Wysoka postać odziana w bogato zdobiony płaszcz przemierzała rozległą salę otoczoną setkami marmurowych kolumn, przyozdobionych runami w różnych językach świata mającymi znaczenie tylko dla tych którzy zgłębili tajniki wspólnej mowy, obszerne gobeliny przedstawiające dzieje naszej ziemi, zwisały z sufitu nadając zimnemu pomieszczeniu nieco więcej przyjaznej atmosfery, na podłodze rozświetlonej pochodniami zawierzonymi w czarnych koszach przerobionymi przez mistrza cechowego na łby potężnych bestii. Widniał znak arcymistrza klanu magów, z Erator. Nagłe pukanie do drzwi wybiło strąca z jego kontemplacji, z powrotem przenosząc go do realnego świata gdzie czekały na niego nudne obowiązki które 150 lat temu przyjął na swe barki.
-Wejść
Odpowiedział swym donośnym, nieco zachrypniętym głosem. Na cichy stuk w dębowe drzwi, który roznosił się po wysokim pomieszczeniu niesiony echem. Chwile potem gdy skrzypiące wrota otwarły się, przeszedł przez nie chudy czarodziej odziany w szarą szatę sięgającą kostek, Gdy niechciany gość, wszedł w krąg światła mistrz ujrzał swego ucznia, Allu-ra. Jego łysa czaszka odbijała blask świec, a ciemne świdrujące spojrzenie przeszywało duszę nieszczęśnika na którego spojrzał, wielki arcymistrz zakonu wiedział że osoba która przed nim stoi jest niebywale biegła w swej sztuce manipulacji ludźmi, wiedział także że nie można mu ufać, a pewnego dnia chłopak sięgnie po swą władzę nad całą szkołą...Ten dzień miał nadejść szybciej niż mu się wydawało.
-Słucham cię chłopcze, co cię sprowadza do mej komnaty?
Adept ukłonił się z poirytowaniem, po czym przemówił swym świszczącym głosem, który niczym najpotężniejsze zaklęcie potrafił omamić ludzki umysł.
- Ballarze dzisiaj mija 1430 dzień mojej inicjacji, nie sądzisz że ma próba powinna dobiec końca?
Starzec przeczesując swą siwą brodę, usiadł w wygodnym fotelu, który pojawił się znikąd tuż za jego plecami.
- Tak, ale zapomniałeś chłopcze że to ja decyduję kiedy twe szkolenie dobiegnie końca, jak do tej pory nie jestem do końca przekonany czy powinieneś wstąpić w nasze szeregi.
Ballar wiedział doskonale że taka informacja może w końcu nakłonić mężczyznę do ukazania swej prawdziwej twarzy, jednak młody adept mimo nienawiści jaką pałał w oczach, zachował kamienną twarz, a jego przemyślane słowa nie pozwalały na wyciągnięcie żadnych wniosków.
-Jestem najlepszym adeptem, od czasów wielkiego Ballara, który sam własnoręcznie uwięził dwudziestu czterech magów z Ker-Ulda, nie ma tu nikogo poza tobą panie kto wątpił by w me możliwości...
Allur przemawiał spokojnie, jednak słychać było napięcie w jego głosie.
- Nie wątpię w twe możliwości chłopcze, ale poza nimi brak ci dyscypliny, i cierpliwości...Bez tego nie będziesz w stanie przejść próby.
Allu-ra spojrzał na swego mistrza przyglądając mu się bacznie.
- A więc jak jest twa decyzja mistrzu?
Starzec opuścił głowę zastanawiając się nad kolejnym słowem, od którego mogły zależeć przyszłe losy całej krainy...
- Na tą chwilę moja decyzja brzmi, nie.
Chłopiec uśmiechnął się ledwo widocznie ukrywając twarz za wysokim kołnierzem swego płaszcza, po czym odparł spokojnie.
- Niech więc stanie się twa wola...Mistrzu.
Bellar siedział samotnie w swym fotelu nasłuchując jedynie cichych kroków obijających się w ścianach sali..."Jaki jest twój ruch młody przyjacielu". Pomyślał, zanim nie zniknął w rozbłysku jasnego światła.
