Chatki Druidów[Chatka na uboczu] Cioteczka

Wysoko w górach, w niewielkich zagłębieniach pokrytych zielona trawa i roślinność, znajdują się chatki druidów. Ci przyjaźni, i mniej przyjaźni starcy, zbierają zioła i tworzą z nich najróżniejsze mikstury zagłębiając się w tajniki sporządzania tajemniczych wywarów.
Awatar użytkownika
Mniszek
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 114
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Przemieniony
Profesje: Strażnik , Mag
Kontakt:

[Chatka na uboczu] Cioteczka

Post autor: Mniszek »

        Domek Flory wcale nie pachniał starymi ludźmi i wędzonką, choć pod wieloma innymi względami wyglądał jak stereotypowy domek starej druidki. Była to mała chatynka z lekko zapadniętym dachem porośniętym mchem, wielobarwnymi różyczkami rojników i pojedynczymi pękami rozchodników. Jego fasada była prawie niewidoczna zza konstrukcji z drabin i zawieszonych na nich doniczek z wszelakimi ziołami i kwiatkami, które wabiły pszczoły i motyle. Zresztą nie tylko one: przed domem na niewielkim spłachetku przestrzeni, który wydarto drzewom i krzewom gęsto rosnącym wokół, znajdował się mały, ale bardzo bogaty ogródek. Rosły w nim zarówno warzywa, jak i zioła, kwiaty, owoce, a nawet kilka roślin ozdobnych… Choć pewnie i te ostatnie dało się jakoś praktycznie wykorzystać, w końcu druidzi mieli sporą inwencję w tego typu sprawach.
        Wnętrze chatki pachniało zaś ziołami i pastą do podłóg. Było to miejsce naprawdę urocze. Czyste, wypastowane deski, mały okrągły stoliczek, łóżko nakryte szydełkowaną kapą, wykrochmalone firanki, sporo książek, a wszystko ładnie ustawione i wysprzątane. Kuchnia znajdowała się za przepierzeniem, była mała ale równie czysta co reszta domku. Dwoje drzwi schowanych za regałami z książkami i zastawą stołową choć nie były zamknięte na kłódki, sprawiały wrażenie takich, których się nie otwiera i koniec. Miejsce prezentowało się więc bardzo przyjemnie i sprawiało wrażenie wygodnej przystani po krótkiej wędrówce.

        Wędrówka zaś zaczęła się od tego, że Funtka przyjęła w końcu tę niewielką pomoc, jaką Flora była w stanie im zaoferować. Mniszek był tą perspektywą naprawdę uradowany - uważał, że dobrze się spisał przyprowadzając druidkę do zamienionej rasami parki. I cóż… sam miał ochotę pójść do domu druidki, bo był bardzo ciekawy jak mieszka i czy ta jej poza kochanej cioteczki była prawdziwa czy była - no właśnie - tylko pozą. Wolałby się nie rozczarować… I w sumie Funtka i Amari pewnie również. On nie należał jednak do osób, które martwiły się na zapas. Tym bardziej, że teraz miał bardziej realny i aktualny problem.
        Maorcoille przecież nie chadza na ziółka do druidów. Tak naprawdę w przypadku wielu innych osób na tym etapie uznałby, że jego rola się skończyła - dał jej wędkę, niech sama łowi swoje ryby. Nie powinien z nią łazić po całych górach… Ale w sumie dlaczego nie? Przecież nigdzie go nie wzywano, nie czuł niczego, co kazałoby mu odejść. Miał za to bardzo dużo powodów, aby pójść dalej z przemienioną w motylego smoka malarką. Był ciekaw jak to się skończy. Był ciekaw Flory i jej domostwa. No i… zależało mu na Funtce. Nie tak, jak z pewnością przedstawiliby to bardowie, o nie - on po prostu ją lubił i chciał dla niej dobrze. Dlatego tak długo jak las nie zacznie go wołać, wolał iść z nią. Teraz tylko… Jak to zrobić, by druidka nie nabrała podejrzeń? By się nie bała? Bo teraz bała się na pewno albo chociaż była zaniepokojona.
        Na razie przyzwalająco skinął głową. Gdy Flora poprawiła swoją torbę przy na ramieniu i zachęciła “nieboraki”, by poszły za nią, on jeszcze chwilę siedział i patrzył. A później - gdy już można było nabrać podejrzeń, że chce zostać w miejscu - wstał i poszedł za nimi. Zniknął jednak po chwili. Nie tak magicznie, bo nie znał takich sztuczek - po prostu zboczył z utartej ścieżki. Flora, która oglądała się co jakiś czas za siebie, sprawiała wrażenie jakby nie wiedziała czy się z tego powodu cieszyć czy raczej niepokoić. Jeśli w jej głowie pojawił się jakiś komentarz, zachowała go dla siebie.

        - Jesteśmy na miejscu, kochanie - oznajmiła, gdy stanęła przed chatką jak z ilustracji w książce dla dzieci. Nie zaczęła nagle grzebać w torbie za kluczem do otwarcia drzwi, po prostu sięgnęła za klamkę, nacisnęła ją i weszła do środka. A mimo tego, że gest był tak bajecznie normalny i nie miało się dostępu do świata aur, można było postawić pieniądze na to, że jednak ta chatka była obłożona zaklęciami, które chroniły ją przed intruzami.
        - O… Ojej… - stropiła się nagle Flora, obracając się w progu. Przyjrzała się Funtce i Amari z góry na dół, po czym odchrząknęła. - Och… Bo ja nie wiem czy wy się zmieścicie w drzwiach…
        - Dadzą radę, cioteczko.
        Mniszek. Skąd on się tu wziął? Z lasu, po prostu. Szedł cały czas gdzieś równo z nimi, a teraz wyszedł spomiędzy drzew. Był po prostu na tyle dyskretny, że Flora go nie zauważyła i pewnie była przekonana, że pojawił się znikąd.
        - Dacie radę, prawda? - Elfik zwrócił się do Amari i Funtki. Poprawił sobie włosy, które opadały mu na czoło po przedzieraniu się między krzakami.
        - Tylko głowa bokiem i da radę. Pomóc? - zaproponował uśmiechając się szeroko. W duchu modlił się, by malarka z pomocy skorzystała, bo to dałoby mu szansę wejść do domu Flory. Pomyślał jednak, że powinien zostać przez nią oficjalnie zaproszony: demony nie powinny naruszać miru domowe bez pozwolenia, bo z tego rodziły się kłopoty.
Awatar użytkownika
Funtka
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 148
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Uczeń , Artysta
Kontakt:

Post autor: Funtka »

        Nadal niespokojna, choć już nie tak pesymistyczna podążała za tęgą druidką - Chaosa wpakowała na grzbiet, by jego lamentami odwracać uwagę od własnej dezorientacji. Chciała, naprawdę chciała porozmawiać z Mleczykiem na tak zwanej stronie i dopytać go jak wygląda aura pani Flory; trochę podobnie jak robili z dźwiękami nad sadzawką. Myślała, że to mogłoby zadziałać, a już na pewno lepsze było niż absolutny brak wiedzy na temat. Jedyne czego mogła być teraz pewna to to, że ich nowa gospodyni (jak dobrze pójdzie) nie pachnie niczym niebezpiecznym - głównie ziołami i lasem, chociaż swojemu powonieniu malarka też nie ufała. Za mało doświadczona była by dobrze posługiwać się tym zmysłem - trochę jak dziecko nienauczone jeszcze odróżniać smaki czy kolory… bardzo ciekawy aspekt przemiany - czy Amari czuł to podobnie? Teraz już nie pamiętała czy narzekał na stępienie węchu (widocznie narzekał za mało w swojej skali), ale za to kto wie - może uda mu się nauczyć posługiwać z lekka zmysłem magicznym? Nie by nauka czytania aur nie zajmowała dłużej niż zapewne miało trwać to zaklęcie, a po powrocie do swoich postaci i tak straci tę umiejętność… ale może się da? Dla poszerzenia horyzontów?
        Tymczasem ona spróbuje lepiej zrozumieć własne możliwości - choć przede wszystkim intrygowało ją czemu nie umie rozmawiać ze zwierzętami. Na dobrą sprawę Amari jednym był, więc… a ciekawiła ją ta zdolność, bo w końcu dla elfów była naturalna. Nie dla takiej 1/4 elfa jak ona co prawda, ale jej matka umiała to robić. I zawsze Funcię zastanawiało jak to działa. Chyba musiała być to więź bardziej umysłowa, podświadoma niż fizyczna, bo nie chodziło tu o wymianę dźwięków czy gestów, a przekazywanie informacji przełamujących barierę nie tylko języka, ale i samych pojęć. Z drugiej strony niektórzy zmiennokształtni porozumiewali się ze zwierzętami tak jak zwierzęta same ze sobą umiały - może tylko z większym rozmysłem. I co więcej nie dotyczyło to wszystkich gatunków - czasami tylko tych do nich najbardziej podobnych jak koty czy niedźwiedzie lub drapieżniki ogółem.
        Wcześniej aż tak jej to nie dotyczyło, ale teraz żałowała własnej ignorancji - sam Księżniczek gwizdał do leśnych ptaków, prawda? Porozumiewał się z nimi umysłem, czy zwyczajnie nauczył się co oznacza ich śpiew? Tylko… ile pojęć mogło przyswoić zwierzę?
        Mimo odczuwania przyjemnej satysfakcji z myślenia, zaczęło jej się powoli już w głowie kołować. Później zapyta. Nie teraz. Teraz należało dojść na miejsce i…

        … i dawno takiej cudnej chatki Yuumiś nie widziała. Nie miała w zwyczaju reagować nazbyt emocjonalnie, ale teraz zatrzymała się w estetycznym zachwycie. Nie… zła osoba nie mogłaby mieszkać wśród tylu roślin, wśród kwiatów! Naturalny roślinny chaos tak współgrał z porządkiem i zaplanowaniem, że na sercu się cieplej robiło, a artystyczny umysł Funci dostał pożywki jakiej od dawna pragnął. Mniejsza ze stepem i nadmorskim miastem, mniejsza z pięknymi kamienicami z Efne - TO, ta jedna chatka była najprzepiękniejszym kawałkiem architektury i oswojonej przyrody jaki dziewczyna kiedykolwiek widziała. Tak przynajmniej podpowiadało jej chwilowe uniesienie.

        Nie tylko ona zresztą była urzeczona - choć Chaos miał nieco inne wymagania, czego wyraz zaraz ochoczo dał:
        - Ojej… a te zielone to tu celowo? Wyglądają jakby się włamywały. Ogrodników tu pani nie ma, prawda? - zapytał nieco zatroskany, choć z wyraźną ulgą, że nie trafili do wędzarni obok przytułkowatej szopy. - U mnie pamiętam, były kwiatki bardzo zadbane i och - nigdy nie wchodziły, gdzie nie trzeba! I mniej ich było, mniej. Mniej zielonego, więcej kolorów! Miały takie piękne kwiaty! Pachniały urzekająco, były jak księżniczki w moim własnym ogrodzie… te tutaj to trochę plebs, prawda? Ale na pewno bardzo przydatny. Bo takie hodowane brzydkie to zioła? To muszą być zioła. Tak. Nikt by przecież nie trzymał nieładnego, jakby nie było potrzebne! A pani tu nie ma chyba takich ludzi co sprzedają? Sama pani zbiera - chyba już stwierdził, rozglądając się dookoła. Może gdzieś tam minęli i inną chatkę, ale na miasto mu to nie wyglądało. Nawet na wieś! A z tego co wiedział, kupuje się głównie na targach, a to chyba była wieś. Albo miasto.

        Gdy rozgadywał się i weselał, Funcia skupiła się na problemie przywołanym przez Florę. Obejrzała malutką futrynę… chyba zaczynała rozumieć co czuł Chaos, gdy wpychała go na klatkę chodową u Kinalalego. A u jej dziadka!?
        Zrobiła niepewną minę wsuwając ostrożniutko łeb do środka, a gdy Mleczyk pojawił się znikąd, przyrżnęła rogami w nadproże. Aż skrzypnęło.
        - Nie rób tak! - krzyknęła w panice, odsuwając się od drzwi i chwilę dysząc nim odwróciła się do druidki:
        - P…przepraszam… trochę… trochę nie lubię ciasnych przestrzeni - przyznała, wyjaśniając poniekąd skąd jej gwałtowna reakcja. - Poza tym, emm… nawet jak się zmieszczę, obawiam się, że tylko zaraz o coś pozaczepiam… nie przyzwyczaiłam się jeszcze do skrzydeł. - Tak, trochę próbowała znaleźć jakąś wymówkę, ale i nie kłamała - sam Chaos świetnie panował nad własnym ciałem, a i on strącił coś od czasu do czasu znajdując się w izbie.
        - Amari, ty wejdź. - Funcia sprytnie przeniosła uwagę na niego. Zsunął się z jej grzbietu ochoczo (za bardzo się kręciła) i w ruchu wyciągnął rękę do Księżniczka - chciał się o niego oprzeć, a może i po prostu odrobinę pomiziać. Na zbyt długo elfi ślicznotek zniknął mu z oczu.
        - Jeśli pozwolicie zostanę tutaj… jeszcze przez chwilę. - Malarce tymczasem było coraz głupiej, że tak odmawia pomocy i zaproszenia. Ale nie mogła się przemóc, by wejść do tej klitki! W ludzkiej postaci - chętnie. Więcej niż chętnie nawet! Ale teraz skala się nie zgadzała. Może później… jeszcze się przekona.
        - Mleczyku, pomożesz mu? I tak będę was słyszeć i widzieć… obawiam się, że jak wyciągnę szyję to i tak będę już w salonie - stwierdziła nieco ponuro, nie dlatego, że jej się to nie podobało, ale bo dla jej uszu brzmiało to dość groteskowo.
        - Pani Floro, nie będzie pani zła? Postaram się nie zadeptać ziół, ale mniej szkód narobię na razie zajmując przejście. - Uśmiechnęła się niepewnie i spojrzeniem zachęciła Chaosa, by wraz ze swoim Mleczykiem wsunął się do wnętrza. Jeszcze nie oglądał chatki ludzkim okiem - może mu się spodoba?
Awatar użytkownika
Mniszek
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 114
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Przemieniony
Profesje: Strażnik , Mag
Kontakt:

Post autor: Mniszek »

        Potok słów i myśli Chaosa był… cóż, chaotyczny. I trudno było za nim nadąży - widać to było choćby po minie pani Flory, która najpierw starała się wszystko przyswoić, a później już tylko słuchała. Nie wiedziała czy ma do czynienia z komplementem czy obelgą, doszła jedynie do wniosku, że ta istota kochała słuchać swojego głosu i musiała wywodzić się z miejsca, gdzie jadło się na złotych talerzach.
        - Masz rację - odpowiedziała jakże dyplomatycznie, bo w sumie w większości kwestii się zgadzała. Poza jednym. - Zioła nie są jednak plebsem, to niepozorni bohaterowie - oświadczyła z taką czułością, jakby to byli jej wychowankowie, z których była bardzo dumna.

