Strona 1 z 1

Ruiny gospody.

: Pią Gru 10, 2010 11:40 pm
autor: Dwayt
Pojawili się w starej, opuszczonej gospodzie, gdzie unosiła się okropna chmura kurzu i brudu, zapach był nieprzyjemny, a widok jeszcze gorszy. Promienie porannego słońca próbowały dostać się przez wąskie szczeliny w ścianach lub zabitych deskami oknach. Dwayt odmienił się powracając do swojej zwyczajnej ludzkiej formy, nadal miał na sobie jedynie spodnie i wisiorek w kształcie kła na szyi. Tia dalej wtulona była swoją głowę do jego piersi, jej skóra była miękka i przyjemna, dodatkowo zapach przynosił lekkie ukojenie nozdrzom Dwayta do których ciągle starał się wkraść smród panujący w ruinach.
- Więc, gdzie teraz jesteśmy ? - Zapytał z dość dziwną jak na niego uprzejmością w głosie.
Opuścił objęcia kobiety i ruszył do czegoś na pozór wyglądającego jak drzwi. Gdy się zbliżył chwycił za deskę przybitą gwoździami do ściany i wyrwał ją, nie było to trudne zważywszy na to, że deska była już spróchniała, a gwoździe przeżarte rdzą, tak samo postąpił z resztą desek, aż wreszcie mógł spokojnie pchnąć drzwi przed siebie. Do wnętrza dużego holu budynku dostało się światło wschodzącego, porannego słońca. Z początku ten blask oślepił Dwayta, ale szybko przyzwyczaił się do zmiany oświetlenia. Machnął ręką w stronę drzwi, miał być to znak dla Tii, aby ruszyła za nim. Wyszedł z budynku i rozejrzał się dokładnie. Wszędzie było pełno rozpadających się różnorakich budynków. Kiedyś z pewnością to miasto mogło być uważane za cudowne i piękne, teraz jednak nic po nim nie zostało. Ciekawiło go co spowodowało zgubę tego miejsca, przez chwile miał zamiar zapytać Tie, ale uznał, że nie ma takiej potrzeby, więc milczał dalej. Szedł ulicami szukając bramy, choć nie było takiej potrzebny, ponieważ w wielu miejscach mur był zniszczony i bez problemu dało się przedostać na jego drugą stronę nie używając standardowego wyjścia. Uznał jednak, że tak będzie łatwiej, mogliby wtedy udać się drogą do następnego miasta, nie gubiąc się przy tym, poza tym miał złe przeczucia co do okolic tego miejsca, mogło tu być niebezpiecznie, a na drodze przynajmniej nikt i nic ich nie zaskoczy.

Re: Ruiny gospody.

: Sob Gru 11, 2010 10:30 pm
autor: Tia
Zwolniła uścisk ramion gdy poczuła jak jego postać się prostuje. Zachowywała się teraz wobec niego z nieśmiałością, jakby się bała, że jeden zły ruch, słowo... jeden błąd może zostać przez niego uznany za powód do odtrącenia.
Kiedy odsłonił drzwi wpuszczając słońce do pomieszczenia, uniosła ramiona, osłaniając się przed rażącym blaskiem. Mrużąc oczy, spoglądała na niego spomiędzy dłoni. Sylwetka wilkołaka znajdowała się w świetle drzwi, otoczona słoneczną aureolą. Po plecach przeszły jej ciarki i pomyślała, że mógłby być kimś więcej niż zwykłym zmiennokształtnym. Powinien być kimś więcej...

- Obawiam się, że spartaczyłam robotę - przyznała się przestępując nad połamanymi resztkami krzesła i wychodząc na zewnątrz - Powinniśmy być gdzie indziej. Brama dawno nie przenosiła śmiertelnika. Nawet nie wiem czy kiedykolwiek to zrobiła. Prawdopodobnie powstały jakieś odchylenia przestrzeni w wyniku których znajdujemy się... - zawiesiła głos i spojrzała po dość żałosnym krajobrazie - Właśnie tutaj...

Podążyła za Dwaytem w kierunku pozostałości bramy miejskiej. Szła w milczeniu i nie patrzyła na niego. Włosy miała dalej rozpuszczone i była boso. Czerwona sukienka z jednym ramiączkiem, odsłaniająca udo nie pasowała jej do samopoczucia. Najchętniej nałożyłaby coś pokutnego. - Przykro mi, że wyrzuciło nas na takim odludziu - bąknęła wreszcie, gdy już przemieszczali się traktem. Po raz pierwszy nie kaprysiła i nie narzekała ani na głód, ani na zmęczenie, ani na kamyki wżynające jej się w stopy. Był przy niej z własnej woli. Ta świadomość uszczęśliwiała ją tak bardzo, że żadna fizyczna uciążliwość nie mogła jej tej radości odebrać.

Re: Ruiny gospody.

: Sob Gru 11, 2010 10:52 pm
autor: Dwayt
- Spodziewałem się, że trafimy do gorszego miejsca. - Odpowiedział na słowa Tii wzruszając jednocześnie ramionami.
Po kilku chwilach znaleźli się przy masywnej bramie, metalowe kolce u góry były zardzewiałe i wyglądały jakby miały spać gdy Dwayt i pokusa będą przechodzić pod nimi. Na szczęście były to tylko pozory, dwójce udało się wyjść z ruin miasta bez większych problemów. Przed nimi znajdowała się teraz piaszczysta droga, od czasu do czasu widać na niej było ostre malutkie kamienie. Dwayt tak samo jak Tia był boso, ale zupełnie mu to nie przeszkadzało przez jego zwierzęcą naturę jego ciało uległo kilku ewolucjom pozwalającym poradzić sobie w terenie. Naokoło nich znajdował się las lecz nie wyglądał zbyt zachęcająco, a zniszczone i wysuszone drzewa nie wskazywały na to, aby niedaleko mógłby znajdować się jadalny pokarm. Dwayt ciągle szedł przed Tią, nie odwracał się i przez dłuższy czas nic nie mówił jednak postanowił zacząć rozmowę, milczenie w towarzystwie wydawało mu się dziwne, a nie widział powodu dla którego miałby usta trzymać zamknięte.
- Gdzie chciałabyś się udać ? - Zapytał nagle, z zaskoczenia.

