Mauria[Mauria i okolice] Zamknij oczy jeśli mi ufasz

Miasto położone na północny-zachód od Mglistych Bagien, otoczone gęstą puszczą, jedyną droga prowadząca do miasta jest dolina Umarłych lub też nie mniej niebezpieczne bagna. Niewielu tutaj przybywa miasto zaczyna wymierać, gdyż młodzi jego mieszkańcy uciekają stąd jak najdalej od tajemniczej Doliny Umarłych.
Zablokowany
Awatar użytkownika
Aldaren
Poszukujący Marzeń
Posty: 411
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje: Arystokrata , Uzdrowiciel , Artysta
Kontakt:

Post autor: Aldaren »

        Propozycja przygotowywania na zmianę śniadania, niespecjalnie przypadła Aldarenowi do gustu co jednoznacznie zdradzało to, jak się w tej chwili skrzywił. Nie chodziło wcale o umiejętności kulinarne Mitry (w końcu to właśnie nekromanta uczył wampira pichcić) ani też o to, czy by mu smakowało. Skrzypek przez swoją miłość do blondyna zjadłby po prostu wszystko, co ten by przygotował i podstawił mu pod nos, nawet zastrzegając, że nie doprawił odpowiednio, by danie było dla nieumarłego zjadliwe, albo wręcz przeciwnie, gdyby porcję dla krwiopijcy doprawił dużą ilością czosnku czy srebra. Byłoby to opłakane w skutkach dla Aldarena, oczywiście, ale przecież jeszcze przez wyznaniem niebianinowi swoich uczuć, jasno podkreślił, że zginąć z ręki Mitry, byłoby dla niego po prostu przyjemnością. Nawet zachęcał go do tego. Bez większego więc namysłu zjadłby również śmiertelną truciznę, gdyby tylko została mu podana przez ukochanego. Kwestia nieprzygotowywania przez Mitrę śniadań, polegała wyłącznie na tym, że musiałby on wcześnie wstawać, a co za tym idzie krótko by spał i pewnie w ogóle by się nie wysypiał, co spowodowałoby jedynie, że za dnia byłby zmęczony i miał przez to kiepskie samopoczucie. Aldaren po prostu nie mógł na to pozwolić i choć uśmiechnął się łagodnie, nic nie mówiąc (nie chciał okłamywać ukochanego), to jednak już wiedział, że od dziś postara się zawsze wstawać przed Mitrą, by ten nie musiał męczyć się śniadaniem i mógł sobie dłużej pospać bez najmniejszych zmartwień.

        - Tobą z chęcią dałbym się poparzyć - odparł, uśmiechając się niewinnie. Pocałował uspokojony, ukochanego w czoło i zasiadł wraz z nim do posiłku.
        Doskonale pamiętając okrutne praktyki z poprzedniego dnia, jakich dopuścił się Mitra niemożliwie przedłużając spróbowanie przez siebie śniadania przygotowanego przez Aldarena i wstrzymując się jak najdłużej o wydaniu swojej oceny, wampir był gotów się ukochanemu odpłacić i nieco go podręczyć, jednakże plany te szybko uleciały z jego głowy, gdy ze strony siedzącego jak na szpilkach nekromanty padło łagodne polecenie. "Nic nie da się pobawić złośliwiec przebrzydły" - pomyślał z rozbawieniem. Wziął niespiesznie jeden kęs do ust i zaczął się zastanawiać nad oceną. Czy mu smakowało? Oczywiście! Nie powinno być z tym żadnych wątpliwości, przecież kochał Mitrę, więc wszystko będzie mu smakować co tylko stworzyły jego ręce (inną kwestią było to, że pierwszy raz w życiu jadł jajko z bekonem, więc tym bardziej kulinarna nowość przypadła mu do gustu). Chodziło po prostu o to, czy w swojej ocenie dodać uwagę o tym, że z chęcią i ze smakiem zjadłby również truciznę przygotowaną przez błogosławionego, ale nie jest to raczej komentarz, który chciałoby się usłyszeć od ukochanej osoby bez względu na intencje.
        Zamiast jednak zaraz po przełknięciu wydać swoją opinię na temat smakowitości śniadania, powrócił na moment do wyjaśnień odnośnie śpiącego na progu Xargana. Na szczęście Mitra podjął ten temat do rozmowy i w trakcie odpowiedzi, Aldaren mógł jeszcze trochę podjeść z błogim wyrazem twarzy. Dało mu to też dodatkowy czas na przemyślenie swojej odpowiedzi względem tego jak mu smakowało danie przygotowane przez blondyna. Choć bardzo odwlekał swój komentarz.
        - Jeśli będzie chciał się obijać, to nadal będzie i te zakazy nic nie zmienią. Są po prostu po to, by zapewnić tobie komfort, byś nie musiał się nim przejmować. Nie przepadacie za sobą, Xargan w sumie za nikim nie przepada poza sobą, a mi z resztą nie zależy na tym byś go lubił z wzajemnością. Jeszcze zrobiłbym się zazdrosny. - Uśmiechnął się łobuzersko, szczerząc przy tym kły, gdy wpatrywał się w Mitrę, ale w oczach tańczyło dziecięce rozbawienie. Nie zdając sobie w ogóle sprawy z tego kiedy wszystko ze swojego talerza zjadł, nałożył sobie podobną do poprzedniej porcję i na nowo zaczynając jeść, dopiero teraz pochwalił.
        - Wyborne - mruknął z entuzjazmem, ledwo przełykając duży kęs jaki obecnie wziął.
        Czuł się jak ostatni buc przez to ile myślał nad swoją oceną, a jak ją przedstawił. Znaczy, oczywiście, że miał dużo dłuższy komentarz przygotowany, ale choć był pozytywny, nie wiedział czy Mitra by się nie obraził, a po usunięciu wszystkich "niebezpiecznych" słów, pozostało no niestety tylko to jedno. No bo jak by zabrzmiało gdyby powiedział: "Jest wyborne, jak zapewne wszystko co tylko stworzyły, czy nawet dotknęły twoje świetliste dłonie. Nie musisz się o nic martwić, zjem po prostu wszystko co tylko przygotujesz wkładając w to całe swoje serce i miłość do mnie". W sumie to i tak lepsza ocena niż: "Oczywiście, że jest przepyszne, przecież jest wypełnione twoją miłością". Zamknął oczy i pokręcił mentalnie głową, aż wstyd mu było za własne myśli.
        Jadł z radosnym uśmiechem na ustach i bacznie obserwował, z wielkim skupieniem przyjaciela, wyczekując odpowiedzi na zadane przez siebie pytanie. Widoczny był jego zawód oraz zdziwienie, gdy się okazało, że nie to Mitra planował przygotować skrzypkowi.
        - Wiesz, kupienie rodzynek mogło być dla zmyłki - powiedział lekko naburmuszonym tonem, zaraz jednak się czule uśmiechnął z uwagą wysłuchując dalszej części wypowiedzi ukochanego, na której końcówkę, tę wzmiankę w domyśle o omletach, się zaśmiał krótko, szczerze, z rozbawieniem. - Rozumiem - odparł podekscytowany i szczerze zaciekawiony, co też Mitra kombinował. Zaraz jednak się zmarszczył skonsternowany, jakby kolejne zdanie trafiło do niego z opóźnieniem. - Zaraz, poczekaj no moment. Jak to czeka NAS sporo pracy? - zapytał zaskoczony takim zestawieniem słów.
        Przymrużył oczy wpatrując się podejrzliwie w nekromantę, oddając się wnikliwej analizie odnoszącej się do tego czy możliwym by było żeby niebianin czytał w myślach i właśnie wykradł niczego nie świadomemu wampirowi te myśli z głowy. A może domyślał się, że skoro wczoraj wampir sobie zrobił dzień wolny, to dziś będzie chciał pozałatwiać kilka spraw, a błogosławiony najzwyczajniej w świecie chciał mu w tym pomóc lub po prostu potowarzyszyć.
        To było naprawdę miłe i Aldaren to doceniał, ale... Przy dwóch może trzech sprawach obecność Mitry była raczej nie wskazana. Poza tym na pewno nekromanta nie będzie się czuł komfortowo "Pod Trupią Główką" u Nihimy, czy wśród robotników pracujących przy szpitalu. Zapewne też by się strasznie nudził gdy skrzypek będzie załatwiał sprawy z Lilianą i odwiedzi miejskiego grabarza, nie wspominając już o tym, że wypadałoby odwiedzić Lirantha i przynajmniej profilaktycznie przebadać jego żonę, skoro jest w ciąży. To nie były tak lekkie spawy jak spacer czy wspólne zakupy, gdzie przez niemal cały czas nieumarły poświęcałby uwagę ukochanemu, to niestety następowałoby jedynie w momentach, w których skrzypek przemieszczałby się od jednego miejsca do drugiego.
        - Oczywiście - zgodził się z uśmiechem, kryjącym wszystkie zaprzątające mu głowę problemy, na pomysł wyruszenia do zamku zaraz po śniadaniu. - Naprawdę? - spytał z nadzieją, acz mimo to wciąż miał lekkie wyrzuty sumienia, za to, że wstał później niż Mitra, nawet jeśli różnica obejmowała jedynie kilka minut.
        - Witaj mały - przywitał się ze śmiechem z maszkarą i zaraz znów spojrzał na partnera, słysząc najpierw jego reprymendę, a zaraz propozycję nakarmienia małego demona.
        - Jak rozumiem ciężko stać się TWOIM ulubieńcem - droczył się z blondynem, zaraz jednak wstał od stołu i poszedł po miskę Żabona, coby mały potworek czasem z głodu nie padł, skoro był tak zdesperowany by od samego początku zacząć się popisywać sztuczkami i umiejętnościami aktorskimi.
        - Proszę - powiedział łagodnie do Żabona stawiając przed nim miskę z jajkami i bekonem, na co stwór rzucił się jak szalony. - Hej! Spokojnie, nikt ci tego nie zabierze - zganił go łagodnie i podrapał za uchem, zostawiając już kudłacza w spokoju.
        - Skoro i dla niego coś przygotowałeś mimo swojej niechęci, nie powinno się zmarnować. To bardzo miłe z twojej strony. Zaniosę mu, ty się nie spiesz - powiedział spokojnie.
        Wziął porcję dla Xargana i specjalnie przeszedł tak, by minąć Mitrę. Gdy był za jego plecami po prostu się pochylił i pocałował go w czubek głowy, idąc dalej i zaraz wychodząc z talerzem przed dom. Tam z cienia wyłonił się niezadowolony z tego jak go potraktowano demon, ale nie zamierzał wszczynać kłótni z demonologiem, przynajmniej nie w tej chwili, gdy miał dostać śniadanie, o które nawet się nie prosił.
        - Myślę, że powinieneś chociaż podziękować za ten posiłek Mitrze i przeprosić go dobrze wiesz za co - powiedział surowo wampir za drzwiami, dając demonicznemu nordyjczykowi talerz z jedzeniem.
        - Taa... podziękuj mu ode mnie. - Przyjął posiłek, wzruszając ramionami. - "Po moim trupie" - burknął telepatycznie niebianinowi, coby nie pozostawić żadnych złudzeń, że nie zamierzał ani trochę zmienić swojego stosunku do niego.
        - Niby dobrze wychowany, a smacznego nie życzy - prychnął, niby obrażony, przysiadając pod ścianą budynku i zabierając się za jedzenie. On w przeciwieństwie do wampira potrzebował zwykłego jedzenia przez swoje obecne ciało.
        - Smacznego, obyś się udławił - westchnął Aldaren i zawrócił w stronę drzwi by dołączyć do ukochanego przy stole. - Słyszałem co mu powiedziałeś. To, że nie czytam z jego głowy jak z książki, przez szacunek i miłość do niego, nie znaczy, że ty jesteś od tego bezpieczny - powiedział oschle, kładąc dłoń na klamce, nie otworzył jednak drzwi, został zatrzymany przez demona.
        - Nie jestem pewien czy trzymanie mnie na dystans wyjdzie ci na zdrowie, mój panie - burknął z jadem rogaty blondyn, przełykając to co miał w ustach. - Ledwo chwilę zabawiłem u Nihimy, gdy zaczęły mnie opuszczać siły, a rany zaczęły się regenerować dopiero, gdy zbliżyłem się do tego domu. Ty też byłeś dziwie osłabiony, prawda? Nie ma sensu się oszukiwać...
        - Skończ jeść i zmiataj stąd. Z tego co pamiętam masz co robić. - Aldaren mu przerwał, kompletnie ignorując to, co upiór mówił i nie słuchając go już więcej, wrócił do domu.
        Odciął od niego nawet swój umysł i odetchnął głęboko, by wyzbyć się wszelkiego napięcia ze swojego ciała. Zaraz też z ciepłym uśmiechem powrócił do kuchni. Nie siadał jednak, jedynie przystając przy stole pochwycił jedną kromkę chleba, którą zjadł popijając mlekiem.
        - Czuję, że mleku też nie odpuściłeś - zauważył z rozbawieniem, wyczuwając subtelną nutkę krwi. - Jesteś wspaniały, mój kochany. - Pochylił się by szepnąć mu to do ucha i znów pocałował go w głowę, zbierając swoje naczynia by je pozmywać, jak również miskę Żabona i naczynia, z których skorzystano do przygotowania tego dania.

        Gdy Mitra zjadł, a Aldaren po nim pozmywał, uprzejmie podał ukochanemu jego maskę oraz płaszcz przed wyjściem. Wampir odpuścił sobie wyprawę na drugie piętro mitrowej kamienicy po swoją kamizelkę, a w przedpokoju nie założył swojego płaszcza. Ubrał jedynie buty, wygładził i poprawił swoją koszulę, by wyglądać może nie w miarę schludnie (nie da się w kilkudniowych ubraniach), a przynajmniej przyzwoicie i otworzył przed blondynem drzwi wypuszczając go pierwszego. Przed domem nie było już Xargana, został po nim jedynie talerz, który był obecnie wylizywany przez jakiegoś wychudłego kota, syczącego i puszącego się na wychodzących nagle z budynku mężczyzn, by zaraz uciec w krzaki. Skrzypek poprosił Mitrę, by ten dał mu minutkę, po czym zabrał talerz, by włożyć go na tę chwilę po prostu do zlewu. Później już go umyje. Szybko wrócił i ruszył z nekromantą w stronę powstającego szpitala.
Awatar użytkownika
Mitra
Splatacz Snów
Posty: 357
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Błogosławiony
Profesje: Mag , Uzdrowiciel
Kontakt:

Post autor: Mitra »

        Mitra spojrzał na Aldarena jakby się lekko dąsał za tę uwagę o poparzeniu się nim. Już nawet otwierał usta, by powiedzieć, że to wcale nie o niego tylko o jajka chodziło, ale dotarło do niego w porę, że wyszedłby tylko na błazna. Cóż, nadal czasami nie wszystkie żarty łapał w porę. Tym razem jednak uchronił się od gafy i tylko pokręcił głową, niby załamując się poziomem żartów ukochanego… Ale widać było, że trochę mu te słowa schlebiały, nawet jeśli nie kontynuował tego flirtu. Gdy jednak niby temat umarł śmiercią naturalną, a oni szli do stołu, nekromanta na moment odpłynął z myślami. Jak by to było dotknąć Aldarena, gdy był taki półnagi, poczuć pod palcami jego chłodną, ale miękką skórę… Ciężkie, ale kuszące doświadczenie. Bardzo kuszące…
        I tak jakoś przeszli do śniadania. Do miłej, niezobowiązującej rozmowy, tak cudownie normalnej, w której Mitra nie musiał się krępować ani uważać na swoje słowa i gesty.
        - Zazdrosny o Xargana? Pff! - parsknął z oburzeniem. - Ja ma dobry gust, a nie: Xargan… - burknął, aż się otrząsając z obrzydzenia na myśl, że mogłoby go coś łączyć z demonem, który nie miał absolutnie ani jednej zalety. Mimo wszystko reakcja nekromanty była w żartach… A później już żarty się skończyły. Niebianin dostrzegł reakcję Aldarena na wieść, że to nie było jego danie-niespodzianka i nagle ogarnęły go straszne wątpliwości czy to dobry pomysł, by to gotować. Może jednak przesadził i poniósł go entuzjazm, a danie, które planował na obiad okaże się zwyczajnie niedobre? To było proste, wiejskie danie, może powinien przygotować coś bardziej wysublimowanego? Problem polegał na tym, że on właśnie takie proste dania lubił…
        Pod wpływem pytania o swój dobór słów i tego przenikliwego spojrzenia Mitra skulił się, jakby oczekiwał ostrej bury. Z pochyloną głową zerknął na wampira i zaraz uciekł wzrokiem. Głęboko nabrał oddechu nim zaczął odpowiadać.
        - No ze szpitalem chociażby... - mruknął. - I tym wszystkim co z tym związane, przecież pracy jest ogrom. I... mnie też czeka praca. Wczoraj zrobiłem sobie dzień wolny, by móc go spędzić z tobą, ale nie mogę odwlekać tego w nieskończoność... A dzisiaj jest nów i chciałem z tego skorzystać do swoich rytuałów... Ostatni przegapiłem, bo to było kilka dni po twoim wyjeździe i nie umiałem się na niczym skupić... - tłumaczył się niczym winny, choć przecież nic złego nie zrobił. Nie chciał jednak zawracać Aldarenowi głowy swoimi sprawami, bo spodziewał się, że skrzypek będzie albo czuł się winny, że mu nie pomaga, albo z uśmiechem zaproponuje swoją pomoc, choć sam będzie przemęczony po całym dniu bieganiny. Mitra nie znał co prawda jego planów na ten dzień, ale jednego był pewien: na pewno miał napięty grafik. Dlatego też z rozmysłem nie wspomniał, że chodzi o grymuar z Thulle - był bardziej niż pewny, że skrzypek będzie miał wyrzuty sumienia, że nie pomógł z tym nekromancie i jeszcze mocniej będzie chciał pomóc. Mitra nie chciał dokładać mu obowiązków. Co więcej, nie chciał też przyznać się do tego, że już miesiąc męczy się z jedną księgą - dla niego była to osobista i to dość dotkliwa porażka. Do tej pory skrzypek o to nie pytał i błogosławiony był mu w gruncie rzeczy wdzięczny za ten brak zainteresowania. Wolałby, aby tak pozostało.

        - Naprawdę - zgodził się Mitra uspokajającym tonem. - Tyle co zdążyłem się ubrać i pogonić dzieciaki sprzed domu.
        Błogosławiony nie musiałby użerać się ze smarkaczami, gdyby Żabon, który właśnie wkroczył do kuchni, był czujniejszy. Chociaż… On zawsze pierwszy rzucał się na każdego kto wchodził, więc co, wyczuwał jakimś cudem, że te dzieciaki były niegroźne? Może… Albo po prostu miał to gdzieś, bo był głodny, co teraz głośno obwieszczał swoim skrzeczeniem.
        - Bardzo trudno zostać moim ulubieńcem - przytaknął wampirowi. - Zwłaszcza gdy już jednego mam… - dodał mruczącym tonem, delikatnie głaszcząc skrzypka po dłoni, nim ten wstał, aby skorzystać z okazji i nakarmić demonicznego głodomora. Wzmianka o tym większym już nie spotkała się ze strony nekromanty z takim dobrym humorem, ale nie zmienił nagle zdania.
        - W końcu on też musi jeść - mruknął wymijająco. Może trochę powodowało nim to, że rano Xargana tak ordynarnie kopnął… Ale zaraz doszedł do wniosku, że nie, bo należało mu się. Po prostu wiedział, że demon gdy był głodny stawał się jeszcze bardziej wredny niż normalnie. Trudne, ale nie niemożliwe.
        Chociaż Mitra wodził wzrokiem za Aldarenem, gdy ten zabierał jedzenie dla Xargana i szedł mu je zanieść, zaskoczyło go to jak został pocałowany w głowę. Jego serce przeskoczyło w nieprzyjemny sposób, a na twarzy pojawił się wyraz boleści, jakby to nie był całus a ukłucie igłą. Nie odezwał się, nie obrócił nawet w stronę skrzypka, więc ten nie dostrzegł raczej jego reakcji. Aresterra jednak szybko doszedł po tym incydencie do wniosku, że trudno mu przyjmować takie czułości z zaskoczenia - po prostu za mocno mu się kojarzyły. Przez lata mieszkania z Sarazilem nauczył się bronić przed czymś takim.
        - Udław się jak ci nie pasuje - warknął zrywając się od stołu, gdy w jego głowie odezwał się głos Xargana. Spojrzał wściekłym wzrokiem w stronę wyjścia z kuchni, a jego manekiny poruszyły się oczekując na rozkaz swojego pana… Ale ten zaraz się uspokoił. Nie było sensu walczyć z tym idiotą. Ale szlag, niech nie liczy, że Mitra jeszcze kiedykolwiek przygotuje mu coś do jedzenia! Niech zdycha z głodu, a nie dostanie nawet okrucha. Niestety nadepnął na odcisk osobie, która była wyjątkowo zawistna.
        Wyraz twarzy Aresterry złagodniał jednak momentalnie, gdy do kuchni wrócił Aldaren. Z racji tego, że błogosławiony już wstał, podszedł do wampira i przytulił się do niego, by dzięki czułości ukochanego się uspokoić.
        - Dla ciebie wszystko - zapewnił cicho, gdy skrzypek poczuł krew w swoim napoju. Sam już zjadł, a że musiał się trochę dłużej przygotowywać do wyjścia niż jego ukochany, poszedł się przebrać, zostawiając go w kuchni z jego zmywaniem.

        Tego dnia Żabon im nie towarzyszył - gdy wychodzili on wylegiwał się na kanapie i tylko zerkał na nich zza podłokietnika, jakby zachęcał, by już poszli, bo on był bardzo zajęty. Więc poszli, jak zawsze wyglądając jakby byli tylko znajomymi. Tego dnia już nawet nie panem i sługą, bo kuląca się postać w czerni była ubrana lepiej niż jej domniemany chlebodawca.

        Przed bramą wjazdową do posiadłości czekał dobrze ubrany jeździec, jego wierzchowiec został zaś przywiązany do prętów ogrodzenia nieopodal. Już z daleka widać było, że to właśnie na Aldarena czekał, bo gdy raz zogniskował na nim wzrok, nieustannie na niego patrzył. Z początku trudno było określić jego intencje, lecz gdy podeszło się bliżej sytuacja stała się jasna: mężczyzna miał na sobie ubrania gońca jednej z arystokratycznych rodzin. Której, to również było już po chwili jasne: w klapy swojej kurtki miał wszyte herby, które przedstawiały przedzieloną na pół planszę, gdzie po jednej stronie widniała mauryjska gwiazda i księżyc, a po drugiej chryzantema. Turilli.
        - Lordzie van der Leeuw - odezwał się, gdy wampir i nekromanta byli już bliżej. Jego wezwaniu towarzyszył głęboki ukłon. Mitra, czując, że nie będzie przy tej rozmowie potrzebny albo wręcz więcej - jego obecność będzie niepożądana - zwolnił trochę, by znaleźć się za plecami Aldarena. Goniec albo tego nie zauważył albo tylko udawał, bo nawet nie spojrzał w kierunku błogosławionego, zwracając się tylko i wyłącznie do skrzypka.
        - Najmocniej przepraszam za moje najście, jednak nikt na terenie posiadłości nie był w stanie wskazać mi zarządcy – usprawiedliwił się. – Zajmę jednak tylko chwilę. Przybywam z wiadomością od mojego pana, Alexandra Turillego. Przekazuję ją do rąk własnych.
        To powiedziawszy goniec wręczył Aldarenowi kopertę zapieczętowaną zwykłym czerwonym lakiem, w którym odciśnięta była pieczęć generalskiego rodu. Wewnątrz znajdował się list oraz dodatkowy czysty bilecik wraz z mniejszą kopertą - jasny znak, że nadawca oczekiwał odpowiedzi.
        - Zjawię się po wiadomość zwrotną kiedy tylko lord sobie życzy - zapewnił goniec, a gdy dostał odpowiedź podziękował za poświęcony czas, przeprosił za najście i po odwiązaniu swojego konia pośpiesznie wrócił do miasta. Nie płacono mu wszak za spacerki.
        Wiadomość była krótka:

        ”Szanowny lordzie van der Leeuw,
        Proszę przyjąć me szczere kondolencje z powodu śmierci mistrza Fausta van der Leeuwa i jednoczesne gratulacje z tytułu przejęcia schedy po nim oraz realizacji bardzo śmiałych planów zmiany tego miasta. Byłbym wielce rad móc porozmawiać o nich w trakcie spotkania i przedstawić propozycję współpracy, jaką mam dla lorda. Proszę podać dzień i godzinę, które by lordowi odpowiadały, jestem do pańskiej dyspozycji.

