Główny plac miastaNiebezpieczne Trakty - Grupa III

UWAGA: DZIAŁ EVENTOWY.
W tym dziale mogą pisać wyłącznie osoby, które biorą udział w evencie specjalnym.

Jest to główny plac Demary, gdzie zbierają się najczęściej kupcy ze wszelkich stron by sprzedać swe towary, ale nie tylko. Czasem na placu zbierają się również zbrojne wyprawy, na bestie które grasują po traktach, lub też wykonywane są egzekucje na bandziorach którzy zawinili wiele społeczeństwu miasta.
Awatar użytkownika
Pani Losu
Splatający Przeznaczenie
Posty: 637
Rejestracja: 14 lat temu
Rasa:
Profesje:
Kontakt:

Niebezpieczne Trakty - Grupa III

Post autor: Pani Losu »

Kto będzie przewodnikiem trzeciej drużyny? Na to pytanie szybko padłą odpowiedz, bowiem jegomość pojawił się prawie na równi, z sierżantem Kateo. Był to Mestis, oj cóż za szczęście spotkało owych łowców przygód. Bowiem Mestis był najbardziej utalentowanym z strażników miejskich. Nie dość ze miał w sobie wiele godności, to jeszcze doskonale wykorzystywał swe talenty. Dlatego też, nie był zwykłym sierżantem, a głównym dowódcą garnizonu, straży. Człek swe pierwsze kroki skierował do niewiasty, która była jako jedyna płeć piękna w drużynie. Ukłonił się przed nią z szacunkiem i przedstawił. Następne kroki skierował do pozostałych bohaterów, i z równie wielką godnością ich powitał. Po tak dostojnym powitaniu cofnął się od nich na pięć kroków i w końcu przemówił już bardziej oficjalnie.

-Jak już wiecie, mam na imię Mestis. I to ja was poprowadzę w tą wyprawę. Ku chwale lub śmierci. Ale myślę, widząc tak zacnych kompanów, ze wyprawa zakończy się pełnym powodzeniem. I pokażemy innym kto jest najlepszy! Prawda? - po tych słowach Mestis uśmiechną się serdecznie do każdego z zebranych, ale największym uśmiechem obdarzył Glorie.
-Dobrze zatem, me imię znacie, cele zdaje się także. Przygotujcie się proszę odpowiednio, i nie żałujcie sobie snu. Oficjalnie mamy wyruszyć o świcie, ale czy ktoś nas z tego będzie rozliczać? Macie być wypoczęci i przygotowani, więc nie będę was kiedy świt, z łózek wyciągał. Mam nadzieje ze podoba się wam właśnie ma myśl! Dobrze mili państwo, ode mnie tyle słowem wstępu. Zostawiam was teraz sobie, wyznaczcie proszę między sobą kogoś kto będzie wam liderem. To może być przydatne, przed wyzwaniami które nas czekają. A i zbuduje między wami jakąś wież, bo najważniejsze byście umieli ze sobą współdziałać, od tego wiele zależy!

Po tych słowach Mestis ponownie ukłonił się przed zgromadzonymi, po czym odwrócił się i ruszył przed siebie w stronę koszar. Cóż i tak zakończyła się całe to przedstawienie na placu. Ale czemu akurat na placu? Czy miał być to chwyt, by pokazać kupca, sprawy się mogą dobrze potoczyć? Czy może był inny tego powód? Cóż, czas pokaże zapewne, jak się potoczy ta wyprawa, i która z grup, osiągnie najwięcej, a która wróci z niczym.
Awatar użytkownika
Galanoth
Zsyłający Sny
Posty: 328
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Lodowy Elf
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Galanoth »

Demara, Demara... miasto wybrzmiewało w ustach Elfa jak nazwa orientalnej tkaniny. Galanoth zwykł omijać kupców szerokim łukiem, nie potrafił przyzwyczaić się do tych parszywych uśmiechów na wagę złota, fałszywych uściśnięć dłoni i zapachu zawszonej skóry moneciarzy. Przepocone alejki Demary znał niestety na wylot. W mieście spędził sporo przygód i lat jako gość na dworze pewnego Szanownego Jegomościa, figury dość ważnej ale na tyle przebiegłej, by nie pozwalać sobie na rozgłos. Często powtarzał mu: "Mój stary druhu, Demara nie jest wcale złym miastem. Rządzimy się twardą walutą i na pewno już poznałeś smak takiego kodeksu".
Mniej więcej... wszystko się zgadzało. Paskudne, chytre gęby kupców nie zmieniały się, jakby potwór czasu tępił na nich swoje kły próbował gryźć bezskutecznie. Widocznie, myślał Galanoth, łachudry nie potrzebowały kamieni filozoficznych ani krwi jednorożca zmieszanej z dziewiczym bólem - konszachty z pieniędzmi zawsze przynosiły nieśmiertelność.
Było jednak w tym mieście coś wyjątkowego, coś na miarę obrazu perły rzuconej na szczyt końskiego stolca. W duchu przepoconych alejek, cierpkiego powietrza wdychanego z trudem, gdzieś między słabo wyszkolonymi strażnikami z drewnianymi pałkami a tuczną kontrabandą sprzedającą chochlikowy śmiech w proszku, Galanoth widział "pienkno". Nie zadumę, wspaniałość, urodę czy piękno, tylko... "pienkno". To prawie jak obserwowanie małego niemowlaka ssącego swój palec u stóp. Demara zaczynała raczkować, sięgała obślinionymi dłońmi po różne rzeczy, dotykała je. Zwykle przedmioty spadały z brzękiem zbijanych naczyń. Teraz zaś, gdy kupcy i handlarze łkali, prosząc o matczynego cyca, nie pozostało nic innego jak wezwać rasową opiekunkę.
Niania Galanoth mruknęła pod nosem, gdy chowała list poręczający pod strugę czerwonego, wyblakłego płaszcza. Na pewno nie chodzi o zdjęcie kotka z drzewa lub wykrycie szajki młodocianych urwisów, rzekł w duchu, przeklinając w dodatku dzień w którym otrzymał demarską wiadomość. Aż dziw, że w ogóle mnie znaleźli w pobliżu, dodał, bo zwykł nie afiszować się ani nie świecić przed zacnymi kręgami arystokratów. Paplali dużo, puszczali oczka, przekręcali nazwiska i starali się być pawiami na niedzielnej szkółce lekcji pokory. Zdecydowanie różnili się od tradycjonalnego pojęcia szlachty w ujęciu lodowej Północy, która swoją drogą szła za Galanothem wyszyta na palcie.
Oprócz oczywistego znaku Arcto na ubraniu, w miarę inteligentni przedstawiciele ras świata - ta część, która przynajmniej potrafi odróżnić pasztet z dzika od sedesu - dostrzegłaby śnieżno-białe włosy mężczyzny puszczone wolno, oblekające zmęczoną podróżą twarz. Rycerz zdołał się jednak odpowiednio zakamuflować, czyniąc z kaptura znakomite zaklęcie mody. Zaciągnął go dokładnie, po czym podszedł bliżej niewielkiej grupy zgromadzonej na placu.
Domyślał się, że nie stoją w kolejce by złożyć skargę lub zapytać o najbliższą karczmę [z przestrzeganymi zasadami higieny]. Oj nie... Galanoth doskonale znał pewien typ twarzy. Wołały: SPÓJRZ NA MNIE! PRZECZYTAJ MOJĄ HISTORIĘ! Mordy odrapane, inteligentne, szlachetne i zepsute, podpite i zatrute, jędrne i poczciwe, męskie i damskie, choć z tym to czasami różnie bywało, zwłaszcza w cechu najemników różnych, a i mydło niezbyt popularne, bo drogie i afe.

