Strona 1 z 2
[Spory kawałek od domu] Nowe towarzystwo
: Nie Mar 06, 2016 4:18 pm
autor: Farico
Farico raz jeszcze mocno uściskała siostrę ciesząc się, że nic jej nie jest. Wszystko wskazywało na to, że Ragnvald wcale nie miał złych zamiarów wobec nich, przynajmniej póki co. Młodsza z sióstr postanowiła porozmawiać z Amertin na ten temat i dowiedzieć się co sądzi o Tyygrysołaku. Farico odsunęła się i spojrzała na zmiennokształtnego, uśmiechając się do niego lekko, jakby była wdzięczna, że nic nie zrobił jej starszej siostrze.
- Nie wiem czy w ogóle jesteśmy w stanie to zrobić. – odparła gdy Ami powiedziała, że powinni ratować Sajresa.
- On zrobił to po to, by nam nic nie groziło, nie wiem gdzie poszedł, z kim i dlaczego. Została tylko kartka z tą wiadomością. – westchnęła nadal niepocieszona zniknięciem mężczyzny, który był dla niej taki miły.
- Masz rację, powinniśmy stąd uciekać. Nie możemy tutaj zostać. – powiedziała kuląc nieco uszy i spoglądając również na Ragnvlada.
- Powinieneś pójść z nami czym prędzej, nie możemy tutaj przebywać, co jeśli wszyscy nas znajdą? Nie jesteśmy tutaj bezpieczni… Chodźmy! – pociągnęła siostrę za rękę i przez chwilę prawie biegła, ale potem zdała sobie sprawę, że takie zachowanie może wyglądać bardzo podejrzanie, dlatego zwolniła do szybszego kroku i spojrzała na siostrę, jakby pytała ją co teraz. Była przekonana, że nie mogą wrócić do swojego domu, nie kiedy idzie z nimi Tygrysołak.
- Nie kupiłyśmy osiołka. – powiedziała trochę zawiedziona. Przez nieoczekiwane sytuacje ich plany zostały zupełnie zmienione, nawet nie będą miały okazji na zabawę podczas festynu.
Cała trójka wyszła z miasta i ruszyła w kierunku, z którego wcześniej przyszły lisołaczki. Farico doskonale wiedziała, że nie mogą pokazać ich towarzyszowi miejsca, w którym obie mieszkają. Dlatego niewiele nad tym myśląc, skręciła w boczną ścieżkę, która prowadziła do lasu. W tym momencie oddalały się nieco od swojego domu, ale właśnie o to chodziło.
- Myślę, że oni tutaj nie przyjdą, jesteśmy też daleko od tamtej dziwnej kobiety, więc nie będzie grzebać nam w umysłach. – powiedziała, poruszając nieco nerwowo swoimi puchatymi uszkami.
- Nie rozumiem dlaczego oni zachowali się w ten sposób. – westchnęła cicho i spuściła głowę, teraz mogli zwolnić, była przekonana, że tutaj nikt za nimi nie pójdzie.
- Co my teraz zrobimy? – zapytała Amertin i Ragnvalda, zastanawiając się czy teraz zostanie sama, czy oni opuszczą ją?
Re: [Spory kawałek od domu] Nowe towarzystwo
: Śro Mar 09, 2016 1:23 am
autor: Amertin
Ami martwiła się nie tylko o ich zdrowie i życie, ale też o to co zostało w karczmie. Ich stare ubrania, pledy, ozdoby i inne rzeczy na sprzedaż. Karczmarz znał je i miała nadzieję, że nie zawłaszczy sobie ich rzeczy, tylko schowa gdzieś. Do tej pory zawsze tak robił, ale z ludźmi nigdy nic nie było wiadomo. Osiołek mógł zaczekać, choć kiedy Fari o nim wspomniała zrobiło jej się smutno, nie lubiła zawodzić siostry. Tak czy inaczej musieli uciekać. Sajres odszedł w niewiadomą stronę, a tamci mogli naprawdę chcieć im coś robić.
- Fari, musimy iść dalej - spojrzała na siostrę wymownie.
- Tu jest za blisko. Jeżeli widzieli jak wychodzimy z miasta pójdą za nami - Frico dobrze zrobiła, że pokierowała ich w odwrotną stronę niż droga do ich kryjówki. Ami jednak miała złe przeczucia, dlatego chciała odejść dalej. Wiedziała, że jakieś dwie godziny drogi od miasta, w lesie, znajduje się pasmo skał, w których są jaskinie. Było daleko - owszem, ale takie schronienie wydawało jej się w tej chwili najlepsze.
- Musimy dobiec do jaskiń, tam się schronimy. Tutaj nie jest bezpiecznie. Jeżeli nas szukają będą przeczesywać las. Skały uchronią nas przed czarami tej kobiety - przynajmniej żywiła taką nadzieję.
- Proszę, musimy biec - spojrzała prosząco na Rangvalda i siostrę. Ci nie odpowiadali, a Ami nie mogła już dłużej czekać, odwróciła się i ruszyła biegiem w stronę, gdzie wydawało jej się, że znajdą schronienie.
Re: [Spory kawałek od domu] Nowe towarzystwo
: Czw Kwi 28, 2016 11:27 pm
autor: Ferren
Przemierzając las z towarzyszami, w pewnej chwili wyczuł coś niedobrego. Nie do końca potrafił jednak określić, co. Nie był to ani zapach, ani widok, ani odgłos. Lisołak zwolnił, nie wiedząc czego może się spodziewać. Rozglądał się na wszystkie strony, chcąc wypatrzeć źródło potencjalnego zagrożenia.
W pewnej chwili zorientował się, że tym co wyczuł, było zimno. Nagły spadek temperatury, który bynajmniej nie był naturalny. W miarę jak szli naprzód, powietrze gęstniało, zupełnie jakby nie chciało ich przepuścić. Nie zwiastowało to niczego dobrego.
Ferren w pewnym momencie zobaczył opartą plecami o pień dziewczynkę. W pierwszej chwili pomyślał, że to może jakaś tradycja, albo kult, ponieważ była to już druga kobieta, którą napotkał tej nocy w lesie. Tymczasem po zapadnięciu zmroku, prawie wszystkie kobiety siedzą zamknięte w swych domach. Lisołak nie przypuszczał, by ta dziewczynka mogła być groźna.
Zrobił krok w jej stronę. Dopiero wtedy spostrzegł, że dziecko nie ma nóg, tylko jedną wielką plamę krwi. Natychmiast zamarł w miejscu, zastanawiając się, co się tu mogło wydarzyć. To mogło być właśnie to, co wyczuł wcześniej... Ukryte zagrożenie, którego ofiarą padła dziewczynka... Ferren nie miał pojęcia, jak bardzo się pomylił...
Nagle dziecko uniosło się w powietrze. Cała trójka podróżujących mogła teraz dostrzec, że to zjawa. Nim jednak ktokolwiek zdążył zrobić cokolwiek, dziewczynka bez nóg krzyknęła głośno, tak, że mieli wrażenie, że ziemia pod ich stopami drży. Nagle w ich stronę wystrzeliły rośliny, oplatając ich nogi i nadgarstki, oraz uniemożliwiając jakikolwiek ruch. Ptaki uciekły w popłochu, poszukując bezpiecznego schronienia.
- Oddajcie mi mamę! - krzyczała dziewczynka. Lisołak starał się zerwać więżące go rośliny, lecz bezskutecznie. Na nic się również zdawało szarpanie ich ostrymi zębami. Pęta były tak mocne, jakby zrobione z metalu. Temperatura nagle spadła o kolejne kilka stopni, sprawiając wrażenie, że wszystko wokół zaraz pokryje się lodem.
