Równiny Theryjskie[Nandan-Ther i okolice] Kocie sprawy

Spokojna równina zamieszkana głównie przez pokojowo nastawione elfy i ludzi. To właśnie na niej znajduje się słynne Jezioro Czarodziejek i zamek, w którym się spotykają. Na równinie położone jest również osławione królestwo Nandan- Theru. To harmonijna kraina rzek, jezior i lasów.
Awatar użytkownika
Slavia
Błądzący na granicy światów
Posty: 15
Rejestracja: 4 lat temu
Rasa: Czarodziej
Profesje: Mag , Wędrowiec , Badacz
Kontakt:

Post autor: Slavia »

        - Przez grzeczność nie zaprzeczę. Rzeczywiście jest to dość naciągane - odpowiedziała spokojnie z subtelnym uśmiechem. Wyglądała na dosyć zrelaksowaną, jakby właśnie siedziała ze znajomymi przy herbacie, a nie z przestępcami, którzy nie wiadomo, czy zaraz nie poderżną jej gardła, by mieć pewność, że nikomu nic o nich nie powie.
        Oj, niedobrze. Bardzo niedobrze. Błędnie założyła, że skoro napotkany przez nią rudy kotołak nie był zbyt rozgarnięty, a mimo to należał do tej złodziejskiej szajki, to wszyscy lub przynajmniej znaczna większość będzie na podobnym poziomie mentalnym co on. Niestety właśnie dostawała dowód na to, jak bardzo się myliła. Ostatnio było stanowczo zbyt dużo takich pomyłek, chyba za długo już siedziała w tym mieście i się leniła. Musiała jak najszybciej odzyskać swoją księgę, zbadać dokładnie tamtą jaskinię, by w końcu opuścić Nanadn-Ther.
        Podziękowała skinieniem głowy za podany puchar z rozcieńczonym winem, lecz nie zamierzała z niego skorzystać podczas tego spotkania. Nie to, że obawiała się, iż zostało jej coś dosypane, po prostu starała się nie pić przed wieczorem i w trakcie załatwiania interesów. Chciała być w pełni trzeźwa i świadoma swoich decyzji oraz ich konsekwencji, gdyby doszło do podpisywania czegoś przez nią. Zwłaszcza, że dobrze wiedziała, iż wielu naciągaczy i oszustów wykorzystywało tego typu metody, by nakłonić niczego nieświadome osoby do zawierania podejrzanych umów. Dla własnej reputacji wolała tego uniknąć. Ah, no i oczywiście ze względów bezpieczeństwa.
        Cały czas bacznie obserwowała elfa siedzącego na przeciwko niej oraz na rudowłosego kotołaka, który wygodnie rozsiadł się na stole między zastawą i jedzeniem. Ciekawe czy wiedział, że w niektórych kulturach jada się koty. Wtedy wyglądałoby to naprawdę groteskowo.
        Gdy elf się jej przedstawił, od razu skupiła swoją uwagę na nim. Skinęła mu życzliwie, nie śmiąc mu przerwać. Zamierzała sama się przedstawić jak tylko dostanie taką szansę po jego wypowiedzi. Rudzielec jednak ją ubiegł i wtrącił się w słowo zastępcy szefa. Zachichotała cicho, rozbawiona i zasłoniła dłonią usta, jak na pannę z wyższych sfer przystało.
        - Przepraszam bardzo - powiedziała uprzejmie, gdy opanowała rozbawienie, a mężczyźni skończyli się z sobą przekomarzać. - Proszę mówić dalej, panie Maloy - zachęciła uprzejmie elfa, dając tym do zrozumienia, ze sama też się już w pełni skupi na rozmowie między nimi.
        Kotołak chyba należał do tych, którzy nie potrafią wytrzymać zbyt długo bez okazywanej im atencji i spokojnie usiedzieć na miejscu, gdyż znów wtrącił się do rozmowy. Był niesamowicie rozkoszny i choć bez wątpienia potrafił być bardzo irytujący, nie dało się go nie lubić. A przynajmniej Slavia zaczęła go powoli lubić.
        Powrót do konwersacji nie wchodził jednak w grę, gdyż nagle rozpętał się mały Armagedon w pomieszczeniu, a wszystkiemu winne było ostatnie udko kurczaka. Wszystko działo się tak szybko, dwa rude koty tak się przewalały z lewa na prawo, z prawa na lewo, że Slavia w pewnym momencie w ogóle przestała rozróżniać, który z nich to ten nierozgarnięty młody mężczyzna, który ją tu przyprowadził. Czyli może jednak nie pomyliła się aż tak bardzo w swoich początkowych założeniach, że było w tej grupie niewiele rozgarniętych osób. Ciężko jej było ukryć swoje rozbawienie zaistniałą sytuacją i choć zakrywała sobie dłonią usta, to jednak zwijała się ze śmiechu na krześle, a słyszane za plecami zakłady i brzęk wymienianych ruenów, wcale jej nie pomagał w opanowaniu jej wesołości. Mogła się jedynie cieszyć, że przyszła tutaj sama i nie było z nią Uro’Borrosa, bo gad bez wątpienia albo przyłączyłby się do tej bójki, albo sam zżarłby to udko, albo przyłączyłby się do zakładów, nawet jeśli w ogóle nie znał umiejętności i możliwości obu zawodników.
        W końcu jednak ta szamotanina na polecenie Maloy'a dobiegła końca - koty zostały rozdzielone i oba zaczęły się zmieniać, co było równie ciekawym widokiem jak sama ich bójka. Slavia przez moment się temu przyglądała aż nie spojrzała pytająco na zastępcę szefa, niepewna tego czy będą kontynuować rozmowę, czy miała jednak opuścić to miejsce i o nim zapomnieć. Zaraz jednak znów utkwiła wzrok na obu kotołakach, a konkretniej na tym starszym, gdy usłyszała, jak ten miał na imię. Z tego co pamiętała, Ian mówił, że ich szef nazywa się Hugo... Czy to możliwe, że właśnie ten zmiennokształtny był przywódcą tej bandy? Dlaczego więc tak łatwo dał się sprowokować do szarpaniny sprzed chwili i o to ostatni kawałek kurczaka?! Jak tu poważnie traktować osobę, która zachowuje się jak dziecko?
        Młodszy brat? Cóż, to wiele wyjaśniało, choćby tę pobłażliwość na wybryki młodszego mężczyzny. Choć zaraz nabrała wątpliwości czy rzeczywiście byli rodzonymi braćmi, gdy Hugo wykazał się niezwykłą błyskotliwością, a Ian był... Chyba po prostu wystarczyło stwierdzić, że był.
        - Nazywam się Slavia Thaar Astrahn i pochodzę z Na'Zahir - przedstawiła się w pierwszej kolejności, uśmiechając się sympatycznie do szefa złodziei. Trzeba było przyznać, że choć nie był tak uroczy jak jego młodszy brat, to jednak i tak robił niezwykłe wrażenie, bez wątpienia miał podobne co Ian, wzięcie u płci przeciwnej.
        - I nie myli się pan, panie Hugo. Zostałam okradziona, może nie koniecznie przez pańskiego brata, a przez dwóch chłopców i bardzo by mi zależało na odzyskaniu książki, którą mi wtedy zabrali. O ile chęć dołączenia do waszej... organizacji była z lekka naciągana, tak naprawdę nie zależy mi na niczym więcej, jak odzyskaniu tej księgi. Resztę moich rzeczy możecie sobie zostawić. Bo widzi pan, panie Hugo, jestem badaczką i zapisywałam w tamtej księdze wszystkie swoje obserwacje, odkrycia i mapy. Głównie zajmuję się eksploracją ruin zapomnianych cywilizacji, ale również zapisywałam w niej informacje na temat napotkanych stworzeń wraz z ich szkicami. Tutaj w okolicy znajduje się interesująca jaskinia, z której pochodzi kryształ, który zabrano mi wraz z książką i chciałabym ją odzyskać, aby móc bez najmniejszego problemu powrócić do tej groty i się w niej dokładniej rozejrzeć. Kto wie jaka wiedza może być tam ukryta. - Starała się mówić spokojnie, nie okazując rosnącego w niej podekscytowania za każdym razem jak tylko wspominała o odkrytej przez siebie jaskini.
Awatar użytkownika
Ian
Błądzący na granicy światów
Posty: 24
Rejestracja: 5 lat temu
Rasa: Kotołak
Profesje: Złodziej , Rozbójnik
Kontakt:

Post autor: Ian »

