Ringlid urodził się w kryształowym królestwie prawie pół wieku temu. Związek miłosny jego ojca i matki niefortunnie zakończył się poczęciem. Ojciec opuścił kobietę w ciąży, nim jeszcze narodził się jego pierworodny syn. Matka przypuszczała, że dziecko byłoby mu nie na rękę i nie chciał go mieć, ale tak naprawdę, to powody odejścia elfa zna tylko on sam. Kobieta z dzieckiem, nieposiadająca żadnego większego majątku nieraz musiała żebrać o pieniądze na czynsz.
Pewnego dnia matka półelfa zmarła. Dziesięcioletni Ringlid był zrozpaczony tym faktem tak bardzo, że jego płacz słychać było nawet na ulicy. Po jakimś czasie, wydającym się dlań wiecznością do mieszkanka wpadła osoba że straży miejskiej, zapewne zwabiona naruszeniem spokoju. Ringlid został odciągnięty od ciała i zaprowadzony do sierocińca.
Półelf był trzymany tam mimo woli. Do czasu osiągnięcia dorosłości nie wolno mu było opuszczać budynku. pewnego razu, gdy spoglądał przez okno na świat poza więzieniem marzył sobie o zakupie pachnącego pieczywa, z piekarni naprzeciwko. W myślach widział dokładnie kształt, kolor, a nawet zapach.
W pewnym momncie do pokoju weszła mała dziewczynka i zapytała:
- A skąd masz bułkę? Będziesz ją jadł? - zapytała dziecięcym głosikiem, wskazując palcem na bułkę na parapecie, którą półelf zauważył dopiero teraz. Wyglądała dokładnie tak, jak to sobie wymarzył.
Po osiągnięciu wieku lat osiemnastu, powszechnie za wiek dorosły, kobieta będąca właścicielką budynku, przyszła do jego pokoju i pożegnała go chłodnymi słowami "A teraz radź sobie sam". Niedługo potem Ringlid znajdował się na ulicach kryształowego królestwa, nie wiedząc, co z sobą zrobić.
Przechadzając się po krętych uliczkach kryształowego królestwa półelf znalazł flet, będący w opłakanym stanie. Nie miał nic innego do roboty, więc usiadłwszy gdzieś zaczął dmuchać w instrument. Przygrywał tak dobrą godzinę, kiedy jakiś bogaty elf przechodząc powiedział:
- Musisz długo grać, bo świetnie ci idzie.
- Wcale nie. - odparł, przerywając grę, zaprzeczywszy obu faktom. - Nie umiem grać. - dodał i aby uciąć rozmowę ponownie zaczął odtwarzanie z pamięci zasłyszanej kiedyś melodii. Elf zaczął już się oddalać, ale w pewnej chwili odwrócił się i powiedział
- To melodia z "Leandiny".
Następnego dnia Ringlid wiedziony głodem wyruszył na jedno z bardziej ruchliwych skrzyżowań i zaczął wygwizdywać na instrumencie inną melodię, z nadzieją, że ktoś poratuje od głodu. Po pół godzinie w małym pojemniku pod jego stopami srebrzyło się kilka monet. Półelf, grając jeszcze zastanawiał się jaki wypiek z miejscowej piekarni zamierza sobie kupić, gdy spostrzegł przed sobą tego samego tajemniczego elfa, co poprzedniego dnia. Usłyszał piękne brzedęki kilku złotych gryfów wpadających do jego pojemnika. Elf uśmiechnął się i powiedział:
- " Grenadina". To "Grenadina"
Następnie, dokładnie tak jak wczoraj oddalił się.
Ringlid przegryzając spory bohen chleba szedł ulicą. Za posiadane teraz przez niego pieniądze najął już sobie pokój na parę dni. Teraz nie będzie musiał już spać na ulicy. Muzyka dała mu pieniądze, dzięki którym zrozumiał, co chce robić w życiu. Uchylił drzwi do sklepu z akcesoriami muzycznymi.
Tym razem półelf wycelował tajemniczego nieznajomego. Siedząc na tym samym rogu co poprzedniego dnia, odgrywał kolejne znane sobie melodie. Elf, jednak tym razem się nie pokazywał, tak że po krótkim czasie Ringlidowi skończył się repertuar. W pojemniczku zaś było dziś o wiele mniej monet niż ostatnio, mimo, iż grał teraz na nowiuteńkim, pięknie wykonanym flecie z drzewa morwy. Półelf nie wiedział, co będzie, jeśli teraz tamten mężczyzna się pojawi. Na pewno nie rzuci mu nawet złamanego ruena, jeśli nie usłyszy gry. Ringlid zaczął więc powoli i spokojnie wygrywać rytm. Potem jakoś nasunął się wątek poboczny a w pewnej chwili nawet zabójczo trudny sekwens.
- Tego nie znam. - usłyszał znajomy głos. - Kto to skomponował?
- Ja, panie. - Odpowiedział mu półelf mając nadzieję na parę złocistych monet. Do pojemnika nie wpadł ani jeden ruen. Zamiast tego padło pytanie:
- Chciałbyś być muzykiem?
- Tak. - odpowiedział bez wahania.
- W takim razie zapraszam cię do mojego zespołu. Stary Rick nauczy cię jeszcze tego i owego, a potem, będziemy grywać po miastach i zarabiać na tym. To jak, zgadzasz się?
- No jak to. Oczywiście, że tak. - Odpowiedział, czerwony na twarzy ze szczęścia.
Od tej pory grywa w zespole, lub solo, by z datków ludności mieć na chleb. W miarę rozwijania swojego talentu był coraz bardziej rozpoznawalny. Nie trwało długo, dopóki w całym kryształowym królestwie znał go praktycznie każdy.
Gdy już nie był zagrożony nędzą i głodem półelf zaczął pielęgnować swój talent do magii iluzji, tak, że wkrótce zabawiał tłumy chodzącymi śmietnikami, kolorową mgłą i wieloma innymi sprytnym sztuczkami. Od momentu, gdy dość dobrze znał się już na iluzjach porzucił zespół.
Teraz, Ringlid szuka festiwali i miejsc, gdzie za bawienie ludności będzie otrzymywał spore sumy, którymi z nikim nie będzie musiał się dzielić.