Zjawa krzyknęła coś w nieznanym mu języku, a ziemia zatrzęsła się. Tym razem nie było to tylko wrażenie, lecz potężny wstrząs, pod wpływem którego grunt pod ich nogami nagle zaczął się walić. Ostatnim, co Ferren zapamiętał, był widok ziemi, pod którą dosłownie się zapadł...
- Horus? Ligea? - mruknął cicho, po czym otworzył oczy. Lisołak nie posiadał się ze zdziwienia, gdy tylko okazało się, że nie znajduje się w piekle, ani niczym podobnym, tylko znów był gdzieś w lesie. Podniósł się powoli, starając się ignorować obolałe mięśnie. Tuż obok leżał jego łuk, brudny, lecz w całości. Najprawdopodobniej on też nie był wcale czysty, ponieważ lawina błota, która go wtedy przygniotła (a przynajmniej tak powinno być w teorii), powinna ubarwić jego futro na kolor ciemnobrązowy. Rzeczywiście, Ferren był tak umorusany, że ciężko było poznać że ma rude futro. Natomiast z poczynionych przez niego obserwacji na pewno nie wynikało, że gdzieś w pobliżu są jego towarzysze. Właściwie to lisołak nie miał nawet pojęcia, gdzie sam się znajduje.
Nie ulegało wątpliwości, że jest to jakaś część Szepczącego lasu, co poznać można było po górskich szczytach, majaczących gdzieś w oddali. W tym akurat miejscu, sporo było skał, a warstwa ziemi wyglądała na bardzo płytką. Te skały gdzie tylko nie spojrzeć były podziurawione jaskiniami różnych rozmiarów. Od tych, mogących pomieścić ledwie małe leśne zwierzę, po duże, do których można pewnie było wjechać konno, gdyby nie śliskie podłoże i małe kamyczki, na których koń mógłby sobie nie poradzić. Gdzieś między skałami szemrzał strumień.
Ferren, któremu nie wsmak była oblepiająca go warstwa brudu, wszedł do płytkiego strumienia, gdzie zaczął zmywać z siebie błoto. Swoją przepaskę zdjął, a następnie już zakończywszy kąpiel lekko przeczyścił, lecz nie tak by była bardzo mokra. O swej broni nie zapomniał, łuk starannie, wręcz pieszczotliwie wyczyścił, strzały opłukał, a kołczan porządnie przeprał. Wiedział dobrze, że i tak zrobi to jeszcze raz, tylko porządnie, gdy tylko wróci do miasta. Pozostawał tylko jeden problem. Nie wiedział, gdzie ono jest.
Zdał sobie wtedy sprawę, że jest głodny niczym wilk. Nie jadł niczego, od kiedy wyruszył, a to było już dość dużo czasu. Rozejrzał się, lecz wokół nie widział żadnych zwierząt. Lisołak nie przepadał za bardzo za jedzeniem roślin. Zwykle, kiedy zjadł ich zbyt wiele, miewał bóle żołądka. Tym razem jednak zdecydował się zaryzykować i włożył sobie do paszczy kilka liści jakiejś jadalnej rośliny i zaczął żuć. Wiedział, że tym głodu nie zaspokoi, lecz było to jedyne, co miał w tej chwili.
Wtem lisołak usłyszał czyjeś kroki...
Re: [Spory kawałek od domu] Nowe towarzystwo
: Nie Maj 08, 2016 12:45 pm
autor: Ragnvald
Ragnvald stał chłodno kalkulując to co znowu zaczęło się dziać. Szybka ewakuacja z miasta tylko po co ? Wiedział, że w lesie jest dużo więcej niebezpieczeństw i niespodzianek. Nie bał się miast. Tam ludzie potrafią tylko mówić, ale nie potrafią wykorzystać kawałka stali dla własnej ochrony. Jednak teraz musiał myśleć o zapewnieniu bezpieczeństwa jego towarzyszką. Czuł, że zapach kobiet dobiega z innej strony. Był pewny, że nie chcą mu pokazać swojego schronienia, co go w ogóle nie zdziwiło. Nie chciał się przez to przyznawać do tego co odkrył.
-Drogie panie musicie się uspokoić- powiedział to tak spokojnie, że na plecach kobiet przeszedł dreszcz-Jeżeli ktoś na nas poluje i tak nas dopadnie. Nie możemy iść w góry. Zakazane jest nam zostać w jednym miejscu. Możemy poruszać się po lasach i równocześnie szukać naszego towarzysza.
-Nigdzie nie jest bezpiecznie. Chodźmy.
- Co się tyczy osiołka możemy to nadrobić- w tym momencie puścił oczko do obu kobiet. Jednak dopiero gdy znikniemy.
Kiedy Amertin zaczęła biec ten szybko ja pochwycił, przyciągnął do siebie, przytulił po czym powiedział.
-Nie uciekaj, spokojnie. Zadbam o was ale musicie się mnie słuchać. A poza tym jest szybsza forma transportu. Wskakujcie.
Po tych słowach uśmiechnął się szeroko, a jego twarz powoli przemieniała się w całkowicie tygrysią. Przechodził przemianę. Po chwili przed kobietami stał rosły tygrys, który położył sie, żeby jego towarzyszki mogły na niego wejść.
Re: [Spory kawałek od domu] Nowe towarzystwo
: Nie Maj 08, 2016 4:58 pm
autor: Farico
Farico poruszyła uszkami w nieco nerwowym geście , spoglądając przy tym to na Ami, to na Ragnvalda. Jej siostra była zmartwiona całą sytuacją, co wcale jej nie dziwiło, sama martwiła się o ich przyszłość, nie chciała by stało się coś złego.
- Jaskinie? – Farico powtórzyła po siostrze i spojrzała w kierunku, gdzie znajdowało się potencjalne schronienie. Przez chwilę rozważała ten pomysł, ale uznała, że Amertin ma rację, nie mogą tutaj zostać, nie w momencie kiedy mogły ściągnąć na siebie uwagę osób, które wcale nie musiały być im przychylne.
- Masz rację, nie chcę spotkać tamtej kobiety, mogła wydobyć z nas więcej informacji niż nam się wydaje. – spojrzała zmartwiona na Amertin. Głos w sprawie zabrał też Ragnvald czym zwrócił na siebie uwagę dziewczyn.
- Ale… Nie mogą nas dopaść, może nie znają tych terenów tak dobrze… - powiedziała, kuląc nieco uszy.
Nie było czasu na rozważanie kolejnych możliwości, musieli uciec z tego miejsca jak najszybciej. Faktycznie, nie mogli zatrzymać się na dłużej w jednym miejscu, dlatego Farico miała zamiar pobiec za swoją siostrą, ale wtedy Ragnvald zatrzymał ją, przez co i młodsza z lisołaczek stanęła w miejscu. Tygrysołak rzucił kolejnym, nietypowym pomysłem, na co Farico posłała mu zaskoczone spojrzenie, zaraz potem spojrzała na Ami. Swoją drogą, ta dwójka zaczynała zbliżać się do siebie, ale póki co Farico nie poruszała tej kwestii, uznała, że porozmawia o tym z Ami, kiedy znajdą chwilę dla siebie.
- Mamy jechać… Na tygrysie? – powiedziała zaskoczonym tonem głosu, ale zaraz na jej ustach pojawił się szeroki uśmiech.
- Tego jeszcze nie próbowałyśmy. – roześmiała się wesoło, ale gdy już miała podejść do zwierzęcia, coś ją zatrzymało.
