Ogólne
Potęga: | |
Imię: | Zgniłek, "Złek", dawniej Shuotolei |
Rasa: | przemieniony z leśnego elfa |
Wiek: | 45 |
Aura
Na pewno możesz mieć problem z wyczuciem tej aury - jest niezwykła w swej prostocie, ale przy tym słaba i naznaczona naturalną niechęcią do bycia odczytywaną. Ale nie dziwmy się jej - kto chciałby aby mu przeszkadzano, gdy błogo tonie we wszechobecnym złocie o odcieniach tak rozmaitych, jakby była to cała gama barw? Ten kolor zniewala, otumania i przytłacza; gdyby wraz z całą emanacją był wyraźniejszy, to prawdziwym wyzwaniem byłoby go znieść, - chyba że także kochasz złoto? Lubisz? Wszelkie kosztowności? Ale czy na pewno TAK bardzo? Bo tutejsze skarby są udostępniane tylko najbardziej wytrzymałym i pazernym duszyczkom. Na chwilkę. Chwilulunieczkę. A teraz łapki precz! Jeżeli nie zniechęci cię szorstka, mało kusząca powierzchnia, to może wymownie bursztynowa poświata raczy wskazać ci kierunek do wyjścia? Będzie się wić ostrzegawczo, a Ty poczujesz w ustach delikatną słodycz i lekko kwaskową nutę oraz nie dającą się zagłuszyć pikanterię. Gryzie w język, nieprawdaż? Zapach też gryzie, lecz w nozdrza - jest trudny do opisania, raczej wyjątkowy, ale jednoznacznie kojarzący się z gniciem lub psuciem się czegoś… obcego. Nadal chcesz więcej? Dookoła słychać tylko ciszę, ale możesz dalej polegać na dotyku. Nie znajdziesz tu nic zabójczo ostrego, choć i tak powinieneś uważać. Wszystko dookoła jest ni to twarde, ni miękkie, jakieś takie nijakie. Za to giętkie i ruchliwe jak spętlone stado wężyków. Gdzieniegdzie ich łuski są suche, inne miejsca zaś oblepia tajemnicza, mocno kleista wydzielina. Czy to jest…? Brrr! Lepiej już uciekaj. No już, sio! Pa pa. I nie zapomnij zostawić napiwku!
Wygląd
Do jasnej... Czy oczy mnie mylą, czy może ktoś stroi sobie ze mnie jakieś żarty? Widzę przecież, ale oczom nie wierzę. Jakiś potworek przemyka wśród mych dostojnych gości. Od razu widać, że tu nie pasuje. Ma wyblakłoniebieski płaszcz, spod którego wystają dwie krótkie nóżki obute w długie do kolan, czarne buty na klamry. Przebiera nimi szybko i jakoś tak... niezgrabnie. A jednak, gdy zamykam oczy to nie ma możliwości, bym usłyszał jakiekolwiek tupanie. Myśli, że go nie widać, ale to po prostu ludzie nie zwracają na niego uwagi. Na ten mały kształt, którego wzrost z pewnością nie przekracza 4 stóp (ok.120 cm). Dzieciak, to musi być jakiś dzieciak... Elfi w dodatku, bo z narzuconego na głowę kaptura wystają mu pokaźne – nawet dość nietypowo długie – spiczaste uszy (Zasłużyły na specjalne otwory w nakryciu głowy). W każdym z nich po jednym okrągłym kolczyku. Tylko... niech ja sobie przypomnę... który z elfów ma taki kolor skóry? Zgniłozielony! Chyba żaden... No i ten kot. Rzuca się przecież w oczy. Jest rudy i dumnie siedzi na małym, sztywnym plecaku tego przemykającego cienia. Cienia czego? Samego siebie?
Nagle się odwraca i to, co widzę wybija mnie jeszcze bardziej z rytmu. Elf to z pewnością nie jest. Nie jest też... Właściwie nikogo nie przypomina w pełni. Duże, żółte oczy z pionowymi źrenicami w kolorze kory świerku. Czarne włosy, nierówno ścięte, pewnie sięgają nieco za ramiona. Niewielki nosek oznaczony jest kolejnym kolczykiem... Na co mu ten metal? Skoro nie przypomina żadnej inteligentnej rasy, to może jest zwykłym zwierzęciem, bestią, na którą się poluje za odpowiednią sumkę? Nie, to niemożliwe. Za dobrze sobie radzi. Choć kiedy widzę, jak się do mnie uśmiecha, ciarki przechodzą po plecach i szczerze mam ochotę wysłać go w czeluście najgorętsze. Usta, jakieś takie nienaturalnie szerokie, choć warg prawie nie widać. Najgorsze jednak dostrzegam, kiedy je otwiera. Szczerzy się do mnie rząd trójkątnych kłów, z pewnością ostrych jak brzytwy, a gdy nagle podchodzi do mnie i otwiera buzię, ze środka wysuwa się wąski, różowy język... węża? Czyżby był eugoną? Ale gdzie gady na głowie, gdzie ogon pokryty łuskami zamiast nóg? Nie, to nie może być eugona.
