Nazywam się Fikiria Fitiretia Yemiyaberara. Jeśli czytasz te słowa, to dobrałeś się do mojego pamiętnika, więc zachowaj to dla siebie albo w najbliższej przyszłości zrobię ci krzywdę. Urodziłam się 22 lata temu, w dziwnym mieście. Moja matka, Shindaxare Laposterus, była ludzką praczką. Pochodziła z ubogiej rodziny, ale nie mam już krewnych ze strony matki. Mój ojciec, Menigisite Semayachi byłl wampirzym arystokratą, czyli chyba kimś ważnym. Ona pracowała w jego zamku. Spotkali się przypadkiem. Olśniła go jej uroda i mądre rady. Od tego momentu spotykali się w tajemnicy. Shin zaszła w ciąże. Wiedziała, że jej ciało nie było zdolne do urodzenia mnie. Ktoś musiał zginąć, ja albo ona. Widziała w jego oczach coś, czego nigdy dotąd nie zauważyła. Pogarda, obrzydzenie i zniesmaczenie. To prawda, że z większym brzuchem nie wyglądała tak atrakcyjnie, ale on ciągle zapewniał, że go kocha. Ona odebrała jednak to co miał na myśli. Jej życie było monotonne, nudne i nie miała już dla kogo żyć. Postanowiła urodzić mnie, poświęcając swoje życie. Zanim umarła, napisała list. Powierzyła go swojej najwierniejszej przyjaciółce, która miała oddać mi w momencie kiedy będę gotowa, ale o tym później. Mama zmarła przy porodzie.<br>Ojciec nie chciał dziecka. Nie chciał mnie. Odesłał mnie do swoich dalekich znajomych na wychowanie. Oni mnie pragnęli. Patrzyli smutnym i zazdrosnym wzrokiem kiedy im o mnie mówił. Nie widziałam go ani razu w swoim życiu. Nie żałuję tego. Już nie dostanie okazji, by mnie poznać. Nie chciał mnie. Moi nowi rodzice nazywali się Firia i Loxur Yemiyaberowie. Małżeństwo było dla mnie bardzo miłe. Wpajali mi miłość do natury, ale nie wchodziło mi do głowy, że mam miłować ziemię, po której stąpam. Leśne elfy. Oni już tak mieli. Traktowali mnie jak córkę i nauczyli wielu przydatnych rzeczy, ale coraz wyraźniej dostrzegałam różnice pomiędzy nami. Wtedy po raz pierwszy stwierdziłam, że mnie nie kochają. Nazywałam ich mamą i tatą, ale czułam, że nie mówili mi całej prawdy. Kilka lat później Firia zmarła. Po jej śmierci między mną, a Luxorem zniknęło jakiekolwiek porozumienie. Nie wiem czym się kierował kiedy kazał mi biegać i uczyć się walczyć. Szybko się męczyłam i przegrywałam z nim niemal każdą walkę na pięści, a przecież miał już swoje lata, podczas gdy ja powinnam być w stanie z łatwością powalić go na ziemię. Uświadomiłam sobie, że jestem słaba. Zrozumiałam, że jeśli nic z tym nie zrobię, to nie będę w stanie nic zrobić. Nagle nienawiść została zastąpiona przez wdzięczność. Zaczęłam przykładać się do nauki nowych chwytów i nieustannych maratonów.<br>Kilka miesięcy po rozpoczęciu ćwiczeń, czułam się silniejsza jednak nadal ćwiczyłam. Chciałam coś w życiu osiągnąć i wiedziałam, że czasem najbardziej będę potrzebować siły. Wyruszyłam do lasu na następny bieg. Kiedy wróciłam do domu, nie mogłam uwierzyć w to co widzę. Cała straż, służący i elf leżeli w kałuży krwi. Chciałam do nich podbiec, ale zastygłam w miejscu i patrzyłam. Już nie żyli. Spostrzegłam list. Zakrwawiony list na podłodze. Podniosłam go, ale nie chciałam teraz go otwierać. Nie to było teraz najważniejsze. Zaczęłam coś słyszeć. Słyszałam kroki i huk dochodzące z pokoju, który znajdował się piętro wyżej. Zobaczyłam dwóch mężczyzn, dźwigających komodę z rzeczami mojej przybranej mamy. Ogarnęła mnie wtedy wściekłość. Nie wiedziałam co robię. Ściągnęłam