- Sengre, proszę powiedź mi o nim - Do uszu mężczyzny doszedł zdecydowany głos anielicy. To już kolejny raz, gdy Sanae porusza temat tabu w ich
rodzinie. Nie mógł jednak całe życie oszukiwać jej i nie wspomnieć o tym, kim jest jej ojciec.
- Dobrze, opowiem Ci o nim - podszedł do ściany, następnie opierał się o nią.
Rozdział I. Bracia
- Sangre! Sangre! Poczekaj! - Mężczyzna pokaźnej postury biegł za mniejszym, lecz zdecydowanie szybszym od siebie gościem. Nie minęła więcej niż
minuta a z jego pleców wyrosły dwie pary wielkich, śnieżnobiałych skrzydeł. Po chwili wzbił się w niebiosa i szybko dogonił tamtego.
- Nie oszukuj! Sengre! - Wykrzyknął drugi, mniejszej postury lecz zdecydowanie zwinniejszy anioł po czym i z jego pleców wyrosły równie ogromne, co i
piękne skrzydła. Po kilku, może kilkunastu minutach dotarli co celu swojej wędrówki.
- Pierwszy!
- Daj spokój! To niesprawiedliwe!
- Dobra, Sengre daj spokój. Obaj wiemy, że jestem szybszy od Ciebie
- Ale zdecydowanie słabszy - Wtrącił szybko na komentarz rozmówcy. Stanęli naprzeciwko siebie, z determinacją patrzyli na siebie. Sangre wiedział, że w
bezpośredniej konfrontacji ze swym o dziwo, młodszym bratem przegrałby z kretestem.
- Masz coś, czego ja nie posiadam - położył dłoń na jego ramieniu, po chwili dodając - I dlatego jestem z Ciebie dumny, bracie.
- Wiem... dziękuje Ci za wszystko czego mnie uczyłeś. W koń.. - W tym momencie przerwał mu Sangre
- Ale jeszcze duża droga przed Tobą. Samą siłą nie wygrasz - Podniósł dłoń na wysokość twarzy rozmówcy, po czym stuknął go dwukrotnie palcem w
czoło.
- Musisz myśleć! Myśleć!
- Mówisz tak, bo zazdrościsz mi siły - Jak to z reguły bywa z braćmi, zaczęli się przekomarzać i próbować udowodnić sobie nawzajem, kto z nich ma racje.
Czy sama wielka siła jest w stanie czynić cuda? Czy też może to zwinność i finezja wpływa na wynik walki?
Rozdział II. Wojna i jej skutki.
- Czekajcie! Jeszcze Nie!.... OGNIA! - Rozszedł się donośny krzyk anioła, wydającego komendę łucznikom.
- Oddział drugi, przygotować się do natarcia. Po drugiej salwie strzał ruszamy! - Prosta taktyka, prawda? Ostrzelić najpierw wrogie wojska, następnie
wysyłać w bój zaprawionych, dzielnych wojowników gotowych oddać swoje życie, w służbie pana. Kilka sekund po drugiej salwie dowodzący oddziałem
XI Sangre wraz ze swoim bratem Sengre i resztą wojsk piechoty ruszyli. Wyprzedzili w natarciu swych kompanów. Większy i silniejszy Sengre dzierżąc
swój ogromny, dwuręczny miecz uderzył pierwszy. Z pomocą swych skrzydeł Sangre, przeskoczył brata i z góry, kierując dwa ostrza w dół wbił się w
wroga. Kilka sekund po ich ataku, reszta wojsk dobiegła i w tym momencie rozpoczęła się najkrwawsza bitwa tych czasów, w jakiej obaj bracia mieli
styczność walczyć ramię w ramię. Trwała ona cztery dni.
Dwa tygodnie później.
- Dlaczego stwórca wysłał nas tam!? Przecież ta walka była z góry przegrana!
- Kim jesteś by oceniać wolę stwórcy!? Znaj swe miejsce Sangre! - Anioł zrozumiał, że jego zdanie jest tutaj nic nie warte. W końcu jest tylko mięsem
armatnim, jedną z tych jednostek która pomimo swych zdolności, w razie porażki skazana jest na śmierć. Pomimo tego, gotów był wyrazić do końca
swoje zdanie w tej sprawie.