        Mniszkowi chatka Flory podobała się bardzo, choć z reguły budowle ludzi nie wprawiały go w zachwyt. Za dużo w nich było tej chęci podporządkowania sobie wszystkie, wygładzenia, wyprostowania i zrobienia po swojemu, wbrew naturze, ze zbytkiem i masą niepotrzebnych rzeczy. Ten domek był jednak inny - współgrał z otoczeniem, nie wydzierał mu więcej niż potrzebował, przenikał się z okolicą. Tak, to było piękne. Flora musiała być nie tylko dobrą osobą, ale też dobrą druidką, skoro żyła w takiej harmonii z okolicą. Jej grządki, choć panował w nich ład, nie były jak od linijki - pozwalały w miarę zorientować się w zbiorach, które rosły w takim tempie, jakie im pasowało i na taką wysokość, jak chciały. Nikt ich bez powodu nie przycinał, nie ograniczał, a wręcz przeciwnie, druidka z wielką wprawą dobierała gatunki tak, by koło siebie rosło to, co wzajemnie się wspiera. Miał ochotę ją uściskać! Lecz zamiast tego nieświadomie ją straszył…

        - Przepraszam! - Mniszek podskoczył jakby sam się wystraszył i zasłonił sobie usta dłońmi. Spodziewał się w sumie, że Funtka w tej postaci będzie miała czulszy słuch, ale najwyraźniej się przeliczył. No i nie było też świadomy tego jak cicho sam potrafił chodzić.
        Nie uważał, by chęć malarki do pozostania na zewnątrz była czymś złym, o co Flora mogłaby być obrażona, a gdy na nią spojrzał, dostrzegł, że chyba miał rację - w jego ocenie wyglądała raczej na zatroskaną i pewnie myślała jak mimo tych niedogodności pełnić wzorowo rolę gospodyni. Kochana kobieta!
        - Oj kochana, nie musisz przepraszać! - zapewniła, milknąc jednak gdy Amari zaczął gramolić się z grzbietu swojej towarzyszki. Mniszek zaś dostrzegł w mowie jego ciała co planował i wyciągnął ręce do smoka…
        - Ojej! - jęknął śmiesznie, mocno zapierając się na nogach i mimo wszystko niebezpiecznie kołysząc. - Ale ty ciężki! - oświadczył, nie zdając sobie sprawy z tego, że mógł tym Amari urazić. No ale nic dziwnego, hermafrodyta był wyższy, miał imponujące biodra i biust, a Mniszek przypominał jedną z tyczek, którymi Flora podpierała swój groszek. Całe szczęście dał radę go utrzymać. Tylko… Cóż, jak by to powiedzieć. Aktualne ciało Chaosa było takie, że co skromniejsze osoby nie wiedziały, gdy podziać na nim wzrok, a co dopiero ręce - pełne było krzywizn i krągłości (czasami bardzo zaskakujących, ale cicho). I choć Mniszek taki do końca skromny nie był, nie był też aż tak otwarty, by swobodnie miziać się z hermafrodytą. Dlatego póki co przytrzymywał go w pasie jakby był bardzo nieforemnym workiem ziemniaków.
        - Och, nie gadaj głupstw, kochana! - żachnęła się momentalnie Flora, gdy Funtka zapytała czy przypadkiem jej nie uraziła. - To ja byłam nierozsądna, że nie przewidziałam tego… Na pewno sobie poradzimy, kochanieńka - zapewniła, w pokrzepiającym geście klepiąc przemienioną malarkę po głowie.
        - A… was - zwróciła się do Mniszka i Amari z wyraźnym wahaniem, bo jak miała się zwracać do hermafrodyty i bożka, który wyglądał tak ludzko? - Zapraszam do środka - dodała, robiąc im miejsce w progu.
        - Ej, załóż mi rękę na ramię, o tak - elfik złapał Chaosa za nadgarstek i pomógł mu się ustawić, by szli koło siebie i się wspierali. No ale nie do końca wyszło, bo już po pierwszym kroku hermafrodyta zatoczył się i złapał mocno Mniszka za szyję, żeby się nie przewrócić. Elfik stęknął, ale dzielnie go trzymał, nie zważając na to, że podciągnał mu bluzkę stanowczo za wysoko, by było to przyzwoite. Całe szczęście wszystko dało się poprawić, gdy ponownie pionizowali Amari.
        - Dobra, to na plecy - uznał Mniszek, po czym stanął przed Chaosem. Nie zamierzał brać go na barana bo by sobie kręgosłup złamał próbując, ale zamierzał go tak holować. Poinstruował hermafrodytę, że ma się na nim oprzeć i mocno złapać za ramiona, byle nie za szyję! No i jakby ruszał nogami i choć próbował stawiać kroki, byłoby wyśmienicie.
        Jakoś im to wyszło. JAKOŚ. Mniszek co chwilę potykał się o za długie kończyny Chaosa, Chaos komentował i marudził i tylko dziewczyny miały dość takty, by milczeć gdy panowie się poniżali. W końcu jednak cierpieniom nadszedł kres i elfik z westchnieniem posadził Amari na krześle.
        - Miałeś puścić! - zawołał, gdy okazało się, że hermafrodyta trzymając go dalej zwyczajnie posadził go na swoich kolanach. Zaskoczony tym okrzykiem Chaos szybko go puścił, a elfik czmychnął.
        - Idę do Funtki - oświadczył tak po prostu i wyszedł. Nie uciekał przed Amari, bez przesady. Po prostu wolał jej towarzystwo. I wolał mieć nad głową niebo, nie sufit. Dni gdy przebywał pod dachem w jego życiu było tak niewiele, że nie miał kiedy się do tego przyzwyczaić i choć nie miał jakiś potężnych rozmiarów, czuł się w takich chwilach strasznie przytłoczony.
        - Przepraszam - odezwała się nagle bardzo nieśmiało Flora. - Czy ty jesteś Maorcoille?
        Mniszek spojrzał na nią z uśmiechem, który mówił “zgadłaś”. Ona jednak nadal miała wątpliwości. To jej zwyczajnie nie pasowało, bo przez większość czasu strażnik był jak zwykły chłopak, nawet nie za silny. Zaczęła mieć wątpliwości czy nie została oszukana… Ale jego słowom zamierzała uwierzyć bez dyskusji. To rodziło jednak kolejne pytanie: co było w tej przemienionej dwójce takiego, że leśny bożek traktował ich jak przyjaciół? A tej tymczasowej smoczycy okazywał wręcz względy, bo wyszedł do niej na dwór i usiadł obok niej w progu zamiast skorzystać z gościny…
        - Dlaczego mówią na ciebie Mleczyk? - dopytała nagle. Mało ambitne pytanie. Mogła poruszyć tyle kwestii, a wybrała właśnie to, co też jej do głowy strzeliło?
        - O? Nie wiem - przyznał Mniszek, po czym spojrzał na Funtkę. - Dlaczego Mleczyk?
        Flora tymczasem znowu zaprezentowała jak doskonałą gospodynią była. Gdy już skapitulowała, bo to wszystko przerastało jej pojmowanie, odłożyła swoją torbę na bok, a z jednej z kredensów wyciągnęła talerzyki, z którymi udała się do kuchni. Wróciła nim ktokolwiek zdążył zapytać co robi i czy jej nie pomóc (choć pewnie tylko Funci by coś takiego wpadło do głowy) - przed sobą niosła tacę z talerzykami i pokrojonym ciastem.
        - Kasztanowe - oświadczyła, stawiając wszystko na stole, po czym zakrzątnęła się szybko i nagle każdy dostał po swojej porcji. Talerzyk Chaosa został postawiony przed nim na blacie, a Mniszka i Funtki stanęły na progu. Malarka mogła zauważył, że dostała wyraźnie większy kawałek ciasta o kolorze ciemnego piasku.
        - O, dziękuję! - ucieszył się Mniszek, gdy i on został poczęstowany. Wziął talerzyk w obie ręce i przez moment tylko uśmiechał się głupio, patrząc na poczęstunek. - Będę twoim dłużnikiem, cioteczko - oświadczył, po czym w końcu wbił zęby w wilgotne, ciężkie ciasto z mąki kasztanowej. Delicje! Jak on dawno nie jadł takiego dobrego, świeżego ciasta… Dlaczego ludzie częściej nie zostawiali go na ołtarzykach?
        - Drobiazg - odparła Flora, choć widać było, że zrobiło jej się bardzo miło. - Jedzcie, pewnie jesteście głodni. Napijecie się soku z dzikich malin? - zaproponowała. Wyraźnie czuła się lepiej, gdy mogła skupić się na przyjmowaniu gościu bez zastanawiania się nad tym jak dziwni oni byli.
        - A mogę jeszcze kawałek? - dopytał Mniszek, oblizując palce.
Awatar użytkownika
Funtka
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 148
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Uczeń , Artysta
Kontakt:

Post autor: Funtka »

        Trochę się poprzestraszali, chaotycznie tańcując w progu i urządzając inne manewry, zakończone porażką smoczycy oraz początkiem zabawy dla Mniszka i Amariego. Że też Flora miała nerwy to znosić! Teraz już Funcia nie wiedziała czy silniejsza jest w niej nieufność do obcej kobiety, czy wdzięczność za jej postawę.
        - Ja też… nie pomyślałam o tym zawczasu - przyznała jeszcze przed seansem, a czując na głowie silną rękę gosposi, zamilkła pod wpływem czułego ciepła. Taki prosty, a tak miły gest… i do kogo skierowany! Do rogatego dziwadła! (Wybacz Amari). Znów poczuła się małą panienką i jako taka patrzyła na występ Chaosa i elfika z mieszaniną współczucia, rozbawienia i wyrzutów sumienia - że poniekąd sama wpakowała w to biednego chłopaka. Z drugiej strony zaś jakże się cieszyła, że gdy Amari był w ludzkim ciele, ona posiadała smocze! Jego uwalanie się na niej znosiłaby pewnie nie lepiej niż blondynek, jeśli nie gorzej. Chociaż… przyzwyczajana przez Miminettę do krągłości, przez Kinalalego do znaków zapytania odnośnie płci i przez samego Chaosa do jego dziwnych ruchów może byłaby jednak lepszą kandydatką do takich wyczynów?
        …Nie, jednak nie - nadal nie lubiła jak coś się na niej opierało, a pewnie była też od Mleczyka słabsza i tak jak on z Chaosem skończyć mógł co najwyżej w lekkim upokorzeniu, tak ona już dawno leżałaby pod nim na ziemi. I kto wie czy Chaos w ogóle chciałby z niej zejść!

        Całą siłą woli powstrzymywała się od uwag; jak nie czysto komicznych, to tak zwanych ,,dobrych rad“, a później fizycznej pomocy dwóm dzielnym niedojdom (bo nie dojdą). Lecz kiedy jednak udało im się przejść przez próg został jej na szczęście do ukrycia jedynie chichot i narastająca, choć krępująca przyjemność patrzenia jak sobie nie radzą i jak bardzo wygląda to jak wizualizacja sprośnego romansu pisanego pod ławką przez jedną z jej koleżanek.
        Doprawdy, że też nastoletni umysł wpadł na coś takiego.

