Dalekie Krainy[Cieniste Bory] Próby Wiary

Poza Środkową Alaranią istnieją setki, najróżniejszych krain. Wielka Pustynia Słońca, Góry Księżycowe, archipelagi wysp, płaskowyże, mokradła, a nawet lądy skute wiecznym lodem. Inny świat, inne życie, inni ludzie i nieludzie. Jeżeli jesteś podróżnikiem, czy poszukiwaczem przygód wyrusz w podróż w najdalsze zakątki wielkiej Łuski Alaranii.
Awatar użytkownika
Seviron
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 51
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Leśny Elf
Profesje: Kapłan , Wojownik , Wędrowiec
Kontakt:

[Cieniste Bory] Próby Wiary

Post autor: Seviron »

Gdzieś wśród leśnej gęstwiny Cienistych Borów znajdowały się nieduże ruiny. Kiedyś była to świątynia, lecz było to tak dawno, że teraz nawet nie jest jasne, jaka istota była tam czczona – wysocy rangą Kapłani Krwawej Matki uważali, że budynek postawiony został ku czci właśnie jej. Przemawiało za tym, według nich przynajmniej, to, że miał znajdować się tam tekst, zapisek na zwoju właściwie, autorstwa kapłana, który w jednej ze swoich wizji miał rozmawiać z samą Krwawą Panią. Ruiny kamiennej budowli wystawały jeszcze w niektórych miejscach, choć przejęte przez pnącza i inną roślinność kolumny, były już bardziej częścią lasu, a nie dziełem należącym do świata ludzkiego. Otaczały je drzewa w różnych fazach rozwoju – część była już piękna, wysoka i z bujną koroną w górze, a inne były zaledwie młodymi drzewkami, ukrytymi w cieniu swych o wiele lat starszych „braci” i „sióstr”. Nie było to też miejsce nieznane, choć tylko w odpowiednich kręgach opowiadano sobie o tychże ruinach. Mówi się, że w ich podziemnej części – będącej nawet większej niż budowla w czasach swej świetności – rezydują duchy dawnych i przeklętych kapłanów, którzy strzegą tego, co jest tam ukryte i zaglądają zapuszczającym się tam osobom do głów, aby urzeczywistnić ich najbardziej skrywane koszmary. I to właśnie to miało być skutkiem wysokiej śmiertelności wśród śmiałków, którzy wybrali się właśnie w to miejsce. A to, co się tam działo opowiadali z kolei ci, którym udało się uciec.

A Seviron stał właśnie oparty o pień drzewa. Patrzył prosto na jeden ze zniszczonych filarów, ciasno oplecionego przez rozległe łodygi i liście bluszczu. Oczywiście, że to znajomy mu kapłan musiał dowiedzieć się o tym miejscu i, oczywiście, że uznał, iż to właśnie on jest najlepszą osobą do takiej roboty. Nie był do końca pewien, czy chce zrobić ten jeden krok, który sprawi, że znajdzie się terenie ruin. Możliwe nawet, że był pierwszą osobą od dawna, która zapuściła się w te rejony. Cóż… mając na uwadze wszystkie informacje na temat tego miejsca, które posiadał, zaczął iść przed siebie.

Wkroczył tam w momencie, w którym nagle zerwał się wiatr. Wątpił w to, żeby był to jakiś znak – prędzej zwyczajny zbieg okoliczności, a nie tajemniczy znak, który miał zwrócić jego uwagę na niebezpieczeństwo, w które może się właśnie pakuje. Wysoka trawa szeleściła nie tylko wtedy, gdy wiatr akurat przelatywał między jej źdźbłami, lecz także wtedy, gdy poruszona została przez łydkę przechodzącego przez nią Kapłana. Przeszedł obok wysokiego drzewa i poczuł, gdy nagle powierzchnia pod jego stopami stała się twardsza. Wszedł właśnie w miejsce, w którym kiedyś znajdowało się wejście do świątyni. Najpierw chciał zbadać część nadziemna, a przynajmniej to, co z niej zostało. Znalazł jedynie ślady zwierząt i niczego, co przypomniałoby ludzkie lub, co wskazywałoby na to, że nie tak dawno przebywał tu jakiś poszukiwacz przygód lub skarbów.
Chciał też zbadać to miejsce w inny sposób. Odszukał miejsce, które wydawało mu się środkiem świątyni i usiadł tam, krzyżując ze sobą nogi. Włócznię położył na nich – wątpił w to, żeby ktoś chciał go zaatakować, jednak, tak w razie czego, wolał być na to przygotowany. Skupił się na sobie, na otwarciu się na świat ducha, na stworzeniu własnej projekcji astralnej, aby opuścić ciało i chociażby przyjrzeć się okolicy i temu, jak wygląda ona w świecie niematerialnym. Zamknął oczy i pogrążył się bardziej w medytacji, aż poczuł, jak powoli unosi się ku górze. Gdy otworzył je ponownie, mógł zobaczyć samego siebie, siedzącego pod miejscem, z którego patrzy, w pozie do medytacji. W tej postaci widział wszystko inaczej. Ruszył do przodu, co bardziej przypomniało odpychanie się od niewidzialnych punktów i lecenie od jednego do drugiego. Na pewno nie było to zwyczajny chód.
Trochę czasu zajęło mu znalezienie wejścia do podziemia – w świecie ducha nie było ono niczym zablokowane, jednak w świecie materialnym mogło wyglądać to zupełnie inaczej. Mogło, ale, co prawda, nie musiało. I, gdy tylko w nie wleciał i znalazł się w piwnicach… odniósł wrażenie, jakby znalazł się w zupełnie innym świecie. Z góry nie było tego widać, lecz wszystkie korytarze nie tylko stanowiły iście labirynt, lecz równocześnie pokryte były czymś, co można było porównać do siatki stworzonej ze świecących linek – Seivron był pewien, że w jakiś sposób reprezentowało to zaklęcia zabezpieczające, do których stworzenia została także użyta magia ducha. Przez myśl przeszło mu, że może te historie o przeklętych mnichach (pod postacią duchów i zjaw), którzy teraz strzegli tu skarbów, mogą nie być czymś nieprawdziwym. Wiedział, że na pewno nie uda mu się rozproszyć zaklęcia i to nie tylko dlatego, że nie wiedział, co jest jego źródłem – nie był też na tyle silny, jeśli chodziło o magię, żeby przynajmniej próbować zniszczyć coś takiego. Zaklęcie było silne i chodziło tu też o to, że przetrwało tak długi czas, a nie wyłącznie o to, że wyglądało na skomplikowane. Z drugiej strony, coś na pewno musiało dostarczać tu energii magicznej potrzebnej do podtrzymania go. A on nie miał wyboru i, jeśli faktycznie chciał zbadać podziemia, będzie musiał wejść tam i zmierzyć się z tym, co wywołuje zabezpieczająca tamto miejsce magia.

Cóż, prawdopodobnie dowiedział się już wszystkiego, czego potrzebował. Niestety, nie udało mu się zlokalizować czegoś, co mogłoby mu pomóc, choć w świecie ducha zauważył też kilka słabych aur, które mogłoby należeć do ukrytych tam magicznych przedmiotów – choć częściowo i tak były zakłócone przez misternie splecioną sieć zabezpieczeń. Nie pozostało mu nic innego, jak wrócić do swego ciała; do świata materialnego.
Awatar użytkownika
Aaliya
Szukający Snów
Posty: 151
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Pokusa
Profesje: Włóczęga , Kurtyzana , Złodziej
Kontakt:

Post autor: Aaliya »

        Obserwacja otoczenia to zmyślny wynalazek, przemknęło jej przez myśl, gdy szykowała się do lądowania. Lot przebiegł niespodziewanie dobrze i, mimo że nie latała ze sto ludzkich lat, stwierdziła, iż tego się nie zapomina. Zresztą, nie tylko tego. Są też inne rzeczy, o których warto pamiętać. Na przykład: anatomia człowieka. O tak, jest to coś, co warto pamiętać, acz na co dzień nie miewała już takich widoków jak dawniej. Elfy także są całkiem smaczne w swej fizjonomii. Mogą startować w konkursie na najlepsze umięśnione ciało. Tego nikt by nie powiedział, bo na pierwszy rzut oka "ech, te małe, niewinne elfiki". A przy bliższym poznaniu okazuje się, iż niekoniecznie tak jest. W każdym razie, terytorium obserwowane wyłącznie z dołu jest pomysłową sprawą, bo o ile anioły czy fellerianie mają ogląd na płaszczyzny z lotu ptaka, mogą wybrać dokładniej miejsce lądowania, o tyle kwestia komplikuje się w wypadku podróży z Piekła. Szczerze mówiąc, na drodze zwyczajnego przypadku trafiła w wir magiczny, który miał ją zaprowadzić całkiem gdzie indziej, a trafiła ostatecznie na jakieś pustkowia. No nie! I na co są te portale? Po prawdzie, i tak nie miała żadnego wpływu na to. Pan tak chciał, i już. Zasięgnęła opinii o artefakcie, rzucając w obecności szefa, że mogłaby tam jakiś znaleźć na odludziu, aż tu nagle: puf! I znalazła się w Cienistych Borach... Aaliya chciała już zanucić to takie proste, żaden pośpiech... na znak pomyślnego wyjścia z tej sytuacji, jednakże niespodziewanie straciła orientację w terenie. Gdzie to się kierowała? No, ktoś bardzo dosłownie potraktował to, gdzie zamierzała się udać. Bez przesady, co? Jej oczom ukazały się szare i zacienione równiny z zagajnikiem po lewej i ruinami czegoś, co mogło być twierdzą czy zamczyskiem po prawej. Nie była pewna, czy spotka tutaj jakąś żywą duszę. Obeszła ruiny i na ich tyłach dokonała niewielkiej metamorfozy w ludzką kobietę- pozbyła się rogów, które przez lata zdążyły, o dziwo, urosnąć, ogona i skrzydeł. Włosy siłą woli uczyniła blond, czyli tutaj bez żadnych niespodzianek, zaś strój przyodziała tradycyjnie czarny, była to sukienka, na nogach pończochy, a na stopach płaskie, zwykłe obuwie bez udziwnień. Prezentowała się całkiem normalnie i zwyczajnie, taki chciała uzyskać efekt. Gdyby to od niej zależało, pozostałaby w swojej diabolicznej wersji, ale... takie były wymogi Czarnego Pana.
- Co będę musiała robić? - spytała się, przebywając u "swoich". Szefa istoty wtajemniczone nazywały Smolistym, bo jego powłoka zdawała się być cała pokryta smołą i dopiero z bliska mogło się wydawać, że ma coś z człowieka. Niewiele, ale zawsze. W każdym razie, nie był obłokiem dymu, jak to niektórzy uważali. I naprawdę istniał, co warto w tym miejscu odnotować.
- Aaliya. Czy odnalazłaś wreszcie to, o co cię prosiłem? - zagrzmiał Czarny Pan.
Pokusa zastanowiła się a sądząc po wyrazie jej twarzy, nie miała pojęcia o czym mówi "szef". Czy chodziło o to, co miała odnaleźć jako młoda pokusa a zapomniała, bo była zbyt leniwa? Ach, tak, pamiętała. Wszystko rozbija się o ten cholerny artefakt. Zapomniałaby. Potępieńcy już donieśli Smolistemu, że jest to coś wykonanego ze złota, prawdopodobnie łańcuszek czy inny klejnot, którego warto poszukiwać niedaleko jakichś ruin, bowiem został tam zakopany przez zdolnego czarodzieja. Posiada ogromną moc tajemną i jest w nim zaklęta dusza potomka Czarnego Pana. Aaliya nieco zdziwiła się, że szefowi zależy na odzyskaniu świecidełka, wszak po świecie krążą tysiące jego dzieci, więc dlaczego wciąż myśli o tym jednym? Diablica nie rozumiała tego sposobu myślenia, to stanowiło abstrakcję w jej umyśle i nic na to nie mogła zaradzić.
- Nie, Panie, nie znalazłam.
- A to dlaczego? Co robiłaś przez cały ten czas, ty czarci pomiocie?! - zagrzmiał groźnie i łypnął na nią surowym wejrzeniem.
- Chędożyłam, Panie. Próbowałam przekonać do służenia Panu istoty śmiertelne tak, by mogły dołączyć do piekielnych zastępów.
Zdawała sobie sprawę z kryzysu w Piekle, które nie było tym samym miejscem, co dawniej. Piekielnych było coraz mniej, nie chcieli wykonywać rozkazów, buntowali się, ginęli bądź wybierali śmiertelne życie u boku kogoś innego. Również pokusy nie zawsze zamierzały wracać tam, gdzie się narodziły, wybierając swoje ludzkie egzystencje szarych kur domowych. To, co kiedyś mogło stać się w ich oczach ekscytujące, złe i mroczne, przestawało dostarczać wrażeń, toteż nic dziwnego, że wybór zwyczajnego i śmiertelnego żywota mógł gwarantować więcej satysfakcji i zwyczajnej, szczęśliwej codzienności. Rozmowa z Czarnym Panem przebiegła nie tak, jak się spodziewała. Zamiast połajanek i krzyków, zostało jej powierzone zadanie: ma zmusić do odejścia od jakiejkolwiek wiary, czy to w smoki, czy w Pana, czy cokolwiek innego, przy czym nie jest to równoznaczne z zaproszeniem do podróży astralnej w głąb Piekła. Tym razem scenariusz był dużo prostszy: delikwent ma stać się niewierzący, i tyle. Bez ceregieli. Sporo to namnożyło się przez te lata zakonów czy sekt grupujących naiwniaków, więc dość już tego, można odstąpić od kwestii wiary w tę całą błazenadę.
- Przyjmuję zadanie - rzekła zamiast "do widzenia" do szefa i oddaliła się. Wiedziała, że musi niektóre rzeczy sobie zaplanować. Chociaż... podróżowanie na ziemskie równiny bez żadnego planu? To może być COŚ.

