Wybrzeże Cienia[Obszar Przybrzeżny]Smak Morza

Niezwykle tajemnicze wody tego Morza Cienia, kryją w sobie wiele skarbów i niebezpieczeństw, już wielu zginęło w wyprawach poszukując przygód i bogactw. Największym jednak łupem dla każdego z nich było by odnalezienie legendarnej Wyspy Maar.
Orpheus
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 112
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Człowiek
Profesje:
Ranga: Zakochany Szlachcic

Post autor: Orpheus »

"Jakie to jest urocze." Pomyślał Orpheus widząc reakcje kapitana. Mężczyzna doskonale grał albo był po prostu tak uległy, a może wykazywał się w tej chwili ogromną niewiedzą. Już miał coś powiedzieć, gdy zagryzł wargi. Musiał zwolnić, przecież jest teraz zwykłym kupcem. Co prawda to nadal był krwiopijca, jednak nie dość, że Orpheus miał przewagę liczebną to pod ręką miał Sullivana - asystent Mistrza Szeptów znał sposoby na takich jak on, z resztą chłopak widział już raz co należy zrobić z wampirem. Wystarczyło kilka posunięć, które szlachcic umiał powtórzyć. Szczerze mówiąc, gdyby to był jego statek z pewnością wampir nie doczekałby obiadu. Ta wizja dotyczyła przeciętnego przedstawiciela tej złowrogiej rasy. Arystokracja i Wampir te dwa pojęcia podpowiadały jedno rozwiązanie tej zagadki - Karnstein. Jedyny tak znany i wysoko postawiony wampirzy ród. Samo zabicie było by oczywiście możliwe, jednak mogło by dojść do jakiejś niepotrzebnej straty. Oprheus nie był typem człowieka, który posyłał ludzi na śmierć bez potrzeby. Ważniejsza byłaby konsekwencja tego co śmierć przedstawiciela Karnsteinu mogłaby przynieść. Z pewnością mógłby być to kolejny pościg. Dwa ogony to oczywiście większe prawdopodobieństwo znalezienia. A gdyby Nandar-Ther, bo już nie można było liczyć na poszanowanie pradawnych zasad, i wampirzy ród zaczęli by współpracować, ochrona Lillian byłaby by czymś niemożliwym do osiągnięcia. Teraz było trudno, a co dopiero po takim akcie.
- Proszę wybaczyć moją niewiedzę. Nie miałem pojęcia z kim mam do czynienia, jestem zaledwie szarym kupcem, nie wiem zbyt wiele o sprawach możnych a stare opowieści moich dziadków wciąż dręczą mój zdrowy wgląd na tę sprawę.
Oznajmił Alexander z rufy, nie było po nim widać śladu żadnego zdenerwowania czy choćby fałszu. Dobrze odgrywał swoją rolę.
I will get to you
And take you down
Tear your insides out
Crush your soul
Awatar użytkownika
Medard
Splatający Przeznaczenie
Posty: 725
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje: Władca , Mag , Badacz
Kontakt:

Post autor: Medard »

Wąpierz niezwłocznie odpowiedział kapitanowi, któremu najwidoczniej najbardziej zależało na utrzymaniu łajby w dobrej kondycji. Zwłaszcza, jeśli był to okręt morskich złodziei, a taki pirat także z czegoś żyć musi - nie ma lekko na tym świecie. Kątem oka obserwował potyczkę Elfki z majtkami okrętowymi i był pod niemałym wrażeniem. Jakim cudem u Mortusa, tak krucha istota mogła pokonać kawał rosłego chłopa, a drugiego z piratów potraktować jak psa? Do tego jeszcze te przesiąknięte magią rytuały... Niełatwy mógł być to przeciwnik.
- Przynajmniej macie teraz spokój, a żaden harcownik nie dybie na was w celu pobrania złodziejskiego myta tudzież puszczenia was z torbami. Za gościnę dziękuję, mam nadzieję, że łódź rozsądnie dysponuje energią i nie szasta nią na lewo i prawo. Dokąd zmierza ten kolos?
- rzucił w chwili, gdy swój jakże pokrętny monolog wygłaszał człowiek mieniący się kupcem (taki z niego kupiec jak z Medarda gołąbek pokoju). Śmiertelnik wreszcie zrozumiał (lub sprawnie blefował), że na walkę z kimś tak potężnym nie może sobie pozwolić. Do tego wspomniał coś o opowieściach, które mu dziadziuś - zabobonny niedouk gderał przy ognisku. Medard zawiesił szablę na pendencie, a ukryte w rękawach shurikeny pozostały na swoich miejscach, po czym odpowiedział "kupcowi":
- Tak, w obecnej sytuacji jakiekolwiek użycie oręża byłoby wyczynem godnym idioty. Po co stosować barbarzyńskie metody perswazji? Opowieści dziadka, powiadasz? Pewno antenat produkował się przy ognisku tworząc chłam w stylu: "Wąpierz lub upiór to człek martwy ożywiony przez chaos tudzież jakieś mroczne bóstwo." Do tego stał się symbolem fascynującego was zła i sprawcą większości z okropności, które was spotkały. Czyżbym się pomylił?
Następnie rozejrzał się, by ocenić, co tak naprawdę wydarzyło się na statku. Wszyscy biegali niczym w ukropie.
So I bless you with my curse
And encourage your endeavour
You’ll be better when you’re worse
You must die to live forever
Jim Steinman