        Nawet jej nie zdziwiło, że Mleczyk w takim układzie szybko postanowił do niej wrócić i chętnie zrobiła mu miejsce, starając się przez chwilę po prostu na niego nie patrzeć. Nie by z naturalną łatwością myślała o nim jak o chłopcu z tamtej opowiastki, ale wolała nie ryzykować utrwalenia podobnych skojarzeń.
        I tutaj Flora nagle jej pomogła, gwałtownie ściągając na ziemię - wypowiadając imię, którego nigdy wcześniej nie słyszała.
        ,,Maorcoille?”
        Nie pochodziła stąd, nie znała więc podań czy legend. Nawet wszelkie plotki były dla niej obce. Potraktowała to więc jako zwykłe imię, ale… nawet jako takie nijak do Mleczyka nie pasowało. Dobrze, elfy potrafiły się nazywać bardzo dziwnie lub prosto, z lubością używały nazw roślin czy zwierząt, czasami w różnych językach… ale Mao… jak to było dalej? Łypnęła na milutkiego blondynka oceniając jak bardzo nie pasowało do niego miano tak długie, mroczne i ciężkie…. A potem przypomniała sobie jego aurę. To dlatego!
        Ach, dlaczego ,,Mleczyk”?
        - Bo się nam nie przedstawiłeś - odparła odruchowo, szybko chowając swoje podejrzenia i przysłaniając je delikatnym uśmiechem. - Ale to Amari pierwszy nazwał cię Mleczykiem. Też nie wiem dlaczego. Może przez włosy?
        - A JAKŻE! - Wezwany Amari uniósł się na krześle, ale zaraz opadł, nie ryzykując już chodu. - Jego czuprynka w słońcu na polanie wygląda jak takie jasne, jasne kwiatki! Piękne, lekkie… jadalne! - Wyszczerzył się w zadowoleniu i pławił dalej w zachwycie; Funcia natomiast przezornie skupiła na gospodyni.
        Mimo braku podstawowej o niej wiedzy nie mogła z nią teraz nie sympatyzować… to jak mieszkała, jak traktowała swe zioła, jak ich przyjęła, a teraz jak krzątała się widząc w tym nie tylko potrzebę dla gości, ale i wyraźną ulgę dla własnych nerwów. Malarka aż za dobrze to znała. I faktycznie - miałaby odruch pomocy albo przynajmniej obdarzenia pani Flory widocznym uznaniem, gdyby nie ukłucie żalu, że faktycznie nie może usiąść teraz przy stoliku i spojrzeć na nią ludzkimi oczami. Ciekawe co myślałaby o niej druidka, gdyby właśnie taką ją poznała. Chociaż wydawało się, że dla niej to niewielka różnica. Może nie umiała oceniać książek po okładkach?

        Oczarowana, z chęcią i lekkim zdumieniem przyjęła ciasteczko. Na talerzyku! No niby trudno podać inaczej, ale ona Chaosowi po prostu większość rzucała lub kładła na ziemi. Jak zwierzęciu. I ten… patrząc na to jak zamiast używać rąk pochyla się nad swoją porcją próbując uchwycić ją w zęby, to w sumie dobrze robiła.
        - Bez sensu! - krzyczał machając rękami, jakby tylko do tego mu one służyły (przyduszania elfika nie licząc). - Dlaczego macie takie krótkie paszcze!? Nic z tym zrobić, nic ugryźć, nic powąchać… och, przyjdzie mi paść z głodu! Okruszki mi wlazły do nosa! - Walnął pięściami w stolik aż zabrzęczało, i zwiesił bezsilnie głowę.
         - Nic dziwnego, że jesteście tacy mali i chudzi… jednopłciowe dziwadła. Ale jakim cudem moglibyście mieć dwie płcie, kiedy nawet ciastka jeść nie potraficie?

        Nie zagłębiając się w jego logikę, Funcia usiłowała poradzić sobie z własną porcją. Nie była pewna czy dobrze będzie dzielić ją w brudnych od piachu łapach (i co wtedy z ciastka w ogóle zostanie), czy próbować złapać je w zęby i połknąć na raz. Znała zabawę z wyławianiem jabłek z wiaderka z wodą, ale nigdy nie była w tym przesadnie dobra… Trąciła ciastko pazurem, upewniając się jaką ma konsystencję i pochyliła, wdychając rozkoszny zapach. A co jej tam!

        Ale jak będzie pić sok to już nie miała pomysłu.
Awatar użytkownika
Mniszek
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 114
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Przemieniony
Profesje: Strażnik , Mag
Kontakt:

Post autor: Mniszek »

        - No faktycznie - przyznał, jakby to wcale nie było nic niezwykłego. Nie przedstawił się, bo z reguły nie musiał, wszyscy go rozpoznawali, a zresztą nie lubił mówić innym jak się nazywa. No bo czy był bardziej Mniszkiem czy bardziej Maorcoille? No i co by było z jego wizerunkiem tajemniczego leśnego bożka, gdyby tam każdemu mówił kim jest? Technicznie rzecz biorąc nawet Florze nie odpowiedział wprost: uśmiech to tylko uśmiech, można go interpretować na wiele różnych sposobów.
        Gromki okrzyk Amari sprawił, że Mniszek podskoczył w miejscu i zaraz na niego spojrzał. Wyszczerzył się z radością i poprawił ten nieład, który miał na głowie, choć tak naprawdę niewiele z tego wyszło - nadal każdy kosmyk sterczał jak chciał. Miło mu się jednak zrobiło, gdy dowiedział się, że hermafrodyta nadał mu imię dokładnie tak samo, jak setki lat temu jego rodzice - sugerując się jego włosami. Mleczyk, Mniszek - prawie to samo.
        - O, to miłe! - ucieszył się.

        - Oj, słoneczko, bo to nie tak, bo sobie nos o stół rozkwasisz…
        Flora poczuła zew matki-opiekunki i gdy zobaczyła jak strasznie nieporadny był Chaos, postanowiła mu pomóc.
        - Chodź, pozbędziemy się tego z twojego nosa… - poinstruowała. Jak typowa ciotka ujęła hermafrodytę pod brodę, nie wiadomo skąd wyciągnęła chustkę i wytarła mu twarz. Całe szczęście jej nie śliniła, bo i tak ciotki miały w zwyczaju, ale nie, jej chusteczka była sucha, miękka i pachnąca lawendą.
        - A teraz patrz, słoneczko, ciastko bierzesz do łapki i gryziesz kawałek. O tak, patrz, jak robi… Maorcoille… - dokończyła cicho i niepewnie, bo jakoś trudno przechodziło jej przez gardło mówienie o tym, jak to bożek wsuwa z zapałem upieczone przez nią ciastko. Skupiła się na Amari, pomagając mu odpowiednio złapać przysmak (“Nie tak mocno, bo zgnieciesz, delikatnie…”). Nie mogło być tak, że ktoś w jej domu będzie siedział głodny!
        Tymczasem Mniszek patrzył jak radzi sobie Funtka. Widział, że miała jakieś problemy, ale nie wyrywał się by jej pomóc czy nawet ją wyręczyć: widział, że dobrze kombinowała i postanowił dać jej jeszcze chwilę, bo był pewny, że sobie poradzi. Od początku uważał ją za osobę zaradną. Poza tym… nie mówił tego na głos, ale lepiej by nauczyła się radzić sobie sama, bo kto wie jak długo przyjdzie im pozostać w tej postaci. No i być może on nie będzie mógł z nimi zostać przez cały ten czas…

        Flora była wyraźnie spokojniejsza i zadowolona, gdy mogła skupić się na swoich gościach. Uśmiechnęła się dobrotliwie, gdy Mniszek poprosił ją o kolejne ciasteczko. Nawet nie myślała już o tym, że ma do czynienia z bożkiem, który według tego co o nim opowiadano był równie kapryśny co same góry. Teraz, przez krótki moment, był dla niej po prostu chłopcem, którego mogła nakarmić. Dlatego przytaknęła jego prośbie i zabrała od niego talerzyk. Poszła na chwilę do kuchni - gdy się tam krzątała, Mniszek szybko zorientował się, że to dobry moment, by móc gadać na tematy, które nie były przeznaczone dla jej uszu.
        - I co sądzisz? - zapytał w takim razie Funtki, uśmiechając się tajemniczo. On był zadowolony i uważał, że się spisał, ale kto wie, może ona miała inne zdanie.

        Flora wróciła chwilę później, niosąc talerzyk z kolejną porcją ciasta dla Mniszka i dzbanek oraz kubeczki na sok. Z racji tego, że wcześniej była świadkiem tego jak nieporadna podczas posiłku była przemieniona parka, tym razem odpowiednio się przygotowała, a jej przygotowanie polegało na tym, że przyniosła ze sobą pęk słomek.
        - Proszę - zwróciła się do Funtki, stawiając przed nią kubeczek z pustą w środku trzcinką, przez którą na pewno będzie jej się łatwiej piło. Nie instruowała jej, bo wyszła z założenia, że skoro była wcześniej człowiekiem, na pewno wiedziała co z tym zrobić. Mniszkowi również nie udzielała instrukcji, zresztą, on doskonale radził sobie sam, bo gdy druidka stawiała sok przed przemienioną malarką, on już sięgnął po talerzyk i kubek dla siebie. Zamiast podziękować jej werbalnie, uśmiechnął się szeroko i to jej wystarczyło.
        Teraz czekało ją najtrudniejsze - poinstruować Chaosa jak pije się przez słomkę.
        - Patrz, słoneczko, pokażę ci - zaczęła, stawiając przed nim kubek. Wzięła jedną z czystych trzcinek. - Wkładasz ją do soku, drugą stronę bierzesz do buzi i ssiesz - poinstruowała, na sucho pokazując jak to powinno wyglądać. Miała nadzieję, że hermafrodyta to ogarnie i że się nie oburzy za traktowanie go jak nienormalnego. Chciała dobrze.
        - Pani Floro, jak nazywa się twój bat? - zapytał nagle Mniszek.
        - Taj… Znaczy Tarjuan - sprecyzowała druidka. - Ale wołamy na niego Taj.
        - I co się z nim stało, że go tutaj nie ma?
        - A bo ja wiem? Poszedł gdzieś, jak to on. Nigdy nie mówił co zamierza i kiedy wróci. Chodzący chaos. Nie chce źle, ale nigdy nie myśli o konsekwencjach swoich czynów ani o tym, że ktoś może na niego w domu czekać i się martwić…
        Flora westchnęła przejmująco. Choć nazywała swojego brata baranem, widać było również, że bardzo go kocha i bardzo się o niego martwi.
        - A twoja magia nie mogłaby im pomóc? - zapytała nagle bardzo druidka, bardzo jak na nią śmiało, bo widać było, że cały czas czuła olbrzymi respekt w stosunku do niepozornego elfika.
        - Ja tylko strzegę tego lasu - odparł Mniszek. Nie była to odpowiedź na jej pytanie, ale ona i tak zrozumiała ją tak, że leśny bożek nie będzie ingerował w sprawy, które nie dotyczą jego domeny. Może miał jakieś względy dla tej przemienionej dziewczyny, ale nie na tyle, by sięgać dla niej po swoje zaklęcia. Jakie to typowe dla bóstw.
        - Czy w jego pokoju jest okno? - Elfik wrócił do tematu Tarjuana.
        - Jest - przytaknęła mu Flora.
        - To można będzie zrobić tak, że Funtka będzie zaglądała do środka przez okno podczas szukania wskazówek - zasugerował Mniszek, kontrolnie zerkając na malarkę, by upewnić się, że ta się zgadza na takie rozwiązanie.
Awatar użytkownika
Funtka
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 148
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Uczeń , Artysta
Kontakt:

Post autor: Funtka »

        Amari popatrzył na Florę zdziwionym, a jednocześnie wyjątkowo potulnym wzrokiem zbitego szczenięcia. Głodnego szczenięcia. Pragnienie zrozumienia jakim cudem może zjeść ciastko z taką twarzą (jego twarzą - ciasteczko nie miało buźki) wzięło górę nad dumą czy wszelkimi fochami. Nie stawiając oporu dał wytrzeć sobie twarz, choć Prasmok jeden wie jak wysoko by podskoczył, gdyby chusteczka gospodyni okazała się lepka od śliny. Tak jedynie wzdrygnął się zaskoczony miłym zapachem i przyjemną fakturą, którą wyjątkowo wyraźnie czuł na bezsierstnej, wrażliwej skórze. W zasadzie byłoby to przeżycie całkiem miłe gdyby odjąć okruszki w nosie, desperację w obliczu głodu i złość. Chaos doceniał pomoc i choć nie był cierpliwym uczniem, robił wszystko, żeby się skupić i za radą kobiety złapać ciasto w ręce i jakoś się z nim uporać. Nie wiedział tylko na kogo spojrzeć, kiedy wypowiedziała imię na ,,M” inne niż Mleczyk, bo jakoś nie przyjął go sobie do świadomości. Księżniczek był Mleczykiem, a Yuumiś Funcią - żadnego Maorcoille nie kojarzył. Ale był pewien, że ktokolwiek to jest je lepiej od niego, bo urodził się upośledzony, a nie stał się taki w wyniku pechowej przemiany!

        Tymczasem druga ofiara owego wydarzenia radziła sobie bez niczyjej pomocy, znajdując nawet pewną przyjemność w pożeraniu niewinnego wypieku za pomocą wielkiej paszczęki. Było coś miłego w takiej odmianie - połknięciu niemal na raz, zamiast kulturalnego, powolnego skubania przez długie minuty i jeszcze przejmowanie się jeżeli coś upadło na sukieneczkę. Oblizała się nawet zadowolona i poruszyła głową, po raz pierwszy tak swobodnie czując się w nowym rozmiarze. Tylko może żałowała troszeczkę, że nawet tak duży kawałek ciasta był dla niej jedynie przekąską. Chętnie poprosiłaby o dokładkę, jak Mleczyk, i dostała na nią całą blachę wypieków. No, ale do tego nie śmiała się przyznać. Zdecydowanie nie!