Z wyrazami szacunku,
Alexander Lambert Turilli”


        List został napisany kaligraficznym, surowym pismem, a poniżej podpisu nadawcy widniała pieczęć podobna do tej, którą odbito na laku, z jedną różnica: ta została od dołu objęta szarfą z dewizą “Sange adevarat”. Umiejscowienie ozdobnika wskazywało, że nadawca był głównym spadkobiercą w rodzie - głowa rodziny dewizę nosiła nad herbem. Zresztą, nie trzeba było być specjalnym znawcą lokalnej polityki, by wiedzieć kim był Alexander Turilli. Syn aktualnego generała straży miejskiej, utalentowany nekromanta i wytrawny polityk, który jednak większość sił poświęcał tej pierwszej dziedzinie - podobno bardzo wdał się pod tym względem w dziadka, po którym nosił drugie imię. Po nim albo po starszym bracie, którego jego ojciec zabił w pojedynku, to akurat do tej pory pozostawało kwestią domysłów.
Awatar użytkownika
Aldaren
Poszukujący Marzeń
Posty: 411
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje: Arystokrata , Uzdrowiciel , Artysta
Kontakt:

Post autor: Aldaren »

        Słysząc oburzenie Mitry na wzmiankę o tym, że mógłby być zazdrosny o Xargana, Aldaren nie krył swojego rozbawienia i zaśmiał się rzewnie w głos, omal nie dławiąc się przy tym okruchami chleba, którym zagryzał jajka z bekonem. Kiedy jednak wyraził swoje zdumienie na temat tego, że to nie śniadanie było ulubioną potrawą Mitry, żarty się skończyły, zwłaszcza, że reakcja wampira nie spodobała się nekromancie i ciemnowłosy mężczyzna miał to sobie za złe, że nie zdołał się wyrazić jakoś mniej... konfliktowo. Cóż... Będzie musiał poczekać do obiadu (bądź kolacji), by udowodnić ukochanemu, że wcale nie miał niczego złego na myśli. Owszem był zawiedziony, że to nie smażone jajka i boczek miał w planie przygotować blondyn, ale to dlatego, że nie to danie okazało się być ulubionym dla jego wybranka, choć było naprawdę bardzo smaczne, że będzie musiał jeszcze poczekać by się tego dowiedzieć, że jednak błogosławiony w pewnym sensie bez potrzeby męczył się z przygotowaniem śniadania. Gdyby to ono miało być tą niespodzianką, Aldaren byłby dla siebie bardziej wyrozumiały, że za długo spał, a tak... No cóż...

        Wampir nieco spochmurniał, widząc zachowanie nekromanty, to jak się skulił po jego pytaniu. Znów był na siebie zły, tym razem przez to, że może trochę za ostro wyszedł ze swoim pytaniem odnośnie niejasności względem ich domniemanego natłoku pracy tego dnia. Spuścił wzrok i zaczął gmerać widelcem z poczuciem winy w jędrnym żółtku jajka uważając by jednak nie naruszyć delikatnie ściętej wierzchniej powłoki, by płynne żółtko się nie rozlało po talerzu. Wsłuchując się w jego wyjaśnienia, odetchnął cicho z ulgą i w końcu podniósł na miłość swojego życia łagodne spojrzenie. Należały mu się przeprosiny i czułość, skoro przez skrzypka teraz się tłumaczył zaniepokojony, jakby co najmniej został właśnie oskarżony o morderstwo, a nie tylko sprowadzenie do wspólnego mianownika pracowitego dla nich obu dnia.
        - Wybacz mi kochany - powiedział delikatnym głosem, zerkając subtelnie na partnera, jakby chciał mu tym sposobem przywrócić zatracone bezpieczeństwo i naruszoną strefę błogiego komfortu i spokoju. - Myślałem, że chciałeś mi cały dzień towarzyszyć, nie wiedząc nawet co muszę dziś zrobić. Nie zrozum mnie źle, nie to, że nie chciałbym twojej pomocy i towarzystwa, ale... Będę dziś niejednokrotnie dłuższą chwilę w dużej grupie ludzi, z innymi mam do obgadania nieco spraw, niektórzy z nich... Mogli by nie być dla ciebie tak mili jak Faust... Wierz mi, chciałbym poświęcić ci każdą chwilę swojego nie-życia, każdy oddech i uderzenie serca, ale mając świadomość tego, że mimo towarzyszenia mi strasznie miałbyś się męczyć, czy mogło by ci grozić niebezpieczeństwo... Niczym mi nie zawiniłeś by tak cię torturować... - wyjaśnił, mając w tej chwili miliony myśli i obaw w jednej chwili, nie do końca potrafiąc dobrać odpowiednie słowa, by nie urazić swojego ukochanego, wiedział jaki był wrażliwy i jak łatwo, nieświadomie, można było go zranić.
        Był zakłopotany i niezbyt zadowolony swoimi własnymi tłumaczeniami, co było dobrze widać po jego wyrazie twarzy, jak również tym, że tradycyjnie przeczesał dłonią włosy i lekko podrapał się po karku, patrząc przy tym nie na Mitrę, nie w swój talerz, a gdzieś w bok. Chwilę trwał w zakłopotaniu, zaraz jednak się otrząsnął z tego stanu i ciepło uśmiechnął do ukochanego.
        - Jeśli potrzebował byś mojej pomocy, nie krępuj się... Wiesz gdzie mnie szukać. - Z rozbawieniem puścił mu oczko, dla rozluźnienia sytuacji.

        - Dzieciaki sprzed domu? - zapytał zaskoczony, bo nie miał pojęcia, że Mitra miewa takich gości. Nekromanta nigdy nie wspominał, że jest nachodzony przez łobuziaki z okolicy, a i samemu wampirowi odkąd tu nocował zdarzyło się niebezpośrednie spotkanie z ich figlami. - To by wyjaśniało te kamienie - mruknął pod nosem do samego siebie i się zamyślił czy jest jakiś sposób by przyłapać te gałgany na gorącym uczynku i czy miałby szansę się z nimi rozmówić.
        Otrząsnął się jednak zaraz ze swoich rozważań, gdy tylko Mitra podjął jego własną prowokację.
        - Uh... czyli się spóźniłem. Pokaż no mi go tylko a już ja się z nim rozprawię. Nikt mi nie będzie zabierał mojego kochanego Mitry! Powiedz, gdzie ten twój ulubieniec, a obedrę go ze skóry - droczył się z rozbawieniem, uśmiechając z niewyobrażalnym szczęściem w oczach do ukochanego. Na jego czuły gest, pogładzenie wampira po dłoni, odpowiedział tym samym nim wstał i zajął się przygotowaniem jedzenia dla Żabona.

        Gdyby Aldaren wiedział jak bardzo jego czułostka z zaskoczenia zaniepokoi Mitrę i przywoła nieprzyjemne spojrzenia, najpewniej nigdy by sobie na nią nie pozwolił, a przynajmniej wcześniej by uprzedził ukochanego, że zamierza go ucałować w głowę, więc nie ma się czego bać. Tej reakcji jednak nie był nawet świadom, gdyż po pierwsze Mitra siedział do niego plecami, nie mógł widzieć twarzy nekromanty, po drugie był to "atak" przelotem, kilka sekund po pocałowaniu błogosławionego, zniknął za drzwiami kamienicy by poczęstować Xargana śniadaniem.
        Po ponownym wejściu do domu i powrocie do kuchni, Aldaren był nieco zaskoczony nagłą potrzebą bliskości Mitry, ale nie zamierzał go od siebie odpychać czy nawet jawnie pokazywać tego zaskoczenia. To był Mitra, przy nim musiał uważać nawet na tak subtelne reakcje ze swojej strony, bo naprawdę łatwo przychodziło wampirowi nieświadome zrażanie do siebie ukochanego, co bardzo martwiło krwiopijcę, bo nigdy nie chciał dla niego źle, nigdy nie chciał go przecież urazić. Przytulił blondyna do siebie od razu jak tylko ten się do niego zbliżył i go objął. Czuł, że niebianin potrzebował tej bliskości, czuł jak się dzięki temu uspokajał. Skrzypek nie wnikał czy tak go zdenerwowały telepatyczne słowa Xargana, zasłyszana rozmowa między demonem i jego panem, czy może coś innego, nie miało to znaczenia. Miało natomiast to, by ugasić to pragnienie bliskości, czułości i psychicznego wsparcia, jakiego obecnie oczekiwał od nieumarłego pan tej kamienicy.
        - Kocham się mój najdroższy Mitro - szepnął pieszczotliwie do ucha partnera, upajając się jego zapachem i zaraz go puścił. Nie było to najlepszym pomysłem, bo ta bliskość przypomniała skrzypkowi tylko o jego nieugaszonym jeszcze głodzie krwi.
        Cieszył się, że Mitra zaraz pognał na górę się uszykować do wyjścia, a on został sam na dole z garami do pozmywania. To był dobry sposób na to by zająć czymś myśli i nie skupiać się na frustrującej potrzebie sięgnięcia po butelkę krwi, którą Mitra dla niego kupił i wypicia jej całej na raz, choć zatopienie kłów w miękkiej, ciepłej szyi, w krwawym pocałunku byłoby o wiele bardziej satysfakcjonującym i sycącym zaspokojeniem głodu. No dobra, wcale nie pomogło mu to ukoić myśli, gdyż zaraz dopadły go wspomnienia, kiedy to kąsał Fausta, a jego gorąca krew jak najgorszy na świecie narkotyk spływała mu do gardła, podczas ich wspólnych chwil wypełnionych niemalże dziką i okrutną namiętnością. Nie do końca trzeźwo myśląc w tej chwili zastanowił się jakby to było z Mitrą. Od razu stwierdził, że ze względu na to jak kruchy był niebianin, pościel i łóżko nigdy nie zostanie splamione krwią, jak to niejednokrotnie było, gdy oddawał się swojemu mistrzowi, a przebijanie kłami skóry nigdy nie będzie dla blondyna wiązało się z przyjemnością (zwłaszcza przez to co Aldaren zrobił mu przez Xargana w kryptach), ale i tak wampir miał nieodpartą ochotę wgryźć się w szyję ukochanego, naznaczyć go, że należy tylko do niego i nikogo innego...
        Skrzypek zaklął siarczyście pod nosem, kręcąc głową jak opętany, byle by tylko uwolnić się od tych przeklętych myśli. Prędzej wyrwałby sobie kły (stając się przy tym wampirem usadowionym niżej nawet niż pogardzane dhampiry), niż dopuścił do takiego skrzywdzenia ukochanego niebianina. W swym opętańczym szale, dopiero ugryzienie samego siebie w rękę i spicie własnej krwi, spowodowało, że nieco się uspokoił, w końcu jakby nie patrzeć w miarę zaspokoił naturalne wampirze instynkty, które nie polegają wyłącznie na sączeniu z kieliszków krwi, jak dobrego wina. Odetchnął głęboko przywołując się do porządku i ochlapał twarz wodą. Przemył ranę i chwilę obserwował jak się powoli zaczyna regenerować, po czym dokończył zmywanie. Kiedy Mitra do niego zszedł, z czułym uśmiechem podał ukochanemu jego płaszcz i maskę, po czym oboje wyszli z domu, zachowując między sobą komfortową odległość, która nie została by zinterpretowana przez innych, że coś więcej niż sprawy zawodowe czy niezobowiązująca znajomość może łączyć.

        Spacer mimo tej odległości był bardzo przyjemny, przynajmniej dla Aldarena. Sama świadomość tego, że Mitra mu towarzyszył, że odwzajemniał jego miłość, w zupełności wampirowi wystarczyła do pełni szczęścia. Nie musieli się trzymać za ręce, nie musieli rzucać do siebie czułych słówek. Oczywiście wolałby cały czas trzymać niebianina w swych objęciach, zapewniać go o swojej miłości co chwila i na różne sposoby, ale to miało być ważne wyłącznie dla Mitry, nie na pokaz ku uciesze ludu.
        Dochodząc do posiadłości, nie trudno było nie zauważyć czekającego przed bramą jeźdźca, do którego wampir bez wahania podszedł z neutralnym, choć łagodnym wyrazem twarzy. Mitrze posłał jedynie krótkie, przepraszające spojrzenie i zatrzymał się przed gońcem, na którego powitanie i ukłon skinął głową, czekając na wyjaśnienia co go do niego sprowadza. Aldaren cierpliwie słuchał, nie zapewniając nawet, że nic się nie stało i by nie przepraszał, po prostu czekał, a gdy został mu przekazany list, przyjął go i szczerze podziękował, raz jeszcze skinął przy tym głową z szacunkiem i wdzięcznością.
        - Wróć tu za godzinę, odpowiedź dla twojego pana będzie gotowa. Raz jeszcze dziękuję, za przekazanie mi tego listu. Proszę, za lojalną służbę - powiedział wręczając gońcowi pięć srebrnych orłów, po czym odprowadził go wzrokiem.
Chwilę trzymał kopertę biernie w dłoni zastanawiając się co syn mauryjskiego generała mógł od niego chcieć. Zerknął kontrolnie czy Mitra nie rozpłynął się w powietrzu i uśmiechnął się do niego czule, zapraszając go do przejścia przez bramę. Idąc w stronę powstającego szpitala, gdzie ludzcy robotnicy z niewielką pomocą bezmyślnych ożywieńców, uwijali się jak mrówki, otworzył wreszcie kopertę, skupiając się wyłącznie na kartce będącej krótkim listem i przebiegł spojrzeniem po treści.
        - Lord Turilli zna się na medycynie? - zastanowił się na głos, chowając z powrotem list do koperty, po czym podniósł spojrzenie na Mitrę i się do niego uśmiechnął.
        Przywitał się z mijanymi robotnikami, z dwoma zamienił dwa słowa, na temat tego jak postępują prace i by nie tykali sali wykładowej póki co, bo będzie zmieniana, po czym wszedł z Mitrą do środka. Niestety wewnątrz również co chwila byli przez kogoś, lub coś w przypadku ożywieńców, mijani, co raczej nie zapewniało prywatności, dopóki Aldaren nie zarządził przerwy dla robotników przez godzinę. Nie było sensu niepotrzebnie stresować Mitry.
        - Przepraszam cię za to całe zamieszanie. Teraz powinno być nieco spokoju. Chodź ze mną na moment do góry, chciałbym mieć z głowy ten list, by o nim nie zapomnieć. Chyba że wolisz się tu pokręcić - powiedział spokojnie, zostawiając decyzje nekromancie, zmierzając w stronę schodów na górę.

        Na poddaszu, za drzwiami, które miały prowadzić do jego pokoju, pogrzebał nieco w kufrach w poszukiwaniu pióra i kałamarza, jak również laku i świecy, po czym zasiadł do przykurzonego przez remont biurka i napisał szybką, acz niezwykle staranną odpowiedź, włożył ją do koperty jak atrament wysechł i zapieczętował kopertę na nowo, tym razem odciskając w laku własną pieczęć - różę ze skrzydłami nietoperza, gubiącą płatki, wyglądające jak krople krwi. Wsunął list, gdy lak już wysechł, za pas spodni, nie mając gdzie go włożyć i wyszedł z pokoju. Nie czekając długo, wrócił na parter by oprowadzić Mitrę po zapewne z niecierpliwością wyczekiwanej części szpitala.

        - Wybacz mi tę zwłokę, teraz jestem już cały twój - powiedział i uśmiechnął się pogodnie do ukochanego idąc z nim na prawo od schodów do zachodniego skrzydła, gdzie znajdowały się sale operacyjne. Wolał od nich zacząć, by nie przekładać już oglądania ich na następny dzień gdyby nie zdążyli.
        Sale były duże, bardzo dobrze i jasno oświetlone, przez jakieś błękitne kryształy przyczepione do sufitu. Po środku, gdzie było jeszcze jaśniej, choć wydawało się to niemożliwe znajdował się porządny stół operacyjny przy którym poustawiane były niewielkie stoliki na kółkach do wygodnego przemieszczania ich, cały czas mając pod ręką najpotrzebniejsze narzędzia. Nie było tu zbędnych dekoracji, czy zagracających przestrzeń mebli. Owszem stały pod ścianami szafy i komody, ale miały być wypełnione potrzebnymi do zabiegu rzeczami, skalpelami opatrunkami. Po środku pomieszczenia nic nie stało, nic nie robiłoby za przeszkodę pracujących pod presją lekarzy jedynie te dwa stoliki na kółkach, no i stół operacyjny.
        - Takich sal jest tu pięć. Po drugiej stronie korytarza trzy mniejsze sale zabiegowe i dwa pomieszczenia dla lekarzy, gdzie będą mogli odpocząć w chwili przerwy - powiedział spokojnie zastanawiając się czy miało to większy sens robić aż tyle dużych sal chirurgicznych. Zobaczy się zresztą w czasie, nie było problemu z przerobieniem jednej na dwie mniejsze sale zabiegowe, czy pokój dla lekarzy, a obecny pokój lekarzy na salę zabiegową. Wszystko się okaże, potrzeba jedynie czasu.
        - A teraz czy ma grupa jakieś pytania? - odwrócił się i stanął dumnie, z surowym wyrazem twarzy pierwszorzędnego belfra, jakby faktycznie oprowadzał całą wycieczkę, a nie jednego niebianina. Uśmiechnął się zaraz psotnie coby nie pozostawić żadnych wątpliwości, że żartował.
Awatar użytkownika
Mitra
Splatacz Snów
Posty: 357
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Błogosławiony
Profesje: Mag , Uzdrowiciel
Kontakt:

Post autor: Mitra »

        To głos Aldarena tak działał czy jego słowa? Wystarczyło, że poprosił o wybaczenie, a Mitra z pozycji defensywnej przeszedł do ufnej i uległej, jakby był wiernym psiakiem, którego właściciel pogłaskał po głowie. Spojrzał na skrzypka z czułością i przeprosinami. Oboje mieli niepewność w oczach i to jakoś ośmieliło nekromantę - chyba oboje zareagowali histerycznie, najpierw Mitra, a później jego ukochany. Dlatego błogosławiony postarał się opanować, odetchnął i wysłuchał słów Aldarena. W gruncie rzeczy zgadzał się z jego zdaniem i był mu za to wdzięczny… Ale odczuwał to jako swoją osobistą porażkę. Nie mógł pokazywać się między ludźmi, nie mógł przebywać ze swoim ukochanym przez to jak był skrzywiony - to było przykre. Musiał coś z tym zrobić… Ale niech to, łatwiej powiedzieć niż faktycznie zrobić.
        - Dziękuję, Ren - odezwał się natychmiast, gdy wampir skończył mówić. Nad stołem sięgnął do jego wolnej dłoni i delikatnie ją uścisnął z czułością. - Rozumiem, nie będę nalegał, dziękuję, że o tym pomyślałeś. A… Zdradzisz mi co planujesz? - zapytał troszkę ostrożnie. Szczególnie interesowała go ta część o niebezpieczeństwie, no bo co mogło grozić nekromancie? Nie powiedział tego, po prostu słuchał ze szczerym zainteresowaniem.
        - Wiem - zgodził się z zadowoleniem. - Przy swoim boku - dodał szeptem, z czułością. Nie uważał oczywiście, że wampir mu się narzucał i nie zostawiał mu przestrzeni, to było raczej metaforyczne. Była to jednocześnie piękna próba uniknięcia tematu, bo głupio było nekromancie przyznać się, że wstyd mu prosić o pomoc z czymś, z czym nie poradził sobie tyle czasu, a przecież nic nie zapowiadało takich trudności.
        - Tak, wiesz, ubzdurali sobie, że dom jest nawiedzony i co jakiś czas próbują przegonić zjawę robiąc różne numery - wyjaśnił kwestię smarkaczy, samym tonem głosu dając do zrozumienia, że to upierdliwy, ale możliwy do przeżycia temat. - Ale nic nie niszczą, tylko grają mi na nerwach czasami… Trafili w twoje okno? - upewnił się, słysząc wzmiankę o kamieniach. - Ach… To pewnie przez to, że kiedyś często przesiadywałem w tym wykuszu, przyzwyczaili się, że tam jest ta ich “zjawa”... Przepraszam. Nie pomyślałem o tym dając ci ten pokój. Możesz się przenieść gdzie indziej, mam jeszcze ze dwie sypialnie dla gości - zaoferował, choć wiedział, że dzieciaki nie powinny w najbliższym czasie wrócić, no ale rozumiał, że Aldaren mógł czuć niesmak po tym co go spotkało.
        No a na te żarty o ulubieńcach Mitra nie mógł zareagować inaczej jak czułym spojrzeniem i kręceniem głową z niedowierzaniem.
        - Skąd ty bierzesz te pomysły, naprawdę… - mruknął rozbawiony. Ech, naprawdę było cudownie…

        Sytuacji z gońcem Mitra przyglądał się z pewnego oddalenia, ale z ciekawością i ani chwili nie udawał, że nie słucha i nie patrzy. Rozpoznał symbole noszone przez gońca, więc jak miałby nie być ciekawy? Szkoda tylko, że rozmowa była tak krótka, bo nie dawała żadnego pola do domysłów.
        - Dziękuję, panie - odezwał się goniec profesjonalnym tonem, choć widać było, że oczy mu błyszczały, gdy dostał taki napiwek. Pewnie tego wieczora wypije kolejkę za zdrowie lorda van der Leeuwa.
        Gdy posłaniec już poszedł, Mitra zaraz zjawił się u boku Aldarena i odpowiedział mu czułym spojrzeniem na jego uśmiech. Zerkał przez ramię, gdy skrzypek czytał, ale gdyby skrzypek mu nie pozwolił, to zaraz by się odsunął.
        - Wątpię by którykolwiek Turilli znał się na medycynie - wtrącił Mitra, choć pytanie zostało raczej rzucone w przestrzeń, a nie wypowiedziane wprost do niego. - Alexander to nekromanta, może mieć zgrubne pojęcie o medycynie, bo każdy z nas zna się chociażby na anatomii, ale nigdy nie słyszałem, by uczył się leczenia ludzi. Byłbym ostrożny w kwestii jego propozycji - dodał, jak zawsze z góry zakładając najgorsze.
        - Wiesz… - mruknął po chwili. - Może chce się z tobą spotkać na przeszpiegi za swojego ojca? W sumie aż dziwne, że straż jeszcze nie wścibiła tu nosa, oni lubią kontrolować wszystko i wszystkich - dodał już nie wiadomo czy na poważnie czy w ramach żartu. Było w tym sporo racji, ale jednocześnie też dramatyzmu, bo chociaż ludzie generała Turilliego bardzo dbali o porządek, nie mogli też być wszędzie.
        Później rozmowa stała się już trudniejsza, wokół zrobiło się bardziej tłoczno, robotnicy witali się ze swoim chlebodawcą, niektórzy mieli jakieś pytania albo byli pytani o coś przez Aldarena. Mitra cierpliwie to znosił, zachowując jednak czujność, no bo byli to obcy ludzie, a w stosunku do takowych zawsze był ostrożny, stety czy niestety. Nie robił jednak żadnych scen i mógł zwiedzać szpital przy nich, lecz Aldaren zarządził dla pracowników przerwę, a nekromanta nie śmiał dyskutować.
        - Nie musiałeś… Ale dziękuję, Ren - zapewnił cicho i bardzo czule ukochanego, gdy zostali już sami. Później widać było, jak się rozluźnił podczas chodzenia po szpitalu, gdy wokół nie było nikogo. Cały czas miał na głowie kaptur i maskę na twarzy, ale poruszał się swobodniej i zupełnie zmienił się ton jego głosu.
        - Pójdę z tobą - zapewnił skrzypka, gdy ten dał mu wybór czy woli udać się na górę czy na razie zwiedzać na własną rękę. Korcił go widok z tarasu i chciał wykorzystać tę chwilę, gdy Aldaren będzie odpisywał, aby się rozejrzeć. Wiedział, że prace nadal trwały, dlatego gdy już został sam, poruszał się ostrożnie między rusztowaniami i nie podchodził nigdzie tam, gdzie niedawno zakończono prace albo nie było barierek. Z przyjemnością oglądał panoramę rozciągającą się na jedną i na drugą stronę, a gdy już nasycił oczy, a Aldaren nadal nie wracał, przeszedł się jeszcze po poddaszu. Wyobrażał sobie jak to będzie spędzać tu kiedyś razem czas. Po prostu razem siedzieć, czytać, obejmować się… Dalej jego wyobraźnia nie sięgała, chyba miał jeszcze zbyt ograniczone horyzontu, by zwizualizować ich sobie razem w bardziej intymnej sytuacji w innym miejscu niż łóżko…
        - Szybko ci poszło - odpowiedział z zadowoleniem Aldarenowi, który wrócił już z napisanym listem. - Prowadź, nie mogę się doczekać.