Re: Ruiny gospody.

: Nie Gru 12, 2010 8:29 am
autor: Tia
Uśmiechnęła się słysząc jego głos i popatrzyła na niego. Dłuższą chwilę z przyjemnością wpatrywała się w jego ostry profil po czym odpowiedziała nieco żywszym tonem niż poprzednio.
- Może najpierw powiem ci gdzie chciałam. Wiesz... z Piekła, po tamtej stronie wychodzi się i wchodzi jedną Bramą, ale po tej wejść i wyjść jest wiele. Stworzenie portalu wymaga mocy gromadzonej latami, która często doprowadza do obłędu. Znalazło się w dziejach kilku takich, którzy mimo wszystko uparli się tego dokonać. Portale są zapieczętowane i chronione kluczem, słowami w Czarnej Mowie. Ten, który wybrałam jako nasz docelowy znajduje się praktycznie w samym mieście. Znasz może Trytonię? Jest tam wielki port. Część miasta graniczy z morzem za pomocą ubogich slumsów, ale niewielka część morza obmywa też tereny pałacowe. Znajduje się tam świątynia, a od niej wychodzi w morze kolumnada, zakończona kaplicą, którą nieustannie biją spienione fale. Jest tam kamienny ołtarz i co jakiś czas jakiś fanatyk zabobonów modli się tam o bezpieczeństwo dla statków i dobry połów rybaków. Nieliczni wiedzą, że to jedna z Bram do Piekła. Symbole na tym ołtarzu pozwalają na przeniesienie. Oczywiście gdy zna się hasło. Droga działa w dwie strony.
Znów zerknęła na Dwayta z lekkim uśmieszkiem satysfakcji, bo była pewna, że informacja jest dla niego nowością.
- A dokąd chciałabym zajść teraz? Do jakiegokolwiek cywilizowanego miasta, gdzie można wziąć kąpiel i kupić jakieś ubranie. Dobrze byłoby też coś zjeść. Nie jesteś głodny?

Re: Ruiny gospody.

: Nie Gru 12, 2010 2:39 pm
autor: Dwayt
Nie wyobrażał sobie jak może wyglądać miejsce które opisywała Tia, ale słuchał jej uważnie w pewnym sensie zafascynowany. Dopiero gdy pokusa wspomniała o jedzeniu faktycznie zdał sobie sprawę, że od jakiegoś dawna nic nie jadł, od tamtego czasu żołądek co kilka chwil dopominał się o jedzenie.
- Owszem, trochę zgłodniałem. - powiedział niby obojętnie.
Dwayta zaczęło to irytować, tym tempem nie doszliby nigdzie nawet za kilka tygodni, trzeba było więc przyspieszyć tą podróż. Zatrzymał się i obrócił do kobiety, chwile się zastanawiał, aż wreszcie westchnął.
- Wejdź mi na grzbiet. - rzekł nieco zażenowany.
Po tych słowach jego ludzkie ciało zaczęło się zmieniać i z każdą sekundą bardziej przypominało wyrośniętego wilka o złotej sierści. Gdy transformacja dobiegła końca usiadł, aby Tii łatwiej było się na niego wdrapać, z jego ust wydobywał się szybki i cichy dźwięk wdychanego i wypuszczanego powietrza. Kiedy kobieta znalazła się na nim mogła poczuć, że sierść jest dość szorstka. Dwayt nie czekał długo, gdy tylko pokusa objęła jego szyje ramionami, aby nie spaść, on pognał przed siebie. Nie było to może najszybsze tempo, ale na pewno dotrą do miasta w krótszym czasie niż gdyby mieli iść na zwyczajnie.

Re: Ruiny gospody.

: Pon Gru 13, 2010 9:59 pm
autor: Tia
Tianalazere dotykała szorstkiej złocistej sierści z przyjemnością. Zagłębiła w nią palce i jechała nisko pochylona nad grzbietem wilka. Czuła, że jest między nimi inaczej niż dawniej. Kiedyś miała przewagę. Nie znał jej rasy i umiejętności. Może nie ufał jej bardziej, ale nie czuł za dobrze rodzaju zagrożenia. Jego pewność siebie była pozytywna, a ich starcia w prosty sposób rozwiązywało wzajemne pragnienie. Teraz było inaczej. Czuła od Dwayta złość i dystans. Nie droczył się z nią, by mocniej go pragneła. Gardził nią. To bolało diablicę i wywoływało w niej bezradną rozpacz. Przed nastaniem świtu znaleźli jakąś mieścinkę, która zapewne nie miała nawet swojego miejsca na mapach. Stał tam jeden zajazd, studnia i kilka gospodarstw oraz mały kosciółek. Tia zsunęła się z wilka i spojrzała na niego pytająco.
- Nigdy nie miałam uczciwie zarobionego złota. Wyłudzałam je od ofiar. Tak samo wszelkie przysługi. Jeśli mam tego nie robić, to skąd weźmiemy pieniądze na nocleg? -



Ciąg dalszy