TurmaliaWilla Wiatrowa przy ulicy Bursztynowej dwadzieścia siedem

Malownicze miasto położone na środkowym wybrzeżu jadeitów. Słynące z ogromnego Białego Pałacu królowej i nietypowej architektury. W owym mieście budowle malowane są na kolory bardzo jasne, zazwyczaj białe i niebieskie. Wszelki wzory zdobnicze tutaj kojarzyć się mają z przepięknym oceanem. Rzecz jasna znajduje się tutaj ogromny port handlowy.
Kaylesec
Rasa:
Profesje:

Willa Wiatrowa przy ulicy Bursztynowej dwadzieścia siedem

Post autor: Kaylesec »

        Wędrując ulicami Turmalii, miasta tak kolorowego i przepchanego egzotycznymi społecznościami, można niekiedy dostać migreny od natłoku miasta handlowego - bo tym mniej więcej uczynił je jeden z największych portów morskich w Alaranii. Stąd wzięła się moda w mieście na zabudowane wysoko działki. Przechodząc choćby niedaleko ulicy Bursztynowej, jednak z kilku, które prowadziły prosto od bramy północno-wschodniej aż do portu, warto przypatrzeć się zbudowanym tam ogrodzeniom. Jedna z willi, pod numerem dwadzieścia siedem, jest jedną z najstarszych tego typu budowli. Bielone na przyjemny biały kolor ściany wznoszą się od ziemi na wysokość trzech i pół metra, odgradzając kilkudziesięciometrową posesję od uporczywych spojrzeń ciekawskich przechodniów. Coś, co na terenach wiejskich było raczej codziennością, tu było męczące i kłopotliwe po zaledwie dniu. Oznaczało się to także większym bezpieczeństwem, jako że nie wiadomo kogo wiatry przyniosą razem z napływającymi do miasta statkami. Wracając jednak do willi Wiatrowej - gdyż taka widniała nazwa na tabliczce przy drzwiach, będących prawdopodobnie jedynym sposobem na legalne wejście do środka, nie licząc małego okienka kuchennego z tyłu posiadłości - połowę terenu zajmował tu ogród lub mniejszy park, zależnie od punktu widzenia - który, jak wiadomo, zależy od punktu siedzenia - posiadający dwie ławki z pochylającymi się nad nimi krzewami purpurowego bzu, tworzącymi rodzaj altanki nad głowami osób przesiadujących na świeżym powietrzu. Druga natomiast część okupowana była przez dwu, a w zasadzie trzy piętrowe mieszkanie z balkonem, jako że podłoga na najniższym piętrze była lekko wkopana w ziemię. Tu też mieściły się kuchnia i jadalnia, oddzielone cienką ścianką. Można by powiedzieć, że oba pomieszczenia były urządzone bogato, jednak bez zbędnego przepychu - kuchnia była zawsze pełna jedzenia i śmiechów kucharki i służby, jadalnia natomiast wyposażona była w ogromny, długi stół, zdolny pomieścić do dwunastu osób. Na ścianach wisiały obrazy w zwykłych, drewnianych ramach, natomiast na wysokości środka stołu, pod ścianą przydrożną wkomponowany w pokój był średniej wielkości ceglany kominek, będący głównym, ale nie jedynym źródłem światła w pokoju. W dni, a także rozświetlone światłem księżycowym noce, dodatkową pomocą kominka bywały bowiem dwa szerokie, prostokątne okna, wychodzące na ganek, który z kolei prowadził ścieżką do ogródka.
        Chcąc dostać się na piętro, logicznym posunięciem wydawałoby się użycie schodków, które przyklejone do prawej ściany, patrząc z kierunku kominka, wiły się do połowy piętra, po czym zakręcały w lewo, wychodząc na podłogę piętra średniego. Tu mieściły się pokoje służby, pomieszczenia gościnne, a także samotnia przeznaczona do wiadomych celów. Niewiele było tu do zwiedzania, najrozsądniejszym krokiem jest więc skierowanie się na poddasze.
         Jest to pomieszczenie przestronne, a stawiając tu pierwszy krok od razu czuje się zapach pergaminów i aromat kwiatów, którego źródłem jest otwarty balkon, wychodzący bezpośrednio na zewnątrz domu. Znaleźć można tu średniej wielkości stół, zazwyczaj uginający się pod ciężarem sterty papierów i związanych dokumentów. Widać, że jest to jednocześnie pokój mieszkalny, zauważając wieszak z płaszczami, buty rzucone w kąt, jak i wystające zza uchylonego parawanu pokojowego pościelone łóżko. Chwilowe zainteresowanie może wzbudzić także długi zakrzywiony miecz, wiszący w pochwie na dwóch zagiętych kołkach wbitych w ścianę. Kilka skrzyń pod ścianami, piaskowego koloru dywan na środku, mapy na ścianach i wiszący pod sufitem świecznik - pokój całkiem luksusowy, choć może nieco zaniedbany. Nie znajdując nic więcej ciekawego do zobaczenia, jedyny możliwy kierunek prowadzi na balkon, gdzie właśnie w tym momencie długowłosy mężczyzna opiera się o barierkę z pucharkiem wina w ręce, przyglądając się raz to gwiazdom, innym zaś przechodniom na ulicach i statkom w oddali. Jest wciąż ciepła jesienna noc, a człowiekiem przy balkonie jest Kaylesec Belkam Tregath.
         Wprowadził się do mieszkania przynosząc ze sobą zaledwie worek dobytku. Idąc wtedy przez miasto nikt nie rozpoznałby, że człowiek w wypłowiałym stroju, noszący swoje życie po kieszeniach, w tej właśnie chwili podpisał kontrakt zapewniający mu niemałą fortunę. Kayle uważał się za człowieka rozsądnego, a pieniądze, nawet z jego korsarskich lat, nigdy nie namieszały mu w głowie do tego stopnia, by nie łączyć końca z końcem. Za zarobione złoto zakupił mieszkanie, jednocześnie opłacając mieszkającą tu służbę i w zasadzie było to wszystko. Przy okazji warto by właśnie wspomnieć o osobach, które napotkał otwierając drzwi Wiatrowej. Jak się później okazało, willa stała od prawie roku niezamieszkana, a przynajmniej z prawnego punktu widzenia. Staremu właścicielowi zmarło się ze starości, pozostawił po sobie jedynie mieszek złota i aktualnie bezrobotnych pracowników. Nie mając gdzie się udać, postanowili w tajemnicy mieszkać dalej w swoich pokojach, starając się jedynie nie rzucać w oczy straży miejskiej. Tregath przyjął takie wytłumaczenie, pozwolił im zostać, a nawet więcej - zaoferował, by pracowali dla niego. Dom został szybko posprzątany i przywrócony do stanu używalności, gdyż remonty nie były potrzebne; solidna konstrukcja domu była budowana w czasach, gdy jeszcze komuś na tym zależało, nie to co dzisiaj. Tak czy inaczej, wszystko poszło nad wyraz gładko.
        Przerwał rozmyślania, gdy usłyszał ciche gruchanie za sobą. Odwróciwszy się zastał na blacie stołu białego gołębia z przyczepioną do nóżki notką. Kayle odstawił kielich, ocierając drugim rękawem usta, odwiązał liścik i wyniósł gołębia za okno. Krzesło zaskrzypiało gdy na nim usiadł, jednocześnie przebiegając wzrokiem po krótkich i zwięzłych słowach jednego z jego zarządców, donoszących o przybyciu zaległych dostaw z portu w Leonii. Mężczyzna uśmiechnął się pod nosem, ciesząc się, że ostatnia mącąca mu myśli sprawa została zakończona. Wrzucił liścik w opasłą księgę rozłożoną przed nim, po czym z westchnieniem ulgi zamknął tomiszcze.
        - Koniec tygodnia. W końcu koniec - mruknął, przecierając oczy. Siedząca praca papierkowa po kilkanaście godzin dziennie zaczęła mu się dawać we znaki. Miejscami zaczynał tęsknić za dniami, gdy głodny, brudny i spragniony wałęsał się od portu do portu, czasem zapuszczając się wgłąb lądu. Z drugiej jednak strony, gdyby wciąż tak spędzał dni, nie znalazłby się tutaj- we własnym domu, zabezpieczony pieniężnie, mogący w zasadzie nie ruszać się z domu a wciąż zarabiający potężne ilości pieniędzy. Jednak czy było warto...?
         Z kolejnej dawki rozmyślań – które powoli zaczynały stawać się jego jedyną pasją – wyrwało go tym razem wołanie Estery.
        - Obiad na stole!

