Thenderion[Winnica Counteville] Zabawa w ganianego

Thenderion zbudowany jest głównie z kamienia, więc domy są tu masywne i trwałe, ale ich wnętrza są zimne mimo dość ciepłego klimatu. Budynki mieszkalne mają zazwyczaj jedno lub dwa piętra, zaś budynki użyteczności publicznej są zwykle wyższe i bardziej rozległe jak np. gmach sądu. Okna masywniejszych budowli zdobią barwne witraże. W mieście znajduje się rezydencja króla Arina, sprawuję on głównie władzę nad miastem.
Awatar użytkownika
Rianell
Szukający drogi
Posty: 40
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Rzemieślnik
Kontakt:

Post autor: Rianell »

        Po ogłoszeniu wyroku Rianell został zabrany do niewielkiego pomieszczenia, gdzie jeszcze miał podpisać pewne papiery (na których widniał już podpis Lavii Mandeville, jego pełnoprawnej właścicielki). Zdjęto mu kajdany, ale nikt nie składał gratulacji, nikt też nie przepraszał i nie tłumaczył się, że zaszła pomyłka. Tych strażników to niespecjalnie obchodziło, bo takich jak Pestka było w tym miejscu kilka tuzinów każdego miesiąca, on nie wyróżniał się niczym poza wyglądem - może za tydzień jeszcze jeden z nich będzie pamiętał podejrzanego o twarzy poznaczonej niebieskimi pasami, ale za miesiąc i on zapomni… A życie toczy się dalej.
        Przed gmachem sądu na Rianella czekało coś na kształt komitetu powitalnego. Brat Benedykt, rodzeństwo Counteville, Lavia Mandeville - ustawieni w półokrąg, jakby chcieli go złapać między siebie. Pestka podszedł do nich trochę niepewnie, nie wiedząc jak się zachować.
        - Dziękuję - zaczął, bo to było słowo, które według niego było najbardziej stosowne w tej sytuacji. - Za…
        - Wiedziałem, że jesteś niewinny! - oświadczył z radością brat Benedykt, ściskając rękę zaskoczonego niewolnika i klepiąc go po ramieniu. Rianell uśmiechnął się, lekko skrępowany, ale był to pierwszy szczery uśmiech, jaki pojawił się na jego twarzy od momentu, gdy trafił pod skrzydła Blanche. Wyglądał z nim na pewno lepiej niż gdy tak patrzył czujnie na wszystko i wszystkich.
        Po gratulacjach opata przyszedł czas na serdeczne słowa Robina, które Rianell przyjął łagodnie i bez wracania do dawnych uraz. Chciał się od razu odwołać do wspomnianej intuicji jego dobrodziejki i jej podziękować, ale wtedy jego spojrzenie spotkało się ze spojrzeniem Lavii. Wdowa po Ellisie patrzyła na niego z nikłym, zmęczonym uśmiechem w taki sposób, jakby chciała mu coś jeszcze przekazać.
        - Rianellu - zwróciła się do niego łagodnym tonem. - Czy mogłabym cię prosić na chwilę na słówko?
        - Oczywiście, pani - odparł jej natychmiast, wracając w jednej chwili do swojej postawy niewolnika i sługi. Przeprosił wzrokiem resztę i udał się za swoją panią w głąb cichej, pustej o tej porze dnia uliczki. Gdy już znaleźli się poza zasięgiem słuchu pozostałej trójki, stanęli naprzeciwko siebie i chwilę rozmawiali. A raczej to Lavia mówiła, a Rianell z szacunkiem jej słuchał. Po chwili jednak na jego twarzy pojawił się wyraz ogromnego zaskoczenia, który zaraz przeistoczył się we wzruszenie. Aby nie zacząć szlochać zasłonił sobie usta dłonią i już prawie uklęknął przed Lavią na oba kolana niczym typowy niewolnik, lecz ona złapała go za łokcie i powstrzymała go od tego ruchu. Coś do niego powiedziała, a on jedynie pokiwał głową, próbując się opanować. Ciekawie wyglądali tak z boku, gdy to ta drobna kobieta w żałobie była taka pewna siebie i spokojna, a krzepki mężczyzna przed nią łkał prawie jak dziecko. Całe szczęście szybko odzyskał powagę. Powiedział coś Lavii, bardzo uroczyście, a wdowa w odpowiedzi przygarnęła go do siebie jak syna i go przytuliła. Mogła sobie na to pozwolić, bo jedynymi świadkami byli Mandeville’owie i brat Benedykt, a oni nie wywołaliby z tego powodu skandalu.