Niejaki Mestis zdołał poznać się jako człowiek konstruktywnie profesjonalny w swoim zawodzie, lecz dla Galanotha nie miało to zbyt wielkiego znaczenia. "Zwykle i tak zostajemy sami", zarzucił. Konstrukty budowania wizerunku straży miejskiej wyglądały dość egoistycznie i materialistycznie na tyle, by określić je krótko: "Im wyżej na drabinie, tym później zginie". Mimo braku zaufania i wrodzonej dezaprobaty do służb pseudoporządkowych, Elf postanowił nie wieszać zbyt dużej ilości psów na raz. Nie zorientował się nawet, gdy głosy komend ucichły, i jedyne, co należało zrobić, to spojrzeć sobie w oczy. Galanoth ściągnął kaptur z głowy, w końcu prędzej czy później i tak dojdzie do "obnażenia". Jeśli proszono go o współpracę z obcymi, wziętymi z Bogowie wiedzą skąd najemcami, sprawa była cięższa niż przypuszczał.

Tylko jak? Ambasadorskie geny Galanotha kazały mu lekko uśmiechnąć się. Nie przyjaźnie, nie miłośnie, żaden róż na policzkach czy zawstydzenia. Nie zamierzał (póki co) iść na łączkę i tańczyć z Nimfami. Uśmiechnął się natomiast Spokojem i Powagą, cechami związanymi z diabelskim, błękitnochłodnym spojrzeniem. Otoczył wzrokiem "Wybrańców", Niańki od siedmiu boleści, po czym odezwał się takimi oto słowami:
- Witam was wszystkich. Jestem Galanoth. Życzyłbym sobie poznać was w lepszych warunkach i miejscach - tutaj bezwzględnie perfidnie zerknął na kobietę - lecz, jak głosi północne przysłowie, nawet lód nie jest w stanie zamrozić poczucia obowiązku. Mam nadzieję, że zgadzacie się ze mną. Inaczej trudno nam będzie poradzić... problemom.
Gloria
Błądzący na granicy światów
Posty: 19
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Niebianie - Anioł Ducha
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Gloria »

Cała Demara pachniała aksamitem. Od samych bram widać było ogromne bele pozwijanych materiałów we wszystkich kolorach tęczy. Tkanina była luksusowa, ale wątpliwe było, by mieszkańcy nie mieli ani jednego stroju lub przedmiotu - chociażby odświętnego, wizytowego, lub chusteczki. Dla tutejszych taki widok był normalną, codzienna rzeczą. Ale nie dla Anioła. Glorii lśniły się oczy na widok takich cudowności. Dłonie pierwszy raz dotykały czegoś tak niewyobrażalnie miękkiego i mogłaby go muskać nieustannie. Co raz zatrzymywała się przy stoiskach. Sprzedawcy namiętnie namawiali Anioła do kupna. Jeden niemalże ronił łzy, by tylko trafić do jej miękkiego serca. Sytuacja robiła się niezręczna, lecz później wyjaśniło się, dlaczego.
Krok po kroczku i Anioł Światła trafił do drużyny bohaterów, która miałaby doprowadzić miasto do porządku. Glo nie miała serca odmawiać ludności pomocy, której tak bardzo potrzebowali. Dlatego teraz, wśród nieznanych sobie mężczyzn, podjęła się chwalebnego zadania. Głównodowodzący - Mestis - wydawał się być w porządku. Znał etykietę, znał swój cel i do niego dążył, tylko rozsądnie i po ludzku. Szanował tych, których będzie prowadził, o czym najprędzej dowiedziała się Glo. I motywował ludzi, to było wspaniałe!
Gdy główny dowódca garnizonu wyszedł zostawiając grupę ze swoimi rozporządzeniami, Anielica rozejrzała się po zebranych. Rozpoznała jednego ze swoich i Efla, który obdarzył kobietę wzrokiem okropnym i niemiłym. Wzdrygnęła się przez to i trzepnęła skrzydełkami. Nie bała się ujawniać swoich emocji i niezadowolenia. Ujawnił się nasz lider.
- Bez względu na warunki i okoliczności jest mi miło was poznać. Jestem Gloria, Anioł Światła.
Ukłoniła się następnie do każdego i na nowo rozpoczęła mowę, głosem stonowanym i poważnym:
- Oby nasze bronie nie były zbyt często używane, a misja zakończyła sukcesem. Co do lidera.. - zawahała się, myśląc przez moment. - Zdaję się na was, mości panowie.
Awatar użytkownika
Drago
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 140
Rejestracja: 10 lat temu
Rasa: Człowiek
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Drago »