- Broniliśmy ich! Ludzi których tak bardzo On kocha.. i co nam z tego przyszło!? 34 mojego oddziału poległo!
- Polegli zgodnie z jego wolą i swoimi przekonaniami. Zginęli w imię tego co kochają! - Odparł drugi z wyżej postawionych.
- Czym niby są te przekonania!? Śmierć w imię istot, które i tak w większości w nas nie wierzą!
- Koniec! Już mówiłem, że nie masz prawa podważać decyzji naszych i stwórcy.
- Ale... - Nie dokończył, bo w tym momencie archanioł gestem dłoni wezwał straże.
- Zamknijcie go w celi, dopóki nie zrozumie on swojego złego toku rozumowania.
Rozdział III. Wolna wola.
- Powinieneś się uspokoić, bracie
- Ty też chcesz mnie pouczać? Wystarczy, że siedziałem w zamknięciu przez czterdzieści lat!
- I zrozumiałeś coś przez ten czas?
- Tyle, że w ich oczach jesteśmy nikim. Parchate szczury! Skoro są tacy wspaniali to czemu nie walczyli w obronie tych... - dodał z nutką goryczy w głosie -
ludzi...
- Bracie.. proszę przestań myśleć w ten sposób. Pamiętaj, że zawsze możesz na mnie liczyć ale.. - W tym momencie przerwał mu Sangre.
- Ale co? Mhmm? Jeśli dostaniesz rozkaz by mnie zabić, zrobisz to? Tak!? - Zerwał się z krzesła, po czym złapał Sengre za ubranie z pogardliwym
wzrokiem patrząc na niego.
- Nie wystąpię przeciwko Tobie, chyba, że zmusisz mnie do tego - Złapał on za nadgarstek swojego starszego brata. Ich rozmowa trwała jeszcze kilka
godzin, obaj przedstawiali swoje wersje i to dlaczego a nie inaczej postępują. Po rozmowie rozeszli się. Rozgoryczony i wściekły Sangre nie wiedział co
zrobić. Czy dalej ma służyć wbrew swoim przekonaniom i walczyć w obronie marnych istot jakimi są ludzie, czy też odejść. Wiedział, że jego zdrada
prędzej czy później sprowadzi go do konfrontacji z własnym bratem. Wykradł jedną z tajemnych ksiąg archaniołów. Nie minęło więcej niż dwadzieścia
minut, a stwórca wysłał za nim nie tylko wyżej postawionych ale i Sengre. Dobiegł do wrót dzięki którym może przedostać się do świata ludzi.
- Stój! W imię stwórcy poddaj się a rozważymy jedynie karę cielesną, w formie pozbawienia Cię skrzydeł za zbrodnie którą popełniłeś.
- Pozbawienie mnie skrzydeł, chcesz nazwać miłosierdziem?
- Bracie, proszę przestań! - Wybiegł przed szereg, stając jakieś dziesięć, może piętnaście metrów od brata. Po chwili dodając.
- Jeśli to zrobisz... wiesz, co Cie czeka, prawda?
- Wolna wola... bracie! - Wykrzyknął w jego stronę, po czym zwinnym ruchem odwrócił się plecami do nich, w prawej dłoni mocno ściskając wcześniej
wykradzioną księgę po czym wyskoczył przez wrota. Rozprostował swe anielskie skrzydła, szybując do świata ludzi. Nie znane są przyczyny dlaczego,
ale im bardziej oddalał się od stwórcy, tym bardziej jego włosy przybierały ciemną barwę, tak samo i skrzydła. Gdy dotarł już do ich świata, jego włosy
jak i dwie pary skrzydeł przybrały kruczoczarny kolor.
Rozdział IV. Gra z bogiem.
Gustownie ubrany mężczyzna, podszedł do stołu przy którym zasiadały piękne damy. Wyciągnął swą dłoń w kierunku kobiety o bursztynowych włosach
i śnieżnej cerze.
- Czy mogę prosić do tańca? - Nie minęła chwila, by z niewiastą rozpocząć długi taniec. Z drugiego końca sali, był obserwowany przez króla i królową.
Łatwo można się domyślić, że ta niewiasta jest ich córką. Król gestem dłoni, wezwał do siebie jednego ze strażników.
- Kim on jest?
- Nie mamy o nim żadnych informacji panie. Nawet nie wiemy jak się tu dostał.
