Dalekie Krainy[Mangra Adavis/Smocze Pustkowia] "Razem raźniej" to pojęcie względne

Poza Środkową Alaranią istnieją setki, najróżniejszych krain. Wielka Pustynia Słońca, Góry Księżycowe, archipelagi wysp, płaskowyże, mokradła, a nawet lądy skute wiecznym lodem. Inny świat, inne życie, inni ludzie i nieludzie. Jeżeli jesteś podróżnikiem, czy poszukiwaczem przygód wyrusz w podróż w najdalsze zakątki wielkiej Łuski Alaranii.
ODPOWIEDZ
Awatar użytkownika
Vaires
Zbłąkana Dusza
Posty: 7
Rejestracja: 1 rok temu
Rasa: Łowca Dusz
Profesje: Łowca , Nauczyciel , Wojownik
Kontakt:

[Mangra Adavis/Smocze Pustkowia] "Razem raźniej" to pojęcie względne

Post autor: Vaires »

Daleko na północy Alaranii tuż przy Wielkim lesie Namorzynowym w Uniwersytecie Tysiąca Kwiatów chodziły plotki o znikających studentach. Opowieści świadków były skrajnie różne, ale łączył je jeden element. Każde zdarzenie miało mieć miejsce na granicy ze Smoczymi Pustkowiami. Pragnący wrażeń uczniowie często zapuszczali się w tamte okolice skuszeni wizją spokoju i poczucia wolności. Wszak nie było tam domów ani osad. Mogli robić, co tylko chcieli.
Władze uczelni zaniepokojone regularnie zmniejszającą się liczebnością podopiecznych postanowiły znaleźć pomoc. Zatrudnili więc wielu odważnych śmiałków, najemników, rycerzy czy innych poszukiwaczy przygód. Żaden nie wrócił, a co gorsze, nie rozwiązał problemu.
Zrządzenie losu sprawiło, że te informacje dotarły do Vairesa i Besaleela. Zaczęło się od pogłosek na targowisku Karelly. Piekielny w celu zirytowania swego towarzysza przeglądał stoiska nad wyraz ślamazarnie i kilkukrotnie, podkradając drobiazgi, gdy tylko Bes spuścił go na chwilę z oczu. Dopiero później gdzieś w tłumie ktoś przebąkiwał o tajemniczych zniknięciach uczniów. Na początku niespecjalnie zwróciło to ich uwagę, ale potem przyszła zapłakana kobieta, wykrzykująca by nikt nie wysyłał swoich dzieci w tamte strony. To było ostatecznym bodźcem do podjęcia decyzji o sprawdzeniu prawdziwości tych pogłosek. Choć tak właściwie to zrobił to niebianin, powstrzymując piekielnego przed opowiedzeniem ów biednej kobiecie o tym, jak to rzekomo widział makabryczną śmierć jej syna, nie omijając krwawych szczegółów. Głównie z tego powodu tak szybko opuścili targowisko.

- Przecież to by jej nie zabiło – marudził wciąż podczas lotu – Poza tym już prawie wiedziałem, co chciałem. Po wszystkim tu wracamy – zażądał bardziej w celu przetestowania anielskiej cierpliwości niż faktycznej zachcianki.

Droga na uniwersytet prowadziła przez gęsty las, dlatego też zdecydowanie lepszym i szybszym pomysłem było przelecenie ponad koronami drzew. Co więcej, z tej perspektywy już z oddali widzieli charakterystyczne wieże budynku. W pewnym momencie piekielny oberwał anielskim piórem prosto w twarz i prawie wybiło go to z równowagi.
- Aniele, są naprawdę ciekawsze sposoby na zabicie piekielnego niż atak starą lotką – podleciał tuż obok niebianina, aby trzepot skrzydeł nie zagłuszał jego słów. Ciężko stwierdzić czy to miała być forma żartu, czy poważne stwierdzenie – Chyba że twoim zamiarem było załaskotanie mnie na śmierć.

Wylądowali niedaleko murów uczelni. Vaires ukrył skrzydła pod ciemnym płaszczem oraz włożył kapelusz, który, chociaż częściowo zakrywał jego twarz. Aureola dopasowała się idealnie wokół jego ronda, więc miał nadzieję nie zwracać aż tak dużej uwagi. Strasznie irytowały go takie przebieranki, ale zbyt dużego wyboru nie miał. Zawsze w takich momentach tęsknił za swoją erravalską postacią.
Westchnął z utęsknieniem na widok uczelni, która, choć nie była tą jego, wciąż pozwalała na przywołanie miłych wspomnień, wypełnionych wrzaskami agonii niczego niespodziewających się studentów. Miał nadzieję, że kiedyś to wróci. Na razie jednak był zmuszony podążać niemalże ślepo za Besem. Co gorsza, fakt, że pierzasty był jego dawnym uczniem, w ogóle nie pomagał, tylko wzmagał poczucie hańby.
Dlatego po przekroczeniu drzwi wejściowych nie odezwał się nawet słowem. Na powitanie wyszła im zatroskana profesor o elfich uszach w klasycznej czarodziejskiej szacie. Jakby instynktownie zagadała do anioła, odrobinę ignorując piekielnego.

- Nowi uczniowie czy przyszliście…w TEJ sprawie? – zapytała, ostatnie słowa wymawiając ciszej z dużą dozą ostrożności.
- Nie, przyszliśmy w TAMTEJ sprawie – wtrącił się łowca dusz, a gdy spoczął na nim zmieszany wzrok leśnej elfki, z rezygnacją wypisaną na twarzy dodał – Tak, w tej.
Awatar użytkownika
Besaleel
Zbłąkana Dusza
Posty: 6
Rejestracja: 1 rok temu
Rasa: Anioł Światła
Profesje: Łowca , Badacz , Wojownik
Kontakt:

Post autor: Besaleel »