- Hej, pseprasam. Mas jakies bandaze? Łuski mi odpadają.
I demonstruje kolejny argument za wężopodobną istotą. Unosi bandaż, którym pokryte jest najwidoczniej całe jego ciało. Pod spodem widzę plamę łusek. Opatrunkami musi je zakrywa. Nawet na twarzy. Najwięcej bandaży ma na szyi, dekolcie, rękach, potem usłyszałem, że też na piszczelach. Jak się później dowiedziałem jest to również kwestia praktyczna i higieniczna. Zabezpiecza losowo rozmieszczone punkty rogowych płytek przed odpadnięciem w nieodpowiednim momencie i osłania je przed zakażeniami, które mogą się wdać, dopóki nie pojawi się nowa wężowa skóra. Dziwna to sprawa.
Wykorzystuję chwilę by przyjrzeć się mu dokładniej. Pod płaszczem ma na sobie ciemnoszarą tunikę z pasem na biodrach. Do pasa poprzyczepiane ma kilka kieszeni. Gdy go później straże chwycą w obie ręce, wyczują też umocowane wytrychy, z tyłu pod odpowiednimi szlufkami i dwa lekko zakrzywione sztylety – z ostrzami długości niecałej dłoni właściciela. Na szyi – zwykle ukryty pod ubraniem – złoty medalion. Jest w kształcie liścia lipy i to drzewo też jest wygrawerowane. Na palcach szybko dostrzegam kilka losowych pierścieni – 3 szerokie ze złota, z czego jeden ma na środku 3 malutkie czerwone diamenciki. I jeszcze dwa cieniutkie ze srebra, bez dodatków, lecz ładnie ozdobionych drobnymi wzorami. Poza tym na nogach ma czarne, nieco luźne spodnie. I tyle.
Na tym kończą się moje oględziny, bo raptem orientuję się, że gdzieś zniknęły mi trzy dolne guziki kamizelki. Były śliczne. Złote i w kształcie różyczek. Gdy znów unoszę głowę na nieproszonego gościa, ten jest już znowu w tłumie i najwidoczniej zmierza do wyjścia.
- Łapać małego! – krzyczę i wkrótce mogę znów przyglądać się temu dziwnemu stworzeniu, lecz już poza moją posiadłością. Leży na bruku i wyraźnie oburzony zbiera dłońmi o długich paznokciach, które przypominają pazury, jakieś drobiazgi. Wkrótce bierze jeszcze bardziej zniesmaczonego kota pod pachę i szybkim krokiem znika w mroku nocy.
Charakter
Zgniłek to chochlik szczególny. Szczególny, bo jego upodobania i sposób bycia nieraz przypominają krasnoludzkie. Problem w tym, że tak naprawdę nie jest on ani jednym, ani drugim. Chomikiem też nie jest, choć w swym nałogowym zbieractwie rzeczy wartościowych, gromadzonych po kryjomu przed stróżami prawa, może go czasem przypominać.
Jak można go więc odpowiednio nazwać? Elfem? Lecz gdzie dostojność i wrażliwość, z których znana jest ta rasa? Chyba wyłącznie w momentach, gdy jest sam na sam ze swym dumnym towarzyszem. Sugerując się wyglądem – może eugona? Lecz gdzie animusz, agresja, powaga? Hm, właściwie nie można powiedzieć że ich brak. Wszczepiona natura węża czasem się odzywa.Wszystko jednak ma swój odpowiedni, zgniłkowy wymiar. Na przykład wspomniana odwaga. Nie można powiedzieć, że mu jej brakuje. Uliczne życie pozbawia takiej możliwości. Potrzeba śmiałości, by zadzierać z silniejszymi i walczyć o swoje dobro. Tak więc... Zgniłek jest bardzo odważny. Gdy w grę wchodzą własne interesy, potrafi stanąć twarzą w twarz nawet z rozwścieczonym smokiem. Niemniej, gdy szala zwycięstwa przechyla się na niewłaściwą stronę – szybko bierze nogi za pas. I takiego często go ludzie widują. Może to zresztą i dobrze, bo później nie przewidują kryjącego się w małej główce sprytu, inteligencji... przebiegłości. Dzięki nim opracowuje każdy ze swoich planów walki o życie i wyciągania z życia jak największej ilości przyjemności.
