Strona 1 z 1
[siedziba magów z Erkadonu] Czy jest coś lepszego niż magia?
: Wto Sie 23, 2016 8:32 am
autor: Nilsa
Droga, która normalnie na piechotę zajęła jej kilka dni, teraz okazała się dłużyć i wlec przez ponad tydzień. A wydawałoby się, że gryfy są szybsze od ludzi. Może i była to prawda, ale według Nilsy co najwyżej w powietrzu. A może był to po prostu skutek jej nieporadności w nowym ciele. Tak czy siak, problemów w trakcie drogi było tak wiele, że chyba nawet idąc piechotą w zwykłym ciele, nie wyszłoby szybciej. Trzeba było między innymi chronić wampirzycę przed słońcem, co wymagało dużego skupienia i wysiłku, bo trzeba było ustawić skrzydło, pod którym szła w odpowiedniej pozycji. Samo to już mocno je spowolniło, już nie wspominając o tym, że około trzeciej każdego dnia musiały się zatrzymywać, bo skrzydło zaczynało drętwieć i opadać. Oczywiście, na tym problemy się nie zakończyły, trzeba bowiem było zadbać o pożywienie dla nich obu. Czasami na drodze zdarzały się drzewa owocowe, z których to Nilsa zrywała, a raczej strząsała wszystko, co się dało, a potem zjadała. Jeżeli owoców było w nadmiarze, wampirzyca zgadzała się nieść przynajmniej część z nich, żeby Nilsa potem miała co jeść. Venetia również potrzebowała pokarmu, chociaż już rzadziej od gryfonicy. Trzeba było sobie jakoś radzić, więc czarodziejka zgadzała się na to, by druga kobieta pożywiała się jej kosztem, co bynajmniej przyjemne nie było. Na szczęście, jej nowe ciało zawierało dostatecznie dużo krwi, aby wampirzyca mogła się napić, a przy tym nie uszkodzić poważnie czarodziejki.
Zaklęcie wciąż się trzymało. Zaskakujące, ale Nilsa nie wspomagała go w żaden sposób, a mimo to magiczne buty sprawdzały się doskonale przez całą podróż. Może było to spowodowane faktem, że były eteryczne i nigdy nie istniały, ale jak na nieistniejące obuwie całkiem dobrze chroniły jej wrażliwsze, przednie łapy. Nilsa przez cały czas sprawiała wrażenie, jakby częściowo unosiła się nad ziemią lub stała na tylnych łapach, ale dystans od ziemi wcale nie był większy niż przy zwykłym obuwiu, więc nie zwracało to na siebie dużej uwagi. Nilsa po raz kolejny zaczęła się zastanawiać nad posiadaną przez siebie mocą, której przecież normalnie nie wyzwoliłaby w tak dobrze skoncentrowany sposób.
W końcu jednak znalazły się na miejscu. Droga schodziła lekko w dół, po czym przy ogromnej sośnie zakręcała, by po parunastu minutach konnej drogi znaleźć się przy miejskiej bramie. Nawet z tej odległości widać już było znajome, pyszniące się swoją wysokością wieże i kamienne mury. Nilsa mruknęła coś pod nosem na temat wyboistej drogi, po czym oświadczyła:
- To jest Erkadon. Z tego miejsca to jakaś godzina drogi naszym tempem. Nas czekają jeszcze ze dwie godziny, bo nam trzeba będzie znaleźć się w zameczku, do którego prowadzi magicznie ukryta ścieżka, mająca chronić przed ciekawskimi. - opowiedziała Nilsa, nawet się nie zatrzymując. - Jeżeli dobrze pójdzie, to nawet zdążymy na obiad...
Przerwała, usłyszawszy coś dziwnego. W każdym razie nietypowego przynajmniej dla tych stron. Był to tętent kopyt, zbliżający się ku nim od strony miasta. Nie minęła minuta, a spomiędzy drzew wyjechał oddział jeźdźców o różnych herbach. Rycerze byli w hełmach, więc nie dało się dostrzec ich wyrazu twarzy na widok czarodziejki, ale stłumione przez metal: „o szlag!” mówiło samo za siebie. W parę chwil zablokowali drogę, nie pozwalając im na przejście, co jednak bardzo skutecznie utrudniały im spanikowane na widok obu kobiet konie, które chyba nie lubiły ani gryfów, ani wampirów.
- Czym jesteście i w jakim celu przybywacie? - warknął groźnie jeden z nich, potrząsając groźnie obnażoną bronią. Nilsa spojrzała na niego z ukosa i już miała mu odwarknąć coś w stylu: „spadaj na drzewo”, ale zerknęła w stronę wampirzycy, chcąc wiedzieć, co zrobi w takiej sytuacji.
