Szpital "Ranna Kózka"Zaklinaczka węży

"Ranna Kózka" to duży, piętrowy dom, na obrzeżach Turmalii. Arrika kupiła go niedługo po przyjeździe. Parter przeznaczony jest głównie na lecznicę. Pomieszczenie gdzie przyjmuje pacjentów, izbę, w której przeprowadza zabiegi. Kilka małych pokoików bez okien, w których trzyma różne mikstury i składniki. Duże zaplecze i kuchnia, która jest do dyspozycji zarówno Ari, jak i jej pomagierek. Ma też dwa pokoje kąpielowe. Jeden dla pacjentów, jeden dla siebie. I sporą spiżarnię.
Zablokowany
Awatar użytkownika
Glukel
Zbłąkana Dusza
Posty: 9
Rejestracja: 3 lat temu
Rasa: Eugona
Profesje: Wojownik
Kontakt:

Zaklinaczka węży

Post autor: Glukel »

        - Jesteśmy już blisko, poczekaj tu. - Mężczyzna stanął, w tym samym momencie unosząc ramię, by zagrodzić meduzie drogę.
        Glukel zatrzymała się, przeniosła wzrok na jego profil i zlizała ociekający z jej podbródka jad, nim ten skaził ziemię przed perłowym ogonem. Kanarkowe spojrzenie zdradzało zaintrygowanie, ale i tak przeważającą emocją był gniew, który powoli, niczym piasek w klepsydrze, przesypywał się z paskudnego profanatora, podpalacza - jednym słowem wroga przyrody, Matki Natury i wszystkich jej dzieci, o którym tyle słyszała - na jej przewodnika, będącego źródłem tych dołujących wieści.
        Wiedziała, co to wdzięczność, jednak terminu tego używała wyłącznie w odniesieniu do swojej Pani. Człowiek, owszem, postąpił należycie, prowadząc ją do heretyka, ale w jej mniemaniu taki był jego obowiązek. Gdyby teraz się od niej odwrócił, nie miałaby oporów przed zabiciem i jego - wróć, uznałaby to za kolejny dar od Matki, bowiem ludzie byli dla niej rzadkim i smakowitym kąskiem, zaś ten, choć nieco chuderlawy, stanowiłby idealną przystawkę przed daniem głównym, które okrasić zamierzała przyzwoitą ilością jadu.
        Kto by się temu oparł? Łuskowatej ponownie ślinka poleciała, tym razem skapując ekspansywnie na grunt.
        - Jefssli fsamiefsafs mnie pofstfsymasss...
        - Bynajmniej - przerwał jej stanowczo, co prawdopodobnie ocaliło mu skórę. - Ale ten człowiek ma obstawę. Nie mamy z nimi szans, nawet jeśli zaatakowalibyśmy z ukrycia. Spróbuję go wywabić w to miejsce. Jest idealne - rozejrzał się, wodząc otwartą dłonią za własnym wzrokiem - drzewa, gęste zarośla; tyle miejsc do ukrycia. Wykorzystaj je, a gdy go przyprowadzę, dam ci znać, kiedy masz zaatakować.
        Glukel ufała swojej sile, ale nie zamierzała oponować. Mimo że chciała jak najszybciej zadać swojemu celowi ból, powstrzymała się od pochopnych działań. Pokiwała głową i, o nic nie dopytując, zostawiła pierwszą część planu w rękach obcego. Przed rozstaniem przekazała mu tylko, by się pośpieszył; zrobiła to zarówno słowami, jak i burczeniem żołądka.
        Niedawno jadła, aczkolwiek wzmożony ostatnimi dniami apetyt spowodowany linieniem nie był łatwy do zignorowania. Gdy człowiek odszedł, wpełzła w krzaki, pomagając sobie gałązkami zedrzeć spowalniającą ją wylinkę z ogona.
        Czasami zastanawiała się, dlaczego periodyczne przypadłości lubią dawać się we znaki w najważniejszych momentach...

        - Zmiana planów. Nie sprowadziłem żadnej nimfy, ale mam za to inną naturiankę...
        - O czym ty mówisz, Maldito? Dobrze wiesz, że są najbardziej opłacalne. Chcesz powiedzieć, że straciliśmy tyle czasu, by porwać jakąś głupią driadę?!
        - Mówiłem coś o driadzie? Nie, Jared, zwabiłem kogoś o wiele cenniejszego.
Jedenastu szubrawców spojrzało po sobie. Ten, który ostrzył nóż, wykrzywił się z niedowierzaniem, zaś łysy z blizną na czole wyszczerzył się chciwie. Dało się usłyszeć cichy gwizd pełen podziwu.
        - Co to jest? Feeria?
        - Lepiej. Eugona.
        Zapadła cisza. Przerwał ją dopiero łysy mięśniak, którego wiara w towarzysza przerodziła się w jednej chwili w zawód.
        - A kto by chciał takie oślizgłe szkaradztwo? Najgorliwszy fetyszysta nie wydałby złamanego ruena!
        - Nie chodzi o to, idioto - odezwał się popielny elf, założywszy cięciwę na łuk - sprzedamy ją do cyrku. Ludzie są żałośni. Do dziwactwa boją się podejść, ale z bezpiecznej odległości szydzą z jego brzydoty.
        - Masz rację, lubimy to - głos zabrał nieufny brunet w chwili, gdy przeciągnął ostrze po osełce. - Dlatego mamy cię w naszej szajce.
        Kilkoro zbirów parsknęło śmiechem. Elf odbił rzucone w jego kierunku mięso przekleństwem, które wzniosło jedynie kolejny rechot.
        - Obaj się mylicie, czubki - brunet bez wahania kontynuował temat nielegalnego zarobku. - Maldito, spędziłeś w jej towarzystwie kilka dni. Jeśli przez ten czas nie dowiedziałeś się, jak silny jest jej jad, wydłubię ci oczy i obetnę uszy. Skoro i tak ich nie używasz, wyświadczyłbym ci przysługę.
        - Nie jestem tak tępy jak ci dwaj. - Mężczyzna uśmiechnął się lekko, choć wewnątrz zżerała go chęć ucięcia cwaniaczkowi języka. - Ślina tego gada to najszczersza żyła złota.

        - "Idą. Wlefsssje!"

        - "A więc chaszcze? Ten tępy gad nie potrafi się nawet ukryć. Jej łuski wyraźnie prześwitują przez zarośla... dobrze. Wystarczy udawać, że ich nie widzimy do czasu, aż dam sygnał" - pomyślał Maldito.