Kolejne zlecenie, którego podjął się Drago miało mieć swój początek w Dremarze. Nie przykładał większej wagi do tego czy będzie musiał wykonywać je w grupie z kimś albo nawet z kilkoma osobami. Jakoś nie specjalnie chciało mu się też zwiedzać to miasto, więc od razu ruszył na główny plac miasta, czyli tam gdzie miało mieć miejsce spotkanie z przewodnikiem. Zauważył, że w drużynie będzie z elfem i z trzema ludźmi, a przynajmniej wyglądali podobnie do ludzi, jednak nie było można być pewnym, że na pewno nimi są. Mestis- tak miał na imię ich przewodnik. Drago wysłuchał tego co mam on do powiedzenia. Mieli teraz wyznaczyć między sobą kogoś kto będzie liderem tej pięcioosobowej drużyny, a Drago nie zamierzał nim być, bo jakoś nie miał do tego talentu, w takim wypadku po prostu nie zgłaszał swojej kandydatury na przyszłego przywódcę drużyny. Po niedługiej chwili przed szereg wyszedł elf i przedstawił się, a krótko po nim zrobiła to kobieta, która przedstawiła się jako Gloria i powiedziała, że jest aniołem światła. Łowca szybko stwierdził, że nie mylił się co do tego, że mimo, że wyglądają jak ludzie to nie muszą nimi być. Poczekał na to, aż Gloria skończy mówić i postanowił, że sam się przedstawi.
- Drago. Człowiek i łowca głów - oparł krótko.
Jakoś niespecjalnie chciało mu się mówić więcej i bardziej zapoznawać z resztą, bo w końcu mieli tylko razem wykonać zlecenie, a nie zaprzyjaźniać się ze sobą, zapoznawać i tak dalej. Poza tym... to pewnie jak już wykonają to zadanie to, Drago podejrzewał, że, ich drogi i tak już nigdy się nie zejdą.
Awatar użytkownika
Kaynear
Szukający drogi
Posty: 47
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Kaynear »

Miasto jak miasto. To akurat wyglądało naprawdę ładnie, lecz dla Arthasa było wszystko jedno. Miasto jak miasto. Wszędzie pełno złodziei, morderców i pijaków. W żadnym nie spędzał dużo czasu. Wszędzie bywał na tyle na ile było trzeba do wykonania zadania. Tym razem dostał zlecenie na bandytów. Skoro dostał aż tylu towarzyszy, oznaczało to, że misja musi być naprawdę trudna. Ze względu na charakter niechętnie podchodził do pomysłu współpracy, ale wiedział z drugiej strony, że sam przeciwko całej szajce bandytów miałby szanse bliskie zeru. Po kolei przedstawił się Elf anielica, która wydała się naprawdę piękna i jakiś przerażający... ktoś. Kaptur na głowie zasłaniał mu twarz. Wyglądał na osobę, której lepiej unikać i taki miał zamiar. Wyglądał groźnie. Był ambitny, ale nie głupi. Nie miał zamiaru stawać z kimś takim w pojedynku. Może być magiem a z magami lepiej nie zadzierać. Po jego przedstawieniu jako „łowca głów” zdanie o dziwnym nieznajomym się wcale nie poprawiło. Dopiero po chwili dotarło d niego, że on także musi powiedzieć coś o sobie. Wystąpił przed szereg, uśmiechnął się do anielicy i przemówił normalnym głosem:

-Witajcie towarzysze. Jest to moje w sumie... pierwsze zlecenie gdzie będę pracował z kimś. Nazywam się Arthas i jestem łowcą nagród. Nie mam sekretów, a więc śmiało pytajcie, jeżeli chcecie coś więcej o mnie wiedzieć. Liderem być nie chcę. Po prostu się do tego nie nadaję. - Po czym wstąpił do szeregu. Wiedział, że po zakończeniu zlecenia jego drogi nie zejdą się z piękną anielicą o imieniu Gloria, aczkolwiek nadal warto było się starać.
Awatar użytkownika
Rhys
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 61
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Upadły anioł (dawniej Duch Świat
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Rhys »