Every night, and every morn,
Some to misery are born.
Every morn, and every night,
Some are born to sweet delight.
Some are born to sweet delight.
Some are born to endless night.
William Blake

Pies patrzy na człowieka z szacunkiem, kot z pogardą, a świnia jak równy z równym. porzekadło Vaerreńczyków
Orpheus
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 112
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Człowiek
Profesje:
Ranga: Zakochany Szlachcic

Post autor: Orpheus »

- Dokładnie panie, powiadał "Te wampiry to umarli, którzy wychodzą nocą ze swych grobów, by pić krew żywych bądź z gardła, bądź z brzucha. Następnie wracali na cmentarze. Żywi, z których wyssano krew, stawali się coraz chudsi i bledsi, a umarli krwiopijcy tyli i nabierali rumieńców." A to bajdurzenia wielkie przecież są. Każdy wykształcony człowiek wie, że prosperacja ludzi z wampirami przyniosła wiele korzyści obojga gatunkom. Niestety u jednych jak i drugich ludów zdarzają się jednostki szkodzące ludzi...istotom sprawiedliwym. Stąd też wynikła moja pomyłka, traktując was jak zwykłego nicponia za co oczywiście składam moje przeprosiny.
Rozgadał się Orpheus. Spojrzał z ukosa na to co zrobiła "trzecia kobieta" - musiała być wojowniczką. Choć stary Hans poddał się kobiecie, w oku Borysa widać było wyraźną złość. Męska godność nie pozwalała się tak traktować kobiecie. Jedynie wzgląd na Kapitana za pewne sprawił, że jej wysłuchał. Szubrawy morski wilk ostrzył pewnie tylko swoje kły i teraz pewnie trzeba było mieć na niego oko by nie zrobił krzywdy dziewce. Kogo do diaska ściągnął ten Sullivan? Wieczorem zapewniał, że dwóch braciszków to najbardziej zaufana część załogi. Jakoś ciężko było Orpheusowi to uwierzyć.
- Jednak na linie krwi mojej rodziny muszę bronić opinii dziadka. Muszę oznajmić, że Stary wsławił się wojnach Fargothskich, które miały miejsce cztery dekady temu. Jako żołnierz sprytnie wymyślił obejście wilczych rowów jakie twierdza posiadała, stąd też trochę majątku jaka w udziale mi przypadła. Pomimo jego skrajnych poglądów, dobry człowiek to był wszakże.
Dodał szlachcic podający się za Alexandra. Może ta miła anegdota przysposobi trochę sympatii wampira. Wszakże jeśli nie możesz przeciwnika pokonać, trzeba się z nim zjednoczyć.
I will get to you
And take you down
Tear your insides out
Crush your soul
Awatar użytkownika
Medard
Splatający Przeznaczenie
Posty: 725
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje: Władca , Mag , Badacz
Kontakt:

Post autor: Medard »

- Czy gderania dziadka zawierały coś jeszcze? Jakieś mniej lub bardziej niedorzeczne sposoby zgładzenia, odegnania? Nie tak znowu dawno temu dobiegła mnie taka oto nowina: "wampira słońce na popiół pali, szans mu najmniejszych na ucieczkę w cień nie dając". Albo coś takiego: "wąpierz ducha nie posiada, jako że został z martwych przywrócon, a duch do niebios uleciał. Dlatego też nie rzuca taki najmniejszego cienia ani własnego odbicia w lustrze i podobnych przedmiotach nie ujrzy. Aby takiego ubić należy zagłębić ostrze w miejsce, gdzie cień powinien się znajdować. Wtedy zginie i w proch się obróci". Ciekaw jestem, jakie jeszcze podobne sposoby są ci znane? Podziwiam ludzi za ich wielką wyobraźnię, choć są tak zdeformowaną rasą. - rzucił Medard w odpowiedzi na słowa kupca.
Gdy zaś Alexander rozprawiał o tym, że świat nie składa się tylko z czerni i bieli, a u wszystkich ras go zamieszkujących można znaleźć zarówno jednostki wybitne, jak i skończonych łotrów, bandytów i sukinsynów. Książę odpowiedział:
- Masz rację, kupcze. Każda rasa znana na tym świecie składa się z osobników wyrastających ponad szaro-bury ogół, dobrych, sprawiedliwych, uczciwych, genialnych uczonych czy odkrywców, ale zawsze musi być druga strona medalu: są też kurwy, złodzieje, zawistni dusigrosze, bandyci i cyniczni skurwiele mordujący dziesiątki niewinnych z zimną krwią. Taka jest kolej rzeczy, a póki co nikomu nie udało się jej zmienić. Dlatego koegzystencja we względnym spokoju może dać więcej niźli wszystkie wojny i niesnaski razem wzięte. Przeprosiny oczywiście przyjmuję, nie ma złego w tym, że przyznasz się do niewiedzy.
Co do twego dziada - musiał to być dzielny człowiek i zaprawiony w rzemiośle bitewnym rycerz. Poglądy przejmujemy najczęściej po rodzinie czy ludziach stawianych nam za swego rodzaju wzór, odpowiednik kompasu. Nic więc dziwnego, że twój przodek tak, a nie inaczej patrzył na świat i istoty, których zapewne nigdy nie ujrzał na oczy, a jeśli nawet - to nawet nie przypuszczał, że są to owe potwory z legend i bajań przy ognisku, którymi tak chętnie straszycie wasze dzieci.
So I bless you with my curse
And encourage your endeavour
You’ll be better when you’re worse
You must die to live forever
Jim Steinman