        Rynek w Karelli był jednym z największych targowisk na północy kontynentu, stąd też niebianin uznał, że warto go odwiedzić i przekonać się, czy ma coś ciekawego do zaoferowania. Obszar poszukiwań Besaleela był dość zawężony - potrzebował bowiem oręża, wytrzymalszego niż poprzedni, którego tym razem nie skruszą szczęki krwiożerczej bestii, z jakimi mieli do czynienia przez ostatni rok.
        Miał trochę oszczędności, co nie znaczy, że mógł pozwolić sobie na luksusy. Najczęściej zatrzymywał się przy broniach drzewcowych, którymi władał z niemałą wprawą. Z jednej strony chciał dokonać rzetelnego wyboru, z drugiej zaś wiedział, że nie może sobie pozwolić na zbytnią zwłokę - kula u nogi w postaci piekielnego, przypominającego zachowaniem niesfornego szczeniaka, wymagała ciągłej obserwacji. Wiedział, że jeśli tylko spuści go z oczu, ten odwali coś niewyobrażalnie głupiego. Znowu.
        Wkrótce jego zmysł magiczny wykrył coś niepokojącego. Skierował swoje kroki ku jednemu ze straganów kupieckich, aby potwierdzić pewne przypuszczenia. Nie mylił się.
        - Dzień dobry, czy to pan zaklął tę broń? - zapytał sprzedawcy, wskazując na halabardę zawieszoną pośród innych wycenionych obiektów. Nic tutaj nie przekraczało wartości złotego gryfa, co w przypadku uzbrojenia czy zaklętych przedmiotów wzbudzało podejrzenia.
        Halabarda, która przykuła uwagę anioła, wytaczała aurę przesiąkniętą złem. Nie potrafił odczytać jej w pełni, dlatego nie wiedział, w jaki sposób, ale był pewien, że owa broń jest śmiertelnie niebezpieczna i została stworzona po to, by uprzykrzać życie. Nie chciał rzucać fałszywych oskarżeń, postanowił jednak wywołać w rozmówcy presję, aby temu nie przyszło do głowy łgać. Spojrzał mężczyźnie prosto w oczy, jedną ręką wywołując krótki gest, który miał odepchnąć wszelkie kłamstwa na bok.
        - Ja? Oczywiście, że nie! - Kupiec roześmiał się, jakby usłyszał coś do bólu absurdalnego. - Ja tylko skupuję i sprzedaję, nic, co tutaj ujrzysz, nie zostało przeze mnie zrobione. Ale ta pomyłka mi schlebia. Naprawdę pan myśli, że wyglądam na specjalistę od kreomagowania? - Brodacz uśmiechnął się, lecz minęła chwila i zamiast usłyszeć odpowiedź, spotkał się jedynie z uporczywym spojrzeniem. Odchrząknął niezręcznie, po czym zdjął oręż ze ściany i położył go na ladę. - Jest warta krocie, ale wyłącznie dla pana sprzedam ją za niecałe czterysta pięćdziesiąt ruenów!
        Besaleel ku własnemu zdziwieniu skorzystał z oferty. Wiedział, że to nie przelewki i być może w ten sposób skazuje się na podły los. Uznał jednak, że tak będzie lepiej - co by się nie stało, padnie na niego, zamiast na Panu ducha winnego człowieka. A przecież on się trochę na tym znał, miał szansę zbadać magię, która tkwiła w tym przedmiocie, a następnie ją wyegzorcyzmować. Oczywiście najpierw musiał jej użyć, inaczej nie dowie się, jakie wyrządza szkody...

        Późniejsze wydarzenia potoczyły się szybko. Niebianin spojrzał na piekielnego, który jeszcze chwilę temu jedynie przyglądał się biżuterii, a obecnie wypychał sobie nią kieszenie. Westchnął z dezaprobatą. Podszedł do stoiska tak jak wielu innych, a następnie, bez przyciągania uwagi gapiów, dopilnował, by Vaires odłożył wszystkie łupy na swoje miejsce.
        - Dlaczego spośród wszystkich piekielnych musiałem trafić na tego najbardziej zdziecinniałego? - wyszeptał, a jego ton głosu przypominał skargi samotnej matki, której nie pozwalał zasnąć lament niemowlaka.
        Po chwili uwagę obojgu zwrócił na siebie prawdziwy lament, prawdziwej matki, która jednak nie płakała z powodu niemowlaka, a tęsknoty za zaginionym synem.
        Besaleela zaskoczyło, że Vaires tak ochoczo podszedł wraz z nim do cierpiącej kobiety. Szybko przekonał się, że w przeciwieństwie do anioła, który pragnął ją pocieszyć, chodziło mu raczej o pogłębienie jej bólu. Anioł, uciszywszy swojego bezdusznego towarzysza, wypytał kobietę o niezbędne informacje, naprzemiennie gładząc ją po głowie. Na odchodne zaklął jej naszyjnik, aby wpływał na matkę uspokajająco i podtrzymywał jej wiarę w powrót dziecka do domu.

        Lot na zachód nie obszedł się, rzecz jasna, bez irytującej paplaniny, która opuszczała usta łowcy dusz. Besaleel, mimo że starał się ignorować jego docinki, czasami doprowadzony do szału dawał się sprowokować i wdawać w bezsensowne dyskusje, za które potem pluł sobie w brodę.
        - Nie tylko oręż zdolny jest pozbawić kogoś życia - rzucił oskarżycielsko. Wiedział, że nie musi tłumaczyć tego swojemu towarzyszowi, który grzeszył z premedytacją, a potem udawał niewiniątko.
        - Nie ma mowy. Wiń siebie za to, że zmarnowałeś czas na kradzieży. Poza tym nie sądzisz, że obecnie nie jesteś w korzystnej pozycji do stawiania warunków? - Uśmiechnął się pod nosem. Tylko ta przewaga, kontrola nad piekielnym, utrzymywała anioła przy zdrowych zmysłach, inaczej już dawno by oszalał od słuchania ciągłego biadolenia.
        Znajdowali się coraz bliżej celu. Niebianin wysunął się na prowadzenie bez jakiegoś szczególnego powodu, dlatego kolejne słowa łowcy nieco nim wstrząsnęły.
        - O czym ty... - urwał. Nie lubił zdradzać swoich myśli Vairesowi, zwłaszcza jeśli wskazywały na jego niepewność. Anioły nie tracą tak po prostu piór. W skrajnych przypadkach, przy wyrwaniu bądź w naprawdę starym wieku - owszem, to się zdarza. Jednak skrzydła to jeden z najszczodrzejszych darów Pana, z kolei sługi Niebios to nie gołębie, które srają po ulicach czy też właśnie gubią pióra...
        Besaleel chciał wierzyć, że to tylko przypadek. Coś mu jednak mówiło, być może lekka paranoja, że sprawcą jest jego nowy nabytek - przeklęta broń. Już za moment odzyskał spokój, a wtedy kontynuował:
        - Znam prawdopodobnie więcej sposobów na zabicie piekielnego, niż ci się wydaje - odparł. "I niż sam chciałbym znać."

        Wylądowali nieopodal uniwersytetu, który bez wątpienia zasługiwał na swoją nazwę. Mimo to zarówno anioł jak i łowca nie rozwodzili się nad pięknem tego miejsca, ale zgodnie nabrali sentymentu, wspominając czasy, kiedy to obaj dobrze się bawili jako uczeń oraz nauczyciel. Anioł jednak nie pozwolił sobie na zbyt długie rozgrzebywanie przeszłości. Upewnił się, że Vaires przywdzieje ubiór, w którym będzie wyglądał stosunkowo niegroźnie. Sam zaś jedynie przymknął szkarłatne oko, nie chcąc przykuwać zanadto uwagi.
        W pełni gotowości przekroczyli mury uczelni. Nie musieli długo się szwendać, aby znaleźć kogoś, kto wdrożyłby ich w temat.
        - Potrzebujemy więcej informacji - Besaleel przeszedł do rzeczy, kiedy tylko piekielny skończył się witać w typowy dla siebie sposób. - Możemy przejść w jakieś ustronne miejsce, jeśli potrzebuje pani więcej dyskrecji - dodał, widząc, że kobieta drepcze nerwowo w miejscu.
        - Dziękuję. Proszę za mną. - Ruszyła w kierunku szerokich schodów, a mężczyźni podążyli tuż za nią.
Awatar użytkownika
Vaires
Zbłąkana Dusza
Posty: 7
Rejestracja: 1 rok temu
Rasa: Łowca Dusz
Profesje: Łowca , Nauczyciel , Wojownik
Kontakt:

Post autor: Vaires »

Łowca dusz był oburzony zaistniałą sytuacją. Był piekielnym do cholery i nawet nie mógł sobie niczego uczciwie podkraść?! Wewnątrz niego szalał gniew i żądza mordu skierowana na anioła. Jego życie i tak było jednym wielkim żartem, odkąd spotkał niebianina, a ci handlarze nawet nie zauważyliby zguby. Zapewne każdego dnia tracą jakąś część towaru, jak tylko ktoś ich zagada albo odwrócą się na moment. Mógł jedynie przeklinać pod nosem i w myślach, bo jego ciało w tej chwili robiło to, co chciał Bes, czyli potulnie odkładało na miejsce wszystko, co wcześniej ukradł.

