Szczyty FellarionuMiędzy Bogiem a miastem.

Pokryte śniegiem malownicze góry kryjące w sobie wiele tajemnic. Rozciągają się od granic Rododendronii aż po tereny hrabstw Wybrzeża Cienia. Dom Fellarian.
Awatar użytkownika
Kavika
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 114
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Kavika »

- Właśnie, skąd ty mnie znasz? – powtórzyła pytanie z wyrzutem wskazując na siebie palcem, a przy okazji drugą ręką wymachując gdzieś z pretensją do świata. Chciała nawet przeciągnąć liczbę pytań, ale Yastre skutecznie skupił na sobie całą uwagę dziewczyny.
Oczy poszerzyły się jej ze zdziwienia. Faktycznie była zła na tą dwójkę, ale nie sądziła, że aż tak bardzo wpłynie to na panterołaka. Ona doskonale wiedziała, że za kilka godzin, a kto wie, może nawet jeszcze tej nocy, rozmawiałaby z nim dalej. Zresztą teraz to już nieważne co się stało! Jakieś zbiry naprawdę na nią polowały! I tylko to w tym momencie się liczyło.
Tak więc gniew jasnowłosej ugasił się mimochodem, dzięki czemu Wei ze spokojem mógł objąć Kavikę w pasie. Śledziła go uważnie wzrokiem, ale jej mina ewidentnie wyrażała zastanowienie z kategorii „Co on robi?”. Zupełnie jakby zapomniała, że chwilę temu dała niezłą burę i jemu i elfce.
- Ahm… - Zaciągnęła się powietrzem na ostatnie słowa złodzieja. Jeszcze chwilę wpatrywała się w niego wciąż z naburmuszonymi policzkami i brwiami, które teraz niemalże idealnie rysowały się w jednej prostej linii. W końcu jednak jej skupienie prysło.
- Chwila, chwila, chwila, chwila…! - Machała przecząco dłońmi uzyskując ponownie dystans od panterołaka. – Nie wiem co tutaj się dzieje. Nie wiem czy koniecznie chcę to wiedzieć! Moja wiedza ma ograniczać się jedynie do ciała i leczenia. – Dzieliła prostymi palcami obszary w powietrzu tworząc tym samy podpunkty. – Wykładam na uczelni i wyjeżdżam badać grzyby. – Ciągnęła dalej na głos analizując wszystko, co wskazywało na brak jakichkolwiek powiązań z bandytami. Dopiero teraz nawiązała z jakimikolwiek bliższy kontakt! – Ja mam tylko prać, gotować i wyjść za mąż! – mówiła coraz bardziej nerwowym głosem. – Żeby ino tatusiek się nie złościł, a gdy zyskam wiek pomarszczonej staruchy miała potomstwo… To oznacza… ŻE SIĘ NIE ZADAJE ZE ZBIRAMI! – podsumowała swoją wypowiedź spoglądając w swój wyrysowany w powietrzu podział. Dopiero teraz uniosła wzrok na dwójkę.
- Nie przypominam sobie, żebym miała znajomych złodziei. Ani zabójców. A tym bardziej gwałcicieli… - Kierowała zniesmaczony wzrok na elfkę nie zważając na to czy kogokolwiek uraziła. – Dlaczego więc mieliby chcieć mnie napaść?
Zabójczyni stała w milczeniu. Elfka nie była zbyt skłonna odpowiadać na tego typu pytania w towarzystwie Yastre, z drugiej strony jednak chyba nie miała szans wygonić go daleko poza krawędzie tego lasu. Usta jej wygięły się w niesmaku, gdzieś jeszcze na chwilę zaczepiała wzrok na okoliczne pnie, aż w końcu się przełamała.
- Chcą ustalić gdzie jest zagajnik – odpowiedziała, jak zawsze skrawkowo.
Kavika uniosła brew, ale wiedziała o co chodzi.
- Na co im mój zagajnik? Przecież tam są… Ooooo! Tam są tylko…
- Nimfy – dokończyła czarnowłosa. - Ów bogaty gbur zażyczył sobie do burdelu sprowadzić kilka takich okolicznych piękności. –Skrzyżowała ręce na klatce piersiowej. – Nawet sobie nie wyobrażasz ile wart jest taka nimfa… Gnoje ustalili sobie nową modę. Znajdź jakąkolwiek, która nie ściągnie cię pod wodę, nie zabije lub nie zrobi z ciebie niewolnika. Trzeba więc szukać takich młodych, głupich i niedoświadczonych…
Wzruszyła elfka ramionami, co w żaden sposób nie wyrażało obojętności. Podkreśliła tylko swoje prychnięcie i brak szacunku do kolejnego wymysłu najprawdopodobniej jakiegoś człowieka. Wystarczyło znaleźć grupę dobrze wyszkolonych patałachów, kilka zwierząt, które go usłuchają. Coś jak Yastre, taki sobie posłuszny kociak – tych myśli elfka nie wyraziła na głos. Gdy już wiedziała, że blond piękność jest jej połowicznie klientem musiała się nieco bardziej podporządkować. Ale tylko odrobinę.
Kavika zaś stała blada w transie dezorientacji. Ona doskonale wiedziała, że wiele nimf zradza się we wspomnianym zagajniku, niedaleko jej chatki. Wzrok jej błądził po okolicy. Głaskała się po ramieniu jakby szukając jakiegoś wyjścia z sytuacji. Nie mogła niczego znaleźć. Wszelkie dźwięki w okolicy rozmywały się w jej umyśle, nie słyszała niczego ani nikogo. Tylko łomotanie serca i sznur, który ściskał jego ściany. Ciągnął w dół. Czy teraz wszystko straci?...
To był jej dom. Moment wyzwolenia. To właśnie wśród nimf odnalazła siebie i swoje przeznaczenie. Tutaj jej życie zwróciło się ku nowemu celu, nabrało kształtów i nadało odrobinę sensu nudnej egzystencji. Kavika, świadek zradzania się natury. Energia, która daje życie i szansę na emocjonalne odebranie świata. Czy teraz głupi wybryk ludzi mógł zniszczyć cudowny dar?
- Nie… Ja nie mogę… Ja muszę tam iść! – zapowiedziała wreszcie swoją decyzję. Odwróciła się gwałtownie i tym razem zerwała się do biegu. O wiele szybsza elfka pochwyciła jasnowłosą i wstrzymała.
- Zaczekaj! Nie możesz!
- Jak nie mogę?! Ja wręcz powinnam! – Kavika szarpnęła się nieskutecznie.
- Uspokój się! Przemyśl to…
- Ja nie mam nad czym się zastanawiać!
- Jeśli tam pójdziesz, wyczują twój zapach!
- A niech nawet czują smród końskiego zada! - krzyczała dalej jasnowłosa w szarpaninie. - Zostaw mnie! - Elfka starał się nie zrobić krzywdy swojej nowej podopiecznej, ale niezborność ruchów Kaviki po raz kolejny zaskoczył zabójczynię w swojej skuteczności. Z siłą musiała chwycić ją za ramiona i uderzyć o pień drzewa. Uzdrowicielka zamilkła cicho jęcząc z bólu, a ukradkiem mierząc wzrokiem swojego napastnika.
- Tylko wtedy to już skażesz mieszkanki zagajnika na pewną śmierć! Ale ty jesteś głupia! Niby wykładowca, a taki tępy but! Poza tym, jak chcesz im pomóc w takim wycieńczeniu? Zobacz jakie masz podkrążone oczy, rana wciąż niezagojona na ręce, nogi uginając się pod ciężarem i w dodatku jesteś jeszcze wolniejsza niż normalnie… Istna przynęta! Kto wie czy już ta twoja krew nie rozniosła się po okolicy! Nie rozumiesz?! Jesteś zwierzyną. – Niemalże przylgnęła twarzą w twarz z Kavką, którą przygniotła niechciana racja elfki. – Rozpalmy ognisko i odpocznijmy.
Awatar użytkownika
Yastre
Kroczący w Snach
Posty: 212
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Panterołak
Profesje: Rozbójnik , Włóczęga
Kontakt:

Post autor: Yastre »

        Yastre wydął wargi w wyrazie niezadowolenia - Kavika znowu mu uciekła. Chociaż wcześniej pozwoliła się przytulać, więc chyba nie była na niego jakoś bardzo zła, a to wystarczyło, by dąsy panterołaka minęły nim się na dobre zaczęły. Poprawę humoru widać było po tym, jak jego ogon podniósł się do góry i spokojnie falował jak trawa na wietrze. Zabawnie, niczym bardzo mądry pies słuchający swej pani, przekrzywił głowę na bok, gdy jego dziewczyna nerwowo tłumaczyła gdzie jest jej miejsce na świecie i dlaczego nie ma ono żadnego związku z bandytami. Nie, by właśnie nie przebywała w towarzystwie dwójki z nich. Ale hej, nie mieli złych zamiarów! A przynajmniej zmiennokształtny nie miał, chciał być wręcz bohaterem i pomóc jak tylko będzie mógł. Entuzjazm znowu wylewał mu się uszami.
        - Też tak chcę! - zawołał z przekonaniem, gdy Kavika mówiła o gotowaniu i wychodzeniu za mąż, nawet rękę podniósł jakby się zgłaszał na ochotnika do takiego życia. Nie było wcale tajemnicą, że dla Yastre taki żywot byłby spełnieniem marzeń: z żoną, chmarą dzieci, w jakiejś chatce w lesie. Mógłby polować, łowić ryby, bawić kocięta, a jego ukochana by gotowała i przyjmowała kwiatki od niego… Kavika bardzo by mu pasowała do tego obrazka.
        - Ja tylko kradnę! - zastrzegł, unosząc ręce do góry w obronnym geście. W jego oczach wybielało to go wystarczająco, by żadna kobieta nie musiała się go obawiać i by nie został wrzucony do wspólnego worka z podpisem “zbiry”. Jak już zostało powiedziane wcześniej, był bardzo porządnym facetem.
        Obie kobiety zgodnie postanowiły ignorować panterołaka, pogrążone w rozmowie między sobą. Yastre spokojnie czekał i się nie wtrącał, czujnie obserwował tylko elfkę, czy ta przypadkiem czegoś nie kombinuje. Widać było, jak rysy jego mięśni nabrały twardości - kot gotował się do skoku. Z początku na jego obliczu malowała się dezorientacja - po co zadawać sobie tyle trudu, by znaleźć jakiś zagajnik? Mało to drzew rosło wkoło? Po zmianie na twarzy Kaviki zrozumiał jednak, że chodzi o coś znacznie poważniejszego i chwilę później przekonał się, iż w istocie nie są to przelewki. Dobitne wyjaśnienia elfki sprawiły, że najpierw szczęka mu opadła, a gdy już ją pozbierał, wyszczerzył lekko zęby i gniewnie zmarszczył brwi - był oburzony i wściekły. Gdyby w tym momencie wskazano mu miejsce zamieszkania tego zwyrodnialca, który wymyślił sobie łowy na nimfy, pewnie Yastre przerobiłby go na bardzo drobno siekany tatar. Zmiennokształtny był wyjątkowo przewrażliwiony na traktowanie innych ras rozumnych w kategoriach zwierząt bądź przedmiotów, a gdy kwestia dotyczyła kobiet, oburzał się sto razy bardziej.
        - Czekaj! - zawołał. Kavika mogła chcieć biec czym prędzej do domu, ale w towarzystwie były dwie osoby szybsze od niej - elfka i zmiennokształtny. To jednak kobieta pochwycił spanikowaną Kavkę. Nie przez to, że Yastre był za wolny, on jednak zamierzał zagrodzić swej ukochanej drogę i przez to stracił trochę czasu. Zaraz doskoczył do obu kobiet, górował nad nimi i pilnował, by nie zrobiły sobie krzywdy nawzajem.
        - Nie tak mocno! - warknął, gdy elfka pchnęła Kavikę na drzewo. Złapał zabójczynię za ramię, by kontrolować jej ruchy i w razie czego odepchnąć ją od swojej dziewczyny. Nachylił się, by mówić do jej szpiczastego ucha. - Ona jest delikatna, nie zrób jej krzywdy.
        Yastre tak stał i łypał to na elfkę, to na Enthe i po samym wyrazie twarzy trudno było stwierdzić, co sobie myśli. Był bardzo czujny, to akurat łatwo było poznać po tym, jak poruszały się jego uszka i ogon, co jakiś czas wydymał też nozdrza - pewnie węszył. W końcu, gdy napięcie trochę zeszło i Kavika chyba trochę się uspokoiła, panterołak uznał, że czas zabrać głos.
        - Ciebie faktycznie łatwo wyczuć - powiedział bez cienia zakłopotania. - Jak cię goniłem po tej walce, to na węch, nie? Tamtych gnojków nie czułem, ale ciebie tak. A krew czuć jeszcze mocniej, zwłaszcza jak drapieżnik niucha. Fresia ma rację, nie ma co się wychylać. Ja tam jestem wyspany i najedzony, mnie to tam nie rusza, ale ty powinnaś odpocząć. Jak oni chcą za tobą trafić do tego zagajnika, to nie ma co się spieszyć by tam wracać, trzeba coś zjeść, wyspać się i wymyślić co zrobić.
        - Kocie, ty gadasz całkiem do rzeczy - zauważyła zaskoczona elfka.
        - Bo nie jestem głupi - odpowiedział zaraz panterołak z lekką pretensją w głosie. Bez proszenia o zgodę schylił się i wziął Kavikę na ręce.
        - Chodźmy - zarządził. - Ja cię poniosę, byś się nie męczyła i nie zostawiała śladu.
        - Lepiej przyznaj, że szukałeś pretekstu by ją obłapiać - sarknęła Fresia, lecz Yastre ją zignorował. Kavika mogła zauważyć, że zmiennokształtny aż przygryzł wargi z wysiłku, by nie odpowiedzieć jakimś mało wybrednym komentarzem.
        - To nie jest fajne - burknął w końcu, idąc w bliżej nieokreślonym kierunku, szukając miejsca na postój, gdzie będzie można porządnie wypocząć i rozpalić ognisko. - Takie polowanie na myślące istoty jest… tak nie wolno. One nikomu nic nie zrobiły. Nimfy w życiu widziałem tylko z daleka, są delikatne i śliczne. Tylko potwór by skrzywdził takie stworzenie. Ludzie myślą, że jak chcą, to mogą sobie z każdego zrobić zabawkę, założyć obrożę i kazać skakać przez płonącą obręcz. Tylko przez to, że wygląda się inaczej. Ja się nie zgadzam na coś takiego - powiedział, patrząc Kavice w oczy, jakby prosił ją o zrozumienie.
        Panterołak nie uszedł daleko, gdy przystanął i z krótkim “tutaj” odstawił swoją dziewczynę na ziemię, ostrożnie jakby była ze szkła. Wybrał miejsce w lekkim zagłębieniu terenu, wśród drzew i krzewów, które osłaniały od wiatru i nieprzychylnych spojrzeń. Było tu kilka dobrych miejsc na legowiska i dość przestrzeni, by rozpalić ognisko bez podpalania lasu.
        - Kavika... - Yastre nie wiadomo skąd wyciągnął niewielki nóż i zbliżył się do blondynki.
        - Ej, a ty co?! - Elfka rzuciła się do niego, lecz panterołak spojrzał na nią morderczym wzrokiem, który osadził ją w miejscu. Bez zbędnych tłumaczeń drasnął się w palec i ścisnął brzegi rany, by na opuszku zebrała się duża kropla krwi.
        - Pij - zwrócił się do Kavki. - Szybciej wyzdrowiejesz.
Awatar użytkownika
Kavika
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 114
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Kavika »

Kavika bezpretensjonalnie dała się uchwycić w ramiona zmiennokształtnego. Wciąż wypełniona była wątpliwościami, rozterką, a przede wszystkim strachem o przyszłość. Spojrzała na niego ignorując komplet wypowiadanych dialogów między dwojgiem. Na chwilę skuliła się w jego objęciach szukając schronienia, bo kto jak kto, ale Kavika teraz nie mogła czuć się bezpiecznie. Nie była ryzykantką, nie szukała jakoś specjalnie przygód, raczej maniakalnie zakopywała się w artykułach i tylko oczekiwała przybycia gości. Nie posiadała krzty doświadczenia w ukrywaniu się w lesie, chociaż mieszkała w chatce znajdującej się gdzieś w gęstwinach drzew. Tam jednak nikt prawie nie przychodził. Jedynie ranni podróżni, których opatrywała. Pod tym względem miejsce jej ulokowania różniło się od innych. Było centrum szpitala na leśnych łunach.
Westchnęła cicho i zacisnęła zęby. Przygnębiające emocje stały się niezwykle przytłaczające. Ciało dziewczyny niemalże zesztywniało na moment by znowu rozpłynąć się w prowizorycznym, wymuszonym rozluźnieniu. Nie mogła przecież tak po prostu się rozkleić. Tego akurat nauczyła się od ojcu, nawet w najgorszym momencie życia zbierał te rozbite resztki by złożyć jeszcze odrobinę „tego czegoś” do działania.
Zwróciła twarz w stronę Yastre. Chciała wierzyć, że wszystko będzie dobrze. Słowa panterołaka w pewien sposób ją uspokoiły. Jedynie na tyle, że pozwoliła otworzyć swoją furtkę zaufania, ale czy w takiej desperacji miała inną możliwość? Chciała wierzyć, że jego słowa były prawdziwe. Z tym faktem czuła się o wiele lepiej, a przecież chwilę temu wysłuchała czegoś na temat jego życia i inności w tym świecie.
W odpowiedzi właśnie takie spojrzenie mu wysłała. Uśmiechnęła się delikatnie, bez rąbka sztuczności. Mógł ujrzeć w jej oczach zrozumienie. Wierzyła mu, naprawdę mu wierzyła. Pierwszy raz podczas ich spotkania nie miała cienia wątpliwości i ona sama zrozumiała to widząc szczerość w złotym spojrzeniu. Usta dziewczyny jakby rozpłynęły się na boki powiększając długość uśmiechu. Przesycony był łagodnością i bezboleśnie trwał w przeciągającej się ciszy.
Musiała się im poddać, ekspertom przetrwania. Zmuszona była zaufać obojgu, chociaż nadal z trudem pokonywała swoją prywatną barierę wobec zabójców i złodziei.
Elfka spoglądając na parę ukradkiem niemalże dorobiła się odruchu wymiotnego. Tak bardzo nie była w stanie zrozumieć postępowania Kaviki, że aż została zmuszona do współpracy z Yastre. Zwierzęciem głupkiem, który czasem posiada przebłyski nieco większej świadomości.
Przy okazji – wybrał dobre miejsce na potencjalną kryjówkę. Jednak Fresia z bacznością oglądała okolicę by móc się do czegoś przyczepić i wykorzystała chwilę grozy z udziałem wyjętego sztyletu.
Kavika równie posłusznie stanęła na nogi, które teraz były jak z ołowiu. Od razu usiadła nie mając odrobiny energii na to by towarzyszyć dwójce. Była wykończona psychicznie, a chwila spokoju i odciążenia doprowadziły do złamania głównej zasady podróżnika „Nigdy nie siadaj, chyba że naprawdę już musisz” i teraz dosłownie zrozumiała to powiedzenie. Pragnęła jedynie zostać na chwilę sama. Pomodlić się do gwiazd, porozmawiać z Luaneliną. Wykończenie uzdrowicielki łatwo można było rozpoznać po zgarbionej sylwetce i niemalże bezwładnie zwisającymi wzdłuż ciała rękoma. Przymknęła oczy w poszukiwaniu wewnętrznej cierpliwości, gdy nagle usłyszała dźwięk wyjmowanego ostrza. W pierwszej chwili spojrzała na Yastre z przerażeniem, wyprostowała się, a gula podskoczyła jej aż do samego gardła. To był dobry sposób na rozbudzenie jasnowłosej. W drugim momencie wzrok dziewczyny zmienił się. Patrzyła na niego z niezrozumieniem i była święcie przekonana, że żartuje.
- Heh… - zaśmiała się szczątkowo. – Słucham? – Wciąż patrzyła na Yastre ze śmiechem, który jednakże zbladł.
-Ty naprawdę nie żartujesz – dopowiedziała po chwili.
- Chyba powinieneś! – wtrąciła się elfka. – Chcesz żeby ssała twoje palce? To poniżające! – żachnęła się Fresia. – Jeszcze tego brakowało by go po dłoniach całować! Kot z…
- Naprawdę to pomoże? – przerwała Kavika ciemnowłosej nie chcąc z jednej strony być świadkiem kolejnej ich walki, z drugiej chciała dowiedzieć się czy to wszystko mieści się w granicach jej pojęcia. Ale Yastre chcąc nie chcąc nie żartował.
Enthe spojrzała na elfkę, która wręcz ciekła ze wściekłości. Kavika, jak to człowiek, poczuła przymus wytłumaczenia się.
- Jeżeli to sprawi, że pomogę moim siostrom… - zaczęła niewątpliwie cichym tonem. – Jeżeli to sprawi, że będzie odrobinę lepiej i łatwiej… - mamrotała pod nosem onieśmielona jasnowłosa, a wzrokiem wędrowała gdzieś na boki. Nie była w stanie tego przyznać komukolwiek wprost w oczy. Poza tym Kaviką zawładnęły zupełnie inne rozterki. Wcale nie czuła się poniżona czy obrażona propozycją. Jej wątpliwości były czysto religijne.
Jeżeli posiada uzdrowicielską krew, jak mówi, to czy to się zgadza z pobieraniem energii tego świata? Był istotą magiczną, nie wie do końca jak zgodną z „regulaminem” Kręgu Vicallia. Powtarzała w myślach, że czasem na niektóre nieszczęścia i zdarzenia trzeba pozwolić, ale czy nimfy zasługiwały na takie przepuszczenie sytuacji mimochodem? Jej sumienie było za słabe by pogodzić się z takim losem. Czyżby przestała być wierna swoim prawom?
Jednak czasem światu trzeba się przeciwstawić. Nie można być biernym, ale tez nazbyt czynnym. Gdzie istniał złoty środek tej sytuacji?
- Ja… Ja chcę to zrobić! – postanowiła już o wiele głośniej i z determinacją unosząc głowę. – Ja… ja nie mogę pozwolić na ciąg wydarzeń. Jestem im to winna, ich wolność nie może być naruszona!
Elfka złożyła ręce na klatce piersiowej. Jej mina zdecydowanie nie wyrażała zadowolenia, ale czy mogła sprzeciwić się swojemu klientowi? A raczej obiekcie swojej misji. Prychnęła z pogardą, ale Kavika zupełnie inaczej reagowała i rozumiała sytuację. To nie było jedno z tych poświęceń, gdzie musi się poniżać. To było balansowanie na pograniczu jej wewnętrznych, własnych praw. Była o wiele swobodniejsza od elfki. Brew jasnowłosej uniosła się ku górze wyrażając swoje niezrozumienie. Po chwili posłała Fresii nawet obrażoną minę!
- Humpf. – Urażona Enthe obróciła twarz w stronę Yastre. – Nie przejmuj się nią. – Rzuciła nieco pogodniejszy uśmiech w stronę mężczyzny.
Kavika ujęła dłoń Yastre. Była dosyć spora, z wieloma zadrapaniami i zdecydowanie po przejściach, ale to tworzyło wokół niej otoczkę męskości. Dziewczyna usiadła wygodnie opierając pośladki na piętach. Na chwile zwątpiła ile w tej męskości jest brudu, ale skoro jego krew jest lecznicza to przy okazji wypłucze wszelkie zarazki, które dostaną się podczas tego nieznacznego aktu.
Przybliżyła twarz. Jej palce objęły niezdarnie jego dłoń. Kropla krwi delikatnie rozlała się wzdłuż jego palca. Yastre mógł poczuć ciepły oddech dziewczyny. Zebrała w ustach odrobinę śliny, chociaż brak wody ewidentnie dał się we znaki. Wysunęła delikatnie język. Z początku jeszcze nieśmiało jakby na moment się cofnęła, ale w końcu polizała go. Jej język łagodnie wsparł się na skórze mężczyzny. Był odrobinę suchy, ale typowo miękki. Przesunął się wzdłuż zbierając ze sobą ciecz. Trwało to dosłownie chwilę, ale chyba wszyscy jakby nagle zatonęli w wieczności.
Osłupiała elfka zalała się rumieńcem, który przerodził się w typową złość. Nie mogła na to patrzeć!
- Hah! Dobrze, że nie kazał ci ssać czegoś innego! – wybuchła Fresia. – I czegoś o wiele mniejszego od palca…- dodał pod nosem.
- Wcale nie musisz patrzeć! – odpyskowała szybko jasnowłosa, która także przyprawiona została o odrobinę różu. – Nie, inaczej! Nie chcę żebyś patrzyła! – zdenerwowała się odrobinę Kavka po czym przeniosła wzrok na Yastre. Tu już z większym zakłopotaniem się odezwała. – I ty też nie masz się patrzeć! – zażądała i przypilnowała, by głowa panterołaka posłusznie powędrowała gdzieś na bok.
Delikatnie docisnęła palec mężczyzny, tak by gęstwina krwi spłynęła nieco większą ilością. Ustami delikatnie objęła jego czubek, chociaż ten ruch był nieco gwałtowniejszy od poprzedniego. Smakując ciecz w ustach Kaviki zebrało się nieco więcej śliny. Delikatnie ssała część ciała panterołaka sięgając coraz to dalej, ale też nie przekraczając pewnych granic. Pierwsze ruchy jasnowłosej były subtelne by po chwili stać się nieco mocniejsze. W końcu pragnęła tych sił witalnych, których jej obiecał. Jej usta nabrały wilgotności, język zatańczył wokół, gdy poczuła, że Yastre wyślizguje się. Wspomogła się drugą wolną dłonią utrzymując rękę mężczyzny. Serce dziewczyny zabiło mocniej. Czuła, że temperatura jej ciała wzrosła, była rozpalona, nieco spięta.
- Uhmm… - wymsknęło się dziewczynie, którą zalał rumieniec. Momentalnie wyjęła palec z ust. Ślina cienką nitką przeciągnęła się i zakołysała. Kavika przetarła wargi przerywając połączenie między dwojgiem.
- Tak jest dobrze? – spytała przerywając cisze i łamiąc napięcie – Tyle mi starczy?
Awatar użytkownika
Yastre
Kroczący w Snach
Posty: 212
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Panterołak
Profesje: Rozbójnik , Włóczęga
Kontakt:

Post autor: Yastre »

        Yastre bardzo starał się, by samą swoją obecnością zapewnić Kavikę o tym, że nic jej nie grozi. To przez to cały czas był wyprostowany jak żołnierz na musztrze, czujny, gotowy w każdej chwili rzucić się do gardła zagrożeniu, nawet jakby było większe od niego. Jednak w sposobie w jaki ją niósł dało się wyczuć pewną czułość, gdyż nie spinał za mocno mięśni ramion. Nie musiał, wszak była taka drobna i lekka. W innych okolicznościach pewnie rozpływałby się nad jej ciałem, bo uwielbiał takie dziewczyny, ale teraz nie było mu wcale wesoło - Kavika miała kłopoty i on musiał ją bronić. Przed bandytami, porywaczami, zabójcami. Ba, nawet przed Fresią, która może i teraz była sojuszniczką, ale nadal zachowywała się jakby miała okres. Zresztą, ona zawsze tak miała, Yastre doskonale pamiętał jej fochy z czasu wspólnych występów w cyrku. Nawet Antonio, treser dzikich zwierząt, bał się do niej czasami podejść i widać ten charakterek jej został.
        Panterołak stawiając Kavikę na ziemi chyba coś przeczuwał, gdyż asekurował ją i nie pozwolił, by się przewróciła. Pomógł jej usiąść, a gdy się prostował, otarł się policzkiem o jej twarz. A później była cała ta heca z nożem. Dziewczyny zareagowały, jakby z zębami się do nich rzucił, chore jakieś czy co? Przecież to było oczywiste, że on ich nie zaatakuje, a one miały oczy wielkie niczym dziewice w noc poślubną. Do Kaviki nawet przez moment nie docierało, jaką propozycję złożył jej Yastre.
        - No pij - powtórzył spokojnie, znowu wyciągając w jej kierunku rękę z rannym palcem, na którym zebrała się już duża kropelka krwi. - Mówiłem ci, moja krew cię wyleczy, nie? Mam jej sporo, to się podzielę, pij, szybciej ci się rany zaleczą i w ogóle…
        Yastre spojrzał z przeogromnym fochem wymalowanym na twarzy na Fresię.
        - Nie całować po rękach, coś ty, głupia? - parsknął. - To tylko krew. To facet cały dziewczynę w rękę, nie? A zresztą, już tak całowałem Kavikę!
        - O matko - jęknęła Fresia, uderzając się z rozmachem w czoło. - Ty jesteś ohydny. Ty mu się tak pozwalasz, poważnie? - zapytała z ogromnym zwątpieniem i wstrętem biedną blondynkę, którą Yastre upatrzył sobie na dziewczynę.
        - Naprawdę to pomoże? - Kavika zignorowała wredne pytanie elfki i Yastre bardzo rozsądnie postanowił, że również tak postąpi. Z entuzjazmem pokiwał głową.
        - Zawsze pomaga - zapewnił. - Rany się szybko leczą i choroby cofają, nawet raz gość trucizny się pozbył dzięki mojej krwi. Na panterołaki poluje się dla krwi, nie? Gdyby nie działała, to nikt by palcem nie kiwnął. No weź, krzywdy ci nie zrobię, trujący nie jestem, nie? Pomóc chcę.
        Yastre niecierpliwie przestępował z nogi na nogę. Kropla krwi na jego opuszku nabrzmiała już do rozmiarów, które nie pozwoliły jej na zachowanie kształtu - jej powierzchnia pękła i kropla zamieniła się w strużkę, która spłynęła wzdłuż palca i zaczęła się zbierać, by skapnąć na poszycie. Całe szczęście Kavika w końcu podjęła słuszną decyzję. No bo przecież to była tylko ranka na palcu, nic poważnego ani zdrożnego, prawda? Oj, biedny Yastre, nawet nie wiedział jak bardzo jest w błędzie…
        - Ta jest! - zgodził się z entuzjazmem, gdy jego dziewczyna kazała mu ignorować Fresię. I jeszcze tak pięknie się przy tym uśmiechnęła! Wszystko było idealnie, zmiennokształtny mógł pomóc swojej wybrance i był przez to bardzo szczęśliwy. Widać było jak bardzo był zadowolony, jego ogon poruszał się na boki, a uszka stały na baczność na samym szczycie głowy, minę też miał inną, jak… jak zadowolony kot właśnie. Nawet nie drgnął, gdy Kavika objęła go za dłoń, zauważył jednak, jak drobne są jej ręce w porównaniu do jego - tak bardzo kobiece, urocze. Gdyby nie chciał jej uleczyć, pewnie zaraz by ją przytulił - gdy była taka potrzeba, potrafił się opanować.
        Yastre głęboko nabrał powietrza w płuca i wstrzymał oddech. Kavika go polizała! Nie ssała palca jak kociak tylko go polizała! Zmiennokształtny poczuł, jak wzdłuż jego kręgosłupa przechodzi silny dreszcz - był zdrowym samcem, a dziewczyna, która mu się podobała, właśnie zlizywała krew z jego palców, to skierowało jego myśli na dość nietypowe tory. A w sumie, chyba raczej typowe, bo Fresia pomyślała chyba o tym samym. Zaczęła się wydzierać i rzucać niewybrednymi komentarzami, a Yastre słysząc to najpierw nadął policzki, po czym parsknął. Kavika kazała mu ignorować elfkę, więc on posłusznie się słuchał i skupił się na swojej dziewczynie. A działo się, oj działo! Panterołak jak zaczarowany gapił się na to, co wyprawiała jego ukochana, jak jej język poruszał się wzdłuż jego palca, a powieki kobiety lekko drżały, rzęsy trzepotały, przez co wyglądała tak, tak… Zmiennokształtny poczuł, że coś go łaskocze w nosie, po czym coś spłynęło na jego wargę. Czubkiem języka sprawdził co to było - krew. Z wrażenia dostał dostał krwotoku z nosa. ”Ale obciach!”, zdążył pomyśleć, nim szybko uniósł wolną rękę i wierzchem dłoni starł krew z wąsa. Chwilę później i Kavika zobaczyłaby ten żenujący przejaw jego “fascynacji”. Yastre natychmiast spąsowiał i obrócił głowę na bok, posłusznie nie patrząc na to, co wyprawiała jego dziewczyna. Coś tam burczał i mamrotał pod nosem. Trwało to jednak tylko chwilę - po prostu nie mógł się oprzeć, by nie zerkać. Wprost nie mógł uwierzyć, że można pić krew z palca w TAKI sposób. Do tej pory wielokrotnie poił różne osoby, by wyzdrowiały - mężczyzn i kobiety naprawdę różnych ras - a mimo to dopiero Kavika sprawiła, że prawie oszalał patrząc na ten akt. Wkrótce przestał się rumienić - krew spłynęła mu gdzie indziej i poczuł, jak spodnie robią mu się ciasne w kroku. W sumie nikt nie powinien się dziwić takiej reakcji, Yastre był wszak zdrowym samcem, który nie miał żadnej partnerki, a ssąca jego palec blondynka bardzo pobudzała jego wyobraźnię. By jakoś ukryć kłopotliwy dowód na prawidłowe działanie własnych popędów, zmiennokształtny usiadł na ziemi z podkulonymi nogami. Teraz przynajmniej nie patrzył na Kavkę z tak podejrzanej perspektywy, chociaż to tylko trochę pomogło na jego jednoznacznie ukierunkowany tok rozumowania. Szansę na otrzeźwienie przypadkowo przekreśliło jednak westchnienie ukochanej panterołaka, które było tak bardzo zmysłowe, chociaż pewnie niezamierzone. Yastre aż zaczął nerwowo poruszać ogonem, taki był nakręcony. Niestety, chwilę później Kavika puściła jego rękę.
        - T-tak - bąknął w odpowiedzi na jej pytanie. - Tyle spokojnie starczy. Rana zasklepi się przed świtem.
        Zmiennokształtny pod wpływem impulsu wychylił się do blondynki, by okazać jej jak bardzo go podnieciła, jednak zaraz tuż obok niego zmaterializował się kąśliwy strażnik moralności - Fresia. Złapał panterołaka za ucho i pociągnęła go do góry.
        - Ani się waż jej ruszać! - krzyknęła, co zagłuszył jednak jeszcze głośniejszy krzyk boleści Yastre.
        - Aj, aj, aj, aj! - jęczał, trzymając się za ucho. - Urwiesz mi je, wariatko! Puszczaj!
        - Zostaw w tej chwili Kavikę ty zboczony kocurze! - postawiła ultimatum elfka, po czym jednak puściła zmiennokształtnego. Ten z wyrzutem wymalowanym na twarzy odskoczył od obu kobiet i dłońmi zasłonił uszy, za które był nieustannie targany tego dnia.
        - To boli! - krzyknął z pretensją.
        - Ma boleć! Jak nie przestaniesz napastować Kaviki, to będzie bolało jeszcze bardziej. Ty z tą krwią specjalnie tak wykombinowałeś, by się do niej dobrać.
        - Wariatka! - odpyskował Yastre, po czym spuścił wzrok i ewidentnie nabzdyczony wstał, poprawiając spodnie. Sam oblizał swój palec, by krew w końcu przestała płynąć. Starał się nie myśleć o tym, że właśnie jego ślina i ślina dziewczyn się mieszają. Później pozdejmował z palców wszystkie pierścienie jakie zdobył na swojej poprzedniej ofierze i wręczył je Kavice. Była tego całkiem spora, męska garść.
        - Trzymaj - zwrócił się do niej. - Idę po coś do jedzenia, szkoda by się zgubiły.
        Jego słowa nie do końca zdradzały, jakie miał zamiary, nie kazał jednak kobietom zbyt długo trwać w niepewności. Gdy tylko jego dziewczyna przyjęła garść złotych ozdób, odsunął się kawałek i przemienił w panterę. Podczas przemiany spadły z niego wszystkie ubrania, co poniekąd tłumaczyło, dlaczego pierścienie wolał zdjąć wcześniej - trudno szuka się błyskotek między zeschłymi liśćmi.
        Pantera spojrzała na Fresię i Kavkę, po czym podeszła do tej drugiej, otarła się o nią i zaraz potem zniknęła w lesie. Chociaż Yastre w tej formie myślał jeszcze bardziej jak zwierzę, nadal zachowywał resztki ludzkiej świadomości i zamierzał pilnować, by za daleko nie odejść. Musiał jednak wrócić do miejsca niedawnej walki, bo zamierzał coś sprawdzić... Nie bał się zostawiać swojej ukochanej samej z Fresią, bo chociaż była to strasznie głupia krowa, to raczej nie zrobiłaby krzywdy innej kobiecie, zwłaszcza takiej, do której miała jakiś interes.
Awatar użytkownika
Kavika
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 114
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Kavika »

Enthe była szczerze zaskoczona nową informacją od Yastre. Nigdy nic nie słyszała o polowaniu na panterołaki. Ba! Przecież nawet nie wiedziała o ich istnieniu, a co dopiero o polowaniu na nie! Wiedza uzdrowicielki w tym przypadku była uboga. Wręcz sądziła, że lisołaki, istoty magiczne, to tak naprawdę wymysł ludzki. Była święcie przekonana, że cały czas była mowa o maie, które są w stanie przybrać każdą postać. A jakieś mutacje ludzi ze zwierzętami? Jacyś a'la zmiennokształtni? Teraz jednak świat wywrócił się do góry nogami. Pół życia spędzić w lesie i nie spotkać żadnego cosio-łaka. No, jedyne w co wierzyła to w wilkołaki! Ale dla niej to był odrębny gatunek. To byli ludzie, którzy zabawiali się energią świata i dostali za swoje. Świat jednak powoli zmieniał swe oblicze w kawowych oczach jasnowłosej. Kavika pogrążyła się na chwilę w swej ubogiej świadomości na temat świata i wszelkich istnień. W takich momentach żałowała człowieczej natury, która średnio dożywa czterdziestu lat. Ci co dbali nieco o siebie bardziej mogli dobić bolesnej sześćdziesiątki i bólu w plecach.
Później akcja przebiegła dosyć gładko, chociaż Kavika podczas swojego smakowania starała się nie spoglądać w oczy Yastre. Wolała stronić od tego typu kontaktu wzrokowego, szczególnie, że chwilę później wydała z siebie żenujące (w jej odczuciu) westchnienie. Po wszystkim ostrożnie rzuciła mu spojrzenie starając się odnaleźć w sytuacji. Smukłe dłonie dziewczyny posunęły się w stronę ud, które mocno zacisnęły ręce w dziewczęcej nieśmiałości. Westchnęła niemalże niesłyszalnie, teraz jakby z ulgą, gdy tylko się odezwał. Uśmiechnęła się nerwowo.
- To bardzo się cieszę z tego powodu – odpowiedziała cicho i całkiem szczerze. Bardziej męczyła ją ciekawość czy budząc się o poranku rzeczywiście będzie uzdrowiona? To byłoby coś niesamowitego! Chociaż dziwnego… Teraz blondynka z pewnością odleciałaby w świat analizy, ale gest zmiennokształtnego skutecznie ją od tego odgonił.
Sylwetka jasnowłosej pochyliła się ku tyłowi, a zażenowanie przemieniło się w dezorientację, gdy panterołak zbliżał się do niej. Mrugnęła kilka razy rozwierając pełne niezrozumienia oczy.
- Emm… - zachłysnęła się powietrzem, ale nim zdążyła o cokolwiek zapytać Fresia, jak zawsze ze stuprocentową skutecznością, zakończyła wszelkie amory. Kavka zagryzła zęby i syknęła łącząc się w bólu z panterołakiem, ale cóż mogła poradzić na ostry rygor w drużynie, o ile tak mogła ich nazwać. Zresztą elfka lepiej znała mężczyznę. Wiedziała jak naprawdę się nazywa, pracowali razem w przeszłości, cóż. Najwidoczniej tego typu stosunki między nimi były całkiem normalne. Istny cyrk na kółkach, a może raczej nogach?
- Nie… nie trzeba… - szepnęła Enthe w trakcie tłoczni wyzwisk, ale jej słowa jak zawsze odbiły się jedynie echem po bohaterach. Zresztą przemówić do elfki najwidoczniej można było tylko krzykiem, a Kavka była na to zbyt zmęczona.
Może to i lepiej, bo chwilę później dziewczyna przykuła wzrok do poprawianych przez mężczyznę spodni, a raczej tego co się na ich tle odznaczało. Nawet tunika nie była w stanie skryć pobudzonego co dopiero panterołaka. Przez myśl jasnowłosej przebiegły pytania dotyczące wielkości danej części ciała, a to skłoniło ją do dalszych, nieco mniej moralnych wyobrażeń. Wtedy poczuła na sobie ukradkowy wzrok uszatej, który momentalnie i bezlitośnie wyrwał ją z przemyśleń. Kavka uświadomiona torem swoich skojarzeń zakryła twarz dłonią. Palce przecierały zalane zimnem czoło z nadzieją, że niczego nie zauważył, co była bardzo prawdopodobne. W końcu to kobiety dostrzegają miliony niewielkich gestów, a mężczyźni przechodzą obok wszystkiego niczym ślepe kury.
Chrząknęła upominając samą siebie, a chwilę później otrzymała całą garść pierścieni. Uszy ją piekły z wciąż utrzymującego się zawstydzenia. Przyjęła błyskotki w niezdarny sposób ledwie utrzymując wszystkie w jednym miejscu. Kilka z nich wypadło, gdy Yastre nagle przemienił się w panterę! Dziewczyna gwałtownie drgnęła gubiąc kilka ozdób, ale to co zobaczyła było dla niej szokujące. Śmiało mogłaby zbierać swoją szczękę z ziemi, którą rozdziawiła. Chyba nawet zapomniała o ważnej funkcji oddychania, bo zastygła z wybałuszonymi na wierzch oczyma. Fakt, wspominał, że może stać się panterą, ale… mógł ją chociaż ostrzec! Poszukiwanie jedzenie nie równało się jednoznacznie z przemianą! Zresztą… jak on to zrobił??! Nie zdążyła się nawet przyjrzeć! Po prostu tak nagle i tak… Nic, po prostu… to zrobił! Nie było żadnego zaklęcia, żadnych słów… ale… ale jak?!
Pantera bujnym krokiem ruszyła w stronę jasnowłosej. Łopatki zwierzęcia kołysały się w wyznaczonym rytmie i współgrały z kocim chodem. Enthe odnosiła wrażenie, że na tle lasu byłaby w stanie dojrzeć jedynie złote oczy Weia. Łapy z niebywałą lekkością stąpały i wgniatały się w mchu, jakby zatapiały w płynącej naturze. Kavika bacznie śledziła wzrokiem podążające zwierzę i niemalże podskoczyła gdy się o nią otarł. W ten sposób zgubiła kilka kolejnych pierścieni, które teraz przytulała do swoich piersi. Nie miała nawet okazji nigdy na własne oczy ujrzeć tak egzotycznego gatunku, a teraz miała z nim fizyczny kontakt. Nie zdążyła dobrze ocenić owego kontaktu wciąż zszokowana tym co ujrzała. Wreszcie nabrała powietrza i odetchnęła wracając do rzeczywistości, chociaż Kavka była na tyle zmęczona by śmiało stwierdzić, że to wszystko jest snem. Nawet nie śmiała go pogłaskać nie wiedząc już czy chce faktyczne przypilnować drobiazgów czy może ze strachu?
Pantera jednak pomknęła kryjąc się wśród drzew, a blondynka opadła nakarmiona kolejną dawką emocji.

