[Tereny podległe] Tańce pod krwawym księżycem
: Wto Gru 31, 2019 7:26 pm
- Jestem co do tego przekonana, jaki inny byłby motyw, aby ukrywać się w taki sposób, szczególnie, że majątku zdecydowanie mu nie brakuje, a i urody mu i mój narzeczony mógłby zazdroszczyć?
- Panienko, to nie godzi się czegoś takiego sugerować. To, że przystojny mężczyzna stroni od towarzystwa, może znaczyć wiele rzeczy.
- Moja droga, żadna z nas nie urodziła się wczoraj; jeśli ktoś nie korzysta z talentów, jakimi został obdarzony, to oznacza, że te talenta nic mu dać nie mogą.
Kathleén zacisnęła wargi, w końcu poddając się i uchylając księgę, która uprzednio zasłaniała jej widok na całą bibliotekę, w której się znajdowały - cztery kobiety odziane elegancko, acz codziennie, z czego dwie miały wyraźnie prostsze suknie, wyraźnie wskazując na ich rolę jako służki. Wampirzyca dostrzegła, że czwarta dziewczyna o nawet bardziej bladej twarzy dołożyła swoją książkę na stolik obok - dwie służki miały ich własne otwarte, ale położone na ich kolanach.
- Jakiż to mężczyzna powinien stać się obiektem zazdrości szlachetnego mistrza Asmala, iż preferujecie taki temat ponad jego jakże fascynujące mądrości? - spytała Kathleén z zaczepnym grymasem.
- Och, jestem przekonana, że szlachetny mistrz, gdyby jeszcze żył, preferowałby takiego rodzaju dyskusje na swój temat ponad dogmatyczne dysputy. - Zachichotała Avaria, jasnowłosa dziewczyna o zielonych oczach i wyjątkowym smaku do odzieży, sztuki oraz skandali.
- Niejaki hrabia Vergil von Weyarn - wyjaśniła Octavia, druga służka, ciemnowłosa, z wyraźną obecnością elfiej krwi w żyłach, a na uniesioną brew swojej pani dopowiedziała. - Hrabia jedynie tytularny, z tego, co się orientuję, dlatego panienka go nie kojarzy.
- Ach, rozumiem. A w czymże ów von Weyarn przyćmiewa zagadkę egzystencji? - Kathleén założyła stronę w księdze, po czym odłożyła ją na bok, zamiast tego sięgając po filiżankę ciemnoczerwonej herbaty, z którego zaraz pociągnęła kilka łyków.
- Wszystkim! - zachłysnęła się Sylva, wampirka zdecydowanie stojącą za tym wszystkim, na co słóżki zareagowały rozbawionymi spojrzeniami, których nie brakowało im w ostatnich dniach. Córka barona posiadała charakterystyczny sposób bycia, co bez problemu dostrzegali goście mości włodarza.
- Panienka Sylva ma sporo racji, gdyż swoją tajemniczością nasz hrabia gotów stanąć w szranki z zagadką bytu, a i próby odpowiedzenia na niego zdaje się być tyle, ilu ludzi o nim słyszących, z nie mniej odważnymi interpretacjami - powiedziała zaraz Octavia, kładąc dłoń na ramieniu wampirzycy, która zaraz entuzjastycznie pokiwała głową.
- Potyczki na słowa z tobą i czart powinien się obawiać - uznała jej wypowiedź Kathleén, która aż odłożyła filiżankę i położyła dłonie na kolanach, pochylając się w fotelu w stronę dziewczyn. - A więc? Czuję się pokrzywdzoną bez wiedzy niezbędnej w tak ciekawej dyskusji.
- Ród von Weyarn nie był dużą rodziną, choć majętną oraz czystej krwi - zaczęła oczywiście Avaria, gestykulując na tyle ochoczo, że jej jasne loki latały na lewo i prawo.
- Niektórzy powiadają, że Vergil w istocie jest człowiekiem przemienionym i zaadaptowanym jako dziedzic, bo rodzice nie mogli mieć dziecka - wtrąciła Sylva.
- Podobne stwierdzenia są powszechnie wytaczane dla każdego wampira na tyle podeszłego, aby publiczna świadomość nie pamiętała jego dzieciństwa - stwierdziła Octavia, której ręce pozostawały nieruchome, a mimika skromna - na taką odpowiedź policzki córki barona nieco się powiększyły; Kathleén uważała ów nawyk za uroczy u dzieci, ale nie u piętnastolatki co chwila wspominającej o nadchodzącym ślubie.
- Ale zdecydowanie nie o każdym się mówi, że zabił własnych rodziców.
Można by rzecz, że momenty takie jak te rekompensowały tę uroczość, jednak Kathleén wolałaby, aby dziewczyna pozostała czysto urocza; wampirka wzięła głęboki wdech, gdy jej plecy opadły na oparcie fotela, a płomień świecy stojącej obok zamigotał, gdy kąciki woskowej wieży pokryły się ledwo widocznymi kryształkami szronu. Nie umknęło to wzrokowi Octavi, która spojrzała na swoją przyjaciółkę znacząco. Avaria zamrugała, po czym otworzyła swoje ustka, przerywając ciszę.
- To rzeczywiście jedna z powszechniejszych pogłosek na jego temat; ponoć podróżował wiele w przeszłości, tak samo zresztą jak w teraźniejszości. Otóż jednego dnia powrócił do posiadłości rodu, a następnego dnia stał się już jego jedynym członkiem.
- Rzekomo wypił ich do cna, a sam zagarnął całe bogactwo, które posiadali - dodała Sylva.
- To już bajdurzenie. Nie wiadomo nic o bogactwach von Weyarnów, nasz hrabia znany jest z wielu podróży, których przebieg nie jest znany. Spekuluje się na temat tego, jakie krainy odwiedził i jakich rzeczy dokonał. Niektórzy nawet mówią, że udało mu się zabić smoka i jego skarb skrywa w podziemiach swej Leśnej Posiadłości.
- Jestem ciekawa, czy trzyma tam też księżniczkę - mruknęła Octavia, która jak dotąd milczała z twarzą ponownie skrytą za okładką książki.
- Muszę przyznać tutaj rację naszej pragmatycznej towarzyszce - odezwała się Kathleén. - Zabicie smoka to sprawa osobna, której prawdziwości lub fałszu nie można potwierdzić hipotezując, jednak przetransportowanie smoczego skarbu w sposób nie skupiający na sobie uwagi? Wybaczcie, ale nie wierzę, aby różnica naszych kultur była w stanie coś takiego uzasadnić.
- Jednak w jaki sposób twoja kultura uzasadniałby tak tajemniczy styl życia i trzymanie tylko jednego, męskiego służącego? - Nie ustępowała Sylva.
- Och, droga panienko, czy w takim razie obecność naszej tu tylko czwórki powinna wzbudzać gorszące plotki? - zachichotała Avaria, czym wywołała natychmiastowe rozwarcie warg Sylvy, jednak dziewczyna kontynuowała swoją myśl, mieszcząc się w czasie zarezerwowanym na jej kolejne słowo. - Oprócz tego to tylko jedna strona tych plotek, mi udało się usłyszeć coś znacznie przeciwnego; ponoć kiedy nasz hrabia opuszcza tę swoją posiadłość, a chyba zwykł to robić często, to cierpi na okropną słabość do pięknych kobiet. W gruncie rzeczy, jeżeli chociaż połowa tego, co na ten temat się mówi jest prawdą, to wręcz obawiałabym się stanąć obok niego!
- Ale… - Wzrok pozostałych trzech kobiet skierowany został na córkę ich gospodarza w oczekiwaniu na kontrargument, podczas gdy ta nagle spojrzała w przestrzeń, orientując się w swojej sytuacji. W takim wypadku uratować bądź pogrążyć ją postanowiła sama Kathleén.
- Szczerze powiedziawszy, odnoszę wrażenie, że posiadasz jakiś szczególny powód, aby nie pałać zbytnią sympatią do owego Vergila van Weyarna. - Wampirka przez chwilę poruszała wargami, sprawdzając jak to imię na nich leży. - O ile nie jest to tylko wielkie zamiłowanie do dyskusji, które kompletnie potrafię zrozumieć, choć wolałabym pewnie nieco odmienny temat.
- Tak, dokładnie - uśmiechnęła się Sylva, na co Kathleén klasnęła w dłonie.