        Przyjrzała się zdobyczy na tyle wyraźnie, na ile mogła. Pominęła aurę, gdyż ta nic dla niej nie znaczyła - wywnioskować mogła jedynie, że idący obok jej wspólnika łysol nie jest naturianinem, choć to i tak było dla niej oczywiste. Nie zwróciła uwagi na fakt, iż barwa podążających obok siebie emanacji była niemalże identyczna. Chciała już mu skoczyć do gardła... ale coś ją zaniepokoiło.
        O jakim znaku mówił ten człowiek? Wypadło jej z głowy. Mogło przecież chodzić o wszystko, nawet o zwykłe mrugnięcie!
        - "Trudno." - Uśmiechnęła się beztrosko. To i tak nie miało już znaczenia. Jej cel jest sam, więc nawet jeśli łuskowata zacznie działać na własną rękę, powinno pójść gładko.
        - Ifssi, nyumva. Dol golhwa - szepnęła, splatając dłonie. W jej przewiercającym heretyka spojrzeniu kryła się niezdrowa satysfakcja, jakby już zdołała wygrać to starcie. - Nie ufsssekniefs pfsede mną, ani pfsed fsemfstą najfsfiętfsej Matki!" - ogłosiła w myślach tryumfalnie, przemieniając się w węża. Szykowała się do skoku.

        - C-co jest?!
        Wystarczył rzut okiem na swojego kamrata, by Maldito zorientował się w sytuacji. Dolną część ciała barczystego mężczyzny zaczęła od stóp pokrywać gruba na palec, kamienna skorupa. W chwili gdy ten się szamotał i próbował ją rozbić rękojeścią miecza, oszust wydarł z gardła imię kryjącego się za grubym pniem, szaroskórego łucznika:
        - Baak!
        W ułamku sekundy elf naciągnął na cięciwę uprzednio wyjętą strzałę, po czym wypuścił ją w chwili, gdy na celowniku znalazły się połyskujące, wężowe łuski. Zakończony piórem promień zaszumiał w gąszczu, dopiero po chwili dając do zrozumienia, że nie sięgnął celu. Dlaczego? To proste.
        Eugony tam nie było.
        Minęło pięć, potem dziesięć sekund. Maldito podszedł do krzaków. Na widok bladej, zrzuconej skóry zaklął pod nosem.
        - "Nie doceniłem jej." - Odwrócił się do łysego, rzucając pospiesznie: - Bądź czujny, to ty jesteś jej ce...
        Nim zdążył dokończyć, na skroń jego towarzysza spadła niczym bicz końcówka ogromnego ogona. Teraz zwisała swobodnie z gałęzi buku, ale nie na długo.

        - "Jak to mofsslife, sfe ludzie tak fssadko patfsą w górę?" - Eugona spełzła na ziemię, tuż obok leżącego bandziora, po czym przybliżyła szczęki i... odgryzła mu rękę. Nie zabiła go tym sposobem, z kolei jad zdążył już wniknąć do krwioobiegu ofiary. Ona odniosła sukces, natomiast on dozna agonii, o jakiej mu się nie śniło. Choć w jej mniemaniu i tak zasłużył na gorszy koniec...
        Teraz pozostało już tylko zająć się byłym przewodnikiem. To zamierzała, choć nie spodziewała się, że kolejny ruch wykona ktoś zupełnie inny.
        Strzała, która odbiła się od jej łuski przykuła uwagę węża na tyle skutecznie, że Glukel nie zauważyła poczynań Maldito. Dopiero pojawienie się kilku nowych twarzy (czy raczej gęb, bowiem niektóre z nich były szkaradniejsze od jej własnej) na polu bitwy ocuciło ją. W ostatniej chwili uniknęła ataku zdrajcy, aczkolwiek zaraz po tym padł cios z ręki innego szubrawcy. Ani go nie dostrzegła, ani nie wyczuła.
        Ostrzejszy od jej kłów sztylet wbił się w jej bok. Szkarłatny płyn trysnął ze świeżej rany. Gniew, który czuła już wcześniej, dopiero teraz naprawdę przysłonił jej ślepia, osadzając się na bezbarwnych, wężowych powiekach.
        Straciła nad sobą kontrolę.

        Jak się tu znalazła? Pamięta to jakby przez mgłę. Musiała opaść z sił i stracić na chwilę przytomność. Na pewno podczas walki zdołała powalić kilku przeciwników, a potem...
        Naturianka zerwała się, po czym popełzła pod mur, na który trafiła, uciekając, a jednocześnie szukając pomocy - ale nie dla siebie, dla lasu. Była już od niego daleko; nie wie, jak długo sunęła w szaleńczym tempie. Gdy drzewa się skończyły, zastąpiły je równiny; gdy słońce poszło spać, na nieboskłon wzbił się księżyc i trwał przy niej, dopóki wężowa strażniczka nie upadła, dobita przeprawą przez szeroką rzekę. Gdyby ciemność jej nie otuliła, prawdopodobnie nie zgubiłaby pościgu.
        Jak to dobrze, że czuwa nad nią miłosierna ręka Matki Natury.
        W trakcie walki jeden z przeciwników posługujących się magią wzniecił ogień wokół niej. Próbowała ugasić żywioł, jednak ten rozprzestrzeniał się zbyt szybko. Eugona zdołała uciec wyłącznie dzięki miękkiej glebie, którą udało jej się wydrążyć z pomocą magii ziemi. Znała ledwie parę zaklęć, a z racji, że nie umiała pisać, musiała wykuć je na pamięć. Nie należała do najbystrzejszych, ale ciężko pracowała, co jej się najwyraźniej opłaciło.
        Tunel oczywiście nie był długi, aczkolwiek wystarczający, by ominąć wrogów, którzy skupili się najbliżej niej. Łucznika trzymającego się z dala zdołała staranować, prawdopodobnie ze skutkiem śmiertelnym. Od tamtej pory uciekała przed resztą tej przeklętej bandy, a że była całkiem szybka, umknęła im, choć z niemałym trudem.
        Rejterada nie sprzyjała rekonwalescencji. Regeneracja jej chwilę potrwa - miała wiele ran, wyleczyła już płytkie szramy, jednak dziura po pchnięciu ostrzem okazała się wyjątkowo paskudna. Mimo to nie zamartwiała się sobą. Otuchy dodawała jej myśl, że kiedy dojdzie już do siebie, sprawi, że te oprychy podzielą los łysego...
        O wiele bardziej przejęła się żywotem tamtej kniei. Musiała koniecznie znaleźć kogoś, kto powstrzyma pożogę. W jej stronach wiele driad opanowało sztukę władania wodą na właśnie takie okoliczności. Gdyby i tutaj mieszkała jedna z tych naturianek...
        Gdyby tu była... z pewnością węże by o tym szeptały! Te skubańce lubią plotkować. Wiedząc to, Glukel wezwała je w ich własnym języku. Gady wyłaniały się jeden po drugim, ale konkretów dowiedziała się dopiero od zaskrońca, który wyjrzał do niej nie z dzikiej trawy, a ze szczeliny w kamiennym murze.
        - Przejdź przesss ten mur i odnajdź Ranną Kóssskę. Tam miessszka drzewna usssdrowicielka. Ale uważaj na dwunożne ssszumowiny. Nie przepadają sssa nassszym gatunkiem.

