Dalekie Krainy[Góry Słone] Z deszczu pod rynnę...

Poza Środkową Alaranią istnieją setki, najróżniejszych krain. Wielka Pustynia Słońca, Góry Księżycowe, archipelagi wysp, płaskowyże, mokradła, a nawet lądy skute wiecznym lodem. Inny świat, inne życie, inni ludzie i nieludzie. Jeżeli jesteś podróżnikiem, czy poszukiwaczem przygód wyrusz w podróż w najdalsze zakątki wielkiej Łuski Alaranii.
Awatar użytkownika
Emma
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 79
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Syrena
Profesje: Włóczęga , Artysta
Kontakt:

Post autor: Emma »

        Nietypową uwagę o krajobrazie Emma wygłosiła właściwie dla siebie, jakby wypowiedzenie tych słów na głos pozwalało jej lepiej je przemyśleć. Wizja podobieństwa nie rozwiała się jednak, a umocniła, gdy pobudzona wyobraźnia poddawała się sugestii. Dlatego naturianka zmieszała się nieznacznie, słysząc jak gospodarz powtarza jej słowa. Spojrzała na niego krótko, jakby przyłapał ją na słabości, nim błękitne spojrzenie znowu się ochłodziło, jakimś cudem pozostając w dziwnej harmonii z uprzejmym uśmiechem. Zrównała z mężczyzną kroku, niepewnie oczekując kontynuacji, gdy zawiesił głos, ale wyjaśnienia sprawiły, że kącik ust syreny drgnął nieznacznie.
        - Z takim towarzystwem przynajmniej nie sposób się nudzić – stwierdziła, wzrokiem pilnując bardziej ścieżki, niż swojego gospodarza, chociaż zerknęła znów na niego, słysząc ostatnie słowa. Jun spoglądał jednak przed siebie i Emma postanowiła pozostawić jego refleksję bez komentarza. Temat nie był dla niej wygodny, ale tym razem kierowała się bardziej szacunkiem wobec wypuszczonych przez przypadek na głos myśli mężczyzny, niż własnym komfortem.

        Gorące źródła. Rosa niemal z fascynacją przyglądała się ciemnej tafli wody, praktycznie czując zapach unoszącego się z niej ciepła. Gospodarza słuchała jednak uważnie, zapamiętując obce słówko, którym najwyraźniej określało się takie miejsca. Całkiem dźwięcznie. Jeśli zimy są tutaj tak okrutne, jak mówił książę, to nie dziwiła się, że źródła cieszą się taką popularnością. Nawet ona ceniła sobie gorącą kąpiel, a dla przemarzniętego wędrowca było to zapewne zbawieniem na szlaku. Fascynujące wręcz, że takie miejsca nie zostały jeszcze zawłaszczone przez wyższe klasy dla ich wyłącznej uciechy. Co prawda te w zajazdach mogły wyglądać nieco inaczej, ale jej zdaniem wciąż stanowiły luksus sam w sobie.
        Swoim ostatnim pytaniem Emma sprawdzała nieco swojego gospodarza i gdy odwracając się napotkała na sobie jego spojrzenie, przeszło jej przez myśl, że być może przejrzał jej intencje. Nie byłoby to jednak problemem, w końcu i tak mógł spodziewać się, że kobieta wybada otoczenie, zanim bezkarnie skorzysta z kąpieli na niemalże otwartej przestrzeni. Odpowiedź znów była w dowcipnym tonie, ale nie wymijająca, zaś swoją własną osobę w tym kontekście książę tak ostentacyjnie bagatelizował, że nie mogła się nie uśmiechnąć. Żeby się nie zdziwił.
        Później Jun podszedł do ściany i przesunął kolejne drzwi, a syrenka cmoknęła cicho z niezadowoleniem. Podeszła zaraz, zaglądając do pokazywanego pomieszczenia, ale myślami błądziła chyba gdzieś indziej, bo tylko przytaknęła machinalnie, zarówno na prezentację saloniku, jak i zapewnienie o doborze dla niej odpowiedniej służby. Chociaż to właśnie przyciągnęło jej uwagę.
        - Dziękuję. Nie chcę robić kłopotu, ale doceniam to – powiedziała szczerze, łypiąc znowu w stronę saloniku. Już chciała się odezwać, gdy jej uwagę przyciągnął poważniejszy ton księcia. Na krótko zmarszczyła brwi, ale zaraz machnęła wdzięcznie dłonią.
        - Nie, nic mi nie będzie, proszę się nie przejmować – zapewniła ze spokojem. – Wolę zimną wodę, ale ciepła mi nie zaszkodzi. No, może w najgorszym razie przesuszę sobie łuski – zażartowała, odruchowo puszczając do Juna oczko, nim przywołała się do porządku i odeszła kawałek.
        - W ciepłej wodzie jest mniej tlenu, więc na dłuższą metę pewnie byłoby mi trudniej oddychać, ale jeśli chodzi o rozpuszczenie ogona to jest to zdecydowanie lepsze rozwiązanie niż wanna, dziękuję – dodała grzecznie, ale szczerze, spoglądając znów na bruneta, nim postanowiła zmienić temat, gdy kierowali się spowrotem do głównej posiadłości.
        - Jest jakiś sposób, by rozpoznać który panel w ścianie to drzwi? – zapytała z lekkim uśmiechem, przyznając się w końcu do niewiedzy. Wolała zrobić to na osobności, by oszczędzić sobie dowcipów kogoś poza księciem. No i jeśli będzie gotów ją ostentacyjnie wyśmiać to powinien się uspokoić zanim dotrą na obiad.

        Wrócili do znajomego saloniku, ale zastawa zmieniła się znacząco. Również czekający na nich znajomi księcia siedzieli porządniej przy stole. Emma po raz kolejny nie skomentowała zaczepki Chena, doskonale świadoma, że nie ma dobrego wybrnięcia z takich żartów, bez ich nakręcania. Zamiast tego skupiła się na tym, by wygodnie i poprawnie usiąść, dopiero wtedy spoglądając na swoje nakrycie, i mina jej zrzedła. Co do diabła… Spojrzała na patyki leżące przy jej miseczce, a później na siedzącego obok Juna, z braku dyskrecji zdając sobie sprawę dopiero, gdy mężczyzna od razu przyszedł jej z pomocą. Skinęła bezradnie głową, przyglądając się, jak układa jej palce na pałeczkach i pokazuje, jak nimi poruszać.
        Czuła się jak dziecko, które dopiero uczy się jeść. Na szczęście była tak zajęta opanowywaniem nowej umiejętności, że nawet nie dostrzegła lekko kpiących uśmiechów reszty towarzystwa. I lepiej dla nich! Kto to w ogóle wymyślił, żeby jeść patykami? O widelcach nie słyszeli? To wszystko przypominało coraz bardziej jakiś okrutny żart, bo odmienność kulturowa nie mogła sięgać aż tak daleko. Kpina.
        Dwa razy strzeliła bezużytecznie patyczkami (pałeczkami!), gdy jej się omsknęły w dłoniach, ale poza tym szybko podłapała dziwny zwyczaj. Tylko, że „na sucho”. Jun wrócił do swojego posiłku, a Emma życzyła cicho wszystkim smacznego i spojrzała podejrzliwie na własną rękę, by nawet nie próbowała jej zdradzić. Bo jedzenie zapowiadało się przepysznie. Nie miała zielonego pojęcia czym jest większość z dań, ale czuła odpowiadające jej zapachy i bezbłędnie zlokalizowała rybę.
        - Jeśli w kogoś strzelę jedzeniem, to z góry najmocniej przepraszam – powiedziała w końcu, poddając się i spoglądając na towarzystwo z przepraszającym uśmiechem.
        Sięgnęła pat… pałeczkami po kawałek ryby, który powoli, ale z sukcesem przeniosła na swój talerzyk. Pohamowała cisnący się na usta zadowolony uśmiech (bo naprawdę cieszyła się, że nikt nie ucierpiał) i podglądając ukradkiem kto się czym i w jaki sposób częstuje, jadła swój posiłek.
Jun
Błądzący na granicy światów
Posty: 21
Rejestracja: 3 lat temu
Rasa: Eravallian
Profesje: Władca , Wojownik
Kontakt:

Post autor: Jun »

        Bądź co bądź panna budziła sympatię. Nie była namolna by irytowała czy odstręczała, ale też nie dość wycofana aby na starcie odwodzić od większych interakcji. Ot, naturianka trzymała zrozumiały dystans, ale zachęcający do dalszego poznania, powoli oswajając się i odsłaniając bardziej przystępną stronę.
        Przy okazji księciu dane było trochę zaznajomić się z wiedzą o wodnych mieszkańcach. W ciepłej wodzie trudniej się oddychało, ciekawe. Normalnie to jak się weszło do zimnej toni to zapierało dech, ale świat był pełen ciekawostek i niewiadomych, i właśnie dowiadywał się jak bardzo.
        Najbardziej jednak księcia zbiło z tropu ostatnie pytanie. Spojrzał na Emmę uważnie, przez ułamek tchnienia zastanawiając się czy upatrywać żartu, ale chociaż syrenka uśmiechała się lekko, nie wyglądała jakby starała się ich rozbawić. Brunetowi więc wyraz się nie udzielił. Jun zamilkł jeszcze przez moment patrząc w błękitne oczy, a potem w skupieniu spojrzał na ścianę i drzwi. Dlatego spytała o łazienkę...
        Dopiero po kilku oddechach wrócił wzrokiem do naturianki, z bardziej swobodną postawą.
        - Pytanie można by uznać za podchwytliwe, bo chcąc być drobiazgowym, wiele ze ścian można zsunąć, ostatecznie otwierając wnętrza pokoi na siebie lub pokoje na tarasy - zaczął wyjaśniać. - Prawdopodobnie taka konstrukcja jest po części przyczyną twojego zagubienia - dodał z lekkim uśmiechem. - Jednak jak się przyjrzysz, drzwi składają się z nieco węższych od ściany i zazwyczaj bliźniaczych skrzydeł, mają też trochę szersze ramy. - Podszedł do omawianych drzwi i przesunął po ich brzegu.
        - Znajdziesz też niewielkie wgłobienie na palce - dokończył pokazując niemal całkiem ukryty dołek odpowiadający klamce.
        - Przywykniesz, ale powoli zaczynam rozumieć w jak szokujące okoliczności wpadłaś - dokończył z pogodną miną, czekając aż syrena zinwestyguje drzwi demonstracyjne i będą mogli udać się na posiłek.
        To właśnie przy obiedzie okazało się, że trafił w sedno. Kolejny problem, już czujniejszy Jun, wyłowił kątem oka gdy syrenka zasiadła i zamarła w skupieniu. Może to dzięki wcześniejszemu kłopotowi z drzwiami, a może dlatego, że raz na balu urządzonym na jednym z centralnych dworów goście, w tym Jun, mieli okazję jeść za pomocą srebrnych sztućców by lokalną zastawą nie urazić przybyłych z dalszych części kontynentu, w każdym razie nie czekając na bardziej wymowny rozwój sytuacji narzucił się z pomocą. Wszystko, oczywiście z rozbawieniem co najmniej dwuznacznym obserwował Chen i Xiu, podczas gdy Shun dystyngowanie poświęcał się swoim kąskom.
        - Proszę nie - na przeprosiny odpowiedział Chen, czemu uważnie przyglądał się Xiu, częściowo jeszcze z plastrem pieczonego mięsa w ustach.
        - Jeśli będziesz miała aż takie problemy, z chęcią cię nakarmię - dokończył swój wywód, po trochu orientując się w czym problem. Trochę o innych krajach wiedział i słyszał, że zwykli jeść dziwnymi narzędziami i równie dziwnie siadać. Tym razem opuścił translację dla przyjaciela, który z niezadowoloną miną wrócił do łapczywego przeżuwania.
        - To mówiłeś, że kiedy wyjeżdżacie? - prychnął książę, który jadł raczej wolno, a więcej obserwował zgromadzonych spod rzęs oczu niby skupionych na swoim talerzu.
        - Jeszcze wypadałoby zwieńczyć jakoś tegoroczny sezon, upolowana syrenka się chyba nie liczy, prawda? - skomentował z nieodłącznym rozbawieniem Chen, łapiąc przy okazji marynowaną śliwkę.
        - To szykujcie się rano, pojedziemy tym razem wyżej w podgórze - zarządził, to samo powtarzając w ojczystym języku.
        Shun skrzyżował ręce na piersi, na chwilę odstawiając swoją miseczkę i pałeczki.
        - To głupi pomysł - mruknął cicho.
        - A czy którykolwiek jego pomysł był mądry? - prychnął Xiu, szczerząc się jakby dopiero co wygrał los na loterii. Shun spojrzał nieprzychylnie na gadatliwego bruneta, ale nie zniżył się do komentowania.
        - Może przydałaby nam się gon? - kontynuował Shun.
        - A czy kiedykolwiek go potrzebowaliśmy? Tylko hałasują i psują zabawę. Poza tym zanim byśmy jakiś sensowny zwołali. Tydzień z okładem jak nic - odpowiedział Jun, obserwując przy okazji, że Emma wyszukała sobie pieczoną rybę.
        - To bardzo głupi pomysł - oznajmił srebrnowłosy i wrócił do jedzenia.
        - Spróbuj proszę tego, przysmak tutejszych krain. - Książę nie przejął się zdaniem przyjaciela i podał naturiance półmisek z surową, marynowaną rybą zawiniętą z barwnymi dodatkami.
        - To ostatnie rarytasy, wraz z przerwą w przyjazdach karawan kończą się dostawy dóbr z nizin i znad morza, zdani będziemy na dziczyznę i zapasy odporne na przechowywanie - wyjaśnił pogodnie.
Awatar użytkownika
Emma
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 79
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Syrena
Profesje: Włóczęga , Artysta
Kontakt:

Post autor: Emma »

