Lemottien urodził się w elfickiej wiosce całkowicie odległej od ludzkiej cywilizacji oraz chronionej przed ciekawskim wzrokiem przez zastępy dużych, bujnych drzew. Jego rodzicami były oczywiście czystej krwi elfy, a on sam był ich pierwszym dzieckiem. Pierwszym i ostatnim zapewne, bo podczas swego pobytu w domu Lemottien nie doczekał się rodzeństwa, ani oni nie planowali mieć większego potomstwa. Syn im się udał, dlatego też liczyli, że to on dalej poprowadzi ich ród ku świetlistej przyszłości biorąc piękną efkę za żonę i płodząc jej mnóstwo dzieci. Tak jednak się nie stało, bo był on jak może było wcześniej wspomniane wyjątkowym młodzieńcem. Przejawiał się wyjątkowym jak na elfa potencjałem bojowym, co dostrzegli dosyć wcześnie jego kochani rodzice, przygotowując go do wyrośnięcia na rycerza z przysłowiowej bajki. Próbowali zrobić nieskazitelnego, oddanego wojaka ze swojego niesfornego dziecka, jednak ono wyrobiło sobie odrobinę wcześniej własny światopogląd. Lemottien od dziecka przejawiał się niezwykłą wrażliwością, szczególnie na piękno, które go otacza. Jego czuły węch zakochał się w przeróżnych zapachach lasu, a jego delikatny, wyczulony słuch był w stanie wyłapać śpiew każdego ptaka, rozkoszując się jego czarującym głosem. Lubił on także pieścić swoje uszy cichą melodią płynącego strumyka nieopodal wioski i wieloma innymi rzeczami, które żadne z innych dzieci nawet nie zauważało. Głośne bachorzyska biegające wszędzie i bawiące się w nieskończoność nie rozumiały wzdychającego elfa w samotności, który w młodym już wieku mentalnie poczuwał się częścią tego kwitnącego każdej wiosny lasu.
W młodzieńczych latach Lemottien dużo trenował walkę wszelaką bronią białą, a wieczorami, gdy już słońce powoli chyliło się ku zachodowi strzelectwo z łuku dawało mu wewnętrzne ukojenie i relaks. Zwykłe życie sprawiało mu dużo przyjemności, a nawet pewnego dnia zdobył wiernego przyjaciela, którym był silny oraz niezrównany łoś. Monotonność życia Lemottiena trwała spokojnie i bez żadnych przeszkód do czasu, gdy pierwszy raz objawił się jego nieokiełznany dar magiczny. Czarowanie było dla niego wielkim zaskoczeniem, a rzucane zaklęcia pod wpływem emocji skończyły się dla niego jak się potem okazało wielką katastrofą...
Pewnego dnia, gdy Lemottien skończył już około 80 rok życia, a jego dorosłość objawiała się nie tylko psychicznie, ale również tężyzna mężczyzny mówiła o dużym rozwoju fizycznym, jak każdego wiosennego poranka młody elf oddawał się spacerom na łonie natury. Ptaki śpiewały, trawy szeleściły, na gałęziach drzew chodziły małe zwierzątka, zabierajace się już do wczesnej pracy, a oczom jego też nie umknął motyl, który zbijał się w górę lądując na rozwijających się pąkach kwiatów. Widok urokliwy, choć podobny każdego, dlatego nic nie zapowiadało, że może być inaczej. Jednak po jakimś czasie jego wyostrzone zmysły chwytające każdy element otaczającego go świata, dostrzegły nieznany mu ruch za drzewem. Wzrok mógł go mylić, jednak jego słuch spomiędzy śpiewem ptaków, zarejestrował drobne kroki, które jakby podążały za elfem. Nie przejął się nimi, gdyż znał on każdy fragment lasu i wiedział on, że żaden intruz nie byłby na tyle szalony, aby wchodzić między ich rase. Może elfy to przyjazna nacja, jednak bycie obcym śledziłoby go przez całe życie. Niestety taka prawda, dlatego też był pewien o swoim bezpieczeństwie.