        Myślała, że teraz już pójdzie z górki. Przekroczyła mur, ale nic nie przygotowało ją na wizytę w tym miejscu. Słowa jej leśnych nauczycielek nie oddawały charakteru miast ludzkich nawet w połowie tak dobrze, jak to sobie wyobrażała.
        To było... jednocześnie przerażające i intrygujące. Ale z pewnością skomplikowane; zbyt skomplikowane dla niej. Tyle tu było istot, nie tylko ludzi! Tyle dziwnych rzeczy, budowli. Drewniane chatki widziała jedynie z daleka i nawet one były nieporównywalnie mniej widowiskowe od tych domków, które jawiły się teraz przed jej oczami, w dodatku jeden za drugim.
        Aż zaparło jej dech.
        Choć była oczarowana, nawet taki szok nie przysłonił jej pierwotnego celu. Przypomniała sobie każde słowo węża (no, mniej więcej - nie miała tak dobrej pamięci) i nim wypełzła zza ślepej uliczki skrytej w cieniu rzucanym przez zakrywający promienie wschodzącego słońca mur, przybrała na powrót postać pół-ludzkiego gada. Nie dlatego, że nie chciała, by ktoś przeraził się widokiem gigantycznego węża w sukience, a po to, by móc porozumieć się z ludźmi. Zdawała sobie bowiem sprawę, iż nie potrafią oni syczeć jak węże.
        Z drugiej strony nie miała pojęcia o tym, że nie wszyscy posługują się językiem naturian. Krążyła po mieście, zaczepiając na swojej drodze co drugą osobę. Pytała wyłącznie o "Ranną Kózkę", aczkolwiek ciągle odpowiadano jej albo prychaniem, albo przerażonym krzykiem. Łatwo doszła z tego powodu do wniosku, że cokolwiek kryło się pod tą nazwą, musiało nie mieć wśród ludzi zbyt wysokiej reputacji. Ale żeby nikt nie chciał jej wskazać kierunku? Nie miała czasu, by się tak szlajać. Wierzyła, że tylko ona wie o pożarze i może go powstrzymać.
        Stawała się coraz bardziej nachalna, a miejscowi coraz częściej reagowali na nią strachem. W pewnym momencie straż miejska przestała ją już ignorować...
Awatar użytkownika
Arrika
Zbłąkana Dusza
Posty: 5
Rejestracja: 3 lat temu
Rasa: Driada
Profesje: Uzdrowiciel , Zielarz , Nauczyciel
Kontakt:

Post autor: Arrika »

Ari udała się tego dnia do zaprzyjaźnionej zielarki. W domu miała mnóstwo zasuszonych ziół leczniczych, kremy, maści, płyny, ale skończyła jej się zwykła, ziołowa mieszanka herbaciana. Uznała, że skorzysta ze sklepiku znajomej i kupi coś tylko dla siebie. Miała ochotę na herbatę z owocami, ale chciała też chwilkę odpocząć od obowiązków i porozmawiać z przyjaciółką o wszystkim i o niczym. Oczywiście Rose i Ruba nie zamierzały zostać na terenie przyległym do domu. Szły więc spokojnie obok nóg swojej pani. Arrika miała na sobie zieloną, lnianą suknię bez zbędnych ozdób. Tylko w pasie przewiązana była beżowo-złotą szarfą, z wyhaftowanymi kwiatkami. Rozpuszczone włosy bujały się na wietrze. Na nosie miała okrągłe okulary w złotych oprawkach. Fartuch zostawiła w domu, choć często o nim zapominała i chodziła po mieście w brudnym, często pokrwawionym zabezpieczającym okryciu. Ale nie dzisiaj. Dziś wyglądała zaskakująco ładnie. Mimo to przechodnie byli jacyś dziwni. Nikt się nie witał, każdy coś szeptał do towarzyszących mu osób. Jakby wystraszeni, chodzili szybciej i chowali się w domach. Ulice o tej porze powinny być gwarne, wesołe, zwykle biegało po nich mnóstwo dzieci. Jednak tego dnia było zaskakująco cicho. Zdecydowanie zbyt cicho. Nagle Ruba jakby coś zwęszyła. Zaczęła zachowywać się niespokojnie i skakać na suknię driady.
- Hej, co jest, mała? - powiedziała do undiry. Ruba zaczęła kręcić się w miejscu, skakać i skubać brzeg sukienki naturianki. Arrika instynktownie ruszyła w inną stronę niż planowała. Ludzie mijali ją prawie biegiem, najpierw zaniepokojeni, potem wręcz przerażeni. Drzwi domów trzaskały, zaraz po nich z hukiem zamykano okiennice, jakby szedł sztorm. A pogoda była piękna, słońce świeciło mocno, nieba nie zdobiła żadna chmurka, tylko lekki wiatr muskał skórę, jak to na wybrzeżu.

Nagle usłyszała odgłos obijającego się o siebie metalu. Wiedziała, że to strażnicy wyższej rangi. Tylko oni w tym klimacie nosili takie zbroje. Przyspieszyła kroku. Rose i Ruba wyskoczyły przed nią i zaczęły biec. Ari nie chciała zostawać w tyle i także ruszyła biegiem. Dlaczego? Bo czuła ich niepokój, strach, lęk i silne poczucie, że ktoś, lub coś potrzebuje pomocy. Jej pomocy. Dobiegła do małego placu z fontanną na środku i wtedy ją zobaczyła. Eugonę. I zrozumiała, dlaczego jej szósty zmysł kazał jej tu przybiec. W mieście los eugony był przypieczętowany. Musiała zginąć. W Turamlii powszechnie uznawano je za śmiertelnie niebezpieczne. Dlatego wszyscy uciekali, zamykali się w domach, a Ari słyszała zbroję strażników. Za chwilę miało tu dojść do rzezi. Eugona nie podda się bez walki, zabije tylu ile będzie w stanie. Potem nadciągną posiłki, kusznicy i łucznicy wdrapią się na dachy i koniec końców zabiją kobietę. Tylko Arrika mogła temu zapobiec, bo tylko ona nie bała się węży i wężowych kobiet.

