Lilia wśród lodu cz. 2
: Nie Sty 28, 2018 3:55 pm
Lilia wśród lodu cz. 1
Maszerowali już dobre kilka godzin i chociaż nogi kowala powoli odmawiały posłuszeństwa, ten nawet nie pisnął. Domyślał się, że elfka chce jak najszybciej zakończyć obie kwestie: ducha Ivo oraz amuletu - a po tym wszystkim czuł się zobowiązany jej pomóc. Problemem jednak nie było jego nastawienie, a nieproszony gość w jego ciele. Mimo, że od czasu walki z dzikusami Pierwszy w ogóle się nie odzywał, Ivo i tak miał wrażenie, że zaraz "wyskoczy" i skrzywdzi Illię. Podczas wędrówki do świątyni w trzymaniu ducha na wodzy pomagała tak trywialna czynność jak dosłowne gapienie się na elfią towarzyszkę, toteż i tym razem Ivo skupił się na kształtach dziewczyny. Domyślał się, że ona jest tego świadoma, ale tłumaczył to sobie wyższym dobrem, co z kolei dalekie od prawdy nie było.
Celem ich podróży była Rododendronia, siedziba królowej Niary. Bawren opowiadał mu kiedyś, że znajdują się tam złoża najczystszego żelaza, a oręż z niego wykonany uchodzi za jeden z najlepszych w całej Alaranii. Wiele by dał, żeby móc na nim popracować. Bawren...stary kowal pewnie odchodzi od zmysłów, w końcu Ivo już dawno miał wrócić do Valladonu. Jak już wróci, chociaż trafniej będzie powiedzieć "jeśli wróci", będzie musiał się gęsto tłumaczyć.
Wędrówka do miasta na szczęście była spokojna i, poza kilkoma drapieżnikami napotkanymi na drodze, nie działo się nic nadzwyczajnego. Duet miał szczęście. Gdy tylko przekroczyli bramy Rododendronii, do ich uszu dotarła plotka, jakoby królowa Niara nazajutrz miała przyjmować w swoim zamku każdego, kto się pojawi. Do tego czasu musieli jednak znaleźć jakieś zakwaterowanie, a z walutą było u nich krucho. Mimo wszystko udali się do przyjemnie wyglądającej karczmy, blisko centrum miasta. Wewnątrz przybytek wyglądał jeszcze lepiej. Drewniane ściany udekorowano kolorowymi malowidłami i wstążkami, stoły ustawiono w półkole; wszystkie zwrócone były w kierunku sceny. Za wyjątkowo czystą ladą stała młoda dziewczyna, na oko miała może siedemnaście wiosen, która - gdy tylko zobaczyła nowych gości - uśmiechnęła się szeroko.
- Witam w "Przytulnym Zakątku", czym mogę służyć?
Gubiąc gdzieś w pamięci wszystkie minione wydarzenia, Ivo obudził w sobie tego niepoprawnego uwodziciela. Nachylił się nad kontuarem i delikatnie uniósł kącik ust. Nawet złamany nos nie zdołał popsuć jego urody.
- Długo jesteśmy w podróży i chcielibyśmy odpocząć. Czy macie jakieś wolne pokoje?
- Oczywiście, proszę pana...
- Ach, jaki tam ze mnie pan. Mów mi Ivo. - Ujął drobną dłoń dziewczyny i delikatnie ją ucałował. - A ty zdradzisz mi swoje imię?
- Ofelia. - Dziewczyna oblała się rumieńcem i nieudolnie próbowała powstrzymać chichot. - Mamy dwa wolne pokoje jednoosobowe, piętnaście ruenów za noc...
- Widzisz, Ofelio... kiedy zmierzaliśmy do waszego pięknego miasta, napadli na nas bandyci i ukradli całe nasze złoto. Czy jest jakiś inny sposób żeby zapłacić? Świetnie gram na fletni, mógłbym wieczorem zabawić gości...
- Muszę spytać ojca. Poczekaj chwilę, zaraz wrócę. - Zatrzepotała rzęsami i zniknęła za drzwiami kuchni. Po chwili drzwi ponownie się rozwarły i do lady podszedł niewysoki jegomość z przerzedzonymi włosami i cienkim, zakręconym do góry wąsikiem.
- Ah, witam was serdecznie. - Mężczyzna uścisnął dłoń kowala i delikatnie ukłonił się elfce. - Córka powiedziała mi, że chce pan zapracować na nocleg. Czym mógłby pan nas zainteresować?
- Świetnie gram na fletni. Praktycznie nigdy nie rozstaję się z tym instrumentem. Mógłbym na przykład wieczorem zagrać dla gości albo pomóc w sprzątaniu. Nie boję się ciężkiej pracy.