        Mitra wkroczył do sali operacyjnej prawie jakby wchodził do katedry - ostrożnie, z szacunkiem i jednocześnie ciekawością. Rozejrzał się od podłogi aż po sufit, szybko omiótł wzrokiem wszystkie kąty. Gdy Aldaren mówił, on zwiedzał. Dotykał każdej szafki i blatu roboczego jakby niedowidział albo sprawdzał czy nie zalega na nich kurz. Oczywiście zalegał, ale teraz to nie miało znaczenia - w końcu nadal trwała budowa i remont zamczyska. Ale poza tym wszystko po kolei spełniało jego wymogi i wyobrażenia. Milczał chłonąc atmosferę tego miejsca i powoli podszedł do stołu operacyjnego, jakby to był ołtarz. Położył na nim dłonie i nabrał głębokiego wdechu. Wyobraził sobie osobę, która będzie tu leżała. Spokojną, bo przecież w szpitalu będzie można pacjenta należycie znieczulić i uśpić na czas trwania zabiegu. Nie trzeba będzie ani na nim siadać, ani przypinać go pasami. Obok stoliczek z równo ułożonymi instrumentami, osoba która będzie je ostrzyć i myć, pielęgniarki zajmujące się opatrunkami, nićmi… Luksus, po prostu luksus. Żadnych śmieci, brudu, bólu, wrzasków… Błogosławiony zaczął się zastanawiać czy będzie umiał skupić się w takich warunkach, czy nie będzie sobie za bardzo pobłażał. Jednak pośpiech, nerwy i atmosfera bitwy bardzo go mobilizowały. No nic, przekona się w dniu, gdy po raz pierwszy stanie tu by naprawdę kogoś pokroić.
        - Tu jest… Lepiej niż bym w ogóle przypuszczał - oświadczył długi czas po tym, jak Aldaren upewnił się, czy ten nie ma jakiś pytań. - Nigdy nie byłem w tak przestronnej, dobrze oświetlonej sali operacyjnej. Nigdy, absolutnie nigdy - dodał z naciskiem. - Wierz mi, każdy z chirurgów, z którymi pracowałem, dałby się pokroić za takie miejsce pracy. Hah, wybacz czerstwy żart - dodał, gdy zdał sobie sprawę z tego, że mówienie o krojeniu w kontekście operacji było wyjątkowo dwuznaczne.
        - Wszyscy będą mieli tu komfort - kontynuował swoje zachwyty, choć ton jego głosu był umiarkowany. - I pacjenci, i lekarze, to bardzo dobrze, bo zabiegi będą przebiegały sprawniej. Tylko będziemy potrzebowali dobrego anestezjologa. Adam może się na tym znać - zauważył z lekkim zamyśleniem, bo co prawda parę razy elfi medyk uśmierzał jego ból, ale znieczulenie a środki przeciwbólowe to dwie podobne, ale jednocześnie różne rzeczy.
        - Jeśli nie jest za późno, uważam, że należy zmienić proporcje sal - podjął Mitra, wracając do tematu szpitala jako budynku. - Więcej sal zabiegowych, mniej operacyjnych. Pięć i trzy… Lepiej zrobić pół na pół, gwarantuję ci, że to się sprawdzi. A jedno pomieszczenie dla lekarzy można przeznaczyć na pokój przejściowy dla pacjentów: dla tych, których czeka zabieg i trzeba ich przygotować, chociażby ogolić, albo jeszcze dochodzą do siebie przed przeniesieniem na główną salę chorych.
        Mitra odetchnął, rozglądając się jeszcze po pomieszczeniu, jakby sprawdzał czy na pewno niczego nie pominął w swoim wywodzie. Wydawało mu się, że zaproponowane przez niego zmiany to kosmetyka, bo zabiegówki i sale operacyjne różniły się raczej sprzętem niż wykończeniem.
        - Ren… - zagaił nagle nieco ostrożniejszym tonem. - A… prosektorium? - upewnił się, zaraz jednak zrozumiał jak źle to zabrzmiało z jego ust, dlatego natychmiast pospieszył z wyjaśnieniami. - To nie ma nic wspólnego ze mną! Po prostu… Niestety to też jest potrzebne. Pacjent może umrzeć w trakcie zabiegu, a wtedy trzeba sprawdzić przyczynę. Będzie to też dobra okazja, by nowi się uczyli na spokojnie kroić, nie na żywych a na zmarłych, pod okiem doświadczonego chirurga…
Awatar użytkownika
Aldaren
Poszukujący Marzeń
Posty: 411
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje: Arystokrata , Uzdrowiciel , Artysta
Kontakt:

Post autor: Aldaren »

        - Czy zdradzę? Oj nie wiem, nie wiem. Wiesz to tajemnica wagi państwowej - powiedział robiąc z początku bardzo poważną, nawet chłodną minę, która zaraz przerodziła się w podstępny uśmieszek, oczywiście eksponujący śnieżno białe uzębienie wampira wraz z nieludzkimi kłami. Złowrogą i tajemniczą aurę jaką niby miała wytworzyć jego wypowiedź i aktorskie popisy zaburzały niestety chochliki brykające beztrosko w jego lazurowych oczach. - Pozwól, że wymienię pomijając kolejność, bo sam jej jeszcze nie ustaliłem tak do końca - poprosił uprzejmie i zaraz podjął to próbę satysfakcjonującego odpowiedzenia na pytanie Mitry i zaspokojenie jego ciekawości. - W planach na dziś mam dokończyć wczorajszy spacer z moim ukochanym po naszym przyszłym miejscu pracy, spotkać się z zielarką - tak jak wczoraj już wspomniałem, zajrzeć do Nihimy, pomyśleć o nowej garderobie, spotkać się z Lilianą w jej dworze - omówić kwestię jej pracy w szpitalu, odwiedzić antykwariat, zrobić z tobą obiad i spędzić wspólnie chwilę, pomóc robotnikom na budowie, porozmawiać z kilkoma architektami, a o północy zajść w jedno miejsce, po kilka składników... raczej trudno dostępnych. - O ile większość jego wypowiedzi brzmiała jak dziecinna beztroska wyliczanka, o tyle przy tej ostatniej sprawie jaką miał w planach, był nieco spięty i zakłopotany.
        Owszem, wiedział, że Katakumby to raczej szemrana dzielnica, szczególnie o północy, gdzie nie tylko śmiertelni mieszkańcy, ale nawet ci nieumarli potrafią znikać w tajemniczych okolicznościach. Wąskie korytarze i niewielkie przestrzenie nie sprzyjają ucieczkom w razie kłopotów, ale jest to jedyne miejsce w całym mieście, gdzie można wynająć Łowcę lub kupić coś zakazanego przez państwo. Dlaczego podziemne "miasto" pełne przemytników, bandytów i najemników, z dobrze rozwiniętym czarnym rynkiem istniało mimo bezwzględnej dla wszelkiej przestępczości i pieczołowicie wykonywanej służby generała Turilliego? Wejście do tych korytarzy co chwila się zmieniało i było dobrze zapieczętowane przez najbardziej zdegenerowanych, ale i wystarczająco potężnych czarnoksiężników, że jedynie niewielka garstka osób z zewnątrz w ogóle wiedziała o czymś takim. Nawet nie wszystkie wampirze rody miały pojęcie o istnieniu tejże dzielnicy pod Maurią. Aldaren o niej wiedział jedynie przez przypadek, gdy któregoś razu, w sumie przed przybyciem Mitry, Faust wysłał go tam by kupił woreczek srebrnych opiłków. To, że ten zakup obrócił się przeciw niemu, to już zupełnie inna i obecnie mało znacząca bajka. Nie było to miejsce najbezpieczniejsze, nawet dla tych, którzy przychodzili tam z propozycją pracy czy właśnie na zakupy. Tym, którzy tam niemalże mieszkali, nigdy nie powinno się ufać, bo można w jednej chwili zarobić srebrnym kołkiem w żebra, zaraz po podpisaniu zlecenia i opłaceniu go.
        - Ah, no i jeszcze wspólna kolacja! Nie mógłbym nie zjeść z tobą kolacji - ożywił się zaraz i rozpromienił, raczej celowo o tym "zapominając", coby oczywiście zmienić temat. Mitra nie powinien wiedzieć o istnieniu takiego miejsca, bo już kompletnie zacząłby się bać najbliższego otoczenia. Szczególnie, że mieszkańcy Katakumb, dość często wychodzili po północy na powierzchnię, czy to na żer, czy w celu umówionego spotkania.
        - Dokładnie tam - Uśmiechnął się do ukochanego, na jego czułą uwagę o tym, gdzie wampira można zastać. Ślepy by nawet zauważył, że bardzo mu to przypadło do gustu, spełniając przy tym misterny plan nekromanty - Aldaren całkowicie się skupił na tych słowach, odtwarzając je w myślach przez dłuższą chwilę, kompletnie przy tym zapominając o złożonej przez siebie propozycji pomocy. Z resztą, w sumie nie chciał ubezwłasnowolniać blondyna i mu się narzucać. Wierzył, że jeśli Mitra będzie faktycznie potrzebował pomocy, to wampira o to zwyczajnie poprosi bez względu na to gdzie skrzypek będzie, lub co będzie robił.
        - Nie zamierzam zmieniać pokoju, nie martw się o to. W oko nie trafili, bo było otwarte całą noc na oścież. Wiesz... wczoraj przed snem chciałem trochę popatrzeć na panoramę miasta, usiadłem na parapecie i... nie wiem kiedy usnąłem. - Uśmiechnął się zakłopotany, lekko smyrając się palcem po policzku. - Nie masz się o co martwić, nad ranem obudziłem się na podłodze przy oknie przez niewielkie kamyczki odbijające się ode mnie i spadające na podłogę obok. Te dzieciaki to mają cela - stwierdził zachwycony. - Jeśli chcesz mogę się zająć ich sprawą. Nie będą już ci dokuczać - zaproponował uprzejmie mimo tylu zadań jakie sobie na dziś zaplanował, był gotów zająć się jeszcze tym.
        - Nie mnie pytaj, po prostu oszalałem. - Uśmiechnął się sympatycznie, a po dramatycznej pauzie postanowił dokończyć. - Na twoim punkcie oczywiście. - I znów puścił nekromancie oczko. Co poradzi, że kochał do szaleństwa tego mężczyznę przed sobą.

        - Na przeszpiegi mówisz? - zastanowił się poważnie nad tym, widać po nim było, że nie zamierzał żartować, choć wcale nie był spięty czy poważny. - Nie wiem czy jest sens wysyłania kogoś na przeszpiegi na teren budowy, ale nie interesuje mnie hobby innych. Za to twoje z chęcią mógłbym poznać. - Uśmiechnął się ciepło do partnera, zmierzając z nim dziedzińcem w stronę zamku.
        W posiadłości odprawił na moment ich pobytu robotników, coby Mitra czuł się dużo swobodniej i nie męczył się za bardzo psychicznie. Na jego uwagę, że było to zbyteczne działanie tylko się uśmiechnął i poklepał blondyna po ramieniu, dając tym jasno do zrozumienia, że owszem musiał. Po czym wspólnie poszli na górę.
        - Rozgość się proszę, zaraz przyjdę - polecił znikając za drzwiami do swojego przyszłego pokoju, obecnie niemalże po brzegi zawalonego skrzyniami i wielkimi paczkami wszystkich rzeczy z dołu, które trzeba było stamtąd uprzątnąć przez remont, a których jeszcze nie miał czasu przejrzeć i pozanosić do odpowiednich dla nich komnat, czy po prostu wyrzucić, jak na przykład meble z kości. Aż szkoda słów na to jak obrzydliwy potrafił być Faust. Oczywiście, wyrzucenie ich nie było dosłowne, Aldaren nie mógł by tego zrobić ze względu na swój szacunek do zmarłych. Ludzkie rozmontował by nie przypominały już łóżka czy krzesła i polecił zaprzyjaźnionemu grabarzowi godziwy pochówek. Kandelabr z faustowej matki, również został rozebrany na części pierwsze, żelastwo poszło do kosza, a szczątki złożone zostały w rodowej krypcie w podziemiach zamku. Szybko znalazł pióro oraz kałamarz, rękawem przetarł jedną ze skrzyń i korzystając z niej jak z biurka, napisał staranną odpowiedź dla syna miejskiego generała:

"Szanowny lordzie Turilli,
        Szczerze dziękuję za przesłaną wiadomość wraz z kondolencjami. Z chęcią się z lordem spotkam tu w zamku, przyszłym szpitalu. Jako termin spotkania proponuję jutrzejszy dzień, to jest pierwszą Larię miesiąca Jelenia o godzinie 20:00. Z niecierpliwością będę na lorda oczekiwać przed główną bramą.

Z poważaniem
Aldaren van der Leeuw"


        Przystawił obok podpisu jeszcze rodową pieczęć, po czym starannie włożył list z powrotem do koperty i ją zalakował, raz jeszcze przykładając sygnet z herbem van der Leeuwów. Odetchnął głęboko jeszcze chwilę zastanawiając się, co też sprowadza do niego wampirzego nekromantę, zajmującego się również polityką, ale szybko porzucił swoje rozważania, pamiętając, że przecież czeka na niego Mitra, a czasu mają praktycznie niewiele. Wyszedł z komnaty, będącej póki co schowkiem i graciarnią, zamknął za sobą drzwi i wsuwając list za pasek spodni, uśmiechnął się do Mitry. Dobrze, że zaplanował na dziś kupienie sobie jakiś ubrań, bez znaczenia, że chciał wybrać coś bardziej zwyczajnego, ale na spotkanie z młodszym Turillim, mógł zakupić dodatkowo coś dużo godniejszego takiego spotkania.
        - Sam widziałeś, to była krótka notka wymagająca jeszcze krótszej odpowiedzi. Poza tym nie ma sensu się zbytnio rozpisywać, skoro wszystko i tak ma się wyjaśnić w niedługim czasie i to jeszcze w cztery oczy. Powiem ci szczerze, że nigdy nie byłem zwolennikiem konwersacji na odległość, ale... cóż, nieraz sytuacja tego po prostu wymaga. Mimo wszystko wybacz, że musiałeś czekać. - Skłonił się szarmancko ukochanemu i ze spokojem na promiennej twarzy, wrócił z nim na dół, gdzie zaraz pokazał mu salę operacyjną, jedną z kilku jak zaraz poinformował.
        - Wiem, że to w ogóle nie jest podobne do warunków w jakich ty się uczyłeś. Będzie tu nieporównywalnie łatwiej pracować, zapewne dość szybko zrobi się nudno. Bardzo cię za to przepraszam, ale w jakimkolwiek "cywilizowanym" mieście, ciężko jest odtworzyć polowe warunki, nawet w tak nieprzyjaznej dla innych Maurii. Wiedz, że jeśli chciałbyś kiedykolwiek powrócić na front, zrozumiem i pomogę ze wszystkim z czym tylko będę w stanie - powiedział może nieco posępnie, nieco zakłopotany, ale starał się uśmiechać serdecznie do blondyna, choć ciężko było mu na samą myśl, że Mitra mógłby od niego odejść. Chciał jego szczęścia, a to dotyczyło również komfortu pracy. Wiedział, że trudno byłoby mu puścić ukochanego na misję, z której niebianin mógłby już nie wrócić, ale nie zamierzał go więzić czy na siłę trzymać przy sobie, bo to się gryzło z pragnieniem uszczęśliwiania go. Na razie jednak nie było potrzeby o tym myśleć, należało za to się cieszyć, że Mitra póki co będzie chciał wspólnie pracować i dzielić z wampirem przyszłość.
        - Co do anestezjologii, myślałem o używaniu magii umysłu do usypiania pacjentów. Nie miałem pojęcia, że pan dell Amerda mógłby być od tego specem, nie mniej jak już wspominałem, złożyłem mu już propozycję współpracy, więc pozostaje czekać na jego decyzję. Jest to jednak dość ważna kwestia, o której szczerze jeszcze do końca nie myślałem. Znajdę odpowiednich do tego ludzi i najlepszy sposób na rozwiązanie tego problemu. Zapewne wiesz, że każdy reaguje inaczej na znieczulacze, czy środki usypiające. - Będzie musiał rzeczywiście pomyśleć nad najlepszym sposobem stosowania środków znieczulających oraz usypiających, które by bez komplikacji i większych trudności działały na każdego, bez znaczenia na jego odporność na takie medykamenty czy metabolizm, szybciej je neutralizujący. Jak będzie w antykwariacie może uda mu się znaleźć jakieś książki na ten temat, może też w Katakumbach będą mieli coś interesującego. Przynajmniej miał zadanie na bliżej nieokreślony czas.
        - Mówisz po cztery żeby były? - zastanowił się nad tym, a zaraz uśmiechnął pogodnie. Skoro i tak trwał remont nie było z tym żadnego problemu, poza tym Aldaren płacił budowlańcom, więc musieli pracować wedle jego widzimisię. - Przekażę nowe wytyczne kierownikowi budowy jak będziemy wracać do miasta - powiedział zaraz, obserwując z miłością w oczach przechadzającego się po sali nekromantę. Mitra zapewne nie miał świadomości tego, ale niemalże samym swoim chodem hipnotyzował skrzypka. Wampir kochał tego mężczyznę nad życie i wszystko by dla niego poświęcił.
        - Prosektorium jest na końcu korytarza. Z niego są zrobione dodatkowo dwa wyjścia, jedno prowadzące do podziemnych krypt, drugie na tyły zamku, gdzie zmarłego wygodniej będzie przenieść na wóz grabarza - wyjaśnił, wyprowadzając nekromantę z sali operacyjnej i zaraz prowadząc go w to miejsce.
        Tam również było kilka kryształów oświetlających przede wszystkim centralną część niewielkiego pomieszczenia nad stołem chirurgicznym, wszędzie dokoła panował jednak delikatny półmrok. W ścianach dokoła wydrążone były wnęki niczym w starym grobowcu i nie było tylu mebli z narzędziami co w sali operacyjnej czy zabiegowej. W rogach pomieszczenia, jak i po jednym we wnęce, znajdowały się niewielkie lodowe kryształy, które przy odrobinie magii, bez trudu mogły wywołać w tym pomieszczeniu ziąb godny mroźnych, północnych krain.
        - Tamte drzwi prowadzą na tyły - wskazał potężne, żeliwne drzwi, prawie niewidoczne w tym półmroku. - Tam za to jest przełącznik otwierający przejście do krypt - dodał podchodząc do gołej, kamiennej ściany, bez ani jednej wnęki. Musnął palcami jeden z kamieni i zaraz ściana rozwarła się, ukazując ziejący mrokiem korytarz, na tyle szeroki, że nosze z nieboszczykiem bez problemu będą w stanie swobodnie pokonać całą drogę do rodowych krypt. - W razie czego - mruknął tylko raczej nie rozwijając prawdziwych powodów, dla których zdecydował się na połączenie rodowych krypt z prosektorium. Wierzył po prostu, że nie wszyscy powinni skończyć na miejskim cmentarzu, gdzie szczątki narażone były na żer trupojadów, cmentarnych hien czy nekromantów z Katakumb.
        - Nie będę cię męczył schodzeniem do podziemi. Chodź dalej - ponaglił go łagodnie, pokazując mu raczej mało interesujący pokój lekarski z kilkoma rozkładanymi pryczami, a po tym jeden z gabinetów zabiegowych, które można by nazwać "przyjaźniejszą" wersją sali operacyjnej. Choć na takiej sali jednocześnie można było dokonywać do pięciu zabiegów jednocześnie przez oddzielone parawanami łóżka.
        Po opuszczeniu tego skrzydła, wprowadził Mitrę do ogromnej stołówki, a następnie kuchni wielkości sali operacyjnej. Na koniec pokazał mu jedną z sal dla pacjentów, gdzie mogliby dochodzić do siebie po zabiegu. Były to niewielkie pokoje z łóżkiem, stolikiem nocnym stołem z dwoma krzesłami i szafą na rzeczy osobiste leżącej tu osoby.

        Zaraz po wyjściu z zamku i zakończeniu zwiedzania, Aldaren podszedł do odpoczywających robotników i przekazał im wszelkie informacje na temat zmian, przez co Mitrę szybko uznano za jakiegoś architekta i speca od wnętrz, skoro to po obchodzie z nim nastąpiły zmiany w planie remontowym. Niedługo też musieli czekać na gońca, który wrócił po odpowiedź Aldarena i zaraz z nią odjechał. Wampir i nekromanta zmierzali niespiesznie w stronę miasta.
Awatar użytkownika
Mitra
Splatacz Snów
Posty: 357
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Błogosławiony
Profesje: Mag , Uzdrowiciel
Kontakt:

Post autor: Mitra »

        Mitra aż zamrugał intensywnie słysząc jak rozległe były plany skrzypka na ten dzień, nie wtrącał się jednak tak długo, jak ten mówił, a później również chwilę milczał, zastanawiając się czy powinien się odzywać. Uznał jednak, że to nie zaszkodzi i ma prawo wyrazić swoje wątpliwości.
        - To brzmi jak plan na tydzień, a nie na jeden dzień - zauważył. - Bierzesz sobie bardzo dużo na głowę... Chciałbym ci pomóc, powiedz tylko jak. Mogę udać się w parę miejsc w twoim imieniu, na przykład do antykwariatu albo zielarki, bo chodzi ci o tę, u której byliśmy wczoraj? Mogę też posłać tam moje sługi, jeśli to coś niezbyt skomplikowanego... No i przyznam, że chętnie poznałbym tę Lilianę - dodał, jakby odrobinę zmieniał temat. - Niekoniecznie dziś, bo wspominałeś, że to bardzo nieśmiała osoba, więc nie chcę jej nachodzić, ale gdybyś kiedyś uznał, że mógłbyś zaaranżować takie spotkanie, byłbym rad. Dobrze wiedzieć z kim przyjdzie nam pracować... I nie zrazić ich tak od razu - dodał, w oczywisty sposób pijąc do swojego spięcia z Liranthem. Nim podjął, wziął do ust kęs śniadania, przeżuł i połknął.
        - Jeśli wiesz konkretnie jakich składników szukasz możemy sprawdzić u mnie - zaoferował. - Mam nieźle zaopatrzone laboratorium. Nie ma tam wszystkiego, ale kilka rzadkich rarytasów na pewno się znajdzie, może nie będziesz musiał szukać po mieście.
        Mitra od razu gdy tylko usłyszał o nocnej wyprawie w poszukiwaniu składników doszedł do dwóch wniosków: musiało być to coś niekoniecznie legalnego albo chociaż legalnie wątpliwego, a po drugie, że Aldarena nie będzie w domu gdy on będzie pracował. Czyli nawet gdyby nekromanta potrzebował jego pomocy, ten by mu jej nie udzielił - chyba, że znał sposób na bycie w dwóch miejscach jednocześnie. Ta myśl jednak nie irytowała nekromanty jakoś specjalnie, bo i tak zamierzał zabrać się za otwieranie tego grymuaru samodzielnie, zastanawiał się po prostu czy skrzypek nie dostrzegł tej sprzeczności, czy też miał jakiś plan jak pogodzić te dwie kwestie.
        - Nie mam się o co martwić? - powtórzył za Aldarenem z wyraźnym zmartwieniem w głosie. - Zasnąłeś na parapecie otwartego okna... Mogłeś przecież wypaść. Uważaj na siebie - poprosił czułym tonem. - A tymi dzieciakami się naprawdę nie przejmuj, nie uprzykrzają mi życia bardziej niż bezpańskie koty. Naprawdę nie trzeba niczego zmieniać, jest dobrze jak jest, a przecież i tak docelowo mam się do ciebie przeprowadzić - przyznał szczerze. - Tylko ty musisz bardziej na siebie uważać - zastrzegł, ale to z troski, nie w ramach przytyku. - Ale dziękuję, że się tak o mnie troszczysz. To naprawdę miłe…

        Mitra wzruszył ramionami - on tam strażnikom nie za specjalnie ufał, bo znał ich uprawnienia i wiedział, że jeśli będą chcieli zaszkodzić, to mają dość środków by to osiągnąć, a wykorzystanie syna generała by ten zasięgnął języka w jakiejś niezobowiązującej rozmowie zdecydowanie mu do nich pasowało. Ale nie wnikał: Aldaren dowie się wszystkiego, gdy spotka się z Alexandrem. Zresztą, jego ostatni komentarz i tak zaprzątnął momentalnie wszystkie myśli nekromanty, który zaraz spojrzał na skrzypka z czułością w oczach.
        - To miłe - przyznał cicho. - Na pewno ci je kiedyś pokażę, gdy tylko będziesz miał chwilkę czasu…
        Czy Aldaren wiedział, że niebianin w wolnych chwilach lubił rysować? Mitra nie pamiętał by mu o tym kiedyś wspominał, ale nie mógł wykluczyć, że tak było. Nigdy zresztą specjalnie się z tym nie krył, bo i nie było z czym. Nie był może mistrzem malarstwa, ale wydawało mu się, że szło mu nieźle... I naprawdę to lubił. Była to jedna z niewielu czynności niezwiązanych z nekromancją, która sprawiała mu przyjemność.