Dobiegłszy do placu, była zziajana, taka aktywność nie leżała w jej naturze, ale dała radę. Z ust wężycy usłyszała znaną sobie nazwę "Ranna Kózka". Słowa powiedziane były w języku naturian. Driada powoli podeszła do wielkiej kobiety. Uniosła ręce w ramach gestu, że nic jej nie grozi.
- Ranna kózka - powtórzyła po niej. - Ja jestem z "Rannej Kózki". - Ri dopiero teraz zobaczyła ranę na ciele dziewczyny.
- Pomogę ci - zapewniła - ale musimy iść. Strażnicy zrobią ci krzywdę. Chodź ze mną. Do mojego domu, a wszystko będzie dobrze. Obiecuję.
Awatar użytkownika
Glukel
Zbłąkana Dusza
Posty: 9
Rejestracja: 3 lat temu
Rasa: Eugona
Profesje: Wojownik
Kontakt:

Post autor: Glukel »

        Wszyscy się rozpierzchli. Na placu, mogłoby się zdawać, została tylko ona. Nie zaprzątając tym swojej uwagi, obrała kurs na kolejną uliczkę, gdy wtem, zaalarmowana cichym, odległym szczękiem stali, odwróciła się w kierunku dźwięku. Kojarzyła go - nieraz słyszała, jak wybrzmiewał w trakcie walk ludzi okładających się tymi swoimi metalowymi deskami. Zawsze wlekli ze sobą podobne tałatajstwa, a przecież większą chwałę odnosiliby, zwyciężając nad przeciwnikami gołymi pięściami sprawiedliwą przewagą własnych zdolności i... już mniej egalitarystyczną różnicą w budowie ciała.
        Glukel prychnęła nerwowo. "Natura nie myli fssię w rofssjelaniu atrybutóf. Kto jefst fssłaby od pocfsątku, nigdy nie miałby fsans na fsukcsess.", stwierdziła ociężale, choć w przeciwieństwie do reakcji intelektu, jej ciało poruszało się błyskawicznie, wiedzione instynktem.
        Zastanawiało ją, jakie były zamiary tutejszych. Jeśli wrogie, eugona zwyczajnie ich sprzątnie niczym kolejne przeszkody na swojej drodze; przyświecał jej zbyt ważny cel, by dać się pokonać jakimś żałosnym robakom (nie ubliżając tym małym stworzonkom). W przypływie determinacji nabrała pewności siebie, choć gdzieś z tyłu jej wybrakowanego rozumu zalęgła się myśl, iż...
        Nie ma z nimi szans.
        I zapewne zignorowałaby ją po raz pierwszy w życiu, gdyby nie to, że coś postanowiło jej w tym przeszkodzić (czy raczej - uratować ją, choć wężowa kobieta nie miała o tym pojęcia).
        W jej nozdrza wbiła się przyjazna woń, która momentalnie wytrąciła naturiankę z bojowniczego nastroju, przypominając sobą rodzinny las. Po raz pierwszy od kilku tygodni czuła się tak bezpiecznie. Nie od razu rozpoznała pochodzenie nowych bodźców, a zamiast zachować ostrożność, dała się im ponieść. Oczarowana, rozwarła szerzej usta i przymknęła oczy, dopóki do jej uszu nie doleciała nazwa, którą jakiś czas temu sama szastała na lewo i prawo.
        Głos znajomej-nieznajomej postawił ją do pionu. Uradowana i jednocześnie zaskoczona nagłym pojawieniem się wybawicielki rzuciła rudowłosej spojrzenie pełne pokory. Wgapiając się w nią, kiwnęła głową. Długo nie musiała się zastanawiać nad propozycją driady. Co prawda nie chciała pomocy dla siebie, wolałaby też jak najszybciej udać się z nią na miejsce pożaru, jednak przekonywująca wypowiedź kobiety oraz kłopot w podjęciu tak nagłej decyzji rychle skłoniły ją do sięgnięcia po bardziej uległe rozwiązanie.
        Chyba zapomniała, że ogień nie usiedzi w miejscu.
Awatar użytkownika
Arrika
Zbłąkana Dusza
Posty: 5
Rejestracja: 3 lat temu
Rasa: Driada
Profesje: Uzdrowiciel , Zielarz , Nauczyciel
Kontakt:

Post autor: Arrika »

Eugona potrafiłaby dotrzeć do domu Arriki znacznie szybciej niż medyczka, ale nie mogła tego zrobić, bowiem nie znała drogi. Rudowłosa musiała myśleć szybko, tak jak podczas operacji, kiedy pojawiały się komplikacje. Przywołała do siebie swoje undiry.
- Zabierzcie ją do domu - powiedziała wprost do Rose i Ruby.
- Idź z nimi - zwróciła się do wężycy. Eugona musiała jej zaufać, po prostu musiała, w przeciwnym razie połowa miasta zalałaby się krwią. Undiry biegiem ruszyły w stronę domu, a eugona popełzła za nimi. "Ranna Kózka" była zbyt daleko, a Arrika nie miała takiej kondycji, by dotrzymać kroku kobiecie i zwierzętom. Sama ruszyła truchtem, by jak najszybciej znaleźć się w szpitalu i pomóc eugonie.

Rose biegła pierwsza, Ruba była tuż za nią i to ona pilnowała, by Glukel szła za nimi. Po dłuższej chwili dotarli na obrzeża miasta. Undiry wyprowadziły eugonę poza największy ścisk budynków i wkrótce dotarły do szpitala dla zwierząt. Glukel i undiry rozumiały się, choć nie znały swoich języków. Wprowadziły ją na "dziedziniec" za domem tak, by zniknęła pomiędzy budynkami i nikt nie mógł jej dostrzec.