         Obiady w tym domu były jednym z powodów, dlaczego nigdy nie miewał gości z wyższych sfer mimo, że był osobą, której konto bankowe nie kończyło się na pięciu zerach. Przychodząc do tego domu, przyniósł także swoje obyczaje. Podczas jednego z pierwszych posiłków zasiadł w górze stołu – w końcu był panem tego miejsca! – a następnie czekał, aż podadzą do stołu. Dostał swój talerz i kielich, karafkę, sztućce… i tyle. Zaczął co prawda jeść, jednak dziwiła go nieobecność całej reszty domowników. Zapytał o to Esterę, jego żeńskiego majordomusa, o co w tym chodzi.
         – Jako panu tego miejsca nie przystoi, by jadał Pan razem ze służbą. Leży to w złym guście wysoko urodzonych – wyjaśniła. Kaylesec podziękował, a Estera szybko oddaliła się w stronę kuchni, gdzie chwilę później rozbrzmiały rozmowy, a nawet śmiechy służby. Naburmuszył się, nie godząc się na taką krzywdę. Złapał za karafkę, napełniając kielich do pełna, drugą ręką ujął talerz z pieczenią i tak zaopatrzony zdecydowanym krokiem wkroczył do części kuchennej, traktując drzwi kopniakiem, jako że ręce miał zajęte. Rozmowy ucichły w pół słowa, jednak jego to nie wzruszyło. Podszedł do wygaszonego już piekarnika, rozsiadł się na nim i złapał pieczeń ręką, odgryzając spory kawałek.
         – No, to o czym gadaliście? - zapytał na wpół zrozumiale.
         Mniej więcej od tamtego czasu przyjęło się, że posiłki zaczęli jadać w kuchni. Owszem, nie było to dystyngowane, w dobrym guście ani specjalnie wygodne, ale jakoś nikt nie narzekał. Dobra rozmowa potrafiła złagodzić wszelkie niedogodności. Przez takie zwroty akcji w swoim życiu nie musiał się martwić o zapowiedziane wizyty, co w zasadzie mu odpowiadało. Zdarzało się czasem, że ktoś pukał w zaparowane okienko kuchni. Zazwyczaj kończyło się to tym, że głodni dostawali jeść, a spragnieni pić, chociaż Kaylesec postanowił ograniczyć tą tradycję, z racji zwiększającego się zainteresowania na tego typu uciechę wśród bezdomnych.

         Zszedł po schodach na parter, omijając długi stół w salonie i kierując swoje kroki od razu do kuchni, skąd rozchodziły się już zapachy dzisiejszego gulaszu.
Awatar użytkownika
Emma
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 79
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Syrena
Profesje: Włóczęga , Artysta
Kontakt:

Post autor: Emma »

Nic nie zwiastowało tego, co miało nastąpić za chwilę. Najmniejszy powiew powietrza, ani najcichszy dźwięk nie zdradził otwarcia się portalu akurat w jadalni pewnej willi przy ul. Bursztynowej. Jedynie sufit ciemniał bezszelestnie zamieniając się powoli w czarną wirującą dziurę, przez którą po chwili przeleciała swobodnie drobna, różowowłosa postać. Z głuchym uderzeniem opadła na stół, jednak jej drobna sylwetka nie uszkodziła mebla, lecz stoczyła się z niego, opadając bezwładnie na podłogę.

Możliwe, że niektóre osoby potrafią umiejętnie przebyć podróż portalem lub też, nawet jeśli takiej wprawy nie mają, nie dzieje im się żadna krzywda. Emma nie miała takiego szczęścia, a jedynym uśmiechem losu, na jaki mogła liczyć był fakt, iż straciła przytomność i nie czuła obrażeń, których doznała podczas „podróży”. Leżała na plecach, z przymkniętymi oczami, rozchylonymi lekko ustami i aureolą różowych włosów rozrzuconych wokół głowy. Z pękniętej wargi i prawego łuku brwiowego jeszcze leciała krew, jednak to były jedyne widoczne urazy. Obite żebra zasłaniał materiał perłowej sukni, a skręcona kostka jedynie promieniowała bólem, nie stanowiąc żadnej poważniejszej kontuzji.

Cichy jęk wydobył się z ust syreny, a brwi zmarszczyły się, gdy do przytomniejącego umysłu zaczęły docierać sygnały obolałego ciała. Oblizała usta, krzywiąc się lekko na smak krwi i bardzo powoli podniosła się na rękach, próbując otworzyć oczy. Krew z pęknięcia na głowie ściekała na szczęście bokiem twarzy, nie zalewając oczu posoką, jednak dziewczyna odruchowo dotknęła tego miejsca i syknęła z bólu, gdy podrażniła ranę dotykiem. Widok krwi na jej dłoni nie wróżył nic dobrego, jednak do umysłu naturianki zaczęły powoli docierać inne, bardziej niepokojące sygnały. Z trudem przełknęła ślinę i podniosła głowę, rozglądając się wokoło. Znajdowała się w jakimś domu. Czy to był jej dom? Dlaczego jest taka obita? Co się stało? Pytania odbijały się po wycieńczonym umyśle, nie mogąc znaleźć odpowiedzi, a uczucie bólu powoli było zastępowane przez postępującą panikę. Dlaczego nic nie pamiętała? Skąd się tu wzięła? Nagły zawrót głowy sprawił, że podłoga jadalni zawirowała, a dziewczyna oparła się na rękach, pochylając głowę i oddychając płytko usiłowała się pozbierać.
Kaylesec
Rasa:
Profesje:

Post autor: Kaylesec »

        - Panie Kayle, może, pan teraz coś nam opowie? - zapytał Cedrick, wycierając ręce o szmatę. Reszta kuchni w tym samym momencie wbiła spojrzenia w swojego pracodawcę. Kaylesec wygrzebywał właśnie resztki ze swojej miski, jednak czy to przez przeczucie, czy nagle zaległa cisza, podniósł wzrok, dalej z łyżką w ustach.
        -...Co? - wydukał. Ciężko było się przyznać, że jedzenie zajęło całą jego myśl.
        -No... Bo zawsze gdy rozmawiamy, to śmieje się pan razem z nami, jednak nigdy nie opowiada czegoś o sobie - chłopak wzruszył ramionami. - Wiemy o panu tyle, ile widzimy na porządku dziennym. A, z całym szacunkiem, to niewiele. Choć dalej jesteśmy bardzo wdzięczni za warunki w jakich żyjemy! -dodał pośpiesznie, przy skwapliwej aprobacie całej reszty. Kayle dokończył oblizywać łyżkę, po czym wyjął ją z ust i odstawił razem z miską na bok. Myślał przez chwilę, po czym podwinął lewy rękaw, pokazując dłoń i kawał przegubu.
        - Jeśli się przyjrzycie- zaczął, wskazując na wierzch dłoni. - To zauważycie, że kawałki skóry różnią się lekko kolorem. Mogę wam powiedzieć, że w dotyku też są zupełnie inne. Na dodatek na nadgarstku zachowały się tylko pojedyncze linie tatuażu, który kiedyś tu widniał. Był to jeden z pierwszych, jakie sobie zrobiłem. Robiono to w koszmarnych warunkach, zakażenie wdało się bardzo szybko i właściwie większość życia starałem się nie narażać tej strefy jeszcze bardziej. Już nie muszę się tym martwić, a to za sprawą potwora z gatunku szlamowatych, którego napotkałem na swojej drodze, całkiem niedawno temu - uśmiechnął się na to wspomnienie. - Zaczęło się to, gdy zakończyłem swoją wyprawę na statku zwanym...
         Przerwał, gdy wszyscy w sali usłyszeli głuchy dźwięk czegoś upadającego.
        - Kurde, mama tamtego szczura musiała się chyba wkurzyć - mruknął Daven, marszcząc brwi. Kayle wyszczerzył się na to w myślach, jednak jego ciało już reagowało na sytuację. Automatycznie chwycił za pogrzebacz i na lekko ugiętych nogach podbiegł cicho do drzwi. Spojrzał na swoją służbę - wszyscy zgodnie z jego szkoleniem znaleźli sobie broń - po czym uchylił odrzwia i zajrzał do salonu.
Przez kilka sekund trwała cisza, którą przerwały krótkie słowa.
         - Znajdźcie leki.
         Nie do końca jeszcze analizując motywy i możliwe zagrożenia podszedł do stołu, przyglądając się przybyłej... bo chyba tak można ją było nazwać, prawda? Co prawda zastanowił go kolor jej włosów, ale widział w życiu tyle dziwactw, że nie uznał tego za niebezpieczne. Chociaż ponoć wśród węży ustaliło się, że im bardziej jaskrawe tym bardziej jado... no cóż, życie.
        - Gdzie ta apteczka? - zawołał do krzątającej się służby, załatwiającej ręczniki, ciepłą wodę, jak i lekarstwa. W tym czasie odłożył pogrzebacz, zbliżył się do nieznajomej i zapytał:
        - Nic ci nie jest? Oczywiście, widzę że coś jest, jednak potrzebuję coś wiedzieć? Uczulenia albo cokolwiek, zanim podam ci jakiś specyfik?
Awatar użytkownika
Emma
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 79
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Syrena
Profesje: Włóczęga , Artysta
Kontakt:

Post autor: Emma »

Emma podniosła głowę, mając wrażenie, że coś słyszy. To znaczy coś innego niż ten dziwny, wysoki, jednostajny pisk w środku jej czaszki, który tak mącił jej myśli. Tocząc spojrzeniem wokoło zobaczyła w końcu uchylone lekko drzwi, przez które zaglądało kilka zdziwionych twarzy. Jeden z mężczyzn coś powiedział, lecz nie usłyszała co, zresztą nie miała do tego głowy. Cofnęła się jedynie na kolanach lękliwie, gdy zbliżył się do niej. Nadal nie wiedziała, gdzie się znajduje i jak do cholery się tutaj dostała?!

- Co? – zapytała, skupiając spojrzenie na mężczyźnie, gdy zdała sobie sprawę, że coś do niej mówi. Był szczupły, miał długie, brązowe włosy, ostre rysy twarzy i jasne oczy. Nic jednak nie było znajome. Przeniosła uwagę na to co mówił, jednak wypowiadał słowa jednak zbyt szybko, by się w nich zorientowała, więc mruknęła tylko coś niewyraźnie i spróbowała się podnieść, podtrzymując się stołu.

- Ah! Szlag by to! – syknęła, gdy oparła się na zwichniętej kostce.

Oparła się o stół, stojąc bokiem do mężczyzny. Ból jednak otrzeźwił ją nieco, więc spojrzała na niego, przeskakując spojrzeniem po jego twarzy, szukając jakichś znajomych elementów, czegokolwiek, co znała. Nic takiego jednak nie znalazła, co napełniło ją strachem, mimo względnie łagodnego oblicza bruneta. Dopiero, gdy odsunął się od niej by odłożyć pogrzebacz, zobaczyła w ogóle, że miał go w dłoni. Jej oczy rozszerzyły się lękliwie, a ona odkuśtykała kawałek, czując się jak idiotka, ale o wiele bezpieczniej, bo metr dalej. Jednocześnie zaczęła się zastanawiać czemu jest tak elegancko ubrana i przede wszystkim, gdzie do cholery są jej buty!?

- Uczulenie?

Przeniosła znów uwagę na mężczyznę, a wysiłek, jaki kosztowało ją ustanie w pozycji pionowej i skupienie spojrzenia sprawił, że powoli zaczynała się cucić z tego otępienia.

- Gdzie ja jestem? Jak się tu znalazłam? – Zapytała, rozglądając się ostrożnie, jednak nie na tyle swobodnie, by nie stracić obcego z zasięgu wzroku. W końcu kto wie, co mu do głowy strzeli. W końcu szedł na nią z pogrzebaczem!

Gdy do pokoju wpadło kilka osób niosąc jakieś ręczniki, miski i inne rzeczy, na których już się nie skupiała, zdołała nawet nie drgnąć. Lękliwe zachowanie powoli ustępowało, pozostawiając jedynie po sobie ostrożność i niezaspokojoną ciekawość. Zaczęła powoli zachowywać się jak cywilizowany człowiek. Nie wiedziała, czy mężczyzna stojący obok jest tu gospodarzem, czy też nie, darowała sobie pytanie go o zgodę i po prostu usiadła ostrożnie na jednym z krzeseł. Skrzywiła się przy tym wyraźnie, łapiąc za bok, gdzie obite żebra dały o sobie znać. Organizm wciąż wysyłał ostrzegawcze impulsy o urazach, jednak umysł miała już jasny, podobnie jak rozjaśniło się nieco jej spojrzenie, zamglone do tej pory.
Kaylesec
Rasa:
Profesje:

Post autor: Kaylesec »

        Uśmiechnął się, lekko spuszczając oczy. Po chwili jednak jego spojrzenie ponownie powędrowało na twarz dziewczyny o włosach niczym różowe perły.
        - Nie sądzisz, że to ja powinienem zadawać te pytania? - powiedział cicho, gdy zawierucha wokół nich ustała, służba bowiem przyniosła wszystko co mogła, a teraz stała za nim trójkątem, zaglądając przez ramię na nowo przybyłą. Wziął powoli ręcznik, bandaż i misę z wodą, po czym podszedł do stołu, kładąc to na blacie. Starał się poruszać wolno i widocznie, jako że jeszcze nie wiedział z kim ma do czynienia.
        - Czy ci się to podoba czy nie, muszę cię opatrzyć - powiedział powoli, maczając ręcznik w wodzie. - Widzę, że masz kilka obić, rozcięć, a twoja kostka też chyba nie działa zbyt dobrze; prawie się przewróciłaś, próbując wstać - dodał mrukliwie, podsuwając sobie drugie krzesło. Usiadł na nim, po czym w sumie zerknął w oczy dziewczyny szukając przyzwolenia, jednak i tak po chwili zaczął delikatnie wycierać krew z jej twarzy. Przy okazji zauważył osobliwe zniekształcenie za uszami rannej. Zmrużył lekko oczy, jednak nie skomentował minimalistycznych skrzeli.
        - Skoro wydajesz się tego nie wiedzieć, jesteś w moim domu, w Turmalii. Blisko portu - dodał, gdyż czuł, że może chcieć to wiedzieć. - Nie mam pojęcia jak się tu znalazłaś, dziury w dachu nie widzę, stawiam więc na portal. Chyba że jesteś zmutowaną szczurzą matką, jak zdążył zauważyć Daven - rzucił spojrzenie mężczyźnie, którego kolor twarzy zaczął nagle przypominać dojrzałego buraka. - Ja jestem Kaylesec. Tregath, dla ścisłości. A kim jesteś ty?
Awatar użytkownika
Emma
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 79
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Syrena
Profesje: Włóczęga , Artysta
Kontakt:

Post autor: Emma »

Zdziwiła się, słysząc jego pytanie. Czy to znaczyło, że on też nie wie, skąd ona się tu wzięła? Przełknęła ślinę i zerknęła na niego niepewnie, po chwili przenosząc spojrzenie na ludzi za nim, zerkających na nią z dziwną ciekawością. Ponownie przeniosła spojrzenie na mężczyznę, obserwując go, jak zbliża się do niej ostrożnie, tak jak ona zbliżałaby się do spłoszonego zwierzęcia. Czy tak ją właśnie widział? Słysząc jego pytanie i widząc opatrunki, wodę i ręcznik, domyśliła się, że chce jej pomóc. Gdy na nią spojrzał skinęła lekko głową, jakby przyzwalająco. Czuła się trochę jak małe dziecko, gdy ostrożnie obmywał jej twarz, a jako, że cały czas go obserwowała, zauważyła, że zawiesił na chwilę spojrzenie na jej szyi. Odruchowo sięgnęła do niej dłonią, a gdy jej palce musnęły skrzela otworzyła szeroko oczy. Była syreną. Czemu o tym nie pamiętała?