- Zdziecinniałego?! Jakbyś był na moim miejscu, robiłbyś to samo – wyszeptał zbulwersowany do swego, niestety nieodłącznego, towarzysza.

Piekielny był o włos od rozpętania widowiskowej kłótni, na szczęście nadarzyła się kolejna okazja, aby uprzykrzyć komuś życie. Idealnie… było, dopóki Besaleel go nie uciszył. Vaires przewrócił oczami na widok anioła pocieszającego jakże biedną kobietę. Na szczęście nie trwało to długi i już po chwili opuścili to miejsce.

- Naprawdę? No kurwa nie wiedziałem – odparł z sarkazmem na stwierdzenie, że nie tylko klasyczną bronią można zabić.
Tortury nie były mu obce, doskonale wiedział co i kogo zabije szybciej, co później i bardziej boleśnie – Może i masz racje… ale jestem od ciebie starszy, twoim profesorem do cholery byłem. Chyba trochę szacunku do moich żądań się należy, co? – prychnął oburzony.

Nie chciał jednak tkwić w gniewie, co mimo wszystko było męczące, szczególnie będąc na przegranej pozycji, dlatego postanowił zmienić temat. Na dodatek to sam anioł podsunął mu całkiem ciekawy.

- Mówisz? Chętnie bym posłuchał, a następnie ja powiem ci jak najlepiej zabijać anioły, co ty na to? Gdy w końcu się od siebie uwolnimy, wątpię, abyśmy mieli rozejść się w zgodzie i przyjaźni, dlatego, jeśli któryś z nas będzie miał umrzeć, niech będzie to, chociaż morderstwo z przytupem – zaśmiał się diabelsko, a w jego oczach przez chwilę widać było czyste szaleństwo.

Wśród murów uczelni Vaires próbował nie myśleć o przeszłości, choć było to dosyć trudne. Mieli zadanie do wykonania, to było na pierwszym miejscu. Niezabroniony przez anioła mord był dla łowcy dusz niczym szklanka wody po przejściu pustyni. Jego sadystyczna dusza wręcz błagała o to każdego dnia, odcięta od regularnych, nieświętych praktyk. Kobieta wbrew pozorom nie wskazała im drogi na piętro, jedynie stanęli pod schodami i tam mieli rozmawiać. Było to dość dziwne dla piekielnego, wystarczyło przecież wejść do byle pustej sali.

- Większość profesorów nie lubi o tym wspominać. Nie chcą siać paniki i odstraszać nowych studentów – mówiła ściszonym głosem, bez przerwy się rozglądając – Wiecie drodzy państwo, chodzą te młodziki tam na zachód, zaraz za lasem i wieści przepadają. A zakazy nie działają, bo to młode i durne i chce się wykazać. A potem co? Matki zapłakane, wszyscy gadają, uczniów coraz mniej… jak tak dalej będzie, to ja już nie wiem… - mówiła zatroskana.

Vaires słuchał tego, z trudem powstrzymując odruch ziewania, tyle to już na targowisku usłyszeli. Kompletnie znudzony wbił wzrok w pełną kwiatowych zdobień architekturę tego miejsca. I wtedy zauważył młodą czarodziejkę, która usilnie próbowała rzucić jakieś zaklęcie. Siedziała kawałek od nich na parapecie wielkiego, pełnego witraży okna. Łowca dusz zerknął na anioła i widząc jego zasłuchanie, po cichu wycofał się z całej tej konwersacji. Podszedł do blondwłosej uczennicy i zagadał.

- Można wiedzieć młoda damo, co próbujesz uczynić?
- Mamy zadanie, aby na jutro przedstawić wybrane przez nas zaklęcie z zakresu iluzji magicznych. I znalazłam bardzo fajne, sprawia, że wszędzie latają kolorowe i błyszczące motyle. Myślę, że to idealne jak na Uniwersytet Tysiąca Kwiatów.
- Tak… Idealne – odrzekł, próbując nie wyglądać na zdegustowanego – To gdzie te motyle?
- No właśnie mam problem. Wypowiadam zaklęcie jak w książce i układam dłonie, jak trzeba i nic – chwyciła niezbyt gruby tom leżący tuż obok i otworzyła na właściwej stronie.
- Spróbuj jeszcze raz – Vai szybko odczytał zaklęcie i porównał z tym, co robiła dziewczyna. Wszystko było dobrze, jednak coś mu nie pasowało z wymową. Poprosił czarodziejkę, aby przeczytała jedno ze słów z inkantacji.
- Tę runę czyta się inaczej.
- Jak to? Ale przecież ja zawsze ją tak…
- Teraz może i tak, ale w starym dialekcie było nieco inaczej. A nawet odpowiedni akcent może mieć znaczenie przy rzucaniu inkantacji.
- Nawet przykładowo elfi? No i jak właściwie przeczytać tę runę? – dopytywała zaintrygowana dziewczyna.

Piekielny starym przyzwyczajeniem zaczął jej wszystko dokładnie wykładać i wyjaśniać, zupełnie zapominając o tym, dlaczego tu przybyli i samym istnieniu anioła. Miał przed sobą pilną uczennicę, która chętnie go słuchała i teraz tylko to się liczyło. To był jeden z tych rzadkich momentów, gdy Vaires pokazywał swoją bardziej ludzką twarz.
Awatar użytkownika
Besaleel
Zbłąkana Dusza
Posty: 6
Rejestracja: 1 rok temu
Rasa: Anioł Światła
Profesje: Łowca , Badacz , Wojownik
Kontakt:

Post autor: Besaleel »

        - Nie wiemy, co bym zrobił na twoim miejscu. - Wyciągnął z rękawa kontrargument. Nie dopuścił jednak Vairesa zbyt szybko do słowa. - Ale będąc tu i teraz, nie widzę sensu w kradzieży błyskotek. Być może minąłeś się z powołaniem? O wiele lepiej sprawujesz się w roli wrony, niż sługi Mrocznego Księcia. - Uśmiechnął się nieznacznie, zadowolony ze swojej riposty.
        Za moment jego oblicze spoważniało. Czasami przyłapywał się na czerpaniu satysfakcji z ubliżania łowcy dusz i to go niepokoiło. Powinien pamiętać o swoim prawdziwym celu, a nie była nim ani dekapitacja swojego nieposłusznego towarzysza, ani nawet zerwanie spajającej ich klątwy.
        - Powiedz mi, czy nie lepiej byłoby współpracować? Albo chociaż sobie wzajemnie nie przeszkadzać? Mamy ten sam cel i jeden warunek, trzymać się blisko. Naprawdę musimy dokładać sobie kolejne? - Próbował przemówić Vairesowi do rozsądku. Jeśli wysłucha go choć w niewielkim stopniu, być może wtedy anioł będzie mógł łatwiej naprawić jego spaczony umysł.