- Wybornie, w takim razie zaproponowałabym odmienny temat, choć wierzę, że po takiej wymianie zdań pozostaje wciąż bliski idei rozmowy, ufam, że przypadnie ci do gustu. Czy możliwe jest poznanie osoby bez widzenia jej uprzednio na oczy. - Brwi obu służek uniosły się, po czym wymieniły spojrzenia. - Wedle zapisków niejakiego Vimhara z Demary wszyscy jesteśmy zwierzętami o mniejszym lub większym stopniu rozwinięcia; wszyscy zdajemy sobie sprawę, że zachowania zwierząt są stosunkowo proste do przewidzenia, na tyle, że słysząc nazwę gatunku jesteśmy w stanie w znacznym stopniu je “poznać". Jednakże wśród zwierząt jednego gatunku także zdarzają się różnice w zachowaniu, wywołane odmienną rolą w przyrodzie, stadzie czy powiedzmy społeczeństwie. Dzieląc je jednak na kilka kategorii możemy stosunkowo łatwo opisać każdego osobnika, lecz im bardziej skomplikowane zwierzę, to i większe rozdrobnienie i różnorodność ról dla niego się przejawia. Wobec tego powiedzmy człowiek czy wampir także możliwy jest do opisania przez odpowiednią ilość kategorii nałożonych na siebie, dających obraz jednostki. Informacje na temat kategorii, do których ów jednostka przynależy, możliwe są natomiast do pozyskania za pośrednictwem innych jednostek, bez potrzeby bezpośredniego spotkania osobnika. Co ty sądzisz na ten temat, Octavio?
- Mistrz Asmal wyprowadza tezę, iż informacja tym bardziej zostaje uszkodzona, im dłużej znajduje się w przyrodzie. W ten sposób wytłumacza dlaczego nasze wspomnienia zanikają, dlaczego tak mało wiemy o najdawniejszych czasach, dlaczego nie jesteśmy w stanie zbadać oka Prasmoka. W ten sposób jakakolwiek wiedza na temat człowieka przekazywana przez ludzi jest niepewna, uszkodzona, a nawet często nieaktualna, szczególnie w przypadku długowiecznych ras. Wobec tego wysoce wątpię, aby możliwe było odpowiednie przypisanie kategorii tylko na podstawie relacji pośredniej.
- Celne źródło, choć zdziwiłabym się, gdyby było inaczej. - Kathleén skinęła w jej stronę. - Sylvo, jak ty się do tego odniesiesz?
- Bardzo chętnie bym to zrobiła, ale niestety musicie mi wybaczyć, to czas na moje lekcje tańca. - Sylva skinęła im, po czym chwyciła skraje sukni aby wstać ze swojego fotela; Avaria zaraz przejęła od niej jej książkę, na co córka barona uśmiechnęła się do niej. - Bardzo miło się dyskutowało i chętnie powtórzę to w przyszłości.
- Naturalnie.
Spojrzenia trzech dziewcząt śledziły oddalającą się panienkę, po czym przesunęły się na świecę liczącą czas; podziw co do chęci nie spóźnienia się Sylvy został przemilczany, ale po chwili Octavia wysunęła inną kwestię:
- Muszę przyznać, że panienka Salva posiada talent do testowania samokontroli, czyż nie, pani?
Kathleén wywróciła tylko oczami.
- Ubolewam nad tym, że nieszczególnie do siebie pasujemy - powiedziała wampirka, biorąc kolejny łyk herbaty. - Nie jest zdecydowanie straconym przypadkiem, w rękach odpowiedniego rzeźbiarza z tej bryły zdecydowanie mógłby powstać piękny pomnik. Pozostaje mi mieć nadzieję, że w przyszłości trafi na kogoś takiego.
- Och, panienka może dożyć na tyle długo, aby to ujrzeć i opowiedzieć naszym wnukom - zachichotała jasnowłosa dziewczyna.
- Avario! Trochę wiary! - Kathleén odłożyła książkę na bok i podniosła się z fotela, na co jej służki natychmiast także się uniosły. - Podejrzewam, że mistrzowi został oddany odpowiedni hołd, przede wszystkim przez obecną tu kapłankę filozofii. - Octavia uchyliła skromnie głowę, ale pomiędzy welonem czarnych włosów widoczny był uśmiech. Wampirka skierowała się do wyjścia, a obie ruszyły jeden krok za nią, szybko wyłapując rytm. - Zażyjmy nieco księżyca.
A ów wisiał wysoko tego późnego wieczora, rzucając swoją połowicznie wypełnioną tarczą jasny blask na dziedziniec zamku; zgromadzonych tutaj ludzi obserwował z parapetu zamkowego mężczyzna o bladojasnej skórze, odziany w ozdobną tunikę z herbem służącym za zapięcia płaszcza okrywającego jego ramiona. Długie włosy związane w koński ogon odsłaniały karmazynową opaskę zasłaniającą prawe oko, podczas gdy w lewym odbijały się sylwetki ludzi zgromadzonych w dole, kilku sług krzątających się dookoła i grupki osób zgromadzonych w krąg, pośrodku którego stało dwóch mężczyzn, z mieczami w ich dłoniach, nie spuszczających z siebie wzroku.
- Mości baronie, miło widzieć was na nogach; przepełnia mnie nadzieja, że sen sprzyjał.
Mężczyzna odwrócił się i uśmiechem przywitał Kathleén z obydwiema służkami u boku, które zaraz chwyciły skraje sukni i dygnęły, pochylając głowy odpowiednio nisko.
- Jak najbardziej, pani. Cieszę się, że widzę cię tutaj, udało ci się zdążyć na nie lada widowisko. - Baron chwycił dłoń wampirki, którą zaraz ucałował przelotnie, po czym delikatnie podprowadził ją na skraj balkonu. - Szkoda tylko, że mojej córki nie ma, ona z pewnością byłaby tym zachwycona.
Owszem, byłaby, bo jednym z pojedynkujących się w dole był nie kto inny tylko jej narzeczony, mężczyzna dosyć znany ze swoich umiejętności z ostrzem. Naprzeciwko niemu zaś stał… Kathleén uniosła brwi, kiedy ujrzała swojego “własnego rycerza”. Młodzieńca z rodziny szlacheckiej z okolic Turmalii, który przysiągł walczyć w jej imieniu (przez bliżej nieokreślony okres). Był dobry, ale niewiele więcej, każdego bandytę byłby w stanie bez problemu pokonać, ale to nie z takim się teraz mierzył. Dodatkowo mimo wszystko był tylko człowiekiem.
-Niestety musiała spieszyć na swoje lekcje - powiedziała Kathleén, zerkając na służki, które stanęły obok niej, także zerkając z zaciekawieniem.
- Za kim obstawiasz, pani? - spytał baron.
Widziała, jak mężczyźni wymieniają kilka uderzeń i już wiedziała. Alryk nie miał szans, jakkolwiek zdeterminowany by nie był; wampir był wyraźnie bardziej doświadczony i posiadał lepszy refleks, jego ostrze przesuwało się i zatrzymywało, czekając na przeciwnika, podczas gdy młody rycerz musiał bez przerwy się poruszać. Był zwinny niczym lis, ale jego pazury niewiele mogły zrobić przeciwko skale, jaką okazywała się defensywa nieumarłego. Nie, nie chodziło tu o to, kto wygra, ale kiedy.
- Jak zawsze wierzę w swojego obrońcę - powiedziała wampirka i zdołała wyłapać błysk rozbawienia w zdrowym oku barona. On też widział zbyt wiele, aby mieć takie złudzenia, ale ona miała prawa takie nie tylko posiadać, ale i je wyrażać.
- Zrozumiałe. Korzystając z twojej obecności, chciałbym zaprosić panienkę na bal. - Uniesione brwi odpowiedziały starszemu wampirowi, który zrozumiał nieme pytanie. - Mój brat ma w tradycji urządzać przyjęcie w swojej posiadłości gdy na niebie jest krwawy księżyc. Dostałem dziś od niego wiadomość o najbliższym terminie i jestem przekonany, że zaszczyściłabyś nas obu swoją obecnością na nim.
- Och, schlebia mi baron tymi słowami - odrzekła Kathleén. - Nie…
Jej słowa jednak zostały przerwane przez okrzyki ludzi z placu - dwójka arystokratów zerknęła na dół aby ujrzeć Alaryka powalonego na ziemię, leżącego na ziemi i przyciskającego ramię do klatki piersiowej. Jego wytrącony miecz leżał dobre kilka metrów obok, a nad mężczyzną stał jego wampirzy oponent, wciąż s pozycji kończącej cios. Wszystko to wystarczyło, aby Kathleén odszyfrowała manewr, który przed chwilą został użyty. Nie tak trudny do obrony, ale wampirka świetnie rozumiała nerwy przy mierzeniu się z o wiele lepszym przeciwnikiem.
- Czy jest ranny?!
Avaria otworzyła szerzej oczy, zerkając na swoją przyjaciółkę, a Kathleén posłała jej zaciekawione spojrzenie, zerkając na dłonie uczonej i artystki, teraz zaciśnięte na krawędzi balustrady. Zwycięzca pojedynku zaczął chować swój miecz do pochwy i zbliżać się do pokonanego człowieka, ale wyprzedził go syn barona, który zaraz przypadł do rannego, a po chwili go poddźwignął. Dobrze, że na palcu był też zamkowy medyk, po którego torbę zaraz poleciał młodzik.
- Spokojnie, z takiej rany wygrzebie się bez problemu - powiedział baron uspokajająco do Octavii, na co ta zamrugała i szybko przyjęła neutralną pozę, choć opuściła twarz, aby ukryć delikatny rumieniec.