Informacja o tym, że znajduje się w Turmalii niewiele jej dała, nie wiedziała bowiem, gdzie dokładnie znajduje się to miasto. Ulżyło jej jednak, że znajduje się na wybrzeżu, bliskość wody wpływała na nią kojąco. Gdy mężczyzna znów się odezwał słuchała go uważnie, jednak na wzmiankę o szczurzej matce zmarszczyła lekko brwi, niewiele rozumiejąc. Przeniosła spojrzenie na towarzyszących im ludzi, jednak oni również milczeli, z tym że jeden wyraźnie się zarumienił. Gdy gospodarz domu przedstawił się, skłoniła lekko głowę, po czym spojrzała mu w oczy i otworzyła lekko usta, gotując się do odpowiedzi. Żadne słowo jednak nie padło, a ona powoli zamknęła usta i przygryzła wargę. W końcu jakby opamiętała się i odezwała.

- Przepraszam, że tak ekhm.. wpadłam do Twojego domu – powiedziała dość niepewnie. – Miło mi jest Ciebie poznać, jednak ja.. ja.. – potoczyła spłoszonym wzrokiem dookoła, jakby szukając pomocy, która znikąd nie nadeszła. – Ja nie wiem jak mam na imię – powiedziała w końcu cicho, wyraźnie zmieszana.

Czuła się jak zupełna idiotka, jednak naprawdę nie mogła wyłonić z zakamarków pamięci swojego własnego imienia. Było to w tej chwili tak dziwne uczucie, że nawet nie była zaniepokojona, po prostu strasznie skołowana. Musiała uderzyć się mocno w głowę. To wyjaśniałoby utratę pamięci, miała nadzieję, że tylko chwilową. Nie wiedziała jednak co sprawiło, że została tak poturbowana, nie mogła sobie przypomnieć zupełnie nic ze swojego życia, ze swojej przeszłości.

- Nie pamiętam kim jestem – jęknęła w końcu na głos, patrząc nieco wystraszonym wzrokiem na Tregatha, jakby u niego szukając pomocy.
Kaylesec
Rasa:
Profesje:

Post autor: Kaylesec »

        Ze spokojem wysłuchał naturianki, nie przerywając oczyszczania jej twarzy i rąk z krwi. Skorzystał też z jej zadumania nad własnym losem i płynnymi ruchami powyjmował widoczne drzazgi. Zwrócił pewnie jej uwagę dopiero gdy przetarł dookoła ran spirytusem, jednak chwilę później już łagodził go wodą.
        - Więc dochrapałaś się amnezji - zreasumował, rzucając przelotne spojrzenie jej oczom. - Nie mrugnęła, nie drgnęła jej ręka. Nawet skrzela nie poruszyły się jej jakoś dziwnie. Najprawdopodobniej mówiła prawdę. Co on miał z nią zrobić?
        - Najpewniej opatrzyć... -mruknął pod nosem, po czym potrząsnął głową. Starając się niczego nie ubrudzić nałożył maści na rany, owinął je bandażem, rzucił spojrzenie na twarzy- zapowiadało się na szycie - a w końcu opadł wzrokiem na nogi. Ładne, gwoli ścisłości.
        - Jest chyba tylko skręcona, nie zmiażdżyłaś jej sobie ani tutaj ani... - urwał, zastanowiwszy się. - ... Ani, cóż, po drugiej stronie.
         Sięgnął już po mały zestaw igieł, jednak po chwili odwrócił się, jakby tchnięty nową myślą. Pochylił się nad twarzą dziewczyny, niemal stykając się z nią nosem; zignorował gwałtowny wdech powietrza usłyszany zza pleców, gdzie najpewniej stała cała jego gromadka.
Mimowolnie pociągnął nosem, czując bijący od niej zapach; coś łączącego zapach morza i jakichś kwiatów, jak gdyby przed przybyciem tutaj wykąpała się w wodzie i wytarzała w pobliskim lesie. Nie zauważył jednak na jej ubraniu ani we włosach żadnych fragmentów roślinek, na ten czas więc odrzucił tę teorię. Kąpiel w morzu też mogła być wątpliwa, nie była przecież mokra, a skoro pojawiła się tu tak gwałtownie, na dodatek z amnezją, musiała przed czymś uciekać. Co ciekawe, wszystkie te myśli pomieściły się w tych kilku sekundach, gdy się nad nią pochylał.
        - Dobra wiadomość- odezwał się w końcu, prostując plecy. - Nie trzeba szyć twoich ran na twarzy. Pozostaną ci po nich lekkie pręgi na jakiś czas, ale na szczęście nie naderwałaś sobie nic z mięśni pyszczka - uśmiechnął się lekko, choć ten, jak i poprzedni uśmiech kosztował go rozciągnięciem twarzy; w myślach porównywał to do kruszenia maski, podczas jej wyginania w chwili emocji.
         Tak czy siak, owinę ci nogę namoczonym bandażem, żeby chociaż opuchlizna się nie powiększała, ale to może w... Cedrick, ten pokój gościnny jest gotowy?
        - yyy.... Może to nie najlepszy pomysł. Panie! - dodał pośpiesznie.
        - Niby dlaczego? - dopytał Tregath.
        - No bo... całkiem przypadkiem mogliśmy zalać tamto łóżko winem... i mogło się jeszcze nie wywietrzyć - wydukał żałosnym tonem Cedrick. Kayle tylko spojrzał na niego, wzdychając w łóżku.
        - Całe szczęście, że ja swojego jeszcze nie ruszałem - powiedział, ponownie zwracając się do dziewczyny. - Założę ci opatrunek jak już będziesz leżała, żeby nie ruszać na darmo nogi. To sam ból. Wybacz też, że zakładam z góry twój pobyt tutaj, jednak patrząc logicznie - nie wiesz kim jesteś, w zasadzie gdzie, czemu ani co pewnie dalej. Ja cię stąd nie wyrzucę, ale mogę ci pomóc. To jak? Pozwolisz się zanieść na górę? - zapytał, podchodząc do niej bliżej.
Awatar użytkownika
Emma
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 79
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Syrena
Profesje: Włóczęga , Artysta
Kontakt:

Post autor: Emma »

- Auć! – syknęła i spojrzała na mężczyznę z wyrzutem. Dopiero po krótkiej chwili zorientowała się, że to alkohol, którym obmywał jej rany i spuściła wzrok zmieszana. Na stwierdzenie o amnezji wzruszyła jedynie ramionami, a pozostałe mamrotanie zignorowała, uznając bezproblemowo, że Kaylesec lubi mówić do siebie. Nie jej oceniać, on przynajmniej wie, jak się nazywa.

Ze spokojem dawała się opatrywać, jednocześnie wdzięczna za okazywaną pomoc i spłoszona taką bezinteresownością. Przypatrywała mu się, gdy nie patrzył w jej oczy, uciekając spojrzeniem na pozostałe osoby, gdy podnosił wzrok. Nie wiedziała kim są, ale z pewnością z nim mieszkali, a po tym jak usłużnie i bez słowa wykonywali wszystkie jego polecenia, uniżenie czekając na następne, domyśliła się, że są jego służbą. Najwyraźniej dla nich również był taki miły, gdyż traktowali go z szacunkiem charakterystycznym dla osób, które darzą sympatią swoich władców czy panów, a nie boją się ich.