Demara... Jedno z tych miast handlowych, do których zawsze przyjemnie wracać. Jak zawsze o tej porze, ulice były oblegane przez tłumy, a kupcy przekrzykiwali się nawzajem, byle tylko zachęcić mieszkańców, jak i podróżnych do spojrzenia na ich tkaniny. A jeśli ktoś był na tyle zapatrzony w to wszystko, wystarczyło podejść do jednego ze straganów, by kupiec od razu zaczął zachwalać swe produkty, dobierając słowa w sposób na tyle przemyślany, iż osoba o zbyt pojemnej sakwie - i omamiona tymi słowami - nie szczędziła grosza, kupując wszelakie jedwabie i aksamity, mieniące się wszelkimi kolorami, jakimi natura obdarzyła ten świat. Jednak Rhysa nie przywiodła tu sława miasta, jak i tkanin, lecz pogłoski o tym, jakoby miasto i handel miało być zagrożone. Duch zdążył już zaciągnąć języka u paru handlarzy, co się dzieje na szlakach, więc gdy tylko dotarł do Demary miał już niejako pojęcie, co można oczekiwać - i nie mylił się myśląc, że władze zaczęły szukać już ochotników chętnych ukrócenia tych bandyckich napadów. Czym prędzej zgłosił się w odpowiednie miejsce, i jeszcze tego samego dnia miała odbyć się odprawa. Wybrał się więc na plac główny, gdzie zebrała się już mieszanka osób różnej maści - od demonów, przez ludzi, elfy i... niebian. Mężczyzna dostał już szczątkową informację, z kim przypadnie mu współpracować, więc nie musiał też swych współtowarzyszy szukać - gdyż jedyna dama w tym towarzystwie nie miała zdolności chowania swych skrzydeł, przez co można było od razu poznać jej przynależność do istot służących Panu.
Stafford wraz z grupą nie musiał długo oczekiwać na swego przewodnika, którym okazał się człowiek o niezwykłej charyzmie i kulturze, co jest rzadkim widokiem wśród osób służących straży miejskiej. Mestis - bo tak miał na imię ów jegomość - przedstawił im pokrótce sytuację, zalecając przy tym zacieśnienie więzi w grupie, po czym odszedł. W pierwszym momencie Niebianinowi wydawało się, że grupa jest doborowa, lecz gdy po kolei przedstawiali się, wizerunek ten legł w gruzach. W końcu, gdy dostaje się jako współtowarzyszy dwóch ludzi, po których widać było niechęć do pracy w grupie, elfa tak aroganckiego, iż wprawia to w osłupienie, do tego delikatną i wrażliwą Anielicę - sukces, który dla Mestisa był prawie pewny, tak naprawdę oddala się wraz z poznaniem tejże kompanii. Rhys miał ochotę wprawdzie odpocząć po podróży, przez grzeczność jednak, gdy prawie wszyscy już poznali swe imiona, Duch także postanowił wyjawić swe imię.
- Rhys Stafford - odparł, delikatnie przy tym kłaniając się obecnym. - Mam nadzieję, iż współpraca nasza będzie owocna, i rzeczywiście los obdarzy nas sukcesem... Jednakże czas pokaże, czy tak rzeczywiście będzie. Suma summarum lider już się wyjawił - dodał, spoglądając wymownie na Galanotha - proponuję więc, by każdy z nas resztę dnia spędził na przygotowaniu się do misji. Na odpoczynek w końcu będzie cała noc, o ile nasz przewodnik - bądź nawet sama szajka - nie postanowi jednak wcześniej nas zerwać do boju. - Po tych słowach Rhys spojrzał jeszcze raz po wszystkich twarzach zastanawiając się, czy taka kompania będzie zdolna współpracować, by każdy z obecnych dotrwał do końca i wrócił w to samo miejsce w jednym kawałku.
Awatar użytkownika
Galanoth
Zsyłający Sny
Posty: 328
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Lodowy Elf
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Galanoth »

Najemnicy, urh! Galanoth nie znosił tych gości. Sprzedawanie miecza za monety i dobrobyt godziło w dumną pierś rycerza, nawet gdy w koszta i ceny wpisywał się mocny, palący gardło trunek. Kompanie najemnicze słynęły z chętnego kłaniania się możnowładcom i miastom, w poszukiwaniu złota zdolni byli nawet zmienić strony. Niekiedy przypominało to licytowanie naprawdę drogocennych znalezisk, precjoza bojowo-wojennych. Galanoth wyrobił sobie o nich zdanie, wszakże podróżował z paroma drużynami jako przypadkowy gość.
Nie mógł jednak nic powiedzieć o wolnokroczących samotnikach, tym typie żołnierzy, którzy zaciskają kaptury na głowach i wyglądają mroczno. Nie przypominali wampirów, elfów, fokołaków ani zwyczajnych śmiertelników. Byli...Najemnikami Życia, i takiej też teorii trzymał się nasz dzielny Galanoth.
Spojrzał pewnie odzianym wzrokiem na drobną grupę stojącą przed nim. Trzech nietypowych samców plus Anielica. Elf nie ukrywał przyjaznego uśmiechu, choć, znając życie, w głowach każdego z nich narodziły się pojęcia aroganta, egoisty, trutnia i palacza kotów. "Na tym polega bycie liderem", podbudował się w duchu. "Jeśli wszyscy koncentrują się na twojej osobie, zrobią wszystko, by dopisać misję do szczęśliwego końca".
Nie wiadomo czemu, ale głupia idea wprawiła Galanotha w sympatyczny śmiech. Chwila ta wymagała kilku kropel zapojki. Galanoth wyciągnął bukłak spod płaszcza. Brązowa, zakorkowana butla wyglądała dość elficko, przedstawiała bowiem smukłe, wyryte na powierzchni materiału niewiasty tańczące w zgranym kółku. We włosach nosiły kwieciste wianki, spod długich puszczonych luzem włosów wyrastały chochliczopodobne skrzydła. Manierka podarowana przez mnicha Anzelma Antybohaterowicza smakowała wspaniałym miodem pitnym. Galanoth pociągnął jednego, to dwa grzdylki dwójniaka, po czym, tuż po wytarciu ust rękawicą, odezwał się ponownie.
- Wnioskuję, że przedstawiono wam okoliczności i ogólne informacje o sprawie? Oprócz wiadomego niebezpieczeństwa na traktach, nie wiadomo nic poza zagrożeniem. Oczywiście nikt nic nie wie, każdy umywa się od odpowiedzialności. Nie wiem, kim jesteście, co przeszliście ani jakie macie plany wobec Alaranii, lecz miejcie oczy szeroko otwarte. Najdrobniejsze szczegóły zadecydują o powodzeniu zadania. W końcu... wszystko może się zdarzyć, prawda?
Wciągnął bukłak z powrotem pod czerwony materiał i dodał:
- Wiecie, gdzie udał się nasz drogi Mestis? Powinienem zamienić z nim słowo. Wy w tym czasie złapcie oddech, zróbcie zapasy prowiantu i sił, przydadzą się. Nikt o zdrowych zmysłach nie ściągałby obcych bojowników, gdyby sprawa nie należała do większych i poważniejszych.
Awatar użytkownika
Drago
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 140
Rejestracja: 10 lat temu
Rasa: Człowiek
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Drago »