        Zapytana z nagła co sądzi, ocknęła się i byłaby odpowiedziała, że ,,bardzo dobre”, gdyby w porę nie zrozumiała pytania. Druidka… wydawała się bardzo porządną osobą. Budziła sympatię, tak. Nawet jeżeli nie była zbyt pomocna magicznie to zdecydowanie nadrabiała w innych dziedzinach. Chociaż Funcia nadal nie była do niej przekonana nie wiadomo jak bardzo. Lubić a ufać - to dwie różne rzeczy. Ale, że korzystała z jej gościnności postanowiła ograniczyć nieco swój sceptycyzm, by nie wyjść na zbyt niegrzeczną, a tym bardziej niewdzięczną.
        - Wydaje się bardzo miła - rzekła dyplomatycznie, bo faktycznie, na pewno wydawała się. Zaś z innych zalet…
        - Na pewno bardzo się stara. Może ze względu na wyczyny brata… choć wydaje mi się, że ona chyba jest taka z natury. - Przerwała. - Nie wiem czy dużo nam pomoże siedzenie tutaj, ale na pewno jest lepsze niż błąkanie się po lesie. Przynajmniej dla mnie, mieszczucha. - Uśmiechnęła się niewinnie i zaszurała ogonem. Kto wie, może Księżniczek wolał las, ale ona czuła się w nim niepewnie. Było coś w domku, jego ścianach i kominku, w zasłonkach, ogrodzie, gospodyni czy niewielkim płotku co przydawało jej odwagi i poczucia, że nie jest zdana jedynie na siebie. Była to namiastka społeczeństwa i jego zasad… do których wcześniej sądziła, że nie do końca przystaje - ale się myliła. Może nie wszędzie miała tyle samo przyjaciół, może gdzieniegdzie odstawała ze względu na swoje nawyki lub mieszane pochodzenie, ale tak naprawdę miała swoje miejsce. Trzy miejsca. Sporo jak na zwykłą dziewczynę. I nie powinna była na nie narzekać. Zbyt uczona na wieś? Zbyt ludzka na elfa? Zbyt nieśmiała na artystkę? Bzdury! Tam byli ludzie, którzy mogli jej pomóc i na których jej zależało. Ludzie, z którymi nie zawsze się zgadzała, a niekiedy zwyczajnie męczący; może nieznośni jak brat pani Flory. Ale kochała ich tak jak ona jego. I po raz pierwszy dotarło to do niej teraz, w górskiej chatce na odludziu, gdzie jedyną ostoją prawdziwej, znanej jej normalności była obca druidka. Zdecydowanie nie chciała się teraz stąd ruszać. Chciała znów czuć się Funcią, niepozorną, nieśmiałą dziewczyną nie wybijającą się zbytnio przed szereg.
        Nawet jeżeli bycie smokiem też było całkiem ciekawe…

        Bo i jak pić teraz przez słomkę?
        Sam pomysł był niezły i Funcia była zań bardzo wdzięczna. Musiała tylko wykombinować jak przytrzymać słomkę pazurem (ostatecznie położyła łapę na ziemi, by się nie ruszać), a potem trafić w nią tak, by przy okazji nie pożreć szklaneczki. Pomagając sobie coraz mniej nieporadnie końcówką języka w końcu okiełznała dane jej narzędzia i sam soczek - pyszny! Warto było się dla niego nagimnastykować. Chociaż nie pogardziłaby jeszcze dzbanuszkiem.
        Pani Flora zajęta była jednak Chaosem i Yuumi nie chciała jej przeszkadzać. Wyręczył ją Księżniczek, z nagła pytając o w zasadzie najbardziej interesującą ich osobę.
        Taaak… ów Taj brzmiał na kogoś bardzo nieznośnego. Przynajmniej dla smoczycy. Jawił jej się jako pomieszanie Berlota z kapryśnym nastolatkiem, zamiast piłką bawiącym się zaklęciami. Tylko jedno jej nadal nie pasowało - była pewna, że zaklęcie, które aktywowali było już bardzo stare, Tarjuan zaś musiał być młody. O ile był człowiekiem, na co wskazywałby wygląd jego siostry. Chociaż oczywiście - rodzeństwo mogło być przyrodnie albo w ogóle ze sobą nie spokrewnione, tylko wychowane razem. Albo zwyczajnie pomyliła się w ocenie i zaklęcie wcale takie wiekowe nie było. Bardzo możliwe - ostatecznie była dopiero uczniem, nie znawcą. Ale przez to wszystko była coraz bardziej ciekawa tego całego Taja. Z jednej strony już nie pałała do niego sympatią, z drugiej… może rozwiałby jej wątpliwości.

        A tych miała sporo, nawet w stosunku do samego Elfika. Jednak nie zaliczało się do nich podejrzewanie go o brak dobrej woli. Z tego co powiedział im wcześniej, a nawet z obecnej jego postawy i wypowiedzi wyciągała prosty wniosek, że choć zna magię życia to nie umiałby odwrócić zaklęcia (bo jego domeną jest pilnowanie lasu i czary związane z tym właśnie). Funcia została już dawno nauczona, że samo posiadanie jakiejś dziedziny nie oznaczało jeszcze, że umie się zrobić wszystko - to potrafili jedynie arcymistrzowie - reszta była zaś ograniczona. Tak do tego podchodząc była pewna, że gdyby Księżniczek umiał, to odczarowałby ich z miejsca. Po prostu nie mógł. I lepiej by tak sądziła, bo gdyby zwalała to na jego kaprys musiałaby być teraz raczej zła. Ostatecznie dla niej nie był bóstwem, a tylko chłopcem, który lepiej by umiał… współpracować. Ale przecież ciągle to robił, czyż nie? I kto by umiał lepiej!
        - To całkiem ciekawy pomysł - przyznała z uznaniem i pokiwała łbem. Nie tylko to okno, ale i sam powrót do rozwiązywania ich sprawy. Oczywiście przerwa na poczęstunek była wręcz wymarzona, lecz teraz należało się skupić i wrócić myślami do tego po co tu przyszli. Mleczyk miał rację. Trzeba się nieco rozejrzeć.
Awatar użytkownika
Mniszek
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 114
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Przemieniony
Profesje: Strażnik , Mag
Kontakt:

Post autor: Mniszek »

        Mniszek uśmiechał się szeroko do Funtki. Robił dziwne wrażenie, gdy tak nic nie mówił tylko się uśmiechał - widać było, że coś sobie myśli. Tylko co? "Na Prasmoka, ale ona głupia"? Czy może "Ależ ona spostrzegawcza"? Możliwości było bardzo wiele, bo ten uśmiech mógł dobrze maskować nawet "Świetnie! Flora ich utuczy, a ja ich później zjem". Można było go co prawda zapytać co mu po głowie chodzi, ale czy przyznałby się, gdyby to było coś złego? Tak na logikę. Morderca nie zdradza ofierze swoich zamiarów, o ile nie jest już dla niej za późno. Zresztą dla Funci i tak było lepiej nie dociekać - w końcu postanowiła mu zaufać i bardzo logicznymi argumentami przekonywała samą siebie, że elfik chce im pomóc, a nie zrobić sobie z nich przekąskę albo zabawkę. Jak dobrze, że nie poznała jeszcze tego jego drugiego wcielenia, bo wtedy chyba czmychnęłaby gdzie pieprz rośnie, a leśnego strażnika uznała za zagrożenie i co więcej - kłamcę.
        A jeśli chodzi o to co tak naprawdę myślał sobie elfik - po prostu zgadzał się z przemienioną w smoka malarką. Jego zdaniem również Flora była miłą i pomocną osobą, która choć nie miała środków, robiła co mogła, by umożliwić Amari i Funtce powrót do ich ciał... Nawet jeśli było to tylko zaoferowanie im poczęstunku dla nabrania sił. Mniszek nie miał jej tego za złe - nie zgłosiła się na ochotnika tylko była pierwszą osobą, którą napotkał kapryśny bożek. Niejako wzięta z łapanki - wiadomo, że mogła nie być predysponowana do tego zadania. Elfik miał jednak żal do losu, że nie trafili na tego jej brata. To tak niewiele, tak niewielka różnica, po prostu drugie z rodzeństwa, a być może dzięki temu problem byłby już rozwiązany... Mniszek nie obawiał się tego, że ten Tarjuan mógł być szalony zgodnie ze słowami jego siostry - nie z takimi sobie do tej pory radził. Wierzył zresztą, że skoro Flora wiedziała o istnieniu Maorcoille i rozpoznała go w niby niepozornym elfiku, jej brat też nie miałby z tym problemu. A negocjowanie z pozycji bożka zawsze było łatwiejsze - ludzie się go bali, okazywali mu szacunek albo radość ze spotkania. Te emocje zaskakująco łatwo dało się wykorzystywać...
        Mniszek był chyba jednak bardziej wyrachowany niż na to wyglądało.

        Dla strażnika obserwowanie jak radzi sobie malarka i smok było ciekawym doświadczeniem. Widać było, jak nikle uśmiechał się obserwując Amari - śmiałby się być może na głos, gdyby niee obawy, że taka reakcja zniweczy starania Flory. Nie chciał jej bruździć, bo jeszcze zrobiłaby się awantura. A poza tym smok byłby głodny, kto wie jak długo! Więc niech lepiej ogarnie jedzenie tego ciastka i picie przez słomkę, będą mieli go z głowy. No bo Funtka od początku nie robiła problemów, doskonale sobie radziła w nowym ciele.
        A gdy już większość się posiliła, przyszła pora na działanie. Druidka mogła się nie stresować, że nie ma pomysłu co dalej począć, bo to elfik miał plan. Odstawił więc talerzyk na wysoki próg, dopił swój sok i odezwał się:
        - Które to drzwi? - zapytał wstając i poprawiając przy tym spodnie, jakby szykował się do naprawdę spektakularnego działania.
        - Pytasz o pokój Taja? Te obok kredensu... - odparła Flora i cofnęła się, jakby oddawała elfikowi całą inicjatywę. On z tego skwapliwie skorzystał i bardzo pewnym krokiem podszedł do wskazanych drzwi. Wyciągnął rękę do klamki, lecz zawahał się.
        - Nie ma klucza? - zapytał.
        - Nie. Taj by go i tak zgubił...
        Te wyjaśnienia Mniszkowi w zupełności starczyły: już bez niepokoju i żadnych podejrzeć nacisnął na klamkę i wkroczył do pokoju szalonego druida...
        I w progu przeżył niemałe zaskoczenie. Ta sypialnia wcale nie pasowała na lokum szaleńca, a raczej ubogiego studenta. Znajdowało się tu łóżko zasłane kapą, biurko, na którym ustawiono bardzo proste przybory do pisania (Taj korzystał z kamienia atramentowego!) i ułożono równy stosik około pół tuzina książek, które nie porażały ani objętością, ani okładkami. Wyglądały w sumie jak zwykłe dzienniki. Na oparciu krzesła leżał złożony pled, a przy łóżku dość mocno zdeptany chodniczek. Nudy. A mimo to Mniszek cofnął się do głównej izby jakby coś go stamtąd wypchnęło. Złapał się za głowę, a Flora widzą to podskoczyła i z trwogą zasłoniła sobie usta.
        - Co ci się stało? - zapytała zataczającego się elfika.
        - Jak tam jest głośno! - krzyknął z boleścią i wyrzutem leśny strażnik, choć chyba tylko on słyszał te dźwięki, bo do progu chatki one nie docierały. Włożył sobie mały palec do ucha i pokręcił nim jakby próbował coś ze środka wydłubać.
        - To... Tarjuan zawsze tam ćwiczył swoje zaklęcia, może pozostał po nich ślad...
        - Ale słychać to tylko tutaj, jak on to zrobił?
        - Nie wiem - przyznała ze smutkiem Flora. - Taj wielu rzeczy mi nie mówił.
Awatar użytkownika
Funtka
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 148
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Uczeń , Artysta
Kontakt:

Post autor: Funtka »

        Była bardzo ciekawa jak wygląda pokój tego całego Taja. Chatka pani Flory zauroczyła ją, ale nie zdziwiła - legowisko męskiego druida parającego się magią chaosu - już tak. Wyobrażała je sobie pełne run i ususzonych ziół; książek i zapisków porozrzucanych na dębowym biurku. Na pewno zaś brakowało jej półek z zagadkowymi rupieciami o niespokojnej aurze i słojami po brzegi wypełnionymi formaliną i tym co mogło w nich pływać… może nawet spodziewała się jakieś wypchanej ofiary jego eksperymentów, w postaci co prawda zmutowanego zająca, nie smoczycy, ale zawsze.
        Tymczasem było tu pusto i schludnie, by nie powiedzieć bidnie.
        To już ona miała więcej książek w pokoiku u dziadka! Wszędzie! Wszędzie miała lepsze wyposażenie naukowe niż Taj u swojej siostry! A może… u siebie? To był ich wspólny dom? Nie zdziwiłaby się gdyby miał inny, coś w stylu samotnej wieży wypełnionej po brzegi wiedzą spisaną w dawnej mowie i zagraconą od góry do dołu. Jeżeli ma, to nic dziwnego, że stąd wybywa - sama by uciekała, a tu wpadała w ramach wypoczynku w najcieplejsze dni. Żeby oczyścić umysł, nawdychać się zapachu wpół dzikiego kwiecia i zagryźć to gorącym ciasteczkiem. O!

        Jednak nawet jeżeli Tarjuan miał gdzieś swoją pracownię, tutaj też nie próżnował - reakcja Księżniczka, z początku niejasna, wiele im w końcu wyjaśniła.
        Czyli sporo ćwiczył…
        Ale faktycznie, że też tylko tam było to słychać! Tu oczywiście ufała elfikowi na słowo, bo sama ponownie odczuwała jedynie deficyty w percepcji magicznej i związaną z tym drobną irytację. Ale wiedząc co już wiedziała - to faktycznie nie było codzienne by zwykła ściana i drzwi wystarczyły do zatrzymania pozostałości czarów. Może to był element chaosu? W obecnym stanie mogła jedynie gdybać, ale jej zaciekawienie wcale z tego powodu nie malało.

