Blisko trzy stulecia temu pewien szewc z Valladonu poślubił córkę ubogiego piekarza. Zwykła para zwykłych ludzi, więc również ich dziecko było zwykłe. Nie do końca jednak.
Był to przykład szczęśliwej rodziny, chłopiec rósł, jak należy, urodziły mu się dwie siostry. Jednakże nawet ta rodzina nie miała idealnego życia. Szewcowi nie powodziło się najlepiej i zaciągnął dług u miejscowej bandy rzezimieszków. Długu tego jednak nie mógł spłacić. Gdy chłopiec, którego imię zaginęło w natłoku wydarzeń, miał cztery lata, bandyci upomnieli się o ów dług. Wtargnęli do ich domu i zabili wszystkich, po czym zabrali wszystkie cenne rzeczy, których i tak było niewiele. Przeżył jedynie właśnie ten chłopiec, tylko dzięki temu, że przypadkiem znalazł się na zewnątrz. Jak już wrócił do domu i zastał swą rodzinę zamordowaną, a dom spustoszony. Jedyne co mógł zrobić to tylko stać i płakać, bo cóż leżało w mocy czteroletniego chłopca? Szczęśliwie dla niego wzdłuż ulicy przechodził ekscentryczny mag i postanowił on zabrać chłopca ze sobą.
Mag mieszkał w niewielkim domku na skraju również niedużej wioski. Dziecko nie rozumiało kto i dlaczego je zabrał z domu, ale zaakceptowało rzeczywistość taką, jaką była. Mag nadał swemu nowemu podopiecznemu nowe imię, aby odciąć je od wspomnień na temat utraconych bliskich. Imię owo brzmiało Maerius. Uczył chłopca różnych przydatnych umiejętności, takich jak czytanie i pisanie, gdyż czuł, że ten posiada wrodzony talent magiczny.
Mieszkańcy wioski szybko zaakceptowali nowego wśród nich. Maerius został szybko przyjęty do dziecięcej bandy, dlatego też nie minęło dużo czasu odkąd przybył, a już niemal nie pamiętał, że kiedykolwiek mieszkał gdzieś indziej. Rósł, jak należy i był uczony coraz to bardziej zaawansowanych umiejętności, które były coraz bardziej związane z magią. Oczywistym się stało, iż lokalny mag kształci swego następcę.
Gdy Dziecko osiągnęło wiek dziesięciu lat, rozpoczęło naukę właściwej magii. Była to magia woli, gdyż tutejszy czarodziej uważał ją za najpraktyczniejszy sposób użytkowania czarów. Nauka magii wpłynęła na życie towarzyskie chłopca. Od tamtej pory w paczce, do której należał, zyskał specjalny status, gdyż wsparcie magii przydawało się, gdy próbowali coś przeskrobać.
Kiedy dorastał, dostrzeżono u niego skłonności ku magii ognia. Stosował ją najczęściej i opornie przyjmował naukę innych rodzajów czarów, czego miał żałować w przyszłości. Kiedy Maerius miał lat piętnaście po raz pierwszy się zakochał. Była to dziewczyna z jego bandy, do tej pory jego najlepsza przyjaciółka. Wywołało to konflikt pomiędzy nim a synem kowala, co odbiło się na relacjach pomiędzy wszystkimi niedorosłymi w wiosce. Dziewczyna jednak wybrała ucznia maga. Wtedy rozpoczął się jeden z najszczęśliwszych okresów w jego życiu, gdyż rodzice jego wybranki nie mieli nic przeciwko. Uznali, że u boku przyszłego maga będzie bezpieczna i będzie żyła w dostatku. Gdyby taki stan rzeczy się utrzymał, prawdopodobnie, tak właśnie by było. Punkt zwrotny w życiu młodego czarodzieja nastąpił, gdy w wieku dziewiętnastu lat udał się na schadzkę ze swoją wybranką. Miał zamiar prosić ją o rękę, jednak o dziwo nie znalazł jej na miejscu umówionego spotkania. Szukał jej i szukał. I znalazł. Właśnie zabawiała się z synem kowala w stodole jej ojca. Gdy Maerius ujrzał ich zajętych uprawianiem miłości, na początku nie mógł uwierzyć w to, co widzi. Jednak nim tamci zorientowali się, że ktoś ich nakrył, już stali w płomieniach. Przy okazji zapłonęła również cała stodoła, a opętany wściekłością młodzieniec począł miotać ogniem we wszystkie strony, podpalając w wiosce wszystko to, co dało się podpalić. A gdy zabrakło już łatwopalnych materiałów, upadł na kolana i zaczął krzyczeć. Przestał, kiedy poczuł coś dziwnego. Kiedy jeden z wieśniaków upadł na ziemię przygnieciony płonącą belą, która odpadła od jednego z domów, dało się wyczuć rozbłysk magicznej energii. Przestraszył się i pobiegł w stronę swego dotychczasowego domu. Okazało się, że jego nauczyciel już był martwy. Opętany szałem zabił go, nie wiedząc, co czyni. Dotarło wówczas do niego, że doprowadził do śmierci wszystkich przyjaciół i ludzi, którzy robili mu za rodzinę. Uciekł. Pobiegł do miejsca, gdzie się urodził. Do Valladonu.