Every night, and every morn,
Some to misery are born.
Every morn, and every night,
Some are born to sweet delight.
Some are born to sweet delight.
Some are born to endless night.
William Blake

Pies patrzy na człowieka z szacunkiem, kot z pogardą, a świnia jak równy z równym. porzekadło Vaerreńczyków
Awatar użytkownika
Gersen
Kroczący w Snach
Posty: 247
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Czlowiek
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Gersen »

Uwagi Alexandra wpłynęły na Gersena do tego stopnia, że mężczyzna, który do tej pory tylko przysłuchiwał się barwnej wymianie zdań pomiędzy umrzykiem i kupcem, postanowił wtrącić trochę własnych spostrzeżeń. Zajrzał prawym okiem do butelki, kiedy okazało się, że pewnym magicznym sposobem, całość z niej wyparowała. Nie mając już czym zwilżyć ust przed włączeniem się do rozmowy, zwyczajnie wyrzucił butelkę za burtę, nie martwiąc się gniewem oceanu. Morza w tym przypadku. Jako, że nie miał teraz gdzie ułożyć swoich rąk, założył je za plecami; prawdopodobnie z powodu wielu lat żołnierskiego doświadczenia, przybyło mu kilka charakterystycznych nawyków.
- Drogi panie. Wiele lat służyłem w armii i choć byłem wysokim oficerem, brak szlacheckiego urodzenia... był niemałą przeszkodą. Oficerowie, których w większości mianuje się nie za zasługi, lecz za urodzenie z trudnością w ogóle słuchali mych uwag. Stąd me, być może niegrzeczne, pytanie. Jakim to sposobem szanowny przodek, bez rycerskiego rodowodu, mógł sforsować taki plan ataku na umocnienia?
W rzeczy samej, Gersen był tym zaciekawiony. Mimo, że od czasów służby przeżył kilka intensywnych lat, ciągle miał pewną ciekawość i lubił się dowiadywać, co nowego porabiają jego starzy przełożeni. O wyczynach generała Trocka, słyszał już nie raz. Podobno pozbawił życia armię liczącą dwa tysiące dusz, samemu mając ich jedynie pięciuset. Do dziś nie potrafił powiedzieć, czy była to zwykła bajka, przerysowana historia, czy czysty fakt. Jedno jest pewne- Trock był w stanie zaplanować fortel, który mógł zmieść z powierzchni ziemi, armię nawet dwa razy większą.
That is not dead which can eternal lie, and with strange aeons even death may die.
Awatar użytkownika
Miriamele
Szukający Snów
Posty: 157
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Elf
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Miriamele »

Podeszła do Kapitana, wąpierza i kupców. Oparła się o burtę, żeby się nie przewrócić. Znowu nie czuła się pewnie na własnych nogach, ale już się przyzwyczajała. Poćwiczę z magią - obiecała sobie, chociaż nie wiedziała, kiedy znajdzie dość wolnego czasu, by to zrobić. ciągle miała coś do roboty i miała przeczucie, że nie prędko się to zmieni.
Przysłuchiwała się rozmowie, nie biorąc w niej udziału. Nie wiedziała, o co tyle zachodu. Jej zdaniem, powinni się dowiedzieć, dlaczego Pan Karnsteinu zaszczycił ich swą obecnością, a nie ucinać sobie radosne pogawędki o starych opowieściach, rodzinie i wykształceniu militarnym. Powstrzymała się od pokręcenia głową jedynie dlatego, że ciągle miała zawroty głowy i bała się, że mogłaby zatoczyć się na któregoś z jakże wspaniałych gości. Niech szlag trafi tę przeklętą przez demony magię!Potarła skronie, próbując zignorować pulsujący ból głowy i skupić się na rozmowie.
Orpheus
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 112
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Człowiek
Profesje:
Ranga: Zakochany Szlachcic

Post autor: Orpheus »

- Dziatko powiadał, że gdy odkrył rowy szybko natychmiast pobiegł do przyjaciela kowala co tylko potwierdził tezę, że żadne wojsko przez nie przebędzie. Jako, że kowal kuł zbroje starszemu ogniomistrzowi, nie było problemu by przedstawić mu tą teorię. Owy wojskowy zwał się Arnold o ile pamięć mnie nie myli. Ten nie myśląc wiele ruszył z moim dziadem i kowalem do rotmistrza. Wspólnie z kapitanem doradzili się i ruszyli do generała zawiadamiając o tej sprawie. Stamtąd wyszedł rozkaz by na to miejsce w przyszłym szturmie wojska nie wysyłać. Ponoć najlepsza kompania kawalerii miała tam być wysłana. A jak się potem okazało to właśnie rogaci rycerze największy wpływ w walce mieli. Tak mi dziatko opowiadał, wątpię jednak by to bajania były w końcu majątek po tej sprawie odziedziczył.
Skończył Orpheus. W sumie ta opowieść nie była o jego dziadzie, ale o staruszku Adama - jednego ze strażników domu Reventlow. Nie było potrzeby zmyślać czegoś zupełnie z palca jak się miało dobrej jakości materiał pod ręką.
I will get to you
And take you down
Tear your insides out
Crush your soul
Awatar użytkownika
Lasair
Zbłąkana Dusza
Posty: 4
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Smokołak
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Lasair »