- Wystarczy Hugo. W końcu nie prowadzimy tu żadnych, poważnych interesów - rzucił swobodnie szef złodziejskiej szajki, rewanżując się czarodziejce równie sympatycznym, szerokim uśmiechem. - Miło mi cię gościć, Slavio Astrahn - dodał, opróżniając swój puchar. - I gratuluję przebiegłości w dostaniu się do naszej kwatery, nawet jeśli z wykorzystaniem w tym celu mojego głupiego braciszka. Doprawdy to prawdziwa rzadkość, aby ofiara złodzieja sama pchała się w paszczę lwa.
Wbrew liczbie osób przebywających w pokoju, którą można było przedstawić na palcach jednej ręki, dało się wyczuć także dodatkowe spojrzenia, śledzące każdy ich ruch. Ktoś ze wzrokiem sokoła bez trudu dostrzegłby białka oczu za cienkimi szczelinami w ścianach albo zauważyłby, jak mężczyzna z portretu zawieszonego za plecami czarodziejki mruga co kilka sekund. Złodzieje obawiali się świadków swoich przestępstw bardziej, niż zawodowi mordercy, ponieważ tamci zwyczajnie ich likwidowali. Dla tych pierwszych było to bardzo niewygodne z powodu licznych fantów z udanego włamu, ciążących po kieszeniach. W końcu zwieńczeniem sztuki złodziejstwa było wejść do domu, zwinąć świecidełka i zwiać w tempie szybszym, niż tempo biegu przeciętnego miejskiego strażnika. Oczywistym więc było, że obecność pradawnej w tym pokoju była szajce całkowicie na rękę.
- Tak więc jak rozwiążemy ten problem? - zapytał Hugo, kiedy czarodziejka przedstawiła swoją historię, splatając dłonie na piersi. - Ty zostałaś okradziona i chcesz odzyskać swoje rzeczy; moja profesja nie słynie z oddawania skradzionych fantów; ty znasz lokalizację naszej kryjówki, jak i siedzisz tu całkowicie bezbronna. - Im dalej kotołak brnął w tej wyliczance, tym bardziej jego ton stawał się poważniejszy, a mina jaką przybrał powoli zacierała ślady po wcześniejszym, szerokim uśmiechu, jakim przywitał dziewczynę na samym początku rozmowy.
W zagęszczającej się atmosferze przy wielkim stole nawet ktoś taki jak Ian zrozumiał, że coś jest nie tak i że należy się zainteresować. Kiedy odwracał się w stronę pradawnej, również się nie uśmiechał. Był raczej delikatnie przybity tym, co usłyszał od brata o wykorzystaniu go przez piękną dziewczynę, a przynajmniej tak można było wyczytać z połowy jego twarzy, ponieważ druga półkula mózgu jeszcze przez kilka sekund starała się zmusić do ruchu pozostałe trybiki. Zanim jednak zdążył zabrać głos, z cienia za plecami lidera szajki wyszedł posiwiały mężczyzna w eleganckim surducie, ściskający po pachą skórzaną księgę. Ze wszystkich zebranych nawet w ułamku nie przypominał złodzieja, choć sygnet z grawerem cechu lichwiarzy na palcu był na to wystarczającym dowodem. Jak Łuska długa i szeroka nikt tak nie potrafił kraść pieniędzy w świetle dnia, jak człowiek wykształcony. Ten akurat był już dawno na emeryturze, jednak finansami bandy zajmował się dalej, jako czyste hobby. Pochylając się szefowi nad uchem, wyszeptał w pośpiechu kilka słów, a następnie podał mu książkę i wrócił na swoje miejsce.
- No tak - mruknął Hugo, drapiąc się za uchem. - Ian coś wspominał, że potrafisz latać. A więc jesteś czarodziejką. Nie lubię wtykać nosa w sprawy magii, dlatego może zrobię dla ciebie wyjątek. Ale w zamian oczekuję dyskrecji. Strażnicy tu nie zaglądają bo boją się, że budynek runie, a dopóki kilku żebraków i panienek kręci się po okolicy uznali, że to tylko kolejna opuszczona kamienica. Umowa stoi? Młody, co ukradliście? - drugie z pytań poszybowało do Iana, który natychmiast postawił uszy na szpic, zadowolony ze zwrócenia na niego uwagi.
Następnie młodszy kotołak zlazł ze stołu i podszedł do brata zostawiając gościa na chwile samego.
- Mika zwinął książkę. Pełno w niej było liter i obrazków - odpowiedział zmiennokształtny, dla którego książki nie miały zbyt wielkiej wartości, ponieważ bardzo słabo czytał.
- Jak w każdej książce - dorzucił Maloy, przewracając oczami i robiąc dwa kroki w stronę Slavii. - Jeszcze wina? - zapytał, ale to Ian był szybszy, pokonując dystans dzielący go od karafki stojącej na środku stołu i napełniając kubek pradawnej.
- Proszę - powiedział, uroczo się przy tym uśmiechając i błyskając zębami.
- Ubrałbyś się w końcu, co? A nie gorszysz własnego gościa golizną - polecił elf, rozpoczynając tym samym wymianę wrogich spojrzeń z kotołakiem, którą ostatecznie wygrał, bo Ian zmienił się w kota i ponownie rozsiadł na stole obok miski z owocami.
- Proszę mi wybaczyć, brat nigdy nie był materiałem na uczonego - dodał po dłuższej chwili Hugo, stukając palcem w jedną z zapisanych kartek. - Niestety obawiam się, że twój kamyk i książka trafiły już do kogoś innego. Często pozbywamy się rzeczy nie mających dla nas wartości, a ta książka miała w sobie coś z magii, na którą mieliśmy akurat kupca. Hrabia Alonso Casadei z górnego tarasu. Kolekcjoner. Ma piękny dom z widokiem na równiny, pilnie strzeżony przez najemników. Szczerzę wątpię czy odda ci twoją zgubę po dobroci. Chyba, że umiesz kraść.
- Ja umiem! - wybuchł Ian, ponownie płynnie przechodząc między swoimi formami. - I jestem w tym dobry! - rzucił do czarodziejki. - Najlepszy!
Awatar użytkownika
Slavia
Błądzący na granicy światów
Posty: 15
Rejestracja: 4 lat temu
Rasa: Czarodziej
Profesje: Mag , Wędrowiec , Badacz
Kontakt:

Post autor: Slavia »

        Czarodziejka odwzajemniła uprzejmy uśmiech szefowi złodziei i kiwnęła delikatnie głową z szacunkiem i w jasnym przekazie, że jej również miło go poznać. Co prawda niezbyt jej się spodobało to, jak ubliżał swojemu uroczemu bratu, ale rozumiała, że wzajemne złośliwości po prostu leżą w naturze rodzeństwa. Nie odezwała się jednak słowem, póki Hugo mówił. Nie byłoby to zbyt grzeczne z jej strony, a poza tym po prostu go słuchając, mogła skupić się bardziej na wyczuciu aur znajdujących się w pobliżu osób i przeanalizować je pod katem tego, czy miała się czego obawiać, czy mogła się bez najmniejszych obaw skupić na rozmowie z szefem całej szajki.
        - Faktycznie osoby zajmujące się tą samą profesją co pan, panie Hugo, nie mają w swojej naturze oddawania przejętych fantów i raczej rzadko takie po prostu sobie zostawiają - to jest stanowczo zbyt ryzykowne, jednakże potrafią z podobną łatwością znaleźć nowych właścicieli dla swoich łupów. Pan nie będzie musiał nic oddawać, a jeszcze dodatkowo na tym zarobi, a ja odzyskam swoją własność - zaproponowała po krótkim namyśle. Zależało jej na odzyskaniu swoich zapisków, bo jeszcze nie zdążyła ich spisać na czysto do innej księgi i obecnie nie miała powodów by cofać się do miejsc, w których przecież niedawno była, a które miała dokładnie opisane w książce.
        Uśmiechnęła się zaraz niewinnie i najbardziej uroczo jak tylko potrafiła.
        - Proszę mi wybaczyć panie Hugo, nie chciałabym kwestionować pańskiego zdania, ale gdybym była bezbronna nie zapuszczałabym się w okolice tej dzielnicy, nawet gdybym była pod opieką pańskiego brata, albo miała pięciu strażników miejskich za ochronę - powiedziała uprzejmie, ani przez moment się nie rozglądając za obserwującymi ja z ukrycia złodziejami. Nie wspominając już o tym, że siedząc przy stole była rozluźniona i spokojna, jakby przyszła na herbatkę do najlepszej przyjaciółki, a nie prowadziła interesy z prawdopodobnie poszukiwanym listem gończym przestępcą.
        - Poza tym jak już wspominałam, jestem badaczką dawnych cywilizacji i prowadzę obserwacje na temat różnego rodzaju bestii napotykanych na swojej drodze podczas moich podróży, a że podróżuję zazwyczaj sama musze umieć poradzić sobie z różnego typu zagrożeniami - dodała dopijając do końca swoje wino.
        Slavia siedziała przez moment w milczeniu, gdy kotołaki omawiały kwestie związane z jej własnością.
        - Umowa stoi. Proszę się o nic nie obawiać, nie mam w zwyczaju działać na niczyja niekorzyść. Nie musisz się więc obawiać, że ktokolwiek dowie się ode mnie o waszej kryjówce. Pragnę jedynie odzyskać swoje zapiski i więcej się nie spotkamy - zapewniła szczerze i łagodnie. Naprawdę nie chciała robić żadnych kłopotów tej pociesznej bandzie miejskich rozbójników. Zwłaszcza, że mieli tak wyrozumiałego i miłego szefa.
        Zaraz jednak elf rzucił w stronę młodszego kotołaka kilkoma złośliwościami, choć ten zdawał się w ogóle tym nie przejmować i ostatecznie w wyścigu na obsłużenie czarodziejki, to zmiennokształtny wygrał. Co prawda późniejszą bitwę na spojrzenia bardzo szybko poddał, ale i tak wyglądał jakby był z siebie bardzo zadowolony. Może i nie był zbyt rozgarnięty, ale był niezwykle rozkoszny, jak mały, psotny... kociak, który był wręcz chory, gdy nie poświęcało mu się uwagi choć przez chwilę.
        - Hmm... to faktycznie wielki pech, że moja książka zmieniła już właściciela - zmartwiła się czarodziejka i na moment zamyśliła, aby po chwili spojrzeć na Hugo i się do niego uśmiechnąć czarująco. - Tak się zastanawiam, czy gdyby przez przypadek poszedł ze mną ktoś z twoich towarzyszy w roli przewodnika, czy cała szajka nie zyskałaby na tym podwójnie? Skoro i tak trzeba będzie coś ukraść, czemu ograniczać się tylko do jednej książki i niezidentyfikowanego kawałka skały? Jak sądzisz Hugo? - zapytała starszego zmiennokształtnego, a po tym skupiła swoje spojrzenie na jego dokazującym bracie. Zachichotała rozbawiona i uśmiechnęła się kusząco również do niego. - A ty co o tym myślisz Ianie? - zapytała go uprzejmie.
        Nie chciała wierzyć, że ten kotołak był tak głupi, za jakiego wszyscy go brali. Podejrzewała, że mógł po prostu grać my mieć lżejsze i bardziej beztroskie życie. Jeśli tak rzeczywiście było, byłby to najlepszy dowód na to, jak bardzo inteligentny w rzeczywistości był. Takie podejście wszystkich wiązało się przecież z ogromnym sprytem, a przez to właśnie z inteligencją.
Awatar użytkownika
Ian
Błądzący na granicy światów
Posty: 24
Rejestracja: 5 lat temu
Rasa: Kotołak
Profesje: Złodziej , Rozbójnik
Kontakt:

Post autor: Ian »