Arrika nie nadawała się do biegania, ale musiała pomóc wężowej, więc trudno, że zasapała się i spociła. Dzięki bogom eugona posłuchała jej i dała się prowadzić przez Rose i Rubę. Rika wpadła na plac za domem i zobaczyła, że cała trójka dotarła bezpiecznie. Z czoła i skroni ciekł jej pot, poza tym dyszała jak dzika.
- Już dobrze - wydusiła z siebie - zaraz ci pomogę, opatrzymy ranę, tylko... złapię oddech. Po...Powiedz, co się stało? Ktoś cię czymś zatruł? - zapytała, nawiązując do języka kobiety.
Awatar użytkownika
Glukel
Zbłąkana Dusza
Posty: 9
Rejestracja: 3 lat temu
Rasa: Eugona
Profesje: Wojownik
Kontakt:

Post autor: Glukel »

        Dopiero po chwili Glukel spostrzegła towarzyszące driadzie istotki. Przechyliła głowę nieco na bok, a tymczasem lewy kącik jej ust powędrował w górę. Rozpoznała w nich sprzymierzeńców i to nie dlatego, że towarzyszyły leśnej strażniczce. Pomimo całkiem apetycznego wyglądu, w dużym stopniu przypominały węże - a eugona nie była przecież kanibalką (zjadanie ludzi się nie liczy). Często na łonie natury z ciekawości obserwowała swoich łuskowatych braci mniejszych oraz dopingowała im w polowaniu na gryzonie. Nie było to tylko zajęcie mające na celu zabicie czasu - ich powodzenie sprawiało jej szczerą satysfakcję.
        Gdy rudowłosa wydała rozkaz, Glukel nawet nie przemknęło przez myśl, aby się temu sprzeciwić. Ponownie skinęła głową i już za moment podążyła w kierunku "Rannej Kózki", nie spuszczając z oczu grzbietów łasicowatych. Poruszały się żwawo, toteż widziała undiry wystarczająco wyraźnie. Były szybkie, tak szybkie jak ona. Polubiła je.
        Wpełzłszy na plac, zatrzymała się, gdyż najwyraźniej dotarli do celu. Miała niezgorszą kondycję, ale pędziła na złamanie karku, więc nic dziwnego, że się zmęczyła. Nieco zdyszana, usiadła na własnym ogonie. Ślina zebrała się w jej ustach, ale nim ściekła po języku, została przez wężycę połknięta. Doskonale wiedziała, że ten teren należał do driady i nie chciała go zapaskudzić. Wciąż tego do końca nie pojmowała, ale doświadczenie mówiło jej, że takie sytuacje nie są mile widziane.
        Wytarła podbródek o rękaw seledynowej tuniki, a po chwili przeniosła swoją uwagę na zwierzaki, które zdawały się wypatrywać powrotu właścicielki. Jej ślepia zabłysły. Pochyliła się nad główną przewodniczką (rozpoznała ją po ciemniejszym odcieniu obroży), następnie położyła na małym łebku dłoń wzorem swoich leśnych mentorek. Powiedziały jej, że w ten sposób można kogoś pochwalić i rzeczywiście - undira wyglądała na zadowoloną, co eugona uznała za osobisty sukces.
        Pojawienie się uzdrowicielki było dość nagłe. Glukel podniosła się z ziemi i zwróciła ku niej. Była nieco zaniepokojona stanem kobiety, ale uwierzyła jej z trudem wypowiedzianym słowom.
        Następne już nieco zaskoczyły jasnowłosą. Rana dokuczała jej znacznie mniej, toteż pomimo jedynie częściowo zasklepionej dziury w boku oraz ubrudzonego krwią odzienia zdołała o niej na chwilę zapomnieć. Kolejne pytanie całkowicie zajęło jej myśli i gdy tylko driada skończyła swoją kwestię, eugona rzuciła się do odpowiedzi z szeroko rozwartymi oczami.
        - Lafss! Potpalili dfssefa i kfsefy. Mufsifss je uratofafss, bo inacfsej fssyfstko fspłonie! Chocfss fsa mną! - wężyca krzyknęła w sposób mało zrozumiały, ale zdecydowany. Panika powróciła do niej ze zdwojoną siłą. Rzuciła się błyskawicznie w kierunku wyjścia, ufając, że leśna strażniczka podąży za nią, jednak nim zdołała opuścić tą lokację, nagle znieruchomiała.
        Uświadomiła sobie, że... nie wie, dokąd ma iść. Ani nawet od której strony przyszła. Jak w ogóle miała się poruszać w tym tak zwanym "mieście"? Istny labirynt!
        Ale to ją nie usprawiedliwia.
        - Fssawiodłam... - Przygarbiła się i opuściła głowę. Uważała sytuację za tragiczną, a siebie - za niegodnego sługę.
        Powoli zawróciła, acz nie ośmieliła się spojrzeć na naturiankę. Z jej oka wypłynęła łza, tak czysta w porównaniu do ściekającego po brodzie jadu.
Awatar użytkownika
Arrika
Zbłąkana Dusza
Posty: 5
Rejestracja: 3 lat temu
Rasa: Driada
Profesje: Uzdrowiciel , Zielarz , Nauczyciel
Kontakt:

Post autor: Arrika »

Arrice trudno było biegać, ale chciała ratować życie eugony. Już na podwórzu miały względny spokój, jednak wężyca wydawała się zaniepokojona. Arri nie musiała dopytywać, o co chodzi, bo dziewczyna szybko jej to wyjaśniła. Nie było potrzeby, by powtarzała swoje słowa. Dla innych bardzo niewyraźne, dla weterynarki zrozumiałe.
- Pożar? - spytała zdziwiona. Gdyby gdzieś w pobliżu miasta wybuchł pożar, wszyscy by o tym mówili, a kłęby dymu zapewne unosiłby się już wysoko nad murami, ale mimo to rudowłosa nie zamierzała ignorować paniki eugony.
- Spokojnie. Już dobrze, nie denerwuj się. - Starała się złagodzić stres wężowej.
- Zaraz to sprawdzimy, dobrze?

