[Skała Cieni] Wygnanie
: Pon Wrz 21, 2009 7:47 pm
Wiatr, od zawsze, dął nad Szarymi Pustkowiami. Niósł swą pieśń przez ten bezkres morza piasku i zawodził pośród nagich skał, a tych nielicznych, którzy zapuszczali się w to miejsce, witał potępieńczym jękiem uwięzionych tu dusz.
W samym środku tego nieprzyjaznego miejsca, wznosi się samotna, strzelista skała, sięgająca bardzo wysoko. Czarny kamień, z jakiego jest zbudowana, został przez wieki wyrzeźbiony, szalejącym wokół wiatrem, tworząc w niej niezliczoną ilość pęknięć, w których zdawały się mieszkać żywe cienie, złowrogo spoglądając na otaczający ich świat. Choć równie dobrze mogły być zwykłymi cieniami, ożywianymi tylko niezwykłą atmosferą tego miejsca.
W nieustanną „pieśń” wiatru wdarł się nagle ostry dźwięk, jakby drącej się tkaniny, lecz o wiele za głośny, by być tym w istocie. Powietrze nad szczytem iglicy zafalowało, a potem, w strukturze świata pojawiła się szczelina, która wypluła z siebie jakąś postać, po czym – już w zupełnym milczeniu, zasklepiła się.
Przybysz wylądował ciężko na skale i uczepił się jej swoimi rękoma i nogami. Wyglądał na wyczerpanego, choć w jego wnętrzu szalała zawierucha, znacznie potężniejsza od tej wokół. Cienie – niczym żywe istoty – wypełzły ze swych kryjówek i popłynęły w stronę siedzącej na szczycie istoty, zachowując się przy tym jak łowcy, okrążający swą ofiarę.
Przybysz spojrzał w dół, na pędzącą ku niemu ciemność, po czym wymówił w tym kierunku pojedyncze słowo w języku demonów. Cienie zatrzymały się, dopiero teraz go rozpoznając, a po chwili powróciły do swych kryjówek, stojąca zaś na szczycie postać wyprostowała się i rozpostarła swe długie ramiona.
Wokół rozpętała się prawdziwa burza. Wiatr szalał teraz ze zdwojoną siłą, lecz wyglądało na to, iż miast rzucić wędrowcem o skały poniżej, zdawał się dodawać mu sił. Tak też było w istocie. Demon – bo nim była owa istota – czerpał siłę z tego pierwotnego żywiołu, odbudowując nadszarpnięte siły. Gdy jego moc wróciła do stanu normalnego, skłonił się szalejącym wokół wiatrom, dziękując im za dar, jaki od nich otrzymał.
Wiatr znów dmuchnął mocniej i uniósł postać do góry, a chwilę później pchnął ją ku północy. Cienie czające się w zakamarkach skały, spojrzały tęsknie za oddalającą się istotą, a potem powróciły do swego wiecznego oczekiwania.
W samym środku tego nieprzyjaznego miejsca, wznosi się samotna, strzelista skała, sięgająca bardzo wysoko. Czarny kamień, z jakiego jest zbudowana, został przez wieki wyrzeźbiony, szalejącym wokół wiatrem, tworząc w niej niezliczoną ilość pęknięć, w których zdawały się mieszkać żywe cienie, złowrogo spoglądając na otaczający ich świat. Choć równie dobrze mogły być zwykłymi cieniami, ożywianymi tylko niezwykłą atmosferą tego miejsca.
W nieustanną „pieśń” wiatru wdarł się nagle ostry dźwięk, jakby drącej się tkaniny, lecz o wiele za głośny, by być tym w istocie. Powietrze nad szczytem iglicy zafalowało, a potem, w strukturze świata pojawiła się szczelina, która wypluła z siebie jakąś postać, po czym – już w zupełnym milczeniu, zasklepiła się.
Przybysz wylądował ciężko na skale i uczepił się jej swoimi rękoma i nogami. Wyglądał na wyczerpanego, choć w jego wnętrzu szalała zawierucha, znacznie potężniejsza od tej wokół. Cienie – niczym żywe istoty – wypełzły ze swych kryjówek i popłynęły w stronę siedzącej na szczycie istoty, zachowując się przy tym jak łowcy, okrążający swą ofiarę.
Przybysz spojrzał w dół, na pędzącą ku niemu ciemność, po czym wymówił w tym kierunku pojedyncze słowo w języku demonów. Cienie zatrzymały się, dopiero teraz go rozpoznając, a po chwili powróciły do swych kryjówek, stojąca zaś na szczycie postać wyprostowała się i rozpostarła swe długie ramiona.
Wokół rozpętała się prawdziwa burza. Wiatr szalał teraz ze zdwojoną siłą, lecz wyglądało na to, iż miast rzucić wędrowcem o skały poniżej, zdawał się dodawać mu sił. Tak też było w istocie. Demon – bo nim była owa istota – czerpał siłę z tego pierwotnego żywiołu, odbudowując nadszarpnięte siły. Gdy jego moc wróciła do stanu normalnego, skłonił się szalejącym wokół wiatrom, dziękując im za dar, jaki od nich otrzymał.
Wiatr znów dmuchnął mocniej i uniósł postać do góry, a chwilę później pchnął ją ku północy. Cienie czające się w zakamarkach skały, spojrzały tęsknie za oddalającą się istotą, a potem powróciły do swego wiecznego oczekiwania.