        - Skoro zdajesz sobie z tego sprawę, powinieneś wiedzieć, dlaczego cię powstrzymałem - rzucił oschle. Miał iście anielską cierpliwość, lecz łowca dusz potrafił wytrącić go z rytmu jak nikt. Doprowadzał go do szału swoim umyślnym okrucieństwem. Życie było najszczodrzejszym darem, a Vaires odbierał je innym lekką ręką. Nigdy nie wybaczy mu tych wszystkich morderstw, ale przynajmniej postara się, by ostatnia z jego ofiar pozostała ostatnią.
        Milczał przez chwilę. Słowa piekielnego wywołały lawinę wspomnień z czasów uniwersytetu. Na początku Besaleel chciał zaprzeczyć - nie było żadnych profesorów, uczniów, spotkań zacieśniających więzi ani grupek naukowych. Liczyła się wyłącznie jego misja. Im dłużej jednak o tym myślał, tym ciężej przechodziło mu to przez gardło. Tęsknił. Uczelnia była domem, który cenił sobie bardziej od Niebios, choć nie przyznałby tego nawet przed samym sobą.
        - Szanowałem cię jako profesora, jednak ty nie uszanowałeś swoich uczniów. Widzieli w tobie autorytet, spijali każde słowo z twoich ust. Inspirowałeś ich, ufali ci... Ale ostatecznie ich zawiodłeś. - Przypomniał Vairesowi o jego straszliwych czynach. Nie łudził się, że piekielnemu kiedykolwiek zależało na uczniach, jednak chciał wykorzystać każdą szansę do wyperswadowania mu, że mimo wszystko ma uczucia i z tego względu nie może być zły do szpiku kości. "Nie może, prawda?" - Wezmę pod uwagę twoje żądania dopiero wtedy, gdy nie będą polegały na krzywdzeniu niewinnych istot. - Postawił sprawę jasno i miał nadzieję, że to wystarczy.
        Obrzucił piekielnego przeszywającym spojrzeniem. Instynktownie napiął mięśnie. W żaden inny sposób nie odpowiedział na wzmiankę o śmiertelnej potyczce. Następnie przeniósł wzrok na chmury kołysane wiatrem w oddali i utknął w zadumie. Odprężył się dopiero po dłuższej chwili.

        Besaleel głęboko rozmyślał nad słowami kobiety. Nie umknął mu jednak niepokój, który jej towarzyszył, toteż postanowił wpierw uspokoić nieco kobietę.
        - Proszę się nie martwić, mamy niezbędny ekwipunek oraz umiejętności. Poradzimy sobie z problemem niezależnie od tego, z czym przyjdzie nam się zmierzyć.
        Jego kojący uśmiech i ciepły głos rozegnały kilka zmarszczek z zatroskanej twarzy pani profesor, choć ewidentnie zostało jeszcze trochę miejsca na obawy, dopóki słowa obcego nie przerodzą się w czyn. Skinęła pokornie głową, układając dłonie w znajomym aniołowi geście.
        - Będę się modlić za was i za pomyślność waszej wyprawy.
        - Dziękuję. - Uśmiechnął się. Rad był spotkać w tak odległym zakątku Alaranii równie pobożną duszyczkę. Za moment jednak wesołość uleciała z jego oblicza, z kolei głos anioła ujarzmiły powaga i stanowczość. - Jak wiele osób zaginęło do tej pory? I czy mógłbym poprosić o cechy wyglądu każdego z osobna, aby móc ich zidentyfikować? Najlepiej w formie dokumentu.
        - Czternastu... - odparła niemrawo. W chwili gdy cały niepokój powrócił na jej lico, można było odnieść wrażenie, że postarzała się o dobrych kilka lat. Co też stres potrafi zrobić z człowiekiem... - Oczywiście, zaraz przyniosę. Proszę poczekać chwilkę. - W mig wspięła się po schodach na piętro, znikając aniołowi z oczu.
        Ciekawe, dlaczego nie mogli za nią pójść. Mieli czyste buty! (A jak już, to pewnie Vaires w coś wdepnął.)
        "Skoro o nim mowa..." - Besaleel zastanawiał się, dlaczego jego towarzysz gdzieś polazł w trakcie rozmowy. Odpowiedź bardzo go zaskoczyła, dopiero teraz bowiem ujrzał nieopodal uczennicę, a obok samego piekielnego. Bał się, że może ją w jakiś sposób zbajerować, bądź szeptać jej do ucha zbereźne rzeczy, ale szybko zorientował się, że to fałszywy alarm. Odwrócił się od nich i oparł delikatnie o balustradę, nie mogąc powstrzymać uśmiechu.
        "Może jednak coś z tego będzie."
Awatar użytkownika
Vaires
Zbłąkana Dusza
Posty: 7
Rejestracja: 1 rok temu
Rasa: Łowca Dusz
Profesje: Łowca , Nauczyciel , Wojownik
Kontakt:

Post autor: Vaires »

Był taki poziom wściekłości i gniewu gdzie już nie krzyczysz, nie rozwalasz niczego. Po prostu siadasz gdzieś w kącie z szerokim uśmiechem, podczas gdy w głowie szaleje chaos. Mordercze zapędy wrzeszczą niczym dusze skazane na wieczne tortury w piekle. Vaires nie mógł jednak wcielić ich w życie. Przynajmniej nie dopóki pozostanie magicznie związany z niebianinem.

- Bardzo zabawne – wycedził przez zęby, w odpowiedzi na ripostę anioła obdarowując go sztucznym uśmiechem – I co jeszcze? Gwiazdkę z nieba może chcesz? – zadrwił łowca dusz, współpracować od czasu do czasu mogli, ale jakby mu trochę nie poprzeszkadzał albo odrobinę nie podokuczał, to chyba straciłby resztki stabilności umysłowej.

Mimo emocjonalnej burzy słowa Besaleela były niczym uporczywa drzazga. Lubił prowadzić wykłady, gdyby po części i w jakiś nieco pokrętny sposób nie szanował swoich uczniów, nie zabijałby co jakiś czas, tylko jednego. Nie żałował popełnionych morderstw, gdyby mógł, zamordowałby tych chłopców po raz kolejny. Niebianin nie miał prawa mówić, że ich zawiódł. Ci, którzy nie wylądowali ostatecznie w lochach uczelni, byli odpowiednio wyszkoleni i malowała się przed nimi świetlana przyszłość.
Nie chciał mu jednak odpowiedzieć, co o tym sądzi, tylko przewrócił oczami i westchnął ciężko, znudzony wałkowanym po raz któryś tym samym tematem. Kochał tortury, sprawianie cierpienia i błaganie o litość. Taki był i nie miał zamiaru tego zmieniać, w końcu był piekielnym i nieważne jak jego anielski towarzysz będzie się starał, nie wybieli jego czarnego serca.
Vaires odetchnął, gdy dotarli na uniwersytet i zajęli się pracą. Nie musiał już tyle myśleć o tej beznadziejnej sytuacji, tylko nad rozwiązaniem tutejszego problemu. Aczkolwiek natrafienie na pobożną niewiastę oferującą za nich modlitwę było już srogą przesadą.
Szaroskóry po prostu po cichu wyłączył się z rozmowy i skupił na jednej z uczennic. Dłuższą chwilę z nią rozmawiał i dawał wskazówki na temat poprawnego akcentowania inkantacji. W pewnym momencie jednak dziewczyna zapytała o czary pozwalającego wskrzeszać zmarłych. Już po samym głosie można była uznać ją za niezwykle wrażliwą osobę, zupełnie nie pasowało mu do niej to pytanie.