Tam rozpoczął się nowy rozdział jego życia. Zrozpaczony napotkał w mieście grupę młodych poszukiwaczy przygód, którzy akurat poszukiwali maga do swej drużyny. Przyjęli go z otwartymi ramionami. Podróżował z nimi wykonując pracę, jaką zwykli byli wykonywać tacy ludzie. Zabijali potwory i penetrowali miejsca, gdzie inni bali się wejść. Choć wtedy był jeszcze jedynie niedoświadczonym studentem magii, który zabił swego mistrza w gniewie, jednak miał moc, co prawda nie umiał z niej w pełni korzystać, ale mimo tego jego zaklęcia, choć proste, niezwykle przydawały się drużynie, której był częścią. Dorobił się na tym niezłego majątku. I właśnie w trakcie jednej z podróży ze swoją drużyną miał miejsce kolejny punkt zwrotny w jego życiu. Mieli za zadanie zabić wiedźmę mieszkającą w Szepczącym Lesie. Oczywiście znaleźli ją i zabili, nie bez szwanku co prawda, ale nikt prócz ich celu przy tym nie zginął. W chacie owej wiedźmy znalazł księgę traktującą o rytuałach i zabrał ją ze sobą. Czytał ją uważnie i dostrzegł wówczas ogromny potencjał tego rodzaju magii. Wtedy pojawiła się w nim ambicja, gdyż wiedział, że dzięki rytuałom może osiągnąć rzeczy niedostępne nawet dla większości magów.
Podróżował z poszukiwaczami przygód jeszcze długo. Zgromadził dzięki temu dość pokaźną sumę i gdy miał około trzydziestu lat opuścił swoich przyjaciół, aby zamieszkać w domu, który kupił za zarobione pieniądze. Był to pokaźny budynek znajdujący się w oddaleniu od miast i wsi, wybrał go po to, by móc przeprowadzać eksperymenty.
Przez lata doskonalił swoje umiejętności i uczył się nowych sztuk. Czasem udawał się do miast, aby zarobić trochę pieniędzy na wykonywaniu rozmaitych zadań, czy rzucaniu czarów na przedmioty. Zarabiał na tym wystarczająco dużo, aby kupować nowe księgi. Studiował wtedy pilnie dwie szkoły magii: Życia i Istnienia. Chciał bowiem nauczyć się tworzyć nowe życie.
Gdy miał czterdzieści lat, dotarł do stanu kompletnej frustracji. Nie posiadał bowiem odpowiedniego źródła energii do swych eksperymentów. Przypomniał sobie wówczas o dziwnej energii, która ulatywała z ciał ludzi, gdy umierali. Rozpoczął badania nad nią i jedyny wniosek, jaki mu się nasuwał to dusze. Łapał więc bandytów i zabijał ich, aby przetestować nowe źródło energii w praktyce. Okazało się niezwykle skuteczne, jednakże musiał wymyślić sposób na magazynowanie dusz. Nie mógł przetrzymywać ludzi w piwnicy i wyciągać ich, gdy zajdzie potrzeba. Eksperymentował, próbując zaklinać dusze w przedmiotach i wywnioskował, iż najlepiej się do tego nadają kamienie szlachetne, dlatego zaczął je gromadzić. Następnym etapem było pozyskanie takiej ilości dusz, aby starczyła na długo. Pytanie brzmiało jak? Nie mógł podróżować i zabijać bandytów i biedaków. Znalazł rozwiązanie i przez lata, nadal studiując, odwiedzał wszystkie bitwy i łapał uciekające dusze. Odwiedzał miasta w trakcie zaraz albo też po prostu je odwiedzał, gdy nic się w nich nie działo. Ludzie umierali wystarczająco szybko, by można było chwytać ich duchy nawet w czasie pokoju.
W końcu udało mu się zgromadzić na tyle dużo dusz, aby móc wrócić do eksperymentów. Miał wtedy sześćdziesiąt już lat i wiedział, że jego życie powoli chyli się ku końcowi. Dlatego eksperymentując z tworzeniem żywych organizmów, odnalazł sposób na wydłużenie sobie życia. Odprawił rytuał i dzięki niemu odmłodził swe ciało. Na powrót młody powrócił do swych badań.