W powietrzu nagle zapachniało suchym, pustynnym powietrzem, potężny wicher uderzył w spienione fale - podrywając je i z hukiem rozbijając o burty statku. Białe żagle wydęły się i załopotały wzburzone, zaś morze zafalowało gwałtownie, zupełnie jakby w milczącym akcie gniewu. Coś zalśniło migotliwie nad głowami marynarzy, jakiś cień przesunął się po pokładzie. Na jedno mgnienie powieki nad bocianim gniazdem zamajaczyła masywna, uskrzydlona sylwetka. Jaszczur ryknął przeciągle, rozwierając zębatą paszczę, buchnął z nosa kłębami dymu...i zniknął. A potem, nagle, ni z tego - ni z owego, ostrzegawczo zaskrzypiał maszt, z głośnym trzaskiem pękło kilka lin, jeden z żagli wybrzuszył się i zajęczał nieledwie odgłosem rwanego płótna...a na pokładzie, w przyklęku, wylądowała dziewczyna.
Zamarła w niepokojąco drapieżnej pozie, pochylając głowę i wspierając się na wyprostowanych ramionach o podłoże. Długie, lśniące włosy, gęstą fala spłynęły po obu stronach jej szczupłej, trójkątnej twarzy - okrywają nagie, ozdobione stalowymi obręczami ramiona niczym szal. Na głowie nosiła zwieńczony rubinem diadem, pod którym płonęło dwoje ogniście bursztynowych oczu, z nieludzko nieruchomymi pionowymi źrenicami.
- Odłóżcie miecze jeśli ich dobyliście i opuśćcie kusze jeśli zdążyliście je nabić... - powiedziała zdumiewająco melodyjnym i głębokim głosem, w którym przebrzmiewał trudny do sklasyfikowania akcent - ...nie jestem tu po to aby czynić chaos.
Przesunęła nieruchomym spojrzeniem po stojących najbliżej, i uniosła się - prostując całą sylwetkę. Był to ruch na tyle drapieżny i miękki, że z razu odzierający ją z całego człowieczeństwa, które chciała im pokazać. Wysoka i szczupła, z rysującymi się pod złocistą skórą mięśniami, biodra i biust miała przesłonięte zaledwie wąskimi przepaskami - wyszywanymi jednakże i zdobionymi tak, że lśniły teraz, skupiając wokół postaci młodej kobiety migotliwe światło. To co mogli stwierdzić po krótkiej obserwacji - to że z pewnością jest wyszkolonym wojownikiem. Nosiła bowiem lekko już wytarte naramienniki, zaś jej przedramiona zdobiły karwasze, a jedna z dłoni obleczona była w stalową, stylizowaną na smocze pazury, rękawicę. Do ciężkiego, nabijanego srebrnymi guzami pasa, przypięte miała dwa miecze i bicz.
- I przepraszam za te kilka lin... - ruchem brwi wskazała leżące u jej stóp grube sploty sznurów, i uniosła nogę, wyżej podciągając cholewy sięgających za kolano butów - ...zupełnie niechcący.
Jednakże lekki uśmieszek który zamigotał w kąciku jej ust, świadczył o tym, że prawdopodobnie odbyło się to nie całkiem niechcący.
Awatar użytkownika
Gersen
Kroczący w Snach
Posty: 247
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Czlowiek
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Gersen »

Ogromny smoczy cień, który przykrył cały pokład i wywołał niemałą panikę wśród załogi Gersena, zebrał uwagę zapewne wszystkich zebranych. Niewątpliwie sam kapitan zwrócił uwagę na stworzenie ogromnych rozmiarów, które rozdziera jego statek na strzępy. Ku jego uldze, skończyło się zaledwie na maszcie, który to natychmiast kazał zszyć, zmienić, lub wiosłować ręcznie. Szczególnie ta ostatnia groźba wyrwała marynarzy z szoku spowodowanego przez ogromnego jaszczura. Łotr już od chwili spoglądał na swojego nowego pasażera- kobietę. Jedyna myśl, która zdążyła przebiec przez jego rozum, to cyniczne: Nie mogło być inaczej! Chwila spojrzenia na nowo przybyłą i nutkę nieprzewidywalności w jej zachowaniu wystarczyła, by Gersen przypomniał sobie o istotach zwanych zmiennokształtnymi, którzy pomimo bycia ludźmi, a raczej pretendowania do bycia ludźmi, przejmowali te instynkty. Dzikie myśli i zachowania. Przed jego oczyma pojawił się Artag, wilkołak, który był członkiem jego dawnej drużyny. Strasznie lubował się w łamaniu szyku i brawurze. Następnie zobaczył tylko, jak zmrożone ciało wilkołaka spada na ziemię, krusząc się w miliony kawałków. Zdecydowanie miał wyrobione zdanie o tego typu stworach. Zamiast jednak przywitać obcą na swoim pokładzie, ten nie mógł oprzeć się zwróceniu uwagi Medardowi z Karnsteinu.
- Panie krwiopijco. Wygląda na to, że oficjalnie stracił pan status największego dziwactwa na pokładzie. Serdecznie gratuluję, lub jeśli był to zaszczyt... strasznie mi przykro.- Zostawiając już kupca Alexandra, który dość sprawnie wybrnął z krzyżowego strumienia pytań dwójki mężczyzn oraz wąpierza Medarda, kapitan wykonał kilka powolnych, ale pewnych- pomimo bujającego się pokładu- kroków w stronę smokołaka.
- Błagam! Czym znów zawiniłem?
That is not dead which can eternal lie, and with strange aeons even death may die.
Orpheus
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 112
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Człowiek
Profesje:
Ranga: Zakochany Szlachcic

