Demara[Centrum miasta] Jak pies z kotem.

Warowne miasto położone na granicy Równiny Drivii i Równiny Maurat. Słynące z produkcji bardzo drogich i delikatnych tkanin, takich jak aksamit czy jedwab oraz produkcji wyrafinowanych ozdób. Utrzymujące się głównie z handlu owymi produktami.
Awatar użytkownika
Kimiko
Kroczący w Snach
Posty: 222
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Panterołak
Profesje: Złodziej , Rozbójnik , Łowca
Kontakt:

Post autor: Kimiko »

        Obserwowała go niezmiennie czujnym wzrokiem, a końcówka ogona zmiennokształtnej podrygiwała lekko, zdradzając jej napięcie. Przeszkadzało jej, że nie wiedziała, gdzie dokładnie patrzy diabeł, a chwilami kierowała się jedynie ruchem powiek lub całej rogatej głowy. Gdy wyciągnęła medalion zza dekoltu i odwinęła z szyi dodatkowy fragment rzemienia tylko lekki blask w czarnych ślepiach zdradził, jak Dagon wodzi spojrzeniem za jej dłonią. Na moment dała się zaskoczyć, słysząc pierwszy wniosek Laufeya, bo nie spodziewała się, że widział ten incydent.
        - „Umknąć” to dobre słowo – mruknęła z wyraźnym niezadowoleniem. Wtedy najzwyczajniej w świecie dała nogę, a i tak miała szczęście, że pijawka była zbyt zaskoczona, by ją zatrzymać. Najwyraźniej niewiele osób opiera się wampirzej sugestii. Chociaż też miał dupek tupet, żeby ją w tak tłocznym miejscu próbować uprowadzić. Tam zawahałaby się przed przemianą.
        Trzymając wisior na dłoni liczyła się z tym, że mężczyzna może po niego sięgnąć, więc jego ruch, chyba umyślnie powolny, nie spłoszył jej wcale i bez komentarza oddała pentagram na oględziny. Już bardziej rozluźniona oparła łokieć o zagłówek kanapy i wsparła skroń na zwiniętej pięści, przyglądając się, jak Dagon bada monetę.
        - Jak na razie zauważyłam tylko, że wystarczy odpowiednio długa przerwa, by medalion potraktował kolejny czar, jako „pierwszy”. Nie wiem jak sprawa się ma przy różnych rodzajach zaklęć, aż tak mocno mnie nigdy nie atakowano. Nie magicznie w każdym razie. – Uśmiechnęła się lekko. W kość dostała nie raz, ale akurat magów na swojej drodze nie spotykała wielu.
        - Zastanawiało mnie też, dlaczego nie zareagował na iluzję, którą rzuciłeś na mnie przed pierwszą wizytą w Jaskini i wczoraj, przed sklepem zielarki. Najwyraźniej chroni mnie tylko przed bezpośrednimi atakami, ale znów… to tylko domysły – zawahała się na moment, łapiąc się na tym, że wpatruje się bezkrytycznie w czarcie czarne oczy, nie wiedząc nawet czy mężczyzna znów na nią nie patrzy. Irytujące, ale nie wystarczająco, by odwróciła zaintrygowane spojrzenie. Poza tym wyostrzony koci wzrok coraz lepiej uczył się nowego elementu diablej aparycji i nie chciała marnować postępów.
        Zauważyła więc, gdy podniósł na nią spojrzenie, a orientując się w nagłej bliskości, wyprostowała się lekko, opuszczając rękę. Pech jednak chciał, że wciąż pozostawała na prowizorycznej smyczy z własnego rzemienia, więc nie odsunęła się zbyt daleko. Poza tym, o ile do przyjemnie szemrzącego szeptu Laufeya już się przyzwyczaiła, o tyle czarne ślepia wręcz hipnotyzowały, usadzając panterę na miejscu.
        - To dobrze – odparła tylko, lekko zachrypniętym szeptem, a gdy zdała sobie z tego sprawę, odchrząknęła speszona, odwracając na moment wzrok. Zaśmiała się jednak cicho, słysząc taki podział i skinęła lekko głową, zerkając znów na niego.
        - Ale na fachu się znasz, tego nie ukryjesz – wytknęła mu, przypominając sobie, jak szybko ją zdemaskował i jeszcze podpuszczał do kradzieży.
        To, że przyciąga kłopoty skomentowała jedynie rozbawionym prychnięciem, nie zdążyła jednak powiedzieć Dagonowi, że nawet nie ma pojęcia jak bardzo, gdy medalion opadł ciężko na jej pierś, a jego miejsce na bajerowej dłoni zajęła twarz dziewczyny. Dotyk był nagły, ale przyjemny, więc nie szarpnęła się nawet, ale raczej zamarła w bezruchu. Kocie źrenice rozszerzyły się momentalnie, a usta rozchyliły w zdziwieniu, nim Kimiko opanowała się szybko i zamknęła buzię, mrugając, jakby odpędzała się z zamyślenia.
        - Prawda – stwierdziła zaraz butnie, i chociaż w pierwszej odpowiedzi wzrok uciekł jej na diable rogi, ton głosu Laufeya wywołał równie czupurne spojrzenie dziewczyny w bezczelne czarne oczy. Uniosła lekko brodę, wymykając się jego palcom.
        – Ale to już nie byle co przecież – mruknęła z nieśmiałym uśmiechem, unosząc brwi i wskazując wzrokiem wyłażące spomiędzy kręconych włosów poroże, po czym wróciła spojrzeniem do rozmówcy. Odsunęła nieco głowę i oplotła z powrotem fragment rzemienia wokół szyi, a jego koniec z medalionem wrzuciła za dekolt. W międzyczasie najwyraźniej wrócił jej tupet, bo przechyliła lekko głowę, spoglądając na Laufeya.
        - Więc ty mi powiedz Bajer, mam się ciebie bać? – zapytała pozornie lekkim tonem, ale autentycznie ciekawa odpowiedzi.
        To, że obiektywnie rzecz biorąc powinna, było jej zdaniem jasne. Każdy normalny człowiek raczej wiałby gdzie pieprz rośnie na widok diabła, a ona? Najchętniej znów pacnęłaby ręką rogi. Może do nadmiernego przekonania o własnej nietykalności było jej daleko, ale nie widziała też sensu w wybieganiu z pokoju, z krzykiem paniki na ustach. Przecież jej nie zjadł i chyba nie zamierza. Poza tym ona nie skończyła jeszcze z pytaniami.

        - A to zamienianie się w psa… - zaczęła znów przesłuchanie, opierając się bokiem o oparcie sofy – to chyba nie jest typowe dla diabłów? – zapytała, strzelając nieco na ślepo. Równie dobrze mogło być, ale tak na zdrowy rozsądek wydawało jej się to mało prawdopodobne. Zwłaszcza, że mężczyzna najwyraźniej tego nie kontrolował, co świadczyło o tym, że nie jest to wrodzona cecha rasy. Ona początkowo też nie kontrolowała swoich przemian, ale tylko gdy była dzieckiem i ostatecznie opanowała swoje zdolności. A takie niezapowiedziane opadanie na cztery łapy musi być wybitnie irytujące!
        - Skąd wiesz, że nie zamienisz się w psa jutro na balu? – zapytała nagle, zdradzając się ze swoimi przemyśleniami.
Dagon
Szukający Snów
Posty: 157
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Diabeł
Profesje: Inna
Kontakt:

Post autor: Dagon »

        Gdy słuchał gdybań Kimiko w kwestii działania medalionu, dorobił się podobnych przemyśleń. Albo przeciwdziałał jedynie bezpośrednim czarom, albo tylko tym wrogim. Pewnie biorąc artefakt na zdrowy rozum, obserwując go, trudno było wyciągnąć odmienne wnioski. W każdym razie bies uzyskał ogólny pogląd na bezpieczeństwo dziewczyny oraz oczywiście własne możliwości używania czarów w razie gdyby zaszła taka potrzeba. Wysnuł też kolejne przypuszczenia, mniej związane z użytecznymi zagadnieniami. Skoro do artefaktu nie dano instrukcji obsługi, to albo złodziejka go zwinęła, albo dostała w prezencie. W każdym innym wypadku, otrzymując magiczny przedmiot dostawało się listę wskazań i zaleceń. Sprzedawca powinien upomnieć o mocnych i słabych stronach przedmiotu. Jego dokładnym działaniu i ewentualnych skutkach ubocznych.
        Uśmiechnął się jednym kącikiem ust, czując jak rzemień napiął się lekko, gdy dziewczyna chciała się cofnąć zwiększając dystans między nimi. Zielone oczy znów umknęły na moment tylko poszerzając diabli uśmiech. Laufey bawił się świetnie, jak zwykle zresztą.
Na komentarz, że zna się na fachu też odpowiedział tylko bezczelnym uśmiechem. Tak jak handlarz końmi musiał się na nich znać niezgorzej od hodowcy, tak diabeł o jego pozycji musiał ogarniać pewne tematy. Jak poznać osoby z podobnych branż było podstawą, chociażby po to by nie złapać się na jakąś podpuchę lub nabrać jakiejś lebiedze mocnej w gębie bez potrzebnych zdolności.
Mówiąc o kłopotach dziewczyna nawet nie zaprzeczyła, najwyraźniej świadoma swoich niebezpiecznych tendencji, co również wywołało lekkie rozbawienie rogatego. Ciekawe tylko czy wiedziała, że diabeł stawiał siebie zaraz w pierwszej linii. Bo przecież, czy mogło się wpakować w ambaras większy niż wpaść Bajerowi w oko? No może narobić smaku kilku wampirom, ale bies nieskromnie wciąż sprzeczałby się co do skali problemu.
Rozmowę i oglądanie wisiorka podstępnie wykorzystał by znów naruszyć strefę osobistą Kimiko, grając na jej opanowaniu. Zabawa nie trwała jednak zbyt długo. Ledwie zdążył zaskoczyć panterę głaszcząc ją po policzku, a złodziejka po krótkim zapomnieniu, szybko się pozbierała, by wyskoczyć z butną ripostą.
        - Już nie? - droczył się bies. - Ale przecież nic się nie zmieniło. To tak jakbym miał inną fryzurę, nic więcej - żartował dalej odnajdując szmaragdowe oczy dziewczyny.
Jak tylko pantera wymsknęła się spod palców i usiadła wygodniej, chowając wisiorek, Dagon również się wyprostował. Na powrót rozparł się wygodnie na kanapie, ramiona rozciągając na oparciu.
        - Czy kiedykolwiek mówiłem, że nie? - odbił pytanie patrząc na złodziejkę. Oczywiście, że powinna się bać. Co prawda mniej niż zwykli zjadacze chleba, chociażby dlatego, że chwilowo pracowała dla czarta. Dlaczego jednak miałby zaręczać, że nie. Nie był kimś, komu się ufało i nie widział powodów dla których miałby oszukiwać dziewczynę. Chwilowo, specjalnie nie widział nic do stracenia wraz z nasiloną ostrożnością Kimiko. Ukradną obraz i jak kot się spisze, to może wspaniałomyślnie pozwoli jej odejść. Niespecjalnie sam w to wierzył, ale kto wie, jeszcze mogło się okazać, że akurat będzie w wielkodusznym nastroju i zezwoli kociakowi zwiać bezpiecznie ratując swoje czarne lśniące futerko. Może nie, bo dobrze się z taką maskotką bawił, ale wszystko się jeszcze okaże.
W tym momencie, czart nabrał przekornej ochoty by sprawdzić co wywoła odwrotna informacja. Zazwyczaj mówiło się "Tak, jesteś bezpieczna", "Obronię cię", "Niczego nie musisz się obawiać" wszystko co tylko naiwniak chciał usłyszeć. Bajer postanowił ostrzec kota po raz ostatni.
        - Diabły są złe, nigdy nie słyszałaś? - odezwał się niskim chłodnym głosem uważnie przyglądając się reakcji zmiennokształtnej. - Zawsze powinnaś się mnie bać. - Uśmiechnął się bezczelnie, wpatrując się w oczy złodziejki.

        Przypuszczał, że kwestia psiej postaci wypłynie wcześniej czy później. Skoro zaś dzisiaj urządzono mu pełną spowiedź, nie dziwił Dagona fakt, że padło i to pytanie. Na dobrą sprawę można było uznać, że Kimiko i tak długo wytrzymała, nie ruszając tego tematu wcześniej.
        - To prezent od jednego dupka, który nie mógł się pogodzić z przegranym zakładem - odparł całkiem wesoło. Co prawda przemiana w kundla wkurzała go jak mało co, ale nie miał na nią najmniejszego wpływu i musiał pogodzić się z takim nie innym losem. Prawie do niego przywykł, choć był irytujący. Rozsądnie patrząc i tak nie było źle, gdyż większość czasu spędzał jednak na dwóch nogach, nie na czworakach, więc kieliszek był pełen do połowy.
        - Nie wiem - odpowiedział nie tracąc pewności siebie, nawet jeżeli mówił o swojej ułomności. W końcu jak inaczej można nazwać możliwość zamiany w kundla podczas ważnych interesów.
        - Ale przeczuwam, że przemiana się zbliża. Mam wtedy trochę czasu by wszystko domknąć i ulotnić się w bezpieczne miejsce - dokończył spokojnie. Po chwili wstał i poszedł po whisky, by uprzyjemnić sobie przesłuchanie.
Awatar użytkownika
Kimiko
Kroczący w Snach
Posty: 222
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Panterołak
Profesje: Złodziej , Rozbójnik , Łowca
Kontakt:

Post autor: Kimiko »

