~ODNALEZIENIE~
Trine zerknęła niepewnie w boczną uliczkę. Szła główną drogą tak długo, krótkie dziecięce nóżki w starych podrapanych bucikach powoli zaczynały
boleć. Pełna obaw skręciła jednak w stronę ślepego zaułka. Gdy dotarła w stosunkowo bezpieczne, zacienione miejsce dopadł ją odór śmieci i pomyj
wyrzucanych przez okna. Zatkała niewielki nosem i zamknęła oczy w przerażeniu. Biała bluzeczka była już całkowicie podarta. Brudne ślady ziemi
znaczyły jej rękawki. Nie była pewna ile tak siedziała, gdy dotarł do niej odgłos śmiechu. Mężczyzna w bladej masce wykrzywionej w paskudnym
uśmiechu szedł w jej stronę, spodnie w kolorowe paski świeciły w mroku. Dlaczego on tu idzie? Dlaczego nie da jej spokoju? Wspomnienie rodziców,
ciepły dotyk dłoni matki, która zostawiła ją w przytułku. Miała wrócić, ale tego nie zrobiła. Jej młoda, delikatna twarz i uśmiech rozwiewający
wątpliwości, strach czy chmury. Potwór przykucnął obok dziecka, niezdrowo blada zasłona nadal patrzyła złośliwie, jakby krzywda dziewczęcia go
bawiła. Maska podjechała do góry. Młodzieniec o jasnej twarzy uśmiechał się serdeczniej. Czarne włosy kleiły mu się do twarzy, nie były bardzo długie,
jednak chłopak z pewnością dawno się nie strzygł. Ktoś krzyknął niezrozumiałe słowa, czarnowłosy odwrócił się, patrząc przez ramię. W oddali, na
skraju ciemności i światła stała kobieta o długich rudych włosach spiętych w kok. Monety przyszyte do jej stroju odbijały tysiące kolorów, świeciły,
kusiły i podzwaniały przy każdym ruchu. Starą twarz wykrzywiał grymas, jednak, gdy spostrzegła znalezisko młodego kiwnęła głową, a w kąciku jej ust
zabłąkało się blade przyzwolenie. Niechęć i zrozumienie, łagodność i surowość. Wszystkie sprzeczności łączyły się na tej zroszonej zmarszczkami twarzy
o charakterystycznych konturach. Machnęła ręką zachęcająco. Do niej? Trine wstała powoli, nie spuszczając wzroku z tej dwójki. Młodzieniec uśmiechał
się szerzej i szerzej z każdym jej krokiem w stronę światła.
~DORASTANIE~
-Andersie, puść mnie! - dzwoneczki przydzwaniały w takt melodii prowadzonej przez starszego muzyka. Obóz pachniał sprzedawanymi kadzidłami,
ziemią po deszczu i korzeniami z których Babcia robiła zioła. - Puść mnie! - powtórzyła Trine śmiejąc się jeszcze głośniej, gdy chłopak
zakręcił nią młynka. W końcu rozluźnił uścisk i pozwolił, aby dziewczę się z niego wyzwoliło. Odgarniając mu czarne włosy z twarzy przyglądała się jego
błękitnym oczom. Mimo upływu jedenastu lat, on nie zmienił się. Jego twarz nie postarzała się ani o sekundę, tryskał energią, kręcił się po ich bezpiecznej
przystani zadając miliony pytań. Zawsze wolał pytania niż odpowiedzi, te w rzeczywistości, nigdy go nie interesowały. Lutniarz przestał grać, patrząc na
nią z błyskiem w oku.
-Pokaż swoją sztuczkę, mała. - wychrypiał, kilka głów poderwało się do góry słysząc o nowym numerze dziewczyny. Ta pokręciła jednak zagryzając
wargę. Przez moment, dało się uslyszeć jęk zawodu.
-Udajesz skromną. - zacmokał Anders z bezaprobatą.
-Jestem nieśmiała, nie skromna. To jest różnica.
Ruszyli w stronę ujścia, wzdłuż murów miasta. Dziewczyna przejeżdżała dłonią po brudnej, grubej ścianie zeskakując co i raz z większych kamieni. Nie
musieli mówić ani słowa. Oboje zdawali sobie sprawę z tego w którą stronę idą. Przeszli przez bramę miasta unikając wzroku strażników. Ludzie nigdy
nie przyzwyczają się do ich obecności, z czasem agresja rośnie i w końcu nie ma wyjścia - trzeba ruszać w dalszą drogę. Na latarniach wisiały już plakaty
obwieszczające kolejne występy grupy. Poszli w stronę najbogatszej dzielnicy, lawirowali między sklepikami, dopóki nie znaleźli swojego celu. Za
witryną w stosy ułożone były najznakomitsze wyroby piekarskie, ciasta, ciasteczka i małe czekoladki. Trine wyjęła swoją sakwę, Anders począł grzebać
w swojej.
-Starczy nam?
-Z pewnością, zaoszczędziłam po ostatnim pokazie.
Wyjęła dłoń pozwalając, aby chłopak wysyłam na nią garść ruenów. Zaśmiała się, nie sądziła, że będą mieli aż tyle pieniędzy.
-Którą tym razem? - czarnowłosy zachichotał, zerkając w stronę szyby.
-Najdroższą. - tancerka kiwnęła głową przekazując mu cały swój dobytek.