Post autor: Orpheus »

Marynarze pracujący na pokładzie rzucili się do lin, aby ratować resztki rozerwanego żagla. Jeden z nich przypominający wielkiego niedźwiedzia stanął niewiele ponad trzy metry od nowo przybyłej kobiety trzymając w ręku okutą żelazem pałkę. Jego ledwie widoczne spod krzaczastych brwi, paciorkowate oczka bacznie obserwowały poczynania kapitana. Po drugiej stronie burty dało się słyszeć jęknięcie łuku kuszy. To Yurij, brat wspomnianego "niedźwiadka" wymierzył w dziwną istotę swoją broń. Stopniowo reszta załogantów o ile to możliwe oderwała się od dotychczasowych czynności chwytając wszystko co mogło by stanowić improwizacyjną broń.
- Wszakże chaosem jesteś...
Dodał tym razem nie Alexander a Peter zastępca człowieka podającego się za kupca. Uniósł miecz kierując go na dziwnego przybysza. Wampira jeszcze mógł tolerować, ale to stworzenie pachniało nutą zniszczenia i obcości.
- Odsuń się od nas, jeszcze się czymś zarazimy. Wiadomo przecież, że zmiennokształtni są nosicielami rożnych zaraz. Odsuń się, nie żartujemy.
Dorzucił patrząc po obecnych. Był to fakt, widział na oczy człowieka umęczonego likantropią. Jednak teraz miał doczynienia z bardziej egzotyczną odmianą i jakże bardziej niebezpieczną. Smok był zawsze zwiastunem wojen, zaraz i wszelkiego zła. Więc czym musi być istota zarażona tą odmianą likantropii. Alexander też wyciągnął swój miecz, można było zrozumieć wampira, ale nie coś tak przesiąkniętego złem tego świata. Branson też wyszedł na pokład miał odbezpieczony swój pistolet i mierzył w dziwne stworzenie.
- Kapitanie odsuń się od tego czegoś, to siedlisko zarazy jest przecież.
Huknął z góry kupiec, przyglądając sie odwadze mężczyzny.
I will get to you
And take you down
Tear your insides out
Crush your soul
Awatar użytkownika
Miriamele
Szukający Snów
Posty: 157
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Elf
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Miriamele »

Pojawienie się kolejnej pasażerki nie wpłynęło dobrze na jej mocno nadszarpnięte przez magię nerwy. Zamknęła oczy i bezgłośnie poruszała ustami przez krótką chwilę, aż odzyskała zdolność jasnego myślenia i patrzenia bez bólu za oczami. Kapitan próbował podejść do sprawy dyplomatycznie, ale według jej oceny był na skraju załamania nerwowego. Kupcy natomiast, razem z marynarzami, zareagowali ostrzej niż przy pojawieniu się Medarda von Karnsteina. Może i miał rację co do niebezpieczeństwa, które stwarzała istota, ale Miriamele aż się zagotowała, gdy usłyszała, że Alexander traktuje przybyłą jak przedmiot. Chwyciła miecz i wyciągnęła go. Wykorzystując zamieszanie i nieuwagę, wytrąciła z ręki jednego z marynarzy pałkę, uderzając płazem miecza o jego nadgarstek.
- Zostawcie ją - warknęła i posłała stalowe spojrzenie Alexandrowi. - Ona nie jest przedmiotem, kupcze - poczuła gorzkie zażenowanie. Dlaczego smokołaczke traktowali jako gorszą, ale ją, elfkę, traktowali - prawie - z szacunkiem? To było wręcz cholernie niesprawiedliwe, a Miriamele była zbyt zmęczona, aby słuchać głosu rozsądku i robiła to, co podpowiadało jej serce. A serce nie jest najlepszym doradcom, szczególnie dla osoby tak wybuchowej jak elfka.
- Wybacz - zwróciła się do przybyłej. -... za niezbyt miłe powitanie. Trudno jednakże z uśmiechem przywitać kolejnego dziwnego gościa na tym przeklętym przez chaos statku - uśmiechnęła się. Zapewne poradziłaby sobie sama - pomyślała widząc, iż jest wojowniczką. - Ile jeszcze takich cholernych niespodzianek nas czeka? - rzuciła w przestrzeń. Obyśmy jak najszybciej dopłynęli do portu - skrzywiła się lekko. I niech ten koszmar się już skończy.
Awatar użytkownika
Medard
Splatający Przeznaczenie
Posty: 725
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje: Władca , Mag , Badacz
Kontakt:

Post autor: Medard »

- Cześć pamięci dziadka, niech mu ziemia lekką będzie. - odrzekł Medard zaraz po tym, jak usłyszał opowieść o fortelu antenata człowieka podającego się za kupca o imieniu Alexander. Nagle dało się odczuć dziwne, nawet jak na pełne morze, kołysanie toni, a silniejszy niż zazwyczaj wicher mało nie połamał któregoś z masztów. Nie była to jednak żadna burza, ale smok. Gad zebrał się do lądowania na pokładzie, aczkolwiek stwory takich gabarytów na małych przestrzeniach radzą sobie jak mamut stepowy w gęstym lesie mieszanym. Parę machnięć to długimi skrzydły, to zaś mocnymi łapami i los części takielunku okazał się przesądzony. Magiczny zwierz w końcu jakoś usiadł na deskach okrętu, lecz to dopiero początek dziwactw. Przerośnięty jaszczur wyparował jeszcze szybciej niż się pojawił, a na jego miejscu wszyscy uczestnicy wyprawy zastali osobliwą wojowniczkę.
~Człek przyoblekł się w gadzisko, by następnie wrócić do własnej postaci... Necroconomicon wspominał o drakantropach, ale według prapradziadka zwierzęta te nie zapuszczały się aż tak daleko. - mamrotał w myślach wampir, a gdy zobaczył, że co poniektórzy ze śmiertelników dobyli broni i zamierzali w swej głupocie zaatakować coś tak potężnego, wrzasnął:
- Czyście rozumy postradali?! Może to nie jest prawdziwy smok, ale posiada siłę co najmniej niedojrzałego gada, a to tyle, ile zazwyczaj wymaga się od pociągowego konia tudzież wołu. Nie macie z drakantropem większych szans.
- Faktycznie, rzadko spotyka się, by smokołak ot tak wylądował komuś na pokładzie łajby - to jest trochę dziwne. A ze statusem dziwoląga chętnie się pożegnam, kapitanie. - w oczach wąpierza skrzył nienaturalny blask, a tęczówki powoli zmieniały kolor na lekki szkarłat. Sam zaś krwiopijca jął mamrotać coś pod nosem:
- Rectimes hle draconis! Ori'gato lil vlos tlu sseren! Widać, e krew gorącą macie - to teraz rzeczywiście będzie gorąco, aż wam para nosem pójdzie. Kto zaatakuje smokołaka, zginie w straszliwych cierpieniach, od wyparowania krwi poczynając. Radzę wam odłożyć broń.
W skupieniu oczekiwał na reakcję pozostałych, oczywiście trzymając broń w pogotowiu.
So I bless you with my curse
And encourage your endeavour
You’ll be better when you’re worse
You must die to live forever
Jim Steinman

Every night, and every morn,
Some to misery are born.
Every morn, and every night,
Some are born to sweet delight.
Some are born to sweet delight.
Some are born to endless night.
William Blake

Pies patrzy na człowieka z szacunkiem, kot z pogardą, a świnia jak równy z równym. porzekadło Vaerreńczyków
Awatar użytkownika
Gersen
Kroczący w Snach
Posty: 247
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Czlowiek
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Gersen »

Na statku pod dowództwem Gersena, zaczęło robić się bardzo gorąco. Atmosfera sięgała nawet takich, jakie mają miejsce na statkach marynarki wojennej, które nie widują lądu od lat; często sprowadzało się to do tego, że po rebelii, nie miał już kto łajby prowadzić i każdy zdychał z głodu, lub w szaleńczym amoku rzucał się za burtę. Kapitan zdecydowanym ruchem ściągnął z pleców swojego Sjodrena i skierował go nie w stronę smoczycy, lecz zebranego zewsząd tłumu. Kamień osadzony w ostrzu obrał odcień jaskrawej purpury, która prawie dosłownie emanowała gniewem. Wyczuwała zło, energię istoty przeklętej.
- Nikt się nie rusza, do kurwy! Zamknąć się kmioty, a tobie, krwiopijco radzę powstrzymać dzikie pragnienia. Nie będzie żadnych bójek i mordów na tym pieprzonym statku! Wszyscy chcemy przeżyć!
Kapitan doskonale zdawał sobie sprawę jak będzie wyglądał jego okręt po bitwie ze smokiem. Ostatnie miesiące, a nawet dekada pracy pójdzie na marne. Widząc powstanie marynarzy, uświadomił sobie, że prawdopodobnie traktuje ich zbyt dobrze. W końcu wciąż mają siłę do podnoszeniu buntu. Spojrzał na Yurija wściekłym wzrokiem spod brwi, w taki sposób, by ten wiedział, że jego przełożony wcale nie żartuje.
- Wydałem jakikolwiek rozkaz do walki? Nie wydaje mi się! Zatem, drodzy panowie... co wy kurwa jeszcze robicie? Łapać za szczoty i szorować pokład!
That is not dead which can eternal lie, and with strange aeons even death may die.
Awatar użytkownika
Lasair
Zbłąkana Dusza
Posty: 4
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Smokołak
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Lasair »