Re: [siedziba magów z Erkadonu] Czy jest coś lepszego niż ma
: Pon Sie 29, 2016 12:38 am
autor: Venetia
Podróż była udręką. Nawet dla niej, zaciętej podróżniczki – którą stała się czy to z własnego wyboru, czy z braku innych możliwości – była niezwykle wyczerpująca. Bardziej niż większość jej wypraw. Bardziej niż ucieczka przed depczącymi jej po piętach strażnikami magicznych masek, których wizytówką były szkarłatne peleryny. Na marginesie, pewnie nadal mają ją na oku, ale po tym, jak Venetia pokazała im, z kim mają do czynienia, wolą trzymać się z daleka. Przynajmniej na razie. Przynajmniej do czasu, kiedy ona i gryfonica dotrą do Erkadoru. Na co na razie się nie zapowiadało, gdyż droga jak dotąd ciągnęła się przez tydzień i była pełna problemów. Pomijając już to, że spowalniała ich nie do końca opanowana przez Nilsę umiejętność poruszania się w nowym ciele, to nieustannie lał się na nie żar promieni słonecznych. Pomimo wielu sugestii wampirzycy nie mogły sobie pozwolić na luksus podróży w nocy. Co znaczy, że szły bez ustanku, zatrzymując się jedynie wtedy, kiedy było to konieczne lub kiedy skrzydła Nilsy, służące Veneti za daszek ochronny przed słońcem, drętwiały i trzeba było je opuścić i pozwolić gryfonicy odpocząć. Wtedy wampirzyca zamieniała się w kruka i szukała tymczasowego schronienia przed parzącym światłem. Później skrzydła Nilsy były jej jedyną ochroną, dawały cień. Mimo to Venetia szczelnie owijała się swoją peleryną, przez co wyglądała bardziej, jakby sama była cieniem. Czuła, jak parszywe światło prześlizguje się pomiędzy piórami i pada na czarny materiał, nie wyrządzając jednak nikomu szkody większej niż uderzenia gorąca. Oczywiście, kwestia jedzenia nie była też bajką. Nie było regularnych pór posiłków. Do diabła, nie było nawet posiłków. Nilsa zrywała z drzew owoce, których część Venetia musiała nieść, by mogła pożywić się, kiedy znowu zgłodnieje. Co do wampirzycy... ona potrzebowała krwi. I tu pojawił się kolejny problem. Jeśli w pobliżu były akurat jakieś zwierzęta, wypijała ich krew, pozostawiając je oczywiście przy życiu. Nie była aż tak smaczna, jak ludzka... ale nie mogła wybrzydzać, nie było żadnej alternatywy. Zdarzały się jednak dni, kiedy oprócz nich nie było żadnej żywej duszy i wampirzyca musiała wędrować z pustym żołądkiem. Wtedy jej towarzyszka pozwalała pożywiać się jej krwią. Wypijała najmniej, ile się dało, tylko tyle, żeby nie głodować. Pomimo wyjątkowego, słodkiego smaku... Czuła się za to winna, ale nie było innego sposobu.
Po tych, dłużących się w nieskończoność, dniach dotarły do celu. Szły powoli po kamiennej drodze, schodzącej lekko w dół. Po obu jej stronach rosły wysokie sosny, a dalej przed nimi, na horyzoncie widoczne były wieżyczki erkadońskich zamków. Venetia wyobrażała sobie magów, których tam spotykają. Czy naprawdę będą w stanie pomóc jej i jej towarzyszce? Wkrótce się o tym przekonają. Na wzmiankę o obiedzie jej myśli spadły na zupełnie inny tor.
- Może będą przygotowani na wypadek wizyty wampira i znajdą jakiś dzbaneczek krwi... – mruknęła posępnie, wiedząc, że będzie musiała radzić sobie w inny sposób.
Spomiędzy drzew wypadli nagle z donośnym tętentem jeźdźcy w pełnym rynsztunku. Venetię zdziwiło to, że mają różne herby. Ustawili się na spanikowanych koniach tuż przed nimi, zagradzając zarówno wejście do miasta, jak i ewentualną drogę ucieczki. Ich zbroje połyskiwały w pełnym słońcu, a grymasy twarzy bynajmniej nie były przyjazne. Jeden z nich, pewnie przywódca, wysunął się lekko do przodu i zaczął machać swoim mieczem, myśląc zapewne, że je w ten sposób wystraszy. Wampirzyca sięgnęła po swoją szablę. Zacisnęła dłoń na rękojeści, trzymając ją w gotowości. Ruch ten mógł umknąć rycerzowi, gdyż skupił się on bardziej na gryfonicy i właśnie ją zapytał, kim są i w jakim celu przybywają. Ona jednak milczała, zerkając na Venetię. „Wampir i pół-gryf, w sprawach, które nie są waszym interesem”. Nie, to raczej nie kupi im przychylności rycerzów.
- Przybywamy, by zasięgnąć wiedzy waszych słynnych magów a naszych sprzymierzeńców – powiedziała, przybierając uroczysty ton.
Pytanie o to, kim są, postanowiła na razie pozostawić bez odpowiedzi, oczekując, że to wystarczy, aby otworzyły się przed nimi bramy Erkadoru.
Re: [siedziba magów z Erkadonu] Czy jest coś lepszego niż ma
: Wto Sie 30, 2016 5:55 pm
autor: Hajime
Od pamiętnego spotkania z maie i smokołaczką minęło wiele tygodni. Pomimo ciekawego początku, los zmusił ich do rozdzielenia się. Hajime bardzo tego nie chciał, ale po tym, czego się dowiedział, uznał, że niestety będzie zmuszony ich opuścić i co gorsza, zrobić to w najgorszy z możliwych sposobów - po cichutku pod osłoną nocy. Czarodziej czuł się z tym bardzo źle, ale obecnie była to jedyna możliwa do podjęcia decyzja, musiał zdobyć więcej informacji. W tym celu zdecydował się udać do jednego ze swoich znajomych z dawnych lat, elfickiego mistrza magii Eldirmora, a to oznaczało wyprawę do wspaniałej górskiej twierdzy Ekradonu...
