Poprzednia część
Przez kilka dni Aldaren pozostawał nieprzytomny, albo raczej spoczywał w głębokim, wampirzym letargu w domu swojego przyjaciela, który opiekował się cmentarzem pod Danae. W tym czasie ktoś z rodziny grabarza zajmował się nieumarłym, albo doglądał czy jego stan się nie poprawił, "wlewając" przy tym kilka kropel swojej krwi do jego ust, aby szybciej wrócił do zdrowia. Nie był to najprzyjemniejszy okres w ich życiu, a już w szczególności nie dla Zabora, który wbrew temu co zwykle narzekał, bardzo się martwił o towarzyszącego mu krwiopijcę. Na szczęście przed końcem pełnego tygodnia wampir zaczął się budzić, co od razu rozwiało obawy kłębiące się w głowach wszystkich osób znajdujących się w tym domostwie. Demon miał szczerą nadzieję, że skoro Aldaren był taki czas nieświadomie karmiony krwią przez grabarza, jego przygarniętego syna i synową, to lazurowooki na nowo powróci do dawnej diety charakterystycznej dla każdego wampira. Niestety, przeliczył się w tej kwestii i to dość poważnie. Chłopak wciąż nie zamierzał złamać nałożonego na siebie postu, jednakże ogar nie zamierzał się tym przynajmniej na razie przejmować skoro przez tych kilka dni, codziennie Aldaren pojony był świeżą juchą, więc przez jakiś czas można było o tym nie myśleć. Dodatkowo syn grabarza, Lekro dzięki swojej pomysłowości zdołał napełnić zaklętą piersiówkę nieumarłego przyjaciela nim ten wraz z Zaborem udali się w dalszą drogę.
Po dwóch dniach od obudzenia się krwiopijcy ruszyli na zachód kontynentu obładowani przygotowanym na podróż prowiantem i innymi potrzebnymi rzeczami przez swoich jeszcze nie tak dawnych gospodarzy.
- Dokąd tak właściwie teraz idziemy i czemu nie mogliśmy zostać już na stałe w Danae u Derima? - zapytał zaskoczony, nie rozumiejąc pośpiechu wilka, który miał swoje pomysły na przywrócenie kompanowi zdrowego rozsądku i zmuszenie go do regularnych "posiłków".
- Mówiłeś przez sen, że musisz szybko pojechać coś sprawdzić w ruinach zamku Mistrza, więc tylko wypełniam twoje polecenie - odparł demon idąc przy boku wynajętego na tę podróż konia, na którym jechał chłopak. Oczywiście nic takiego nie miało miejsca i ogar perfidnie kłamał, ale najważniejszym było dla niego to, że Aldarenowi takie tłumaczenie wystarczyło, albo nie miał ochoty drążyć tematu. To już była jego sprawa.
Gdy zostawili za sobą Szepczący Las, na nowo dopadły Zabora obawy i rozdrażnienie, ponieważ wampir ogarnięty głodem upierał się, że nie będzie zabijał, ani krzywdził innych tylko po to by się pożywić przez co spacer w pełnym słońcu przez równiny był nawet bardziej niż męczący. To była prawdziwa katorga. Z początku wystarczającym było, że młodzian założył kaptur i pochylał lekko głowę, aby promienie nie dotykały jego twarzy, ale po wymianie konia w Ekradonie i przejściu przez Smoczą Przełęcz, nawet dwu godzinne przebywanie na słońcu będąc niemalże całym przed nim osłoniętym, kończyło się tym, iż wampir tracił przytomność i czasami spadał przez to z wierzchowca. Nie było wtedy innego wyjścia niż trzymanie się podnóża druidzkich gór, gdzie zawsze można było znaleźć choćby niewielką wnękę do ukrycia się przed światłem dnia, a wędrówka wznawiana była po zachodzie. Niekiedy udawało się natrafić na jakiś bandytów, którym Zabor mógł upuścić krwi i wlać ją do gardła nieprzytomnego towarzysza. To były najlepsze momenty całej podróży, bo wtedy mogli jechać non stop, ale wieści o nich szybko się rozeszły i takie spotkania stały się rzadkością na ich drodze do Maurii.
Po dotarciu do nieumarłego miasta Aldaren i demon zostali szybko rozpoznani przez niektórych tamtejszych mieszkańców. W większości byli to starzy przyjaciele i znajomi młodego Van der Leeuwa, których obecność poprawiała humor osłabionemu krwiopijcy i zwykle kończyła się w bardziej cenionych oberżach, gdzie otaczany był przez niewielką grupkę dawnych towarzyszy i chętnych do zapoznania się z nim dziewcząt. Raz czy dwa zdarzyło się, że został pobity przez dawnych służących jego Mistrza, chcących się zemścić na młodzieńcu za śmierć Fausta i zniszczenie zamczyska, ale na szczęście, w porę pojawiał się Zabor, który uniemożliwiał im potraktowanie chłopaka srebrem albo obcięcie mu głowy. Nie może być przecież zawsze kolorowo.
- Kopę lat, Aldarenie. Usłyszałam niedawno, że wróciłeś do miasta, opowiadaj jakie są tego powody i gdzie zniknąłeś na taki szmat czasu? Doszły mnie też słychy, że jakiś czas temu doszło do niezłej masakry na ostatnim wampirzym balu w Elfidranii. Jestem bardzo ciekawa co się tam wydarzyło. - Zagadnęła do niego anielsko piękna wampirzyca czystej krwi, drobniutka i krucha, ale zachwycająca swoimi wdziękami. Postawiła też przed nim kieliszek płynu przypominającego czerwone wino.
Przebywał w mieście już kilka dni, zostawiony sam sobie, gdyż Zabor po przekroczeniu murów po prostu gdzieś zniknął i przybywał jedynie kiedy wampirowi coś groziło. Aldaren nie rozumiał jego zachowania i powodów, dla których tu przybyli, ale z drugiej strony się nad tym za bardzo nie zastanawiał. Prawdę mówiąc nawet się cieszył w duchu, że są w miejscu pełnym nieumarłych, bo przynajmniej jeśli straciłby nad sobą kontrolę to nikogo tu nie da rady zabić bez użycia specjalnych i trudno tu dostępnych broni. Na samym początku przyjazdu wynajął sobie pokój w karczmie "Trupia Główka" jednej z najbardziej przyzwoitych w mieście i to zazwyczaj w niej pijał ze znajomymi, przynajmniej choć w małym stopniu spożywał krew zmieszaną z alkoholem.
- Długo by rozmawiać Tiva, a wierz mi nie mam na to ochoty. - Odparł dziękując jej skinieniem głowy za postawioną kolejkę, którą opróżnił po delikatnym stuknięciu w kieliszek wampirzycy. Ta się do niego jeszcze bardziej przybliżyła niemal przyciskając swoje pełne piersi w wyuzdanym odzieniu podkreślającym to co powinien.
- Wybacz, faktycznie możne nie powinno się o takich sprawach mówić w takim tłumie, co byś powiedział na nieco spokojniejszy kącik? - zamruczała mu do ucha jak marcująca kotka.
- To my już pójdziemy, Al. Miłej nocy. - Powiedział siedzący z nim lich uśmiechając się jednoznacznie i poklepując przyjaciela po ramieniu kiedy wstał, po czym wraz z dwójką innych znajomych wampira, przesiedli się do innego stolika i zaczęli grać w karty.