- Skąd ta ciekawość? – dopytał.
- Mojego przyjaciela nie ma już trzeci dzień, nigdy nie opuszczał zająć… - wymamrotała przygnębiona.
- Cóż… - Piekielny łypnął okiem na anioła, szlag, musiał się akurat gapić – Nie będzie ci potrzebne, ja i mój… towarzysz, na pewno go znajdziemy – obiecał i położył dłoń na jej ramieniu, okazując wsparcie.

Wszystko oczywiście było niezbyt idealną grą pozorów. Jeszcze chwila i zrobiłoby się niezręcznie, ale uratowała go tamta bogobojna kobieta. Wygoniła czarodziejkę na kolejną lekcję, a sama przywołała do siebie niebianina i piekielnego. Instynktownie podała wszystkie dokumenty Besaleelowi, bo to w końcu z nim złapała lepszy kontakt.

- Proszę drodzy panowie, macie tu wszystkie informacje. Na każdym dokumencie jest specjalna inkantacja, która przedstawi wam iluzję danego ucznia, więc dokładnie będziecie wiedzieli, jak wygląda.

Łowca dusz przytaknął i wziął część papierów od Besa, by również się im przyjrzeć. Mieli tu naprawdę sporo danych, ale nie widać było żadnego powiązania wśród zaginionych. Jedni uczyli się lepiej, drudzy gorzej. Byli to zarówno chłopcy, jak i dziewczęta.

- Naprawdę jestem wam wdzięczna za pomoc. Już pojutrze Liliowa Noc i aż strach pomyśleć co to będzie…
- Liliowa Noc? – powtórzył Vaires, próbując powstrzymać śmiech i zachować powagę. Nazwa brzmiała dla niego okropnie głupio, ale czego mógł oczekiwać po Uniwersytecie Tysiąca Kwiatów?
- Tak, to ostatni czas najstarsze roczniki urządzają różne zabawy, zanim przyjdzie czas na naukę do ostatnich egzaminów. Zwykle odbywa się to gdzieś w lesie z dala od murów uczelni… Bardzo się o nich martwię.
- Możecie zawsze zabronić im celebrowania tego święta ze względu na okoliczności – mruknął Vaires.
- Tym bardziej będą chcieli świętować, poza tym nie jesteśmy w stanie nadzorować absolutnie każdego ucznia przez cały czas… - westchnęła ciężko – Oby ktoś tam w górze nad nimi czuwał – dodała, składając ręce niczym do modlitwy – A teraz wybaczcie, muszę iść do moich uczniów, jeśli czegoś byście panowie potrzebowali, proszę pytać o profesora Amadeusza Subla.

Kobieta po chwili zniknęła gdzieś w tłumie młodzieży powoli zalewającym korytarze. Najwyraźniej część grup skończyła swoje zajęcia i już podziała na kolejne. Wielu z nich szło z nosami zanurzonymi w książkach, pozostali byli całkowicie zagadani. Szybko podniosła się wrzawa.

- Podsumowując, trzeba kogoś wypytać, gdzie będą świętować tą całą Liliową Noc i gdzie znajomi naszych zaginionych widzieli ich po raz ostatni, a następnie sprawdzić to miejsce. Proste, wystarczyłoby się rozdzielić, ale… Oh, zaczekaj. Nie możemy – prychnął piekielny.

Chciał w ten sposób zapytać, o to, jakie plany ma niebianin, ale nie byłby sobą jakby nie zaczął wypominać mu wiążącego ich zaklęcia.
Awatar użytkownika
Besaleel
Zbłąkana Dusza
Posty: 6
Rejestracja: 1 rok temu
Rasa: Anioł Światła
Profesje: Łowca , Badacz , Wojownik
Kontakt:

Post autor: Besaleel »

        Besaleel prychnął. Głowił się i głowił, lecz nie potrafił pojąć zachowania piekielnego. Przegryzł delikatnie wargę, próbując zliczyć, ile to już razy szedł na ugodę i dawał Vairesowi możliwość zrekompensowania się. A jak często jego starania odnosiły pozytywne skutki? "Nigdy." Doszedł do wniosku, że w ten sposób do niego nie dotrze. Musi wymyślić coś innego...

        Vaires nieco podejrzanie ucichł, lecz anioł nie zwrócił na to zanadto uwagi. Sam nie podjął się dalszej rozmowy, wolał nie naciskać, ale oprócz tego był zmęczony. Musiał chwilę odpocząć od piekielnego. Jego paplanina zawsze pozostawiała niesmak i wyjaławiała pozytywne nastawienie niebianina, który w takich momentach pragnął pogrążyć się w zaciszu własnych myśli.

        Podróż do uniwersytetu odrobinę się dłużyła, lecz w końcu dotarli na miejsce. Kiedy pani profesor zostawiła go samego na chwilkę, nie mógł się powstrzymać, by nie wrócić myślami do swojego towarzysza. Starał się wyglądać na obojętnego, jednak miał niezgorszy słuch i z tej odległości potrafił wyłapać więcej informacji niż przeciętny człowiek. Bynajmniej nie spodziewał się tego, co usłyszał, ale też nie wierzył, że wynikało to z dobrych intencji. Vaires zapewne dodał dziewczynie otuchy po to, by wyciągnąć z niej informacje. Mimo to Besaleel skinął nieznacznie głową, wyrażając aprobatę. Piekielny potrafił współpracować, ale robił to rzadko. Normalnie w takiej sytuacji podokuczałby uczennicy dla zasady.
        Anioł wrócił wspomnieniami do swojego nauczyciela. Piekielny nie był już tą samą osobą, ale niekiedy sprawiał wrażenie, jakoby nie zmienił się od tamtego czasu. Za moment Besaleel się otrząsnął, pojmując wnet absurdalność swojego myślenia. Nic nie mogło się zmienić, bo Vaires nigdy nie był tamtą osobą. Jedynie podszywał się, niczym wilk w owczej skórze, pod spokojnego wykładowcę, gdyż tak było mu wygodnie i to pozwalało mu na łatwiejsze mordowanie swoich podopiecznych.
        Zawsze dochodził do tego samego wniosku - łowca dusz jest wcielonym złem. Czy naprawdę zdoła go nawrócić? Czy nie łatwiej byłoby się go zwyczajnie pozbyć?
        Niebianin nabrał głęboko powietrza, a następnie powoli wypuścił je z płuc. "Jestem idiotą. Jak w ogóle mogłem o tym pomyśleć?" - wykrzyczał w myślach. Przeraził się wizją upodobnienia się do swoich pobratymców - stania się bezmyślną maszynką do zabijania. Był aniołem światła, a nie śmierci, i właśnie to powinien nieść - światło, nie śmierć.