        - Ależ nie przepraszaj! - odparł zaraz Mitra, wyciągając ręce, jakby chciał Aldarena przed czymś powstrzymać. - To mi absolutnie nie przeszkadza, nawet o tym nie myśl. Chcę pracować tu, przy twoim boku, nawet jeśli będę miał do końca życia jedynie bandażować stłuczone dziecięce kolana. Nie zależy mi na adrenalinie, wręcz cieszę się, że będę mógł się rozwinąć w tak komfortowych warunkach... Każdy ze znanych mi lekarzy chciałby móc pracować w takich warunkach, ja nie jestem wyjątkiem. Przyznaję myślałem przez moment czy nie dopadnie mnie rutyna, ale to kwestia samodyscypliny w pracy. Wierz mi, tego mi nie brakuje. Będziesz ze mnie dumny - zapewnił Aldarena, czule głaszcząc go po policzku. Mógł sobie na to pozwolić, bo byli sami, ale i tak nie sposób było nie dostrzec, że ustawił się przy tym tak, aby ten czuły gest nie był widoczny dla kogoś, kto mógłby ewentualnie wejść przez drzwi.
        - Magia umysłu - podłapał, gdy przeszli do kwestii anestezjologii. - O tym nie pomyślałem. Pytanie jak dobrze i długo by to trzymało… No i kto mógłby się tym zająć. Rozumiem, że ty byś się tego podjął? - upewnił się. - Jednak i tak trzeba rozważyć farmakologię, zaprzęgnąć do tego Adama i może opłacić porządnego alchemika, by nam to ogarnęli… Wtedy nie będziesz tak obciążony pracą i więcej osób będzie mogło w razie czego pomóc cierpiącym pacjentom.
        Ton głosu Mitry znowu stał się troszkę czulszy, jak zawsze gdy mówił o dobru ukochanego.

        - Doskonały pomysł - przyznał Mitra na wieść, że nie dość, że w szpitalu jest prosektorium, to jeszcze jest ono najwyraźniej dobrze zaprojektowane. Widać było przy tym jak się rozluźnił: Aldaren najwyraźniej nie uznał tego pytania za dziwne albo niesmaczne przez to, że padało z ust nekromanty, który przyznał mu się na dodatek do tego, że ma obsesję na punkcie umierania. Wiedząc, że ukochany nie ma nic przeciwko jego upodobaniom, swobodnie poszedł za nim do prosektorium. Podobała mu się atmosfera tego miejsca - jakby do tego nieskazitelnego, profesjonalnego miejsca pracy, jakim była sala operacyjna, ktoś przemycił intymność i spokój kaplicy.
        - Dobra robota - mruknął Mitra, bo nawet odsuwając na bok jego osobiste preferencje, prosektorium było po prostu świetnie zaprojektowane. Nie miał do niego żadnych uwag. Tak jak zresztą do kolejnych mijanych pomieszczeń. Ot, czasami wspomniał o tym jak powinny być jego zdaniem ustawione meble albo ile łóżek wstawić do pokoi, ale to były detale, z którymi łatwo poradzą sobie później.
        Mitra opuszczał powstający szpital w milczeniu, zamyślony. Widać było, że choć nie udzielał się przy jego budowie z takim zaangażowaniem jak Aldaren, jego również ten projekt bardzo zajmował. Choć do tej pory wyraził już wiele uwag, cały czas zastanawiał się co jeszcze można zrobić, aby pacjentom i pracownikom było w tym miejscu dobrze. Ośmielił się nawet, by wraz z ukochanym podejść do majstra, któremu wampir przekazywał uwagi na temat nowych przeróbek.
        - W sali wykładowej w zachodnim skrzydle należy wykonać jeszcze ruchome przepierzenie - dodał od siebie. - Przez środek, w poprzek okien. Może być suwane albo harmonijkowe, jak będzie łatwiej wam je wykonać, byle jedna osoba mogła je rozsunąć. Chcę, by można było zrobić z tego dwie mniejsze sale wykładowe o podobnej funkcjonalności.
        Majster słuchał wyrażanych chłodnym tonem uwag nie wiedząc gdzie podziać wzrok - dziwnie patrzyło mu się w oblicze, które pozostawało nieruchome, ale wydobywał się zza niego dźwięk. Nie był jednak jakoś specjalnie speszony i pojął o co chodziło nekromancie. Zadał ze dwa kontrolne pytania - na przykład w kwestii dodatkowych drzwi - a w tym czasie Aldaren mógł przekazać wiadomość czekającemu na niego gońcowi, który podziękował bardzo ładnie mając w pamięci otrzymany napiwek i natychmiast pospieszył przekazać wiadomość swojemu lordowi.
        - Możemy iść - odezwał się w końcu Mitra, gdy wszystko co mieli do zrobienia w tym miejscu zostało już odhaczone. Ręce schował w kieszeniach swojego płaszcza, a głowę zwiesił, jak to zawsze gdy szedł ulicą, ale gdy spojrzało się mu głęboko w oczy widać było w nich nieśmiały cień ekscytacji.
        - Możemy przejść się przez centrum miasta, byś mógł już odhaczyć kilka kolejnych zadań ze swojej listy - zaproponował po chwili Aresterra. - Chyba, że już jesteś głodny i wolisz zjeść wczesny obiad?
Awatar użytkownika
Aldaren
Poszukujący Marzeń
Posty: 411
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje: Arystokrata , Uzdrowiciel , Artysta
Kontakt:

Post autor: Aldaren »

        - Na tydzień? - spytał z rozbawieniem i zaraz pokręcił głową. - Byłoby wtedy z siedem razy więcej tego - odparł lekko i włożył do ust, kawałek bekonu z nałożonym na niego jajkiem. Zastanowił się nad propozycją przyjaciela, któremu nigdy nie mógłby odmówić. - Jeśli nie byłby to dla ciebie problem z chęcią skorzystałbym z twojej pomocy. Tak, dokładnie o tej zielarce mówię, gdybyś mógł do niej zajść i złożyć jej propozycję współpracy ze szpitalem, zaopatrywania go w zioła i inne rośliny byłbym ci niezmiernie wdzięczny. Myślę, że nawet lepiej by było gdybyś to ty do niej poszedł, lepiej znasz ją ode mnie, więc możesz złożyć jej nawet o wiele korzystniejszą i bardziej przekonywującą ofertę niż ja. Odwiedziny antykwariatu też nie wydają się złym pomysłem, że tak powiem jesteś bardziej współczesny ode mnie, więc mógłbyś wybrać dużo lepszą i łatwiej przyswajalną literaturę dla naszych przyszłych stażystów niż ja. Może udałoby ci się nawet znaleźć coś dodatkowego godnego uwagi, co powinno się koniecznie znaleźć w szpitalnej, albo naszej prywatnej biblioteczce. Wiesz... ja zapewne dla świętego spokoju i zaoszczędzenia czasu kupiłbym po prostu wszystko, ale nie o to w tym chodzi. - Uśmiechnął się z lekkim zakłopotaniem oraz pobłażaniem wobec swojego własnego niedbalstwa. - Książki są po to, by je czytać, kupienie całego asortymentu antykwariatu nie miałoby sensu, gdyby zapewne większość z zakupionych pozycji okazała się kompletnie nie przydatna, a przy tym nie czytana. Albo zupełnie w drugą stronę - kupiłbym te najstarsze egzemplarze, bądź dawno zapomnianych już autorów, których praktyki w tych czasach podchodziłyby pod bestialstwo, a nie pomaganie ludziom, lub byłyby nieczytelne i niezrozumiałe dla współczesnego pokolenia. Wybacz staruszkowi - zaśmiał się i zaraz dokończył posiłek.
        - Gdybyś miał te składniki których potrzebuję oszczędziłoby mi to masę kłopotu, jednakże... Byłbym naprawdę zaskoczony gdybyś miał je na stanie - stwierdził z lekkim wahaniem, celowo nie przechodząc od razu do sedna i nie wymieniając co zamierzał zakupić. Zaraz jednak westchnął, podejmując się odpowiedzi. - Potrzebuję sztabki żelaza, warkocza czosnku, dwóch piór anioła, oka smoka i mączki kostnej licha jeśli chodzi o te... rarytasy - wydusił z siebie w końcu konspiracyjnym szeptem, rozglądając się czy czasem nikt ich nie podsłuchuje, choć byli w domu przecież sami.
        Tym razem nie przesadzał ze swoim zachowaniem, nie grał, nie udawał, naprawdę się obawiał mówić głośno o tym co zamierzał kupić, bo o ile z okiem smoka i piórami anioła nie byłoby za specjalnego problemu (te ostatnie mogłyby co najwyżej rozgniewać Mitrę) o tyle srebro, czosnek, no i sproszkowana kość jednego z tutejszych nieumarłych mieszkańców nie powinny być w ogóle sprzedawane w tych okolicach, a tym bardziej brane pod uwagę w planowaniu listy zakupów.
        Na jego własne szczęście temat szybko został zmieniony na to, jak Aldaren spędził ostatnią noc. Może nie zbyt rozsądnie, bo faktycznie mógł spaść z okna na drugą stronę parapetu i się nieźle połamać, choć zapewne ranem zregenerowałby już połamane kości, niemniej jednak był to ostatni raz, gdy tak spał, nie chciał niepokoić niepotrzebnie Mitry.
        - Wybacz, będę już ostrożniejszy - obiecał i teraz to już po prostu musiał się pogodzić z tym, że już więcej nie zaśnie na parapecie przy otwartym oknie. - Jeśli jednak zaczną cię za bardzo męczyć, osobiście znajdę im bardziej pożyteczne zajęcie niż nękanie poczciwych obywateli tego miasta - zapewnił z czułością i entuzjazmem.
        Może i przejawiał zbyt dużą chęć do zajęcia się tą sprawą, przy tym jego uśmiech nie napawał za specjalnie optymizmem, ale Aldarenowi wydawało się, że zajęcie jakie miał już dla nim obmyślone, nie tylko nauczyłoby tych nicponi nieco ogłady i szacunku, ale kto wie, może również pozwoliłoby im nieco zarobić na garść cukierków czy słodką bułkę.

        - Szczerze przyznam, ze nigdy nie używałem magii w tym celu, choć kilka razy zdarzyło mi się uśpić stanowczo zbyt energicznego delikwenta w karczmie, ale myślę, zastosowanie jej jako jednej z opcji znieczulających nie powinno być problemem, w końcu umysł jest dość plastycznym tworem i skoro wprawny mag może przejąć nad takowym kontrolę, dosłownie przenosząc swoją świadomość do innego ciała, czy narzucić komuś swoją wolę, niekiedy sprzeczną do wyznawanej przez ofiarę takiego maga ideologią, to czemu by nie oszukać umysłu na tyle, by ciało nie czuło bólu? - zapytał choć było to raczej pytanie retoryczne, tym bardziej, że wampir po swojej wypowiedzi wzruszył po prostu ramionami.
        Opcją na znieczulenie dzięki tej magi było też właśnie uśpienie świadomości takiego pacjenta, albo wrzucenie świadomości kogoś innego, by tamten odczuwał ból i dyskomfort, a nie prawowity właściciel ciała, o tym wolał Mitrze nie wspominać, jeszcze uznałby skrzypka za jakiegoś potwora bez serca. Faktem jednak pozostawało to, że Aldaren będzie musiał się nad tym rozwiązaniem poważnie zastanowić i poeksperymentować, czy faktycznie coś takiego by przeszło jako tańszy i dużo skuteczniejszy zamiennik środków znieczulających, które nie dość, że były drogie, to jeszcze nie na wszystkich działały w równym stopniu. Jedni byli na nie całkiem odporni, innych mogła z łatwością zabić z pozoru bezpieczna dla nich dawka.
        - Jeśli mówisz, że dell Amerda najlepiej się będzie w tym orientował, to nie widzę sensu się dłużej nad tym zastanawiać. Jeśli przyjmie ofertę współpracy i zgodzi się być głównym anestezjologiem, kwestie techniczne jak odpowiednie składniki, zaplecze i ludzie wytwarzający potrzebne do jego pracy środki, zostawię do zorganizowania jemu - odpowiedział, bez dwóch zdań całkowicie Mitrze zawierzając w tym temacie, w końcu znał elfa dużo dłużej od wampira, któremu klepiący biedę uzdrowiciel, zjadany przez długi za specjalnie nie przypadł do gustu. Tak. Nawet Aldaren potrafił kogoś nie lubić.

        Gdy w zamku wszystkie sprawy zostały już załatwione, skierował się z Mitrą w stronę miasta. Do pomocy robotnikom zamierzał przyjść w nocy coby nie narażać się za specjalnie na światło dnia, nawet jeśli tutaj czarnoksiężnicy podjęli się wszelkich działań umożliwiających wampirzym mieszkańcom przechadzanie się po mieście w ciągu dnia, to jednak brak słońca i tak potrafił być dla niektórych szkodliwy, a Aldaren nie dość, że nie był wampirem czystej krwi to jeszcze spożywał raczej małe ilości krwi, przez co zbyt długie przebywanie na zewnątrz w środku dnia mogło nie być dla niego zbyt przyjemne.
        - Z obiadem można jeszcze poczekać, przejdźmy się więc do centrum, załatwimy to co mamy do załatwienia i nie będziemy musieli się kręcić po pięćset razy - zgodził się z przyjacielem, idąc raczej niespiesznie jak na kogoś, kto zaplanował sobie na dziś tyle zadań do wykonania.
        Nie wiedział czy Mitra również od razu zajmie się zadaniami, które przyjął od Aldarena by go nieco odciążyć, czy wolał jednak się nimi zająć później, wampir po prostu w pierwszej kolejności skierował się na targ, gdzie kupił kilka zwykłych lnianych koszul i dwie pary ciemnych spodni z luźnymi nogawkami. Do tego bawełniana peleryna z kapturem, w odcieniu ciemnego brązu i raczej już nikt nie powinien go od razu utożsamiać z kimś z wysokiego stanu, choć tutaj raczej wszyscy znali głowy chociaż tych głównych i najstarszych rodów, do których Faust niestety się zaliczał. Nie mniej Aldaren miał nadzieję, że po przyodzianiu się w zwykłe "ludzkie" ubrania, będzie miał więcej spokoju i mniej będzie zaczepiany. Nie to żeby nie lubił, ale po to by się nie rozpraszać, jakby nie patrzeć dzień był krótki, zwłaszcza dla długowiecznych nieumarłych.
Awatar użytkownika
Mitra
Splatacz Snów
Posty: 357
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Błogosławiony
Profesje: Mag , Uzdrowiciel
Kontakt:

Post autor: Mitra »

        Mitra czekał na odpowiedź Aldarena, nie przymierzając, jak pies na komendę od swojego ukochanego pana. Bardzo chciał mu pomóc, odciążyć go i zrobić mu po prostu zwykłą przyjemność, aby się nie zamęczył tym szpitalem. Widać było w jego oczach zadowolenie na wieść, że okaże się potrzebny. Skrupulatnie notował w pamięci wszystko co przekazywał mu ukochany i już rozmyślał nad tym jak się do pracy zabrać, by wyniki były korzystne dla wszystkich. Najbardziej cieszył się na zakup ksiąg, gdyż to zawsze sprawiało mu przyjemność, choć tym razem będzie musiał pamiętać o tym, aby nie poniosło go z księgami do nekromancji - te w szpitalu będą na pewno niemile widziane…
        - Zajmę się wszystkim - zapewnił ciepłym tonem Aldarena. - O nic nie musisz się martwić, staruszku - dodał bardzo czule, bo żarty o podeszłym wieku wampira niezmiennie wprawiały go w dobry nastrój, cóż się dziwić, skoro skrzypek robił wtedy tak rozbrajające miny.
        Na wszelki wypadek Mitra dopytał jeszcze o budżet jaki może przeznaczyć na zakup ksiąg oraz górny próg wynagrodzenia dla zielarki no i ewentualne wymagania, jakie ma przed nią postawić, choć po tym jak słuchał wczorajszej rozmowy skrzypka z dostawcą warzyw uznał, że to chyba on sam będzie surowszy w trakcie rekrutacji niż wampir… To nie zmieniało jednak faktu, że sam mógł coś przeoczyć.
        - Och… - Mitrze udzielił się konspiracyjny ton wampira opowiadającego o potrzebnych mu składnikach. Udzieliło mu się do tego stopnia, że aż się trochę nachylił. - Mam żelazo w sztabach, ale reszty, fakt, nie posiadam… Ren, nie pakujesz się mam nadzieję w żadne kłopoty? - upewnił się. Nie zamierzał drążyć, nalegać, bo wiedział, że czasami lepiej wiedzieć mniej, nie zmieniało to jednak faktu, że martwił się o ukochanego, o czym świadczył jednocześnie zatroskany ton i równie zatroskane spojrzenie.
        - Bardziej pożyteczne zajęcie - podłapał nagle, gdy Aldaren użył takiego sformułowania w kwestii zajęcia się tymi łobuzami z sąsiedztwa. - Hm… To brzmi jak coś innego niż sam miałbym zamiar im zafundować… Jednak widać kto w tym duecie jest złym nekromantą, a kto szlachetnym muzykiem - rzucił patrząc skrzypkowi w oczy z czułością.

        - Dobrze - zgodził się bez cienia obiekcji, gdy po wyjściu z zamku Aldaren zgodził się, aby najpierw zająć się obowiązkami. - W takim razie zobaczymy się u mnie, co ty na to? Również przy okazji załatwię kilka spraw, ale spokojnie, gdyby zdarzyło się, że wróciłbyś pierwszy, manekiny cię wpuszczą. To do zobaczenia, Ren - pożegnał się z ukochanym gdy dotarli już do centrum miasta i poszedł w swoją stronę.
        W pierwszej kolejności udał się do zielarki, u której był razem z wampirem poprzedniego dnia. Dzisiaj nie miał tyle szczęścia co wczoraj i ktoś był w środku, musiał więc poczekać. Nie narzucając się w żaden sposób oglądał zgromadzone przez kobietę zioła i przygotowane przez nią mieszanki. Jego obecność w żaden sposób nie sprawiła, że wcześniejszy klient się pospieszył, dlatego przyszło mu chwilę czekać, za to gdy już za tamtym zamknęły się drzwi, Mitra w mało uprzejmy i na dodatek dość niepokojący sposób podszedł do wejścia i przekręcił znajdującą się na nim tabliczkę z napisem “Otwarte” na “Zamknięte”.
        - Przepraszam za takie panoszenie się, ale mam do pani większy interes i nie chcę by ktoś przeszkadzał - usprawiedliwił się, ale trudno było się dziwić sprzedawczyni, że niezbyt ją to uspokoiło i nadal patrzyła na nekromantę z pewną dozą niepokoju. Na pewno gdyby nie był taki zamaskowany robiłby lepsze wrażenie.
        - Słucham? - odpowiedziała jednak.
        - Byłem tu wczoraj ze znajomym - zagaił Mitra. - To Aldaren van der Leeuw, który tworzy w Maurii szpital dla śmiertelników i przytułek, podejrzewam, że mogło się to pani obić o uszy.
        - Tak… - zgodziła się tamta.
        - Mamy więc do pani w związku z tym interes: chcielibyśmy, aby zaopatrywała pani szpital w zioła i leki - oświadczył Mitra bez dalszego owijania w bawełnę. Od razu zresztą spostrzegł, że mimo zaskoczenia kobieta się rozluźniła.
        Później rozmowa przebiegła już szybko i dość swobodnie. Mitra zaoferował jej niewielką stałą pensję za zajmowanie się zaopatrzeniem oraz oczywiście cenę za dostarczone składniki. Zaoferował również dodatkowe wynagrodzenie za ewentualne konsultacje z ziołolecznictwa, alchemii czy farmakologii, o ile takowe byłoby potrzebne i byłaby w stanie ich udzielić. Wszystko na piśmie, legalnie, z podpisem samego lorda. Nalegał na status priorytetowego klienta, co jej nie było z początku w smak, ale w końcu uległa, gdy przekalkulowała sobie, że długoletnia współpraca z tak dużym szpitalem może się jej opłacić. Mitra jednak nie ograniczył się do wstępnej prezentacji umowy, ale również dokładnie wypytał ją o jej możliwości w kwestii ilości i częstości dostaw - wywiad wypadł mieszanie, gdyż część jej asortymentu pokrywałaby nawet bardzo duże zamówienia, a część była niewystarczająca, lecz nekromanta znowu wymógł na niej, aby to na jej barkach spoczywała kwestia uzupełniania braków, wznosząc się na wyżyny swoich umiejętności społecznych i przekonując ją, że dzięki swojej nieocenionej wiedzy będzie w stanie zapewnić im odpowiedni towar szybciej i na dodatek lepszej jakości.
        Tego typu negocjacje trochę im zajęły, lecz w końcu Mitra dobił targu, który satysfakcjonował prawdopodobnie oboje. Spisał postanowienia w dwóch kopiach, zapewniając ją jednocześnie, że to jeszcze nie jest umowa, gdyż tą zgodnie z zapewnieniami podpisze lord, ale może to uznać za dżentelmeńskie słowo honoru.
        - Mam do pani jeszcze jedną sprawę - dodał. - Tym razem prywatną…

        W antykwariacie zaś Mitra - zgodnie z własnymi oczekiwaniami - spędził bardzo dużo czasu, który jednak i tak nie był dla niego wystarczający. W Maurii istniały dziesiątki księgarń i antykwariatów, a nawet zwykłe kramy oferujące księgi na temat nekromancji i pokrewnych sztuk takich jak anatomia czy - to rzadziej - medycyna. Aresterra miał w tym pewne rozeznanie, ale wiedział również, że nie jest na bieżąco z rynkiem wydawniczym, więc przyszło mu przewertować kilka tuzinów ksiąg, od czego na koniec wręcz zaczęły boleć go ręce. Był jednak zadowolony z wywiadu, jaki poczynił oraz zamówień, które złożył. Kilka skrzyń wybranych przez niego ksiąg miało czekać na to, aż słudzy nekromanty przyjdą je odebrać, gdyż logiczne było, że ktoś taki jak Mitra sam tego nie udźwignie, a zresztą jest stworzony do wyższych celów. Co by nie gadać, wszelcy magowie żyjący w tym mieście bardzo się cenili, zwłaszcza biorąc pod uwagę fakt, że służba była tu bardzo tania i prosta do pozyskania…
        Wracając do domu Aresterra był dość zmęczony, ale za to miał dobry humor: uważał, że dobrze się spisał, choć ostatniego zadania nie wykonał do końca. Na znalezienie wszystkich potrzebnych ksiąg będzie potrzebował jeszcze kilku dni, bo musi też to lepiej przemyśleć. No i oczywiście przejrzeć własne zbiory, bo był pewny, że ma kilka skrzyń lektur odpowiednich dla młodych adeptów medycyny. Czy wszystkie były aktualne - tego właśnie nie był pewny, a nie chciał wciskać pracownikom Aldarena bubli. Musiał również przemyśleć zakup ksiąg dla pozostałych podopiecznych przytułku: prostych podręczników z różnych dziedzin, choćby elementarzy dla tych, którym przyjdzie chęć rozpoczęcia nauki od samych podstaw, czyli czytania i pisania. Sporo tego było…
        Nagle Mitrze przyszło jednak coś do głowy - coś, co sprawiło, że nekromanta przystanął i zastanowił się chwilę, po czym zmienił kierunek marszu. Szybkim krokiem dotarł pod drzwi stojącego w slumsach brzydkiego baraku i załomotał w nie z werwą poborcy podatkowego.
        - Adam, otwieraj! - zawołał, bo wiedział, że wbrew pozorom medyk niechętnie rozmawiał z obcymi. Poskutkowało, gdyż elf zaraz otworzył, nekromantę również trzymając na zewnątrz i nie wpuszczając go do środka, a na dodatek ramieniem zagradzając drogę prowadzącą do wnętrza baraku.
        - Ciebie się tu nie spodziewałem - zauważył zamiast poprawnie się przywitać.
        - Ale wiesz po co przyszedłem - odpowiedział mu niezrażony Aresterra.
        - Domyślam się… - przyznał niechętnie Adam. - Chodzi o szpital tego twojego przyjaciela?
        - Owszem - przytaknął Mitra. - Chcę byś przyjął jego ofertę. Ale pod jednym warunkiem: koniec z hazardem. Jak tylko zacznę podejrzewać, że przez twoje uzależnienie będziemy mieli kłopoty, to osobiście cię wyrzucę.
        - Jasne, bo będziesz miał taką władzę - zakpił elf, ale gdy Mitra nie odpowiedział na zaczepkę, a jedynie stał i patrzył natarczywie, jego dobry humor się pogorszył. To spojrzenie zadziałało lepiej niż jakiekolwiek słowne zapewnienia.
        - Zrozumieliśmy się? - dopytał nekromanta, a odpowiedziało mu jedynie skinienie głową. - Pamiętaj, ja nie żartuję. Masz szansę poprawić swoje życie, więc nie schrzań tego.
        - Nie praw mi teraz moralizatorskich mów.
        - Nie zamierzam. Ja jedynie ostrzegam. Do zobaczenia.