***
Gdy już nieco ochłonęła oparła się plecami o drzewo i skuliła w milczeniu zawieszając wzrok w przestrzeni leśnego podłoża. Była przeraźliwie zmęczona, a z drugiej strony nie mogła zasnąć wciąż nękana obawami. W międzyczasie Fresia nazbierała odrobinę gałęzi wciąż bacznie obserwując okolicę i swoją klientkę. Z niesamowitą uwagą doglądała zbieranych patyków oceniając ich stan czy jakość, co Kavka uznała za dziwaczne zboczenie, być może typowe dla elfów. Na chwilę skupiła wzrok na uszatej i tak trwając w zawieszeniu zauważyła coś jeszcze. Zaciekawiona Enthe wyprostowała szyję przyglądając się uważnie sylwetce kobiety. Miała wrażenie, że jej prawa strona nieco odbiega od synergii ruchów szczególnie w momencie rozpoczęcia danego ruchu. Nie rzucało się to w oczy, chyba, że nosiło się miano uzdrowiciela. Były to subtelne gesty trudne do zauważenia. Fresia częściej obracała się w lewą stronę i chociaż nikt by na to nie zwrócił uwagi, to jednak Kavika nie należała do osób stereotypowych i dostrzegała takie niuanse, co wielokrotnie doprowadzało do odkrycia jakiegoś uszczerbku na zdrowiu. Nie mogło być ono wielkie ani znaczące, skoro elfka z taką gracją była w stanie zasztyletować w mgnieniu oka swoją ofiarę.
Elfia kobieta zbliżyła się do Enthe i przykucnęła. Powoli i w ciszy zaczęła układać patyki wciąż wybierając i sięgając po nowe. W przeciwieństwie do Fresii, Kavika odczuwała dyskomfort z powodu milczenia. To była dziwna zawiesina w powietrzu, mróz i chłód bijący od ciemnowłosej kobiety, który paraliżował nieco wystraszoną ludzką ptaszynę. Być może to był kolejny powód niemożności uśnięcia, ale uzdrowicielka za wszelką cenę chciała przełamać powstający lód, ścianę między nimi. W końcu miała z nią spędzić o wiele więcej czasu niżby chciała.
- Długo byliście razem w branży? – odezwała się jasnowłosa.
- Wystarczająco… - odburknęła elfka gasząc delikatnie zapał Kaviki. – Bym mogła stwierdzić, że to cep.
- Polujesz na panterołaki? – ponownie odezwała się po chwili milczenia Enthe.
- Obecnie tak. Ściślej rzecz ujmując - zmiennokształtnych. Taka robota.
- Po co?
- Bo płacą? – odparła z wyraźną irytacją Fresia.
- A co ci Wei zrobił?
- Nie żaden Wei, tylko Yastre. I nic nie zrobił, co powinno cię gówno obchodzić.
- To dlacze…
- Przestaniesz wreszcie pytać? – Zagryzła zęby Fresia wyraźnie rozdrażniona ciągłymi pytaniami. I cisza ponownie zastygła między kobietami.
- Czemu tak wybierasz drewno? – podjęła na nowo próbę rozmowy Kavka.
Elfka jakby początkowo ją zignorowała, ale sięgając po kolejny patyk odpowiedziała:
- Bo nie każde się nadaje na ognisko.
Kavika uniosła brew wciąż z pełną determinacją by przełamać budujący się mur.
- A nie wystarczy, że będzie suche?
- Nie – ostro odpowiedziała uszata.
I znowu ta cisza! Kavika nerwowo przebierała palcami u stóp, co zauważyła Fresia. Westchnęła ciężko w odpowiedzi.
- Musisz spojrzeć na ich grubość i gatunek. Kora jest szybką podpałką o ile nie jest zgromadzona na niej żywica i o ile jest dobrze wyschnięta. Świerk podczas jesieni też jest dobry, bo igły są wyschnięte, a takie świeże gromadzą w sobie wodę. Trudniej się rozpala, a nie mam zamiaru czekać aż staniesz się bryłą lodu. – Rzuciła spojrzenie na ogołocone nogi uzdrowicielki, na których faktycznie ujawniła się gęsia skórka. – Poza tym taka brzoza szybko się wypali. – Powróciła wzrokiem na budujące się ognisko. - Nie mogę cię tutaj zostawić ani na chwilę samej więc ustawiam kolejno odpowiednio kawałki drewna by podtrzymywać jak najdłużej ogień. Kiedy wróci ten panterogłupek to pójdę po więcej drewna.
- Ooo… Nie wiedziałam…
I wówczas, ku uciesze Kavki, rozmowa na jakiś czas się rozwinęła. Fresia opowiadała jej o drzewach, o tym jak rozpoznać, które z nich jest chore, napomknęła odrobinę o różnorodności gatunków i ich cechach, a nawet wytłumaczyła jak pobieżnie, w swoim własnym zakresie, może określić wiek np. dębów! Zafascynowana Enthe niebywale uważnie słuchała swojej rozmówczyni, którą musiała non stop ciągnąć za język. Mimo to bardzo miło się jej rozmawiało! Bo w końcu rozmawiały. Dziewczyna przybliżyła się do niewielkiego ogniska wciąż skrupulatnie podtrzymywanego przez Fresię i ogrzewała ciało. Jej uwadze umknęło wiele gestów elfki wciąż sprawdzającej okolicę, nie pozwalała także na to by ognisko było zbyt wielkie, ale wystarczające do chociaż minimalnego ogrzania. Uszata nakazała także rozmawiać niebywale cicho nie pozwalając Kavice ani odrobinę na ekscytację. Podarowała jej także swoją długą chustę na głowę by okryć nogi, a nawet przejęła się prującym butem ludzkiej kobiety. Dla Kaviki to było nic, ale dla Fresii liczył się każdy szczegół, który przyspieszył by ich ewentualną ucieczkę.
- Jak ty to robisz, że cię nie wyczuwają? I nie słyszą? – podpytała jasnowłosa.
Fresia ukradkiem wskazała na swój ubiór, co udało się wychwycić Enthe i było dla niej wyraźną odpowiedzią.
- Tajemnica zawodowa – odpowiedziała teraz już półgłosem uśmiechając się przy tym zgryźliwie. – Gdy kiedyś zostaniemy sam na sam, bez ryzyka podsłuchów, to może ci opowiem.
- Uhm… - odpowiedziała w zamyśle Kavka, która wsparła głowę o przedramiona. Ciekawskim okiem spoglądała na uszatą szykując się do kolejnego pytania. – Jesteś leworęczna?
Elfka uniosła wzrok na swoją rozmówczynię i od razu brwi zmarszczyły się w irytacji.
- A co? Aż tak ślepa jesteś, że nie widać i musisz pytać?
- Nie… Po prostu widziałam, jak przenosisz garść gałęzi…
- I co z tego?
- Obejmujesz je zawsze pełną dłonią u prawej, a twoje palce… - zauważyła i nie dokończyła zdania Kavika, która chciała być najnormalniej w życiu miła, a za chwilę prawdopodobnie skończyłaby na stosie niczym czarownica.
Cisza ponownie ogarnęła dwójkę. Enthe niemalże umierała z nerwów myśląc o tym w jaki sposób mogłaby uratować sytuację. Nawet nie zauważyła, gdy wściekłość elfki gaśnie pod naporem pomysłowości. Ta bystra lalunia wtrącała nos gdzie nie trzeba, a Fresia była skłonna zaspokoić jej ciekawość, a także uspokoić wewnętrznego ducha jasnowłosej. Oczywiście na początek musiała poznać grunt, po którym mogłaby spokojnie stąpać. Kavika nie miała zielonego pojęcia o przetrwaniu, była zdana tylko na łaskę Yastre i… jej. Naiwność pod tym względem, a także niepewność rosnąca głęboko w sercu uzdrowicielki było idealnym punktem by wygryźć z interesu tego cyrkowego błazna. Fresia uśmiechnęła się w duchu, a radość rozpierała jej serce, chociaż twarz wciąż miała kamienną.
- Nie musisz się martwić –oznajmiła Fresia uspokajając rozstrojoną z nerwów Kavikę.
- Och, ja… przepra…
- Nie trzeba – przerwała elfka. – Jest coś co jeszcze chcesz wiedzieć? Wolałam gdy pytałaś o mój zawód.
- Nie… nie wiem… Nie znam się na twoim zawodzie i właściwie to nie wiem co do końca robisz…
- Ratuję księżniczki. I takie dziewuchy jak ty.
- No tak… - odburknęła zgaszona uzdrowicielka.
- Swoją drogę… Weź proszę ten sztylet. – Wyjęła zza pazuchy jedno ze swoich ostrzy, ale Enthe bała się tknąć broni. – Nie możesz się bać broni ani bronić. Że ty po lesie jeszcze chodzisz… Jeżeli mamy współpracować to chociaż się odrobinę postaraj. Pokażę ci jak go trzymać…
I wówczas zaczął się krótki wywód i pokaz szybkiej samoobrony, chociaż Fresia nie chciała zamęczać jasnowłosej stosem informacji. Kavika starała się oswoić z ostrzem, wręcz zaprzyjaźnić, a w międzyczasie elfka wykorzystała chwilę skupienia Enthe.
- Lubisz Yastre? – Spojrzała podejrzliwie elfka na ludzką kobietę.
- C… co? Ehm... e… A czy moja odpowiedź cokolwiek zmieni w waszych relacjach?
- Nie – zauważyła Fresia. – Aczkolwiek nie zastanawiałaś się nad tym co robi?
- Co robi? – spytała głupio Kavka. – Uratował mnie dwa razy, niósł na rękach bym nie zostawiała zapachu... Jest złodziejem, ale wydaje się wbrew ogólnym pozorom szlachetny. Dziwnie to brzmi… Trochę absurdalnie. Wydaje się być w porządku… - odparła zmęczonym głosem.
- Ja nie o tym mówię.
- A o czym? Co innego robi?
Elfka chwilę przyglądała się jasnowłosej w milczeniu oczekując na jakiś przebłysk, ale nie warto było marnować czas.
- Ty naprawdę nic nie wiesz o zwierzętach.
- A czy ty zawsze musisz być taka zgryźliwa? Nie rozumiem o co ci chodzi i wyobraź sobie, że nie jestem treserką. Odkąd zacisnęłam więzy z naturianami zwierzęta po prostu mnie lubią. To nic nowego, że jakieś się do mnie „przyczepia”. Poza tym Wei też jest trochę człowiekiem. I jest po prostu miły w przeciwieństwie do ciebie.
- Ale nadal w połowie panterą. I z pewnością cię lubi…
- Do czego znowu pijesz? – wyraźnie zdenerwowała się Kavika.
- Do tego „co robi” – zaznaczyła Fresia. – Widziałam jak otarł się policzkiem, gdy cię sadzał. Gdy poszedł w las pożegnał się z tobą tym swoim kocim gestem – czyli otarł. Wcześniej też to robił? – spytała retorycznie. - Cały czas naznacza cię zapachem, wiesz co to znaczy?
Kavika zmrużyła oczy powoli wkraczając na tok myślenia Fresii, ale wciąż była odległa od odpowiedzi.
- Co?
- Że oznacza cię jako swoją. Jesteś jego przynależnością.
- W sensie… Jego Panią i właścicielką? – Na te słowa elfka niemalże parsknęła śmiechem.
- Nie, nie… Jest człowiekiem więc pewnie prędzej uznał cię za swoją dziewczynę. – I w duchu uszata śmiała się do rozpuku widząc pełną rozterek minę Kaviki.
Na Prasmoka i wszystkie wszechświaty, czy ta uszata zołza miała rację?...
- Połóż się lepiej spać – zaproponowała Fresia. Była przepełniona satysfakcją i chyba już wiedziała, w którą stronę może powędrować by pozbyć się Yastre.
Kavika skrupulatnie owinęła się tuniką panterołaka. Minę miała nietęgą i teraz już nie miała szans by nie dać się porwać zmęczeniu. Te informacje tylko zesłały jasnowłosą do krainy snów. A Fresia wciąż z uwagą pilnowała porządku.
Awatar użytkownika
Yastre
Kroczący w Snach
Posty: 212
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Panterołak
Profesje: Rozbójnik , Włóczęga
Kontakt:

Post autor: Yastre »

        Obserwowanie czarnej pantery nocą jest na swój sposób niepokojące. Abstrahując od tego, że jest to mięsożerca, drapieżnik, rzadko widuje się te koty o tak imponujących rozmiarach jak ten konkretny samiec. A na dodatek wszystkie pantery mają to do siebie, że poruszają się praktycznie bezszelestnie, jeśli tylko nie chcą być usłyszane - tak było też w tym przypadku. Widziało się idącego drapieżnika, ale nie towarzyszył temu żaden, nawet najmniejszy odgłos - miękkie poduszki na łapach amortyzowały każdy krok, jego harmonijne ruchy sprawiały wrażenie, jakby płynął. Zdeterminowane spojrzenie złotych oczu utkwione było w jakimś punkcie daleko przed nim. Niespecjalnie się rozglądał - nie zamierzał jeszcze polować, jego cel był jeszcze kawałek przed nim, a jeśli cokolwiek by się na niego czaiło, z pewnością by to wyczuł albo usłyszał. Yastre przemienił się w panterę z jednej prostej przyczyny: pamiętał, że będąc człowiekiem nie wyczuł na czas czających się w okolicy bandytów, a jako zwierzę miał o wiele wrażliwsze zmysły i liczył, że tym razem nic mu nie umknie. Na jego korzyść działało też to, że był sam - nie dekoncentrowała go ani rozmowa, ani zapach, ani sam widok Kaviki. Nie, teraz, gdyby był z nią sam na sam po tym ssaniu palca, na pewno by się nie skupił, nie było takiej opcji.
        Yastre wrócił na miejsce, gdzie niedawno zeszli się z Fresią i gdzie nadal leżało ciało jednego z bandytów, któremu panterołak kopniakiem przetrącił kręgosłup. Pantera przeszła się po okolicy szukając ewentualnych podejrzanych śladów, a gdy nic nie znalazła, podeszła do zwłok. Trąciła je kilkakrotnie łapą, a gdy nie otrzymała żadnego odzewu, nachyliła się i powąchała twarz denata, później nawet go polizała. Mlasnęła.
        - Ale kaszana! - zirytował się Yastre, gdy tylko przemienił się w człowieka. Nagi jak go Prasmok stworzył nachylił się po raz kolejny nad martwym ciałem i spojrzał na nie gniewnie, jakby chciał je zmusić do mówienia. W ustach nie czuł żadnego nietypowego smaku, więc bandyta nie był nasmarowany niczym, co maskowałoby zapach. To trochę utrudniało sprawę, gdyż zmiennokształtny nie miał zielonego pojęcia, jak inaczej mogli oszukać jego nos. Jednak poza pojęciem nie miał też żadnych skrupułów, przez co nie krępował się, by skrupulatnie przeszukać ciało. Starym odruchem złodzieja zabrał ofierze co lepsze fanty, wśród których znajdowała się peleryna, sakiewka oraz ładny i bardzo ostry nóż myśliwski. Bandyta został też pozbawiony kolczyków w kształcie małych srebrnych półksiężyców i prostego wisiorka z kolejnym srebrnym półksiężycem, miedzianym piórkiem i złotym słońcem. Gdy Yastre zerwał mu naszyjnik z szyi, nagle do jego nozdrzy doleciał typowy zapach ludzkiego samca, którego nie sposób było przeoczyć. Panterołak był wyraźnie zaintrygowany tym odkryciem. Na nowo założył zwłokom wisiorek - zapach zniknął.
        - Jaj! - ucieszył się na głos. Miał wiele powodów do radości. Pierwszym z nich było to, że odkrył w jaki sposób bandyci maskowali swój zapach i to wcale nie była jego wina, że ich przeoczył. Drugim było to, że znalazł magiczny przedmiot - rzadko zdarzały mu się takie łupy i zawsze uważał się za szczęściarza, gdy trafiał na coś takiego. A trzecim był fakt, że taką ładną błyskotkę będzie mógł dać Kavice i na pewno sprawi jej tym radość. Jakoś nie przejmował się w tym momencie tym, że jego dziewczyna może nie chcieć przyjąć ukradzionego przedmiotu, nawet jeśli właściciel już dawno nie żył, a sama błyskotka miała magiczne właściwości, bardzo przydatne w tym momencie.
        Panterołak zebrał wszystkie rzeczy w zgrabny tobołek zrobiony z peleryny bandyty. Ponownie przemienił się w panterę i uchwycił w pysk przygotowany wcześniej pakunek. Chwilę stał w miejscu, bijąc na boki ogonem i zastanawiając się nad dostępnymi opcjami. W końcu lekkim truchtem wrócił w miejsce, gdzie to wszystko się zaczęło, gdzie leżały zwłoki kolejnych bandytów. Znalazł przy nich jeszcze dwa takie wisiorki, a oprócz tego typowe złodziejskie fanty w postaci monet i byle jakiej biżuterii. Znalazł też zwitek jakiś kartek, które absolutnie nic mu nie mówiły, bo biedak nie umiał czytać, ale wiedział, że takie listy zawierają często cenne informacje, więc zabrał je ze sobą. Nie brał wszystkiego jak popadnie, gdyż jego tobołek miał ograniczoną pojemność. Z całym naręczem łupów powoli zaczął zmierzać w kierunku obozowiska, pamiętał jednak dobrze, że obiecał dziewczynom jedzenie. Znalazł po drodze trochę jagód i grzybów, które zebrał ponownie przemieniając się w człowieka. Gdy był już w połowie drogi powrotnej, odłożył tobołek pod losowym drzewem i poszedł zapolować. Jego łupem padł zając, którego sam zjadłby w całości, ale całe szczęście był najedzony i uznał, że na ich trójkę powinno wystarczyć na zaspokojenie pierwszego głodu.

        Yastre wrócił do obozu, gdy Kavika już spała, a Fresia siedziała przy ognisku i pilnowała, by nikt nie podkradł się do nich bez jej wiedzy. Nie wiedział, czy zauważyła jak się zbliża - nie skradał się, ale nawet gdy szedł normalnie, nie było go za bardzo słychać.
        - Śpi, więc się nie drzyj - powiedziała cicho elfka, przekonana, że jeśli panterołak wróci do swojej ludzkiej formy, zaraz zacznie bardzo głośno gadać. - Co to przyniosłeś?
        Yastre odłożył tobołek na ściółkę i zaraz się przemienił. By nie narażać się na kąśliwe uwagi Fresii i - co gorsza - rękoczyny, szybko sięgnął po swoje spodnie i wciągnął je na tyłek, skrupulatnie pilnując, by ogon pozostał na wierzchu. Rozejrzał się za tuniką, ale tej nigdzie nie było - Kavika wykorzystała ją jako dodatkowy koc i nawet, jeśli woda zamarzałaby w kałużach i zmiennokształtnemu z nosa zwisałyby lodowe sople, nie śmiałby prosić jej o zwrot, przez co pozostało mu siedzenie z gołym torsem, z czym i Fresia musiała się pogodzić.
        - Zabrałem kilka rzeczy tym bandytom - powiedział zmiennokształtny, pokazując elfce przede wszystkim pelerynę, którą dodatkowo opatulił śpiącą ukochaną. Szpiczastouchej jako prezent przypadł królik i reszta pożywienia.
        - Chociaż tyle z ciebie pożytku - mruknęła, odkładając na bok jedzenie. Wstała od ognia i otrzepała tył spodni. - Idę nazbierać więcej drewna, ale nie odchodzę daleko, więc jeśli zrobisz jej cokolwiek, utknę ci jaja, zrozumiano?
        - Ja nie jestem taki - burknął, przeglądając resztę swoich zdobyczy. - Nic jej nie zrobię, no. Ej, Fresia!
        - Nie tak głośno! - warknęła elfka.
        - Przepraszam - odpowiedział szeptem panterołak, podając jej pustą manierkę. - Tam rosną młode brzozy…
        - Jasne - przerwała mu była akrobatka, gdyż doskonale rozumiała, co zmiennokształtny ma na myśli. Zabrała od niego manierkę, po czym poszła w las. Yastre chwilę za nią spoglądał, po czym spomiędzy swoich łupów wyciągnął jeden z naszyjników z księżycem, piórkiem i słońcem. Trzymając go w ręce zbliżył się do Kaviki i ostrożnie, bardzo ostrożnie, ujął ją za dłoń. Powoli i delikatnie owinął rzemyk na jej palcach i stulił je w piąstkę - przestał czuć jej zapach i o to mu chodziło, teraz nie musieli się bać, że ktoś ją wywęszy - jeden problem z głowy. Zadowolony panterołak aż zamruczał i pokiwał ogonem, wpatrując się w oblicze śpiącej blondynki. Resztę zdobytych gratów pochował po kieszeniach spodni. Położył się za plecami Kavki, by trochę ją ogrzać, był jednak wsparty na ręce i widać było, że czuwa. Cały czas słyszał kroki Fresii gdzieś w lesie, gdy szukała opału. Wróciła z naręczem gałązek, których wystarczyło na utrzymanie ognia do rana. Yastre zaraz wstał i zbliżył się do źródła ciepła. Wziął upolowanego zająca i zdobytym na martwym bandycie nożem zaczął go skórować. Razem z Fresią wypełniali swoje obowiązki w ciszy i rosnącym napięciu.
        - Wezmę pierwszą wartę - powiedział w końcu panterołak.
        - Dobra - uznała elfka. Wiedziała, że oboje również muszą chociaż trochę odpocząć i zaznać chociaż kilku godzin snu podczas tej coraz bardziej kurczącej się nocy. Dokończyli swoją robotę w milczeniu, a gdy Fresia kładła się spać, mogła dostrzec jeszcze, jak Yastre ponownie zmienia się w kota i odchodzi na skraj kręgu światła, by obserwować samemu pozostając niewidocznym.

        Warta panterołaka minęła spokojnie, drapieżny kot krążył wokół obozu zarówno po ziemi jak i po drzewach i czuwał nad spokojnym snem obu kobiet. Gdy nadeszła pora wrócił w krąg światła i pacnął Fresię w ramię. Elfka natychmiast się zbudziła.
        - Już - mruknęła widząc nad sobą panterołaka. Pozbierała się z ziemi i nim stanęła na nogach, dołożyła jeszcze kilka gałązek do ognia. Yastre czujnie obserwował jej przygotowania, a gdy elfka była już w pełni rozbudzona, poszedł i zwinął się w kłębek obok Kaviki.
        - Gdzie?! - syknęła Fresia. - Wara od niej, zboczony kocie.
        Yastre leżał i i gapił się na elfkę bezczelnie - nie zamierzał się ruszyć za żadne skarby. Jeśli chciała, mogła podejść i próbować go odciągnąć, ale chyba rozumiała, że to źle by się dla niej skończyło. Dzięki temu zmiennokształtny mógł zostać przy Kavice i ogrzewać ją ciepłem swojego ciała. Szybko zasnął, gdyż wbrew pozorom jego również czasami dopadało zmęczenie.

        - Wstajemy!
        Fresia potrząsnęła ramieniem Kaviki i pstryknęła Yastre w ucho, by zmusić ich do otwarcia oczu. Nad ogniem piekł się już oskórowany zając, a na kamieniach leżały rozłożone grzyby, które również powolutku się smażyły. Elfka była gotowa do ruszenia w drogę zaraz po śniadaniu, czego nie można było powiedzieć o pozostałej dwójce. Yastre dość szybko doszedł do siebie i czując, że leży plecami do Kaviki, obrócił się na grzbiet i zaczął machać łapami w powietrzu, jakby chciał się bawić. Był w bardzo dobrym humorze, którego nie podzielała jednak Fresia. Prychnęła, widząc jego wygłupy.
        - Idę po manierkę, nie waż się jej tknąć - warknęła, po czym faktycznie się oddaliła. W tym momencie zmiennokształtny wrócił do swojej ludzkiej ludzkiej formy, nie przejmując się ani przez moment tym, że nagi leży obok ledwo rozbudzonej kobiety. Kavika miała w tym momencie doskonałą sposobność, by ocenić każdy detal jego fizjonomii. Zaraz po tym panterołak wstał i poszedł się ubrać. Wrócił już w spodniach.
        - Kavika, Kavika! - zwrócił się do niej, przymilnie ocierając się policzkiem o jej policzek w niemym "dzień dobry". Uśmiech nie schodził z jego twarzy. - Patrz, to tym maskowali swój zapach ci bandyci, wczoraj to znalazłem! I jeszcze takie coś mam!
        Yastre w pierwszej kolejności pokazał dziewczynie wisiorek, który owinął na jej ręce i drugi taki sam, który założył sobie na szyję. Później podał jej plik kartek, z których ona mogła odczytać coś bardzo ważnego, a co pozostawało poza zasięgiem biednego analfabety.
Awatar użytkownika
Kavika
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 114
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Kavika »

