Re: Chata Pustelniczki Kerhje Uny
: Pią Sie 11, 2017 10:57 pm
Arios zdążył uskoczyć na ganek chatki w ostatniej chwili, nim zebrana w koronach drzew mżawka zleciała na ziemię z siłą małego deszczu, do którego z czasem dołączyły nowe krople, zalewając okolicę ciepłym deszczem. Wychowanie w lesie nauczyło go ignorować pogodę, ale zważywszy na okoliczności, nie zamierzał mokry łazić po domu pustelniczki, stwarzając jej dodatkowych kłopotów. Sprawa łowców nagród, jego rany oraz przybycie wilków było już chyba wystarczająco stresogenne dla młodej dziewczyny.
Zabawiany przez nią wilczek szczekał radośnie i merdał ogonem, wystawiając na pieszczoty brzuch i przestrzeń za uszami. Leśnik przyglądał się temu z uśmiechem, skrytym za maską, ale nawet na sekundę nie rozluźnił mięśni ramion. W każdej chwili był gotowy do jakiejś akcji, skoku lub szaleńczego biegu, a jeśli pojawi się w okolicy nowe zagrożenie, także do walki. Obecność watahy sprawiała jednak, że elf nie czuł się tak osamotniony, jak podczas krótkich nocy, kiedy ścigał łowców.
Na pytanie pustelniczki zareagował bez wahania, kiwając głową na potwierdzenie. Nie miał powodów, by wstydzić się swojego pochodzenia. Wszystkie wilki, zebrane przed jej chatą były dla niego bardzo ważne. Każdy z nich miał jakiś wkład w wychowanie i nauczanie Ariosa, który choć zdziczał, to dalej był bardziej ludzki niż niejeden łowca.
Kiedy jednak dziewczyna wyraziła niechęć wobec zapłaty, elf niezbyt wiedział, co począć. Zakopywanie mieszków z powrotem mijało się z celem, a pozostawienie tego na schodach również było marnym pomysłem. Złoto figurowało w całej Alarani, używali go także pustelnicy, a za leczenie Leśnik nie widział obecnie lepszej formy zapłaty. Mimo to usłuchał i zgarniając fanty, schował je pod pancerzem.
Później dziewczyna znów poczęstowała go jedzeniem, do którego elf przemógł się z wysiłkiem, odkładając maskę na bok. Spod kaptura wypłynęło kilka kosmyków jego czarnych włosów, a wyraziste rysy łagodniały jak ścierane gumką. Szybko jednak spokój przerwały mu wilcze pazurki na drewnianej podłodze. Ponad siódemka młodych próbowała wedrzeć się do środka, mimo stanowczego oporu lisa, a gdy im się to w końcu udało, rozbiegły się po kuchni, wąchając wszystko, co się nawinęło. Na to Arios nie mógł pozostać obojętnym i w mgnieniu oka delikatnie powyrzucał maluchy na dwór, gdzie czekały niecierpliwe samice. Elf wiedział, że walka z wilkiem to pestka, chyba, że ma się do czynienia ze wściekłą matką, która staje się nieobliczalna pod każdym względem. Z tego powodu mężczyzna nie chciał ryzykować.
Gdy było po wszystkim, dokończył posiłek i wsłuchał się w słowa pustelniczki, wracając do swojego ulubionego stanu, czyli z maską na twarzy. Na jej pytanie również odpowiedział pozytywnie, starając się na migi przekazać, że jak tylko przestanie padać to mogą wyruszać.
Zabawiany przez nią wilczek szczekał radośnie i merdał ogonem, wystawiając na pieszczoty brzuch i przestrzeń za uszami. Leśnik przyglądał się temu z uśmiechem, skrytym za maską, ale nawet na sekundę nie rozluźnił mięśni ramion. W każdej chwili był gotowy do jakiejś akcji, skoku lub szaleńczego biegu, a jeśli pojawi się w okolicy nowe zagrożenie, także do walki. Obecność watahy sprawiała jednak, że elf nie czuł się tak osamotniony, jak podczas krótkich nocy, kiedy ścigał łowców.
Na pytanie pustelniczki zareagował bez wahania, kiwając głową na potwierdzenie. Nie miał powodów, by wstydzić się swojego pochodzenia. Wszystkie wilki, zebrane przed jej chatą były dla niego bardzo ważne. Każdy z nich miał jakiś wkład w wychowanie i nauczanie Ariosa, który choć zdziczał, to dalej był bardziej ludzki niż niejeden łowca.
Kiedy jednak dziewczyna wyraziła niechęć wobec zapłaty, elf niezbyt wiedział, co począć. Zakopywanie mieszków z powrotem mijało się z celem, a pozostawienie tego na schodach również było marnym pomysłem. Złoto figurowało w całej Alarani, używali go także pustelnicy, a za leczenie Leśnik nie widział obecnie lepszej formy zapłaty. Mimo to usłuchał i zgarniając fanty, schował je pod pancerzem.
Później dziewczyna znów poczęstowała go jedzeniem, do którego elf przemógł się z wysiłkiem, odkładając maskę na bok. Spod kaptura wypłynęło kilka kosmyków jego czarnych włosów, a wyraziste rysy łagodniały jak ścierane gumką. Szybko jednak spokój przerwały mu wilcze pazurki na drewnianej podłodze. Ponad siódemka młodych próbowała wedrzeć się do środka, mimo stanowczego oporu lisa, a gdy im się to w końcu udało, rozbiegły się po kuchni, wąchając wszystko, co się nawinęło. Na to Arios nie mógł pozostać obojętnym i w mgnieniu oka delikatnie powyrzucał maluchy na dwór, gdzie czekały niecierpliwe samice. Elf wiedział, że walka z wilkiem to pestka, chyba, że ma się do czynienia ze wściekłą matką, która staje się nieobliczalna pod każdym względem. Z tego powodu mężczyzna nie chciał ryzykować.
Gdy było po wszystkim, dokończył posiłek i wsłuchał się w słowa pustelniczki, wracając do swojego ulubionego stanu, czyli z maską na twarzy. Na jej pytanie również odpowiedział pozytywnie, starając się na migi przekazać, że jak tylko przestanie padać to mogą wyruszać.