        W domu Mitra zjawił się wbrew pozorom jako pierwszy. Zrzucił z siebie całą swoją zbroję przeciw nachalnym spojrzeniom, lecz zamiast zacząć przygotowywać obiad złapał tylko kromkę chleba ze śniadania by coś wrzucić szybko na ząb i poszedł do salonu. Tam zaczął przeglądać własny księgozbiór, co poskutkowało spektakularnym rozgardiaszem - połowa zawartości półek wylądowała na podłodze, stolikach, biurku i fotelach, a on siedział między tym na ziemi ze skrzyżowanymi nogami i przeglądał te księgi, co do których miał wątpliwości. Gdy jakąś uznał za godną przeniesienia do biblioteki w zamku, oddawał ją Żabonowi, który tworzył piramidę z książek pod wolnym kawałkiem ściany niedaleko wejścia. Za każdym razem Mitra wołał do niego “aport”, choć wiedział, że normalnie ta komenda działała w drugą stronę, ale kto by się tam kłócił o detale. W międzyczasach zaś, gdy nekromanta był zajęty czytaniem, nucił sobie pod nosem przypadkowe melodie, stanowiące luźną interpretację tego, co wygrywał do tej pory jego ukochany - był w naprawdę dobrym humorze.
Awatar użytkownika
Aldaren
Poszukujący Marzeń
Posty: 411
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje: Arystokrata , Uzdrowiciel , Artysta
Kontakt:

Post autor: Aldaren »

        - Staruszku? - zapytał uśmiechając się podstępnie. - Czy wczoraj nie obiecałeś mi czasem, że nie pozwolisz bym zdziadział? Czekam w takim razie. - Aż nazbyt dobrze było widać, że był bardzo zadowolony z takiego obrotu spraw, bo nie miał pewności czy byłby w stanie długo wytrzymać w niewiedzy, jakimi to sposobami nekromanta zamierzał mentalnie odmłodzić kilkaset letniego wampira. Niemniej póki co Aldaren głównie cieszył się swoim zwycięstwem, że Mitra dał się złapać w jego pułapkę, czekał więc teraz na swoją nagrodę z tego tytułu, choć blondynowi zapewne nie było to do końca w smak - tak dać się podpuścić...
        Przyznać wypadałoby, że Aldaren miał prawdziwy talent do szybkiego dostosowywania się do danej sytuacji, gdyż potrafił dość sprawnie z wygłupów przejść do spraw formalnych nie tracąc przy tym swojej naturalności, swobody, a przede wszystkim dobrego humoru, doskonale widocznego w jego oczach mimo przyjęcia bardziej powściągliwej postawy jeśli o uzewnętrznianie swoich emocji chodziło.
        - Na książki, na dobry początek myślę, że dwa złote gryfy wystarczą na dobry początek. Wątpię byś był zmuszony do wykupienia całego asortymentu. No i nie ma co szaleć, bo przy następnej dostawie może się trafić dużo lepszy i aktualniejszy egzemplarz od tego co by się kupiło. Jeśli wpadłoby ci w ręce coś co niekoniecznie przyda się w szpitalu, ale koniecznie musiałoby się znaleźć w twojej biblioteczce - nie krępuj się - powiedział z ciepłym uśmiechem. - Co do zielarki powierzam ci pełną swobodę w ustalaniu warunków. W końcu znasz ją lepiej ode mnie, więc bardziej będziesz wiedział, co ją przekona a co nie. Po drugie ty bardziej orientujesz się w cenach u niej. Wierzę w ciebie - odpowiedział bez wahania.
        Naprawdę wierzył, że mimo swojej aspołeczności i niechęci do praktycznie wszystkich tych z którymi nekromanta nie miał cieplejszych relacji, dużo łatwiej namówi zielarkę do wspólnej współpracy niż wampir, który nie dość, że pierwszy raz zawitał w jej sklepiku, to jeszcze strasznie się przy tym wygłupił. Mogłaby nie brać jego propozycji na poważnie, gdyby to skrzypek zajął się jej rekrutacją.
        - Ja już mam kłopoty... Kompletnie zwariowałem na twoim punkcie. - Pocałował Mitrę lekko w czoło, gdy blondyn tak się nachylał. Owszem, droczył się, ale nie miało to na celu zbycie tematu. Rozumiał obawy przyjaciela i wcale im się nie dziwił, bo wiedział, że jeden nieostrożny ruch i rzeczywiście ściągnie na siebie masę kłopotów oraz gorszych nieprzyjemności, dlatego właśnie nie mógł w pełni zbyć pytania blondyna, chciał go zapewnić, że póki co przynajmniej, wszystko jest w porządku i faktycznie nie ma się czym martwić. - Miejsce jak i zakupione rzeczy rzeczywiście nie będą zbyt legalne, ale zapewniam, że efekt końcowy będzie całkowicie bezpieczny pod względem ściągnięcia kłopotów. Naprawdę nie musisz zaprzątać tym swojej ślicznej, lokowatej główki - powiedział czule, zgodnie z prawdą. To co planował nie powinno przysporzyć im kłopotów, a Mitra dzięki temu będzie zawsze bezpieczny, nawet jeśli Aldarena zabraknie w pobliżu. Żaden nieumarły nie powinien już wtedy zagrozić jego ukochanemu, w tym także złe duchy czy nawet demony i piekielni.
        - Ale ja nawet nie znam się na nekromancji - jęknął, robiąc przy tym żałosną minę, udając, że zrozumiał, że to on jest tym złym, zaraz jednak puścił blondynowi oczko i uśmiechnął się niewinnie. - Wiesz przy budowie znajdzie się i robota dla takich gałganów, a jeśli komuś by coś nie odpowiadało, tutejszy grabarz od razu by się rozpromienił, gdyby do kopania grobów miał pełnych werwy pomocników.

        Po zaopatrzeniu się w nowe ubrania, Aldaren skierował swoje kroki w stronę skromnego dworku Lilianny, ale szybko zrezygnował z tego pomysłu, nie mógł do niej pójść bezpośrednio z zakupów, toż to się nie godzi! Wrócił się więc do domu Mitry, do którego został wpuszczony przez manekiny, poszedł zanieść torbę do zajmowanego chwilowo przez siebie pokoju, pogłaskał Żabona i wyszedł znowu. Na progu zmienił się w kruka i pokonując w tej postaci drogę, udał się do lichki.
Chwilę musiał poczekać nim został przyjęty przez nieśmiałą i raczej niezdarną nieumarłą, ale za to bardzo sympatyczną, która czasami nawet dosłownie miała serce na dłoni. Rozmowa z nią była dla zabieganego w ostatnim czasie Aldarena prawdziwą przyjemnością, niemalże taką samą jak spędzanie czasu z Mitrą, choć przy nekromancie dodatkowo odpoczywał kompletnie zapominając o swoich obowiązkach. A z Lilianną spotkał się właśnie w sprawie pracy, omawiając zakres jej obowiązków jako pielęgniarki i czy rzeczywiście chciałaby i byłaby w stanie się tego podjąć z własnej, nieprzymuszonej woli. Dodatkowo rozmawiał z nią o jakimś skutecznym środku znieczulającym oraz usypiającym mając na uwadze to, że jej świętej pamięci dziadek był wybitnym alchemikiem i może zostawił jakieś interesujące zapiski po sobie.
        Wspomniał również o swoim dość niepewnym pomyśle stosowania magii umysłu w anestezjologii, co dziewczyna również obiecała mu sprawdzić, acz nie wyglądała na zbyt zadowoloną po usłyszeniu tego co skrzypek wymyślił. Owszem, wiedziała jaki Aldaren potrafił być okrutny, w końcu znali się od co najmniej kilkudziesięciu lat, ale mimo to i tak karygodne wydawało jej się stosowanie magii na pacjentach, nawet jeśli zaklęcia miałyby im pomóc. Przez niektórych, jak nie przez większość magia umysłu była uważana za jedną z najgorszych, bo wystarczyło jedynie nieco bardziej pomyśleć i się wysilić, by przejąć kontrolę, czy wprowadzić chaos do umysłu osoby względnie odpornej na tę dziedzinę magii, której konsekwencje mogły być tragiczne. Była przecież w dziejach Alaranii masa przypadku, gdy osoba, do której głowy mag umysłu się wkradł choćby na chwilę by jedynie przejąć interesujące go informacje, po kilku dniach niekiedy nagle popadała z niewiadomych przyczyn w obłęd, popychający nawet do zabicia wszystkich swoich bliskich.
        Ogólna teoria głosiła, że władająca magią umysłu przy rzucaniu zaklęć, sama otwiera swój umysł, następuje wymiana świadomości, czy nawet połączenie umysłu ofiary z umysłem maga, co może skutkować przejęciem myśli rzucającego, czy wspomnień, a to już było wystarczające, by kogoś doprowadzić do szaleństwa. Właśnie z tego powodu Aldaren raczej rzadko posługiwał się tą magią nawet wobec wrogów, nie wspominając już o zwykłej, charakterystycznej dla wampirów hipnozie. W prawdzie były to obawy z czasów gdy jeszcze był człowiekiem, a które obecnie nie znalazły potwierdzenia, ale też zaprzeczenia teorii, o której najstarsze rasy wciąż pamiętały. Wiedział, że w tej kwestii raczej nie nakłoni Lilianny do współpracy i rzeczywiście sam będzie musiał się tym zająć, ale dobre było to, iż przynajmniej teraz miała jeszcze większą motywację do przejrzenia dzienników swojego dziadka pod kątem konkretnie anestezjologii.

        Po ostatnim temacie ich rozmowy zrobiło się raczej nieprzyjemnie, ale dość sprawnie udało się skrzypkowi naprawić sprawę, wspominając o tym, że jego przyjaciel chciał ją poznać. Oczywiście nie powiedział tego wprost, rozwiązał sprawę bardziej strategicznie napominając, że wypadałoby przed wspólną pracą się lepiej ze wszystkimi współpracownikami poznać, by na starcie się już z sobą dogadywać.
        - Biorąc jednak od uwagę, że niektórzy nie czują się komfortowo w większym gronie obcych sobie osób, myślałem z początku o spotkaniach z każdym pojedynczo, by dopiero na koniec wszyscy mogli się spotkać w kompletnej grupie z osobami, które jak by nie patrzeć wszyscy by już znali. Zechciałabyś się spotkać już jutro ze mną i z jeszcze jedną osobą? Myślę, że nie za wiele mamy czasu w tej kwestii, więc po co zwlekać? - zapytał z przyjaznym uśmiechem, skołowaną lichkę, która utknęła przy "spotkaniach z każdym pojedynczo". Miała mętlik w głowie i zupełnie się pogubiła, a do tego jeszcze ten urzekający uśmiech... Nie będąc w stanie wydusić z siebie żadnego słowa, spuściła wzrok i pokiwała lekko głową. Chyba rzeczywiście był okrutny, choć to Mitra wspomniał, że lepiej byłoby poznać swoich przyszłych towarzyszy, więc w sumie wampir miał czyste rączki.
        Niedługo po tym pożegnał się z lichką i przybierając kruczą postać powrócił do miasta. Zaszedł do zielarki, u której wczoraj byli z Mitrą, a z której nekromanta miał złożyć propozycję współpracy. Nie miał zamiaru sprawdzać czy blondyn wywiązał się ze swoich obowiązków i jak poradził sobie z tym zadaniem, bo po pierwsze w pełni mu ufał, po drugie dowie się wszystkiego jak wróci do domu nekromanty. Po prostu u zielarki miał jeszcze jedną sprawę, o której nie mógł wspomnieć Mitrze, a tym bardziej mu jej zlecić. Tak więc, po wejściu do sklepiku i przywitaniu się ze staruszką, od razu podszedł do jednego z regałów, przy którym wczoraj doszło według niego do dość nieprzyjemnej sytuacji, i od razu wziął piękną szkatułkę z różnego rodzaju ziołami w przegrodach. Poprosił by mu ją ładnie zapakowała, jeśli nie byłby to problem, dopłacając oczywiście za tego typu usługę i po uregulowaniu rachunku wyszedł z powrotem na ulice miasta, tym razem kierując się do Nihimy na jeden kieliszek krwi. A przynajmniej taki miał zamiar...

        "Pod Trupią Główką" spędził więcej czasu, niż z początku planował. Nie, Xargan nic nie narozrabiał, był o dziwo grzeczny według tego co mówiła Nihima i co ją zdziwiło (po tym jak już się rzekomo dogadali, że demon faktycznie przychodzi od Aldarena) to to, że jak na takiego zakapiora stosunkowo mało wypił, a i tak wyszedł zataczający się i dziwnie osłabiony, przypominając bardziej zombie, niż gbura, który tylko by szukał okazji do zaczepki i mordobicia. Szczegóły odnośnie Xargana mało obchodziły skrzypka, najważniejsze dla niego było to, że upiór nie szalał, reszta naprawdę nie miała znaczenia.
        Po niedługiej chwili i kilku wypitych kieliszkach dojrzałej, acz mimo to słodkiej i pełnej życia krwi, popadł w dziwnego rodzaju nostalgię zaczynając się nad czymś zastanawiać. Nihima, mimo obskakiwania i robienia drinków kolejnym klientom, choć ruchu o tej porze wcale nie miała dużego, nie mogła nie zauważyć dziwnego stanu w jakim znalazł się jej przyjaciel, obecnie czerwonooki. Przeszukała wzrokiem wnętrze swojej karczmy, a gdy nawiązała kontakt wzrokowy z jedną ze swoich pracownic, kiwnęła na nią porozumiewawczo, zmieniając się z nią za barem. Złapała Aldarena za rękę i wyprowadziła go na zaplecze. Tam, uprzednio zamykając za sobą drzwi na klucz, puściła skrzypka i zdjęła z szyi swoją pięknie zdobioną kolię oraz lekko zsunęła do połowy ramion koszulę.
        - Ten demon powiedział mi wczoraj co wyprawiasz... - powiedziała spokojnie, a nie widząc nawet najmniejszej reakcji na ponurym licu wampira, westchnęła ostrymi przez moment szponami, zamiast dokładnie spiłowanymi, pomalowanymi na czerwono paznokciami, rozcięła nieco skórę na swojej szyi, zbliżając się do skrzypka. - To nie jest zdrowe Aldarenie. Ani zdrowe, ani mądre! Z krwi pochodzą wszystkie siły jakimi dysponujemy, jakie w ciągu dnia zużywamy. To, że będziesz pijał po kieliszku rozcieńczonej krwi dziennie, nie wiele ci pomoże, za to na pewno zaszkodzi... Ugh! Nie jestem twoją matką, żeby prawić ci takie kazania, ale musisz zacząć się normalnie i porządnie odżywiać, bo nie znasz dnia ani godziny, gdy nie będziesz w stanie zapanować nad swoją rządzą i wyrządzisz krzywdę swoim bliskim. Chcesz tego?! Chcesz, by twój szpital został spalony, gdy stracisz nad sobą kontrolę i zaczniesz bez opamiętania wypijać do sucha tych, którym miałeś pomagać?! - syknęła na niego rozwścieczona, ale zaraz się uspokoiła, gdy ją objął, by zaraz z niechęcią i swego rodzaju dziwacznym obrzydzeniem do samego siebie, wbił kły w jej szyję by się porządnie posilić.
        Krew wampira czystej krwi była niebywale sycąca i odżywcza dla krwiopijców z niższych szczebli hierarchii - wampirów przemienionych i szczerze Aldaren był jej wdzięczny, ciesząc się w duchu, że bez problemu był w stanie przestać, gdy zaspokoił swój głód, ale mimo to nadal wyglądał żałośnie. Wiedział, że to głupie, ale czuł się jakby właśnie zdradził Mitrę... było mu z tym strasznie źle.
        - Myślę, że twój przyjaciel będzie szczęśliwy, że w końcu się odpowiednio posiliłeś i że na nikogo nie napadniesz przez sobą lekkomyślność. Głowa do góry van der Leeuw, w końcu to był tylko obiad, nie romantyczna kolacja przy świecach - zaśmiała się wampirzyca i poklepała młodego lorda po ramieniu by dodać mu otuchy. - Taka już nasza natura, jestem pewna, że to zrozumie. - Przytuliła lazurowookiego i wykopała go drzwiami prowadzącymi na tyły karczmy.
        - Ej! - obruszył się za to jak został przez nią potraktowany, ale zaraz po chwili uśmiechnął się pod nosem i pokręcił głową.
        Czuł się jak nowo narodzony, pełen energii i gotowości na wszystko to, co miał jeszcze do załatwienia. Był karczmarce wdzięczny za wszystko, miał tylko nadzieję, że Mitra rzeczywiście nie będzie na niego zły, za to, że popija gdzieś po kątach, zamiast po prostu przeprosić nekromantę i w jego zaciszu domowym na raz wypić ze dwie butelki krwi. Cóż... nie dowie się dopóki nie sprawdzi.

        Wrócił do domu Mitry godzinę, może półtorej później niż właściciel, któremu od razu chciał pomóc z książkami, odstawiając zapakowaną szkatułkę na stół w salonie. Z jednej strony cieszył się, że nekromanta nie zajął się obiadem, bo mogli go zrobić razem, ale z drugiej wampir się obawiał, że do tej pory blondyn nic nie jadł to raz, a dwa, że zapomniał o przyszykowaniu swojego ulubionego dania, które skrzypek koniecznie chciał poznać. Z grzeczności jednak, i nie chcąc przeszkadzać przyjacielowi w jego zadaniu, ani słowem nie napomknął o przygotowaniu obiadu. Nie krępował się jednak z przeprosinami, za to, że go tak długo nie było.
Awatar użytkownika
Mitra
Splatacz Snów
Posty: 357
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Błogosławiony
Profesje: Mag , Uzdrowiciel
Kontakt:

Post autor: Mitra »

        Mitra był wyraźnie zaskoczony tym jak Aldaren nagle zaskoczył go swoim fortelem. Nie spodziewał się, że to do tego dążyło i teraz poczuł się bardzo niepewnie. Nie podobało mu się, że został tak zaskoczony, no ale faktycznie, skoro kiedyś złożył taką obietnicę, teraz powinien się z niej wywiązać. Problem polegał jednak na tym, że wcześniej zupełnie nie myślał o tym jak miałby rozruszać Aldarena, a raczej myślał, ale o tym co mógłby zrobić za kilka lat, by w “stare kości” wlać trochę wigoru. Teraz… Niby miał jakieś pole manewru, ale nie umiał się przełamać, by którąkolwiek z tych opcji wprowadzić w życie. Gdy jednak pierwsza chwila popłochu minęła spojrzał nagle w oczy ukochanego z jakimiś nietypowymi jak na niego ognikami w oczach. Wychylił się i palcem wskazującym uniósł lekko brodę Aldarena.
        - Za żwawo się ruszasz jak na swoje lata, staruszku - zamruczał bardzo kuszącym szeptem. - Nie wiem, czy potrzebujesz mojej pomocy, co jeśli przesadzimy? - zapytał, po czym dał wampirowi bardzo czułego całusa na pocieszenie. Wycofał się chwilę jeszcze trzymając zamknięte oczy. Chyba obawiał się reakcji Aldarena. Bał się dostrzec zawód w jego oczach, bo… to nie było specjalnie błyskotliwe. Miał wrażenie, że go zawiódł, ale cóż miał poradzić na to, że coś podobnego miał na myśli, gdy składał swoją obietnicę? Nie spodziewał się, że przyjdzie mu się z tego tak wcześnie wywiązywać… Szybko wrócił do posiłku, by jakoś zapomnieć o tym co zrobił nie tak i zagryźć tę gorycz porażki.
        - Hah, dziękuję - mruknął, gdy wampir zapewnił go, że w niego wierzy i powierza mu całkowicie kwestię negocjacji z zielarką.
                - Wiesz, jeśli chodzi o kupowanie książek to tak naprawdę jestem wybredny, choć może nie widać tego po tym jak wyglądają moje zbiory… Ale to przez to, że poświęciłem sporo czasu i środków na ich zebranie. A Sarazil zostawił mi w spadku również całkiem sporo przydatnych ksiąg. No i tych nieprzydatnych też, ale nic nie wyrzuciłem, jakoś nie miałem ochoty - usprawiedliwił siebie i poniekąd panujący w jego domu bałagan, którego znaczną część stanowiły właśnie księgi, zwoje, notesy i manuskrypty. Gdyby ich nie było, zrobiłoby się znacznie bardziej przestronnie.
        - Wariat - skomentował z czułością nekromanta, gdy skrzypek wystraszył go, że ma kłopoty, ale zaraz dodał, że to przez to, że był zakochany. Podziwiał to skąd u niego brały się te nietuzinkowe czułe teksty - sam tak nigdy by nie wymyślił. Tak go tym udobruchał, że nie drążył już gdzie idzie i po co mu potrzebne te wszystkie rzeczy. Przeszedł nad tym do następnych tematów, które mieli do omówienia: kwestii tych dzieciaków, które rzucały w jego dom kamieniami.
        - O… - mruknął. - Faktycznie ciekawe rozwiązanie. No, może się zastanowię - przyznał, bo fakt, dzieciaki mu nie przeszkadzały, ale może chciałyby zarobić i dały mu dzięki temu spokój. To by było przyjemne z pożytecznym.

        O dziwo dom Mitry nie był wcale pusty ani cichy pod nieobecność właściciela. Gdy Aldaren wpadł do posiadłości by zostawić swoje nowe ubrania i został wpuszczony do środka, mógł usłyszeć odgłosy krzątaniny dochodzące do niego z kilku różnych pomieszczeń na raz. Wystarczy jednak zerknąć w dane miejsca, by poznać źródło dźwięków - manekiny wykonywały prace domowe. To dobry pomysł, by zrobić to pod nieobecność żywych lokatorów i choć kukły na pewno same na to nie wpadły tylko zostały tak zaklęte, można było docenić ich trud. Gdyby dłużej się im przyglądać można by zwrócić uwagę na jeden drobny detal: niektóre pomieszczenia sprzątały na pewno dokładniej niż dotychczas. Chociażby kuchnię, w której część blatów była nieczynna przez zalegające na nich naczynia, skrzynki na jedzenie i całe naręcza innych szpargałów, które teraz były odkładane na miejsce i myte w razie konieczności - jeden manekin cały czas warował przy zmywaku i czyścił wszystko co mu zniosła reszta. Warto przy tym zaznaczyć, że drewniana służba nie była specjalnie zgrabna i ich prace przebiegały wolno, jakby poruszały się po omacku. Nic jednak nie zostało zniszczone, a jeśli droga któregoś z nich przecinała się z drogą wampira, każdy z nich się zatrzymał i skłonił lekko przed szanownym gościem. To samo zrobił “odźwierny”, gdy wypuszczał skrzypka i zamykał za nim drzwi, w jego ukłonie było jednak więcej elegancji niż u reszty, więc pewnie do tego typu uprzejmości został stworzony.