Dawniej piesza wędrówka na trasie Mroczna Puszcza - Ekradon zajęłaby mu zdecydowanie więcej czasu, niż chciałby na to poświęcić, ale na szczęście, była z nim Eyva. Elficka klacz szybko przyzwyczaiła się tak do czarodzieja, jak i jego dość niecodziennego towarzysza, jakim był biały wilk Surnah. Co prawda, nie można było jeszcze mówić o jakiejś szczególnej więzi między „czworonogami”, ale biorąc pod uwagę, jakie Eyva miała wspomnienia z wilkami. Fakt, że tolerowała obecność „futrzaka” samo w sobie uchodzić mogło za spory sukces. Nie przedłużając więc, wsparcie ze strony silnego grzbietu i szybkich kopyt klaczy okazało się nieocenione w pokonywaniu dystansu, a to, że mogła się paść zarówno na paszy, jak i trawie zdecydowanie należało uważać za błogosławieństwo...
Jak się okazało, ostatnio wiele osób przemierzało trakty prowadzące do twierdzy, a los chciał, by niebieskooki czarodziej wpadł poprzedniego wieczora na grupę zbrojnych wojowników. Jako że podróżowanie w grupie jest zawsze lepsze, niż samotnie, Hajime postanowił razem z nimi spędzić nieco czasu, z nadzieją, że może będzie miał okazję z nimi porozmawiać. Niestety dla niego, mężczyźni nie byli specjalnie szczęśliwi z jego obecności, a już na pewno nie zachwycała ich wizja towarzystwa białego wilka (chociaż mag był gotów zaryzykować założenie, że gdyby mogli, co po niektórzy zrobiliby sobie z niego ozdobę do kominka), ale cóż, jak wiadomo, czarodzieje bywają ekscentryczni, otaczają się dziwnymi towarzyszami, a co najważniejsze, władają tą dziwną magią, więc chcąc nie chcąc, trzeba ich przynajmniej tolerować i podchodzić z należytym respektem...
- Oho, co się dzieje? - zapytał czarodziej, gdy nagle zaczęło się jakieś poruszenie. W jednej chwili jego „towarzysze” podróży dobyli swej broni i zaczęli się wokoło czegoś zbierać. Niestety, trzymający się z tyłu „karawany” czarodziej był za daleko, by coś wypatrzyć, ale nawet z tej odległości jego magiczne zmysły odnotowały swoiste „zawirowania”, sugerujące, że gdzieś w okolicy jest ktoś podobny jemu pokrojem. Nie tracąc czasu, jasnowłosy spiął klacz i szybko skierował się, by zobaczyć, cóż to (lub też, któż to), był powodem tego całego zamieszania.
- Przepuście mnie mości panowie. - zakrzyknął czarodziej, przeciskając się między zbrojnymi, a gdy już mu się udało przepchnąć do „pierwszej linii”, aż podniósł brwi ze zdziwienia. Nie, by czarodziej w życiu nie widział gryfa - co to, to nie. Nie raz nie dwa właśnie dlatego bywał w Ekradonie, by prowadzić obserwacje i badania nad różnicami między dzikimi a oswojonymi stworami, ale takiego gryfa jak ten, którego miał przed sobą nigdy nie widział. I nie chodziło wcale o te ludzkie rysy twarzy, co to, to nie. To okulary zdecydowanie nie pasowały do wizerunku gryfa utrwalonego w pamięci jasnowłosego.
Dodatkiem do „gryfołaka” była jeszcze jakaś kobieta. W jej wyglądzie też było coś, co nie do końca pasowało niebieskookiemu do wizerunku zwyczajnej kobiety na trakcie, ale aktualnie to skrzydlata była zdecydowanie ciekawsza i to pewnie ona była powodem tego całego zamieszania. Śnieżnowłosy mag nie miał wątpliwości co do tego, że „sprawczyni zamieszania” jest zdecydowanie bardziej skomplikowaną istotą, niż się tym zakutym w hełmy łbom wydaje. Magia mocno wokół niej wirowała, nie do końca wiedział jaka (bo przecież zawsze brakowało mu czasu, na poznanie trudnej sztuki czytania aur), ale to wystarczyło, by zachować ostrożność i powstrzymać się od jakichś głupich ruchów.
- Jeśli panowie ciekawi mej opinii... - zaczął znów czarodziej, chociaż dobrze wiedział, że jego opinia ich nie interesuje, ale w tym przypadku nie o to chodziło - Uważam, że nie ma tutaj co robić zbiegowiska, a i niepotrzebne zamieszanie też zbędne. Może opuścicie broń? - zakończył pytaniem, po którym wręcz poczuł, z jaką frustracją dłoń dowódcy zaciska się na orężu, ale nie, maga zupełnie to nie interesowało, zanim bowiem ten coś mu odpowiedział, zwrócił się do dziewczyny.
- Kogo z magów szukasz mości pani, jeśli spytać mogę? Może pomóc będę umieć?