- Jednak wybaczy baron, ale powinnam zdecydowanie sprawdzić, a jakim stanie jest mój rycerz - powiedziała Kathleén. - Gdyby nie pańska obecność, już bym bez wątpienia pędziła na dół, więc pozwoli baron, że powrócimy niedługo do tej rozmowy.
Wampirka pośpiesznie się oddaliła, w tempie marszowym, a przynajmniej dworskim jego odpowiedniku. Znała już układ korytarzy na tyle dobrze, że dotarcie na plac zajęło chwilę. W międzyczasie Kahleén zdążyła podzielić się ze służkami analizą co do cięcia, na co Octavia wysunęła szybką diagnozę, zwiastującą młodzieńcowi kilka tygodni w temblaku, a Avaria nie omieszkała wyrazić ulgę z tego, że panienka Sylfa jest zajęta tańcami. Już na dziedzińcu prędko odnalazła wzrokiem Alryka, siedzącego na ławie w towarzystwie medyka, który właśnie skończył bandażować obnażone ramię, oraz syna barona, który siedział po drugiej stronie. Kathleén skinęła dłonią, a dwie służki odstąpiły od niej na bok, podczas gdy ona podeszła do ławki; syn barona dostrzegł ją i zaraz się podniósł.
- Pani.
- Ma pani! - Odezwał się zaraz Alryk, po czym spróbował wstać, ale medyk zaraz powstrzymał go.
- Witajcie, panowie. Wybacz, że odmówię sobie jej przyjemności, ale czy mogłabym porozmawiać w cztery oczy z moim rycerzem? - zapytała wampirka, na co syn barona skinął głową i odsunął się w delikatnym ukłonie, posyłając jeszcze Alrykowi współczujące spojrzenie. - Spokojnie, może nie wyglądam, ale zapewniam, że dam radę utrzymać go na miejscu.
To przekonało medyka, który zostawił ich samych. Alryk spojrzał w górę, a gdy dostrzegł wampirkę, stojącą z dłońmi splecionymi za plecami, spoglądającą, na niego z przekrzywioną głową i tajemniczym uśmiechem, który mógł w sobie kryć równie dobrze współczucie, jak i rozbawienie, spuścił głowę i wymamrotał: “Przykro mi, że zawiodłem.”
- Och, ależ jeszcze w niczym mnie nie zawiodłeś; choć widzę, że jesteś na dobrym ku temu kursie. - Wampirka usiadła obok rycerza, który wyraźnie był zdezorientowany - Kahleén nie ułatwiała pewnie przepełnionemu adrenaliną i zranionemu organizmowi swoimi słowami. - Nie zginąłeś, co można by uznać za zawód i porażkę. Straciłeś kilka innych rzeczy, to fakt. Nieco dumy, najpewniej kilka godzin treningów, ale błędy nie istnieją w naturze po to, aby odbierać. Istnieją, aby dawać. Przynajmniej do pewnego momentu. Więc wykorzystaj ten błąd i wyciągnij lekcję, a uczynisz siebie lepszym, a mnie dumną.
- Oczywiście. - Młodzieniec skinął głowę, a wzrok Kathleén podążył za jego zdrową ręką, która chwyciła oparty o ławkę miecz. - Na pewno przemyślę tę walkę i wyciągnę z niej wnioski.
Wampirka westchnęła.
- Och, ależ nie wątpię, że poprawisz dzięki tej porażce swoje szermiercze zdolności. Jednak nie jest to dokładnie to, co miałam na myśli. - Kobieta położyła dłonie na kolanach i spojrzała w niebo, na księżyc. - Władanie ostrzem to tylko jedna z umiejętności, które winien posiadać rycerz. Twój umysł powinien być nie mniej ostry niż twój miecz. A umysł najlepiej szlifuje się w odpowiednim towarzystwie.
- Pani… - Kathleén podniosła dłoń, rezerwując sobie prawo do mówienia dalej.
- Zdaję sobie sprawę, że nie przypada ci do gustu atmosfera, która panuje pośród arystokracji, jednak z chwilą złożenia mi ślubów skazałeś się na tę ścieżkę, którą jak dotąd zgrabnie wymijałeś, jednak czas, abyś się z nią zmierzył. Nasi dobroczyńcy za jakiś czas urządzają bal i chcę zobaczyć cię na nim.
- W… w jaki sposób będzie to dla mnie lekcją? - spytał wyraźnie zdezorientowany młodzieniec, a Kathleén tylko uśmiechnęła się i położyła mu dłoń na ramieniu.
- To pierwszy krok na drodze do dworskich manier, które z kolei są świetnym treningiem dla umysłu, o ile nie przytłoczą cię. Oprócz tego, jeżeli wciąż nie jesteś przekonany, możesz to potraktować jako rodzaj kary; w końcu to mnie reprezentujesz w walce.
- W porządku. - Alryk westchnął. - Zaszczytem będzie pójść na bal z tobą.
- Oh, obawiam się, że to nie zadziała; skazywać się na coś takiego byłoby o wiele zbyt brutalne dla ciebie, nie miałeś okazji poznać, jaka jestem na balach. - Wampirka zachichotała. - Nie, tobie potrzeba innej partnerki, odpowiedniej dla kogoś wchodzącego w ten świat. Wobec powyższego zdaję sobie sprawę, że brakuje ci wymaganego doświadczenia, aby dostrzec, które kryteria w kobiecie byłyby perfekcyjne, dlatego pozwolę sobie zasugerować. - Kathleén położyła palec na podbródku i uniosła wzrok, zatopiona w myślach. - Najlepiej, aby był to ktoś z pewnym doświadczeniem na dworze, ale nie na tyle wielkim, aby twój jego brak psuł jej zabawę. Wobec powyższego przydałoby się także, aby była to osoba na tyle inteligentna, aby móc służyć ci wsparciem i na tyle wyciszona, aby nie dać się ponieść i pamiętać o tobie. Zasugerowałabym także, że ktoś nieco zaznajomiony byłby idealnym kandydatem na pierwszą towarzyszkę, więc ktoś z kręgu mojej świty nadałby się tutaj świetnie. Warto także wspomnieć…
Kathleén żywo gestykulowała dłonią, na tyle, że wzrok rycerza w końcu musiał na niej opaść. A wtedy dziewczyna nie omieszkała wykorzystać tej uwagi, aby pozornie niedbale przesunąć ręką w ten sposób, że oczy Alryka skierowały się na dwie służki, stojące pod drzewem na uboczu i zajęte rozmową. Wampirka mówiła jeszcze chwilę, ale obserwując jego twarz, wiedziała, że nie musi. Zapewniła jeszcze, że zapewni mu wsparcie w zdobyciu odpowiedniego stroju, po czym wstała i powróciła do dziewczyn, które zaraz ustawiły się po jej bokach.
- Czas zawiadomić barona, że pojawimy się na owym balu.
Octavia zanurzyła pióro w atramencie zupełnie tak czarnym jak jej włosy, a następnie pozwoliła kilku kroplom ścieknąć zanim położyła je na pustym pergaminie. Przybór tkwił pochylony tuż przed działaniem, podczas gdy sama kobieta podniosła głowę i zerknęła w oczekiwaniu na Kathleén, chodzącą po pokoju z przymkniętymi oczami i uniesionymi dłońmi, którymi poruszała zupełnie jakby chciała z powietrza uchwycić właściwe słowa.
- “Prawdziwie Szanowny Hrabio von Weyarn…” - Tu przerwała, pozwalając dźwiękowi skrzypiącego pióra wypełnić pomieszczenie, podczas gdy ona sama przeniosła wzrok na Avarię. - Nie nazbyt oficjalnie?
- To pierwsze słowa, które kierujesz do hrabiego, pierwsze odłamki twojego bytu, z którymi się spotka! Moim zdaniem powinnaś się wysilić na coś bardziej… poetyckiego.
- Przypominam, że pierwsze ułamki bytu hrabiego pochodziły z niezbyt przyzwoitych plotek - pozwoliła skomentować Octavia, która już położyła pióro na nowej linijce. - Oprócz tego oficjalność moim zdaniem jest perfekcyjna w takiej sytuacji. Mało kto z arystokracji lubi szczególne spoufalanie się z nieznajomymi; o ile rzecz jasna to nie wychodzi od nich, lecz w przypadku siebie nawzajem tkwią w specyficznym pacie.
- Jak dobrze nie być arystokratką - zachichotała Avaria.
- Wracając… - Kathleén wykonała piruet i uniosła dłonie do skroni, układając słowa w głowie. - “Zdaję sobie sprawę, że piszę do Was jako osoba zupełnie wam obca z propozycją, która w swojej naturze zwykła odbiegać od takiego stanu relacji, jednak pokładam nadzieję w tym, że nie stanie to nam na przeszkodzie.Wszak świat to scena okazji, które pojawiają się, gdy ktoś zechce po nie sięgnąć.