Dla Kaviki noc przeminęła niezauważalnie szybko. Spała twardo, nawet gdy kilka koszmarów przeszło przez jej krainę snów niezbyt była skłonna do rozbudzenia. Trochę pomarszczyła nosem, trochę pomamrotała, gdzieś się poprawiła, ale generalnie wpijający się w kościste biodro kamień nie był w stanie wybudzić śniącej uzdrowicielki. Choćby spadła na nią tona głazów z pewnością nieszybko by się ruszyła i też w takim stanie próbowała dojść do siebie o późnym poranku.
Fresia musiała ją naprawdę mocno szturchnąć by Kavika załapała aluzję do wstawania. Słońce oślepiało ją do skrajności i trudno jej było dojrzeć czarną panterę, która machając łapami powodowała kolejne, nagłe rzuty promieniami słońca skutecznie przy tym balansując ostrymi blaskami. Burknęła niezadowolona zasłaniając się ręką i przewracając na plecy, a gdy wreszcie oczy powoli łapały adaptację pierwsze co zobaczyła to krocze panterołaka. „A jednak to wszystko prawda…” to była pierwsza myśl jasnowłosej po rozbudzeniu. Niezbyt pocieszająca i obiecująca.
- Ahm… - zamlaskała przecierając twarz dłonią i w zastanowieniu ile razy jeszcze dane jej będzie zawiesić wzrok na dobytku fizjonomicznym Yastre. Wsparła się na łokciach, gdy zmiennokształtny wstał. Pierwszy raz w życiu spojrzała na mężczyznę z zupełnie innej perspektywy, a szczególnie, że śmiało mogła stwierdzić, że pośladki panterołaka są… godne prezentacji. Aż rozbudziła się wędrując wzrokiem coraz to wyżej i oceniając sylwetkę mężczyzny, która, chcąc nie chcąc, przypadła jej zdecydowanie do gustu.
Teraz w oczach uzdrowicielki był zupełnie inny. Ten jeden moment sprawił, że Kavika doznała nowych, dosyć dla niej dziwnych wrażeń. Czy spał tuż obok niej? Czy to jego ciepło czuła całą noc? I czy to on był bohaterem w jej snach, który chwilę później stał się potworem?
Potrząsnęła falą starganych włosów. Jeszcze na chwilę zawiesiła wzrok na sylwetce Yastre. Obserwowała jak mięśnie w prosty sposób wędrują z miejsca do miejsca, jak łopatka odstaje by po chwili się schować, jak cienie zmieniają swoją położenie podczas wyprostu i chociaż nie miał przerysowanie szerokich ramion, to z pewnością można go było uznać za silnego. Nie potrzebowała ku takim stwierdzeniom żadnych dowodów. Wystarczyły jedynie pobieżne oględziny, ale dla Kavki już wykazał się swoimi zdolnościami i krzepą podczas ratunków z opresji.
Gdy tylko obrócił się w jej stronę, z już na szczęście założonymi spodniami, dziewczyna odwróciła wzrok. Czuła się paskudnie. O ile „paskudnie” w jakikolwiek sposób mogło określić paskudztwo siedzące na sumieniu blondynki. Serce pękało jej z bólu. Pragnęła się gdzieś schować i zakończyć te całą historię. Problem w tym, że to nie ona o tym decydowała. W dodatku wczorajsze słowa Fresii były tak przytłaczające…
Kavika wystraszyła się i prawie że krzyczała, gdy poczuła dotyk ze strony panterołaka. Wyrwał ją z pogrążających myśli i analizy sytuacji, a w odpowiedzi jedynie uśmiechnęła się przepraszająco.
- Wybacz… - odetchnęła z ulgą, która jednak była wymuszona, bowiem po głowie Kaviki wciąż krążyły słowa elfki. Znowu się o nią otarł i ją oznaczał…
Biedna i zrezygnowana, została przygnieciona kolejną dawką informacji. Enthe nie mogła się w tym wszystkim połapać. Nawet chaos musi mieć jakiś ład. Przerzucała wzrok to na naszyjnik, na papiery, na Yastre i na... rękę. I kolejny wyrzut sumienia.
Po pierwsze, dlatego że wczoraj pod wpływem emocji napiła się magicznej krwi… O ile była rzeczywiście magiczna, a po drugie: nie pomodliła się do Luaneliny. Ach! Ile rzeczy na raz!
- Chwila, chwila, chwila, chwila!! - zaczęła wymachiwać rękoma odganiając od siebie wszelką energię nieładu. – Po kolei! Ja mu-szę to wszy-stko so-bie po-u-kła-dać! - mówiła sylabami wciąż nie pozbywając się gestów dłoni.
- Więc… - zaczęła na nowo, odkładając wszystko na bok i sięgając bandażu. Przełknęła ślinę. Teraz modliła się o tylko o to, aby historyjka z leczniczą krwią była bujdą. Powoli i zgrabnie, chociaż trzęsąc się, odwijała materiał, który mocno przylegał do dłoni dziewczyny aż do samego końca. To co ujrzała nie wywołało w Kavice euforii, a wręcz nastroiło ją wewnętrzną nostalgią. - O…na… Pra… Smoka… - nie dowierzała. Sama już nie wiedziała w co nie wierzyć. W to, że jest przyczyną całego zamieszania, w to, że pierwszy raz od kilku lat prawdopodobnie złamała nakaz własnej religii czy może w to, że jego krew naprawdę leczy!
Spojrzała na Yastre z przerażeniem, zmieszaniem, złością i radością.
- To… naprawdę działa – stwierdziła głupio wskazując na pięknie zagojoną ranę, po której nie było już ani śladu.
- Nie… nie kłamałeś… - dodała po chwili nieco ciszej obmacując się po wewnętrznej stronie dłoni.
Jej pogrążenie sięgało coraz bliżej dna, a samopoczucie napawała chęcią falą wymiotów. Jest po prostu paskudną istotą. Daje się łasić panterze, która uważa ją za dziewczynę, chociaż nie może nią po prostu być! Łamie zasady Kręgu Vicalli i jeszcze nie jest w stanie docenić dobrych chęci Weia. Kavika stała się sama dla siebie niemalże potworem i nie umiała w żaden sposób siebie odkupić. Generalnie, w obecnej chwili, w ogóle nie wierzyła w odkupienie.
Z wielkim zawodem sięgnęła więc po naszyjnik, który przyniósł jej Yastre. Chociaż i on nie zapowiadał najlepszych wieści.
Przyjrzała mu się dokładnie. Z uśmiechem na twarzy doglądała błyskotki. Bardzo przypadła jej do gustu, szczególnie jego różnobarwność i różnorodność materiału. Księżyc, słońce… Dzień i noc. A wszystko łączyło piórko. Ptaki śpiewały za dnia i w ciemnościach, co było mostem między kontrastami – a przynajmniej takie skojarzenie zagościło w myślach Kavki, która jednak prędko ochłonęła.
- Czekaj, czekaj… Chcesz mi powiedzieć, że tym maskowali swój zapach? – Skierowała wzrok w stronę Weia. Był dumny ze swojej zdobyczy, czy jak kto woli, prezentu, ale zapał dziewczyny ani trochę nie równał się z zapałem zmiennokształtnego.
- To oznacza… - podjęła na nowo myśl. - Że jest magiczny. Jeżeli jest magiczny… Ooo! Luan! - Odrzuciła od siebie naszyjnik niczym poparzona. Świecidełko schowało się w zieleni, a Kavika raz po raz krążyła oczami między przedmiotem a Yastre. - Wybacz, ale… Nie przyjmę go. Ja go… Nie chcę przyjąć. O matko naturo, przyniosłeś go od tego nieboszczyka?! – zaczęła panikować blondynka. – Nie wiesz, że to przynosi nieszczęście?! Tak przynajmniej mówią u mnie ludzie w wiosce. To co trupa zabiło to z trupem do grobu pójść powinno. Jeszcze sprowadzę sama na siebie śmierć! O nie, nie, nie, nie, nie, nie, nie….! - Wyprostowała się i poprawiła rękawki swojej szaty, jakby chciała się zdezynfekować i udać, że ta sytuacja nie miała miejsca. – Poza tym jest magiczny. Magiczny oznacza wykorzystanie energii świata, której nie można wykorzystywać w sposób nadmierny i nieodpowiedni. Jest on moralnie niezgodny z moim sumieniem, przy czym należy zauważyć, że należał do głupiego człowieka… albo elfa, nieważne! Do zbója, który nie podzielał poświęcenia ze strony Świętej Panienki Luaneliny. Nie szkoda mi więc go aż tak bardzo, aczkolwiek sam sobie zasłużył na taki los. Kto źle pożytkuje dary dane od Prasmoka ten ginie we własnej głupocie. Oooooo….! Co ja zrobiłam?! - zaczęła ocierać twarz dłońmi, by nałykać się śliny i zagłuszyć choć odrobinę własne sumienie.
- No nic… Nieważne… Nie no, ważne!… Ale… No cóż. Stało się, Kavika. Spokojnie, oddychaj… To…tylko… jeden… wielki… błąd… - pisnęła na ostatnie słowa, a łzy gromadziły się w jej oczach. Czy ona może cokolwiek zrobić by cofnąć czas?!
- Oooouu… co ja zrobiłam?! - I niemalże wybuchła płaczem, ale powstrzymała się dostrzegając papiery. Nagłym ruchem chwyciła je w swoje dłonie, jakby miały być ostatnia deską ratunku, a były niczym gwóźdź do trumny.
Wypełnione strony okazały się szczegółową rozpiską na temat samej Kaviki. Opis jej wyglądu, mniej więcej określona szerokość bioder, stóp, a nawet wielkość jej piersi! Miliony słupków, które wyznaczały częstość jej działań, np. w którą porę dnia najczęściej wychodzi wykonywać badania. Kiedy je śniadanie, obiad i kolacje, co je, czego nie znosi, czy stwierdzone są alergie, kiedy zaczyna się jej miesiączka! Wśród papierów znajdowały się też mniejsze karteczki z dziwnymi informacjami, chociaż przerażona Kavka przekładała je w bardzo chaotyczny sposób, była w stanie wychwycić kilka głównych haseł, jak: „Dzień Wschodzącego Słońca” czy też „Krypta”. A później miliony brudów wyciągniętych z jej życia społecznego jak i osobistego. I posucha seksualna, którą przeżywała blondynka. Widziała spis informacji, których widzieć zdecydowanie nie chciała. Szczególnie, że jedno z nich z pewnością odmieniłoby podejście Yastre do niej samej.
Niczym zaklęta znieruchomiała. Krople zimnego potu spłynęły po brzegach twarzy jasnowłosej. Wpatrywała się w kartki, ale już nic nie widziała. Nic prócz charakteru pisma. Mogła się jedynie domyślać, że część z nich należy do informatora, druga część do autora notatek, a wśród nich jeden, niezgrabny, ale za to bardzo ważny dopisek na temat życia Kavki i jej znajomości. Ktoś inny musiał umieścić tą informację, szczególnie, że napis był niezborny i w dodatku z błędami, ale ile o tym wszystkim wiedziała sama Fresia?
Kavika szybko musiała coś wymyślić, by Wei nie zechciał przejrzeć tych kartek. Było w nich zbyt wiele brudów i haczyków na nią, a szczególnie, że spora część nawiązywała do jej uczelni, która niezbyt chciała sławić się w kobiecych wykładowcach. Nie miała zamiaru tracić stanowiska z powodu tej całej, niezamierzonej afery!
- Ehm… - Wymusiła na sobie uśmiech Enthe. – Rozumiem, że nie przeglądałeś tych notatek. A więc powiem ci co na nich jest –dopowiedziała zginając w pół rozpiski. - Opis mojego życia. Bardzo… dokładny opis… Wiedzą chyba o mnie wszystko! - wyszeptała pochylając się do Weia i upewniając się, że Fresia jest wystarczająco daleko od nich by pozwolić sobie na taką rozmowę.
- To kiedy jem śniadanie, jakie mam stosunki z pracownikami na uczelni… Jak wyglądam, w którą stronę lasu się kieruję… Ale chyba nie odkryli Zagajnika. Ani miejsca mojej chaty… - trajkotała tak szybko jak tylko mogła. - Fresia… Ona… Ja… Ja nie wiem co o niej myśleć. Po co by mieli mnie tak śledzić skoro starczyłby im mój opis wyglądu? Piszą o jakimś dniu Wschodzącego Słońca… Ach… Nie mam czasu teraz tego wszystkiego czytać! – Przyciągnęła do siebie mężczyznę za ramię. – Nie możesz się nic wydać! - syknęła przez zęby słysząc, jak elfka powoli się do nich zbliża. Odsunęła się od Yastre. Jeszcze raz spojrzała na notatki i tym razem narosła w niej wściekłość.
„Przywilej natury. Las prawdopodobnie chroni blondi. Koty, psy, króliki, a nawet szczury mogłyby przylgnąć do jej nogi, a ptaki zaskrzeczeć wywołując ból w mych uszach. Niczym zaraza."
A więc ta zołza wiedziała o jej dziwacznej zdolności?! Pieprzona… jedna! Więc po kiego grzyba jej tak gadała?! Skoro się tak wszystko do niej łasi, to nie dziw, że i Wei się przymila! Po co więc to mówiła? Czyżby chciała ich… skłócić? Co za kur…
- Gratulacje, że jeszcze nie zeżarłeś królika sam. Zawsze taki łapczywy na mięso byłeś. – Za plecami Kaviki rozległ się głos Fresii, która jak zawsze z przekąsem musiał wyrwać jasnowłosą od przemyśleń. Enthe delikatnie sięgnęła po torbę i niby to coś tam poprawiając, a niby to chowając bandaż wsunęła papiery do środka. Uzdrowicielka miała ze sobą notatnik więc w razie ciekawości akrobatki mogła się wytłumaczyć papierami od badań, ale najwidoczniej nie było takiej potrzeby, ponieważ elfka swobodnie dosiadła się do ogniska i grzebała w nim patykiem.
W Kavice teraz nastąpiła burza złości, ale i też niezrozumienia. Nie wiedziała kompletnie co chciała ukartować za uszata pinda. Ale nie, nie… Kavka była zbyt rozsądna na to by tak po prostu wybuchnąć. Musiała zacząć muczeć wraz z tą krową na jej własnej polanie.
Enthe poczuła na sobie spojrzenie elfki, która uniosła brew z ciekawości.
- Wszystko z tobą w porządku, młoda?
- Oczywiście, że tak! – odparła rozzłoszczona, ale od razu przywróciła się do porządku. – Po prostu… Jestem głodna! Zjedzmy tego zająca… Zanim żołądek wessie mnie od środka… - odparła poprawiając swój ubiór. – Oooojej… zapomniałam! Przepraszam! – Pociągnęła za tunikę panterołaka, którą okryła się w nocy i wepchnęła ją w ręce mężczyzny. – Pewnie ci zimno było! Nie pomyślałam nawet…
- Uhm... - odburknęła elfka. - Jak zjemy to musimy dojść do jakiegoś strumyka. Nie jest aż tak daleko... Jesteś tak utytłana, gorzej jak świnia - dopowiedziała informacyjnie Fresia, na co Kavika tylko wykrzywiła usta.
Awatar użytkownika
Yastre
Kroczący w Snach
Posty: 212
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Panterołak
Profesje: Rozbójnik , Włóczęga
Kontakt:

Post autor: Yastre »

        Yastre był w pełni rozbudzony, jak to on przepełniony entuzjazmem i chęcią działania. Widok Kaviki, która nadal była lekko rozczochrana i nieprzytomna, a jej skóra nadal pachniała snem, niezwykle go pobudzał. Wielu mężczyzn zachwyca się widokiem swych ukochanych gdy są takie bezbronne i panterołak nie był w tym momencie wyjątkiem. Aż wydał z siebie pomruk zadowolenia, gdy po założeniu spodni wrócił do Kavki. Był pewny, że przez ten krótki moment gdy byli sami, a Fresia nie mogła go targać za uszy, będzie mógł się do niej trochę połasić, może nawet z pozytywnym odzewem, gdyż jedyną osobą, która do tej pory wyrażała sprzeciw, była elfia krowa, aktualnie nieobecna. Uczona nigdy nie odrzuciła w sposób jednoznaczny zalotów zmiennokształtnego, może czasami lekko się spinała, lecz Yastre zrzucił to na kark nieśmiałości i skrępowania obecnością osób postronnych w postaci tej ostrouchej jędzy. ”Niech to, gdyby jej z nami nie było, wszystko układałoby się znacznie lepiej… Co za głupia krowa…”, zirytował się panterołak na samą myśl, jak niewiele brakowało mu do szczęścia. A w zasadzie jak niewiele za dużo miał do szczęścia.
        Nagle Kavika zamiast zachowywać się jak normalna kobieta w tej sytuacji zaczęła się denerwować i coś mamrotać pod nosem. Zmiennokształnego zaniepokoiło i zmartwiło jej zachowanie - przysunął się i dokładnie jej wysłuchiwał, by móc zaradzić wszelkim jej troskom. Jej zdenerwowanie udzieliło się i jemu, więc gdy odwijała bandaż, on patrzył na jej drobną dłoń w takim napięciu, że aż zapomniał o oddychaniu. Bał się przez moment, że jego krew nie zadziałała - co by się wtedy stało? Kavika byłaby pewnie zła, że ją okłamał i nadal musi cierpieć z tą raną, ale przecież to nie byłaby jego wina. Czy mogło w ogóle tak się zdarzyć, że jego krew nagle straciła moc? Oby nie, oby…
        - Jaj! - ucieszył się na głos, gdy nie zobaczył nawet najmniejszego draśnięcia na jasnej skórze blondynki. Zadziałało, wszystko było dobrze! Kavka nie była już ranna, pewnie czuła się też znacznie lepiej i mogli bez problemu ruszać w nowy dzień! Jak dobrze, że Prasmok obdarzył jego rasę tą szczególną cechą, dzięki temu mógł pomóc. Kavika na pewno była szczęśliwa… Nie, chwila. Nie była? Ale dlaczego? Przecież rana zniknęła, wszystko było tak jak obiecał.
        - Co się stało, coś nie tak? - zapytał z troską. Blondynka oczywiście próbowała robić dobrą minę do złej gry, ale panterołak widział, że była zmartwiona i powodem tego stanu rzeczy była, paradoksalnie, zagojona rana. - Nie boli chyba, nie?
        Yastre sięgnął ostrożnie w jej kierunku, jednak dziewczyna nieświadomie uciekła przed jego dotykiem. Była roztrzęsiona i to bardzo go martwiło - nie chciał przysparzać jej trosk, ale nie wiedział co ją tak zdenerwowało.
        - Ja nie kłamię - burknął, gdyż usłyszał jej słowa. - Nie miałem powodu by kłamać… Kavika, co jest nie tak? Zrobiłem jak powiedziałem, jesteś zdrowa, powaga, to nie zniknie czy coś. Wyleczyłem cię tak zupełnie…
        Kavika go nie słuchała, pogrążona w swoich pesymistycznych przemyśleniach o tym, ile zasad złamała tej nocy. Nie miała w sobie ani cienia beztroski, która cechowała panterołaka, ją obowiązywało tyle zasad, zakazów, że nagle okazało się, iż nie może nawet przyjąć szczerze ofiarowanej, bezinteresownej pomocy. Yastre miał jedno słowo na określenie takiej ilości reguł: “kaszana”. Nie rozumiał, jak dobrowolnie można sobie coś takiego zrobić - nie powinno się robić tylko tych rzeczy, które są złe dla innych albo dla samego siebie, a leczenie się do tego nie zaliczało, bo przecież nawet nie bolało!
        Zmiennokształtny już był prawie pewny, że Kavce poprawił się humor, gdy zobaczyła znalezioną przez niego błyskotkę. No tak, jasne, ależ z niego był osioł, przecież dziewczyny lubiły błyskotki i kwiatki, że też wcześniej nie wpadł na to, by tak ją udobruchać.
        - Aha, dokładnie tym - odpowiedział z zadowoleniem. - Znalazłem takie przy nich, gdy je mieli, nie czułem zapachu, a jak zdjąłem, to czułem. Na pewno to od tego było, poznałbym, gdyby to był jakiś eliksir albo coś innego.
        Nagle jednak Kavika zrobiła coś zupełnie zaskakującego niemożliwego do przewidzenia - odrzuciła od siebie błyskotkę, jakby ta była żywa i jadowita. Do tej pory rozpromienione oblicze panterołaka szybko zrzedło, szczęka opadła, a uszy oklapły, w oczach widać było konsternację. Bezradnie rozłożył ręce.
        - Ale… - ledwo tyle zdołał z siebie wydukać wyciągając dłonie w kierunku leżącego w trawie wisiorka, a na jego obliczu malował się wyraz bezbrzeżnego zaskoczenia. Podniósł na Kavikę nierozumiejący wzrok. Jeszcze nigdy wcześniej nie spotkał się z tak gwałtowną reakcją na niechciany prezent, z reguły jednak dziewczyny mniej lub bardziej grzecznie odmawiały, ale nigdy nie rzucały przedmiotami, jakby te były parzące.
        - Ale… ale ja nie chciałem ci zrobić krzywdy - zapewnił pośpiesznie, podnosząc się na kolana, by nie patrzeć na miotającą się Kavikę aż tak bardzo z dołu. - To nie ten wisiorek go zabił, tylko ja. Gdyby nie chciał zrobić ci krzywdy, to nic by mu się nie stało, ja cię tylko broniłem. Nie zginął przez tę błyskotkę, ej no, ja taki nie jestem. Ja nie zabijam dla łupów, zresztą, nawet nie wiedziałem, że on coś takiego ma, dopiero później to znalazłem. A to jest przydatne i chyba ładne, nie? - powiedział, jednak bez przekonania, bo może akurat jego ukochanej nie podobały się takie wzory?
        Na drugą część protestów Kaviki w kwestii ofiarowanego i natychmiast odrzuconego naszyjnika Yastre nie znalazł już kontrargumentów. Po prostu nie wiedział o co może dziewczynie chodzić, używała zbyt dużo słów i odniesień, których nie rozumiał. Nie wiedział o jakiej to panience mowa i jakiegoż to ona dokonała poświęcenia w kontekście wisiorka. Takich rzeczy nie robi się przecież zaklinając dusze niewinnych czy jakoś tak. Panterołak widział raz zaklinacza przy pracy - tamten mężczyzna tylko pomachał trochę rękami, coś tam powiedział i było gotowe, nikomu krzywda się nie stała i nikt się nie poświęcał. A ta cała mowa o darach Prasmoka też brzmiała dla zmiennokształtnego jak bełkot, bo przecież magia była wszędzie i wiele osób z niej korzystało, ba, niektórzy wręcz tak jak on dzięki niej żyli i mieli dostęp do wielu różnych ciekawych umiejętności.
        - Ojej… Nie płacz, przepraszam - powiedział skruszony, gdy tylko zobaczył jak oczy jego dziewczyny się szklą. Bez żadnego ostrzeżenia objął ją i pogłaskał po głowie z bardzo szczerą czułością. - Przepraszam, nie wiedziałem, że to cię zdenerwuje. Ja nie jestem za mądry, a myślałem, że ucieszysz się z takiej błyskotki, bo ładna i na dodatek nikt cię nie znajdzie na węch, to ten twój zagajnik będzie bezpieczny…
        Kavika wyrwała się z jego ramion, całkowicie zaabsorbowana treścią przyniesionych przez niego kartek. Yastre jej nie przeszkadzał - usiadł, objął dłońmi skrzyżowane w kostkach nogi i cierpliwie czekał, aż będzie mógł ponownie zająć jej uwagę. Gdy tylko podniosła na niego wzrok, zaraz się ożywił, uniósł ogon, a jego usta rozciągnęły się w uśmiechu. Lekceważąco machnął ręką, gdy zapytała, czy czytał te papiery.
        - Nie no, jasne, że nie - zapewnił, nie zdążył jednak dopowiedzieć, że powodem był jego analfabetyzm a nie poszanowanie prywatności. Skąd zresztą miał wiedzieć, że w środku jest tyle o niej napisane? Widać był jednak, jak bardzo go to oburzyło, aż zmarszczył gniewnie brwi słuchając jak wiele ktoś wiedział o Kavice bez jej pozwolenia. Gdyby dopadł takiego podglądacza, to by mu powyrywał wszystkie kończyny i powkładał na miejsce zamieniając ręce z nogami. Tak się po prostu nie robi.
        - Ja nic nie wygadam! - zapewnił pośpiesznie panterołak, gdy jego ukochana gwałtownie przyciągnęła go do siebie i wymusiła dyskrecję w kwestii notatek. - Fresia nawet ich wcześniej nie widziała, nie pokazywałem jej. Ty jesteś mądrzejsza, wiedziałem, że lepiej dać je tobie.
        Yastre był bardzo dumny z podjętej wcześniej decyzji, słychać to było w jego głosie. A teraz był jeszcze bardziej zadowolony z tego, że mógł siedzieć tak blisko Kaviki i czuł, że ona mu ufa. A przynajmniej na tyle, by dzielić z nim jakieś sekrety, do których dostępu nie miała Fresia, to bardzo podbudowywało jego ego i przekonanie, że jest dla niej kimś ważnym.
        - Ej no! - Yastre z nabzdyczoną miną podniósł wzrok na elfkę, która kąśliwie skomentowała jego apetyt. - Ja potrafię się dzielić, upolowałem do dla wszystkich!
        Na wzmiankę o jedzeniu w głowie panterołaka zmieniły się priorytety. Przysunął się do ogniska i podzielił pieczeń na kawałki, układając je na dużych liściach imitujących talerze. Do mięsa dołożył grzyby, korzonki i owoce, wszystko co znalazł poprzedniej nocy. Był to bardzo sycący posiłek, może nie przystający do rarytasów podawanych w miastach, ale na pewno zjadliwy. Z dwiema porcjami śniadania Yastre wrócił do Kaviki i podał jej jeden liść, na którym leżały najlepsze kąski pieczonego królika - tak dbał o swoją kobietę.
        - Sam upolowałem - pochwalił się, by wiedziała, jaki jest zaradny. Usiadł tuż obok Enthe, tak blisko, że mogła poczuć bijące od jego ciała ciepło, nie dotykał jej jednak. Z entuzjazmem zabrał się za jedzenie, chrupiąc nawet chrząstki i drobne kosteczki, bo dla jego zębów nie była to żadna przeszkoda.
        - O! - zawołał z pełnymi ustami, gdy Kavika oddała mu koszulę. W pośpiechu przełknął, nim przyjął odzienie i je założył. - A, nie ma problemu, ja nawet nie zauważyłem. Futro mam grube, to mnie grzało, a teraz jest już od słońca ciepło…
        - A latanie z gołym tyłkiem to dla niego nie nowość - ironicznie dopowiedziała Fresia. - Ten świntuch widzę do tej pory się nie nauczył, że ma się ubierać przy ludziach.
        - Ej no… - burknął panterołak. - Ubieram się… z reguły…
        Fresia parsknęła w reakcji na słowa zmiennokształtnego.
        - Nie mów tak o Kavice! - oburzył się Yastre, gdy elfka przyrównała ją do świni. - To niegrzeczne. A strumyk jest tam - dodał, wskazując mniej więcej kierunek, po czym na moment skupił się na jedzeniu. Fresia w milczeniu podała Enthe bukłak z wodą brzozową, którą zebrała w konsultacji z panterołakiem. Słodki napój zawierał wiele substancji, które mogły przydać się Kavice w nadchodzących ciężkich dniach.
        - To co tam wczoraj ustaliłeś, cwaniaku, co? - zapytała w końcu elfka, gdyż nie miała okazji pogadać z Yastre gdy ten wrócił w nocy do obozu. Panterołak jednak tylko wzruszył ramionami.
        - Że są nadal martwi - powiedział, gdyż wzrok szpiczastouchej byłej akrobatki był niezwykle natarczywy. - I znalazłem kilka fantów, ale nic ciekawego. Jeden miał niezłe buty - dodał, podnosząc nogę, na której nosił obuwie jednego z bandytów.
        - Nosisz buty nieboszczyka? Jesteś ohydny! - zawołała Fresia.
        - Ej no, on ich już nie potrzebuje, a moje były już zniszczone. Zresztą, tamtemu nogi nie śmierdziały, to niczym się nie zarażę...
        - Nie mów o tym przy jedzeniu! - zrugała go elfka, rzucając w panterołaka patykiem, ten jednak zdołał się wywinąć i pokazać jej język. Wepchnął sobie do ust ostatni kęs posiłku, po czym pieczołowicie zakopał resztki i po niemej konsultacji z Fresią zajął się gaszeniem ogniska.
        - Idziemy - orzekła elfka, gdy sama również skończyła jeść. Skierowała swe kroki w kierunku, który wskazał wcześniej Yastre. Panterołak pomógł Kavice wstać i szedł obok niej, a gdy tylko Fresia wysforowała się trochę do przodu, nachylił się do blondynki by zadać frustrujące go pytanie.
        - Czemu boisz się magii? - brzmiały jego wątpliwości. - Wiesz, magia jest dobra, można z nią zrobić dużo dobrych rzeczy. Nie musisz się jej bać.
Awatar użytkownika
Kavika
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 114
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Kavika »