Re: [siedziba magów z Erkadonu] Czy jest coś lepszego niż ma
: Śro Sie 31, 2016 11:21 am
autor: Tiw
Od incydentu ze zniknięciem dwóch ledwo poznanych osób w Arturonie minęło już kilka tygodni, które Tiw spędził w podróży do Erkadonu. Po przejściu przez Smoczą Przełęcz czekała go już tylko prosta droga do miasta. Jeszcze raz przeczytał zawartość tajemniczego listu, który skłonił go do wyruszenia w te strony. „Jeśli chcesz przekonać się jaka moc drzemie w Twoim orężu udaj się do Erkadonu”
„Ech... Żadnego podpisu ani nic podobnego. W jaki sposób mam dowiedzieć się o tym?” – pomyślał, idąc dalej drogą prowadzącą do miasta.
Pogoda dopisywała, słońce świeciło przyjemnie, a lekkie podmuchy wiatru sprawiały, że nie było ani za ciepło, ani za zimno w czasie podróży. Lata podróżowania przystosowały go do ciężkich warunków, jednak taka odmiana mu pasowała. Zbliżając się do Erkadonu na drodze wyprzedzili go jeźdźcy o wielobarwnych herbach. Wśród nich zauważył jednego mężczyznę niepasującego do reszty uzbrojonych towarzyszy. W odróżnieniu reszty wojowników miał on na sobie szatę, a jego twarz okalały długie białe włosy. Wyglądało na to, że rycerze otoczyli kogoś, jednak Tiw nie był w stanie zobaczyć kim ta osoba lub osoby były.
– Jeśli panowie ciekawi mej opinii... – zaczął białowłosy – uważam, że nie ma tutaj co robić zbiegowiska, a i niepotrzebne zamieszanie też zbędne. Może opuścicie broń?- zapytał towarzyszy, a następnie odezwał się do otoczonej postaci.
- Kogo z magów szukasz mości pani, jeśli spytać mogę? Może pomóc będę umieć?
Gdy jeźdźcy rozstąpili się nieznacznie Tiw był w stanie zobaczyć kogo osaczyli. Była to kobieta i stwór, którego nigdy przedtem nie widział.
- Białowłosy - zawołał w stronę czarodzieja. - Kim jest to stworzenie towarzyszące tej kobiecie?
Re: [siedziba magów z Erkadonu] Czy jest coś lepszego niż ma
: Śro Sie 31, 2016 11:39 pm
autor: Nilsa
– Nie pozwolimy wam przejść! – warknął dowódca, nie chowając swego oręża. – A już na pewno nie potworowi!
– Że jak?! – odparła Nilsa, z wyraźnym oburzeniem przytupując łapą. – Wypraszam sobie takie traktowanie! Jestem wyżej urodzona od ciebie, kmiocie. Poza tym nie masz najmniejszych podstaw, żeby mnie zatrzymywać!
– To cho... ona mówi? – zapytał któryś z rycerzy, po czym rozległ się brzęk metalu, najpewniej oberwał w hełm stalową rękawicą. Ktoś powiedział do niego: „cicho bądź”, na czym ów rycerz rzeczywiście poprzestał.
Dowódca rzeczywiście wyglądał trochę na zbitego z pantykału, ale uniesiony miecz sygnalizował, że mowa stali i racja silniejszego bardziej do niego przemawiają. Wyraźnie się zastanawiał, ale szło mu to dość opornie. Zaklął cicho, gdy jego koń przesunął się, by zrobić miejsce dla innego jeźdźca. Nie ośmielił się jednak żeby cokolwiek powiedzieć na ten temat, gdyż postać sama w sobie była chyba sporym autorytetem nawet dla wojowników. Nie ulegało jednak wątpliwości, że to na pewno nie był jeden z nich. Mężczyzna musiał być czarodziejem, Nilsa wyczuła to już w pierwszym momencie, gdy tylko go spostrzegła. Zresztą, po szacie, dobrze wypielęgnowanej brodzie i włosach, albo kosturze można było w nim rozpoznać członka czarodziejskiej braci.
– Wielką radością jest dla mnie, ażeby zobaczyć twą szanowną osobę w tych okolicach. – zadeklarowała Nilsa, skłaniając lekko głowę w geście szacunku do czarodzieja. Jej ogon parokrotnie zamiótł ziemię zamaszystym ruchem, kiedy mówiła. Formuła ta wykorzystywana była dość często w wypadku kiedy młodszy, uczący się jeszcze od kogoś czarodziej spotykał kogoś starszego i być może bardziej doświadczonego od siebie. – Wybaczy mi pan, ale jeszcze się nie poznaliśmy. Ja jestem Nilsa de Atipinise, jedyna uczennica przysłana tutaj na nauki z zamku czarodziejek. A pan to...?
– Dziękuję serdecznie. – Powiedziała Nilsa, gdy tylko usłyszała, jak czarodziej zasugerował rycerzom schowanie broni i powrót do swoich spraw. Przybrała na twarz groźną minę, co chyba wcale nie było potrzebne i jak najszerzej rozłożyła skrzydła, aby dodać sobie autorytetu. – Słyszeliście? Możecie schować broń! To sprawa pomiędzy czarodziejami, nic tu po was! Możecie jechać dalej!