Przechodząc do meritum, moja skromna osoba pragnęłaby zaprosić Was do udziału w balu, odbywającego się w baronii Vivic, dokładnie miesiąc od chwili pisania tego listu. Udało mi się zasłyszeć wiele interesujących historii na Wasz temat i przepełnia mnie chęć, aby ujrzeć osobę odpowiedzialną za nie wszystkie na własne oczy oraz zweryfikować, które z nich mają w sobie ziarno prawdy. Wobec tego zaszczyściłoby mnie, gdybyście zgodzili się zostać moim partnerem na tym wydarzeniu.”
Kathleén przerwała i zerknęła znad ramienia Octavi na pergamin, szybko przebiegając wzrokiem po słowach ze zmarszczonym czołem. Sama dziewczyna postawiła ostatnią kropkę, po czym uniosła wzrok oraz brwi.
- Szczerze powiedziawszy, brakuje mi pomysłu, jak to zgrabnie dalej pociągnąć - powiedziała wampirka. - Nigdy nie lubiłam przedstawiać się w listach, zawsze odnoszę wrażenie, że nie da się tego zrobić w sposób nieekspresujący narcyzmu.
- Może nie potrzeba wiele więcej - zasugerowała Avaria, także podchodząc bliżej i zerkając na list. - Być może właśnie to, co potrzeba, aby schwytać tajemniczego mężczyznę, to nieco tajemniczości z drugiej strony. Ktoś z dalekiego kraju, z rodu cieszącego się specyficzną sławą, w dodatku tak młoda osoba podróżująca po świecie… cóż, nawet jeżeli nie byłby tego świadom, jestem pewna, że pieczęć powinna go zainteresować.
- W porządku. Wracając: “Wierzę, że jeżeli będzie Pan skory zaakceptować moją ofertę, zdołamy ustalić szczegóły co do technicznych aspektów całego wydarzenia. Niezależnie od Waszej decyzji, życzę Wam udanego dnia, jak i całego przyszłego nie-życia.
Z wyrazami szacunku”
Wampirka pochyliła się, aby złożyć swój podpis własnoręcznie: “Kathléen Valentina Alice Madeleine Noémie”. Po tym, jak Octavia odłożyła pióro i zatkała kałamarz, dziewczyna podgrzała odpowiednią ilość karmazynowego wosku, pozwoliła atramentowi wyschnąć, po czym zwinęła go oraz wylała wosk na miejsce, w którym kończył się pergamin, Następnie Kathleén wyjęła swój sygnet rodowy i odcisnęła go na liście - nietypowy, trójkątny herb z krukiem o rozpostartych skrzydłach ozdobił papier. Ten zaraz przewędrował z rąk Octavi do Kathleén, a ta prędko podała go Avarii, która z kolei zbliżyła się do drzwi, aby przekazać go słudze do wysłania. Kiedy tylko jednak dotknęła klamki, ta opuściła się, a zaskoczona dziewczyna odsunęła się, gdy drzwi o mało nie uderzyły jej twarzy. W nich zaś ukazała się dokładnie osoba, która była pożądana.
- Sir Aleryk prosi o rozmowę w cztery oczy z panienką Octavią - powiedział mężczyzna, a na jego twarzy pojawiło się zmartwienie, gdy dostrzegł Avarię oraz jej zaskoczoną twarz i odchyloną w tył sylwetkę z rozpostartymi ramionami. Zdziwienie widoczne było także w spojrzeniu Octavii, kiedy usłyszała te wieści, lecz Kathleén tylko się uśmiechnęła i skinęła dłonią w jego stronę.
- Jeżeli tylko sobie panienka życzy, to nie mam nic przeciwko. - Splotła po tym dłonie na łonie i pochyliła głowę, słysząc, jak dziewczyna odsuwa krzesło. - Mógłbyś też przy odprowadzaniu jej od razu wysłać list dla mnie.
- Oczywiście! - Sfrasowany sługa skłonił się i przyjął list w swoje dłonie, po czym poczekał na zbliżającą się Octavię, aby skłonić się przed nią, a następnie zamknąć za nimi drzwi. Kathleén zachowała neutralny wyraz twarzy, choć musiała przyznać, że kosztowało ją to nieco wysiłku. Jednak zdecydowanie nie można go było porównać z tym, jak trudno było Avarii nie wybuchnąć podekscytowaniem.
- Ciekawe, jaki interes mógłby mieć nasz cnotliwy rycerz do kochanej czarnulki - zaświergotała tylko sugestywnie, nie mogąc powstrzymać wyrobionych przez lat nawyków.
- Też chciałabym to wiedzieć - odpowiedziała niewinnie Kathleén.
Alerykowi do twarzy było w uroczystym stroju, a Octavii - z młodym rycerzem pod ramieniem; jej twarz promieniała jak nigdy, a zazwyczaj zupełnie proste, długie włosy splecione w warkocze, luźne i spięte. Czerń włosów lśniła w ostatnich promieniach zachodzącego słońca, świetliste smugi przeskakiwały po atramentowych pasmach, kiedy para szła powolnym krokiem w stronę dwóch karoc czekających już u wrót miasta.
- Zapowiada się doskonała noc - stwierdziła Kathleén, która poświęciła nieco własnej wygody i pozwoliła najlżejszym, lecz wciąż słonecznym promieniom skubać jej bladą skórę.
- Jak najbardziej, panienko - odpowiedział burmistrz, odprowadzający ją pod ramieniem.
- Oby nam sprzyjała na balu! - dodała podekscytowana kobieta, która szła pod drugim ramieniem mężczyzny, jego córka, która okazała się interesująca kartą przetargową; Kathleén podczas dwutygodniowej gościmy w jego progach zdołała zapoznać się z nią na tyle, aby stwierdzić, że jest towarzyskim brzydkim kaczątkiem. Szczęśliwie dla niej wampirka gotowa była pomóc jej wkroczyć na ścieżkę prowadzącą ku zostania łabędziem; a przynajmniej zapewnić jedną noc w piórach takowego. O tym mogła już zapewnić burmistrza, który w zamian zgodził się na quasiuroczyste odprowadzenie jej - dziewczyna była zadowolona z faktu, że nawet w tak obcym kraju była w stanie zapewnić sobie warunki w miarę odpowiadające komuś jej pozycji. Dziewczyna odziana była w prostą suknię o czerni przyzwoitej dla terenów Maurii. Bardzo prosta w swoim kroju i z niezbyt drogich materiałów, standardowe wyposażenie kogoś nie uczestniczącego w podobnych uroczystościach. Dla uratowania dziewczyny od przykrych uwag, a siebie od uszczerbku na prestiżu, Kathleén pożyczyła jej nieco swojej biżuterii, dzięki czemu suknia wyglądała bardziej na świadomą decyzję niż przymus majątkowy. Mimo wszystko na tę noc dziewczyna pozostawała jedynie podopieczną Kathleén i przydałoby się ten fakt zaakcentować.
W końcu dotarli na skraj drogi - Kathleén zatrzymała się, a w zasięgu jej wzroku pojawiła się Avaria, w nieco krzykliwej, jak najbardziej świadomie dobranej sukni, z naprawdę świadomie wybranym partnerem. Pomimo niskiego urodzenia dziewczyna miała dar przebierania wśród mężczyzn zupełnie, jakby w jej żyłach płynęła błękitna krew. Za dwoma parami i jednym trio ustawili się słudzy - w końcu nie można było mieć zbyt dużo ufności, a i nieco pomocy dla organizujących nie powinno być uchybiające. Dwie karoce czekały już na nie, ale pomiędzy nimi znajdowało się jeszcze sporo miejsca na trzecią - tradycja dobrym wzrokiem patrzyła na mężczyznę, który był gotów zapewnić powóz swojej partnerce, dlatego podczas wymiany listów z Vergilem do takiej właśnie decyzji doszli - wampir został też oczywiście uprzednio powiadomiony o tym, kogo kobieta zabiera ze sobą i dobrze wypytany, czy taki stan rzeczy mu odpowiada.
Kathleén poluźniła nieco uścisk ramienia, zatrzymując się tuż przed pustą przestrzenią. Ona sama miała na sobie coś odpowiednio prezentacyjnego, przy czym lekkiego; wampirka obawiała się, że przez nauki swojej matki nigdy nie będzie stanie zaakceptować bogatych strojów, ale miała nadzieję, że wiek przyniesie swoje. Wobec tego teraz stała przy drodze w dwuwarstwowej sukni, granatowy jedwab opinał jej ciało, podkreślając kobiece kształty wraz z prostokątnym dekoltem, podczas gdy na to wszystko narzucony był ćwierćprzezroczysty, czarny szyfon wiązany pod biustem, lekki. Stopy chronione były przez czarne pantofelki na niskim obcasie, a nogi - przez białe pończochy. Szyję zdobił skórzany naszyjnik z wyszlifowanym obsydianem, a lekko rozpięte włosy przyzdobione kilkoma sztucznymi kwiatami o równie czarnej barwie. Wszystko było na swoim miejscu, zaplanowane co do cala. Brakowało tylko hrabiego.