- Rose! - przywołała do siebie undirę.
- Na dach - poinstruowała ją. - Szukaj dymu.
Rose nie trzeba było dwa razy powtarzać. Popędziła w stronę beczek stojących przy ścianie budynku. Kilka susów po nich, potem skok na okiennice, na wystający kawałek drewnianej rynny i kolejne dwa skoki i już była na dachu. Podbiegła do komina i używając ostrych pazurków, wdrapała się na jego szczyt. Tam stanęła na tylnych łapkach, podobnie jak robią to surykatki. Rose podnosiła się i siadała, by zmienić kierunek. Uważnie obserwowała wszystko wokół, przenosiła wzrok z budynków na niebo i z powrotem. Mimo oddalenia było widać, że węszy w powietrzu. Była bardzo uważna i ewidentnie rozumiała każde słowo Arri.
- Rose? - zawołała Ruda. Undira spojrzała w dół i wydała z siebie kilka charakterystycznych dźwięków.
- Możesz zejść - odpowiedziała jej dziewczyna, po czym zwróciła się do swojej nowej towarzyszki:
- Rose mówi, że nigdzie nie ma dymu. Najmniejszego. Więc albo pożar został ugaszony przez kogoś z miasta, albo sam się zdławił. Już wszystko w porządku. Nie martw się o las. Nic mu się nie stanie. Zajmijmy się tobą, dobrze? - Arri naprawdę nie bała się kobiety, za to bardzo o nią martwiła. Po pierwsze o ranę na brzuchu, po drugie o nadmiar śliny i jadu, który widoczny był na jej twarzy.
- Chodź proszę. Pozwól się opatrzyć. Jestem medykiem, pomogę - przekonywała.
- Jak masz na imię? - zagadnęła, mając nadzieję, że może tym skupi na sobie uwagę dziewczyny.
Awatar użytkownika
Glukel
Zbłąkana Dusza
Posty: 9
Rejestracja: 3 lat temu
Rasa: Eugona
Profesje: Wojownik
Kontakt:

Post autor: Glukel »

        Na dopytywanie się rudej skinęła kilkukrotnie głową, aby mieć pewność, że zostanie dobrze zrozumiana. Natomiast kolejne słowa driady nie uspokoiły ją, dopóki nie otrzymała obietnicy przeczesania terenu.
        Zacisnęła zęby, a w międzyczasie nerwowo potarła schodzące z ramienia resztki starej skóry. Obserwowała wężossaka, aprobując jego zwinność oraz lojalność wobec naturianki. Gdy wydał z pyszczka kilka następujących po sobie odgłosów, zawrócił. Eugona w osłupieniu wstrzymała oddech, chwilowo prostując zgarbiony wiecznie grzbiet.
        - Ugafssony? - W jej intensywnych ślepiach rozpaliła się iskierka nadziei, tańcząc radośnie w akompaniamencie szczerego uśmiechu i uniesionych z zachwytu brwi, które całkowicie wyswobodzono od ciężaru poczucia winy. Nie miała powodu, by nie wierzyć driadzie ani osądowi jej małego kompana. Mogli być z siebie dumni - jak zresztą każde prawdziwe dziecko Matki Natury.
        "Nie to cffso lucffskje pafssskudy!"
        - Opatfssycfs? - Pytanie odparła pytaniem, głupim bo głupim, ale myślała, że się przesłyszała. Obejrzała się na zakrwawioną tunikę, po czym wróciła spojrzeniem do zaniepokojonej driady, próbując usilnie połączyć fakty. Nie pojmowała tej troski. Rana pulsowała od bólu, ale Glukel czuła się znacznie lepiej, niż jeszcze pięć minut temu. Wiedziała, że wkrótce ślad po niej zaniknie, jednak... to był pierwszy raz, kiedy ktoś równie mocno próbował jej pomóc. Nie widziała pretekstu, żeby odmówić, no i przecież to nie tak, że czerpała radość z bólu.
        Chyba że ten ból odczuwali podpalacze! Zarechotała krótko, domyślając się, jak właśnie teraz jeden z nich kona od rozprzestrzenionego po swoim organizmie jadu.
        - Nie lubię... jak mnie boli - przyznała uzdrowicielce. - Mofsefss się tego pofssbycfs?
        Wiele drzewnych niewiast dbało o nią, lecz stanowiły one mniejszy odsetek swojego plemienia. Przez pozostałe eugona była nazywana abominacją bądź ignorowana w najlepszym przypadku, dlatego nieraz z doznanych obrażeń musiała wylizywać się sama (czyli tak naprawdę pozostawało jej jedynie czekanie, aż rany się zagoją). Na szczęście została obdarzona silną regeneracją, za co ogromnie dziękowała swojej bogini.
        Ale tym razem... trafiła na kogoś uprzejmego.
        - Mam na imię Glukel - wypowiedziała swoje imię tak, jakby miała je wypluć, ale to nie dlatego, że za nim nie przepadała (wprost przeciwnie!), a ze względu na wadę wymowy i ciężką do wypowiedzenia literę "l". - Jefsstem z Lafssu Driad. A jak bfssmi twoje imię, opiekunko dfssew? - Zaciekawiła się rozmówczynią. Za otrzymaną od niej pomoc chciała wyryć imię kobiety w swej pamięci.
Awatar użytkownika
Arrika
Zbłąkana Dusza
Posty: 5
Rejestracja: 3 lat temu
Rasa: Driada
Profesje: Uzdrowiciel , Zielarz , Nauczyciel
Kontakt:

Post autor: Arrika »

Arrika była bardzo spostrzegawcza. Zauważyła, że wężyca się łuszczy, gubi swoją wylinkę. To nie mogło być zbyt przyjemne. Od razu pomyślała, że i z tym da radę pomóc eugonie. Znała teorię odnośnie wężoludzi, we wszelkich podręcznikach pisano, że są niebezpieczni i mogą w każdej chwili zabić, jednak Arri czuła, że nie musi się bać. To było dziwne, ale miała swoją misję, swoje miejsce na świecie, wiedziała, że pomaganie innym jest tym, co sprawia, że jej istnienie ma sens.
- Tak, opatrzę - oznajmiła. - Przestanie boleć. Nikt nie lubi, kiedy boli. - Arri miała przyjemny dla ucha głos, mówiła spokojnie i delikatnie. Pokazała eugonie, że ma podpełznąć do miejsca, gdzie znajdowały się beczki i tam oprzeć się swoją ludzką połową o ścianę.