Dla Kaviki moment posiłku stał się chwilą odetchnienia. Tak prawie.
Nie czuła się najlepiej ze względu na swoje zachowanie, ale też wcale się tak do końca nie obwiniała. Wciąż wypełniał ją nadmiar emocji i to właśnie one powinny gdzieś znaleźć ujście kierując się metodą dążenia do wszechobecnej, jak i ciągłej harmonii, szczególnie w przypadku homeostazy panującej w organizmie. Rzut wydzielanych hormonów z czasem powinien dojść do stanu początkowego, ale by to zrobić czynnik stresogenny musiał zniknąć. Albo chociaż ewentualnie nieco się obniżyć, gdy wreszcie Enthe pogodzi się z całą tą absurdalną sytuacją, w której jest jedynie pionkiem. Królową do zbicia. Gdzie jednak istniał złoty środek, tego nie wiedziała. A przed całą grupą czekało jeszcze zapewne wiele zwrotów akcji.
Oczy przeniosła w stronę nieba. To w nim starała się odnaleźć spokój, jednakże i chmury szybko wędrowały po blado-niebieskim tle, co jakiś czas przysłaniając dojście promieni słonecznych. Mimo wszystko pogoda zapowiadała się jak najbardziej słoneczna, bynajmniej na pierwszy rzut oka i za kilka godzin temperatura powietrza zapewne będzie nie do zniesienia. Pomyśleć, że nawet skupisko wody, czy w postaci bardziej stałej czy też gazowej, która znajduje się nad ich głowami, również żyje w stresie i pędzi wraz z czasem bezlitośnie uciekającym między palcami uzdrowicielki.
Wtedy poczuła coś miłego. Bliskość. Zwyczajną bliskość. Autorem tego uczucia okazał się Yastre, który podczas posilania się zdawał się w jakiś sposób nawiązać nieco bardziej dyskretny kontakt z Enthe. Ramiona Kaviki delikatnie opadły w dół zalewając się rozluźnieniem, bo chociaż nie wiedziała co robić to nie mogła już ani trochę wątpić w nadmierną szczerość panterołaka. Fakt faktem nie zawsze jego słowa były przemyślane, ale to sprawiało, że tym bardziej nie śmiałaby go już nigdy posądzić o brak prawdomówności.
Z chęcią więc posilała się swoją częścią pożywienia, szczególnie, że trafiły się jej najlepsze kawałki! Człowiek na głodzie to człowiek zły!
- Śmiem twierdzić, że kawał zająca zdobyłeś! – pochwaliła złodzieja, jak najbardziej szczerze.
W dalszą część dialogu jasnowłosa starała się nie wtrącać, chociaż nie ukrywała obrzydzenia względem skradzionych butów. Poza tym znał jej zdanie na temat brania własności nieboszczyków i jedno obuwie oraz argument „bo poprzednie się popsuły” ani trochę nie przekonały uzdrowicielki. A ze śmierdzącymi stopami miała wielokrotnie do czynienia, bo swoją drogą starała się odnaleźć na ową dolegliwość jakieś trwałe lekarstwo. Czym jest jednakże smród stóp względem smrodu bebechów? Albo rozwijającego się grzyba.
Nie wnikając głębiej w temat, który mógłby nieco uciąć apetytu elfce (bo raczej nie jej czy Yastre), dokończyła ze spokojem swoją porcję. Poczuła ulgę, że chociaż jak już ma umrzeć to najedzona, co daje większe szanse na przebycie do świata dusz. Podobno, jak się jest wygłodniałym to jest to o wiele trudniejsze! Według wiejskich zabobonów z rodzinnego miasteczka Kaviki, o czym swoją drogą sobie przypomniała.
W końcu ruszyli w dalszą drogę, co przyprawiło dziewczynę o kolejną dawkę nadziei, że coś może jednak się uda. Zastygnięcie w jednym miejscu z pewnością nie jest dobrym pomysłem, ani też nie ruszy całej machiny logiczności działania.
Co teraz mogła jednakże uczynić? Czy pójście w stronę zagajnika było odpowiednim pomysłem? Czym jest Dzień Wschodzącego Słońca i na ile mogła podpytać Fresię by nie wpaść jeszcze głębiej w kompot jak to mają w nawyku śliwki. Głowę miała świeżą, brzuch najedzony, a ten natłok myśli ponownie przyprawił ją o zawroty. Najgorzej czuła się z powodu braku modlitwy do swojej opiekunki Luaneliny, która przeco miała ją w opiece, a teraz mogła odczuć, że Kavika miała ją „w dupie”. A przecież tak nie było! Tylko jak tu poświęcić czas w trakcie uciekania przed gwałcicielami zmiennokształtnymi? Żal i gorycz wypełniało serce jasnowłosej dziewoi, gdy nagle prywatność jej myśli została zaburzona prywatnością dialogu.
- Uhmmm? – Spojrzała zaskoczona, unosząc coraz to wyżej brwi, na towarzysza.
No tak! Przecież on nic nie wie! Tylko ta Fresia, uszowata zołza miała na jej temat cały pliczek informacji!
- Ehm… a… - Podrapała nieco nieśmiało tył głowy. Nie za bardzo wiedziała od czego zacząć, ale też nie sądziła by ktoś kiedykolwiek chciał słuchać jakiś religijnych wywodów, bo ludzie lubią słuchać tylko tych szeroko rozgłaszanych zabobonów. Tych znanych, bez możliwości jakiegokolwiek przekonania ich do czegoś innego. A Kavice zależało by nie zepsuć pierwszego wrażenia.
- No cóż… od czego by tu zacząć… - Zamyśliła się wędrując wzrokiem gdzieś po gałęziach. – Może od tego, że wcale nie boję się magii. Mogłeś to odrobinę opacznie zrozumieć, w sensie moje zachowanie. Od wczoraj nie miałam możliwości kontaktu z moją religią… Wiesz, taka wewnętrzna potrzeba rozmowy z jakby to powiedzieć… moim „guru” – zaczęła nieco ostrożnie, ależ już pierwsze zdanie wzbudziło w dziewczynie odrobinę odwagi.
- Aby sytuacja była całkowicie jasna pozwolę sobie zagłębić się nieco bardziej w temat. Jestem członkinią Kręgu Vicalli, przy czym należy zwrócić uwagę, że pojawia się jeszcze kilka innych określeń nas opisujących. Będę się mimo wszystko posługiwać słownictwem całkowicie oficjalnym, aby cię po prostu nie zmylić i abyś był w stanie zrozumieć to co mówię. I hm… jak by ci to skrótowo powiedzieć, ale i zarazem rzeczywiście, całościowo wyjaśnić… Wyjaśnię ci na czym moja religia polega. Otóż głównym stworzycielem świata jest Prasmok. Żyje on w wiecznym śnie, z którego może się zbudzić. Istnieją jakoby dwie teorie jego przebudzenia. Pierwszą z nich jest fakt, że Prasmok być może posiada ograniczony zasób energii. Jeżeli tak jest to w końcu Ojciec nasz się zbudzi by wędrować przez kolejne, odległe drogi, aby się czymś posiłkować. Każdy w końcu musi jeść dla energii. Ty żeby skakać lub walczyć ze złoczyńcami nie możesz być całkowicie wygłodniały, ponieważ to obniży twoją skuteczność ataku albo doprowadzi do śmierci. Tak samo ma Prasmok, głodny przeco nie będzie istniał przez nieskończone wieki bez „posiłku”. Druga teoria przedstawia się w sposób nie aż tak różny od pierwszego, bowiem Prasmok być może cały czas pozyskuje energię z tego co go otacza. Nie wiemy do końca co krąży wokół niego, ale jeżeli za bardzo nadszarpniemy jego zasób energetyczny to się zbudzi. Spróbuję ci to nieco bardziej obrazowo wyjaśnić - jak śpimy i coś nas gwałtownie obudzi, na przykład jakiś koszmar, to się zrywamy. Można to w łatwy sposób przenieść na Naszego Stworzyciela. Iżli pobierzemy w jednym momencie za dużo energii, to Ojciec się zbudzi. To będzie dla niego coś gwałtownego, jak koszmar albo pianie koguta o poranku. Tak więc - kierując się pierwszą czy też drugą zasadą możemy zauważyć, że koniec jest taki sam. Jeżeli Prasmok się zbudzi to nasze światy zginą. Jeżeli nie będzie miał energii by trwać w wiecznym śnie, to też nie będzie miał energii na to by utrzymać nasze światy w stanie, w którym istniejemy. Dlatego więc energię, te typowo magiczną, czyli zaklęcia, oraz te naturalną, czyli ziemia, rośliny, wody, powietrze… i wszystko inne należy szanować i wykorzystywać z rozwagą. Najważniejsze jest przedłużenie naszego życia, a niektóre z nich muszą się skończyć by mogły zaistnieć kolejne. Przykładem tego mogą być klątwy albo niektóre choroby… Nekromanci wskrzeszają zmarłych dla celów… właściwie nie do końca wiem jakich, dla armii, dla doświadczeń, dla kaprysu, a wilkołaki pożerają niewinnych, chociaż sami na siebie zarzucili taki los a nie inny. Jaki jest więc sens pozyskiwania ich energii? Według Nas, Wyznawców, żaden. Tworzy to tylko błędne koło nieszczęść. A gdyby tak zużyć bardzo dużo energii w ciągu jednego dnia i zbudzić Ojca Prasmoka? Przestalibyśmy istnieć. Jego łuska nie byłaby odżywiona, gdyby nie energia. Jakbyś nie jadł przez trzy tygodnie też byś miał marny organizm, a takie a'la pasożyty, jak my, już dawno by żywcem zeskrobały cokolwiek z ziemi byleby tylko przeżyć. Ojciec Prasmok też z pewnością po przebudzeniu zapadnie w kolejny sen, tylko w tym śnie i jego marzeniach nie będzie miejsca dla nas… Dla mnie, dla ciebie… Dla Fresii, a nawet dla tego drzewa czy tej chmury. Nikt nie zdaje sobie sprawy z rozrzutności zaklęć, nawet tych małych, ale gdy pomyśli się globalnie o jednym zaklęciu… Przykładowo przesunięcie szklanki lub podobnego jej przedmiotu. Pomyśl ile w tym czasie szklanek przesuwa się w Alaranii, choćby w samej szkole magii. Teraz pomyśl, że przykładowa szklanka przesuwana jest w Niebiosach, w Piekle, w Otchłani, w Świecie dusz… a teraz wyobraź sobie ile łusek ma Prasmok na swym grzbiecie i ile zaklęć tego typu się ujawnia, nie mówiąc już o tym, że on zapewne cały jest pokryty łuskami aż po przedramiona do samych pazurów! – wzniosła na koniec głos jasnowłosa, ale szybko przysłoniła sobie usta i delikatnie się przygarbiła chcąc udać niewiniątko niczym zbesztane dziecko. Poprawiła luźny lok, zagarnęła włosy odkrywając skrawek szyi, po której ponownie spłynęły blond płomienie.
- Ahm… ja… - podjęła na nowo nieco bardziej zbita z tropu, bo w tym momencie ze strony mężczyzny usłyszałaby jedynie uciszenie. W końcu kobietom na uczelni nie można było się unosić. Okropne baby dające się ponieść emocjom – ot co mogła często usłyszeć wśród ludzkich mężczyzn.
– Ale właściwie… To nic nie wiem o panterołakach… - kontynuowała cichym głosem głaszcząc się palcami w okolicach karku. –Musiałabym spytać Canabe, ona na pewno będzie wiedzieć… Jest jedną z takich… przysłowiowych „kapłanek” naszej religii – pochwaliła się Kavka. – No i… takim pośrednikiem między Prasmokiem a nami, naszym światem... a zarazem córką ziemi naszej i Ojca naszego jest Luanelina. O niej tez mogłabym ci opowiadać godzinami i w ogóle… - Ostatnie słowa powiedziała już bardziej pod nosem, jakby za chwilę rzeczywiście miała dostać burę. Chyba za długo przebywała wśród ludzi, że się tak zamknęła na własne wypowiedzi! – Ale… To może kiedyś, przyszłościowo, jakobyś chciał posłuchać czy też się zagłębić w nasze tajniki. – Uśmiechnęła się na koniec promiennie uzdrowicielka.
Podczas długich wypowiedzi Kaviki, Fresia po drodze zauważyła kilka osób. Byli to zwykli ludzie zbierający dorodności lasu, chociaż jeden mężczyzna, choć niski i z wyrośniętym czerepem na głowie szczególnie zwrócił jej uwagę. Wykorzystując chwilę zachwytów i uniesień Enthe postanowiła delikatnie zboczyć z drogi, by móc podejść do strumienia nieco bardziej spod ukosa tracąc przy tym kilkanaście minut z życia, ale dostrzegając, że nieznajomy gdzieś wciąż przewija się w ich okolicy. Elfka zmarszczyła brew, ale wciąż spokojnie kierowała grupą obserwując dalszy ciąg wydarzeń. Nie uważała również by nieznajomy był wybitnym zagrożeniem. Prędzej posądziłaby mości pana o zachwyt wolnymi pannami, a na pewno jasnowłosą niewiastą. Zbaczając z drogi w końcu niewielki przy kości nieznajomy również znikł, a akrobatka tylko wykrzywiła usta. Bardziej w irytacji, bo bać z pewnością się nie bała!
Awatar użytkownika
Yastre
Kroczący w Snach
Posty: 212
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Panterołak
Profesje: Rozbójnik , Włóczęga
Kontakt:

Post autor: Yastre »

        Yastre był prawdziwym szczęściarzem - sam z siebie miał zbyt pozytywne usposobienie i na dodatek rozumował zbyt prosto, by teraz na wzór Kaviki się zamartwiać. Dla niego sprawa była dość prosta: ktoś chciał ją złapać i zrobić krzywdę jej i jej koleżankom, a że blondynka nie mogła po prostu uciec tylko chciała zostać tu, w domu, więc trzeba było pozbyć się tych, którzy chcieli ją skrzywdzić. Dla panterołaka to było takie proste - nie zastanawiał się gdzie znajdzie tych ludzi, czy nie kryje się za tym coś głębszego, czy nie są zbyt silni albo zbyt zdeterminowani - był pewien, że sobie poradzi. Można by podejrzewać, że zmiennokształtny jest taki spokojny też z tej przyczyny, iż nie dotyczy to jego bezpośrednio, kto jednak znał go choć trochę i nie był tak uprzedzony jak Fresia (ta długoucha krowa, wrrr), ten wiedział, że Yastre rzadko martwi się o siebie i zawsze na pierwszym miejscu stawia swoje "stado", a przede wszystkim swoją samicę. W tej roli aktualnie występowała Kavika.
        - Mrrrr - Yastre zamruczał głośno w odpowiedzi na komplement z ust swojej ukochanej i z ogromną wdzięcznością oparł czoło o jej ramię, przymykając przy tym oczy z zadowolenia. Tak bardzo cieszyły go jej słowa! Pokazał jej, że jest zaradnym mężczyzną i ona to doceniła! Panterołak aż z miejsca się nakręcił i naprawdę wiele wysiłku go kosztowało, by nie napastować Kaviki w trakcie posiłku. Opanowanie się trochę ułatwiła jego własna niedojedzona jeszcze porcja mięsa, na której mógł skupić swoją uwagę. Niewiele pomyliłby się ten, kto uznałby, że zmiennokształtny wpisuje się w pewien stereotyp na temat mężczyzn, który mówi o tym, iż ci myślą tylko o kobietach albo o jedzeniu.
        Już w drodze można było odnieść wrażenie, że Yastre jest na spacerze, który ma się zakończyć piknikiem, a nie ochrania kobietę, której grożą jakieś dziwne typki. Panterołak swobodnie stawiał kroki, ręce trzymał schowane w kieszeniach i rozglądał się jakby podziwiał okolicę. Gdyby jednak przyjrzeć się jego postawie, to można by zauważyć, że zmiennokształtny ani razu nie nastąpił na coś, co mogłoby powodować hałas, co rusz strzygł uszami, a jego oczy poruszały się znacznie szybciej niż głowa - obserwował. Mimo swobodnej pozy był czujny i gotowy do akcji. Jednak w pewnym momencie skupił się przede wszystkim na plecach drobnej blondynki idącej przed nim. Według niego wyglądała na smutną, zamyśloną, może wręcz zdołowaną. Dlatego zdecydował się do niej zagadać, a pierwsze co przyszło mu do głowy to temat magii. Z początku odniósł wrażenie, że nie trafił z tematem, bo Kavika zaczęła coś mruczeć pod nosem, jakby nie chciała o tym mówić…
        - Jesteś naprawdę urocza, gdy robisz takie nieśmiałe miny - zapewnił ją pogodnym, ale przy tym niezwykle ciepłym głosem. Ta intonacja w połączeniu ze spojrzeniem złocistych oczu, które przenikały blondynkę na wskroś u niejednej kobiety wywołałaby mięknięcie kolan. Nic dziwnego, że Kavka miała przez moment problem się skupić. Gdy jednak zaczęła mówić, panterołak słuchał jej z bardzo pochlebną uwagą - widać było, że dociera do niego sens jej słów i nie ma problemów z nadążaniem, o co pewnie niektórzy mogliby go posądzać. Widać było, jak żywo reagował na niektóre jej zdania, jak szerzej otwierał oczy albo strzygł uszami, a gdy wspierała swój wykład metaforami - z entuzjazmem kiwał głową. Yastre oczywiście znał całą tą teorię o Prasmoku i jego śnie, ale jakoś nigdy głębiej się nad tym nie zastanawiał - dla niego istniało tu i teraz, jakieś historie o stworzeniu świata były dla niego zbyt daleko idącą abstrakcją, by miał się tym przejmować. Teraz jednak zaczął nad tym myśleć i to co mówiła Kavika bardzo mu imponowało, było takie mądre i przemyślane. A jednocześnie niepokojące i takie jakby niepewne. No bo przecież nikt nie miał żadnych dowodów, nikt tego Prasmoka za ogon nie złapał, nikt go nie widział. A Yastre był osobą, która lubi, gdy może się o czymś naocznie przekonać - to ten typ, który dotknie ławki z napisem “Uwaga! Mokra farba” tylko po to by przekonać się, że naprawdę nie może na niej usiąść. Ale z drugiej strony Kavka mówiła z takim zaangażowaniem, była tak pewna prawdziwości swych słów, dlaczego miałby jej nie wierzyć? Więc wierzył, a przynajmniej nie kwestionował jej wywodu tylko słuchał z olbrzymim zaangażowaniem.
        - Ojej… - Yastre rozczuliło to, jak blondynka speszyła się po tym jak niekontrolowanie podniosła głos. Przygarnął ją do siebie i pogłaskał po głowie, chciał pocałować jej włosy, powstrzymał go jednak morderczy wzrok Fresii.
        - Gapisz się jak meduza - burknął, na co elfka pokazała mu język i podjęła marsz, wysoko zadzierając nosa. Panterołak szybko ją zignorował: wolał skupić się na Kavice i jej wykładzie. Rysy jego twarzy szybko zmiękły, a usta rozciągnęły się w ciepły uśmiechu, gdy tak na nią patrzył i słuchał jej głosu. Gdy jednak padła sama nazwa jego rasy najpierw wyglądał na zaskoczonego, a później jakby posmutniał. Spuścił wzrok i patrzył się w ziemię pod swoimi nogami, pionowa zmarszczka między jego brwiami była jasną oznaką tego, że zmiennokształtny intensywnie nad czymś myśli. Nadal jednak zerkał na Kavikę, by nawet przez myśl jej nie przeszło, że ignoruje jej słowa, a na dowód swej uwagi uśmiechnął się, gdy dziewczyna skończyła mówić.
        - Zawsze chętnie cię słucham - zapewnił entuzjastycznie, po czym znowu jego podekscytowanie zgasło. Widać było, jak z zażenowaniem próbuje sformułować jakąś myśl i przedstawić ją Kavice. W końcu się przemógł, czemu towarzyszyła mina zbitego psa.
        - Chyba rozumiem, o co chodzi. Że używanie magii jest złe, bo może wszystkim zrobić krzywdę. Ale ja nie jestem zły - zapewnił. Ona oczywiście nie wiedziała, jak zmiennokształtny rozpaczliwie próbował udowodnić wszystkim, że jest dobrą osobą i jak bolą go chociażby drobne insynuacje, że jest inaczej. - Znaczy, wiesz… No bo ja nic nie poradzę na to, że taki się urodziłem, prawda? Bo gdybym mógł, to bym wolał być człowiekiem, poważnie. Bycie panterołakiem nie jest wcale fajne, ludzie cię nie lubią i nawet własna rodzina traktuje cię jak zwierzaka. Bo ja miałem rodzinę. Rodziców, rodzeństwo, normalnych ludzi. Ale oni mnie nie chcieli, bo byłem inny, pozbyli się mnie. Dlatego gdybym mógł być normalny, to bym był. Ale nic na to nie poradzę, na to nie ma lekarstwa. To dlaczego mam nie pomagać, skoro dzięki byciu zmiennokształtnym mogę? Dlaczego mam się nie przemieniać, skoro taka jest moja natura? Ja jestem i człowiekiem i kotem, nie da się tego rozdzielić. To tak, jakby tobie kazali rozdzielić to, że jesteś ładna i mądra. Ja nie chcę robić nikomu krzywdy tym, że jestem zmiennokształtnym, nic na to nie poradzę przecież.
        Nagle Yastre jakby coś tknęło. Sięgnął obiema dłońmi na tył swojej głowy i coś majstrował przy włosach, a gdy przestał, pokazał Kavice niepozorny sznurek szklanych koralików.
        - To jest magiczne - powiedział. - Jedna czarodziejka powiedziała mi kiedyś, że to dzięki temu pamiętam kim jestem. Bo jak panterołak przemienia się w kota, to może zapomnieć, że był człowiekiem i na zawsze pozostać kotem. I te koraliki pozwalają mi się przemienić z powrotem. Ale jak chcesz, to ja je wyrzucę. Jeśli to, że z nich korzystam, jest złe.
        Yastre utkwił pytające spojrzenie w Kavice. Chciał koniecznie otrzymać jasną odpowiedź: wyrzuć albo zostaw. Jakby nie docierały do niego konsekwencje takiej decyzji - gdyby dziewczyna kazała mu wyrzucić swój magiczny skarb, pewnie nie minąłby tydzień nim stałby się panterą, która nawet nie pamięta jak to jest być człowiekiem. Już teraz magiczne bariery jego koralików trzeszczały pod naporem zwierzęcej natury panterołaka.
        - Kończcie już gruchać, bo od tej waszej słodyczy dostanę próchnicy - odezwała się w końcu Fresia. - Dotarliśmy.
        Elfka wcale nie dokonała wielkiego odkrycia - już od jakiegoś czasu dało się słyszeć narastające szemranie strumyka, a refleksy słońca odbijającego się od powierzchni wody co raz przykuwały wzrok wśród spokojnej, leśnej zieleni. Wystarczyło znaleźć miejsce, gdzie brzeg łagodnie opada ku rzeczce, aby móc do woli korzystać z jej dobrodziejstw, z chłodnej czystej wody, w której można było obmyć ciało i oczyścić ubranie. Fresia momentalnie zdjęła buty i z przyjemnością postawiła stopy na wilgotnej trawie. Po czym jej twarz znowu nabrała tego wredno-cynicznego wyrazu i elfka obróciła się w stronę panterołaka.
        - Ani nawet nie myśl, że będziesz mógł się gapić i udawać niewiniątko. Już cię tu nie ma, zmiataj i nie podglądaj.
        - Ale ty jesteś. - Yastre teatralnie wywrócił oczami. - Wystarczy, że się odwrócę…
        - I będziesz zerkał znad ramienia. - Fresia nie pozwoliła mu dokończyć zdania. - Nie ze mną te numery.
        - Pff…
        Yastre nie zamierzał kopać się z koniem. Nadal z obrażoną miną i zupełnie bez słowa ostrzeżenia przemienił się w kota i odszedł między drzewa. ”Jakbym nie wiedział jak wygląda goła baba…”, irytował się jeszcze przez moment, chociaż nie było co się oszukiwać, że na widok nagiej Kaviki z pewnością by nad sobą nie zapanował. Całe szczęście jednak szybko to kocia natura doszła do głosu i panterołak się uspokoił. Przechadzał się spokojnie po okolicy i podziwiał ją jakby to były jego włości - czyli dokładnie tak, jak koty to mają w naturze. Coś zaczęło go jednak irytować. Z początku było to tylko nieprzyjemne odczucie, że coś tu nie pasuje, czegoś nie powinno tu być. Później pojawił się słaby zapach, który szybko zaczął wypełniać nozdrza pantery. Yastre przystanął, by uchwycić kierunek, z którego docierała do niego ta woń i wyczytać, co też ona ze sobą niosła. ”Samiec”, ocenił od razu, ”Nie stary, ale i niezbyt silny. Chory…”. Mimo iż ktoś taki nie stanowił zagrożenia, zmiennokształtny postanowił to sprawdzić, bo kogoś pasującego do tego opisu widział już wcześniej, a trafić dwa razy na tą samą osobę w tak dużym lesie… Byłby to naprawdę zaskakujący zbieg okoliczności. Pantera zaczęła więc jak po sznurku skradać się w kierunku źródła zapachu, aż spomiędzy krzaków wyłoniły się przed nią szerokie plecy skrytego w gęstwinie człowieka. Mężczyzna nie zwrócił uwagi, że przerośnięty drapieżnik sapie mu w kark, tak był zajęty gapieniem się na dwie kobiety nad strumykiem… Yastre nawet w tej formie bardzo się zirytował, że jakiś wieprzek śmie tak zbereźnie podglądać Kavikę. JEGO Kavikę. Długo się nie zastanawiał: spiął się do ataku, chwilę celował i skoczył.
        Fresia i Kavka usłyszały przerażony krzyk dobiegający z pobliskich zarośli. Głos był męski, ale piskliwy i brzmiał dość żenująco. Nim na dobre rozbrzmiał, spomiędzy krzewów prosto do wody wpadł podglądacz z uczepioną pleców czarną panterą, która zatapiała kły w jego ramieniu. Zwierzę swym ciężarem przydusiło nieszczęśnika do dna strumyka, ten miotał się rozpaczliwie, rozbryzgując dookoła wodę.
        - Pomocy! - wrzasnął wysoko. - Zabijcie tego potwora, zabierzcie go! RATUNKU!
        A Yastre nic sobie z tych krzyków nie robił - stał na plecach swej ofiary i mocno wbijał w nią pazury, by się utrzymać i nie wpaść do wody. Chociaż bardzo groźnie marszczył pysk, w jego głowie trwała walka między przemożną żądzą mordu na podglądaczu, a ucieczką od tej wstrętnej, zimnej, mokrej… wody.
Awatar użytkownika
Kavika
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 114
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Kavika »