- Panienko, to nie godzi się czegoś takiego sugerować. To, że przystojny mężczyzna stroni od towarzystwa, może znaczyć wiele rzeczy.
- Moja droga, żadna z nas nie urodziła się wczoraj; jeśli ktoś nie korzysta z talentów, jakimi został obdarzony, to oznacza, że te talenta nic mu dać nie mogą.
Kathleén zacisnęła wargi, w końcu poddając się i uchylając księgę, która uprzednio zasłaniała jej widok na całą bibliotekę, w której się znajdowały - cztery kobiety odziane elegancko, acz codziennie, z czego dwie miały wyraźnie prostsze suknie, wyraźnie wskazując na ich rolę jako służki. Wampirzyca dostrzegła, że czwarta dziewczyna o nawet bardziej bladej twarzy dołożyła swoją książkę na stolik obok - dwie służki miały ich własne otwarte, ale położone na ich kolanach.
- Jakiż to mężczyzna powinien stać się obiektem zazdrości szlachetnego mistrza Asmala, iż preferujecie taki temat ponad jego jakże fascynujące mądrości? - spytała Kathleén z zaczepnym grymasem.
- Och, jestem przekonana, że szlachetny mistrz, gdyby jeszcze żył, preferowałby takiego rodzaju dyskusje na swój temat ponad dogmatyczne dysputy. - Zachichotała Avaria, jasnowłosa dziewczyna o zielonych oczach i wyjątkowym smaku do odzieży, sztuki oraz skandali.
- Niejaki hrabia Vergil von Weyarn - wyjaśniła Octavia, druga służka, ciemnowłosa, z wyraźną obecnością elfiej krwi w żyłach, a na uniesioną brew swojej pani dopowiedziała. - Hrabia jedynie tytularny, z tego, co się orientuję, dlatego panienka go nie kojarzy.
- Ach, rozumiem. A w czymże ów von Weyarn przyćmiewa zagadkę egzystencji? - Kathleén założyła stronę w księdze, po czym odłożyła ją na bok, zamiast tego sięgając po filiżankę ciemnoczerwonej herbaty, z którego zaraz pociągnęła kilka łyków.
- Wszystkim! - zachłysnęła się Sylva, wampirka zdecydowanie stojącą za tym wszystkim, na co słóżki zareagowały rozbawionymi spojrzeniami, których nie brakowało im w ostatnich dniach. Córka barona posiadała charakterystyczny sposób bycia, co bez problemu dostrzegali goście mości włodarza.
- Panienka Sylva ma sporo racji, gdyż swoją tajemniczością nasz hrabia gotów stanąć w szranki z zagadką bytu, a i próby odpowiedzenia na niego zdaje się być tyle, ilu ludzi o nim słyszących, z nie mniej odważnymi interpretacjami - powiedziała zaraz Octavia, kładąc dłoń na ramieniu wampirzycy, która zaraz entuzjastycznie pokiwała głową.
- Potyczki na słowa z tobą i czart powinien się obawiać - uznała jej wypowiedź Kathleén, która aż odłożyła filiżankę i położyła dłonie na kolanach, pochylając się w fotelu w stronę dziewczyn. - A więc? Czuję się pokrzywdzoną bez wiedzy niezbędnej w tak ciekawej dyskusji.
- Ród von Weyarn nie był dużą rodziną, choć majętną oraz czystej krwi - zaczęła oczywiście Avaria, gestykulując na tyle ochoczo, że jej jasne loki latały na lewo i prawo.
- Niektórzy powiadają, że Vergil w istocie jest człowiekiem przemienionym i zaadaptowanym jako dziedzic, bo rodzice nie mogli mieć dziecka - wtrąciła Sylva.
- Podobne stwierdzenia są powszechnie wytaczane dla każdego wampira na tyle podeszłego, aby publiczna świadomość nie pamiętała jego dzieciństwa - stwierdziła Octavia, której ręce pozostawały nieruchome, a mimika skromna - na taką odpowiedź policzki córki barona nieco się powiększyły; Kathleén uważała ów nawyk za uroczy u dzieci, ale nie u piętnastolatki co chwila wspominającej o nadchodzącym ślubie.
- Ale zdecydowanie nie o każdym się mówi, że zabił własnych rodziców.
Można by rzecz, że momenty takie jak te rekompensowały tę uroczość, jednak Kathleén wolałaby, aby dziewczyna pozostała czysto urocza; wampirka wzięła głęboki wdech, gdy jej plecy opadły na oparcie fotela, a płomień świecy stojącej obok zamigotał, gdy kąciki woskowej wieży pokryły się ledwo widocznymi kryształkami szronu. Nie umknęło to wzrokowi Octavi, która spojrzała na swoją przyjaciółkę znacząco. Avaria zamrugała, po czym otworzyła swoje ustka, przerywając ciszę.
- To rzeczywiście jedna z powszechniejszych pogłosek na jego temat; ponoć podróżował wiele w przeszłości, tak samo zresztą jak w teraźniejszości. Otóż jednego dnia powrócił do posiadłości rodu, a następnego dnia stał się już jego jedynym członkiem.
- Rzekomo wypił ich do cna, a sam zagarnął całe bogactwo, które posiadali - dodała Sylva.
- To już bajdurzenie. Nie wiadomo nic o bogactwach von Weyarnów, nasz hrabia znany jest z wielu podróży, których przebieg nie jest znany. Spekuluje się na temat tego, jakie krainy odwiedził i jakich rzeczy dokonał. Niektórzy nawet mówią, że udało mu się zabić smoka i jego skarb skrywa w podziemiach swej Leśnej Posiadłości.
- Jestem ciekawa, czy trzyma tam też księżniczkę - mruknęła Octavia, która jak dotąd milczała z twarzą ponownie skrytą za okładką książki.
- Muszę przyznać tutaj rację naszej pragmatycznej towarzyszce - odezwała się Kathleén. - Zabicie smoka to sprawa osobna, której prawdziwości lub fałszu nie można potwierdzić hipotezując, jednak przetransportowanie smoczego skarbu w sposób nie skupiający na sobie uwagi? Wybaczcie, ale nie wierzę, aby różnica naszych kultur była w stanie coś takiego uzasadnić.
- Jednak w jaki sposób twoja kultura uzasadniałby tak tajemniczy styl życia i trzymanie tylko jednego, męskiego służącego? - Nie ustępowała Sylva.
- Och, droga panienko, czy w takim razie obecność naszej tu tylko czwórki powinna wzbudzać gorszące plotki? - zachichotała Avaria, czym wywołała natychmiastowe rozwarcie warg Sylvy, jednak dziewczyna kontynuowała swoją myśl, mieszcząc się w czasie zarezerwowanym na jej kolejne słowo. - Oprócz tego to tylko jedna strona tych plotek, mi udało się usłyszeć coś znacznie przeciwnego; ponoć kiedy nasz hrabia opuszcza tę swoją posiadłość, a chyba zwykł to robić często, to cierpi na okropną słabość do pięknych kobiet. W gruncie rzeczy, jeżeli chociaż połowa tego, co na ten temat się mówi jest prawdą, to wręcz obawiałabym się stanąć obok niego!
- Ale… - Wzrok pozostałych trzech kobiet skierowany został na córkę ich gospodarza w oczekiwaniu na kontrargument, podczas gdy ta nagle spojrzała w przestrzeń, orientując się w swojej sytuacji. W takim wypadku uratować bądź pogrążyć ją postanowiła sama Kathleén.
- Szczerze powiedziawszy, odnoszę wrażenie, że posiadasz jakiś szczególny powód, aby nie pałać zbytnią sympatią do owego Vergila van Weyarna. - Wampirka przez chwilę poruszała wargami, sprawdzając jak to imię na nich leży. - O ile nie jest to tylko wielkie zamiłowanie do dyskusji, które kompletnie potrafię zrozumieć, choć wolałabym pewnie nieco odmienny temat.
- Tak, dokładnie - uśmiechnęła się Sylva, na co Kathleén klasnęła w dłonie.
- Wybornie, w takim razie zaproponowałabym odmienny temat, choć wierzę, że po takiej wymianie zdań pozostaje wciąż bliski idei rozmowy, ufam, że przypadnie ci do gustu. Czy możliwe jest poznanie osoby bez widzenia jej uprzednio na oczy. - Brwi obu służek uniosły się, po czym wymieniły spojrzenia. - Wedle zapisków niejakiego Vimhara z Demary wszyscy jesteśmy zwierzętami o mniejszym lub większym stopniu rozwinięcia; wszyscy zdajemy sobie sprawę, że zachowania zwierząt są stosunkowo proste do przewidzenia, na tyle, że słysząc nazwę gatunku jesteśmy w stanie w znacznym stopniu je “poznać". Jednakże wśród zwierząt jednego gatunku także zdarzają się różnice w zachowaniu, wywołane odmienną rolą w przyrodzie, stadzie czy powiedzmy społeczeństwie. Dzieląc je jednak na kilka kategorii możemy stosunkowo łatwo opisać każdego osobnika, lecz im bardziej skomplikowane zwierzę, to i większe rozdrobnienie i różnorodność ról dla niego się przejawia. Wobec tego powiedzmy człowiek czy wampir także możliwy jest do opisania przez odpowiednią ilość kategorii nałożonych na siebie, dających obraz jednostki. Informacje na temat kategorii, do których ów jednostka przynależy, możliwe są natomiast do pozyskania za pośrednictwem innych jednostek, bez potrzeby bezpośredniego spotkania osobnika. Co ty sądzisz na ten temat, Octavio?