Niedługo po nim przedstawiła się reszta osobników, którzy nie zdążyli się jeszcze przedstawić. Drago miał wrażenie, że Arthas... po prostu się go boi, a wrażenie to odniósł po sposobie w jaki ten, na pewno młodszy od niego, łowca nagród spojrzał na niego gdy się przedstawiał. Na końcu odezwał się jegomość, który przedstawił się jako Rhys Stafford. Wszystko wskazywałoby na to, że ich przywódcą zostanie ten dumny elf- Galanoth. Stali tak chwilę w ciszy, aż w końcu "przywódca" odezwał się i zapytał o to czy nie wiedzą gdzie udał się Mestis. Galanoth chyba zbytnio zajęty był czymś innym, bo najwidoczniej nie zauważył jak Mestis oddala się od nich i wchodzi do budynku, który wygląda na koszary, a jako, że człowiek ten jest ze straży miejskiej to całkiem możliwe, że są to właśnie koszary.
- Udał się w stronę tamtego budynku i wszedł do środka - odparł Drago i ręką wskazał budynek wyglądający na koszary.
- Na moje oko są to koszary - dodał po chwili. Jego głos był niemniej mroczny i tajemniczy co jego wygląd.
Dobrze, że byli na głównym placu miasta, przynajmniej nie będzie trzeba daleko iść, żeby uzupełnić zapasy, wystarczy tylko trochę pochodzić po placu i odszukać odpowiednich straganów.
- Idę uzupełnić zapasy - oznajmił reszcie i ruszył w stronę najbliższych straganów.
Miał trochę pieniędzy przy sobie, zawsze miał tyle, aby wystarczyło mu na uzupełnienie zapasów i jeszcze zostało. Pochodził trochę między straganami i zakupił kilka sztuk suszonego mięsa, z których jeden kawałek zjadł od razu, napełnił manierkę, a także uzupełnił zapas bandaży. Jakiś sprzedawca oferował mu nowy płaszcz, jednak Drago wiedział, że płaszcze, które ten człowiek mu oferował są gorszej jakości niż ten, który łowca ma na sobie, więc nawet nie poświęcił większej uwagi sprzedawcy i jego produktom. Postanowił, że jeszcze pokręci się między straganami, może znajdzie jeszcze coś ciekawego do kupienia, a jak nawet nie to przynajmniej posprawdza co mają w ofercie tutejsi kupcy.
Gloria
Błądzący na granicy światów
Posty: 19
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Niebianie - Anioł Ducha
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Gloria »

Znaleźli się w owej gromadce ludzi dwóch panów, z którymi nie chciałaby się więcej zobaczyć. Kimś takim był Drago, który roztaczał wokół siebie aurę tajemniczości, trochę grozy i mroku. Skrywał swe oblicze w cieniu kaptura, oprócz dolnej połowy twarzy. Nie można było dostrzec jego oczu, które na pewno zdradziłyby bardzo wiele. Odsłonięta dolna połowa twarzy, która - powiedzmy sobie szczerze - nie była najpiękniejsza, nie poprawiała ogólnej oceny. No i Elf.. Strzelała, że jego zachowanie było uwarunkowane aktualnym zadaniem. Skupił się maksymalnie na tym, co go może czekać. Wyglądał na mężnego, walecznego rycerza, lecz czy kieruje się kodeksem rycerski, Gloria miała dopiero się przekonać. Tylko Arthas zyskał zaufanie Glorii. Wydawał się sympatyczny i miły, choć był łowca nagród i mógł wiele ukrywać. Miło się do niego uśmiechnęła, gdy wrócił na swoje dawne miejsce po krótkim przedstawieniu się.
Anielica najbardziej potrzebowała snu. Choć zwykle mogła zadowolić się odpoczynkiem pod gołym niebem w spartańskich warunkach to teraz marzyła o ogromnym łożu z mięciutką, pachnącą świeżością pierzyną. Ooo, tak. Wspaniała rzecz. Poza tym chłodna woda orzeźwiała jej umysł. Postanowiła wykorzystać ten czas na odświeżenie ciała i ducha poprzez drzemkę i kąpiel. Zwykle jadła tyle co wróbelek, więc to co miała ze sobą wystarczyło jej. Pokrojony w plastry ser i pieczywo zostawiła na stoliku, by później, w razie konieczności, jeszcze co nieco przekąsić. Ser pachniał bardzo aromantyczne, więc nie zdziwiłaby się, jeśli któryś z jej towarzyszy poczęstowałby się kawałkiem. Anielica wzięła sobie do serca słowa Mestisa i zamierzała dobrze wypocząć, więc zaraz po umyciu się i rozczesaniu niesfornych włosów miała położyć się i wpaść w objęcia spokojnego snu.
Awatar użytkownika
Kaynear
Szukający drogi
Posty: 47
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Kaynear »

Jeżeli miało dojść do oficjalnego wybrania lidera Arthas wiedział, że zostanie nim elf. Tylko on w sumie wykazywał jakiekolwiek chęci do tego stanowiska. Tak jak ich przewodnik kazał, postanowił, że wyruszy na targ i uzupełni zapasy. Gdy piękna anielica odeszła nic nieprzymało go tutaj na placu. Skierował się więc w stronę targu. W czasie drogi zapoznał się z aktualnym stanem sakiewki. Wiedział dokładnie, ile powinien mieć, lecz wolał się co do tego upewnić. Nigdy nie wiadomo czy jakiś złodziejaszek sobie czegoś nie „Pożyczył” Następnie zaczął rozmyślania, co musi kupić na drogę. Nie miał pojęcia, ile wyprawa zajmie. Chciał mieć pewność, że żywność utrzyma świeżość i co najważniejsze musiało go starczyć do końca. Muszę kupić suchary. No ale ile można jeść te suche płaty chleba? Owoce... ale one się psują. Chyba że suszone! Tak! Suszone owoce i... Mięso. Też najlepiej suszone. Dłużej będzie świeże. No i coś na dzisiaj. Miał ochotę na chleb z serem. No i napój. Napełnię bukłak w studni. Ach! No i jeszcze Konrad. Na targu na pewno znajdę jakiś owies. Powiedział w myślach. Wiedział, że musi jeszcze uzupełnić strzały do łuku, kupić jakieś zioła na mikstury lub trucizny i naostrzyć miecz. Dokładnie wiedział gdzie, to wszystko znajdzie. Gdy tak rozmyślał, nieświadomie dotarł do targu. Kupił wszystko targując się o każdego ruena, a następnie skierował się do kowala, któremu miał od dać miecz do naostrzenia. Gdy usłyszał, że miałby czekać cały tydzień, dopłacił jeszcze trochę, aby miecz gotowy był po kilku minutach. Następnie skierował się do miejsca gdzie miał zamiar wypocząć. Zjadł solidną porcję, a następnie położył się spać, gdyż był wykończony. Do Konrada nawet niemiał zamiaru zaglądać. Wiedział, że ten jest pod opieką dobrego stajennego. Łóżko było zaskakujące, a więc młody Łowca nagród przyzwyczajony do spania na koniu lub w innych mało wygodnych miejscach od razu zasnął.
Awatar użytkownika
Rhys
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 61
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Upadły anioł (dawniej Duch Świat
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Rhys »