Kavika czuła się odrobinie dziwnie. Już od dłuższego czasu próbowała wzbić się wyżej w hierarchii na uniwersytecie i to za wszelką możliwą cenę. A że była to rzecz niemalże niemożliwa w przypadku gburowatej grupy samców, przychylność ze strony słuchacza będącego mężczyzną stała się niemalże czymś niemożliwym w odczuciu uzdrowicielki. Gdyby jeszcze rozeszło się po wszystkich w jakie rzeczy wierzy, to tym bardziej nie miałaby szans się wybić. Sprzeciw wszelkiej panującej wiary, ogólnikom było rzeczą tak grzeszną, że nawet użycie magii w Kręgu Vicalli wydawało się czymś małostkowym i mało znaczącym.
- Och… - cicho westchnęła zaskoczona nieco gestem panterołaka, gdy ten przygarnął ją do siebie. Jeszcze nie przyzwyczaiła się do jego lubieżności, a może raczej bardziej otwartości. Nieco się zmieszała. Przez myśl blondynki przeszło wspomnienie słów Fresii, ale przecież ona przyciąga do siebie zwierzęta! Wei na pewno nie uzna jej tak po prostu za swoją dziewczynę. Bez zapytania, kwiatka albo podobnych grzeczności. Fakt faktem, bywa porywczy, ale widać po nim jak nauczył się pewnych wymuszonych norm panujących wśród ludzi. Symboliczny kwiatek zapewne też utknąłby w jego pamięci.
To jednak nie wybiło Enthe z monologu i dokończyła swoją dość długą wypowiedź.
Yastre szczerze zaskoczył uzdrowicielkę swoim wyznaniem. Dopiero teraz powoli pojmowała jak bardzo nie chce być tym kim jest, a Kavikę coś ukłuło w serce. Nie umiała do końca zinterpretować przyczyny bolesności jaka w niej zagościła. Bynajmniej występowało ku temu kilka powodów. Główną przyczyną było to, że nikt nie powinien żałować tego kim jest. Istniała bowiem różnica między żałowaniem własnych błędów, przemian, przewinień, ale nie mogło istnieć żadne wytłumaczenie tego kim się ktoś zrodził.
- Wei… - wyszeptała wyrażając ujawniające się na mimice twarzy zaskoczenie.
Wzrok dziewczyny powoli przesuwał się na naszyjnik. Po raz kolejny stanęła przed wyborem tego co powinna zrobić, a tego co zrobić by chciała z czystej dobroci serca. Po dłuższej chwili namysłu zmarszczyła brwi. W kawowych oczach uzdrowicielki zebrała się odrobina złości i zirytowania.
- Ja nie mogę ci mówić co jest złe, co jest dobre – zaczęła z wyraźnym podenerwowaniem. – Nie należysz do naszej wiary, więc czemu miałabym ci mówić co masz robić? Wszystkie nasze ścieżki to drogi wyboru. Jeżeli nie jesteś wyznawcą Kręgu Vicalli masz prawo nosić tego typu błyskotki – odpowiedziała odwracając się od panterołaka.
Dlaczego mówienie mu tego typu rzeczy jest tak trudne? Wcześniej nie nosiła w sobie takich obaw - by powiedzieć komuś wprost „wyrzuć to”. Teraz za wszelką cenę chciała zachować jego tożsamość i byt. W przeciwieństwie do rodziny Yastre, ona chciała go poznać bliżej. Każdy dysponuje prawem pokazania jaki jest, bo póki to nikogo nie zrani to problem nie powinien istnieć. Nie powinien – paskudne słowa, które dzisiejszego dnia bezlitośnie pogrążały wykładowczynie.
Nie wiedzieć czemu poczuła ulgę, gdy elfka „przegoniła” panterołaka. Dziewczyna bez słowa zbliżyła się do źródła wody. Utkwiła w kolejne wewnętrznej burzy uczuć dopóki Fresia się nie odezwała.
- Jeśli chcesz zdjąć buty to od razu nastąp do strumienia. Nie możemy pozwolić być zostawiła jeszcze więcej zapachu.
Kavika posłusznie i bez odzewu zanurzyła stopy w strumieniu zgodnie z podaną jej instrukcją. Stała jeszcze tak przez dłuższy moment, ze skrzyżowanymi rękoma, obrażona na cały świat i wszechświat za swoją egzystencję, a uszata tylko się przyglądała coraz to wyżej unosząc brew.
- Okres ci się zaczął – stwierdziła powoli sięgając wszelakich sznurków, guzików i pasów w swym ubiorze. Kavka od razu zmierzyła wzrokiem swoją niechcianą towarzyszkę. Serce Enthe dudniło z nerwów. Czyżby zołza chciała pokazać, że czytała notatki i wie, że ma je właśnie ona?
Jasnowłosa coraz mocniej zarysowywała ostrość swoich brwi, aż wreszcie się odezwała.
- A skąd ty to możesz akurat wiedzieć? Wyczytałaś to w gwiazdach ostatniej nocy? Planety i wymiary tak się ustawiły, że przypadkiem wszystko ci powiedziały? Jestem bardzo ciekawa skąd masz takie informacje! – oburzyła się Enthe, co było wyraźnie słychać w jej głosie, a co dodatkowo podkreślała gestykulacja wymachujących rąk. - No śmiało, pochwal się!
Elfka z początku jakby została zbita z tropu. Próbowała wyłapać sens wypowiedzianych przez blond dziewczę słów, ale w odpowiedzi pierwsze co zrobiła, to wskazała na udo rozmówczyni.
- Nie. Widzę po krwi.
Kavika automatycznie spojrzała w dół. Ujrzała krew i aż pisnęła cofając się. Podniosła do góry materiał swego ubioru dotykając się gdzie trzeba.
- O żesz kurw…! – potwierdziła prawdomówność czarnowłosej klnąc siarczyście.
- Proszę, weź tampon. I kilka na później… Pamiętaj zmyć się będąc w strumyku. Trzeba… usunąć… wszelkie… ślady twojego pobytu… –zaśmiała się pod nosem.
Kavka szybko przechwyciła tampon wykonany z końskiego włosia. Zaaplikowała najszybciej jak tylko potrafiła nie zwracając uwagi na to czy kobieta w jej towarzystwie spogląda na ten akt czy też nie. Uzdrowicielka miała ochotę pacnąć sobie pełną dłonią w twarz. Raz, że jej miesiączka wypadała regularnie, dwa – chwilę temu przecież zapoznała się z dokładnym kalendarzem swojego dnia codziennego, jak i miesięcznego. W dodatku ośmieszyła się przed tą paskudną krową!
Moment kompletnego zażenowania przed elfką przerwał męski krzyk. Kobiety wyprostowały się spoglądając w stronę odgłosów. Fresia już uszykowała się do odparcia ataku, zaś Kavka gotowa była do siania paniki wszem i wobec. Krzyknęła wraz z mężczyzną niemalże wywracając się w wodzie, gdy zdobycz wraz z panterą wylądowały w strumieniu.
- Aaaaa! – krzyczała Kavka.
- Aaaa… bua… bua… bua…- krzyczał podtapiany mężczyzna.
Gdy wreszcie się uspokoiła, dłoń jasnowłosej spoczęła w miejscu serca. Miała wrażenie, że ten organ wyskoczy z jej piersi. Z największą chęcią wsparłaby się o jakieś pobliskie drzewo by na wypadek omdlenia wspierajać się o pień. Potrzeba na szczęście taka nie zaistniała i, co najważniejsze, luźny materiał uzdrowicielki sam opadł ukrywając co trzeba. Prócz plam krwi na udzie, ale Yastre był zbyt przejęty upuszczaniem krwi z ramienia swej nowej ofiary.
Nowej ofiary?!
Kavika zmierzyła wzrokiem obecną sytuację. Fresia zaś ze spokojem dzierżyła sztylet w dłoni zbliżając się do panterołaka. W takiej sytuacji wykładowczyni odsunęłaby się w kąt i pozwoliła działać obydwu obrońcom jak trzeba. Wszystko poszłoby zgodnie z planem, gdyby nie czerep charakterystycznych włosów unoszący się nad wodę. Enthe szeroko otworzyła oczy, przyjrzała się nieco uważniej by po chwili ogarnęło nią przerażenie.
- Na Prasmoka! Oooooo…! Nie, nie, nie, nie! – Odepchnęła z siłą Fresię by rzucić się w stronę zmiennokształtnego. Ślizgając się na kamieniach niechcący prawie że zepchnęła panterę do wody, ale Wei umoczył jedynie swój tyłek z ogonem mając okazje wylądować na niemalże suchej trawie. Teraz nie tylko Yastre mógł wpaść w panikę, bo także dziewczyna owładnięta była przerażająco panicznym strachem równający się z zamoczonym futrem!
Enthe pociągnęła mężczyznę do siebie wydobywając go z wody. Dusił się i krztusił cieczą, jednocześnie trzymał się za ramię, chciał krzyczeć z bólu.
- Panie Fjerdingen! – krzyczała uzdrowicielka starając się zebrać rannego do kupy. Poprawiła szelki, mankiety i otrzepała z nieistniejącego kurzu.
- Rwaaa mać! Cholerstwo przepotwornie boli! Jak on śmiał?! Co tu panienka robi?! Aj…! - Zacisnął zęby nieznajomy. Kavika szukała wzrokiem panterołaka by dowiedzieć się, czy sam jest cały. Mężczyzna przerwał jej badanie terenu, gdy chwycił dziewczynę za przedramię.
- O, panie Fjerdingen! Nic się panu nie stało? Ahm... znaczy! Co ja mówię! Już chwileczkę, zajmiemy się wszystkim! Tylko niech się pan uspokoi!
- Chodzisz ze zbójami?! Ahua hua hua – zakasłał po raz kolejny wypluwając haust wody zmieszanej ze śliną, co wydało się stosunkowo obrzydliwe.
Mężczyzna był znacznie niższy od całego towarzystwa, jednakże nie należał on ani do gnomów ani krasnoludów. Był zwykłym człowiekiem, a przynajmniej zdawał się być. Jego twarz była papusiowata. Cienkie niczym linie oczy kryły się za kartoflanym nosem oraz nadętymi policzkami. Posiadał tak wielkie zakola na swej łepetynie, że Kavika ostrożnie i dyskretnie zakryła je unoszącą się na wodzie peruką, która szczelnie zakryła łysiejące boczki. Szelki trzymały koszulę, a także niewielki, ale za to niezwykle wiotki brzuszek. Nogi miał nieco grubsze, pokaźniejsze i kończyły się malutkimi stópkami. Wyglądał dosyć komicznie. Zaczerwieniony burak, który znalazł w strumyku okulary z grubym szkłem i nałożył na solidny nos.
- Ajajaj! Pozwę go! Normalnie pozwę! Atakować ludzi w biały dzień!
- Och, to nie tak… Zresztą kogo? Zwierzę? - zapewniła Kavika poprawiając wszystko na nowym nieznajomym. W końcu sięgnęła zgrabnie do torby i szybko zaczęła szukać składników, które pomogłyby wyleczyć ranę. Uzdrowicielka cicho syknęła widząc jak skutecznie Yastre był w stanie powalić swą ofiarę.
- Jak nie tak?! CO NIE TAK?! WIDZIAŁAŚ CO ZROBIŁ?! ZBÓJ JEDEN!
- Proszę się uspokoić…
- KURW… MAĆ! BOLI! RĘKĄ RUSZAĆ NIE MOGĘ! Ajajaj! – Przetarł przerażony czoło kierując wzrok na ramię, ale dziewczyna łagodnie zwróciła jego głowę gdzieś w las, by dalej mógł głosić swoje wywody. Dotknęła jego brody, która powoli zbierała się do uzbierania drugiego podbródka. – Jam żem się martwił o panienkę! A tu jakieś… dzikie zwierzęta… Czy należy on do tej kobiety? Pozwę cię dziewucho jedna!
Kavka słysząc jak wyzywa w niebogłosy i widząc jak tak zwany Pan Fjerdingen nie może usiedzieć w miejscu przycisnęła palec do jego rany by ten załkał jeszcze mocniej. Z łzami w oczach spojrzał na dziewczynę.
- Mówiłam by się pan uspokoił! – wrzasnęła Kavka nieco nie panując nad emocjami. Przełknęła ślinę, a twarz dziewczyny zlała się potem. W głowie zaś modliła się o brak większych konsekwencji. – Chcę pana opatrzyć – szepnęła.
Fresia stała przyglądając się całemu cyrkowi. Elfka przytłoczona była myślami i analizą tego jaki ruch winna wykonać by z kolei nie naruszyć najwidoczniej bardzo delikatnej struktury między nieznajomym a blondynką. Bez odzewu zatoczyła szerokie koło przed dwojgiem zbliżając się tym samym do Yastre, dla którego nie miała litości i nie współczuła mu kontaktu z wodą. Wskazała tylko gestem by milczał, jak ona, a sytuacja sama się rozwiąże.
- To ja… przygotuję wywar. Przepraszamy za wszelkie niedogodności, aczkolwiek nikt nie chciał pana skrzywdzić. Zależy nam na… obronie pani Kaviki – rzuciła dyplomatycznie Fresia odwracając się i nakazując natychmiastową ewakuację Yastre.
Kavika nic nie mówiąc zajmowała się raną pana Fjerdingena, który nie potrafił odnaleźć się w sytuacji. Wiedział jednak, że może liczyć na pomoc ze strony jasnowłosej więc na bok odstawił swoje emocje.
- Mam nadzieję tylko, że wszystko się wyjaśni. Nieprawdaż? – zadał retoryczne pytanie.

***
Tymczasem, gdy bezpieczna była już odległość trójki od ich niedawnego obozowiska, zawitał tam gość, dokładniej zwierz.
Niczym nie różniący się od leśnej zgrai lis podszedł niuchając dookoła okolicę. Niedaleko wyczuł znajomą krew, ale też szybko zgubił trop. Powłóczył się więc jeszcze chwilę po okolicy by wreszcie odnaleźć obozowisko. Przechodził z drzewa do drzewa nie mogąc wyłapać wszystkich informacji. Jego nozdrza poruszały się w niezadowoleniu. Był jednak zbyt uparty by tak po prostu odpuścić. Zagrzebał nosem w ziemi, łapą wydrapywał delikatnie trawię. Przymrużał oczy, jakby chciał skoncentrować swoje wszelkie siły na badaniu terenu.
Uniósł głowę. Potrzepał łepetyną. Jeszcze raz zanurkował nochalem w ziemi aż w końcu coś znalazł. Kilka pierścionków i naszyjnik, który odrzuciła jasnowłosa.
***
Lisek biegł przez las bardzo długo. Wręcz płynął zadowolony w skokach balując na tle drzew, aż wreszcie dotarł w wyznaczone miejsce. Uniósł głowę do góry, zastrzygł uszami. Po chwili jego ciało powoli zmieniało kształt. Jego wzrost nieco podskoczył, ale ciało wciąż pozostawało cienkie i lisie. Trwał w antropomorficznym ciele, a oczy jego zabłysnęły w ciekawym odcieniu brązu.
- Mam zagadkę, mam zagadkę! – zagaił kręcąc się w kółko z radości.
Jeden z jego towarzyszy, który słodko wylegiwał się pod cieniem liści, wolno przetoczył łepetynę w stronę lisołaka. Zdawało się, że nie podzielał entuzjazmu przybyłego.
- Ooo… lubię zagadki – podjął trzeci z całkiem innego drzewa. – Mów, spróbuję odgadnąć!
Zmiennokształtny rozejrzał się dookoła, sprawdzając swoje bezpieczeństwo. Raczej z kwestii przyzwyczajenia, niżeli jakichkolwiek wątpliwości.

„Nie widać go w dzień, ani tez w nocy,
wciąż więc zakrywa swój atut roboczy.
Niby to człowiek, ale tez bestia
jest tutaj bowiem sporna kwestia.
Stąpa on cicho, niby to kroczy
Czeka się tylko aż wreszcie zboczy.
Lubi błyskotki, w jego to oczach zobaczysz.
Nie myśl jednak prędko nim go oznaczysz!
Zaprawdę powiadam, mylna to dusza
Nie jednak mój problem, ni też ma katusza”

- Co to jest? – spytał swym liskowym głosem.
Awatar użytkownika
Yastre
Kroczący w Snach
Posty: 212
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Panterołak
Profesje: Rozbójnik , Włóczęga
Kontakt:

Post autor: Yastre »

        Yastre był prostym facetem i pokrętna - w zasadzie typowo kobieca - odpowiedź Kaviki w kwestii dalszego losu jego magicznego skarbu była dla niego niezrozumiała. Liczył na coś w stylu "zostaw go sobie, to nie jest groźne" albo "wyrzuć, bo inaczej nie będę się do ciebie odzywała!", a tymczasem odpowiedź można było skrócić do "rób co chcesz". I to w jego odczuciu takiego rasowego "rób co chcesz", które w domyśle oznacza "a zrób nie tak jak chcę, to ci łeb urwę". No i teraz panterołak był w rozterce, co chwilę zerkał to na Kavikę, to na naszyjnik, jakby liczył, że ktoś mu w końcu jednoznacznie odpowie. Nikt jednak nie kwapił się by rozwiać jego wątpliwości, więc w końcu zmiennokształtny znowu wplótł koraliki w swoje włosy - kilkakrotnie tłumaczono mu, że bez nich może mieć problem z przemianą i dla niego był to ten jeden malutki argument przeważający szalę. Na czym problem miał polegać, to do niego nie do końca docierało - w głowie mu się nie mieściło, że można nie móc wrócić do swojej dawnej formy, przecież tyle razy już to robił i nigdy nie było kłopotu. Nie wiedział, że to kwestia zawartej w naszyjniku magii.
        - Wyjaśnij mi to, gdy będziemy mieli więcej czasu - poprosił, nim zajęli się czym innym.

        Yastre mocniej zatopił zęby w ramieniu swej ofiary, nie zważając na wrzaski i krzyki - był drapieżnikiem, który bronił swojego malutkiego stada, nie można było mieć do niego żadnych pretensji. I tak ten kto znał zachowania dzikich kotów widział, że pantera bawi się z ofiarą, bo gdyby faktycznie chciała zabić małego grubaska, zrobiłaby to już dawno, gryząc w szyję i kark, a nie kąsałaby po ramionach. Może zwierzę podświadomie czuło, że jego ofiara nie stanowi wielkiego zagrożenia, jednak tego, że domniemany podglądacz będzie znajomym Kaviki, to chyba nikt się nie spodziewał.
        - Roar! - Pantera wydała z siebie pełen zaskoczenia ryk, gdy nagle drobna i niby taka niepozorna blondynka zepchnęła go z ofiary. Yastre nie spodziewał się takiego ataku, dlatego nie zdążył się zaprzeć i nagle leciał prosto na spotkanie z zimną, mokrą, wstrętną wodą. Momentalnie się wystraszył, a spanikowane koty to niebezpieczne zjawisko - pantera zaczęła machać łapami z obnażonymi pazurami gdzie tylko popadnie i pewnie gdyby ktoś teraz znalazł się w jej zasięgu, w mgnieniu oka zostałby przerobiony na drobno siekany tatar.
        Yastre momentalnie dostał skrzydeł i zwiał na bezpieczną, suchą trawę. Miał szeroko otwarte oczy, wąskie źrenice, zjeżony ogon i ciężko dyszał - widać było, że kontakt z wodą był dla niego traumatycznym przeżyciem. Mimo to zrobił pół kroku w stronę wody, by w razie co zagryźć do końca tego grubego konusa... Jednak widok Kaviki, która pomaga mu wstać i najwyraźniej go zna, bo zwraca się do niego po nazwisku i na dodatek tytułuje go "pan", zbił go trochę z tropu. Mlasnął, zlizując krew swej niedoszłej ofiary z pyska. Napotkał spojrzenie blondynki gdy już miał czysty pysk - spuścił uszy i przybrał bardzo przepraszający wyraz mordy, by się na niego nie złościła, w końcu chciał dobrze. Widać było, że jest cały i zdrowy, tylko trochę roztrzęsiony. Przez moment zamierzał wrócić do ludzkiej formy i przeprosić, lecz gdy usłyszał padające z ust Kaviki "Zwierzę?", porzucił ten pomysł. Nie boczył się - czuł, że to taka linia obrony, że łatwiej wybaczy się głupiemu zwierzęciu niż głupiemu człowiekowi. Całą gadaninę i przepraszanie pozostawił więc w rękach swojej ukochanej, która była dużo mądrzejsza od niego.
        Gdy już jednak pierwszy stres minął, Yastre doszedł do wniosku, że nieznajomy nie jest groźny a jedynie gderliwy i wulgarny, można było zająć się sobą. Pantera poburczała chwilę z niezadowoleniem i zabrała się za wylizywanie mokrego futra. Robił to z typowym kocim zaangażowaniem, ignorując wszystko to, co działo się wkoło. Staruch gderał, klął i biadolił, ale nie był groźny, a jego wrzaski na pewno wypłoszyły wszystkich tych, którzy mogli jeszcze czaić się w okolicy. A futro zmiennokształtnego wymagało bardzo dużo pracy! Yastre nie lubił być mokry - woda zmywała zapach, była zimna, zdradliwa, generalnie obrzydliwa. Dlatego musiał się jej koniecznie pozbyć ze swojej sierści. Panterołak przygarnął sobie łapą ogon, by móc go wyczyścić i wyglądało to bardzo słodko, jakby chciał się bawić. Nikt jednak nie miał czasu, by zawracać sobie nim głowę - krzykacz był w tym momencie ważniejszy. Zmiennokształtnemu to nie przeszkadzało - wypucował się na glanc i był już w pełni gotowy podjąć jakieś dalsze działania. Wstał i otrząsnął się ze ździebełek trawy, które przykleiły się do jego futra.
        - Ty nadal boisz się wody? - zapytała go półszeptem Fresia.
        Pantera w odpowiedzi spojrzała na elfkę wzrokiem pełnym pogardy i kłapnęła zębami. Ktoś, kto obserwował tę scenę z boku, mógł poczuć odrobinę niepokoju - ten kot był za mądry jak na przedstawiciela swej rasy, z jego mordy biła dziwna inteligencja. Taki to był już Yastre - za mądry na panterę, za głupi na człowieka.
        - A ty co znowu kombinujesz? Wracaj - skarciła go cicho zabójczyni, gdyż zmiennokształtny zaczął łazić po okolicy jakby miał wszystko gdzieś. Popętał się chwileczkę zaglądając między trawy i pod krzaki, po czym podszedł do kupki swoich ubrań. Trącił je łapą, a tunika zahaczyła się o jego pazur. Yastre niecierpliwie strzepnął łapę, lecz nitka nie chciała zsunąć się z pazura. Pantera warknęła.
        - Dawaj to, ty ciapo - westchnęła Fresia. Podeszła i uratowała zmiennokształtnego z opresji, on jednak znowu trącił swoje ubrania łapą, chyba chcąc coś przez to powiedzieć. Elfka jednak nie roztrząsała o co może mu chodzić. By panterołak nie miał się czym bawić, związała jego ubrania razem z kradzionymi butami w ciasną kulkę.
        - Masz i pilnuj - rozkazała, wpychając pakunek właścicielowi. Yastre obwąchał ubrania, po czym rozwarł paszczę i z głośnym “nom” złapał materiał w zęby. Wyglądał przezabawnie, gdy nos i kufa zmarszczyły mu się pod naporem zbyt dużego przedmiotu w mordzie, nawet elfka się uśmiechnęła widząc tę minę. A zmiennokształtny, oczywiście, nic sobie z tego nie robił. Zadzierając wysoko łeb, by nie przeszkadzać sobie w chodzeniu zwisającymi z mordy ubraniami, podreptał sobie po okolicy, po czym jakby nigdy nic odszedł w zarośla, zajmować się swoimi ważnymi kocimi sprawami.