- Mistrz Asmal wyprowadza tezę, iż informacja tym bardziej zostaje uszkodzona, im dłużej znajduje się w przyrodzie. W ten sposób wytłumacza dlaczego nasze wspomnienia zanikają, dlaczego tak mało wiemy o najdawniejszych czasach, dlaczego nie jesteśmy w stanie zbadać oka Prasmoka. W ten sposób jakakolwiek wiedza na temat człowieka przekazywana przez ludzi jest niepewna, uszkodzona, a nawet często nieaktualna, szczególnie w przypadku długowiecznych ras. Wobec tego wysoce wątpię, aby możliwe było odpowiednie przypisanie kategorii tylko na podstawie relacji pośredniej.
- Celne źródło, choć zdziwiłabym się, gdyby było inaczej. - Kathleén skinęła w jej stronę. - Sylvo, jak ty się do tego odniesiesz?
- Bardzo chętnie bym to zrobiła, ale niestety musicie mi wybaczyć, to czas na moje lekcje tańca. - Sylva skinęła im, po czym chwyciła skraje sukni aby wstać ze swojego fotela; Avaria zaraz przejęła od niej jej książkę, na co córka barona uśmiechnęła się do niej. - Bardzo miło się dyskutowało i chętnie powtórzę to w przyszłości.
- Naturalnie.
Spojrzenia trzech dziewcząt śledziły oddalającą się panienkę, po czym przesunęły się na świecę liczącą czas; podziw co do chęci nie spóźnienia się Sylvy został przemilczany, ale po chwili Octavia wysunęła inną kwestię:
- Muszę przyznać, że panienka Salva posiada talent do testowania samokontroli, czyż nie, pani?
Kathleén wywróciła tylko oczami.
- Ubolewam nad tym, że nieszczególnie do siebie pasujemy - powiedziała wampirka, biorąc kolejny łyk herbaty. - Nie jest zdecydowanie straconym przypadkiem, w rękach odpowiedniego rzeźbiarza z tej bryły zdecydowanie mógłby powstać piękny pomnik. Pozostaje mi mieć nadzieję, że w przyszłości trafi na kogoś takiego.
- Och, panienka może dożyć na tyle długo, aby to ujrzeć i opowiedzieć naszym wnukom - zachichotała jasnowłosa dziewczyna.
- Avario! Trochę wiary! - Kathleén odłożyła książkę na bok i podniosła się z fotela, na co jej służki natychmiast także się uniosły. - Podejrzewam, że mistrzowi został oddany odpowiedni hołd, przede wszystkim przez obecną tu kapłankę filozofii. - Octavia uchyliła skromnie głowę, ale pomiędzy welonem czarnych włosów widoczny był uśmiech. Wampirka skierowała się do wyjścia, a obie ruszyły jeden krok za nią, szybko wyłapując rytm. - Zażyjmy nieco księżyca.
A ów wisiał wysoko tego późnego wieczora, rzucając swoją połowicznie wypełnioną tarczą jasny blask na dziedziniec zamku; zgromadzonych tutaj ludzi obserwował z parapetu zamkowego mężczyzna o bladojasnej skórze, odziany w ozdobną tunikę z herbem służącym za zapięcia płaszcza okrywającego jego ramiona. Długie włosy związane w koński ogon odsłaniały karmazynową opaskę zasłaniającą prawe oko, podczas gdy w lewym odbijały się sylwetki ludzi zgromadzonych w dole, kilku sług krzątających się dookoła i grupki osób zgromadzonych w krąg, pośrodku którego stało dwóch mężczyzn, z mieczami w ich dłoniach, nie spuszczających z siebie wzroku.
- Mości baronie, miło widzieć was na nogach; przepełnia mnie nadzieja, że sen sprzyjał.
Mężczyzna odwrócił się i uśmiechem przywitał Kathleén z obydwiema służkami u boku, które zaraz chwyciły skraje sukni i dygnęły, pochylając głowy odpowiednio nisko.
- Jak najbardziej, pani. Cieszę się, że widzę cię tutaj, udało ci się zdążyć na nie lada widowisko. - Baron chwycił dłoń wampirki, którą zaraz ucałował przelotnie, po czym delikatnie podprowadził ją na skraj balkonu. - Szkoda tylko, że mojej córki nie ma, ona z pewnością byłaby tym zachwycona.
Owszem, byłaby, bo jednym z pojedynkujących się w dole był nie kto inny tylko jej narzeczony, mężczyzna dosyć znany ze swoich umiejętności z ostrzem. Naprzeciwko niemu zaś stał… Kathleén uniosła brwi, kiedy ujrzała swojego “własnego rycerza”. Młodzieńca z rodziny szlacheckiej z okolic Turmalii, który przysiągł walczyć w jej imieniu (przez bliżej nieokreślony okres). Był dobry, ale niewiele więcej, każdego bandytę byłby w stanie bez problemu pokonać, ale to nie z takim się teraz mierzył. Dodatkowo mimo wszystko był tylko człowiekiem.
-Niestety musiała spieszyć na swoje lekcje - powiedziała Kathleén, zerkając na służki, które stanęły obok niej, także zerkając z zaciekawieniem.
- Za kim obstawiasz, pani? - spytał baron.
Widziała, jak mężczyźni wymieniają kilka uderzeń i już wiedziała. Alryk nie miał szans, jakkolwiek zdeterminowany by nie był; wampir był wyraźnie bardziej doświadczony i posiadał lepszy refleks, jego ostrze przesuwało się i zatrzymywało, czekając na przeciwnika, podczas gdy młody rycerz musiał bez przerwy się poruszać. Był zwinny niczym lis, ale jego pazury niewiele mogły zrobić przeciwko skale, jaką okazywała się defensywa nieumarłego. Nie, nie chodziło tu o to, kto wygra, ale kiedy.
- Jak zawsze wierzę w swojego obrońcę - powiedziała wampirka i zdołała wyłapać błysk rozbawienia w zdrowym oku barona. On też widział zbyt wiele, aby mieć takie złudzenia, ale ona miała prawa takie nie tylko posiadać, ale i je wyrażać.
- Zrozumiałe. Korzystając z twojej obecności, chciałbym zaprosić panienkę na bal. - Uniesione brwi odpowiedziały starszemu wampirowi, który zrozumiał nieme pytanie. - Mój brat ma w tradycji urządzać przyjęcie w swojej posiadłości gdy na niebie jest krwawy księżyc. Dostałem dziś od niego wiadomość o najbliższym terminie i jestem przekonany, że zaszczyściłabyś nas obu swoją obecnością na nim.
- Och, schlebia mi baron tymi słowami - odrzekła Kathleén. - Nie…
Jej słowa jednak zostały przerwane przez okrzyki ludzi z placu - dwójka arystokratów zerknęła na dół aby ujrzeć Alaryka powalonego na ziemię, leżącego na ziemi i przyciskającego ramię do klatki piersiowej. Jego wytrącony miecz leżał dobre kilka metrów obok, a nad mężczyzną stał jego wampirzy oponent, wciąż s pozycji kończącej cios. Wszystko to wystarczyło, aby Kathleén odszyfrowała manewr, który przed chwilą został użyty. Nie tak trudny do obrony, ale wampirka świetnie rozumiała nerwy przy mierzeniu się z o wiele lepszym przeciwnikiem.
- Czy jest ranny?!
Avaria otworzyła szerzej oczy, zerkając na swoją przyjaciółkę, a Kathleén posłała jej zaciekawione spojrzenie, zerkając na dłonie uczonej i artystki, teraz zaciśnięte na krawędzi balustrady. Zwycięzca pojedynku zaczął chować swój miecz do pochwy i zbliżać się do pokonanego człowieka, ale wyprzedził go syn barona, który zaraz przypadł do rannego, a po chwili go poddźwignął. Dobrze, że na palcu był też zamkowy medyk, po którego torbę zaraz poleciał młodzik.
- Spokojnie, z takiej rany wygrzebie się bez problemu - powiedział baron uspokajająco do Octavii, na co ta zamrugała i szybko przyjęła neutralną pozę, choć opuściła twarz, aby ukryć delikatny rumieniec.
