PRZESZŁOŚĆ.
Rhys urodził się jako syn kowala i szwaczki na królewskim dworze. Jako dziecko służących, nie miał dużych szans, by stać się jakąś wielką osobistością. Ale mimo tego urzekł szlachciców i rodzinę królewską swą dobrocią, którą przejawiał każdemu - czy to biedakowi, czy wysoko urodzonemu rycerzowi. Od najmłodszych lat był uprzejmy, miły i dobry dla wszystkich ludzi, którzy go otaczali. Jednakże nie ciągnęło go do kontynuowała dzieła ojca - kowalstwa, tylko do szermierki. Raz pojedynkował się z jednym z książąt, czym zwrócił uwagę królewskiej pary. To pozwoliło Rhysowi na naukę szermierki, a jedyna córka króla - Arista, nauczyła go grać na flecie i śpiewać. Wysłano go nawet na uniwersytet, gdzie nauczył się w pewnym stopniu arkan magii. Wspinał się coraz wyżej po hierarchii szlacheckiej, lecz mimo tego cały czas w każdej wolnej chwili pomagał wszystkim naokoło. Brzydził się złem i zabijaniem, dlatego też, gdy zaatakowano zamek, bronił go, lecz w wyniku swojego strachu przed złem wrogów i zabijaniem ich, zmarł w wieku 29 lat w wyniku poniesionych obrażeń.
PO ŚMIERCI (Plany Niebiańskie).
Dużo czasu minęło, zanim Rhys obudził się. Drugie tyle minęło, zanim pojął, gdzie się znalazł i kim jest. Pamiętał swą przeszłość na ziemi, lecz nie czuł się godzien dostąpienia godności Ducha Światłości - lecz jednak uwierzył, gdy Pan zaczął obdarowywać go zadaniami. Przez ten czas doszkolił się w magii i fechtunku, także pod opieką starszych Duchów i Aniołów posiadł wiedzę niebianologii.
Zadania miał przeróżne - zaopiekować się pewną rodziną, przynieść dobre plony w wiosce, lub powstrzymać demona lub piekielnego od zrealizowania ich niecnych planów. W końcu, gdy przez przypadek paru z tych ostatnich zabił, dotarło do niego, że zabijanie jest jednym z elementów tego świata, i nie można tego uniknąć. Jego obrzydzenie do tego malało z każdą następną ofiarą. Ciągle zadaje sobie pytanie: ''Dlaczego?''; a jeszcze bardziej po tym, jak jego przyjaciel - Fitzroy, Anioł Światła - wyzwał go na pojedynek, taki ''przyjacielski''. Oboje walczyli z początku łagodnie, lecz Fitz w złości, że Rhys jest lepszy od niego, walczył z coraz większą zaciekłością, i przypadek sprawił, że młodzieniec zabił swego przyjaciela. Wszyscy tłumaczyli Rhysowi, że Fitroy został opętany, lecz Duch wiedział, że tak nie było - Anioł zwierzył mu się w ostatnich tchnieniach, że i tak miał zamiar sprzeniewierzyć się Najwyższemu, gdyż nie podobało mu się służenie Panu i bycie na każde Jego zawołanie. Wtedy też Rhys zaczął się zastanawiać nad swoim życiem - i tak trwa to już od trzech wieków. Mężczyzna nadal wykonuje polecenia i zadania powierzone mu przez Najwyższego, lecz coraz ciężej przychodzi mu ich akceptowanie.
PRZEMIANA
- Gdzie ja, u licha, jestem?...
Rhys przebudził się cały obolały na posadzce w nieznanym sobie miejscu. Po krótkiej chwili, gdy ból głowy stał się znośniejszy, Niebianin rozejrzał się wokół i ujrzał... kraty. Cela? Ale jak... Nie dowierzał własnym zmysłom. Wokół panował półmrok, a cienie zlewały się z innymi kształtami. Gdzieś w oddali usłyszeć można było diaboliczny śmiech, gdzieś indziej jakiś człek krzyczał wniebogłosy, choć nikt go nie umiał zrozumieć. Powietrze ciążyło Staffordowi jak nigdy dotąd, więc dla ulżenia sobie położył się na plecach, przymknął oczy i rozmasowywał skronie dłońmi. Minęła jeszcze spora chwila, nim usnął.