Wiedza o tym, że jest śledzony nie przeszkadzała mu zbytnio, gdyż jego osoba była dość znana w wiosce, głównie za sprawą dosyć samotnego trybie życia jak i również dlatego, iż posiadał on bardzo duże umiejętności. Zatrzymał się przy strumyku, siadając na kłodzie mocząc lekko nogi w przyjemnej, chłodnej wodzie. Wtem dosiadła się do niego pewna osoba spowita długimi blond włosami, które niefortunnie wiatr spychał tak, że zasłaniały jej całą twarz. Była odziana w krótką, białą sukieneczkę odkrywającą prawie całe uda, nęcąc wzrok elfa. Po chwili wymownej ciszy odgarnęła włosy i przywitała go ciepłym uśmiechem, który ukazywał jej zadbane, śnieżnobiałe zęby. Była od niego niewiele młodsza, mieszkała kilka minut spacerem od jego domu, a na imię miała Lottia. Widywał ją wiele razy, lecz nigdy nie zamienił z nią choć słowa. Pewnie przez ciągłe treningi oraz obcowanie z naturą oddalił się od małej, leśnej społeczności, że tak naprawdę nie znał nawet zbyt dobrze swoich sąsiadów. Nie pokazał jej swojego zdziwienia, a jedynie odpowiedział jej szczerym uśmiechem.
I tak rozpoczął się najszczęśliwszy dotychczas fragment życia Lemottiena, który bez opamiętania zakochał się o kilka lat młodszej od siebie elfki. Biegał za nią, służył jej wciąż pomocą, a ona szczęśliwa nagradzała go swoją obecnością oraz od czasu do czasu w świetle księżyca na łonie natury dawała mu to co miała najcenniejsze. Tak minął mniej więcej rok, gdy rodzina Lemottiena dowiedziała się wreszcie o ich ukrytym romansie. Rodzice zmartwieni o los kochanego, jedynego synka zaczęli rozmawiać z rodzicami jego kochanicy, z czego w rezultacie wynikły tylko plany ślubu, które nie podobały się Lemottienowi. Tak naprawdę poza spędzanymi porannymi spacerami oraz spotkaniami po zachodzie słońca nie wiedział on co dziewczyna przeważnie robi, a zdawał się jedynie na zaufanie jaką ją od początku darzył bezgranicznie. Ślub w pewien sposób wymógł na nim, aby bardziej poznać swą wybrankę serca. I tu przyszło na niego jedno, wielkie rozczarowanie i ból, który pozostanie mu w sercu do końca życia...
Kilka dni później, gdy słońce górowało nad lasem w pełnym zenicie, Lemottien zaniedbując swój ulubiony codzienny trening strzelania z łuku na pobliskiej polanie, począł szukać swej wybranki serca. Według jej częstych opowiadań powinna się teraz znajdować się w domu i pomagać matce, ale elf szczerze wątpił, aby coś takiego miało miejsca. Podczas rozmów rodziców obu kochanków wiele dowiedział się o Lotti oraz jej braku zaangażowania w sprawy rodzinne. Wiele wątpliwości zasiała w nim jego matka po każdej następnej rozmowie z sąsiadami oraz coraz bardziej obawiał się, że jego piękna elfka niekoniecznie może być z nim szczera. No i niestety, tym razem również się nie pomylił. Widok Lotti z innym mężczyzną w jego kochanym lesie nie był w stanie ukryć się przed jego wzrokiem. Jego czuły słuch szybko zaalarmował elfa, a kochająca się głośno para nie kryła się z niczym. Pojękiwania kobiety doprowadziły go do miejsca ich dzikich rozkoszy oraz ukazały mu dwulicowość jego przyszłej żony. Wtedy właśnie wybuchła w nim moc...