***
Arcymistrz stał w swej sypialni trzymając w dłoniach niewielkie puzderko emanujące dziwną poświatą, "więzienie magii", tak nazywał owe dziwne ustrojstwo zbudowane dla niego przez krasnoludów z zapomnianego miasta. Miejsce ukrycia dusz wszystkich czarnoksiężników i szarlatanów, z którymi zmierzył się podczas swego życia...Wieczne więzienie,
Bellar cierpiał nad własną niemocą, posiadał siłę zdolną poskromić największych czarodziei sprzed 300 lat, a nie wiedział jak poradzić sobie z jednym niedorostkiem który pragnął zniszczyć cały zakon, ale nikt nie posiadał daru wnikania w ludzki umysł poza nim samym, więc jakie miał dowody gdyby chciał go powstrzymać...
- Nie martw się mistrzu, wszystkim się zajmę.
Starzec odwrócił się zaskakująco szybko jak na swój wiek, jednak jedyne z czym się spotkał, to twarz ucznia wykrzywiona w szerokim uśmiechu, i dziwny ucisk w miejscu żołądka. Chłopak odsunął się powoli, a arcymistrz zdał sobie sprawę, że ucisk jest po prostu rękojeścią srebrnego sztyletu wystającą z jego piersi, niczym samotna wieża na połaciach pustkowia.
-Widzisz mistrzu, przemyślałem twoją decyzję... I muszę się z nią nie zgodzić.
Chłopak podniósł szkatułkę która wypadł starcowi z rąk, oglądając ją uważnie.
- A więc to jest to słynne więzienie magii, zaskakujące co też potrafią stworzyć te zręczne krasnale, nie sądzisz drogi starcze?rn Zapytał z kiną patrząc jak arcymistrz stara się skupić resztki swej woli.
- Och nie próbuj nawet, widzisz ostrze które spoczywa w twej piersi, blokuje wszelkie próby użycia mocy, długo się przygotowałem na to spotkanie, i nic już nie może mi przeszkodzić...A zwłaszcza taka imitacja człowieka jak ty, która dawno zapomniała na czym polega prawdziwa potęga...
Zabójca zamknął oczy skupiając swą wolę, po czym z zaskakującą szybkością zaczął wymawiać formułki dziwnych zaklęć, których nie dało się rozpoznać.
-Stój głupcze nie wiesz co czynisz...Oni nie pozwolą sobą rządzić, nie wiesz czym się staniesz...
Starzec ostatkiem sił starał się powstrzymać chłopca.Lecz tamten uśmiechnął się jedynie kontynuując rytuał.
Gdy sale rozświetliło jasne światło, pudełko otwarło się cicho upadając na ziemię... Chłopak wpatrywał się otępiały jak z jego środka wyłaniają się wyjące bezbarwne duszę z przeraźliwym śmiechem przelatując przez ciało młodego maga,gdy cały ich gniew, cierpienie, i żądza mordu ponownie ujrzała światło dnia...Mag zrozumiał, że to mogła nie być tak dobra decyzja jak się mu na początku zdawało...
Chłopak czuł jak całe jego jestestwo zostało obrócone w nicość, gdy dwadzieścia cztery dusze stworzyły z niego swój pojemnik, przejmując organizm jak pasożyt, żywiąc się i czerpiąc siłę z niedoszłego zabójcy...
"Zabij,uciekaj, szukaj, prawda, kim jesteś, szukaj"...
Jego myśli opanowały emocje i uczucia innych magów, sprowadzając na niego szaleństwo, nie był w stanie całkowicie ich okiełznać...
Zataczając się z rękoma przyciśniętymi do czaszki, wyskoczył przez okno chcąc uciec od tego szaleństwa...
Starzec ostatnią wolą spojrzał na pozytywkę, która zniknęła...A potem przez otwarte okno na ciemny horyzont rozświetlony blaskiem tysięcy gwiazd, lecz było tam też coś niezwykłego, anomalia rozdzierająca przestrzeń, dziwna istota która dopiero po bliższym przyjrzeniu, okazała się zwykłym czarnym krukiem...