- Jednak wybaczy baron, ale powinnam zdecydowanie sprawdzić, a jakim stanie jest mój rycerz - powiedziała Kathleén. - Gdyby nie pańska obecność, już bym bez wątpienia pędziła na dół, więc pozwoli baron, że powrócimy niedługo do tej rozmowy.
Wampirka pośpiesznie się oddaliła, w tempie marszowym, a przynajmniej dworskim jego odpowiedniku. Znała już układ korytarzy na tyle dobrze, że dotarcie na plac zajęło chwilę. W międzyczasie Kahleén zdążyła podzielić się ze służkami analizą co do cięcia, na co Octavia wysunęła szybką diagnozę, zwiastującą młodzieńcowi kilka tygodni w temblaku, a Avaria nie omieszkała wyrazić ulgę z tego, że panienka Sylfa jest zajęta tańcami. Już na dziedzińcu prędko odnalazła wzrokiem Alryka, siedzącego na ławie w towarzystwie medyka, który właśnie skończył bandażować obnażone ramię, oraz syna barona, który siedział po drugiej stronie. Kathleén skinęła dłonią, a dwie służki odstąpiły od niej na bok, podczas gdy ona podeszła do ławki; syn barona dostrzegł ją i zaraz się podniósł.
- Pani.
- Ma pani! - Odezwał się zaraz Alryk, po czym spróbował wstać, ale medyk zaraz powstrzymał go.
- Witajcie, panowie. Wybacz, że odmówię sobie jej przyjemności, ale czy mogłabym porozmawiać w cztery oczy z moim rycerzem? - zapytała wampirka, na co syn barona skinął głową i odsunął się w delikatnym ukłonie, posyłając jeszcze Alrykowi współczujące spojrzenie. - Spokojnie, może nie wyglądam, ale zapewniam, że dam radę utrzymać go na miejscu.
To przekonało medyka, który zostawił ich samych. Alryk spojrzał w górę, a gdy dostrzegł wampirkę, stojącą z dłońmi splecionymi za plecami, spoglądającą, na niego z przekrzywioną głową i tajemniczym uśmiechem, który mógł w sobie kryć równie dobrze współczucie, jak i rozbawienie, spuścił głowę i wymamrotał: “Przykro mi, że zawiodłem.”
- Och, ależ jeszcze w niczym mnie nie zawiodłeś; choć widzę, że jesteś na dobrym ku temu kursie. - Wampirka usiadła obok rycerza, który wyraźnie był zdezorientowany - Kahleén nie ułatwiała pewnie przepełnionemu adrenaliną i zranionemu organizmowi swoimi słowami. - Nie zginąłeś, co można by uznać za zawód i porażkę. Straciłeś kilka innych rzeczy, to fakt. Nieco dumy, najpewniej kilka godzin treningów, ale błędy nie istnieją w naturze po to, aby odbierać. Istnieją, aby dawać. Przynajmniej do pewnego momentu. Więc wykorzystaj ten błąd i wyciągnij lekcję, a uczynisz siebie lepszym, a mnie dumną.
- Oczywiście. - Młodzieniec skinął głowę, a wzrok Kathleén podążył za jego zdrową ręką, która chwyciła oparty o ławkę miecz. - Na pewno przemyślę tę walkę i wyciągnę z niej wnioski.
Wampirka westchnęła.
- Och, ależ nie wątpię, że poprawisz dzięki tej porażce swoje szermiercze zdolności. Jednak nie jest to dokładnie to, co miałam na myśli. - Kobieta położyła dłonie na kolanach i spojrzała w niebo, na księżyc. - Władanie ostrzem to tylko jedna z umiejętności, które winien posiadać rycerz. Twój umysł powinien być nie mniej ostry niż twój miecz. A umysł najlepiej szlifuje się w odpowiednim towarzystwie.
- Pani… - Kathleén podniosła dłoń, rezerwując sobie prawo do mówienia dalej.
- Zdaję sobie sprawę, że nie przypada ci do gustu atmosfera, która panuje pośród arystokracji, jednak z chwilą złożenia mi ślubów skazałeś się na tę ścieżkę, którą jak dotąd zgrabnie wymijałeś, jednak czas, abyś się z nią zmierzył. Nasi dobroczyńcy za jakiś czas urządzają bal i chcę zobaczyć cię na nim.
- W… w jaki sposób będzie to dla mnie lekcją? - spytał wyraźnie zdezorientowany młodzieniec, a Kathleén tylko uśmiechnęła się i położyła mu dłoń na ramieniu.
- To pierwszy krok na drodze do dworskich manier, które z kolei są świetnym treningiem dla umysłu, o ile nie przytłoczą cię. Oprócz tego, jeżeli wciąż nie jesteś przekonany, możesz to potraktować jako rodzaj kary; w końcu to mnie reprezentujesz w walce.
- W porządku. - Alryk westchnął. - Zaszczytem będzie pójść na bal z tobą.
- Oh, obawiam się, że to nie zadziała; skazywać się na coś takiego byłoby o wiele zbyt brutalne dla ciebie, nie miałeś okazji poznać, jaka jestem na balach. - Wampirka zachichotała. - Nie, tobie potrzeba innej partnerki, odpowiedniej dla kogoś wchodzącego w ten świat. Wobec powyższego zdaję sobie sprawę, że brakuje ci wymaganego doświadczenia, aby dostrzec, które kryteria w kobiecie byłyby perfekcyjne, dlatego pozwolę sobie zasugerować. - Kathleén położyła palec na podbródku i uniosła wzrok, zatopiona w myślach. - Najlepiej, aby był to ktoś z pewnym doświadczeniem na dworze, ale nie na tyle wielkim, aby twój jego brak psuł jej zabawę. Wobec powyższego przydałoby się także, aby była to osoba na tyle inteligentna, aby móc służyć ci wsparciem i na tyle wyciszona, aby nie dać się ponieść i pamiętać o tobie. Zasugerowałabym także, że ktoś nieco zaznajomiony byłby idealnym kandydatem na pierwszą towarzyszkę, więc ktoś z kręgu mojej świty nadałby się tutaj świetnie. Warto także wspomnieć…
Kathleén żywo gestykulowała dłonią, na tyle, że wzrok rycerza w końcu musiał na niej opaść. A wtedy dziewczyna nie omieszkała wykorzystać tej uwagi, aby pozornie niedbale przesunąć ręką w ten sposób, że oczy Alryka skierowały się na dwie służki, stojące pod drzewem na uboczu i zajęte rozmową. Wampirka mówiła jeszcze chwilę, ale obserwując jego twarz, wiedziała, że nie musi. Zapewniła jeszcze, że zapewni mu wsparcie w zdobyciu odpowiedniego stroju, po czym wstała i powróciła do dziewczyn, które zaraz ustawiły się po jej bokach.
- Czas zawiadomić barona, że pojawimy się na owym balu.
Octavia zanurzyła pióro w atramencie zupełnie tak czarnym jak jej włosy, a następnie pozwoliła kilku kroplom ścieknąć zanim położyła je na pustym pergaminie. Przybór tkwił pochylony tuż przed działaniem, podczas gdy sama kobieta podniosła głowę i zerknęła w oczekiwaniu na Kathleén, chodzącą po pokoju z przymkniętymi oczami i uniesionymi dłońmi, którymi poruszała zupełnie jakby chciała z powietrza uchwycić właściwe słowa.
- “Prawdziwie Szanowny Hrabio von Weyarn…” - Tu przerwała, pozwalając dźwiękowi skrzypiącego pióra wypełnić pomieszczenie, podczas gdy ona sama przeniosła wzrok na Avarię. - Nie nazbyt oficjalnie?
- To pierwsze słowa, które kierujesz do hrabiego, pierwsze odłamki twojego bytu, z którymi się spotka! Moim zdaniem powinnaś się wysilić na coś bardziej… poetyckiego.
- Przypominam, że pierwsze ułamki bytu hrabiego pochodziły z niezbyt przyzwoitych plotek - pozwoliła skomentować Octavia, która już położyła pióro na nowej linijce. - Oprócz tego oficjalność moim zdaniem jest perfekcyjna w takiej sytuacji. Mało kto z arystokracji lubi szczególne spoufalanie się z nieznajomymi; o ile rzecz jasna to nie wychodzi od nich, lecz w przypadku siebie nawzajem tkwią w specyficznym pacie.
- Jak dobrze nie być arystokratką - zachichotała Avaria.
- Wracając… - Kathleén wykonała piruet i uniosła dłonie do skroni, układając słowa w głowie. - “Zdaję sobie sprawę, że piszę do Was jako osoba zupełnie wam obca z propozycją, która w swojej naturze zwykła odbiegać od takiego stanu relacji, jednak pokładam nadzieję w tym, że nie stanie to nam na przeszkodzie.Wszak świat to scena okazji, które pojawiają się, gdy ktoś zechce po nie sięgnąć.