– Stworzenie?! – warknęła Nilsa, po raz kolejny słysząc obrazę skierowaną w jej stronę. Napięła mięśnie, jakby szykując się do skoku na tego nieszczęśnika, który ośmielił się ją tak nazwać. Powstrzymała się jednak na groźnym, bojowym uderzaniu ogonem o ziemię. – Jestem czarodziejką czystej krwi, a nie żadnym stworzeniem! I jeżeli wam zależy, to bardzo chętnie udowodnię wam, że to prawda! Mnie to akurat nie zaboli, ale na waszym miejscu odpuściłabym. – oświadczyła gryfonica, po czym w jednej łapie zmaterializowała zielonkawą kulę energii. Była ona tylko pogróżką, ale za to wyjątkowo skuteczną. Zielony kolor niemal od razu skojarzył się wojownikom ze zmieniającą ludzi w żaby wiedźmą, a od takiej woleli trzymać się raczej z daleka. Dowódca wydał rozkaz, po czym tył oddziału zaczął zawracać, tak że już po jakichś dwóch minutach stał się jej przodem. Rycerze jednak nie kwapili się, by szybko odjeżdżać i kilku z nich pozostało na miejscu razem z dowódcą, który też trochę się wycofał. Czego dokładnie chcieli? Trudno powiedzieć. Chyba że po prostu chcą mieć o czym gadać w karczmach i teraz łowią każde ich słowo, żeby potem zamienić je na plotki...
Re: [siedziba magów z Erkadonu] Czy jest coś lepszego niż ma
: Czw Wrz 01, 2016 7:43 pm
autor: Venetia
Rycerz, czy kimkolwiek był mężczyzna blokujący wejście, zagroził, że nie pozwoli im przejść. Rozzłościło ją to – dlaczego nic nie może być proste? – nie bardziej jednak niż Nilsę, kiedy padło słowo „potwór”. Venetia nie mogła pozwolić na taką zniewagę względem jej towarzyszki. Osoby, która swoimi skrzydłami nieustannie chroniła ją przed tymi parszywymi promieniami słonecznymi. Chwyciła swoją szablę i krzyknęła:
– Jak śmiesz ją tak nazwać? Nie wiesz, z kim masz do czynienia – kiedy mówiła, widoczne były jej dłuższe niż u przeciętnych ludzi kły.
Rycerz zdawał się zmieszany, potarł czoło i spojrzał po pozostałych jeźdźcach, jakby szukając ich wsparcia. Nie otrzymawszy żadnej odpowiedzi, spojrzał ponownie na dziwnych przybyszów, a jego wzrok powoli przetoczył się z wycelowanej w niego szabli na Nilsę. Był zdumiony, że ów „potwór”, jak ją przed chwilą określił, potrafi mówić. Co więcej, sprzeciwia się i mówi o wyższej pozycji społecznej. Zapewne, było to dla niego zbyt wiele nieprawdopodobności jak na jeden dzień. Wpatrywał się w nie w głębokim zamyśleniu, kiedy przed tłum zaczął przedzierać się inny jeździec. Swoim wyglądem odbiegał od reszty. Zamiast zbroi, nosił długi szary płaszcz, a jego włosy, tak samo, jak broda, były śnieżnobiałe. Venetia zwróciła uwagę na jego oczy, przeraźliwe niebieskie, zamyślone, kryjące w sobie przenikliwość i inteligencję. Nie wątpliwie, nie był jednym z tych tępych rycerzy.
Po jego pytaniu zaczęła żałować, że dodała „naszych sprzymierzeńców”. Bądźmy szczerzy, nie ma tutaj żadnych sprzymierzeńców, nie jest nawet pewna, czy znajdzie tu jakichkolwiek magów. W dodatku nie wiedziała, jaki czarodziej byłby w stanie cofnąć albo chociaż zmniejszyć skutki ciążącej na niej klątwy. Wiedziała tylko, że nie zrobi tego pierwszy z brzegu mag nieposiadający wystarczającego doświadczenia. Zakłopotana schowała szablę z powrotem pod pelerynę, wciąż jednak trzymając dłoń na rękojeści i spojrzała na gryfonicę, oczekując, że wymyśli ona jakąś sensowną odpowiedź. Nilsa i mężczyzna o białych włosach zaczęli wymieniać różne uprzejmości i zwroty grzecznościowe, jeźdźcy byli coraz bardziej zakłopotani, a ona zastanawiała się, czy to wszystko jest naprawdę konieczne, żeby móc przekroczyć bramy Erkadoru.
– Przydałby się ktoś, kto się zna na rzeczy – mruknęła na tyle cicho, że chyba tylko Nilsa mogła ją usłyszeć. Czarodziejka posłała jej karcące spojrzenie.
Wojownicy nie schowali broni, czego można było się spodziewać.
– Obawiam się, że możecie tego wkrótce pożałować – zaśmiała się, kierując spojrzenie na ich przywódcę.
Gdzieś ze środka oddziału dało się słyszeć pytanie, czym jest to stworzenie. Venetia asekuracyjnie wyciągnęła rękę w stronę Nilsy, widząc jej reakcję. Westchnęła tylko, kiedy nad jej dłonią pojawił się zielonkawy płomień. Wampirzyca postąpiła o krok do tyłu, pozostając jednak w cieniu, który rzucały skrzydła jej towarzyszki. Nie planowała mieszać się w sprawy czarodziejów, postanowiła obserwować zaistniałą sytuację, licząc na to, że sama się rozwiąże.
