Historia zaczyna się w miejscu zwanym „Trój Górą” Samotna góra, która nigdy nie trafiła do ksiąg. Miejsce, w którym żyła liczna populacja krasnoludów, teraz pewnie stoi puste. Na samym szczycie, stała niegdyś cytadela. Teraz pozostały ruiny i szczątki, ale zostawmy to na później. Przejdźmy teraz do dnia, w którym wszystko się rozpoczęło i jednocześnie zakończyło.
Wojna pomiędzy krasnoludami a nieumarłymi, która trwała kilka lat. Jednak, bitwa była przegrana ze strony obrońców. Gdyż za każdym razem, gdy giną krasnolud. Armia nieumarłych rosła w siłę i tak bez końca, nie było wizji na przyszłość. Stojący na czele armii król Thingrima, nie poddawał się. Twardo bronił wejścia do cytadeli, nie wpuszczając nawet upiora do środka. Jego syn Durin, niestety miał inne obowiązki. Pilnowanie niewinnych i bezbronnych, niezdolnych do walki i rannych.
- Nuży mnie to czekanie, powinienem walczyć u boku ojca.
Rzekł do Thora, jednego z oficerów i towarzyszy broni. Ten natomiast siedział spokojnie i pił sobie piwo, bo w końcu nigdy nie wiadomo kiedy przyjdzie na niego pora.
- Powinieneś odkładać siły na sprzątanie zwłok tych podwójnie martwych, nie ma szans, że się przebiją do środka Mroźnej kuźni.
Mroźna kuźnia, tak zwą cytadelę z powodu jej kowali, którzy potrafią przelać swą siłę w ostrze. Potężne artefakty tutaj powstawały, ale te czasy powoli mijały.
- Dlatego wolę walczyć, sprzątanie jest męczące.
Odparł Durin, następnie sięgnął po kufel piwa i zaczął pić do dna. Wtem do pomieszczenia, w którym się znajdowali, wparował strażnik bramy. Byli oni zazwyczaj odziani w czerwone pancerze i długie włócznie.
- Wszyscy do wielkiej bramy! Przebili się przez Thingrima, mamy wielu rannych!
Obydwa krasnoludy bez wahania zerwały się i chwyciły za swoje topory, następnie czym prędzej ruszyły na główny dziedziniec. A stamtąd ruszyli, do głównej bramy. Durin z daleka widział swojego ojca, który formował się w szyku z resztą wojowników. Głośne huki dochodziły zza bramy, a ziemie trzęsła się pod stopami zbrojnych.
- Ojcze!
Krzyknął z dala Durin, po czym dołączył do szyku. Dzierżąc w dłoni swój topór, lekko się uśmiechał. W końcu będzie mógł walczyć u boku swojego ojca, jak tego pragnął.
- Durinie, synu. Zawiodłem.
Rzekł król, następnie oparł swą dłoń na barku syna. Spoglądając na sypiące się wrota, jego wzrok skierował się na znów na Durina.
- Ich król bierze udział w bitwie, nie wiem, czy damy radę utrzymać cytadelę..... Chce...
Słowa przerywane były przez silne uderzanie w bramę, która ledwo się trzymała. Thingrim chwycił syna i mocno ścisnął, spoglądając mu w oczy.
- Durinie, jesteś moim jedynym i ostatnim potomkiem. Nie możesz tu zginać, chce, żebyś stąd uciekł i żył.
Słowa uderzyły w krasnoluda dość mocno, to najgorsze co mógł usłyszeć. Stawianie oporu w tym przypadku było normą, w końcu to krasnolud. Nie ucieknie od walki, w której giną jego towarzysze.
- Ojcze ja...
Nim Durin zdążył coś powiedzieć, król mu przerwał.
- To jest rozkaz! Thorze, ruszajcie do dolnego klifu.
Wydarł się, po czym odwrócił swój wzrok. Thor bez żadnego sprzeciwu chwycił Durina pod pachę, po czym siłą zaczął go ciągnąć ku tajnemu przejściu. Przechodząc kilkanaście metrów, obydwaj zatrzymali się. Syn króla kilkukrotnie chciał się wyrwać i ruszyć do ojca, lecz ostatecznie został zatrzymany przez Thora.
