WSZYSTKO DO PRZEBUDOWY. Wstyd aż wracać do tej postaci po czterech latach. Zaraz coś na to poradzimy...
--
Całe jego życie
I choć nawet o tym nie wiedział, wokół niego działy się zaskakujące rzeczy. Widział magię. Było to tak naturalne, jak jedzenie codziennie rano owsianki. Potrafił nią przesuwać, jak przy odrobinie wysiłku da się pchnąć najzwyczajniejszą rzecz na świecie.
Czasem czuje to jako energię. Odnośni wrażenie, że wielkie płaty... czegoś, lecą, przechodzą przez powietrze, przez ludzi, wnikają w nich, wokół magów jest jej zazwyczaj więcej. Niekiedy skręca, omija miejsca, osoby, całe galaktyki. Skręca, zwija się, roztacza wokół wszystkiego.
Bywają dni, kiedy magia to tylko narzędzie w dłoniach ludzkości. Ktoś przemienił kogoś w ropuchę, przesunął swój wszechświat na inne poziomy L-przestrzeni. Świat magii nasuwał się w umyśle Dwayna na świat rzeczywisty. Aury są wtedy czymś więcej, jak tylko magiczną emanacją.
Czasem magii jej w ogóle nie ma. W tych przypadkach, Dwayne upija się do nieprzytomności. Dla niego magia, to ważny element tego czegoś, co niektórzy nazywają życiem. To tak jakby nagle oślepnąć.
Niektórzy czują przed nim coś na kształt strachu, szacunku, mieszanego z kpiną. Ma parę znajomych, którzy przychodzą, siadają obok niego, stawiają kolejkę i czekają aż zacznie opowiadać. Wszystkie opowieści są o nim. Wszystkie są również zmyślone(a może jednak nie?). Czasem jest demonem z otchłani, kiedy indziej najemnikiem, który rozgramia swoich przeciwników sprytem i błyskotliwością. Czasem potężnym czarownikiem, a następnego dnia żebrakiem u wrót do Krainy Dziwów. Trudno stwierdzić, skąd bierze te historyjki.
Czasem ludzie biorą go za jakiegoś szpiega, parającego się magią. W końcu wokół niego rzeczy stają w ogniu, przedmioty dziwnie się zachowują, zwierzęta przemawiają, a soki zamieniają się w wódkę. Sprowadzono kiedyś paru czarodziei. Dwayne bał się ich. Trochę o nich słyszał, jak umieją posługiwać się magią. Dlatego też, nie pozwolił im do siebie nawet podejść. Po prostu nie chciał, aby mu coś robili, a oni nie mogli nic zrobić. Utworzył, nawet o tym nie wiedząc, działając instynktownie, tarczę, jakąś osłonę, pole magiczne, do którego nie mogli się dostać. Na tym skończyło się jego obcowanie z magami.
Za to kiedyś udało się podejść do niego czarodziejce. Był wtedy w lesie. Podeszła do niego. Przez chwile rozmawiali. Potem mówiła coś o tym, że jest wyjątkowy, na co zaprzeczał. Okropna bzdura. Mówiła coś o aurach. Że ma ją bardzo wyjątkową.
Dwayne nie do końca pojmował, co to są aury. Strzępki wspomnień pozwalały mu podejrzewać, że to jest to coś, co jest przy każdej istocie, stworzeniu i roślinie(a jak się bardziej skupił, to nawet coś się tliło w kamieniach). Kiedy aura ładnie wyglądała i smakowała, wtedy z takim człowiekiem chętnie rozmawiał. Omijał tych, wokół których język niemal mu sztywniał, a kolory kuły w oczy. Potrafił wyłączyć wszystkie zmysły, tylko pozostawiając zmysł magiczny. Świat wyglądał wtedy o wiele lepiej. Wszystko było właściwe, zrozumiałe. Trochę jak... matematyka.
Lubi czasem wyjść na świeże powietrze. Do lasu, na przykład. Zwierzęta omijają go szerokim łukiem - szukają raczej czegoś z mniejszą ilością promili alkoholu w żyłach. Siada wtedy na zwalonym pniu, albo na trawie i intensywnie wpatruje się w niebo i drzewa. Jego umysł pracuje na najwyższych obrotach, choć Dwayne nie zdaje sobie z tego do końca sprawy, przez mgłę nieporozumienia, melancholii i napoje wysokoprocentowe. Niekiedy pnie drzew zaczynają się ruszać, przemieniają się w dziwne kształt, chmury nabierają innych kolorów, powietrze gęstnieje. Zaczyna się burza.
Świat jakoś toczy się do przodu, a on pozostaje w tyle.
Zazwyczaj kiedy już go wyrzucą z karczmy, słaniając się ledwo na nogach, marzy o jeszcze jednym, może dwóch kieliszkach czegoś czystego i mocnego, tak na dobranoc. I zazwyczaj się pojawiają. Czasem ma już je w dłoni, niekiedy leżą na drodze przed nim.
Takie rzeczy się zdarzają. Kiedy jest mu zimno, a właśnie kroczy jakimiś obskurnymi kamienicami, pojawia się nieduża, jasna, a co najważniejsze - ciepła kula, która faluje łagodnie za jego postacią.
O ile mu się wydaje, urodził się gdzieś obok miasta. Tak, to musiało być duże miasto. Jego ojciec prowadził farmę. To tyle z lat bycia dzieckiem. Potem działy się takie rzeczy, o których może lepiej nie pamiętać. A co najdziwniejsze, rzeczywiście nie pamięta. Musiał się kiedyś mocno uderzyć w głowę.
Wspomnienia, pragnienia, jakieś niezrozumiałe uczucia przelatują przez głowę. Zapewne kiedyś był nastolatkiem. Tylko co wtedy robił? N-nie, bardzo idzie sobie przypomnieć ten okres czasu. Chyba był czeladnikiem. A może pracował przy powozach? A nie pracował nadal u ojca na farmie? Hm. To trzeba będzie przemyśleć.
To co wie na pewno, że kiedyś był Strażnikiem Granicznym. Nie bardzo jednak umie powiedzieć na jakiej granicy...
Cóż, musiał się bardzo mocno uderzyć w głowę.
Stara się sobie coś przypomnieć. Na prawdę.
Czasem się kładzie na łóżku gospody, w której ma zakwaterowanie, przymyka oczy, ściska mocniej butelkę i widzi te i inne wszechświaty.
Widzi też swój własny świat.
A widzi go takim, jakim chce go widzieć.
A zazwyczaj widzi przez dno butelki.