        Fuknęła cicho pod nosem, z niezadowoleniem uświadamiając sobie, że z jakiegoś dziwnego powodu to co mówi, czy może to jak się zachowuje, zdaje się niesłychanie bawić mężczyznę. Drażnił ją już sam ten fakt, a dodatkowo to, że nie wiedziała nawet, co w niej takiego śmiesznego, by móc to zmienić. Łypnęła więc tylko karcąco na bezczelnie wyszczerzonego Dagona i splotła ręce pod biustem.
        - Bardzo śmieszne – mruknęła, zezując na rogi. – Fryzurę to ja sobie mogę zmienić, jak włosy podepnę i to nie znaczy zaraz, że jestem panterą z piekła rodem. Ty masz rogi! To jest całkiem istotna zmiana, rasy wręcz! Myślałam, że jesteś człowiekiem – fuknęła znów, mierząc urażonym spojrzeniem rozpartego na sofie diabła. Nie żeby miała coś przeciwko temu, że nie zdradził się jej od razu ze swoim pochodzeniem, w końcu to nie jej sprawa właściwie, ale żeby mówić, że nie ma różnicy to już przesada. Po chwili jej oczy rozszerzyły się nagle, gdy coś sobie przypomniała.
        - Dlatego ten wymuskany krasnolud w knajpie zawołał do ciebie „ty diable!”. To było na serio! – prychnęła, opadając w zagłębienia kanapowego oparcia ze splecionymi na piersiach ramionami.
        Zerknęła na niego, gdy odbił pytanie i znów prychnęła pod nosem. Żeby ten człowiek, tfu! czart cholerny, raz odpowiedział normalnie na pytanie to by się chyba pochorował. Myśli, że mu rogi odpadną, jak raz nie będzie mącił? Nikogo tu poza nimi nie było, nawet małe bzyczące coś zniknęło, a ten i tak dalej swoje gierki toczy, noż niech go piekło pochłonie… Parsknęła pod nosem, rozbawiona własnymi myślami. Ta, już pochłonęło i wypluło, prosto na panterzą drogę, cudnie.
        - Nie mówiłeś też, że tak – wtrąciła z czystej złośliwości, a słysząc dalsze słowa zmrużyła lekko oczy i pokazała kiełki w uśmiechu.
        - Ta, coś mi się o uszy obiło – stwierdziła, unosząc kącik ust w uśmiechu, nim odpowiedziała już normalnie.
        - Wiem, że są złe, ale nie o to pytałam, na aniołka nie wyglądasz, nawet pomijając rogi – mruknęła, milcząc przez krótką chwilę, patrząc w czarne ślepia.
        Próbowała się zastanowić, czy się go boi, ale nie wyszło jej to najlepiej. Po prostu się nie bała, żadnej większej filozofii. Nadal byłby w stanie ją przestraszyć, ale to było co innego. Po prostu nie czuła się zagrożona, a zawsze na swoim instynkcie mogła polegać i chociaż początkowo mówił jej, że mężczyzna zwiastuje poważne kłopoty, teraz odnosiła wrażenie, że miną ją bokiem, jak burza. Albo ona się fuksem wymiga, jak (prawie) zawsze. Poza tym tak, jak nie wierzyła nikomu na słowo, że nie powinna się go obawiać i może mu zaufać, tak nie dała się też nastraszyć samymi słowami. „Zawsze powinna się go bać”. Phi, wiele rzeczy powinna.
        Co jak co, Laufey robił początkowo piorunujące wrażenie, a ona chodziła wokół niego na palcach, ale przez te kilka dni zdążyła go mimo wszystko polubić, a ciężko jednak bać się kogoś, kogo darzy się sympatią. A nawet jeśli miałaby chwilę zawahania, to wystarczy przypomnieć sobie przemoczonego do suchej nitki, stojącego po kolana w wodzie i wściekłego jak stado os Bajera, a człowiekowi zaraz wracał dobry humor. I tupet. Poza tym nawet gdyby się go bała, jak samego piekła, to prędzej przytrzaśnie sobie ogon drzwiami niż się do tego arogantowi przyzna.
        - Mmm, będę pamiętać – zamruczała, kiwając głową pozornie potulnie, po czym przechyliła ją lekko w udawanym zamyśleniu.
        - Czyli ciebie mam się bać, ale nie Whitakera i Pessoi, w końcu mówiłeś, że nie pozwolisz im mnie skrzywdzić… ale nadal jesteś złym i groźnym diabłem… postaram się nie pogubić – podsumowała zerkając na Dagona z lekkim rozbawieniem.
        Zdawała sobie sprawę, że stąpa po kruchym lodzie, ale nie mogła powstrzymać się od drobnej prowokacji. Tamtej obietnicy nie brała do siebie i nie polegałaby na niej w ciemno, ale taka jednak padła, a złodziejka miała dobrą pamięć, nawet jeśli nie wykorzystywała jej, by chować urazy, tylko czasem do drażnienia się z kimś. Liczenie na kogokolwiek poza sobą było zbytnim optymizmem, który prowadził do podejmowania złych decyzji, a te mogły skończyć się na przykład przywiązaniem do drzewa i upuszczeniem krwi. Po co ryzykować? Nie ukrywała jednak, że ciekawiły ją pobudki Bajera, nawet gdyby miało się okazać, że powiedział tak tylko, żeby podnieść panterze morale.
        Dagon odpowiadał na każde pytanie, jakie mu zadała, ale zaczynał coraz bardziej motać, więc spodziewała się, że i temat przemiany w psa zamieni w jakiś żart i znów ją spławi. Mile została jednak zaskoczyła, nawet jeśli wyjaśnienia nie były nadmiernie szczere, ani zbyt optymistyczne.
        - Całkiem solidny prezent – przyznała, skrzywiając lekko usta w zamyśleniu i przyglądając się wciąż mężczyźnie. Ona była przyzwyczajona do przemiany w zwierzę, była to jej druga natura, ale być obarczonym taką klątwą i nie móc nad tym panować, to było dla niej nie do pomyślenia. W tym temacie postanowiła nie drażnić Laufeya za często i nie testować tego prezentowanego jej właśnie opanowania.
        - W razie czego cię jakoś wytłumaczę i najwyżej sama pokręcę po rezydencji Whitakera, nie musisz się tym martwić – stwierdziła swobodnie, spoglądając za mężczyzną, gdy ten skierował się w stronę barku.
        - Zrobisz mi drinka? – Wyszczerzyła się wesoło, podwijając bose stopy na kanapę.
Dagon
Szukający Snów
Posty: 157
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Diabeł
Profesje: Inna
Kontakt:

Post autor: Dagon »

        Fukanie Kimiko tylko nasiliło dobry nastrój czarta. Dziewczyna była zabawna na wiele sposobów, głównie ze względu na swoją czupurność. Nie była to zwykła i irytująca buta, jak u wampirów spotkanych dwukrotnie, której nota bene czart nie znosił, a uroczy zadziorny charakterek, dodający dziewczynie pazura. Do tej pory, przez cały czas szczerzył się tylko mniej lub bardziej bezczelnie, ale gdy Kimi wytknęła Laufeyowi zmianę rasy, diabeł nie wytrzymał i parsknął śmiechem na fuknięcie złodziejki.
        - Nauczka by nie oceniać po pozorach... - zamruczał arogancko, tłumiąc na chwilę rechot, który rozległ się na nowo gdy brunetka dodała do siebie wszystkie fakty.
        - To był pokaz czystej dyplomacji według Chrysa - wyszczerzył się czart. - Uwielbia stroić sobie równie nieśmieszne żarty - skomentował, chyba niezbyt przejęty krasnoludem, a przynajmniej nie gdy było już znacznie po fakcie i przytyki właściciela Chryzantemy nie mogły pokrzyżować mu szyków.
        Stopniowo uśmiech znikał ustępując miejsca minie zadowolonego z siebie bandyty z piekła rodem, osiągając stabilny obraz wraz ze słowami, że nie wygląda na aniołka. Prawda, nawet jeżeli nie miał rogów, to każda rozsądna jednostka powinna upatrywać się w nim podłego manipulatora. Większość jednak ulegała czarowi piekielnika, budząc się stanowczo zbyt późno. Tym bardziej podobała mu się pantera. Chociaż miała swoje słabości, to dziewczyna i tak wykazywała bardzo dużo rozwagi.
        - Nie musisz się obawiać, chwilowo - dodał zręcznie. Dagon nie byłby chyba sobą gdyby nie mącił i zbyt długo, prosto i rzeczowo odpowiadał na pytania.
        - Lubię cię kocie - wymruczał czarująco. - Nie mam interesu w twojej krzywdzie - dokończył zuchwale. Chociaż kręcił i bawił się słowami, dawno nie mówił tak szczerze jak dzisiejszego dnia.
Kąt ust piekielnika uniósł się trochę, gdy pantera postanowiła sobie z niego i jego logiki, zadrwić.
        - Idziesz tam ze mną, to by o mnie źle świadczyło gdyby jakiś kurdupel podniósł na ciebie rękę gdy jestem obok - wytłumaczył butnie i dość dyplomatycznie. Niby sens był jednakowy, ale znacznie lepiej brzmiały takie słowa niż stwierdzenie, że Bajer nie tolerował gdy ktoś bawił się jego zabawkami.
        - To nie zmienia faktu, że jestem zimnym draniem - kończąc odpowiedź, uśmiechnął się urzekająco, jakby właśnie chciał prawić dziewczynie komplementy. Ciężko było jednoznacznie stwierdzić czy wyraz twarzy biesa zupełnie przeczył jego słowom, czy wręcz odwrotnie: doskonale podkreślała przekaz - najbardziej trujące rośliny zawsze mają najpiękniejsze kwiaty.
        - Bo to naprawdę wielki dupek - uśmiechnął się Bajer, szczerząc się jeszcze szerzej, gdy usłyszał deklarację ratunku. - Mam nadzieję, że nie będzie takiej konieczności. Na razie nie czuję by się coś szykowało... - zawiesił głos na krótki moment. - Poza tym kto by cię wtedy bronił, psów nie wpuszczają na bale - zakończył żartują i wstając z kanapy.

        Śmiech diabła ponownie wybrzmiał w pokoju, gdy ten usłyszał hardą prośbę.
        - Jak niby mam ci drinka zrobić, tu nie ma składników - zadrwił Dagon, ręką wskazując barek. W nim zaś prawie wiało pustkami. Wśród szkła stały ze trzy rodzaje whisky, białe i czerwone wino, oraz kieliszki. Stanowczo za mało na przyrządzenie drinka. Ale dziewczyna chyba nie wiedziała jak dobrze trafiła ze swoją prośbą. Bajer potrafił być całkiem niezłym barmanem. Teraz jednak zamiast bawić się w wirtuoza barmańskiej sztuki, nalał dziewczynie whisky i podał jej szklaneczkę, delikatnie stukając swoją szklanką w szkło brunetki.
        - Ale... - znacząco zawiesił głos, szczerząc zęby w uśmiechu, wyraźnie szykując dalszy ciąg. Ponownie rozparł się wygodnie na kanapie i uniósł alkohol w niemym toaście.
        - Jeśli nasz mały biznes się uda, zrobię ci drinka u Chrysa. - Popatrzył Kimiko w oczy, czekając odpowiedzi.
Starał się wyczytać z dziewczyny jakie wrażenie wywarły na niej ostatnie informacje. Czego może się spodziewać i czy powinien oczekiwać jakichś nie przewidzianych zwrotów akcji.
        - Jakie plany na dziś, bo użerać się z bogackimi będziemy dopiero jutro? - Przechylił głowę powolnymi łykami dopijając alkohol.
Należało się czymś zająć przez najbliższe godziny, a nic nie tracił pytając Kimiko na co miała ochotę. Zawsze była to ciekawa alternatywa od własnych sposobów zabijania czasu, a na pewno wróżyła urozmaicenie.
Awatar użytkownika
Kimiko
Kroczący w Snach
Posty: 222
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Panterołak
Profesje: Złodziej , Rozbójnik , Łowca
Kontakt:

Post autor: Kimiko »