Zerknęła znów na to co robił gospodarz i wystraszyła się nieco widząc igły. Nie była specjalnie bojaźliwa, ale znała tego człowieka dopiero od paru chwil i jakoś nie ufała mu na tyle, by pozwolić dłubać sobie igłą w twarzy. Zagapiła się jednak na zbyt długo, gdyż, gdy powróciła wzrokiem do bruneta, on przysunął się nagle do niej, a jego twarz niemal zetknęła się z jej. Emma otworzyła szeroko oczy i usta zaskoczona i cofnęła się odruchowo, jednak mimo zdziwienia zarejestrowała, że mężczyzna ją…wąchał? Co to, jakiś zmiennokształtny? A może by tak? Ostrożnie wciągnęła powietrze, starając się wychwycić coś więcej niż zapach zwykłego domostwa. I poczuła od niego delikatną woń morza, potu i rumu.. Pijak? Marynarz może? Ale chyba człowiek. Tak jej się zdawało, czuła to jakoś tak.. w środku. Nie wiedziała skąd wie, ale coraz bardziej była tego pewna. Nie wiedziała tylko, dlaczego on się tak dziwnie zachowuje. Może też ją sprawdzał?
Na informację, że jednak nie zbliży się do niej z igłami odetchnęła z wyraźną ulgą, zbyt późno orientując się, że mogła jednak spróbować to zamaskować. Tregath, chociaż wyrażał się nietypowo, zdołał nieco ją uspokoić, w końcu nikt nie chce chodzić z rozjechaną twarzą. Do tej pory głównie milczała, jednak słysząc wymianę zdań pomiędzy gospodarzem domu, a jednym z jego sług, uniosła lekko dłonie w zaprzeczającym geście.

- To nie będzie konieczne! – Zapewniła z grzecznościowym uśmiechem, jednak dyskusja toczyła się nadal, aż dotarła do momentu, gdzie gospodarz oferował jej własne łóżko.

- Ależ to naprawdę zbędne – zaperzyła się – nic mi nie jest! Dziękuję bardzo za pomoc, ale nie chcę nadwyrężać twojej gościny – powiedziała uprzejmie, w duchu uznając to za spore niedopowiedzenie.

Dosłownie spadła mężczyźnie do domu, a on ją jeszcze opatrzył i proponował opiekę. W połączeniu z kompletnym brakiem wspomnień spowodowało to u Emmy ogromne zmieszanie. Wstała ostrożnie, trzymając się stołu i starając się nie opierać ciężaru ciała na skręconej kostce. Nie ruszała się jednak dalej. Zupełnie nie wiedziała co robić. Wszystkie jego argumenty były sensowne. Nie wiedziała kim jest, ani gdzie jest. Była ranna i skołowana, a na dodatek bała się zrobić kroku do przodu, żeby się epicko nie przewrócić na twarz przed całym zgromadzeniem, udowadniając im, jak bardzo jest w tej chwili bezradna. Prawda była bowiem taka, że marzyła o tym, by przyłożyć głowę do poduszki i przespać najbliższe kilka dni. Albo lepiej! Upić się i przespać najlepsze kilka dni. To był dopiero plan! W tej chwili jednak usilnie próbowała znaleźć jakieś równie zdrowo rozsądkowe wyjaśnienie dlaczego odrzuca pomoc tego dobrego człowieka, oprócz oczywiście wstydu i zmieszania. Na prasmoka, co za dzień!
Kaylesec
Rasa:
Profesje:

Post autor: Kaylesec »

        Po jej słowach odstąpił krok do tyłu, przygryzając policzek od środka. Zerknął na Esterę, stojącą za wszystkimi z tą swoją wiecznie wyprostowaną figurą. Elfka złapała jego pytające spojrzenie, po czym wzruszyła ramionami. "Nie wiem. Siłą jej nie zatrzymasz" mówił ten gest. Przeniósł to swoje niebezpieczne spojrzenie z powrotem na nieznajomą, zastanawiając się, czemu usilnie nie chce dać po sobie poznać swojej - łagodnie mówiąc - średniej pozycji. Z jednej strony uważał to po prostu za irracjonalne, z drugiej jednak zaimponowało mu to; nie wiedząc o sobie ani o otoczeniu nic gra w zaparte, uważając, że sobie poradzi. Była to cecha warta szacunku.
        Prawdą było, że nie może jej zatrzymać. Albo inaczej - może, szybki cios pogrzebaczem w skroń i zakucie łańcuchem w łóżku wchodziło w grę, jednak na brutalność nie miał jakoś szczególnie ochoty. Przypomniał sobie za to radę, którą dał mu stary bosman w jego młodości, gdy wyruszał w jeden ze swoich pierwszych rejsów. "Gdy wpadniesz do silnej rzeki, nie walcz z nią i na siłę nie próbuj wydostać się na brzeg; daj się porwać nurtowi, ewentualnie zauważysz nad sobą gałąź lub coś, czego będziesz mógł się złapać. Czasem odpuszczenie jest najtrudniejsze, ale daje najlepsze rezultaty".
        Westchnął w duchu, po czym przeciągnął się lekko.
        - W takim razie - powiedział, po chwili namysłu. - Skoro czujesz się na tyle dobrze by samej dotrwać choćby do bramy głównej, proszę bardzo. Drzwi są tam - wskazał dłonią futrynę, uśmiechając się pod nosem. - Jako że znalazłaś się tu bez ich użycia, możesz o tym nie wiedzieć. Jeśli potrzebujesz prowiantu możesz zapytać Valorę w kuchni o zapakowanie ci czegoś. Jeśli to wszystko, na więcej się raczej nie przydam. Cedrick! - zwrócił się do chłopaka, może o kilka lat młodszego od niego samego, który podszedł do niego, trzymając ręce splecione za plecami. - Poprzedni właściciel nie zajmował się tu magią?
        - No, raczej nie, panie - odparł z lekkim wahaniem.
        - Mhm- mruknął Kayle. - Najwyraźniej nie mówił wam wszystkiego. Mądre. Tak czy inaczej, będę potrzebował jakiejś spisanej jego księgi. Może dziennik, albo pamiętnik. Musi tu być coś, co rozjaśni dla nas sprawy.
        - Chyba wiem, gdzie mogę coś takiego znaleźć - potwierdził Cedrick, kłaniając się i wbiegając na schody.

        Kilka chwil później przyniósł opasłe tomiszcze ze skórzaną okładką, kładąc je przed Kayle'm, siedzącym w górze stołu salonu. Tregath zerknął na perłowowłosą, po czym upuścił wzrok na karty księgi na blacie.
Ostatnio edytowane przez Tilia 7 lat temu, edytowano łącznie 1 raz.
Powód: uwaga: przed "i" nie stawiamy przecinka chyba, że wymieniamy coś (np.: i trawa, i liście, i gałęzie)
Awatar użytkownika
Emma
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 79
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Syrena
Profesje: Włóczęga , Artysta
Kontakt:

Post autor: Emma »

Widziała, że jej odpowiedź go zaskoczyła, więc teraz ostrożnie obserwowała jego kolejne reakcje. Kiedy jednak wskazał jej drzwi, a na dodatek uprzejmie zaproponował możliwość zabrania ze sobą prowiantu, niemal otworzyła usta ze zdziwienia, opanowując się w ostatniej chwili. Takiego obrotu spraw nie spodziewała się zupełnie, podświadomie zakładając, że będzie tutaj przetrzymywana wbrew własnej woli, sama nie wiedząc skąd takie założenie. Teraz jednak, gdy okazało się, że jeśli chce może wyjść, poczuła wyraźną ulgę, a jednocześnie słabość w nogach, ale na szczęście udało jej się nie zachwiać. Nieco skonsternowana obserwowała jak Kay rozmawia ze swoim podwładnym (chyba?), nie wiedząc jak się ma zachować. Tak się rwała do wyjścia, a przecież wiedziała, że sobie nie poradzi. Teraz jednak duma nie pozwalała się jej do tego przyznać. Nagle poczuła, jak ktoś łapie ją pod ramię i drgnęła wystraszona, jednak był to tylko jeden z chłopaków ze służby tego domu. Najwyraźniej zorientował się, że dziewczyna ledwo stoi na nogach, lecz nie ma zamiaru się do tego przyznać. Zdawało jej się, że posłał jej porozumiewawcze spojrzenie i podprowadził kuśtykającą do stołu, jednocześnie zwracając się do gospodarza.