- Mam na imię Arrika, ale możesz mówić do mnie Arri.
- Zostań tu, ja wejdę do środka i przyniosę rzeczy, żeby ci pomóc, dobrze? - spytała i odwróciła się powolutku, po czym zniknęła w swoim domostwie. Wróciła po kilku minutach, taszcząc ze sobą swoją skórzaną, lekarską torbę, przez nią miała przewieszone świeże ręczniki. Kiedy znalazła się przy eugonie, odłożyła je na czyste wieko jednej z beczek, na drugiej położyła torbę. Przyniosła jeszcze wiadro z wodą ze studni i zabrała się za opatrywanie rany dziewczyny.
- Glukel - spojrzała w oczy wężowej - umyję ranę i zobaczę, czy trzeba ją zszyć, albo dodatkowo czyścić. Będę ci mówiła, co robię - oświadczyła i faktycznie zabrała się do roboty. Po wstępnych oględzinach i obmyciu okazało się, że nie jest tak źle, jak myślała driada. Zamiast szyć i odkażać ją piekącym płynem, Arri użyła swojej magii (życia), ta zadziałała przeciwbólowo i połączyła ze sobą najbardziej zranione tkanki. Na to, co pozostało, medyczka założyła opatrunek.
- Zmieniasz skórę. - Arri odsunęła się nieco od Glukel.
- Z tym też mogę pomóc. - Wyjęła z torby duży słoik i otwarła go, krem w środku pachniał jak mieszanka woni konwalii i róż. Ruda wyciągnęła rękę w stronę swojej pacjentki. Gdy ta podała jej swoją dłoń, medyczka wtarła trochę kremu w jej przedramię. Miał naprawdę kojący zapach, leciutko chłodził i nawilżał skórę. Krem był przeznaczony nie tylko do ludzkiej skóry, można go było delikatnie rozprowadzić także po wężowej części kobiety.
- Przyjemnie? - zapytała z uśmiechem driada.
Awatar użytkownika
Glukel
Zbłąkana Dusza
Posty: 9
Rejestracja: 3 lat temu
Rasa: Eugona
Profesje: Wojownik
Kontakt:

Post autor: Glukel »

        Kiedy otrzymała odpowiedź, która ją usatysfakcjonowała, przełknęła ślinę, a następnie wykonała polecenia mieszczanki co do joty. No, prawie, nie mogła bowiem powstrzymać swojej ciekawości na wodzy. Udała się w środowisko beczek, ale zanim usiadła na ogonie i oparła o ścianę, musiała wpierw obadać te jakże dziwnie ukształtowane kawałki drewna, stukając w nie i dziwiąc na otrzymane w zamian głuche, nieznane dotąd dźwięki.
        - Arrika. Arri - powtórzyła jej miano bez większego powodu, a gdy driada postanowiła się na chwilę oddalić, Glukel omiotła wzrokiem podwórze.
        Oczywiście, nie widziała wiele. Jedynie undiry dawały sobą znać od czasu do czasu, kręcąc się to tu, to tam, a nawet grając w berka z jej ogonem. Po chwili brzuch naturianki wydał z siebie rozległe burczenie, a wraz z nim odezwało się poczucie pustki. Eugona skrzywiła twarz w wyrazie jawnego podirytowania. Nie przepadała za sytuacją, w jakiej się znalazła. Gdyby nie ten parszywiec, nadal krążyłaby po kniei otoczona darami Matki Natury, goniąc za swoją przyszłą kolacją.
        Skoncentrowała się na zapachu dostarczanym za pośrednictwem jej długiego języka. Gdy dotarła do gadziny woń mysz i delikatnej, kociej sierści, oblizała się ze smakiem. Wtem jednak głód został tymczasowo rozwiany powrotem Arriki i zainteresowaniem widokiem nowych, obcych dla niej przedmiotów.
        Obserwowała z zaciekawieniem dalsze poczynania naturianki. Spojrzała jej w oczy i skinęła głową, w pełni oddając się pod opiekę ledwo poznanej kobiety, którą mimo to bez wahania mogłaby nazwać siostrą. "Siostra to dziewczyna, która jest dzieckiem twojej matki" - definicja zasłyszana od innej driady sprawdzała się więc w tym przypadku.
        Nawet gdy Arrika przeszła do opatrywania rannej, Glukel nie pisnęła, nie poruszyła się ani o ćwiartkę palca, mimo że niekiedy atakowały ją ukłucia dyskomfortu. Koniec końców spokój jej się opłacił, co w żadnym stopniu nie zdziwiło perłowołuskiej. Driada zapewniła ją, że przestanie boleć... i faktycznie przestało.
        - Dfssękuję. - Skinęła głową, po czym musnęła ostrożnie dłonią ładnie opatrzoną ranę. Tunika była w tamtym miejscu podziurawiona i przesiąknięta krwią, lecz ani trochę nie zmartwiło to eugony.
        Na następne słowa rudowłosej wzruszyła ramionami.
        - Nie boli, ale łafsskocfse - odparła. Zamyśliła się i skorygowała po chwili: - Albo fswęcfssi...
        Początkowo była obojętna na swój obecny stan. Schodząca skóra raz na jakiś czas to rzecz dla niej zupełnie naturalna. Gdy jednak usłyszała, że da się i z tym coś zrobić, bynajmniej nie oponowała. Driada wyjęła z przyniesionego wcześniej pojemnika coś dużego. Zaraz po tym Glukel z niemałym zdziwieniem wykryła łagodny zapach, który wydawał jej się zarazem obcy, jak i znajomy.
        Arrika pochwyciła jej dłoń, aby nałożyć na łuszczącą się skórę źródło owej mistycznej, odprężającej woni. Wężyca natychmiast zaznała przyjemnego działania specyfiku, które jednocześnie powstrzymało niewygodne skutki przebiegu linienia.
        - Tak. - Nieświadomie odwzajemniła uśmiech, przymykając oczy z uciechą niemniejszą od małego, ugłaskanego przez właściciela szczeniaczka.
Awatar użytkownika
Arrika
Zbłąkana Dusza
Posty: 5
Rejestracja: 3 lat temu
Rasa: Driada
Profesje: Uzdrowiciel , Zielarz , Nauczyciel
Kontakt:

Post autor: Arrika »

Arri cieszył fakt, że Glukel tak dobrze znosiła zabiegi. Medyczka miała jeszcze ogrom rzeczy na głowie, by wyprowadzić eugonę z wszelkich dyskomfortów. Jednak w głowie miała już ułożony plan. Biedna dziewczyna. Musiała wiele znieść. Rana, łuszcząca się skóra, cieknący język. Mimo wielkiej ilości spraw Arrika umiała sobie poradzić. Kryzysowe sytuacje sprawiały, że zbierała się do kupy i wykonywała wszystko z wielką precyzją i spokojem.