        Nie mogła już powstrzymać uśmiechu, widząc Dagona w tak doskonałym humorze, nawet jeśli to ona nieświadomie swoim zachowaniem wywoływała tą wesołość. Oburzyła się jeszcze tylko raz, wydymając lekko wargi, nim zdała sobie sprawę, że może rzeczywiście oceniła go po pozorach, na początku. Ale na pewno nie pochopnie! Wszak nikt o zdrowych zmysłach widząc (względnie) normalnie wyglądającego mężczyznę nie podejrzewałby go o bycie czartem, nawet jeśli ten miał iście diabelski uśmiech i piekielne ogniki w oczach. Kłopoty wyczuła od razu i nawet świadomie machnęła na nie wówczas ręką, uznając potencjalne korzyści, w postaci interesujących doświadczeń, za warte ewentualnego ryzyka. Jeszcze nie odważyła się powiedzieć, że było warto, ale póki co nie żałowała.
        - Długo się znacie? – zapytała z ciekawości, wnosząc po tym, jak Laufey wspominał znajomego oraz na wspomnienie ich dość poufałej relacji wtedy w karczmie. – Miałeś szczęście, że wtedy nie zwiałam – dorzuciła dość zuchwale i z pełną tego świadomością, czego można się było domyślić po zaczepnym uśmiechu dziewczyny.
        Gdy rozmowa zeszła na jej bezpieczeństwo w tej nagle ryzykownej relacji, panterołaczka zaczęła zwracać baczniejszą uwagę na słowa Bajera. Zwłaszcza na te dopowiedziane w ostatniej chwili i najwyraźniej "tak na wszelki wypadek", by w razie czego nie mogła zarzucić mu kłamstwa. Jak na przykład „chwilowo”. Cwaniak. Nie była naiwna, wiedziała, że powinna uważać, ale też nie miała zamiaru dramatyzować na samo grożenie jej palcem. Zwłaszcza, gdy usłyszała jego następne słowa.
        Zaskoczona dziewczyna otworzyła szerzej oczy, gryząc się w język, by nic jej się nie wymsknęło w bezmyślnym komentarzu, ale usta i tak rozciągnęły się w słodkim uśmiechu, gdy spuściła wzrok. Nieważne, jak lekko i już chyba odruchowo zalotnie rzucone były słowa, i tak zrobiło jej się miło i trzeba byłoby być ślepym, by tego nie dostrzec. Pilnowała się jednak, by nie dać po sobie poznać, że znaczyło to dla niej więcej, niż powinno, zamiast tego skupiając się na zuchwałym komentarzu uzupełniającym Laufeya, który skutecznie przemienił uroczy uśmiech w zadziorny grymas.
        - A gdybyś miał? – zapytała niewinnie, podnosząc wzrok na diabła. Podejrzewała, jaka może paść odpowiedź, jak również, że pewnie pogrążyła się samym pytaniem, ale tak jak Dagonowi zdawało się wejść w nawyk drażnienie złodziejki, tak u niej naturalnym stało się odgryzanie na rzucane zaczepki, najwyraźniej nawet kosztem własnego spokoju ducha. Poza tym dopóki Laufey nie dowie się o niej wszystkiego powinna być bezpieczna. A jeśli się dowie… cóż, wtedy będzie się martwić.
        - Oczywiście, dbałość o wizerunek przede wszystkim. - Przechyliła lekko głowę z uśmiechem, gdy czart dość opornie wybrnął z jej pułapki, a na „zimnego drania” zaśmiała się cicho. – Dla mnie jesteś w porządku – uznała.
        Chociaż zastanawiało ją, komu tak Bajer zalazł za skórę, że ta osoba zemściła się tak silną i wredną jej skromnym zdaniem klątwą, nie zadawała więcej pytań, bo to zwyczajnie nie była jej sprawa. Poza tym na magii i tak się znała jak świnia na gwiazdach, więc nie wnikała w zawiłości czaru. Najważniejsze było to, że Dagon mógł z jaką taką pewnością stwierdzić, kiedy będzie zbliżał się do przemiany. Gdy jednak po raz kolejny wrócił temat ratowania jej z ewentualnej opresji, darowała sobie żarty.
        - Potrafię o siebie zadbać, Bajer – powiedziała spokojnie. – Może nie jestem największa ani najsilniejsza, ale nie nie doceniaj mnie – mruknęła. Nigdy nie była zarozumiała, ale nie była też bezbronnym kociakiem i nie lubiła, gdy się ją traktowało, jako takiego.
        Obserwowała go, gdy stał przy barku, zaskoczona raczej drwiącym śmiechem, jednak przyczyna diablej wesołości zaraz wyjaśniła się sama. Prawie.
        - Jak to nie ma? – mruknęła unosząc brwi ze zdziwienia i spoglądając za ręką Dagona na pełen alkoholu barek. – Dzięki. - Odebrała whisky, obserwując jak mężczyzna zajmuje swoje miejsce obok niej i zerknęła do szklanki. – No przecież to jest drink – powiedziała, nadal nie rozumiejąc, czemu bies robi z tego taką wielką sprawę. Na propozycję przygotowania jej kolejnego, tym razem u Chrysa, uśmiechnęła się i skinęła głową.
        – Chętnie. Mając na myśli, że biznes nam się uda, mówisz o tym, czy powiedzie się kradzież, czy późniejsza sprzedaż? – dopytała jeszcze.
        Popijała alkohol, wciąż przyzwyczajając się do jego ciężkiego i ostrego smaku. Odruchowo zerknęła za okno, zdając sobie sprawę, że raptem trzy godziny temu jadła śniadanie, ale było już dobrze po południu. Na pytanie Laufeya uśmiechnęła się wesoło i zerknęła na niego bystro.
        - Ja idę na miasto się rozerwać – odparła beztrosko, zerkając w alkohol w szklance, nim wróciła spojrzeniem do rozmówcy. – Jeśli chcesz, możesz do mnie dołączyć – dopowiedziała, nie powstrzymując już uśmiechu i nie trudno było się domyślić, że umyślnie prowokuje Dagona.
        – W razie czego nie musisz się obawiać, mówiłam szczerze, że nie wrzucę cię więcej do rzeki – dodała i zaśmiała się wesoło, na wspomnienie wczorajszych wygłupów.
Dagon
Szukający Snów
Posty: 157
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Diabeł
Profesje: Inna
Kontakt:

Post autor: Dagon »

        Dagon zerknął na zaciekawioną Kimiko zastanawiając się chwilę. Nie była to wyjątkowo poufna informacja i nie mogła przynieść diabłu szkody. Zamiast więc unikać odpowiedzi, zamyślił się chwilę, licząc w myślach ile to już czasu znał Chrysanta...
        - Będzie już jakieś dwadzieścia lat - odparł po kilku uderzeniach serca. Znajomość ta była równie nieplanowana co oryginalna, a jednak przetrwała całkiem niezłą próbę lat. Początkowo oparta typowo na interesach z czasem przekształciła się w szorstką przyjaźń. Krasnal dogryzał diabłu, diabeł nie był mu dłużny, grali sobie nawzajem na nerwach. Dziś jednak obaj panowie darzyli się zaufaniem, które było cenniejsze niż wszystkie grzeczności świata, nawet jeśli początkowo jeden patrzył drugiemu na ręce a współpraca przebiegała dość burzliwie.
        - Na szczęście mogą liczyć drobni gracze - wyszczerzył się odbijając zaczepkę. - Jakbyś zwiała, to by znaczyło, że się nie nadajesz do tego wyzwania - podrażnił dumę zuchwałej złodziejki, nie dając się zbić z tropu uwagą o możliwych powikłaniach głupiego wejścia wymuskanego kurdupla, którego odwiedzili na początku znajomości.
        Diabeł z zaciekawieniem obserwował reakcje dziewczyny na jego następne słowa i deklaracje. Zadowoleniem przywitał niezbyt rosnącą ostrożność złodziejki. Mógłby wręcz zaryzykować stwierdzenie, iż dziewczyna zamiast zmykać gdzie pieprz rośnie tylko bardziej się z nim oswajała, nawet jeśli uważnie przysłuchiwała się odpowiedzi. Oczy przykryte rzęsami i uśmiech jaki pojawił się moment później były już bardziej bezpośrednim dowodem na gasnącą rezerwę, co tylko wzmocniło czarcią satysfakcję. Przemiana szczęśliwej miny złodziejki w jawną prowokację, wywołało podobny wyraz na twarzy Bajera.
        - Musiałbym się zastanowić co okaże się przyjemniejszym i ciekawszym rozwiązaniem - odparł podejmując przepychankę. Celowo nie użył określenia korzyści. Od początku tej znajomości do tej pory jedynie inwestował, nie mając nawet pewności czy wkład się zwróci. Miał jedynie pewne założenia. Mimo to dobrze się bawił. Po raz kolejny więc nie kłamał a powiedział prawdę, odrobinę jedynie kręcąc. Cóż poradzić, polubił panterę do tego stopnia, że sam jeszcze nie wiedział czy mając intratną ofertę by ją przyjął. Nie wykluczał, że zignorowałby możliwość zarobku, kosztem niematerialnych zysków.
Cichemu rozbawieniu dziewczyny odpowiedział krótki diabli śmiech.
        - Dlatego mówię, że lubisz pakować się w tarapaty - wyszczerzył się bies. Jak tu nie lubić takiej zawadiaki? To był ten moment gdy niewiasta powinna uciekać samodzielnie lub wzywając na pomoc jakiegoś rycerza, lub przynajmniej zaprzeczać żyjąc złudzeniami. Nie było tajemnicą, że ujawniania tej strony charakteru lepiej było unikać. Kimiko za to zaserwowała mu nieczęstą odpowiedź "wiem, że jesteś dupkiem, ale i tak cię lubię". Urocze w swoim dążeniu do przetestowania fortuny.

        - Nie nie doceniam ciebie - odezwał się równie spokojnie jak dziewczyna, chociaż głos Dagona wciąż podszyty był niedawnym rozbawieniem - Pilnuję byśmy nie zlekceważyli przeciwnika. Nie podoba mi się ten facet i nic się w tej materii nie zmieniło. Co za popapraniec, który boi się magii, kupuje magiczny portret? Wciąż nie wiemy o nim nic i nie chciałbym by wiedzy przybyło nam nagle i w nieodpowiednim momencie. - Uśmiechnął się drapieżnie. - Przez całe te podchody do socjety, jeśli złapią ciebie, będą węszyć i za mną, więc lepiej by wszystko przebiegło bez komplikacji - dokończył ukazując czysto praktyczne podejście.

        Nawet drobne różnice w światopoglądzie dostarczały Bajerowi rozrywki. Dziewczyna chciała by diabeł nalał jej alkoholu, bawiąc się w kelnera. Bies za drinka uważał coś trochę bardziej wyrafinowanego, tym bardziej słysząc prośbę brzmiącą "zrobisz". Laufey uśmiechnął się pod nosem niosąc napełnione szklanki. Przez ciągłą grę w słówka, przykładał dużą uwagę do niewielkich różnic i niuansów skrytych w wypowiedzi.
        - To jest co najwyżej poślednia whisky. - Błysnął kłami znad szklanki.
        - Kradzież - odparł krótko, rozwijając dopiero po łyku alkoholu. - Jeszcze nie wiemy czy to co zwędzimy, będzie się nadawało do sprzedaży. Poza tym będziemy musieli poczekać do jakiejś sensownej aukcji a kto wie, może nawet wstrzymać się aż sprawa trochę przyschnie - odpowiedział lekko, niespecjalnie przejmując się dopuszczanymi wątpliwościami.
        Zaraz oczy biesa rozjaśnił bezczelny błysk. Uśmiechnął się szeroko i przychylił się nieco w stronę panterołaczki.
        - Tylko jeśli obietnica jest szczera - przechylając głowę, wymruczał odpowiadając na zaczepkę. Dopił whisky i odstawił szklankę na stół, jednocześnie zbierając w dłoń spinki.
        - Ciekawość zaspokojona, mogę się ubrać? - zadrwił jeszcze, powoli wpinając artefakty w mankiety. Wraz z momentem gdy spinki wylądowały w ręce Dagona, zniknęły rogi i czarne oczy. Jak tylko zajęły swoje miejsce w rękawach koszuli, obraz ustabilizował się przywracając znanego Laufeya.
Awatar użytkownika
Kimiko
Kroczący w Snach
Posty: 222
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Panterołak
Profesje: Złodziej , Rozbójnik , Łowca
Kontakt:

Post autor: Kimiko »

        Pantera pokiwała lekko głową na usłyszaną informację. Pozornie niewinne pytanie miało swoje drugie dno, jednak uzyskana odpowiedź nie wyjaśniła tej wątpliwości. Dagon wyglądał na mniej więcej trzydzieści parę, czterdzieści lat, więc dwudziestoletnia znajomość nie była niczym dziwnym. Magia, status, teraz dodatkowo rasa, i kilka innych rzeczy sugerowały, że diabeł może mieć na karku więcej niż te cztery krzyżyki. Dziewczyna wiedziała jednak, że zadane wprost pytanie pozostanie bez odpowiedzi, więc odłożyła zagadnienie na później, mimowolnie trenując własną cierpliwość. Na odbitą zaczepkę tylko prychnęła rozbawiona.
        - A nie, że jestem ostrożna? – zapytała czepliwie, nie dając się podpuścić.
        Nie wszyscy mają takie rozbuchane ego, jak ten facet, a poza tym ona od razu postawiła sprawę jasno, jeśli chodzi o jej umiejętności – mieli umowę, jeśli ona stwierdzi, że sobie poradzi z zadaniem. Oceni je na chłodno, bo wcale jej się nie uśmiechało przyłapanie na gorącym uczynku, więc nawet jeśli czasem porywała się na coś większego niż zwykle to dlatego, że oceniała potencjalne korzyści wyżej niż ewentualne ryzyko, a nie dlatego, że miała skłonności do brawury. Teraz nadal nie wiedziała dokładnie, jakie zabezpieczenia przyjdzie im pokonać, ale w międzyczasie stało się mało prawdopodobne, by dziewczyna zrezygnowała. Grono, w które wpadli, na tyle zalazło jej za skórę, że panterołaczka gotowa była wspiąć się na wyżyny swoich złodziejskich umiejętności, byle tylko uprowadzić cholerny obraz i utrzeć bogaczom nosa.
        Oszczędnemu wyznaniu sympatii towarzyszyło ostrzeżenie przed chłodnym biznesmenem. Mogła zostać albo uciec przed wiszącą w powietrzu groźbą, ale jeśli już zdecydowała się sprawdzić swoje szanse w tym starciu to nie było sensu udawać pokornej, skwitowała więc to tylko rozbawieniem. Rzucane lekko groźby będą przypominać dziewczynie w co się pakuje, ale dopóki któraś nie stanie się realna, raczej mało prawdopodobne, by kot zawinął ogon pod siebie i czmychnął. Zaczepkę w postaci uznania, że z nią przecież zawsze wszystko jest przyjemniejsze i ciekawsze, Kimiko pozostawiła dla siebie. Dwuznaczność tego stwierdzenia byłaby zbyt łatwa do dostrzeżenia, a dziewczyna zdążyła już zauważyć tendencję do przegrywania z Laufeyem w słownych przepychankach. Nie była aż tak harda, by próbować znów na tym polu, więc odpuściła, odzywając się dopiero przy wytknięciu jej tendencji do pakowania się w kłopoty.
        - Nie moja wina, że wtedy jest zabawniej – przyznała się po prostu, wzruszając ramionami z „niewinną” miną.
        Podejmując się współpracy z Laufeyem stwierdziła po prostu, że tarapaty same ją znajdują, czy ich unika czy nie, a jednak stawiając sobie jakieś wyzwania było po prostu ciekawiej. Nic dobrego jej nie przyszło z podkładania się życiu i liczenia na łaskę, więc w pewnym momencie zaczęła z niego czerpać, póki szczęście było po jej stronie, i szybko uciekać, gdy się odwracało. Diabeł wróżył kłopoty, ale było z nim wesoło, więc dopóki faktycznie coś jej nie będzie zagrażać, Kimiko dalej będzie bawiła się w nowym świecie.
        Zapewnienie Dagona przyjęła z niezauważalnym zadowoleniem, na pozostałą część wypowiedzi przechyliła głowę nieznacznie.
        - Nie lekceważę go. – "Wiem, jak źle to się może skończyć", dodała już w myślach, wracając zaraz do tematu. – Co właściwie robi ten portret, co w nim magicznego? – zapytała, jednocześnie się nad czymś zastanawiając. - Wczoraj wieczorem mówił mi, że magia pochodząca z natury go nie odstręcza, jednak nie wiem na ile była to nieudana próba flirtu, a na ile faktycznie tak sądzi i co miałby wówczas na myśli.
        Odebrała drinka i popijając go kontynuowała rozmowę. Określenia trunku mianem pośledniego nie skomentowała, jednak uśmiechnęła się do siebie w duchu, w myślach wyzywając Dagona niegroźnie od snobów. Później jednak skonsternowała się widocznie, spoglądając na mężczyznę.
        - Długo będziemy tak czekać? – zapytała, trochę marudząco, drapiąc się za panterzym uchem. – Jak ty to sobie wyobrażasz, mam się zgłosić po swoją dolę, jeśli jakaś będzie, za ile… za miesiąc na przykład, i liczyć, że mnie nie wykiwasz? – mruknęła, zerkając na niego czujnie. Nie bardzo ogarniała ten jego plan z przyczajeniem się, jak dla niej wystarczyłoby opchnąć obraz u pasera i niech on już się później martwi, kiedy puścić go dalej w obieg. Średnio jej się widziało ganianie za diabłem po całej Alaranii, żeby odebrać to, co jej się należy.
        - A właśnie, znasz kogoś komu mogłabym sprzedać te szafirki, które buchnęłam Morisównie pierwszego wieczoru w Jaskini? – zapytała, uśmiechając się przymilnie. Dagon mógł sobie nazywać je „marnymi sznureczkami”, ale dopóki nie skapną jej się z tego przedsięwzięcia prawdziwe monety, to bransoletki były jej najcenniejszą zdobyczą. Chociaż były ładne i błyszczące, mogłaby sobie zostawić jeden kamyczek z łańcuszka na pamiątkę.
        - Szczera, szczera – zaśmiała się rozbawiona bajerowym mruczeniem. Uczciwie obiecała, że go więcej do rzeki nie wrzuci przecież, prawda? Prawda.
        - Oczywiście, że niezaspokojona, zarzucę cię jeszcze cetnarami pytań – stwierdziła lekko, ale też odstawiła puste już szkło. Z wyraźną fascynacją spoglądała jeszcze przez chwilę na nagłą zmianę wizerunku Laufeya, po czym wyciągnęła dłoń, trochę po omacku sięgając w stronę rogów, które były widoczne jeszcze przed chwilą. Palce odskoczyły jak oparzone, gdy natknęły się nagle na chropowate poroże, chociaż dziewczyna już go nie widziała.
        - Łał – mruknęła tylko i wstała, znikając w sypialni, by uszykować się do wyjścia.