- Mam wrażenie, że nie jesteśmy sami… - powiedziała cicho i poruszyła szybko uszkami, jakby próbowała namierzyć kogoś, kogo jeszcze nie widzieli.
- Czujesz coś? Ktoś tu chyba jest, niedaleko nas… - zwróciła się do siostry. Nie była pewna czy ma rację, czy to po prostu kwestia pośpiechu i ucieczki przed kimś.
Re: [Spory kawałek od domu] Nowe towarzystwo
: Śro Cze 01, 2016 12:03 pm
autor: Amertin
- Raaarrr! - Amertin czując uścisk tygrysołaka jakby dostała szału, zaczęła szarpać się, wić i wyrywać. Zapewne gdyby to był ktoś całkiem obcy to pogryzła by go do krwi. Zatrzymywanie jej z zaskoczenia, czy uchwyt kiedy się tego nie spodziewa nigdy nie był dobrym pomysłem. Ami miała silnie rozwinięty instynkt samozachowawczy. Poczucie zagrożenia było dla niej stanem naturalnym. Zawsze czujna, zawsze z uszami nastawionymi na obce dźwięki. Bezpiecznie czuła się tylko w ich jaskini. Tego miejsca nikt nie znał, było tak ukryte, że szanse na odnalezienie go było minimalne. Z resztą w jaskini nie byłaby bezbronna, miały noże, zaostrzone kije, miałby się czym bronić. Poza tym zawsze mogła zmienić się w lisiczkę i schować w takim miejscu by jej nie odnaleziono. Dlaczego więc nie zrobiła tego teraz? Dlaczego nie zmieniła się w lisa? Może dlatego, że choć taka sytuacja powinna być dla niej stanem najwyższego zagrożenia, to w jakiś sposób ufała Tygrysowi?
- Puść! Zostaw! - krzyczała jednak. Dla niej ten uścisk, nie był przytuleniem, tylko szarpaniną i walką o własne bezpieczeństwo. Nie wiedziała, czy na szczęście, czy może zupełnie odwrotnie, ale Ragnvald nie puszczał jej póki nie zaczęła się uspokajać. W końcu opadła z sił i dopiero wtedy zrozumiała, że tygrys nie chciał źle. Jednak w całym tym szoku nie zupełnie nie słyszała co przed chwilą mówili inni.
Re: [Spory kawałek od domu] Nowe towarzystwo
: Czw Cze 02, 2016 12:12 am
autor: Ferren
Ferren nadstawił uszu. Może było to tylko wrażenie, lecz był niemal pewien, że dosłyszał kroki. W sumie to dość często zdarzało mu się brać nawet najmniejszy szelest za nadciągające zagrożenie, nawet jeśli spowodowany był wiatrem. A w tej chwili powietrze prawie stało, a ruchu powietrza nie było czuć niemal wcale. Dobrze było mieć tak rozwinięty słuch, jednak tak częste błędy w interpretowaniu odgłosów były irytujące.
Tym razem jednak zorientował się, że to nie pomyłka. Lisołak ponownie usłyszał ten odgłos, a także jakiś cichy fragment rozmowy. Nie wiedział czyjej, jednak po niskim tonie głosu wnioskował, że to mężczyzna mówił. Usłyszał też inny, kobiecy głos.
Czego oni tu szukali? Okolica wydawała się być całkiem odludna i opuszczona. Zdecydowanie nie przyszli do kogoś z wizytą. Musieli zatem mieć inny cel. Może poszukiwali jakichś ziół, rosnących w okolicy, aby potem zrobić z nich leki? Może po prostu wyszli na grzyby? Chociaż może nie, po takie rzeczy najczęściej wysyła się dzieci, bo potrafią sobie same poradzić ze znalezieniem czegoś. Nie potrafił wymyślić żadnego innego wyjaśnienia. Znaczy takiego, które nie obejmowałoby ludzi polujących, albo na zwierzęta, albo na niego. Właściwie to miejscy strażnicy mieli całkiem niemało powodów, by go ścigać. Tyle że raczej robiliby więcej hałasu. Niestety, zapachu nie czuł. Bezwietrzna pogoda nie pomagała mu ustalić za pomocą zapachu, kim są. Zresztą, jakie to miało znaczenie?
Niezależnie od tego, kim byli, Ferren nie zamierzał się mieszać. Przełknął jadalne liście, które do tej pory przeżuwał, po czym najzwyczajniej w świecie skierował się w inną stronę. Nie uważał tego za zły pomysł, uważał, że nie ma najmniejszego sensu by mieszać się w ich sprawy. Jakiekolwiek by one nie były. Choć z drugiej strony mógłby w sumie spytać ich o drogę do miasta. Ale jeśli to byli żołnierze... Wtedy miałby duży problem. Ogólnie nie cieszył się dobrą opinią. Co prawda, jeszcze nigdy nie dał się złapać, ale za to zdarzyło mu się raz albo dwa zostać zauważonym. Strażnicy posiadają jego ogólny opis, a jego raczej trudno z kimkolwiek pomylić.
Nagle usłyszał ni to kobiecy krzyk, ni to zwierzęcy warkot. Wszystko słyszał bardzo dobrze, dźwięki szamotaniny, jakby ktoś się z kimś szarpał. Nie wiedział co to było, ale dochodziło mniej więcej stamtąd, gdzie usłyszał strzępek rozmowy. Być może mężczyzna się zdenerwował, a teraz próbował zrobić coś tej kobiecie. Ferren nie uważał, by miała jakiekolwiek szanse w takim starciu.
Momentalnie zawrócił, po czym szybkim krokiem ruszył w tamtą stronę. Nie biegł, chociaż miał na to wielką ochotę, ponieważ nie chciał się przedwcześnie zdradzić. Zdjął z pleców łuk, nie zamierzając interweniować wręcz. Miał raczej nikłe szanse w walce na pięści, albo jakiejkolwiek innej, z uwagi na to, że jak na dorosłego mężczyznę, szkolącego się niczym zawodowy łucznik, był dość wątły. Normalny człowiek, który trenowałby tyle co on, miałby takie mięśnie, że nikt nie odważyłby się go wyzwać do walki na pięści. Tymczasem on prezentował się raczej bardzo przeciętnie. Ferren zdecydowanie bardziej wolał łuk - nie zawiódł go jeszcze nigdy, a pozwalał mu zaatakować, bez obawy, że zaraz ktoś obetnie mu łeb mieczem. Wciąż w ruchu wyciągnął strzałę z kołczana i położył na cięciwie, starając się nie wydać żadnego odgłosu. Gdy zbliżył się do miejsca z którego dochodziły krzyki, nie minęło wiele więcej jak kilka sekund. Lisołak niemal nie zastanawiając się wybrał sobie miejsce by wycelować i nie zostać zauważonym. Przykucnął, po czym spojrzał w tamtą stronę.
To, co zobaczył, sprawiło, że prawie zapomniał, w jakim celu tu przybył, oraz po co chowa się za krzakiem ze strzałą na cięciwie łuku. Mały kawałek dalej stały trzy, a nie dwie osoby, jak mu się wcześniej wydawało. Były to dwie kobiety i jeden mężczyzna. Tak jak przypuszczał, jedna z kobiet szamotała się teraz z mężczyzną, próbując wyrwać się z uścisku. Ale to nie to zwróciło jego uwagę, tego akurat Ferren się spodziewał. Obie dziewczyny, bo tak raczej należało je określić, miały intensywnie rude włosy, a spod nich wystawały również rude, ale futrzaste, lisie uszy. Oprócz tego obie miały puszyste, lisie ogony. To były lisołaczki, zupełnie tak jak on.