- Panie Kayle, proszę wybaczyć mój tupet, ale może panienka chociaż na obiedzie zostanie? W końcu nie skończyliśmy.. - urwał, jakby skończyła mu się odwaga, jednak pozostali skwapliwie pokiwali głowami przyznając mu rację. Emma z kolei dostrzegła swoje okienko i nie zamierzała go zmarnować.

- Jeśli to nie problem, to może nadwyrężyłabym jeszcze twoją gościnność? - powiedziała, uśmiechając się uroczo, gdyż zdawała sobie sprawę, że oboje są doskonale świadomi jej stanu i tego, że nie doszłaby nawet do furty. Jeśli się zgodzi, będzie miała okazję odpocząć i pomyśleć, co zrobić dalej. Co z tego, że ma na razie dach nad głową, jeśli nawet nie wie kim jest? Może ma swój dom? Ale gdzie, pod wodą, chyba.. Przygryzła wargę usiłując wyciągnąć coś z odmętów pamięci, jednak przyprawiła się tylko o ból głowy i przymknęła oczy, mając nadzieję, że zaraz minie.
Kaylesec
Rasa:
Profesje:

Post autor: Kaylesec »

        Podniósł wzrok, odrywając się od lektury. Spojrzenie Kayleseca przygięło Cedricka do ziemi, powodując przerwanie zdania młodzieńca w pół słowa. To prawda, traktował ich dobrze, na pomiatanie jego charakter nie mógł sobie pozwolić. Koniec końców byli jednakże jego pracownikami. Zauważył jednak, że często łapie się na myśleniu o nich nie jako obcych, lecz już prawie jak o rodzinie.Tłumaczyłoby to braki w subordynacji jego "krewniaków". Problemami z wykonywaniem obowiązków musiał się jednak zająć trochę później; plan jak na razie zakładał biczowanie pętami kiełbasy, a nie był pewny, czy którakolwiek ze strony szybko by o tym fakcie zapomniała. Obecnie jego myśli - co starał się ukryć wymuszonym przeglądaniem kart księgi - krążyły wokół dziewczyny o perłowych włosach. Prawdopodobnie w tym samym momencie oboje uznali, że ciągnięcie tego teatrzyku nie doprowadzi ich do niczego sensownego.
        Westchnął lekko, odchylając się na oparciu, jednocześnie zatrzaskując księgę, która poniosła po zamarłym ciszą pokoju huk uderzających o siebie papierowych kart. Jeśli być szczerym, nie miał nic przeciwko jej towarzystwu; jego obecna praca, choć dochodowa, dosyć znaczenie upośledzała jego kontakty z kimkolwiek poza jego domownikami, co dla człowieka przywykłego do wędrówek było drastyczną zmianą. Brakowało mu tych przypadkowych spotkań, nieplanowanych przygód... A także tej małej kupki futra, siedzącej na jego ramieniu i wiecznie żądającej orzeszków. Z drugiej jednak strony, jeśli już wpadała z wizytą - zapowiedzianą lub nie - chciałby cokolwiek o niej wiedzieć. A zważając na to, że jej pamięć była dość mocno ograniczona, nie bardzo wiedział, co ma właściwie zrobić.
Można powiedzieć, że poniekąd chciał, żeby tu została. Jego instynkt podpowiadał mu jednak, że nie byłoby to właściwe. Jakby coś starało się mu coś przekazać, jednak był na to zbyt nieczuły.
         Spojrzał w przestrzeń, przybierając lekko kpiarski wyraz twarzy. Chęć przytrzymania jej tutaj była samolubna. Co jeśli ktoś jej szuka? Powinien jakoś o tym powiadomić. Ale jak by to miało brzmieć? " Uwaga, różowowłosa syrena została znaleziona przy portalu na stole jadalnym w domu przy ulicy Bursztynowej dwadzieścia siedem. Tak, stole jadalnym; gruba, dębowa decha z czterema nóżkami. Właściciel zgubę odebrać może pod tym samym adresem. Byle szybko, gdyż zaczęła wyjadać zapasy na sezon zimowy" ?


        Odchylił się do tyłu, mrużąc lekko oczy. Mimo zachowania zimnej krwi wobec niespodziewanej sytuacji, dalej zachodził w głowę, kim ona jest, a co ważniejsze, po co tu jest. W zasadzie nie miał nic do towarzystwa, wolał je, no nie wiem, znać? Ustalił już, że należy do stworzeń wodnych, ale niewiele mu to mówiło; przez to portowe miasto tacy jak ona często się przewijali... Chociaż nie mieli tak jaskrawych włosów. Co miał właściwie z nią zrobić? Nie wyrzuci jej za bruk, to oczywiste, z drugiej strony... Wydawało mu się to w jakiś sposób niewłaściwe, by tu zostawała. Jak na złość czuł, że staje się powoli za nią odpowiedzialny. A nie znosił być za kogoś odpowiedzialnym. Nawet zakładając, że zostałaby tu jakiś czas. Co potem? Czy powinien kogoś zawiadomić? I jak by brzmiało to powiadomienie? " Uwaga, znaleziona różowowłosa syrena. Błąkała się w portalu nad stołem jadalnym w domu przy ulicy Bursztynowej dwadzieścia siedem. Zgubę można odebrać pod tym samym adresem. Byle szybko".
         Przewrócił oczami nad własną głupotą, po czym ponownie nachylił się do przodu, uśmiechając się przymilnie... choć w obecnej sytuacji wyglądało to przerażająco.
        - Oczywiście - wydukał, nie przestając się uśmiechać. Chwilę później jednak jego uśmiech zniknął pod maską powagi. - Dobra, karty na stół. Nic nie wiesz o sobie, a chyba oboje na obecną chwilę nie zakładaliśmy twojego pobytu tutaj. Możesz tu przebywać ile chcesz- nie to, że nie mamy tutaj w zasadzie nic wartościowego. Oprócz tej wypchanej świnki Cedricka...
        - Panie Kayle...- bąknął Cedrick, szurając niezręcznie butem o deski. - To nie tak...
        - Tak tak - Tregath wyszczerzył się. - W każdym bądź razie, musimy ustalić jakiś plan. Pamiętasz cokolwiek ze swojej przeszłości? Zanim wlazłaś mi z butami na... A właśnie, buty - pochylił się i podniósł z ziemi parę ostro zakończonych butów, których kolor jednoznacznie wskazywał właściciela, i przesunął je po stole w stronę dziewczyny. - To chyba twoje. Musimy o coś zahaczyć. Nawet nie wiem specjalnie gdzie mógłbym cię zaprowadzić, by znaleźć jakiegoś twojego znajomego. Chyba, że będziemy musieli się udać do specjalisty od amnezji. Pamiętasz cokolwiek? - dopytał wyczekująco.
Awatar użytkownika
Emma
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 79
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Syrena
Profesje: Włóczęga , Artysta
Kontakt:

Post autor: Emma »

Nie umknęło jej spojrzenie, jakie gospodarz domu posłał chłopakowi i skrzywiła się w duchu. Ewidentnie nie była tu mile widziana, jednak nie dostrzegła tego na czas, zmylona grzecznościową gościnnością mężczyzny. Teraz pluła sobie w brodę, że jednak zmiękła i poprosiła o azyl, zamiast doczłapać się jakoś na ulicę i dopiero tam pomyśleć, co dalej. Po chwili i ona została przygwożdżona ciężkim spojrzeniem Kayle’a, jednak w przeciwieństwie do chłopaka zwanego Cedrikiem nie skuliła się w sobie, tylko uniosła butnie brodę, podświadomie gotując się do walki. Tą główną bitwę toczyła jednak we własnej głowie, rozdarta między chęcią udowodnienia światu, że sama sobie poradzi, a wiedzą o tym, że w tej chwili ma na to dość marne szanse. Fakt, że mężczyzna postanowił wyłożyć karty na stół przyjęła z zadowoleniem. Może i nie wiedziała o sobie wiele, jednak podejrzewała, że udałoby jej się prowadzić podchody na tyle długo, by spokojnie odzyskać siły w domu gospodarza i odejść, gdy będzie mogła. Jednak, może ze względu na ogólne wyczerpanie organizmu, zupełnie nie miała ochoty na takie zagrywki i wolała podejść do sprawy, że tak się wyrazi, po męsku.