        Mitra usłyszał jak otwierają się drzwi wejściowe i podniósł wzrok znad książek. Wiedział, że to Aldaren: tylko on mógł wchodzić do jego domu jak do siebie, każdą inną osobę powstrzymaliby drewniani słudzy nekromanty.
        - Tu jestem! - zawołał, bo możliwe, że skrzypek by go nawet nie zauważył jak tak siedział na ziemi między księgami i meblami. Zamknął przeglądaną aktualnie książkę i podniósł wzrok na ukochanego. Przywitał go ciepłym tonem - choć się nie uśmiechał widać było, że był zadowolony. Szczególnie cieszył go widok skrzypka, lecz poza tym po prostu miał wyjątkowo udany dzień. Dlatego przeprosiny zbył dobrotliwym machnięciem ręki.
        - Nic się nie stało. Sam niedawno wróciłem - zapewnił, choć stan pokoju mógłby świadczyć o czymś zgoła odmiennym. Mitra był jednak mistrzem bałaganiarstwa, więc potrafił w godzinę nabałaganić tyle, ile normalna osoba przez cały dzień. Cóż się dziwić, skoro nigdy nikt nie uczył go porządku.
        - Jak minął dzień, owocny? - zapytał czułym tonem, nadal nie wstając ze swojego miejsca na podłodze. Nie wyrywał się na razie do gotowania, bo nie czuł się głodny, był zajęty pracą i w takich chwilach zapominał o potrzebach fizjologicznych.
        - Patrz, coś ci pokażę - zagaił. - Żabon, aport!
        Demon zaskrzeczał i przyleciał do Mitry. Wziął od niego księgę w przednie łapy i zaniósł ją na stosik przy wejściu do pokoju, po czym wrócił i zaprezentował puste łapy.
        - Brawo, zdolna bestia - pochwalił go nekromanta, po czym podniósł wzrok na Aldarena. - Obiecałem mu dobrą kolację jak mi będzie ładnie pomagał. Spójrz, całkiem niezły stos się z tego zebrał - zauważył, ruchem głowy wskazując piramidę ksiąg pod ścianą. - To jest to, co chcę przekazać do biblioteki w zamku, to głównie podręczniki, ale jest też trochę powieści. Trochę też udało mi się kupić, ale moi słudzy jeszcze nie wrócili. Kazałem im przynieść to wszystko do mnie, by księgi nie leżały w tym kurzu na budowie.
        To powiedziawszy Mitra zamilkł, by dać Aldarenowi czas na skomentowanie jego poczynań i opowiedzenie o swoim własnym dniu. Zapatrzył się wtedy na niego tak maślanymi oczami, jakby nie był dorosłym mężczyzną a nastolatką zadurzoną w starszym bracie swojej przyjaciółki, z którym teraz miała okazję być chwilę sam na sam. Znowu naszła go ochota, by wampira pocałować, tym bardziej, że prezentował się jakoś tak... Jakby odzyskał kolory po długiej chorobie.
Awatar użytkownika
Aldaren
Poszukujący Marzeń
Posty: 411
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje: Arystokrata , Uzdrowiciel , Artysta
Kontakt:

Post autor: Aldaren »

        Tak jak z początku, chciał faktycznie podpuścić Mitrę by sprawdzić jego reakcje, a dodatkowo po prostu się z nim podroczyć by wprowadzić trochę śmiechu do ich życia, tak teraz nie do końca był przekonany, czy i tym razem jego marne poczucie humoru raczej wszystkiego nie zepsuły, zamiast poprawić im nastrój. Szczególnie niepokoiło go to spięcie oraz speszenie się ze strony nekromanty. Był naprawdę specyficznym człowiekiem, bo ciężko było wampirowi przewidzieć jak blondyn się zachowa, a przecież powinien mieć już niemałą wprawę w "czytaniu" innych skoro tyle już żył i miał praktycznie wszędzie jakiś znajomych, a mimo to w relacjach z błogosławionym tak łatwo było mu doprowadzić do nieporozumienia. Nie było to jednak niczym złym w ocenie skrzypka, bo dzięki temu Mitra był jedyny w swoim rodzaju, był jak diament wśród zwykłych kamieni i chyba ta jego "specyficzność" tak przyciągała do niego Aldarena.
        Chciał poznać jak najlepiej tego dziwnego mężczyznę, chciał wlać mu w żyły radość życia, jakiej nigdy nie dane mu było zaznać, a jednocześnie nie chciał by coś się zmieniło. Bo czy Mitra nadal byłby dla niego tym samym człowiekiem, gdyby w końcu nauczyli by się z sobą rozmawiać, bez zważania na słowa by nie urazić tego drugiego? Czy nadal byłby tym samym człowiekiem, gdyby się nie obrażał, nie dystansował, lub nie wybuchał gniewem po względnie niewinnej (dla Aldarena) uwadze wampira, odnośnie jakiegoś tematu? Owszem było to kłopotliwe i stresujące dla nich obu, te nieporozumienia wychodzące w trakcie rozmów między nimi, ale czy po nich, obaj nie starają się ze wszystkich sił naprawić swojego błędu? Czy nie dopuszczają wtedy do głosu swojego serca zamiast umysłu, by się pogodzić? Życie bez tego byłoby bez wątpienia mało romantyczne i zwyczajnie nudne. Ciekawe tylko czy Mitra podzielał jego teorię na ten temat.
        Gdy Aldaren już miał się wycofać ze swoich słów i z zakłopotaniem przyznać, że się tylko droczył, Mitra ze swego rodzaju niepokojącym wyrazem twarzy wyciągnął w jego stronę dłoń i uniósł palcem podbródek. Zdezorientowanemu wampirowi, tonącemu w niebieskich oczach ukochanego kompletnie odjęło mowę. Głośno przełknął ślinę, a policzki oblał mu rumieniec. Mitra wyglądał wręcz oszałamiająco, w chwili obecnej. Uwodzicielsko i jednocześnie dość niebezpiecznie. Jego słowa brzmiały jakby miał zaraz skarcić wampira za jego niewinne wygłupy.
        - Umm... wiesz... ten... no... - starał się coś wydukać, ale sam nawet nie miał pojęcia co, więc wypowiedziane przez niego słowa można było uznać za formułujące się zdania, które jednak nie dostały czasu się do końca rozwinąć.
        Z resztą i tak błogosławiony zaraz zamknął wampirowi usta, przegrzewając już całkiem jego nieumarły móżdżek i doprowadzając do tego, że skrzypek się po prostu rozpłynął z błogim, może nieco głupkowatym uśmiechem. Czy był zawiedziony? Ani trochę! Szczególnie, że takiego "drapieżnego" Mitrę z przyjemnością spotkałby raz jeszcze, gdyby miał pewność, że ten nie wbije mu jednak w gniewie srebrnego kołka między oczy. I jak tu nie kochać tego nieobliczalnego blondaska?
        Uśmiechnął się rozbawiony na tłumaczenia Mitry odnośnie tego, że jest tak naprawdę bardzo wybredny co do książek, mimo tego co prezentuje jego mieszkanie tonące w księgach i innych zwojach jakie można znaleźć w najmniej spodziewanych miejscach. Rozumiał nekromantę bardzo dobrze, bo przecież on w spadku po Fauście odziedziczył całą zamkową bibliotekę, rodowe dzienniki i kroniki i osobiste zbiory swojego Mistrza, które ten ukrywał skrzętnie przed całym światem. Zapewne cztery piąte tego wszystkiego co przeszło na jego własność było by dla wampira rzeczywiście przydatne i godne uwagi, czy po prostu niebezpiecznie było by danych zapisków się pozbywać, ale mimo to i tak nie zamierzał niczego wyrzucić. To, że mu się to nie przyda, nie znaczy, że nie będzie czymś cennym dla kogoś innego. Po drugie to były książki, grzechem byłoby je od tak wyrzucić czy spalić, szczególnie, że w tych czasach może i były tańsze niż te czterysta lat temu i łatwiej dostępne dla zwykłego mieszczucha, ale wiąż było dużo osób, których po prostu nie byłoby stać choćby na okładkę książki, a co dopiero całą. Po trzecie czy rzeczywiście był sens wyrzucania ich skoro miał na nie od groma miejsca i jedyne co robiły to zbierały kurz. Jeśli miejsca zacznie braknąć, wtedy można by nieco uszczuplić te zbiory, ale póki co naprawdę nie widział w tym sensu, co też powiedział z resztą błogosławionemu.

        Po wejściu do domu, gdy przyszedł zostawić zakupione ubrania, zaskoczyło skrzypka to, że w kamienicy wcale nie było cicho, czego można by się spodziewać. I wcale nie chodziło o dokazującego Żabona, bo ten nadal oddawał się relaksowi na kanapie. Chodziło o krzątające się wszędzie manekiny, zawzięcie walczące z kurzem, pajęczynami i nie tylko. Może ich działania nie były zbyt żwawe, ale na pewno robiły wrażenie. Z jakiegoś powodu w pewnym momencie przywiodły wampirowi na myśl uwijające się mrówki, choć one w przeciwieństwie do manekinów miały jakąś świadomość i własny rozum. Nie mniej praca drewniaków, a przede wszystkim moc jaką dysponował Mitra była godna podziwu. Co prawda już w kryptach dostał dowód na to jak niebezpieczny potrafi być ten niepozorny, spokojny nekromanta, ale nie zmieniało to faktu, że mógł być dużo potężniejszy niż to się wydawało na pierwszy rzut oka. Aldaren miał nadzieję nigdy nie zobaczyć Mitry szastającego pełnią swoich możliwości. Nie to, że się go bał, chodziło o to, że doszło by do tego w sytuacji nawet bardziej niż śmiertelnie niebezpiecznej.
        Z tą myślą opuścił po chwili kamienicę i zmieniając się w kruka obrał kurs na rezydencję znajomej lichki.

        - Czy to już ten moment w naszym związku, że musisz budować sobie budować schron anty-Aldarenowy? - zapytał z rozbawieniem po wejściu do domu, gdy to właśnie dzięki sygnałowi Mitry, był w stanie go zlokalizować.
        Zatrzymał się w przedpokoju na moment by zdjąć i powiesić swój płaszcz i dopiero po tym wszedł bezpośrednio do salonu. Zostawił swój skromny pakunek na wolnym skrawku stołu i uważając na książki, przeszedł do niebianina siadając na podłodze na przeciw niego. Dzięki wypitej niedawno krwi był w pełni sił, jego skóra nie była już tak sucha i blada, no i trochę czasu minie, zanim jego dotyk znów będzie tak zimny, że od razu będzie przyprawiał o dreszcze. Po dokładniejszym przyjrzeniu się można by nawet uznać, że i oczy niemalże świeciły wigorem wypełniającym żyły nieumarłego. Aldaren nie miał pojęcia jak źle się do tej pory czuł jego organizm, w ogóle nie zwracał uwagi na to, że choć samo poczucie miał dobre, to jego ciało wręcz usychało mimo tych kilku kropel krwi, które dziennie wypijał.
        Uśmiechnął się czule do ukochanego, po tym jak blondyn przyjął jego przeprosiny i rozejrzał się po salonie, który jeszcze kilka godzin temu był tak skrzętnie sprzątany przez manekiny. W sumie, choć obecnie każdy nieostrożny krok mógł się skończyć pocałowaniem podłogi, miło było widzieć taki bałagan, bo przypominał o ich poznaniu się. Kto by pomyślał, że z niechęci, a nawet wrogości, jaką darzyli się na początku, mogłoby się urodzić tak piękne uczucie, jakim teraz się nawzajem ofiarowywali.
        - Był bardzo owocny - odpowiedział od razu szczerząc swoje kły z zadowolenia, gotowy zaraz po wzięciu wdechu rozwinąć swój raport, wiedząc, że tak żałosną i szczątkową odpowiedzią ani trochę nie usatysfakcjonuje błogosławionego. - Co prawda... - podjął, lecz zostało mu przerwane. Nie spodziewałby się czegoś takiego po Mitrze, ale widząc jego entuzjazm, nie mógł być na niego zły, czy zignorować jego zwrócenia na siebie uwagi.
        - O no proszę, zadziwiasz mnie kochany - zagwizdał z uznaniem, powracając wzrokiem na mężczyznę. - Nie ma co, chylę czoła - dodał, biorąc jedną z książek ze sterty, której niebianin jeszcze nie przejrzał, by mu pomoc. - Może powinieneś się zastanowić nad poszerzeniem swojej wiedzy magicznej o dziedzinę demonów. Wtedy już w ogóle byłbyś nie do pokonania - zaśmiał się i dał Żabonowi przeglądaną przed chwilą książkę.
        - Widzę, że wziąłeś się za to jakby zależało od tego twoje życie. Dziękuję, że tak się starasz, nie przemęczaj się tylko - powiedział z troską, nieznacznie się co rusz zbliżając do nekromanty aż w końcu nie usiadł bezpośrednio obok niego. Był bardziej pewny siebie i żywy niż zazwyczaj. Położył rękę na dłoni ukochanego, by oderwać go choć na moment od pracy, patrząc na niego czule, ze skrzącymi się oczami.
        Zaraz jednak nieco się odsunął i parsknął rozbawiony, przez chwilę drapiąc się po potylicy, ale zaraz porywając ze stosu "nieprzejrzane" jedną książkę, którą pobieżnie zaczął kartkować skupiając się na tytułach kolejnych rozdziałów, albo wyrywkowo wyłapanych zdań.
        - Poprosiłeś mnie o powierzenie ci kilku ze swoich zadań do wykonania by mnie odciążyć, a wychodzi na to, że to ja będę miał wyrzuty sumienia, po tym jak padniesz wycieńczony - mruknął i pokręcił głową, nie tracąc jednak dobrego humoru. Wstał po chwili i odłożył książkę na odpowiedni stos, gdy podszedł do stołu po zapakowaną szkatułkę dla Mitry. - Wiem, że to niewielka zapłata za wszystko co dla mnie robisz, ale myślę, że na zmęczenie też coś powinno się znaleźć. - Wrócił do blondyna i ponownie przy nim usiadł wręczając mu szkatułkę z ziołami w środku, która wczoraj tak bardzo zawstydziła Aldarena u zielarki.
        Po oddaniu Mitrze pakunku z powrotem wrócił do przeglądania w skupieniu książek.
        - Lilianna obiecała pomóc w zakresie alchemii i w razie potrzeby udostępnić kopie zapisków swojego dziadka w tym temacie. Na anestezjologi się jednak za bardzo nie zna, ale zaproponowała sprawdzenie pod tym kontem toksyn paraliżujących - powiedział uchylając rąbka tajemnicy odnośnie załatwionych przez siebie spraw. - A za pomoc Xargana, ochronę cmentarza nocą przed trupojadami, tutejszy grabarz zajmie się należytym, bezpłatnym pochówkiem tych co znajdą się w naszym prosektorium - dodał, po chwili namysłu, biorąc kolejne tomiszcze do rąk.
        W jego głowie kotłowało się od różnego rodzaju myśli, na przykład to, że brak krwi nie tylko osłabia go samego, ale również podległego mu demona, tak samo jak to, że są od siebie oddaleni, choć tworzą jedno; albo choćby rada Lilianny by nie brać na poważnie pod uwagę korzystania z magi umysłu w celach... jakichkolwiek z resztą. Musiał wszystkie myśli dokładnie poprzesiewać, ubierając w słowa i dzieląc się z Mitrą jedynie tymi najważniejszymi i najbardziej nekromantę interesującymi.
        - A jak poszła rozmowa z zielarką? - zapytał, przeciągając się mocno trochę zdrętwiały przez niewygodne siedzenie.
        - "Co jest? Nie pochwalisz się tym co udało ci się załatwić z Nihimą? Że w razie głodu, ona zawsze chętnie go zaspokoi?" - pytał złośliwie Xargan, choć w sumie, nie miał w tym większego interesu, był jedynie ciekaw, czemu wampir nie pochwali się rozwiązanym problemem.
        - "To jest bez znaczenia, bo nie ma żadnego związku, ani z Mitrą, ani ze szpitalem" - odparł mu bez emocji, zajęty zmniejszaniem stosu książek, jakie zasypywały nekromantę.
Awatar użytkownika
Mitra
Splatacz Snów
Posty: 357
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Błogosławiony
Profesje: Mag , Uzdrowiciel
Kontakt:

Post autor: Mitra »

        Mitra nabierał coraz większych wątpliwości. Już na początku był niepewny tego co może zrobić i na co się odważy, a gdy już na coś się zdecydował… No właśnie. Spojrzał Aldarenowi w oczy i wydawało mu się, że on mógł się go bać. Patrzył na niego z takim brakiem zrozumienia w oczach, głośno przełykał ślinę… Ale ten rumieniec, który pokrył jego lico, powstrzymał nekromantę przed wycofaniem się ze swojego pomysłu. Trochę nawet mu się to podobało. Cały czas uważał Aldarena za silniejszego od siebie, zarówno fizycznie jak i psychicznie, ale gdy widział go takiego bezbronnego… Było w tym coś kuszącego. Nie chciał mu zrobić krzywdy, to lekko zalęknione spojrzenie nie rozbudzało w nim sadystycznych zapędów, ale było na swój sposób motywujące. A on sam chyba od samego rana miał lepszy nastrój niż przez ostatnie dni, dlatego łatwiej było go pozytywnie nakręcić. Stąd ten pocałunek. I choć już po nim na chwilę znowu stracił wiarę w swoje poczynania, gdy znowu otworzył oczy i dostrzegł błogi uśmiech ukochanego, odczuł dużą satysfakcję. Komentarz o przywracaniu skrzypkowi młodzieńczych sił zachował sobie na kiedy indziej, teraz w ciszy napawając się swoim małym zwycięstwem. I tym jak przyjemny tym razem był ten pocałunek, nawet jeśli taki krótki i trochę niepewny. Może to tak działało - że za każdym kolejnym razem będzie lepiej? Chętnie się o tym przekona. Z Aldarenem naprawdę chętnie…

        Dobry nastrój Mitry trochę stracił na sile, gdy był ze skrzypkiem poza domem, ale po powrocie do siebie nekromanta jakby odżył i wrócił do humoru, jaki miał rano, po śniadaniu. Dlatego bawił się w tresowanie Żabona i z taką werwą pracował nad segregacją ksiąg. Nie boczył się też na komentarz rzucony przez Aldarena na widok stosów książek rozstawionych po pokoju.
        - Gdy nadejdzie ten etap związku to ty będziesz budował schron przeciwko mnie, kochany - odpowiedział zaraz wampirowi celując w niego grożąco palcem. Głos miał jednak pogodny, ewidentnie żartował.
        Później Mitra na moment spuścił wzrok na trzymane na kolanach książki, dając ukochanemu czas na zdjęcie płaszcza i ogarnięcie się po powrocie. Podniósł na niego spojrzenie dopiero gdy zobaczył, że ten siada naprzeciw niego. Podniósł i już nie mógł oderwać od niego oczu. Aldaren wyglądał jakoś tak… Lepiej. Zdrowiej… Kusząco. Co się stało? Może to było inne światło, a może coś w międzyczasie zaszło? Mitrę kusiło zapytać wprost, ale nie, zachował to póki co dla siebie, bo jeszcze wampir pomyśli, że do tej pory był nie dość atrakcyjny. A najważniejszy i tak był efekt.
        Entuzjazm Aresterry znalazł odzwierciedlenie w tym jaki był rozgadany, oczywiście jak na niego. Pytał, opowiadał, z lekkością i swobodą, która rzadko mu się zdarzała. Cieszył się z komplementów Aldarena.
        - To niezły pomysł, bo znam doskonałego demonologa, od którego chętnie pobierałbym nauki - zamruczał, patrząc na ukochanego z czułością. Zaraz zagapił się na wampira, który w międzyczasie zmienił miejsce i zamiast siedzieć naprzeciw niego, przesunął się tuż obok. Jego spojrzenie było podobne do tego, które rzucił wampirowi rano, tak nieśmiało znad ramienia, gdy Aldaren stał przed nim półnagi. Teraz był co prawda ubrany po samą szyję, ale chyba sama jego obecność wystarczyła. I te iskry w jego oczach. Mitra nawet się nie wzdrygnął, gdy wampir wziął go za dłoń, jedynie na moment zerknął na ich złączone ręce, po czym znowu utkwił spojrzenie w twarzy ukochanego. Już wcześniej miał ochotę go pocałować, ale teraz już nie mógł się od tego powstrzymać. Wychylił się lekko do Aldarena i już, już przymykał oczy, ale wtedy wampir się zaśmiał i zabrał za przeglądanie książek. Mitra był zawiedziony. STRASZNIE zawiedziony. I już nawet miał dać skrzypkowi do zrozumienia, że z nim się tak nie postępuje, ale ten wykpił się przeprosinami i wstał zanim dostał burę od nekromanty. Aresterra nie miał siły by się z nim kłócić, a poza tym bardzo zaintrygował go pakunek w rękach Ala - jakoś wcześniej nie zauważył, jak ten go przyniósł.
        Prezent? Mitra był w takim szoku, że z początku tylko patrzył na pakunek szeroko otwartymi oczami.
        - Ale ja to tylko… - zaczął się tłumaczyć, ale wampir wsunął mu paczkę w dłonie i zamknął mu w ten sposób usta. - Nie musiałeś, naprawdę… Zrobiłem to po prostu dla ciebie… Dziękuję - uległ w końcu, podnosząc na Aldarena ciepłe spojrzenie. Czy to tylko gra cieni, czy kącik ust nekromanty drgnął w bardzo, bardzo nieśmiałym uśmiechu? Szkoda, że nie można było mu się dłużej przypatrzeć, bo Mitra zaraz spojrzał w dół, by ostrożnie zabrać się za otwieranie prezentu, jakby był to najcenniejszy skarb, na dodatek bardzo kruchy i najmniejszy zły ruch mógłby go uszkodzić. W międzyczasie Aldaren opowiadał o reszcie swojego dnia. Aresterra co jakiś czas zerkał na niego i kiwał głową. Pomoc ze strony Lilianny uważał za cenną, nawet jeśli na znieczuleniach nie za bardzo się znała. I sama propozycja udostępnienia zapisków jej dziadka brzmiała kusząco - Mitra chętnie je przejrzy, dla własnej przyjemności i edukacji. Może nie znajdzie tam nic potrzebnego do pracy w szpitalu, ale dla siebie na pewno. Już nawet nie mógł się doczekać na tę lekturę.
        - Owocnie - przytaknął, gdy Aldaren zapytał o jego wizytę u zielarki. - Zgodziła się na współpracę, zaproponowałem jej podstawowe wynagrodzenie i opłatę za dostawy oraz coś dodatkowego jeśli zgodzi się na konsultacje z ziołolecznictwa, bo jest z tego całkiem niezła. Będziemy mieli u niej pierwszeństwo w dostawach, więc sądzę, że nie powinno nam niczego zabraknąć - zreferował z satysfakcją. - Obiecałem jej, że to ty podpiszesz z nią…
        Nie dokończył. W końcu rozbroił opakowanie prezentu i dojrzał znajomą szkatułkę ze sklepu obgadywanej właśnie zielarki. Oglądał przez moment pudełeczko jakby było czymś bardzo cennym i niespotykanym, po czym otworzył wieczko. Zaciągnął się zaraz przyjemnym zapachem i podniósł na Aldarena wzrok.
        - Wariat - skomentował, tym razem już naprawdę, naprawdę się uśmiechając. Powiódł palcami po delikatnych suszonych płatkach i wyciągnął spomiędzy nich mały biały pąk jaśminu. Pomachał nim ostrożnie pod nosem wampira, a później odstawił szkatułkę na bok i sam powąchał kwiatek, opierając go o swoją górną wargę.
        - Czujesz jakieś działanie? - upewnił się, ewidentnie drocząc się z Aldarenem. Nawet patrzył mu w oczy, bezczelny.
Awatar użytkownika
Aldaren
Poszukujący Marzeń
Posty: 411
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje: Arystokrata , Uzdrowiciel , Artysta
Kontakt:

Post autor: Aldaren »

        Na odpowiedź po swojej zaczepce nie musiał wcale długo czekać, gdyż Mitra szybko podjął rzuconą mu rękawicę, celując nawet groźnie swoim okrutnym, karcącym palcem dla nadania swoim słowom jeszcze bardziej złowrogiego wydźwięku, choć ten palec... Według wampira było w tym geście więcej ostrzeżenia niż groźby, ale postanowił pozostawić to do swobodnej interpretacji. Nie mniej uśmiechnął się pod nosem, a zaraz prychnął rozbawiony.
        - Będziesz musiał się postarać, by zmusić mnie do odgradzania się od ciebie - odpowiedział z powątpiewaniem w głosie, po czym zniknął za rogiem, by się w przedpokoju rozebrać.
        Czy naprawdę kiedyś dojdzie do sytuacji, w której Mitra będzie na tyle śmiały i pewny siebie, że wampir musiałby się od niego izolować? Chciałby. A czy będzie wtedy uciekał? Oczywiście, że nie. I z tego właśnie powodu tak bardzo nie wierzył groźbie Mitry i tak bardzo go ona bawiła.
        Zaraz powrócił do salonu już bez płaszcza i stawiając póki co szkatułkę na stole, usadowił się pośrodku misternego książkowego kręgu, którym nekromanta ogrodził się od świata jak murem. Dobrze, że na całej Łusce nie było takiego muru, którego wampir nie mógłby sforsować. Z charakterystyczną dla krwiopijców gracją znalazł się w końcu na przeciwko swego lubego i wziął się za przeglądanie jednej z zakupionych książek.
        - Poza tym, w razie konieczności zawsze będę mógł się wyprowadzić pod sufit, albo na jedną z wieżyczek - powiedział dość enigmatycznie z niewinnym grymasem na twarzy. Nie przejawiał najmniejszej chęci zdjęcia tej woalki tajemnicy ze swojej wypowiedzi, nie zostawiając jednak przy tym najmniejszych wątpliwości, że dociekliwość Mitry sprawi mu niemałą satysfakcję.