- Wezwij go do mojej komnaty. Nie potrzebujemy robić zamieszania.
- Tak, panie.
Minęło kilka minut a nieznajomy pojawił się w komnacie króla. W środku poza władcą tego zamku znajdowała się również straż przyboczna.
- Kim jesteś, nieznajomy.
Na twarzy mężczyzny pojawił się uśmiech a chwile po nim odpowiedział.
- Jestem wysłannikiem boga, mój królu.
- Boga!? - Król szczerze wybuchnął śmiechem, spoglądając na nieznajomego.
- I co ten Twój bóg ode mnie chce?
- Przysyła Ci ostrzeżenie. Za cztery dni wróg zaatakuje Twój zamek. A ja... ja mogę pomóc Ci go obronić.
- Straże! Pojmać tego heretyka i zabrać do celi! Jutro straci głowę za swe bluźnierstwa i pogardliwą postawę względem mojej osoby.
Nim straże zrobili ruch, z jego pleców wyrosły dwie pary ogromnych, pomimo swego koloru - pięknych skrzydeł a on sam wzniósł się w powietrze.
- Głupcze! Jestem tu by pomóc Ci wygrać.. a Ty tak mi się odpłacasz?
- Ty... jesteś... aniołem..
- Mówiłem wcześniej, mój panie. Twój zamek zostanie zaatakowany przez wroga za cztery dni. Czy będziesz w stanie się obronić?
- Kto.. kto będzie mym wrogiem?
- Ludzie i elfy.
- Przyjmij moje przeprosiny... i powiedz jak mam Cię zwać.
- Mów mi... Sangre.
Rozdział V. Rozkosz.
- To koniec Twoich gier, bracie.
- O nie... mylisz się. To dopiero początek.
- Nie masz gdzie uciec.
- Spójrz w dół... Ci ludzie których tak kochacie. Właśnie mordują się wzajemnie.
- To Twoja sprawka! Obaj o tym wiemy!
- Ja tylko pociągnąłem za sznurki a reszta potoczyła się sama.
- Dlaczego to zrobiłeś? Bracie! Zmieniłeś się na gorsze! Byłem gotowy ignorować zejście z niebios, dopóki nie rozpętałeś tej bitwy. Teraz...
- Teraz co? Zabijesz mnie?
Sengre zdjął z pleców swój dwuręczny miecz. Po czym wyprostował rękę z trzymaną bronią i skierował w stronę brata.
- Dzisiaj kończy się Twoje życie... - Po tych słowach zaatakował. Pomimo swej groźnej postury i ogromnej siły, nie był tak szybki jak Sangre, który
wzbijając się wyżej uniknął ataku. Dopiero po uniku wyciągnął swą broń, którą były dwa jednoręczne miecze zwane Relix & Brutex. Podczas tego starcia,
rozpętała się potężna burza a oni walczyli sobą. Zderzeniom ich broni, towarzyszyły grzmoty jakby sam Stwórca obserwował ten pojedynek. W końcu,
jeden dobrze trafiony cios zadecydował o jej wyniku. Sangre, zaczął spadać na dół, a razem z padającym deszczem, spadały krople jego krwi, jedna za
drugą.
- To był ostatni raz, gdy spotkałem się z Twoim ojcem a moim bratem.
- Więc.. mój ojciec był wrogiem wszystkich?
- Nie mam nic na jego usprawiedliwienie. Musiałem go zabić w imię stwórcy, a Ty moja droga Sanae nie przejmuj się tym. Pamiętaj, wciąż masz mnie,
Twoich braci i siostry. To kim był Twój ojciec, nie ma wpływu na to kim Ty jesteś i będziesz...
Od ich ostatniego spotkania minęło czterysta lat. Ale Sangre nie zginął on jedynie pod postacią człowieka penetrował ich świat, doskonale poznając ich
tradycje, zwyczaje. Im dłużej przebywał w tym świecie, tym bardziej miał ochotę na realizacje swojego planu. Stwórca kocha ich? Więc on ich zniszczy. Z
tamtej księgi zrozumiał jedną, ważną rzecz. To miejsce jest niczym więcej niż ciałem smoka, więc co się stanie gdy zostanie zbudzony? To właśnie chcę
sprawdzić. Podczas tych czterystu lat trenował, osiągając ciężką granicę której na obecną chwilę nie jest w stanie przeskoczyć.