*

        Gdy zakończyła wstępne oględziny pozostałości po świątyni czy co to tam było, bo już zapomniała, uznała, że mają jakieś tam zabezpieczenia, a część naziemna była atrakcyjniejsza, więc szkoda jej było czasu na podróż w podziemne korytarze. Pojawiła się tam tylko duchem, by spojrzeć na magiczną sferę przedsięwzięcia pod tytułem "zabezpieczenia" (po jakie licho tu cokolwiek robić w ten właśnie sposób?, przemknęło jej przez myśl) i stwierdziła, że śmiało można by z części podziemnej zrobić kazamaty dla potępieńców. Po licznych skargach do szefa należało się im takie rozwiązanie. Ostatecznie nie ona o tym decydowała, lecz pozycja w Piekle, na którą pracowała trzysta lat powodowała, że miała w tym temacie więcej do powiedzenia, niż wszyscy sądzą. Daleko temu miejscu do plaży, ale można porozglądać się za świecidełkiem, pomyślała z kpiarskim uśmieszkiem.
- Co za kretyn robi tutaj zabezpieczenia? Po co? - powiedziała sama do siebie, gdy obeszła ruiny. Kwestia zabezpieczeń wytrąciła pokusę z równowagi, nie tego się spodziewała. Widząc pierwsze trudności do pokonania, zaklęła pod nosem:
- Kurwa mać. Czemu wszystko się już zaczyna pierdolić - powiedziała nie bez żalu i udała się w kierunku drzewek. Sprawiały sympatyczne wrażenie. Schroniła się w ich kręgu, drepcząc i załatwiając co pilniejsze sprawy związane z pęcherzem. Poczuła ulgę i mogła spojrzeć na całą resztę rzeczy z dużo lepszej perspektywy a dyskomfort gdzieś się ulotnił.

- Jest tu kto? - spytała w próżnię i nie czekając na odpowiedź, zeskanowała otoczenie, ale nikt nie rzucił jej się w oczy. Zamierzała cierpliwie zaczekać na rozwój wydarzeń.
Awatar użytkownika
Seviron
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 51
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Leśny Elf
Profesje: Kapłan , Wojownik , Wędrowiec
Kontakt:

Post autor: Seviron »

Przyglądanie się magicznym zabezpieczeniom w podziemnej części ruin zaabsorbowało go tak, że nie dostrzegł nowego światła – duszy, aury… w każdym razie tego, jak wyglądała istota żywa w świecie ducha – i przez to nie był świadom tego, że w ruinach przebywa ktoś jeszcze. W tym momencie nie był już jedyną osobą, która z jakiegoś powodu zdecydowała się tu przybyć. Dopiero później, gdy wracał już do ciała, to zauważył. Choć wiedział jedynie, że jest to istota żywa i prawdopodobnie humanoidalna – więcej może dowiedziałby się, jeżeli w większym stopniu znałby magię ducha. Teraz, żeby chociażby zbadać aurę istoty, musiał wrócić do swego ciała w świecie materialnym. Tylko, że… i tak niewiele mu to da – Kapłani szkolili go tak, żeby od razu rozpoznawał magiczne przedmioty i ich siłę po aurze właśnie, a jednocześnie „uznali”, że nie musi też wiedzieć, jak dobrze odczytywać aury istot żywych. Może uda mu się dowiedzieć, jakiej rasy jest nieznajomy… albo nieznajoma, ale to tylko tyle. A może aż tyle? W końcu, po poznaniu rasy, będzie miał jakieś pojęcie o tym, jak chociażby zachować się wobec tejże osoby. Ukryć się lub może otwarcie skonfrontować? To pytanie zadał sobie w momencie, w którym jego ciało astralne połączyło się z tym materialnym.

Otworzył szeroko oczy i szybko rozejrzał się wokół, zupełnie jakby wypuścił nagle wstrzymywane przez dłuższy czas powietrze i teraz mógł z powrotem normalnie oddychać. Jego włócznia nadal spoczywała niżej, na jego kolanach, a wszystkie inne rzeczy miał przy sobie – nikt go nie okradł; właściciel lub właścicielka tamtego „ciała” astralnego nie podeszła do niego i nie zabrała niczego w czasie, gdy on był nie do końca obecny. Właściwie, teraz nawet nie był pewien, czy go zauważyła, a nie siedział też w jakimś ukrytym miejscu. Co prawda, środek podłoża świątyni wymierzył na oko, ale wydawało mu się, że zrobił to poprawnie – może części ruin, drzewa i krzewy zasłaniały go lepiej, niż mu się na początku wydawało.
Gdy usłyszał nieznajomy, choć zdecydowanie należący do kobiety, głos, nie odpowiedział. Co prawda, dla niektórych mógłby być to odruch, jednak on, zamiast czegoś takiego, z pozycji siedzącej przeszedł do przykucnięcia i podszedł bliżej pobliskich zarośli. Te ukrywały go i były tak gęste, że czerwona peleryna z kapturem nie przebijała się przez nie. Powoli rozgarnął zielone liście, aż jego wzrok pomiędzy nimi mógł dostrzec osobę, która zadała pytanie w pustkę. W końcu, nie mogła przecież wiedzieć, że jest tu ktoś jeszcze; jakaś inna osoba, która ma własne plany związane z tym miejscem. Po jej aurze dowiedział się tylko tego, że jest pokusą – niczego więcej nie mógł odczytać. Po prostu nie wiedział, jak to zrobić. Będzie musiał to zmienić. Będzie musiał znaleźć czas na to, żeby poświęcić trochę czasu na wizytę w bibliotece albo na nauki od kogoś, kto po prostu zna się na czytaniu aur. Jej uroda przyciągnęła na chwilę jego uwagę, ale szybko się opamiętał. Chyba powinien coś powiedzieć. Nie to, że obchodziły go jej zamiary, ale akurat widok kogoś takiego w tym miejscu był, cóż, po prostu dziwny. Nie chciał też, żeby weszła mu w drogę. Wolałby też, żeby nie okazała się wrogo nastawiona do wszystkich poza pobratymcami pochodzącymi z rasy piekielnych.
         – To miejsce nie jest bezpieczne. Radzę zawrócić i znaleźć sobie inne miejsce na… postój – odparł w końcu, ale nadal pozostał przykucnięty, ukrywał się za krzewami i wysoką trawą. Po chwili westchnął i podniósł się, a roślinność, która wyrastała przed nim, sięgała mu do pasa. Miał na sobie skórzane spodnie i buty, a także kolczugę, która ukrywała koszulę i fragmenty pancerza, które łączyły się ze sobą. Zrzucił z głowy kaptur długiego, czerwonego płaszcza. Zrobił to jedną dłonią, gdyż druga nadal trzymała włócznię. Nie wyglądał na wrogo nastawionego i liczył na to, że przez taki – raczej neutralny – wyraz twarzy sprawi też, że nie stanie się celem ataku tej kobiety. W razie czego, oczywiście, był na to gotowy. Musiał być. Był gotów, żeby uskoczyć na bok i od razu zmniejszyć odległość między sobą i nieznajomą, która wtedy stałaby się jego wrogiem. Poza tym, raczej nie wyglądał jak kapłan Krwawej Matki, a bardziej, jak poszukiwacz przygód, ale… kapłani zajmujący się tym, co on, właśnie tak byli ubierani. Nie mieli być rozpoznawani, przynajmniej na pierwszy rzut oka.
         – Naprawdę… Pani. Ginęli tu już ludzie, a jeśli nie sprowadza cię tu coś bardzo ważnego, to sugerowałbym odejście – dopowiedział po chwili. Starał się mówić spokojnie, bo przecież też nie spieszyło mu się nigdzie. Nie miał limitu czasu, w którym miał wykonać wszystko, co zlecił mu Najwyższy Kapłan. Po prostu wolał przebywać tu w pojedynkę, gdy nikt nie będzie mu przeszkadzał i nie będzie musiał mieć na uwadze tego, że tuż za nim idzie ktoś jeszcze, kogo życie nie powinno mu być obojętne, skoro już podróżują razem i tak samo wspólnie badają to miejsce.
Awatar użytkownika
Aaliya
Szukający Snów
Posty: 151
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Pokusa
Profesje: Włóczęga , Kurtyzana , Złodziej
Kontakt:

Post autor: Aaliya »

        Aaliję zdziwiło to, w jaki sposób zareagowała na ostrzeżenia elfa. Będąc młodszą, najpewniej nic nie zrobiłaby sobie z jego słów. Prawdę powiedziawszy, prychnęłaby i obróciła się na pięcie. Ale lata mijały a wraz z nimi, pokusa zmieniła się, jak wszystko dookoła. Nie była już tak cięta ani ironiczna jak dawniej. Trudno się dziwić. W pewnym wieku, to tak nie wypada. A przynajmniej powinno się zachować pewne zasady kultury i o tym wie nawet nieokrzesana diablica. Zerknęła na przybysza. Miał czerwony kaptur na głowie, który po chwili zdjął, w oczy rzucił się pokusie ów intensywny odcień, bo dawno nie widziała kogoś ubranego w podobnym stylu. Nie domyśliła się, że zwrócił się do niej kapłan Krwawej Matki, zresztą o tego typu ugrupowaniach miała nikłą wiedzę, całą uwagę skupiała przede wszystkim na Czarnym Księciu i jeżeli chodzi o tematykę wiary i religii, nie sięgała ponad to, co było związane z jej duchowym światem. Na temat Rytuału Snów również nie słyszała zbyt wiele, jednak w jej świadomości istnieje przekonanie, że do żadnej z religii się nie wtrąca. Z tego powodu zbyt wiele to ona nie czytała w swoim życiu czy to o zakonach, czy o religiach mających wielu wyznawców. Bo właściwie po co?
        Fizyczne ciało posiadało blond włosy, szczupłą sylwetkę z ciekawie zaznaczoną linią talii oraz bioder, a odzienie niczym nie odbiegało od wyglądu przeciętnej mieszczanki. Aaliya nie posiadała biżuterii na sobie, ubiór był dość skromny i praktyczny - skórzane spodnie brązowe, bluzkę z długim rękawem w brązowym odcieniu, a na to kamizelkę futrzaną, krótką, bo krótką, ale gwarantującą ciepło w sam raz na niepogodę. Nic więcej. W porównaniu z towarzyszem, nosiła się w luźnym stylu, bardzo praktycznie i zwyczajnie, zaś po ubiorze nie szło rozpoznać co to jest za jedna i co ją przywiało w te strony.
         W związku z tym, że nie szło przewidzieć jaka aura przywita nas w Cienistych Borach, trzeba było ubrać się w sposób praktyczny i tak, żeby nie wiało po plecach. Sukienki czy spódnice, nawet do ziemi, odpadały, chyba że ktoś lubił, gdy słońce było za chmurami. Aaliya wolała ciepło, przy czym idealna temperatura, to ta umiarkowana, ze słońcem na niebie, choć niekoniecznie tym bardzo upalnym.
        - Eeemmm... jestem tu, bo poszukuję czegoś tutaj, Panie... - zaczęła niepewnie, z wyraźnym ociąganiem. - Wiem, miejsce dziwne, ale kazano mi się tutaj udać. Takie życie - próbowała się zaśmiać z powodu lekkiego tonu, jaki przybrała, ale trochę jej nie wyszło. Z gardła wydobył się pomruk, zamiast śmiechu. Stresowała ją ta rozmowa, bo przebywanie w takich miejscach powodowało w niej wstręt. I pewnie też inne odczucia, o których nawet pojęcia nie miała...
- Pewnie zdziwiła Pana obecność w takim miejscu kobiety, ale proszę mi wierzyć, gdyby to ode mnie zależało, wylegiwałabym się na plaży czy siedziała w lesie. No, a to miejsce... - rozejrzała się - z plażą zbyt wiele wspólnego nie ma.
        Może i brzmiała niepewnie, ale wiedziała, co mówi i do kogo. Nie znała istoty, która ją ostrzegła i nakazała się udać w innym kierunku. Wolała nie zdradzać o sobie wielu informacji, co nie oznaczało, że nie była w stanie wdać się w pogawędkę. To całkiem niezobowiązujące.
        Okolica była zalesiona, natomiast drzewa rosnące dookoła były inne od tych, które można zaobserwować chociażby w Lesie Eriantur czy Lesie Driad. Posiadały rozległe korony, grube i szerokie pnie dające mnóstwo cienia i roztaczające chłód i niepewność. Aaliya wyczuła, że ma gęsią skórkę w okolicach kolan. Co prawda, nie było jej widać za sprawą spodni, ale ona doskonale rozpoznała niepokój. Coś wisiało w powietrzu.
- Dziwią mnie zabezpieczenia wokół ruin. Widać, że to odludzie. - Tym razem, gdy się odezwała, ton był pewniejszy niż przedtem i spokojny. Sprawiała wrażenie kobiety, która dobrze wie o czym mówi.
        Na widok elfa przemknęło jej przez myśl, że nic nie potrafi odczytać na jego temat. Bo cóż można pomyśleć o postaci w kapturze, czy można tu wyrobić sobie zdanie? Skądże. Na romans też się ledwo nadawał, wydał się zbyt powolny i mało elastyczny jak na takie ekscesy. Na pewno był wojownikiem, ale czy coś więcej o nim było wiadomo? Aaliya miała nadzieję, że jeszcze los ją zaskoczy.
        Należała do osób, które, nim przejdą do konkretów, muszą przemyśleć jak to i owo uczynić. Nie wzięła się za poszukiwania artefaktu, ledwo tu przyszła, za bardzo szanowała swój czas. Nie chciała też wysługiwać się elfem. Postanowiła, że będzie działać metodycznie i skrupulatnie, obierając drogę cierpliwości i zdrowego rozsądku. Jeżeli zdobędzie zaufanie mężczyzny z kapturem, mogą razem udać się do podziemi ruin i być może to tam będzie krył się przedmiot, o który chodzi pokusie. Ale wszystko stopniowo i powoli. Intuicja podpowiadała diablicy, że potępieńcy świadomie wprowadzili ją w błąd z tym, że miała poszukiwać klejnotu. To mogło być cokolwiek wykonanego ze złota. Podejrzewała, że chodzi o kieszonkowy zegarek.
        Poprawiła sztylet znajdujący się u jej pasa, tak konkretnie, to chciała tylko sprawdzić, czy jest na swoim miejscu. Miała przeczucie, iż okolica może nie być bezpieczna. Tylko czekała na pojawienie się w lasku co groźniejszych stworzeń. Nie znała się na przyrodzie, ale kiedyś miała nieprzyjemność oglądać jak osa wulkaniczna stopniowo nadlatuje z przeciwka jakby w zwolnionym tempie do istoty przypominającej Mahińczyka i próbuje zaplątać się w jego włosy. Człowiek tylko dzięki sile umysłu spowodował, że owad odleciał tam, skąd przyleciał, trzymając dłoń na rękojeści noża tudzież sztyletu. Scena rozgrywała się w pewnej odległości i pomimo dobrego wzroku, piekielna nie umiała dojrzeć co to dokładnie było. Znajdowała się wówczas na obszarze wulkanicznym z nieczynnym od lat wulkanem, a jednak strach za sprawą owada i innych niezbyt przyjemnych okoliczności sprawił, iż nabrała do tych stworzeń respektu. Wykorzystując magię emocji i umysłu sprawiła, że osą nie kierowały żadne niecne zamiary, zaś w jej owadzim umyśle powstały same pozytywne myśli. To konkretne stworzenie nie było więc wrogo nastawione. Ale to dzięki niej (mimo że mężczyzna może dałby radę samodzielnie, to lubiła sobie dodawać zasługi), jakże by inaczej. Pycha przemawiała przez Aaliyę w przeszłości dosyć często. Obecnie? Kto wie? Czy określenie "poszukiwanie samej siebie" ma uzasadnienie w jej przypadku?
Tym razem jej myśli skupiały się na kilku aspektach: noclegu (może przenocować w lesie, byle w samotności), pożywieniu (nie musiała nic jeść, ale chcąc stworzyć pozory normalności, musiała, mimo wstrętu do ludzkiego pożywienia, sięgnąć choćby od czasu do czasu po coś takiego) oraz bezpieczeństwie. Kto wie, co mieszka w tym lesie. W starciu z jakimś groźnym stadem zwierząt nawet sam Czarny Pan nie przyjdzie jej z pomocą.
        Poniewczasie zaczęła zastanawiać się, po co zgodziła się na to całe przedsięwzięcie. Mogłam wszak wysłać tutaj kilku potępieńców i niechaj oni latają za klejnocikiem potomka Czarnego Pana, pomyślała gniewnie, lecz musiała przyznać, że w rzeczy samej, wykorzystywanie potępieńców stanowiło rozrywkę.
         Tym razem jednak postanowiła czymś się przysłużyć. Dodatkowe zasługi nikomu nie zaszkodziły. Z zamiarem poszukiwań artefaktu, rozejrzała się ponownie po okolicy i skupiła na chwilę na wydobyciu z siebie niewielkiej dawki magii emocji. Próbowała połączyć fakty: gdyby była czarownikiem, gdzie schowałaby klejnot? W odpowiedzi uzyskała, że ta magia nie przyda jej się w stopniu zadowalającym ją samą. Powietrze drgnęło. Wokół czuć było pewne wibracje. Przyniosło jej to wiedzę, iż czarownik kierował się szlachetnymi pobudkami, a więc kryjówka nie mogła być kwestią nadto skomplikowaną. Innym razem sięgnie po magię umysłu na dokładkę. Póki co odczuła potrzebę odpoczynku, kiedy opuściła sferę magiczną, skupiając się na sprawach, które dotyczyły fizycznego ciała.
Awatar użytkownika
Seviron
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 51
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Leśny Elf
Profesje: Kapłan , Wojownik , Wędrowiec
Kontakt:

Post autor: Seviron »

Spodziewałby się… może nawet wolałby i chciałby, żeby nieznajoma kobieta posłuchała jego ostrzeżenia i zdecydowała się odejść. Szkoda, że tak się nie stało, a ona tłumaczyła się tym, że ktoś ją tu przysłał i nie od niej zależy to, czy tu zostanie, czy nie. Trudno, może coś, co ma tu do zrobienia ograniczało się wyłącznie do części ruin znajdującej się nad ziemią. Może będzie mógł w spokoju eksplorować podziemia wyłącznie we własnym towarzystwie i będzie mógł bez pośpiechu zająć się unikaniem magicznych zabezpieczeń albo próbami rozbrajania ich. A, jeżeli już aktywuje jakąś, to będzie to wyłącznie jego wina. Nie będzie musiał ciągle myśleć o tym, że w tym samym miejscu porusza się jeszcze jedna osoba, która może akurat ma do tego zupełnie inne podejście i przez to aktywuje pułapkę, która może dosięgnie również i jego.
Nieco zrezygnowany wzruszył w końcu ramionami i westchnął bardzo cicho. Jeżeli nieznajoma była lojalna wobec tego, kto ją tu wysłał – a odnosił wrażenie, że właśnie tak było – to był pewien, że nie uda mu się namówić jej, żeby stąd odeszła. Miejsce było opuszczone od bardzo dawna, w dodatku mało kto o nim wiedział, a jeszcze mniej osób wiedziało o tym, co ukrywa się pod nim; pod ziemią. Tylko, że on miał akurat tyle „szczęścia”, że ktoś musiał zjawić się tutaj w tym samym czasie, w którym on. Nie było mu to na rękę, ale nie zamierzał stąd odejść – podjął się tego zadania i na pewno go nie zostawi. Nie on. Był osobą, która zadanie zostawiała dopiero wtedy, gdy je ukończyła.
         – W takim razie proszę nie wchodzić mi w drogę – odparł spokojnie. Nie brzmiało to jak ostrzeżenie, które sugerowałoby, że coś jej zrobi, jeżeli go nie posłucha. Bardziej była to jedynie prośba o to, żeby zająć się swoimi sprawami, a on w tym czasie będzie zajmował się swoimi i wolałby, żeby nie przeszkadzały mu niewtajemniczone osoby.
         – I proszę na siebie uważać. Nie kłamałem, gdy wspomniałem o tym, że to miejsce jest niebezpieczne – dodał jeszcze. Może nieznajoma o tym wiedział, sprawiała wrażenie kogoś, kto w jakiś sposób mógł się o tym dowiedzieć. Tym bardziej, że wspomniała o zabezpieczeniach. Nie, żeby podejrzewał ją o bycie kimś, kto życzy mu źle lub z jakiegoś powodu zaatakuje go, gdy tylko się od niej odwróci, ale będzie musiał cały czas mieć na uwadze, że w miejscu tym znajduje się ktoś jeszcze. I to osoba, której nie zna zarówno celów, jak i powodów, dla których się tu zjawiła. I, oczywiście, nie wiedział też nic o tym, kto ją tu przysłał.

         – Życzę powodzenia – odparł w końcu. Może te dwa, proste słowa sprawią, że dostosuje się ona do tego, o co ją poprosił. Wręcz liczył na to, że tak zrobi i, że nie wpadnie na głupi pomysł podążania za nim. Może nie była bezbronna, może wiedział, jak się bronić i dałaby sobie radę z niebezpieczeństwami czyhającymi w podziemiach, jednak samemu będzie mu się zwyczajnie lepiej pracowało. I możliwe, że szybciej.
Odwrócił się od niej, ale nie założył kaptura na głowę. Miejsce było opuszczone, przebywał tutaj tylko on i tamta kobieta, a wcześniej i tak zdjął z głowy kawałek materiału, który w pewnym stopniu ukrywał jego oblicze i lekko szpiczaste uszy. Nieznajoma i tak najpewniej je zauważyła, więc nie czuł potrzeby ponownego ukrywania ich. Znów postawił przed sobą cel, który doprowadził go aż tutaj i nie miał zamiaru odejść bez przedmiotu, który ma znajdować się w labiryncie podziemnych korytarzy i plątaninie magicznych „nici”, z których każda może odpowiadać za aktywację innej pułapki.
Włócznia wylądowała na jego plecach w specjalnych, przeznaczonych do utrzymywania jej w jednym miejscu, uchwytach. W razie zagrożenia, mógł ją stamtąd szybko wyciągnąć – wystarczyło wtedy podnieść ją lekko w górę, a później pociągnąć w prawą stronę. Spokojnym krokiem ruszył w stronę wejścia do podziemi, które okazało się ukryta za gęstymi zaroślami. Lepsze coś takiego, niż miałoby być zasypane kamieniem, który kiedyś składał się na ścianę lub dach świątyni. Kiedyś mogło ono znajdować się nawet pod ołtarzem, jeśli nie, to na pewno w jego okolicy, w części która raczej nie było dostępna dla kogoś innego niż samych kapłanów. Teraz ukrywała je wyłącznie roślinność, która dawno już przejęła to miejsce.

Na początku chciał pozbyć się przeszkody, ale po chwili pomyślał, że równie dobrze może przez nie zwyczajnie przejść. Dlatego odgarnął krzewy ręką, utworzył tym przed sobą drogę, która znikała zaraz za jego plecami, gdy gałązki roślin wracały na swoje miejsce. Musiał się też pochylić, żeby przejść przez wejście – może zbyt wcześnie ocenił jego stan jako dobry. Z bliska wyglądało na… stare, po prostu. Nadgryzione zębem czasu i nie tak wytrzymałe, jak było kiedyś. Może nawet groziło zawaleniem, jeśli zrobi się coś nieodpowiedniego i będzie się nieostrożnym. Niestety, nie widział też w ciemności, dlatego – zanim jeszcze zaczął schodzić, również zniszczonymi, schodami – wyciągnął pierwszą pochodnię i zapalił ją. Światło płomienia rozlało się wokół niego, oświetliło ściany i jego sylwetkę, która rzucała teraz cień na tą, która znajdowała się za jego plecami. Zaczął kierować się w dół. Kroki stawiał ostrożnie, jednocześnie nasłuchiwał też, czy spotkana przed chwilą kobieta nie próbuje podążać jego śladem.
Awatar użytkownika
Aaliya
Szukający Snów
Posty: 151
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Pokusa
Profesje: Włóczęga , Kurtyzana , Złodziej
Kontakt:

Post autor: Aaliya »

        Aaliya była niepocieszona. Nie dość, że nieznajomy potraktował ją dość chłodno, to jeszcze nie życzył sobie, by za nim podążała. Poczuła się w jednej chwili jak natrętna mucha, od której należy się odganiać. Trudno powiedzieć, co w tym momencie czuła, ale nie zamierzała ot tak po prostu się rozstać i tyle ją widzieli.
- Podobnie jak pan, mam cel, by tutaj być i proszę mnie nie zniechęcać - odparła. Zerknęła na reakcję mężczyzny. Ten jednak zdawał się błądzić gdzieś myślami. Postanowiła go pozornie zostawić w spokoju. A tak naprawdę, po cichu obserwować to, co wydarzy się dalej. Jej misja nie była złożoną sprawą, więc powinna wszystko sobie poukładać tak, jak jej pasowało. Problem w tym, iż niekoniecznie miała zamiar ją wykończyć, a przynajmniej, motywację miała średnią.
- Nie będę przeszkadzać. - Mówiąc te słowa, chciała dostosować się do sposobu mówienia kapłana. Jeżeli zasypie go pytaniami, może się do niej zniechęcić, a tego by nie chciała. Pomyślała też, że nie będzie wykorzystać magii względem nieznajomego, bo wiedza dotycząca jego myśli i uczuć nie jest jej póki co potrzebna, a zaglądanie tam, gdzie nie powinna nie było jej zamiarem. Jeżeli Czarny Pan o to nie poprosi, to nie będzie buszować w nie swoich sprawach. Nie chciała wydać się wścibska, ani zadawać pytań w stylu "co pan tu robi?". Skupiła się na swoich sprawach, które musiała załatwić.
- Szkoda, że widzi to pan w ten sposób, osobiście nie widzę przeszkód przed tym, byśmy się poznali. Czas pokaże, co będzie dalej... - Może i nie było to nic konkretnego, ale nic innego nie przychodziło do diabelskiej głowy. - Ostrożności nigdy dość - powiedziała na sam koniec. Stanowiło to myśl bardzo ogólną, wręcz maksymę czy aforyzm, ale co miała innego powiedzieć?
        Spostrzegła, że mężczyzna zaczął się powoli oddalać, toteż nie kontynuowała rozmowy. To zbyteczne. Jeżeli okoliczności nie będą sprzyjać współpracy, to się z tym pogodzi. Ale mając kogoś nieznajomego przed oczami, nie widziała podstaw, żeby się nie poznać wzajemnie. Szczerze mówiąc, Aaliya dziwiła się co robi tutaj kapłan, sądziła, że będzie całkiem sama. Może los wie co robi, że splótł ich w tym samym miejscu i o tym samym czasie? To już tylko bogowie raczą wiedzieć.