Gdyby nie fakt, że jedna z dziewczyn szamotała się teraz w uścisku mężczyzny, to zapewne byłby w stanie siedzieć za tym krzakiem długie godziny, byle tylko móc oglądać te cudne istoty. Ferren otrząsnął się, koncentrując na tym, co miał zrobić. Wycelował dokładnie w mężczyznę, lecz nie mógł zdecydować, czy chce go tylko lekko zranić, czy poważnie uszkodzić. Z jednej strony nie chciał go zabić, w końcu był człowiekiem, nie bezmyślnym zwierzęciem. Ale z drugiej strony gdyby go tylko zranił, kto wie, co by zrobił. Mógłby wpaść w szał, zacząć atakować wszystko wokół, albo kto wie co jeszcze. Za dużo niewiadomych. Zaczął zastanawiać się, czy jeżeli wyjdzie z krzaków i tylko pogrozi mu strzałem, mogłoby wystarczyć. Właściwie to była chyba najlepsza opcja. Chciał już wysunąć się z kryjówki, gdy spostrzegł, że mężczyzna puścił kobietę. W ogóle to teraz wyglądali tak, jakby nic między nimi nie zaszło.
Po chwili okazało się, że mężczyzna też jest zmiennokształtnym. Tak naprawdę to Ferren dowiedział się o tym dopiero wtedy, gdy człowiek w krótkiej chwili przemienił się w tygrysa. Gdyby nie to, lisołak nie zorientowałby się, z kim ma do czynienia. Tak czy siak, odniósł dziwne wrażenie, że gdyby się spotkali, to raczej by się bardzo nie polubili. Ferren nie lubił kotów.
Tak naprawdę to już mógłby sobie pójść. Lisołaczka nie wyglądała już, jakby potrzebowała pomocy. Może nawet w ogóle jej nie chciała. A on wcale nie musiał już pytać o drogę, wystarczyłoby, żeby iść po śladach, po których oni tu przyszli.
Jednakże Ferren nie zamierzał przepuścić takiej okazji. Tuż przed sobą miał dwie, prawdziwe i żywe lisołaczki. Gdyby spotykał je tak samo często, jak wcześniej, to wychodziłoby, że przed śmiercią nie zdąży spotkać już ani jednej. Lisołak nie chciał sobie tego za żadne skarby opuścić. Pierwszy raz w życiu widział tak cudne istoty.
Opuścił łuk, ale na wszelki wypadek nie zdejmował strzały z cięciwy. Kto wie, kiedy będzie potrzebna. Ferren napiął mięśnie, szykując się do skoku. Potem dosłownie wybiegł zza krzaka i przebiegł z dziesięć stóp zatrzymując się obok pozostaych.
- Co się stało? - zapytał, po czym zaczął udawać, że zmęczył się biegiem. - Słyszałem krzyk, to przybiegłem
Re: [Spory kawałek od domu] Nowe towarzystwo
: Pią Cze 03, 2016 10:17 am
autor: Ragnvald
Kiedy Amertin przestała się szarpać Ragnvald delikatnym ruchem postawił ją z powrotem na ziemi. Nie było dziwnym, że dziewczyna wisiała w powietrzu przy różnicy wzrostu obojga. Jednak kiedy ją trzymał miał dziwne uczucie. Jego zmysły podpowiadały, że gdzieś w pobliżu znajduje się ktoś jeszcze. Zapach niedomytego futra. Dziki zwierz, czy jakiś zmiennokształtny? Ragnvald nie mógł się nad tym długo zastanawiać. Musiał być przygotowany na wszelkie możliwości. Dlatego też, kiedy Ami była już na ziemi, niezauważenie dla innych przysunął miecz bliżej boku, tak aby móc go dobyć w przypadku szybkiej przemiany z powrotem w hybrydę.
Co się natomiast tyczy Amertin... Kiedy stała już na ziemi chciał ją jakoś pocieszyć, jednak żaden z pomysłów jaki przychodził mu do głowy nie pasował. Znał ją za krótko i nie mógł nic zrobić. Ucieszył się jednak, że obie lisołaczki dosiadły go. Teraz wiedział, że spoczywa na nim ogromna odpowiedzialność za jego dwie towarzyszki. Dlatego też chciał szybko ruszyć, jednak byłoby to dziwnym i powodowało za dużo szumu. Dlatego też został dalej między drzewami. Powoli stawiał kolejne kroki tak, aby nie zostawiać śladów, cały czas kontrolując wszystkimi zmysłami to co może się za chwilę wokół niego wydarzyć.
Tygrysołak miał plan. Chciał na jeden dzień zostawić lisołaczki w bezpiecznym miejscu, które najpierw musiał znaleźć, a następnie udać się do miasta po pakunki i jakieś ubrania dla młodych dam. Wiedział, że nie mogą chodzić w sukienkach po lesie, ze względu na to że to utrudnia jemu poruszanie, jego towarzyszkom, a dodatkowo może zostawić dużo śladów.
W chwili obecnej jednak musiał przerwać swoje rozmyślania. Ledwo dosłyszalne pęknięcie gałązki gdzieś w odległości 10 metrów sprawiło, że jego zmysły wyostrzyły się już do granic możliwości. Wiedział, że coś się zbliża. Z tego powodu zatrzymał się w miejscu, zaparł się przednimi łapami równocześnie je rozszerzając, łeb schylił bardzo nisko i czekał. Nagle zza drzewa wypadła postać. Tygrysołak, zanim jeszcze spotkany zaczął coś mówić, zaczął wydawać agresywne dźwięki z siebie tak jakby zapomniał o kobietach a jego jedynym celem teraz było wyeliminowanie zagrożenia, a pomiędzy palcami u łap można było dostrzec przygotowane na wszelkie możliwości pazury.
Re: [Spory kawałek od domu] Nowe towarzystwo
: Nie Cze 05, 2016 9:28 am
autor: Farico
Farico skuliła uszy, gdy zobaczyła, jak intensywnie na dotyk Ragnvalda zareagowała jej siostra. Zdawała sobie sprawę z tego, że nie był to dobry ruch ze strony zmiennokształtnego, ale nic nie mogła już na to poradzić. Ostrożnie podeszła do szarpiącej się Ami, by wiedziała, że jest przy niej i nie dzieje się niż złego. Nikt nie chce ich skrzywdzić, przynajmniej póki co, a w obecnym towarzystwie są w miarę bezpieczne. Gdy kryzys został zażegnany, Farico odetchnęła z ulgą i przytuliła się do Amertin, którą bardzo kochała. Ciepły uśmiech pojawił się na jej ustach, gdy spojrzała w oczy swojej starszej siostrze.
W końcu, obie Lisołaczki znalazły się na grzbiecie Trygrysa, Farico usiadła za Amertin i objęła ją w pasie.
- Lepszy niż osiołek, co? – szepnęła do ucha swojej siostrze, po czym zachichotała wesoło. Kiedy wszystko zdawało się być spokojne, młodsza z Lisołaczek przypomniała sobie o tym, że wyczuła czyjąś obecność. Wkrótce to powróciło, gdy drobny hałas rozbudził czujność nie tylko w niej, ale też w ich towarzyszu, który nagle zatrzymał się.
- Też to słyszeliście? – szepnęła cicho, jakby nie chciała, by ktokolwiek usłyszał jej słowa.
