[Ulice miasta] Powrót z wyprawy
: Nie Lut 19, 2017 11:36 pm
Wraz z nastaniem południa, Lea znalazła się ponownie w Rododendronii.
Powrót z ostatniej ekspedycji na północ, był w pewnej mierze wycieńczający z powodu zaistniałych złych warunków pogodowych. Na szczęście jednak, prawie dwutygodniowa podróż odbyła się beż żadnych strat wśród uczestników. Była to już przynajmniej dziesiąta wyprawa Lei w kierunku północy, a w każdej z nich dołączała do wcześniej uformowanej drużyny jednego z tutejszych szlachciców, którego zdołała już w miarę dobrze poznać, przez co była w stanie mu przynajmniej trochę zaufać. Rozstała się z resztą towarzyszy, po wspólnym dobiciu do bram miasta, wcześniej odbierając swoje wynagrodzenie, aby po chwili odejść bez słowa. Lea była bardzo oschła i mało komunikatywna w kontaktach międzyludzkich, co każdy mógł zaobserwować po krótkim czasie spędzonym blisko dziewczyny. Niektórzy uważali to za zaletę z racji, że parała się wojaczką, co w pewnym sensie, czyniło z niej dobrego, mało gadatliwego żołnierza. Zupełnie innego zdania był natomiast owy rozgadany szlachcic i główny dowódca wyprawy w jednym. Z jednej strony był dla niej uciążliwy, z powodu swojej gadatliwości. Z drugiej natomiast, bardzo go podziwiała. Był dla niej wzorem dowódcy doskonałego, kimś za kim można byłoby bez wahania pójść w bój. O ile nie była w stanie poznać zbyt wielu dowódców, tak z pewnością była w stanie porównać osiągi owego szlachcica z resztą... Cały czas słyszy się w murach Rododendronii, o olbrzymich stratach i błędach, a także o bezustannych klęskach w wyprawach na północ. Całkowite przeciwieństwo stanowił właśnie ten szlachcic, któremu udaje się wrócić za każdym razem, jednocześnie nie ponosząc żadnych strat ludzkich lub są one minimalne. Nigdy też nie spotkała się z tym, aby owy dowódca popełnił jakiś błąd logistyczny lub strategiczny. Oprócz tego, należy wspomnieć o wysokim zgraniu całej grupy oraz braku jakichkolwiek kłótni wewnątrz drużyny. Z pewnością jest to również zasługa umiejętności tego wysoko urodzonego człowieka. Można więc powiedzieć, że Lea trafiła w chodzący cud i miała olbrzymie szczęście, że to właśnie na niego trafiła podczas pierwszej w swoim życiu wyprawy.
Wracając jednak do samej Lei. Rododendronia była dla niej miastem, w którym postanowiła się zadomowić. Nie znała zbyt wielu innych miast i z pewnością nie wybrała tego miasta pod względem, aby żyło jej się najlepiej. Rododendronia miała swoje mankamenty, a widok ogromnej rzeszy mężczyzn wpatrujących się w każdy jej najmniejszy ruch, za każdym razem irytował ją do tego stopnia, że miała zamiar wyjechać z tego miasta. Głównym powodem była możliwość zarobienia w w tych rejonach na wojaczce, a to jest chyba jedyna rzecz, w której Lea jest w stanie zarabiać pieniądze, które pozwolą jej samodzielnie żyć w przynajmniej minimalnym dostatku. Drugim powodem była chęć odnalezienia pewnego człowieka, który kilka lat temu uratował jej życie. Nie była w stanie tak po prostu odejść, chciała przynajmniej poznać tego człowieka i podziękować jemu za ocalenie życia. Nie miała jednak nawet najmniejszych informacji o tej osobie, a jedyna osoba, która mogłaby coś o nim opowiedzieć, umarła ze starości. Chodzi o starego karczmarza, który wynajął pokój z polecenia wybawiciela, a w tym wypadku była to jedyna znana Lei osoba, która wiedziała kim był ów wybawiciel. Oczywiście, jest to bardzo możliwe, że nigdy nie spotka tej osoby albo ona sama już umarła, ale póki istnieje nawet błahy cień szansy, chciała próbować do skutku, aż odnajdzie ową osobę.