        Nawet nie spostrzegł, kiedy kobieta wróciła z odpowiednimi papierami. Dopiero przywołany wybudził się z letargu. Podszedł i wziął dokumenty, po czym przekazał część z nich Vairesowi. Był pod wrażeniem zaklęcia, jakie nałożono na akta. Ciekawe, czy w jego starej uczelni również tak robili? Wczytał się i próbował odnaleźć, co mogło łączyć ofiary zaginięcia, ale wtedy pracownica placówki zdradziła mężczyznom coś bardzo niepokojącego.
        - Ewentualnie uczniowie mogliby urządzić Liliową Noc tutaj - dorzucił po Vairesie kolejną propozycję umorzenia problemu, lecz kobieta pokręciła przecząco głową. Powiedziała, że padła już taka sugestia, jednak młodzież stała murem za swoją decyzją, tłumacząc się tradycją i tym, że uniwersytet za bardzo kojarzy im się z nauką, nie mogliby się w nim należycie zrelaksować.
        Anioł zdawał sobie sprawę z katastrofy, jaka będzie miała miejsce, jeśli zachowają bierność. Dopiero kiedy kobieta ich opuściła, spojrzał stanowczo na Vairesa, licząc na to, że i on potraktuje sprawę poważnie. I, ku jego zdziwieniu... potraktował? Łowca dusz prędko ocenił sytuację. Można było odnieść wrażenie, że zaangażował się, co bardzo ucieszyło Besaleela. Nawet jeśli typowo dla niego nie omieszkał pod koniec rzucić jakąś uszczypliwą uwagą...
        - Nie powinno być z tym problemu. Sam widzisz, jak dużo uczniów jest obecnie na korytarzu. Nie musimy się zbytnio oddalać, żeby zaciągnąć kogoś do rozmowy - powiedziawszy to, wyruszył na łowy, nim młodzież całkiem się rozpierzchnie bądź utworzy grupki. Pojedyncze osoby zazwyczaj łatwiej jest przekonać.
        Magia umysłu odpadała. Uczelnia była chroniona przed takimi zabiegami. Musiał więc podejść do sprawy tradycyjnie. Na początku zaczepił wysokiego chłopaka, który wyglądał na takiego, co cieszy się uznaniem wśród rówieśników. Besaleel natychmiast jednak został przez niego spławiony, słysząc, że nie udziela się nieznajomym takich informacji. Podobna sytuacja miała miejsce w przypadku kilku kolejnych osób.
        Westchnął. Poczuł się marnie, chciał bowiem pomóc i frustrowało go, że nie jest w stanie zdobyć żadnych informacji, jednak ta sytuacja była dla niego zrozumiała. Uczniowie pewnie sami drżeli na myśl o tym, że mogą podzielić los swoich zaginionych kolegów, dlatego nie naciskał i natychmiast odpuszczał, kiedy wybierali milczenie. Jednak oczywiście nie mógł tego tak zostawić. Wziął pod uwagę skorzystanie z mocy Feisharuk, lecz zdobycie odpowiednio dopasowanego, szkolnego mundurka byłoby trudne. Wtedy przypomniał sobie o dziewczynie, z którą rozmawiał piekielny. Wyglądała na bardzo sympatyczną i z pewnością chciałaby pomóc odnaleźć swojego przyjaciela.
        Besaleel przedstawił swój pomysł Vairesowi. Teoretycznie sam mógłby ją podpytać, lecz piekielny zdawał się mieć z nią dobre relacje. W dodatku była mu coś winna.
Awatar użytkownika
Vaires
Zbłąkana Dusza
Posty: 7
Rejestracja: 1 rok temu
Rasa: Łowca Dusz
Profesje: Łowca , Nauczyciel , Wojownik
Kontakt:

Post autor: Vaires »

Łowca dusz spojrzał z politowaniem na anioła. Naprawdę łudził się aż tak, że pragnący swobody i rozpusty uczniowie będą się grzecznie bawić pod okiem nauczycieli? Przecząca odpowiedź kobiety tylko to potwierdziła. Po chwili jednak już nie miało to żadnego znaczenia. Zostali sami ze sprawą do rozwikłania i potencjalnym mordercą lub potworem, na którym Vaires będzie mógł się w końcu wyżyć. Nic nie dawało mu tak wielkiej motywacji do działania, jak wizja tortur. Preferował wprawdzie cierpienie niewinnych, niż winnych, ale jak się nie ma, co się lubi...
Nim jednak sam zaczął szukać jakichś odpowiedzi wśród tutejszych studentów, poobserwował, jak nieudolnie próbuje to zrobić Besaleel. Zaśmiał się drwiąco, podczas gdy on po prostu stał obok bezczynnie. Przeczuwał, że uczniowie, nawet jeśli nie boją się zaginięć, to raczej nie powiedzą obcym takich prywatnych informacji.

- No co? Chyba nie myślisz, że ot, tak powiedzą obcym nie-studentom co, jak i gdzie? – odpowiedział na oburzone spojrzenie anioła – Poza tym… Wystarczy, aby tylko jeden z nas robił z siebie głupka.

Niebian zrehabilitował się nieco po porażce, przedstawiając całkiem niezły plan. Piekielny niechętnie się z nim zgodził. Tamta dziewczyna wyglądała na dość uległą i z pewnością wszystko by wyśpiewała. Najpierw jednak trzeba było ów czarodziejkę znaleźć.
Tym razem to piekielny zasięgnął informacji, wprawdzie nie od razu jakiekolwiek otrzymał. Każdy gdzieś się śpieszył, nie miał czasu lub nic nie wiedział o tej dziewczynie. W końcu jednak trafił na chłopaka, o połowę wyższego od niego, który mimo wzrostu sugerującego nordyckie pochodzenie był nieśmiałym chudzielcem. Na dodatek jąkał się przy każdym słowie, Vairesowi już powieka drżała i tylko wymawiał za niego słowa, chcąc przyśpieszyć tą jakże męczącą konwersację.

- I ch-chy-chy…
- I chyba co?
- M-m-mo-moż-możn…
- Co można?!
- Z-zn-zna-zna-leźć j-j-ją w kl-kla-kla…
- Klasie? Jakiej?!
- B-bo-bo…
- Bo co?
- Bo-bo-bota-bota…
- Botanicznej?
- T-t…
- Cudnie, a ty się drągalu, lecz albo przejdź na migowy! – odpowiedział, zostawiając przybitego tą uwagą chłopaczka, sam zaś podszedł do anioła – No to załatwione, idziemy do sali botanicznej… Cholera jasna, jeszcze jakbyśmy wiedzieli, gdzie ona jest! – wrzasnął zirytowany, bo ani mu się śniło wracać do tamtego młodzika.

- To na piątym piętrze w wieży – odezwał się nagle kobiecy głos. Ciemnowłosa pradawna w okularach, dużym kapeluszu i ze sporym notatnikiem w dłoni przystanęła obok nich – Nazywam się Klara Arflo. Często prowadzę tam lekcje. Mogę panów zaprowadzić, akurat idę do sali znajdującej się piętro poniżej tej, której szukacie.
- No proszę, spadła nam pani z nieba – stwierdził Vaires, umyślnie dobierając słowa.