ozdobny miecz ze ściany. W każdej innej chwili zachwycałabym się nim, ale teraz pałała we mnie żądza mordu. Chciałam widzieć jak cierpią osoby, które zabiły człowieka, który tak wiele dla mnie znaczył. Nie wiedzieli, że tu jestem. Pomyślałam, że ich zaskoczę. Przemknęłam do schodów tak szybko jak tylko mogłam. Skoczyłam w ich kierunku. Zrobili to co chciałam, żeby zrobili. Przestraszyli się mojej bladej cery. Dzięki skórze i kłom pomyśleli, że jestem wampirem, którego przywiódł tu zapach krwi. Ze strachu upuścili komodę, którą nieśli. Spadła na ich stopy, miażdżąc im kości. Byli unieruchomieni. Teraz mogłam robić z nimi to na co miała ochotę. Zaczęłam wbijać im ostrze w różne miejsca. Myślałam, że się wykrwawią, albo wda się zakażenie, czyli w obu przypadkach umarliby w niezbyt miły sposób. Zobaczyłam na szyi jednego z morderców rzemień z rzeźbą tronu. Widziałam jak moja przybrana mama go nosiła.<br>- A to - pokazałam na przedmiot - chyba należy do mnie. Zawiesiłam go na szyi. Przestępcy krzyczeli z bólu i strachu. Cieszyłam się ich agonią. Byłam nimi tak bardzo zajęta, tak bardzo chciałam im coś zrobić, że nie wpadłam na pomysł, że w domu może być ktoś jeszcze. Z transu wyrwał mnie kaszel. Obróciłam się zadziwiająco szybko. Naprzeciwko mnie stał mężczyzna o śniadej cerze i brązowych oczach. Jego ciemne włosy były prawie całkowicie zakryte przez błękitno-czerwony turban. Był ubrany w błękitną szatę. Na palcach nosił wiele pierścieni. Stał boso. Postanowiłam nie odpowiadać na jego zaczepki.<br>- Podobasz mi się, mała. Nigdy nie myślałaś o zostaniu skrytobójcą? - zapytał. Widziałam w jego oczach żądzę pieniądza. Miał manię na punkcie bogactwa. Pobawiłby się mną trochę, kazał zamordować kilkunastu ludzi, a potem jeszcze by mnie wydał władzom. Nie chciałam iść na jego układ.<br>- Nie jestem zainteresowana - odpowiedziałam chłodno.<br>- Szkoda będzie pozbawić życia taką piękną, silną kobietę... Ale cóż... Nie mam wyboru. - zaśmiał się szyderczo. Sięgnął w fałdy szaty i wyjął z nich sztylet. Uniosłam zakrwawiony miecz ku górze. Przyjął wyzwanie. Krążyliśmy, patrząc sobie w oczy. Zaatakował. Zrobiłam unik. Ciężko mi było manewrować dużym mieczem. On miał niewielkie ostrze. Chciałam wybawienia. Przypadkowo trąciłam wisiorek na mojej szyi, który natychmiast zaczął błyszczeć. Światło oślepiło nas. Po chwili mrugaliśmy jeszcze powiekami nie wiedząc co się stało. Mężczyzna patrzył na mnie zdziwionym wzrokiem. Wbrew rozumowi, zaczęłam się oglądać i myśleć co go tak dziwi. Na odpowiedź nie musiałam długo czekać. Pierwsze co zauważyłam to to, że moje włosy stały się rude. Mój strój zmienił się i teraz chodziłam w zwiewnej czerwonej bluzce i pomarańczowych spodniach. Najbardziej zadziwiające jednak było co innego. Trzymałam w rękach ogień. Wiedziałam już jak czują się magowie ognia. Zrobiło mi się ciepło. Moje ciało wypełniał ogień. Czułam jego potęgę. Oboje rzuciliśmy się w wir walki. Atakowałam i blokowałam, ale żadne z nas nie zdawało się wygrywać. Nagle całe ciepło mnie opuściło. Mój wygląd też wrócił do normalności. Byłam prawie wyczerpana.<br>- Uuuu... A co to? Naszą czarodziejkę opuściły moce? - drwił mężczyzna. Zdenerwowałam się na niego, ale nagle poczułam tępy ból z tyłu głowy. Straciłam przytomność.<br>Kiedy się obudziłam, poczułam przeraźliwy chłód. Zimno przenikało całe moje ciało i mroziło kości. Byłam przykuta do ściany. Nie zabrali mi tronu ani żadnego innego przedmiotu, więc powinnam się cieszyć, ale...