        Emma nie spodziewała się, że jej pytanie o architekturę wywoła taką konsternację gospodarza i przez moment odbiło się to cieniem w jej oczach, ale dzielnie utrzymała na twarzy uprzejmy uśmiech. Miała nadzieję, że nie popełniła żadnej gafy i wydawało jej się, że większą byłoby zepsucie ściany, próbując ją odsunąć, ale Jun spoglądał na nią tak poważnie, że w końcu zwątpiła. Już otwierała usta, by się jakoś wytłumaczyć, gdy książę w końcu odpowiedział, a syrenka zamieniła się w słuch. Kiwnęła ze zrozumieniem głową i uśmiechnęła się niepewnie, gdy okazało się, że jej zagubienie nie przeszło niezauważone. Myślała, że trochę lepiej się kryła, dlatego teraz zapytała wprost.
        Później z uwagą przyjrzała się drzwiom i zauważyła wgłębienie na palce. Taka klamka… Wyprostowała się i spojrzała na Juna, z niejaką ulgą dostrzegając powracający na jego twarz pogodny grymas. „Dosłownie wpadłam”, pomyślała, wcześniej bojąc się jedynie o własne bezpieczeństwo, a teraz walcząc z najprostszymi czynnościami dnia codziennego. Już sama nie wiedziała, czy nie wolałaby bardziej znajomego zagrożenia zamiast ryzyka utknięcia na zawsze w jakimś pokoju, bo nie znajdzie wyjścia, albo co gorsza, wyjdzie przez ścianę.
        Tak sobie umysł Emmy wesoło kpił z jej aktualnego położenia, kompletnie nie mając pojęcia, jak blisko prawdy jeszcze się znajdzie.
        Obiad stanowiłby ciekawostkę samą w sobie, bo większości potraw, czy nawet ich składników, naturianka w ogóle nie rozpoznawała. Sprawę komplikował brak sztućców, a co gorsza – ich zamiennik w postaci pałeczek. Nie zdążyła jednak wpaść w prawdziwą panikę ani nawet szukać u gospodarza ratunku (znowu…), gdy Jun sam przyszedł z pomocą. Układanie jej dłoni na pałeczkach było trochę niezręczne, ale niestety konieczne, lecz Emma na szczęście szybko załapała, a sprawne palce przyzwyczaiły się do nietypowego narzędzia. Wciąż jednak nie czuła się pewnie i na wszelki wypadek przeprosiła towarzystwo za swoje ewentualne wpadki. Takiej odpowiedzi, jaką jej zaserwował Chen zupełnie się nie spodziewała i w pierwszej chwili spojrzała na niego zaskoczona, nim mężczyzna rozwinął swoją wypowiedź, jak zwykle nie zawodząc.
        - Och, to dopiero motywacja do nauki – odcięła się Emma z uśmiechem i wróciła uwagą do swojego talerza i jedzenia.
        Skupiona na posiłku nie wtrącała się w rozmowę księcia i jego przyjaciół, i chociaż zamrugała krótko na sformułowanie „upolowana syrenka” to wzroku nie podniosła, a panowie wkrótce przeszli na swoją mowę.
        Spodziewała się, że rozmowy toczone wokół niej w nieznanym jej języku będą dla niej niekomfortowe, bo nie będzie wiedziała, o czym mowa i czy przypadkiem nie o niej. Okazało się jednak, że dźwięczny język jest przyjemny dla ucha, a ona chyba zbyt zmęczona na nadmierną podejrzliwość i wymieniane wokół zdania stanowią jedyne przyjemne tło. Po zastanowieniu wręcz uznała, że chyba nawet woli nie wiedzieć o czym mowa, będzie lepiej spała.
        Z zainteresowaniem spróbowała kilku rzeczy ze stołu. Były to drobne porcje, jednak jej wystarczyły, a przynajmniej mogła zapoznać się lepiej z nową kuchnią. Zerknęła na półmisek podsunięty przez księcia i poczęstowała się „przysmakiem”, który przyjemnie ją zaskoczył. Surowa ryba. Zazwyczaj jadała takie tylko pod postacią syreny i to w o wiele mniej wykwintnym wydaniu, a i tak było to niezmiernie rzadko. To, czego próbowała teraz rzeczywiście zasługiwała na miano „przysmaku”. Po miłym akcencie nastąpiło jednak wyrównanie w przyrodzie i Jun oznajmił, że niedługo skończą się takie łakocie i wrócą posiłki ze spiżarni. Emma pomyślała, że jeśli chodzi mu o suszoną wołowinę to naprawdę mieli tu ciężkie zimy.
Jun
Błądzący na granicy światów
Posty: 21
Rejestracja: 3 lat temu
Rasa: Eravallian
Profesje: Władca , Wojownik
Kontakt:

Post autor: Jun »

        W trakcie posiłku słońce zdążyło schować się za szczyty gór, kryjąc swoja tarczę, a na niebie i zostawiając jedynie czerwono pomarańczową łunę soczyście odbijającą się w chmurach.
        Zhiqiang Jingguo stanął w otwartym holu podziwiając codzienny spektakl przyrody. Włosy powoli przyprószane siwizną związane były w ciasny, elegancki kok. Drobne zmarszczki okalające ciemne uważne oczy, dodawały postaci powagi i godności. Majordomus stał prosty jak struna, niczym posąg. Dłonie rąk skrzyżowanych na piersi ginęły w obszernych rękawa i jedynie wiatr trącający szatę odsłaniał żywą naturę sylwetki przypominającej marmurową rzeźbę.
        Rodzina Jingguo od pokoleń związana była z rodem Longwei i tak jak ojciec jego, dziadek, pradziad i dalej w zakątki historii, tak i Zhiqiang sprawował pieczę nad rodową twierdzą i jego mieszkańcami, swoją pracę traktując nie tylko jako przywilej ale i niemalże misję.
        Dzisiaj niebo dostawało szkarłatnych smug, co zwiastowało chłodniejszą noc i mroźny poranek. Zapowiadało się, że zima w tym roku planowała przybyć wcześnie, co znając srogą naturę tutejszych krain, bynajmniej nie zwiastowało równie wczesnej wiosny. Raczej odwrotnie, tegoroczne mrozy mogły dłużej niż zwykle testować hart ducha mieszkańców.
        Zhiqiang odetchnął głębiej, co ukazało się w postaci lekkiej mgiełki. Zapowiadała się sroga zima. Niebo powoli okrywało się ciemnym granatem, rdzawe smugi zostawiając już jedynie na niektórych krawędziach szczytów.
Mimo wszystko surowe piękno tej krainy urzekało go dzień po dniu niezmiennie od ponad trzydziestu lat, czyli odkąd wrócił do rodzinnego domu gdy lata wlały mu do głowy już dość oleju by je zauważać. Z tą myślą udał się do spiżarni i kazamat. Musiał dopilnować by jak najdokładniej uzupełnić zapasy. Po drodze zamierzał jeszcze skontrolować czy pokój gościa został należycie przygotowany.

        Posiłek powoli dobiegał końca, służące zabrały naczynia a przyniosły herbatę, nad którą można było swobodniej rozmawiać. Korzystając z okazji Jun poprosił o przywołanie służki, którą miał na myśli podczas oprowadzania Emmy.
Młoda dziewczyna zjawiła się niewiele później, zastukała cicho i po pozwoleniu weszła do pomieszczenia w tradycyjnych ukłonach.
        - Mei, mówisz we wspólnym, prawda? - książę zwrócił się prosto do dziewczyny, co odbiło się w lekko skonsternowanym spojrzeniu. Dziewczyna obrzuciła pokój spłoszonym spojrzeniem, z wyraźnie rosnącym przerażeniem i momentalnie łapiąc się na nietakcie opuściła oczy. Przecież nikt nie wymagałby od niej bycia tłumaczem, prawda?! Czemu spanikowała zanim jeszcze padły konkrety… Bo pytanie było dziwne!
        - Mei… - spokojne przynaglenie przypomniał służce o toczącym się wokół niej życiu. Brunetka spojrzała na księcia zaskoczona, podrywając gwałtownie głowę aż kosmki grzywki zasypały jej oczy. Zaraz potem spuściła wzrok w samo upomnieniu.
        - Tttak panie, bardzo słabo, ale trochę mówię - odpowiedziała zestresowanym głosem.
        - Dobrze, od dzisiaj twoim zadaniem będzie pomoc pannie Emmie - wyjaśnił służącej. Dziewczyna potaknęła gorliwie, całkowicie roztrzepując grzywkę. O losie miej w opiece władcę, miała sama opiekować się jakąś piękną panią z obcych krain. Ciekawe kim była? Znaczy na pewno była gościem księcia, czyli pewnie kimś ważnym. Konkubiną z dalekiego kraju? Czemu akurat ona? Nigdy nie miała własnego gościa. To przez język? Nie może zawieść, bo najpewniej straci pracę. Gdzie się podzieje zimą? Może chociaż do kuchni ją wezmą na pomywaczkę? Na bogów, przecież to będzie katastrofa!
        - Mei... - książę po raz drugi upomniał służącą, jeszcze nie dając się zirytować roztrzepaniem dziewczyny.
        - T...tak Panie! Panienko! Meilin do usłuk twoich. - Ukłoniła się w stronę Emmy, odpowiadając nieco plącząc szyk zdania i wymowę, przy okazji za euforycznie jak na tutejsze wychowanie.
        - To wszystko, możesz odejść - zwrócił się ponownie do służącej. Dziewczyna znowu energicznie skinęła głową i wstała, w pośpiechu plącząc się lekko w rąbek kimona.
        - Pannie czy pani? - książę tym razem zwrócił się do syrenki z pytaniem i lekkim uśmiechem, bo w zasadzie nie zwróciła uwagi na niewłaściwy tytuł, ale wszystko można było zrzucić na gwałtowność toczących się wypadków. Teraz gdy już spokojnie odpoczywali w zamku, można było ustalić szczegóły. W odpowiedzi Jun uśmiechnął się grzecznie i sięgnął po imbryk.
        - Jest całkiem urocza - zaśmiał się Chen.
        - Emma czy Mei? - zadrwił książę.
        - Obie, ale na myśli miałem Mei - odparował nieustannie rozbawiony Chen.
        - Może na swój sposób... - prychnął Jun, nie wchodząc w szczegóły.
        - Więc Emmo - Chen odezwał się ponownie, tym razem do syrenki. - Skoro już rozpatrzyłaś się w sytuacji, jakie masz plany na nadchodzące miesiące? Może jednak rozważysz powrót ze mną gdy nasz miłościwie panujący ubije wreszcie bestię godną jego apetytu i... - Jun wywrócił oczami, przerywając przyjacielowi w pół zdania.
        - Jesteś idiotą - mruknął, dolewając wszystkim herbaty. Zaś Chen wyszczerzył się od ucha do ucha i niezrażony kontynuował.
        - I będziemy mogli udać się do swoich dziedzin - dokończył nie zbity z tropu.
        - Ależ nie czuj się zatrzymywany, już możesz się udawać do siebie, nawet pomacham ci na pożegnanie - prychnął książę.
        - Ktoś musi się tobą zaopiekować, żebyś nie zrobił sobie krzywdy - odgryzł się Chen, wywołując złośliwy grymas Juna i spojrzenie spod rzęs.
        - To jak? Jakieś plany na zimę? - niestrudzenie drążył temat.
        - Przy okazji może opowiesz nieco o sobie i dasz się lepiej poznać - kontynuował.
Awatar użytkownika
Emma
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 79
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Syrena
Profesje: Włóczęga , Artysta
Kontakt:

Post autor: Emma »

        Posiłek dobiegł końca, a Emma zdała sobie sprawę, że chociaż trafiła w kompletnie nieznane środowisko i będzie musiała szybko nauczyć się nowych zwyczajów, to przynajmniej nie będzie chodziła głodna, co było ogromną ulgą. W końcu patrząc na to, że praktycznie każdy aspekt tutejszego życia był dla niej nowy, to podane potrawy mogły naprawdę przelać czarę goryczy. Zamiast tego obiad był miłą niespodzianką, łagodzącą niepokój i dający nadzieję, że może jakoś przetrwa ten czas do roztopów. Już teraz przyzwyczajała się do zwyczaju picia herbaty, znad filiżanki przyglądając się wchodzącej służce, którą chwilę wcześniej wezwał Jun.
        Dziewczyna była bardzo młoda i wyraźnie przejęta. Emma już wcześniej zwróciła uwagę na nietypowe zachowanie służby tutaj – liczne ukłony i spuszczony wzrok – ale nie wiedziała, czy to kolejny dziwny zwyczaj, czy raczej reakcja odpowiednia do zachowania pana domu. Jun mógł sprawiać przyjazne wrażenie wśród przyjaciół i gościa, ale nigdy nie wiadomo, jak traktował służbę na osobności. Przerażony wzrok Mei nie wróżył dobrze.
        Książę wydawał się jednak cierpliwie znosić dość osobliwe zachowanie służki, a Emma uśmiechnęła się do dziewczyny lekko, ale przyjaźnie, gdy padło na nią przestraszone spojrzenie spod grzywki i skinęła jej głową, nie przejmując się kulawą wymową. Naprawdę nawet minimalna znajomość mowy wspólnej przez dziewczynę znacznie ułatwi jej życie. Nie chciała z każdą pierdołą fatygować gospodarza. Nie trzeba jednak znać mowy, zwyczajów, ani być geniuszem, by zorientować się, że Mei nie nawykła do takich zadań. Więc będą uczyły się obie. Nie powinno dojść do tragedii.
        - Pannie – odpowiedziała Emma, wracając spojrzeniem do księcia, gdy służka już wyszła. Głupie tytuły zdradzały o kobiecie więcej niż powinny, w stosunku do braku takiego rozróżnienia u mężczyzn, ale cóż zrobić. Przywykła.
        Wyjątkowo nie zakrztusiła się herbatą, gdy książę z przyjacielem wymienili krótkie uwagi, co do niej i służki, mimo że jedna z nich wciąż tutaj siedziała. Syrenka ewidentnie nie musiała martwić się, że będzie obgadywana w obcym języku, bo i we wspólnym panowie nie mieli takich oporów. W sumie z dwojga złego lepiej w tę stronę.
        Emma oparła dłonie z filiżanką na kolanach, spoglądając na Chena, nieco zaskoczona jego pytaniem. Jakie ona ma plany? Nie miała w planach nawet pojawienia się tutaj, więc ewidentnie nie ma żadnej kontroli nad najbliższą przyszłością. Pytanie jednak szybko się wyjaśniło, ale syrenka chwilowo zwróciła uwagę na inną informację.
        - Czyżbyście nie polowali na zwykłą zwierzynę? – okazała zainteresowanie, spoglądając na Chena i licząc na jego gadulstwo. Z jakiegoś powodu ze strony Juna spodziewała się wymijającej odpowiedzi. Zaś do słownych przepychanek księcia z jego przyjaciółmi już się zdążyła przyzwyczaić i zwyczajnie je przeczekała, popijając herbatę.
        Brzmiało to jednak trochę, jakby każdy z mężczyzn wracał do siebie. Skąd wiedzą, że nie zasypie zaraz szlaków, jak nieustannie złowróżą? Jak wtedy znów się spotkają? Czyżby spędzali zimy osobno? Rozumiała, że posiadłość lepiej funkcjonuje, gdy jest w niej pan domu, ale skoro mieliby utknąć samotnie na całe miesiące, to czy nie lepiej przeczekać tego sezonu we wspólnym gronie? Co do Xiu i Shuna nie była niczego pewna, ale Chena nie posądziłaby o posiadanie żony i dzieci, które czekają na jego powrót. Chociaż w sumie, co ona wiedziała. Tu wszystko wygląda inaczej. Ale jeśli faktycznie książę zostawał tu sam na całą zimę… trochę nie dziwiła się jego potrzebie towarzystwa. Wciąż jednak nie uważała, by akurat ona była tu dobrym pomysłem.
        Gdy powrócił temat jej „planów” starała się ostrożnie dobierać słowa.
        - Chyba nadal liczę, że uprzejma gościna księcia jest jednak tymczasowa. Ciężko zaplanować cokolwiek, gdy nie wiem nawet, gdzie jestem. Czy jest jakaś szansa, bym zobaczyła mapy okolicy? – zapytała, spoglądając z uśmiechem na Juna. – Nie, bym nie wierzyła w twoje słowo, ale byłabym spokojniejsza, wiedząc gdzie jestem.
        To naprawdę nie było tak, że mu nie wierzyła. Ale nie umiała też poprzestać na jego zapewnieniach. Zwyczajny brak zaufania do kogoś, kogo dopiero się poznało, nic osobistego. Może rozmijają się w oczekiwaniach? Może szlak nie jest wcale tak daleko? Nie wiedział, jak bardzo zdesperowana była, oceniał na podstawie jej sukni i butów (nie zupełnie niesłusznie, ale wciąż). Może bliżej byłoby jej z posiadłości któregoś z księcia przyjaciół? Może istniało absolutnie cokolwiek, co nie potwierdzałoby pesymistycznej wersji, że utknie tutaj na całe miesiące? Musiała się sama przekonać.
        Na pytanie o nią samą uśmiechnęła się uprzejmie. Nie paliła się, by dać się lepiej poznać. Większość jej życia to gra pod publikę i naturianka wolała nie zagłębiać się w swoją osobę nawet przed sobą, a co dopiero przed obcymi. To i tak nie jest szczere zainteresowanie tylko zwykła ciekawość.
        - Co chciałbyś wiedzieć? – zapytała przyjaźnie, grając na zwłokę. Nie ważne co powie sama, pytania i tak pewnie padną, więc lepiej od razu mieć to z głowy.
Jun
Błądzący na granicy światów
Posty: 21
Rejestracja: 3 lat temu
Rasa: Eravallian
Profesje: Władca , Wojownik
Kontakt:

Post autor: Jun »