Rhys pozostał jako ostatni na placu. Rada elfa była jak najbardziej na miejscu, stąd też każdy wybrał się w swoim kierunku, by w czyn wprowadzić słowa Galanotha. "Cóż zatem pozostało, jak nie właśnie uzupełnić zapasy", pomyślał. Przechadzał się więc pomiędzy straganami, rozglądając się uważnie, coby nie zapomnieć, co tak naprawdę potrzebuje. Kupił więc zapasy suszonego prowiantu, i jako że było to na chwilę obecną wszystko, co mógł zabrać ze sobą w torbie przeznaczonej specjalnie ku temu, udał się do pobliskiej karczmy. Zamówił tam pokój i gorącą kąpiel, którą też niezwłocznie dla niego przygotowano. Duch wymył się więc dokładnie, a że godzina była jeszcze młoda, udał się do głównej izby.
Wbrew pozorom, w ciągu krótkiego czasu, kiedy Stafford był w swym pokoju, w głównej izbie było już nader tłoczno. Niebianin poprosił więc karczmarza o miód pitny, i usiadł w rogu izby, by mieć wgląd na większość sali i tego, co się dzieje. Po chwili przyniesiono mu też kufel zamawianego trunku, który nie odstępował swym smakiem najlepszym, jakie do tej pory Rhys miał możliwość próbować. Delektował się więc miodem, a ciżba śpiewała, tańczyła i bawiła się w najlepsze.
Awatar użytkownika
Drago
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 140
Rejestracja: 10 lat temu
Rasa: Człowiek
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Drago »

Po tym jak zakupił kilka kawałków pieczonego mięsa, napełnił manierkę, uzupełnił zapas bandaży i pospacerował między straganami, postanowił że uda się w końcu do pokoju i po prostu odpocznie. Gdy wychodził z pomiędzy straganów to kupił jeszcze jabłko, które zjadł w drodze z placu do karczmy. Nie był głodny, więc gdy wszedł do karczmy to od razu skierował swoje kroki ku schodom prowadzącym na piętro, czyli tam gdzie są pokoje dla gości. Nie zwracał większej uwagi na to co dzieje się w karczmie, a trochę się działo i było dość tłoczno. W trakcie wchodzenia na górę po schodach wyjął z kieszeni klucz do swojego, tymczasowego pokoju. Jego pokój znajdował się w dość dogodnej "pozycji", bo był mniej na środku, więc nie był ani za blisko, ani za daleko schodów na dół. Kluczem otworzył drzwi i wszedł do środka zamykając je za sobą.
Miał zamiar trochę odpocząć. Najpierw zdjął płaszcz i powiesił go na krześle, o które później oparł obydwa miecze spoczywające w pochwach. Następnie zdjął zbroję, został w koszuli, spodniach i butach. Buty zdjął po tym jak usiadł na łóżku i postawił je obok niego. Po chwili położył się na łóżku. Co prawda w karczmie, na dole, nie zauważył nikogo z drużyny, której teraz jest członkiem, jednak nie znaczyło to, że pokój każdego z nich nie jest w tej samej karczmie. Nie rozmyślał długo i udało mu się zasnąć dość szybko.
Awatar użytkownika
Galanoth
Zsyłający Sny
Posty: 328
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Lodowy Elf
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Galanoth »