W pewnym momencie ktoś wyskoczył z krzaków. Farico nie od razu przyjrzała się nieznajomemu, bo odruchowo schowała się za plecami Amertin, jakby to miało uchronić ją przed wszelkim złem. Dopiero po chwili zerknęła zza pleców siostry i… Oczom nie mogła uwierzyć!
- Ale.. – powiedziała zaskoczona i powoli zeszła z grzbietu Tygrysa, zrobiła parę kroków, stając tuż obok łba futrzaka, który przyjął postawę sugerującą nadciągający atak.
- Amertin! – powiedziała, wyciągając rękę w jej stronę, ale patrząc na nieznajomego.
- Bo on jest podobny… - popatrzyła na siostrę, potem na nieznajomego, potem na siostrę. W jednej chwili podniosła dłoń do swojego uszak i dotknęła go.
- On ma podobne. – powiedziała do siostry, robiąc zdziwioną minę. Czyżby spotkały kogoś takiego jak one?
- Kim jesteś? – zwróciła się w stronę nieznajomego, ale nie wykonała żadnego ruchu w jego stronę. Musiała być ostrożna, bo przecież nigdy nic niewiadomo. Stała blisko Ragnvalda, który wyglądał jakby miał bronić sióstr przed każdym niebezpieczeństwem.
Re: [Spory kawałek od domu] Nowe towarzystwo
: Czw Cze 09, 2016 10:27 pm
autor: Amertin
Ami potrzebowała chwili by się uspokoić. Nieprzyzwyczajona do tego, że ktoś może nie chcieć jej zranić przez dłuższą chwilę pozostawała oszołomiona. Mocno przytuliła siostrę, bo tak naprawdę tylko ona dawała jej pełne poczucie bezpieczeństwa. Dopóki były razem, było dobrze. Nikt nie zabrał jej Fari, była tu, nikt jej nie skrzywdził. To było najważniejsze. Więź jaka je łączyła była prawdopodobnie silniejsza niż bliźniacza. Dla Ami nie miało znaczenia, że siostra urodziła się w rok po niej. Od zawsze były razem, nie było przeszłości bez Fari, znajdowała się w każdym wspomnieniu i była jej największym skarbem.
Niepewne wsiadła na tygrysa, szarpanina z nim zdecydowanie przytłumiła jej zmysły i jako jedyna nie usłyszała zbliżającej się istoty. Kiedy tygrys zatrzymał się i przyczaił, ona zrobiła to samo na jego grzbiecie, pochyliła się do przodu i zniżyła głowę, prawie opierając swój podbródek o sierść Ragnvalda, uszy miała czujne, ustawiając je w różnych kierunkach próbowała wychwycić wszystkie niepokojące dźwięki. Długie, rude włosy opadły jej na ramiona, a potem spłynęły w dół na sierść tygrysołaka. Oczy miała czujne, bystre, chcąc dostrzec możliwe niebezpieczeństwo. Przedramiona oparła o grzbiet tygrysa i tak przyczajona była gotowa zaatakować, tak samo jak jej towarzysz.
Kiedy z krzaków nagle wyskoczyła jakaś postać Ami schyliła się jeszcze bardziej. W głowie miała już plan. Jeśli tygrys skoczy, przytrzyma się jego grzbietu, chwytając mocno za skórę i wskakując stopami na niego wyskoczy w górę by móc zaatakować. Jakakolwiek ucieczka tu nie wchodziła w grę. Jakiś dziwny bojowy duch wstąpił w nią dzisiaj. Być może było to spowodowane sytuacją sprzed chwili – togo nie wie nikt. Nim dostrzegła kim jest postać, która stanęła im na drodze minęło kilka sekund. Uniosła się lekko tak by móc się przyjrzeć nowej osobie i wtedy usłyszała głos siostry.
- Fari! Nie idź! - nadal siedząc na grzbiecie tygrysa wyciągnęła rękę, jakby chciała zagrodzić przejście pomiędzy Farico a nieznajomym.
- To mogą być jakieś czary – zeskoczyła lekko z grzbietu Ragnvalda i stanowczo stanęła przed siostrą.
- To jakaś iluzja, trik, przebranie, nie zbliżaj się do niego – rozłożyła ręce na boki w geście obronnym.
- I ty! Kuglarzu! Nie zbliżaj się do nas! – zagroziła. Na sekundę tylko odwróciła się do Farico i powiedziała:
- Lód. Jeśli tylko się zbliży – słowo „Lód” było ich hasłem, momentem, w którym obie musiały być gotowe by połączyć swoje magię tworząc lód. Fari potrafiła skierować magię w określone miejsce, a Ami zamieniała jej zaklęcie wody w lód, obniżając gwałtownie temperaturę. Do Farico należała decyzja, czy zrobić lodową ścianę, taflę pod nogami, czy może zamrozić przeciwnika.
Re: [Spory kawałek od domu] Nowe towarzystwo
: Sob Cze 11, 2016 8:25 am
autor: Ferren
Ferren oddychał głośno jeszcze przez chwilę, udając że jest po dłuższym biegu. Jednak przez ten czas nie zmienił za bardzo postawy, łuk ze strzałą na cięciwie wciąż miał w ręce. Choć nie był wycelowany w nic poza ziemią tuż przy jego nogach, Ferren nie czuł się zagrożony. Tygrysołak, choć z wyglądu był bardzo groźny, z dystansu był raczej kiepskim przeciwnikiem. Natomiast obie lisołaczki nie wyglądały ani trochę na groźne. Choć z doświadczenia wiedział, że lisy mają bardzo silny instynkt przetrwania, to przypuszczał, że w razie czego rzucą się do ucieczki, a nie do ataku. A nawet jeśli, to jemu wystarczyła sekunda, by strzała pomknęła dokładnie tam, gdzie on tego chciał. W takim wypadku miał sporą przewagę, w stosunku do tygrysa i pozostałych, dzięki czemu nie musiał się bardzo przejmować. Z tego samego powodu Ferren postanowił załatwić to na spokojnie i nie prowokować nikogo z tej trójki do ataku.
Ferren zwrócił uwagę na to, iż tygrysołak nie wygląda na zadowolonego z jego wizyty. Nie zważając na to, że lisołak raczej nie chciał atakować, wydawał z siebie agresywne pomruki, tak jakby szykował się powoli do skoku. Wysunął długie pazury, które wydawały się Ferrenowi być naprawdę groźną bronią. Mimo wszystko chyba lepiej byłoby zachować wysoką ostrożność. Gdyby tygrys skoczył, dopadłby do niego w dwóch susach. Najlepiej było mieć go na oku, na wypadek gdyby coś planował.
Jedna z lisołaczek, trochę niższa od tej drugiej zeszła z tygrysa, na którym do tej pory siedziała. Przeszła parę kroków w jego stronę. Najwyraźniej wyglądała na mocno zszokowaną jego widokiem. Zawołała tą drugą lisiczkę, zwracając się do niej imieniem :"Amertin". Lisołak domyślał się nawet z jakiego powodu. Właśnie teraz przeżywała podobny szok, co on przed chwilą. W tym przekonaniu utwierdził go fakt, gdy lisołaczka kontynuowała mówić do tej drugiej, choć z jakiegoś powodu zamiast pełnych zdań przerzuciła się na skróty myślowe. Jednak jego zdaniem nie było zbyt trudno odgadnąć co ma na myśli. Tak naprawdę na świecie było zaskakująco mało lisołaków, toteż jeśli doszło między nimi do jakiegoś spotkania, najprawdopodobniej wyglądało to mniej więcej tak, jak w tej chwili.