- Durinie, to był rozkaz od twojego ojca, a mojego króla! Musisz żyć, bo ty jesteś jedynym następcą tronu.
Brama powoli upadała, resztki zbrojnych zebrało się naprzeciw niej. Ostatnie słowa zostały wymienione, wszyscy byli gotowi na ostatnią bitwę. Król dzielnie stał na czele resztek, gdy główne wrota rozsypywały się na jego oczach.
Spojrzał jeszcze raz za siebie, żeby upewnić się, czy jego syn opuścił dziedziniec. Kamień spadł z serca, gdy upewnił się na dobre. Odwracając się do swoich żołnierzy, uniósł topór ku niebu.
- Dziś jest dzień, w którym pokażemy światu, na co nas stać! Dzień, w którym ziemia napije się krwi, krwi wojownika. Dziś stępią się ostrza, tarcze pójdą w drzazgi.
Odwracając się ponownie ku bramie, topór króla zaczął lśnić jasnym światłem. Wszystkie krasnoludy uniosły swoją broń ku górze, następnie ustawiły tarcze na wysokości piersi.
- Walczcie, walczcie za nasz dom!
Gdy słowa króla rozeszły się po całym dziedzińcu, wrota cytadeli rozpadły się. Do środka wdarły się hordy nieumarłych, które bez głębszego zastanowienia biegły ku krasnoludom.
- Śmierć!
Ryk Thingrima rozniósł się po całej cytadeli, tym samym wszyscy ruszyli do przodu.
Durin i Thor ewakuowali w tym momencie garstkę mieszkańców, którzy zostali w schronieniu. Niestety, gdy padły wieści, że król przegrał. Większość spanikowała i uciekła, pewnie pochowała się w domu. Nie mieli jednak czasu, żeby ich wszystkich szukać. Musieli się wydostać za wszelką cenę, dlatego też udali się natychmiast do tajnego przejścia. Było one ukryte za najstarszą ze wszystkich kuźni, prowadziło prosto na sam dół góry. Jednak było stare i nigdy nie używane, nie wiadomo co ich tam czekało.
Biegnąc ile sił w nogach, grupka sześciu osób udała się do Czarnej kuźni. Pierwszej kuźni która powstała w tej Cytadeli, w sumie tylko z tego słynie, że jest stara. Poza tym Durin całymi dniami tu przesiadywał ze starymi kowalami, którzy go uczyli podstaw. Jego początki były dość słabe, no ale w końcu złapał wprawę w kuźni. Nie był może mistrzem, ale podstawowe rzeczy potrafił wykuć. Co prawda większość czasu spędzał na uczeniu się podstaw magii runicznej, to było przecież jego celem. Co tam zwykła broń, skoro może być runiczna i lepsza. Dlatego też, po części skupił się na kreomagowaniu. Znał wielu kowali z wieloletnim doświadczeniem, więc nie było trudno o dostęp do jakichkolwiek informacji. Dwadzieścia lat spędził ucząc się wszystkiego, co miał pod ręką.
W końcu, gdy udało im się dotrzeć do starej kuźni. Durin i Thor podbiegli do dużego obrazu, który był oparty o ścianę. Portret przedstawiał pierwszego króla mroźnej kuźni, Barik'a żelaznego. Nie zastanawiając się długo, krasnoludy przecięły płótno i tym samym otworzyli przejście.
Przebijając się przez stary korytarz, po krótkim czasie grupka dotarła do stalowej konstrukcji. Znajdywały się tam cztery wagoniki górnicze, były one dość długie. Spokojnie mogło pomieścić się w nich koło sześciu osób, choć to i tak za mało jakby trzeba ewakuować całą cytadelę.
- Wpierw cywile.
