucia nie ustąpił ani na jotę. Uszkodzenie było natury magicznej i działanie na nie druidycznymi czarami leczniczymi na wiele się nie zdało. Mitra dość szybko doszedł do wniosku, że szansę miałby korzystając z magii niebiańskiej, lecz tej jak na złość nie znał i co więcej nie miał na jej temat żadnej księgi - ot, jak to się mówi, szewc bez butów chodzi, a niebianin nie zna własnej szkoły magii.
        Po pewnym czasie Aresterra zrobił sobie przerwę. Zaschło mu w gardle i poczuł głód, choć wcześniej zjadł kawałek chleba i przyniesione przez Aldarena owoce. Oczywiście nie wszystkie, bo pożarcie ich tak bezmyślnie na raz byłoby barbarzyństwem - Mitra wolał zostawić sobie kilka pomarańczy na później, by móc się nimi dłużej delektować. Naprawdę je lubił, ale sam nigdy nie zadbał o to, by jakoś się w nie zaopatrzyć. Jadł po to, aby żyć, nie zaprzątając sobie specjalnie głowy jakością potraw i smakiem, o ile nie było to coś, za czym wybitnie nie przepadał. Teraz więc - by zaspokoić głód - sięgnął po resztę tego, co przyniósł mu Aldaren. Jednemu ze sług kazał przynieść sobie talerz i sztućce, by nie odgryzać kęsów mięsa z całego kawałka jak jakiś barbarzyńca. Chleb również wolał mieć pokrojony tym razem na przyzwoite kromki, lecz z racji tego, że sam nie był w stanie tego zrobić, znowu skorzystał z pomocy swoich ożywieńców. Zapach przygotowywanego jedzenia sprawił, że obudził się Żabon i doskonale pamiętając, że Mitra nie zgadzał się na podbieranie swoich posiłków, obrał nową taktykę, dość łatwą do przewidzenia - szantaż emocjonalny. Zeskoczył na ziemię i zbliżył ostrożnie do nekromanty. Wyglądał żałośnie - kulił się, a jego uszy wisiały smętnie, gdy patrzył na Mitrę smutnymi oczami i cichutko popiskiwał. Mitra z początku patrzył na niego niewzruszenie, czekając aż mu się znudzi. Później westchnął.
        - Takie sztuczki na mnie nie działają - oświadczył. Żabon przez moment się wahał, ale nie odpuścił odgrywania swojego małego dramatu.
        - Przestań udawać wymoczka. Siad. Siad, mówię.
        Żabon stęknął, ale posłusznie posadził zadek na ziemi - wtedy Mitra rzucił mu jedną z przygotowanych kanapek, którą cwana bestia złapała w locie.
        - O, teraz nie jesteś już taki biedny i zbolały? - sarknął nekromanta, a demon zaskrzeczał na niego z pełną mordą, by się od niego odwalił.
        Mitra podrzucił Żabonowi jeszcze jedną taką kanapkę, po czym wrócił do swoich poszukiwań. Skupił się na księgach z posiadłości Fausta, bo doszedł do wniosku, że skoro to wampir maczał palce we wszystkich pułapkach w kryptach, odpowiedź mogła czaić się w jego księgozbiorze - w końcu to z nich wampir czerpał swoją wiedzę.
        Jednak cały czas gdzieś z tyłu głowy Mitry kołatała się myśl, że to być może grymuar będzie odpowiedzią na jego dolegliwość. Ilość wiedzy, jaka zawierała się w tej księdze, przyprawiała o zawrót głowy - jeśli czegoś tam nie było, to nie istniało… A być może Krazenfirowie, znając możliwości swojego patrona i jego zakusy, zawarli w swoim dziele informację o tym, jak sobie z nim poradzić. Aresterra coraz bardziej przywiązywał się do myśli, że to, co miało być tylko prowokacją, która miał udowodnić mu czy Aldarenowi bardziej zależy na nim czy na księdze, nie było tylko hipotetycznym pytaniem, a realnym rozwiązaniem. W końcu ta wersja przeważyła - Mitra zdecydował, że to z pomocą grymuaru postara się znaleźć odpowiedź na dręczące go pytanie.
        - Chcę iść na górę - oświadczył swojemu słudze, który miał za zadanie tam go odholować. Obiecał co prawda Aldarenowi, że poczeka na niego z otwieraniem księgi, ale o klucz mógł postarać się jeszcze przed jego przybyciem - to chyba nie liczyło się jako złamanie obietnicy?
        Już będąc w sypialni Mitra usiadł na swoim łóżku z podkulonymi nogami i wyciągnął z szafki nocnej oba naszyjniki należące do braci Krazenfir. Położył je obok siebie na narzucie, jeszcze chwilę rozważając czy powinien ich użyć. Podniósł wzrok na stojące przed nim duchy nekromantów.
        - To tylko przedmioty - oświadczył.
        - Zastanów się jeszcze - odpowiedział mu Wergilus.
        - Nie przyjmę waszych warunków.
        - Wiesz z czym to się wiąże? - drążył duch.
        - Wiem. Otworzę go bez waszej pomocy. Wasze pragnienie zemsty na Aldarenie jest bezzasadne - oświadczył.
        - Jesteś zuchwały.
        - I bardzo głupi.

        - A wy jesteście martwi - podpowiedział jakże uprzejmie Mitra, zaczynając ostrożnie składać naszyjniki ze sobą.

        Gdy Aldaren wrócił do posiadłości nekromanty, tym razem został wcześniej dostrzeżony przez Żabona, który od razu słyszał, że ktoś wchodzi i pobiegł się z nim policzyć. Widząc jednak, że to przyjaciel zatrzymał się w progu salonu, pogapił chwilę, po czym wrócił do swojej przerwanej drzemki. Zamiast niego jednak na korytarz wyszedł Mitra. Szedł o własnych siłach, choć ostrożnie, cały czas asekurując się o ścianę. Wyglądał na jednocześnie zadowolonego i onieśmielonego, był jednak jeszcze bledszy niż poprzednio, o ile to jeszcze możliwe.
        - Udało mi się - powiedział cicho, to podnosząc wzrok na Aldarena, to znów go opuszczając. - Wszystko ustąpiło, gdy to założyłem...
        Mitra ostrożnie wziął do ręki naszyjnik, który spoczywał na jego piersi. Nie była to biżuteria, którą można by przeoczyć - na podwójnym łańcuchu spoczywał wisior wielkości dłoni, w którego środkowej części wyróżniała się wklęsła, gładka powierzchnia, jakby powinien się w niej znajdować okrągły kamień, którego albo nigdy nie wprawiono, albo później wydłubano.
        Aresterra podniósł na wampira wzrok, w którym widoczne było nieme pytanie "co sądzisz?", nie zadał go jednak na głos, bo chyba bał się co może usłyszeć w odpowiedzi.
Zablokowany

Wróć do „Mauria”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 1 gość