        Już dawno wciśnięta łbem i łapami niemalże do saloniku wycofała się odruchowo, by zrobić elfowi miejsce. Lecz nadal zerkała nad nim do uchylonego pokoju. Nie umiała ocenić czy bardziej jest zawiedziona, zaintrygowana czy zaniepokojona. O czym świadczyć mogły braki w umeblowaniu czy stosach ksiąg, które nie sięgały pod sam sufit i nie podpierały go monumentalną mądrością?
        Choć chętnie zerknęłaby do tych pseudodzienników…
        Nie śmiała jednak o tym wspomnieć. Sama byłaby mało zadowolona, gdyby ktoś grzebał w jej osobistych notatkach. A magicznych!? Rozwaliłaby takiemu sztalugę na łbie i jeszcze dorzuciła farby. Dlatego nie próbowała wchodzić głębiej i tylko wyciągnęła szyję, by dobrze poznać i zapamiętać zapach siedziby Tarjuana. A może i jego samego? Jeszcze nie odróżniała podobnych niuansów, ale miła nadzieję, że jeżeli teraz by go spotkała, byłaby w stanie stwierdzić czy to faktycznie on. Podobnie uczyła się zapachu Flory i Mleczyka, choć do niczego nie było jej to w zasadzie potrzebne. Jednak żeby wyćwiczyć nowy zmysł i się z nim oswoić powinna jak najczęściej go używać. Z takiego założenia wychodziła. Z tego i przekonania, że skoro nie wie kiedy zostaną odczarowani powinna nauczyć się wykorzystywać wszystkie smocze atuty.

        Tymczasem Chaos bawił się słomką.
        - Głośno? - zapytał Księżniczka nie odrywając się od swojej nowej rozrywki, ale na chwilę przenosząc na niego zdumione spojrzenie. - Ja nic nie słyszę. Chyba, że to! - I zaczął dmuchać, od czasu do czasu uzyskując króciutki, piskliwy gwizd i ciesząc się z tego jak dziecko, które odkryło, że ciasto na kluski można turlać po podłodze. - Ziołowa Pani, to jest przepiękne! Ma pani więcej? Och, jakże urocze! - Obracał słomkę w palcach z takim zapałem, aż pękła.
        - AAAAAAAAAAA!

        - Co konkretnie słyszysz? Poza Amari? - Funcia tymczasem dopadła Mleczyka starając się uzyskać jego uwagę i zignorować krzyki. Teraz był jej substytutem zmysłu magicznego i z tego względu musiała się trochę do niego połasić.
        - Trochę dziwne, nie? - dodała szeptem po chwili, bo sądziła, że nawet zdziczały elfik nie tak wyobraża sobie kryjówkę z lekka szalonego maga. - Właściwie… - Nagle ją olśniło i odwróciła się gwałtownie - Pani Floro! W zasadzie jak Taj… Tarjuan rzuca zaklęcia? Inkantacjami? Na zasadzie rozkazów?
        Uważała, że to może jej się wielce przydać.
Awatar użytkownika
Mniszek
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 114
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Przemieniony
Profesje: Strażnik , Mag
Kontakt:

Post autor: Mniszek »

        Ból uszu od natłoku dźwięków był oczywiście fantomowy, bo Mniszek odbierał go zupełnie innym zmysłem niż słuchem. A jednak działało to na wyobraźnię. Cały czas gdzieś z tyłu głowy miał głosy i dudnienie, które go dopadło w pokoju Tarjuana, lecz to było już do zniesienia. Nie by przyniosło ulgę, bo wręcz przeciwnie: pojawiły się nowe pytania i niepokój. I to nie tylko przez to, że pokój nie przyniósł żadnych informacji, które pozwalałyby odmienić Funtkę. Mniszka zaczęła trapić kwestia tego, że taki mag mieszkał w jego lesie. Był jak, nie przymierzając, zgniłe jajo, które w każdej chwili mogło spaść i narobić smrodu. Kto wie czy już gdzieś nie narobił, tak jak z tą przemianą smoka i malarki. Być może Mniszek źle go oceniał, ale po prostu tylko tyle o nim wiedział. Może gdyby dostał więcej informacji, mógłby zmienić zdanie. Na razie widział w Tarjuanie zagrożenie i nawet jeśli rozwiążą sprawę Funtki bez jego udziału, Mniszek nie zamierzał mu odpuścić. Czeka ich rozmowa - szalony druid i rogaty leśny duch, prawie jak w jakiejś balladzie.
        Na razie jednak zamiast szalonego druida była troskliwa cioteczka, która na pewno mogła im pomóc. I miała nieskończone pokłady cierpliwości względem Chaosa, który bawił się słomką tak długo, aż jej nie zepsuł. Jak dobrze, że Flora miała ich zapas!

        Mniszek wyszczerzył się w uśmiechu do Funtki - podobało mu się to zastrzeżenie, że nie chodzi jej o bawiącego się słomką Chaosa. Później jednak jego mina złagodniała, bo jednak temat nie był jakiś wybitnie do śmiechu. Trzeba było coś wykombinować. Dlatego elfik skupił się, by jak najlepiej opisać dźwięki w pokoju.
        - Straszny jazgot - określił je krótko. - Głośniej lub ciszej, ale cały czas słychać różne dźwięki, takie bez ładu i składu. I jak robiło się ciszej, to w tle było takie jednostajne dudnienie, jak bardzo głęboko w jaskini.
        Mniszek spojrzał kontrolnie na przemienioną malarkę - zrozumiała coś z tego co mówił? On niestety nie znał się na profesjonalnym opisywaniu emanacji i nie wiedział czy stosuje poprawne słownictwo, mógł się w jakiejś kwestii pomylić. Liczył tylko, że w razie czego ona go po prostu dopyta. Tymczasem jednak temat szybko przeskoczył na coś nie mniej ważnego, a wraz z tą zmianą w miejscu podskoczyła również wywołana druidka, do tej pory zajęta Amari i jego słomką.
        - Och, Taj stosował inkantacje, recytował zaklęcia - odpowiedziała niemal natychmiast, bo dla niej to było akurat proste. - Ale wspomagał się różdżką, by móc ukierunkować efekt, bo często się rozpraszał i gdzieś mu zaklęcia uciekały na boki - wyjaśniła, dla lepszego efektu robiąc to tu to tam “gwiazdki” rękami.
        - O! - zapalił się nagle Mniszek. - To by wyjaśniało dlaczego te dźwięki są tylko w tamtym pokoju. To nie ściany przytrzymywały zaklęcia w środku tylko po prostu różdżka trzymała je w takiej zbitej postaci. Może w rogach pokoju jest cicho - dodał, święcie przekonany, że ma rację. Flora była podobne zdania, bo kiwnęła głową przytakując cicho "to ma sens, tak". A gdy tak się zgodzili, Mniszek głęboko się zadumał. Zaplótł ręce na piersi i spojrzał przez otwarte drzwi, a jego wzrok był jednocześnie nieobecny i przenikliwy, jakby widział po prostu takie rzeczy, że ten nudny materialny świat mógłby dla niego nie istnieć.
        - Dawno go nie ma? - zapytał w końcu.
        - Kilka miesięcy, dość długo jak na niego, ale zdarzały mu się dłuższe nieobecności.
        - I nigdy ale to nigdy nie mówił gdzie idzie?
        - Mówił, oczywiście, że mówił… Tylko często idąc na miejsce zmieniał zdanie - wyjaśniła z westchnieniem. - Nie zamierzasz tam wracać? - upewniła się, robiąc krok w stronę pokoju Taja jakby chciała zamknąć drzwi, lecz Mniszek zaraz wstał.
        - Nie, nie, zostaw - zastrzegł. - Może nam się jeszcze przyda… A nic stamtąd nie ucieka - dodał, a jego uśmiech zdawał się być raczej upiorny niż zabawny. Flora w mgnieniu oka odpuściła. A Mniszek nagle jakby sobie o czymś przypomniał.
        - Trzyma cioteczka jakieś zwierzęta? - zapytał, przekrzywiając lekko głowę.
        - Na Matkę Naturę, nie! - obruszyła się druidka. - Ależ po co bym miała, przecież wszystko czego mi trzeba daje ziemia. A zresztą zwierzęta nie lubiły Tarjuana.
        - Przez jego magię?
        - Nie, bo nadeptywał im na ogony - wyjaśniła z rozbrajającą szczerością Flora, a Mniszek słysząc to zaniósł się głośnym śmiechem, który brzmiał zadziwiająco głęboko jak na niego. Kolejne upiorne zachowanie, choć przecież było to tylko okazanie rozbawienia…
        Mieli jednak problem - elfik liczył, że druidka będzie trzymała jakieś ptaki, które mogliby wysłać z wiadomością do rodziny Funtki. A tu klops. Będą musieli sobie poradzić jakoś inaczej.
Awatar użytkownika
Funtka
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 148
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Uczeń , Artysta
Kontakt:

Post autor: Funtka »

        Jazgot?
        Uważnie słuchała tego jak opisywał dźwięki, które nie mogły teraz do niej dotrzeć. Trochę szkoda, że sam nie umiał nazwać dziedzin, ale przynajmniej zamiast mądrzyć się i udzielać jej odpowiedzi opisywał co wiedział i dał jej pomyśleć. Nawet jeżeli się pomylą, to ona będzie miała w tym swój udział. Zawsze to lepiej niż dostać od kogoś złe informacje opakowane w pewną siebie postawę wakacyjnego majstra.
        No i jednak nie była to cała aura. Aury w odczytaniu były trudniejsze niż tylko podźwięki magii. Bo i sama magia mogła objawiać się w inny sposób - na przykład taki chaos - zamiast tworzyć trudne do zniesienia wrażenia słuchowe mógł zmieniać kolory emanacji. Jej drganie, zapach czy temperatura - wszystko to mogło oznaczać dziedziny, ale było trudniejsze do wyłapania przez początkujących. Natomiast resztki zaklęć musiały być dźwiękiem - przynajmniej z tego co Funcia wiedziała.
        Chcąc jak najlepiej wypełnić własną część roboty zastanowiła się czy aby na pewno dobrze rozumie elfika… no, ale Chaos się zgadzał. Tylko czym mogło być dudnienie? Tak jak w jaskini… Skupiła się kartkując, dzięki metaforze, zgromadzoną w rogatym łebku wiedzę. Szukała kogoś, kto posługiwał się dziedziną życia, ale to nie mogło być to. Istnienie? Ale wtedy nie powinno dawać się zagłuszyć… no, chyba że zaklęcia były dużo słabsze. Co jeszcze… ziemia. Już pomijając tę sugestywną jaskinię, jednostajne dudnienie pasowało też do niej. W aurach łatwiej by było dojść do tego co to było… no nic, dopyta Mleczyka jeszcze później, jak to przemyśli. I jedna i druga magia mogła pasować do z lekka szalonego, ale jednak druida i obie nie były dziedziną, której szukała. Tym bardziej wydało jej się to zastanawiające.
        Może faktycznie nie szukali tego całego Taja?
        Mimo wszystko postanowiła pytać o niego dalej. I znowu - inkantacje! To mogło być to… z drugiej strony wielu magów używało inkantacji. To, że Tarjuan także, nie znaczyło, że jest winny. Tyle dobrego, że Funcia miała większą skłonność ufać właśnie osobom uczącym się zaklęć w ten sposób niż posiadającym dary w postaci mocy lub rozkazów. Jedni byli zbyt nieprzewidywalni, a drudzy zbyt uparci. Zazwyczaj. Inkantacje zmuszały do myślenia i systematyczności.
        Zastanawiając się, już w sumie z czystej ciekawości, jak może wyglądać i zachowywać się brat pani Flory (jakoś nie widziała w nim utytego, wąsatego wujaszka z kozikiem) słuchała kolejnych ciekawych faktów. Różdżka! A to ciekawy patent. W sumie w niektórych szkołach używany ponoć systematycznie, tam gdzie ceniono spryt i ułatwienia ponad samodyscyplinę i trening. Jej babcia oczywiście wyznawała pracę nad umysłem i charakterem, więc oczywiście różdżka w jej ręce nigdy nie gościła, ale dla rozpraszających się magów to musiał być skarb. Skoro nie mogli polegać na sobie…
        Ale co Funci było oceniać. Ledwie opanowała kilka prostych zaklęć z jednej jedynej dziedziny… ciekawe ile umiał Taj. Jeżeli był człowiekiem powinien mieć też ludzkie możliwości… jak dobrze posługiwał się obiema magiami? Może ona też by tak mogła?
        Och, chciałaby go poznać!
        Idiotyczność tego pragnienia wyłapała dopiero po chwili. Nie, przecież nie chciała się z nim spotykać. Nie ufała mu. I coraz bardziej wątpiła, by to on był tym, kto zaklął sadzawkę. Nawet jeżeli umożliwiałyby to jego domniemane umiejętności magiczne, to precyzja i cierpliwość jakimi się chyba nie charakteryzował potrzebne były do tak skomplikowanego czaru. W dodatku wiek. Zaklęcie mogło być nowsze niż zakładała, ale nadal - jeżeli Taj był człowiekiem jakoś jej się to nie widziało.
        - Przepraszam, a… ile lat właściwie ma pani brat? - wtrąciła się w jej rozmowę z Księżniczkiem, choć tak bezpośrednie pytania kierowane do nieznajomych były nie bardzo w jej stylu. Skoro już jednak szukała jakiś wskazówek to robiła to z całym oddaniem i uporem nastoletniego maniaka.

        - Zwierzęta? Po co ci zwierzęta? - Amari tymczasem skończył ze słomkami i skupił się na tym co Funcia raczyła przegapić. - Nie lubisz jak ktoś trzyma je w domu? To dlatego, że jesteś elfem? Elfy chyba tak mają. Macie tak? Chociaż myślałem, że część trzyma zwierzęta. Wiesz, karmi je i czyści i są takie ładne… nie takie zaniedbane jak ja pod opieką Yuumiś! - Rzucił malarce srogie spojrzenie, ale widząc jej własną potarganą sierść odpuścił, czując drobną niestosowność. Ostatecznie wycofał się z oskarżeń, powracając do Mleczyka. - Ja osobiście nie chciałbym mieć zwierzątek, ale nie mam nic przeciwko posiadaniu dwunoga. Oczywiście o ile będzie ładny i odpowiedni. Skupiony na mnie. Żeby mnie głaskał i karmił i chodził ze mną po ogrodzie… och, ależ to było piękne! Ale nie, nie! Niech ich wszystkich trafi! - Nagle rąbnął w stół, wyraźnie na coś wkurzony. - Wszyscy oni myślą tylko o sobie! Nikt o mnie! Ja chcę kogoś dla siebie! - wyżalał się niemal łkając, nie mając litości ani dla słuchaczy ani biednego mebla.