<br>- Ooo... Królewna już wstała. - powiedział przestępca, z którym walczyłam w domu. Szyderczo się uśmiechał. Wypełnił mnie gniew, bezsilność i kilka innych nieprzyjemnych odczuć.<br>- Wypuść mnie stąd, albo... - nie wiedziałam co mogę mu zrobić przytwierdzona do ściany.<br>- Albo co? Obrazisz się na mnie? - zaczął drwiąco - jeśli zostaniesz jedną z nas, puszczę cię wolno.<br>- Nie zostanę mordercą! - oburzyłam się słysząc, że wciąż przekonywał mnie do czerpania korzyści z licznych zabójstw.<br>- Już za niedługo będziesz mnie o to błagać - powiedział, emanując wręcz pewnością siebie<br>- Jak już się stąd wyrwę, to tobie pierwszemu skręcę kark.<br>On jednak już mnie nie słuchał. Wyszedł z mojej celi, a ja spostrzegłam, że nie jestem tu sama. Nie dostałam nic do jedzenia, ani do picia. Po dwóch dniach byłam tak głodna, że zjadłabym wszystko. To nie był jednak koniec mojej udręki.<br>- Zmądrzałaś już? - zapytał.<br>- Ani mi się śni mordować ludzi - odparłam gniewnie, choć brak mi było jedzenia. Wymyślili lepsze tortury. Jedli w mojej celi. Musiałam patrzeć jak oni jedli, a sama nie mogłam. Czułam zapachy smakowitych potraw. Nie wiedziałam jak długo wytrzymam. Widząc, że wciąż się nie poddaje, dostałam inny zestaw tortur. Okaleczano mnie magią żywiołów. Przypalano mi dłonie, zanurzano w lodowatej wodzie, duszono i wywierano na mnie ogromne ciśnienie. Nie mogłam tak dłużej. Nie potrafiłam się głodzić i jeszcze cierpieć. To co mi zrobili uczyniło mnie jeszcze bardziej odporną na obrażenia. Moja wytrzymałość w tamtym momencie równała się zeru. Uległam. Przeszkolono mnie na szpiega i skrytobójce. Zabiłam do tej pory około dwudziestu osób. Wysłano mnie z misją wykradnięcia planów piekielnej rebelii. Mój przełożony podarował mi w tym celu pierścień, który pozwalał na godzinną przemianę w ptaka. Jednak wtedy nawaliłam. Już wiedziałam co i komu przekazać, ale limit mojej transformacji minął. Prawie udało im się mnie aresztować. Kiedy myślałam, że już nie dam rady, uwolniłam moc. Przypadkiem uwolniłam moce kręgu żywiołów. Nie znałam jednak tej domeny. Otoczyło mnie wielokolorowe światło. Amulet zaczął mienić się różnymi kolorami. Wokół mnie pojawiła się świetlista otoczka, która stanowiła funkcję tarczy. Domyśliłam się, że wbrew mojej woli uwolniły się wszystkie żywioły. Nigdy wcześniej to się nie zdarzyło. Mogłam panować nad jednym żywiołem, a tu pojawiły się cztery. Nie czułam jednak, żeby moc płynęła przez moje ciało. Tron działał samodzielnie. Żywioły ujawniały się chaotycznie. Wtedy ciszę rozdarł huk. Cztery moce starły się ze sobą, w efekcie dając potężny wybuch. Z powodu świetlistej tarczy nic mi się nie stało, ale wyleciałam w powietrze. Myślałam, że mój żywot dobiegnie końca, a na ziemi zostanie tylko mokra plama, ale wpadłam gdzieś indziej. Otaczała mnie woda. Wpadłam do morza. Nie miałam siły na opór. Fale wyrzuciły mnie na brzeg. Moje ubrania były teraz mokre i całe w piasku. Miałam przy sobie małą sakiewkę ruenów, przemoczone.ubranie, sztylet schowany w bucie i miecz przypięty do pasa. W tej części kontynentu Fikiria nie była znana. Mogłam wieść spokojne życie. Kupiłam jakieś ubranie na przebranie i niewielką torbę, w której miałam to wszystko taszczyć. Starczyło mi jeszcze na ciepły posiłek w karczmie. Ściemniało się. Wyszłam z karczmy szukając dogodnego miejsca do snu. Wybrałam niedaleki las. Zasypiałam z myślą o tym by znaleźć pracę, bo jedzenia za darmo nie dostanę, a nie chce mi się zbytnio polować.