Postanowił rozbudować swój dom, gdyż zaczęło brakować mu miejsca. Kazał wybudować sobie ogromną wieżę i tak uczyniono. Robotnicy budowali ją przez ponad dziesięć lat, mimo że mag wspomagał ich.
Za cel postawił sobie stworzenie smoka. Uważał smoki za istoty nadrzędne wobec wielu ras, dlatego, jeśli by mu się udało, z pewnością zapisałby się na kartach historii. A może nawet jako pierwszy człowiek dostałby się na Zgromadzenie Czarodziejów?
W wieku stu lat po raz pierwszy podjął taką próbę. Nie powiodła się i to coś, co stworzył, było tak odrażające, iż natychmiast je uśmiercił. Przez następne dwa wieki podejmował kolejne próby, jednak każda kończyła się fiaskiem. Jednak mimo niepowodzeń nie poddawał się i pogłębiał swą wiedzę. W tamtym okresie nabrał poczucia wyższości. Zaczął porównywać ludzkość z pradawnymi i uznał, iż ludzie to zdegenerowana rasa i jedynie on, wraz z innymi magami kroczy właściwą ścieżką i daje ludzkości szansę na niezatracenie się w barbarzyństwie. Zwykli ludzie stali się w jego oczach prawie bezrozumnymi zwierzętami, które nie posiadały własnej świadomości. Taki stan rzeczy utrzymywał się, aż do wydarzenia, które miało miejsce siedem lat temu.
Dotarło do niego, że czegoś mu brakuje w jego rytuałach. Był to transfer energii z kamieni do tworzącego się organizmu. Był zbyt powolny, dlatego nie było szansy na to, by rytuał się powiódł. Szukał więc czegoś efektywniejszego i odkrył, że najlepiej przechowywać dusze w ludzkim ciele. Jednak musiało być żywe, a żywe ciało wypierało dusze inne niż swoją. Podstępem więc uprowadził dziesięcioletniego chłopca z jakiejś wioski i zaprowadził go do swej wieży. Tam odmienił jego ciało, przełamał jego oporność na cudze dusze, ale zabezpieczył duszę chłopca, aby to ona nadal sprawowała kontrolę nad ciałem. Okazało się, że jeśli przelewał w jego ciało duchy, to mieściło się ich tam znacznie więcej niźli w kamieniach razem wziętych. Jednak miało to efekt uboczny. Ciało zaczynało pragnąć dusz. Należało co jakiś czas mu je dostarczać, inaczej mogło stać się coś złego. Na dodatek uzyskało ono zdolność do wykorzystywania energii dusz, jakie się w nim znajdowały. Chłopiec mógłby znacznie przyspieszyć swoje ruchy i zwiększyć siłę. Stałby się wtedy kimś w rodzaju nadczłowieka, choć tylko tymczasowo.
Przeprowadził więc rytuał, do którego wykorzystał chłopca. Dusze zabierane z ludzkiego ciała znacznie szybciej trafiały do swojego nowego celu, więc rytuał w końcu miał odpowiednią ilość energii. Smok wewnątrz tworzył się idealnie według planu, aż do pewnego momentu. Momentu, kiedy chłopiec przerażony opuścił krąg, w którym stał. Przerwało to rytuał i w efekcie powstał jedynie pseudosmok. Mag wpadł w furię, eksplozja wywołana nagłym uwolnieniem się energii, która zasilała rytuał, zniszczyła kolumny wieży i ta zaczęła się walić. Wściekły byłby zabił chłopca, gdyby fragment sklepienia nie spadł między nich. Wówczas dziecko uciekło, a mag został w walącej się wieży. Omal nie zginął, lecz w ostatniej chwili utorował sobie przejście przez fragmenty budowli, które już spadły. Gdy znalazł się na zewnątrz, chłopca już nie było. Wtedy zrozumiał, że nie wszyscy ludzie są głupi. Że są tacy, którzy opuszczają dziwne kręgi i uciekają, gdzie pieprz rośnie, bo nie jest im miła śmierć. Nie wiedział, że chłopiec spanikował, czy wykazał się rozwagą. Ale zmieniło to jego myślenie. Począł kontynuować badania, jednak w miarę szybko zaprzestał, gdyż potrzebował transferu energii. Tak więc wyruszył, aby odnaleźć chłopaka, który był jego jedyną nadzieją na stworzenie smoka, gdyż nie chciał używać nikogo innego.