Re: [siedziba magów z Erkadonu] Czy jest coś lepszego niż ma
: Pią Wrz 02, 2016 8:55 am
autor: Hajime
– To próbuję ustalić. – odkrzyknął do jednego z mężczyzn Hajime, który najchętniej rozwiązałby całą sprawę przy herbatce i jakimś ciastku, ale niestety, ani miejsce ku temu nie sprzyjało, ani też żadnego ciastka przy sobie nie posiadał (a chętnie by coś wypiekł, gdyby miał jak). Sytuacja należała do niecodziennych, ale nie oszukujmy się, nie była też niczym na tyle dziwnym, by wprowadzić doświadczonego maga w jakąś większa konsternacje. W ciągu ostatnich kilkudziesięciu lat życia naoglądał się stworów równie dziwnych, jak ta tutaj, a pochodzących z najróżniejszych otchłani czy też czeluści. Czarodzieja bardzo ciekawiło go, czy stworzenie potrafi mówić, a jeśli tak, to w jakim języku?
Jak się chwilę później okazało, przynajmniej w tym zakresie jego ciekawość została zaspokojona. Stworzenie nie tylko potrafiło mówić, ale nawet jasno przedstawiło swą osobę i wyjaśniło, kim jest. Świadomość, że ma do czynienia z czarodziejką nieco zasmuciło Hajime – nie, by miał coś przeciw przedstawicielom własnej rasy (a na pewno nie wszystkim), ale od razu spotkanie straciło nieco ze swego uroku i tajemniczości. Niebieskooki nie raz, nie dwa słyszał o niezwykłych transformacjach, jakich dokonywali jego pobratymcy, więc zamienienie się w mieszankę gryfa i kobiety nie było niczym specjalnie dziwnym. Oczywiście, trybiki w ciekawskiej głowie jasnowłosego od razu zaczęły pracować i domagać się odpowiedzi, po co w ogóle takie przemiany czynić, ale po pierwsze, znów nie było to ani czas, ani miejsce, a po drugie (i ważniejsze), mogło to się okazać niegrzeczne – ekscentryczni czarodzieje zwykle mieli równie ekscentryczne powody swoich decyzji i przy pierwszym spotkaniu nie należało ich napadać takimi pytaniami.
– Hajime z rodu Shin Saiken. Miło mi panią poznać. – odpowiedział niebieskooki, odwzajemniając pozdrowienie. Nie czuł się jakoś specjalnie niezwykłą osobą, w zasadzie, jeśli Nilsa cokolwiek o nim wiedzieć mogła, to tyle, że kiedyś narobił rabanu na wielkiej radzie i tyle go widzieli. – Dawno nie byłem na zamku czarodziejek. Mam nadzieje, że wszystko u nich dobrze. – kontynuował wymianę uprzejmości niebieskooki, po części trzymając się protokołu, po części istotnie będąc zaciekawionym co dobrego w szacownej twierdzy słychać (w zasadzie, tam też mógłby się udać, poszukać odpowiedzi, może nawet byłoby to łatwiejsze, niż w klasztorze mrocznych sekretów?).
– To chyba, nie będzie konieczne... – przemówił, podnosząc dłonie w pojednawczym geście, bardzo chcąc uniknąć wymiany energetycznych kul ze stalą broni i strzał. Po prawdzie obie strony wydawały mu się być aktualnie równie bitne i uparte, pytanie tylko, kto by tutaj gorzej wyszedł i kogo by potem musiał naprawiać.
– Polecam panom zrobić tak, jak sugeruje pani de Antipinise. Czyli wy wrócicie do swoich spraw, a my czarodzieje załatwimy swoje. – „i nie zamienimy tej okolicy pobojowisko” dodał w myślach, siląc się na uśmiech. Sytuacja wydawała się opanowana, ale to nada była beczka prochu, a wystarczyłaby jedna iskra i...
Re: [siedziba magów z Erkadonu] Czy jest coś lepszego niż ma
: Czw Wrz 08, 2016 3:04 pm
autor: Tiw
Przed oczyma Tiwa odegrała się ciekawa scena, wyglądało na to, że jego komentarz względem czarodziejki został przypisany jednemu z jeźdźców, co wywołało lekkie zamieszanie. Białowłosy próbował opanować sytuację, wymieniając grzeczności z nietypowo wyglądającą kobietą.
– To chyba, nie będzie konieczne... – powiedział Hajime, kiedy w ręce Nilsy pojawiła się kula płomieni, które o dziwo miały barwę zieloną.
– Polecam panom zrobić tak, jak sugeruje pani de Antipinise. Czyli wy wrócicie do swoich spraw, a my czarodzieje załatwimy swoje. – po tych słowach jeźdźcy, niechętnie, ale bez komentarza pojechali w stronę miasta. Tiw pozostał w miejscu, w którym stał wcześniej i kiedy jego wzrok skrzyżował się ze wzrokiem z Nilsą kłaniając powiedział:
– Musi mi pani wybaczyć mój niemiły komentarz, nigdy przedtem nie widziałem czarodziejki o tak specyficznej urodzie. – kontynuował, wyprostowując się – Nazywam się Tiw Bearsar, miło mi was poznać.
Re: [siedziba magów z Erkadonu] Czy jest coś lepszego niż ma
: Nie Wrz 11, 2016 9:32 pm
autor: Nilsa
– Dam sobie radę, spokojnie. – mruknęła Nilsa do wampirzycy, kiedy ta wyraziła swoje wątpliwości. Nie, żeby coś, ale potrafiła sobie poradzić z grupką zbrojnych, a to choćby dlatego, że wystarczyło ich tylko przestraszyć. W takiej sytuacji jak ta, która właśnie zaistniała, Nilsa nie musiała się obawiać. Wystarczył sam groźny wygląd, żeby wojowie zrezygnowali z walki. Nieliczni pozostali też chyba już chcieli się stąd zabierać. Ale przecież, nikt ich tu nie trzymał. Czarodziejka zrobiła w miarę spokojną minę, po czym oświadczyła: – No już, nie każcie im na siebie czekać. Poradzimy sobie bez was.