***
Zgrzyt, zgrzyt, trzask... Wszędzie wciąż było słychać krzyki i zawodzenia. Pośród tych dźwięków jeden się odróżniał - przypominał stukot pancerza ciężkozbrojnego rycerza, który do tego kuleje na jedną nogę. Trzask, prask, bum... Odgłos stukotu zbroi był coraz bliżej. Wrzaski w lochach również się wzmagały, i były coraz liczniejsze. Wtem trzask ustał, a przy celi Rhysa stanął ponad dwumetrowy, szeroki w barach żołnierz, którego wielkość wzmagała potężna, płytowa zbroja.
- Hej, ty - krzyknął do niebianina - wstawaj. Pan cię wzywa.
Rhys nie był skory do budzenia się, a co dopiero wstawania z podłogi... Chcąc nie chcąc, na chrzęst obracanego w zamku klucza niebianin obrócił się na brzuch i zaczął leniwie wstawać. Żołnierz, widocznie bardzo niecierpliwy, poderwał mężczyznę z ziemi i przerzucił przez bark.
- Przeciwnie do mnie, mój Pan nie jest aż nadto cierpliwy - wytłumaczył, i zaczął iść z półprzytomnym niebianinem przez lochy.
***
- Witaj, mój przyjacielu. Ostatnio nam umknąłeś, lecz teraz możemy porozmawiać - przywitał się Pan.
Rhys z hukiem wylądował na plecach, gdy żołnierz zrzucił go z barku na ziemię. W pierwszej chwili wymknął mu się jedynie cichy jęk. Nie wiedział, gdzie jest, jaka pora dnia akurat panowała... W końcu zdołał przeturlać się na brzuch i usiąść na stopach.
- Umknąłem wam? A cóż to, jestem jakąś zwierzyną łowną, że musieliście mnie szukać?... - odparł, lecz gdy spojrzał na Pana, zrozumiał, z kim ma do czynienia. - Fitz... Ty podły, stary psi pomiocie... Po co ci to było? - dodał.
- Oj, nieładnie, nieładnie... - Fitzroy zacmokał. - Duch światłości, który bluźni? Ale to dobrze, może prędzej wysłuchasz moją propozycję.
- Wypchaj się.
- Przejdźmy do rzeczy w takim razie - kontynuował Upadły, nie przejmując się reakcją Rhysa. - Mam dla ciebie układ: ty zrobisz coś dla mnie, ja dla ciebie. Ty nieco wyczyścisz świat z pewnych... osób, ja pozwolę ci żyć.
- Nie, nie będę dla ciebie pracował...
***
Sytuacja powtarzała się każdego dnia, przez parędziesiąt tygodni. Rhys Stafford, dotychczas silny w swych postanowieniach, powoli się zaczął łamać... Lecz to dopiero był początek pracy piekielnych. Duch nie złamał się jeszcze przez ponad trzy stulecia, aż w końcu się poddał... Wolał umrzeć, niż dalej znosić tortury. I choć miał nadzieję na szybką śmierć, Fitz - jego dawny przyjaciel - przeciągał zakończenie służby przez kolejne pół tysiąca lat. Przez ten czas Rhys mordował i siał zniszczenie we wszystkich możliwych zakątkach Alaranii. W końcu został wezwany na Plany niebiańskie... Niebianin sądził, że to koniec jego udręki i śmierć.
- Nie, Rhysie, służyłeś mi dobrze przez te wszystkie lata... Niestety muszę cię wygnać. Od teraz stajesz się Upadłym Aniołem, Rhysie Staffordzie. Pozbawiam też amuletu jego pełnych umiejętności, więc nie będziesz mógł już swobodnie przemieszczać się na Plany Niebiańskie. Przeklinam cię, Rhysie.
~~~~~
Planem Fitzroya od początku było sprowadzenie Rhysa do swego poziomu, gdyż nie potrafił znieść tego, iż on został strącony za byle przewinienie, a Rhys nadal pławił się w łaskach Najwyższego. Jednak Staffordowi udało się wyzwolić niedługo później spod wpływów dawnego przyjaciela, dzięki czemu działał już jako Upadły na własną rękę. W tym czasie zaopiekował się młodym sokołem wędrownym, którego nazwał Morte. Od tamtej pory podróżuje po świecie, szukając dla siebie zajęć.