        - W sumie to ciekawe. - Funcia wyciągnęła szyję, by znaleźć się nieco bliżej. Hermafrodyta zamilkł i spojrzał na nią błyszczącymi oczami. - Nie lubisz jak toś trzyma zwierzęta?
Awatar użytkownika
Mniszek
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 114
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Przemieniony
Profesje: Strażnik , Mag
Kontakt:

Post autor: Mniszek »

        Flora w istocie wyglądała na zaskoczoną pytaniem Funtki o wiek swojego brata – nie jednak przez to, że uważała je za niestosowne, ale nie rozumiała jego celowości. Mimo to odpowiedziała, bo to nie była żadna pilnie strzeżona tajemnica, a zresztą sam Tarjuan odpowiedziałby bez zastanowienia, oczywiście o ile nic by go wcześniej nie rozproszyło.
        - Czterdzieści jeden - podała jego wiek druidka. - Choć wygląda na mniej, a zachowuje się jakby miał tylko te cztery…
        - Zawsze taki był? - zainteresował się Mniszek.
        - To znaczy? - Flora nie zrozumiała pytania.
        - Co było pierwsze: jego dziedzina magii czy charakter.
        - Charakter… Ale jako dziecko zdawał się być zwykłą gapą, nasiliło mu się z wiekiem.
        - To nierozsądne, że pozwoliliście mu zgłębiać tę dziedzinę.
        - Ależ nikt mu nie pozwolił! - żachnęła się Flora, po czym ciężko westchnęła. Mniszek patrzył na nią wyczekująco i to tak intensywnie, że w końcu musiała powiedzieć coś więcej. - Nauczył się od jakiegoś maga z wioski, chodził tam gdy nikt się nie interesował gdzie jest. Wiedział, że matka by mu głowę urwała za takie nauki, dlatego trzymał je w tajemnicy, ale zdradziła go aura.
        - I co dalej?
        - Nic. - Flora wzruszyła ramionami. - Naprawdę, czy to takie ważne?
        Dla Mniszka to było ważne: chciał poznać Tarjuana, nawet jeśli tylko z relacji jego siostry. Nie rozumiał jakim cudem szalony druid mógł dojść do takiego poziomu mimo niechęci rodziny. Naprawdę bliscy mieli na niego tak słaby wpływ? Czy może istniał jakiś dodatkowy czynnik? Rozmowę przerwał jednak lament Chaosa, który skutecznie przeniósł ciężar rozmowy na zupełnie inne tematy. Mniszek słuchał jego monologu przechylając lekko głowę na bok. Podskoczył, gdy hermafrodyta po raz pierwszy uderzył ręką w stół i posłał mu przepraszający uśmiech. Nie zamierzał jednak dyskutować, bo gdyby powiedział prawdę zrobiłoby się nieprzyjemnie, a gdyby skłamał to sam nie czułby się z tym dobrze. Całe szczęście i Chaosowi dało się przerwać.
        Gdy nagle do rozmowy wtrąciła się Funtka, Mniszek wyglądał na bardzo zaskoczonego jej pytaniem – spojrzał na nią gwałtownie szeroko otwartymi oczami. Wskazał siebie w pytającym geście. Może przemieniona malarka nie miała wcale na myśli jego?
        - Nic takiego nie powiedziałem – zauważył powoli, jakby sprawdzał w głowie brzmienie każdego słowa nim je wypowiedział. – Bo i nie zawsze się gniewam. Są zwierzęta, jak krowy, którym z człowiekiem jest dobrze, bo ten je karmi i dba o ich potrzeby. One nie potrzebują wolności. Są jednak i takie zwierzęta, dla których każda klatka, nawet złota, pozostaje klatką. I na to się nie godzę. Każdy z nas ma swoje miejsce w świecie i każdy ma zasoby, z których może korzystać. Ludzie to wszystkożerne drapieżniki i niech tak będzie, niech polują, niech trzymają zwierzęta na jaja, mięso i skóry. Niech jednak czynią to rozsądnie. Chciwość i nieumiarkowanie to najgorsze z grzechów.
        Mniszek mówiąc zasępił się i nabrał bardzo poważnego wyglądu. Teraz bardziej przypominał strażnika lasu niż tego chłopca, który półnagi biegał po lesie gwiżdżąc jak ptak. Wspomnienie krzywdy, jakiej Natura doznawała każdego dnia z rąk człowieka, sprawiło, że w jego sercu poruszyła się bestia. Jego spojrzenie na moment pociemniało. Nie potrafił panować nad Maorcoille, ale w tym momencie miał jeszcze możliwość po prostu samemu się uspokoić - to uśpi potwora, który był drugą stroną tego samego medalu, jego drugim obliczem.
        - Cioteczko - zwrócił się do Flory. - Pytałem o zwierzęta, by Funtka mogła wysłać wiadomość do domu. Moja władza nie sięga poza ten las, więc nie nakażę wędrówki dzikiemu zwierzęciu. Liczyłem, że być może hodujesz gołębie.
        - Och nie, niestety, nigdy ich nie mieliśmy - przyznała ze skruchą druidka. - Ale w wiosce druidów na pewno ktoś będzie miał gołębie…
        - Tam nie pójdę - uciął temat Mniszek. Flora wyglądała, jakby chciała zadać to nasuwające się na myśl pytanie “Dlaczego?”, ale w tym samym momencie elfik posłał jej takie spojrzenie, że odpuściła. To nie była groźba, to było ostrzeżenie. Lepiej nie zadawać pytań, na które nie chce się znać odpowiedzi.
        - Oczywiście - skapitulowała druidka. - Może mogę jakoś pomóc z tą wiadomością? - zasugerowała nieśmiało, jakby tym chciała się przypodobać całej trójce. Albo po prostu miała dobre serce, niech to, przecież już nieraz to okazała.
        Mniszek jednak jakby jej nie słuchał. Obrócił się nagle w stronę pokoju Taja i ruszył do środka. Po przekroczeniu progu skulił ramiona i lekko podniósł ręce, pewnie w odruchu zasłonięcia sobie uszu, ale zaraz tego zaniechał - wiedział, że to nie ten słuch odpowiada za jego cierpienie. Sprawnie pozbierał książki, które znalazł na wierzchu, po czym wyszedł, przytulając je do piersi. Przemaszerował ze swoim łupem przez całą chatkę, po czym przyklęknął przed przemienioną Funtką na jedno kolano i zrzucił wszystkie tomy na ziemię. Otrzepał ręce, ale bez specjalnej satysfakcji, raczej odruchowo. Sięgnął po jedną z nich i otworzył na jednej z ostatnich stron.
        - Wygląda jak dziennik - ocenił, po czym obrócił książkę tak, by Funtka mogła zajrzeć do środka. Faktycznie, choć nie było w nim dat, akapity zostały podzielone odstępami sugerującymi, że stanowią osobne teksty.
        - Może tu będzie wskazówka, gdzie on poszedł - zasugerował elfik. Strzelał jednak w ciemno - przecież on nie umiał czytać.
Awatar użytkownika
Funtka
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 148
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Uczeń , Artysta
Kontakt:

Post autor: Funtka »

        Czterdzieści jeden! Dość dużo… jak na jej wyobrażenia i dość mało jak na tak wprawionego maga. I w sumie była zawiedziona. Jakoś milej jej się czekało na podejrzanego szaleńca, który w jej myślach miał młodą urodę Iliiana i pustynną karnację Berlota, z długimi włosami i zaczepnym uśmiechem, niż na podstarzałego ludzkiego faceta… a i wolałaby by tak uzdolnionym magiem to był po pięćdziesiątce. Chociaż… jeżeli on mógł korzystać z dwóch dziedzin nie będąc jeszcze starcem to może i ona miała szansę się tego nauczyć? To… nie byłoby złe!
        Słuchała z uwagą dalej, ciekawiąc się czemu też Księżniczek tak wypytuje o tego Tarjuana, a i ciesząc się, że on to robi, a ona nie musi (choć skoro był zapewne posiwiałym draniem, nie czuła tak wielkiej potrzeby). W sumie jako młodzieniec pewnie był intrygującą osobą. Znaczy… na tyle, że unikałaby go gdyby mieszkała w pobliżu, ale nadal wartą uwagi. Ale tak, ze spokojem mogła słuchać o jego dawnej niesubordynacji. Miała rację, ha! Absolutnie niezdyscyplinowany i to już od dzieciaka!

        Temat jednak się zmienił - a dla Funtki też był ciekawy. Tylko chyba nie do końca jasno się wyraziła, wtrącając się do rozmowy. Chciała to zresztą wyjaśnić, ale elfik już mówił dalej. I mówił całkiem rozsądnie. Miała mu przytaknąć z uznaniem, kiedy jego wygląd zmienił się nieco… na bardzo poważny. No tak. Dla zdziczałego elfa las i jego mieszkańcy musieli być wyjątkowo ważni. Pewnie ważniejsi od ludzkiego życia… przynajmniej tych, którzy popełniają owe najgorsze z grzechów. Jakie szczęście, że go nie sprowokowała! Chociaż nie wiedziała jak mogłaby. Jeżeli odczuwał w sposób tak wyważony jak myślał, nie mogłaby zrobić nic co by go rozzłościło. Chociaż i tak się bała.
        Jak zawsze, gdy ktoś sugerował choćby, że jest skłony do agresji.
        Ale może każdy był…?

        Spojrzała na Florę.
        Nie. Raczej nie. Chyba jedynie jakiegoś hultaja mogłaby miotłą pogonić.
        To dodawało otuchy.

        Jak i następne słowa Mleczyka. Poczuła wyrzut do siebie za to, że znów przypisała mu jakieś mroczne sprawki. Myślał o niej! Była chyba bardziej niewdzięczna niż można by sądzić. Tak skupiona na własnym bezpieczeństwie, że aż zapominała, ile inni dla niej robili. Noż! I jak tu być miłym dziewczęciem, gdy było się takim tchórzem!
        Ale po chwili znów stwierdziła, że miała rację, a rozsądek jej nie zawodził. Księżniczek był podejrzany. Jak z prawdziwej bajki - zaklęty, milutki chłopczyna za dnia, a w nocy… a mniejsza o porę. Trzymał nóż w bucie! A Flora chyba nie bała się go bez powodu. Sprawiała wrażenie bardzo stabilnej i zrównoważonej - byle chłopek tak by jej nie wystraszył. A ten tu? Nie dopowiadał, ucinał wypowiedzi… widziała to doskonale. Od samego początku coś było z nim nie tak. Ale niech będzie. Potrzebowała jego pomocy, więc póki te dziwne pośrednie ataki nie były wycelowane w nią… nie będzie się zagłębiać i pozwoli mu być tym kim jest. Byle nie szalał.

        Jak na smoka stała mało ruchliwie i tylko wiodła za Mleczykiem wzrokiem kiedy szedł do pokoju maga. Zaskoczył ją tym jak bezceremonialnie wziął sobie jego rzeczy, a jeszcze bardziej, że położył je przed nią. Ale - widocznie mógł.
        Spojrzała pytająco na panią Florę, bo sama czuła się dziwnie zaglądając w cudze notatki. Potrzebowała na to choćby niemego przyzwolenia, ale nie od blondynka - skoro jednak kobieta skinęła, Funcia z ochotą zabrała się do lektury. Czytanie prywatnych notatek (może dlatego, że zwykle niedozwolone) było całkiem ekscytujące!

        - ,,Nie wyszła mi ta mikstura.” - Zaczęła z nadzieją.
        - ,,Znowu zapomniałem dodać liść babki lancetowatej” - przeczytała kolejne, osobne zdanie.
        - ,,Ale widziałem fajnego pieska. Merdał” - już niemalże mruknęła, przelatując zaraz wzrokiem po następnych linijkach.
        Tarjuan poetą był, nie ma co.