Grupa niezorganizowana życiowo postanowiła zjednoczyć się w Większej Idei Spania. Galanoth skinął głową, odprowadził wzrokiem pozostałych, po czym odwrócił się na pięcie w stronę biura sierżanta. Kilka pytań tupało głośno po głowie, przechadzało się w myślach Elfa i nie dadzą mu spokoju, póki nie zostaną rzeczowo wyjaśnione. Odpowiedzią na nie miała być postać Mestisa.
Galanoth udał się wolnym krokiem wzdłuż pasażu ulic, alei prowadzonej taśmą zapalonych lamp oraz bacznego wzroku strażników. Garstka starszych wiekiem znała Elfa na wylot, niekiedy puszczali sympatyczne uśmiechy i znakomicie znane oczka, wiadome wyłącznie dla wtajemniczonych w braterskie bójki, wspólne przygody. Wspomnienia przenikały Galanotha im dalej zagłębiał się w dzielnicę koszar. Demara słynęła z tkanin i wyrobów papierniczych, głównie listów najemnych. Plakaty porozwieszane na kamiennych murach informowały o trwających nagonkach, złoczyńcach i pracy do wykonania. Strażnicy traktowali je niestety z przymrużeniem oka, wiedzieli, że w materii niebezpiecznych, groźnych wypadów poza miasto są wyszkoleni... zupełnie miernie. Galanoth pragnął to zmienić.
Zasalutował gwardzistom stojącym przy biurze Mestisa. Po chwili wpuszczono go bez okazywania broni. Nie pytano, nie proszono, włócznie skrzyżowane przy drzwiach rozstąpiły się jak zaczarowane. Wartownicy nie oporowali. "Czy to zasługa reputacji, czy trzymania z Anielicą", zapytał w duchu Galanoth. Bycie Księciem Północy wymagało grama odwagi, szaleństwa i mnóstwa cierpliwości, by przebić się do roli udanego dyplomaty. Elf uśmiechnął się mimowolnie. Prędzej chwytał za miecz niż za pióro, co swoją drogą mogło być idealnym podsumowaniem medialnej kariery dzielnego rycerza.
Sierżant Mestis siedział za ciężkim stołem, pochylony nad księgami rozmiarów przekraczających wyobrażenie każdego bibliotekarza. Knoty świec dopisywały atmosferze, a delikatne łzy płomyków zamykały gabinet wojskowego w ramach powoli kroczącej nocy. Czas płynął naprawdę leniwie, co potwierdzał rzekomo księżyc, łypiąc srebrnym oczkiem, i wisząc tuż nad dachami miasta. Galanoth bez cienia wątpliwości był w swoim żywiole. Mroczne, cieniste warunki życia wprawiały go w nieokiełznaną radość.
Mestis wydawał się być osobą godną poznania. Wysoko postawiony obywatel, dojrzały i odpowiedzialny, może z gęby trochę niewymierny, lecz krótka, szczera rozmowa potrafiła otworzyć kilka wątków ważnych dla świeżego lidera grupy.
Rozmowa dotyczyła wyłącznie spraw ważnych i bieżących: aktualnego stanu drużyny, niewiadomej kryjącej się za każdym z członków kompanii, tajemniczości bijącej z grup bandytów, polowań urządzanych na karawany. Galanoth wtrącił przy okazji drobną prośbę. Potrzebował mapy terenów Demary i przylegających doń włości. Sierżant udzielił pomocy i zaraz po koleżeńskim uścisku dłoni, rycerz pożegnał się z biurem. Tuż przy wyjściu wspomniał o nie wyjawianiu jego pozycji i roli, o tym, jaką figurą szachową był i jaka krew płynęła w jego lodowych żyłach. Pozostanie zwyczajnym, ekscentrycznym "Elfikiem, co się puszy jak paf" dawało Galanothowi poczucie bezpieczeństwa. Nikt nie brał go za bogatego mościpana z szabelką, a i bliżej prostego ludu jakoś tak... przyjaźnie.

Powrót do karczmy wymagał niebywałej zręczności. Kamienie bruku wyrastały pod stopami, strażnicy jak gargulce stali wryci w ziemię, jedynie patrząc się i łypiąc czujnie trzecią zmianą warty. Co jakiś czas między nogami prześlizgnął się ni to pies, ni wydra, dziecięcy nicpoń, zapijaczony kupiec. Galanoth mógłby przysiąc, że dostrzegł także nierządnicę przebraną za groteskowego wampira, lecz chwilę potem okazało się, że to zwyczajna szlachcianka z pobliskiego pałacyku.
Przez czas nocnych wycieczek po mieście Galanoth zdążył nabrać właściwego dystansu. Cztery kompletnie obce osoby powierzyły mu przewodnictwo, sprawowanie pieczy lidera i dowodzącego. Gal nie zamierzał walczyć z myślami, ile w tym zasadzono spychologii praktycznej, a ile zaufania, lecz... to wciąż pozostawało sprawą honorową, prawda? Samotnie podróżujący łowca potworów, rycerz wędrujący po kartach historii, indywiduum wyrwane z kontekstów miało nagle stać się kapitanem Przypadków. Przypadki... tak, potulnie brzmiąca nazwała idealnie charakteryzowała zakapturzonych mruczących magów, najemników życia, Anielskie kobiety i bogowie wiedzą co jeszcze.
Drużyna przypadków spała słodko w swych łóżeczkach. Niania Galanoth posiedziała jeszcze na półpiętrze, mocno wciśnięta w krzesło i nogami zarzuconymi na poręcz. Rozplątała sznurek ściskający mapę i otwarła ją badawczo. Rycerz prześledził bacznie obrazki, legendę opisaną w rogu i wszelkie najpotrzebniejsze znaki punktujące tereny dookoła Demary. Córka karczmarza, niejaka Henrietta, z domu Korytowiczanka, zaproponowała klasyczne, gorzkie piwo miodowe, w sam raz do prób rozgryzienia tutejszych terenów. Galanoth poprosił dodatkowo o drobny rysik, cokolwiek wygodnego i trwałego do pisania. Odręcznie zakreślił na mapie parę cennych uwag, przemyśleń wytrwałego łowcy. Ze smakiem chmielu na ustach dorzucił także kolejne blaszki monet, wsypał je wprost do dłoni uroczego dziewczęcia. 40 ruenów powinno wprowadzić Henriettę w zdrowy nawyk dbania o klientelę. Pracować po północy... ach, koszmar!
Galanoth zasnął prędko, lecz nie zamierzał próżnować. Nie w głowie mu były miłostki i zagrania, spoglądanie na lśniące lakierki butów czy dumnie wypięte piersi tutejszych cnót. Elfi mózg parował od pomysłów i pytań na Prawdziwego Przywódcę. Choć przytulony do poduszki upchanej gęsim pierzem, obarczony kocykiem w groszki, nie potrafił przejść obojętnie obok dokładnego przygotowania drużyny. Przypadki powinny chodzić razem... Galanoth nie zamierzał dopuścić do utraty kogokolwiek ze swojej kompanii. Postanowił wstać wcześniej, zadbać o przygotowanie merytoryczne. Śniadanie, według mnichów z Gór Cing-Cong, jest najważniejszym aktem dnia. Ale... to już inna historia.
Awatar użytkownika
Pani Losu
Splatający Przeznaczenie
Posty: 637
Rejestracja: 14 lat temu
Rasa:
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Pani Losu »

I tak nastał poranek dnia następnego, słońce powoli wyłoniło się z za horyzontu, oświetlając swym ciepłym płomieniem uliczki miasta.