<br>Obudziłam się następnego dnia bardzo wcześnie. Nie było widać jeszcze słońca. Wstałam i otrzepałem się z kurzu i liści żałując moich włosów, które nie dość, że sterczały we wszystkie strony, to były jeszcze sklejone i przy każdym ruchu leciał z nich piasek. Po dwudziestej próbie wytrzepania całego piasku, stwierdziłam, że to ponad moje siły. Coś wypadło z mojej kieszeni. Ciemnoczerwona plama. List, który znalazłam przy Luxorze. Otworzyłam go drżącymi dłońmi. Znalazłam tam dużą kartkę zapisaną w całości, a przy niej wiele mniejszych. Pogrążyłam się w lekturze:<br>"Droga Fikirio!<br>Piszę ten list, bo pewnie nigdy się nie spotkamy.<br>Wiem, że nie wiesz kim jestem.<br>[...] - streściła mi swój związek z moim ojcem i to co działo się przed jej śmiercią. Chciałam płakać, ale czułam jedynie palący ból w sercu. Czułam wiele rzeczy. Gniew na ojca, smutek z powodu matki, ale też radość. Znałam już prawdę. A poza tym moja matka mnie kochała...<br>Chcę, żebyś wzięła ode mnie Tron Majestatu. To ta malutka rzeźba dołączona do tego listu. (Miałam go już na szyi. Najwyraźniej moi przybrani rodzice widzieli list już wcześniej.) Uważaj na niego. Ma niezwykłe właściwości. Daje chwilową władze nad losowym żywiołem. Spodziewam się, że albo nie będziesz miała zdolności magicznych, albo nikt Ci tego nie uświadomi więc daję ci to jako zabezpieczenie. Ponadto, słyszałam, że jest w nim zaklęta dusza czarodzieja, który chciał żyć wiecznie. I żyje w medalionie. Dlatego może uaktywniać się w momentach zagrożenia. Rozmawia tylko z osobą, która mu zaimponuje, a ja... Cóż... Nie dostąpiłam tego zaszczytu. Myślę też, że będziesz chciała wiedzieć jak wyglądałam za życia. - grzebiąc w kopercie znalazłam jej portret. Była bardzo ładna. Stwierdziłam, że nawet ładniejsza ode mnie. - Nie wiem co jeszcze mogłabym Ci powiedzieć. Wiem, że możesz być zaskoczona lub nawet nie wierzyć w co mówię, ale nie mam żadnego powodu, żeby Cię oszukiwać. To moje ostatnie słowa kochanie. Umieram.<br>Kocham Cię.<br>Twoja mama, Shindaxare Laposterus."<br>Ciągle czułam ból po przeczytaniu tego listu. W tym momencie byłam gotowa na śmierć, ale postanowiłam istnieć. Chciałam żyć w pełnym tego słowa znaczeniu z myślą o niej. Gdyby nie ja, ciągle mogłaby żyć. Wpatrywałam się w jej portret. Po chwili zaczęłam przetrząsać kopertę. Wyleciało z niej kilka małych karteczek zapisanych prostym pismem. Spojrzałam na jedną z nich. Wyglądała bardzo oficjalnie. Po zaznajomieniu się z jej treścią, poczułam, że wspomnienia nigdy mnie nie opuszczą. To było przypomnienie o zadłużeniu. Oficjalnie, mój ojciec nie był jej mężem więc wszystkie długi mojej matki przeszły na mnie. Zebrałam wszystkie. Kilka z nich było skreślonych z napisem zapłacone. Moja rodzina zastępcza spłacała moje długi. Zostało mi do zapłacenia... 25000 ruenów. Szał. Szczególnie, że upomnienia są już dość stare. Powinni mnie ścigać... Może sobie odpuścili. Chciałabym w to wierzyć. Postanowiłam znaleźć jakąś pracę, żeby spłacić dług. Gdybym wiedziała gdzie mieszka mój ojciec, to z wielką chęcią przyłożyłabym mu nóż do szyi żądając pieniędzy. Niestety nie wiedziałam. Tak samo jak nie wiedziałam jak potoczy się moje dalsze życie...