        Yastre przemienił się dopiero, gdy miał pewność, że już go nie widać z prowizorycznego miejsca postoju. Nie wyprostował się, tylko pozostawał w kucki. Rozwiązał przygotowany dla niego przez Fresię węzełek z ubraniami i porozkładał je, by jakoś się wyprostowały. Mlaskał, bo w ustach miał sucho przez to zaciskanie kłów na ubraniu…
        - O, no weź - jęknął. - Ale kaszana…
        W boku tuniki widoczne były maleńkie dziurki układające się w półksiężyc - Yastre zostawił na ubraniu ślad swoich zębów, a na dodatek wszystko było mokre od śliny. Panterołak pomamrotał trochę z niezadowoleniem, ale i tak to na siebie założył, bo przecież to tylko drobna wada, może nawet nikt nie zauważy, jak się wyżej paskiem ściągnie… Teraz wystarczyło tylko założyć spodnie, buty, po namyśle również obie chustki. Zmiennokształtny długo rozważał, czy powinien chować ogon, lecz ostatecznie z tego zrezygnował - nie zamierzał pokazywać się temu grubaskowi w tej postaci, nie chciał zepsuć Kavice planu. Nie zamierzał też jednak siedzieć tu i czekać. Z tego względu - nadal pochylony - zaczął powoli wracać po własnych śladach. Chwilę później odbił w bok i wszedł głębiej między drzewa, nadal miał jednak dobry widok na strumień. Gdy już dostatecznie się oddalił, znalazł dogodny pień i wdrapał się na drzewo kilkoma zgrabnymi susami. Później po gałęziach przemieszczał się w stronę, gdzie zostawił obie kobiety i krzykacza z rzeczki. Nie było to łatwe zadanie - czasami musiał zawracać i wybrać inną trasę, by nie musieć złazić na ziemię. W końcu jednak dotarł na tyle blisko, by doskonale wszystko widzieć i słyszeć. Zadowolony z siebie zamruczał, zaraz jednak się opanował, by nie zdradzić swojej pozycji. Z racji tego, iż na dole nie działo się nic dramatycznego, wygodnie położył się na grubej gałęzi, ręce wsunął pod brodę i nogami objął konar służący mu za leżak. Mógłby tak zasnąć - było mu bardzo wygodnie. Zamiast tego jednak bezwstydnie podglądał i podsłuchiwał osoby na dole.
Awatar użytkownika
Kavika
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 114
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Kavika »

Kavika powoli opanowywała sytuację z rannym mężczyzną. Gdy Yastre poszedł się przebrać, jasnowłosa poprosiła Fresię o igłę, bo o dziwo gdzieś w swoim skomplikowanym stroju trzymała takowy sprzęt. Dwoma pociągnięciami zszyła najgłębszą część pamiątki po zębiskach, resztę zaś skrupulatnie pokryła opatrunkami. Do stworzenia prowizorycznej gazy posłużyły skrawki chusty należącej do elfki, dzięki której wcześniej skrywała swą twarz. Na całe szczęście Kavika w swej materiałowej torbie przechowywała małe próbki maści mające za zadanie przyspieszyć gojenie się ran. Czy tak rzeczywiście było? Tego nie wiedziała, ale grubas mógł posłużyć jako królik doświadczalny. O ile nie miał uczulenia na żaden ze składników nie było się czego obawiać. Nie aby znajdowały się tam jakieś groźne i toksyczne substancje. Jedynie pokrzywa zmieszana z korą dębu oraz kilka przegotowanych dodatków. Na koniec wszystko bardzo dokładnie przymocowała bandażem z wodorośli. Uzdrowicielka zdecydowanie zrezygnowała z leczenia Pana Fjerdingena krwią panterołaka, bowiem jeszcze bardziej od naruszenia sumienia Kaviki liczyło się naruszenie godności jakże biednej ofiary. Wolała nie wiedzieć co się stanie, gdy przypadkowo ktoś puści farbę. Nie ryzykowała i zrobiła wszystko w tradycyjny sposób.
- Skończyłam – poinformowała z ulgą swego pacjenta.
Krzykacz zaś wreszcie mógł spojrzeć na dziewczynę. Przyglądał się jej chwilę, aż wreszcie gwałtownie objął jej dłonie. Syknął z bólu zapominając przypadkowo o ranie, którą naruszył.
- Proszę ostrożniej!
- Ja się tak o panienkę martwiłem… - zaczął mówić ściszonym głosem posyłając wzrokowo groźby Fresii. Ta przewracając oczami oddaliła się od dwójki. Oparła się o jeden z pni drzew, niby to ignorując całą rozmowę zaczęła poprawiać jedno ze swoich ostrzy. Grubas chrząknął, ale elfka tym razem poraziła go swoją grozą w mimice twarzy.
- Nie mam zamiaru ruszyć się dalej – oznajmiła krzykiem, tak by dokładnie mogli ją usłyszeć i obróciła głowę w stronę lasu.
- Naprawdę się martwiłem… - kontynuował dalej wypowiedź. – Wszyscy się martwiliśmy! Przecież niedługo jest ten wielki dzień! A panienka nic a nic prawie w tej sprawie nie potwierdziła… Lista z jedzeniem jeszcze nie jest skończona. Nie wiedzą czy wziąć kalmary czy może jednak krewetki… Czy owoce mają był ułożone kolorystycznie czy też gatunkowo, jaki wianek nałożyć na głowę panienki, ani nawet jaką su…
Kavika szybko przyłożyła palec do ust tłuścioszka, który na zawołanie zamilkł rozpływając się w boskim widoku jasnowłosej kobiety.
- Ćśś! – zastrzegła Enthe. – Nie wszyscy wiedzą… To ma być dyskretne zorganizowane i tego się trzymajmy nadal, dobrze? Chyba nie chcesz zawieść swego pracodawcę… - Fjerdingen wykrzywił usta ujawniając swoje naburmuszenie, ale nim zdążył cokolwiek dodać Kavka dorzuciła kolejne trzy grosze. - …Ani nie chce pan zawieść także mnie… - w głosie dziewczyny słychać było te nutkę słodyczy, która zniewala mężczyzn, a kawowe oczy w błagalnej odsłonie nie mogły doczekać się odmowy.
Obydwoje wstali. Oczywiście uzdrowicielka musiała asekurować mężczyznę przy tak prostej czynności, ale widać było jej przyzwyczajenie.
- A teraz, gdy już wszyscy jesteśmy spokojni… Pozwolę sobie was przedstawić. Tylko proszę, nie denerwuj się. Nigdy nie zmienię zdania na temat niepotrzebnych stresów. Serce ci wysiądzie, jak będzie tyle wyzywał… znaczy, wyrażał swoje zdanie tak głośnym tonem –mówiła niemalże jak do dziecka, ale też uważała na słowa. Każdy jej ruch wydawał się niebywale ostrożny w gestach i ustach wykładowczyni. Każdy mógł odczuć, że krąży po grząskim błocie.
- A to twoja przyjaciółka?
-Tak, dokładnie tak – mówiła w pełni z przekonaniem.
- Dobrze. Skoro tak, to tylko ze względu na to warto poznać jej mienię.
Fresia poprawiła się odpowiednio, gdzieś otrzepała tak, by wyjść dwójce naprzeciw. Jasnowłosa ułożyła dłonie na barkach rannego gościa i delikatnie je masowała.
- To jest Fresia. Jest strażniczką części tego jakże ogromnego lasu.
- Nazwisko poproszę – odparł zadzierając nosa. Na czole Kavki zarysowała się delikatna zmarszczka, ale elfka szybko przejęła inicjatywę.
- Nazywam się Fresia Alafart. Jestem Strażniczką Południowej część lasu, a dokładniej rzecz biorąc, strefy czwartej – zameldowała się wyciągając dłoń w stronę grubaska. Ten z podejrzliwością zerkał spode łba na uszatą.
- Nieznajome mi nazwisko…
- Ahm… Wiem, że masz tyle wspaniałych znajomości Hebanie, aczkolwiek nie każdy jawi się na dworach. Niektórzy są wyciągnięci prosto z lasu – tak to mówisz? Fresia jest zrodzona niemalże z drzew. Dużo mi opowiadała o gatunkach, o tym jakie drewno najlepiej się pali i które…
- Niepotrzebna panience taka wiedza – machnął ręką. – Rozumiem. To jedna z TYCH dziewcząt – podsumował elfkę, której powieka znacznie dygnęła w gromadzącej się złości. Przełknęła jednak z dumą całą te śmieszną scenerię. Chciała ruszać dalej, ale Kavika na nowo podjęła głos.
- Chciałabym ci przedstawić kogoś jeszcze…
- A to jest tu ktoś jeszcze? – Rozglądał się poprawiając okulary.
- Wei… - uniosła głos dziewczyna rozglądając się dookoła. – Mógłbyś wyjść?
Na całe szczęście zmiennokształtny wyszedł z ukrycia, a to z jaką miną przywitał krzykacza była już inną kwestią.
- To jest Wei… Fresia, Wei to Pan Heban Fjerdingen. Z zawodu jest PRAWNIKIEM – zaznaczyła bardzo uważnie uzdrowicielka. Heban zaś wielce przekonany był, że dziewczyna chciała uwidocznić jego ważne stanowisko. Nie wpadł w żadnym wypadku na pomysł, że było to ostrzeżenie jakie wysłała swym towarzyszom. – Pracuje przy firmie zajmującej się handlem brylantów i rubinów oraz innych kosztownych kamieni. Pomagałam mu w dziale logistyki.
-Och, och... Tak prawie, że mi. Głównym w końcu zarządcą jest Johans Einar de Pedersen, z którym…
Kavka wbiła paznokcie w skórę grubasa. Od razu się wyprostował i poprawił. Fresia zaś widocznie zareagowała na podane nazwisko. W oczach elfki pojawił się jakiś przebłysk powiązań i skojarzeń, jednak mimika wyrażała odrobinę niezrozumienia. Widać sama pogubiła się w tej całej zagadce dotyczącej uzdrowicielki z lasu.
- Ekhm… Dobrze. Tak więc… Chwila, czym on jest? Chyba nie chcesz mi…
- Wei nie jest czymś a kimś – odparła Kavka. – Na początek pragnę zaznaczyć, że Wei przebył długą drogę i bronił mnie. Zgodził się również na udział w badaniach, które rozpoczęłam nie aż tak dawno. Pamięta pan? – Potaknął, chociaż tak naprawdę nie pamiętał. Bo i nie miał czego. Dziewczyna kłamała jak z nut wciskając coraz to więcej dawek bzdur. Chociaż do Yastre nie myliła się aż tak bardzo. – Jest panterołakiem…
- Pantero…co?
- Pan-te-ro-ła-kiem. Potrafi przemienić się w panterę…
- Chwila, chwila! – Wskazał brzydko paluchem w stronę zmiennokształtnego – On mnie napadł?! Ty szu…
- Prosiłam o jak najmniejszą dawkę stresu! – upomniała go Kavika. Policzki grubasa poczerwieniały, ale szybko zaczęły blaknąć. Chrząknął, potarł zamkniętą pięść o ubranie czyszcząc dokładnie widoczne kostki.
- Tak, tak… Ale ekhm… Panienka mówi, że się przyjaźnicie? – spytał badając mimikę twarzy jasnowłosej.
- Tak. Jesteśmy tylko przyjaciółmi. Coś w tym dziwnego? Fresia też się z nim przyjaźni – skłamała po raz kolejny, ale już przełykała ślinę w niepewności.
Grubas zmarszczył brwi. Widać, że się odrobinę zezłościł i tym razem głaskanie nie pomogło.
- Dosyć tego! Panienka nie będzie się z takim hultajstwem puszczała po lasach! Jestem miarodajne wdzięczny za ewentualną pomoc Panience Kavice, ale już koniec! Żadnych romansów przed tak wielkim wydarzeniem! Panienka chyba oszalała by się z dzikusami zapuszczać w las!
- Słu…
- Nie będę tego słuchać! – Przeciął powietrze ręką. – Ja teraz mówię! List po panienkę posłano do Rododendronii, ale nie było odzewu! Tyle czasu! Dwa dni i nic! Aż sem przypomniał o tych zboczeńcach co po lasach grasują! Jak to tak?! Nie wstyd?! Co panienka w lesie robi? A zresztą nie mnie się tłumaczyć! Johans jeszcze na całe szczęście nic nie wie! Sam poszedłem panienki szukać na całe szczęście, bo jakby zobaczył z kim się panienka prowadzi to by pobladł z przerażenia! Proszę o! Ja tu li…li…- Wyjął list zza pazuchy, gdzie litery niestety zatonęły w wodzie. Atrament stał się jedna wielką plamą na wymiętolonej kartce. – Aj jajaj! Panienka się dowie na miejscu! A teraz wracamy na dwór!
Grubas chwycił dziewczynę za nadgarstek i pociągnął za sobą. Uzdrowicielka jęknęła z zaskoczenia. Stanęła gwałtownie próbując się wyrwać z uścisku, ale na nic się to zdało. Gruby był, ale gdy się złościł nagle jakoś zyskiwał więcej sił. Szczególnie jeżeli chodziło o zatrzymanie Kaviki przy sobie.
- Ale… ale ja nie chcę! – wrzasnęła na mężczyznę. – Ja jeszcze nie mogę… Nie rozumiesz?! Ach…!
Awatar użytkownika
Yastre
Kroczący w Snach
Posty: 212
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Panterołak
Profesje: Rozbójnik , Włóczęga
Kontakt:

Post autor: Yastre »

        Yastre leżał na gałęzi, patrzył jak Kavika zszywa ranę małego grubaska i zachodził w głowę, czemu nie skorzystała z jego pomocy, a konkretniej z jego leczniczej krwi - przecież wtedy wszystko zaleczyłoby się sto razy szybciej. Zaraz jednak przypomniał sobie poranną rozmowę o tym, że magia jest zła i nie wolno z niej korzystać. Poczuł dziwną irytację - dla niego to było chyba jednak zbyt skomplikowane, bo wiedział, że może komuś zrobić krzywdę, ale już nie do końca rozumiał jak. Tym bardziej, że przecież leczył jego rany! Yastre zaburczał pod nosem dając tym samym upust swojej frustracji, po czym zastrzygł uszami i przesunął się jeszcze odrobinę na gałęzi, by lepiej mu się podsłuchiwało. Drgnął widząc jak grubasek gwałtownie łapie dziewczynę za dłonie - takie szybkie ruchy wykonywane przez osobę, której nie ufał, mogłyby się źle skończyć i pan Fjerdingen dorobiłby się kolejnych kilku otworków w ciele...
        - Psst, kocie? - Fresia nieprzypadkowo oparła się o to konkretne drzewo - dostrzegła dyndający z jednej z gałęzi ogon i od razu domyśliła się, że to punkt obserwacyjny zmiennokształtnego. Yastre nie miał problemów z tym, że odkryto jego kryjówkę, bo wcale nie zamierzał pozostać długo w ukryciu, po prostu póki co nie chciał przeszkadzać, a wiedział, że mały grubasek nie dostrzeże go na drzewie nawet jakby patrzył prosto w jego stronę.
        - Hm? - Panterołak wychylił się lekko do elfki strzygąc uroczo uszami.
        - Nie rób głupot - ostrzegła go jedynie Fresia, nawet na niego nie patrząc, bo po co miałaby się tłumaczyć, że rozmawia z koronami drzew. Mówiła zresztą cicho, bo zmiennokształtny miał doskonały słuch więc i tak ją słyszał, ale reszta mogła ją zignorować w swojej gwałtownej wymianie zdań.
        Elfka i zmiennokształtny wrócili do biernego obserwowania rozmowy między panem Fjerdingenem a Kaviką. Panterołak z nudów zaczął kiwać zwieszoną z gałęzi nogą. Rozmowa o jedzeniu trochę bardziej go zainteresowała, ale nie rozumiał jej kontekstu - co za wielki dzień i co za problem, by zjeść i kalmary i krewetki? Przecież te stworzonka były takie malutkie, można było zjeść tuzin jednych i drugich i nadal być głodnym! Yastre jeszcze kawałek się przysunął, gdyż znowu zaczęli mówić ciszej, balansował już jednak na cienkiej granicy zarwania się gałęzi, całe szczęście jego koci instynkt chronił go przed upadkiem. Z wielkim zaintrygowaniem obserwował co teraz działo się na dole, jak Fresia musiała szybko naściemniać kim tak naprawdę jest... Zmarszczył brwi słysząc tą charakterystyczną intonację przy słowach "TYCH dziewcząt" - jemu to się wcale dobrze nie kojarzyło, przywodziło na myśl nierząd, i chociaż nie lubił Fresii, nie spodobały mu się takie insynuacje. Jakoś zdołał przełknąć tę zniewagę, może właśnie przez to, że dotyczyła ona elfki, a nie Kaviki.
        - Idę! - zawołał radośnie, gdy został zawołany swym fałszywym imieniem. Zgrabnie podskoczył i przykucnął na gałęzi, na której do tej pory leżał. Mocno się jej uchwycił i przechylił się, jakby skakał na główkę. Zdołał obrócić się w powietrzu i wylądował w lekkim wykroku z rozłożonymi rękami, jak na byłego akrobatę przystało. Posłał Fresii krótkie spojrzenie mówiące jasno "umiesz tak jeszcze?", zaraz jednak podszedł, stanął naprzeciw Kaviki i pana Fjerdingena i podał mężczyźnie rękę na powitanie.
        - Wei, miło poznać! - odezwał się okazując całą dobrą wolę jaką w tym momencie dysponował. On już zapomniał o tym przykrym incydencie z zębami, jednak najwyraźniej grubasek nadal chował do niego urazę. Straszny mięczak - ledwo mu zębami skórę naruszył, a co by to było, gdyby wgryzł się w mięśnie albo pogruchotał kości? Kavika zadawała się z naprawdę nieodpowiednimi mężczyznami, nic dziwnego, że musiała liczyć na Yastre i Fresię w kwestii ratowania skóry, bo na swoich starych znajomych nie miała co liczyć. Jednak to, że był prawnikiem, dotarło do świadomości panterołaka i wiedział, że z takimi nie ma żartów, jednak...
        - Grrr. - Yastre uniósł lekko wargi i zmarszczył gniewnie brwi, gdy został nazwany "czymś". On był "kimś", taką samą myślącą istotą jak Fjerdingen, choć może nieco - czy też może o wiele - głupszą, ale nie na tyle, by wyrzucić go do królestwa zwierząt.
        - Dokładnie tak! - entuzjastycznie poparł wersję blondynki. - Jestem zmiennokształtnym i bronię Kaviki najlepiej jak potrafię, pomagam jej!
        A później wydarzyło się nieszczęście. Padające z ust Kavki "jesteśmy tylko przyjaciółmi" było jak cios prosto w serce panterołaka. Dobrze, że Heban patrzył na nią a nie na niego, bo w przeciwnym razie od razu poznałby, że coś tu nie gra. Yastre miał minę wyrażającą żal i niedowierzanie, tak patrzy kochające dziecko, gdy słyszy od rodziców “jesteś adoptowany”. Powiedzieć, że zrobiło mu się żal, to jakby nic nie powiedzieć, ale jakoś przełknął te słowa - zdołał sobie wmówić, że to kolejny genialny plan Kaviki, który wymyśliła po to, aby pozbyć się Fjerdingena. To troszkę pomogło. Zresztą zaraz wróciły dawne odruchy. Yastre spiął się wyraźnie, a rysy jego twarzy nabrały ostrości, gdy atmosfera między Hebanem i Kavką wyraźnie się zagęściła, słowa stały się bardzo mało przyjemne, a później doszły gesty. I przemoc wobec kobiety, której zmiennokształtny nie mógł puścić płazem.
        - Zostaw ją! - huknął. Jego głos wyrażał gniew, agresję i siłę i już nie było mowy o tym przyjacielskim “Wei, miło poznać!”. Fjerdingen, mimo że był małym starym grubaskiem, właśnie stracił swoją nietykalność. Yastre błyskawicznie wkroczył między niego i uzdrowicielkę, sprawnie złapał go za nadgarstek i boleśnie odciągnął jego palce tak, aby puścił Kavikę. Gdy Heban cofnął się osłaniając pulsującą bólem dłoń, panterołak osłonił sobą blondynkę tak, by on nie mógł jej sięgnąć, a ona nie mogła się wtrącać.
        - Nie chce iść, słyszałeś?! - huknął po raz kolejny, pokazując przy tym ostre zęby. - Jeszcze raz podnieś na nią rękę, a tym razem wypruję ci gardło!
        - Wei, wyluzuj… - próbowała interweniować Fresia.
        - Nawet prawnik nie ma prawa tak szarpać moją dziewczynę!
        - CO?! - Heban tylko tyle był w stanie wykrzyknąć, gdy usłyszał z ust zmiennokształtnego taką rewelację. Robił się na zmianę blady i czerwony, a stan przedzawałowy spozierał mu z oczu. Yastre zaś wyprostował się, wypiął pierś i zadarł głowę, emanując swoją siłą i wyższością samca alfa.
        - Kavika jest moja - powtórzył twardo. W nagłej ciszy, która nastała po tym oświadczeniu, rozbrzmiał cichy śmiech Fresii.
        - A nie mówiłam - powiedziała z dziką satysfakcją, patrząc na Enthe, później zaś przeniosła wzrok na zdezorientowanego Yastre. - A mówiłam, nie rób głupot? Biedaku, nie zorientowałeś się jeszcze, o czym oni rozmawiali?
        W oczach zmiennokształtnego zajaśniała dezorientacja. Nie był dobry w półsłówkach, nie widział drugiego dna, a teraz Fresia kazała mu takowe znaleźć. Zbity z tropu, spojrzał na swoją dziewczynę.
        - Nie rozumiem - przyznał niepewnie. - Kavika?
Awatar użytkownika
Kavika
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 114
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Kavika »