        - Blanche, Robinie - Lavia zwróciła się do rodzeństwa. - Dziękuję wam za gościnę i wsparcie w tych dniach. I za to, że uratowaliście Rianella - dodała, zerkając na stojącego obok w milczeniu mężczyznę. - Jestem wam niezmiernie wdzięczna. Gdybyście kiedyś byli w okolicach, z radością was ugoszczę. Teraz jednak muszę się już z wami pożegnać, chcę wrócić do domu i… nauczyć się żyć w tej nowej rzeczywistości - dodała z westchnieniem. Pożegnała się z błogosławioną całusem w policzek,a przed Robinem skromnie się ukłoniła. Na koniec spojrzeli z Pestką na siebie i bez kolejnych pożegnań wdowa Mandeville odeszła. Rianell został. A gdy Lavia odeszła już na odpowiednią odległość, tak by nie mogła już zawrócić, pod Pestellim ugięły się nogi i ciężko usiadł na schodach sądu. Spojrzał w górę na tych, którzy jeszcze z nim zostali.
        - Pani Lavia zwróciła mi wolność - wyznał łamiącym się z emocji głosem. Palcem wskazującym i kciukiem przetarł oczy, aby nie pozwolić łzom wylać się na policzki. - Formalnie nadała mi status wolnego człowieka. Powiedziała, że to w podzięce za to, że starałem się uratować Ellisa i… że on by się z tego bardzo ucieszył - dokończył, ponownie wycierając oczy nasadą dłoni. Odetchnął, by się w końcu opanować. Spojrzał w niebo, które po raz kolejny zaczęło zasnuwać się stalowymi chmurami zwiastującymi deszcz. To był dla niego nowy, czysty początek. Tak czysty, że nie wiedział co z sobą począć, bo nie miał nic poza odzyskaną wolnością. Nie miał gdzie wracać, a nawet jeśli by miał, to nie miał za co. Miał jednak jedno wyjście - dobrych ludzi, którzy stali przed nim. Spojrzał na nich lekko niepewnie, po czym wstał.
        - Bracie Benedykcie - zwrócił się do opata. - Czy… Nie potrzebujecie kogoś do robót remontowych w zakonie? - zapytał. - Albo po prostu do pracy. Mam fach w ręku, zakon na pewno będzie miał ze mnie pożytek. Chociaż na te kilka miesięcy nim stanę na nogi - doprecyzował, bo nie spodziewał się, by jego los był na dłużej związany z tym zakonem, było to jednak jedyne miejsce, które w tej chwili mógł chociaż po części nazwać domem.
Awatar użytkownika
Blanche
Szukający drogi
Posty: 27
Rejestracja: 4 lat temu
Rasa: Błogosławiony
Profesje: Kapłan , Uzdrowiciel
Kontakt:

Post autor: Blanche »

Anielica serdecznie pożegnała panią Mandeville i posłała jej wzrok mówiący "jestem dumna z ciebie". Patrzyła, jak szlachcianka idzie po dorożkę ginąc w zakręcie uliczki - jej postawa była szlachetna, choć widocznie zadumana. To bardzo silna kobieta, która pomimo rozpaczy potrafiła znaleźć się dzisiaj na sali sądowej i wesprzeć sługę. Potrzeba bardzo dużej odwagi, aby być wrażliwym, bo jeśli odsłonisz swoje serce, możesz być bardzo podatnym na zranienia. W tym jednak tkwi sekret kobiecej siły, że miłosierdziem i współczuciem leczy rany.
Blanche miała łzy w oczach, kiedy usłyszała, że Lavia zwróciła wolność Rianellowi. Zanim brat Benedykt odpowiedział na jego na pytanie, kobieta położyła dłonie na jego ramionach i spojrzała mu prosto w oczy, z uśmiechem.
- Tak się cieszę.
I pocałowała go w czoło.
Opat zaś odpowiedział swoim ciepłym głosem:
- Tak się składa że zachodnie skrzydło naszego opactwa wymaga solidnego remontu, chłopcze! Oczywiście, chciałbym, abyś żył wśród nas, w szatach zakonnych, nie musisz przyjmować ślubów od razu, zanim zdecydujesz się na taki krok oczywiście musisz zakosztować klasztornego życia... Jeśli nie, spróbujemy znaleźć jakiś przytułek, w którym będziesz miał swój kąt, ale drzwi do twojej celi stoją przed tobą otworem.
Robin czuł się nieco skrępowany tą sytuacją i próbował nie dać po sobie tego znać, bo o ile para kapłanów nie wyglądała dziwnie rozmawiając ze sobą na środku ulicy, o tyle niewolnik na granicy płaczu i szlachcic w formalnym stroju nie pasowali do zwykłej scenerii ulicy.
- Moi drodzy, może byśmy porozmawiali o tym w milszych warunkach...
Anielica od razu przyjęła jego sugestię... tyle że nieco inaczej.
- Tak! Kochany bracie, powinniśmy dzisiaj urządzić przyjęcie dla naszej służby i Rianella. Wtedy porozmawiamy o przyszłości.
Przyjęcia dla służby w domu państwa Counteville'ów nie były niczym bardzo zadziwiającym, ponieważ Blanche bardzo chciała dbać o dobre między nimi relacje. Najczęściej raz na kwartał - po zakończeniu zbiorów, po zasiewach, w okolicy Świąt Śniegu czy Święta Smoka udostępniane im były piwniczki winne, sala bankietowa, służący przygotowywali dla siebie wspólną wielką kolację i mogli prosić o zamówienie orkiestry.
Robin szybko zareagował na pomysł Blanche.
- Oczywiście, jeśli Rianell będzie tego chciał, czy wobec żałoby nie wolałby zrezygnować z przyjęcia...
- W takim razie może zrezygnować z tańca i trunków, ale porządnie się najeść na cześć nadania wolności powinien - podsumowała, a brat Benedykt pokiwał głową. - Ale oczywiście... decyzja należy do ciebie.
Anielica spojrzała na niego spokojnym wzrokiem. Uśmiechała się serdecznie.
Awatar użytkownika
Rianell
Szukający drogi
Posty: 40
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Rzemieślnik
Kontakt:

Post autor: Rianell »

        Widok Blanche, która tak po matczynemu traktowała Rianella, był rozczulający - różnica wieku między nimi była taka, że tak naprawdę to on mógłby być jej ojcem, a i wyglądał na wyraźnie starszego od niej. A mimo to poddawał się tym jej czułościom z jakąś osobliwą przyjemnością - nie jak mężczyzna kobiecie, a właśnie marnotrawny syn matce.
        Z opatem zaś relacja Rianella była bardziej swobodna, choć i tak było widać, że były niewolnik odczuwa respekt w stosunku do tego niby jowialnego zakonnika. Mogli się poklepywać po ramionach i sobie żartować, ale jednak gdyby brat Benedykt wydał polecenie, Pestka nie śmiałby dyskutować - i nie chodziło o to, że był nauczony uległości.
        - Całe skrzydło? - zapytał z pewnym uznaniem w głosie. Wyobrażał sobie ile to może być roboty, a że zbliżała się zima… Jego pierwszy pomysł, aby odejść na wiosnę chyba będzie musiał ulec zmianie, bo w końcu on był z tych, którzy nigdy by nie zostawili niedokończonej roboty. To było jednym z powodów, dla których Rianell nie chciał opuszczać lady Lavii, lecz ona na wieść o jego wahaniu oświadczyła, że przez ten rok Pestka tak dobrze wyszkolił swojego zmiennika, że to on dokończy sprawę. Tak naprawdę nie zostało tam wiele do zrobienia, więc poczucie winy było mniejsze.
        - Przekonamy się, bracie - odparł dyplomatycznie na pobożne życzenie brata Benedykta w kwestii swojego zostania w zakonie. - Będę musiał się sporo nauczyć.
        Póki co Rianell nie zamierzał wspominać, że nie za dobrze zna modlitwy czy jakieś bardziej szczegółowe tajniki wiary i tak naprawdę przez większość życia religia po prostu nie stanowiła żadnego ważnego elementu jego życia. To rozmowa zbyt prywatna i zbyt rozległa, by prowadzić ją na ulicy.
        Nieświadomie z pomocą przyszedł mu Robin, wspominając, by przenieść się gdzie indziej. Przynajmniej tak to zrozumiał Pestka, bo najwyraźniej Blanche zinterpretowała jego słowa zupełnie inaczej i wpadła na pomysł przyjęcia. Rianell był wyraźnie zaskoczony, lecz nim odzyskał język w gębie, z pomocą pospieszył mu ponownie Robin.
        - Tak… - przyznał Pestelli. - Wolałbym jeśli już, by było to coś skromnego. Zwykła kolacja wystarczy - zapewnił, ale takim tonem, że było słychać jego wdzięczność. Cieszył się nawet, że będzie miał tak dobrą sposobność, aby poznać służbę i pozostałych braci. Chyba nie mógł sobie wyobrazić lepszego startu w nowe życie.
        - Dziękuję wam - odezwał się po chwili. - Za wszystko. Nie wyobrażam sobie, bym mógł trafić na lepsze osoby na swojej drodze. Chyba faktycznie była w tym ręka Najwyższego - oświadczył, z uśmiechem zwracając się do Blanche, bo poprzedniego wieczoru to ona mu o tym mówiła.
        I żeby nie stać aż do nocy pod gmachem sądu, Rianell ruszył razem z rodzeństwem Counteville i opatem w stronę ich posiadłości. Ani razu nie obrócił się za siebie - sąd, tak jak i niewolnicza przeszłość - pozostały za nim i nie zamierzał już do nich wracać.

Ciąg dalszy: Blanche i Rianell
Zablokowany

Wróć do „Thenderion”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 1 gość