- Dziękuję za Twoją gościnę – dygnęła więc tylko krótko, pochylając nieco głowę, po czym znów oparła się szybko na oparciu krzesła. – Postaram się jej zbytnio nie nadwyrężać, zdaję sobie sprawę z tego, że moje nagłe pojawienie się mogło być nieco przytłaczające, jednak, mimo że niewiele o sobie wiem, zapewniam, że nie mam złych zamiarów.

Dopiero, gdy powiedziała to, co jej na duszy leżało, usiadła ostrożnie na krześle obok Kayle’a, łapiąc się odruchowo w miejscu obitych żeber. Jej wzrok jednak powędrował od razu do zatrzaśniętej już księgi, dlatego nie wiedziała zmieszania Cedrika wywołanego słowami gospodarza, lecz usłyszała jak się mota i uśmiechnęła się pod nosem rozbawiona. Zdążyła już polubić młodego chłopaka, jednocześnie zauważając jak nietypowe podejście do swojej służby reprezentuje mężczyzna, w którego domu się pojawiła. Chociaż on odnosił się do nich dość swobodnie i wręcz poufale, oni nadal odczuwali przed nim respekt, co było widać po posłuchu, jaki reprezentowali względem niego. Emma była ciekawa z czego to wynika, ale skoro ma tutaj spędzić jakiś czas to prawdopodobnie niedługo się przekona.

Przyzwyczajona już do nietypowego tonu, w jakim zwracał się do niej Kayle, nie obruszyła się tylko odebrała od niego swoje szpilki, obserwując je z niemałym zaskoczeniem. Naprawdę w tym chodziła? Przecież to musi być diabelnie niewygodne! Teraz może o tym zapomnieć, zwłaszcza z tą kostką.

- Na razie chyba jednak jestem zmuszona chodzić boso – uśmiechnęła się lekko, nawiązując do swojej drobnej kontuzji i zastanawiając już nad zadanymi pytaniami.

- Wiem tyle, ile mówi mi organizm i intuicja – odparła powoli, starając się ubrać odpowiednio w słowa mętlik panujący jej w głowie. – Jestem świadoma swojej rasy, jednak nie wiem kiedy ostatni raz byłam w wodzie. Nie rozumiem, dlaczego jestem ubrana, jak na jakiś bal. Nie mam pojęcia, jak znalazłam się w tym portalu, już nie mówiąc o tym, dlaczego wyrzuciło mnie akurat tutaj.

Westchnęła ciężko, zdając sobie sprawę, że na razie mówi ciągle, czego nie wie, a nie takie padło pytanie. Odruchowo przeczesała różowe włosy, układając je na boku.

- Przykro mi Kaylesec, ale ja nawet nie wiem, jak mam na imię, na tą chwilę możesz na mnie wołać jak ci się podoba – odparła, machając lekko dłonią zrezygnowana. – Wybacz, że nie mogę być bardziej pomocna.
Kaylesec
Rasa:
Profesje:

Post autor: Kaylesec »

         Westchnął w duchu, przyjmując, że więcej się na razie o niej nie dowie. W jakiś sposób znajdował rozrywkę w chęci rozgryzienia kim naprawdę jest ta różowowłosa dziewczyna, siedząca z nim przy jednym stole. Nie wiedział, czy było to spowodowane rutyną w jego obecnym życiu, czy znakiem dawanym przez Los, ale ze zdumieniem zauważał, że gdy myślał nad sposobami by jej pomóc, co jednocześnie wiązałoby się z wyjściem na zewnątrz, czuł, jak jego palce przechodzą dreszcze, jak gdyby krew gwałtownie zaczynała płynąć przez jego żyły. Nie czuł się tak od...
        Opuścił lekko oczy, gdy jego myśli powędrowały do odległych już wydarzeń. Przyspieszone tętno, poszerzający się wzrok, chęć na zrobienie czegoś szalonego i lekkomyślnego... Wszystko to wiązało się z czasami, gdy podróżował po krainach i morzach w poszukiwaniu przygód i oczywistego zarobku. Słysząc o tym, co napotkał na swojej drodze, można by dostać zawrotu głowy. A on to jeszcze przeżył!
        Uśmiechnął się pod nosem, powracając do rzeczywistości.
        - Jak chcę, powiadasz... - zamilkł, pocierając podbródek. - Wiesz, byłem kiedyś na wyspach wulkanicznych, niespecjalnie oddalonych od Alaranii, szczerze mówiąc. Nie miałem tam za dużo do roboty, byłem wtedy tylko chłopcem pokładowym, więc z tej nudy zwiedzałem, a także poznawałem kulturę i język. Nie wiele z niego zapamiętałem, jednak pierwszym słowem jakiego zdążyłem się nauczyć, było morze, lub ocean; miejscowi wrzucali oba te określenia do jednego worka. Jako, że jesteś najwyraźniej stworzeniem lubującym się w wodzie, takie tymczasowe imię wydało mi się właściwe. Będę nazywał cię Moana, co myślisz? - zapytał, lekko unosząc kąciki ust.
        - Jednocześnie wpadłem na inny pomysł. W niektórych księgach mówi się o silnej więzi syren z otwartymi wodami. Może zanurzenie w morskiej wodzie zdziałałoby coś na twoją pamięć? Mógłbym posłać Cedricka po wóz, który by nas tam przetransportował.
Awatar użytkownika
Emma
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 79
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Syrena
Profesje: Włóczęga , Artysta
Kontakt:

Post autor: Emma »

Mówiąc, że jest jej wszystko jedno, jak będzie się do niej zwracał, nie spodziewała się, że Kayle faktycznie wymyśli jej nowe miano, a gdy zobaczyła, jak się uśmiecha zmieszała się nawet nieco, bojąc się, co z tych jego rozmyślań wyniknie. Ulżyło jej, gdy okazało się, że znalazł po prostu dla niej jakieś tymczasowe imię, na dodatek takie, które kojarzyło mu się z morzem. Uśmiechnęła się na to ładnie i skinęła głową.

- Niech będzie Moana – zgodziła się, nie mając sama lepszego pomysłu i jednocześnie testując swoje nowe imię na głos.

Nie wiedziała jednak, co powiedzieć na jego następną propozycję. Wstyd jej było przyznać, że sama nie wiedziała o takiej więzi. Oczywiście środowisko morskie wydawało jej się naturalne, wątpiła jednak, czy miałoby to jakiś wpływ na jej pamięć. Nie chciała jednak wydać się niegrzeczna, zwłaszcza że gospodarzowi wyraźnie zależało na tym, by jej pomóc. Ewentualnie chciał się po prostu jak najszybciej pozbyć z domu, co również było zrozumiałe i nie miałaby do niego o to pretensji. Poza tym skoro czytał o tym w księgach, to może rzeczywiście coś w tym było?

- Hm, oczywiście, możemy spróbować – odparła ostrożnie.

Z jednej strony sama była ciekawa reakcji własnego ciała i umysłu na przemianę. W końcu może stać się tak, że nie dosyć, że odzyska pamięć to może również uleczy swoją skręconą nogę? Wówczas nie musiałaby dłużej korzystać z gościnności mężczyzny. Odzyskanie pamięci było dla niej niezwykle ważne, jednak bała się robić sobie zbyt wielkie nadzieje, by później się nie rozczarować. Z drugiej strony, skoro nie mogła dotrzeć sama nawet do furty, jak ma udać się nad morze? Nawet jeśli pojadą tam wozem, to będzie musiała jakoś do niego dotrzeć, a później z niego jakoś dokuśtykać do wody.