        - Nie widzę tu nic, co mogłoby nam pomóc… och, nazwa! Może miejs… dziewczyny. Neofunda… prawie ładne - westchnęła i przewróciła pazurem kartkę. - Nie, nie… - Jej słowa powoli zanikały, a pojawiała się zmarszczka między smoczymi brwiami. Wzięła następny tomik i nieporadnie otworzyła gdzieś pośrodku. Poleciła Mleczykowi dotrzeć do ostatnich kartek, po czym schylając się nad kanciastym pismem znowu zaczęła czytać. Doprawdy, dla niewtajemniczonych były to same bzdury, ale przynajmniej mag pisał wielkimi literami. Chociaż jak tak patrzyła, byłaby w stanie przeczytać pewnie i normalniejsze w rozmiarach pismo.
        Zadowolona jedynie z tego wniosku, zamknęła kolejny tom. Kiedy przejrzeli wszystkie, westchnęła ciężko.
        - Nic tu nie ma. Przepraszam, że tak grzebaliśmy w prywatnych zapiskach… dziękujemy. - Starała się uśmiechnąć, ale była przybita. Gdyby chociaż nadawało się to na lekturę do poduszki…
        - Nic tam nie znalazłaś Yuumiś, doprawdy? - Chaos aż gibnął się na swoim siedzisku, przyglądając im się jak dumny król słomek i stolika, który łaskawie zwrócił uwagę na motłoch wielbiący podłogę. - Czytanie! Wiedziałem, że to strata czasu. To! To jest sztuka! Patrz! Czyż to nie jest śliczne? - zapytał wciskając trzcinki jedna w drugą i z triumfem patrząc jak się trzymają. - Coś czuję, że niedługo zostanę geniuszem! Wielkim, docenianym panem wynalazeków! Ale nie zapomnę wtedy o tobie, nie martw się. Dostaniesz jakąś ładną stodołę razem z resztą czytających. Chcesz? - zapytał z przemiłym uśmiechem, ale Funcia wyciągnęła szyję i tylko na niego dmuchnęła. Doprawdy… nie miałaby nic przeciwko gdyby zamiast mowy nauczyli go pisma.
Awatar użytkownika
Mniszek
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 114
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Przemieniony
Profesje: Strażnik , Mag
Kontakt:

Post autor: Mniszek »

        Nagłe wtargnięcie Mniszka do pokoju Tarjuana wprawiło Florę w osłupienie - aż uniosła ręce jakby chciała go przed tym powstrzymać albo zasłonić sobie usta, lecz w ostatecznym rozrachunku jedynie ponownie je opuściła i tylko śledziła elfika spojrzeniem szeroko otwartych oczu. Nic nie mówiła, być może nawet nie wiedziała co powiedzieć. No bo jak to, strofować bożka? Na pewno wiedział co robi. A przynajmniej jej się tak wydawało, bo tak naprawdę działania leśnego strażnika były jedną wielką improwizacją, czynioną jednak z dużym przekonaniem i zaangażowaniem. Tak by samemu nie nabrać wątpliwości i żeby nie zarazić nimi innych. Dlatego też druidka nie miała innego wyjścia jak zgodzić się na czytanie zabranych z pokoju brata książek. Niemniej nadal była w lekkim szoku, więc zamiast powiedzieć cos w stylu "nie krępuj się", jedynie kiwnęła głową. Obrócony do niej plecami Mniszek nawet tego nie spostrzegł, choć zwrócił uwagę na pytające spojrzenie Funtki. Nie wnikał o co pytały te wielkie smocze oczy, bo i nie musiał długo czekać, aż i on doczeka się jakiejś reakcji na swoją propozycję. Z wielkim zaangażowaniem wsłuchał się w czytane przez przemienioną malarkę wersy... Choć z każdym kolejnym widać było jak jego entuzjazm opadał, aż w końcu dotarło do niego, że to chyba nie było najlepsze rozwiązanie. Nastrój nie pogorszył mu się jednak na tyle, by popaść w rezygnację - nadal słuchał w skupieniu niczym pilny uczeń, a gdy trzeba było, obracał Funtce kartki. Flora zaś przysiadła na jednym z krzeseł przy stole - po przekątnej względem Chaosa, ale to chyba nie miało dla niej znaczenia. Na niej te notatki nie robiły żadnego wrażenia, bo przecież ona znała swojego brata, jego sposób wyrażania myśli i to, co mógł zapisać w pamiętniku. Może przez moment miała nadzieję, że dowie się czegoś więcej, ale straciła ją jeszcze szybciej niż reszta, lecz żeby nie siać fermentu skupiła się po prostu na popijaniu ziołowej herbatki z kubka pomalowanego w herbaciane róże. Gdy jednak Funtka powiedziała na głos to co wiedzieli wszyscy - że całe to szperanie w cudzych dziennikach stanowiło daremny wysiłek - Flora ze współczuciem spojrzała na przybitą burą smoczycę i ani przez moment nie sprawiała wrażenia, jakby miała tryumfalnie oświadczyć "czułam, że tak będzie".
        - Drobiazg - odparła odruchowo na podziękowania. - Cóż, zawsze warto było spróbować.
        Nastało milczenie, w którym powinien paść kolejny pomysł na rozwiązanie kwestii przemiany Funtki i Amari... Ale nikt się nie kwapił, by coś zaproponować. Mniszek miał teraz pustkę w głowie, ale nie chciał zawieść malarki, myślał więc gorączkowo nad nowym rozwiązaniem. Do rozmowy wtrącił się jednak Chaos. Dosłownie i w przenośni, bo to co mówił hermafrodyta było takie... Po prostu nie w temacie. Mniszek go nawet nie słuchał, bo miał teraz inne zmartwienia na głowie. Patrzył gdzieś w bok, na czarny sęk w deskach podłogi w miejscu, gdzie ta łączyła się ze ścianą.
        - Z jakiego okresu były te dzienniki? - zapytał w końcu.
        - Mniej więcej ostatnie trzy lata - wyjaśniła druidka.
        - A te osoby, które wymieniał?
        - W większości podróżni i kilku druidów mieszkających w okolicy albo takich, którzy przybyli tu na pielgrzymkę albo w odwiedziny.
        - Nie było wśród nich tego, kto uczył go magii chaosu?
        - Nie. Nie wiem... Nigdy mi nie powiedział kto go uczył - wyznała Flora ze smutkiem. - To chyba przez to lanie, które dostał od ojca.
        Mniszek cicho sapnął przez nos i znowu się w coś zapatrzył - tym razem w niebo widoczne ponad rogami Funtki. Chyba... Chyba pomysł korzystania z pomocy Flory okazał się nietrafiony. Czy jej brat mógł mieć związek z klątwą, która zamieniła malarkę i smoka ciałami? Szanse były pół na pół, uda się albo się nie uda.
        Mniszek wstał. Poszedł na próg chatki i tam stanął, z rozmarzonym wzrokiem patrząc na niebo, które na wschodzie zaczynało już robić się pomarańczowe i nad koronami drzew zaczynało przypominać pożarową łunę. Myślał. Musiał coś z tym wszystkim zrobić. Musiał…
        - Wrócę - powiedział nagle nieprzytomnym głosem, po czym puścił się niemal biegiem w stronę ściany drzew. Wpadł między nie i zniknął, jakby nigdy nie istniał. Nie było nawet słychać jak przedziera się między gałęziami.
        - Pewnie las go wezwał - skomentowała Flora, po czym podeszła do stosiku dzienników swojego brata i zaczęła je zbierać. - Mogę? - upewniła się jeszcze, jakby Funtka chciała z nich mimo wszystko skorzystać.
Awatar użytkownika
Funtka
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 148
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Uczeń , Artysta
Kontakt:

Post autor: Funtka »

        Księżniczek jak zwykle zajął się prowadzeniem rozmowy mającej przybliżyć ich do zdobycia kolejnych wskazówek. Zdaniem Funci miał do tego głowę - przynajmniej lepszą niż ona. Może była to kwestia wieku i doświadczenia, a może bezpośredniości z jaką się wyrażał - mówiąc co mu ślina na język przyniosła i jaki pomysł zaświecił. Ona by tak nie potrafiła. Jeżeli miała problem z przedstawieniem się i grzecznościową pogawędką, co dopiero mówić o dopytywaniu się o prywatne rzeczy! Dlatego uważała współpracę z blondynkiem za całkiem obiecującą - on robił to na co ona by się nie poważyła, a ona umiała to czego on… nie. Przyjemne uczucie.
        I właśnie, nie miała go przypadkiem wypytać o aury?
        Nie zdążyła jednak, bo jak zwykle zamiast przystępować od razu do gadania postanowiła poczekać na odpowiednią chwilę. A nie uważała za odpowiednią ani tą kiedy rozmawiał z Panią Florą, ani kiedy się zamyślał i… no, wyglądał na skupionego. Funcia nie chciałaby, aby ktoś jej przeszkadzał w podobnej sytuacji. Sama więc grzecznie milczała analizując jedynie zasłyszaną rozmowę i odfiltrowując jęczenie Chaosa, na którego nie zwrócono należytej uwagi, czego nie omieszkał z wyrzutem i jakże kwieciście komentować.
        - A kiedy już będę kimś wielkim i znanym, uznanym przez dwunogi, wtedy jeszcze zobaczycie, że należało słuchać moich mądrości, kiedy był na to czas! A teraz… Ej, Mleczyku, gdzie ty!?
        Jako pierwszy zareagował na dziwne oświadczenie elfika i jego nagły zryw. Spróbował wstać z krzesła i jakoś go powstrzymać, ale nie dał rady. Funcia na to drgnęła, a czując ograniczenia ścian, zastygła, by potem wycofać się z chatki powoli i tyłem. Kiedy w końcu wydostała rogatą głowę i mogła się odwrócić, blondynka już nie było. Pozostało tylko echo jego (ponoć tymczasowego) pożegnania - nawiedzony, nieprzytomny ton, budzący w niej bardzo mieszane odczucia.
        Ja… jak mógł tak… tak po prostu…
        Las? Las go wezwał!? DOPRAWDY!?
        Odchyliła łeb szukając pomocy chyba na nieboskłonie, po czym przyłożyła łapę do pyska, rozmasowując w niedowierzaniu zwierzęce czoło. Niby nie powinna być zdziwiona po tym co zdążyła wywnioskować i usłyszeć na temat ich przewodnika, ale nadal nie docierało do niej, że można od tak kogoś komuś przedstawić, spędzić razem trochę czasu, a potem wyjść jak gdyby nigdy nic. Jakby zostawiało się trzech znających się od lat ludzi. W żadnym wypadku nie nieśmiałego smoka, hermafrodytę z mieszczańskim ego i gospodynię, która została dzisiaj wystraszona z kilkanaście razy przez jednego gościa!
        Nie wiedząc co odpowiedzieć - czy dać upust oburzeniu, zaskoczeniu czy może nie powstrzymywać dłużej cisnącego się na usta dobitnego ,,wiedziałam!” - milczała tak długo, aż pani Flora nie zapytała o książki. Wtedy ocknęła się i nieuważnie wymamrotała ,,tak, tak”, pozostając na zewnątrz i przytrzymując Amari, który zdołał się do niej doczołgać.
        - Ale… ale gdzie on!? - pytał, chyba bardziej zdezorientowany niż ona, a już na pewno zanadto się z tym nie kryjąc. - Kiedy wróci? Mówił kiedy wróci?
        - Nie…
        - To jak to tak!? Czemu nas tu zostawił!?
        - Nie wiem… może musi naostrzyć noże - fuknęła, z pewnym wyrzutem patrząc na ciemniejącą ścianę lasu, gdzie zdaje się, zniknął. To lubiła w nowo poznanych osobach - nigdy nie było wiadomo co i kiedy im odbije. Choć czuła rosnącą panikę, kiedy Mleczyka nie było w pobliżu, uznała w końcu, że nawet jeśli nie wróci to trudno - pani Flora zdawała się być spokojniejsza, a poza tym malarka już wiedziała jak w razie czego rozwiązać ich mały problem. Tarjuan, Mleczyk ani nikt inny nie był im do tego potrzebny.
        Musiała to sobie powtarzać.
        A jednak choć złość kazała jej prychać na Mniszka, nie mogła zagłuszyć w sobie podświadomego pragnienia, by jednak tu był. No hej, mógł ją odprowadzić chociaż na skraj swojego terenu! Ostatecznie już zaczęła na niego liczyć! Czy naprawdę miała się zawieść? Za każdym razem, kiedy już postanowiła powierzyć komuś choć odrobinę swojego losu!… a zresztą. Mniejsza. Nie było tu nikogo, kogo by to mogło obchodzić.
        Westchnęła smętnie, siadając przed progiem chatki, podtrzymując dygoczącego Chaosa i zastanawiając się co teraz niby mają zrobić…
        … może zaufać elfowi i poczekać na to aż faktycznie ,,wróci”?
        - S-strasznie z-zimno ta-ak bez futra, wiesz? - zagadał w końcu Amari, już wtulony w jej ramię. - Nie masz czegoś dłuższego niż-ż t-to? - Wskazał niemrawo na kusy przyodziewek, odciągając Funcię od młodocianych, dosyć porywczych myśli. Oczywiście, że wróci. Trzeba rozgościć się w chatce i zwyczajnie poczekać. Potem pomyślą co dalej.
        Dobry Chaos.
        - Nie, wybacz… ale na pewno pani Flora ma jakiś koc. Zapytaj, może ci coś pożyczy - poradziła z dobrotliwym uśmiechem i otuliła towarzysza skrzydełkiem. Nawet jeżeli był nieznośnym, zapatrzonym w siebie hermafrodytą o niepokojącej fizjonomii, miło było czuć jego ciepło tuż obok. Miło było mieć kogoś, kto potrafił ściągnąć na ziemię. Kim trzeba było się zająć.
        To zawsze jej pomagało.