***


        Przechadzała się wzdłuż alejki niedaleko pobliskiego lasu iglastego, chcąc odetchnąć świeżym powietrzem. Była sama, zaś nastrój jej nieodgadniony. Co jakiś czas skanowała otoczenie w poszukiwaniu artefaktu, jednak nic nie rzuciło jej się w oczy. Znalazła za to garść monet (nie przeliczyła ich), trochę szyszek (ładnie pachniały), patyków (przyda się do zrobienia ogniska) i małych zwierzątek (pociesznych, których nie miała czym nakarmić). Podeszła do krzewu, na którym rosły dzikie owoce i zerwała kilka z nich. Kilka czarnych kuleczek znajdowało się w jej prawej dłoni. Nie udało się zwabić niczego, poza jeżem i myszą, zbyt zajętą obgryzaniem listowia, by mogła w tym miejscu spostrzec pokusę. Gdy przebywała w skromnym towarzystwie zwierząt, zapomniała o kapłanie, zabezpieczeniach świątyni i innych takich.
        Wtem zbliżył się do niej zagadkowy ktoś, miał czarne skrzydła i tatuaże na ramieniu. Aaliya nie zwróciła uwagi na inne szczegóły jego fizjonomii. Postać zamigotała parę razy, po czym zniknęła, tak po prostu, pozostawiając pokusę w zastanowieniu. Pomyślała, że powinna odszukać kapłana, spróbować przekonać do siebie i nawiązać współpracę. Samotna kobieta nie powinna przebywać w lesie bez opieki. Aczkolwiek musiała przyznać, że nie należała do istot chuderlawych i była gotowa się obronić w miarę możliwości. Nie chciała jedynie wzbudzać podejrzeń, bo gdyby użyła magii nad wyraz, mogłaby wywołać nieprzychylne reakcje, a jej pochodzenie wyszłoby na jaw. Nie zamierzała zwracać na siebie uwagi. Powolnym krokiem udała się w kierunku ruin, by odszukać kapłana.
Awatar użytkownika
Seviron
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 51
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Leśny Elf
Profesje: Kapłan , Wojownik , Wędrowiec
Kontakt:

Post autor: Seviron »

Źle dobrał słowa i przez to zabrzmiały nie tak, jak chciał, czy może włożył w to zbyt mało emocji i zachęty, żeby posłuchać go i, żeby stąd odejść? Tak naprawdę, nigdy nie był zbyt dobry w przekonywaniu kogoś do tego, co chciał, żeby ta osoba zrobiła, wykorzystując do tego jedynie słowa, więc nie dziwiło go to, że kobieta nie była zniechęcona i nadal chciała tu pozostać. Pozostało mu liczyć jedynie na to, że posłucha go przynajmniej w kwestii tego, żeby sobie nie przeszkadzali. Nie znali się, mieli różne cele i nie musieli ze sobą współpracować.
         – Przyszedłem tu z konkretnym zadaniem, nie po to, żeby czekać tu na nieznajomą… lub nieznajomego, żeby zapoznać się z taką osobą – odpowiedział jej. Nie, żeby ta konkretna nieznajoma była mało atrakcyjna, zarówno pod względem wyglądu, jak i może też charakteru czy przeżyć – po prostu miał na głowie inne rzeczy i jedną z ostatnich było poznawanie nowych osób. Krótko po tym, przynajmniej dla niego, rozmowa ta dobiegła końca. Nie miał zamiaru stać tu jak kołek, po prostu przyglądając się kobiecie, żeby zobaczyć, co ta zrobi teraz, więc po prostu odwrócił się i ruszył w stronę wejścia do podziemnego labiryntu kamiennych korytarzy i pajęczyny magicznych połączeń między starożytnymi pułapkami.

Pochodnia, którą trzymał już w dłoni, oświetlała korytarz prowadzący go zniszczonymi schodami w dół. Kapłan poruszał się ostrożnie, raz, że nie chciał przypadkowo sprawić, że podłoże, ściany lub sufit zostaną uszkodzone, a dwa, że nie chciał nadziać się na żadną z pułapek, choć wiedział, że te zaczną się dopiero tam, gdzie schody zamienią się w prawdopodobnie kamienne podłoże. Ta pochodnia, którą teraz niósł była akurat zwyczajna, jak kilka pozostałych, które miał w zanadrzu. Miał też jedną magiczną, co prawda, wyglądała jak zwyczajna, jednak ta odrobina magii, która się w niej znajdowała, sprawiała, że zapalony na niej ogień gasł tylko wtedy, gdy do jego zgaszenia użyta została magia. Akurat ta jedna rzecz nie znajdowała się na stale w jego ekwipunku, pochodnię dostał od Najwyższego Kapłana, który zlecił mu to zadania. Po jego wykonaniu, przedmiot ten znajdzie się z powrotem w rękach jego właściciela. Ją zamierzał użyć jedynie wtedy, gdy sytuacja naprawdę będzie tego wymagała.
Zastanawiał się, gdzie może być ukryty artefakt. Gdzie konkretnie, to jest. I, czy na pewno jest on źródłem energii magicznej, która zasila pułapki. Może tak być, w końcu przedmioty takie często posiadają potężne wręcz pokłady magii. Z drugiej strony mogło to być też coś innego – również przedmiot, ale taki, którego jedynym celem było przechowywanie w sobie magicznej mocy i zasilanie nią pułapek, a raczej całej ich sieci, którą ze sobą były połączone. Tylko, że on nie przyszedł tu po artefakt, choć znalezienie go może akurat okazać się kluczowe, jeżeli jego teorie się sprawdzą. Jeżeli zabierze się go lub zniszczy, może to dezaktywować wszystkie te pułapki, które tu były.

W końcu, jego stopa – zamiast na zniszczonym stopniu – wylądowała na gładkiej podłodze. Korytarz poszerzył się też nieco, choć nadal wyglądał dość surowo. Na ścianach nie znajdowały się żadne zdobienia, rysunki czy napisy – po obu stronach jedynie znajdował się zniszczony metal, w którym kiedyś mogły znajdować się pochodnie oświetlające tę część podziemi. Światło pochodni oświetlało drogę przed nim, Seviron widział, że od razu, już z marszu, będzie musiał wybrać. Przed jego oczami znajdowały się dwie ścieżki, obie ginące w mroku, do którego nie sięgała poświata ognia tańczącego na końcu jego pochodni – jedna prowadziła prosto, gdy druga zakręcała w prawą stronę.
Kapłan zatrzymał się, zaczął zastanawiać się, którą drogę powinien wybrać. Będzie musiał też pamiętać o tym, żeby robić w myślach mapę tego miejsca lub przynajmniej próbować to robić. Nie chciał się zgubić, a wiedział, że podziemne korytarze tworzyły prawdziwy labirynt. A on, oczywiście, nie miał przy sobie czegoś, co mógłby zostawiać za sobą albo czegoś, czym mógłby rysować po ścianach, aby zaznaczyć jakoś swoją obecność i to, w jakich miejscach już był i, gdzie przechodził i wchodził. Wydawało mu się też, że przez krótką chwilę słyszał jakiś szept, jakby ktoś próbował mówić, ale nie był pewien, jak głośno może wypowiedzieć słowa – co finalnie przekładało się na to, że dało się usłyszeć głos tej osoby, ale nie rozumiało się słów, które wypowiedziała. Odruchowo odwrócił się w stronę wyjścia, bo pierwszą osobą, o której pomyślał była nieznajoma, na którą natknął się wyżej. Jednak nikogo tam nie było, nikt nie schodził po schodach; nikt nie próbował zatrzymać go i powiedzieć, żeby poczekał.
Seviron westchnął cicho i ruszył przed siebie. Zaczęło się – wszedł w to miejsce, więc musiał przygotować się na to, na co się tu natknie. Nie znał też natury pułapek, nie wiedział, czego oczekiwać, choć informacja o tym, że były one magiczne, nie była czymś, co uważał za nieistotne.
Awatar użytkownika
Aaliya
Szukający Snów
Posty: 151
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Pokusa
Profesje: Włóczęga , Kurtyzana , Złodziej
Kontakt:

Post autor: Aaliya »

        Aaliya tak naprawdę biła się cały czas z myślami dotyczącymi tego, co ma dalej robić. Wprawdzie ruszyła w kierunku miejsca, dokąd udał się kapłan Krwawej Matki, jednakże niespodziewanie zawróciła. Trudno powiedzieć, czy to głos w jej głowie jej tak kazał zrobić, czy po prostu dotknął ją strach, a przynajmniej obawa związana z rozciągającą się przed nią przestrzenią. Lekki mętlik w głowie spowodował, że, rozdarta między jedną decyzją, a drugą, stanęła w bezruchu pośrodku równiny, nasłuchując. Serce łomotało w jej piersi. Zawróciła, do samego końca nie będąc pewną, czy postępuje słusznie. Wprawdzie była diablicą, ale potrafiła wyobrazić sobie kaliber swoich decyzji, które musiała rychle podjąć. Gdy się obracała na pięcie, miała przed oczami coś w rodzaju widma. Nie przejęła się, a skrzydlaty straszak ostatecznie zniknął. Aaliya nie zrobiła sobie zbyt wiele z faktu, iż coś ją próbowało wystraszyć. Bała się tylko o siebie i kapłana, a nie o to, co jawi się jej jako koszmar senny czy przywidzenie. Przecież nie jestem byle trzpiotką i dam radę sprostać wyzwaniu

        Poszukiwanie artefaktu może nie należało do zadań najtrudniejszych, ale przydałoby się dowiedzieć co tak właściwie ma poszukiwać. Podejrzewała, zbliżając się do zagajnika, że w pobliżu czeka na nią jakaś wskazówka. Chociaż... słowo "czeka" nie stanowi adekwatnego określenia, co to, to nie. Wiedziała, że samodzielnie musi takie rzeczy odszukać i nic nie zostanie podane niczym na złotej tacy. Odpowiedzi, których poszukiwała, z pewnością nie mogły być daleko i ta optymistyczna myśl sprawiała, że potrafiła się zmotywować do dalszej wędrówki.

        Wchodząc do lasu, parokrotnie coś zamigotało przed jej oczami. Po paru chwilach okazało się, iż jest to półeteryczna postać przesyłająca komunikat o wydarzeniu, które miało właśnie miejsce - elf wszedł do podziemnych korytarzy. Pokusa miała gęsią skórkę, gdy pomyślała co może spotkać elfa i z jakim niebezpieczeństwem przyjdzie mu się zmierzyć. Mężczyzna nie dał jej czasu, by wypowiedziała swoje wątpliwości i obawy, więc miała coś na kształt wyrzutów sumienia, kiedy zdała sobie sprawę, że młodzieniec jest tam, gdzie się udał całkiem sam a ona nie jest w stanie w tej chwili mu pomóc. Przemknęło jej przez głowę, że może użyć magii umysłu, aby wysłać mu komunikat, może będą w stanie porozumieć się telepatycznie? Pozostało mieć nadzieję, że nieznajomy odczyta jej komunikat. Było tylko jedno ale. Dawno nie stosowała tego rodzaju magii, obawiała się, że coś poplącze i wyśle swoje myśli nie do tej osoby, o którą chodzi. Już kiedyś coś takiego miało miejsce w jej diabelnej egzystencji. Tak już miała i nic na to nie mogła poradzić - mimo że dobrze czuła się używając konkretnego rodzaju magii, nie czuła się wystarczająco pewnie, kiedy przez dłuższy czas po nią nie sięgała. To jedyna rzecz, która miała w tym momencie sens, bo bez magii to się nie uda i kapłan może znajdować się w niekorzystnej sytuacji. Świadomość ta napawała lękiem pokusę. Rozejrzała się po lesie, a ten już po kilkunastu minutach przechadzki niespodziewanie zgęstniał. Szła w kierunku źródła migotania. Stanęła przy płytkim stawie, dostrzegła kilka kumkających żab i innych płazów. Zdziwiła się, a jednak zwierzęta, na które patrzyła, nie zdziwiły się wcale i dalej żerowały po płyciznie zbiornika wodnego. Nie przypuszczała, że spotka w tym miejscu jakiekolwiek oznaki życia. Jej umysł pracował na spowolnionych obrotach, to musiała przyznać. Spotkanie z nieznajomym okazało się nieudane, a być może, co przemknęło jej przez głowę, mógł doprowadzić ją do artefaktu! No tak, dlaczego o tym przedtem nie pomyślała? Dlaczego nie powiedziała mu, że prawdopodobnie go potrzebuje? Pomyślała, że co dwie głowy to nie jedna i połączenie sił przez tę dwójkę byłoby dobrym pomysłem. Gdyby tylko kapłan zechciał ją wysłuchać... gdyby tylko... Uspokój się i postaraj się nie martwić, poleciła swojemu rozsądkowi. Obiecywała sobie po wielokroć, że nigdy nie da emocjom górować nad swoją świadomością, ale przypomniała sobie w tym momencie, że istniało coś takiego jak podświadomość i to pewnie ten niecny wynalazek kształtował jej myśli i nadzieje.

        Żyjesz? Jesteś cały?

        Komunikat w tym wypadku musiał być krótki i konkretny. Pokusa usiadła nad brzegiem płytkiego jeziora, pozwalając swojemu umysłowi skupić się głęboko tylko na tym, nad czym teraz powinien. Na imię mi Aaliya i chcę ci pomóc, odrzekła drogą telepatii, mając szczerą nadzieję, że myśli te dotrą do kapłana. Musiały, bo jeszcze nigdy jej magia nie zawiodła w taki sposób, że w ogóle nie dotarła. A co, jeżeli komunikat dotrze z opóźnieniem? A co, jeśli wyświetli się na ścianie, a elf tego nie zauważy, bo będzie zbyt ciemno? Aaliya zaczęła się denerwować. Trema? Stres? W każdym razie, napięcie spowodowało, że podczas obserwacji płazów wokół siebie, przeprowadziła z nimi pogawędkę. Wydawało jej się, że jedna z żab mówiła coś w deseń:
        - Wiem, gdzie jest to, czego poszukujesz...
Jednak jej kumkanie rozpierzchło się w powietrzu. Prawdopodobnie żaba była magiczna i, podobnie jak Aaliya, potrafiła władać magią umysłu. A może tylko jej się to przyśniło? Cóż za senna mara!

        To, co wydarzyło się w następnej kolejności przypominało głęboki sen, ale wydarzyło się naprawdę. Pokusa stanęła nad wodą, a później kucnęła i kilka razy zakaszlała. Na dnie zbiornika zauważyła coś, co migotało i wysyłało wibracje w jej kierunku. A to ci dopiero! Czy to jest...?, zastanowiła się. Jej ręka powędrowała w dół, przecinając powierzchnię jeziora. Aaliya poczuła, że coś oblepia jej dłoń, krok po kroku się zbliża. Co to jest? W jej głowie toczyła się nieprzerwana bitwa: wyciągnąć dłoń z wody czy kontynuować wyławianie migotliwego przedmiotu?