        Później jednak przeszli do ważniejszych spraw, a przynajmniej ważniejszych dla Aldarena, bo oglądanie Mitry tak beztrosko trajkotającego, najpierw pytającego, a po tym nie dającego wampirowi dojść do słowa, a przy tym tak bardzo zrelaksowanego i zadowolonego zasługiwało w ocenie skrzypka na miano jednego z największych i najpiękniejszych cudów świata. Nie tylko przy tym się z przyjemnością patrzyło na blondyna, ale również go słuchało, jakby była to jedna z najlepszych arii, które można było usłyszeć w życiu. Hipnotyzujący, obezwładniający i tak urzekający, że choć Aldaren był niewątpliwie od niego silniejszy, z czystą przyjemnością stałby się mu całkiem podległy, zrobiłby dla Mitry wszystko bez względu na konsekwencje, byle by tylko niebianin nie tracił tej swojej pogody ducha, od której aż promieniał.
        Oczarowany pięknem swojego ukochanego, stracił kontakt z rzeczywistością, w między czasie zbliżając się do niego, a gdy usłyszał jego wymruczaną odpowiedź, niemal lekko zadrżał upajając się tym dźwiękiem, jak ekstazą.
        - Doskonały, to pewnie również drogi, biorąc również pod uwagę, że i indywidualne lekcje również swoje kosztują - powiedział zadziornie, nie mogąc oderwać od partnera spojrzenia.
        W tej chwili w ogóle nie myślał, inaczej zastanowiłby się nad złożoną propozycją, nauczania nekromanty w dziedzinie demonologii. Nie była to łatwa szkoła i polegała w głównej mierze na rytuałach i pieczęciach, a przynajmniej to czego sam był nauczany, i wcale nie chodziło o to, że Mitra mógłby sobie nie poradzić z tą dzieciną skoro była równie trudna co nekromancja. Po prostu magia demonów mogła być dla niebianina dużo bardziej niebezpieczna, niż magia śmierci, w końcu o ile zwłoki, czy ożywione przedmioty nie za specjalnie miały własną świadomość i wolną wolę, o tyle z demonami było pod tym względem już znacznie gorzej. Tym bardziej, że jak długo Aldaren żył, nie spotkał jeszcze ani jednego demona, który miałby pozytywny stosunek do jakiegoś niebianina, no i nie słyszał nigdy o żadnym niebianinie, który z przyjemnością i z własnej woli władałby magią demonów. Dlatego lazurowooki nigdy by się nie pozwolił, by jego ukochany przystąpił do nauki tej dziedziny magii, w trosce o jego bezpieczeństwo. Niestety obecnie jego rozum wziął sobie przerwę, więc bez większego namysłu wampir wyraził chęci nauczania ze swojej strony w tej sprawie.
        Myśli nieumarłego obecnie wypełnione były wyłącznie jego ukochanym. Całym jego jestestwem i niezwykle kuszącym zapachem. Gdyby tylko ktoś zapytał Aldarena, bez wahania przyznałby, że jest Mitra jest narkotykiem, od którego wampir jest uzależniony i szczerze nie miał zamiaru leczyć się z tego uzależnienia. Mrugnął oczami i jakby odzyskał zdrowy rozsądek, widział jak blondyn przymyka oczy i zbliża swoją twarz do jego własnej, i tak bardzo jak chciał złączyć z niebianinem swoje usta, tak nie był pewien czy to nie byłby błąd, czy po tym nie poniosłoby za bardzo nabuzowanego nie tylko obecną chwilą i bliskością ukochanej osoby, ale również świeżą krwią wypełniającą jego żyły, która wcale nie zapewniała, że skrzypek nie chciał by łyknąć jeszcze odrobinę, w tym przypadku będącej dla niego rzeczywiście narkotykiem, jeśli ugryzłby tego, którego miłuje nad życie. Dobrym kołem ratunkowym w tej sytuacji okazała się szkatułka dla nekromanty, po którą Aldaren zaraz poszedł, by mu wręczyć.
        - W takim razie przyjmij to w ramach podziękowań za to, że jesteś - powiedział czule z jednej strony nie dając za wygraną, a z drugiej po prostu podchodząc do Mitry w inny sposób, nawet jeśli nie było to konieczne.
        Aldaren nie chciał, by nekromanta czuł się w jakiś sposób źle przez to, że został obdarowany praktycznie bez żadnego powodu. Poza tym niech się przyzwyczaja, bo prezentów dowodzących tego, że skrzypkowi na niebianinie zależy i że blondyn jest tylko jego, będzie dużo więcej. Już miał nawet pomysł na następny i dziś przystąpi do jego realizacji jeśli się nic nie zmieni w jego planach.
        - Czyli widzę, że dobrze postąpiłem zlecając ci to zadanie - powiedział zachwycony, zerkając na przyjaciela znad przeglądanej właśnie książki. - Mi nie przyszłoby do głowy skorzystanie z jej wiedzy w ramach douczania naszych przyszłych współpracowników. Nie pomyślałbym też o pierwszeństwie w dostawach, zażądałbym wyłączności jej usług, jak w przypadku Lirantha, albo brak współpracy. Idealna osoba na idealnym stanowisku jak widzę - pochwalił z uznaniem i niemałą dumą, że Mitra tak świetnie sobie poradził z tym zadaniem mimo swojej aspołeczności. Był naprawdę zadowolony z tego co osiągnął nekromanta i chciał z tego względu jeszcze coś dodać, lecz wtedy odezwał się błogosławiony i zamilkł, rozpakowując w końcu swój prezent.
        Skrzypek uśmiechnął się obserwując w milczeniu reakcję Mitry na otrzymany podarek, a pierwszy uśmiech na twarzy tego stonowanego, ponurego mężczyzny był najlepszą zapłatą jaką wampir mógł dostać w zamian. Obecnie żałował po części, że nie było sposobu na uwiecznienie tej chwili, w obawie, że mogłaby się już nigdy nie powtórzyć, ale mimo to cieszył się, iż w ogóle coś takiego nastąpiło. Teraz miał motywację do tego, by przywoływać ten uśmiech częściej, wtedy nie będzie musiał się martwić o jego zapomnienie. Zwłaszcza, że z tym radosnym grymasem nekromanta nie tylko wyglądał uroczo, ale przede wszystkim naprawdę wyglądał jak anioł.
        Zahipnotyzowany tym uśmiechem, nie zwrócił uwagi, że Mitra macha mu pod nosem przeklętym jaśminem, przez który wczoraj skrzypek zrobił z siebie idiotę, a gdy pąk musnął nieznacznie wampirzy nos, Aldaren odzyskał zmysły i kichnął, przez moment zdezorientowany, nie mając pojęcia co się stało. Zakrył przy tym nos i usta grzbietem dłoni, w końcu nie wypadało kichać tak komuś prosto w twarz i stał się świadkiem tego co wyprawiał Mitra. To jak przytknął pączek do własnych ust i się zaciągnął jego zapachem...
        Wampir zamarł z lekko otwartymi ustami, całkiem oniemiały zastanym widokiem. Czuł jak jego ciało przeszył dziwny dreszcz, przyspieszający bicie jego serca i krążenie w żyłach, wypitej niedawno krwi. W oczach zamajaczył drapieżny błysk, a myśli skrzypka wypełniły się niemalże bolesnym pragnieniem zburzeniem stosów książek przez pchnięcie na nie nekromanty, by zaraz go całego posiąść w pierwotnym, namiętnym tańcu dwóch ciał. Z dzikim pożądaniem wymalowanym na twarzy, nie pozostawiającym wątpliwości co do tego o czym myślał i do czego zmierzał w swoich działaniach, zbliżył się do ukochanego, jedną dłonią łapiąc go za ramię coby nie mógł mu uciec, a drugą ujmując jego policzek, by złączyć ich usta w namiętnym (przynajmniej z jego strony) pocałunku.
        W porę się jednak opamiętał przed zrobieniem czegoś głupiego i zwyczajnie poprzestał jedynie na pocałowaniu blondyna delikatnie w czoło, by następnie wstać i lekko poczochrać dłonią jego kędzierzawą czuprynę, niczym psotnemu dziecku.
        - Uważaj z tymi ziółkami, łatwo się naćpać, trudniej leczyć uzależnienie - odparł zadziornie z pobłażliwym uśmiechem, bo w sumie tylko na to było go obecnie stać, by nie wyglądać sztucznie i wymuszenie. Tym bardziej, że wewnątrz się cały gotował od tego co chciał właśnie zrobić Mitrze. Był na siebie wściekły za swoją reakcję, zwłaszcza, że błogosławiony jedynie się z nim droczył, pijąc do rzekomego działania PRZEKLĘTEGO jaśminu. Co prawda roślina tu nie miała nic do rzeczy, a wyłącznie magnetyzm przyciągający Aldarena do Mitry, ale mimo wszystko. Będzie musiał ostro popracować nad samokontrolą.
        Przeciągnął się jakby nigdy nic i odszedł od niebianina na względnie bezpieczną odległość, zajmując się książkami, które Żabon układał w piękną piramidkę, a Aldaren miał zamiar pochować je do skrzynek, by nie zawalały tyle przestrzeni. Musiał się czymś zająć, by po pierwsze nie oszaleć przez urok niebianina i własne pożądanie go, po drugie by rzeczywiście go do siebie nie zrazić jednym, niepotrzebnym, bezmyślnym wybrykiem spowodowanym poddaniem się własnym cholernym żądzom, nad którymi jak się okazało trudniej mu było zapanować niż myślał. Wszechobecny, książkowy chaos był więc wampirowi bardzo na rękę, bo było to lepsze rozwiązanie na zajęcie głowy i uciszenie swoich emocji, niż zwyczajna "ucieczka" z domu nekromanty i przedwczesne zajęcie się pozostałymi sprawami na mieście.
        - "Nie wytrzymasz długo, dobrze o tym wiesz. Albo go w pewnym momencie wykończysz, albo siebie samego" - zauważył jak zawsze troskliwy Xargan, którego radę, jak zawsze wdzięczny, Aldaren zignorował.
        - Nie jesteś głodny? - zapytał z troską skrzypek, choć nadal zachowywał dystans i całą swoją uwagę skupiał na burzeniu piramidy Żabona poprzez układanie książek z niej w skrzynkach. - Zaraz minie osiem godzin od śniadania... Mogę coś upichcić na szybko - dodał, może nieco wymuszenie, byleby tylko ukryć swoje zakłopotanie i zapomnieć o tym do czego mogło dojść.
Awatar użytkownika
Mitra
Splatacz Snów
Posty: 357
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Błogosławiony
Profesje: Mag , Uzdrowiciel
Kontakt:

Post autor: Mitra »

        - Phi, nie zamierzam próbować - odparł rezolutnie, gdy Aldaren rzucił mu wyzwanie, jakoby musiał się postarać by zrazić go do siebie. - O wiele bardziej wolę cię mieć przy sobie.
        I jakby chcąc zrobić zadość słowom nekromanty, skrzypek usiadł razem z nim między księgami, a gdy to czynił Mitra spojrzał na niego z wielkim zadowoleniem i czułością. Zaraz jednak wyraz jego twarzy się zmienił, jakby usłyszał coś bardzo intrygującego albo wręcz dziwnego.
        - Co masz na myśli? - dopytał zaraz. - Jak będziesz miał mnie dość przemienisz się w kruka i będziesz siedział na belce pod sufitem? - podsunął, ale bardzo chciał usłyszeć wersję Aldarena. Spodziewał się chyba jakiejś błyskotliwej odpowiedzi w jego stylu i nie mógł się tego doczekać.

        Napięcie było niesamowite. Nie w negatywny sposób, wręcz przeciwnie - tak bardzo ciągnęło Mitrę do Aldarena, że ledwo się powstrzymywał, rozkoszując się tym uczuciem, które było dla niego tak nowe.
        - Na pewno się dogadamy co do ceny - zapewnił niskim, cichym głosem, bo już, już naprawdę chciał pocałować ukochanego, a nie tylko się z nim droczyć. Nauka zaś była gdzieś tam na ostatnim miejscu, bo tak naprawdę nigdy nie rozważał zgłębiania demonologii. Była to dziedzina, którą wielu nekromantów wybierało, aby dopełnić swoją główną szkołę, ale jego jakoś do tego nie ciągnęło. Zwłaszcza teraz, gdy miał rozpocząć pracę w szpitalu. Tak naprawdę w jego głowie zaczął rysować się plan, aby intensywnie przypomnieć sobie dziedzinę dobra i pogłębić swoją wiedzę w tym temacie. Trudne do wykonania w Maurii, ale nie niewykonalne. Miał kilka ksiąg, które mogły mu od biedy pomóc, a poza tym zamierzał sobie jeszcze kilka zamówić, nawet jeśli będzie musiał kilka miesięcy na nie czekać.
        Były to jednak plany, które powstały wcześniej, bo teraz Mitra nie potrafił skupić się na niczym innym niż jego ukochany. No i prezent, który nagle od niego otrzymał i rozpakowywał go właśnie, kontynuując rozmowę.
        - Wiesz, od wielu lat prowadziła ten sklep, nie odbiorę jej tego. Może z czasem okaże się, że faktycznie z niego zrezygnuje by skupić się tylko na dostawach dla nas, ale to wyjdzie w praniu. Jeśli da radę prowadzić i jedno i drugie to jej tego nie zabronię - wyjaśnił, gdy Aldaren przedstawił mu swoją wersję tego jak rozmawiałby z zielarką.
        Później jednak ona zupełnie przestała się liczyć - Mitra w końcu otworzył swój prezent. I był naprawdę przeszczęśliwy, a przy tym również zaskakująco rozluźniony, zrelaksowany. Lęki go opuściły i nagle nabrał odwagi w wyrażaniu uczuć, której nigdy wcześniej nie miał. Było to dla niego nowe i… przyjemne. Zupełnie nie myślał nad tym jak to wykorzystać - fortel z jaśminem przyszedł do niego sam, jakby był naturalnym odruchem. I zdaje się, że podziałał.

        Mitra widział to spojrzenie Aldarena. Oczy mu błyszczały… Nie - płonęły. Wcześniej go takiego nie widział i… Miał z tym problem. Z jednej strony sam go do tego sprowokował i tego chciał, miał nastrój by przesunąć granice w ich związku o kolejny krok, ale z drugiej strony czuł jak cienka była granica między tymi pragnieniami a najgorszymi lękami, które nękały go od lat. Zrozumiał, że jedna nieostrożna myśl może przywołać wspomnienia z czasu niewoli i aż sam bał się myśleć o tym jak mogłoby się to skończyć… Na pewno nie pomogłoby to ich związkowi, a kto wie, może Aldaren by się do niego zraził - najpierw kusi a później odpycha. Teraz jednak póki co był spokojny, przed oczami miał tylko swojego ukochanego, a w głowie wszystkie myśli skupione na tej jednej chwili, na pragnieniu, które się w nim rozbudzało i które chciał zaspokoić. Nie uciekł, choć Ren dopadł go tak gwałtownie. Gdy ukochany złapał go za jedno ramię, on złapał go za drugie, co prawda delikatniej, ale z przekonaniem. Zamknął oczy czując na policzku dłoń skrzypka… Pocałunek jednak nie nadszedł. Wampir dał mu buziaka w czoło i to wszystko. Mitra tak bardzo się tego nie spodziewał, tak bardzo nastawił się na zupełnie inny scenariusz, że gdy otworzył oczy wyglądał na zupełnie zdezorientowanego i wręcz sprawiał wrażenie, jakby nie dotarło do niego to jak Aldaren zmierzwił mu włosy. Siedział jak sparaliżowany przez kilka uderzeń serca, po czym poruszył się, usiadł wygodniej i poprawił kilka kosmyków, które na pewno mu sterczały.
        - Zapamiętam - mruknął, ale wampir mógł go nawet nie usłyszeć. Nawet go nie widział, choć to akurat dobrze, bo Mitra jeszcze chwilę dochodził do siebie. Chciał tego, naprawdę chciał. Więc… co poszło nie tak? Wydawało mu się wręcz, że Aldaren również miał ochotę na coś więcej, ale najwyraźniej coś źle zrozumiał. Albo też wampir tak bardzo wziął sobie do serca to, że to Mitra ma przesuwać granice i nie chciał niczego zmieniać, nawet jeśli został do tego zachęcony? To by do niego pasowało - był w końcu bardzo opiekuńczy i taki czuły, na pewno nie chciał zrobić błogosławionemu nieumyślnie krzywdy. Ten wniosek sprawił, że Mitra jednocześnie poczuł napływ ciepłych uczuć względem swojego ukochanego, ale też gorycz porażki. Dziwna mieszanka, naprawdę dziwna - powodowała w nim straszny dyskomfort. Czarne myśli rozwiały się jednak gdy obrócił wzrok na szkatułkę z kwiatami, którą otrzymał od ukochanego. Uśmiechnął się nikle sam do siebie, po czym podniósł ją, jeszcze raz zaciągnął się upojnym zapachem całej tej mieszanki płatków i z namaszczeniem zamknął szkatułkę, aby nie tracić za wiele z jej cudownych właściwości. By przyjemność dozować sobie w małych dawkach, aby na jak najdłużej starczyła. Zdawało mu się jednak, że faktycznie, od tej pory zapach jaśminu będzie kojarzył mu się bardzo miło…
        Nagły rozpaczliwy skrzek małego uszatego demona sprawił, że Mitra aż podskoczył.
        - Do czorta, Żabon! - krzyknął na brzydala, dopiero w tej chwili orientując się co sprawiło, że jego chowaniec zareagował tak emocjonalnie. A gdy pojął o co poszło nie powstrzymał parsknięcia rozbawienia i lekkiego pobłażania jednocześnie. Demon lamentował, bo mu Aldaren rozwalał piramidę.
        - O biedactwo - skomentował Mitra. - No już, nie rycz, kurczak nadal aktualny, a jak pomożesz teraz Renowi to coś ci jeszcze dorzucę.
        Język żołądka był najlepszym argumentem, który przemawiał do Żabona i jakoś zdołał otrzeć łzy jego smutku po zburzeniu piramidy z książek. Zaczął nawet podawać kolejne tomy wampirowi, choć czynił to z ociąganiem, nadal smutny po zniszczeniu jego architektonicznego arcydzieła.
        Mitra tymczasem westchnął, czułym wzrokiem wpatrując się w plecy Aldarena, który pytał go czy przypadkiem nie jest głodny. Milczał, rozkoszując tym widokiem, tym przyjemnym głosem i na razie nie zastanawiając się nad odpowiedzią. Gdy jednak nadeszła pora by się odezwał, nie musiał wcale kombinować i w panice przypominać sobie słów ukochanego.
        - A może od razu zrobimy obiad? - zaproponował wstając z ziemi. - Najwyższa pora… O ile masz czas i ochotę - zastrzegł, bo wiedział, że wampir był tego dnia bardzo zabiegany. - Skoczę tylko zmyć z siebie ten kurz i zaraz możemy gotować. Zaraz będę.
        Mitra mówiąc skierował się od razu w stronę wyjścia z pokoju, jednak po drodze chcąc nie chcąc musiał minąć pracujących Aldarena i Żabona. Nie powstrzymał się, by tego nie wykorzystać. Gdy mijał ukochanego, podszedł do niego od tyłu i przytulił się do jego pleców.
        - Kocham cię - zapewnił go szeptem, po czym dał mu całusa w szyję i zaraz go puścił. Już prawie wychodząc schylił się jeszcze i poklepał nadąsanego demona po głowie ze słowami “dobra robota”, aby go jakoś udobruchać, po czym w końcu opuścił pokój. W jego ruchach było coś, co przypominało kota spokojnie przechadzającego się po swoich włościach.

        Już w łazience Mitra oparł się o zamknięte drzwi i odetchnął głęboko kilka razy. Krew szumiała mu w uszach, a serce uderzało o żebra niczym kafar. Niczym ogłuszony podszedł w końcu do umywalki i spojrzał na swoje odbicie w lustrze. Miał dziwne oczy, ale nie umiał powiedzieć co było w nich dziwnego. Patrzył na siebie przez moment zastanawiając się co przed chwilą zaszło. Czy Aldaren faktycznie patrzył na niego TAKIM wzrokiem, czy tylko mu się wydawało, a jeśli to pierwsze to dlaczego się wycofał, czy faktycznie była to tylko kwestia danego słowa, czy… Jego. Może to z nim było coś nie tak. Może zrobił coś, co w ostatniej chwili zraziło wampira. Albo nawet nic nie zrobił, po prostu był. Nie taki. Mimo starań, mimo zachęt i tego, że bezsprzecznie się kochali trudno było się przełamać… Może Aldarenowi przeszkadzała jego przeszłość. Nie wiedział co prawda o niej zbyt wiele, ale Mitra sam powiedział mu o swojej niewolniczej przeszłości i tym jak wędrował z rąk do rąk jak przedmiot. Tylu dotykało go przed nim…
        Zimna woda trochę rozwiała czarne myśli zasnuwające jasność umysłu błogosławionego. Mitra szczodrze obmył nią twarz i ręce, pokryte kurzem z ksiąg. Trochę również spłukał włosy, bo one akurat szybko schły i nie musiał bać się przeziębienia. Gdy jednak podnosił głowę znad umywalki jego spojrzenie przypadkiem padło na brzytwę. Użycie jej wydawało mu się tak cholernie kuszące… Wylałby z siebie całą nienawiść w stosunku do samego siebie i te fantazje o Aldarenie, które przyprawiały go o za szybkie bicie serca. Sięgnął po ostrze zupełnie machinalnie, nie zastanawiając się nad tym, nim jednak przyłożył je do skóry naszły go wątpliwości. Ren był w domu, czekał na niego. Nie powinien go martwić. Nie, nie teraz. Z pasją cisnął brzytwą o podłogę i pośpiesznie wyszedł z łazienki, by go nie kusiło. A gdy był już na schodach poczuł niezwykłą wprost ulgę - chyba po raz pierwszy przełamał się, by jednak nie doprowadzić sprawy do końca. Może jednak nie był taki całkowicie stracony…

        W kuchni panował niespodziewany wręcz jak na to miejsce porządek. Przybyło blatu roboczego i to nie przez to, że manekiny zbiły na szybko dodatkowe szafki, a po prostu uprzątnęły już istniejącą przestrzeń. Naczynia walające się do tej pory bez sensu znalazły swoje miejsce w szafkach, zmieciono rozsypane resztki suchych produktów, wszystko wymyto… No prawie wszystko - to pomieszczenie potrzebowałoby jeszcze z pół dnia takiego sprzątania by osiągnąć stan satysfakcjonujący dobrego gospodarza, ale jak na standardy Mitry było już naprawdę dobrze. Gdyby to była jednak tylko kwestia jego darowałby sobie, ale teraz był z nim Aldaren i spora część ich dnia toczyła się właśnie tu, więc nekromanta zarządził porządki ze względu na jego komfort.
        - Jestem - zakomunikował, gdy już przyszedł z łazienki. Już w progu zaczął podwijać rękawy. Dostrzegł, że na stole czekał na niego kosz z produktami, które kazał zakupić z samego rana. Zabrał to na blat kuchenny i zaczął wszystko wyciągać: masło, kurczak, olej, kilka cebul i inne cuda.
        - Wiesz, mam tremę jakby to miało być publiczne wystąpienie - zażartował, zakładając włosy za ucho w geście zdradzającym, że faktycznie był trochę poddenerwowany. - Jak ty sobie z tym radzisz gdy grasz?
Awatar użytkownika
Aldaren
Poszukujący Marzeń
Posty: 411
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje: Arystokrata , Uzdrowiciel , Artysta
Kontakt:

Post autor: Aldaren »

        - Tak też myślałem - powiedział triumfalnie, niezmiernie zadowolony, że udało im się może i podstępem - ale zawsze - uzgodnić, iż budowanie schronów i izolowanie się od tego drugiego nigdy nie znajdzie odzwierciedlenia w rzeczywistości. Może pozostać w sferze koszmarów, albo jakiś dziwnych, ciężkich do jednoznacznego zinterpretowania fantazji, ale tylko tam. Choć biorąc pod uwagę swoją drapieżną naturę nawet przyjemnie by było, gdyby Mitra od czasu do czasu zechciał przed nim trochę pouciekać, niewątpliwie zaostrzyłoby to wampirowi apetyt. A i zmęczony nekromanta, zapewne byłby bardziej skory do wspólnych igraszek.
        Słysząc pytanie ukochanego, którego oczekiwał, wyszczerzył usatysfakcjonowany kły w może nieco zarozumiałym uśmiechu, ale zaraz zrzedła mu mina, gdy Mitra z taką łatwością odgadł jego niecne zamiary. Może pracując w szpitalu tylko by się marnował? Może zamiast tego powinien zostać światowej sławy detektywem, ze swoją przenikliwością nie miałby w tej profesji większych trudności. Chyba że rzeczywiście czytał w myślach... To byłoby niepokojące, zwłaszcza, że Aldaren nie mógł ręczyć głową, że jego myśli były czyste jak u zakonnika. Nie chcąc tracić twarzy oraz nie dać dowodu na to, że dał się tak łatwo przejrzeć, uśmiechnął się niewinnie, może nawet jeszcze bardziej promiennie niż z początku, gdy wypowiadał swoją zagadkę.
        - Miło z twojej strony, że dajesz mi przyzwolenie. Zapewniam, że uwiję sobie przytulne gniazdko nad twoim łóżkiem - odparł ćwierkająco, chętny już teraz zacząć znosić gałązki do pokoju nekromanty. Mógłby go obserwować jak śpi, a przede wszystkim jak się przebiera! O taaak... Mógł się pod sufit wprowadzić już w tej chwili.
        Rozmarzył się nad tym i dosłownie odpłynął. Dobrze, że chociaż się ślinić głupio nie zaczął, bo wtedy zamiast w pokoju Mitry, najpewniej wylądowałby w kartonie w którymś z mauryjskich zaułków, z tabliczką z napisem "przygarnij mnie", zdany na łaskę losu. To już nie była taka przyjemna myśl, dlatego zaraz się opamiętał i zabrał za przeglądanie książek.

