Z ogniska było słychać trzask, płomienie wesoło tańczyły, okrywając pokój ciepłymi kolorami. Ezakrai wpatrywał się widowisko, widocznie zatopiony w
myślach. Staruszek o imieniu Ovred, siedząc na bujanym fotelu, przyglądał się mu z uśmiechem, dumnie pykając fajkę. Ku jego myślom napływały
wspomnienia związane z jego uczniem.
Na początku pojawił się moment, gdy zobaczył go po raz pierwszy, gdzie był wyśmiewany przez swoich rówieśników. Rodzina Iknimaya zawsze była
dumna ze swoich magicznych zdolności, więc w swoich potomkach pokłada wielkie nadzieje. Dzięki temu mają szacunek i poważanie mieszkańców
miasteczka. Ezaikrai, ich syn, bez żadnych zdolności magicznych, był cierniem w oku ich idealnego świata. W swoim domu bardziej pełnił rolę sługi i
królika doświadczalnego, niż członka rodziny. Poniewierany i pogardzany młodzieniec, dawał ujście swojemu smutkowi niedaleko chatki łowcy.
Kolejnym wspomnieniem była sytuacja, gdy zaprzyjaźnia się z chłopcem, aż w końcu namawia go do terminowała łowiectwa. Na początku zniechęcony,
jednak szybko znalazł w tym przyjemność i zaczął przykładać się do nauki. Szło mu bardzo dobrze, więc w ciągu kilku lat poznał podstawy.
W końcu wrócił do rzeczywistości.
- ''Już czas'' - Pomyślał Staruszek - ''Już czas, by poznał TĄ historię''
Spojrzał na swego ucznia ciągle się wahając. Czy jest gotów? Czy to nim wstrząśnie?
- Ezakrai, muszę Ci coś opowiedzieć - zwrócił się do swego podopiecznego - Ta historia zdarzyła się podczas, jak mi się wydaję, twoich urodzin.
Młodzieniec zwrócił się w stronę mistrza, skupiając się na tym co mówi.
- To była piękna noc, księżyc w pełni, a gwiazdy wyjątkowo mocno świeciły - Staruszek przymknął oczy, przypominając sobie owe zdarzenie -
Postanowiłem się przejść i jakoś nogi poniosły mnie w stronę twego domu. Wyglądał normalnie, jak zwykle wyróżniał się swoim bogactwem od reszty.
Gdy miałem już odchodzić, usłyszałem jakby trzask, podobny do tego co wydaje ogień. Płomienie pochodni, które otaczały dom, nagle zatańczyły jakby
targał nimi silny wiatr, a przecież noc była spokojna - Stary łowca otworzył szeroko oczy, to co było potem musiało naprawdę nim wstrząsnąć - To
zabrzmi niewiarygodnie, ale spod framug okien zaczął wypływać ... ciemny, czarny jak smoła dym, powoli okrywając cały dom. Wszystkie pochodnie
jakie napotkał zgasły, ukrywając w ten sposób całą posiadłość.
Gdy dym dotarł do dachu, zaczął się unosić ku górze, powoli tworząc sylwetkę jakiegoś potwora czy demona. Z przerażeniem patrzyłem na ten twór, gdy
poczułem jego wzrok. Nie wiem jak to możliwe, przecież to nie mogło mieć oczu - zamilczał przez chwilę -Wtedy usłyszałem głos wewnątrz mojej głowy,
który ostrzegł mnie, że jeżeli komukolwiek o tym powiem, umrę - Spojrzał na swego ucznia - Nie wiem co to oznaczało, może mi się to wszystko przyśniło.
Mimo to, czułem, że muszę Ci o tym opowiedzieć - Uśmiechnął się do młodzieńca i poczochrał mu włosy - Nauczyłem Cię podstaw życia w harmonii z
puszczą, resztę poznasz jedynie poprzez własne doświadczenie. Jestem z Ciebie taki dum... - Staruszek nagle przerwał.
Ezakrai z przerażeniem patrzył, jak z oczu i otwartych ust Mistrza wypływa czarny dym. Okrył całą twarz i uformował nad głową jakąś nieznaną mu
istotę.
Z niepokojem poczuł, jak ta postać na niego patrzy. Powolnymi ruchami zaczął się cofać, jednak nie potrafił oderwać oczu od owego zjawiska. Jego głowę
przeszył ostry ból. Przytknął palce do skroni sycząc i zamykając oczy. Gdy ból minął powoli otworzył oczy i z przerażeniem stwierdził, że widzi tylko w
czerni i bieli, każda rzecz miała czarną lub białą poświatę. Szybko zamknął oczy i po ponownym otwarciu wszystko wróciło do normy. Spojrzał na
staruszka, lecz ten leżał martwy z wytrzeszczonymi oczami i wysuniętym językiem. Przerażony wziął niezbędne rzeczy i wybiegł z chatki uciekając ku
otwartemu światu.