        W końcu oboje weszli do środka - Chaos trzymając się funcikowych rogów i prosząc o jakieś okrycie, a ona wsuwając się zgrabnie aż do połowy swojej długości. Kiedy mogła położyć większość tułowia w jadalni, łbem sięgać stołu, a tylnymi łapami siedzieć w progu, ułożyła się i postanowiła wykorzystać okazję, by nieco… porozmawiać. Teraz, kiedy obecność Mleczyka nie mogła zbytnio wpływać na druidkę. Tylko… o czym tu mówić?
        - Przepraszam… - zaczęła w końcu nieśmiało, podążając za kobietą złocistymi oczami. - Właściwie… czemu mówiła pani, że ,,las go wezwał“? Znacie go tutaj? - spytała, bo choć nie chciała naciskać, ciekawa była co okoliczni ludzie sądzili o jej przewodniku. Czy ten zwariowany elfik miał opinię kogoś niebezpiecznego? Miała nadzieję trochę się dowiedzieć.
Awatar użytkownika
Mniszek
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 114
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Przemieniony
Profesje: Strażnik , Mag
Kontakt:

Post autor: Mniszek »

        Flora nie wyglądała na specjalnie przejętą zniknięciem Mniszka. Owszem, z początku była zaskoczona jego nagłym zrywem, ale gdy tylko zniknął między drzewami, ona się rozluźniła i zaczęłą krzątać się po chatce, jakby nigdy wcześniej go tu po prostu nie było. Ciekawe czy to przez mieszkanie pod jednym dachem z bratem, który miał nierówno pod kopułą, przyzwyczaiła się do tego typu zachowania? A może po prostu właśnie tego spodziewała się po elfiku? Widać było wszak, że skądś go znała i miała na jego temat wyrobione jakieś zdanie. Chyba… Wręcz się go trochę obawiała. Może więc lepiej, że sobie poszedł. Dla niej, no bo nie dla Funtki i Chaosa, który najwyraźniej mocno przeżyli zniknięcie ich niedawnego towarzysza.
        Druidka zaczęła sprzątać po ich późnym podwieczorku. Zebrała kubeczki i talerzyki, na stole zostawiając jedynie parę słomek dla hermafrodyty, gdyż ten był znacznie znośniejszy w obyciu, gdy miał się czym zająć. Poza tym nie schowała też ciasta na wypadek, gdyby chcieli się jeszcze poczęstować. Pamiętniki Tarjuana zaniosła do jego pokoju i zamknęła prowadzące do niego drzwi. Normalnie prawie jakby nie miała tu żadnych dziwnych gości. Ci jednak nigdzie nie poszli, tylko wrócili właśnie do wnętrza chatki, a ją ponownie dopadły matczyne instynkty.
        - Ależ oczywiście, słoneczko, zaraz coś dla ciebie znajdziemy - zapewniła biednego, zmarzniętego hermafrodytę. Posadziła go w jednym z foteli i ze skrzyni nieopodal wyciągnęła gruby, wełniany koc, być może nawet za ciepły na tę porę roku, ale takie osoby jak ona nie znają pojęcia “za bardzo”, gdy się kimś opiekują. Zaraz więc cieplutki pled wylądował na Amari, a Flora pieczołowicie opatuliła go od brody aż po stopy. Później zerknęła na Funtkę, która ostrożnie wsunęła się do środka.
        - Jak jeszcze troszkę się przesuniesz, to damy radę zamknąć drzwi - powiedziała tonem, jakby chwaliła jej starania. Pokierowała nią odrobinę, aby wszystkim było wygodnie, po czym faktycznie zamknęła wejście do chatki. I gdy to wszystko już było gotowe, zasiadła sobie w - najwyraźniej - swoim ulubionym fotelu, przy którym stał koszyk z rozpoczętą robótką na drutach. Co to miało być docelowo, na razie trudno było stwierdzić, bo powstało ledwie kilka rządków, ale biorąc pod uwagę rozmiary dzieła, można było obstawiać szalik.
        - Słucham cię, skarbie - zareagowała natychmiast Flora, gdy Funtka tak ładnie zagaiła rozmowę. Zaraz też przerwała swoje robótki i skupiła się na niej. Pytanie ją jednak chyba ciut zaskoczyło, ale zgrabnie ukryła to za ciepłym, ciotecznym uśmiechem.
        - Ależ wszyscy w tej okolicy znają Maorcoille - zapewniła z czułością, jakby opowiadała legendę, a nie mówiła o kimś, kogo przecież osobiście spotkała. - To strażnik tego lasu i wszystkich i wszystkiego, co w nim żyje. Czy to duch, czy bożek, czy demon, tego nie wiemy, ale wiadomo, że zawsze zjawia się tam, gdzie jest potrzebny. Pomaga zbłąkanym wrócić na znajome szlaki, a kłusowników surowo karze za ich występki. Różnie się o nim mówi, jedni twierdzą, że jest łagodny, a drudzy, że to potwór, który nienawidzi ludzi wkraczających na jego tereny. Ale my, druidzi, wierzymy, że on po prostu pilnuje równowagi tego miejsca. Nie jest dobry ani zły, jest po prostu jak góry, jak Matka Natura. Zresztą, co ja ci opowiadam, w końcu pojawił się, by ci pomóc, prawda? A teraz zniknął, bo znowu był potrzebny gdzie indziej. Gdy będziesz miała okazję, podziękuj mu. Tutaj przyjęło się, aby zostawiać w lesie poczęstunek dla Maorcoille: chleb, mleko, owoce z nizin. Dziewczęta przynoszą mu czasami lalki, gdy ich ukochani pracują w lesie: to żeby zapewnić im jego przychylność.
        Flora byłaby świetną opiekunką do dzieci, co takie snucie opowieści przychodziło jej bez trudu i chyba nawet robiła to z dużą przyjemnością. Wróciła zresztą w międzyczasie do swoich robótek i naprawdę zaczęła w tym momencie wyglądać jak postać z obrazka.

        Mniszek w tym czasie biegł przez las. Szybko, ale nie tak, jakby go ktoś gonił, tylko jakby ścigał się z wiatrem. Flora się myliła i wcale nie wezwał go las. On miał pomysł. Wiedział, gdzie powinni dalej iść i czego szukać… Ale musiał się co do tego upewnić. Dawno nie był w tej części lasu, potrzebował więc porozmawiać z jego mieszkańcami. I to najlepiej nie ptakami, gdyż te były zbyt… roztrzepane.
        Poza tym elfik o tym nie wspominał, ale wcale nie czuł się dobrze pod dachem i między ścianami. W domu - nawet takim wykonanym z drewna i przytulnym jak ten Flory - czuł się jak w krypcie, bo otaczały go martwe materiały. Zaczął być nerwowy i rozkojarzony, potrzebował nieba i powietrza, zapachu lasu, jego dźwięków. I jeszcze - jak dobry strażnik - chciał się upewnić, że wszystko w kniejach jest w porządku, a nie słyszał tego w domu. To dziwne: mógł siedzieć w najgłębszej jaskini, ale słyszał tam lepiej zew lasu, niż gdy był za cienką warstwą kamienia ułożonego ludzkimi rękami. Magia bywała naprawdę dziwna.
Awatar użytkownika
Funtka
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 148
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Uczeń , Artysta
Kontakt:

Post autor: Funtka »

        Malarka nie była pewna, czy spokój pani Flory bardziej ją koił czy napawał lękiem. Z jednej strony nastrój kobiety się jawnie udzielał - i Yuumi i Chaos zaczęli odczuwać coś na kształt sennego znużenia po męczącym dniu w górach. Z drugiej zaś, trudno było pozbyć się myśli, że nie do końca dobrze świadczyło to o Księżniczku. To że jego wyjście nie przyniosło za sobą rozczarowania i choćby cienia tęsknoty. Raczej wzruszenie ramionami i nawet pewną ulgę.

        Funcia cieszyła się o tyle, że nawet bez nadzoru Elfika i jego małych pogróżek pani Flora nie wygoniła ich ani nie okazała się gorszą gospodynią - wręcz przeciwnie! Dopiero teraz wyglądała jakby wróciła do najbardziej sprzyjającego jej stanu ducha i mogła ugościć ich jeszcze lepiej niż to robiła dotychczas.
        Dwojako nastawiona smoczyca pozwoliła sobie ostatecznie odetchnąć. Miała pomysł, a dobre pomysły zawsze zbawiennie na nią działały. Wcisnęła się więc do chatki, ułożyła wygodnie i oddała słuchaniu, od czasu do czasu tylko tęsknie łypiąc na zostawione ku pokusie ciasteczko.

        Amari też słuchał. Wyjątkowo nie siebie i wyjątkowo uważnie - choć jednocześnie wiercił się pod kocykiem. Nie wiedział co jest dla niego większym priorytetem - opowieść o jego złotowłosym Mleczyku czy to, że kocyk drapał. Jednak wysilał się, by mimo niezgrabnych ruchów tak nieporęcznego ciała nie zagłuszać słów druidki i jakoś poradzić sobie z odsłoniętą skórą. Przynajmniej… przynajmniej już nie marzł. I chyba zaczynał pojmować ideę ubrania.
        Było po to, by kocyk nie gryzł.

        Zaś sama opowieść…
        ,,Maorcoille”. Znowu to imię. Tak bardzo nie pasowało im do Księżniczka! A jednocześnie Funcia wiedziała, że dobrze oddawało pewną część jego aury. Znów przyszło jej zastanawiać się dlaczego. Z góry odrzuciła jednak hipotezę o bożku czy duchu. Demon? Możliwe. Ale nie po to siedziała godzinami na zajęciach z teorii magii i nie po to urodziła się ze zdrowym rozsądkiem, by wierzyć, że coś takiego jak Mleczyk - z ciałem, aurą i swoimi humorkami - jest bożkiem. Albo nie żyje. Była prędzej zdumiona, że ktoś w ogóle może tak pomyśleć! Nie odmawiała mu oczywiście potęgi czy powołania - być może już od paru setek lat chodzi po tym lesie i używa zaklęć do naprawiania szkód wyrządzanych przez ludzi. A ci ludzie, jakże skłonni do bajań i lęków, powoli upletli legendę, której stał się głównym bohaterem. Ale samo to nie czyniło z niego nic ponad dziwacznego elfika, który znał kilka dziedzin magicznych. Być może jego charakter sprzyjał opowieściom, a być może to przez opowieści zaczął zachowywać się… tak jak widziała to tu, w chatce. Tego chyba po nim oczekiwano. No i o ile dobrze pamiętała, jej samej nie obdarzał podobnymi, niemymi groźbami. To dlatego, że nie wiedziała kim jest i nie musiał dbać o swoją reputację nieprzewidywalnego strażnika?
        Ech, miło było tak pomyśleć. Podobała jej się idea, że ktoś mógł przy niej czuć się dobrze i swobodnie. Że nie musiał nikogo udawać.
        Tylko, że w to jakoś nie za bardzo wierzyła.
        Nie miała pojęcia ile z Księżniczka, którego poznali, było prawdziwe i ile miał do ukrycia. Sądząc po aurze powinien otaczać się nieprzystępnością - napełniać strachem tych którzy go zobaczą i zniechęcać podróżnych. Ale było na odwrót - choć aura witała mrokiem i tajemnicą, Mleczyk robił to słonecznym uśmiechem. Kiedy więc emanacja zaczynała zmieniać się w przyjazną oazę… czym stawał się elf? Jak bardzo szczery był z nimi do tej pory?
        Zastanowiła się nad tym co więcej o nim mówiła pani Flora. Bardzo możliwe, że pilnował tutaj porządku. Naturę miał dobrą i chaotyczną, zdawał się nieco nieobecny czasami… Możliwe, że zdolny był do przemocy względem kłusowników i niewątpliwie pomagał podróżnym. Ciekawe tylko co skłoniło go do takich zachowań. Kiedy oddalił się od innych elfów i zaczął być głośnym tutaj Strażnikiem? Nic nie wskazywało na to, by przeszkadzała mu opinia bożka i najwyraźniej umiał korzystać ze swoich wpływów, ale… biedny elfik. Musiało mu już dawno paść na psychikę. Przy takiej odpowiedzialności! Przy tylu głosach mówiących kim jest… ciekawe jaki był wcześniej, nim zaczęły krążyć o nim plotki. Chociaż… mógł dążyć do takiego stanu rzeczy. Jeśli był niedoceniany we własnej wiosce… mógł chcieć zrobić coś na własną rękę i pilnować gór samotnie. Wytrwalej niż inni.
        Choć to nie do końca tłumaczyło mówienie o sobie tak jakby nie mógł opuścić lasu. Powołanie powołaniem, ale on bardziej przypominał maniaka. ,,Nie mogę”. ,,Nie zrobię”. ,,Wykluczone”. To nie były słabe słowa. I nie były wypowiadane przez strachliwego młodzieńca. O tym należało pamiętać. Czymkolwiek był - już nie jest.
        A ona nie może go prowokować.

        Zapamiętawszy swoją własną poradę, nieco bardziej usatysfakcjonowana, postanowiła w końcu sięgnąć po ciastko… które już jadł Amari! Zawyła w duchu, karcąc się za opieszałość, dzięki której będzie teraz głodować. Brawo, myśl o nieobecnym a nie przejmuj się własnym żołądkiem. Masz za swoje!
        - Ef, Yuumif!
        - Ymm?
        - Chfef? - Chaos wyciągnął w jej stronę talerz z nadgryzionym kasztanowcem i skrzywił się przez drapiący kocyk.
        Czy śniła? Czy on jej właśnie coś dawał?
        - Tak…
        - To fef sofie. Um. Ech, straszny ten kocyk! Ale pyszne ciasto! Chociaż mam już dość. Jak można tak bez sierści… wiesz co? Mam nadzieję, że szybko wróci ten cały Tarjuan i cofnie to głupie zaklęcie! Chcę moje futro!
        Funcia uśmiechnęła się nawet go rozumiejąc i ostrożnie przejęła talerzyk. Nieco niepewnie położyła kolację na podłodze i by nie zacząć jeść, póki skupiała na sobie uwagę, uśmiechnęła się do pani Flory przepraszając za tę małą dygresję.
        - On to wszystko zjada? Te dary - skomentowała, absolutnie niechcący trwając przy jednym temacie. - I co robi… ach nieważne. - Może potem sama go zapyta co robi z laleczkami od naiwnych dziewcząt. Mając tego taką masę mógł zbudować dla nich drewniany domek i urządzać im przyjęcia. O ile miał czas na takie zabawy i faktycznie był aż tak rąbnięty.
        - Cóż na pewno… na pewno dla nas był bardzo miły. Podziękujemy mu, oczywiście - podsumowała w końcu. - A skoro ma teraz inne obowiązki… och, a nie jest pani zła, że czekamy tutaj? Tak naprawdę to chyba nas wprosił! - Nagle to do niej dotarło i aż postawiła na nogi połowę swojego cielska. Elf to elf, ale one nie miała odwagi zwalać się komuś tak po prostu na głowę!
Zablokowany

Wróć do „Chatki Druidów”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 1 gość