Widząc poruszenie które wywołała, uśmiechnęła się tylko nieco drapieżnie - odsłaniając na chwilę nienaturalnie białe uzębienie. Była istotą na tyle próżną i pewną siebie, że ludzki strach jej pochlebiał. Teraz też, widząc nerwowe ruchy załogi, słysząc szczęk dobywanej broni - nie mogła się powstrzymać przed jawnym okazaniem zadowolenia. Zamruczała więc, czując głęboki dreszcz przyjemności spływający wzdłuż kręgosłupa, i przeciągnęła się - przymykając z zadowoleniem oczy. Owszem, kiedyś była człowiekiem...ale to ciało lubiła o wiele bardziej.
- Ależ Kapitanie... - uniosła zbrojną w szponiastą rękawice dłoń i poruszyła palcami, obserwując jak słońce rozpala zdobiące stal rubiny barwą zakrzepłej krwi - ...nie wiem czym zawiniłeś, ani w czym okazałeś się niewinnym. Lecz jest dokładnie tak jak mówią Twoi ludzie. Przyleciałam tu siać grozę, pomór i zarazę. Nie chaotycznie nawet, lecz do bólu praworządnie. Liczę wszelakoż na zrozumienie, gdyż jak zapewne wiecie, każda zmiennokształtna istota siedliskiem zarazy jest...a dotknięcie jej grozi nie tylko lykantropią, ale wszelako dalej posuniętymi mutacjami... - wpiła w mężczyznę rozbawione spojrzenie lśniących żywą inteligencją oczu. Na dnie jej bursztynowych tęczówek, słoneczny blask walczył o pierwszeństwo z piekielnym płomieniem Otchłani.
Widziała jak powoli ją otaczają. Kątem oka dojrzała wymierzoną kuszę, uniesione okute żelazem pałki...wreszcie jeden z nowszych cudów techniki - pistolet. Nie poruszyła się jednak, jedynie zawarczała głucho, ostrzegawczo obnażając przy tym zęby. Nawet w ludzkiej postaci otaczała ją pewna, trudna do sklasyfikowania aura grozy. Zaś piękna twarz kobiety nie czyniła z niej istoty wcale bardziej przez to przystępnej - wręcz przeciwnie...potęgowała uczucie obcości. Stulecia podczas których żyła jako przemieniona odcisnęły się nieodwracalnym piętnem na Lasair, zacierając w niej znaczny pierwiastek człowieczeństwa.
I o ile ów pistolet i kusza niejako jej pochlebiały...o tyle widok mizernych, okutych pałek - zdawał się być jawnie uczynionym jej dyshonorem. Nastroszyła się więc widocznie, zasyczała i pochyliła lekko - zamierzając pokazać że do tej pory nie mieli nawet powodów do obaw. Powstrzymała ją jednak interwencja jasnowłosej kobiety... Elfki. Dziewczyna wpadła pomiędzy załogę jak świetlisty piorun, wytrącając z łap jednego z marynarzy kłopotliwą pałkę. Chwilę potem zainterweniował sam kapitan robiąc, na to wyglądało, zupełny zwrot akcji. Lasair nie przestawała być jednak czujna. Poruszyła głową jak jastrząb, wodząc nieruchomym spojrzeniem od elfki do dowodzącego statkiem. W czasach gdy ona była człowiekiem, kobiety nie pływały na okrętach - chyba że były córkami kapitanów. Ta jednak na kapitańską córę nie wyglądała żadną miarą.
- Tak po prawdzie... - odezwała się nagle, uśmiechając lekko. Uśmiech ten nie sięgnął jednak jej oczu. Zimnych, wyrachowanych i złych - ...zlądowałam na ten statek bo nie chciało mi się lecieć. Jak okiem sięgnąć morze...a to jedyna łajba w zasięgu wzroku. Chociaż też lepiej trafić nie mogłam, bo załoga zaiste interesująca.
Mówiąc to, jakby mimochodem przesunęła taksującym spojrzeniem po sylwetce mężczyzny stojącego niedaleko kapitana. Zaś jej uwadze z pewnością nie uszły jego podbarwione szkarłatem tęczówki.
Orpheus
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 112
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Człowiek
Profesje:
Ranga: Zakochany Szlachcic

Post autor: Orpheus »