W czasie gdy "dorośli" rozmawiali, Ian bez skrępowania zaczął bawić się zwiniętym ze stołu jabłkiem, przetaczając je po blacie od jednej ręki do drugiej. Interesy jakie prowadził jego starszy brat interesowały go tyle, co zeszłoroczny śnieg w oddalonej o setki staj Maurii (chociaż kotołak i tak nie wiedział, gdzie to dokładnie jest) - w kartkach zapisanych kolumnami liczb i słów nie było nic ciekawego. Zamiast tego wolał się bawić, kraść, być w ciągłym ruchu i w centrum zainteresowań pięknych pań. Tak jak teraz, choć może tylko to sobie wmawiał, odwzajemniając uśmieszkiem każde przyjazne spojrzenie czarodziejki kierowane w jego stronę, kiedy akurat w rozmowie pomiędzy nią, a Hugo trafiała się dłuższa pauza.
- Cieszy mnie, że się rozumiemy - powiedział z wolna herszt bandy, obracając w palcach złotą monetę, której błysk śledził równocześnie z ruchem owocu po stole. Mimowolne kurczenie i rozszerzanie się źrenic było aż nadto wymowne. Koty po prostu nie potrafiły się skupić, kiedy w zasięgu wzroku coś poruszało się szybciej od leniwca. Były wiecznie zawieszone pomiędzy snem, a nieskończonymi łowami. Na szczęście starszy brat Iana nauczył się dodatkowo słuchać tego, co się do niego mówi, jak i jednocześnie przekazywać ciału normalne rozkazy.
Jego uszy delikatnie drgnęły, uszy jego brata również, kiedy Slavia zaproponowała mały skok na posiadłość hrabiego, po czym moneta i jabłko niemal w tym samym czasie dotknęły podłogi.
- No pięknie - szepnął Maloy, szturchając głównego księgowego w bok, na co staruszek pokręcił tylko smętnie głową i schował nos w książce.
- Ta dwójka nie przepuści żadnej okazji, aby coś zwinąć - dodał jeszcze ciszej Albert Dum już zza kartek. - Dla kogo my w ogóle pracujemy, co?
- Dla samych siebie - odpowiedział mu elf i dość ceremonialnie klasnął w ręce. Sekundę później cicho trzasnęły wszelkie poukrywane w czterech ścianach zasuwy.
Dobry złodziej im mniej wiedział, tym lepiej spał podczas aresztowania (o ile oczywiście dał się złapać), dlatego wszelkie interesy załatwiano przy minimalnej liczbie świadków. W szajce, do której należał Maloy, skład dowodzenia zamykał się na trzech nazwiskach plus jeden element dekoracyjny, do którego i tak mówiło się jak do słupa. Kiedy więc ucichł ostatni skobel, można było uznać pokój za wolny od wszelkiego podsłuchu.
- To bardzo ciekawa propozycja - zaczął Hugo, tonem nazbyt oficjalnym jak na złodzieja. - Jednak hrabia Alonso jest dość wpływowym człowiekiem, który ceni sobie... bezpieczeństwo?
- Spokój - wyjaśnił cichaczem główny księgowy gildii. - Chyba tak to ujął, kiedy jego zbiry rzucały o bruk ostatnim złodziejem, który próbował mu coś ukraść.
- To dobre słowo - przyznał starszy kotołak. - Tak. Spokój. Wysłanie tam człowieka, nawet najlepszego, to dla mnie ogromne ryzyko. Nie wiem czy potencjalny zysk jest tego wart.
Kiedy czarodziejka rozwinęła swoją myśl do końca, w jej ostatniej części zwracając się już bezpośrednio do Iana, młodszy zmiennokształtny aż zawibrował i podskoczył na krześle jak dźgnięty szpilką w cztery litery.
- Chętnie pójdę! - wypalił też od razu i bez zastanowienia, naprawdę szczęśliwy, że będzie mógł spędzić więcej czasu z piękną czarodziejką. - Brzmi jak dobra zabawa!
- Ian! - upomniał go brat i część tego entuzjazmu uleciała z kotołaka tak szybko, jak powietrze z dziurawego balonika. - Pomyśl zanim coś palniesz!
- No... pomyślałem - odparł chłopak, jeżąc wrogo sierść na karku i ogonie.
- I? - kontynuował nacisk jego brat, również się jeżąc.
Obaj wyglądali jak gotowi do wszczęcia kolejnej bójki i tylko pozostała dwójka złodziei wiedziała, że naprawdę są do tego zdolni nawet tu i teraz.
- Pójdę i pomogę tej ślicznotce - odpowiedział po dłuższej pauzie Ian, na co jego brat powoli wypuścił powietrze ustami.
- A może omówimy to rano? - zaproponował pan Dum, czemu towarzyszył pomruk aprobaty ze strony elfa. - Przy herbacie. O ile panna Astrahn nie ma nic przeciwko i w ramach dowodu swojej życzliwości zostanie u nas jako gość.
Gdyby nie wiek i wszelkie związane z nim dolegliwości, Albert Dum bez problemu mógłby zostać przywódcą szajki. Był inteligentny, cierpliwy i opanowany, do wszelkich interesów podchodził z chłodną głową i lubił szukać kompromisów dla usatysfakcjonowania obu stron konfliktu.
- Tak chyba będzie najlepiej - zgodził się Hugo, ignorując wciąż wpatrzonego z gniewem w jego osobę braciszka. - Poproszę zaraz kogoś, aby przygotował pani odosobniony pokój...
- Ja się tym zajmę! - wypalił Ian, łapiąc dziewczynę za rękę i pociągnął ją w stronę schodów niczym pięciolatek, pragnący pokazać jej co namalował na warsztatach plastycznych.
- Nie bój się, ze mną nic ci nie grozi - rzucił też, jako dodatkową zachętę kiedy pokonywał trzeszczące stopnie, aż nie zatrzymały ich solidniejsze drzwi z klapą wejściową dla zwierząt.
Pod niewielkim naciskiem klamka nie stawiała oporu, od razu przenosząc tę dwójkę na niewielkie poddasze. W przeciwieństwie do innych pokoi zajmowanych przez złodziei (pełnych drogich mebli), ten urządzony był skromnie i przytulnie jak składzik. Na starym, miękkim dywanie po środku stał trójnogi stolik, na którym kurzył się dzbanek. Za nim, pod ścianą, znajdowało się jednoosobowe łóżko, czy też raczej tapczan powleczony kocem, a naprzeciwko stała komoda z jedną szufladą. Źródłem światła w pomieszczeniu były dwie, przylepione do podłogi w kącie świece oraz duże okno z szerokim parapetem i widokiem na panoramę miasta Nandan-Ther. W tej chwili skąpaną w blasku zachodzącego słońca.
- Czuj się jak w domu - rzucił swobodnie kotołak, przepuszczając dziewczynę w progu, a następnie zamknął za nimi drzwi i podszedł do parapetu, na którym leżał jedyny, godny uwagi przedmiot: duża, obszyta złotymi nićmi poducha.
- To mój pokój - wyjaśnił, choć raczej nie było to potrzebne. - W dzbanku powinna być świeża woda, spać możesz na tapczanie, a na półpiętrze jest łazienka - tłumaczył z tonem przewodnika, ugniatając rękoma poduszkę, w ogóle nie widząc problemów, które zauważyłby każdy inny gospodarz.
Awatar użytkownika
Slavia
Błądzący na granicy światów
Posty: 15
Rejestracja: 4 lat temu
Rasa: Czarodziej
Profesje: Mag , Wędrowiec , Badacz
Kontakt:

Post autor: Slavia »

        - Jestem prawie pewna, że hrabia Alonso byłby niezmiernie rad, gdyby mógł spędzić miły wieczór z autorką nowo nabytej przez niego książki - zasugerowała delikatnie, zgłaszając siebie na ochotnika w odwróceniu uwagi tego całego hrabi. Wątpiła przy tym by ten był rzeczywiście aż tak ważną personą, że miejscowe szajki bały się go okradać. Mogłaby się założyć, że wśród swoich znajomych znalazłaby ze dwóch, mieszkających w Nandan-Ther i dużo bardziej wpływowych od tego mężczyzny.
        Nie zamierzała jednak naciskać złodziei i zmuszać ich do pojęcia dla niej ryzyka. Najwyżej sama uda się do tego hrabi i spróbuje wyjaśnić całą sytuację z nadzieją, że ten zrozumie i odda własność czarodziejki. W przyrodzie jednak nic nie jest za darmo i już teraz była przygotowana, że w razie takiej ewentualności będzie musiała dla mężczyzny coś zrobić. Oczywiście jeśli Hugo zechce jej pomóc (bo to od niego zależało, czy wyśle z kobietą jednego ze swoich złodziei), również zamierzała mu się odwdzięczyć. Nie spodziewała się jednak, że ostatecznie z jej propozycji zawiśnie w powietrzu konflikt rodzinny i bójka między kotołakami. Na szczęście nie doszło do rękoczynów między mężczyznami, a zamiast tego cała rozmowa na temat włamania się do domu hrabi Alonso przełożona została na następny dzień.
        - W porządku, jeśli moje zostanie tutaj, nie będzie dla was żadnym problemem - zgodziła się uprzejmie, rozumiejąc decyzję złodziei o jej pozostaniu u nich na noc. Nie ufali jej, więc zatrzymanie czarodziejki na ich terenie i prawdopodobnie pod stałą obserwacją, było z ich strony bardzo racjonalnym podejściem. Zależało jej na dobrych stosunkach z tą szajką i ich pomocy w swojej sprawie, więc tym bardziej nie miała nic przeciwko spędzeniu u nich nocy.
        Nie zdążyła powiedzieć, że nie muszą się jakoś specjalnie kłopotać z przygotowywaniem dla niej pokoju, gdy Ian beztrosko porwał ją ze sobą. Był jak dziecko zamknięte w ciele dorosłego. Nie dziwiła się więc, że inni członkowie szajki nie traktowali go poważnie i prawdopodobnie tolerowali go tylko dlatego, że był bratem ich szefa. Ciężko jednak byłoby jej nie przyznać, że mężczyzna był bardzo uroczy. Ciekawiło ją przy tym czy jego trywialne zachowanie spowodowane jest jakąś chorobą psychiczną, czy Ian po prostu miał bardzo lekkie podejście do życia.
        - Domyślam się - zachichotała z rozbawieniem i dotarła z kotołakiem do drzwi, prowadzących prawdopodobnie do pokoju, w którym miałaby spędzić noc.
        Po wejściu do środka... cóż, była mocno zaskoczona tym, co zobaczyła. W prawdzie nie spodziewała się po złodziejach mieszkającej w takiej rozsypującej się ruderze za wiele, do tego też, gdyby Ian jej nie porwał, powiedziałaby Hugo, żeby się zbytnio nie przejmował pokojem dla niej, jednakże... nie sądziła, że będzie musiała spać na zapuszczonym poddaszu. Przez moment się zastanawiała czy nie prosić Iana o zaprowadzenie czarodziejki do Hugo, by to on jej przydzielił pokój, ale jak sobie przypomniała jaki podekscytowany był jej obecny towarzysz, nie miała serca mu odmówić. Z resztą sypiała w gorszych miejscach. No i to tylko jedna noc.
        - W tej części Alaranii raczej ciężko, abym się czuła jak w domu - odpowiedziała łagodnie, kiedy pierwszy szok minął. Z zaciekawieniem obserwowała, jak Ian mości się na poduszce przy oknie.
        - Bardzo tu... przytulnie - powiedziała i usiadła na wspomnianym tapczanie, już od razu oceniając czy będzie w ogóle w stanie zasnąć na tym... posłaniu. - Naprawdę myślisz Ianie, że próba włamania do tego hrabi to dobry pomysł? - zapytała łagodnie, aby stwierdzić czy z jego wcześniejszym entuzjazmem na ten pomysł, szedł w parze również rozsądek, czy jednak rzeczywiście kotołakowi bliżej było do wyrośniętego dziecka niż dorosłego.
Awatar użytkownika
Ian
Błądzący na granicy światów
Posty: 24
Rejestracja: 5 lat temu
Rasa: Kotołak
Profesje: Złodziej , Rozbójnik
Kontakt:

Post autor: Ian »

- Przytulnie? - szczerze zdziwił się kotołak, odkładając poduszkę z powrotem na parapet i przyglądając się badawczo czarodziejce, przekręcając w tym celu głowę w bok.
Pokój wyglądał jak siedem nieszczęść: nadgryziony czasem i kornikami stolik trzymał się chyba tylko na słowo honoru, tapczan pogryzły mole, komoda z jedną szufladą zbierała kurz, podłoga skrzypiała, w kącie topniały świece, strop pokrywały pajęczyny, a mimo to czarodziejka nazywała taki stan rzeczy przytulnym. To w jakich warunkach ona musiała mieszkać na co dzień? Nie jemu było to oceniać, jednak kobieta nie wyglądała mu na jedną z wielu żebraczek, błąkających się pod klasztornym murem w dolnej części miasta. Była na to zbyt ładna.
- No może i przytulnie. - Ian wzruszył jedynie ramionami i zaczął spacerować po pokoju. - Ale też brudno i ciasno. Nie to co tam - wskazał palcem przez szybę na jeden z apartamentów w wyższym pierścieniu. - Tam to jest życie, sam widziałem. Czysto, pachnąco i mają dobre jedzenie. A przynajmniej jego resztki. Ale co to za życie jak nie można się dobrze zabawić.
Życie złodzieja nie rozpieszczało, jednak Ian zdawał się w ogóle nie dostrzegać negatywnych aspektów bycia ulicznikiem. Dla niego każdy kolejny dzień był przygodą i okazją do zabawy. Uciekał strażnikom, podjadał ze straganów, podrywał tancerki na rynku lub zabawiał dzieciaki żonglując kolorowymi piłeczkami. Miał też wielu przyjaciół, z którymi dzielił to hobby, nie ważne czy wiodło im się gorzej czy lepiej od niego.
- Z resztą nie ważne. - Machnął ręką na swoje ostatnie słowa i będąc przy komodzie, wyciągnął z szuflady w miarę czystą, białą koszulę z wiązaniami na torsie, którą starannie otrzepał z resztek piasku i przewiesił przez oparcie jedynego krzesła.
Następnie pozbył się swojej, zwijając ją w kłębek i wrzucając do środka. Przez chwilę chodził więc w obecności czarodziejki połowicznie obnażony, przygotowując się do snu i na kolejny dzień zabaw. Odlewając trochę wody z dzbanka na kawałek szmatki przemył świeże zadrapania po walce z bratem, a potem usiadł na tej części parapetu, na którą padało jeszcze słońce.
- Hrabia Alonfo ma dużo fantów - odpowiedział Slavii, uśmiechając się jak dziecko. - Kolekcjonuje książki i kamyki, takie same jak te, które były w twojej torbie. No i ma dużo pieniędzy. Nie wiem ile, ale dużo - w zasobie słownictwa Iana już samo powtórzenie słowa "dużo" powinno dać pradawnej do myślenia. - A włamać się tam to nie problem. Hrabia ma bardzo śliczną córkę, która dokarmia bezbronne koty. A ja wiem gdzie jest dziura w murze do ich ogrodu.
- A właśnie! - Zebrał się jeszcze na radosny okrzyk, zeskakując na podłogę i dopadając do rogu dywanu.
Odgarniając go na bok, kotołak wyciągnął poluzowaną deskę i sięgnął ręką do niedużego, brzęczącego worka. Jednym płynnym ruchem wyciągnął z niego lekko zakurzoną torbę przewieszaną przez ramię, dokładnie tę samą, którą czarodziejka wyrzuciła do śmieci i delikatnie rzucił w jej stronę.
- Poprosiłem Mikę żeby zszył pasek - wyjaśnił na szybko, upewniając się jeszcze, że z worka nie zniknęły złote pierścionki i naszyjniki, które do tej pory zawinął. - Jest prawie jak nowa. My, ulicznicy nie lubimy wyrzucać przydatnych fantów.
- Późno się robi. Pora iść spać.
Po tych słowach kotołak przeobraził się w kota zwyczajowych rozmiarów i wskoczył na wymoszczoną wcześniej poduszkę. Przemył przednie łapy językiem i zwinął się w puchaty kłębek, mrucząc aż do samego zaśnięcia.
Awatar użytkownika
Slavia
Błądzący na granicy światów
Posty: 15
Rejestracja: 4 lat temu
Rasa: Czarodziej
Profesje: Mag , Wędrowiec , Badacz
Kontakt:

Post autor: Slavia »

        "To był sarkazm" - przemknęło czarodziejce przez myśl, lecz zdążyła się w porę ugryźć w język, by nie powiedzieć tego na głos. Coś jej podpowiadało, że kotołak mógłby jej nie zrozumieć, a nie miała siły by zrobić mu wykład i tłumaczyć czym był sarkazm. Z resztą i tak nie miało to większego sensu skoro zmiennokształtny sam przyznał, że ich kryjówka, albo raczej to konkretne pomieszczenia to rozpadająca się rudera. Postanowiła więc odpuścić ten temat i go nie kontynuować, ale Ian zaraz pociągnął go w inną stronę. Zupełnie przeciwną i stanowczo oddaloną od królestwa kurzu i pajęczyn, którym było to poddasze.
        - Czy ja wiem - mruknęła z lekkim znużeniem obserwując z uwagą swojego rudego rozmówcę. - Wszystko tam to tylko pozory. Tylko z pozoru jest tam lepiej niż tu, choć wierz mi, że różnica nie jest tak ogromna jak się wydaje na pierwszy rzut oka - dodała, siedząc na tapczanie, który miał być jej dzisiejszym posłaniem. Cóż, nie był to wygodny, ogromny materac ani wypełnione pierzem poduchy w jedwabnej pościeli, ale gdy była w podróży sypiała na gołej ziemi, więc i tak nie miała co narzekać. Zawsze mogło być gorzej. Mogła zasnąć z poderżniętym gardłem. Choć z takiego snu raczej już by się nigdy nie obudziła.
        - Byłeś kiedyś poza miastem? Według mnie prawdziwe życie zaczyna się dopiero po przekroczeniu miejskich murów i odejściu od całego zgiełku. Dopiero na szlaku, pośród dziczy można naprawdę docenić to co się posiada. Miejskie wygody - wyjaśniła z lekkim rozmarzeniem w głosie, uciekając na moment od tego co było tu i teraz, a wędrując myślą po systemie jaskiń, który niedawno znalazła, a którego jeszcze w pełni nie odkryła. Nie mogła się już doczekać aż do nich wróci, ale najpierw potrzebowała swojej księgi. To przypomniało pradawnej o jej obecnym celu i z hukiem sprowadziło na ziemię.
        - W takim razie dlaczego twój brat był tak bardzo przeciwny wybraniu się w odwiedziny do hrabiego, skoro wasza dwójka dzięki przemianie w koty mogłaby go z łatwością oskubać do ostatniego ruena? - zapytała odrobinę zaskoczona słowami Iana, zestawiając je z niechęcią Hugo, gdy po raz pierwszy zaproponowała, że można by od kolekcjonera odebrać jej księgę.
        Westchnęła głęboko i nie potrafiła oderwać wzroku od zmiennokształtnego, gdy paradował przed nią półnagi. Nie była w stanie sobie przypomnieć, kiedy ostatnim razem widziała tak pięknie zbudowanego, młodego mężczyznę. Zazwyczaj skazana była na oglądanie sędziwych arystokratów lub chuderlawych magów, ale nie miała większego wyboru jeśli mieli coś, na czym jej bardzo zależało. Ciężko też było nie przyznać, że dzięki nim w pewnej części mogła cieszyć się obecnie posiadanym statusem. A już na pewno mieć możliwości na oddanie się swoim badaniom i cieszyć się odwiedzaniem nieodkrytych jeszcze przez nią zakątków Łuski.
        - Hm? Co to jest? - zapytała bez namysłu, wyrwana nagle ze swoich rozmyślań. Wzięła rzuconą przez Iana w jej stronę torbę i otworzyła szerzej oczy w zdumieniu. Pierwszy raz w życiu spotkała się z tego typu sytuacją, a już szczególnie ze strony złodzieja. Przecież w tym fachu nikt raczej nie oddawał innym swoich fantów, jeśli nie został do tego zmuszony, albo gdy nie było to częścią podstępu, dzięki któremu mógłby zyskać dużo więcej. Ian mocno różnił się od reszty swoich towarzyszy, z tego co zdążyła zauważyć Slavia. Był naprawdę uroczy.
        - To naprawdę miłe z twojej strony, ale... - powiedziała lekko zmieszana przez tą sytuację. Chciała powiedzieć Ianowi, że nie potrzebuje tej torby, zwłaszcza, że sama ją wyrzuciła, ale nim zdążyła otworzyć usta, powiedział o udziale małego złodziejaszka przy naprawie jej torby oraz o tym, że nie lubią wyrzucać przydatnych jeszcze rzeczy. I to w sumie wystarczyło, by czarodziejka zostawiła dla siebie to co chciała powiedzieć.
        - Dziękuję Ianie - rzekła szczerze, patrząc w jego stronę i się delikatnie uśmiechnęła. To był naprawdę bardzo miły i niespodziewany gest z jego strony.
        - Dobrej nocy - życzyła mu uprzejmie, gdy kotołak ułożył się do spania, a zaraz po chwili ona zrobiła to samo. Przykryła się przygotowanym dla niej kocem i położyła się na trzeszczącym tapczanie. Odetchnęła głęboko przez jakiś czas nie mogąc zasnąć, ale w końcu udało jej się zamknąć oczy i odpłynąć do kojącej krainy snów, w której czekały na nią kolejne przygody i nieodkryte jeszcze zakątki świata.
Awatar użytkownika
Ian
Błądzący na granicy światów
Posty: 24
Rejestracja: 5 lat temu
Rasa: Kotołak
Profesje: Złodziej , Rozbójnik
Kontakt:

Post autor: Ian »

Okazja czyni złodzieja i kto rano wstawał, ten miał szansę ją wykorzystać. Kieszonkowcy z Nandan-Ther nie byli specjalnym wyjątkiem od tej reguły. Ledwo słońce oświetliło iglice najwyższych kamienic, drewniane konstrukcje schodów i podłogi zaczęły skrzypieć pod ciężarem przemieszczających się sylwetek. Zapanował ogólny, lecz krótkotrwały chaos, podczas którego kolejne grupy przekazywały sobie adresy, pod które wpadną, ludzi, których okradną, tajemne znaki, sygnały, miejsca spotkań i wymówki, gdyby coś poszło nie tak. Jednocześnie harmider powstawał w bardziej użytkowej części tajnej kryjówki szajki, kiedy to ktoś niechcący stłukł kilka talerzy, czy przewrócił blaszany garnek. Dla ludzi o lekkim śnie byłoby to idealne odwzorowanie piania koguta na prowincjonalnej wsi.
Mimo to Ian przez pierwsze minuty wydawał się niewrażliwy na te hałasy, a przynajmniej ze wszystkich sił starał się je ignorować. Z jednej strony uwielbiał spać do południa, wylegując się na poduszce, którą zaraz obleją ciepłe promienie słońca, jednak z drugiej na dole działo się coś ciekawego, czego nie mógł przegapić. Koniec końców wygrała ta druga natura. Prężąc grzbiet i wysuwając pazury, rudawy kot przeciągnął się solidnie, a następnie zeskoczył z parapetu na podłogę i podreptał do tapczanu, na którym spała czarodziejka.
"Już ranek. Przegapisz cały dzień zabawy", chciał wesoło zakomunikować, jednak z racji formy brzmiało to jak zwyczajne "miau", kiedy trącał łapą jej wysunięty spod koca łokieć. Następnie zwierzak podszedł do krzesła, chwycił w zęby koszulę przewieszoną poprzedniego wieczora przez oparcie i przecisnął się z nią przez dziurę w drzwiach na korytarz. Tam bez większych trudności przedostał się na półpiętro do łazienek, jednak na samym progu ktoś, i to w dość bolesny sposób, chwycił go za kark i podniósł.
- Niezła próba mały - głos należał do wysokiej dziewczyny z długim, blond warkoczem, która poprawiała właśnie ułożenie noża za paskiem spódnicy. - Ta jest dla dziewcząt.
- Zawsze warto próbować - rzucił z rozbawieniem kotołak, powracając do ludzkich kształtów i rozmiarów, na odchodne sprzedając dziewczynie buziaka w policzek. - Kiedyś mi się uda.
- Prędzej świnie zaczną latać - odparła tamta i strzeliła mężczyznę po przyjacielsku w ucho.
W drodze powrotnej Ian miał już na sobie koszulę, jednak w żaden sposób jej nie zawiązywał, a jedynie wetknął krańce w spodnie z poszarpanymi nogawkami tak, żeby brzuch i tors były dobrze widoczne. Swoboda ruchów była dla niego ważniejsza niż nienaganny wygląd.
- Znowu dostałeś kosza? - żartowali sobie z niego koledzy złodzieje, kiedy ich mijał w drodze do kuchni.
- Tym razem skończyło się bez bicia - odpowiadał za każdym razem zmiennokształtny.
Zaraz po tym zawędrował na niższe piętro, gdzie trzech starszych stażem członków szajki przyrządzało posiłki. Wśród nich stał Maloy, który na widok swojego dowódcy tak żywego o tej porze, nie krył zdumienia, doskonale znając jego dzienny rozkład dnia. Na dwadzieścia cztery godziny ignorant potrafił przespać dobre piętnaście.
- A gdzie czarodziejka? - zapytał na spokojnie, rzucając kotołakowi słodką bułkę.
- Pewnie jeszcze śpi.
- To ją obudź i odprowadź. Hugo nie daje autoryzacji na akcję. Ludzie hrabiego zaczaili się w nocy na jednego z naszych i dotkliwie się nim zajęli. Nie będziemy ryzykować. Niech dziewczyna sama sobie radzi.
- Jasne - odpowiedział Ian bez przekonania, za to poważnym tonem, przez co elf miał nie małą trudność z odczytaniem drugiego dna.
- Na pewno, jasne?
- Tak, tak. Zostaję w domu - powtórzył i zwinął jeszcze ze dwie bułki, a następnie opuścił kuchnię tanecznym krokiem.

- Wstałaś? - zapytał Ian od drzwi, wchodząc do swojego pokoju z nadzieją, że dziewczyna już nie śpi. - Mamy hrabiego do oskubania.
Oczywiście nie zamierzał jej mówić o tym, że jego starszy brat nie udzielił pozwolenia na akcję i że czarodziejka ma się wynosić, choć niewątpliwie miał to gdzieś z tyłu głowy, że tak się wszystko potoczy, kiedy Hugo nie przylazł nad ranem z kubłem zimnej wody, aby go obudzić. W głowie kotołaka zarysował się wtedy całkiem inny i postrzelony plan, który z radością zapragnął zrealizować, ponieważ dzięki niemu mógł spędzić więcej czasu w towarzystwie ślicznej czarodziejki.
- Zbieramy się. Zjesz po drodze - powiedział Slavii, rzucając w jej stronę bułką, a następnie podszedł do okna i otworzył je na oścież.
- Widzisz te srebrną iglicę? - wskazał z entuzjazmem na kształt na skraju górnego pierścienia miasta. - To ratusz. Na lewo jest park, a tam mur. Za murem ogród barona. Spotykamy się pod murem za dziesięć minut - wyjaśnił naprędce z dziecięcym entuzjazmem, wychodząc na łamliwy parapet.
- No to start.
Potem nastąpiło coś, za co Ian, gdyby ktokolwiek z branży go widział, miałby zagwarantowane miejsce w dowolnym cyrku. Mężczyzna po prostu zsunął się na niższe partie i zaczął pokonywać kolejne gzymsy, odbijając się leciutko jak motyl od kolejnych elementów elewacji, tylko jedną ręką uczepiając się zardzewiałych rynien tam, gdzie było to możliwe. W drugiej dłoni wciąż trzymał słodką bułkę. Dopiero kiedy stopami dotknął bruku, wyprostował się dumnie i obejrzał za siebie i w górę, czy Slavia go obserwowała z okna cały ten czas. A potem z uśmiechem łobuza pomknął ulicami do celu.
Awatar użytkownika
Slavia
Błądzący na granicy światów
Posty: 15
Rejestracja: 4 lat temu
Rasa: Czarodziej
Profesje: Mag , Wędrowiec , Badacz
Kontakt:

Post autor: Slavia »

        Trudno było powiedzieć, że spała dobrze na starym, niewygodnym, zakurzonym tapczanie. Nie, gdy w ostatnim czasie częściej sypiała w wielkich łożach z poduchami wypchanymi gęsim pierzem, w pachnącej, aksamitnej pościeli. Nic nie skrzypiało, nic podejrzanego nie drapało drewnianej podłogi. I nie musiała przez całą noc ograniczać się do spania tylko w dwóch pozycjach - na wznak i na boku, uważając przy tym by nie zlecieć z wąskiego posłania. Pomijając już fakt, że nie wiedziała, od której z tych dwóch bardziej bolał ją kark i plecy. Niby nie było co narzekać, bo gdy była w podróży, często musiała sypiać na gołej ziemi w środku dziczy pozostawiona na pastwę komarów i innych owadów, które mogłyby ją zjeść żywcem w środku nocy. Aczkolwiek uważała, że nawet wtedy miała zdecydowanie wygodniejsze, pachnące posłanie i bez porównania o wiele lepiej spała, niż obecnie. Już nigdy więcej nie chciałaby spędzić nocy na tym poddaszu. Nawet jeśli miałaby za to dostać cały smoczy skarbiec ze smokiem i zamkiem na własność. Nie, żeby była nie wdzięczna, bo to był naprawdę miły gest ze strony złodziei, że pozwolili jej tutaj spędzić noc i nie zaszlachtowali jej przy tym jak świni, by sprzedać jej organy na czarnym rynku, ani nie zgwałcili, gdy spała. Mimo wszystko wolała sobie darować kolejne spanie na tym tapczanie, a jak już będzie musiała spędzić tu kolejną noc, chyba wolałaby spać na parapecie. Wydawał się o wiele bardziej wygodny. Szczególnie, że nad ranem Ian wyglądał na zdecydowanie bardziej wypoczętego od niej.
        - Ten przeklęty hrabia jest mi winien więcej, niż tylko moją książkę - wyburczała marudnie, podnosząc się do pozycji siedzącej cała obolała i z potarganymi włosami. Przetarła dłonią posklejane oczy, pozbywając się przy tym piasku z nich i przeciągnęła się, patrząc obrażona na tryskającego energią kotołaka.
        - Następnym razem ty śpisz na tym piekielnym tapczanie, a ja na parapecie - powiedziała stanowczo i wstała poprawiając na sobie ubranie, a po tym zajęła się przywołaniem do porządku swoich włosów, które zaplotła w długi, gruby warkocz.
        - Naprawdę? Jedna bułka ma być całym śniadaniem? - spojrzała niepocieszona na zmiennokształtnego unosząc przy tym jedną brew. Czy on sobie właśnie z niej nie żartował? Odzyskać książkę i jak najszybciej wracać do "zwyczajnych" warunków do życia. Ian był bardzo miły i niezwykle uroczy, jak mały szkrab, wypatrujący co by tu jeszcze mógł przeskrobać, ale gdyby miała wybierać między nim, a porządnym śniadaniem, obsługą i przede wszystkim wygodnym łóżkiem, chyba jednak wybrałaby łóżko. Choć może w podróży byłby lepszym towarzystwem od Uro'Borrosa. Na pewno było by znacznie ciekawiej, niż z tym starym, obleśnym gadem.
        Podeszła za Ianem do okna i spojrzała we wskazanym przez niego kierunku.
        - Mhm - mruknęła w odpowiedzi na pytanie, czy widziała iglicę. Słuchała uważnie wymienianych przez kotołaka punktów orientacyjnych. Odetchnęła głęboko, powstrzymując się od ziewnięcia. Nie chciała, by Ian pomyślał, że ją zanudzał. Po prostu przed chwilą spała i jeszcze przynajmniej pół godziny minie, nim czarodziejka się porządnie obudzi. Zwłaszcza, że wcale nie spała dobrze w nocy i była strasznie zmęczona.
        - Czekaj... Co?! - jęknęła zaskoczona, gdy nagle dał sygnał do rozpoczęcia wyścigu, o którym nawet nie miała pojęcia. Wyjrzała za nim przez okno i przez chwilę patrzyła, jak z kocią gracją skakał to tu, to tam, aby ostatecznie bezpiecznie znaleźć się na dole. Cieszyła się, że tak to się skończyło, bo w pierwszej chwili pomyślała, że przez nie wyskoczył by zdać się na kocią umiejętność spadania na cztery łapy.
        - Dlaczego ci przystojni zawsze muszą być niezrównoważonymi psychicznie wariatami? Czemu ja zawsze musze trafić na wariatów? - westchnęła ciężko i sama wyszła przez okno, zamiast jak człowiek drzwiami.
        W przeciwieństwie do Iana, ona użyła magii powietrza, by móc się niczym nie przejmować i poszybować spokojnie w kierunku parku, a następnie muru otaczającego posiadłość barona. Mogła w między czasie choć trochę załagodzić swój głód podarowaną jej przez kotołaka bułką. Dzięki pokonaniu całej drogi w powietrzu nad dachami budynków, na miejscu była przed zmiennokształtnym.
Awatar użytkownika
Ian
Błądzący na granicy światów
Posty: 24
Rejestracja: 5 lat temu
Rasa: Kotołak
Profesje: Złodziej , Rozbójnik
Kontakt:

Post autor: Ian »

Dzisiejszy dzień zapowiadał się bardzo ciekawie, chociaż już po samym przystąpieniu do akcji włamania do domu bogatego hrabiego i spędzeniu dnia z śliczną czarodziejką Ian mógł stwierdzić, że lepszy nie będzie, a tu jeszcze mógł dodatkowo zagrać na nosie starszemu bratu, który chciał mu to wszystko zepsuć domowym aresztem. Jego niedoczekanie, wesoło zakpił w myślach kotołak, pochłaniając w biegu bułkę i wycierając palce o czyjeś świeżo rozwieszone nad zaułkiem pranie. Hugo, odkąd chłopak sięga pamięcią, zawsze miał pewne problemy z oceną ryzyka i niepotrzebnie panikował, oczywiście nie dając tego po sobie poznać aby nie stracić autorytetu, jednak ci co go znali, nie nabierali się zbytnio. Zawsze znajdował wymówkę aby odpuścić ten jeden konkretny włam, chociaż pobicie przez czujnych strażników bogacza akurat było nie najgorszym argumentem. Mimo to ubaw jaki za tym szedł był silniejszy, a przynajmniej w skromnej ocenie zmiennokształtnego.
Ze swoją kocią zwinnością Ian ani na chwilę nie musiał zwalniać, wszystkie przeszkody, w tym porannych sklepikarzy i rzemieślników, mijając jakby byli zwykłą kałużą po deszczu, nad którą wystarczy przeskoczyć. I tak też robił w rzeczywistości, odbijając się od ścian i parapetów niczym gumowa piłka. Mimo to w umówionym miejscu stawił się jako drugi, ledwo wychamowując przed lądującą na trawie dziewczyną.
- To nie fair - rzucił bez cienia irytacji, za to z szerokim uśmiechem. - Oszukiwałaś.
Następnie podszedł do grubego muru i chwytając się palcami wystającej cegły, podciągnął. Ogon zamerdał mu na boki, a uszy oklapły, kiedy konspiracyjnie wychylił głowę ponad ogrodzenie i rozejrzał ostrożnie na boki.
W ogrodzie hrabiego pełno było kwiatów i różanych krzewów, jednak z samego rana nikt przy nich nie majstrował, a więc ogrodnik miał wolne i straż, jak i sam gospodarz nie spodziewali się wizyty złodzieji z samego rana. Pech, że na horyzoncie nie było też widać córki bogacza - słodkiej blondynki, wychodzącej co rano z resztkami z poprzedniej kolacji aby nakarmić grupę zbłąkanych dachowców. No nic, trzeba będzie wykombinować coś innego.
- W ogordzie pusto - zakomunikował, sięgając do tylnej kieszeni spodni po swoje kolorowe piłeczki do żąglowania. - Ale przy głównej furtce na pewno stoi dwóch drabów. Odwrócę ich uwagę, odciągnę gdzieś daleko i przybiegnę tutaj, a ty możesz ukryć się gdzieś po drugiej stronie. Tylko nie daj się złapać - rzucił nieco poważniej do czarodziejki, oddalając się wzdłuż muru w stronę krańca parku, gdzie miała znajdować się strzeżona furtka.
Strażnicy pełniący przy niej wartę wyglądali na bardzo znudzonych i przysypiających, nie od razu dostrzegli, że w ich stronę zmierza żągler z grupą przypatrujących mu się z ciekawością ulicznych dzieci. Sztuczne tłumy dzieciaków były błogosławieństwem złodzieji. Odwracały uwagę, plątały się pod nogami i od czasu do czasu same potrafiły co nieco zwinąć z luźno przydroczonego do pasa mieszka. Ianowi w bardzo krótkim czasie udało się zebrać siedmioosobową grupę, która jak zahipnotyzowana przyglądała się podrzucanym i zręcznie łapanym przedmiotom.
- A umie pan z zamkniętymi oczami? - zapytał jeden z malców, a wtedy kotołak zasłonił sobie oczy jedną ręką, nie przerywając występu ani na sekundę, choć żąglerka jedną łapą przychodziła mu z lekkimi trudnościami.
- A stojąc na jednej ręce? - zapytał ktoś inny.
- Nie, ale umiem chodzić na rękach - odpowiedział "cyrkowiec" i na potwierdzenie swoich słów, schował piłeczki do kieszeni i zamienił miejscami stopy z dłońmi.
Ku ucieszy dziedziaków przeszedł tak kilka metrów, aż zupełnym przypadkiem o mały włos nie wpadł na najbliższego strażnika.
- Patrz, gdzie leziesz, łamago! - oburzył się tamtem, popychając wrogo kotołaka, który zachwiał się i klapnął tyłkiem o bruk.
- Aj aj aj - rzucił teatralnie zmiennokształtny, podnosząc się. - To bolało.
- Zabieraj się stąd zanim stracimy cierpliwość - dodał drugi, sięgając po opartą o ścianę halabardę.
- Już już - westchnął chłopak, sięgając spowrotem po piłeczki, które zważył w rękach. - Bardzo panowie nie mili - powiedział i dla zabawy rzucił jedną z piłeczek w napierśnik strażnika.
- Zrób to jeszcze raz, a połamię ci palce.
Groźba ta nie trafiła specjalnie do umysłu kotołaka. Ian wiedział, że strażnik mógł co najwyżej spróbować kopnąć go w tyłek, o ile wcześniej zdoła podciągnąć brzuch do góry i wziąć zamach nogą bez zadyszki. Dlatego więc, z całym swoim kocim urokiem, postąpił krok bliżej, uśmiechnął się i przygotował do drugiego rzutu.
Niestety nie wszystkie piłeczki Iana były wykonane z wartsw sklejanego papieru. Tę, którą rzucał teraz wykonano z litego kawałka drewna, które ze zgrzytem wybiło dwa przednie zęby strażnikowi, kiedy chłopak wykonał silny rzut z odległości trzech metrów od niego.
Trafiony i zalany krwią aż uderzył plecami o ścianę, jego towarzysz przez chwile stał i patrzył jak otępiały, kiedy jednak oboje z wściekłością dobyli mieczy, po kotołaku i dzieciach została jedynie chmura kurzu. Bez większego zastanowienia mężczyźni rzucili się za nimi w pościg.

Po kilku minutach intesywnego biegu w słońcu i pełnym wyposażeniu, strażnicy hrabiego zaczęli znacząco opadać z sił. Zwłaszcza ten poturbowany, z krwią ściekającą strumieniem spomiędzy połamanych zębów, połyskującą na opuchniętych wargach. Od brykającego kotołaka cały czas dzieliło ich kilkanaście kroków, które Ian zaczął celowo skracać i wydłużać, nie chcąc żeby zabawa skończyła się za szybko. Jednak w pewnym momencie nogi poniosły go zaułkami w nieznane, nawet jemu, regiony miasta i wprost do ciemnego zaułka zakończonego wysokim murem. Dla zdyszanych, wściekłych drabów było to jak zbawienie, obaj uśmiechnęli się chytrze, poprawiając ułożenie żelaznych rękawic i z wolna zaczęli zbliżać się do zmiennokształtnego.
- No i zaraz stracisz jedno z żyć - zażartował ten bez problemów dentystycznych, wyciągając dłoń w stronę mężczyzny, jednak Ian był szybszy.
Odpychając się plecami od kamiennej ściany, zanurkował w dół pomiędzy nogi strażnika, przemieniając się w rudego, zwinnego kota. Cztery łapy zaskrobały pazurkami po bruku, gdy wychamowywał przed butem tego drugiego, a następnie znów odbił w bok i skoczył na parapet okna z widokiem na rzeczony zaułek.
Wykiwani strażnicy natychmiast rzucili się ku ulicy w poszukiwaniu drzwi, jednak zderzyli się z równie litą ścianą, co ta w zaułku. Tymczasem po drugiej stronie, jak i w środku nikt niczego nie zauważył. Może po za samym kotem, który nagle znalazł się pomiędzy dziwnie ubranymi ludźmi na deskach teatralnej sceny.
Awatar użytkownika
Sauri
Szukający drogi
Posty: 30
Rejestracja: 11 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Artysta , Wędrowiec
Kontakt:

Post autor: Sauri »

Sauri była na próbie w teatrze, zresztą jak co dzień. Jej rola tancerki nieco się zmieniła - teraz jej praca wyglądała zupełnie inaczej niż kiedyś i był zdecydowanie bardziej zadowalająca. Jej długie, czarne włosy zaplecione były w warkocz, Na sobie miała czarny stanik skrzyżowany na środku. Nadgarstki, ramiona i kostki ozdabiały złote bransolety. Twarz miała zasłoniętą do połowy lekkim, przejrzystym materiałem. Szeroka, czarna spódnica, miała namalowane na sobie wzory, które przypominały skrzydła motyla.
- Wyżej! - krzyknęła niesamowicie wysoka kobieta stojąca pod sceną.
Sauri wzięła rozbieg i na środku sceny podskoczyła najwyżej jak potrafiła robiąc szpagat w powietrzu. Dopiero teraz dało się zobaczyć, jak spektakularna jest jej spódnica, która trzymała się jedynie na biodrach dziewczyny.
- Dobrze! Teraz kombinacja i salto - powiedziała kobieta spod sceny. Sauri zaczęła od uniesienia nogi prawie nad głowę, skoczyła, zrobiła kilka piruetów i wróciła do pozycji wyjściowej, która przygotowała ją do przerzutu przez nogę. Postawiła prawą stopę na ziemi, tą która wcześniej była uniesiona, a lewą wyrzuciła w górę. Nie było czasu by stanąć na obydwu bo zaraz wzięła rozpęd i zrobiła salto w przód. Potem kolejny wyskok, zatrzymanie i kolejna kombinacja, w drugą stronę sceny. Tym razem z mostkiem i wybiciem do stania na rękach zakończonych gwiazdą i szpagatem.

To była już kolejna godzina ćwiczeń i Saurii dawał się we znaki ból wszystkich mięśni. Była główną tancerką, a lady Danbroch surową nauczycielką, zwłaszcza wobec tych dziewczyn, które grały pierwsze skrzypce. Sauri musiała ćwiczyć więcej niż inne także dlatego, że jej kostium były długi i bardzo wymagający. Spódnica lubiła się plątać, tak jak tkanina zasłaniająca twarz. Musiała nauczyć się wykonywać układ perfekcyjnie, by nic nie zepsuło efektu, a strój nie sprawił, że nabawi się kontuzji.
- Chwila przerwy. Niech inne dziewczyny trochę poćwiczą - zarządziła Lady Danbroch. Sauri miała moment by złapać oddech. Podeszła na kraniec sceny i usiadła na brzegu spuszczając nogi w dół. Szybko jednak wrzuciła jedną nogę z powrotem na deski by ją rozmasować. Stopy miała owinięte czarną tkaniną, która po wielu godzinach tańca wyglądała na zniszczoną. Odwinęła "bandaż" i zaczęła masaż od palców. Były czerwone, poobijane, niektóre sine. Cóż, taką wybrała dla siebie drogę i coś musiała poświęcić.

Dziewczęta, które wcześniej ćwiczyły z tyłu, wybiegły i poinstruowane przez nauczycielkę, zaczęły wykonywać swój układ. Tymczasem pod sceną stało kilku mężczyzn, także w kostiumach, którzy rozprawiali ze sobą o spektaklu.
Awatar użytkownika
Ian
Błądzący na granicy światów
Posty: 24
Rejestracja: 5 lat temu
Rasa: Kotołak
Profesje: Złodziej , Rozbójnik
Kontakt:

Post autor: Ian »

Mężczyźni w czarnych, obcisłych trykotach i kolorowych kaftanach, do których przyszyto równie barwne, co tęcza, wstążki i dzwoneczki, z twarzami pomalowanymi kredą lub dziegcem, wyglądali jak chodzące lalki, na które wylano całe wiadro treści żołądkowych zbyt pijanych bywalców tawern, którzy nigdy by nie pomyśleli, że są w stanie wydać ze swojego wnętrza takie palety barw. I jeszcze obnosili się z tym z dumą, przechodząc od jednego krańca sceny na drugi, z wysoko podniesioną głową, żywo gestykulując i wypowiadając dziwne monologi, których sensu Ian do końca nie rozumiał. Było tam coś o czarnym łabędziu i Złym Duchu, o balu na zamku, na którym książę miał sobie wybrać żonę i o tragicznym upadku zakochanych z wysokiego klifu. Bełkot przebijał się przez bełkot i krzyki jakiejś wysokiej, starszawej kobiety, stojącej u stóp całej sceny, wymachującej plikiem kartek i długą, drewnianą linijką albo pałką. Przynajmniej tak to wyglądało spod okna, gdzie kotołak w swojej zwierzęcej postaci okupował drewnianą skrzynię i obmywał sobie łapy, nie mogąc wyzbyć się uczucia, że zapomniał o czymś i o kimś ważnym.
Nagłe głośnie klaśnięcie wyrwało go z tej zadumy, a wzrok wyłapał kilkanaście młodych kobiet, wybiegających zza kotary wprost na środek sceny w dziwnej choreografi. Każda z nich miała na sobie czarną suknię z powtykanymi w nią u spodu długimi, pawimi piórami, pomalowanymi na czarno i łabędzimi na wysokości brzucha i biustu. Równie czarnymi co noc. I choć z mniejszą ilością kolorów niż stroje mężczyzn, budziły więcej zainteresowania, głównie przez fakt, że Ian bardzo lubił kobiety, jednak różnie bywało z ich wzajemnością wobec niego.
Na przykład te, które należały do szajki i kradły, wolały traktować go jak niesfornego, młodszego brata - sprzedawały mu kuksańce w ramię, drapały za uchem lub robiły z niego worek treningowy. Te tutaj wyglądały na znacznie milsze. Zwłaszcza taka jedna samotna dziewczyna z czarnym warkoczem wypatrzona na skraju sceny, siedząca bokiem do wszystkich i starająca się rozmasować palce u stóp. Miała gładką, jasną skórę, była smukła niczym gazela i pomimo ciemniejszej woalki na twarzy, dało się dostrzec duże oczy nieznanego koloru. Dla rudego kota wydała się idealnym celem i nawet nie zakładał w tym temacie porażki. Był kotem, a że kobiety z natury lubiły koty, miał przewagę na starcie. Brakowało mu tylko planu na ciąg dalszy, ale od czego miał improwizację.
Prostując grzbiet i potrząsając energicznie głową, zmiennokształtny zeskoczył ze skrzynki i pomknął w stronę nieznajomej, uważając przy tym, żeby po drodze nikt go nie zdeptał. Na szczęście członkowie grupy teatralnej, zahipnotyzowani światem swojej sztuki nawet nie patrzyli zbytnio pod nogi, przez co po niecałej minucie zwierzak zbliżył się do dziewczyny niemal na wyciągnięcie ręki. Żeby jej jednak nie wystraszyć, wydał z siebie ciche miauknięcie, po którym pokonał te dwa ostatnie palce skokiem i dźgnął ją głową w łokieć w geście wymuszenia atencji.
Awatar użytkownika
Sauri
Szukający drogi
Posty: 30
Rejestracja: 11 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Artysta , Wędrowiec
Kontakt:

Post autor: Sauri »

Lady Danbroch krzyczała na młodsze tancerki, za wszelkie niedouczenia. Nie było mowy o pomyłkach. Sauri uważała, że jest zbyt surowa dla młodych. "Młodzi" mieli poniżej dwudziestu lat, a niektóre najmłodsze dziewczyny po piętnaście. Mimo to instruktorka im nie folgowała. Niektóre dziewczęta były tu, bo chciały, inne z wyboru rodziców, a jeszcze inne bo miały talent albo nie miały innego wyjścia. Sauri nikt nie zmuszał do tańca, zawsze to lubiła, ale w Rapsodii i Rododendronii nie robiła tego co tutaj. Dopiero w drodze na południe uczyła się gimnastyki i akrobatyki. Miała młode, gibkie i chude ciało. Bardzo szybko jej ścięgna stały się niemożliwie elastyczne, a mięśnie jednocześnie silne i giętkie. Zaczęła tańczyć w młodym wieku, by zarabiać i pomagać rodzicom. Później by zarobić sama na siebie. Tak naprawdę tylko to umiała. Z tańca mogła się utrzymywać i pozwalać na rzeczy, których żaden rzemieślniczy zawód by jej nie dał. Jeśli miała łamać palce, to na scenie, nie, przy młocie kowalskim.

Zaczęła odwijać bandaż z drugiej nogi i wtem zauważyła, że przez tłumek aktorów przeciska się kot i w dodatku chyba biegnie wprost do niej. Nim się obejrzała kotek siedział na scenie i trykał ją główką w łokieć.
- No cześć mały - przywitała się i zaczęła drapać go za uchem.
- Co ty robisz w tym całym bałaganie, co? - Miała ładny, lekki, kobiecy głos, wydawałoby się, że idealny do śpiewu.
- Jeszcze cię tu zadepczą wariacie. - Chwyciła kota i posadziła go sobie na kolanach. Drapała mruczka po głowie i pod brodą, a ten wydawał się tym zachwycony.

Obie nogi miała teraz opuszczone ze sceny, a wcześniej odwijany bandaż spadł na ziemię. Lady Danbroch podeszła do niej i ewidentnie chciała zrugać ją za zabawę z jakimś futrzakiem, ale zauważyła coś na jej stopie i aż przystanęła. Duży palec u jednej ze stóp Sauri był fioletowy i niezwykle opuchnięty. Ale to nie wszystko. W jego okolicy można było dostrzec, aż cztery kleszcze.
- Sauri - odezwała się kobieta. - Idź do domu, nie widzisz co się dzieje?
Dopiero teraz tancerka dostrzegła swoją stopę. Była tak przetrenowana, że nawet nie czuła bólu. Nie pierwszy raz miała kleszcze, ale nigdy nic jej tak nie spuchło i nie zsiniało. Przecież przed chwilą jeszcze tańczyła.
- Lodowata woda i okłady odkażające, przykładaj zaparzoną miętę. Ale wcześniej usuń to paskudztwo. Już, zmykaj! Arthur cię odprowadzi - zarządziła.
- Nie! Nie! Nie trzeba! Sama pójdę! - broniła się. Danbroch spojrzała na nią z ukosa i gestem dłoni odesłała, podchodzącego już mężczyznę.
- Idź, idź, sio!