Po powrocie z wyprawy, myślała tylko i wyłącznie o tym, jak tu dobrze spędzić dzień i wypocząć po tej całej podróży. Niestety, na jej szczęście, a raczej jego brak, nie będzie to jej wymarzony dzień. Gdy tylko wróciła do znajomej dzielnicy, w której mieszka, zauważyła jak kilkunastu mężczyzn w młodym wieku otoczyło znajomą jej dziewczynę z niewiadomych powodów, która uczciwie pracowała w gospodzie, w której mieszka Lea. Był to wręcz idealny sposób, aby w ułamku sekundy zepsuć jej humor. Dopiero gdy zbliżyła się do nich, zauważyła jak ci próbują w biały dzień okraść dziewczynę z pieniędzy. Do bandytów, Lea nie miała żadnego poszanowania, z resztą nie ma co się dziwić, to właśnie z winy bandytów, zmarła jej młodsza siostra, ojciec, a później w wyniku odniesionych ran, również matka. Jakby na to nie patrzeć, brak poszanowania są raczej łagodnymi słowami, nie oddającymi dokładnie tego, w jaki sposób traktowała takich ludzi. Była to więc idealna okazja, aby w miarę grzecznie, skopać im tyłki.
- Z drogi, śmiecie. - Zawołała, po czym z łatwością odepchnęła na boki dwóch, niczego nie spodziewających się mężczyzn, przewracając ich, a jednocześnie przerywając zbójeckie koło. Następnie złapała dziewczynę za rękę, wydostała ją ze środka zainteresowania, aby mogła odejść od całego zdarzenia.
Po krótkiej chwili, cała reszta bandytów skierowała swoją uwagę w jej stronę. Lea nie miała jednak najmniejszej ochoty pojedynkować się z nimi, czy nawet rozmawiać z takimi gburami, jednak od samego początku dobrze wiedziała, że tak nie skończy się to całe zajście.
- Wracam z północy, jestem głodna i zmęczona. Tłukłam potwory przez kilka dni... A wy właśnie psujecie mi mój wspaniały dzień powrotu. Coś do dodania? - zapytała.
Dwóch mężczyzn wstało z ziemi, a jeden z nich krzyknął w jej stronę.
- Ty... suko! - Zaczął wrzeszczeć w jej stronę.
Reakcja Lei była natychmiastowa, owy facet z pewnością był zbyt blisko niej i to był jego główny błąd. Dziewczyna błyskawicznie się przestawiła i szybkim, niezauważalnym dla przeciwnika kopniakiem z stalowego płytowego buta, uderzyła w jego twarz. Bandyta upadł momentalnie, a od teraz z jego krzywego złamanego nosa rozbryzgała się krew na całe jego ubranie oraz chodnik, na którym teraz leżał. Zaraz po tym, ten sam osobnik wypluł coś na ziemię, a były to dwa zęby oraz ślina połączona z krwią.
- "Może... Trochę za mocno?" - Pomyślała Lea, wracając do pierwotnej, przygotowanej do walki postawy.
Na próżno jednak martwiła się o to. Siedemnastu bandytów w ułamku sekundy rzuciło się w jej stronę, a przynajmniej połowa z nich posiadała krótką broń w postaci noży, a jeden z nich miał dużą, dwuręczną siekierę. Lea była jednak zbyt dobrze przygotowana na taką możliwość. Nie miała jednak najmniejszej ochoty ich zabijać, a posiadała umiejętności na tyle wysokie, że była w stanie ich wszystkich zneutralizować, bez użycia broni ostrej. Bandyci byli jednak całkowicie nie wyszkoleni i nie wiedzieli nawet jak wprawnie posługiwać się swoją bronią. W ułamku sekundy dobyła stalową pochwę wraz z mieczem w środku i potężnym zamachem z dołu, uderzyła najbliższego mężczyznę prosto w podbródek, błyskawicznie pozbawiając go przytomności. W tym momencie niektórzy z widzów ruszyli w poszukiwaniu strażników aby pomóc dziewczynie z całą chmarą przeciwników. Lea radziła sobie jednak dobrze, bez większych problemów trzymając bezpieczny dystans a w razie konieczności wykonując prosty unik lub blokując cios mieczem schowanym w stalowej pochwie. Problematycznym okazał się bandyta z dwuręczną siekierą, który silnymi zamachami próbował trafić dziewczynę. Jej plan był prosty, nie dać się otoczyć, co przez cały czas zbóje próbowały zrobić, oraz w miarę upływu czasu oraz możliwości, powoli likwidować przeciwników tak, aby nie mogli już wstać...