Kobieta była całkiem urodziwa, zachichotała lekko i zaczęła ich prowadzić. Na początku było całkiem miło, łowca dusz podziwiał widoki przed sobą, kobieta była całkiem urodziwa i miała naprawdę zgrabną figurę. Niestety cały czas paplała coś o tym, jak to słyszała o nich i chęci pomocy w sprawie zaginionych uczniów, po czym chyba im dziękowała. Piekielny nie przepadał za słuchaniem takich rzeczy, czuł się wtedy dość dziwnie, jak jakiś bohater, a przecież miał czynić zło, nie dobro.

Po pokonaniu licznych schodów i przedarciu przez tłumy w końcu dotarli do dość niewielkiego korytarzyka zakończonego pojedynczymi, kolorowymi drzwiami. Przyozdobiono je liczną ilością kwiatów, zarówno rzeźbionych, jak i żywych. Od razu można było wyczuć ich słodką woń. Czarodziejki już przy nich nie było więc Vai mógł znowu zacząć narzekać.

- Słowo daję, rozwiążmy to jak najszybciej, bo sam porosnę tym zielskiem – skrzywił się piekielny i wciąż z wyraźnym zniesmaczeniem otworzył drzwi z impetem.

Zastali dość klasyczny widok, starszy czarownik w stereotypowej szacie magicznej tłumaczył coś grupce osób, trzymając w rękach donice z jakimś chwastem. Było tu kilka półek i szaf, a na nich oprócz stosów książek była zatrważająca ilość roślin w fazie kwitnienia. Wszyscy uczniowie natomiast siedzieli na podłodze na czymś poduszkokształtnym. Vaires po prostu nie mógł znieść emanującej zewsząd słodyczy i potulności. ZA SŁODKO! ZA KOLOROWO!

- Czy mogę w czymś pomóc? – zapytał prowadzący zajęcia i w tym momencie odsłonił swoją długą do pasa brodę zaplecioną w trzy warkocze z powtykanymi stokrotkami.
- Mam dość. Wychodzę – prychnął Vaires i zawrócił do drzwi, mamrocząc pod nosem inkantacje, która sprawiła, że całe zielsko w tej sali zwiędło.

Uśmiechnął się pod nosem, słysząc rozpaczanie wykładowcy, żałosne obiecywanie kwiatkom, że zaraz to naprawi i ich przepraszanie. Biedny profesor postawił całą klasę do pionu i nakazał użyć wszelkich eliksirów botanicznych. Przynajmniej raz będą mieć porządną lekcję, którą naprawdę zapamiętają. Łowca dusz zachichotał pod nosem i podświadomie szedł w stronę schodów, zapominając, z tego wszystkiego, po co właściwie tu przyszedł.

- Uhm, proszę pana…? – rozległ się znajomy dziewczęcy głos, a piekielny poczuł tyknięcie w ramię.
- Oh. Witaj ponownie – uśmiechnął się na widok czarodziejki, zaraz jednak mina mu zrzedła na widok zdenerwowanego anioła wyglądającego z sali.
- Jak idzie śledztwo?
- Zapewne szłoby bardzo dobrze, jakby ktoś raczył nam powiedzieć jakiekolwiek użyteczne informacje o tej całej Liliowej Nocy… -mruknął, ale zaraz przybrał o niebo łagodniejszy ton – Ale nie martw się. Jakoś sobie poradzimy, szkoda tylko, że przez to zajmie nam to pewnie dłużej…

Pradawna zacisnęła zęby i widać było w niej zawahanie. Rozejrzała się na boki i wyszeptała coś piekielnemu na ucho. On również jej odszeptał i tak chwilę rozmawiali mimo osoby trzeciej w towarzystwie, którą był Bes. Następnie czarodziejka wyjęła coś z kieszeni i niczym nielegalną używkę wręczyła piekielnemu.

- Tylko… ja nic nie mówiłam – odparła i w stresie zaczęła schodzić na dół, po czym speszona pomyłką zachichotała nerwowo i zawróciła do pracowni, gdzie cała grupa usiłowała ratować zwiędnięte rośliny.

Vaires uśmiechnął się zadowolony z siebie, patrząc prosto w oczy Besaleelowi, po czym subtelnym ruchem głowy przywołał go do siebie.
Awatar użytkownika
Besaleel
Zbłąkana Dusza
Posty: 6
Rejestracja: 1 rok temu
Rasa: Anioł Światła
Profesje: Łowca , Badacz , Wojownik
Kontakt:

Post autor: Besaleel »

        Besaleel zmarszczył nieco brwi, czemu towarzyszyły również powoli zaciskające się pięści.
        - Ach tak? Czyli lepiej stać bezczynnie? A może czekać, aż odpowiedzi przyjdą same? - Sytuacja już i tak była wyjątkowo napięta. Anioł nie potrzebował balastu w postaci aroganckiego łowcy dusz. - Musimy działać szybko, jeśli chcemy ograniczyć liczbę ofiar.
        Szybko... ale i skutecznie. A tego drugiego anioł niestety nie robił, co sobie uzmysłowił dopiero po chwili. Na szczęście wówczas wpadł na pomysł, który spodobał się również piekielnemu. Mężczyźni natychmiast postanowili wcielić go w życie i tym razem obaj zadawali uczniom pytanie, choć było ono już zgoła inne.
        Niebianinowi zdarzało się usłyszeć strzępki rozmów dochodzące od strony łowcy dusz. Nie spodziewał się po swoim towarzyszu jakiejkolwiek delikatności w zdobywaniu informacji, ale tak długo, jak Vaires nie stosował na nikim tortur, miał prawo działać na własną rękę. Po chwili łowca podszedł do anioła, aby podzielić się swoim odkryciem.
        - Dobra robota - pochwalił go Bes z nieudawaną aprobatą. Nawet jeśli nie wiedzieli, gdzie dokładnie znajduje się ta sala, to sama jej nazwa była cenną wskazówką, połową drogi do sukcesu.
        Jak na zawołanie stanęła przed nimi nauczycielka, która znała ten budynek niczym własną kieszeń. Mało tego, chciała ich zaprowadzić pod samą salę!
        - Zgadzam się - przytaknął piekielnemu anioł, nie zwracając uwagi na sarkazm w jego głosie. Tylko boska opatrzność mogła zesłać im taką pomoc. Z wdzięczności ukłonił się, zaś jego oblicze zdobił szeroki uśmiech, odsłaniający śnieżnobiałe zęby. - Jesteśmy pani wdzięczni po stokroć.
        Kobietę zalał delikatny rumieniec. Kiedy ich prowadziła, wspomniała, że zdążyła już o nich co nieco usłyszeć. Besaleel nie zdziwił się. Uczelnie miały to do siebie, że wieści szybko się rozchodziły. Co prawda liczył na to, że nie będzie o nich zbyt głośno, ale skoro mieli otrzymywać pomoc ze wszystkich stron, to chyba nie mieli na co narzekać.
        - Może pani być pewna, że zrobimy wszystko, co w naszej mocy, aby doprowadzić sprawę do końca - poprzysiągł. Nie lubił rzucać słów na wiatr, ale wierzył w potęgę nadziei. Ludzie potrzebowali takich obietnic, aby nie popaść w rozpacz, która niczemu nie służyła, za to wyniszczała od środka. - Czy każdy jest traktowany w ten sposób? Nie licząc nas, jak wiele osób zgłosiło się do pomocy? - zastanowił się na głos. Takie wydarzenia zawsze wabiły najróżniejszych poszukiwaczy przygód, najemników i samotnych łowców. Co prawda anioł nie wiedział, czy za rozwiązanie sprawy obiecano jakąś nagrodę, jemu bowiem nie zależało na alarańskiej walucie, ale to była zbyt poważna sprawa, aby uczelnia sądziła, że poradzi sobie z tym bez wsparcia z zewnątrz.
        Kobieta, o ile na początku miała dobry humor, tak teraz nie odpowiedziała natychmiast. Mogłoby się zdawać, że to pytanie ją zaniepokoiło. Zwolniła nieco kroku i przyłożyła dłonie do serca, po czym w końcu odpowiedziała lekko drżącym głosem:
        - Ja... nie wiem, jestem tutaj tylko profesorem.
        To zdecydowanie zaskoczyło uskrzydlonego mężczyznę, jednak postanowił nie dopytywać kobiety o nic więcej, skoro najwidoczniej ten temat jej nie leżał. Zastanawiał się tylko dlaczego...