Mimo ze sierżant Mestis, pozwolił bohaterom na dłuższy odpoczynek, sam już od poranka, miał dużo zajęć na głowie. Przede wszystkim, chciał godnie rozpocząć wyprawę. Polecił on więc kucharzą z garnizonu, przygotować dużo zapasów oraz wyśmienitą strawę, dla drużyny z którą miał przemierzać trakty. Poczynił tęż inne kroki, udał się on do swego starego przyjaciela, Intesa, który był jednym z lokalnych zwiadowców i zaprosił owego do wyprawy. Na co ten się zgodził z wielką chęcią, bowiem braki zapasów także i jemu powoli doskwierały. Niestety, bowiem nie tylko cenny towar był rabowany, ale też i artykuły pierwszej potrzeby. Można by powiedzieć nad miastem uniosła się blokada handlowa, która miała doprowadzić je do ruiny. Kto jednak za tym stał? Było wielu podejrzanych, począwszy od oponentów ówczesnej władzy, a na samych kupcach skończywszy. Niektórzy podejrzewali ze może za tym stać jakaś ich grupa, po to by specjalnie zawyżać ceny towarów, i jeszcze więcej zyskiwać.

Po wszelkich przygotowaniach, Sierżanty poprosił swych ludzi, by Ci odnaleźli bohaterów i zaprosili ich na wspólny posiłek, gdzie i on będzie mógł ich lepiej poznać. Po posiłku natomiast, mieli od razu ruszać ku przygodzie.

Jednak poranek nie był do końca tak przyjemny jak by mogło się zdawać... Przed garnizonem straży toczyła się pewna dyskusja, która komuś z pewnością uśmiechu na twarzy nie przyniosła.

- Mentisie, Menitisie... drogi mój sierżancie. Mówię Ci przecie ze ta Twa straż, do chlewa sprzątania jedynie nadaje się. A Ci bohaterowie? Nonsesn, myślisz ze będzie im zależeć na tym by pomóc miastu? Mówię Ci po raz kolejny! Zwolni swą straż i najmij mych ludzi a wnet porządek w mieście zapanuje! - był to Peneto De Celenier, lokalny szlachcic który najmował gwardie swych najemników. Chciał także wykorzystać zamieszanie jakie panuje by ubić swe własne interesy. Wiec jak widać, wielu osobom mogło zależeć na wydarzeniach jakie miały miejsce. Pytanie tylko komu? Jednak sierżant straży ponownie odesłał go z kwitkiem co niezbyt zapewne mu się spodobało...
Awatar użytkownika
Kaynear
Szukający drogi
Posty: 47
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Kaynear »

Arthas obudził się z powodu pukania do drzwi. Nie spodziewał się gości, a więc cicho wstał, podniósł nóż spod poduszki, a następnie przystawił oko do szpary w drzwiach. Po zobaczeniu, iż jest to osoba zbrojna, widocznie należąca do straży miejskiej, otworzył drzwi. Gdy usłyszał, że Sierżant Mestis zaprasza na śniadanie, zaburczało mu w brzuchu. Mimo że na kolację zjadł sporo, to perspektywa solidnego i prawdopodobnie wystawnego śniadania bardzo mu się podobała. Myśl o tym, że na śniadaniu z pewnością będzie piękna anielica, jeszcze bardziej go popędzała do jak najszybszego wyruszenia. Spakował jedzenie pozostałe z kolacji i wyruszył za posłańcem. Po drodze ponownie widział stragany, lecz odpowiednio mniejszą ich ilość. W końcu był ranek. Gdy dotarł przed koszary, posłaniec przeprowadził go przez liczne straże prosto do sali jadalnej, gdzie kazał czekać na przewodnika.
Awatar użytkownika
Rhys
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 61
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Upadły anioł (dawniej Duch Świat
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Rhys »

Dzień, który się niedawno dopiero zaczął, był bardzo pogodny. Poranne promienie słońca delikatnie muskały policzki tych, co jeszcze pozostali w łóżkach, a i tych, którzy od świtu pracowali, zachęcały do uśmiechu ot tak, bez powodu. Rhys nie pozostał do późna w głównej izbie poprzedniego wieczoru, gdyż i tak nie zdarzyło się nic ciekawego. Dlatego też tego ranka zbudził się wcześnie, przygotował wszelkie potrzebne rzeczy do podróży, i zszedł do głównej izby. Jak też się spodziewał, karczma była praktycznie pusta, nie licząc paru gości częstujących się śniadaniem oraz samego gospodarza. Niebianin miał zamiar zamówić śniadanie, lecz w tym samym momencie do karczmy weszli strażnicy miejscy. Jeden z nich udał się do części sypialnej, zapewne by zbudzić pozostałe osoby, a drugi stanął na baczność przed Rhysem i zasalutował.
- Sierżant Mestis przygotował śniadanie. Przypuszczam, iż zaszczyci pan sierżanta swoją obecnością? - powiedział strażnik.
- Ależ oczywiście - odparł Niebianin. - Właśnie miałem zamiar coś przekąsić, ale skoro sam sierżant zaprasza na posiłek, nie odmówię.
Tak strażnik odprowadził Ducha do garnizonu. Jednak przed samym garnizonem Duch zauważył toczącą się dyskusję, którą prowadził sam Mestis z pewnym kupcem. Nie dane jednak było Rhysowi zapytać się, w czym rzecz, pozostało mu jednak spróbować podsłuchać treść tej rozmowy, przechodząc obok*. Udało mu się podsłuchać coś o zwolnieniu straży, co niezbyt się spodobało Niebianinowi w świetle aktualnych wydarzeń. Jednakże nim cokolwiek więcej mógł usłyszeć, strażnik wprowadził Stafforda do budynku i zaprowadził do sali, gdzie miał być wydany posiłek, po czym wyszedł.
Zablokowany

Wróć do „Główny plac miasta”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 0 gości