Noc, ciemno, Denshi znów wybiera się na polowanie ze swoim dziadkiem. Obaj byli wampirami czystej krwi, więc tropienie potencjalnych
ofiar nie było dla nich jakimś większym problemem. Młody wówczas, 53 letni Ritto (w końcu to wampir.. 53 to nie tak dużo) był pełen
zapału i wspaniale dogadywał się ze swoim
dziadkiem. Uwielbiał spędzać z nim każdą wolną chwilę i słuchać opowieści o czasach, kiedy Klant (dziadek) był tak samo młody, jak
Denshi. Stąpając bardzo cicho po lesie, niemalże nie oddychając nasłuchiwali i posuwali się małymi kroczkami do przodu.
- Chyba coś słyszę! - Szepnął z podekscytowaniem i dosyć głośno do dziadka Rittoru, szybko poprawił sobie założone na dłoniach Zendy i
w tym samym momencie czmychnął z niesamowitą prędkością w znajdujące się nieopodal krzaki. Po chwili wyszedł i z szerokim
uśmiechem na twarzy pokazał Klantowi swoją zdobycz. Była to sarna. Dosyć spora. Z szacunku do starszego oddał sarnę dziadkowi.
- Dziękuję - Powiedział z uśmiechem na twarzy Klant. Jako, że był to już starszy wampir, pie potrzebował większej ilości krwi. Szybko
zaspokoił swój głód i oddał resztę 'młodemu' (tak z kolei nazywał Ritto).
Tej samej nocy młody udał się do pobliskiej karczmy. Przesiadywał tam sporo czasu grając ze znajomymi w karty. Był mistrzem. Potrafił
niesamowite sztuczki karciane, a tasowanie jedną ręką nie było dla niego najmniejszym wyzwaniem. A z resztą... Ileż on technik tasowania
znał.. Tego nie wie nikt. Przyjaciele zawsze witali go ciesząc się, że przyszedł. Był niesamowicie lubiany. Znał go prawie każdy. Tej nocy w
karczmie odbywał się 'konkurs talentów'. Jako, że każdy znał już jego 'karciane możliwości' postanowił pokazać coś innego. Tak się składa,
że Rittoru potrafił dosyć ładnie śpiewać. Przynajmniej tak mówił mu jego dziadek. Nadeszła jego kolej. Kiedy odłożył karty na stół, wszyscy
jego znajomi spojrzeli się na niego dziwnie i z niedowierzaniem. Był przyzwyczajony do tremy, a każdy obecny w karczmie osobnik, był
jego znajomym. Nie miał się absolutnie czego bać. Zaśpiewał piosenkę, której kilka lat temu nauczył go Klant. Jego znajoma, Melis,
postanowiła akompaniować mu na gitarze. Wyszło przecudnie. Wszyscy bili gromkie brawa, a obecny w karczmie dziadek wzruszył się
bardzo mocno.
Po kilku godzinach spędzonych w karczmie Denshi zmuszony był wrócić do domu... Nie lubił swojego domu. Nie miał matki, podobno
umarła przy porodzie. Zawsze tracił uśmiech i cały wewnętrzny ogień zbliżając się do tego strasznego miejsca. Jego ojciec nie wiedząc
czemu był dla niego strasznie niemiły, krzyczał, zdarzało się, że nawet go bił. Wziął głęboki oddech otworzywszy bramę ruszył niepewnym
krokiem w stronę drzwi wejściowych.
- Gdzieś tyle był?! Już prawie świt! - Powitał młodzieńca ojciec.
- B-byłem na polowaniu z dziadkiem, a potem poszedłem na konkurs talentów w karczmie.. - Powiedział pod nosem Ritto, czując, że zaraz
wydarzy się coś bardzo niedobrego.
Ojciec westchnął... Po chwili ciszy..
- Dobra, zejdź mi z oczu potworze - powiedział ze łzami w oczach z ledwością powstrzymując się od płaczu Genal (Ojciec Denshiego)
Jako, że młodzieniec był niesamowicie uczuciowy i nie potrafił patrzeć jak ktoś cierpi (Pewnie teraz sobie myślicie.. ''Ale to nielogiczne..
Przecież jest wampirem'' otóż Denshi zachowuje się w ten sposób, bo tak uczył go jego dziadek.) Podszedł powoli do ojca i cały czas
zadając sobie pytanie. ~ Dlaczego on nazwał mnie potworem? ~ zapytał się...
- Tato, wszystko w porządku? Co się stało? - Znów niepewnie i w gotowości do obrony.
- Co ty tu jeszcze robisz?! Wynoś się! - Krzyknął rozpaczliwie ojciec z policzkami zalanymi łzami...
Rittoru spuścił głowę i powoli zbliżał się do wyjścia, kiedy nagle ktoś chwycił go za ramie. To był ojciec.
- Poczekaj... Chyba nie warto tego więcej przed Tobą ukrywać.. Jesteś już dużym chłopcem. - Po tych słowach pogładził syna po głowie i
uśmiechnął się, co według młodego było zupełnie niemożliwe... Kontynuował
- Pewnie wiesz, że Twoja mama umarła przy porodzie, prawda? Nie odpowiadaj... Bardzo kochaliśmy się z Leldą (mama Ritto) i tak
poczęliśmy Cię. Nigdy nie byłem aż tak szczęśliwy. - Oczy ojca rozmarzyły się - Pewnej nocy Twoja mama poroniła. Oczekiwałem tego
momentu od kiedy dowiedziałem się, że jest w ciąży. - Tutaj mina ojca zrzedła - Przyszedł lekarz i zaczął swoje działania. Po jakimś czasie
wyszła główka i w końcu mama trzymała Cię na rękach. To był wspaniały widok. Jednak szybko się to skończyło... - Oczy Genala poczęły
niemalże płonąć - Przestałeś płakać... Twoje oczy zaświeciły się na jaskrawy, czerwony kolor i rzuciłeś się na Leldę zabijając ją własnymi
rękoma...- Ojciec wpadł w płacz..
Rittoru słysząc ostatnie słowa oniemiał. Jego oczy się poszerzyły, serce poczęło szybciej walić, a on sam zbladł jeszcze bardziej i
skamieniał... Nie wierzył w to co się stało. Chwilę po tym poszedł do swojego pokoju nie odrywając oczu od podłogi, spakował
najpotrzebniejsze (według niego) rzeczy do swojego materiałowego, prostego plecaka i zszedł na dół, na pierwsze piętro, gdzie ojciec dalej
klęczał na ziemi i ronił rzewne łzy chlapiąc nimi co raz to na podłogę...
- Przepraszam, obiecuję, że już nigdy nikogo nie skrzywdzę...- Powiedziawszy to wyszedł i nikt z wioski więcej go nie widział.