        Anioł zaśmiał się w reakcji na słowa Vairesa. Osobiście uważał to miejsce za urokliwe, ale jeśli ten cały urok miałby obrzydzać a zarazem motywować piekielnego, to... to jak upieczenie dwóch pieczeni na jednym ogniu!
        - Co? Czekaj! - krzyknął Besaleel w momencie, gdy łowca dusz rzucił okrutne zaklęcie, które sprawiło, że mina profesora komicznie wręcz zrzedła. Kompulsywnie zaczął przepraszać za to, co zrobił piekielny i obiecał profesorowi odwrócenie efektów zaklęcia, jednak starszy mężczyzna zbył go, delikatnie mówiąc, podirytowany, a następnie zaprzągł uczniów do roboty.
        Anioł mimo tego, jak został potraktowany, po raz ostatni przeprosił brodatego maga, a następnie wyszedł z sali, gotów wygarnąć Vairesowi jego niesubordynację. Zanim do tego jednak doszło, obok swojego towarzysza dostrzegł znajomą sylwetkę, która natychmiast wyparła wszystkie złe myśli, jakie kłębiły się w głowie niebianina. Besaleel przystanął nieopodal, zauważając, że ci dwoje - jakże dziecinnie! - nie chcą dopuścić go do rozmowy. Zniecierpliwiony oparł się o ścianę tak, że uschnięte rośliny, które ją porastały, natychmiast odzyskały swój dawny, zdrowy blask, a wszystkie kwiaty zwróciły się ku niemu jakby z wdzięczności.
        - Dowiedziałeś się czegoś? - Przywołany podszedł nieco pośpiesznie i zapytał tak spokojnie, na ile pozwalały mu nerwy, nie chcąc dawać piekielnemu satysfakcji.
Awatar użytkownika
Vaires
Zbłąkana Dusza
Posty: 7
Rejestracja: 1 rok temu
Rasa: Łowca Dusz
Profesje: Łowca , Nauczyciel , Wojownik
Kontakt:

Post autor: Vaires »

Piekielny przewrócił oczami. Niebianin wyglądał na bardzo zdenerwowanego, co radowało czarne serce Vairesa więc aby go bardziej zdenerwować, po prostu w tym momencie do niczego się nie przykładał. Nawet do wyrażania emocji. Zacisnął więc zęby, słysząc, jak skrzydlaty ot tak ignoruje jego sarkazm.
Również w momencie otrzymania pochwały pozostał oschły i obojętny, choć w głębi duszy radował go fakt, że jest bardziej kompetentny niż niebianin. Chociaż tym mógł sobie zrekompensować poczucie stałej kontroli uniemożliwiającej mu bycie sobą, tym okrutnym i sadystycznym.
Ewentualnie jeszcze jakimś drobnym zaklęciem uśmiercającym rośliny. Jak pomyślał o tym chwilę dłużej, to aż westchnął ciężko.

- Żałosne – skarcił sam siebie – Ale zawsze coś – lekko wzruszył ramionami, uśmiechając się triumfalnie do Besa, który tym razem nie zdążył go powstrzymać.

Przynajmniej dzięki temu całemu zamieszaniu zdobył całkiem przydatne informacje. Cieszyła go irytacja i niecierpliwość jego towarzysza. Specjalnie więc przeciągnął chwilę odpowiedź, racząc Besaleela jakże przyjacielskimi docinkami.

- Być może. Za to ty widzę, już się tu odnalazłeś, tylko czekać aż wyhodujesz brodę, a na niej te obrzydliwe stokrotki czy inne fiołki – prychnął z dezaprobatą i zerwał jednego z magicznie wyrośniętych kwiatków, po czym zaczął wyrywać płatki jeden po drugim, imitując dziecinną zabawę typową dla dziewczynek – Zginie, nie zginie, zginie… - mruczał pod nosem.

Dopiero gdy pierzasty był już wystarczająco zniecierpliwiony i gotowy do wybuchu gniewu Vaires niczym kubłem zimnej wody ostudził jego emocje, podając tak długo wyczekiwaną informację.

- Wiem, gdzie będą mieć tę całą Liliową Noc, a tu mój drogi nie-przyjacielu mam hasło, dzięki któremu będziemy mogli w niej uczestniczyć – wyszeptał, a na koniec pomachał mu świstkiem papieru przed nosem i schował do kieszeni.

Następnie zaproponował, aby udali się do ich tymczasowej kwatery gdzie, zamierzał wyjaśnić wszystkie szczegóły. i tym razem bez zbędnego przedłużania dotrzymał słowa, ledwo przekroczyli prób i zamknęli za sobą drzwi.

- Opuszczony ogród tuż przed Smoczymi Pustkowiami. Tam będą się bawić. I z tego, co wiemy, to mniej więcej w tamtych okolicach zaginęły poprzednie dzieciaki. Bez hasła nie można wejść do ogrodu. Otacza go pewien rodzaj magii sprawiający, że właściwe miejsce jest pod swego rodzaju podszewką ze starego, zarośniętego ogródka – tłumaczył, niczym rasowy wykładowca nie szczędząc przy tym gestykulacji – Jednakże przydałaby się również jakaś przykrywka. Niewykluczone, że część obecnych tam studentów nas nie skojarzy – dodał – Przypomnij, czy ta twoja kosteczka zadziałałaby na naszą dwójkę? – uśmiechnął się diabelsko, choć miał wrażenie, że pewnie odpowiedź będzie przecząca – Bo jeśli nie, to musimy coś szybko wymyślić, masz jeszcze dwie noce. Powodzenia – stwierdził.

Następnie wskoczył na łóżko, przeciągając się na nim leniwie, choć wcale nie miał zamiaru spać. Czekał, aż anioł wykona całą czarną robotę, a on co najwyżej wtrąci swój jeden komentarz albo w przypływie życzliwości nawet dwa.
ODPOWIEDZ

Wróć do „Dalekie Krainy”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 5 gości