- Oczywiście, że nie! Widać po dłoniach...kowal?
- Czeladnik. Z Valladonu.
- Uczciwe pieniądze za uczciwą robotę...podobasz mi się synu. Nie widzę żadnego problemu, ale najpierw pokaż mi, jak sobie radzisz z tym twoim instrumentem.
Chłopak przejechał językiem po wargach i delikatnie dmuchnął we fletnię. Pomieszczenie wypełniła wesoła melodia - taka, w takt której nogi same rwały się do tańca. Właścicielowi wyraźnie się podobała, gdyż rytmicznie stukał stopą o podłogę i palcami kręcił wąsik. Ivo ukradkiem zerkał w stronę Ofelii, która wpatrywała się w niego jak zaczarowana.
- Dobrze, dobrze. Mamy umowę. Ogłoszę wieczorny występ grajka, po wszystkim pomożesz posprzątać, a w zamian dostaniecie pokój i wyżywienie, zgoda?
- Zgoda. - Kowal i karczmarz uścisnęli sobie dłonie.
- Ofelio, zaprowadź gości do ich pokoju. W środku jest jedno łóżko, toaletka oraz balia z wodą. Życzę udanego pobytu i z niecierpliwością czekam na koncert.
Po tych słowach mężczyzna zniknął za drzwiami.
W Rododendronii muzycy, nawet ci nieznani, cieszyli się popularnością, ponieważ karczma aż pękała w szwach. Ludzie siedzieli i stali wokół sceny, na której Ivo wygrywał coraz to skoczniejsze melodie, czasami zwalniając tempo. Jednak nawet najdoskonalszy muzyk potrzebuje przerwy. Przeprosił więc widownię, zapewniając że za pół godziny powróci. Rzecz w tym, że chłopak ani myślał odpoczywać, o nie. W głowie miał coś innego... albo raczej kogoś. Korzystając z ogólnego rozgardiaszu, jaki panował na sali, ukradkiem wślizgnął się do spiżarni. Zupełnie przypadkiem i Ofelia zawitała w te rejony, a jęki i westchnienia, jakie po chwili zaczęły stamtąd dochodzić, były jednoznaczne i wyraźnie dawały do zrozumienia, że żaden z tego przypadek. Na szczęście dla obojga, goście generowali na tyle hałasu, że skutecznie zagłuszyli miłosne uniesienia dziewczyny.
Maszerowali już dobre kilka godzin i chociaż nogi kowala powoli odmawiały posłuszeństwa, ten nawet nie pisnął. Domyślał się, że elfka chce jak najszybciej zakończyć obie kwestie: ducha Ivo oraz amuletu - a po tym wszystkim czuł się zobowiązany jej pomóc. Problemem jednak nie było jego nastawienie, a nieproszony gość w jego ciele. Mimo, że od czasu walki z dzikusami Pierwszy w ogóle się nie odzywał, Ivo i tak miał wrażenie, że zaraz "wyskoczy" i skrzywdzi Illię. Podczas wędrówki do świątyni w trzymaniu ducha na wodzy pomagała tak trywialna czynność jak dosłowne gapienie się na elfią towarzyszkę, toteż i tym razem Ivo skupił się na kształtach dziewczyny. Domyślał się, że ona jest tego świadoma, ale tłumaczył to sobie wyższym dobrem, co z kolei dalekie od prawdy nie było.
Celem ich podróży była Rododendronia, siedziba królowej Niary. Bawren opowiadał mu kiedyś, że znajdują się tam złoża najczystszego żelaza, a oręż z niego wykonany uchodzi za jeden z najlepszych w całej Alaranii. Wiele by dał, żeby móc na nim popracować. Bawren...stary kowal pewnie odchodzi od zmysłów, w końcu Ivo już dawno miał wrócić do Valladonu. Jak już wróci, chociaż trafniej będzie powiedzieć "jeśli wróci", będzie musiał się gęsto tłumaczyć.
Wędrówka do miasta na szczęście była spokojna i, poza kilkoma drapieżnikami napotkanymi na drodze, nie działo się nic nadzwyczajnego. Duet miał szczęście. Gdy tylko przekroczyli bramy Rododendronii, do ich uszu dotarła plotka, jakoby królowa Niara nazajutrz miała przyjmować w swoim zamku każdego, kto się pojawi. Do tego czasu musieli jednak znaleźć jakieś zakwaterowanie, a z walutą było u nich krucho. Mimo wszystko udali się do przyjemnie wyglądającej karczmy, blisko centrum miasta. Wewnątrz przybytek wyglądał jeszcze lepiej. Drewniane ściany udekorowano kolorowymi malowidłami i wstążkami, stoły ustawiono w półkole; wszystkie zwrócone były w kierunku sceny. Za wyjątkowo czystą ladą stała młoda dziewczyna, na oko miała może siedemnaście wiosen, która - gdy tylko zobaczyła nowych gości - uśmiechnęła się szeroko.