Zostań tam, gdzie jesteś, pouczyła jegomościa, świadomie nie posługując się jego imieniem, aby nie wzbudzić podejrzeń co do swojego postępowania. W dalszym ciągu również nie była przekonana, czy to do niego dotrze. Uznała, że najlepiej wysyłać bezosobowe wiadomości, bo jeżeli pomyśli, że dowiedziała się jak ma na imię, jest w stanie przejrzeć go na wylot. Zależało jej, aby zyskać jego zaufanie. W każdym razie, co najgorsze, musiała zostać tam, gdzie się znajdowała i nasłuchiwać odgłosów dookoła, które prezentowały się w taki sposób, że lepiej o to nie pytać. Kiedy Aaliya toczyła w swoim umyśle nierówną walkę, kapłan robił to, co do niego należało, czyli jak zawsze. Pokusa zastanawiała się, czy jest bezpieczny, ale w tym momencie musiała skupić się na sobie, na tym, by przetrwać. Nasłuchiwała. Wokół panowała cisza przerywana wibrowaniem powietrza, kropelki wody tańczyły dookoła jej pochylonej nad taflą wody, sylwetki.
Awatar użytkownika
Seviron
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 51
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Leśny Elf
Profesje: Kapłan , Wojownik , Wędrowiec
Kontakt:

Post autor: Seviron »

Na granicy, którą stanowiło światło padające z ognia tańczącego na końcu pochodni i miejsce, w którym rozpoczynała się ciemność, zatańczyło coś, co można było nazwać humanoidalnym cieniem. Chociaż Seviron akurat to zauważył „kątem” oka, więc równie dobrze mogło mu się tylko wydawać, że coś takiego znajduje się właśnie tam. Ciemność lubiła płatać figle osobom takim, jak on. Takim, które nie mają możliwości przeniknięcia przez nią swoimi oczami. Żyły rasy, które mogły to zrobić, nawet wśród elfów, z których pochodziło jedno z jego rodziców. Jednak on musiał pomagać sobie pochodniami, żeby nie błądzić w braku światła, który mógłby go wtedy ogarnąć i nawet pochłonąć. W końcu, kto wie, jakie pułapki czekały na niego w tym podziemnym labiryncie? Cóż, on na pewno nie wiedział. Dlatego, w czasie tego wolnego i ostrożnego poruszania się po korytarzach myślał o wszystkim, co mógłby tu spotkać. Wiedział, że były one ze sobą połączone, ale wątpił w to, żeby wszystkie aktywowały się w tym samym czasie, gdy tylko natknie się na jedną. Bardziej chodziło o to, że połączenie to zapewniało im ciągłą energię magiczną, której potrzebowały, aby ciągle znajdować się w stanie czekania na to, aż ktoś je aktywuje i do tego, żeby zadziałać, gdy już się to stanie.
Oczy kapłana ponownie uciekły w bok, gdzie wydawało mu się, że po ścianie przemknęło coś, co mogłoby być żywym cieniem. Może od samego początku, nie do końca świadomy tego, co robi, wpakował się w pułapkę? Teraz tego nie wykluczał. Tego, że całe podziemia również są pułapką, którą aktywował, gdy tylko postawił stopę na schodach. Dlatego też musiał być czujny, nawet bardziej niż był do tej pory.

Głos w głowie był niemałym zaskoczeniem, choć jedynie podniesione brwi i, przez ten zabieg, powiększone oczy, świadczyły o tym, że to poczuł. Szybko skojarzył ten głos z osobą, którą nie tak dawno spotkał wyżej.
        „Nie potrzebuję w swojej głowie nieproszonych gości. Wyjdź z niej” – odparł spokojnie, w myślach oczywiście i właściwie bez śladów zdenerwowania lub zaskoczenia. Cóż, przynajmniej wiedział, że miejsce to nie miesza mu w głowie. Chyba… Póki co postanowił założyć, że głos należy do żywej osoby i, że tamta kobieta próbuje właśnie porozumieć się z nim w jego myślach. A on, cóż, niekoniecznie tego potrzebował. Nie wiedział, o co jej chodzi, ale wydawało mu się, że ich cele nie są takie same. Nie poszła za nim i tak dalej, więc stwierdził, że nie kieruje się ona w stronę podziemi.
        „Muszę być w pełni skupiony na tym, co mam zamiar tu zrobić. Ty, Aaliyo, niepotrzebnie zajmujesz moją uwagę” – odezwał się w myślach ponownie. Czego ta kobieta od niego chciała? Niech skupi się na swoim celu, a on będzie mógł wrócić do swojego. Zaczął też iść wolniej, głównie przez to, że zmuszony był – no, może nie do końca, bo przecież nie musiał odpowiadać na jej słowa – do tej konwersacji. Na labiryncie skupiał się tak bardzo, jak tylko mógł. Dlatego zatrzymał się nagle, gdy trafił na miejsce, w którym korytarz przechodził w dwa kolejne, a na wprost niego znajdowała się ściana.
        „Obserwujesz mnie w jakiś sposób?” - zapytał w swoim umyśle. Pytanie to, oczywiście, skierowane było to kobiety, która tam się wkradła. Nie powinno też dziwić jego ogólne zachowanie związane z tą sytuacją, przynajmniej to, które da się wyczytać z jego słów i ich doboru. W końcu, kto cieszyłby się, gdyby właściwie nieznana mu osoba wkradła się do jego umysłu i zaczęła się w nim odzywać? Na pewno nie on.

I tak musiał się zatrzymać, bez różnicy na to, co poleciła mu tamta kobieta. Miał przed sobą ścianę, a po lewej i prawej stronie korytarze. Nie był pewien, którędy powinien iść, dlatego chciał sprawdzić, czy na starym kamieniu przed nim znajdują się jakieś oznaczenia – równie stare – które mogłyby mu pomóc w podjęciu decyzji.
Podszedł bliżej ściany i podniósł pochodnię w górę – na tyle, na ile mógł oczywiście – a twarz przystawił blisko kamienia. Szukał czegoś, w co może wpaść światło i oznaczyć to cieniem. Kamień nie regenerował się, więc wszelakie oznaczenia powinny się zachować i przez to może zostaną zaznaczone. Przymrużył lekko oczy, wpatrywał się w dwie linijki tekstu, który miał teraz przed oczami. Niestety, nie rozpoznał liter. Zaklął cicho pod nosem. Kolejny ubytek w jego edukacji. I nie chodziło też o to, że nie chciał uczyć się języków – wyżsi kapłani uznali, że jego pozycja nie wymaga ich znajomości. Zakładali, że zawsze będzie towarzyszył mu ktoś bardziej uczony, kto zajmie się tą stroną wykonywanych przez Krwawych Kapłanów zadań. Niestety, w takich sytuacjach, gdy zadanie było naglące i trzeba było wykonać je jak najszybciej; gdy wysyłali go – lub innego kapłana, który miał podobne powołanie – na misję samotnie, wychodziły też braki w szkoleniach.
         – Eh – westchnął sam do siebie. Chwilę później zdał się na przeczucie i odwrócił się w lewo.
Awatar użytkownika
Aaliya
Szukający Snów
Posty: 151
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Pokusa
Profesje: Włóczęga , Kurtyzana , Złodziej
Kontakt:

Post autor: Aaliya »

        No tak, tak… wszystko jak zwykle bierze w łeb! No jak to?! Ja pieprzę! Czy on musi stawiać taki opór?! Cholera jasna! Nie! Nie teraz! MUSI mnie posłuchać! To niemożliwe! Jak to?!, myślała w gorączce, a złość i wściekłość zaczęła opanowywać jej świadomość. Była gotowa uciec stąd jak najdalej. Tego było za wiele. Elf stawiał opór i to dosyć spory i to zdziwiło Pokusę. Nie była w stanie myśleć logicznie, nie chciała popełnić żadnego błędu, bo to mogłoby ją słono kosztować, ale… dlaczego tak się dzieje? Kiedy czegoś chce, to tego nie dostaje? Ale jak to? Nigdy przedtem tak nie było! Wcześniej ludzie a tym bardziej elfy robiły wszystko pod jej dyktando… Czyżby? A może pamięć Aaliyę po prostu zawodziła? Nie miała jej zbyt dobrej, co to, to nie. Na pewno część rzeczy z przeszłości zapomniała. Tak było wygodniej i bezpieczniej. Nie musiała wracać do tego, co było, do tych szufladek w głowie, które już pozamykała. Oczami wyobraźni widziała kapłana idącego wzdłuż ciemnych korytarzy, totalnie samego, któremu wydaje się, że jest silny. Z pewnością tak było, lecz… ona też była, o czym niekiedy nie pamiętano. Albo jej nie doceniano. Ileż razy Czarny Pan ją pominął albo, co gorsza, skrytykował? A ona tak bardzo nie chciała żadnej krytyki słyszeć. Uciekała, ilekroć ktoś zrobił coś nie po jej myśli. Wewnątrz czuła się jak zbity pies, który po jakąś cholerę niestrudzenie łasi się do właściciela, który przepędza go kijem. Czy takiego losu chciała dla siebie? Rozmyślała o tym po wielokroć i nic nie wskazywało na to, aby zadowoliła się ochłapami od śmiertelnika. Przy czym bywały dni, że wiele by oddała za śmiertelne życie.
        Zauważyła, że gdy w grę wchodziły emocje, traciła całą dorzeczność. Inna była sto lat temu, a inna w tej chwili, kiedy jej życie składało się z ciągłych powtórzeń, a misja, w której obecnie bierze udział miała w pewien sposób przełamać rutynę. Chciała jeszcze do niedawna koniecznie znaleźć się tuż za elfem, ale teraz musiała się skupić, podobnie jak on. Nie miała pojęcia czemu elf blokuje jej działanie, przecież niezbyt często Pokusa chciała dla kogokolwiek dobrze, czyż nie? A jednak.
        W jej głowie zaczęła wybrzmiewać tajemnicza, aczkolwiek delikatna melodyjka. Mogła ją słyszeć będąc dzieckiem, kiedy jeszcze nie musiała co i rusz spotykać się z niesprawiedliwością. Ten dźwięk przypominał kołysankę albo mógł wybrzmiewać równocześnie z ruchem porcelanowej baletnicy, która pojawiała się po otwarciu pozytywki (przedmiot stanowił szkatułkę na biżuterię, którą mogła obserwować i trzymać setki lat wcześniej, gdy jako dziecko widziała przed swoimi oczyma szczęśliwą rodzinę, do której zawitała nieproszona). I właśnie tę melodyjkę wysłała w jednej chwili do głowy elfa, aby poczuł, że jest po jego stronie i w każdej chwili może mu pomóc albo zrobić cokolwiek, by umożliwić mu wykonanie zadania. Kiedy wykryła opór z jego strony wraz z poleceniem wyjścia z jego umysłu, początkowo poczuła złość, to niemałą. Zdawała sobie sprawę, że jest śmieszna w takim podejściu „jak śmiesz się mi sprzeciwiać?!” i przypomina histeryzującą księżniczkę, a nie dumną Piekielną, ale… nie potrafiła zapanować nad emocjami, będąc gotową wyrwać sobie włosy z głowy, jak napotka kolejne bariery na swojej drodze płynące ze strony nieznajomego.
        Pomyślała, iż byłoby dobrze, gdyby kapłan w podziemiach napotkał na coś nawiedzonego; coś, co nie pozwala mu iść dalej albo utrudnia dalszą drogę. Może dodatkowe zabezpieczenia? Gdyby była w stanie… ale nawet jej zdolności były ograniczone. Posiadała talent magiczny, jednakże przez ostatni czas nie wykorzystywała ani nie rozwijała zdolności tego rodzaju. Więc była w martwym punkcie. W dalszym ciągu mogła tylko używać Magii Umysłu. A to trochę za mało, by nasłać demony albo chociaż utrudnić dalszą wędrówkę, nieprawdaż? Czuła, że musi spróbować.