Uśmiechnęła się lekko do Glukel, a potem nabrała więcej kremu na dłoń i zaczęła delikatnie wmasowywać go w jej ramię. Zajęła się też plecami i drugą ręką. Na ogonie wężycy widziała liniejące plamy już wcześniej, ale tą częścią ciała zajęła się na końcu. Musiała bowiem objąć ochroną większe powierzchnie. Domyślała się, że te miejsca mogą dawać największe uczucie świądu. Jeśli mogła zniwelować dyskomfort pacjentki, to zamierzała to zrobić.
- Teraz będzie dużo lepiej - powiedziała zadowolona, nadal utrzymując na twarzy uśmiech.
- Przyniosę ci nowe ubranie. Pewnie jesteś też głodna i zmęczona, temu też zaradzimy - powiedziała i znów zniknęła w domostwie. Wróciła, niosąc ze sobą drewnianą tacę z jedzeniem, a przez ramię miała przerzucony jakiś materiał. Beczki kolejny raz posłużyły jako stoliki, na których można było coś odłożyć.
Arri zdjęła z ramienia tkaninę i trzymając ją w rękach, rozłożyła przed Glukel. Okazało się, że jest to błękitna, delikatna sukienka lub koszula nocna z krótkimi, zwiewnymi rękawkami z szyfonu. Była długa i uszyta z miękkiej tkaniny. Niewielki dekolt i zabudowane plecy były idealne ze względu na stan skóry perłowołuskej.

- Załóż, będzie ci wygodnie - poprosiła.
- Przyniosłam też jedzenie. Mam resztki indyka i dużo suszonej wieprzowiny. Nie jest zbyt smaczna, ale dobrze zaspokaja głód. Przyniosłam też chleb i wędzoną rybę. Wiesz... - zaczęła nieśmiało - nie do końca wiem, co możesz jeść. Nie znam się dobrze na eugonach, ale obiecuję, że się nauczę, jeśli tylko mi pozwolisz. Bo... Martwię się o twój język, o to, że tak mocno wystaje i sączy się z niego ślina i jad. Czy zawsze tak było? Czy coś ci się stało? - pytała z dużą dozą nieśmiałości, bo nie wiedziała, jaka będzie reakcja Glukel, kiedy poruszy temat, który samej eugonie zdecydowanie nie dodawał uroku. Wręcz przeciwnie, oszpecał ją - ale tego nie zamierzała jej mówić.
Awatar użytkownika
Glukel
Zbłąkana Dusza
Posty: 9
Rejestracja: 3 lat temu
Rasa: Eugona
Profesje: Wojownik
Kontakt:

Post autor: Glukel »

        Poczucie ulgi, jakie niósł ze sobą finezyjny zabieg przeprowadzany przez driadę było jedną z najlepszych rzeczy, które spotkały eugonę w ciągu ostatnich kilku dni. Owo przyjemne doświadczenie mogła przyrównać do rześkiej kąpieli w duszne popołudnie bądź pełzania wśród wilgotnych liści. Upierdliwe swędzenie powoli przestawało jej dokuczać i gdy Arrika skończyła, dopiero wówczas Glukel zainteresował skład niepozornego, kremowego specyfiku.
        - Cfsso to jefsst? Jak mogę to fssdobycfs? - dopytywała z wyraźnym zainteresowaniem. Była wdzięczna, jednak gdy coś przykuwało jej uwagę, podziękowania schodziły na dalszy plan. Mając pod ręką tą tajemniczą substancję, linienie już nigdy nie będzie stanowić dla niej problemu. Nie grzeszyła inteligencją, lecz nawet ona była w stanie wydedukować coś tak elementarnego.
        Pomoc Arri nie skończyła się na wsparciu medycznym. Propozycja zapewnienia nowego odzienia miała zostać przez perłowołuską odparta - nie widziała potrzeby, by się przebierać, tak długo jak stara tunika wciąż leżała na niej w jednym kawałku - jednak wtedy usłyszała o jedzeniu, co, rozproszywszy jej myśli, przekonało gadzinę do zgody w milczeniu... i nieustającym ślinotoku.
        Powiodła wzrokiem za tacą pełną apetycznych dóbr, ale powstrzymała się od konsumpcji. Wpierw wykonała polecenie drzewnej istoty - uwolniła się od starych, brudnych łachów, zrzucając je na ziemię. Następnie przyjęła na siebie zupełnie świeżą sukienkę, która w dotyku okazała się dużo bardziej komfortowa od poprzedniczki. Pomimo wcześniejszej niechęci, była zadowolona z nowego ubrania, co odbijało się na jej obliczu.
        Wszystko brzmiało i pachniało smakowicie, pomijając chleb... nie miała pojęcia, co to jest, ani czy to się nawet je, aczkolwiek nie zdążyła zapytać. Starała się uważnie słuchać driady, a tym samym pojąć przyczynę jej smutnej ekspresji oraz niepewności. Czyżby źle się czuła? Bolał ją brzuch? Perłowołuska wyraźnie się zmartwiła stanem przyjaciółki.
        - Mój jęfssyk? - Otwarła szerzej oczy, nie kryjąc zdziwienia. - To moja broń - wytłumaczyła. - Ale uwafssaj, bo cfssjebie tefs mofsse zranicfss.
        Nie zdawała sobie sprawy, że jej wygląd może wzbudzać wstręt. To, że ludzie się jej obawiali, uważała za atut, lecz sądziła, że powodem tego był odczuwany przez nich respekt oraz wstawiennictwo Matki Natury.
        Gdy w końcu zabrała się do pałaszowania, nie przegryzała pokarmu, połykając duże kawałki na raz. Driada miała rację - suszone mięso nie zachwycało smakiem, ale Glukel była głodna, zaś narzekanie na takie błahostki nie leżało w jej naturze. Po krótkim czasie na tacy nie zostało nic oprócz okruszków i tego, co Arrika nazywała chlebem. Eugona podniosła go, powąchała czujnie, a gdy uznała, że nie zaszkodzi spróbować, urwała kawałek i wrzuciła go sobie do ust.
        - Dfssiwne - skwitowała krótko. Po chwili pochłonęła również pozostałą część pieczywa.
        Opędzlowawszy wszystko do cna, spojrzała na Arrikę z uśmiechem. Za moment ziewnęła głośno i przeciągle.
        - Mufssę jufs wratfsacfss - stwierdziła stanowczo. Spędziła w tym miejscu zdecydowanie zbyt wiele czasu. Las nie obroni się sam! - Dfssękuję.
        "Matka Cfssi to wynagrodfsi!" - pomyślała, oglądając się na driadę po raz ostatni. Następnie w ułamku sekundy przybrała postać ogromnego węża i popędziła w kierunku bramy miasta, szokując przechodniów i unikając wścibskich strażników, którzy próbowali zagrodzić jej drogę.
Ciąg dalszy: Glukel
Zablokowany

Wróć do „Szpital "Ranna Kózka"”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 0 gości