[Ostatni Bastion] Misja: Zabij lub sam zginiesz
: Czw Sty 24, 2019 11:12 pm
- Widać bastion! - krzyknęła Sera, która leciała nad pozostałymi towarzyszami i wypatrywała w oddali celu ich wędrówki.
Podróżnicy zmierzali do miejsca, w którym czekało na nich pewne zadanie.
- Ale mnie nosi! Nareszcie coś do roboty. Rzygam już tym łażeniem tu i tam. - mruknął pod nosem Akzorn.
- Zgadzam się z tobą wilkołaku. - odpowiedział Arnulf. - Czuję dokładnie to samo. Najwyższy czas, by zrobić użytek z toporów.
- Mam nadzieję, że ten pajac, którego mamy zabić, będzie miał sporą obstawę albo jakieś ciekawe umiejętności. Byłbym szczerze niepocieszony, gdyby się okazało, że przeszliśmy ten kawał tylko po to, żeby zabić jakiegoś bezbronnego bufona.
Rozmowę mężczyzn przerwał cichy świst w powietrzu nad nimi. Obaj podnieśli głowy, żeby sprawdzić co wydało ten dziwny odgłos. Ich oczom ukazał się dziwny widok. Ich skrzydlata towarzyszka wykonywała dziwne akrobacje z użyciem swej słynnej kosy. Prawdopodobnie z nudów zaczęła walczyć z niewidzialnym przeciwnikiem, by przypomnieć sobie to czego nauczyła się podczas służby w fellarańskim wojsku. Jednak to co prezentowała w powietrzu, wyglądało naprawdę imponująco. Po kilku kolejnych widowiskowych akrobacjach Sera zorientowała się, że jest obserwowana.
- Na co się tak patrzycie? - zapytała skrzydlata wojowniczka.
- Eee... Nieźle! - powiedział Akzorn, który wciąż był pod wrażeniem tego co dane mu było zobaczyć.
- Trochę za wolno. Wyszłam już z wprawy. Mam nadzieję, że podczas tej misji, będę mogła przypomnieć sobie wszystkie techniki, których się nauczyłam. - odpowiedziała Sera. Jej ton głosu wskazywał na to, że mówi poważnie, a nie tylko się przechwala.
Fellarianka wylądowała obok towarzyszy, by towarzyszyć im w dalszej drodze. Należało bowiem omówić plan działania i ustalić jak i kiedy przystąpią do działania.
- Przydałoby się najpierw ustalić z czym wogóle mamy do czynienia. - powiedział Arnulf. - Zastanawia mnie tylko, czy już jesteśmy obserwowani, czy też nasz przeciwnik jeszcze nie wie o naszym pobycie w tych okolicach.
Wszystko wskazywało jednak na to, że nikt nie wiedział o ich obecności. Wokół cisza jak makiem zasiał. W promieniu widoczności ani jednej żywej duszy poza nimi. Nawet zwierzęta gdzieś się straciły. Ostatni Bastion wyglądał, jak opuszczona wieki temu budowla. Okolica, mimo że zupełnie spokojna, budziła jednak swego rodzaju niepewność. Wędrowcy zastanawiali się, co też będzie na nich czekać wewnątrz tajemniczego budynku. Idąc przed siebie, rozmawiali i nardzali się, w jaki sposób podejdą do czekającego na nich zadania. Główną część przedsięwzięcia organizował Akzorn, który to wciągnął przyjaciół w nieoczekiwaną przygodę. Jednak mimo nieznanej przyszłości, towarzysze nie martwili się nią zbytnio. Wiedzieli, że mogą na sobie polegać, a przede wszystkim, że mogą polegać na własnej broni. Arnulf już dawno nie czuł takiego bitewnego zapału jak w tym momencie. Nie było to wprawdzie to samo, co myśl o pogromie piekielnych, jednak dawało satysfakcję i zdecydowanie podnosiło morale. Mnich czuł jak krew w jego żyłach gotuje się i jak emocje zaczynają w nim buzować. Uwielbiał to uczucie, ponieważ dawało mu ono świadomość, że wciąż jeszcze żyje. Mimo iż był błogosławionym, to jednak walka sprawiała mu ogromną satysfakcję.
- Chciałabym nareszcie zrobić użytek z mojej kosy. - rozmyślania Arnulfa przerwał aksamitny głos Sery.
- Ja najchętniej porozrywałbym ich na kawałeczki. - rzucił Akzorn, uśmiechając się złowieszczo.
- A mnich jak zwykle nic nie powie. - dodała po chwili Sera, oczekując na jakąkolwiek reakcję, ze strony Arnulfa.
- Moje błogosławieństwo, stanie się przekleństwem dla naszych wrogów. - wypowiedział mrocznym głosem mnich. Na jego ciele pojawił się dreszcz entuzjazmu. Ta kwestia zabrzmiała o wiele lepiej, niż się spodziewał.
- Powiało grozą... - parsknął Akzorn. - Aż sam zacząłem się obawiać o naszych przeciwników.