- Witam w "Przytulnym Zakątku", czym mogę służyć?
Gubiąc gdzieś w pamięci wszystkie minione wydarzenia, Ivo obudził w sobie tego niepoprawnego uwodziciela. Nachylił się nad kontuarem i delikatnie uniósł kącik ust. Nawet złamany nos nie zdołał popsuć jego urody.
- Długo jesteśmy w podróży i chcielibyśmy odpocząć. Czy macie jakieś wolne pokoje?
- Oczywiście, proszę pana...
- Ach, jaki tam ze mnie pan. Mów mi Ivo. - Ujął drobną dłoń dziewczyny i delikatnie ją ucałował. - A ty zdradzisz mi swoje imię?
- Ofelia. - Dziewczyna oblała się rumieńcem i nieudolnie próbowała powstrzymać chichot. - Mamy dwa wolne pokoje jednoosobowe, piętnaście ruenów za noc...
- Widzisz, Ofelio... kiedy zmierzaliśmy do waszego pięknego miasta, napadli na nas bandyci i ukradli całe nasze złoto. Czy jest jakiś inny sposób żeby zapłacić? Świetnie gram na fletni, mógłbym wieczorem zabawić gości...
- Muszę spytać ojca. Poczekaj chwilę, zaraz wrócę. - Zatrzepotała rzęsami i zniknęła za drzwiami kuchni. Po chwili drzwi ponownie się rozwarły i do lady podszedł niewysoki jegomość z przerzedzonymi włosami i cienkim, zakręconym do góry wąsikiem.
- Ah, witam was serdecznie. - Mężczyzna uścisnął dłoń kowala i delikatnie ukłonił się elfce. - Córka powiedziała mi, że chce pan zapracować na nocleg. Czym mógłby pan nas zainteresować?
- Świetnie gram na fletni. Praktycznie nigdy nie rozstaję się z tym instrumentem. Mógłbym na przykład wieczorem zagrać dla gości albo pomóc w sprzątaniu. Nie boję się ciężkiej pracy.
- Oczywiście, że nie! Widać po dłoniach...kowal?
- Czeladnik. Z Valladonu.
- Uczciwe pieniądze za uczciwą robotę...podobasz mi się synu. Nie widzę żadnego problemu, ale najpierw pokaż mi, jak sobie radzisz z tym twoim instrumentem.
Chłopak przejechał językiem po wargach i delikatnie dmuchnął we fletnię. Pomieszczenie wypełniła wesoła melodia - taka, w takt której nogi same rwały się do tańca. Właścicielowi wyraźnie się podobała, gdyż rytmicznie stukał stopą o podłogę i palcami kręcił wąsik. Ivo ukradkiem zerkał w stronę Ofelii, która wpatrywała się w niego jak zaczarowana.
- Dobrze, dobrze. Mamy umowę. Ogłoszę wieczorny występ grajka, po wszystkim pomożesz posprzątać, a w zamian dostaniecie pokój i wyżywienie, zgoda?
- Zgoda. - Kowal i karczmarz uścisnęli sobie dłonie.
- Ofelio, zaprowadź gości do ich pokoju. W środku jest jedno łóżko, toaletka oraz balia z wodą. Życzę udanego pobytu i z niecierpliwością czekam na koncert.
Po tych słowach mężczyzna zniknął za drzwiami.
W Rododendronii muzycy, nawet ci nieznani, cieszyli się popularnością, ponieważ karczma aż pękała w szwach. Ludzie siedzieli i stali wokół sceny, na której Ivo wygrywał coraz to skoczniejsze melodie, czasami zwalniając tempo. Jednak nawet najdoskonalszy muzyk potrzebuje przerwy. Przeprosił więc widownię, zapewniając że za pół godziny powróci. Rzecz w tym, że chłopak ani myślał odpoczywać, o nie. W głowie miał coś innego... albo raczej kogoś. Korzystając z ogólnego rozgardiaszu, jaki panował na sali, ukradkiem wślizgnął się do spiżarni. Zupełnie przypadkiem i Ofelia zawitała w te rejony, a jęki i westchnienia, jakie po chwili zaczęły stamtąd dochodzić, były jednoznaczne i wyraźnie dawały do zrozumienia, że żaden z tego przypadek. Na szczęście dla obojga, goście generowali na tyle hałasu, że skutecznie zagłuszyli miłosne uniesienia dziewczyny.