        Książę uśmiechnął się kulturalnie, przy okazji kodując, że w takim razie nie mieli do czynienia z mężatką o ile dziewczyna nie postanowiła ich oszukać. Chociaż jeśli już to raczej na jej korzyść byłoby zasłaniać się mężem. To w większości kultur, może poza barbarzyńcami, dawało kobietom wątły bo wątły, ale zawsze jakiś immunitet.
        Poza tym za wodzireja jak zwykle robił papla Chen, irytujące i przydatne zarazem. Jakiś błazen rozluźniający atmosferę, albo drażniący wszystkich wokoło zdolnych do dzierżenia broni, był zabawny i miał swoje zalety, a do upierdliwości Chena i Xiu (temu drugiemu chwilowo bariera językowa skutecznie zamknęła pysk) Jun już dawno przywykł i przepychanki między nimi zazwyczaj kończyły się na słowach. I chociaż wiele tolerował, albo zbywał, rzadko znosił wszystko milcząco. Wpierw odbił pytanie pytaniem. Bynajmniej nie sądził, że służka była urocza. Tak jak odpowiedział, na swój sposób może, jak ktoś lubił. Niektórzy zwracali uwagę na niezdary, uznając je za chodzący arsenał słodkich wpadek, Jun uważał, że co uchodziło dzieciom, nie pasowało kobiecie. Ale jak zwykło się mawiać: o gustach się nie dyskutowało. Podobnie wtrącił się, gdy Chen zapędził się w swoich konfabulacjach, jednak ostateczną zaczepkę kwitując już jedynie spojrzeniem. I tak w związku z mapą nawet nie zdążył odpowiedzieć, gdy toczyła się czcza paplanina Chena, nawet jeśli Emma na pytanie nie odpowiedziała, a postanowiła zainteresować się podsuniętym jej tematem.
        Książę spojrzał na syrenkę grzecznie odpowiadając z niemal niewinnym uśmiechem.
        - Co rozumiesz przez zwykłe? Nie uganiamy się za jednorożcami czy smokami - wymienił te z bardziej legendarnych bestii, na które polowali spragnieni bogactw, albo szaleńcy, albo typy plasujące się gdzieś pomiędzy.
        - Nie ścigamy też rozumnych istot - dodał po niecałym oddechu przerwy, przypominając sobie, że w przypadku tego gościa, bezmyślnego chlapania ozorem jednego z obecnych (bo padło dwuznaczne sformułowanie o upolowaniu syrenki) i z powodu ogólnej brutalności świata, taka informacja mogła być kluczowa.
        Xiu skupiał całą swoją wolę aby nadążyć za dyskusją, ale nadal był w potrzasku. Shun pił herbatę, spoglądając w ciepły płyn.
        - Może miała na myśli takie, które nie zamierzają rozerwać cię na strzępy? - prychnął Chen.
        - Marudzisz jak stara kokota - mruknął książę, na nowo sięgając po imbryk, żeby dolać herbaty tym, którym brakowało.
        - A ten niedźwiedź ostatnio? - Jun uznał, że chyba Chen za punkt honoru postawił sobie skłonić go do przyznania mu racji, chociaż Junjie zupełnie nie widział w tym celu. Ani racji przyjaciela oczywiście.
        - Tak marudzisz, że zaraz herbatę wymienię na wino, bo na trzeźwo robisz się nie do zniesienia - prychnął kończąc bezproduktywną debatę.
        Chen fuknął i zainteresowanie zwrócił na nowo w stronę Emmy.
        - Och, na to moja droga nie licz, jeśli nasz książę coś sobie postanowi, to planów nie zmienia - mruknął znów zaczepnie, flirciarski uśmiech zamieniając na złośliwy gdy tylko łypnął na Juna, po czym ponownie wyszczerzył się szeroko.
        - Ależ oczywiście wszystko - odpowiedział przyglądając się atrakcyjnej pannie nieco dłużej, po czym przypomniał sobie kwestię mapy, którą porzucił gdy tylko Emma zapytała co dokładnie chciałby o niej wiedzieć.
        - Mogę? - mimo całej buty, Chen spytał gospodarza o pozwolenie zanim ruszył do regału. Gdy tylko generał skinął głową, podszedł do niewielkiej półki z kilkoma pergaminami i po krótkim zastanowieniu wyciągnął spory zwój. Wracając odstawił filiżankę Emmy i klękając przyciągnął dziewczynę blisko do siebie, przy okazji odwracając ją od stolika nieco na bok. Ułożył zwój na ziemi, nadal siedząc stanowczo za blisko jak na szanowanie strefy komfortu świeżo poznanej osoby i począł rozwijać mapę. Pergamin miał przepięknie odmalowane królestwa i krainy, z wieloma detalami topograficznymi i elegancko wykaligrafowanymi nazwami, oczywiście lokalnymi runami.
        - Tu jest Menaos - oznajmił, ramieniem obejmując plecy syrenki, żeby palcem sięgnąć do punktu na mapie.
        - Tu jesteśmy my. - Wskazał piktogram zamku w stylu lokalnej architektury, ulokowany na szczytach Gór Słonych, w miejscu najgłębiej wdzierającym się w Cieniste Bory.
        - A tu jest mój dwór - dokończył razem z demonstracją, wskazując lokację blisko podgórza Równiny Laarin mówiąc już tak blisko, że twarzą niemal dotykał policzka syrenki.
        - Czyli jutro rano - Shun wreszcie przełamał milczenie, licząc, że może księciu bardziej w głowie będzie teraz inna rywalizacja w postaci odzyskania uwagi syrenki, którą chwilowo zawłaszczył sobie Chen, co może i ryzykowne w przypadku mięsożernej panny, ale jednak nieco mniej niż wściekłe łowy w Borach.
        - Tak - Jun odparł spokojnie, odstawiając swoją filiżankę. Herbaty chyba na dzisiaj starczyło i albo pora była na bardziej wytrawne trunki, albo na sen.
        - Jakieś konkretne plany? Broń?... - dopytał Xiu, który niemal pękał od rozsadzającej go potrzeby dyskusji, do której nie miał jak się włączyć.
        - To co zawsze, łuk i biała. - Jun wzruszył ramionami. - Rozpatrzymy się czy nic nie grasuje za blisko, żeby zimą nie zaczęło robić problemów, a jak nic nie znajdziemy, to potropimy trochę głębiej - dokończył, dobijając Shena, i bynajmniej nie zaspokajając potrzeby Xiu na społeczne interakcje.
Awatar użytkownika
Emma
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 79
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Syrena
Profesje: Włóczęga , Artysta
Kontakt:

Post autor: Emma »

        Emma przeniosła spojrzenie na księcia, gdy ten odezwał się zamiast Chena. Zaskoczyłoby ją to, gdyby nie fakt, że dokładnie tak jak się spodziewała, nie otrzymała odpowiedzi tylko pytanie i niegroźną kpinę. Obdarzyła Juna pobłażliwym uśmiechem, który chociaż opadł lekko po kolejnych słowach księcia, to i tak syrenka wyglądała przyjaźniej niż wcześniej. Nie polują na rozumne istoty. Teoretycznie żadna to łaska, ale mimo wszystko to miło z ich strony.
        - No cóż, nie nazwałabym jelenia „bestią” – wyjaśniła w końcu, a gdy Chen dodał swoje podejrzenia, skinęła w jego stronę głową z lekkim uśmiechem. Dokładnie to miała na myśli.
        Polowanie na niedźwiedzia jednak też nie uniosło brwi syrenki. Bywała na dworach dostatecznie często, by wiedzieć, że mężczyźni wybierając się na łowy, zostawiają w posiadłości kobiety i wszelki zdrowy rozsądek. Nie sądziła, by skóra z niedźwiedzia przed kominkiem lub na ramionach zimą warta była ryzyka, ale wiedziała, że dyskusja na ten temat była kompletnie bezsensowna. Mężczyźni i ich ego.
        Słysząc żartobliwy ton zwróciła się znów do Chena i odwzajemniła uśmiech, ale zdecydowanie jej nie było do śmiechu. Czyli ma wybór czy nie? Jest gościem czy na łasce księcia? Kolejna iskierka niepokoju błysnęła w jej głowie, ale starała się nie dać tego po sobie poznać. Już trudniej było powstrzymać westchnienie, gdy Chen znów domagał się dowiedzenia o niej „wszystkiego”. Zastanawiała się właśnie, jak z tego wybrnąć, gdy mężczyzna zwrócił się do księcia. Chwilę zerkała to na jednego to na drugiego, nim zorientowała się, że to Chen pokaże jej mapy. Nie spodziewała się, że mają je tutaj, ale im szybciej tym lepiej.
        Bez problemu oddała filiżankę, skupiona na rulonie, który mężczyzna miał pod pachą, gdy nagle poczuła objęcie. Minę musiała mieć nieziemską, gdy brunet dosłownie ją sobie obrócił i przysunął do swojego boku, a ona nie miała żadnej możliwości reakcji, czując się w tym kimono jak zawinięta w dywan. Tyle dobrego, że później zabrał rękę z jej talii i Emma odsunęła się kawałek, przywołując znowu uprzejmą maskę na twarz.
        Gdy Chen wykorzystał moment rozwijania mapy na ziemi, by znowu się do niej przysunąć, bliska była spojrzenia na księcia, by przywołał znajomego do porządku. Chyba znają tu jakieś podstawowe zwyczaje? Powstrzymała się jednak, nie chcąc tak szybko szukać u gospodarza ratunku. Nie z takimi natrętami sobie radziła, ale przecież starała się być miła. Szkoda tylko, że brunet nie wiedział po jak cienkim lodzie stąpa. Udawała jednak, że dziwnego zachowania w ogóle nie dostrzega. O wiele bardziej zainteresowała ją mapa.
        Przesunęła zachłannym spojrzeniem po znajomych krainach, nagle zamierając w bezruchu, gdy poczuła ramię na plecach. „Tylko spokojnie”, pomyślała, powstrzymując się od reakcji. Gdyby była gdziekolwiek w mieście lub na znajomym dworze, z pełnym spokojem powiedziałaby natrętowi, by trzymał ręce przy sobie. Tutaj… to nie było takie proste. Wciąż nie spoglądała na resztę towarzystwa, ale była pewna, że nie umyka im zachowanie przyjaciela. Nie unikała robienia sobie wrogów, ale czynienie tego na tak wczesnym etapie było co najmniej nierozsądne.
        Zamiast tego skupiła się na mapie. Menaos w ogóle już nie wchodziło w grę. Było tak absurdalnie daleko, że w tej chwili każde inne bliższe miasto było lepszym rozwiązaniem. Ach, w tej chwili jakiekolwiek miasto byłoby dla niej ratunkiem.
        Jun jednak nie kłamał. Jego posiadłość była w górach. Nie u ich podnóża (co widziała niestety już po krajobrazie) czy chociażby na skraju górskiego łańcucha. Nie. Była w absolutnym centrum gór. Trudno byłoby znaleźć gorszą lokalizację. Cicho wypuściła powietrze przez nos i spojrzała za wskazaniem Chena. Czuła jego oddech na policzku, jednocześnie ze zgrozą uświadamiając sobie, że jego dwór w istocie jest najbliżej równin. Zapatrzyła się na mapę, ważąc swoje szanse i chwilowo zupełnie ignorując bliskość mężczyzny, chociaż zdecydowanie o niej nie zapominała.
        Emma rzadko przeklinała, ale teraz przemknęło jej parę epitetów przez głowę. Co za ironia losu. Dlaczego najbliżej cywilizacji mieszkał ten z najbardziej lepkimi łapami? Matka natura jej nienawidziła. Syrenka odwróciła twarz w stronę Chena i chociaż wyprostowała się, by zyskać chociaż minimum dystansu, wciąż dzieliła ich zdecydowanie zbyt mała odległość. Nie było jednak po niej widać dyskomfortu.
        - To już prawie u podnóża gór. Czy tam też drogi będą zasypane, a dwory odcięte od świata? – zapytała miłym głosem.
        Nie było sensu ukrywać, że chce po prostu dotrzeć do jakiegoś miasta. Chen w najlepszym razie był naiwny, ale raczej nie był kompletnym idiotą i nie miała zamiaru pogrążyć się niepotrzebnymi kłamstwami. Liczyła jednak, że to jak brunet odpowie pozwoli jej na dodatkowe wnioski. Instynkt wzbraniał się przed wizytą u kogoś, kto nawet nie będąc u siebie ma problem z upilnowaniem rąk, ale to była kwestia samokontroli lub jej braku. Jun zachowywał się kulturalnie i nie naruszał jej przestrzeni, ale znała go kilka godzin i nie była na tyle naiwna, by sądzić, że jest w stanie przewidzieć jego zachowanie później. Tak czy siak wybór miała jak między dżumą a cholerą.
Ostatnio edytowane przez Emma 2 lat temu, edytowano łącznie 1 raz.
Jun
Błądzący na granicy światów
Posty: 21
Rejestracja: 3 lat temu
Rasa: Eravallian
Profesje: Władca , Wojownik
Kontakt:

Post autor: Jun »