- Kapitanie przecież czekamy tylko na twój rozkaz do ataku.
Oznajmił żeglarz Yurij wciąż nie zdejmując palca z kuszy. Nie wierzył w słowa kapitana, jednak chwile zwątpił. Nie rozumiał o co chodzi kapitanowi. Może już był pod wpływem tej zarazy?
- Kapitanie, wszakże musimy się tego gada pozbyć albo chociaż wypędzić. Bezpieczeństwo tego wymaga. Zakażone to jest paskudztwem, które w porę nie wyplenione także na nas przejdzie. Przecież mamy na statku białogłowy, Kapitan z pewnością nie chce by umierały w męczarniach.
Powiedział. Reakcja reszty załogi była podobna, potwierdzili słowa mężczyzny.
- Dobrze prawi!
- Ma rację!
Ktoś krzyknął, był to chyba głos Gunthera. A jak wiadomo było Yurij był w nim w zwadzie. Nawet konflikty w tej chwili nie były ważne. Ludzie po prostu bali się o swoje życie. Podobnie myślał Orpheus podający się za Alexandra, także Sullivan oraz Branson, którzy również inaczej się teraz zwali. Pomiędzy szerokie koło, którym otoczone była hybryda wszedł chyba już były asystent mistrza szeptów, dla bezpieczeństwo misji Petera nosił miano i podawał się za doradce Alexandra.
- Nie rozumiecie?
Rzucił jakby z wyrzutem.
- Załoga boi się o życie, my pasażerowie także. Chyba nie chcecie stworzenia tego na statku zostawić?
Były to słowa rzucone szybko i nerwowo, jak z resztą każde jakie teraz padały. Mężczyzna spojrzał na rufę, na której wciąż siedział Orpheus i Branson mierzący swoim własnoręcznie robionym pistoletem. Oczekiwał od Reventlowa pomocy, przecież było wiadomo, że chłopak miał wielki posłuch gdziekolwiek by się nie znalazł. Jednak teraz milczał, nie wsparł towarzysza słowami. Czyżby nie bał się z jakiegoś powodu dziwnej gadziny?

Być może w zamęcie jaki teraz powstał nie było to zauważalne, ale parę chwil temu odbyła się taka scena. Młody szlachcic poczuł, lekkie szarpnięcie rękawa. Była to śniada dłoń jego przyjaciółki. Nigdy nie spodziewał by się tego w takim momencie. Zawsze, dziewczyna milczała i usłużnie wypełniała polecenia, gdy nadchodziło niebezpieczeństwo. Teraz było inaczej. Czyżby już nie wierzyła, że chłopak może zapewnić jej bezpieczeństwo? Może to była wina tego treningu jaki przechodziła pod ich wspólnym okiem.
- Alexandrze, zostaw ja.
Stwierdziła dziewczyna.
- Czemu?
- Czuję. To nie będzie dobre.
Usłyszał szept Malaiki, głęboko się nad nim zastanawiając. Przecież gdyby to było zwykłe przeczucie nie powiedziała by mu o nim. To dotyczyło czegoś więcej. może jego towarzyszka posiadła moc odczytywania energii jaką dysponują z rzadka niektórzy ludzie? Choć nie chciał, musiał wziąć pod uwagę tą możliwość. Podejmowanie decyzji stało się teraz niebywale trudne. Milczał... Patrzył zimnym, pustym wzrokiem na ową istotę przyczynę tego chaosu. Milczał...
I will get to you
And take you down
Tear your insides out
Crush your soul
Awatar użytkownika
Gersen
Kroczący w Snach
Posty: 247
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Czlowiek
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Gersen »

Cierpliwość i zimna krew, z którą podchodził nawet do największych bitew, powoli schodziła z drogi czystej brutalności i gniewowi Gersena. Niesubordynacja podległego mu oddziału marynarzy wcale nie poprawiała stanu rzeczy. Chłopcy okrętowi w panice podnieśli broń i wycelowali ją w jaszczura z poczuciem wyższości, który wykorzystał sobie jego okręt jako przystanek podczas lotu. Musi ochrzcić jakoś ten statek; okazuje się, że prawdą jest powiedzenie, że statek bez nazwy przyciąga nieszczęścia. Sztormy, wampir, smok i bombardowanie miasta. Nie, to z pewnością nie jest wina nazwy tej kupy pozbijanych ze sobą desek.
- Zamknąć się i wykonać rozkaz! Skrócę o głowę każdego, kto zacznie tutaj burdę. Obojętnie, czy jest marynarzem, wampirem, czy ma pierdolone łuski! Potoniecie wszyscy, jeśli zaczniecie walczyć ze smokiem, idioci! Powtarzam po raz ostatni... wykonać rozkaz.
Ostatnie słowa Gersena były tak stanowcze, że niewiele brakowało, by już one same zmiotły kilku z marynarzy z pokładu. Ten zaś rozejrzał się ponownie po zebranych wokół ludziach. Wampir, elfka, nawet uchodźcy z... pistoletem? Gersen widział niegdyś podobne instrumenty, ale ten tylko odrobinę przypominał jeden z nich. Musiał być wykonany własnoręcznie. Co z niego do cholery za kupiec? W końcu zdał sobie sprawę, że gdy odwrócił się w kierunku tłumu, stał plecami do sprawcy tego zamieszania... kobiety-smoka. Nie chcąc szybko się odwracać, po prostu delikatnie przechylił głowę, by móc ją uchwycić kątem oka.
- Ufam, że przerwa podczas lotu potrwała już wystarczająco długo? Nalegam na dalszą podróż, szanowna pani. Nastroje na statku są dość... skrajne, jak widać.
That is not dead which can eternal lie, and with strange aeons even death may die.
Zablokowany

Wróć do „Wybrzeże Cienia”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 1 gość