- Dwójka, pierwszy i jedyny pułk oddziału "Wiewiórek". - przedstawił się krótko, przy czym kolejny raz żałował, że ma aż tak wysoki głos. Wiedział, że to kłamstwo, jednak do niego wyjątkowo dobrze pasowała taka wymówka. Potrafił zachowywać się jak na żołnierza przystało.
- Na imię mam Ferren. A teraz, mógłbym wiedzieć, z kim przyszło mi się spotkać? Nie znam waszych imon.
Lisołaka wprost korciło, by zacząć opowiadać coś więcej. Bardzo miał ochotę, by znowu się komuś wygadać. Zawsze miał tyle do powiedzenia, że kiedy zaczynał, to zwykle miał problem z zakończeniem swojej wypowiedzi. Podejrzewał, że tak będzie również i tym razem. Jednak starał się, by przynajmniej na razie niczego nie opowiadać. Nie uważał tego za wielce taktowne. Choć z drugiej strony nie wiedzieli zapewne o żadnym takim oddziale. Co prawda istniał taki, lecz znajdował się w innym mieście. Mimo to, ta nazwa zapewne nic im nie mówiła, toteż postanowił lekko sprostować:
- Zajmuję się pilnowaniem porządku, nie musicie się mnie obawiać. Przybiegłem i sprawdziłem co się dzieje, bo za to mi płacą. - Ferren szybko zakończył zdanie, z obawy, że zaraz zacznie nawijać jak w sądzie, tłumacząc się z czego się tylko dało.
Wtedy również Amertin, a przynajmniej tak ją nazwała druga lisołaczka, zeszła z tygrysa. Zaczęła jakby powstrzymywać ją przed podejściem do niego, zupełnie tak jakby był trędowatym, lub coś podobnego. Wyraźnie miała chyba coś przeciwko niemu, chyba że był to po prostu zwykły strach przed nieznajomym. Chociaż w to nie do końca wierzył, bo na targu, czy w mieście nie było nikogo, kto podobnie by się zachowywał.
- Ja iluzją? - zapytał, a potem splunął na ziemię. Nienawidził magii. Nie rozumiał jej ani trochę, a jak do tej pory ani raz nie zdarzyło się, by magia próbowała mu w czymś pomóc. Doszedł więc do prostego wniosku, iż wszelkiej magii należy unikać. Gdy tylko lisołaczka wyzwała go od magii, poczuł się dość mocno urażony. Machnął ogonem ze zdenerwowania, po czym odpowiedział:
- Równie dobrze możnaby nazwać ten kamień nawozem.
Amertin albo nie usłyszała, albo miała całkiem w nosie co sądził na ten temat. W każdym razie dalej powstrzymywała drugą lisołaczkę przed podejściem. Potem, tym razem już chyba celowo go urażając, nazwała go kuglarzem, oraz zabroniła mu się zbliżać. Potem powiedziała do drugiej coś o lodzie. Naprawdę zaczynało się tutaj robić coraz dziwniej.
- Chciałbym wam tylko przypomnieć, że jestem przedstawicielem prawa. Naprawdę nie musicie się mnie obawiać o ile nie macie żadnych przestępstw na sumieniu. - oznajmił. Może właśnie tędy droga, żeby jakoś do nich dotrzeć. Podawać się za leśnego wojownika w końcu było bardzo łatwo. Musiał jednak być ostrożny w tym, co mówił, bo plecenie sieci kłamstw na pewno nie jest zbyt trudne do wykrycia. Miał szczęście, że już wielokrotnie odbył tego trening, toteż mógł kłamać bez mrugnięcia okiem. Tak czy owak, nie zamierzał wyjawiać im całej prawdy o sobie.
Ferren uznał, że nie ma sensu, by utrzymywać dalej bojową postawę. Strzałę schował ponownie do kołczana, a łuk przewiesił sobie przez plecy. Następnie usiadł, plecami opierając się o jakiś pień i odwrócił głowę w stronę pozostałej trójki zmiennokształtnych.
Re: [Spory kawałek od domu] Nowe towarzystwo
: Sob Cze 11, 2016 2:11 pm
autor: Ragnvald
Ragnvald widząc zdyszanego lisołaka widział, że coś jest nie tak. Łuk dosyć charakterystyczny, resztki błota gdzieś obok przepaski i ta zadyszka. Wiedział, że lisołak nie mógł tutaj biec. Znał podłoże tego lasu i wiedział, że biegnąc nawet on nie byłby w stanie być cicho. Cały czas oczekiwał w przyjętej przez niego pozie. Kiedy jednak Amertin prawie położyła się na nim przyjmują podobną postawę do jego na chwilę się rozproszył. Sam nie wiedział czemu. Czuł zapach jej rudych włosów. Jednak musiał natychmiast wrócić do stanu odpowiedniego na tą sytuację- takiego gdzie żeby oszukać jego zmysły trzeba było być mistrzem kłamstwa albo czarodziejem. Jednak sprawy nie szły po jego myśli. Właśnie zauważył, że młodsza siostra przeszła obok niego i zatrzymała się przed jego pyskiem.
Nie, nie, nie-krzyczał do siebie w głowie Ragnvald- teraz mam problem, muszę szybko coś wymyślić.
Wtedy to nadarzyła się idealna okazja na plan B. Starsza z sióstr zeskoczyła z niego.
Obejdę go kilka razy. Sprawdzimy jego czujność i jak się zachowa.
Tygrysołak zaczął robić powoli kółka wokół pozostałej trójki cały czas w pozycji przygotowanego do ataku. Miał wtedy idealną okazję, by móc ocenić otoczenie, przyjrzeć się potencjalnemu przeciwnikowi i powoli podejść go na możliwą ewentualność. Kiedy był na odległość jednego skoku, zauważył że napotkany przez nich chowa łuk. Wtedy również Ragnvald się zatrzymał. Szybkim ruchem wybił się na tylne łapy i natychmiast w locie przemienił się w hybrydę. Stał teraz po prawicy lisołaka.
Głupi ruch. Cios na klatkę, może łatwiej zablokować ten cios, aniżeli gdybym bił w plecy.- pomyślał Ragnvald chwilę potem przesuwając pochwę miecza z powrotem na środek.
Stwierdził, że przyjmie inną postawę. Podszedł i oparł się o najbliższe drzewo. Powoli skupił się na kilku faktach, z którymi miał właśnie do czynienia. Nagle na czole lisołaka pojawił się pot kiedy zaczął mówić, szybko przewracał oczami starają się nie patrzeć w stronę Ragnvalda, łuk nie był tym którym posługiwali się tutejsi strażnicy. Postanowił się więc wtedy odezwać.
-W takim razie pan Ferren powinien znać moje imię- w tym momencie puścił dyskretnie i szybko oko do Amertin- Jestem tutaj jedynym zmiennokształtnym albinosem, a pańscy koledzy czasami rozmawiali ze mną i wzajemnie sobie pomagaliśmy. Ja zabijałem wszelkie szumowiny tego lasu a oni dawali mi wskazówki i dawali mi możliwość spokojnych łowów. Na pewno pan o mnie słyszał.
Ragnvald stwierdził, że musi go zaatakować mocno. Tak żeby się sam wygadał.
-W dodatku widzę bardzo piękny łuk. Dziwię się od kiedy strażników lasu stać na takie, na dodatek tak bardzo skomplikowane.
-Chyba dowódca nie będzie zadowolony, że zgubił pan część ubioru- wskazał wtedy na swój kaptur- potrąci to panu i to srogo.
-Dlaczego nie chce pan na mnie spojrzeć. Podobno oczy dużo mówią, a pan powinien jako strażnik wiedzieć kogo spotyka i czy nie ma złych zamiarów ?