– To bardzo miłe spotkanie, panie Hajime. – zapewniła Nilsa, chcąc zyskać sobie przychylność nieznajomego czarodzieja. W końcu teraz każda pomocna dłoń była jej potrzebna. – Ja niestety też dawno tam nie byłam, od jakichś trzydziestu lat... Właściwie to byłam tu na izolacji, ze względów bezpieczeństwa. Tutaj przynajmniej nie zagrażałam pozostałym uczennicom. Ale to wcale nie z powodu... tego – oświadczyła, pokazując na dolną połowę swojego ciała. – Ale... to dłuższa historia, lepiej opowiedzieć ją przy herbacie. Masz może ochotę, by przybyć do nas w gościnę? Moi mentorowie na pewno nie będą mieli nic przeciwko.
Czarodziej zachowywał się pokojowo. Wobec niej nawet bardzo, co przynajmniej według niej było bardzo miłe. Nie dopytywał się o nic, jak można by się było tego spodziewać, z czego wnioskowała, że był osobą cierpliwą. W końcu odznaczał się długowiecznością i chyba nawet nigdzie się nie spieszył. To dobrze, może nawet zgodzi się na wizytę w Erkadońskiej siedzibie. Chociażby dla obiecanej herbatki.
W pewnej chwili jeden z wojów wystąpił, choć czarodziejka nie bardzo wiedziała, po co to zrobił. Czyżby jednak chciał się bić, ażeby po zwycięskiej walce z potworem na śmierć i życie, podarować ten jakże szlachetny czyn swojej ukochanej? Z wyglądu był całkiem spory, co tłumaczyłoby aż takie zuchwalstwo. Nilsa pomyliła się jednak co do jego intencji, rudowłosy po prostu przeprosił za swój wcześniejszy komentarz. No tak. Mądry rycerz po szkodzie.
– Mylisz się. Mogę ci wybaczyć, ale wcale nie muszę. – oświadczyła Nilsa, takim tonem, że niemożliwym było stwierdzić, czy czuje się w nastroju, żeby wybaczyć, czy też nie. – A „specyficzną urodę”, możesz podziwiać tylko dlatego, że nie miałam ze sobą zestawu do makijażu. – mruknęła ciszej czarodziejka. „Takiego składającego się z maksymalnej możliwej liczby czarodziejów i zgrabnego rytuału.” – dodała Nilsa w myślach.
Re: [siedziba magów z Erkadonu] Czy jest coś lepszego niż ma
: Sob Wrz 17, 2016 9:06 pm
autor: Venetia
– Nie wątpię w to, że sobie poradzisz – syknęła do czarodziejki – Wręcz przeciwnie. Nie chcę, żebyś zamieniła to miejsce w pobojowisko, jasne?
Wiedziała co nieco o czarodziejach, gdyż w czasie swoich licznych podróży spotkała niejednego. Zaczynając od ulicznych magików, bawiących przechodniów pokazami sztucznych ogni albo sztuczkami ze znikającymi kartami, a kończąc na potężnych magach, zdolnych jednym kiwnięciem ręki zniszczyć całe miasto. Wniosek, poparty jej doświadczeniami, jest oczywisty – nie warto drażnić ani jednych, ani drugich. Przy czym, tych drugich szczególnie. Na szczęście, ze strony Nilsy nie miała czego się obawiać.
Białowłosy natomiast... wydawał jej się nieco podejrzany. Nie miała zaufania do magów, którzy swoim przenikliwym spojrzeniem zdają się zaglądać wprost do duszy rozmówcy. Chociaż... wydawał się miły, ale to mogą być jedynie pozory. Należy być ostrożnym, nie chciała wcale, żeby zamienił ją w żabę albo coś takiego. Nilsa jednak traktowała go jak kogoś nie dość, że godnego zaufania to jeszcze szacunku. I tak właśnie, ich uprzejmości nie miały końca. Po sposobie, w jaki czarodziej udzielał odpowiedzi oraz po tym, że nie narzucał się z niepotrzebnymi pytaniami, Venetia wywnioskowała, że jest on raczej osobą spokojną i cierpliwą. Zmierzyła go wzrokiem, zastanawiając się, czy będzie umieć odczarować jej towarzyszkę albo przynajmniej znaleźć amulet, który mógłby, chociaż na chwilę zatrzymać ciążącą na niej klątwę. Wtedy też padła propozycja herbatki. Przypomniało jej to, jak bardzo jest spragniona. Jeśli ci rycerze nie odjadą jak najszybciej, jeden z nich będzie musiał „pożyczyć” jej trochę swojej krwi.
Na ich szczęście, a ogromne rozczarowanie wampirzycy, wojowie zaczęli zawracać. Wszyscy, oprócz jednego, który niewzruszenie stał tam, gdzie wcześniej tak, jakby rozkaz odwrotu go w ogóle nie dotyczył. Rudowłosy, potężnie zbudowany mężczyzna zbliżył się do nich niespiesznym krokiem i przeprosił Nilsę za swój wcześniejszy komentarz.
