RododendroniaChyba zawsze już tak będziemy pogmatwani

Rododendronia od wieków strzeże północnych krańców Środkowego Królestwa, zapewniając położonym bardziej na południe miastom względny spokój. Na północy krążą hordy potworów, których to dzielni wojownicy - swoją drogą jedni z najlepszych - usiłują trzymać z daleka od spokojnych ziem na południu. Królestwo Rododendroni posiada kopalnie najczystszego żelaza, z którego lokalne kuźnie wytapiają najznakomitszą stal, co zdecydowania ułatwia zadanie obrońcom.
ODPOWIEDZ
Awatar użytkownika
Erebus
Zbłąkana Dusza
Posty: 3
Rejestracja: 11 miesiące temu
Rasa: Czarodziej
Profesje: Mag , Arystokrata , Urzędnik
Kontakt:

Chyba zawsze już tak będziemy pogmatwani

Post autor: Erebus »

        Słońce oświetlało niewielki dwór coraz to cieplejszymi promieniami, zatapiając go w odcieniach beżu i żółci. Umorusany ziemią ogrodnik przemywał się wodą z wiadra obok, zmęczony plewieniem chwastów. Po chwili wstał, zbyt gwałtownie jak na jego stare plecy, co podkreślił cichym stęknięciem. Gdy został pozdrowiony przez kucharkę, która akurat przechodziła z martwą perliczką w ręku, uśmiechnął się jedynie, odsłaniając brakujące zęby, po czym zaśmiał się cicho i skinął chaotycznie głową.
        - Dź-dzień dobry, p-p-panie! - zawołał w kierunku upierzonego orło-lwa, gdy ten przystąpił do lądowania. Mężczyzna o szpakowatych włosach pomachał na powitanie i dopiero kiedy czarodziej dotknął stopami ziemi, zaczął się kłaniać tak nisko, na ile pozwolił mu rozklekotany kręgosłup.
        Erebus w pierwszej kolejności otrzepał się z kurzu, a dopiero potem przeniósł wzrok na swojego sługę. "Czas nie oszczędza ludzi."
        - Dzień dobry, Mikael. - Dotknął palcami jego ramienia na znak, że nie musi już dłużej tkwić w tej pozycji. - Jak sobie radzisz?
        Mikael uśmiechnął się szerzej. Odchylił plecy do tyłu, po czym zaczął rozmasowywać dłonią zesztywniały kark i barki.
        - Dobrze, panie, d-dobrze! Rozkwitły kolejn-ne kwiaty, naliczyłem już d-dzisiaj ponad t-t-trzysta - oznajmił z wymalowaną na twarzy satysfakcją.
        - W takim razie musisz się udać na zasłużony odpoczynek. - Czarodziej wysilił się na delikatny uśmiech. - Zjedz coś ciepłego.
        Mikael ukłonił się ponownie. Stukrotnie podziękował swojemu panu, a następnie grzecznie usunął się z drogi.
        W międzyczasie Gregory ciągnął Albusa do stajni. Gryf jak zwykle dał mu niezły wycisk, skacząc z radości na wszystkie strony i trącając go dziobem po plecach.
        - Uspokój się, bo nie dostaniesz jeść! - krzyknął kotołak. Wbrew jego intencjom, owe słowa tylko bardziej rozochociły upierzonego czworonoga, który jedyne, co zrozumiał, to że dostanie jeść.

        Erebus przestąpił próg drzwi wejściowych, wzdychając ciężko. Dzisiejszy dzień dłużył się niemiłosiernie, zdawał się wręcz nie mieć końca. Mimo że do zachodu słońca została jeszcze godzina, czarodziej był zbyt zmachany psychicznie, by wziąć się za ambitniejsze zajęcia. Skierował się prosto do swojego pokoju. Wyjął z szafy karafkę z niebieskim płynem oraz mały woreczek, na którym zatrzymał dłużej wzrok. Po chwili wymieszał w kieliszku zawartość obu pojemników i wychylił naczynie do dna z zaskakującą wprawą.
        Odziany wyłącznie w spodnie położył się na łóżku przyjemnie odprężony. Wpatrywał się w sufit, naliczając mnóstwo nowych kolorów, na które wcześniej był kompletnie ślepy. Zastanawiał się, jak to jest być artystą, malarzem. Móc uchwycić to wszystko na płótnie, pokazać światu. Czasami dopadał go smutek, że nie był w stanie podzielić się tym widokiem z innymi. Szybko uświadamiał sobie, że to absurdalne i zaczynał śmiać się do rozpuku, sam do siebie, nie przejmując się, że ktoś go usłyszy.
        Minęła dłuższa chwila, a on stracił większość swoich wyimaginowanych wizji. Mimo to nie ruszał się, obserwował tępo niewielkiego robaczka spacerującego po zgięciach fiołkowej kotary. Zupełnie sam, otumaniony przytłaczającym rozmiarem świata, na którym przyszło mu egzystować. "Zupełnie jak ja..." - pomyślał. Zauważył, że to do niego niepodobne. Ale może czasem, aby być w pełni sobą, trzeba stać się na chwilę kimś innym? Skąd wiesz, kim jesteś, jeśli nie próbowałeś być każdym?
        Ten moment filozoficznych dywagacji został niespodziewanie przerwany natarczywym pukaniem. Erebus nie był pewien, czy głowa nie płatała mu figli, ale postanowił to sprawdzić. Zarzucił koszulę na grzbiet, nie kłopocząc się z zapinaniem jej, wsunął kapcie, a na koniec skierował się ku drzwiom wejściowym, wolny od jakichkolwiek spekulacji.
Awatar użytkownika
Gillian
Zbłąkana Dusza
Posty: 3
Rejestracja: 11 miesiące temu
Rasa: Nemorianin
Profesje: Szlachcic , Skrytobójca , Wojownik
Kontakt:

Post autor: Gillian »

        Księżniczce ciemności nie pozwalano już na wiele. Mogła jedynie chodzić w określone rejony Alaranii, do których Krall miał natychmiastowy dostęp, a najlepiej żeby na miejscu znajdowali się jego poplecznicy. Wtedy przynajmniej Król miał pewność, że jego córka nie ucieknie gdzieś poza jego zasięgi. Takim miejscem, w które mogła bezpiecznie udać się Gillian, była Rododendronia - piękne miasto, które za nic nie współgrało z jej mroczniejszą naturą. Wesołe, uśmiechnięte twarze co chwilę zachęcały nemoriankę do zakupu dumy ich ziem - kwiatu, który doprowadzał kobietę do porzygu. Aż przypomniała sobie niezręczny moment zaręczyn, których tak naprawdę wolałaby nie pamiętać. Już nie wspominając, że takowych dopiął jej ojciec z wyżej postawionym staruszkiem, który po prostu pośredniczył w całym akcie. Starszy mężczyzna przyniósł wówczas piękno-wstrętny bukiet azalii, które rzekomo symbolizowały właśnie Rododendronię - w ten sposób Gillian została przypisana do mężczyzny, którego nawet nie znała z widzenia. Nie była jednak na tyle głupia, aby siedzieć bezczynnie jak ta laleczka, aż wydadzą ją za mąż - zapewne też bez jej udziału. Jedyne, do czego będzie potrzebna, to spłodzenie potomstwa, dokładnie tak jak wcześniej Elmaris. Nikt nie widział w samej nemoriance potencjału, lecz z połączenia jej mocy i siły jakiegoś potężnego maga, mógł powstać naprawdę potężny wojownik. A wtedy Otchłań, zwłaszcza pod rządami Kralla, nie miałaby sobie równych.
        Nemorianka spędziła więc cały dzień ze swoim ojcem, próbując wydobyć jak najwięcej informacji o swoim narzeczonym. Krall nie zwrócił uwagi na myśli swej córki, więc z radością opowiadał jej o młodym paniczu Erebusie, niezwykle silnym magu i szanowanym uczonym. A Gillian była już na tyle dobrze wyszkolona, że wystarczyło jej tylko imię. I wspomnienie tych paskudnych azalii.

***

        W Rododendronii znajdował się stary Trunell, który zaaranżował to małżeństwo. To właśnie on został przydzielony kobiecie, aby nie wpadła jej do głowy chęć ucieczki. Mężczyzna jednak był na tyle rozkojarzony i stary, że księżniczka ciemności nie potrzebowała żadnych dodatkowych środków, aby się go pozbyć. Po łyku ciepłego naparu w pierwszym lepszym barze, starzec po prostu padł, swym chrapaniem zagłuszając gościom wszelkie rozmowy. Gillian natomiast udała się tam, gdzie od początku planowała. Mijając miejscowych rzezimieszków oczywiście zdążyła się zaopatrzyć w broń, której potrzebowała. Nie każą jej przecież wyjść za mąż za kogoś, kto nie żyje.
Prawda?

        Z cienia pozyskała zakrzywiony sztylet i drobny szpikulec, który - jak podejrzewała - zapewne w swym oryginalnym stanie służył do zatruwania ofiar. Jako wierna, czarna kopia również się nada - ale prędzej jako doskonała technika na tortury. To Gillian zdecydowanie postanowiła poćwiczyć, z racji na kiepskie doświadczenia z takowymi.
        Podróż do posiadłości nie zajęła jej długo. Stanęła przed drzwiami, nie zastanawiając się nawet nad innymi metodami włamania czy zaskoczenia - najlepiej zadziała tutaj najprostsza metoda. A nemorianka była bardzo silna i również pewna siebie, więc też i gotowa na to starcie - nawet jeżeli jej wrogiem jest mag. Ona sobie poradzi. Więc gdy tylko ostatnie promienie słońca schowały się za horyzontem i ciemność objęła posiadłość, Gillian zapukała trzy razy w drzwi. Jak dama.
Ale że nemorianka nie była prawdziwą damą, po dwóch sekundach się zdenerwowała i zaczęła natarczywie walić pięściami w kawałek drewna. Chciała już mieć to za sobą, zwłaszcza że jej ręce były jeszcze niezbrukane cudzą krwią. Gdy drzwi tylko lekko się uchyliły, Gillian nie czekała, aż w pełni się otworzą. Kopnęła je, po czym momentalnie wparowała i ze swym nowym przyjacielem - czarnym jak noc sztyletem - uniosła dłoń do gardła czarodzieja. Swoim natarczywym krokiem i zapewne zaskoczeniem mężczyzny, wynikającym z ostrza nieopodal szyi, doprowadziła czarodzieja na skraj pomieszczenia i przyszpiliła do ściany. Jej spojrzenie mówiło samo za siebie - gotowa jest na wiele, ale to wszystko zależało od jego odpowiedzi. A postawa świadczyła o gotowości do obrony, o ile mężczyzna podejmie się walki z nią, zamiast posłusznie dać się pochlastać.
        - Erebus Ulykke Berlioz lu Cholerathall? - zapytała rozdrażniona. - Cześć. Wybacz wczesną wizytę, ale wprost nie mogłam się doczekać, aż owdowieję.
ODPOWIEDZ

Wróć do „Rododendronia”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 1 gość