W tym samym czasie kot łasił się do czarnowłosej, mruczał i ocierał się o jej brzuch, ignorując całą resztą. Po rozmowie z instruktorką Sauri spojrzała na niego, jak na przyjaciela.
- No i wygonili nas. To co, zjesz ze mną waćpan kolację? - zapytała teatralnie kota i pocałowała go w główkę. Wstała, postawiła kociaka obok i ruszyła do garderoby. Nie kulała, jeszcze. Kot potuptał za nią i oboje szybko znaleźli się w pomieszczeniu przeznaczonym tylko dla kobiet. Sauri musiała się przebrać i zostawić kostium w teatrze. Zdjęła z siebie wszystkie ozdoby w tym tkaninę, która zasłaniała jej twarz. Dopiero teraz ukazało się jej lico w całej okazałości. Miała śliczną, młodziutką buźkę, kształtne, różowe usta i rumiane policzki. Miała w sobie coś co przyciągało uwagę, ale nie była to zmysłowość, raczej radość bijąca z jej wnętrza.
Dziewczyna zdjęła spódnicę i została w samej bieliźnie. To znaczy w czarnych, krótkich spodenkach. Do kostiumu należał także stanik, którego dziewczyna też się pozbyła. Podejrzliwie spojrzała na kota.
- A ty co podglądaczu jeden? Cycków nie widziałeś? - zaśmiała się i pokazała kotu język. Z wnęki w ścianie wyciągnęła jasnoróżową halkę i wsunęła ją na siebie, potem przyszedł czas na sukienkę i krótki gorset, przypominający pasek. Nie sądziła, że właśnie rozebrała się przed mężczyzną. Była pewna, że to tylko kot, no a kot jak to kot, jemu obojętne są kobiece ciała. Podglądacz zaś siedział sobie spokojnie na krzesełku i oglądał znacznie lepszy teatr niż na scenie.
- To co kocie, wpadniesz do mnie na mleczko i rybkę?
Awatar użytkownika
Ian
Błądzący na granicy światów
Posty: 24
Rejestracja: 5 lat temu
Rasa: Kotołak
Profesje: Złodziej , Rozbójnik
Kontakt:

Post autor: Ian »

Zadziałało. I to nawet lepiej niż zakładał plan. Śliczna tancerka, zamiast podnieść raban bo jakiś bezpański kocur kręci się po teatrze i roznosi pchły (nie żeby ten konkretny osobnik jakichkolwiek pcheł się kiedykolwiek dorobił), wyciągnęła ku niemu rękę i momentalnie zasypała pieszczotami, na które ten odpowiedział głośnym i pełnym zadowolenia pomrukiem. Ba, nawet nie chciało mu się zbytnio protestować, kiedy dziewczyna postanowiła wziąć go na ręce i złożyć sobie na ślicznych kolanach. Miauknął wtedy jedynie przyjaźnie i wyciągnął łapy, opadając na prawy bok i odsłaniając do głaskania klatkę piersiową oraz brzuch. Gdyby przyjaciele z szajki go teraz zobaczyli, mieliby radochy i żartów na długie tygodnie. Zwłaszcza Hugo, który uwielbiał docinać swojemu młodszemu bratu na wszelkie możliwe sposoby, zaczynając od kubłów zimnej wody na "dzień dobry", a kończąc na przypalaniu mu ogona zamorskim cygarem za pyskowanie. Starszy kotołak, choć kochał Iana całym sercem, jakoś nie mógł przełknąć, że z kobietami szło mu znacznie lepiej niż jemu, no ale głupi ma zawsze... wiadomo co.
Na szczęście chłopaki byli daleko i z rzadka zaglądali w takie miejsca - okradanie bogatych snobów przychodzących wieczorami do teatrów zostawiano zawsze najładniejszym dziewczętom w grupie, które wiedziały jak sobie radzić z takimi bufonami - dlatego Ian mógł się bez oporu łasić do czarnowłosej ślicznotki.

Głaskanie nieoczekiwanie ustało, a na horyzoncie znów zamigotała sylwetka tej starszawej, niemiłej kobiety, która chyba uwielbiała krzyczeć i rozstawiać wszystkich po kątach. Gdyby nie to, że Ian był dobrym kotem, już dawno podbiegłby i ugryzł ją w kostkę albo chociaż naostrzył pazury o krawędź jej sukienki. Jednak gdyby nie ona, mężczyzna nie dowiedziałby się, że jego nowej przyjaciółce coś dolega. Korzystając z chwili zamieszania, zwierzak rzucił okiem na stopę dziewczyny i syknął złowrogo na cztery czarne kleszcze, choć niewiele to wnosiło do obecnej sytuacji. Ale przynajmniej poznał imię pięknej nieznajomej, które wymówił kilka razy w głowie, kręcąc wąsami w zadumie. Sauri. Sauri. I nagle jeszcze kolejne imię. Jakiś tam Arthur, którego nadejście powitał lekkim zjeżeniem futra na karku i ogonie. Na szczęście potencjalny rywal tak szybko jak się pojawił, tak sobie poszedł, a zmiennokształtny wylądował ze ślicznotką w garderobie.

To było szybkie i niespodziewane, nawet za szybkie dla biednego kota, który wylądował na krzesełku zupełnie sam, mogąc jedynie patrzeć przed siebie. A było na co popatrzeć. Dziewczyna miała nie tylko piękną osobowość (skoro lubiła koty to naturalnie nic innego się nie liczyło) ale również i ciało. Gdyby nie zwierzęca forma Ianowi opadłaby szczęka, a tak jedynie przysiadł grzecznie na czterech literach i przekręcił łebek, obserwując zmagania Sauri z sukienką. Czy robił w tej chwili coś niewłaściwego? Ciężko mu było ocenić. Z jednej strony spotkało go wyjątkowe szczęście, z drugiej jako dorosły mężczyzna już dawno dostałby w twarz. No i jeszcze trzecie: Sauri sama go tu przyniosła, więc ostatecznie można by zrzucić całą winę na nią. Wielce wygodne.

Kiedy dziewczyna kończyła się przebierać, Ian pozostał na krześle w niemal niezmienionej pozie, z tą różnicą, że starał się teraz wyglądać na lekko znudzonego, co rusz strzygąc uchem lub wodząc wzrokiem po pokoju w poszukiwaniu jakiś szczurów lub czegokolwiek co pozwoliłoby mu na trochę odwrócić wzrok, ale tylko oszukiwał sam siebie. Miał ogromną ochotę wskoczyć Sauri na ręce i znów pozwolić jej się drapać za uchem. Kiedy więc padła propozycja powrotu z nią do jej domu, Ian z radością poderwał się z krzesła.
Awatar użytkownika
Sauri
Szukający drogi
Posty: 30
Rejestracja: 11 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Artysta , Wędrowiec
Kontakt:

Post autor: Sauri »

- Ach, widzę, że jesteś chętny na kolację. Dobrze, dobrze, tylko pozwól. - Schyliła się do kota i wzięła go na ręce.
- Jeszcze mi się zgubisz w tłumie.
Ulice miasta były zatłoczone. Sauri trzymała na rękach kotka i drapała go za uchem. Dobrze, że miała towarzystwo. Mijali kolejnych ludzi, przecinali kolejne uliczki, aż w końcu dotarli do wielorodzinnej kamienicy. Sauri weszła do środka. Na dole znajdowała się niewielka kuchnia, na górze większa sypialnia. Przygotowała wszystko dla swojego nowego towarzysza i zaniosła go na górę. Postawiła miseczkę z jedzeniem i mlekiem niedaleko swojej toaletki. Sama usiadła przy niej i zaczęła pielęgnować swoje włosy. Dopiero później przypomniało jej się o bolącej nodze. Mimo to na razie wolała przyglądać się kotu, jak je. Miło było mieć towarzystwo.
Awatar użytkownika
Ian
Błądzący na granicy światów
Posty: 24
Rejestracja: 5 lat temu
Rasa: Kotołak
Profesje: Złodziej , Rozbójnik
Kontakt:

Post autor: Ian »

Koty, jako jedyne w królestwie zwierząt domowych, nigdy nie wychodzą poza swoją strefę komfortu, na wszelkie próby wyciągnięcia ich stamtąd siłą reagując aktywacją pazurów. Owszem, zdarzają się wyjątki nie potwierdzające tej reguły, jednak wtedy kot robi to na własnych warunkach, uprzednio wytresowawszy sobie właściciela. Tak jest po prostu dla nich łatwiej, niż żeby jakiś dwunóg mówił im co mają robić. Kot najlepiej wie jak być kotem.
Niestety Ian zdawał się być przypadkiem szczególnie specjalnym. Raz, że dał się tak bezdyskusyjnie podnieść, a dwa, gotowy był podać łapę i przewracać się na plecy jak pies, byle tylko Sauri nie przestawała go drapać za uchem. Był w siódmym niebie, szkoda tylko, że musiał się na razie ukrywać pod postacią kulki rudawego futra.
Kiedy dotarli do domu dziewczyny, zmiennokształtny od razu rzucił się do obwąchania nowego terytorium. Zauważył przy tym, że jego nowa przyjaciółka żyje dość skromnie, podobnie jak on, ale nie chodzi głodna. Może po cichu okradała ten śmieszny teatrzyk, pomyślał sobie Ian. W sumie byłoby to całkiem zabawne gdyby tak było. Mogliby zwinąć coś razem.
Te rozmyślania przerwało pojawienie się miski z rybą i mleko, dla których koci instynkt stracił panowanie nad sobą. W dwóch szybkich skokach nakazał kotu dopaść do nich i zacząć rozrywać mięso zębami.
Gdy było już po wszystkim, a i miska z mlekiem nie miała żadnych szans na obronę, Ian ociężale wdrapał się na toaletkę i położył się wzdłuż niej na lewym boku, wyrzucając przed siebie wszystkie cztery łapy. W tej chwili inne koty mogły być zazdrosne i powinny pluć sobie w brodę za uparte pozostawanie w swoich strefach komfortu.
ODPOWIEDZ

Wróć do „Równiny Theryjskie”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 1 gość