        Pakując książki tworzące piramidę do skrzyń, Aldaren miał wrażenie jakby jego ciało płonęło od wysokiej gorączki jaka go dopadła. Wiedział oczywiście czym była spowodowana i co oznaczała, była niemalże namacalnym dowodem na to jak bardzo pragnął Mitry. Nie jego krwi, nie jego ciała... choć tu chciałby poczuć jego miękką skórę pod palcami i ujrzeć go w pełni okazałości. Chciał przede wszystkim jego serca, miłości i bliskości. Chciał go, nie, potrzebował go jak tonący powietrza! Ale to, że on czegoś chciał nie miało większego znaczenia, jeśli nekromanta miałby inne podejście do tej kwestii. Przecież... czym skrzypek różniłby się od wszystkich innych, gdyby od tak po prostu poddał się swojej żądzy i posiadł bezbronnego blondyna. Nie mógł być taki. Chciał by i Mitra znalazł we wspólnej bliskości przyjemność, ale wiedział, że będzie musiał sobie na to jeszcze długo zapracowywać. Będzie musiał poczekać. Ile? Nie miał pojęcia, ale będzie cierpliwy, choćby i przez całą wieczność miał się ograniczać jedynie do niewinnych pocałunków i niegroźnego obejmowania go w sytuacjach krytycznych, kiedy błogosławiony potrzebowałby tego typu czułości. Owszem, było mu ciężko, ale nie miał zamiaru się poddawać czy szukać substytutu. Będzie wierny Mitrze, albo się własnoręcznie wykastruje i powróci do planów wiedzenia pustelniczego żywota już po kres swoich dni. Inne rozwiązanie nie wchodziło w grę.
        Spojrzał surowo na wyjącego jak zarzynane prosię demona, któremu nie w smak było, że paskudny wampir psuje to, nad czym on się tak napracował, by jego pan był zadowolony, no i by dostać od niego zasłużoną nagrodę. Skrzypek otrząsnął się jednak, gdy usłyszał karcący głos ukochanego i odetchnął, jakby przez cały czas od momentu pocałowania go w czoło wstrzymywał powietrze. Zerknął na nekromantę ukradkiem znad ramienia, nie przerywając narzuconej sobie pracy. Nie brał w ogóle pod uwagę tego, że Mitra chciał czegoś więcej, że go kusił, a nie, że to skrzypek stracił kontrolę nad swoimi żądzami. Może gdyby nie był taki samokrytyczny i bardziej wierzył w błogosławionego, kto wie, może teraz faktycznie oddawaliby się własnemu pożądaniu na stercie książek.
        To było strasznie frustrujące, bo choć starał się ze wszystkich swoich sił skupić na piramidowym stosie książek, cały czas był rozpalony i nie wiedział jak na szybko uspokoić oszalałe serce i palące go pożądanie. Dobre chociaż było to, że stał odwrócony do Mitry tyłem i ten nie mógł nic zobaczyć, o niczym się dowiedzieć, a już na pewno nie o tym jak bardzo wampir go pragnął. Na pewno naruszyłoby to zaufanie nekromanty, może nawet, gdyby się dowiedział, byłby tak zdegustowany, że nie chciałby przez jakiś czas oglądać skrzypka, czy zbliżać się do niego na mniej niż dwa sążnie. Zimna kąpiel bardzo by w tej sytuacji pomogła, albo lot nad Mroczną Doliną. Niestety przez pierwsze bystry niebianin zapewne nabrałby podejrzeń, a drugie mogłoby go zaniepokoić czy nawet rozgniewać, jakoby nieumarły wolałby spędzić czas na bezsensownym lataniu zamiast z nim.
        - Dla ciebie zawsze mam ochotę... - powiedział bezmyślnie, ciskając zaraz jedną z trzymanych książek może trochę zbyt energicznie do skrzyni, gdy uświadomił sobie co powiedział. - CZAS!!! - poprawił się zaraz jeszcze bardziej zaciekle wojując z książkami, wściekły na siebie, a przez wstyd czerwony na twarzy jak burak. Dzięki wypitej krwi było to dla wampira możliwe. - Nie spiesz się, będę tu czekał - burknął bez przekonania, jakby jeszcze bardziej zagłębiając się w swoje obecne zadanie. Miał nieodpartą ochotę zakopać się w tej stercie i zniknąć Mitrze z oczu.
        "Dla ciebie zawsze mam ochotę..." - szumiało mu w głowie, nie mógł się pozbyć z pamięci tych upokarzających słów, a Xargan spadł ze śmiechu z dachu zamku, gdy silne emocje targające wampirem, odkryły przed demonem skrawek jego świadomości. Aldaren wiedział, że będzie miał dziś koszmary z udziałem tej żenującej odpowiedzi. Faust zapewne się w grobie przewraca - oczywiście przysłowiowo, bo jego prochy zostały rozsypane na wietrze - przez to jak żałosny jest jego wychowanek i spadkobierca.
        Wściekły i kompletnie upokorzony w ogóle się nie spodziewał, że Mitra mimo wszystko się do niego zbliży i jeszcze z taką czułością go przytuli znienacka. Aldaren zadrżał lekko, oszołomiony i zaraz się spiął, prostując się jak na baczność. Zerknął przez ramię, jakby chciał się upewnić czy rzeczywiście nekromanta się właśnie do niego przytulał. Widok ten, jak i zaraz słodkie słowa padające z ust blondyna dały wampirowi jasny dowód tego, że nie były to wcale halucynacje wywołane stresem. Dzięki temu był w stanie się nieco uspokoić i rozluźnić. Te magiczne słowa miały rzeczywiście niezwykłą moc w sobie.
        Aldaren cicho zamruczał czując gorące usta na swojej szyi, przez moment myśląc, że Mitra go ugryzie w krwawym pocałunku, choć przecież nie był wampirem. Kiedy jednak skończyło się na samym całusie, był trochę zawiedziony, ale kłamstwem byłoby stwierdzenie, że i ten przelotny gest nie był dla niego przyjemny. Gdy nekromanta, go puścił, odwrócił się by w twarz odwzajemnić mu to wyznanie, lecz gospodarz wychodził już z pokoju.
        Stał przez moment jak ten ciołek z istną pustką w głowię. Kiedy odetchnął głęboko, pozwolił nogom się pod sobą ugiąć i z impetem posadzić swój żałosny zadek na podłodze przy do połowy rozebranej książkowej piramidzie. Wpatrywał się tępo w podłogę między swoimi nogami i przeczesywał raz za razem nerwowo włosy dłonią. Słysząc nabzdyczone warczenie podniósł wzrok na oburzonego Żabona, który dalej miał wampirowi za złe zniszczenie swojego dzieła architektury współczesnej.
        - Nie parz tak na mnie! Co miałem zrobić? Rzucić go na te książki? - zwrócił się do demona, który ze zdziwieniem zamrugał kilka razy, bo nie wiedział o co wampirowi chodziło. Przekrzywił nawet charakterystycznie głowę w geście niezrozumienia.
        - Nigdy by mi tego nie wybaczył... A tak przynajmniej jest bezpiecznie, nadal będę mógł go mieć przy sobie - prawie zaskomlał, spuszczając przy tym głowę. Spojrzał na piramidę, przy której siedział, a po tym w przestrzeń, gdzie niedawno zniknął nekromanta.
        Wziął jeszcze kilka głębszych wdechów i wstał całkiem zbierając się do kupy. Skierował się do kuchni gdzie podwinął do łokci rękawy oraz rozpiął kilka guzików u góry swojej koszuli do połowy mostka, by jej nie pomoczyć i w pierwszej kolejności zmoczył dłoń zimną wodą, przetarł nią swój kark, a po tym ochlapał sobie twarz, by w pełni przywrócić się do porządku. Sięgając po szmatkę, aby się wytrzeć, jego wzrok powędrował na blat kuchenny, którego znacznie przybyło od ostatniego czasu. Manekiny odwaliły kawał dobrej roboty, ale na uznanie zasługiwał głównie Mitra, bo gdyby nie on, one zapewne ograniczyłyby się do swoich "podstawowych" porządków, których efekty widział za pierwszym razem jak przekroczył próg tego domu. Bardzo dużo się zmieniło od tamtego czasu, aż się to w głowie nie mieściło. Nawet samo miasto, w którym się urodził i wychowywał od małego zdawało się być dziwnie inne niż te prawie półtora miesiąca temu.
        Wytarł się i wyszedł z kuchni by wrócić do pakowania książek, lecz wtedy usłyszał jakiś hałas z góry, jakby coś spadło na ziemię. Myśląc, że to Mitra zasłabł i coś upuścił, z niepokojem rzucił się do schodów, pokonując po dwa naraz, lecz w połowie się zatrzymał dostrzegając schodzącego pogodnie nekromantę, jakby do niego ten dźwięk w ogóle nie dotarł.
        - Coś się stało? Słyszałem jakiś hałas - powiedział zatroskany, uspokajając się jednak, gdy widział blondyna tak spokojnego.
        Zadarł jeszcze na moment głowę w górę, jakby mógł widzieć przez belki i podłogi, ale nic nie słysząc odpuścił i zszedł z ukochanym na dół, a następnie do kuchni, gdzie stanął jak słup i przyglądał się tylko jak Mitra wyciąga z kosza kolejne produkty. Skrzypek nie miał pojęcia co robić, do tego wciąż był lekko nabuzowany, jakby w powietrzu roiło się od cholernych feromonów. Nie chciał się nekromancie plątać pod nogami - w przeciwieństwie do Żabona - by mu nie przeszkadzać, ani niczego nie zepsuć. Poza tym, może lepiej było póki co trzymać dystans po tym co się stało, nawet jeśli Mitra zdaje się za specjalnie tego nie rozpamiętywać.
        - Ty? Tremę? - zapytał zaczepnie, byleby tylko nie siedzieć cicho jak trusia, coby nie urazić tym blondyna, od którego nie mógł oderwać wzroku. Nogi wampira same zaczęły go zbliżać do niebianina, który nieśmiało spuszczając wzrok, zakładał za ucho kilka złotych loków. Delikatnie chwycił go za tę dłoń i przytrzymał w miejscu i tak by nie wyrządzić mu żadnej krzywdy, obrócił błogosławionego w swoją stronę. Ich ciała dzieliła od siebie może długość dłoni. Aldaren patrzył na niego z werwą tym samym skrzącym się spojrzeniem jakby od tamtego momentu zakończonego porażką nie minęła dłuższa chwila, podczas której obaj starali przywrócić się do porządku.
        - Myślę wtedy o tym, co bliskie mojemu sercu. A od ostatniego czasu gram wyłącznie dla mężczyzny, którego kocham. Bez względu na to gdzie jestem i czy jest obok mnie - mruknął kusząco, trzymając nekromantę w swoich objęciach, przyciśniętego do blatu, na który wykładał produkty z koszyka, w czym przeszkodził mu pewien paskudny wampir. Póki co po prostu go tak trzymał, wahając się i doszukując w oczach ukochanego oraz jego mimice przyzwolenia dla swych działań. W przeciwieństwie do Mitry, Aldaren nie wstydził się śmielszych czułości, bo miał jakby nie patrzeć już wprawę w związkach. Jego wahanie i niepewność brały się wyłącznie z obawy przed zrażeniem do siebie niebianina, bo przecież tak łatwo było go zranić, lecz naprawić swój błąd było już niestety dużo trudniej.
        - Zamknij oczy jeśli mi ufasz - szepnął czule zbierając się w końcu w sobie. Miał świadomość, że może zaprzepaścił swoją szansę i chwila nie była już tak odpowiednia, chciał jednak zaryzykować i udowodnić Mitrze, że cokolwiek by się nie działo, zawsze może się przy wampirze czuć bez bezpiecznie, choć sam skrzypek nie był co do tego przekonany do końca.

        Odczekał moment, nawet się cofając o krok by zwrócić przyjacielowi nieco przestrzeni. Uszanowałby gdyby nekromanta nie miałby już humoru na odrobinę czułości i po prostu Aldaren zapomniałby o sprawie, służąc mu pomocą w przygotowaniu obiadu. Jeśli jednak bez większego wahania Mitra spełniłby prośbę skrzypka, ten nie wypuszczając go z objęć, ująłby łagodnie jego policzek, by złożyć na ustach dużo dłuższy i bardziej namiętny pocałunek, podczas którego zsunąłby swoją dłoń z jego policzka, by palcami musnąć delikatną skórę na szyi niebianina, zjechać po obojczyka i pieszczotliwie przesunąć nią po ukrytym pod ubraniem torsie swojego partnera, ostatecznie zatrzymując dłoń na jego biodrze i dopiero wtedy zwracając mu wolność.

        Nie było sensu przeginać puki co z czułościami. Mitra był jak niebywale krucha porcelana, która mogła się rozsypać od samego patrzenia na nią. Miał tego świadomość i dlatego starał się jak tylko mógł obchodzić z nekromantą bardzo ostrożnie i na jego zasadach.
Awatar użytkownika
Mitra
Splatacz Snów
Posty: 357
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Błogosławiony
Profesje: Mag , Uzdrowiciel
Kontakt:

Post autor: Mitra »

        Mitra lekko zmrużył oczy w niemym - “tę rundę udało ci się wygrać”, był to jednak grymas bardzo teatralny i od razu dało się poznać, że tak naprawdę nie boczył się na ukochanego. Od samego początku było wiadomo, że żaden z nich nie zamierzał się chować ani barykadować, a niestety błogosławiony nie był jeszcze tak otwarty, aby myśleć o tym jak o części gry wstępnej. Trudno było zresztą stwierdzić, czy w ogóle kiedykolwiek by mu się to spodobało - być może nigdy nie odnajdzie się w roli ofiary po tym co przeszedł, nawet jeśli bezgranicznie będzie ufał swojemu partnerowi. Na razie jednak było w porządku, dobrze się bawił i droczenie się z Aldarenem sprawiało mu przyjemność, nie doszukiwał się w tym drugiego dna. A pomysł z jego przemianą w kruka brzmiał całkiem zabawnie.
        - Hm… - mruknął, jakby coś bardzo głęboko rozważał. - Ale czy ma sens wicie gniazda w mojej sypialni jeśli będziesz chciał ode mnie uciec? - zapytał, jakby nie domyślał się prawdziwych przyczyn wybrania takiej lokalizacji. Oczy mu zresztą błyszczały tak, że nie można było mieć wątpliwości co do jego zamiarów - droczył się dalej.

        Aldaren miał szczęście - Mitra chyba nie zwrócił uwagi na jego przejęzyczenie się… Czy też wypowiedzenie na głos swoich prawdziwych pragnień. “Dla ciebie zawsze mam ochotę”... Mitra niby miał teraz dobry nastrój, ale od tego mogłoby faktycznie zrobić mu się nieswojo, bo to, że miał ochotę na odrobinę namiętności nie oznaczało jeszcze, że zamierzał pójść na całość. Może nawet dobrze się stało, że skrzypek się opanował i wycofał, bo chyba jeszcze gorzej by było, gdyby trzeba było go powstrzymywać już w trakcie… Mogłoby być różnie, delikatnie mówiąc.
        Teraz jednak Mitra żył w błogiej nieświadomości tego jakie katusze przechodził jego ukochany i jak niewiele brakowało, by się pogrążył. Wydawało mu się, że to trzaśnięcie książką i podniesiony głos wyszły przypadkiem. Nawet mu powieka nie drgnęła. Nadal miał dobry nastrój i jednak chęć na czułości, dlatego tak znienacka “zaatakował” Aldarena ze swoim przytuleniem się. Dopiero gdy poczuł jak jego ukochany się rozluźnia dotarło do niego jak pochopnie postąpił - jak sam bardzo źle by się poczuł, gdyby to skrzypek go tak niespodziewanie przytulił. Nie wycofał się, ale obiecał sobie, że już nie da się sobie tak ponieść. Co nie znaczyło, że ostatecznie nie był zadowolony ze swojego gestu. Ten pomruk Aldarena, gdy został pocałowany… Rozkoszny. Długo jeszcze dźwięczał w uszach Mitry, gdy ten wyszedł z salonu i udał się na piętro.

        Wbiegając na piętro Aldaren napotkał pytające spojrzenie wracającego z łazienki Mitry. Nekromanta przystanął słuchając jego pytania, a potem jakby nie wiedział o co chodzi spojrzał w górę, w stronę łazienki. Od razu dotarło do niego co usłyszał jego ukochany.
        - Ach… - mruknął ze zrozumieniem. - To nic, ręcznikiem strąciłem parę gratów z umywalki. Wybacz, nie spodziewałem się nawet, że to tak słychać - usprawiedliwił się. Powiedział prawie prawdę, prawie go nie okłamał. Prawie… Ale nikt nie mógł dowieść, że było inaczej, jego wersja trzymała się kupy, a lekki ton świadczył o tym, że naprawdę nic takiego się nie stało. Był czysty. Aldaren nie musiał o wszystkim wiedzieć, a nawet lepiej, by część tajemnic nigdy nie ujrzała światła dziennego - Mitra czuł, że to nie skończyłoby się wcale dobrze, gdyby jego ukochany dowiedział się o jego samookaleczaniu się.
        - Chodźmy do kuchni - zaproponował, gdy już zrównał się ze skrzypkiem na schodach.

        - Jeny, Żabon, zejdź mi z drogi! Michy pilnuj! - sarknął na demona, który plątał mu się pod nogami wiedząc, że teraz powinien dostać swoją nagrodę za to jak świetnie się spisał! Nie przeszkadzał mu nawet ostry ton niebianina, bo skoro mowa była o misce, to w domyśle również o jedzeniu - siadł więc przy niej i zaczął warować, zostawiając nekromantę i skrzypka ich sprawom.
        - No nie wiem czy ci posmakuje… - mruknął, gdy Aldaren jakby nie dowierzał w jego słowa o tremie. Jakoś nie dostrzegł tego, że wampir był tuż obok niego, zorientował się dopiero, gdy ten go złapał i odwrócił w swoją stronę. Od razu podniósł na niego pytające spojrzenie. W oczy patrzył mu jednak tylko chwilę, bo zaraz uciekł wzrokiem. Nie w bok, ale… Po prostu w inne rejony ciała wampira. Najpierw zerknął szybko na ich złączone dłonie, jakby sprawdzał czy to naprawdę ich ręce i przede wszystkim czy potrafi się wyswobodzić, choć póki co nie zamierzał - tak na zaś, po prostu, to było silniejsze od niego. Później zaś patrzył na jego usta gdy mówił, gdy opowiadał o tym jak radzi sobie z tremą. Rada była niby dobra, a słowa bardzo miłe, ale Mitra nie potrafił się na nich skupić. Patrzył w dół, na szyję Aldarena i jego obojczyki. Na kroplę wody - być może potu - która skrzyła się na jego skórze tuż pod linią kołnierzyka. Kuszące. Tak był na tym skupiony, że nie zorientował się gdy wampir lekko przyparł go do blatu. Lekko, hah. Wczoraj nawet tyle by nie mógł, ale dzisiaj… Nekromanta mu na to pozwalał. Serce waliło mu jak kowalski młot, a krew to odpływała z twarzy to do niej napływała. Niewiele brakowało, by Aresterra się zarumienił.
        Prośba wampira nie od razu spotkała się ze zrozumieniem. Mitra najpierw spojrzał mu w oczy jakby nie rozumiał co ten do niego mówił. Poprawił się w jego ramionach, lekko podnosząc biodra jakby chciał usiąść na kuchennym blacie. W końcu jednak odetchnął i zupełnie jakby spodziewał się co go może spotkać, zamknął oczy, jednocześnie zaciskając jedną dłoń na koszuli wampira i lekko się do niego wychylając. Gwałtownie nabrał tchu, gdy został pocałowany. Nie uciekł, nie walczył. Brał w tym udział, ale tak… Niemrawo. Nie, złe słowo - po prostu nieśmiało, bez wprawy. Śmiałość, którą czuł niedawno, zdążyła już z niego częściowo ulecieć i zamiast pozwolić się zapomnieć, czuł i kontrolował wszystkie doznania. Bardzo skupił się na tej dłoni Aldarena, która wędrowała po jego ciele. Subtelny dotyk palców na nagiej skórze szyi, na obojczyku, a później już przez ubranie na tułowiu… Poczuł ostry dreszcz przeszywający jego ciało, aż nim zatrzęsło i musiał mocniej przylgnąć do Aldarena albo do blatu by nie upaść. Wybrał to pierwsze, co wampir mógł odebrać jako prośbę o więcej, ale mimo to puścił, pewnie po to by nie przeginać. Nie spodziewał się zapewne, że błogosławiony jeszcze wyciągnie ręce, samymi opuszkami palców przytrzyma jego twarz i jeszcze chwilę przedłuży ten pocałunek, po czym z jękiem obejmie go za szyję i przytuli się, jakby nie miał sił stać na własnych nogach i musiał na nim polegać. Ciężko oddychał.
        - Ren - szepnął tuż przy jego uchu. - Tobie nigdy nie przestanę ufać.
        Nawet jeśli wampir chciał się odsunąć, Mitra mu nie pozwolił - nadal się go trzymał. Chwilę to trwało nim w końcu odpuścił. I choć był to ledwo pocałunek, nekromanta sprawiał wrażenie jakby właśnie poszli na całość albo zrobił sprintem dwa okrążenia wokół Maurii. Spojrzał na Aldarena takim wzrokiem jakby był odrobinę skrępowany i zaraz uciekł spojrzeniem, przygryzając lekko wargę.
        - To… - zaczął ostrożnie. - Było… Podobało mi się. Bardzo… Potrzebuję teraz chwili by dojść do siebie, bo aż mam dreszcze - wyznał, uśmiechając się do Aldarena przepraszająco. Już drugi raz tego dnia: musiał być naprawdę bardzo szczęśliwy.
Zablokowany

Wróć do „Mauria”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 1 gość