Najstarsze wspomnienie Rose to śnieg... Zima... Odchodzący ludzie, których twarzy już nie pamiętała. Stała przed budynkiem sierocińca w Leonii we środkowej Alaranii, które łudząco przypominało coś, co kiedyś widziała. Pamiętała tylko swoje imię, nic więcej. Straciwszy pamięć ocknęła się właśnie tutaj. Z sierocińca słychać było wiele głosów, które wydawać się mogło nie były dla niej przyjazne. Drzwi się otworzyły z hukiem, a przed małą dziewczynką stanęła przełożona sierocińca, Pani Jane Broke.
-Dziecko, co Ty tutaj robisz? Jak Cię zwą?
-Rr... -zawahała się - mam na imię Rose."
Pani Jane widząc dziewczynę strapioną podeszła do niej. Ujęła ją delikatnie za rękę i spytała:
-Ile masz lat? Czy kogoś szukasz?
-N-n... Nie mam pojęcia. Wydaje mi się, że już to miejsce kiedyś widziałam, ale nie pamiętam gdzie. Kim Pani jest? Jedyne, co wiem o sobie to... Jak mam na imię. Nic więcej. Nooo, może to że czuję silną więź z kimś kogo nie znam. Czuję, że muszę znaleźć kogoś, kto pomoże rozwikłać mi tajemnice mojego pochodzenia. - wydukała.
Pani Jane osłupiała.
-Nie, to niemożliwe. Znowu ten sam przypadek co kilka lat... Nienaturalny kolor włosów, więź... Ktoś zostawia dotknięte przez wróżkę dziecko w sierocińcu -pomyślała.
- O nic się nie martw, moja droga Roseline. Pewnego dnia znajdziesz odpowiedź na wszystkie pytania. - Pochyliła się nad burzą fioletowych loków - przyjmę Cię do sierocińca. W metryce napiszę, że rodzice są nieznani, a wiek to nie więcej, niż 6 lat.
Pani Broke uśmiechnęła się do Rose, która weszła razem z nią do salonu.
-Pokażę Ci Twój pokój! Chodź!
Dziewczynka podążyła za przełożoną.
-Och. To coś cudownego - krzyknął chłopiec w czarnej koszuli i amarantowych spodniach. - Ona ma fioletowe włosy!
Roseline zaczerwieniła się i wydukała:
- T-t... To nie tak. Moi rodzice mogli też mieć takie włosy
- Raczej wątpię. - zasugerował - Jesteś dotknięta. To widać.
- Co-o? Jak to? Co to znaczy?
- Och, rany. Nie znasz tych historii? - zaśmiał się - Gdy wróżka dotknie matki będącej w ciąży... No cóż dziecko rodzi się odmienne od swojego rodzeństwa. Nawet od swoich rodziców.
-Nie rozumiem...
-Dość tego.- Zasygnalizowała Pani Broke. -Ton, idź do swojego pokoju.
Rose poszła do pokoju, który pokazała jej przełożona sierocińca. Położywszy się na łóżku zapadła w głęboki sen.
10 lat później
Lata mijały nieubłaganie, a Roseline zaczęła zastępować Panią Jane w drobnych obowiązkach w sierocińcu. Właśnie zamiatała kuchnię, gdy do drzwi sierocińca zapukał goniec z listem.
- Dla Panny Roseline Thorn - powiedział goniec wręczając list.
- Przepraszam... To pomyłka. Nie ma tu innej Roseline ode mnie. Nie mam nazwiska. Tylko imię... Mam na imię Rose.
- Może to jakiś błąd, ale adres jest taki jaki wskazany na moim pergaminie. List jest do Pani Thorn.
- No dobrze... - Zamknęła drzwi za gońcem i otworzyła kopertę, zaczęła czytać.
"Droga Panno Roseline Thorn!
Jest mi niezmiernie miło, że możemy się spotkać po tylu latach. To już ponad 10 lat odkąd ostatni raz Cię widziałam. Proszę nie chowaj do mnie urazy ze względu na okoliczności naszego rozstania. Wkrótce się znów spotkamy."
Rose przeglądnęła list dokładnie z jednej i drugiej strony. Nie było podpisu...
Ktoś zaadresował do niej kopertę bez podpisu.
Pani Jane Broke stała z boku i spoglądała na Rose.
- Panno Roseline. Musimy porozmawiać.
