Leniwym krokiem podszedł do kurierki i brzegiem skrzydła otarłszy się o jej nogi niczym kot wzleciał w niebo z zamiarem upolowania paru ryb. Nie są one zwykle pożywieniem gryfów, jako że te zwykle żyją w górach. Jednak Dakin, od jaja wychowywany na wybrzeżu Morza Cienia, prawdopodobnie jako jedyny ze swojego gatunku opanował sztukę łowienia ryb. Nie był to zbyt efektywny sposób odżywiania, jako że niemal całą energię zdobytą ze spożycia zdobyczy zużywał na jej złapanie. Cóż, teraz znajdował się na otwartym morzu, trzeba sobie radzić. Nie oddalał się jednak zbytnio od statku, kontrolując dość często sytuację na pokładzie. Na przykład teraz Shiru rozmawiała z rannym najemnikiem. Ryba. Zero zagrożenia. Kolejna ryba. Trafiła się smaczna ławica.
- Dziękuję - odpowiedziała zaskoczona dziewczyna, przyjmując bukłak od pana E. - Czuje się pan już lepiej? Przy opatrywaniu pańskiej rany nie zdążyłam niestety nałożyć maści i bandaży, tak szybko się pan zerwał... - z rozpędu rozgadała się, zapominając, że zna tego człowieka dopiero od paru godzin. Zwykle mijało parę tygodni zanim zdołała oswoić się z nowymi znajomymi na tyle, by swobodnie rozmawiać, nie marząc o zapadnięciu się pod ziemię. Prawdopodobnie stres podczas opatrywania najemnika znacznie przyspieszył ten proces. Nie zdążywszy się jednak zdziwić własną gadatliwością, Shiru przypomniała sobie o biednym Basilu. Odruchowo zaczęła się już odwracać od pana E, by wrócić szybko pod pokład. W połowie ruchu zatrzymała się jednak niezdecydowana, nie chcąc urazić mężczyzny nagłą ucieczką. Jej rozterki wewnętrzne nie trwały jednak długo. Oto bowiem na pokład wkroczyła czarna, słaniająca się postać, która straciła równowagę sekundę po puszczeniu poręczy schodków, po których się wspięła i z hukiem wylądowała na deskach, po czym legła nieprzytomna.
- Basil?! - przeraziła się Shiru, podbiegając do rachmistrza. - Przecież kazałam ci się nie ruszać i poczekać w kajucie!