– Cóż za urocze spotkanie – powiedziała po chwili wampirzyca z nutką ironii słyszalną w głosie. Nie należała do cierpliwych osób oraz lubiła być w centrum uwagi – Venetia d’Ambray.
Chciała dodać „wampir, w wolnym czasie niezdarny złodziej”, ale w końcu jedynie wyciągnęła przed siebie rękę, uśmiechając się nieznacznie.
Re: [siedziba magów z Erkadonu] Czy jest coś lepszego niż ma
: Śro Wrz 21, 2016 7:50 pm
autor: Hajime
– Tak, na herbatę pora zawsze jest dobra... – westchnął niebieskooki czarodziej, obserwując, jak sytuacja się powoli rozładowuje. Jasnowłosy zmusił się na pogodny, chociaż zmęczony uśmiech, chociaż jeszcze nie tracił czujności, życie bowiem aż za dobrze nauczyło go, że właśnie w takich momentach coś lubi się zepsuć...
W momencie, gdy wojownik, czarodziejka i wampirzyca (o której Hajime jeszcze nie wiedział, że wampirzycą jest), wymieniali dalsze uprzejmości, „brodacz” zsiadł ze swojej klaczy, niegrzecznym bowiem było rozmawiać z grzbietu konia, po czym poklepawszy wierzchowca z aprobatą, sięgnął do juków. Ze swojego „składziku” niebieskooki wyciągnął niewielki żeliwny czajniczek, który pomimo lat nadal „nie chciał” pokryć się rdzą, wlał do niego wody z manierki, po czym zaczął rozglądać się za jakimś suchym drewnem.
– Proponuję zrobić sobie małą przerwę, nie mają panie i pan nic przeciwko? – zwrócił się w końcu do pozostałych, mając nadzieję, że wyłapią odpowiednią aluzję. Może i zbrojni mężowie postanowili nie mieszać się w sprawy magów, to jednak Hajime wolał poczekać, aż „kolorowa gromadka” się bardziej oddali. W zasadzie jasnowłosy nie był do końca przekonany, czy dumni szlachcice puszczą tak płazem tę jawną zniewagę, jakiej tutaj doświadczyli, nawet, a może zwłaszcza dlatego, że byli to czarodzieje.
– Mam całkiem dobry napar ziołowy. Zaparzenie nie potrwa długo, a przed nami jeszcze nieco drogi, prawda? – kontynuował niebieskooki pogodnie, stojąc przed nimi, w jednej ręce trzymając czajniczek, a w drugiej pierwsze podniesione patyki. Poza oddaleniem się wojów, niebieskooki chciał nieco lepiej poznać nowych znajomych. Jak przystało na starego maga, mimo wszystko podchodził z pewną dozą nieufności względem pobratymców – zwykli nieznajomi mogli co najwyżej spróbować ukraść mu sakiewkę, władający mocą, cóż... Od razu należy zaznaczyć, że jasnowłosy nie należał do tych, którzy oceniają kogoś po wyglądzie, nawet tak niecodziennym, jak ten prezentowany przez czarodziejkę. Był on całkiem intrygujący, ale cóż, niektórzy magowie byli ekscentryczni, jedni woleli kolorowe szaty, inni zmieniali się w najróżniejsze stworzenia...
Re: [siedziba magów z Erkadonu] Czy jest coś lepszego niż ma
: Wto Mar 28, 2017 11:10 pm
autor: Pani Losu
Zebrane przed bramami miasta towarzystwo faktycznie było dosyć specyficzne. Zwłaszcza dla rudego wojownika, który nie przywykł widywać nie tylko czarodziei posiadających zmodyfikowane ciała, ale i innych, którzy mieli nieco bardziej naturalne kształty. W dodatku odnosił wrażenie, że trudno będzie mu dogadać się z dumną kobietą, którą jednym zdawało by się niewinnym zdaniem najwyraźniej zdenerwował na tyle, że nie zamierzała powstrzymywać ciętych uwag, które cisnęły się jej do gardła. A przecież ją nawet przeprosił... to jednak nie wystarczyło.
Zaraz też ze zdumieniem zobaczył jak białowłosy szykuje się do parzenia ziół. Naprawdę zamierzał to zrobić? Tu? W tym miejscu? Tak jak stali?
Czarodzieje naprawdę byli ekscentryczni... z resztą towarzysząca pół-gryficy kobieta też nie wydawała się być zwyczajną osobą. Ciągle stała w cieniu skrzydeł i najwyraźniej bardzo uważała na to, aby nie wyjść poza chroniony od słońca obszar. Czyżby miała aż tak wrażliwą skórę?
- No cóż... w takim razie ja będę się zbierał. - Zadecydował Tiw, który jakoś w tym momencie nie miał specjalnej ochoty na herbatę. Nie chciał też dalej naprzykrzać się drażliwej czarodziejce, bo w końcu mogłoby się zrobić nieprzyjemnie. Czy nie lepiej więc było zniknąć zawczasu niż później żałować?
- Przepraszam, że nie zostanę dłużej, ale mam swoje sprawy do załatwienia. Do widzenia. - Pożegnał się i ruszył w swoją stronę pozostawiając dwójkę czarodziei i wampirzycę samych z ziółkami.
Tiw - Ciąg dalszy