        Okazało się, że wyłowiła perłę. Sądziła, że postradała zmysły, ależ nie: to była perła, najczystsza w swojej postaci. Dotknęła ją kilka razy, biała kulka potoczyła się po jej dłoni zwinnie i umiarkowanym tempem, po czym Pokusa pozwoliła jej upaść. Czy słusznie? Tego nie wiedziała. Przedmiot spakowała do swojego ekwipunku. Zamierzała użyć go, kiedy poczuje, że może to zrobić. Na poziomie ducha skontaktowała się szybko z Czarnym Panem.
- I co? Czy o ten przedmiot ci chodzi, Panie? - spytała niepewnie. Usłyszała jedno krótkie zdanie, stanowiące dowód na to, że jej szef wodzi ją za nos. Typowa gra w kotka i myszkę. To nie miało końca!
Jesteś, Aaliyo, bliżej, niż sądzisz. Powęsz jeszcze trochę, nie chcę, byś miała zbyt łatwo.... Głos spłynął do jej świadomości w okamgnieniu, natomiast perła gdzieś się ulotniła. Aaliya parokrotnie szukała w małej torbie, którą miała w podorędziu, ale ona… zniknęła. Pokusa nie zamierzała kontynuować gry z Czarnym Panem. Wróciła umysłem do elfa.
        Na spokojne pytanie kapłana, czy Aaliya go obserwuje w jakiś sposób, odparła lekko podniesionym tonem: W pewien sposób tak, ale tylko do pewnej granicy. Tak, uwierz mi, znam granicę i to bardziej niż możesz przypuszczać. Obserwacja nie jest dobrym słowem. Ja cię wspieram w tym, co robisz. Dobrze ci idzie, więc musisz kontynuować. Zrób to w imię chwały. Jej wypowiedź była enigmatyczna, co tu dużo mówić. Postanowiła zagrać w małą grę, tak jak Czarny Pan grał z nią, tak ona będzie grała z elfem. Musi to zrobić w miarę sprytnie tak, aby wygasić jego podejrzliwość. Miała pecha, nie była to istota otwarta i kontaktowa, więc otwarcie jego wnętrza i struktur umysłu będzie wymagało wprawy i delikatności. Nie zamierzała wkraczać do jego głowy niczym intruz, bo, wbrew pozorom, środki, których użyła, były tylko znikomo szkodliwe. Uznała, że mężczyzna jest godną osobą, więc jeżeli stwierdzi, że Pokusa zagrzewa go do walki, to uniesie się dumą i zmieni plan działania. W każdym razie, zamierzała go trochę wkurzyć, podziałać emocjami i pokrzyżować szyki, jednak niecałkowicie, a tylko w części. Jeżeli kapłan będzie zdenerwowany, wtedy może zechcieć spotkania z Pokusą. Nie znał wprawdzie jej prawdziwego pochodzenia, ale Aaliya nie zamierzała zbytnio długo udawać, że jest kimś innym. Nie miało to żadnego sensu ani logiki. Nie wstydziła się swojego pochodzenia, lecz na tę chwilę nie sądziła, że wyjawienie mu tego da jakiś skutek.
        Skupiła się na tym, aby wysyłać do umysłu kapłana wspomnianą melodyjkę. Wciąż i wciąż. Ładnie wyglądasz z tą skupioną miną, wysłała telepatycznie komunikat uśmiechając się sztucznie. W dalszym ciągu znajdowała się tam, gdzie znalazła znikającą perłę. To był błąd stawiać mi opór, wiesz?, dodała, ale tak cicho, że jedynie wyrafinowany umysł mógł to wychwycić. Nie liczyła, że kapłan przestanie stawiać opór. Ale może krok po kroku będzie w stanie wpłynąć na jego umysł.
Awatar użytkownika
Seviron
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 51
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Leśny Elf
Profesje: Kapłan , Wojownik , Wędrowiec
Kontakt:

Post autor: Seviron »

Nie podobało mu się to. I nie chodziło tu o miejsce, w którym był, a o to, że ta kobieta nadal próbowała do niego dotrzeć i nadal odzywała się w jego głowie. Mogła też nie rozumieć, że coś takiego bardziej sprawi, że będzie do niej nastawiony negatywnie, zamiast przekonać go do tego, że niby jest po jego stronie. Seviron w to wątpił, naprawdę. Zresztą, na początku doszli do wniosku, że ich cele są inne. Dlaczego teraz nagle miałaby mu pomagać? I… po co? Czyżby jednak tutaj znajdowało się coś, czego szuka ona? Jeśli tak, to dlaczego od razu nie ruszyła w stronę podziemnego wejścia? Nawet, jeżeli nie wiedziała, gdzie ono jest, mogła go śledzić. Wydawało mu się, że tego nie robiła, więc nie mogła widzieć go bezpośrednio. Z drugiej strony, tyle zabezpieczeń magicznych mogłoby blokować wszelkie próby magicznej obserwacji, ale nie był przecież osobą zajmującą się badaniem magii, więc nie mógł być tego pewien.
Nie spodziewał się usłyszeć muzyki w swej głowie. Wiedział, skąd się wzięła i, kto mógł ją tam „włożyć”, ale i tak przekonany był, że dojdzie do kolejnego dialogu między nim i nią. Na początku dźwięk z pozytywki – bo właśnie taki przypominało mu to, co słyszał w głowie – przypominał mu posiadaniu rodziny i dzieciństwie, przywoływał dość pozytywne odczucia patrząc na to, gdzie się teraz znajdował. Dopiero po chwili przypomniał sobie, czyją sprawką jest ta muzyka i sama melodia stała się dla niego, jakby, inna. Nie było tak, że nagle się ona zmieniła, po prostu jego zrozumienie tej muzyki stało się trochę inne.

        „Na pewno przekroczyłaś jedną z nich, gdy wdarłaś się do mojego umysłu” – odezwał się w głowie kapłan. Komunikacja nie była jednostronna, choć nie był do końca pewien, czy było to czymś dobrym, czy może niekoniecznie. Na pewno dobrze czuł się z tym, że mógł odpowiadać, a ona mogła odczytać te myśli. Dzięki temu mógł ciągle powtarzać jej, że to, co zrobiła, nie jest czymś dobrym i czymś, co przekona go do niej. Chociaż za każdym razem mówił to w inny sposób. Cóż, może za którymś razem kobieta ta w końcu go zrozumie.
        „Jeśli mnie wspierasz, to może tu przyjdziesz? Będziesz mogła wtedy wspierać mnie bezpośrednio” – odparł w swych myślach. To było dość śmiałe zagranie, przynajmniej on to tak postrzegał. Dodatkowo, sam nie był też pewien, co zrobi, gdy kobieta zgodzi się na to. Nie wiedział o niej praktycznie nic, a to, że posługiwała się magią, mogło przecież oznaczać, że zna się na niej lepiej niż on sam. Może będzie mógł wykorzystać to na korzyść własną i Zakonu; może pomoże mu to z pułapkami i zdobyciem tego, po co tu przyszedł. Nie stanowiła dlań zagrożenia, przynajmniej do tej pory, więc nie planował z nią walczyć lub spróbować pozbawić ją życia bez walki. Co najwyżej, wygarnie jej prosto w twarz to, co próbował wyperswadować w czasie komunikowania się z nią w myślach. A później odwróci się i pójdzie w swoją stronę, w głąb podziemnego labiryntu.
Niezbyt przejął się jej słowami. Zwyczajnie szedł dalej, cały czas mając w głowie plan, który ułożył sobie wcześniej. Nie chciał się też zatrzymywać, jednak musiał to zrobić – w końcu, tuż za zakrętem natknął się na litą ścianę. Mogła być ona fałszywa, to prawda, jednak jeśli jego przypuszczenia były prawdziwe i rzeczywiście był to labirynt korytarzy… Istniała tu tylko jedna, konkretna droga, która doprowadzi go w miejsce, którego szukał. I to droga, którą znali jedynie kapłani opiekujący się dawno temu tą świątynią.

        „To normalne zachowanie kogoś, komu ktoś wkrada się do umysłu” – odpowiedział na słowa, które wydawało mu się, że usłyszał. Były wypowiedziane bardzo cicho, niemalże je przegapił i na pewno nie zwróciłby na nie uwagi, gdyby był w ruchu. Odgłos jego kroków by je zagłuszył.
        „Gdyby ktoś włamał się do miejsca, w którym mieszka i przyłapałabyś na tym złodzieja, stałabyś tam i pozwoliła mu na zabranie wszystkiego, co chciałby ukraść czy może przeszkodziłabyś mu w tym? Ta sytuacja jest w pewnym sensie podobna” – powiedział po chwili w myślach. Gdyby mówił to na głos, możliwe, że przybrałby ton głosu podobny do kogoś mądrego, kto poucza inną osobą, która – jeszcze – nie posiada wiedzy, którą mędrzec chce jej przekazać. Gdy mówił w głowie, nie miało to żadnego znaczenia.
        „Propozycja jest ciągle aktualna” – dodał na sam koniec. Chodziło oczywiście o to, co powiedział wcześniej. O to, że mogłaby tu przyjść i wspierać go tuż obok, nie tylko jako głos w głowie, lecz także fizycznie i, może, też magicznie. Jeśli rozegra to dobrze i ostrożnie, Aaliya może okazać się pomocna, jeśli oczywiście dostrzeże w niej cechy i umiejętności, które okażą się przydatne w misji, na którą wysłał go Najwyższy Kapłan.
W czasie tej rozmowy, badał też ścianę. Szukał na niej jakichś otworów, wypustek lub czegoś innego, co wskazywałoby na ukryte przejście. Na bocznych ścianach szukał podobnych rzeczy, ale szybko okazało się, że niczego takiego tam nie ma. Musiała być to ściana, po prostu lity kawałek ściany, który miał służyć za niegroźną pułapkę dla potencjalnych złodziei. A jeśli tego konkretnego miejsca również dotykała magiczna sieć pułapek, to mógł znajdować się tu też system ostrzegania, który aktywował się, gdy ktoś nieproszony wszedł właśnie tutaj. To mogło dać kapłanom potrzebny czas na podjęcie odpowiednich działań, aby utrudnić kradzież.
Seviron nie uważał się za złodzieja. Rzeczy, które się tu znajdowały, nie są już strzeżone przez nic żywego. Magiczne pułapki też byłyby nieaktywne, gdyby nie to potężne źródła energii magicznej, które je wszystkie zasila. Odwrócił się plecami do ślepej uliczki i ruszył w drogę powrotną, z powrotem do rozwidlenia.
        „Ona nie jest prawdziwa...” – cichy szept rozbrzmiał w jego głowie. Nie był to głos kobiety, z którą rozmawiał. Ten był inny, bardziej przypominał… głos jego samego. To było dziwne, choć jednocześnie oznaczało, że się zaczęło. Labirynt go „dostrzegł”.
Awatar użytkownika
Aaliya
Szukający Snów
Posty: 151
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Pokusa
Profesje: Włóczęga , Kurtyzana , Złodziej
Kontakt:

Post autor: Aaliya »

        Właściwie, biorąc pod uwagę wszelkie niedogodności, nie dziwiła się postawie mężczyzny, którego nawet nie znała. Z łatwością mogła sprowadzić go na manowce, a nie chciała wobec niego poczynić jakichkolwiek złych postępków. To mogłoby się źle odbić także na niej. Nie pozostało jej nic innego, jak zaplanować udanie się w rewiry zakapturzonego wojownika. To nie było jednak takie proste, jak się wydawało. Pokusa obawiała się, że nie sprosta wyzwaniu, jakie przed nią stało, da plamę na całej linii i ugrzęźnie w ruinach, nie potrafiąc się wydostać. Nie była gotowa na taki niefart. Jej lęk brał się stąd, że od dawna nie używała swoich mocy na szerszą skalę, a to, że przekazała parę komunikatów telepatycznie elfowi, o niczym nie świadczyło. Kucnęła i zaczęła nasłuchiwać odgłosów leśnych. Omamy ustały, Aaliya jednak nie zamierzała cieszyć się przedwcześnie. Jeżeli chciała znaleźć artefakt, a była pewna, że znajduje się on w opuszczonej świątyni, musiała udać się w tamtym kierunku, w którym znajdował się wojownik.

        Czekała. Zbyt prędkie pojawienie się w podziemnym przejściu nie było dobrym wyborem. Najpierw musiała przekonać mężczyznę, że nie ma złych zamiarów. Nie chciała działać impulsywnie i naprędce. Podejrzewała, co mogłoby się stać, jeżeli ruiny nie będą skrywać artefaktu. Wścieknie się. Bo poświęci sporo czasu na to, żeby przynieść Czarnemu Panu to, czego on od niej żąda, ale skąd pewność, że szuka we właściwym miejscu?
        „Jeśli mnie wspierasz, to może tu przyjdziesz? Będziesz mogła wtedy wspierać mnie bezpośrednio”
, zagrzmiało w jej umyśle. Aaliya wyczuła, że śmiertelnik przejawia typowe zachowania dla swojego gatunku. Jest uparty i konsekwentny w swoich działaniach, a przynajmniej tak mu się wydaje. Górowała nad nim swoim pochodzeniem. Jegomość nie wiedział kim w istocie jest, że ma do czynienia z diablicą. Nie zamierzała prezentować swoich talentów magicznych, to mogłoby się źle skończyć. Popisywanie się magią uważała za błędne posunięcie, w sam raz dla kogoś, kto jest młodą i niczego nie rozumiejącą pokusą. Ona była doświadczoną panią z piekła. Nie sądziła, że przybysz będzie traktować ją z szacunkiem. Nawet się o to nie starała. Kurtuazje należy zostawić w salonach, a nie na polu bitwy lub coś w tym stylu. "To nie jest takie proste, jak sądzisz. Gdybym mogła, to bym przyszła. Nie czuję się na siłach, by w ten sposób postępować", zakomunikowała mu hardo i w tym momencie przemknęła przez jej głowę myśl, że wcale nie musi się znajdować obok mężczyzny, by wiedzieć co robi. Wystarczyło, że użyje swojej siły woli oraz magii umysłu i "zobaczy" dokąd zmierza i gdzie obecnie jest. Postanowiła nieco go pozaczepiać, nim zdecyduje, by jej fizyczne ciało ruszyło w jego stronę. "Ja i tak cię widzę, więc może zdradzisz mi swoje imię? Pamiętaj: widzę ciebie i twoje popisy." Uśmiechnęła się półgębkiem. "Jak podobała ci się melodyjka?" Uznała, że będzie działać zachowawczo i ostrożnie. Miała nadzieję, że mężczyzna straci hart ducha na dźwięk słowa "popisy", prawdopodobnie nie lubił, gdy ktoś traktuje go protekcjonalnie. Woli, gdy inni docenią jego wysiłki. W akompaniamencie słów, które chciałby usłyszeć z pewnością nie widnieje podobne określenie.