Rzekł Thor, następnie zaprowadził gromadkę do pierwszego wagonika. Durin natomiast postanowił na chwilę przysiąść, gdyż nogi dawały mu się we znaki. Przy okazji zaczął słyszeć szepty, które od krótszej chwili zaczęły go dręczyć. Jednak niczym się nie przejmując, krasnolud postanowił się trochę odprężyć. Choć nie powinien w danej sytuacji.
- Durinie, uważaj!
Krzyknął Thor, po chwili sięgając po swój topór. Asgarn jedynie mógł poczuć kopnięcie w plecy, które posłało go na ziemię.
- Pozostałości po Thingrimie, aż mi nie dobrze się robi.
Głos rozprzestrzenił się po małej jaskini, następnie po nim z cienia wyłoniła się postać. Thor nie miał zamiaru zwlekać, dlatego też zamachnął się i uderzył w dźwignię. Tym samym uruchamiając pierwszy wagonik z cywilami. Kopnięty krasnolud, szybko zerwał się na nogi. Cofając się, skierował wzrok na nowo przybyłą osobę. A był nią dość olśniewający gość, gładka cera i lśniące czarne włosy. Czerwone oczy, które wręcz dawały połysk w ciemnościach.
- Przeklęty wampir.
Rzucił Thor, po chwili chwycił topór w obie dłonie. Durin zrobił to samo, nie miał zamiaru stać i przyglądać się.
- Wybaczcie moje maniery, powinienem się przedstawić na samym początku. Salvus Mierr III, nowy król armii nieumarłych.
Tak więc sama szycha zawitała i to w najgorszym momencie, gorzej być nie mogło.
- Twój ojciec walczył naprawdę marnie, szkoda, że nie widziałeś, jak jego truchło upada na zimną glebę.
Dodał Salvus, tym samym prowokując Durina. Oczywiście prowokacja była udana, gdyż krasnolud wściekle ryknął, po czym ruszył na wampira. Jednak przeciwnik jedynie machnął mocniej ręką, tym samym posyłając szarżującego do tyłu. Durin uderzył plecami w jeden z wagoników, który po prostu ruszył do przodu i pojechał swoją trasą w dół. Jednakże to nie wystarczy, żeby powalić krasnoluda, chociaż przewaga była po stronie Mierra III. Thor dobrze wiedział, że nie mają szans w starciu z wampirem tego kalibru. Zero szans na ucieczkę oraz na wygraną, po prostu wpadli w pułapkę, którą sami sobie stworzyli.
Thor podchodząc do Durina, zaczął się z nim przesuwać w stronę kolejnego wagonika.
- Jakiś plan druhu?
Spytał Asgarn, przyglądając się wampirowi, który tylko stał i przyglądał się swoim ofiarom. Widocznie był pewny swojej wygranej, dlatego też nie przejmował się niczym.
- Mam jeden, ale pewnie ci się nie spodoba.
Odpowiedział, następnie z całych sił uniósł Durina i wrzucił go do wagonika. Krasnolud przez chwilę zaniemógł, ale zerwał się na nogi i swe spojrzenie skierował na towarzysza.
- Thorze, nie rób tego!
Wydarł się, lecz było za późno. Gdyż dźwignia właśnie została przesunięta, a wagonik zjechał w dół. Wampirowi nie spodobała się dana sytuacja, dlatego też ruszył błyskawicznie do przodu. Został jednak spowolniony i zatrzymany przez jasne światło, które wydobywało się z topora Thora.
- Nie pozwolę ci zabić naszego nowego króla.
Po niecałej minucie, wagonik dotarł do końca trasy. Nieopodal mroźnego lasu, gdzie znajdywała się ścieżka prowadząca do pobliskiego miasta. Na Durina czekała grupka krasnoludów, gotowa by uciec stąd jak najdalej.
Niestety nic nie dało się już zrobić, Cytadela upadła a sam Asgarn musiał opuścić swoje rodzinne miejsce. Ratując tylu, ile się da, nawet te cztery osoby. To jest zawsze coś.
Po kilkunastu latach, Durin dotarł do Alaranii. Gdzie pierwsze kroki postawił w szczytach Fellarionu.