        Chen był w swoim żywiole i we własnym mniemaniu flirtował z naturianką podczas gdy pozostawiona niby poza kręgiem zainteresowania trójka rozmawiała cicho na temat jutrzejszego dnia. Nie żeby dialog był jakiś porywający, ale dawał tło zamiast siedzenia w niezręcznej ciszy i umożliwiał Junowi bardziej niepozorną obserwację wydarzeń, a i tak wcześniejsze kontrolne zerknięcia z ukosa nie umknęły Shunowi, dając ostoi rozsądku szansę na korekcję książęcych planów. Mimo pozornego braku zapału, nadziei nie porzucił, bo jakby nie patrzeć książę wciąż był zainteresowany.
        A Jun rozmawiał cicho dopijając herbatę i spoglądał kątem oka znad filiżanki w stronę Chena i jego wyczynów, który w pewnym momencie posłał księciu bezczelny uśmiech. W przeciwieństwie do niego, księciu nie umknęło początkowe zaskoczenie pomieszane chyba z oburzeniem, oraz uśmiech nader grzeczny by mógł być prawdziwym.
        Xiu był typowym opozycjonistą. Jeśli Jun mówiła czarne, Xiu niemal chyba dla zasady obstawał przy białym, co już niejednokrotnie kończyło się krótkim starciem do pierwszej krwi przy bardziej drażliwych kwestiach. Xiu był pyskaczem, ale też nigdy niczego nie ukrył, zawsze zdradziła go mina albo jego własne słowa.
        Shun był zupełnie innym typem. Niedostępny, milczący, mało kto wiedział co roiło się w białowłosej głowie. Mało kto też wiedział, że z mężczyzną należało się znacznie bardziej liczyć niż sugerowałaby jego spokojna prezencja. A Chen? Chen prezentował się jako pogodny i niesamowicie łatwy w kontaktach jegomość, czego Emma właśnie całkiem wyraźnie doświadczała, tymczasem pod jego uśmiechem potrafiło się kryć znacznie więcej niż mężczyzna ujawniał. Chen był gadatliwy, ale zwykle jego słowa, nawet te sprawiające wrażenie wypowiedzianych przypadkiem, zwykle miały jakiś cel. Dość dowcipny i wesoły. Poza tym razem z Xiu uwielbiał stanowić front przeciwny do Juna, ale co najważniejsze był niepoprawnym kobieciarzem, co wyróżniało się nawet na tle trójcy całkiem nieświętej. O ile żaden z panów nie stronił od płci pięknej (nawet jeśli nikt nie podejrzewałby Shuna o ganianie za spódniczkami), to Chen bił wszelkie rekordy. W zasadzie podsumowanie, że tylko kobiety były mu w głowie nie byłoby zbyt mocno krzywdzące dla bruneta. Do tego żył w najprzystępniejszej lokalizacji, co tylko ułatwiało rozrywkowy tryb życia.
        Teraz właśnie dawał doskonały przykład całej swej natury. Przykleił się do Emmy, wyraźnie oczekując chyba trzepotania rzęsami i rumieńców, prawie rozporządzając syrenką. Pod pretekstem omawiania mapy zlikwidował niemal cały dystans i bynajmniej nie wyglądał jakby zamierzał przestać. Więcej, brak wyraźnego sprzeciwu (subtelnego nie dostrzegał) odczytywał za przyzwolenie, a pytanie czysto praktyczne z punktu widzenia racjonalnej naturianki, za zainteresowanie wyjazdem do niego.
        - Zima jest niewiele lżejsza. Karawany jak to zimą podróżują znacznie rzadziej, trakty bywają trudno przejezdne albo niedostępne, ale są też momenty gdy pogoda jest na tyle stabilna, że wizja dostania się do miasta jest znacznie bardziej realna niż tu z gór - opowiadał przyjemnym tonem głosu.
        - Do Sirindal może być ciężko dojechać z powodu rzeki, brody i mosty zimą nie są zbyt bezpieczne, ale droga do Rorindiel jest nawet uczęszczana. - Kończył podróż po mapie znów ocierając się a to o ramię, a to o udo kobiety, na koniec zanosząc się z zamiarem odgarnięcia różowych włosów.
        - Opanuj się - cichy głos Juna wybrzmiał ostrzej niż sugerowałaby nonszalancka poza księcia.
        - Jaśniepan zazdrości? - prychnął Chen, o dziwo prostując się i oddając zawłaszczoną przestrzeń.
        - Przecież żadna tajemnica, że mieszkasz blisko równiny - książę odpowiedział spokojnie.
        - Jakoś nie kwapiłeś się by o tym oznajmić - Chen wyprostował się butnie, przy okazji na moment zapominając o syrence i dając jej tym samym więcej przestrzeni.
        - Nad jeziorem, z marznącą panną, mieliśmy rozmawiać o kartografii? - Jun uniósł brew wymownie.
        - ~Żadna kobieta nie może zmienić głupca w mędrca, ale każda kobieta może zmienić mędrca w głupca~ - niespodziewanie wtrącił się Shun, przytaczając elfickie przysłowie w oryginalnym brzmieniu.
        - ~Jakby Chen kiedykolwiek był mędrcem~ - również w elfickim prychnął Jun, zanim Chen zdążył z ripostą.
        - ~Ale najwyraźniej traci głowę bardziej niż zwykle i to na trzeźwo~ - zaśmieszkował Shun, co w połączeniu ze zrelaksowaną niczym tafla jeziora twarzą, przymkniętymi oczami i pogodnym uśmiechem wcale nie przypominałoby drwiny, gdyby nie oburzona twarz obmawianego, który nastroszył się tym bardziej, że nie rozumiał słów za to znał miny tego cwaniaka! Jeśli Shun się uśmiechał, to dlatego, że kpił. Jednak nerwy puściły nie Chenowi a Xiu.
- Czy możecie wreszcie gadać po ludzku! - zakrzyknął, odstawiając filiżankę z takim rozmachem, że podskoczyła cała zastawa na stole.
- Przecież mówimy, a nie nasza wina, że nie znasz cywilizowanych języków - szpilkę wbił Shun, który najwyraźniej w całym swym dostojeństwie też potrafił być złośliwy.
- Moim językiem jest broń! - Xiu krzyknął arogancko, poklepując pochwę miecza leżącego u jego boku.
- A i tu poliglotą nie jesteś - mruknął książę przymykając oczy, jakby hałaśliwy kolega nie był wart większej atencji. Shun westchnął.
- Co powiedziałeś?!
- Przecież w rodzimym jeszcze jakoś rozumiesz - Jun mruknął nieporuszony, poświęcając się odstawieniu filiżanek i imbryka na tacę obok.
- Gdyby nie plecki tatusia… - zaczął warczeć Xiu.
- Przestań, bo znów skończy się...- mruknął Shun do najgłośniejszego z przyjaciół, widząc do czego wszystko zmierza. Za długo spokój był czy jak.
- Niby jak?!Jakby mógł coś zrobić! - Xiu kolejny raz podniósł głos.
- Wciąż wątpisz? - syknął książę, patrząc na przyjaciela spode łba. Bursztynowe tęczówki błysnęły spod rzęs a usta rozciągnęły się w półuśmiechu drapieżnie odsłaniając zęby.
        Wszystko rozegrało się znacznie szybciej niż się zaczęło. Xiu sięgnął po miecz. Pochwa katany poleciała na bok, błysnęła stal. Jun w tym czasie już skakał przez stolik. I czas jakby na moment zamarł, gdy mężczyźni znieruchomieli. Pochwa Juna zbiła katanę z jej toru, przygważdżając ją do stolika (nie bez szkody dla mebla). Kolano księcia opierało się o uzbrojony bark ciemnookiego bruneta, a sztych miecza dotykał krtani zostawiając krwawy punkt. Chwost u rękojeści wciąż lekko się kołysał.
        - Już? To może zaczniecie zachowywać się jak przystało w obecności gościa? - dyplomatycznie zakończył Shun. Tym razem syrena mogła być przydatnym argumentem.
        Jun prychnął, schował broń i schodząc z mebla skłonił się przepraszająco w stronę Emmy.
        - Wybacz nieokrzesanie, za wiele przebywamy razem i czasami zdarza się któremuś z nas zapomnieć - spróbował wytłumaczyć zajście. W tym czasie Xiu mamrotał coś do siebie pod nosem.
        - To jak, Emmo, może zamiast ruszać jutro na polowanie zwyczajnie zabiorę cię do siebie do zamku, póki jeszcze nie spadł śnieg? - odezwał się Chen.
        - Odpowiedź dostaniesz pewnie jutro, po tylu wrażeniach Emma na pewno chce odpocząć? - wtrącił się książę, pytająco wyciągnął dłoń w stronę syrenki, by odprowadzić ją do pokoju gdyby zechciała wyplątać się od odpowiedzi.
Awatar użytkownika
Emma
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 79
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Syrena
Profesje: Włóczęga , Artysta
Kontakt:

Post autor: Emma »

        Sytuacja powoli robiła się dla Emmy męcząca, ale na pierwszy rzut oka wciąż nie było widać po niej irytacji. Rosa może i nie należała do zbyt cierpliwych osób, ale umiała się kontrolować, w przeciwieństwie do niektórych. Chen zmazywał każdy dystans, jaki wykreowała, więc w końcu dała z tym sobie spokój licząc, że to, co mężczyzna ma do powiedzenia, będzie warte zniesienia tych niewygód.
        Wyszło nijak, bo chociaż brunet faktycznie poruszał istotne kwestie, wprost przyznając, że z jego dworu jest najbliżej do cywilizacji i największe są tam szanse spotkania karawany czy przypadkowych podróżnych, jego zachowanie sprawiało, że Emma wątpiła, czy w ogóle zdążą tam dotrzeć zanim mężczyzna naprawdę straci kontrolę nad rękami. Skupiała się na zapamiętaniu szlaków, najbliższych miast i większych naturalnych przeszkód na drodze, jednocześnie ignorując przypadkowe dotknięcia jej ramienia czy uda. Tutaj też pomagało kimono, bo to co teraz nie kosztowało Chena nawet karcącego spojrzenia, mogłoby skończyć się solidnym policzkiem, gdyby Emma miała na sobie swoją poprzednią suknię. Mimo wszystko gruba tkanina lokalnego stroju chroniła ją teraz przed natrętnym dotykiem i syrenka zwyczajnie udawała, że niczego nie czuje lub faktycznie uważa muśnięcia za przypadkowe.
        Jednak nawet wymuszona publiczną sytuacją cierpliwość naturianki osiągnęła swoją granicę, gdy brunet sięgnął do jej włosów. To też nie był zupełnie niecodzienny gest u mężczyzn i względem większości kobiet nawet niewinny, ale Emma była wyjątkowo zaborcza względem swojej szyi, ze względu na delikatne skrzela. W jej ludzkiej postaci były ściśle zamknięte i stanowiły zaledwie falisty ślad na nieskazitelnej skórze, ale wciąż mogły zostać łatwo podrażnione. Nieraz nosiła włosy odrzucone na jedno ramię, jak teraz, i nie kryła się już z atrybutami swojej rasy, ale ciężka kurtyna różowych pukli nadal była najlepszą osłoną między wrażliwymi skrzelami, a cudzym dotykiem. A niestety ciekawość ludzka nie zna granic, w przeciwieństwie do taktu.
        Chen mógłby się więc zdziwić niepomiernie, gdyby niewrażliwa do tej pory na jego zachowania syrenka odtrąciła gwałtownie jego rękę, ale dłoń Emmy zdążyła unieść się tylko nieznacznie, nim rozległ się ostry głos Juna. Powstrzymała się od odruchowego spojrzenia na gospodarza, splatając znów dłonie na udach i najzwyczajniej w świecie zgrywając niewiniątko. Przesunęła jeszcze dla zasady wzrokiem po mapie i dopiero wtedy spojrzała na księcia, wciąż dyskutującego z przyjacielem. Chen posłusznie oddał jej przestrzeń, a ona miała zdecydowanie zbyt wiele podejrzeń, dlaczego jest nagle taki układny. Wdzięczności do gospodarza za interwencję nie czuła. Potrzeba było o wiele więcej, by wywołać w naturiance takie uczucie. Zostało to jednak zauważone i… mile przyjęte. Późniejsze mówienie o niej, jakby wcale jej tu nie było już mniej. Powstrzymała się jednak od wywrócenia oczami i już miała wracać do mapy, gdy usłyszała obcy język, a jednak go zrozumiała.
        Jej spojrzenie skoczyło od razu do Shuna i Emma na moment zmarszczyła lekko brwi, gdy nagle przypomniało jej się o naszyjniku. Musieli mówić w elfickim. Zapewne oryginalny język powiedzenia, które wykorzystał białowłosy, ale to, że Jun podchwycił rozmowę już było zaskakujące. Cóż, najwyraźniej nie wszyscy byli takimi kulturalnymi ignorantami, jak ona. Przygnębiające. Czyli książę poza własnym językiem znał płynnie wspólną mowę i elficki. A Shun, co ciekawe nie mówił we wspólnym, ale w mowie elfów już owszem. On też był wobec niej najbardziej podejrzliwy, ale to Rosy w ogóle nie martwiło. Nie miała tu nic na sumieniu, a na pewno nie planowała zamachu na jego księcia, więc mógł sobie łypać, jeśli czuł się wtedy lepiej. To było wręcz kojące, na swój sposób, że chociaż jedna osoba podziela jej ogólne wątpliwości, co do tej znajomości.
        Kolejna zmiana języka była nagła i Emma uniosła lekko brwi na dźwięk podskakującej porcelany. O co poszło tym razem? Nie rozumiała znów ani słowa, ale chociaż Jun odpowiadał wciąż spokojnie, to wcale nie zmieniało nastawienia jego przyjaciela. Syrenka na tym etapie była już gotowa założyć, że książę jest po prostu wybitnie spokojnym człowiekiem, a to jej odpowiadało. Ciekawości jednak nie była pozbawiona, więc zerkała to na jedną stronę konfliktu, to na drugą, powstrzymując się od zapytania Chena, o co poszło. Bała się, że zostałoby to odebrane, jako przyzwolenie na kontynuowanie jego wcześniejszych zaczepek.
        Dyskusja też skończyła się tak samo szybko, jak zaczęła, gdy Jun zerwał się ze swojego miejsca. Nawet nie zauważyła momentu, w którym sięgnął po broń, a ta już opierała się ostrzem na gardle Xiu. Na moment zapadła cisza, a Emma zerknęła ukradkiem po reszcie towarzystwa. Chen wyglądał na rozbawionego całą sytuacją, a Shun nawet nie odłożył filiżanki, spokojnie obserwując przyjaciół, więc nie mogło to być nic aż tak poważnego, czy… niecodziennego, o zgrozo. Nie by była zszokowana takim zachowaniem, ale gdyby w „jej stronach” ktoś na szlachcica podniósł broń to prawdopodobnie nie skończyłoby się tak beztrosko, jak teraz. A co dopiero na księcia? Za to można było stracić głowę. A Jun właśnie schodził ze stołu, obracając się jeszcze w jej stronę z lekkim ukłonem.
        - Jesteś u siebie, książę, nie ma konieczności przeprosin – odparła naturalnie, ale na tyle jeszcze zaskoczona całą tą sytuacją, że zapomniała o zwracaniu się do Juna po imieniu. Spojrzenie też skoczyło jej na moment do wciąż wbitego w stół miecza. Cóż…
        Zaraz później Chen zwrócił na siebie jej uwagę i Emma zawahała się na moment, próbując wrócić myślami do najbardziej palącej sprawy. Jun jednak już po raz trzeci dzisiaj przybył jej z ratunkiem i miała zamiar z niego skorzystać.
        - Tak, chyba dopadło mnie już zmęczenie – odpowiedziała z uprzejmym uśmiechem, używając najbardziej banalnej wymówki, ale tym razem wyjątkowo prawdziwej. Skorzystała z pomocnej dłoni i podniosła się zgrabnie, kłaniając lekko w stronę reszty towarzystwa.
        - Udanych łowów – powiedziała w ramach pożegnania, a później powtórzyła to samo w elfickim, zwracając się do Shuna i wyszła z Junem z salonu.
        - Dziękuję za ratunek – powiedziała, gdy byli już sami i poza zasięgiem potencjalnie ciekawskich uszu.
Jun
Błądzący na granicy światów
Posty: 21
Rejestracja: 3 lat temu
Rasa: Eravallian
Profesje: Władca , Wojownik
Kontakt:

Post autor: Jun »

        Junowi nie umknęło ani spojrzenie rzucone na wbitą katanę (cóż, mebel do wyrzucenia, ale po wyjeździe ciżby), ani oczywiście grzecznościowe sformułowanie z tytułem włącznie. Puścił je mimo uszu, zrzucając zapomnienie nie na złe chęci a lekki szok i uśmiechnął się jeszcze raz przepraszająco, dając do zrozumienie, że bynajmniej nie czuł się usprawiedliwiony. Do winy co prawda też się nie poczuwał, ale przeprosić wypadało, nawet jeśli musiał utemperować Xiu, który gdy chciał wyprowadzić go z równowagi zawsze wyciągał rodzinne koligacje. Pewnie, że tytuł szlachecki się dziedziczyło, ale godność oficerską już nie. Jego ojciec był człowiekiem krystalicznie uczciwym i jeśli ktoś uznałby, że nie jest godzien dowodzić wojskami, to jako pierwszy byłby to właśnie ojciec, najsurowszy i najbardziej nieprzebłagany z oceniających. Xiu doskonale o tym wiedział i jednocześnie wykorzystywał oszczerstwo za każdym razem, gdy brakowało mu innych pomysłów. I za każdym razem działało. Jun był świadom rozmaitych ocen swojej osoby, co więcej większość mniej lub bardziej była prawdziwa, ale nigdy nie pozwolił by lżono pamięć jego ojca, który życie oddał państwu. Dosłownie, bo ostateczna choroba też była późnym skutkiem wcześniejszych poświęceń.
        Wszystko właśnie zamierzało wrócić tam gdzie skończono, Chen ponowił zaczepki i wydawałoby się, że wieczór będzie trwał dalej jakby nigdy niezmącony, ale tym razem Jun przerwał przyjacielowi.
        Z propozycji ratunku naturianka skorzystała całkiem chętnie, więc książę odwzajemnił uśmiech i jeszcze sięgnął po mapę, zanim zaczęli opuszczać pokój. Chen coś pomamrotał pod nosem z czego na koniec dało się słyszeć chyba “dziękuję” albo coś podobnego, ale nie wyglądał na zadowolonego z przerwanej zabawy. Xiu siedział nafoszony, zaś Shun uniósł brew słysząc elficki z ust wodnej kobiety. Mężczyzna szybko doprowadził mimikę do porządku, odstawił filiżankę i skłonił się dworsko.
        - ~Dobrej nocy, panno Emmo~ - odpowiedział na pożegnanie.
         - Za chwilę wrócę - oznajmił Jun wywołując ponowne mamrotanie tym razem ze strony Xiu i Chena, nim przesuwne drzwi zamknęły się na dobre, tłumiąc głosy.

