Wiedział, że gdzieś w tym lesie znajduje się jakieś ukryte przejście, które ponoć ma prowadzić do skarbu, jednak… Ruiny były praktycznie z każdej strony otoczone skupiskami drzew, a on nie wiedział, po której stronie szukać tego wejścia. Dlatego też nie widział innego wyjścia, jak przeszukiwanie całego lasu, skupiając się oczywiście na tej jego części, która graniczy z murami miasta.
Przez cały dzień nie znalazł niczego, co przynajmniej w jakimś stopniu przypomniałoby samo przejście lub coś, co mogłoby je aktywować. Dlatego też poszukał odpowiedniego miejsca na jakieś obozowisko. Tym miejscem okazała się nieduża polana – właśnie tutaj Malthael postanowił odpocząć i niedługo po tym rozpalił ognisko. Wiedział już, że zna trochę magii ognia, dlatego też użył jej, aby płomień pojawił się na suchych gałęziach – przeczucie podpowiadało mu, że taki będzie palił się dłużej niż zwykły, rozpalony krzesiwem. Miał ze sobą dość sporo zapasów, a przynajmniej tak mu się wydawało, więc nie musiał podejmować próby zapolowania na coś albo nawet zastawiania jakichś pułapek, żeby rankiem sprawdzić, czy coś się w nie złapało. Zjadł kolację, którą był kawałek suszonego mięsa, chleb i ser, a później poszedł spać. Miecz spoczywał obok – na tyle blisko, że upadły będzie mógł sięgnąć do jego rękojeści i od razu go dobyć, gdyby coś mu zagrażało. Na szczęście, noc przebiegła spokojnie, a on mógł wznowić poszukiwania przejścia.
Las szumiał od samego rana, czego sprawcą był lekki wiatr – nieszkodliwy, lecz czasem mogący zdenerwować. Malthael słyszał czasami, jak coś przemieszcza się w pobliżu — za nim lub gdzieś po bokach. Wiedział, że są to zwierzęta tu żyjące i, może, po prostu zaciekawiła ich nowa istota, a także zapach, po którym go rozpoznali. Nie miał zamiaru robić z tym cokolwiek. Owszem, obroni się, jeśli zostanie zaatakowany przez jakieś dzikie zwierzę, jednak sam z siebie nie był agresywny wobec leśnych stworzeń i nie przeszkadzała mu ich obecność i ciekawość.
Akurat dziś miał zamiar przeszukać północną część lasu, co polegałoby na tym, że po prostu chodziłby po lesie i szukał podejrzanie wyglądających struktur. Nie wiedział, czego dokładnie szukać, dlatego też sprawdzał wszystko, co wydawało mu się podejrzane na tyle, że mogłoby ukrywać sekretne przejście albo nawet nim być. Czyli, co konkretnie sprawdzał? Zawalone drzewa, podejrzanie zagłębienia w ziemistej i porośniętej trawą powierzchni lasu, a także podejrzanie wyglądającą roślinność, za którą mógłby znaleźć jakieś przejście w skale lub jaskinię, którą dotarłby do skarbu. Liczył też, że także powrócą jego wspomnienia, których części nadal nie odzyskał. Niestety, nie znalazł jeszcze nic, co byłoby na tyle obiecujące, aby pomyślał sobie, że właśnie tutaj zaczyna się poszukiwanie skarbu.
Szedł dalej, powoli zaczął nawet myśleć, że to wszystko jest tylko wymysłem poszukiwacza przygód, od którego usłyszał to strażnik, jednak nie miał zamiaru się poddawać. Wyda werdykt tylko wtedy, gdy stwierdzi, że przeszukał cały las. Co więcej, może nawet uda się prosto do Ruin Nemerii. Naraziłby się wtedy na pewne niebezpieczeństwa związane z ewentualnymi mieszkańcami tego zrujnowanego miasta, jednak był pewien, że obroniłby się, nawet jeśli nie doszłoby do otwartej walki. Sam skarb powinien znajdować się w jakiejś części Ruin lub pod nimi, więc nikt nie powiedział, że przejścia do niego nie należy szukać w Nemerii, bo na pewno właśnie tam go nie ma. Właściwie, Malthael dziwił się trochę swojej determinacji, bo przecież mógł napełnić sakiewkę w całkowicie inny sposób i może nawet byłoby to pewniejsze źródło ruenów niż uganianie się za skarbem. Były anioł Pana potrząsnął głową, tym samym odganiając od siebie myśli o wyjściu z lasu, rezygnacji z poszukiwań i powiedzeniu sobie wprost, że bogactwo z opowieści wcale nie jest prawdziwe.
Słońce zaczynało chylić się ku zachodowi, gdy trafił na coś, co naprawdę go zainteresowało. Co prawda, dwa zawalone i spróchniałe konary zagradzały przejście, a także krzewy zasłaniały je, ale udało mu się dopatrzyć tego, że to, co z początku wydawało mu się głazem z dziurą, było wejściem do jakiejś jaskini.
Upadły ostrożnie podszedł do tej „konstrukcji” - wiedział, że na pułapki natknąłby się dopiero w środku, jeśli w ogóle jakieś by było… jednak i tak wolał zachować jakąś ostrożność. Musiał przesunąć wszystko to, co blokowało przejście. Nawet, jeżeli okaże się, że jaskinia jest zwyczajna i nie będzie tam żadnego przejścia do skarbu, to on i tak chciał ją sprawdzić i zbadać – może przynajmniej okazałaby się dobrym miejscem na spędzenie tam nocy. Na początku pomyślał, że może zwyczajnie potnie to wszystko, a później przeniesie fragmenty na bok, jednak później wpadł na pomysł odepchnięcia konarów gdzieś na boki. Cóż… może lepiej, gdyby zrealizował pierwszy plan, bo gdy tylko mocniej złapał za spróchniały pień, ten od razu rozpadł się na mniejsze kawałki.
– Będę musiał to wszystko pozbierać i przenieść na bok… - powiedział sam do siebie i zabrał się do pracy.