        Kiedy usłyszała zaproszenie jegomościa, prawie wybuchła swoim ochrypłym śmiechem. Przekonała się, że upartość i pewna doza bezczelności stanowiła nieodłączny element jego osobowości. Doceniła to, że nie ma do czynienia z głupcem. "Dziękuję", odparła po prostu w odpowiedzi na hasło, iż propozycja jest wciąż aktualna. Aaliya rozejrzała się wokół siebie, w dalszym ciągu była jedynym użytkownikiem lasu, poza, być może groźnymi zwierzętami. I tymi mniej groźnymi. Nie wiedziała jakie tajemnice skrywa miejsce, do którego przyszła. Siedziała ma mchu i wpatrywała się w przestrzeń przed sobą. Poczuła nagłe zmęczenie, to być może ciśnienie tak na nią wpływało. Wstała i ruszyła przed siebie, w kierunku dawnej świątyni, gdzie urzędował mężczyzna, chcąc dowiedzieć się o tajemniczych przejściach jak najwięcej. Wyczuła, że mocuje się z czymś, po czym zmierza gdzieś, gdzie na poziomie ducha nie mogła tego odkryć, więc jego obecne położenie było tajemnicą. Straciło łączność z kapłanem. Gdy to odkryła, lekko się zaniepokoiła, nie miała w sobie dość energii, by się wściekać na ten stan rzeczy. Ruszyła, ale z jakiegoś powodu jej nogi były niemożliwie ciężkie. Coś przeszkadzało, a wręcz uniemożliwiało kontynuowanie wędrówki.
        "Czarny Panie, czy to ty za tym stoisz? To twoja sprawka, Panie?", upewniła się. Nie otrzymała odpowiedzi. Niebo nad nią w tej samej chwili stało się zachmurzone. Lunął solidny deszcz. Pokusa z pewnych względów nie przepadała za burzą, a widok piorunów na niebie przyprawiał ją o mdłości. To nie jest tak, że się bała, lecz świadomość, iż nie ma gdzie się podziać i będzie zaraz cała mokra, zdenerwował ją nie na żarty. Z jej ust wydobywały się siarczyste przekleństwa. Nie mogła stać na środku ścieżki i przeklinać w nieskończoność. Zawróciła. Trudno, ruiny poczekają, nie mogła poradzić na zmiany kapryśnej pogody. Schowała się w lesie, gdzie dostrzegła szałas, ktoś widocznie musiał go tutaj zostawić. Bogom dzięki, że go znalazła, pojawił się całkiem nieoczekiwanie. Weszła do środka. Nie było jej zimno, jednak przedtem nazbierała trochę chrustu, żeby mogła się ogrzać. A tak naprawdę? Stwarzała pozory, bo gdyby ktoś ją tutaj przypadkiem znalazł, a nie dostrzegłby żadnych patyczków umożliwiających zrobienie ogniska, miałaby kłopoty. Nie mogła nikomu wyjawić tego, że jest piekielną. Musiała przywdziać ten kamuflaż. Pozory, pozory przede wszystkim...
Awatar użytkownika
Seviron
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 51
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Leśny Elf
Profesje: Kapłan , Wojownik , Wędrowiec
Kontakt:

Post autor: Seviron »

Wzruszył ramionami na słowa kobiety, które usłyszał w głowie, choć ona oczywiście nie mogła tego zobaczyć. Właściwie, im dłużej o tym myślał, tym mniej przeszkadzało mu to, że nie znajduje się ona gdzieś obok i nie rozmawia z nią twarzą w twarz. Dzięki temu był jedyną osobą w tym labiryncie, a przynajmniej jedyną, o której wiedział.
        „Jednocześnie czujesz w sobie tyle siły, żeby podtrzymywać połączenie między naszymi umysłami, aby móc ze mną rozmawiać?” – rzucił w swych myślach. To raczej nie było pytanie, na które oczekiwał od niej odpowiedzi, a bardziej wytknięcie jej czegoś w tejże formie. Co prawda, sam tego nie potrafił, ale wiedział, czego to wymaga. Z drugiej strony, chwilę później pomyślał o jednej rzeczy, która mogłaby sprawić, że kobieta marnowałaby tej energii magicznej o wiele mniej, ale jednocześnie nie czuł też, jakby powoli tracił swoją własną. Jakby ta zużywała się wbrew jego woli i na coś, czego on sam nie jest źródłem.
        „Nie. Może zastanowię się nad tym, jak kiedyś zdecydujesz się zadać mi to pytanie prosto w oczy” – odparł na pytanie o imię. Jeśli kobieta i tak zdecyduje się odszukać je sobie w jego myślach, to i tak to poczuje. Co prawda, niewiele będzie mógł z tym zrobić, ale przynajmniej będzie świadom, że grzebie mu ona w głowie. I będzie mógł wtedy spróbować zerwać to połączenie, które ona ustanowiła. Miał silną wolę, liczył na to, że wtedy wystarczyłoby to, żeby tego dokonać.
        „Znam bardów, którzy grają lepiej” – dodał jeszcze, tak w odpowiedzi na jej kolejne pytanie. I nie było to kłamstwo… a przynajmniej na takowe nie brzmiało. Później, już poza tym jednym „dziękuję”, nie usłyszał już jej słów. Po cichu liczył na to, że może sama zdecydowała się go zostawić, ale miał wrażenie, że to nie to. Cóż, przynajmniej teraz mógł bardziej skupić się na swoim położeniu i pierwotnym celu.

Wrócił do miejsca, z którego dotarł do ślepej uliczki i wybrał drugą odnogę. Ściany wyglądały zwyczajnie, aż może nawet zbyt zwyczajnie. Seviron spodziewał się w nich pułapek. Zresztą, nie tylko tam, bo podłoga też mogła je zawierać. Płytki naciskowe, cienkie podłoże z bezpiecznym, wąskim „paskiem”, po którym można było przejść i inne takie. Dlatego szukał nawet najmniejszych cieni, zagłębień, nierówności podłoże lub czegoś innego, co mogłoby mu podpowiedzieć, że przed nim znajduje się coś, co może zranić go lub pozbawić życia, jeśli zrobi coś źle.
        „Ile razy pomogła ci, gdy o to prosiłeś? Gdy prosiłeś o Jej nawet najmniejszą interwencję?” – głos znowu odezwał się w jego głowie, a kapłan zaczął zastanawiać się nad tym, o kogo mogło chodzić. Na pewno nie o kobietę, którą spotkał na powierzchni, więc… O kogo? Słowo „interwencja” było dość dobrą podpowiedzią. Po chwili domyślił się, kogo dotyczą te pytania. Krwawa Matka, to właśnie o nią chodziło. Głos ten, będący prawdopodobnie jedną z pułapek tego miejsca, próbował zachwiać jego wiarą.
Nadepną na coś, co sprawiło, że do jego uszu dotarł odgłos mechanizmu budzącego się do życia. Instynktownie odskoczył w tył – i dobrze, że to zrobił, bo z sufitu wystrzeliły metalowe pręty, stylizowane na włócznie, które na pewno przebiłyby jego ciało, gdyby nie zareagował tak szybko. Ze zgrzytem schowały się z powrotem w otworach w górnej części korytarza. Niestety, nie znał się na rozbrajaniu pułapek, ale mógł zrobić coś innego. Sięgnął, więc, do torby i wyciągnął z niej kawałek kredy. Ostrożnie narysował biały „X” w miejscu, w którym powinna znajdować się płytka naciskowa. Przeszedł obok, może przesadnie ostrożny, ale musiał się tak zachowywać – mogło w końcu okazać się, że na całej szerokości znajdują się aktywatory pułapki. Na szczęście, tak nie było i tylko w tym jednym miejscu znajdowała się płytka, która sprawiała, że mogło skończyć się z ciałem przebitym w przynajmniej kilku miejscach.
        „Spodziewasz się, że tutaj Ona ci pomoże; że będzie chciała to zrobić? W końcu powinna chronić swych wyznawców, nieprawdaż?” – głos w głowie znów zaczął zadawać pytania, dziwnie związane z sytuacją, w której się znajdował. Potrząsnął głową, próbując pozbyć się z głowy niepotrzebnych mu w tej chwili myśli, które z kolei mogłyby być zaczątkiem wątpliwości. Nie był jeszcze pewien, w jaki sposób działa ta pułapka, której manifestacją jest ten głos, który słyszy.

Następna pułapka, a raczej jej pozostałości, pojawiły się przed jego oczami – konkretnie zostały zaznaczone przez światło pochodni – niedługo później. Kiedyś fragment podłoża był z rodzaju śmiercionośnych pułapek, które mają tylko jedną prawidłową drogę, gdzie pozostałe miejsce może prowadzić do różnych rzeczy – do pokrytej kolcami podłogi, zbiornika wodnego, z którego nie da się wypłynąć, twardego podłoża, które umieszczone jest tak nisko, że zderzenie z nim to pewna śmierć, przepaści tak głębokiej, że nie widać dna… albo jeszcze czegoś innego. Tym razem, gdy Seviron podszedł do krawędzi, w dole zobaczył jedynie ciemność. Nie chciał marnować pochodni, żeby sprawdzić, jak głęboki jest spadek. Teoretycznie wystarczyło zachować równowagę i dotrzeć na drugi koniec przepaści po wąskim moście, który skręcał w kilku miejscach i nie miał żadnych barierek; który tak naprawdę stanowiła pozostała tutaj podłoga, jednak nie był pewien, w jakiej kondycji był ten „most”. Będzie musiał sprawdzać jego części przed sobą, nie miał innego wyboru.
Awatar użytkownika
Aaliya
Szukający Snów
Posty: 151
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Pokusa
Profesje: Włóczęga , Kurtyzana , Złodziej
Kontakt:

Post autor: Aaliya »

Pokusa stwierdziła, że nic gorszego nie mogło się jej przytrafić. Była w podłym nastroju. Znajdowała się w szałasie i, mimo że jej organizm dobrze trzymał temperaturę, zaczynało jej być zimno. Uznała, że to czysta złośliwość jakichś tajemnych sił, które z tylko sobie wiadomego powodu nie chcą, by Aaliya się kręciła po równinie. Tym bardziej w poszukiwaniu artefaktu. Nim ponownie podejdzie do jeziora, musiała poczekać aż ulewa minie. Chciała upewnić się, czy na dnie jeziora spoczywa poszukiwany przedmiot. Z powodu swojego uziemienia, postanowiła, że skontaktuje się na poziomie emocji z Czarnym Panem. Jeżeli uda jej się wychwycić wibracje albo jakąkolwiek inność w jego głosie, będzie mieć pewność, że jest na dobrej drodze do wypełnienia zadania. Trudno przewidzieć, czy szef chce dla niej dobrze, czy chce, by to zadanie ukończyła. Jego nikczemność składała się w głównej mierze z chaotyczności, raz ją chwalił i nagradzał, innym razem miewał napady złego nastroju, więc nie sposób było się z nim porozumieć a jeszcze jak dodamy do tego, iż jest wyjątkowo kapryśną istotą, która nie posiada stałego stylu, to już odpowiedzieliśmy sobie na pytanie, czy można polegać na jego słowach. Aaliyę niekiedy to denerwowało. Potrzebowała jasnych i klarownych wskazówek. A gdyby tak sprawić, żeby tajemniczy mężczyzna, który udał się do ruin świątyni, stał się kolejnym wyznawcą Czarnego Pana? Może to jest właściwa metoda na Księcia Ciemności? Może czuje się znudzony tymi samymi duszami wkoło i potrzebuje nowego mięsa. Aaliya nie wiedziała tak do końca, czy wojownikowi spodoba się ten pomysł, ostatnio nie spotykała zbyt wielu osób chcących dołączyć do jej wiary, ale nie zaszkodzi spróbować.

- Czarny Księciu, czy możesz mi pomóc? - Nadzieję zawartą w jej głosie chyba każdy by wychwycił.
Pokusa siedziała ze skrzyżowanymi nogami w szałasie, zastanawiając się kiedy pogoda się poprawi. Musiała tak czy siak odpocząć. Drzemka tudzież sen głęboki rozwiązałby przynajmniej część jej kłopotów, albowiem miała ciekawą zdolność ogrzewania swojego ciała tuż po wybudzeniu się ze snu. Żałowała, że nie posiada zdolności do magii ognia, teraz by jej się to przydało, bo palenisko, jakie utworzyła prawie natychmiast zgasło. Pojawił się też wiatr od wschodu, który wychłodził jej piekielne ciało. Lekko drżała na całym ciele, a na nogach pojawiła się gęsia skórka. Nie modyfikowała jak dotąd swojej fizjonomii, wolała oszczędzać energię magiczną. Więc pozostawała wciąż w swojej blond odsłonie, tyle tylko, że ta postać była blada, więc już po krótkim czasie od ochłodzenia temperatury, na jej twarzy pojawiły się rumieńce.

- Jak mam ci pomóc, skoro nie potrafisz przynieść mi tego zegarka? Nie rozumiesz powagi sytuacji, Aaliyo. Mój potomek w wyniku swojej nieostrożności zostawił to w jeziorze. Czy tego chcesz, czy nie, obserwuję cię i ufam, chociaż nie powinienem. Rób tak, abym nie żałował tego, że akurat tobie powierzyłem tak istotne dla mnie zadanie. Nie powinno ci sprawić większego problemu. Powodzenia. Nie niepokój mnie bez powodu. W tym momencie szkolę kilku młodych diabłów, by byli w stanie lepiej wysługiwać się potępieńcami.

Aaliya sądziła, że się przesłyszała. Ale nie. Czarny Pan wygadał się przypadkowo i teraz pokusa już wie gdzie szukać artefaktu! Wie również co to za przedmiot! To zegarek. Nie przypuszczała, że jej szef da się tak podpuścić. To niesłychane. Aaliya uśmiechnęła się od ucha do ucha, od czasu ulewnego deszczu był to pierwszy raz, gdy wykazała entuzjazm... Ciekawiła się kiedy przestanie lać. Jej myśli wiodły ku mężczyznie z ruin.