        - Niezbyt finezyjny, ale polecam się do usług. - Książę skłonił się pogodnie, słysząc podziękowanie, po czym zmienił temat.
        -~Nie ma oziębłych kobiet, są tylko niezdarni mężczyźni~- zacytował inne elfickie przysłowie, nawiązując do zachowań przyjaciela i zerknął na Emmę uważniej.
        - Właśnie zyskałaś uznanie Shuna. Nadal uważa cię za podstępną niewiastę czyhającą na moją wątrobę, ale teraz uznaje cię za wykształconą podstępną niewiastę - dokończył myśl żartobliwie, uśmiechając się gdy prowadził Emmę do jej sypialni, ale forma wypowiedzi chociaż lekka, sugerowała, że nieczęsto Shun kogokolwiek obdarowywał szacunkiem.
        - Gdybyś miała pytania odnośnie mapy, Meilin powinna ci wszystko wytłumaczyć i objaśnić, nawet co nieco opowiedzieć o kraju. Gdybyś jednak miała poważniejsze wątpliwości, śmiało pytaj, postaram się pomóc. - Idąc przejściem książę nieco zwolnił kroku pozwalając Emmie przyjrzeć się widokowi księżyca wspinającego się nad górami. Sierp z nocy na noc robił się coraz jaśniejszy i bardziej pękaty, zwiastując nadchodzącą pełnię.
        - Tak jak powiedziałem wcześniej, nie jestem w stanie zapewnić ci podróży na równinę, a tym bardziej do miasta, nim nie nadejdzie wiosna. Przed zimą moi ludzie mają dość obowiązków. Poza tym pierwszy śnieg potrafi przyjść gwałtownie a wszystko sugeruje, że zima w tym roku przybędzie wcześnie i nie zaryzykuję ich bezpiecznego powrotu - opowiadał przyjemnym głosem, wprowadzając Emmę ponownie do wnętrza zamku. Korytarz oświetlały liczne świece poustawiane na ściennych półeczkach, porozmieszczanych co kilka łokci.
        - I dokładnie tak jak Chen demonstrował, jego posiadłość jest najbliżej głównych traktów, lecz wcześniej sugerowałbym skłonienie go do złożenia bardziej sprecyzowanej obietnicy. Za dane przez niego słowo, mogę ręczyć - kończył akurat stając przed drzwiami sypialni syrenki. Rozsunął drzwi, które ustąpiły z cichym szelestem.
        - Dobrej nocy, Emmo. Gdybyś czegoś potrzebowała, moje pokoje są jedne drzwi dalej. Nie chodzę wcześnie spać. - Książę skłonił się krótko i skierował się w stronę, z której przybyli by jeszcze na chwilę wrócić do towarzyszy.
        Rozmowy toczyły się jeszcze przez jakiś czas nim mężczyźni udali się na spoczynek, a pan zamku wrócił do swoich komnat. I chociaż mieli wstać skoro świt, Junjie nie kłamał - nie wyglądało by szykował się do snu. Usiadł na tarasie i obserwował nocne niebo oraz górskie szczyty. Powietrze było rześkie, ale jeszcze bez mrozu. Zerknął na leżącą obok szachownicę. Skończył na poważnym ataku i musiał się teraz obronić. W ciemności rozjaśnianej światłem księżyca, wykonane z kości słoniowej piony w postaci tarczek z wymalowanymi runami jaśniały tym wyraźniej na ciemniejszej planszy. Jun wykonał ruch i przeniósł wzrok na górskie szczyty, które z jakiejś przyczyny ostatnio coraz częściej wywoływały dziwny niepokój w duszy.

        Słońce wspięło się na nieboskłon obsypując ziemię złotem, zupełnie jakby wcale nie zamierzało tak szybko odpuścić, w powietrzu jednak czuło się panujący po nocy chłód, który przypominał, że jak co roku, i tym razem przegra tę walkę.
Majordomus zapukał do drzwi sypialni. Otworzyła mu pokojówka.
        - Panienko, jesteś gotowa na śniadanie? - Skłonił się krótko. Czy był kontent z odwiedzin gościa czy nie, z miny wyrażającej pełną grzeczność nie dało się nic odszyfrować.
        - Panicze udali się na polowanie, po śniadaniu mam pannie dokładniej pokazać zamek jeśli zechce i pomóc gdyby panna czegoś potrzebowała - oznajmił prowadząc Emmę do jadalni, czyli do tego samego salonu w którym wcześniej jedli obiad i pili herbatę.
Awatar użytkownika
Emma
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 79
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Syrena
Profesje: Włóczęga , Artysta
Kontakt:

Post autor: Emma »

        Dogodniejszego momentu na wycofanie się z dyskusji Emma sama by nie znalazła, a i mało prawdopodobne, by mogła wówczas samodzielnie pożegnać się z towarzystwem, nie będąc przy tym nieuprzejmą. To, że Jun przerwał jej rozmowę z Chenem było o wiele wygodniejsze dla niej i na pewno bardziej zrozumiałe dla towarzystwa. Jej wymówka zaś wcale nie fałszywa, gdy naturianka uznała, że odpoczynek naprawdę dobrze jej zrobi. Pożegnała się więc ze wszystkimi, lekkim uśmiechem dziękując jeszcze Shunowi, nim opuściła z Junem salon.
        Na odpowiedź księcia uśmiechnęła się, nie prostując uparcie jego słów. Jej zdaniem ratunek był pierwszorzędny. Kolejne słowa były zaś zupełnie niespodziewane i Emma spojrzała na bruneta rozbawiona i zaskoczona jednocześnie, tylko by napotkać wpatrzone w nią uważnie bursztynowe oczy. Jeszcze nie słyszała, by to mężczyzna wypowiadał taki punkt widzenia, ale nie miała czasu się nad tym zastanawiać, gdy zaraz wyjaśniło się, dlaczego Jun po raz kolejny przytoczył powiedzenie w oryginalnym języku. Syrenka najwyraźniej kompletnie nie miała Shunowi za złe jego zachowawczego stosunku do jej osoby, bo nawet na nazwanie jej podstępną (i w domyśle krwiożerczą), nie wyglądała na urażoną, a niezmiennie rozbawioną.
        - Gdzie kobieta wchodzi w grę, należy zawsze postępować bardzo ostrożnie – odparła kolejnym powiedzeniem, ostatecznie potwierdzając podejrzenia księcia, co do jej znajomości elfickiego.
        - To musi być miłe, gdy ktoś tak dba o twoje bezpieczeństwo – powiedziała, zerkając na mężczyznę. Jednocześnie dotarło do niej, że to w sumie dziwne, że ktoś o jego pozycji nie ma tu żadnej straży. Jun może i był generałem, i dopiero co pokazał, że broni nie nosi dla ozdoby, ale wciąż, podstawowa ochrona arystokracji była raczej na porządku dziennym. Czy tutaj znów zwyczaje były inne? A może po prostu nikogo nie widziała? Jednak pytanie o to w kontekście ich aktualnej konwersacji byłoby co najmniej nie na miejscu, jeśli nie po prostu podejrzane.
        - O mnie jednak nie musi się martwić, nie stanowię zagrożenia – dodała, mając tylko nadzieję, że słowa „dopóki nie będę musiała się bronić” są zbędne. Wypowiadanie ich na głos byłoby nader dramatyczne i liczyła po prostu na inteligencję księcia, którą tak często przejawiał.
        Uznania co do jej wykształcenia już nie skomentowała. Formalnego nie posiadała, ale chociaż większość życia spędziła w morzu, to pozostałe lata na tak wielu różnych dworach, że zdążyła nadrobić braki w swojej edukacji. Elfickiego jednak nigdy się nie nauczyła, a jej mowa i rozumienie były wyłącznie zasługą naszyjnika, podarowanego przez elfiego króla. Nie widziała jednak sensu w tłumaczeniu teraz tego mechanizmu. Może jeszcze będzie do tego okazja, ale teraz ważniejszy był dla niej temat jej pobytu w górach na czas zimy.
        Zaskoczyło ją, że Jun zabrał ze sobą mapę, ale była zadowolona, bo po pierwsze będzie miała czas na spokojne przeanalizowanie okolicy (bez nikogo dosłownie dyszącego jej w kark), a po drugie uznała to za dobry omen, że gospodarz nie chce przed nią czegoś ukryć. Czasami naprawdę miała problem z rozróżnieniem własnego zdrowego rozsądku i ostrożności od lekko paranoicznych zachowań i myśli, spowodowanych jej przeszłością. Niby istniało powiedzenie, że lepiej dmuchać na zimne, ale Emma czasem miała wrażenie, że jest nazbyt podejrzliwa. Niestety nie było sposobu, by to sprawdzić, bez sparzenia się.
        Podziwiając po drodze idealny widok na księżyc, słuchała wyjaśnień Juna, które pokrywały się z tym, co mówił wcześniej. I jeśli miałaby odłożyć na bok podejrzliwość, to rozumiała jego argumenty. Poza tym… cóż, powoli do głosu dochodził argument, że przecież i tak nie ma gdzie się udać. Nie chciała tu być tylko dlatego, że nie podobała jej się idea utknięcia gdzieś na całe miesiące bez możliwości ucieczki. W razie czego, oczywiście, ale podobieństwo jej sytuacji do uwięzienia było wciąż zbyt bliskie, by je zignorować. Tylko czy naprawdę rozsądniejsze było ryzykowanie mniej bezpiecznej opcji, jaką chwilowo jej zdaniem był Chen, tylko dla zapewnienia sobie potencjalnej drogi ucieczki? Powoli zaczynało to przypominać wpadnięcie z deszczu pod rynnę.
        Nie spodziewała się jednak, że podobne zdanie będzie miał Jun. To znaczy… praktycznie potwierdził jej obawy, co do Chena, a to było dość niepokojące i wyjątkowo zaskakujące. Spodziewałaby się po nim raczej solidarności z przyjacielem, nawet jeśli nie pochwalał jego zachowań. Zatrzymali się właśnie pod drzwiami jej sypialni i Emma starała się maskować niedowierzanie, bo zamiast uciekać spojrzeniem wolała szukać w bursztynowych oczach najmniejszego przejawu podstępu czy nieszczerości. Jun był jednak albo wyjątkowo szczerym człowiekiem o niewinnych intencjach, albo lepszy w tą grę niż ona. I oczywiście stawiała na to drugie.
        - Dziękuję za ostrzeżenie – powiedziała jednak, po czym spojrzała za wskazaniem gospodarza na kolejne drzwi. Z grzeczności nie skomentowała, że musiałaby chyba być umierająca, by w środku nocy pukać do męskiej sypialni. Aż tak odmiennych zwyczajów chyba nie mają? Znów jednak postanowiła założyć nadmierną gościnność księcia i tylko skinęła minimalnie głową.
        - Dobrej nocy – odpowiedziała i odczekała aż Jun się odwróci do odejścia, nim weszła do swojego pokoju i zasunęła drzwi.

        Emma rozejrzała się po wnętrzu komnaty i pokręciła lekko głową, wciąż nie dowierzając, że w tych okolicach ludzie naprawdę śpią na podłodze. Nie przeszkadzało jej to jednak tak bardzo. Zaczęła dzień od upadku z nieba do lodowatego jeziora w środku nieznanych gór – miękko wyglądające posłanie było idealne. Nawet nie zauważając, jak szybko nabrała właściwych odruchów, zsunęła buty ze stóp i podeszła boso do materaca, przysiadając na nim i rozwijając znów przed sobą mapę. Jeszcze raz na spokojnie zapoznała się z okolicą, bardzo rzadko sięgając spojrzeniem do bardziej znanych jej rejonów Alaranii. Zanim tam dotrze i tak będzie musiała zaopatrzyć się w nową mapę.
        Dopiero, gdy była pewna, że zapamiętała wszystkie szlaki w okolicy, zwinęła pergamin na powrót w porządny rulon i odłożyła mapę na komódkę, kierując się w stronę łazienki. Dzisiaj jeszcze nie była gotowa na samotną wycieczkę do onsen i kąpiel tam. Potrzebowała czegoś znajomego i chociaż przemiany w balii nie należały do najprzyjemniejszych to spełniały swoje zadanie, a chwilowo o to jej chodziło. Naprawdę była już tym dniem zmęczona i marzyła o przyłożeniu głowy do poduszki.
        Tym razem nie podgrzewała wody i gdy balia się zapełniła, Emma weszła szybko do środka, od razu wyrzucając nogi za rant wanny i przybierając ogon. Woda chlupnęła na posadzkę, a z czasem było jej tylko więcej, gdy naturianka skrupulatnie moczyła się w balii, aż nie poczuła, że każda łuska dostała swoją dzisiejszą porcję wilgoci. Dopiero wtedy wyszła ostrożnie i magicznie pozbyła się wody z podłogi, pozostawiając ją nieskazitelnie suchą. Założyła z powrotem cienką koszulkę, którą miała wcześniej pod kimono i na palcach przeszła do pokoju, szybko wślizgując się pod pościele. Z zabarwionym rozbawieniem zaciekawieniem układała się na posłaniu, szybko uznając, że będzie jej tu wygodnie. Proste, ale nie zupełnie twarde podłoże robiło dobrze na plecy i naturianka błyskawicznie się zrelaksowała i odpłynęła w sen.

        Nie można było powiedzieć o Emmie, że przespałaby trzęsienie ziemi, ale zazwyczaj spała na tyle głęboko, że nie budził jej byle szelest czy skrzypnięcie podłogi. Nie było to najkorzystniejsze w przypadku zagrożenia, ale rzadko kto się do niej zakradał, więc jeszcze jej to nie przeszkadzało. Nie zawsze też wiedziała, co konkretnie ją obudziło, więc gdy tego ranka przeciągnęła się z zadowoleniem na wygodnym posłaniu i podniosła na łokciu, ostatnie czego się spodziewała to widok kogoś obcego w jej pokoju. Emma oprzytomniała momentalnie, podnosząc się gwałtownie do siadu, a stojąca przy zamkniętych drzwiach Meilin zrobiła wystraszone oczy i dosłownie złamała się w pół, w głębokim ukłonie.
        - Przepraszam panienko, ja nie chciała wystraszać – odezwała się dziewczyna, wciąż nie spoglądając na syrenkę, a Rosa tylko przetarła twarz, uspokajając oddech.
        - Nic nie szkodzi. Dzień dobry, Meilin – powiedziała spokojnie, a służka w końcu się wyprostowała.
        - Dzień dobry. Ja przyszykowała panienki suknia ze wczoraj i przyniosła nowe stroje. – Mei wyrzucała z siebie słowa z niesamowitą prędkością i ledwo przebudzona Emma aż mrużyła oczy, by zrozumieć łamaną wspólną mowę. Potaknęła jednak uprzejmie, wstając w końcu i spoglądając w stronę szafy. Obecność służącej była jej bardzo na rękę, mogła wyjaśnić kilka kwestii, których raczej nie chciałaby poruszać z księciem.
        Najpierw jednak skierowała się do łazienki, kątem oka widząc, że Mei rusza do oporządzania posłania. Umyła się szybko i rozczesała włosy, a gdy wróciła do sypialni, służka czekała na nią już z rozłożonym strojem. Tym razem kimono było białe i zdawało się cieńsze, nie miało też tylu warstw. Nawet sama mogłaby je ubrać, ale pozwoliła przejętej służącej sobie pomóc. Chwilę później rozległo się pukanie do drzwi i Mei podreptała szybko je otworzyć. Na widok znajomego zarządcy, Emma przywitała się uprzejmie i skorzystała z zaproszenia.
        - Mei, potowarzyszysz mi? – zapytała jeszcze służącej, a ta skłoniła się znowu i podreptała za nimi. Rosa zaś zwróciła się znów w stronę zarządcy.
        - Dziękuję – odparła tylko, na razie nie planując nic dalej niż śniadanie i kąpiel w źródełku. Czuła, że musi niedługo rozwinąć ogon, więc to było w tej chwili najważniejsze. Później pewnie i tak wykorzysta Mei, ale nie było sensu o tym wspominać.
        Gdy dotarli do jadalni, zarządca pożegnał się z nimi ukłonem i odszedł, a Emma zostawiła pantofle przy wejściu i podeszła do stołu, marszcząc lekko brwi, na widok jednej zastawy.
        - Mei, może zjesz ze mną? – zaproponowała służącej, chyba przyprawiając ją o mały zawał. – Mam do ciebie parę pytań – dodała z miłym uśmiechem, a dziewczyna wahała się jeszcze chwilę, nim się rozpromieniła i skłoniła z rozmachem.
        - Będę zaszczyt – odparła szybko. – Zaraz wracam – powiedziała i dosłownie wyleciała z jadalni, pędząc po dodatkowe naczynia. Gdy wróciła, Emma czekała na nią już przy stole, z zaciekawieniem zerkając po jedzeniu. Mei była nader chętna do opowiadania o kuchni i pokazywała wszystko swojemu gościowi, opowiadając co to jest i w jaki sposób to jeść. Większość potraw nazywała niestety w swoim języku, nie radząc sobie z tłumaczeniem nazw własnych, ale czasem po prostu mówiła, co się na nie składa.