A jest wiele rzeczy, które Zgniłek lubi. Dzięki nim próbuje zapomnieć o własnej, ponurej naturze, trudach życia i niesprawiedliwości świata, którą sam utrwala. Jeśli więc, z jakiegoś dziwnego powodu, będziesz chciał sprawić tej małej istocie przyjemność, zapamiętaj co następuje: Zgniłek uwielbia jeść. Najchętniej cały czas by coś podjadał. Najlepiej mięso i owoce leśne. Dlatego też zawsze w swoim plecaczku ma jakieś zapasy; hazard również jest wspaniały. Tak ekscytujący, odrywający od rzeczywistości i potencjalnie łatwo wzbogacający grającego. Najlepiej jest, gdy się oszukuje. Szulerstwo pierwsza klasa. Oczywiście, do momentu, gdy ktoś go nie nakryje. Może więc jednak... Szulerstwo druga klasa. Zgniłek chwyta się tego „sposobu grania”, bo nie potrafi przegrywać. Wpada wtedy we wściekłość, uwalnia się w nim agresja eugony lub małe dziecko – może się obrazić i nie odzywać przez najbliższych kilka dni. Z reguły jednak tego się nie widzi, bo znika z pola walki; picie również jest wspaniałe. Alkoholu, oczywiście. Gdy trafi się na dobre towarzystwo, trunki leją się strumieniami, do momentu, gdy... gdy już nie może. W całej swej wytrwałości na ból fizyczny i okrutność świata, Zgniłek ma słabą głowę. I czasem wynikają z tego... interesujące historie. Świetną rzeczą jest również mówienie. Dużo i namiętnie, zwykle rzeczy zmyślonych lub zasłyszanych... Byle się wygadać, byle ktoś cię słuchał, byle było miło. Choć zwykle jest ponury i milczący, to gdy już nawiąże z kimś kontakt potrafi być wręcz irytująco gadatliwy. Żeby chociaż z przyjemnością słuchało się jego głosu. Ale nie! Ten dźwięk jest wysoki i nieco chropowaty. Brzmi trochę dziewczęco, czy może jak głos chłopca przechodzącego mutację, ale chrypka sprawia, że nie myślisz o nim jak o normalnym dzieciaku. Na domiar złego ma problemy z wymową. Wiąże się to z etapem jego życia, spędzonym w pałacu naukowca. Mówił do niego w niezrozumiałym języku dalekich krain. Wkrótce nauczył się znaczeń poszczególnych słów i sam też się nimi posługiwać, jednak problem z gramatyką pozostał i przeniósł się na pozostałe języki. Zgniłek posługuje się wspólną mową bardzo sprawnie, jednak jego składnia i wymowa pozostawia wiele do życzenia. Nie wymawia „cz”, „dż”,„sz”, „ż”. Czasem jednak zniża głos i upodabnia do mowy węży – robi się cichy, mniej zadziorny, przeciąga syczące spółgłoski i nagle wydaje się bardzo poufny. Robi to wówczas, gdy chce zrobić na kimś wrażenie. Lub pokazać, że potrafi być niebezpieczny! Niczym wspomniany gad; Poza tym Zgniłek uwielbia żarty. Najczęściej, gdy może komuś spłatać kilka niewinnych figli... Kończących się często odsiadką za kratkami, ale i tak niezwykle kuszących; Przede wszystkim jednak najprzyjemniejszy jest widok złota. Cudownie mieniące się w blasku pochodni czy słońca, nadające mieszkowi fantastyczny ciężar i obdarowujący świadomością bycia bogatym. O tym nie należy zapominać. Jeśli lubisz Zgniłka, oddaj mu swój najcenniejszy pierścień, a będzie cię kochał całym swym sercem i może nawet ci zaufa. A o jego zaufanie nie jest prosto. Choć czasem wydaje się naiwny przez nieznajomość zawiłości relacji międzyludzkich. Takich szczerych, kosmicznie popularnych wśród normalnych istot.
Czy coś jeszcze można powiedzieć na temat tej dziwnej istoty? Z pewnością wiele... Na przykład o jego słowie honoru. Gdy ci je da, gdy już się z tobą w jakiś sposób zwiąże, to możesz być pewien, że dotrzyma swej obietnicy.
Wiele jeszcze można by pisać, wieloma słowami go określać, próbować zaszufladkować... Ale właściwie czy jest to niezbędne do życia? Zgniłek to Zgniłek, już nie Shutolei, choć bywają momenty, gdy tęskni za dzieciństwem. Teraz jednak skazany jest na życie złodzieja, z którego w końcu nauczył się czerpać szaloną przyjemność.