Dziewczyna nie zdawała sobie sprawy, że list jest kluczem do jej przeszłości i odgadnięcia tego kim jest.
Pani Broke uśmiechnęła się i powiedziała do niej.
- Słuchaj Rose. Już najwyższa pora żebyś udała się do karczmy i zdobyła jakiś fach. Jesteś już dorosła. Nie możesz przebywać w sierocińcu jako wychowanek...
- Ależ Pani Broke... Ten list!
- Przychodzą różne listy. Zastanów się lepiej, co chcesz robić w życiu...
Rose pomyślała chwilę.
- Pomagałam Pani przy dzieciach i w kuchni. Mogłabym być służąca, opiekunka dla dzieci bogatych mieszczan.
- To dobry pomysł. Musisz się wyprowadzić w terminie 14 dni, gdyż za ten czas minie okrągłe 10 lat odkąd tu przybyłaś. Wtedy też w metryce napisałam, że masz 6 lat, a zgodnie z regulaminem powinnaś się wyprowadzić. Tu masz sakiewkę z monetami na trzymiesięczne wyżywienie. Przyśle Ci niedługo pomóc! Bądź spokojna.
Rose spakowała swoje rzeczy i udała się do wschodniej części Leonii. Znalazła tam gospodę, w której się zatrudniła jako służąca.
Kilka tygodni później...
- Rose! Mamy coś nowego do zrobienia! Strawa w karczmie musi być przygotowana na dzisiejsze święto obchodzone tylko raz na pewien czas w Leonii - poinformował służącą Abil, gospodarz karczmy.
- Już idę... Chwila. Jeszcze nic nie jest gotowe! Trzeba umyć kubki i talerze, a Henry nawet tego nie zrobił... - stwierdziła z przykrością Rose. - Yhm...
Młoda służąca odłożyła talerz na stertę naczyń wodząc wzrokiem za mężczyzną, który wszedł do gospody. Ten mężczyzna był ubrany w czarny płaszcz, na pasie miał kilka sztyletów, a na plecach łuk i kołczan.
- Witam - rzekł tajemniczy człowiek do Abila. -Szukam niejakiej Roseline.
- Rose? To nasza nowa służąca, ale wątpię, czy byłaby zainteresowana znajomością z obcym żołnierzem.
-Chciałbym z nią porozmawiać. - Nie dawał za wygraną.
- Rose. Chodź tutaj. Ktoś do Ciebie przyszedł
Rose zwlekła się z kuchni i podeszła do żołnierza.
-Roseline. Jestem Ed Shep, siostrzeniec Pani Jane Broke. Ciotka poprosiła mnie, żebym Ci pomógł w zarabianiu na życie. Mam dla Ciebie robotę, ale przed tym chce żebyś została, tak jak ja, najemnikiem. Pomogę Ci w szkoleniach.
- Cooo? Ale jak to? Przecież nie znam się na broni białej. Jestem tylko służąca.
- Nie tylko. Masz specyficzne umiejętności, chociażby na przykład Twoja niesamowita zręczność i odpowiedni charakter - jesteś dotknięta, a to wyróżnia Cię od innych ludzi.
- Dotknięta... - Znów to samo słowo... - Dotknięta...
- No dobrze... Mówi Pan o szkoleniach, ale ja nie mogę porzucić pracy jako służąca w tej karcz...
- To nic nie szkodzi, są istoty, które trudnią się wieloma profesjami. W ten sposób zarabiają na życie.
-Załóżmy, że się zgadzam - odpowiedziała przekonana. - Kiedy zaczną się szkolenia?
-Od dzisiaj. Masz tutaj łuk, kołczan i sztylet.
Rose wzięła broń i powiedziała Abilowi:
-Panie Abil dzisiaj nie zostaje dłużej po pracy.
Podążyła za Edem wzrokiem, który wyszedł zapalić cygaro.
Cóż, rzeczywistość nieco przytłoczyła Rose, ale nie miala innego wyjścia.
Szkoliła się pod okiem Ed'iego kilka tygodni i zdobyła potrzebne umiejętności do pracy jako najemnik, jednocześnie dorabiając od czasu do czasu w karczmie. Pierwsze co musi zrobić to zapracować na odpowiednią sumę, by zakupić posiadłość dla siebie, a następnie znaleźć prawdę o swoim pochodzeniu.
I ten list sprzed tygodni... Thorn... Do kogo należał...?