        - Czy kobiety chodzą tutaj tylko w kimono? – zapytała Emma w trakcie jedzenia, a Mei skinęła głową, chyba zadowolona z tematu.
        - Większa czas, tak. Są różne kimono na różne okazja, i inne dla panna i inne dla… męż… żona? – służka urwała niepewnie, ale Emma domyśliła się, o co chodziło.
        - Inne dla mężatek? – podsunęła, a Mei uśmiechnęła się i pokiwała gorliwie głową.
        - W takie suknie z zagranicy kobiety też lubią ubierać, ale mało jest tutaj. Tylko jak karawana przyjada z daleka. Ale taka piękna suknia, jak panienki to ja jeszcze nie widziała wcale – Mei się rozpromieniła, a oczy jej błysnęły.
        - To z przyjęcia. Na co dzień też w takich nie chodzę – wyjaśniła Emma, a Mei przytaknęła, chociaż widocznie wciąż błądziła myślami w chmurach. Syrenka zaś próbowała sobie wyobrazić codzienność w takim miejscu. Suknie i gorsety też nie były czymś najwygodniejszym, ale miała wrażenie, że zakładanie kimona jest strasznie czasochłonne. – Czy będziesz mi pomagać codziennie z kimono?
        - Tak, panienko. – Mei znów skinęła głową, prawie zanurzając grzywkę w misce z ryżem. – Chyba, że panienka woli inne strój. Suknia z zagranicy mamy nowa chyba tylko jedna, ale ja rano przyniosła panienka jeszcze kilka nowa koszula i spodnie, i spódnica, i yukata. – Brunetka wskazała pałeczkami na to, co Rosa miała na sobie i syrenka opuściła głowę na biały materiał.
        - Yukata?
        - Taki inne kimono, dla w domu – wyjaśniła Mei, ale Emma wolała się upewnić.
        - Nieoficjalne? – dopytała, ale to słówko ewidentnie służącą przerosło i tylko spoglądała na nią bezradnie. Trudno. – Po śniadaniu chciałabym skorzystać z łaźni – powiedziała, zmieniając temat. – Chcesz mi towarzyszyć? – zapytała z pełnią dobrych intencji, ale chyba znów wprawiła służkę w konsternację.
        - My nie chodzić do onsen – odparła Mei, rozdarta między ogólnymi zasadami, a tym czy nie powinna ich zignorować na prośbę gościa. Pan kazał się panienką opiekować, tylko co to dokładnie znaczyło? Musiała dopytać dziewczyn, żeby nie było wpadki. – Poczekam na panienka tutaj.
        Emma skinęła głową. Nie naciskała, nie chcąc tworzyć zamieszania. Liczyła jeszcze trochę wypytać dziewczynę, ale może zrobić to później. Podziękowała więc za posiłek i opuściła jadalnię.

        Ku własnemu zadowoleniu do onsen trafiła bez problemu, bezbłędnie przeprawiając się przez zamkowe korytarze, a później na zewnątrz, ścieżką o wiele lepiej widoczną niż wczoraj po południu. Nie brała nic ze sobą, bo Jun mówił, że wszystko jest na miejscu, i tylko nasłuchiwała, czy na pewno nikogo nie ma już w łaźni. Miejsce spowijała jednak cisza, przerywana tylko rzadkim śpiewem ptaków. Emma weszła do środka, a później do wskazanego jej wcześniej saloniku, gdzie faktycznie czekały świeże ręczniki. Zostawiła ubrania na jednej z półek i na wszelki wypadek owinęła się jednym z ręczników, dopiero wtedy przemykając na palcach do źródła.
        Obraz lekko falującej tafli sprawiał, że chciała ruszyć biegiem i skoczyć do środka na główkę, ale nie wiedziała, jak głęboki jest zbiornik. Zrzuciła więc ręcznik na brzegu i ostrożnie weszła po stopniach do wody, powstrzymując się od rozwinięcia ogona, aż nie przeszła po całej przestrzeni, badając głębokość gruntu. Dopiero gdy znalazła miejsce, prawie na samym skraju, tam gdzie czuć było już chłód dworu, pozwoliła sobie na przemianę.

        Trochę chyba zabawiła w łaźni, bo kompletnie straciła poczucie czasu. Nikt właściwie na nią nie czekał, ale nie chciała aż tak ostentacyjnie czuć się jak u siebie. Wracała właśnie z onsen, przemierzając już korytarz w drodze do saloniku, gdy usłyszała podniesione głosy i mimowolnie skierowała się w tamtą stronę.
Jun
Błądzący na granicy światów
Posty: 21
Rejestracja: 3 lat temu
Rasa: Eravallian
Profesje: Władca , Wojownik
Kontakt:

Post autor: Jun »

        Książę w pogodnym nastroju odprowadzał Emmę do jej sypialni, rozmowę uznając za autentycznie miłą odmianę od czysto męskiego towarzystwa. Uśmiechem odwzajemniał uśmiech lub czasami wywoływał tę ugrzecznioną minę, sporadycznie może nawet dopatrując się prawdziwej wesołości, więc relacja układała się nader płynnie.
        Sam zaś uśmiechnął się nader szeroko i wesoło słysząc kolejne przysłowie. Rozmawiali niemal jak starcy udzielający swoich mądrości nad filiżanką ziołowej herbatki, z utęsknieniem wspominając lata młodości a temacik wydawał się jeszcze przeciągnąć.
        - Sama prawda - zamruczał w odpowiedzi, nieustannie rozbawiony, przenosząc wzrok na korytarz.
        - Czy miłe... - roześmiał się ponownie, zerkając na Emmę.
        - Może gdyby był piękną kobietą byłoby miło - zażartował z przyjaciela. - Ale na pewno zapewnia pokój ducha, gdy wiem, że ktoś pilnuje moich pleców - dokończył nieco poważniej.
        - Ale możesz być pewna, że nadal będzie mieć na ciebie oko, Shun lubi się martwić dalej, poza tym jak sama zauważyłaś przy kobietach wymagana jest rozwaga - z poważniejszego tonu przeszedł ponownie w bardziej żartobliwą nutę.
        - Serce łatwo można postradać - podsumował, w wymownym geście układając wolną dłoń na lewej stronie piersi, zerkając na Emmę z sympatycznym rozbawieniem. Skoro już kontynuowali tematy damsko męskie, aż prosiło się o takie podsumowanie.
        Droga do sypialni minęła dość szybko, ale nim się pożegnali, Jun wyciągnął jeszcze temat Chena, chociaż sugestia została aż nadto wzięta do serca.
        - Źle mnie zrozumiałaś, Emmo - odezwał się z przepraszającym uśmiechem.
        - To nie ostrzeżenie, Chen będzie doskonałym gospodarzem, co najwyżej mała podpowiedź jak wyjaśnienie reguł przed podjęciem gry, byście oboje się właściwie zrozumieli - wytłumaczył pogodnie, zaraz potem żegnając się z Emmą.

        Na polowanie ruszyli skoro świt, gdy jeszcze jesienne mgły zasnuwały ścieżki i las. Dna dolin i wąwozów były niewidoczne spod gęstego kożucha, a na twarzach i odzieniach galopujących osadzała się wilgotna szadź.
Dla Juna idealna pora, lubił jesień, rześkie powietrze i nutkę mistycyzmu z jaką natura prezentowała się w tym czasie. Niby znał każdą okoliczną ścieżkę, ale biała zasłona sprawiała, że znane drogi wydawały się obce, gęsty bór odstraszał jakby był chroniony przez magiczne siły, a za każdym zakrętem mogła kryć się niewiadoma, bo dzisiejszego ranka widoczność nie przekraczała dwóch końskich długości. Nic dziwnego, że książę galopował w świetnym nastroju oczekując ciekawych wydarzeń.
        Nic też dziwnego, że Shun nie podzielał jego zdania z tych samych pobudek. To co ekscytowało Juna, Shuna wprawiało w większą czujność i niepokój. Pod mgłą mogły kryć się rozpadliny, które łatwo było przeoczyć. Drogę, nawet znaną, łatwo było zmylić. Całe szczęście, że za moment świt powinien rozproszyć mgły, dużo gorsza była zawsze mleczna osnowa wieczorną porą, ale ograniczonej widoczności nie lubił i już.
        Xiu po prostu lubił polowania i dla niego grunt, że nie padał deszcz, bo wtedy by niepotrzebnie mokli i marzli, chociaż zdawał się lekko znudzony. Tymczasem Chen w głowie miał zupełnie inne rozrywki o czym wielokrotnie przypominał marudnym tonem.
        Dla bezpieczeństwa galopowali gęsiego, równym rytmicznym tempem, gdy na ścieżkę wyskoczył piękny biały jeleń.
Jun osadził konia na zadzie i na jeden oddech stanął w strzemionach. Wszystko działo się błyskawicznie. Ledwie pozostali zdążyli wyhamować (trącając siebie nawzajem, bo ostatni, zamykający zastęp Chen nijak nie miał szans się wyrobić i nie wpaść na kolegów, nie powodując ogólnego zamieszania i zaburzenia nienagannego peletonu), a Jun już ostro spiął ogiera jednocześnie smagając go wodzami jakby kopnięcie strzemionami było niewystarczające.
        - Fantastycznie - burknął Chen łapiąc jedno ze zgubionych strzemion i naprędce poprawiając się w siodle. Shun zaklął siarczyście i nieco mniej brutalnie zerwał konia do cwału starając się dogonić Junjie.
        - Polowanie na białego jelenia przynosi pecha! - krzyknął gdy we mgle wreszcie mignęło ciemne kimono księcia. Chyba jego. Równie dobrze właśnie jakiś przeklęty górski demon mógł ich wplątać w swoją zasadzkę.
        Zaklął ponownie i szturchnął wierzchowca poganiając go do szybszego biegu starając się nie zgubić majaków, w myślach odmawiając modły by koń nie połamał nóg. Za sobą słyszał tętent pozostałych albo innych zwidów.
        Wjechał w zakręt, żeby pełnym galopem niemalże wpaść na Junjie, który jakby nie miał się gdzie zatrzymać, stanął na środku drogi. Oba wierzchowce dyszały ciężko, gdy książe rozglądał się z niepokojąco podekscytowanym spojrzeniem.
        - Opętało cię? - syknął.
        - Cicho…- mruknął Jun nadal nasłuchując szelestu, ale właśnie dogalopowali do nich Xiu i Chen, powielając gwałtowny manewr białowłosego. Konie chrapały nerwowo, stając dęba, a jeźdźcy łapali równowagę, klnąc siarczyście gdy jabłkowity i kary ogier wpadły kolejno na siwka i kasztana wywołując całkowity zamęt.
        - Jun, oszalałeś? Nie poluje się na białe jelenie - Shun ponownie warknął z naciskiem, ze złością patrząc jak książę machnął ręką. Nuda padła mu całkowicie na mózg. W tle Xiu i Chen na przemian marudzili i wyklinali księcia i jego pomysły. Tymczasem Junjie zdawał się być w swoim świecie. Nie słuchał niczego co działo się wokół, a rozglądał się jak polujący ogar, który próbował odnaleźć zgubiony trop.
        Kasztan prowadzony przez jeźdźca obrócił się nerwowo na zadzie raz w jedną, raz w drugą stronę. Jeszcze dobrze nie skończył drobić, a książę zeskoczył z siodła i przykucnął. Zaraz potem kąty ust bruneta uniosły się w zadowoleniu. Obok jelenich racic na trakcie odbiła się duża kocia łapa.
        - Niech bogowie mają nas w opiece - szepnął białowłosy zbierając wodze, gdy Jun ponownie wskoczył na siodło podrywając konia do biegu jeszcze zanim pozbierał strzemiona czy cugle.

        Meilin dzielnie towarzyszyła Emmie od poprzedniego dnia. Co prawda zebrała niezłą burę za nieznajomość zasad, ale o ile niezmiernie oburzony majordomus mimo wszystko zezwolił na wspólne posiłki, o tyle pytanie o onsen wywołał tak jawne oburzenie pośród całej służby niższego i wyższego szczebla, że Mei nadal się rumieniła na samo wspomnienie głupiego, niegodnego i w ogóle nieprzystojnego pomysłu. Takim sposobem Emma została sama.
        Syrenka akurat wracała z kąpieli, gdy w zamku dało się słyszeć wyraźne poruszenie. Nawet majordomus poruszał się w kierunku hałasu niemal truchtem, co przy tak dostojnej postaci było nie do pomyślenia.
        Białe kimono Shuna było całe zachlapane krwią, ale wyraźnie nie jego, przez co wyglądał jakby wrócił z wojny. Xiu miał poszarpany rękaw, odsłaniając lekko podrapaną skórę, ale na ciemnym granacie połyskiwało ledwie kilka mniejszych plam. Chen wyglądał całkiem nieźle. Tymczasem Jun prezentowało się podobnie jak Shun, z tą różnicą, że jego kimono było dodatkowo poszarpane, a krew była mniej widoczna tylko dzięki czarnemu kolorowi materiału. Tego komfortu nie zapewniała już blada skóra księcia. Pierś mężczyzny widoczna w jak zawsze rozchełstanym dekolcie była wyświechtana szkarłatem, a jeden z rękawów kimona zwisał, luźno powiewając podczas kroków mężczyzny.
        Majordomus zbladł, zwolnił i niemal zatoczył się z wrażenia, widząc okaleczonego pana zamku. Jak mógł tak zawieść, by następca czcigodnego rodu został kaleką. Generał bez ręki, przez głupie polowanie? Jak mógł do tego dopuścić!
        - Zhiqiang, nic mi nie jest - Jun roześmiał się, przez dekolt wyciągając złożoną do tej pory na piersi rękę, czego oczywiście zaraz pożałował i z niewielkim grymasem jaki przemknął po twarzy, opuścił ramię, opierając je w pole kimona jak na temblaku.
        - Panie, to trzeba szyć! - zakrzyknął majordomus, odruchowo odpowiadając we wspólnym, patrząc na spore szramy ciągnące się od mostka po ramię - Jak to się stało?! - załamał ręce spoglądając po wszystkich, podczas gdy spojrzenia jedynych świadków padły na Xiu.
        - Nie moja wina, że Jun jest idiotą! - warknął, a spojrzenie Shuna wyraźnie stwardniało. Chen zaś był sobą i chyba niezbyt się przejmował.
        - Jak spędziłaś ranek? Nie nudziłaś się zbytnio? - zagadnął Emmę odsuwając się nieco od zgromadzenia. Xiu w tym czasie pokorniał podczas cichej wymiany zdań z Shunem, chociaż jego wzrok nadal zdawał się rzucać gromy w kierunku głównego poszkodowanego, tymczasem Junjie marudził.
        - Nie potrzebuję lekarza, tylko dobrego wina, kawałka bandaża i miłego towarzystwa - mruknął, miną nadrabiając ból, uśmiechając się w stronę Emmy.
        - Wino ledwie po południu?! - zbulwersował się majordomus.
        - Do odkażenia ran - bez zająknięcia się odpowiedział książę.
        - Tak, wewnętrznego… - Zhiqiang próbował stanąć do walki, której i tak nie mógł wygrać.
        - Trzeba wyprawić skórkę, i każ podać wino i herbatę… - wydał rozporządzenia książę, zerkając na syrenkę. - Emmo, zechcesz dołączyć do nas w salonie? Jeśli mam korzystać z pomocy zdecydowanie wolałbym twoje ręce niż mdlejącą służącą albo któregoś z tych rzeźników - zażartował wesoło. Służki faktycznie nie wyglądały najlepiej, chociaż ciężko było jednoznacznie stwierdzić co dokładnie było przyczyną.
        - Rzeźników, a kto zaszlachtował niewinnego kocurka? - prychnął Chen, niezadowolony z zejścia na dalszy plan.
        - Żeby nie zeżarł Xiu - prychnął Jun. Tego Chen nie omieszkał przetłumaczyć, tylko wywołując dalszy bunt bruneta w granacie, którego pierwsze sylaby pyskówki uciszyło spojrzenie Shuna. Ten zdecydowanie nie wyglądał na rozbawionego.
Awatar użytkownika
Emma
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 79
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Syrena
Profesje: Włóczęga , Artysta
Kontakt:

Post autor: Emma »

        Takiego zamieszania nie mogło wywołać nic dobrego, ale zastany widok i tak wmurował nogi Emmy w ziemię. Szeroko otwarte oczy obrzuciły wchodzących do zamku mężczyzn niedowierzającym spojrzeniem, a okazjonalnie kapiąca na deski krew tylko ujmowała sytuacji realizmu, zamiast przywrócić syrenkę do rzeczywistości. Dopiero śmiech Juna wyrwał Emmę ze stuporu, a wówczas zamrugała szybko, gdy powróciły do niej wszystkie dźwięki, z dramatyzującym majordomusem włącznie. Jej zdaniem mężczyzna słusznie załamywał ręce, a książę mógłby darować sobie to „nic mi nie jest” w momencie, gdy zakrwawia wszystko i wszystkich wokół.
        Strzępki nieznanej mowy już jej nie zaskakiwały i Emma zerkała tylko po mężczyznach, trochę nieprzyzwoicie ciekawa tego, co się stało. Powinna się wycofać i dać służbie miejsce, by w spokoju wszystko oporządzili, ale jakoś trudno było jej odwrócić wzrok od idealnie białego kimona Shuna, teraz pokrytego sporymi plamami krwi. Nawet nie zauważyła momentu, w którym Chen do niej podszedł i dopiero, gdy przysłonił jej widok, podniosła na niego wzrok zaskoczona.
        - Przepraszam? – zapytała uprzejmie, gdy kompletnie umknęło jej to, co mężczyzna do niej mówił. Jeśli powtórzył to znów nie słyszała, bo jej spojrzenie złapał Junjie, a że mówił coś kompletnie bezsensownego, to na nim skupiła pełną uwagę. I naprawdę myślała, że żartuje, trzymając fason przed przyjaciółmi, ale jego późniejsza dyskusja z majordomusem sprawiła, że Emma uniosła lekko brwi, a jej wzrok znów zjechał na zakrwawioną pierś mężczyzny.
        - To nie wygląda jak coś, z czym poradzi sobie wino i kawałek bandaża – mruknęła niepewnie, spoglądając w skierowane na nią bursztynowe oczy.
        Nie znała się, ale pozwoliła sobie na pewne założenia, patrząc po ilości krwi. Widziała medyków udających się pędem do zdecydowanie mniejszych obrażeń. A może po prostu mniej krwawych? W każdym razie w jej głowie krew równała się poważnej ranie i tyle. Skoro powinna być w środku, a jest na zewnątrz, to nie trzeba być po studiach by wiedzieć, że to niedobrze.
        Ale jeśli coś mogło ją zaskoczyć bardziej niż raczej niedbałe podejście księcia do swojego stanu zdrowia, to prośba, która padła później i która w pierwszej chwili spotkała się z kompletnym milczeniem naturianki.
        - Przepraszam? – powtórzyła znów Emma, chociaż tym razem słyszała doskonale, tylko zwyczajnie nie dowierzała własnym uszom. Jej ręce? Odruchowo spojrzała po wspomnianych służkach, ale to, że faktycznie nie wyglądały najlepiej wcale nie wywoływało po jej stronie żadnego poczucia obowiązku. Może książę jednak majaczy i przez to białe kimono wziął ją za pielęgniarkę czy inne licho?
        - Nie wiem, czy to jest dobry pomysł… w życiu nie opatrzyłam nawet skaleczonego palca – przyznała zupełnie szczerze, szukając wzrokiem wsparcia u majordomusa, ale ten już odbiegł wykonywać rozporządzenia.

        Oczywiście towarzyszyła im do salonu, bo co innego miała zrobić? To nie tak, że nie chciała pomóc, tylko nie sądziła, że powinna, skoro nie ma zielonego pojęcia, jak to zrobić. Liczyła też trochę, że Shun rozciągnie swoją ochronę nad księciem i nie pozwoli jej się zbliżyć do rannego, ale białowłosy mężczyzna był chyba zbyt zajęty dyskusją z Xiu, a jeśli już odwracał od niego uwagę to tylko łypał groźnie wokół. Nie chciała wpaść pod to spojrzenie, więc pospieszyła na swoje miejsce w saloniku.
        Niemal w tym samym momencie wrócił Zhiqiang (najtrudniejsze imię dla niej do zapamiętania), gestem poganiając dwie służki, które wpadły w ukłonach, układając na ziemi drewniane miseczki, kawałki tkaniny i dwa zwoje bandażu, a także zamówione wino i herbatę, po czym wypadły w popłochu, jakby ktoś je gonił. Emma spojrzała na to wszystko, dopiero po chwili orientując się, że opatrunki położono przy niej.
        - Alkohol do odkażenia, później ciepła woda do oczyszczenia, opatrunki i bandaże – powiedział majordomus, wskazując kolejno na miseczki i tkaniny, po czym wyszedł, emanując niezadowoleniem. Syrenka przeniosła mordercze spojrzenie na Juna, ale ten kompletnie je zignorował, chyba wręcz rozbawiony sytuacją. Lepiej dla niego, by był to efekt szoku. Emma westchnęła przez nos, poddając się, i przysunęła się bliżej, siadając na piętach obok księcia, ale przodem do niego. Była przez to trochę tyłem do reszty towarzystwa, ale miała nadzieję, że zostanie jej to wybaczone ze względu na okoliczności.
        - To co się właściwie stało? – zapytała, trochę z oczywistej ciekawości, a trochę by zająć czymś uwagę wszystkich, by się nie gapili na jej pierwsze próby opatrywania rannego.
        Jednocześnie chłodnym wzrokiem odnalazła wszystkie rany. Największe szramy przecinały pierś mężczyzny, od mostka przez pierś, obojczyk, ramię i aż na kawałek łopatki, jakby wspomniany „kocurek” zahaczył go łapą. Wyobraźnia podpowiedziała jej, że ślady na torsie są dowodem szczęścia Juna, że pazury się po nim ześlizgnęły, a nie wbiły lepiej w ramię i przyciągnęły do drapieżnika. To wcale nie było pocieszające. Pojedyncze szramy pojawiły się też na boku ramienia, razem z czymś, co wyglądało na… kły? Losie, co ona tu robiła, on powinien być u medyka…
        Wzięła miseczkę z alkoholem, marszcząc lekko brwi, gdy ostra woń oderwała się od falującej tafli. Pachniało jak czysta wódka. Mimo to z jakiegoś powodu (prawdopodobnie braku doświadczenia z jakimikolwiek otwartymi ranami i alkoholem) nie powiązała faktów i gdy przycisnęła nasączoną tkaninę do rany na ramieniu, reakcja Juna wywołała u niej podobną i Emma drgnęła wystraszona, że zrobiła mu krzywdę.
        - Przepraszam – mruknęła cicho, ale szczerze. Nie cofnęła jednak rąk, w końcu wiążąc fakty. Rzeczywiście mogło to nie być przyjemne. Pewnie jak morska woda na rany. Skoro jednak praktycznie zmusił ją do pomagania, to musiał to znieść. Poza tym Emma miała podejrzenia, że gdyby faktycznie mieli się nim zaopiekować przyjaciele, to z tej miseczki by mu po prostu chlusnęli w pierś. Kontynuowała więc, chociaż nieco delikatniej, słuchając jednocześnie opowieści z polowania, ale nie odrywając spojrzenia od tego, co robiła.
Jun
Błądzący na granicy światów
Posty: 21
Rejestracja: 3 lat temu
Rasa: Eravallian
Profesje: Władca , Wojownik
Kontakt:

Post autor: Jun »

        Poszkodowany zdawał się najmniej przejmować całym zajściem. Majordomus dramatyzował, ale on już tak miał, czy chodziło o zbyt rozrywkowy tryb życia, czy o ryzyko polowań, najchętniej zrobiłby z niego przykładnego męża, ojca dwójki albo trójki dzieci i czcigodnego pana zamku korzystającego z czasów pokoju. Nudy.
        Natomiast mdlejące służki, to już było mniej spotykane. Bledsze od prześcieradła jedna przez drugą, miny miały wstrząśnięte. Ciekawe czy bardziej z powodu widoku księcia w półnegliżu, czy pokrywającej go krwi?
        Shun też należał do tych raczej dramatyzujących, ale Emma minę również miała nietęgą… No i fakt, bolało jak cholera, co sugerowało zadrapania nieco większe niż po zwykłych ostrych sparingach. Mimo to książę nie tracił nic z prezencji chojraka.
        Chen zaś jako jedyny wydawał się całkowicie niewzruszony i nieprzejęty porannymi zdarzeniami. Minął wszystkich i zagadnął naturiankę, która niegrzecznie go zignorowała wlepiając się w Junjie. Chen zgodnie z przypuszczeniami powtórzył pytanie, ale tym razem rozbiło się ono nie tylko o nieobecny wzrok, a dosłownie padło w eter. Sapnął pod nosem i na chwilę zaakceptował (chociaż zadowolony nie był), że Jun znów skradł całą uwagę wszystkich.
        Książę tymczasem uśmiechnął się szeroko na nieprzekonane mamrotanie naturianki i podszedł do syrenki.
        - Moja droga, chyba nie doceniasz wartości dobrego wina i przedniego towarzystwa. - Uśmiechnął się szelmowsko zapraszając Emmę do saloniku. Pomijając już fakt, że czekanie na lekarza mogłoby trochę potrwać, Jun nie był ich fanem, większość uważając za sadystów i konowałów. Ojciec i jego choroba były najlepszym przykładem skuteczności medycyny w wysyłaniu ludzi w zaświaty. Poza tym nie należał do egzemplarzy pieszczących się ze sobą, więc o ile coś nie zwaliło go z nóg, książę zawsze nadrabiał miną.
        - Nie wiem dlaczego wszyscy zawsze kwestionują moje pomysły…? - roześmiał się lekko na wątpliwości kobiety, ponaglając ją do podążenia korytarzem ku niezadowoleniu majordomusa.
        - Bo jesteś kretynem - usłużnie odpowiedział Chen, zignorowany przez księcia.
        Majordomus znosił wszystko z niezadowoloną godnością. Ciągoty księcia do płci przeciwnej były znana, ale żeby zatrudniać obcą pannę do roli pielęgniarki? Karygodne. Niestety mógł jedynie demonstrować brak aprobaty.

        Już w herbacianym salonie Junjie zrzucił kimono też z drugiego ramienia i usiadł względnie wygodnie, przynajmniej na tyle na ile pozwalała mu konieczność opatrzenia ran, jedną nogę prostując przed sobą, a łokciem zdrowego ramienia podpierając się na zgiętym kolanie drugiej nogi.
        Wszyscy byli w komplecie: Shun obdarowujący lodowatym spojrzeniem każdego kto się nawinął, ewidentnie nafoszony Xiu, oraz niedopieszczony brakiem uwagi Chen. Zaraz też pojawił się majordomus ze służącymi dostarczającymi środki niezbędne do pielęgnacji rannego. Zniknął tchnienie później, po krótkich objaśnieniach, jak nakazywał zwyczaj. W sumie może nawet lepiej, bo chyba wolał na to wszystko nie patrzeć.
        Tymczasem morderczy wzrok syrenki wrobionej w bycie lekarką napotkał rozbawione bursztynowe oczy i całkiem poważną minę, gdy brunet postanowił nie drażnić naturianki dzierżącej apteczne sprzęty. Bądź co bądź w tym wszystkim sytuacja mogła być całkiem miła, ale Emma na razie nie wyglądała na zadowoloną.
        Pozostali mężczyźni w tym czasie wlepili spojrzenia w plecy kobiety, chociaż każdy z nieco innych pobudek.
        - Drobny wypadek na polowaniu? - Jun spróbował odpowiedzieć pytaniem na pytanie, ale w tym czasie Chen już zdążył zacząć wchodzić mu w słowo.
        - Nasz wielmożny jest idiotą szukającym wrażeń, co prędzej czy później musiało się do tego doprowadzić, a kiedyś zakończy się tragedią - burknął ignorowany do tej pory, nie szczędząc kpiarskiego tonu. W tym samym momencie Jun zmarszczył brwi i zmrużył oczy z cichym syknięciem, chociaż do końca nie wiadomo czy tylko z powodu bólu czy też i słów przyjaciela.
        Słysząc przeprosiny, Jun uśmiechnął się łagodnie.
        - Dziękuję za pomoc. - Podłapał skupione i interesujące, błękitne oczy, a Chen kontynuował.
        - Dla takiej atencji może warto było dać się nieco podrapać - zagaił od pleców Emmy, licząc na nieco więcej uwagi.
        - Ależ nikt ci nie bronił, ale jakoś nie pchałeś się na pierwszą linię frontu - prychnął Jun, znowu mrużąc oczy, gdy alkohol kolejny raz palił ranę. No dobrze, na razie było średnio przyjemnie.
        - O co chodzi? - przemówił wreszcie Shun, nie szczędząc lodu również w głosie. Konwersacja, której nie rozumiał, w takiej chwili wyjątkowo mu się nie podobała i nie zamierzał jej dłużej znosić. Jun wolną ręką sięgnął do flaszeczki z winem. Ostrożnie napełnił czarkę i wyciągnął ją w stronę Xiu, nim oględnie streścił przyjacielowi pytanie Emmy.
        Shun zerknął nieprzyjemnie na Chena, ten zaś wydawało by się, że niemal hamował się z wykonaniem jakiegoś obelżywego gestu i tylko odwrócił wzrok od jasnych i oskarżycielskich tęczówek, podczas gdy Xiu odebrał prezent i marudnie upił łyk.
        - ~Książę poprowadził nas dzisiaj na północną część gór~ - srebrnowłosy odezwał się do Emmy we wspólnym dla nich języku, jako jedyny sensownie odpowiadając na pytanie zamiast kpić jak Chen czy umykać półsłówkami jak czynił Jun.
        - ~Po krótkich poszukiwaniach trafił na trop szablozębnego kota. Ślad zgubiliśmy wśród skał, a gdy kontynuowaliśmy poszukiwania, w ostatniej chwili zorientowaliśmy się, że bestia zaczaiła się na skalnej półce zaraz za Xiu~ - opowiadał chłodno i z dystansem, bez wplatania własnych emocji.
        - ~Niefortunnie Xiu zorientował się ostatni~ - nie omieszkał podkreślić w swojej opowieści. Normalnie tematu by nie tykał. Pomyłki i potknięcia zdarzały się każdemu, ale Xiu razem z Chenem konsekwentnie całą winę za zajście zaczęli zrzucać na księcia. Ten, owszem, ostoją rozsądku nie był, ale po pierwsze to nie było tajemnicą od lat i nikt nikogo w grupie siłą nie trzymał, a po drugie jednemu z nich ten sam narwaniec uratował skórę, więc Shun nie szczędził gorzkich słów, a i tak cenzurował wypowiedź. Reszty syrenka musiała domyślić się sama, bo gdy Shun odebrał swoją czarkę zamilkł ponownie co jakiś czas tylko zerkając na rannego przyjaciela. Co najmniej połowa krwi na kimonie należała do bestii, ale część z niej była też Juna.
        - A ten, znając go, znowu smęci - prychnął Chen jako ostatni sięgając po swój alkohol.
        - Tak więc, poza tym, że miłościwie panujący pozwolił się podrapać, wcześniej cwałem wiodąc nas na złamanie karku, nie wydarzyło się raczej nic ciekawego. Za to nadal ciekaw jestem jak tobie Emmo mijał poranek. Nie nudziłaś się zbytnio? Tu w górach naprawdę jest nie wiele rozrywek - ponowił zignorowane wcześniej pytanie, a Jun wreszcie napełnił swoją czarkę i upił łyk wina, ignorując Chena. Przyjaciel ostatnio stawał się nieznośny. Czyżby kobieta potrafiła aż tak bardzo namącić w szeregach, czy po prostu powoli w sprzyjających okolicznościach wychodziło na wierzch to co tliło się od lat.
Awatar użytkownika
Emma
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 79
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Syrena
Profesje: Włóczęga , Artysta
Kontakt:

Post autor: Emma »

        Wymijająca odpowiedź Juna na jej pytanie kompletnie Emmy nie zdziwiła, ale też już tak nie drażniła, więc syrenka zerknęła tylko znacząco na księcia, nim wróciła do swojego zadania. Nieco bardziej obszerna wypowiedź Chena również niewiele wyjaśniła, a ponadto była bardziej obraźliwa niż zwykle. Rosa tylko zacisnęła usta, nie mając zamiaru się wtrącać, nawet jeśli uważała takie odzywanie się do księcia za niewłaściwe. To, że byli przyjaciółmi niewiele jej zdaniem zmieniało, bo może i mężczyźni mieli w zwyczaju inaczej się do siebie zwracać, ale Chen mógłby chociaż przy niej się zachowywać – oczywiście nie ze względu na nią personalnie, ale zwyczajnie nie nazywać swojego księcia idiotą przy jego gościu, kimkolwiek by ten gość nie był. Po raz kolejny zresztą, bo w korytarzu rzucił jeszcze „kretynem”. Junjie naprawdę musiał mieć anielską cierpliwość.
        Później miała miejsce lekcja pierwsza z opatrywania ran, a mianowicie: przyłożenie nasączonej alkoholem tkaniny do otwartej rany jest równie przyjemne, jak gdyby była to morska woda. Emma drgnęła wystraszona i zaraz przeprosiła, ale Jun tylko się uśmiechnął i podziękował, naprawdę skutecznie udając, że nieporadności pomocy nie dostrzega. Wtedy już nie umiała nie odwzajemnić uśmiechu, a fakt, że chyba próbowała, tylko podkreślał jego naturalność.
        Kąciki ust opadły jej zaraz, gdy usłyszała głos za plecami. Było widać, że od przewrócenia oczami powstrzymała się tylko dlatego, że była przez księcia obserwowana. Opuściła wzrok, wracając do czekających na nią ran i pozwalając Junowi odpowiedzieć uszczypliwym komentarzem. Usłyszała jeszcze jak brunet wciąga powietrze, gdy znów potraktowała go alkoholem, ale nie przerywała, uznając, że im szybciej skończy, tym szybciej będzie miał to z głowy. Oboje będą mieli to z głowy.
        Późniejsza wymiana zdań w obcej mowie pozwoliła jej pogrążyć się w czynności i zrobić wreszcie jakieś postępy. W końcu wyprostowała się, dając odpocząć plecom, i odłożyła alkohol i brudną od krwi tkaninę. Niespodziewanie zrozumiały głos Shuna dobiegł ją, gdy łapała kolejną miseczkę, więc odwróciła się delikatnie, spoglądając na niego trochę przez ramię, gdy opowiadał. Jako jedyny zresztą przedstawił jej jakieś fakty, za co była wdzięczna, bo nie odważyłaby się dalej drążyć, a uzyskane „odpowiedzi” kompletnie jej nie satysfakcjonowały. Jej spojrzenie zbłądziło też na moment w stronę Xiu, gdy jego osoba pojawiła się w opowieści, a później na jego drapnięte ramię, gdy wreszcie większość elementów układanki wpadła na swoje miejsce. Spojrzała znów na Shuna, lekkim skinieniem głowy dziękując mu za wyjaśnienia.
        - Tobie nic nie jest? – zapytała jeszcze, zerkając na jego zakrwawione szaty. Ran nie widziała, ale chociaż nie znała mężczyzny zbyt dobrze, to w ogóle by się nie zdziwiła, gdyby okazało się, że ukrywa pod szatą ziejącą dziurę w boku, zbyt dumny by się do niej przyznać.
        - Zapytaj proszę Xiu, czy będzie chciał, by opatrzyć mu ramię, jeśli książę przeżyje moje zabiegi – powiedziała lekko żartobliwie.
        Zaskoczyła tym nawet samą siebie, ale skoro już wrobioną ją w tę rolę to równie dobrze mogła pomóc komuś jeszcze. Poza tym bardziej chyba zależało jej, by nieco załagodzić atmosferę, która gęstniała w pomieszczeniu z każdą chwilą, a Emma wciąż nie wiedziała, co jest tego przyczyną. Z tego samego powodu nie skomentowała więc, że Jun ma chyba jakiś kompleks zbawiciela, bo jeśli któryś z nich pokusiłby się o przetłumaczenie Xiu jej słów, to mężczyzna mógłby nie być zadowolony z porównania go do damy w opresji. A jeśli nawet na polowaniu wydarzyło się coś jeszcze, to skoro Shun nie chciał o tym mówić, nie zamierzała być wścibska.
        Wróciła uwagą do Juna, nie chcąc bardziej przedłużać niezręcznej sytuacji i przymusowego negliżu gospodarza. Namoczyła świeżą tkaninę w ciepłej wodzie i zabrała się za przemywanie ran, ale też ich okolic z krwi, która się tam rozlała, rozmazała materiałem kimona albo po prostu pociekła przy odkażaniu. To już nie powinno być bolesne, ale i tak była delikatna, jak również nieszczęśliwie świadoma tego, że czynność stawała się nieco intymna. Unikała więc wzroku Juna, znów lekko podsycając w sobie złość na niego, że uparł się na jej pomoc. Tym razem odzywka Chena, nawet jeśli nieco irytująca, mogła być jakąś formą ratunku.
        - Bardzo spokojnie, dziękuję – odpowiedziała uprzejmie, tylko na moment zerkając na rozmówcę, nim znów wróciła uwagą do tego, co robiła. – Nie nudziłam się. Meilin dotrzymała mi towarzystwa i zorganizowałam sobie czas – wyjaśniła, nie wchodząc w szczegóły. Intuicyjnie czuła, że gdyby poruszyła temat onsen to Chen sprawiłby, że szybko by tego pożałowała. Poza tym jej uwaga znów wróciła do księcia.
        Dopiero oczyszczona z krwi skóra zaprezentowała rozmiary śladów, jakie na piersi Juna zostawiły szpony dzikiego kota. I wbrew oczekiwaniom, wyglądało to nawet gorzej, niż gdy mężczyzna był cały zakrwawiony. Była prawie pewna, że zostaną mu po tym potężne blizny.
        - W moich stronach dla rozrywki poluje się głównie na dzikie ptactwo, zające, lisy, jelenie, dziki i okazjonalnie te nieszczęsne niedźwiedzie, jeśli komuś życie niemiłe – powiedziała, zerkając na Juna. – Ale rzadko na inne drapieżniki, które ze zwierzyny szybko mogą stać się łowcą. Drapieżne koty, gdy stają się problemem, zostawia się raczej profesjonalnym myśliwym – zakończyła i wyprostowała się, wyciskając resztę krwawej wody do miski, a złożoną tkaninę odkładając obok. Później zebrała opatrunki i bandaż, przez chwilę przyglądając się ranom i próbując obmyślić plan działania.
        - Przytrzymaj, proszę – powiedziała do Juna, przykładając kolejne kawałki opatrunku, które w większości posłusznie trzymały się ran i tylko ten na mostku był zbyt pionowo, i co chwilę odpadał. Książę miał na szczęście jeszcze jedną zdrową rękę. Emma zresztą zaraz wzięła bandaż i przytrzymując jego kraniec na ramieniu bruneta, złapała nim wszystkie opatrunki, uwalniając rękę Juna.
        A później błyskawicznie zrozumiała, że jakkolwiek nie próbowałaby tego zrobić, to nie ma szans na owinięcie torsu mężczyzny bandażem, nie obejmując go co chwilę. Siłą powstrzymała się od rzucenia księciu kolejnego morderczego spojrzenia i uniosła się bardziej na kolanach, nachylając nad rannym. Ciepły oddech owiał jego bark, a różowe włosy łaskotały pierś, gdy przymusowo przytulona syrenka przełożyła za plecami Juna rolkę bandażu z jednej ręki do drugiej i poprowadziła na skos przez ramię, znów wracając do przodu. Przerwała na moment, jedną ręką zwijając włosy w rulon i odkładając je na ramię, by nie osypywały się ciągle na księcia, po czym znów poprowadziła pasmo tkaniny przez jego pierś.
Jun
Błądzący na granicy światów
Posty: 21
Rejestracja: 3 lat temu
Rasa: Eravallian
Profesje: Władca , Wojownik
Kontakt:

Post autor: Jun »

        Potężną nadinterpretacją byłoby uznanie, że Shun obdarował Emmę sympatią czy zaufaniem, ale powiedzmy, że kobieta otrzymała drobną taryfę ulgową z racji na wydarzenia i właśnie udzielaną księciu pomoc. Srebrnowłosy doskonale znał nastawienie przyjaciela do medyków. Więcej, niejednokrotnie je popierał, a Emma przynajmniej wyraźnie skupiła się na swoim zadaniu zamiast mdleć czy błądzić myślami gdzie nie powinna, co najpewniej miałoby miejsce w przypadku służących.
        Grymasami Juna się nie przejmował. Alkohol plus rana, zawsze bolało. Jeśli Junjie miał dość energii by się krzywić, a jednocześnie dostatecznie animuszu by udawać, że rany go nie obeszły, znaczy wszystko było na swoim miejscu i książę będzie żył o ile rany się zdezynfekuje i zaopatrzy, a syrenka na razie spisywała się wyjątkowo dobrze mimo wcześniejszych zapewnień, że w życiu nie opatrzyła palca. Najbezpieczniej byłoby powiedzieć, że Emma zyskała kolejnego niewielkiego plusa u zachowawczego Eravalianina.
        - ~Nie, dziękuję, nie ucierpiałem~ - odpowiedział o ton łagodniejszym głosem. Zaraz potem skinął głową i przekazał Xiu słowa naturianki.
        Brunet z kolei łypnął na syrenkę spode łba jakby dopatrywał się drugiego dna w propozycji i spoglądał tak na kobietę nawet odbierając czarkę z winem.

        Książę tymczasem zaproponował każdemu z obecnych wino, syrence chwilowo niegrzecznie nie proponując poczęstunku. Naturianka miała nader zajęte ręce i wyglądała na w pełni skupioną, w czym nie zamierzał przeszkadzać. Cóż taka niewdzięczna praca. Więcej, panna sprawiała się całkiem zgrabnie i sprawnie jak na nienawykłą do opatrywania rannych. I wcale nie zarzuciłby kobiecie kokieteryjnego bagatelizowania własnych umiejętności. Było widać, że Emma właśnie przechodziła swój chrzest bojowy, ale robiła to z prawdziwym wdziękiem i godnością. Gdyby zestawić ją z pierwszą lepszą okoliczną szlachcianką, nasuwał się jeden wniosek. Albo Emma pochodziła ze znacznie brutalniejszego świata, na co raczej nie wyglądało, wręcz przeciwnie, naturianka zdawała się delikatna jak wiosenny kwiat. Albo, i Jun raczej obstawał przy drugim, przeszła więcej niż powinna niewiasta o jej prezencji.
        Książę upił wina. Było miłym dodatkiem do znacznie przyjemniejszej części opatrywania i dość zadowolone bursztynowe oczy napotkały coraz bardziej zainteresowane spojrzenie Xiu i spojrzenie Chena, gdy Emma zaczęła ścierać krew. Junjie na jakość opieki bynajmniej nie zamierzał narzekać, chociaż Chena i kolejne głupie komentarze wolał zignorować. W sumie jeśli mieliby podsumować swoją znajomość, nigdy nie złożyło się by Chen kiedykolwiek musiał rywalizować o kobietę. A, że jeśli coś naprawdę poruszało dość nonszalanckiego przyjaciela to była to właśnie płeć piękna, to po czasie wniosek się nasuwał, że przyczyną drażliwości towarzysza było niedopieszczenie brakiem uwagi. Zwykle podczas wypadów proporcje układały się zgoła inaczej i Chen jako typ wesoły i kontaktowy nigdy nie narzekał na brak efektu, ani brak panien wokół. Do teraz.
        - Na równinach polowania będą wyglądać podobnie - odezwał się Jun, gdy Emma planowała dalsze kroki. - To tu, w górach, żyje się trochę inaczej - mówił przyjaznym głosem, starając się możliwie nie przeszkadzać, bo chociaż żartobliwe wykorzystanie okazji aż samo cisnęło się na usta, Jun doceniał pomoc.
        - Nie w górach, tylko ty żyjesz inaczej - butnie skomentował Chen, gdy Emma zaczynała układać bandaż.
        - Niech ci będzie. Swoje sprawy i problemy załatwiam samodzielnie nie wysługując się innymi - po raz pierwszy podczas całej dyskusji, dość bezczelnie odparował Junjie.
        - Jak zawsze przekręcasz wszystko na swoją korzyść - prychnął Chen, ewidentnie niezadowolony z bliskości jaką kobieta właśnie fundowała księciu.
        - Ty zaś jak zawsze wolałbyś się lenić w pieleszach - odpowiedział Jun, posłusznie przytrzymując bandaż.
        - Chociaż raz też mógłbyś wyjść z tego założenia, szczędząc nam rajdów po lesie - marudził Chen.
        - Ja uważam, że na pieszczoty najpierw należy zasłużyć - mruknął książę, akurat gdy Emma pochyliła się nad jego ramieniem, niemal się do niego przytulając. Głębszym oddechem odegnał niesforny różowy kosmyk muskający go po twarzy. W tej chwili jedynie pozostali mężczyźni dostrzegli zadowolenie przemykające przez twarz księcia, które znikło szybko na rzecz pogodnej miny grzecznego pacjenta.
        Na chwilę zapanowała cisza, a spojrzenia trójki mężczyzn intensywnie wpatrywały się w plecy syrenki, gdy odgarniała włosy by mniej przeszkadzały jej w opatrywaniu rannego.
        - Dziękuję - odezwał się Jun ostrożnie łapiąc palce naturianki, żeby pocałować wierzch dłoni, gdy Emma skończyła ostatni uplot.
        - Ja też chcę pomocy - wreszcie odezwał się Xiu, który do tej pory milczał uparcie a teraz jego twarz rozciągał szeroki, bezczelny uśmiech.
        - Herbaty czy wina? - zapytał książę, zaraz tłumacząc słowa przyjaciela, który właśnie przysiadał się obok odsłaniając ranne ramię, z rozbawieniem sięgając do napojów, żeby wreszcie poczęstować Emmę i dolać wina sobie i przyjaciołom.
ODPOWIEDZ

Wróć do „Dalekie Krainy”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 1 gość