Myśli Kaviki, które przebiegały przez jej głowę, były sklejką, a może raczej i mozaiką, różnorodnych uczuć. Śmiało dochodzenie do ostatecznego stanu emocjonalnego można było porównać do pichcenia zupy, choć niekoniecznie smacznej.
Początkowo wyznanie panterołaka uderzyło ją równie mocno, co wyznanie miłosne księcia z bajki. Wiatr, czy też szturm, mocnym uderzeniem dotknął jej twarzy. Miała wrażenie, że włosy same spłynęły gdzieś na boki. Serce uderzyło jak młot. Raz, za to z wielkim hukiem, a później zastygło jakby na wieki. Wszystko dochodziło do niej powoli. Sama trwała w stanie podobnym do hibernacji. W mniemaniu Kaviki uczucia tego w żaden sposób nie dało się opisać. Krótki świst w ustach blondynki świadczył o tym, jak zachłysnęła się powietrzem z powodu doznanego szoku. Dłoń dziewczyny spoczęła gdzieś na wysokości mostka nie wiedząc czy ma skryć czar rozchylonych warg, czy tez może trzymać bijący organ w miejscu, a chciał on wyskoczyć z wielką siłą. Ciało jasnowłosej drgnęło, a kolana same pod naporem ciepłego uczucia jakoś koślawo się ustawiły. Ten stan można było porównać do dopiero co wstawionej w kotle wody, do której powrzucano całą garść przypraw w zestawie ze sporym kawałem mięcha. Istny rozproszony nieład.
Cały ten szyk rozmył się jednak w dźwiękach śmiechu elfki. Kavika powoli zyskiwała świadomość. Początkowo nie wybuchła złością. Tępo spojrzała w stronę Fresii, jakby chcąc w ogóle nabyć coś takiego jak mowa. Był to moment gotowania się, nie tylko emocji, ale także metaforycznej zupy.
Kolejne, co dostrzegły kawowe oczy dziewczyny, była czerwona skóra policzków prawnika. Wówczas dziewczęca mimika przerodziła się w pomarszczoną i spoconą twarz, jakby szmata do podłogi, którą wyciska się w dłoniach i blednie z każdą kolejną sekundą. Bukiet smaków zaś przegryzł już spory kawał mięsa - gdyby ktoś o tej zupie pamiętał, nie doszłoby do jej wykipienia.
Serce dziewczyny zaczęło pracować silniej. Wręcz kołatało się z nadmiaru uderzeń. W jednym momencie doszło do niej wszystko to, co przed chwilą miało miejsce. Summa summarum groźba nadchodzącej złości skumulowała się na Yastre.
- Słucham? – spytała na początku trochę głupio, kompletnie wymijając ostatnie pytanie mężczyzny. Teraz nie było czasu na tłumaczenie obecnego statusu blondynki. Teraz liczyło się tylko to, co powiedział zmiennokształtny.
Fresia aż uniosła brew z ciekawości wciąż utrzymując uśmiech na twarzy. To widowisko było godne każdej minuty przebywania w towarzystwie Weia.
- Jak to jestem twoją dziewczyną?! – wybuchła Kavka. – Z jakiej racji?! Myślisz, że jak się o mnie otrzesz to jestem twoja?! Nie jestem taka łatwa! I nie jestem… kotem! Skąd pomysł, że ocieranie się o mnie sprawi, że będę się z tobą wiązać?! Nawet kwiatka mi nie podarowałeś! – wrzeszczała na biednego panterołaka zbliżając się do niego i wtykając mu z każdym kolejnym słowem palec w klatkę piersiową. – Samiec alfa się znalazł! Nie jestem terenem do oznaczania tylko kobietą! Żadnym kurna towarem! Nikt nie będzie mną handlować… - Tutaj jasnowłosa już wyminęła mężczyznę, idąc gdzieś dalej, w stronę strumyka i wymachując ostentacyjnie rękoma. - …ani oznaczać! Jeszcze tego brakowało! Może mnie jeszcze zapieczętuj i wyślij listem gończym! Będzie się o mnie ocierać… No nie mogę! Nie wytrzymam! Nawet nie raczyłeś się mnie spytać czy tego chcę! Ani czy mogę…! Ani… Ahgrrrrr! – Potrząsnęła głową łapiąc się za swoją czuprynę krótkich loków. Jeden gwałtowniejszy ruch, a z pewnością żaden mężczyzna z otoczenia nie przeżyłby spotkania z rozgniewaną kobietą.
- Nie staraj mi się nawet teraz tłumaczyć! Nie chcę tego słuchać! Aghrrr!!!
I ruszyła rzucając ostatni zamach ręką gdzieś w powietrzu. Skrzyżowała ręce chowając dłonie pod pachami i przy okazji zaokrąglając prostą sylwetkę. Odeszła gdzieś dalej w stronę drzew, by skryć się przed całą bandą.
Yastre nie miał nawet okazji ruszyć za swoją ukochaną. Elfka delikatnym, aczkolwiek zdecydowanym gestem dłoni, która spoczęła na jego ciele, wstrzymała go w miejscu.
- Musimy pogadać – rzuciła te słowa tonem nie przyjmującym odmowy. Oczy uszatej tylko na krótki moment powiodły za uzdrowicielką. – Ona musi się uspokoić.

Z okazji ruszenia za Enthe skorzystał jednak krzykacz. Dziewczyna nie odeszła nadmiernie daleko, ale wystarczająco, by móc się odizolować od dwójki obrońców. Gdy tylko znalazła odpowiednie dla siebie drzewo od razu, wciąż wstrząśnięta sytuacją, niemalże uderzyła plecami o pień. Usta uzdrowicielki nabrały kształt długiej, falowanej linii. Oczy zmrużyła, kryjąc je gdzieś wśród zmarszczek ujawnionych na nosie, brwiach czy też czole.
Nakrzyczała na Yastre. Po raz co prawda kolejny, ale ta sytuacja różniła się od poprzednich. Powiedział jej coś takiego! To wyznanie…Było… Jest wręcz takie niespodziewane. Drżące. Dlaczego to stało się akurat teraz? Prasmok nie chciał ułatwić życia blondynki ani na moment. Może spotkanie z Yastre miało być dowodem wierności oraz lojalności wobec tego, co powinna, ale nie każdą walkę da się wygrać. Nie każdy też wybór okazuję się odpowiedni. Musiała przyznać, że odrobinę się na nim wyżyła. Fakt faktem, jego rozumienie świata było odrębne, ale ocieranie się nie jest dowodem zgody na związek! Mimo to, takie krzyki też nie były na miejscu. Tak naprawdę to nie on i nie jego uczucia są problemem, a to co wzbudziło się w jej sercu. Samo pojawienie się dylematów oraz wątpliwości było dowodem odczuwanej słabości wobec Yastre. A ludzie lubią być słabi.
Podskoczyła wystraszona, gdy z kolejnego toku myślenia rozbudził ją dotyk Fjerdingena.
- Ooo matko… wystraszyłeś mnie…
- Niech panienka wybaczy – podjął jak zawsze tym przyjemnym głosem, który przeznaczony był tylko dla Kaviki. – Tak sobie pomyślałem… - ciągnął dalej delikatnie temat, a jego dłoń spoczęła na udzie dziewczyny, nie przekraczając jednak warstwy materiału. Enthe przeniosła wzrok na rękę mężczyzny łapiąc przy tym dezorientację.
- Ehm? – spytała zwracając się twarzą do prawnika.
- Wiesz… Johans nie musi się o wszystkim dowiedzieć – zapewnił, ale wzrok Kavki wciąż był pytający. Nakazywał ciągnąć temat. Fjerdingen mówił bardzo cicho. Postać grubaska nagle nabrała jakby „szczurzego” charakteru. – Jeżeli panienka lubi tak na boku… Nic się nie wyda, nie powiem o tym zwie… znaczy, o tym incydencie z pantero… panterokłakiem, czy jak mu tam. Nawet jestem w stanie pozwolić na to by się panienka dalej z nim spotykała pod warunkiem, że i… nasze spotkania zmienią odrobinę charakter… ekhem… hehe, rozumie panienka?
- Rozumie – potwierdziła jasnowłosa udając przez chwilę nawet zamyślenie. – Ale niech się pan w dupę pocałuje – odpowiedziała, jak nie ona, zsuwając agresywnie rękę mężczyzny. Chciała odbić się od drzewa i odejść, ale prawnik zatrzymał ją bardzo delikatnie łapiąc się materiału Kavki.
- Mogę ruszyć i powiedzieć, że się panienka puszcza i nie wróci na uroczystość. Że wszystko to rzuciła – zagroził, a wykładowczyni z niemałą odwagą spojrzała mu prosto w oczy.
- Ależ proszę bardzo. Ruszaj i powiedz wszystkim, że się puszczam. Możesz nawet im wysłać ode mnie pozdrowienia i powiedzieć, żeby wpieprzali te głupie krewetki. Jestem tylko ciekawa czy ci uwierzą. O romansie, którego nawet nie ma – wycedziła przez zęby.
Prawnik warknął w odwecie, a później dopowiedział:
- Sadzisz, że uwierzą tobie, a nie mnie? Gdy wciąż uciekasz i się nie pojawiasz? Jestem ciekaw! - mówił półszeptem.
- Odważ się grubasie, a powiem o SCOR – szybko rzuciła ripostą w stronę rozmówcy, którego ewidentnie zatkało. – Myślałeś, że jak poprosisz o pomoc kobietę to nie odkryje twoich lewych interesów? GRUBO się pomyliłeś.
- Skąd wiesz?! – Patrzył na boki, jakby ktoś za chwilę miał mu ściąć łeb.
- Zajmowałam się logistyką durniu. Musiałam wiedzieć o każdym przepływającym towarze. Nie zgadzały mi się skrzynki, których nazwa w papierach widniała jako SCOR, aczkolwiek miałam tylko pozbyć się opóźnień. Początkowo. Akurat tak się złożyło, że Jadeis odszedł z księgowości w krytycznym momencie dla Pedersena. Jak myślisz, kto zajął się całym rozrachunkiem za wypływający towar?
Fjerdingen patrzył na dziewczynę z wybałuszonymi oczami. Jego gęba rozwarła się w zaskoczeniu, chciał coś dopowiedzieć, ale Kavika wtrąciła się mu w zdanie.
- Jadeis razem z tobą kręcił te oszustwa na towarze Johansa. Spędziłam tyle nocy czytając artykuły w bibliotekach i doszukując się informacji, dlaczego nie miałabym tego zrobić z archiwum? Jadeis nie odszedł bez powodu. Uciekł sikając po nogach, a ty długo nawet o tym nie wiedziałeś. Wisicie na stryczku – podsumowała unosząc kącik ust. – Zatuszowałam cię. Tylko po to by mieć na ciebie haka –skończyła rozgrywkę słowną odchodząc od prawnika.
- Ja… Ja powiem O TYM temu zwierzęciu!
Kavika obróciła się w stronę prawnika i tylko zmarszczyła brwi. Zarzuciła włosami kierując się w stronę strumyka. W głębi duszy… Cholernie się bała.

Tymczasem elfka wskazała przeciwny kierunek Yastre, by nie śledził wzrokiem Kavki, chociaż jej bezpieczeństwo liczyło się tutaj najbardziej. To miało go jedynie spróbować oderwać od lepkiej gęstwiny emocji unoszących się w przestrzeni. Co jak co, krzykacz był dobrym alarmem w razie pojawiającego się zagrożenia, a teraz między nimi musiała zajść wymiana informacji.
- Po pierwsze chciałam cię pochwalić, jak pięknie to rozegrałeś. – Uśmiechnęła się do niego sztucznie. – Stwierdziłam więc, że powiem ci o pewnych faktach, których nie możesz powiedzieć przy tym głupim grubasie. Skoro półsłówka do ciebie nie docierają to wyrzucę ci to wprost. Po pierwsze, nie przyznawaj się, że jesteś złodziejem. Bynajmniej nie na czas misji, bo z pewnością kasa za twój łeb wzrośnie. Po drugie Johans Einar de Pedersen ma coś wspólnego z tymi zmiennokształtnymi. Nie wiem co, ani też nie wiem na ile, ale kilka informacji doszło do mnie i mojej grupy, którą swoją drogą prawie całą wybiłeś, że łączą ich jakieś interesy. Złożyło się tak, że skutecznie wyeliminowałeś naszego informatora, ale cóż, gdyby mnie idiota posłuchał to by jeszcze trochę pożył. Podobno nie chodziło o towar, tyle się dowiedziałam nim ci idioci się na was rzucili. To co ci teraz mówię musi być całkowitą tajemnicą. Nie puść farby. Ani temu prawnikowi, bo zrobi najpierw koło twojej dupy istny armagedon, a później może zajmie się Kaviką. Jej również absolutnie nie możesz nic powiedzieć! Nie masz jej kłamać, tu chodzi o bezpieczeństwo „twojej dziewczyny” – zironizowała. - Jesteś mimo wszystko bliżej niej, a jeśli tobie zaufa,o też będzie w stanie się podzielić jakimiś informacjami, które wprowadzą nas na trop. Kto wie, być może powie ci coś ważnego? Nie chodzi o to byś ją wykorzystał. Jeżeli dowie się, że Johans ma coś z tym wspólnego to również może skończyć się źle dla niej. Sam wiesz jak to jest… Ktoś kto coś wie idzie... na… stryczek.
Dokończyła elfka kątem oka dostrzegając, jak Kavika zbliża się do strumienia. Elfka pomachała jasnowłosej dając „pozwolenie” na wstępne przygotowania do kąpieli oraz sygnał, że za chwilę do niej dołączy.
-Masz jakieś pytania? – zwróciła się do Yastre.
Awatar użytkownika
Yastre
Kroczący w Snach
Posty: 212
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Panterołak
Profesje: Rozbójnik , Włóczęga
Kontakt:

Post autor: Yastre »

        Stojący plecami do Kaviki Yastre nie widział wyrazu jej twarzy i był pewny, że wszystko gra, że opanował sytuację. Nawet nie zastanawiał się wcześniej nad tym co ona czuje, no bo przecież pozwalała się do tej pory dotykać, obejmować, bez pytania brała sobie jego ubrania, tak ufnie mościła się w jego ramionach gdy ją niósł... Gdy znaczył ją swoim zapachem, przyjmowała to bez oporów. To co ona sobie do tej pory myślała? Nie zauważała, jaką opieką ją otacza? Mówił jej, że jest urocza, dawał najlepsze kawałki jedzenie, nawet podarował jej tamten magiczny wisiorek. Prezent był co prawda nietrafiony, ale skąd miał wiedzieć, że ona go nie założy? Panterołak był pewny, że robi wszystko tak jak należy.
        Wzrok Kaviki i wyraz jej twarzy starczyły za odpowiedź, że gdzieś zrobił błąd, a jej krzyki tylko wszystko potwierdziły. Zmiennokształtny skulił się, jakby bał się, że słowa przerodzą się w czyny i w końcu oberwie, tak wielki był gniew uczonej.
        - Ale... Ale... - dukał Yastre starając się wbić w wypowiedź Kavki i wyłuszczyć swoje racje, było to jednak niewykonalne. Nie chciał podnosić na nią głosu, by pozwoliła mu mówić, a poza tym źle znosił, gdy kobieta - zwłaszcza taka ukochana - na niego krzyczała. Z jakiegoś powodu w jego głowie utrwalił się obraz kobiet, które są delikatne, urocze i trzeba ich bronić (co on oczywiście z radością by czynił) i gdy taki jego ideał nagle pokazywał pazurki, on nie potrafił odpowiednio zareagować.
        - Ale Kavika... - spróbował jeszcze raz, nim dziewczyna po raz pierwszy dźgnęła go palcem w pierś. Nie bronił się przed tym, a wręcz rozłożył ręce w poddańczym geście i tylko patrzył bezradnie w to miejsce na mostku, w który wbijał się paznokieć Kavki. To jakoś specjalnie nie bolało, dlatego tak potulnie znosił każde kolejne dźgnięcie. Nadal jednak nie rozumiał za co obrywał i było to widać w jego oczach.
        - Dobrze - bąknął pośpiesznie gdy odebrano mu prawo do obrony i jedyne co mógł w tym momencie zrobić, to osłonić się barkiem przed ewentualnym ciosem, bo cały czas był przekonany, że Kavika w końcu go uderzy. Nie, by spodziewał się po niej jakiejś wielkiej siły włożonej w ten cios, ale gdyby dobrze trafiła, to i lekkie uderzenie by zabolało. Ona jednak zrezygnowała z przemocy - minęła go i poszła sobie, a panterołak chwilę wgapiał się w jej plecy, jakby liczył, że zawróci.
        - Kavika? - odezwał się cicho, czyniąc krok w jej kierunku, jednak Fresia usadziła go w miejscu. Zmiennokształtny drgnął i obrócił się czując jej dłoń na swoim ramieniu. Zacisnął wargi, a jego uszy oklapły.
        - Ale ty wiesz, że to nie tak, prawda? - upewnił się. - No bo skoro wiedziała, co robię, no to przecież mogła mi kazać spadać, nie? Ale jej to nie przeszkadzało, za każdym razem gdy jej dotykałem robiła się taka miękka i...
        - Odpuść - ucięła jego tłumaczenia elfka, której śniadanie zaczęło podchodzić do gardła gdy słuchała tego smędzenia. Całe szczęście Yastre poddał się jej gestom i sugestiom i nie gonił za Kaviką, bo kto wie, jak by się to mogło skończyć, gdyby emocje wezbrały jeszcze chociaż odrobinę. Panterołak wyglądał w tym momencie jak kupka nieszczęścia i pewnie zrobiłby wszystko, by wytłumaczyć się przed ukochaną ze swoich zachowań, a dla Kavki pewnie byłoby to już stanowczo za wiele. I tak długo trzymała nerwy na wodzy zważywszy, że miała okres...

        - Ale, ale przecież nie możemy jej tak zostawić - zaprotestował zmiennokształtny, ledwie odeszli kilka kroków. - Przecież chcą ją porwać...
        - Zdążymy zainterweniować gdyby coś się działo - zbyła jego troski Fresia. - A ten cały prawnik będzie doskonałym alarmem, narobi takiego rabanu, że na pewno go usłyszymy.
        - No dobra... - westchnął niespecjalnie przekonany Yastre. Po przejściu kilku kroków usiadł pod jednym z drzew i objął ogonem podkulone nogi. Nadal miał oklapłe uszy, bo był nieszczęśliwy po tym jak Kavika na niego nakrzyczała. Fresia, która miała już do czynienia z takimi zmiennokształtnymi jak Yastre i rozumiała mniej-więcej co im w głowie siedzi, miała lekarstwo na jego kiepski humor.
        - Masz - powiedziała, podając mu zimny placek ziemniaczany. Zawsze nosiła ze sobą trochę jedzenia na czarną godzinę, na wypadek gdyby nie mogła zdobyć sobie coś świeżego, a teraz jej przezorność miała posłużyć w trochę innym, ale niemniej ważnym celu. Placek był co prawda trochę sponiewierany, ale Yastre takimi drobiazgami się nie przejmował. Przyjął smakołyk i zaczął się zajadać, a Fresia w tym czasie mogła mu spokojnie wszystko wyłuszczyć. Zmiennokształtny patrzył na nią uważnie, żując przy tym metodycznie co wyglądało całkiem zabawnie, lecz jednocześnie rodziło wątpliwości, czy do panterołaka dociera sens tych słów. Chyba tak, bo gdy elfka idealnie dobrała moment by przejść do rzeczy - był to moment, gdy Yastre już zjadł placek i właśnie oblizywał po nim palce - odniosła pożądany efekt. Zmiennokształtny miał pełny żołądek, więc humor mu się poprawił i wróciła stara nieznająca granic troska o Kavikę, przez co wystarczyła wzmianka o uwikłaniu jej w ciemne interesy, by panterołak już zapalił się do pomagania i bardzo uważnie słuchał i zapamiętywał.
        - Nie no, jasna sprawa, ja to generalnie nie rozgaduję czym się zajmuję, ludzie tego nie lubią, nie? Kavika, no ona po prostu się dowiedziała, tak się złożyło, ale przy tym grubasie nie pisnę słowa, powaga! - zapewnił wstając i otrzepując spodnie.
        - Ej, ale ja tych typków nie załatwiłem tak o! Gdyby zostawili Kavikę w spokoju to nikomu nic by się nie stało, ostrzegałem, twój informator był po prostu głupi, o! Ale... Ale to ja teraz nie rozumiem. To co ja mam robić? No bo... No bo jak ten gość, ten cały Johans coś tam coś tam, jest w to zamieszany, no to przecież Kavice może coś grozić! Ja jej tak nie zostawię, mowy nie ma. Gadać jej niczego nie muszę, jasna sprawa, ale nie zostawię jej z tym oślizgłym grubasem. Czekaj, czekaj - tobie chodzi o to, że mam robić jak do tej pory? Aha, rozumiem!
        Yastre był wyraźnie zadowolony, że sam doszedł do takich cwanych wniosków. Nie miał oczywiście pamięci złotej rybki i pamiętał jak straszną burę przed chwilą zebrał, ale i tak postanowił spróbować - może tym razem ostrożniej, powoli, po kolei.
        - Fresia... Bo Kavika się na mnie strasznie wściekła, nie? Ja chyba zrobiłem coś nie tak? Powiesz mi, jak to zrobić, by było dobrze? By Kavika mnie polubiła? Mam jej dać kwiatki i co dalej?
        Elfce szczęka nieco opadła, gdy dotarł do niej sens słów panterołaka - on prosił ją o poradę w kwestii uwodzenia kobiet. Absurd tej sytuacji odebrał jej mowę i nawet nie zdążyła w porę rzucić kąśliwej uwagi, bo wszelkie riposty przyszły jej do głowy, gdy było już za późno. Zdobyła się jedynie na krótkie skinienie głową.
        - Ty ciołku, to nie działa tak, że spełnisz wszystkie punkty z listy i ona cię pokocha - skarciła go w ostatnim zrywie swego parszywego charakteru. Mogła mu oczywiście odmówić udzielania wszelkich rad, ale o wiele bardziej opłacało jej się, gdy zmiennokształtny jednak starał się o względy Kaviki. - No ale dobrze, kilku wskazówek mogę ci udzielić.
        - Dzięki, Fresia! Jej, jednak nie jesteś taką krową jak cię zapamiętałem. Przepraszam! - zreflektował się natychmiast, gdy elfka spojrzała na niego z żądzą mordu w oczach. - To... to co się podoba dziewczynom? Kwiatki?
        - Kwiatki też - zgodziła się zabójczyni. - Ale musisz być dla niej miły, opiekuńczy, prawić jej komplementy...
        - Opiekuję się nią, upolowałem dla niej królika! - pochwalił się panterołak, jednak Fresia skwitowała jego radość uderzając się otwartą dłonią w czoło. Boleśnie westchnęła.
        - Dobrze, zacznijmy od początku - uznała. - Nie zachowuj się jak kot, tylko jak facet! Ja wiem, że ty jesteś takie zupełne nie wiadomo co, ale naprawdę, postaraj się. Mężczyźnie nie dają kobietom upolowanych królików, by pokazać im, że je kochają. Dają im kwiatki, biżuterię, ładne bibeloty, słodycze...
        - A skąd ja w środku lasu wezmę słodycze?
        - To tylko przykład, matole! - zirytowała się elfka. - Matko naturo, na co ja się zgodziłam... Dobrze, idźmy dalej. Nie napastuj jej tak! Ja wiem, że u kotów to jest tak raz-dwa "hej, mała, jest miesiąc jaskółki, chcesz mieć ze mną kociaki?" - sparafrazowała kocie zachowanie grubym niby-męskim głosem. - Ale u ludzi to nie działa! Ona jest pewnie skrępowana tym, że tak wiecznie ją przytulasz i miziasz. Odstąp trochę, bo jej na łeb wleziesz, zacznij od trzymania ją za rękę i zobacz, na co ci z czasem pozwoli.
        - Ale jak ja będę wiedział, że mogę więcej?
        - To już twój interes, by poznać ten moment - zripostowała Fresia. - I wcześniej wybij sobie z głowy znaczenie jej zapachem, bo osobiście cię walnę. Pokaż przez moment, że jesteś człowiekiem, na miłość boską. Ba, nie tylko człowiekiem, ale nawet kulturalnym człowiekiem. Dlatego teraz najważniejsze co powinieneś zrobić, to ją przeprosić za to, co do tej pory nawyprawiałeś.
        - Ale...
        - Po prostu przeproś!
        - No dobra - burknął panterołak, spuszczając kornie wzrok. Gdy znów się odezwał, odliczał kolejne frazy na palcach. - Mogę jej dawać kwiatki, słodycze i błyskotki, ale nie upolowane zwierzęta. Mogę ją trzymać za rękę, ale nic więcej dopóki mi nie pozwoli. Mam się nie ocierać, nie przytulać, pewnie też nie spać przy niej... A, i jeszcze mam ją przeprosić. Rety, Fresia, to jest strasznie skomplikowane!
        - Nikt nie powiedział, że będzie łatwo - odparła elfka spoglądając w kierunku stojącej nad strumieniem Kaviki. - Dobra, poczekaj teraz tu, wykąpiemy się i ruszamy. Tobie zresztą też by się przydała kąpiel, brudasie, ale pewnie nie wleziesz do wody... Czekaj tu.
        Yastre posłusznie usiadł pod drzewem tak, by nie widzieć dziewczyn nad strumieniem, a Fresia w tym czasie udała się w stronę Kavki.
        - I on się dziwi, że przez sześćdziesiąt lat niczego nie wyrwał - westchnęła pod nosem.
Zablokowany

Wróć do „Szczyty Fellarionu”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 1 gość