Po przewrocie w jednej z wiosek, gdy sołtys został nabity na pal niczym papryka na szaszłyk, matka Axela przerażona chowała się w piwnicy. Nad jej głową słychać było kroki uzbrojonych w widły i pochodnie wieśniaków. Odgłosy pijackich śmiechów przyprawiały ją o dreszcze.
Modliła się do Prasmoka, by ten uchronił ją przed nimi i siłami nadprzyrodzonymi powstrzymał dziecko w jej brzuchu, przed wyjściem na świat, póki feralna sytuacja się nie zakończy. Prasmok nie był jednak litościwy. Urodziła dzieciaka w sytuacji stresowej, przerażona o życie ich dwojga. Robiła to w ciszy, choć ból sprawiał, że miała ochotę odejść na tamten świat. Gdy tylko Axel w całości wyszedł z łona matki, ta wydała ostatnie tchnienie. Jego płacz usłyszał jeden z wieśniaków, który pochował matkę i zaopiekował się niemowlęciem, a gdy Axel podrósł do lat 20, gdy pojął już nauki polowania śledząc królewskich łowczych po lasach dniami i nocami, wnet zemścił się na wieśniakach, przez których jak uważał, odeszła jego matka. Wyrżnął niemal całą wioskę. Tych mężczyzn, których oszczędził, oślepił, by nie było im dane patrzeć na ich dzieci, innym znów wyrwał wszystkie zęby, by nie mogli się śmiać jak wtedy, gdy śmiali się nad jego głową podczas pechowego porodu. Pamiętał ich śmiechy, choć pamiętać nie miał prawa. Po dokonanej zemście, spakował trochę jedzenia, oporządził starą szkapę, przyodział miecz do pasa znaleziony w chacie jednej z ofiar i wyruszył w las, żyjąc w budowanych przez siebie szałasach. Polował na dziczyznę, mięso zjadał, a skórę sprzedawał za parę miedziaków, by kupić gotowe ubrania i przeżyć zimę. Nie ciągnie go do ludzi, nie musi z nikim rozmawiać. Stał się dziki, choć we krwi jego, jak się okazuje później, szlachetna krew płynęła od zawsze...