Mężczyzna widząc Lemottienna szybko przerwał swoje kocie ruchy i odskoczył od gołej pannicy, wymachując rękami, że niby co, to nie on, krzycząc jeszcze jakieś bajeczki, że to nie jest tak jak on myśli. On dobrze widział, słyszał i miał wręcz na wyciągnięcie ręki obu kochanków. Na razie obu, bo zaraz jedna osoba z nich zaczęła się jarzyć wielkim płomieniem nienawiści. Lottia zaczęła krzyczeć i biec w popłochu jak najdalej nie zważając na fakt, iż jest całkowicie naga. Życie jednak dla niej było ważniejsze niż ratowanie swojego tajemniczego kochanka. Lemottien stał w miejscu i przyglądał się jak zdradliwy elf, którego tożsamość nigdy nie miała być przez niego poznana, palił się w magicznych płomieniach, a drzewa wokół nich jakby powoli zaczęły się jarzyć, po chwili wybuchając prawdziwymi płomieniami. Przeraźliwy krzyk kobiety szybko zaalarmował innych, co tak naprawdę uratowało las przed całkowitym spłonięciem. Szczęście w nieszczęściu, nieprawdaż?
Miejsce to nazwano przeklętym, a przez elfów otrzymało miano Polaną Zbłąkanych Dusz. Iście majestatyczna i przerażająca nazwa, która na zawsze pozostawi wielki nie smak wśród elfich mieszkańców lasu. Oczywiście ciąg dalszy jest do przewidzenia. Dziewka została zhańbiona przed całą wioską, a wstyd nie rozstawał się z nią choćby na chwilę. Planowane przez dziewczę małżeństwo miało podnieść rangę jej rodu, a w rezultacie zrównało je z błotem. Zapytacie się co się stało z głównym bohaterem? Gdzie przepadł, co się z nim dzieje lub gdzie kara dla niego? Odpowiedź bardzo prosta, bez trudu do odgadnięcia. Banicja z wioski była wystarczającą nauczką dla niesfornego elfa, który w złości spalił pół lasu. Na swoim wiernym łosiu wyjechał z rodzimego lasu i udał się w nieznane szukając czegoś co ukoi jego serce i duszę. Jego zamiłowanie do sztuki i natury jeszcze bardziej nim rozkwitło, gdyż to przypominało mu o bez problemowym dzieciństwie zanim poznał jeszcze tę elficką ladacznicę. Tak naprawdę tylko łoś i niemiłe wspomnienia łączyły go z przeszłością. Od wyjechania poza granicę swojego domu rozpoczął nowe, lepsze życie.
Teraz może miej ciekawa, bez zwrotów akcji opowieść, która raczej nie powinna być pominięta. Historia dalej się toczy, choć koniec jej już niedaleki. Lemottien w początkach swej podróży starał się opanować swoją nieokiełznaną naturę. Magia była dla niego czymś tajemniczym i dopiero po kilku latach dowiedział się o niej w szczegółach. Opowiedział mu o niej pewien człowiek, którego imię nie ma żadnego znaczenia dla dalszej opowieści. Dzięki niemu właśnie elf był w stanie swój magiczny dar jakoś uformować, choć każdego jego użycie sprawiało mu ból, przypominając mu o jego smutnej przeszłości. Jego podróże wiele go uczyły, ale całe jego życie po banicji nie polegało jedynie na koczownictwie. Dla przykładu dwa lata zatrzymał się w pewnym mieście, gdzie przyjął go z otwartymi rękami kowal, który tak samo jak on był elfem. On pokazał mu swój fach, a Lemottien wykonywał każde nawet bardzo drobne polecenie. Wdzięczny mu był, bo dzięki niemu mógł doskonalić się w fachu, który kiedyś bardzo go fascynował. Jako młodzieniec interesował się batalistyką oraz wszelkim orężem każdego rodzaju. Dlatego też jako kowal spełniał swoje dziecięce marzenia i choć były to tylko dwa lata to Lemottien podniósł się z tego wielkiego doła emocjonalnego. Przyjaźń wytworzona między dwoma mężczyznami upewniła go o tym, że nie jest złym odludkiem niechciany przez szeroko rozumianą ludzkość.
Na tym można skończyć te opowiadanie, gdyż w życiorysie Lemottiena nie wydarzyło się nic wartego dalszej uwagi. Krótkie fragmenty wyrwane z jego dalszego życia wyglądałyby trochę nudnie, gdyż elf wciąż szukał swego przeznaczenia, przy okazji zdobywając i udoskonalając wiele przydatnych umiejętności, pozwalając mu z łatwością przeżyć w tym trudnym, zdradzieckim świecie.