Re: [Spory kawałek od domu] Nowe towarzystwo
: Sob Cze 11, 2016 2:54 pm
autor: Farico
Farico poczuła się nieco skołowana. Niby ten nieznajomy miał łuk, mógł ich zaatakować, ale może myślał, że nie ma szans? Poza tym nie sądziła by porywał się na trzy istoty, będąc w pojedynkę. Ragnvald warczał ostrzegając nieznajomego, co zwróciło wzrok Fari ku niemu. Przestraszyła się, że zaraz rozpęta się tutaj piekło, któremu nie będzie mogła sprostać. Poza tym, nie chciała by komukolwiek stała się krzywda.
tuż przed młodszą lisołaczką pojawiła się Amertin, która chciała powstrzymać ją przed tym, by podejść do nieznajomego. Farico spojrzała na nią zaskoczona, ale zrozumiała, że siostra dba o jej bezpieczeństwo, dlatego posłuchała się jej.
- Myślisz, że to czary? – zapytała zaskoczona i poruszyła uszkami. Po chwili spojrzała na nieznajomego, robiąc wielkie oczy, bo co jeśli Ami ma rację? Czy grozi im niebezpieczeństwo?
Starsza z sióstr wypowiedziała jedno słowo, które dało Fari obraz tego, co mogą zrobić, gdy sytuacja stanie się niebezpieczna. Doskonale wiedziała co będą musiał zrobić, dlatego skupiła się, by w razie czego posłużyć się swoją magią.
- Musimy zachować spokój. – odezwała się po chwili. Bardzo chciała, by wszystko skończyło się dobrze. W końcu nigdy wcześniej nie spotkała kogoś takiego jak one…
- Ami, on jest jak my, prawda? On też jest lisem… Ja nie spodziewałam się, że kogokolwiek spotkamy i to tutaj… - powiedziała cicho do siostry, spoglądając czasem na Farrena, bo tak się przedstawił.
- Jest was tutaj więcej? – wyłapała słowa, które padły z jego strony. To trochę ją przeraziło, bo jedna istota, to dobrze, ale co jeśli jest ich więcej i to niekoniecznie przychylnych?
Ragnvald zaczął przechadzać się tuż przy całej trójce, obserwując lisa, który po chwili zwyczajnie odpuścił i schował strzałę. Czyżby jednak nie miał złych zamiarów i miała rację co do jego intencji?
Tygrysołak przyjął formę hybrydy, tak jak one, co może nieco uspokoiło Farico, ale sytuacja tak czy siak była nieco napięta, a atmosfera stała się trochę za ciężka.
- Ami… Może… Może dajmy mu szansę? Może on nie jest taki zły? – szepnęła do siostry.
- Może jest więcej takich jak my?- dodała po chwili, nieco bardziej entuzjastycznie.
Zaraz potem ujęła dłoń siostry i przysunęła lisiczkę ku swojemu boku, zaraz potem wykonała dwa kroki w stronę Ferrena.
- Ja mam na imię Farico. – powiedziała do lisa, ale zaraz potem jej spojrzenie powędrowało do Ragnvalda, który zaczął zasypywać nowego swoimi pytaniami. Co prawda były trafione, ale Fari miała wrażenie, że sytuacja robi się coraz bardziej napięta.
- Ami, ja nie chcę by stało się coś złego. – ścisnęła nieco dłoń siostry.
- Wydaje mi się, że on nie jest z jakiegoś pułku, on jest tutaj sam. Poza tym, chyba nikt nie rzuciłby się na trójkę wędrowców, będąc samemu, prawda? – zapytała szeptem swojej siostry.
Re: [Spory kawałek od domu] Nowe towarzystwo
: Sob Cze 11, 2016 9:16 pm
autor: Amertin
Ami starała się niczym nie rozpraszać, musiała myśleć trzeźwo. Czuła się odpowiedzialna nie tylko za siostrę, ale za całą sytuację. Nie mogła dopuścić by doszło tutaj do awantury. Mogły na tym ucierpieć obie. Co prawda nieznajomy raczej nie miał szans w starciu z tygrysem, ale lepiej było uniknąć walki. Z jednej strony chciała bronić Farico, a z drugiej patrzeć w stronę Ragnvalda, bo choć był silny, to miała poczucie, że powinna jego też bronić, choćby mentalnie.
- Nie wiem Fari... nie wiem... a co jeśli to jakaś zasadzka? - Ami zaczęła przyglądać się napotkanemu niby-lisołakowi.
- Nie jesteś żadnym strażnikiem, ani innym przedstawicielem prawa, ani niczego takiego. Jeśli jesteś lisołakiem na pewno nie byłbyś w żadnej straży. Niby dlaczego ktoś miałby przyjąć zwerzołaka do służby. I co? Tak po prostu chodzisz sobie po świecie i niby nikt cię nie porwał ani nie zainteresował tobą. Udowodnij, że jesteś tym za kogo się podajesz. Albo powiedz prawdę, kim jesteś i dlaczego tu jesteś - powiedziała tak spokojnie jak potrafiła. Kiedy Farico przeszła obok niej Ami chwyciła ją mocno za rękę. Nie chciała by siostra zbliżała się do nieznajomego.
- Skąd pochodzisz i co tutaj robisz? - zapytała jeszcze.
Nie mógł być z tego lasu, za dobrze znała to miejsce. Mieszkały tu z Fari od zawsze, więc na pewno by się na niego natknęły. Nie było możliwe, żeby był stąd. Nie mógł też być z miasteczka, przecież tam wszyscy się znali. Siostry często chodziły na targ, na pewno ktoś powiedziałby im o innym lisołaku, poza tym twierdził, że jest w jakimś pułku, a to nie mogła być prawda, bo wtedy na pewno by go znały. Ami miała kilka podejrzeń. Mógł to być jakiś uciekinier, który próbował ich oszukać, by nie zaciągnęli go do prawdziwych stróżów prawa. Mógłby to być też jakiś fortel, kogoś kto je śledził i próbował porwać. Przecież były cenne, doskonale o tym wiedziały, lisołaków było tak niewiele, że możliwość eksperymentów na ich ciałach była zapewne kusząca.
Czekając na odpowiedź patrzyła to na siostrę, to na nieznajomego, to na Ragnvalda. Z jednej strony chciała zostać przy siostrze, a z drugiej schronić się przy tygrysie. Mimo, że dopiero się poznali, coś sprawiało, że tygrysołak dawał jej pewne poczucie bezpieczeństwa, ale nie mogła zostawić Farico.
- Fari... proszę, nie zbliżaj się, nie wiemy kto to... - szepnęła do siostry.
Re: [Spory kawałek od domu] Nowe towarzystwo
: Pon Cze 13, 2016 11:38 pm
autor: Ferren
Tygrysołak najwyraźniej uznał, że stosownym byłoby przejść się parokrotnie dookoła ich trójki. Ferren celowo nie podążał za nim wzrokiem, lecz cały czas przynajmniej jedno ucho miał skierowane w jego stronę. Słyszał każdy jego ruch, który, choć wyważony i bardzo cichy, dało się dosłyszeć. Przeoczyłby go, gdyby nie wiedział, czego nasłuchiwać. Zauważył, że gdy przechodził za jego plecami, zwalniał lekko kroku, co dowodziło, że nie miał zbyt pozytywnych intencji. Ferren wzmógł czujność, by w razie czego uskoczyć przed atakiem, do czego zdecydowanie był zdolny. Gdyby tygrys uderzył, a on uniknął pierwszego ciosu, mógłby odbiec na znaczną odległość, gdyż oceniał, że w pełnej zbroi tygrysołak nie dotrzyma mu kroku. W takiej sytuacji to on powinien się strzec.