Przechodząc do meritum, moja skromna osoba pragnęłaby zaprosić Was do udziału w balu, odbywającego się w baronii Vivic, dokładnie miesiąc od chwili pisania tego listu. Udało mi się zasłyszeć wiele interesujących historii na Wasz temat i przepełnia mnie chęć, aby ujrzeć osobę odpowiedzialną za nie wszystkie na własne oczy oraz zweryfikować, które z nich mają w sobie ziarno prawdy. Wobec tego zaszczyściłoby mnie, gdybyście zgodzili się zostać moim partnerem na tym wydarzeniu.”
Kathleén przerwała i zerknęła znad ramienia Octavi na pergamin, szybko przebiegając wzrokiem po słowach ze zmarszczonym czołem. Sama dziewczyna postawiła ostatnią kropkę, po czym uniosła wzrok oraz brwi.
- Szczerze powiedziawszy, brakuje mi pomysłu, jak to zgrabnie dalej pociągnąć - powiedziała wampirka. - Nigdy nie lubiłam przedstawiać się w listach, zawsze odnoszę wrażenie, że nie da się tego zrobić w sposób nieekspresujący narcyzmu.
- Może nie potrzeba wiele więcej - zasugerowała Avaria, także podchodząc bliżej i zerkając na list. - Być może właśnie to, co potrzeba, aby schwytać tajemniczego mężczyznę, to nieco tajemniczości z drugiej strony. Ktoś z dalekiego kraju, z rodu cieszącego się specyficzną sławą, w dodatku tak młoda osoba podróżująca po świecie… cóż, nawet jeżeli nie byłby tego świadom, jestem pewna, że pieczęć powinna go zainteresować.
- W porządku. Wracając: “Wierzę, że jeżeli będzie Pan skory zaakceptować moją ofertę, zdołamy ustalić szczegóły co do technicznych aspektów całego wydarzenia. Niezależnie od Waszej decyzji, życzę Wam udanego dnia, jak i całego przyszłego nie-życia.
Z wyrazami szacunku”
Wampirka pochyliła się, aby złożyć swój podpis własnoręcznie: “Kathléen Valentina Alice Madeleine Noémie”. Po tym, jak Octavia odłożyła pióro i zatkała kałamarz, dziewczyna podgrzała odpowiednią ilość karmazynowego wosku, pozwoliła atramentowi wyschnąć, po czym zwinęła go oraz wylała wosk na miejsce, w którym kończył się pergamin, Następnie Kathleén wyjęła swój sygnet rodowy i odcisnęła go na liście - nietypowy, trójkątny herb z krukiem o rozpostartych skrzydłach ozdobił papier. Ten zaraz przewędrował z rąk Octavi do Kathleén, a ta prędko podała go Avarii, która z kolei zbliżyła się do drzwi, aby przekazać go słudze do wysłania. Kiedy tylko jednak dotknęła klamki, ta opuściła się, a zaskoczona dziewczyna odsunęła się, gdy drzwi o mało nie uderzyły jej twarzy. W nich zaś ukazała się dokładnie osoba, która była pożądana.
- Sir Aleryk prosi o rozmowę w cztery oczy z panienką Octavią - powiedział mężczyzna, a na jego twarzy pojawiło się zmartwienie, gdy dostrzegł Avarię oraz jej zaskoczoną twarz i odchyloną w tył sylwetkę z rozpostartymi ramionami. Zdziwienie widoczne było także w spojrzeniu Octavii, kiedy usłyszała te wieści, lecz Kathleén tylko się uśmiechnęła i skinęła dłonią w jego stronę.
- Jeżeli tylko sobie panienka życzy, to nie mam nic przeciwko. - Splotła po tym dłonie na łonie i pochyliła głowę, słysząc, jak dziewczyna odsuwa krzesło. - Mógłbyś też przy odprowadzaniu jej od razu wysłać list dla mnie.
- Oczywiście! - Sfrasowany sługa skłonił się i przyjął list w swoje dłonie, po czym poczekał na zbliżającą się Octavię, aby skłonić się przed nią, a następnie zamknąć za nimi drzwi. Kathleén zachowała neutralny wyraz twarzy, choć musiała przyznać, że kosztowało ją to nieco wysiłku. Jednak zdecydowanie nie można go było porównać z tym, jak trudno było Avarii nie wybuchnąć podekscytowaniem.
- Ciekawe, jaki interes mógłby mieć nasz cnotliwy rycerz do kochanej czarnulki - zaświergotała tylko sugestywnie, nie mogąc powstrzymać wyrobionych przez lat nawyków.
- Też chciałabym to wiedzieć - odpowiedziała niewinnie Kathleén.
Alerykowi do twarzy było w uroczystym stroju, a Octavii - z młodym rycerzem pod ramieniem; jej twarz promieniała jak nigdy, a zazwyczaj zupełnie proste, długie włosy splecione w warkocze, luźne i spięte. Czerń włosów lśniła w ostatnich promieniach zachodzącego słońca, świetliste smugi przeskakiwały po atramentowych pasmach, kiedy para szła powolnym krokiem w stronę dwóch karoc czekających już u wrót miasta.
- Zapowiada się doskonała noc - stwierdziła Kathleén, która poświęciła nieco własnej wygody i pozwoliła najlżejszym, lecz wciąż słonecznym promieniom skubać jej bladą skórę.
- Jak najbardziej, panienko - odpowiedział burmistrz, odprowadzający ją pod ramieniem.
- Oby nam sprzyjała na balu! - dodała podekscytowana kobieta, która szła pod drugim ramieniem mężczyzny, jego córka, która okazała się interesująca kartą przetargową; Kathleén podczas dwutygodniowej gościmy w jego progach zdołała zapoznać się z nią na tyle, aby stwierdzić, że jest towarzyskim brzydkim kaczątkiem. Szczęśliwie dla niej wampirka gotowa była pomóc jej wkroczyć na ścieżkę prowadzącą ku zostania łabędziem; a przynajmniej zapewnić jedną noc w piórach takowego. O tym mogła już zapewnić burmistrza, który w zamian zgodził się na quasiuroczyste odprowadzenie jej - dziewczyna była zadowolona z faktu, że nawet w tak obcym kraju była w stanie zapewnić sobie warunki w miarę odpowiadające komuś jej pozycji. Dziewczyna odziana była w prostą suknię o czerni przyzwoitej dla terenów Maurii. Bardzo prosta w swoim kroju i z niezbyt drogich materiałów, standardowe wyposażenie kogoś nie uczestniczącego w podobnych uroczystościach. Dla uratowania dziewczyny od przykrych uwag, a siebie od uszczerbku na prestiżu, Kathleén pożyczyła jej nieco swojej biżuterii, dzięki czemu suknia wyglądała bardziej na świadomą decyzję niż przymus majątkowy. Mimo wszystko na tę noc dziewczyna pozostawała jedynie podopieczną Kathleén i przydałoby się ten fakt zaakcentować.
W końcu dotarli na skraj drogi - Kathleén zatrzymała się, a w zasięgu jej wzroku pojawiła się Avaria, w nieco krzykliwej, jak najbardziej świadomie dobranej sukni, z naprawdę świadomie wybranym partnerem. Pomimo niskiego urodzenia dziewczyna miała dar przebierania wśród mężczyzn zupełnie, jakby w jej żyłach płynęła błękitna krew. Za dwoma parami i jednym trio ustawili się słudzy - w końcu nie można było mieć zbyt dużo ufności, a i nieco pomocy dla organizujących nie powinno być uchybiające. Dwie karoce czekały już na nie, ale pomiędzy nimi znajdowało się jeszcze sporo miejsca na trzecią - tradycja dobrym wzrokiem patrzyła na mężczyznę, który był gotów zapewnić powóz swojej partnerce, dlatego podczas wymiany listów z Vergilem do takiej właśnie decyzji doszli - wampir został też oczywiście uprzednio powiadomiony o tym, kogo kobieta zabiera ze sobą i dobrze wypytany, czy taki stan rzeczy mu odpowiada.
Kathleén poluźniła nieco uścisk ramienia, zatrzymując się tuż przed pustą przestrzenią. Ona sama miała na sobie coś odpowiednio prezentacyjnego, przy czym lekkiego; wampirka obawiała się, że przez nauki swojej matki nigdy nie będzie stanie zaakceptować bogatych strojów, ale miała nadzieję, że wiek przyniesie swoje. Wobec tego teraz stała przy drodze w dwuwarstwowej sukni, granatowy jedwab opinał jej ciało, podkreślając kobiece kształty wraz z prostokątnym dekoltem, podczas gdy na to wszystko narzucony był ćwierćprzezroczysty, czarny szyfon wiązany pod biustem, lekki. Stopy chronione były przez czarne pantofelki na niskim obcasie, a nogi - przez białe pończochy. Szyję zdobił skórzany naszyjnik z wyszlifowanym obsydianem, a lekko rozpięte włosy przyzdobione kilkoma sztucznymi kwiatami o równie czarnej barwie. Wszystko było na swoim miejscu, zaplanowane co do cala. Brakowało tylko hrabiego.