Powrót z ostatniej ekspedycji na północ, był w pewnej mierze wycieńczający z powodu zaistniałych złych warunków pogodowych. Na szczęście jednak, prawie dwutygodniowa podróż odbyła się beż żadnych strat wśród uczestników. Była to już przynajmniej dziesiąta wyprawa Lei w kierunku północy, a w każdej z nich dołączała do wcześniej uformowanej drużyny jednego z tutejszych szlachciców, którego zdołała już w miarę dobrze poznać, przez co była w stanie mu przynajmniej trochę zaufać. Rozstała się z resztą towarzyszy, po wspólnym dobiciu do bram miasta, wcześniej odbierając swoje wynagrodzenie, aby po chwili odejść bez słowa. Lea była bardzo oschła i mało komunikatywna w kontaktach międzyludzkich, co każdy mógł zaobserwować po krótkim czasie spędzonym blisko dziewczyny. Niektórzy uważali to za zaletę z racji, że parała się wojaczką, co w pewnym sensie, czyniło z niej dobrego, mało gadatliwego żołnierza. Zupełnie innego zdania był natomiast owy rozgadany szlachcic i główny dowódca wyprawy w jednym. Z jednej strony był dla niej uciążliwy, z powodu swojej gadatliwości. Z drugiej natomiast, bardzo go podziwiała. Był dla niej wzorem dowódcy doskonałego, kimś za kim można byłoby bez wahania pójść w bój. O ile nie była w stanie poznać zbyt wielu dowódców, tak z pewnością była w stanie porównać osiągi owego szlachcica z resztą... Cały czas słyszy się w murach Rododendronii, o olbrzymich stratach i błędach, a także o bezustannych klęskach w wyprawach na północ. Całkowite przeciwieństwo stanowił właśnie ten szlachcic, któremu udaje się wrócić za każdym razem, jednocześnie nie ponosząc żadnych strat ludzkich lub są one minimalne. Nigdy też nie spotkała się z tym, aby owy dowódca popełnił jakiś błąd logistyczny lub strategiczny. Oprócz tego, należy wspomnieć o wysokim zgraniu całej grupy oraz braku jakichkolwiek kłótni wewnątrz drużyny. Z pewnością jest to również zasługa umiejętności tego wysoko urodzonego człowieka. Można więc powiedzieć, że Lea trafiła w chodzący cud i miała olbrzymie szczęście, że to właśnie na niego trafiła podczas pierwszej w swoim życiu wyprawy.
Wracając jednak do samej Lei. Rododendronia była dla niej miastem, w którym postanowiła się zadomowić. Nie znała zbyt wielu innych miast i z pewnością nie wybrała tego miasta pod względem, aby żyło jej się najlepiej. Rododendronia miała swoje mankamenty, a widok ogromnej rzeszy mężczyzn wpatrujących się w każdy jej najmniejszy ruch, za każdym razem irytował ją do tego stopnia, że miała zamiar wyjechać z tego miasta. Głównym powodem była możliwość zarobienia w w tych rejonach na wojaczce, a to jest chyba jedyna rzecz, w której Lea jest w stanie zarabiać pieniądze, które pozwolą jej samodzielnie żyć w przynajmniej minimalnym dostatku. Drugim powodem była chęć odnalezienia pewnego człowieka, który kilka lat temu uratował jej życie. Nie była w stanie tak po prostu odejść, chciała przynajmniej poznać tego człowieka i podziękować jemu za ocalenie życia. Nie miała jednak nawet najmniejszych informacji o tej osobie, a jedyna osoba, która mogłaby coś o nim opowiedzieć, umarła ze starości. Chodzi o starego karczmarza, który wynajął pokój z polecenia wybawiciela, a w tym wypadku była to jedyna znana Lei osoba, która wiedziała kim był ów wybawiciel. Oczywiście, jest to bardzo możliwe, że nigdy nie spotka tej osoby albo ona sama już umarła, ale póki istnieje nawet błahy cień szansy, chciała próbować do skutku, aż odnajdzie ową osobę.