- Jest tutaj jakaś plaża, czy jedynie port? Wolałabym uniknąć ciekawskich spojrzeń, sam rozumiesz.. – zawiesiła głos niepewna, czy na pewno będzie rozumiał. Chociaż nie pamiętała żadnych swoich doświadczeń z ludźmi, zdrowy rozsądek podpowiadał jej, że jeśli jest szansa na to, by zrobić to w miarę po kryjomu, to chciałaby z niej skorzystać. Nie wiedziała skąd ta ostrożność, ale czuła, że powinna polegać na swojej intuicji, skoro na wspomnienia nie mogła liczyć.
Kaylesec
Rasa:
Profesje:

Post autor: Kaylesec »

        Słysząc akceptację w słowach Moany, uśmiechnął się lekko, wydając krótkie polecenia Cedrickowi, nasłuchującemu z rękoma splecionymi za plecami. W bardzo szybkim czasie wóz stanął przygotowany przed wejściem do domu Kayle'a.
                - Wiesz, nie wiem jak stoi twoja znajomość geografii, jednak przy morzach najczęściej są plaże - wyjaśnił, zbliżając się do okna. - Jeśli jednak martwisz się o prywatność, nie powinnaś mieć dzisiaj zmartwień nawet w porcie - dodał po chwili, zerkając na pojedyncze krople uderzające w szybę okna. - Chyba zbliża się deszcz.
                - Może przygotować panience pelerynę? - zapytała Espera.
                - Właściwie po to idziemy do portu, żeby ją zamoczyć, ale to chyba dobry pomysł; zawsze coś może nie wypalić. I ręczniki, i...
         Gdy Kaylesec zdążył wydać wszystkie polecenia, przeprosił Moanę, po czym udał się na piętro, żeby się stosownie ubrać. Nie przebierał w odzieniu, zdejmując jednak swoją domową koszulę, zamieniając ją na ciemną tkaninę, niebieską, długą, podszywaną kolczugą kamizelę ze srebrnymi wyszyciami, a na wszystko zarzucił i zawiązał pod szyją brązową pelerynę. Może i była to spokojna wyprawa, wolał jednak być gotowy na każdą możliwość; w końcu gdy robi się ciemno od chmur, na zewnątrz wychodzi cały margines społeczny. Skąd to wiedział? W końcu sam z niego wyrósł.
         Rzucił spojrzenie długiej szabli, wiszącej na przeciwległej ścianie. Podszedł bliżej, gładząc nostalgicznie palcami po skórzanej pochwie. Minęło już tyle czasu... Ostatni raz dobył go na długo przed poznaniem Nakiry. Nagłe przypomnienie jej osoby spowodowały gwałtowny skurcz jego serca, które najwyraźniej nigdy nie pozbyło się swojego wrażenia. Miewał chwile, że dałby bardzo dużo, żeby to wszystko odkręcić, żeby przeżyć pewne sprawy w inny sposób... Jednak Czas nie należał do łaskawych bytów, sprawiając, że z niektórymi decyzjami trzeba było żyć do końca swych dni. Jakkolwiek złe by one nie były.
         Wahał się jeszcze chwilę, jednak w końcu zacisnął dłoń w pięść i prężnym krokiem zszedł na parter. Jednak melancholia wciąż kryła się za jego oczami.


                - Kto będzie powoził? - zapytał, przybywając na pierwszą podłogę domu.
                - Ja mogę. Zakończyłem swoje dzisiejsze obowiązki - zgłosił się Cedrick, uśmiechając się przymilnie. Ta, jasne, pomyślał Kayle. Jeszcze się nie zdarzyło, żeby jego najmłodszy towarzysz kiedykolwiek skończył wszystko, co było mu przeznaczone. Nie miał jednak ochoty się teraz sprzeczać, gdyż chęć poznania prawdy o Moanie zwyciężyła. Nie pytając się o zdanie, z szelmowskim uśmiechem porwał perłowowłosą z krzesła i przeniósł przez drzwi, układając jej kruche - a przynajmniej sprawiające wrażenie takiego - ciało na siedzeniu wozu, samemu zajmując obok miejsce. Cedrick strzelił wodzami, a koń posłusznie potoczył się brukowaną drogą w stronę wybrzeża. Mężczyzna zerknął na parawan rozciągnięty nad nimi, zastanawiając się, czy w razie ulewy na cokolwiek się zda.
Awatar użytkownika
Emma
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 79
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Syrena
Profesje: Włóczęga , Artysta
Kontakt:

Post autor: Emma »

Łypnęła na niego spode łba na tą złośliwą wstawkę, jednak ugryzła się w język, nie chcąc palnąć jakiejś głupoty. Jej wcześniejsze słowa padły naturalnie, bez zastanowienia się nad nimi. Miała w głowie obraz morza rozbijającego się o skały, gdzie próżno było szukać choćby skrawka piaszczystej plaży, stanowiącej jakie takie wejście do wody, nie licząc tych odcinków około portowych. Teraz jednak, gdy miała odpyskować, jakoś nie miała żadnych konkretnych argumentów, a nie chciała zrobić z siebie idiotki, bo może faktycznie palnęła głupstwo. Deszcz jednak uspokoił ją, oznaczało to bowiem, że nie będzie żadnych spacerowiczów, którzy mogliby być świadkiem jej upokorzenia, które zakładała z góry. Chociaż zgodziła się na tą całą wyprawę, bardzo się jej obawiała, jednak nie mogła się już wycofać – wóz czekał przed wejściem.

Gdy Kayle krzątał się po domu wydając polecenia, a ostatecznie zniknął na piętrze, syrena siedziała dalej przy stole, uparcie wbijając spojrzenie w jakiś punkt za oknem, gdyż czuła na sobie z kolei wzrok kilku osób ze służby. Było to o tyle niezręczne, że nie wiedziała nawet, jak się do nich zwracać, nie mówiąc już o jakiejkolwiek grzecznościowej rozmowie. Z kłopotu wybawiła ją Espera, jak zwał elfkę gospodarz, która przyniosła jej płaszcz. Nie podnosząc się z krzesła, dziewczyna zarzuciła go sobie na ramiona, poprawiając kaptur i zapinając klamrę pod szyją.

- Dziękuję – Moana starała się uśmiechnąć miło, na co kobieta odpowiedziała tym samym, patrząc na dziewczynę z lekkim współczuciem.

- Niech się panienka tak nie zamartwia, co ma być to będzie – stwierdziła, a dziewczyna mimo tego, że tekst brzmiał dość oklepanie, wyjątkowo wzięła go sobie do serca, podnosząc się nieco na duchu.

W tym czasie Kayle zdążył zejść przebrany na dół. Nie zdążyła się jednak nawet podnieść z krzesła, gdy mężczyzna doszedł do niej i porwał ją na ręce, wywołując tym samym jej zduszony okrzyk. Dziewczyna w pierwszym odruchu chciała wręcz mu przywalić, lecz opanowała się w ostatniej chwili. Wiedziała, że sama i tak by nie dotarła do wozu, musiałaby się na nim wesprzeć, a on po prostu ten proces przyspieszył. Chciał dobrze, był po prostu diabelsko bezczelny. Z pewnym oporem więc objęła go za szyję, starając się nie utrudniać mu transportu swojej skromnej osoby. Spojrzała na niego dopiero, gdy usadził ją w wozie, samemu siadając obok.

- Dżentelmen podałby kobiecie ramię – mruknęła, starając się zachować powagę, chociaż mimo wszystko była trochę rozbawiona całą sytuacją. Kulejąca panna młoda, przeszło jej przez myśl.

Wyjrzała na ulicę, obserwując rozpościerające się przed nią obrazy miasta z zainteresowaniem charakterystycznym dla osoby, widzącej dane miejsce po raz pierwszy. Brukowane drogi i biało – niebieskie budynki, zazwyczaj pewnie prezentowały się malowniczo, jednak teraz, skąpane w cieniu deszczowych chmur sprawiały raczej ponure wrażenie.
Zablokowany

Wróć do „Turmalia”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 0 gości