Gdy usłyszał coś głośniejszego z jego strony, obrócił łeb w tę stronę. Zobaczył, że tygrys przemienił się, jednak nie do końca, stając się czymś w rodzaju hybrydy białego tygrysa i człowieka. Poprawiał swój pas z mieczem, jednak wyruszył, by dalej krążyć wokół niego niby sęp.
- Nie znam twojego imienia, panie albinosie. - powiedział spokojnie. - lecz z innego powodu niż ci się wydaje. Przede wszystkim warto wspomnieć, że Wiewiórki nie działają na tych terenach, o czym powinieneś był wiedzieć, skoro tak dobrze ich znasz. Pracuję nie tutaj, lecz w innym mieście położonym daleko stąd. Jeśli chcesz wiedzieć, jestem teraz poza służbą, więc mogę chodzić bez munduru, który wcale nie składa się z kaptura. Poza tym, wcale nie muszę cię widzieć, by wiedzieć, że szykujesz miecz za moimi plecami. Popracuj jeszcze nad cichymi ruchami. Człowiek by się na pewno nie zorientował, czego ci winszuję. - zakończył lisołak, po czym uśmiechnął się lekko, co mogło zostać odebrane jako po prostu dobry nastrój, albo nie do końca skrywaną radość z pokonania przeciwnika.
Z dobrego nastroju nie wytrąciły go również słowa młodszej lisołaczki, a wręcz przeciwnie. Gdy ich słuchał, miał tylko ochotę uśmiechnąć się jeszcze szerzej.
- Wiewiórek tutaj nie ma. Żadnego, tego możecie być pewne. Jest nas tylko jedenastu, wszyscy zajmujemy się sprawami tam, gdzieś w mieście. Ostatnio mało mamy do roboty. - rzekł Ferren, oglądając z bliska pazury swojej łapy. - Ale jeśli chodzi ci o lisołaki... To niestety, ale nie znam żadnego. No, teraz może poza wami. Choć może to w sumie i dobrze? Mało komu podoba się perspektywa, że mógłby teraz być zwierzęciem, gdyby w młodości jakiś mag przy nim czarował...
- Ładne imię. Farico. - skomentował, gdy lisiczka się przedstawiła. - Jesteście siostrami, prawda?
Druga lisołaczka, Amertin, jednak nie wyglądała na tak bardzo przekonaną jak jej towarzyszka. Chyba po prostu nadal nie wierzyła w jego istnienie. Może po prostu się go bała? Nie widział wyraźnego powodu. W końcu schował broń, czym wyraźnie dawał do zrozumienia, że nie powinni się nim aż tak przejmować. Może rzeczywiście wyglądał trochę na magiczną projekcję, w co wątpił, po tym całym magicznym czymśtam, ale to chyba nie powód, by kwestionować jego istnienie.
- Chyba cię zawiodę, ale naprawdę jestem żołnierzem na służbie rady. To są inne klimaty, tam żyje się nawet spokojnie. Może rzeczywiście trochę miałbym problem z aplikowaniem, ale tak naprawdę to dołączyłem do Wiewiórek nie z własnej inicjatywy. Uznali mnie za wartościowego, toteż zaproponowali mi współpracę. Jesteśmy dla siebie jak bracia, nie zostawiamy się nawzajem w potrzebie. - opowiedział lisołak. Dużo rzeczy musiał ostatnio tłumaczyć, lecz w sumie było mu to na rękę. Lubił rozmawiać, a rzadko kiedy mógł naprawdę do kogoś paszczę otworzyć. - A gdyby jakiś człowiek chciał na mnie eksperymentować, to ja mam również swoje zdanie na ten temat, które raczej należy respektować. - tutaj wskazał na swój łuk. - Taką bronią posługują się tylko Wiewiórki. Jest droga, ale bardzo skuteczna i wytrzymała. Musiałem sporo zapracować u nich, by i mnie przydzielili taki łuk.
- Ech... Może to zabrzmi niedorzecznie... - mruknął Ferren, po czym ponownie splunął na ziemię. - Magia. Cholerna magia. Szedłem sobie przez las, zwyczajnie. Byłem poza pracą, chciałem zapolować. Mam na to nawet pozwolenie, tylko zostawiłem je w swojej kwaterze... Tak czy owak, gdy szedłem, nagle zrobiło się zimno. Zobaczyłem jakąś dziewczynkę, bez nóg. Podszedłem, chcąc sprawdzić co jej jest, a ona nagle uniosła się w powietrze, zaczęła krzyczeć niezrozumiałe słowa. Zanim się obejrzałem, to oplotły mnie jakieś pnącza, a potem ziemia się pode mną zapadła. Prawdę mówiąc, to wciąż jeszcze zastanawiam się, czy na pewno żyję... - zakończył swój monolog lisołak, kręcąc lekko łbem. Miał swoiste wrażenie, że chyba mu w to nie uwierzą, mimo iż to było całkowicie prawdziwe. Wciąż pamiętał to ohydne magiczne zimno na skórze...
Re: [Spory kawałek od domu] Nowe towarzystwo
: Wto Cze 14, 2016 12:36 am
autor: Ragnvald
Tygrysołak dalej stał oparty o drzewo obserwując lisołaka. Patrzył na niego dokładnie obserwując go od stóp do głowy. Wiedział już, że coś jest nie tak. Daleko stąd ? Więc kiedy miał czas tutaj przybyć. Jeśli była ich tylko jedenastka to nie mógł sobie pozwolić na taką podróż. Na dodatek ten łuk. Nie wierzył dalej, że jakakolwiek grupa żołnierzy może mieć taką broń. Na dodatek ten zapach. Tak powiedział, że był uwiązany, magia, ale dlaczego nie udał się do miasta zawiadomić o tym odpowiednich osób? Przecież był stróżem prawa.
-W takim razie czy nie będzie problemu jeśli pójdziemy teraz do miasta, a pan opowie nam o tym co się wydarzyło ?
Po tych słowach Ragnvald podszedł do lisołaka, od strony po której stał i nachylił się, aby mu coś bardzo cicho powiedzieć, niesłyszalnie dla nikogo innego.
-Twój smród jest tak dobitny, że utwierdza mnie w moim przekonaniu. Możesz coś ukrywać, ale wiem jaki zapach zostawiają po sobie zbrodniarze. Spróbuj skrzywdzić kobiety, które są ze mną a twój łuk złamie się w pół na tobie. Nie, nie grożę ci. Ja cię tylko informuje.
Powiedział to w tak dobitny sposób, że w tej chwili nie było nawet słychać śpiewu leśnych ptaków. Kiedy skończył to wszystko mówić odsunął się i uśmiechnął szczerze do kobiet.
Podszedł do nich położył delikatnie dłonie na ich ramionach tak jakby je obejmował, po czym powiedział.
-Wie pan moje siostry są zmęczone, więc chcieliśmy udać się do miasta. Idzie pan z nami ?
Po czym niewidocznie dla swoich towarzyszek uśmiechnął się do mężczyzny. Jednak był to znany tylko tygrysołakowi typ uśmiechu. Ten, który posyłał do swoich ofiar. Szeroki, z ukazanymi jego przerośniętymi dolnymi zębami i tą głębią w oczach. Szybkim ruchem oblizał tylko jeszcze coś na podobieństwo warg, po czym powiedział.
-Zapraszamy. Do miasta jeszcze kawałek, a tam na pewno będzie łatwiej o strawę i nocleg.