Po powrocie z wyprawy, myślała tylko i wyłącznie o tym, jak tu dobrze spędzić dzień i wypocząć po tej całej podróży. Niestety, na jej szczęście, a raczej jego brak, nie będzie to jej wymarzony dzień. Gdy tylko wróciła do znajomej dzielnicy, w której mieszka, zauważyła jak kilkunastu mężczyzn w młodym wieku otoczyło znajomą jej dziewczynę z niewiadomych powodów, która uczciwie pracowała w gospodzie, w której mieszka Lea. Był to wręcz idealny sposób, aby w ułamku sekundy zepsuć jej humor. Dopiero gdy zbliżyła się do nich, zauważyła jak ci próbują w biały dzień okraść dziewczynę z pieniędzy. Do bandytów, Lea nie miała żadnego poszanowania, z resztą nie ma co się dziwić, to właśnie z winy bandytów, zmarła jej młodsza siostra, ojciec, a później w wyniku odniesionych ran, również matka. Jakby na to nie patrzeć, brak poszanowania są raczej łagodnymi słowami, nie oddającymi dokładnie tego, w jaki sposób traktowała takich ludzi. Była to więc idealna okazja, aby w miarę grzecznie, skopać im tyłki.
- Z drogi, śmiecie. - Zawołała, po czym z łatwością odepchnęła na boki dwóch, niczego nie spodziewających się mężczyzn, przewracając ich, a jednocześnie przerywając zbójeckie koło. Następnie złapała dziewczynę za rękę, wydostała ją ze środka zainteresowania, aby mogła odejść od całego zdarzenia.
Po krótkiej chwili, cała reszta bandytów skierowała swoją uwagę w jej stronę. Lea nie miała jednak najmniejszej ochoty pojedynkować się z nimi, czy nawet rozmawiać z takimi gburami, jednak od samego początku dobrze wiedziała, że tak nie skończy się to całe zajście.
- Wracam z północy, jestem głodna i zmęczona. Tłukłam potwory przez kilka dni... A wy właśnie psujecie mi mój wspaniały dzień powrotu. Coś do dodania? - zapytała.
Dwóch mężczyzn wstało z ziemi, a jeden z nich krzyknął w jej stronę.
- Ty... suko! - Zaczął wrzeszczeć w jej stronę.
Reakcja Lei była natychmiastowa, owy facet z pewnością był zbyt blisko niej i to był jego główny błąd. Dziewczyna błyskawicznie się przestawiła i szybkim, niezauważalnym dla przeciwnika kopniakiem z stalowego płytowego buta, uderzyła w jego twarz. Bandyta upadł momentalnie, a od teraz z jego krzywego złamanego nosa rozbryzgała się krew na całe jego ubranie oraz chodnik, na którym teraz leżał. Zaraz po tym, ten sam osobnik wypluł coś na ziemię, a były to dwa zęby oraz ślina połączona z krwią.
- "Może... Trochę za mocno?" - Pomyślała Lea, wracając do pierwotnej, przygotowanej do walki postawy.
Na próżno jednak martwiła się o to. Siedemnastu bandytów w ułamku sekundy rzuciło się w jej stronę, a przynajmniej połowa z nich posiadała krótką broń w postaci noży, a jeden z nich miał dużą, dwuręczną siekierę. Lea była jednak zbyt dobrze przygotowana na taką możliwość. Nie miała jednak najmniejszej ochoty ich zabijać, a posiadała umiejętności na tyle wysokie, że była w stanie ich wszystkich zneutralizować, bez użycia broni ostrej. Bandyci byli jednak całkowicie nie wyszkoleni i nie wiedzieli nawet jak wprawnie posługiwać się swoją bronią. W ułamku sekundy dobyła stalową pochwę wraz z mieczem w środku i potężnym zamachem z dołu, uderzyła najbliższego mężczyznę prosto w podbródek, błyskawicznie pozbawiając go przytomności. W tym momencie niektórzy z widzów ruszyli w poszukiwaniu strażników aby pomóc dziewczynie z całą chmarą przeciwników. Lea radziła sobie jednak dobrze, bez większych problemów trzymając bezpieczny dystans a w razie konieczności wykonując prosty unik lub blokując cios mieczem schowanym w stalowej pochwie. Problematycznym okazał się bandyta z dwuręczną siekierą, który silnymi zamachami próbował trafić dziewczynę. Jej plan był prosty, nie dać się otoczyć, co przez cały czas zbóje próbowały zrobić, oraz w miarę upływu czasu oraz możliwości, powoli likwidować przeciwników tak, aby nie mogli już wstać...