*

Deszcz ustąpił nieśmiałemu słońcu po trzech lub czterech godzinach. Okolica wyglądała jakby panowała noc, ale nastał świt. Pogoda w dalszym ciągu nie uregulowała się. Wiatr ustał, ale niezupełnie. Na niebie zjawiła się spora ilość chmur, przez które słońce ostatecznie nie potrafiło się przebić. Ale promienie słoneczne wychodziły zza kurtyny powoli, acz konsekwentnie.
Aaliya zapadła w nieprzerwany sen. Jego podstawą było to, że przed nią kształtował się labirynt, stała w korytarzu i starała się odnaleźć drogę powrotną. Sen trwał jakiś czas. Śnił jej się też mężczyzna oraz jego poczynania. Aaliya uświadomiła sobie, że to ten sam, z którym do niedawna się łączyła przy pomocy telepatii. Była pewna, że połączenie zostało zerwane. Zdecydowała się, że plan wciągnięcia mężczyznę w wiarę w Czarnego Pana nie jest taki głupi i jest całkiem możliwy do zrealizowania. Jeżeli jest wierzący, może jego wiara przechodzi kryzys? Tak, to właśnie kształtowało się w jej piekielnej głowie. Teraz jednak musi ruszyć w kierunku jeziora i ponownie odnaleźć to, o co chodziło jej Panu. Nie zamierzała spocząć na laurach. Liczyła, że zostanie konkretnie wynagrodzona za swój trud. Nie obchodziło jej, że Czarny Pan szkoli teraz jakichś nędznych potępieńców czy innych diabłów (Aaliya nie zapamiętała konkretnie kogo). Po co oni w ogóle są w Piekle? Chyba tylko po to, by usługiwać innym, być tanią siłą roboczą, bo innego celu Aaliya nie widziała. Więc ona jest tu ważniejsza.
Zmarszczyła brwi. Nagroda... tak, musiała być. Niech Czarny Pan nie myśli, że tkwi w tym lesie po daremno. W nagrodę poprosi o moc ognia. To ułatwi jej życie już całkiem. Chciała nim władać. Była przekonana, że posiada sporo uzdolnień i nie została wybrana przypadkowo do zadania. Czarny Pan chciał w niej widzieć kogoś, komu da się powierzyć złożoną misję i nie mogła pominąć faktu, że sporo się nagimnastykowała, by zadowolić szefa. Odpuści sobie jakieś pomniejsze wynagrodzenie, nie chciała nic innego ponad to, co było z magią związane. Nie i koniec. Zdecydowała.

Nieoczekiwanie wysłała komunikat do umysłu wojownika:
"Przyjdę do ciebie już niedługo. Oczekuj mnie..."
Mimo że wychwyciła sceptycyzm zakapturzonego elfa, nie była w stanie przestać się z nim kontaktować. Jeżeli będzie w stanie przekonać go do zmiany wiary, zyska sporo w Piekle. Nie mogła się doczekać rozmowy z nim twarzą w twarz. Chciała poznać jego imię. Czuła podekscytowanie rozpływające się dosłownie po całym ciele. Gdyby była ludzką kobietą, na wspomnienie tego, co zdołała zapamiętać z rysów jego męskiej twarzy, ciepło oznaczałoby również nadzieję na związek. Ale jest pokusą, więc nadzieję, owszem, posiada, lecz na wypełnienie misji śpiewająco.
Spytała więc w ten sposób:
"Czy będziesz chciał ze mną porozmawiać?"
Rzadko o coś prosiła, ale jeżeli mężczyzna okaże opór, wówczas to będzie jedyne słuszne rozwiązanie. Mimo że nie znała jego imienia, nadała mu inne, takie, które było łatwe do zapamiętania. Będzie Urielem, przynajmniej na jakiś czas, póki nie dowie się jak brzmi jego prawdziwe imię. Uznała, że traktowanie go od początku osobowo będzie dobrym wyborem.
Awatar użytkownika
Seviron
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 51
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Leśny Elf
Profesje: Kapłan , Wojownik , Wędrowiec
Kontakt:

Post autor: Seviron »

Rozejrzał się wokół, udało mu się znaleźć niewielki kamień leżący pod ścianą, niemalże stapiał się z nią, zupełnie jakby był niedużych rozmiarów stworzeniem, które próbuje ukryć się przed nim i kamufluje się w ten sposób. Schylił się i sięgnął po niego, a później ostrożnie podszedł do krawędzi przepaści. Oświetlił ją jeszcze blaskiem pochodni i upuścił kamień, prosto w ciemność i nicość, która znajdowała się tam na dole. Zaczął nasłuchiwać i liczyć czas, możliwe, że na podstawie tych dwóch rzeczy – czasu spadania i momentu uderzenia o dno – uda mu się określić, jak głęboka jest sama przepaść.
Siedział tak dobrą minutę i nadal nie usłyszał charakterystycznego dźwięku zderzenia się spadającego kamienia z twardą powierzchnią lub pluśnięcia, które świadczyłoby o tym, że na samym dole znajduje się woda. Usłyszał za to kobiecy głos w głowie, znajomy mu już zresztą kobiecy głos.
        „Nie mam zamiaru tracić czasu na niepotrzebne mi czekanie na kogoś, kogo nie znam” – odpowiedział jej w swojej głowie. Szkoda, że nie znał magii umysłu, bo może dzięki temu udałoby mu się ustalić – po dostaniu się do umysłu kobiety – gdzie ta się znajduje. Choć nawet wtedy nie planowałby na nią czekać. Miał zadanie do wykonania, które było dla niego ważne. Dla niego i dla Zakonu. Dlatego wolną ręką ściągnął z pleców włócznię i zatrzymał ją w niej. Chciał posłużyć się nią, żeby sprawdzać, czy most nie zawali się pod nim. Ten był wąski, choć na tyle szeroki, że mogła iść po nim jedna osoba, a także kamienny i sprawiał wrażenie, jakby podtrzymywały go kolumny, które również ginęły w mroku poniżej.
        „Jeżeli to też nie będzie stratą czasu” – odparł znowu. Odpowiedział w ten sposób tej samej kobiecie, z którą rozmawiał tak w głowie. Właściwie, mógł nawet zacząć podejrzewać, że tak naprawdę ona nie istnieje, a głos, który słyszy to kolejna sztuczka podziemnego labiryntu. Jakoś odruchowo połączył ten głos z nieznajomą, którą spotkał wyżej, zanim jeszcze znalazł się tutaj, i nawet nie zastanawiał się nad tym później.

Ostrze włóczni dotknęło początku mostu… I nic się z nim nie stało. Seviron zrobił krok do przodu, podniósł przednią część broni i lekko uderzył nim we fragment przed sobą. Do tego czasu, most ten wydawał się stabilny, ale nie zamierzał przestać. Cały czas szedł przed siebie, ciągle sprawdzał trwałość tego, co znajduje się przed nim. Poruszał się powoli, głównie przez własną ostrożność, ale z chwili na chwilę był coraz bliżej drugiego końca mostu.
Na oko zaledwie kilka kroków dzieliło go już od drugiej strony mostu, a także przepaści. Włócznia „wskazała” mu, że następna część mostu jest bezpieczna. Ta była już ostatnią, za nią stopy Sevirona ponownie mogły stanąć na twardej i stabilnej podłodze. Tylko, że gdy kapłan zrobił krok w przód, poczuł, jak kamień ugina się lekko pod jego nogą. Gdy postawił drugą, konstrukcja powędrowała w dół jeszcze bardziej. Most zaczął niszczeć, podtrzymująca go kolumna zachwiała się i również pękła. Od razu przeszedł do działania, rzucił włócznię w stronę miejsca, w które zmierzał, a ta wylądowała na podłożu. Seviron wybił się z mostu w tym samym momencie, w którym stracił go spod nóg i, w którym ten zaczął spadać w przepaść. Poleciał w przód, a pochodnia – w czasie tego skoku – wypadła mu z dłoni. Udało mu się dolecieć do końca i przeturlał się po podłodze, żeby mieć pewność, że nie uszkodzi sobie niczego lądowaniem. Gdy tylko wstał, od razu podszedł do brzegu przepaści, co zrobił z dwóch powodów – najpierw chciał sprawdzić, jak długo spadać będzie pochodnia, a później zobaczyć czy zniszczenia dotyczyły całego mostu, czy może tylko jego niewielkiego fragmentu.
Kapłan spoglądał w dół, patrzył, jak światło pochodni oddala się od niego i staje się coraz mniejszą kropką. Po jakimś czasie znalazło się tak daleko, że już go nie widział, mimo tego nie usłyszał, jak pochodnia uderza o podłoże. Jeśli chodzi o fragmenty kolumny i samego mostu natomiast, je spadające słyszał tylko wtedy, gdy albo zderzyły się ze sobą, albo kiedy uderzyły w jedną ze ścian. Wyciągnął następną pochodnię i zapalił ją, a później skierował przed siebie. Na szczęście, zniszczony został tylko ten niewielki fragment, a samym mostem nadal dało się przejść. Jeżeli okaże się, że nie ma stąd innego wyjścia czy coś takiego, to przecież będzie musiał wracać właśnie tędy. Nie mógł przenosić magicznie swojego ciała, nie miał też możliwości uniesienia go w powietrze… dlatego miał szczęście. W tej sytuacji przynajmniej.
Awatar użytkownika
Aaliya
Szukający Snów
Posty: 151
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Pokusa
Profesje: Włóczęga , Kurtyzana , Złodziej
Kontakt:

Post autor: Aaliya »

Aaliya pomyślała, że nastał dobry moment na wyjście z szałasu. Zamierzała postępować metodycznie z odnalezieniem zegarka, jednocześnie co jakiś czas zerkając w głąb uczuć zakapturzonego osobnika, niejako śledząc jego poczynania. Uśmiechnęła się, gdyż planowała zejść do ruin twierdzy i udać się w kierunku miejsca pobytu mężczyzny, przedtem dokładnie badając tajemniczy rewir. Była gotowa wiele poświęcić, aby ten trochę uparty jegomość zaczął chociażby zastanawiać się nad sensem swojego wierzenia. Tym bardziej, że Aaliya uważała, iż w tych czasach wiele religii przechodzi kryzys i nie sposób się przed tym uchronić. Pokusa ziewnęła przeciągle, wyczuwała pewną zmianę atmosferyczną, która powodowała w niej senność. Wyszła z szałasu i skręciła w prawo w stronę zagajnika, w którym zbierała wcześniej chrust potrzebny do ogniska. Sięgnęła po swoją dużą głęboką torbę i wyciągnęła z niej kilka cieplejszych ubrań a następnie szybko przebrała w spodnie ze skóry i koszulę z futrzanym obszyciem na rękawach. Całość przyodziała w zwiewny płaszcz z kapturem. Tym razem również ona była zakapturzona. Gdy to sobie uświadomiła, uśmiechnęła się, może nie od ucha do ucha, ale uśmiech zagościł na jej twarzy. Wokół nie było żywej duszy, całkowita pustka i samotność na dłuższą metę nie sprawdzały się, Aaliya potrzebowała towarzystwa, przynajmniej czasowego. Szła w kierunku wody, w której zaginął zegarek i rozglądała się dookoła. Nie dostrzegła nic wartego uwagi, może za wyjątkiem śladów na drzewach po dzikiej zwierzynie. Wprawdzie nigdy nie interesowała się leśnictwem, ale rozpoznała, że musiał tędy niedawno przechadzać się bóbr, gdyż drzewa były do połowy nadgryzione. Co istotne, zaobserwowała w oddali małe wróżki i trochę się zdziwiła, sądziła, że stworzenia tego rodzaju wybierają bardziej słoneczne krainy. A tu niespodzianka. Choć nie podejrzewała, że to, co widzi jest prawdziwe, albowiem miewała różne przewidzenia. Kto wie.

Część jeziora, po którym brodziła okazała się dość płytka, a przynajmniej wystarczająco płytka, by mogła dotknąć jego dolnej części. Ręce po pewnym czasie stały się zimne. Słońce ponownie schowało się za chmurami. Później było jeszcze gorzej, deszcz się nasilił, wrrr. Pokusa nie miała ochoty tego komentować. Tego było za wiele. Jak tak można? Jak można mieć takiego pecha? Kolejny raz pogoda się popsuła a ona stała po kolana w wodzie i klęła po cichu. Niewiele myśląc, wyszła z wody i dostrzegła, że na swojej dłoni znajduje się błyszczący odłamek jakiegoś małego przedmiotu. Intuicja podpowiadała jej, że oto trzyma w ręku kawałek długo poszukiwanego zegarka.
Poinformowała o tym szefa, a raczej próbowała, jednak nie uzyskała odpowiedzi. Mogła się tego spodziewać. Wszystko nie tak. Wszystko bierze w łeb.
Wtem zmieniła diametralnie swoje plany. Nie może to tak wyglądać. Rzuciła wszystko, co do tej pory uczyniła, by wypełnić misję i udała się umiarkowanym tempem w kierunku opuszczonej twierdzy. Liczyła że do poprzedniego zadania wróci, kiedy tylko będzie mogła i gdy okoliczności będą jej sprzyjać. Tym razem chciała zrobić coś dobrego. Pomóc komuś i to w taki sposób, aby miało to wpływ na czyjś życiowy cel. Nigdy nie chciała na przykład przeprowadzać zbłąkanych staruszek przez drogę bądź wykonywać coś równie błahego. Chciała trochę chełpić się swoimi osiągnięciami tak, aby jej poczynania mogły zostać zapamiętane na długie lata bądź nawet stulecia. Chciałaby, żeby dzieci uczyły się o jej poczynaniach. Dlatego poznanie zakapturzonego mężczyzny, który zmaga się z wyzwaniem, jak sądziła, pokonania labiryntu bądź czegoś równie ciekawego uważała swoją życiową powinność. A jeżeli ów mężczyzna zgodzi się spotkać kilka razy z jej szefem i w dodatku przejść na jej religię, będzie naprawdę zadowolona. Nie musiałaby wówczas przynosić artefaktu do Czarnego Pana, może przynieść mu przecież nowego wyznawcę! Cóż, trzeba przyznać, że jej upór niby małej dziewczynki składa się na to, że jest kiepska w poszukiwaniu czegokolwiek, natomiast wizja pomocy komuś napawa ją optymizmem. To aż dziwne i mało spotykane, że istota jej pokroju ma zamiar komukolwiek pomagać. Kto by pomyślał, że tak właśnie będzie chciała czynić...
ODPOWIEDZ

Wróć do „Dalekie Krainy”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 0 gości