        Wyciągnęła spod łóżka swoją torbę i rzuciła ją na łóżko, wyciągając kilka rzeczy. Zdjęła bluzkę, odkładając ją złożoną na pościel, ubierając jedynie skórzany brązowy gorset, który zazwyczaj nosiła na koszuli, ale wieczorem pozwalała sobie na większą swobodę. Jak zwykle widać było jedynie rzemień na jej szyi, a jego zwieńczenie w postaci medalionu znikało za dekoltem gorsetu. Wciągnęła buty, w cholewie jednego chowając sztylet, a pochwę z drugim ostrzem przypinając do paska. Kilka monet wrzuciła luzem do kieszeni, z doświadczenia wiedząc, że brzęcząca przy pasie sakiewka tylko niepotrzebnie kusi. Papierośnicę wsunęła do tylnej kieszeni spodni, jeszcze nie gotowa na rozstanie ze srebrnym cudeńkiem, rozczesała długie włosy i zarzuciła na siebie rozpięty płaszcz, którego postrzępione już nieco brzegi sięgały niemal do ziemi, chwilowo skrywając panterzy ogon. Skoro jutro ma się wbijać w zieloną kieckę to dzisiaj zamieszała iść ubrana po swojemu i w dupie mieć dagonowe marudzenie, bo i tak tam gdzie idą, na pewno nie spotkają demarskiej elity. Z sypialni wyszła podwijając długie rękawy do łokci i zerkając na Laufeya. Uśmiechnęła się na jego widok i podeszła bliżej, wspinając się na palce, żeby bezczelnie ściągnąć mu kapelusz z głowy, a założyć go sobie na włosy z tłumionym chichotem.

        Przemierzali aleje Demary, zagłębiając się najpierw coraz bardziej do centrum, a później gubiąc w węższych uliczkach. Ludzi na mieście było całkiem sporo, gdyż pora skłaniała ku wieczornym spacerom lub właśnie wizytom w licznych karczmach. Panterołaczka mijała kolejne lokale, po swojemu oceniając ich atrakcyjność, czasem tylko nadstawiając ucha na grającą wewnątrz muzykę, zaglądając przez uchylone drzwi do środka lub przyglądając się wchodzącym i wychodzącym gościom. Nie była tu nigdy, więc nie miała upatrzonego miejsca, szukając po prostu czegoś, co ją zainteresuje. Takie miejsce znalazła, gdy do uszu parki dotarły nietypowe dźwięki bębnów, harmonijki i chordofonów o przyjemnych niskich tonach. Złodziejka zerknęła krótko na Dagona z łobuzerskim błyskiem w oczach, po czym zbiegła lekkim krokiem po schodkach prowadzących do piwnicy jakiejś kamienicy i zajrzała do środka.
        - Chodź – uśmiechnęła się do towarzysza i weszła do tawerny.
        Kamienne ściany i drewniane słupy podtrzymujące strop zdobiły podniszczone już nieco proporczyki z barwami różnych miast. Podłoga ze starych desek skrzypiała pod nogami, a długi bar biegnący od wejścia przez niemal całe pomieszczenie wołał o wymianę drewnianego blatu, na którym potwierdzenie swojej obecności w tym miejscu wyryli chyba wszyscy jego goście od dnia powstania. Pozostała przestrzeń podzielona była równo dla gości przy stolikach i tych, których chwytliwa melodia grana przez skromny zespół, wyciągnęła na parkiet. W powietrzu unosił się gryzący dym z licznych fajek i cygar oraz śmiech i pokrzykiwania gości w dość różnorodnym składzie.
        Złodziejka z uśmiechem popłynęła w stronę szynkwasu, zgrabnie lawirując w tłumie i gratulując sobie ukrycia ogona pod płaszczem, nawet jeśli tylko na krótko, nim zrobi jej się ciepło. Nieraz bowiem zderzała się z rzeczywistością, w której goście widząc pomykający między nimi koci ogon mieli nieodpartą potrzebę pogłaskania mijającego ich futerka, zupełnie nie rozumiejąc niewłaściwości takiego zachowania.
        Przy barze panterołaczka upolowała dwa wolne miejsca, zajmując jedno z nich, a gdy niezwłocznie pojawił się przy nich barman, zamówiła dla siebie tequilę, a dla Dagona whisky, podając obsługującemu ich mężczyźnie dwie monety. Obserwowała reakcje diabła, gdy podano im drinki, bo skoro whisky w zajeździe, w którym się zatrzymali, była dla niego poślednia, była ciekawa, co powie o tej. Zaserwowana dziewczynie tequila nie różniła się wiele w smaku, a jedynie w formie podania, bo podczas gdy w Jaskini wszystko było na eleganckich spodeczkach, tutaj kawałek cytrusa nadziano jej po prostu na kieliszek, a sól podano w nieco większej ilości, w drewnianej miseczce, szybko oceniając, że na jednej porcji alkoholu się nie skończy.
        - To za co pijemy? – zapytała, unosząc swój kieliszek i zwracając się przodem do Dagona, a bokiem do lady.
Dagon
Szukający Snów
Posty: 157
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Diabeł
Profesje: Inna
Kontakt:

Post autor: Dagon »

        - To też - zaśmiał się czart. Ucieczka kocicy zdecydowanie byłaby dowodem na ostrożność dziewczyny. On jednak potrzebował złodziejki której główną zaletą nie mogła być roztropność.
Podczas słownej przepychanki diabeł już nie tyle utwierdził się w fascynacji Kimiko, co powoli ją akceptował. Buńczuczna dziewczyna była intrygującą odmianą od wszystkich laleczek, a jednocześnie nie była jadowitą żmiją przed, którą musiałby cały czas trzymać gardę. Spędzając czas z panterą przy okazji interesów, bies mógł się dobrze bawić. Zazwyczaj biznes sam w sobie był przyjemny dla Dagona, ale niecodzienne połączenie go z czystą rozrywką było mile widzianą odmianą. Tak samo jak słowne droczenie się z dziewczyną.
Urocze wzruszenie ramionami połączone z deklaracją, że bez ryzyka nie ma zabawy wywołały wilczy uśmiech na twarzy Dagona, ale on sam już się nie odezwał. Złodziejka nie mogła się chyba bardziej pogrążać w konszachty z diabłem, czy czyniła to świadomie czy też nie.
Bies odpowiedział dopiero na pytanie zadane o obraz, wcześniej kiwając głową z aprobatą.
        - Magiczny portret - zamruczał tonem, który sugerował wstęp do opowieści. Bajer rozsiadł się wygodniej, bawiąc się szklanką z ciekłym bursztynem i przemówił dopiero po chwili, jakby chciał zbudować napięcie.
        - Dziesiątki lat temu żył wyjątkowo zdolny mag. Jeśli zręcznie szukać, wiele można znaleźć o nim informacji. Wiele dziedzin mu przypisują podania. Co wydaje się najistotniejsze parał się magią życia, mając do niej wielki dar. - Diabeł zrobił niewielką przerwę na łyk whisky. Popatrzył przez chwilę w zielone oczy Kimiko i przerwał milczenie.
        - Kreomagowanie było jego drugim wielkim talentem. Jak to często bywa ze zdolnymi czarownikami i ten okazał się mieć umysł i wolę znacznie słabsze niż zdolności. Powoli wraz z rosnącą potęgą ogarniała go obsesja i lęk przed śmiercią - melodyjny i lekko szorstki głos diabła przerwała kolejna przerwa na łyk alkoholu. Jakże przyjemnie byłoby teraz zapalić cygaro. Opowieści najlepiej plotło się popijając trunki w tytoniowym dymie i wieczorami. Niestety brak cygara musiał zaakceptować a wieczór dopiero nadchodził.
        - Czarownik ów był mężczyzną i tak jak większość z nich miał jeszcze jedną poważną wadę, oczywiście poza zbyt wybujałym ego. Kobiety... - zamruczał z bezczelnym uśmiechem.
        - Miał żonę, jak większość mężczyzn w jego wieku o jego statusie. Żona mu jednak nie wystarczała. Tutaj źródła nie są zgodne. Jedni próbują możliwie wybielić maga, zrzucając winę na szpetotę czy oziębłość małżonki, zapewne próbując ułagodzić własne sumienia. Inni twierdzą, że była to iście anielska istota. Tę kwestię pozostawmy wyobraźni i własnemu osądowi, gdyż zbliżamy się do sedna tej historii. Pewnego dnia czarownik zapragnął sięgnąć po wieczne życie. Ślęczał nad starożytnymi pismami aż te podobno zaprowadziły go w czarne dziedziny magii. Po latach prac stworzył nie jeden a w swojej zachłanności trzy portrety. Zapomniał jednak o bardzo istotnym drobiazgu. - Raz jeszcze nastąpiła przerwa, podczas której Bajer poświęcił uwagę swojej szklance.
        - Żona i kochanka dowiedziały się o swoim istnieniu. Czy wiedziały wcześniej i trzy portrety stały się kroplą przelewającą puchar, czy może to właśnie trzy portrety uświadomiły niewiastom prawdę, której unikały też nie wiemy. Ich gniew jednak był wielki. Kobiety spotkały się i uknuły spisek. W jak najbardziej słusznej zemście, zamordowały maga, później potajemnie dzieląc się jego majątkiem. Obrazy tymczasem zaginęły na całe lata. Żadna z kobiet, wykazując się roztropnością, nie chciała wykorzystać przeklętego płótna.
W taki sposób powstały trzy portrety. Obraz jest zwykłym pustym materiałem, do czasu aż ujrzy twarz. Staje się wtedy portretem patrzącej weń osoby. Podobno obdarza swojego właściciela nieśmiertelnym życiem. Nie chroni jednak przed ranami, zabójstwem czy śmiertelnymi chorobami. W zamian podobno kradnie duszę - Dagon przybrał odrobinę groźniejszy ton by nadać lepszy wydźwięk ostatnim słowom. Efekt był tym bardziej udany iż wypowiadał je najprawdziwszy diabeł. Nawet jeśli zadaniem czartów nie było pozyskiwanie dusz, jak wielu mylnie sądziło.
        - Jeden z obrazów zaginął całkowicie. Podobno zniszczył go jakiś antymagiczny fanatyk. Jeden z nich rzekomo znajduje się w rękach elfów, jakby był im do czegoś potrzebny - sarknął złośliwie bies.
        - Ostatni zaś znajduje się w rękach naszego drogiego pana Whitakera. A przynajmniej on sam tak twierdzi - Dagon zakończył opowiadanie.
        - Co do wynagrodzenia masz dwie możliwości - wyszczerzył się czart. - Paser ustali wyjściową cenę malowidła i wtedy otrzymasz swoją dolę - mówił z bezczelnym wyrazem twarzy - Lub zawierzysz mojemu słowu, zaczekasz do akcji tak jak ja i dostaniesz zapłatę po sprzedaży artefaktu. Twoja decyzja - odparł ze swoistą pewnością siebie.
Nie zamierzał oszukać złodziejki, przynajmniej nie w kwestii wynagrodzenia i nie od momentu gdy uznał ją za wspólnika. Interesy polegały na kiwaniu ofiar i uczciwości wobec współpracowników. Nikt nie chciałby współdziałać z Laufeyem, gdyby ten każdego puszczał w skarpetkach, a dobry biznes polega na posiadaniu znajomości nie zaś samotnemu działaniu. Sam to sobie mógł pracować skrytobójca, a bardzo często i on potrzebował pośrednika. Wykiwania Kimiko nie musiała się obawiać. Bajer jednak ciekaw był jej odpowiedzi. Czy znów zwycięży ciekawość czy może tym razem złodziejka odpuści sobie zabawę zwijając się z tym co dają. Z nieznikającym szelmowskim uśmiechem od razu odpowiedział na drugie pytanie.
        - Znajdzie się ktoś od biżuterii, nie ma problemu - odpowiedział nonszalancko. Znał sposoby i odpowiednich ludzi by świecidełka zniknęły i rozpoczęły nowe życie z dala od poprzednich właścicieli, nawet jeżeli sam zwykle się nie trudnił akurat tą gałęzią.
        - O ja nieszczęsny - prychnął rozbawiony, odwzajemniając spojrzenie panterołaczki. Zastanawiał się przez moment co też może kluć się pod czarnymi kocimi uszkami. Jak zawsze Kimiko szybko zrobiła co miała na myśli odsłaniając kurtynę tajemnicy. Z rechotem przewrócił oczyma gdy brunetka sprawdziła gdzie podziały się rogi, oczywiście odskakując gwałtownie gdy na nie natrafiła.