- Jedno jest pewne. Nie mają z nami żadnych szans. - dodała fellarianka. - Cóż... Pora skopać kilka tyłków!
Podróżnicy zmierzali do miejsca, w którym czekało na nich pewne zadanie.
- Ale mnie nosi! Nareszcie coś do roboty. Rzygam już tym łażeniem tu i tam. - mruknął pod nosem Akzorn.
- Zgadzam się z tobą wilkołaku. - odpowiedział Arnulf. - Czuję dokładnie to samo. Najwyższy czas, by zrobić użytek z toporów.
- Mam nadzieję, że ten pajac, którego mamy zabić, będzie miał sporą obstawę albo jakieś ciekawe umiejętności. Byłbym szczerze niepocieszony, gdyby się okazało, że przeszliśmy ten kawał tylko po to, żeby zabić jakiegoś bezbronnego bufona.
Rozmowę mężczyzn przerwał cichy świst w powietrzu nad nimi. Obaj podnieśli głowy, żeby sprawdzić co wydało ten dziwny odgłos. Ich oczom ukazał się dziwny widok. Ich skrzydlata towarzyszka wykonywała dziwne akrobacje z użyciem swej słynnej kosy. Prawdopodobnie z nudów zaczęła walczyć z niewidzialnym przeciwnikiem, by przypomnieć sobie to czego nauczyła się podczas służby w fellarańskim wojsku. Jednak to co prezentowała w powietrzu, wyglądało naprawdę imponująco. Po kilku kolejnych widowiskowych akrobacjach Sera zorientowała się, że jest obserwowana.
- Na co się tak patrzycie? - zapytała skrzydlata wojowniczka.
- Eee... Nieźle! - powiedział Akzorn, który wciąż był pod wrażeniem tego co dane mu było zobaczyć.
- Trochę za wolno. Wyszłam już z wprawy. Mam nadzieję, że podczas tej misji, będę mogła przypomnieć sobie wszystkie techniki, których się nauczyłam. - odpowiedziała Sera. Jej ton głosu wskazywał na to, że mówi poważnie, a nie tylko się przechwala.
Fellarianka wylądowała obok towarzyszy, by towarzyszyć im w dalszej drodze. Należało bowiem omówić plan działania i ustalić jak i kiedy przystąpią do działania.
- Przydałoby się najpierw ustalić z czym wogóle mamy do czynienia. - powiedział Arnulf. - Zastanawia mnie tylko, czy już jesteśmy obserwowani, czy też nasz przeciwnik jeszcze nie wie o naszym pobycie w tych okolicach.
Wszystko wskazywało jednak na to, że nikt nie wiedział o ich obecności. Wokół cisza jak makiem zasiał. W promieniu widoczności ani jednej żywej duszy poza nimi. Nawet zwierzęta gdzieś się straciły. Ostatni Bastion wyglądał, jak opuszczona wieki temu budowla. Okolica, mimo że zupełnie spokojna, budziła jednak swego rodzaju niepewność. Wędrowcy zastanawiali się, co też będzie na nich czekać wewnątrz tajemniczego budynku. Idąc przed siebie, rozmawiali i nardzali się, w jaki sposób podejdą do czekającego na nich zadania. Główną część przedsięwzięcia organizował Akzorn, który to wciągnął przyjaciół w nieoczekiwaną przygodę. Jednak mimo nieznanej przyszłości, towarzysze nie martwili się nią zbytnio. Wiedzieli, że mogą na sobie polegać, a przede wszystkim, że mogą polegać na własnej broni. Arnulf już dawno nie czuł takiego bitewnego zapału jak w tym momencie. Nie było to wprawdzie to samo, co myśl o pogromie piekielnych, jednak dawało satysfakcję i zdecydowanie podnosiło morale. Mnich czuł jak krew w jego żyłach gotuje się i jak emocje zaczynają w nim buzować. Uwielbiał to uczucie, ponieważ dawało mu ono świadomość, że wciąż jeszcze żyje. Mimo iż był błogosławionym, to jednak walka sprawiała mu ogromną satysfakcję.
- Chciałabym nareszcie zrobić użytek z mojej kosy. - rozmyślania Arnulfa przerwał aksamitny głos Sery.
- Ja najchętniej porozrywałbym ich na kawałeczki. - rzucił Akzorn, uśmiechając się złowieszczo.
- A mnich jak zwykle nic nie powie. - dodała po chwili Sera, oczekując na jakąkolwiek reakcję, ze strony Arnulfa.
- Moje błogosławieństwo, stanie się przekleństwem dla naszych wrogów. - wypowiedział mrocznym głosem mnich. Na jego ciele pojawił się dreszcz entuzjazmu. Ta kwestia zabrzmiała o wiele lepiej, niż się spodziewał.
- Powiało grozą... - parsknął Akzorn. - Aż sam zacząłem się obawiać o naszych przeciwników.
- Jedno jest pewne. Nie mają z nami żadnych szans. - dodała fellarianka. - Cóż... Pora skopać kilka tyłków!