        Diabeł nie oczekiwał, że dziewczyna będzie się włóczyć w poszukiwaniu czerwonych dywanów i kryształowych żyrandoli. Na koszulę zarzucił samą marynarkę i nawet zrezygnował z krawata, by nie rzucać się zbyt w oczy.
Przechylił głowę, wkładając ręce do kieszeni i przyglądając się podchodzącej złodziejce. Jeszcze dziewczyna nie pokonała połowy drogi, a już wiedział, że coś knuła. Bezczelnym uśmiechem i mruczeniem powitał wspinającą się na jego wysokość panterę. Nie oczekiwał niczego ciekawego po zachowaniu kociaka, ale był szczerze zaciekawiony co zielonooka bestia ma zamiar odpędzlować tym razem.
Kradzież kapelusz skwitował kolejnym mruknięciem. Trącił rondo by kapelusz przesunął się trochę na bakier.
        - Tak lepiej - wymruczał i wyszedł z pokoju za kocicą.
Wędrował za Kimiko klucząc wśród tłumu, od baru do baru, ale żaden nie wydawał się złodziejce właściwym. Uśmiechał się kątem ust, dając się wodzić po mieście. Kot na trzeźwo zachowywał się wcale nie wiele inaczej niż podczas nowiu. Brunetka brykała jak dziecko w lunaparku.
Wreszcie się się zdecydowała. Zszedł po schodach do przytulnie ciemnawego wnętrza gdzie wybrzmiewała rytmiczna muzyka o cięższych nutach. Melodia swoją zadziornością idealnie grała z butną złodziejką i pasowała zarówno do jej aktualnego wyglądu jak i przyczyny ich demarskiego pobytu.
        - Za piękne i niebezpieczne kobiety - wyszeptał gardłowo, trącając szkłem o szkło.
        - Czy mogę prosić o cygaro - przychylił się bliżej do dziewczyny, szepcząc jej prawie do ucha. Przez płaszcz nie widział papierośnicy skrytej w kieszeni spodni. Zdążył jednak trochę poznać Kimiko i widział jak na złodziejkę działała wygrana zdobycz. Prośbę więc była strzałem w ciemno opartym jedynie na przypuszczeniach.
Awatar użytkownika
Kimiko
Kroczący w Snach
Posty: 222
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Panterołak
Profesje: Złodziej , Rozbójnik , Łowca
Kontakt:

Post autor: Kimiko »

        Słysząc początek historii, z uśmiechem usadowiła się odpowiednio na kanapie, przysuwając do siebie podwinięte nogi i opierając się wygodnie bokiem o oparcie, na którym złożyła nawet głowę, przyglądając się Dagonowi. Wyglądała teraz zupełnie niegroźnie i niewinnie, a gdyby nie szklanka whisky w spoczywających na kolanach dłoniach, też na o wiele młodszą.
        Nie przerywała, pozwalając mężczyźnie pleść opowieść tak przyjemnym dla niej głosem, nie spuszczając z niego kocich oczu i od czasu do czasu zanurzając usta w alkoholu. Uśmiechnęła się tylko lekko, słysząc o słabości maga, którą jej skromnym zdaniem można by przypisać większości mężczyzn, w tym tu obecnemu. Jednak poza tym lekkim wygięciem warg, nawet mimiką nie rozpraszała mówiącego diabła, chociaż czujnie wyłapała istotny dla niej element historii. Obraz zapewniał długowieczność, ale nie chronił przed śmiercią od obrażeń lub chorób. Panterza krew już owszem. Czy Whitaker o tym wiedział? Mimo rosnących wątpliwości zachowała kamienny wyraz twarzy, popijając znów tę poślednią whisky, leniwym mrugnięciem powiek komentując koniec opowieści.
        Kwestia jej wynagrodzenia sprawiła, że wyprostowała już głowę zainteresowana, przygryzając wnętrze polika na widok wyszczerzonego Bajera. Żadna przedstawiona przez niego opcja nie była idealna i on o tym wiedział. Albo zgodzi się na mniejszy udział, bo oszacowany przez pasera, a ci nie tylko zawsze zaniżają nieco ceny, ale też nigdy dokładnie nie wiedzą, za ile przedmiot sprzeda się na aukcji. Różnice mogły wynosić nawet wielokrotność pierwotnej wyceny. Albo poczeka na większy kąsek, chociaż niekoniecznie pewny, bo rogatemu elegantowi ufała na tyle, na ile go widziała, jeśli nie mniej. Nie była zachłanna, ale ciekawska już owszem, dlatego skrzywiła się lekko, zdając sobie sprawę, że decyzję już podjęła.
        - Poczekam – mruknęła w końcu. – Ale lepiej dla ciebie, żeby szybko nadarzyła się okazja do sprzedaży, bo do tego czasu jesteś skazany na moje towarzystwo – zerknęła na niego podejrzliwie, ciekawa jak się odniesie do takiego zastrzeżenia. Strzeżonego Prasmok strzeże, jak to mówią. W prastarego, przerośniętego gada nie wierzyła, ale powiedzenie trafne. Jeśli się Dagon uprze, żeby jej uciec, to wystarczy przecież, że się teleportuje z obrazem i tyle gościa (i swoją dolę) widziała, była tego świadoma. Jeśli jednak rzeczywiście nie miał zamiaru jej wykiwać to musi znieść jej obecność jeszcze jakiś czas, albo na inny sposób zapewnić, że jej nie oszuka. I niech nie próbuje wykpić się jakimś świstkiem z mętną obietnicą zapłaty, bo inaczej do czasu aukcji wielki czarny kot będzie prześladował go niczym zły omen z powieści.
        Na informację, że sprzedaż jej błyskotek również nie będzie problemem, skinęła głową z zadowoleniem. W sakiewce jeszcze jej brzęczały monety, ale nie dało się ukryć, że wizja zarobku i te kilka dni spędzone w mieście nieco nadszarpnęły jej budżet. Zwłaszcza to cygaro dla Dagona, drogie dziadostwo, ale chciała sprawić mu przyjemność, a przecież i tak za większość rzeczy tutaj on płaci. Niby taka była umowa, ale nawet złodziejka ma swój honor, więc się nie zawahała przed sprawieniem mu prezentu. Uśmiechem odpowiedziała na jego rechot, gdy z ciekawością sięgnęła rogów, nawet za swoją ciekawość nie przepraszając, bo Laufey chyba się już przyzwyczaił.
        Gdy wyszła z sypialni mężczyzna był już gotowy, a ona kolejny raz przetestowała jego cierpliwość podbierając kapelusz. I znów została obdarowana tylko uśmiechem, miast reprymendy, więc z zadowoleniem i nowym nakryciem głowy opuściła pokój.

        W barze zdjęła kapelusz i odłożyła go na blat, strzygąc uwolnionymi spod włosów uszami. Płaszcz wisiał za nią niemal do ziemi, ukrywając długi czarny ogon, oplatający barowy stołek. Słysząc toast Laufeya, panterołaczka rzuciła mu przeciągłe spojrzenie. Chyba mu się towarzystwo z panami od pokera pomyliło, bo Kimiko na nic były "piękne i niebezpieczne kobiety". Nic jednak nie powiedziała, postanawiając jedynie, że następny toast wznosi ona, a po krótkim brzdęknięciu szkła wychyliła swój kieliszek, odtwarzając znajomy rytuał. Odkładając skórkę po limonce nachyliła się odruchowo do pochylającego się w jej stronę Dagona, by w panującym tu gwarze usłyszeć co mówi. Kocia anatomia sprawiała, że szeptanie dziewczynie do ucha odbywało się nie przy jej twarzy, a bliżej czubka głowy, dostrzeżenie więc wesołego grymasu dziewczyny nie było oczywiste. Ta jednak zaraz podniosła spojrzenie na swojego towarzysza, ukazując też wyszczerzone w uśmiechu kiełki.
        - Jestem w stanie się do tego przyzwyczaić – żartobliwie skomentowała prośbę, ale bez zbędnej zwłoki sięgnęła do tylnej kieszeni, unosząc się nieco na stołku, i wyjęła papierośnicę. Otworzyła ją już sprawniej niż za pierwszym razem, kierując w stronę Dagona i częstując zawartością. Później schowała swoją wygraną z powrotem i gestem zamówiła sobie jeszcze jeden kieliszek.
Dagon
Szukający Snów
Posty: 157
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Diabeł
Profesje: Inna
Kontakt:

Post autor: Dagon »

        Nawet w zupełnie nieznanym mu barze, diabeł czuł się jak u siebie. Stąpał pewnym krokiem, jednym leniwym i szerokim spojrzeniem orientując się we wnętrzu. Wszystkie bary z jednakowej kategorii były do siebie podobne. Ten również nie odbiegał od swojej grupy. Próżno było szukać w nim szlachcica czy choćby zamożniejszego kupca. Jeśli zaś jakiś nieroztropnie zapuścił się w podobne okolice to zwykle uciekał wystraszony specyficzną muzyką i ciężką atmosferą lub mając mniej szczęścia czyli rozumu by się ulotnić, budził się bez swojej sakiewki gdzieś pod stołem. Miejsca takie przyciągały cały wachlarz indywiduów nawykłych do prawdziwego życia.
Wywrotowców i artystyczną bohemę, ale nie wydelikatniałych malarzy wprost z magnackich dworów, tworzących portrety ku chwale swoich mecenasów. Byli to ludzie podobni muzykom grającym tego wieczora. Chodzili własnymi ścieżkami niejednokrotnie tworząc nowe trendy często nieakceptowane przez większość społeczeństwa a nawet twórców. Różnorodnych grajków i zespoły, które oceniając po tym dziś ubarwiających klimat tawerny, za zgodą właściciela mogły próbować swoich sił na scenie. Nie brakowało wszelakich podróżników szukających ciekawego miejsca do odpoczynku czy rozrywki, które znajdowało się poza podziałami politycznymi i społecznymi. Oraz oczywiście pewną grupę rzezimieszków, nie typowych bandytów i zakapiorów mordujących ludzi w zaułkach, ale też nie "Szanowanych obywateli". Jednym słowem diabeł uznał wybrany bar za całkiem przyjemne miejsce.
W krok za Kimiko podążył bezpośrednio do baru i zajął miejsce na krześle obok niej. Również jak zmiennokształtna usiadł bokiem, łokieć opierając o kontuar w rękę biorąc napełnioną szklankę. Upił łyk alkoholu i wyszczerzył się w kierunku złodziejki.
        - Pijemy twoje zdrowie a toast chyba nie przypadł ci do gustu - zagadnął bies, widząc brak większej reakcji na toast.
Uśmiechnął się również gdy pantera wyciągała papierośnicę. Nie pomylił się, zabrała zdobycz ze sobą.
        - Ja chyba nie - odgryzł się wesoło diabeł, zapalając cygaro.
Bar dopiero się wypełniał. Jak na razie wciąż były w nim puste stoliki i miejsca przy barze. Podrygujących na parkiecie również nie było aż tak wielu i wciąż między nimi były wolne przestrzenie. Wystarczyło jednak przyjrzeć się zużytym meblom i podłodze by szybko zweryfikować ewentualne poglądy, że było to standardowe obłożenie. Zespół grał już w pełni, ale goście dopiero napływali wraz z coraz późniejszą porą. Nikt nie imprezował za dnia dlatego Kimiko z Dagonem byli jednymi z pierwszych gości.
Na pierwszy rzut oka siedział zupełnie zrelaksowany i rozluźniony. Czart był jednak czujniejszy niż można by oceniać. Lubił podobne miejsca, przecież to był jego świat, tym bardziej więc był świadom na co należało zwrócić większą uwagę. Może nie groził mu nóż pod żebrami, przynajmniej nie w barze, bo na bruku gdzieś w zaułku, gdy wszyscy będą zaprawieni zbyt dużą ilością alkoholu, gdy nadejdzie pełnoprawna noc wypuszczając na ulicę łowców, to była odrębna historia, którą zajmie się, gdy opuszczą lokal. Potencjalna próba uwolnienia go spod ciężaru zbyt wielu monet już jak najbardziej wchodziła w rachubę. Diabeł wiedział jak wyglądał. Mimo bardziej swobodnego ubioru, co przecież wliczało raptem rezygnację z kamizelki i krawata, drogi garnitur aż prosił o większą uwagę. Dlatego pod osłoną gęstego dymu, którego tak mu brakowało, Bajer mógł niepostrzeżenie przyglądać się zarówno obecnym gościom jak i tym przybywającym. Siedział tak by mieć oko na wejście, za plecami zostały raptem dwa, wciąż wolne krzesła, więc bardzo nie musiał martwić się o tyły. Jedną flankę chroniła mu lada, drugą zaś obserwował kątem oka.
        - Teraz twoja kolej. Za co wypijemy? - Wziął kolejny łyk uśmiechając się w myślach. On sączył tę samą porcję drinka a dziewczyna za każdym razem wychylała kolejną tequilę. By było zabawniej, z odpornością na trucizny charakteryzującą piekielnych, jeżeli podjąć zakład, to Laufey byłby tym z mocniejszą głową, a to pantera piła więcej, przynajmniej na razie.
        Whisky miała przyjemny ziemisty smak i co pewnie zdziwiłoby złodziejkę, była lepsza niż ta w zajeździe. Marne bary i karczmy słynęły z kiepskich alkoholi. W lepszych zajazdach serwowano trunki z większych i bardziej znanych gorzelni gdyż gorszych nie strawiliby goście, ale może produkowały one przyzwoity alkohol, według diabła jak śmiesznie by to nie zabrzmiało, brakowało im duszy.
Często właśnie w mniejszych barach odstraszających bogaczy za to ceniących swoją oryginalną klientelę, takich jak ten, w którym właśnie siedzieli, można było wypić prawdziwe perełki wśród alkoholi. Pędzone w małych, lokalnych i rodzinnych firmach, miały bogaty bukiet oddający klimat regionu kryjący się zarówno w składnikach jak i drewnie. Dąb, dębowi był nierówny. Miejsce, w którym rósł wpływało na jego właściwości i drewno, a przecież to beczka w dużej mierze tworzyła unikalny smak whisky.
        Zaciągnął się dymem i kolejnym łykiem opróżnił szklankę. Połączenie idealne. Z takich powierzchownie drobnych przyjemności Bajer nie zrezygnowałby nigdy. Postawił puste szkło na wytartej i zmatowiałej ladzie gestem prosząc barmana o napełnienie szklanki. Teraz on zapłacił za drinki, gdy podszedł do nich jeden z gości.
        - Czy mogę panią porwać na parkiet? - zagadnął do Kimiko błyskając zębami w uśmiechu.
Awatar użytkownika
Kimiko
Kroczący w Snach
Posty: 222
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Panterołak
Profesje: Złodziej , Rozbójnik , Łowca
Kontakt:

Post autor: Kimiko »

        Samoocena Kimiko to była dość zabawna sprawa, chociaż nie dla niej samej oczywiście. Z jednej strony dziewczyna nie pozwalała sobie wmówić niektórych rzeczy, przekonana o własnej wartości, ale dotyczyło to chyba tylko jej umiejętności, a zwłaszcza złodziejskich. Albo nie daj losie podpuścić ją na wyścigi, to znajdzie się na czterech łapach zanim człowiek się obejrzy. Jeśli jednak chodziło o jej wygląd, charakter czy osobę jaką była ogółem… tu już zaczynały się schody. Połączenie niskiego mniemania o sobie, przez lata wyrabianego przez nieprzychylne jej osoby (które naiwnie miała za przyjaciół lub rodzinę) z zapobiegawczą podejrzliwością, wykształconą przez życie, sprawiało, że na wszelkie komplementy panterołaczka reagowała co najmniej niedowierzaniem. Te fałszywe i wciskane na siłę szybko demaskując, a te bardziej szczere lub umiejętnie dobrane, obchodząc łukiem niby otwarte wnyki.
        Bajerowe czarowanie zaś… cholernik znał się na rzeczy, a przy tym, co już o młodej złodziejce wspomniano, ta czuła się czasem jak jego worek treningowy. Chyba tylko właśnie dzięki tej podejrzliwości i zwykłym nie dawaniu wiary w słyszane zaczepki nie traciła jeszcze na swojej zuchwałości. A nawet gdy coś brzmiało prawdziwiej lub szczerzej, z przekory i przyzwyczajenia nie dawała temu wiary lub dla własnego bezpieczeństwa puszczała mimo uszu. Nie znaczyło to jednak, że na jego słowa była głucha, a oswajając się coraz bardziej z tym jego mruczeniem, coraz częściej można było ją przyłapać z opuszczoną gardą.
        - Moje… och – Kimiko początkowo tylko zdziwiona teraz zmieszała się wyraźnie, uciekając oczami przed wzrokiem Dagona, gdy wyjaśnił się podniesiony toast. Chociaż zdążyła się już przyzwyczaić do tych jego zgrabnie plecionych zaczepek, teraz była zbyt zaskoczona, by złośliwie je zripostować. Pozostało jej więc umykanie spłoszonym spojrzeniem, z zupełnie nieproszonym uśmiechem na ustach i nadzieją, że Laufey nie zorientuje się, że wcześniej po prostu trzymała fason. Temu rozdmuchanemu ego zdecydowanie nie potrzeba więcej dokładać, a i jej się ta chwila okazania słabości może odbić czkawką.
        Później chętnie spuściła głowę w poszukiwaniach papierośnicy, w międzyczasie odzyskując rezon i uśmiechając się weselej, gdy zastanawiała się, jak długo Dagon będzie miał cierpliwość prosić ją o cygara, nim się znudzi i sprawi sobie nową papierośnicę (która na pewno nie będzie taka cudowna jak ta!).
        - Na razie musisz – rzuciła tylko uszczypliwie, poczęstowała diabła tytoniem i schowała swoją własność. Sama na razie nie paliła, chociaż nie wykluczała, że z biegiem wieczoru i nocy zacznie mieć apetyt na towarzysza do alkoholu i z braku własnej fajki skusi się na cygaro.
        Zaproszona do podsunięcia kolejnego toastu nie namyślała się długo.
        - Za nasze powodzenie jutro – powiedziała ciszej, nachylając się w jego stronę, by nikt postronny nie usłyszał tych słów, nawet jeśli bez kontekstu nie brzmiały groźnie. Zaraz się wyprostowała i trąciła jego szklankę kieliszkiem, wychylając drugiego drinka.
        Słysząc obcy głos zwróciła się ku zaczepiającemu ją gościowi. Chłopak był młody i przy najlepszych chęciach nie mogłaby mu dać więcej niż dwadzieścia lat, a podejrzewała, że i tak wygląda po prostu na więcej niż ma. Co już dawało mu punkty za odwagę, skoro podszedł do niej, gdy siedziała z Laufeyem. Na głos biesowi słodzić nie będzie, ale nie dało się ukryć, że samą postawą i aurą będzie dziś niechcący odstraszał jej potencjalnych partnerów do tańca. Widząc chłopaka w lekkim stroju, niezbyt dobrym jakościowo, ale nie przetartym i znoszonym, szybko zakwalifikowała go do mieszkańców miasta, nie przypadkowego podróżnego. Rozczochrana czupryna i łobuzerski błysk w oku ostatecznie zdobyły przychylność dziewczyny.
        Uśmiechnięta spojrzała kontrolnie na Dagona, w końcu z nim przyszła i bez słowa towarzysza by nie zostawiła, ale niemal od razu wzrok zsunął jej się z jego twarzy. Bez ostrzeżenia dziewczyna miękkim ruchem pochyliła się w stronę Laufeya, prawie się o niego opierając. Dla równowagi wsparła dłoń na udzie mężczyzny i stopę na szczeblu jego stołka, drugą ręką sięgając do jego boku i w ostatniej chwili łapiąc zaskakująco silnie za nadgarstek niedoszłego złodziejaszka, który zakradłszy się za eleganta, już wsuwał palce w kieszeń diablej marynarki.
        Tradycyjne odwrócenie uwagi i atak z drugiej strony, zagrywka stara jak świat. Chłopak, który ją zagadał miał zająć ich oboje, z dziewczyną rozmawiając, a spojrzenie mężczyzny ściągając na siebie samym bezpardonowym podejściem do jego towarzyszki. W tym samym czasie inny obszedł eleganta łukiem poza polem jego widzenia, a później zakradł się bliżej od tyłu, mając zamiar gwizdnąć mu cokolwiek chyba, podczas gdy oni poświęcą uwagę pierwszemu łobuzowi. Widać było jednak, że trafiło im się dwóch młodych złodziejaszków, bo ten próbujący wpakować rękę do kieszeni Dagona wybrał sobie tą zewnętrzną, najbliżej niego i najłatwiej dostępną, w której właśnie z tego samego powodu prawdopodobnie nic nie było. Poza tym huncwot mógł mieć nie więcej niż kilkanaście lat.
        - Dzieciaki – mruknęła pod nosem i przytrzymała chwilę szamoczącą się w uchwycie dłoń chłopaczka, a gdy jego oczy zrobiły się wystarczająco wielkie z przerażenia, puściła szczupły nadgarstek i z tłumionym rozbawieniem popukała się w czoło. Młody umknął wówczas tak szybko, że tyle go widziała, jak zniknął między gośćmi w barze, którzy chyba nawet nie zorientowali się co miało właśnie miejsce. Chłopak, który wcześniej „prosił ją do tańca”, doszedł najwyraźniej do takiego samego wniosku, bo starając się utrzymać ten stan wycofał się spokojniejszym krokiem, jakby zwyczajnie opuszczał lokal, chociaż nie spuszczał wielkich oczu z Laufeya.
        Dopiero wtedy Kimiko zorientowała się, że wciąż opiera się na Dagonie będąc zdecydowanie zbyt blisko niego, więc wycofała się zaraz z powrotem na swój stołek. Nagłe ciepło zrzuciła już jednak na drinki, które uczynny barman postanowił uzupełniać jej po każdym opróżnieniu kieliszka i jeśli chciała zrobić sobie przerwę, to musiała zostawić alkohol nietknięty na jakiś czas. Delikatnym wzruszeniem ramion zsunęła z nich płaszcz, ściągając go zupełnie i odwieszając na oparcie stołka. Uwolniony czarny ogon smagnął powietrze, przyciągając kilka spojrzeń.
        - Kusisz – uśmiechnęła się lekko do Bajera w komentarzu na nieudaną kradzież. – Też tak zaczynałam – dodała rozbawiona, tłumacząc też swoją spolegliwość dla takiego zachowania w tej sytuacji.
        Ona właściwie była jeszcze młodsza, gdy pierwszy raz próbowała gwizdnąć coś więcej niż jabłko na targowisku. Czasem jej się powodziło, czasem nie, ale udało jej się umknąć, a czasem prano jej skórę, więc skromnym zdaniem panterołaczki tych dwóch miało niebywałe szczęście. A sądząc po początkowo wystraszonych minach może nawet się czegoś nauczyli. Na przykład by nie okradać innych złodziei lub ich towarzyszy.
Dagon
Szukający Snów
Posty: 157
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Diabeł
Profesje: Inna
Kontakt:

Post autor: Dagon »

        Dagon otrzymał swoją brakującą reakcję gdy tylko skończył pytać o toast. Złodziejka mu się zająknęła i umknęła spojrzeniem wszędzie tylko byle dalej od jego oczu. Czart przez chwilę próbował podłapać jej oczy, ale nadaremno.
Gdy już myślał, że złodziejka się w pełni oswoiła, ona nagle reagowała jak na początku znajomości, powodując czarcie rozbawienie. Zwykle diabeł pogrywał z Kimiko tak jak zwykł czynić z innymi kobietami, typowo dla własnej i czystej przyjemności. Efekty bywały dość przewidywalne w przypadku większości niewiast, z panterą trochę mniej, ale wszystkie nieodmiennie dostarczały biesowi tej czy innej rozrywki.
Tym razem poza wywołaną wesołością jeszcze inna myśl zajęła uwagę Dagona -co będzie jutro. Oczywiście odczuwał pewnego rodzaju satysfakcję gdy pewna siebie i butna złodziejka plątała się i peszyła, ale na balu będzie musiała się pilnować. Chociaż z drugiej strony takie spuszczanie wzroku działało nie gorzej niż pewność siebie, przyciągało uwagę do brunetki, a przecież na to właśnie liczył. Póki dziewczyna była w stanie wykorzystać ją na swoją korzyść i nie stracić głowy, będzie dobrze.
        Wyszczerzył się szelmowsko, gdy tylko złodziejka odbiła sobie chwilową słabość drażniąc się z nim. "Musiał", jeszcze czego. On nic nie musiał. Co czynił, robił to z własnej nieprzymuszonej woli. Bawił się chwilą nawet powierzchownie tak niekorzystną dla niego. Bezczelna mina Bajera dość dobrze odzwierciedlała jego przemyślenia, podczas gdy piekielnik odezwał się znanym dobrze, uwodzicielskim tonem.
        - Dziękuję. - W podzięce próżno było szukać układności. Brzmienie słów pasowało do facjaty rogatego.

        Skinął głową z aprobatą, stukając się szklanką z panterołaczką i wypił whisky. Może nie wierzył w szczęście, ale toast za powodzenie kradzieży nie mógł zaszkodzić, co najwyżej pomóc. Beztroskie chwile przerwał jeden z gości.
Słysząc głos zaczepiający mu kota, Bajer zerknął pobłażliwie znad szklanki. Nie zamierzał być psem ogrodnika, a przynajmniej nie dzisiejszego wieczoru. Niech się pantera pobawi i wyhasa, by na balu była grzeczna. Najwyraźniej wzrok diabła podziałał trochę inaczej bo chociaż zapraszający, jakaś wątła chłopaczyna mimo uśmiechu zatrzymała się w półkroku, jakby diabeł miał się na niego rzucić. Bez przesady - nie wdawał się w bójki o kobiety, nie musiał. Co prawda rozważał zrobienie maleńkiego wyjątku dla Jarvisa, ale to wciąż nie dlatego by zatrzymać złodziejkę przy sobie, a zwyczajnie dla satysfakcji utarcia nosa paniczykowi, który trochę bezpodstawnie wierzył w swoją wyższość nad piekielnikiem. Oczywiście nie zamierzał angażować pięści, myślał o jakimś bardziej finezyjnym rozwiązaniu. Utopienie w pięknym demarskim jeziorze brzmiało znacznie lepiej.
Tak jak na początku podążył za głosem, tak tchnienie później powędrował w kierunku zerkającej na niego dziewczyny. Już miał dać do zrozumienia, że nie ma nic przeciwko jej rozrywce, gdy dziewczyna zrobiła coś całkiem niespodziewanego. Prawie wpakowała mu się na kolana. Chociaż to co zrobiła było chyba jeszcze bardziej dwuznaczne niż zwykłe przycupniecie na nodze diabła. Brunetka nie wypiła aż tak dużo, a i alkohol raczej nie działał tak piorunująco, by jej zachowanie Laufey przypisał przyswojonym promilom. Najpierw powinien dostrzegać jakieś oznaki minimalnego upojenia i rozluźnienia. Tymczasem bez żadnego ostrzeżenia Kimiko zniwelowała dzielącą ich odległość. Nie tylko pochyliła się do czarta, ale oparła stopę na poprzeczce stołka, kolanem znajdując się między nogami diabła, prawie ocierając się o jedną z nich. Do tego jeszcze złapała go za udo.
Bajer spojrzał na Kimiko z aroganckim pytaniem, ale zorientował się w czym rzecz, zerkając w ślad za oczami dziewczyny, które od początku patrzyły w dziwnym kierunku. Kątem oka zobaczył schwytanego dzieciaka. Sam również wcale nie mniej złapany niż chłopak, nie mógł się odwrócić by lepiej zobaczyć zdobycz pantery.
Właśnie się okazało, że plecy miał lepiej zabezpieczone niż przypuszczał. Zamiast łypać na przyłapanego łobuza, zerknął na drugiego z nich, wprost znad ramienia dziewczyny. Może się nieszczęścia nauczą odróżniać ofiarę od ryby większej od siebie. W pierwszej chwili nie zauważył skradającego się złodziejaszka, ale prawdopodobnie patrząc po bijącym z niego doświadczeniu, za moment zorientowałby się w czym rzecz. Głowy by drobiazgowi nie urwał, ale pewnie byłby mniej miły niż pantera.
Wystraszone oczy prawie nie pasowały do spokojnego kroku z jakim wycofywał się chłopak chwilę temu proponujący wspólną zabawę. No to sobie dziewczyna potańczyła.
        - Przecież takie moje powołanie, kusić i ściągać na złą drogę - zażartował czart, sugestywnie przyglądając się odsłoniętym ramionom dziewczyny. Tym bardziej, że przytyk można było dwuznacznie poczytać, nawet jeśli znał przyczynę nagłego zbliżenia się brunetki.
        - Ale chyba lepiej ci szło, wciąż żyjesz - zadrwił beztrosko, biorąc ponownie napełnioną szklaneczkę, o którą barman dbał z należytym zaangażowaniem, nie dopuszczając by straszyła dnem.
Upił whisky rozglądając się po sali. Gości przybyło i przybywało, gdy miejskie wieczorne życie wreszcie budziło się z dziennego letargu.
        - To może teraz zdrowie naiwnych, niech pozostaną sobą - wyszczerzył się rogaty. To właśnie dzięki nim kwitły interesy kanciarzy podobnych czartowi oraz złodziei od tych drobnych i niewiele znaczących po prawdziwych mistrzów.
Awatar użytkownika
Kimiko
Kroczący w Snach
Posty: 222
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Panterołak
Profesje: Złodziej , Rozbójnik , Łowca
Kontakt:

Post autor: Kimiko »

        Kimiko na szczęście nie zauważyła powątpiewającego spojrzenia rzuconego w jej stronę, bo tylko speszyłaby się nagłym zbliżeniem i przedwcześnie puściłaby dzieciaka, a przecież w tamtym momencie było to dla niej naturalne, Bajer stanowił chwilowo zwykłe wsparcie dla utrzymania równowagi. Dopiero później zreflektowała się w swojej poufałej pozycji i odchrząkując wycofała na swój stołek.
        Intuicyjnie wyczuła spojrzenie Dagona, które nawet nie musnęło, a przepływało powoli po jej odsłoniętych teraz ramionach, ale nie skomentowała tego, podobnie jak przemilczała diabli przytyk co do sprowadzania na złą drogę. Ona nie czuła się w żaden sposób pokrzywdzona, z prawem na bakier była od zawsze i większy rozmach jej nie przeszkadzał, a wręcz przeciwnie – otwierał nowe możliwości, które zawsze kusiły, jednocześnie pozostając wyraźnie poza zasięgiem zwykłej bandytki.
        - Zdecydowanie lepiej mi szło – prychnęła, nie odpuszczając już bezczelnej drwiny i spoglądając na mężczyznę z ukosa. – Ale ja też nie porywałam się z motyką na słońce. Zuchwałość cechuje każdego złodzieja, bez niej nie stawiałby sobie wyzwań, ale trzeba wiedzieć, kiedy nie ulegać apetytom na więcej niż jest się w stanie zdobyć – mruknęła, wzruszając lekko ramionami.
        Odruchowo pomyślała, czy sama odważyłaby się okraść Laufeya, gdyby spotkała go gdzieś przypadkiem i szybko doszła do wniosku, że musiałaby być albo bardzo pijana, albo podczas nowiu, bo od faceta wiało grozą na staję. Chociaż gdyby nieopatrznie zostawił gdzieś tą swoją cudną papierośnicę… mogła by się nie powstrzymać.
        Na kolejny toast uśmiechnęła się tylko kącikiem ust, wnosząc kieliszek. „Póki się do nich dla ciebie nie zaliczam”, uzupełniła w duchu i wychyliła drinka, odstawiając szkło do góry dnem na blacie, by barmana nie pokusiło o dolewkę pod jej nieobecność.
        - Dobra, partnera sobie sama spłoszyłam, ale potańczyć zamierzam. Jak się stęsknisz to będę na parkiecie. – Uśmiechnęła się do Dagona i zsunęła ze stołka, na którym zostawiła płaszcz, bo wiedziała, że na niego się nikt nie pokusi, a po chwili wtopiła w tłum gości.

        Przemykała w stronę parkietu, teraz obejmując już ogon dłońmi przed sobą, gdy już po kilku krokach jakiś natręt trącił bujającą się za nią czarną sierść z głupią ciekawością. Nie zatrzymując się tylko fuknęła z niezadowoleniem na rozbawionego mężczyznę i w podskokach już niemal wpadła na parkiet.
        Zespół zdawał się tańczyć na równi z gośćmi. Siedzący przy bongosach mroczny elf unosił się już nieznacznie na ugiętych nogach, a rozczapierzone palce jego dłoni uderzały w napiętą koźlą skórę z taką lekkością i prędkością, że przypominały biegające po membranie pająki. Z przymkniętymi oczami i pochyloną głową dopasowywał się do wygrywanego przez siebie rytmu, a długie srebrne włosy podskakiwały chaotycznie wokół jego twarzy i opadały aż na poruszające się wciąż dłonie. Jego towarzysz natomiast prawie skakał wokół swojego instrumentu. Dorównujący mu wzrostem drewniany korpus o kobiecych wręcz kształtach opierał się na ziemi na smukłej metalowej nóżce, a wzdłuż przecinały go długie struny, które elf szarpał z pasją, wydobywając przyjemnie niskie tony. Urzeczony własną melodią mężczyzna nawet nie spoglądał na dłonie, albo przymykając oczy, albo tocząc radosnym spojrzeniem po tańczących. Przytupywał do rytmu wygrywanego przez mrocznego elfa, a w ferworze muzyki potrafił nawet obrócić kilkukrotnie instrumentem, który wirował chwilę wokół własnej osi, nim zatrzymał się gwałtownie, a elf wracał do szarpania strun ku uciesze tańczących. Grupę artystów zamykała elfka o równie srebrzystych jak jej towarzysz włosach, jednak wyjątkowo bladej skórze, przy której jej niezwykle jasne oczy sprawiały wrażenie martwych lub ślepych. Nieczęsto jednak można było dostrzec bladoniebieskie tęczówki, gdyż niemal stale przysłaniały je powieki, gdy dziewczyna z pasją wygrywała szybszy rytm na długim flecie. Przyzwyczajoną do wysokich tonów tego instrumentu Kimiko zaskoczyła stonowana barwa dźwięków, ale była to przyjemna odmiana i idealnie komponowała się z całością wygrywanej muzyki.
        Nieograniczana sztywnymi krokami, natrętnymi spojrzeniami i wąską suknią, brunetka pląsała wdzięcznie między tańczącymi, zupełnie nie przejmując się otoczeniem. Ogon pomykał za nią w tańcu, swobodnie przedłużając każdy ruch dziewczyny i tylko czasem przytulał się bliżej jej ciała, gdy kogoś niechcący trącił. Kimiko ledwo postawiła kilka kroków na parkiecie, a już porwały ją do tańca jakieś męskie dłonie. Rzuciła krótkim spojrzeniem na swojego partnera, ale wyglądał sympatycznie i nienachalnie, więc dała się porwać w tany. Cieszyła się, że na chwilę może przestać się pilnować (pod względem etykiety oczywiście, wciąż była bowiem naturalnie czujna) i po prostu dobrze bawić, a taniec, chociaż bardziej kręcony i bujany niż standardowe karczemne skoczne przygrywki, był satysfakcjonującą alternatywą dla biegania. Gnanie na łeb, na szyję zawsze pozwalało oczyścić jej myśli, a przed balem u Whitakera taka chwila swobody jej się przyda. Dzisiaj jednak taniec jej wystarczy.
        Musi wytrzymać jeszcze tylko do jutrzejszego balu, który prawdopodobnie będzie jej popisowym numerem, jeśli chodzi o aktorskie zdolności. Chociaż marudziła i kręciła nosem na suknie, delikatne pantofle i uprzejme uśmiechy, od których rozdawania bolały ją policzki, potrafiła się odpowiednio zmotywować. Miała zamiar nie tylko zadowalająco odegrać swoją rolę, ale na ten jeden wieczór i noc po prostu stać się kimś innym, by wpasować się w to towarzystwo aroganckich, obrzydliwie bogatych nudziarzy z kijami w tyłkach. Ciężko byłoby znaleźć środowisko równie odległe od tego, do którego przynależała złodziejka, a jednak była pewna, że sobie poradzi.
Dagon
Szukający Snów
Posty: 157
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Diabeł
Profesje: Inna
Kontakt:

Post autor: Dagon »

        Dagon uśmiechnął się znad opróżnianej szklanki, wznosząc ją w cichym toaście.
        - Baw się dobrze - odparł nie paląc się do pójścia w ślady pantery. W klubach Bajer czuł się jak u siebie, ale na parkiet nie wychodził o ile nie musiał, czyli nie miał w tym interesu. W chwili obecnej nie widział powodów, dla których miałby podejmować podobną aktywność. Podrygiwanie w takt muzyki tak samo jak bieganie, samo w sobie nie stanowiło dla czarta rozrywki. Patrzenie na poruszającą się z gracją panterę, to było coś zupełnie innego.
Rozsiadł się wygodniej, plecy opierając o bar, dzięki czemu wiedział co działo się wokół i jednocześnie mógł pocieszyć oczy. Leniwym wzrokiem odprowadził ginącą w tłumie towarzyszkę. Złodziejka nie umywała się do kobiet bardziej obytych w towarzystwie, a mimo to one nie mogłyby gracją równać się z nią. W Kimiko było coś nieuchwytnego w każdym kroku przybliżającego dziewczynę do drapieżnego kota, w którego się przemieniała. Naturalny wdzięk, którego nie można było się nauczyć. Dziewczyna siebie nie doceniała. Chociaż Bajer lubił mydlić oczy komplementami, tutaj nie musiał silić się na kreatywność. Ani razu nie kłamał chwaląc panterze zalety, trochę teatralizował dla lepszego efektu, ale postrzegał panterołaczkę inaczej niż ona siebie. Widział ją w znacznie korzystniejszym świetle. Przy odrobinie pracy mogła stać się prawdziwym diamentem i śmiertelnie niebezpieczną bronią.
        Rozejrzał się po coraz barwniejszym tłumie, wesoło bawiącym się w takt muzyki. Dzisiejszego wieczora nie widział na parkiecie równie interesującej panny. Widząc jak zaczepiona dziewczyna zaczęło chronić ogon przed cudzym dotykiem, uśmiechnął się pod nosem. To dopiero była niewygoda. Sam chętnie drażnił złodziejkę w ten sposób. Chyba nie był zbyt oryginalny ani pomysłowy.
Tańcząca dziewczyna szybko przyciągnęła partnera do tańca. Niedługo później dołączył się drugi. Mężczyźni najwyraźniej postanowili "podzielić się" pląsającą brunetką, gdyż pierwszy z nich, w pewnym momencie posłał Kimiko w szereg obrotów, które zakończyły się w objęciach drugiego z nich.
        Dagon bez większego poruszenia przyglądał parkietowi. Poza panterą, nie było nikogo ciekawego by zawiesić oko. Zapowiadał się raczej monotonny wieczór. Piekielnikowi nie pozostawało wiele opcji. Mógł siedzieć i pić dalej obserwując gości lub też uznać, że znudził się siedzeniem albo jak wolała to określić Kimiko, że się za nią stęsknił i dołączyć do tańczących. Poprosił barmana o kolejną whisky.

        Brał kolejny łyk napoju bez większego zaangażowania przyglądając się sali, gdy kątem oka dostrzegł zmierzającą w jego kierunku osobę. Nieznajoma bez słowa przysiadła się na stołku sąsiadującym z diabłem.
Kobieta była szczupła i względnie wysoka, ale to co najbardziej przyciągało uwagę to był jej wygląd. Włosy w kolorze przydymionego mosiądzu miała spięte we dość skromny kok z luźnymi kosmkami spływającymi przed uszami. Fryzura od pierwszego spojrzenia wyraźnie kontrastowała z ciemnym garniturem. Tak, garniturem. Kontrast nie wynikał tylko z dwóch odbijających się od siebie barw, ale wpływały na niego dwie całkiem różne stylistyki. Do raczej nieekstrawaganckiego uczesania, kobieta nie była odziana w suknię. Nie były to też ubrania podróżnika, którym łatwo wybaczano męskie naleciałości. Ta osóbka miała na sobie najprawdziwszy trzyczęściowy garnitur. Projekt typowo męski, ale idealnie skrojony na jej sylwetkę.
        - Mam oczekiwać kłopotów? - zagaiła zupełnie swobodnie, siadając nie mniej nonszalancko od diabła. Najwyraźniej nie czuła się zobligowana do przedstawienia się, czy choćby krótkiego powitania poprzedzającego pytanie. Jedną nogę oparła na poprzeczce stołka i machnęła rękę na barmana. Ten bez zwłoki nalał kobiecie whisky.
        - Nie wiem skąd te przypuszczenia - diabeł odparł całkiem niewinnie, śladem nieznajomej podając swoją szklankę do uzupełnienia. Bez skrępowania obdarzył przybyłą dłuższym spojrzeniem, w zamian otrzymując dokładnie to samo. Wnioski nasuwały się same. Właśnie miał przyjemność poznać właścicielkę lokalu.
        - Przeczucie - odbiła pytanie równie zdawkową odpowiedzią, na chwilę spuszczając czarta z oczu by rozejrzeć się po sali.
        - Zupełnie bezpodstawne. - Dagon uśmiechnął się słodko. - Jestem potulny jak owieczka i zupełnie nieszkodliwy.
Kobieta prychnęła znad rantu szkła. Nie urodziła się wczoraj. Nawet gdyby nie potrafiła czytać aur, mężczyzna kojarzył się z kłopotami. Może świętych nie uświadczyło się w tej karczmie, ale grubszych bandytów również i kobieta wolała by tak pozostało. Niestety aury czytać umiała, a ta tylko utwierdzała niewiastę w jej "przeczuciu".
        - Co w takim razie sprowadza tak potulna owieczkę do mojego przybytku? - zadała kolejne pytanie, znów całą uwagę poświęcając diabłu.
        - Czy musi to być coś konkretnego? - Dagon jak zwykle odpowiedział, nie odpowiadając nic konkretnego.
        - Chcę wiedzieć czym mój lokal zasłużył sobie na odwiedziny - kontynuowała kobieta, nie dając za wygraną.
        - Rozrywka, nic więcej - odezwał się, obdarowując nieznajomą kolejnym czarującym uśmiechem. Czyżby zamierzała go wyrzucić gdyby nie spodobała jej się odpowiedź... Nie wyglądała na zupełnego nowicjusza, skąd więc podobne asekuranctwo? Towarzystwo, które zgromadziło się w karczmie było co najmniej barwne i jeden Laufey nie powinien wzbudzać aż takiej sensacji. Fakt faktem, że piekielnicy raczej wywoływali burzliwe emocje, ale żeby zaraz właściciel sam się fatygował. Chyba, że rozniosło się jakoby był w Demarze i lokalni przedsiębiorcy starali się upewnić czy aby nie powinni o czymś wiedzieć.
Awatar użytkownika
Kimiko
Kroczący w Snach
Posty: 222
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Panterołak
Profesje: Złodziej , Rozbójnik , Łowca
Kontakt:

Post autor: Kimiko »

        Dla Kimiko świat na moment ograniczył się do rytmu wybijanego na bębnach, który idealnie pasował do kocich kroków, dźwięcznych szarpnięć za struny, kojarzących się ze smagnięciem powietrza czarnym ogonem i kołyszącej kobiecymi biodrami głównej melodii fletu. Dziewczyna trafiła też na chętnego do tańca partnera, a jak się po chwili okazało, dwóch właściwie, gdy wyprowadzona w szereg obrotów ze śmiechem wpadła w czyjeś ramiona. Mężczyźni znali się wcześniej, sądząc po tym, jak się do siebie zwracali, ale na rozmowy i tak nie było sposobności. Jeśli nie zagłuszała ich bliskość muzyki, robił to tańczący wokół tłum, więc pozostawało się jedynie dostosować.
        Złodziejka spędzała czas tym lepiej, że mimo dwóch mężczyzn u boku nie musiała znosić niczyich zaczepek. Parkiet był miejscem do tańca, więc wszelkie próby nieudanego podrywu były raczej wyjątkami, a natrętów szybko przeganiano, by nie psuli innym zabawy. To bar stanowił ryzykowne miejsce dla samotnych kobiet, gdyż nawet jeśli szukały tylko własnego towarzystwa zaprawionego kilkoma drinkami, musiały się liczyć z mnogością zaczepek przez cały wieczór. Kimiko zerknęła przelotnie w tamtą stronę, a łapiąc spojrzenie Bajera uśmiechnęła się i pomachała mu, jak pierwszego wieczoru w Jaskini, później znów uciekając w tany.
        Hipnotyzująca melodia z jednoczesnymi ostrzejszymi wydźwiękami wywoływał specyficzny klimat bliskości, któremu ulegała nawet stroniąca zazwyczaj od takiego bezpośredniego kontaktu brunetka. Taniec rządził się bowiem własnymi prawami i usprawiedliwiał tak ścisłe objęcia, w których ciała ocierały się o siebie, a nogi przeplatały podczas kolejnych kroków. Rozluźniona, nie przytłaczana sztywnymi zespołami ruchów przewidzianych dla danego tańca i w przyjemnie znajomym środowisku Kimiko mogła więc beztrosko poddać się rozrywce i nie przejmować zupełnie niczym.
        Ocknęła się dopiero po jakimś czasie, gdy zespół zrobił sobie krótką przerwę, wymuszając takową również u gości lokalu, a ci skrzętnie wykorzystywali to, by uzupełnić płyny. Roześmiana brunetka dygnięciem podziękowała swoim towarzyszom za wspólnie spędzony taniec, mając zamiar wrócić już do baru. Po drodze jednak jej humor miał prysnąć jak bańka mydlana.
        O ile do natrętów była przyzwyczajona na tyle, na ile musi każda młoda kobieta, to do zaczepiania jej na tle rasowym nic nie miała, dopóki ciekawość ograniczała się do pytań, a nie gestów. Dotykanie jej uszu czy ogona drażniło już tak samo, jakby ktoś trącał ludzkie ucho albo najzwyczajniej w świecie głaskał kogoś obcego po krzyżu. No tak się po prostu nie robi! Zwierzęce instynkty potrafiły zamienić to w pieszczotę, gdy kogoś polubiła, ale takie bezceremonialne obłapianie za puszyste czarne futerko było co najmniej niegrzeczne. Jednak to, czego nie tolerowała i nie znosiła nigdy i od nikogo, było ciągnięcie za ogon. Nie lubiło tego żadne zwierzę ani zmiennokształtny, podobnie jak żaden człowiek nie znosiłby szarpania za delikatne części swojego ciała. A dokładnie to ją spotkało.
        Przemykając znów z parkietu w stronę baru pozwoliła, by ogon podążał za nią swoim rytmem, bujając się w rytm kroków dziewczyny. Było to dla niej normalne. Towarzystwo w lokalu było już jednak coraz bardziej wstawione i ten sam brodaty jegomość, który wcześniej jedynie musnął przemykający koło niego ogon, gdy Kimiko szła w stronę parkietu, teraz wstał i postąpił krok za dziewczyną, łapiąc ją za ogon i ciągnąc lekko w swoją stronę. Jego intencje nie były złe, kierował się tylko wzmocnioną alkoholem ciekawością, co widać było po uśmiechu na twarzy, ten jednak szybko zniknął, gdy mężczyznę dopadły konsekwencje jego akcji.
        Pociągnięta za ogon Kimiko w momencie położyła po sobie uszy, obnażyła zęby i odwinęła się w stronę atakującego niczym wąż, próbując zmniejszyć napór na narażoną część ciała i wymykając go z natrętnych rąk. Ryk, który wydobył się z jej gardła w ogóle nie był ludzki, dziewczyna zabrzmiała jak pantera, w którą się przemieniała, a wibrujący dźwięk rozlał się wokół sprawiając, że siedzący nieopodal zrywali się z miejsc, szukając wokół siebie drapieżnego kota. Najbardziej przerażony był jednak sam prowodyr zdarzenia, który chociaż postawny, cofnął się kilka kroków, przed następującą na niego, o wiele niższą i drobniejszą, ale jednak jakoś przekonująco groźnie wyglądającą brunetką. Zwężone do pionowych kresek źrenice jadowicie zielonych oczu łypały na niego wściekle z dołu, a obnażone zęby wyróżniały się spośród standardowych dziewczęcych uśmiechów nieco przydługimi kłami. Kimiko zacisnęła pięści na koszuli mężczyzny, po czym odepchnęła go lekko, starając się opanować. Była o włos od tego, by na niego skoczyć i przycisnąć do ziemi, do czego pchał ją instynkt drzemiącego w środku drapieżnika, który aż prosił się o uwolnienie. Ani jednak wszczynanie bójki w ludzkiej postaci, ani prezentowanie swojej panterzej formy w przepełnionym już barze nie było najlepszym pomysłem.
        - Za ogon się nie ciągnie – warknęła więc tylko, obejmując swój ogon i wygładzając go dłońmi po całej długości, jakby sprawdzała, czy nic mu nie jest. Mężczyzna od razu uniósł dłonie w obronnym geście.
        - Nie chciałem… - mruknął, wciąż zbity z pantałyku i przez chwilę spoglądał na dziewczynę w milczeniu, podczas gdy postronni obserwatorzy wracali do swoich rozrywek, orientując się, że nie ma jednak co liczyć na efektowną bójkę. – Mogę postawić ci drinka? W ramach przeprosin? – odważył się opuścić ręce i poprawić zmierzwioną przez brunetkę koszulę, wciąż jednak pod jej czujnym spojrzeniem.
        - Możesz. Trzy – burknęła złodziejka, wciąż nieco urażona, ale trochę udobruchana poczuciem winy mężczyzny, który powoli odzyskiwał rezon, zbierając się nawet na ostrożny uśmiech i skinął zgodnie głową, gestem zapraszając dziewczynę w stronę baru.
        Dopiero zbliżając się do lady Kimiko dostrzegła towarzyszkę Dagona i uśmiechnęła się pod nosem. „Pani Bajerowa!”, pomyślała z rozbawieniem przyglądając się krótko ubranej w garnitur kobiecie, która zarówno z wyglądu, jak i władczego zachowania pasowała do Laufeya jak ulał, chociaż razem tworzyli też nieco groteskowy obraz w tym, dość swobodnym w swoim klimacie, lokalu. Nie przeszkadzając im jednak w rozmowie zajęła swoje miejsce, które oznaczone jej płaszczem wciąż pozostało wolne, a po drugiej stronie dosiadł się brodacz, gestem zamawiając dwa drinki. Kelner kojarzył już oboje, więc mężczyźnie podał czystą wódkę, a dziewczynie tequilę.
        - Nazywam się Keith.
        - Kimiko.
        - Jeszcze raz proszę o wybaczenie – powiedział, unosząc kieliszek, w który dziewczyna stuknęła lekko swoim szkłem.
        - Póki obiecujesz poprawę.
        - Obiecuję. – Wyszczerzył się i oboje wychylili drinki.
Dagon
Szukający Snów
Posty: 157
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Diabeł
Profesje: Inna
Kontakt:

Post autor: Dagon »

        Czart dzielił swoją leniwą uwagę pomiędzy tańczącą Kimiko a rozmówczynię. Na tę pierwszą aż chciało się patrzeć. Bajer nie lubił się powtarzać, ale połączenie dzikiego kota i kobiety było wyjątkowo udanym eksperymentem magii. Dziewczyna pląsała będąc żywym uosobieniem gracji i drapieżności. Nie tylko diabeł dochodził do takich wniosków. Nie minęło wiele czasu, a dziewczyna tańczyła nie z jednym, a z dwoma mężczyznami.
I ona wciąż twierdziła, że nie jest kokietką. By było zabawniej nie przemawiała przez nią fałszywa skromność. Urokliwa brunetka tak bardzo w siebie nie wierzyła albo była tak skrajnie nieświadoma, ale były to jej prawdziwe uczucia. Druga z dam dzisiejszego wieczoru nie budziła wielkiego zainteresowania Dagona. Przyszła by bez większej finezji poznać powód przybycia diabła, co w czarcim mniemaniu było może nawet nie tyle niegrzeczne co zdecydowanie mało zabawne. Przecież ten sam skutek, a nawet lepszy można było osiągnąć bardziej wyrafinowanymi środkami niż prosto z mostu pytając co go tu sprowadza. Na logikę, jeśli pytała o powód wizyty, przynajmniej częściowo znała reputację Dagona, skąd więc pomysł, że chociaż jedno jego słowo byłoby prawdziwe? Podobna naiwność wręcz nie pasowała do raczej profesjonalnej prezencji, nawet jeśli przebieranie się za mężczyznę a powaga, mogły być dyskusyjną kwestią.
        - Jak na typowo rozrywkowe pobudki długo się pan kręci w okolicy - kontynuowała kobieta nie przejęta rozproszoną uwagą swojego rozmówcy. Diabeł już miał na chwilę oderwać oczy od pantery by skomentować stwierdzenie wkraczające niebezpiecznie na wścibski i mało taktowny grunt, ale wtedy dostrzegł przekomiczną sytuację. Jakiś mężczyzna złapał czarny ogon panterołaczki, w osobliwych zalotach próbując przyciągnąć dziewczynę do siebie. Przecież chyba każdy wiedział, że kotów się za ogony nie ciągnie, no chyba, że chciało się oberwać pazurzastą łapą. Chociaż patrząc na faceta, najwyraźniej nie każdy był świadom owego prawa natury.
Zwierzęcy ryk jaki rozszedł się po sali, wywołał diabli chichot. To się właśnie jegomość dowiedział. Cała sala również. Wszyscy poczęli rozglądać się trwożnie szukając niebezpieczeństwa. Przybyła kobieta aż podskoczyła z wrażenia i teraz jak inni poszukiwała dzikiego kota. Tymczasem Bajer z jawnym rozbawieniem obserwował dalszy bieg zdarzeń.
Chyba tylko Kimiko, winowajca zajścia oraz oczywiście diabeł, znali prawdziwe źródło dźwięku. Czart szczerzył się jeszcze chwilę, obserwując jak dziewczyna szarpie gościa za obszewki, a później gładzi ogon z oburzeniem.
Tak jak kobieta w garniturze zamilkła gwałtownie, tak też nie wznowiła przepytywania nie widząc zainteresowania diabła. W przemyśleniach piekielnika chociaż teraz wykazała się odrobiną rozsądku.

        Spojrzenie jakim podejrzany gość obdarzył kocicę, która moment temu narobiła rabanu z niewiadomej przyczyny, uświadomiły właścicielkę lokalu, że nie dogada się z facetem. Zbywał ją półsłówkami, a teraz całkowicie ignorował wodząc oczyma za brunetką. Kobieta hojnie obdzieliła diabła kilkoma nieprzychylnymi opiniami, które chętnie przytaczała całemu męskiemu rodowi, po czym odezwała się na odchodne.
        - Życzę więc udanej zabawy. - Dopiero w tym momencie diabeł zerknął na kobietę, jakby wreszcie powiedziała coś wartościowego.
        - Dziękuję - odparł krótko, ale uśmiech jaki zaserwował kobiecie mówił więcej niż całe zdania. Dagon bezczelnie i wyraźnie wierzył, że "zabawa będzie udana". Chociaż kobieta wglądu w rogatą głowę nie miała i nie mogła wiedzieć co bies uważał w danym momencie za dobra rozrywkę, miała swoje przemyślenia. Pożegnała się zwięźle, a odchodząc miała jeszcze mniej pochlebną opinią o Laufeyu. Jeśli ktoś w tym momencie spytałby niewiastę w garniturze o jej zdanie, bez zastanowienia powiedziałaby, że opowieści o nim są znacznie przesadzone, a mężczyzna niczym nie różni się od innych bogatych facetów.

        Dagon, wreszcie wolny, nachylił głowę w stronę Kimiko kończącej toast z przywleczonym z parkietu mężczyzną, który wcześniej targnął ją za ogon. Barman w tym czasie po raz kolejny uzupełnił jego szklankę.
        - Widzę, że polowanie się udało - zagaił do panterołaczki, szczerząc się do niej bezczelnie.
        - Najpierw wystraszyłaś biedaka, a teraz naciągasz go na drinki. Naprawdę podstępna z ciebie bestia. - Palcem odgarnął długie czarne włosy z ramienia dziewczyny przypadkiem muskając odsłoniętą skórę, drażniąc się z nią i częściowo z siedzącym obok nieznajomym.
Zablokowany

Wróć do „Demara”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 1 gość