Efne[Dom z ogrodem]Przystanek na drodze

Miasto założone na cześć córki króla Bedusa, która w wieku dziesięciu lat oddała swój wzrok za lud. Uratowała go od zniszczenia. Efne otaczają liczne lasy, góry oraz wzgórza graniczące z Pustynią Nanher.
Awatar użytkownika
Inwar
Szukający drogi
Posty: 27
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Leśny Elf
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Inwar »

Elf na pewno by zemdlał, gdyby nie to, iż po chwili rozległ się przeraźliwy krzyk jednego ze zbirów. Kilka minut później pojawiła się Amira, która najpierw rzuciła jakieś zaklęcie na wiedźmę, a potem na Inwara. Od razu poczuł się lepiej, kiedy Elfka zapytała skąd się wziął odpowiedział - Niestety, nie mogłem spokojnie się wyspać, więc chciałem uciszyć te bachory, cóż przynajmniej tak myślałem. - Wstał i usłyszał znów, jak Amira mówi, że zostali zaproszeni na spotkanie ze zjawą i Rostanem - Wiedziałem, że ten się w coś wpakuje -.
Trochę później wszyscy ruszyli w stronę drzwi na drugim końcu ściany. Vena coś tam mówiła na co elf nie zwracał w ogóle uwagi, chciał tylko przekroczyć te drzwi. W ostatniej chwili się powstrzymał - Wybaczcie, ta cholerna ciekawość. - Teraz cały czas trzymał się swojej grupy, aż dotarli do drzwi. W końcu doszli do piwnicy, i jego oczom ukazał się wysłannik płomieni. Elf myśląc, iż mag jest bezbronny podbiegł do niego i wymierzył mu prawy sierpowy w twarz, w ramach zemsty za nazywanie go barbarzyńcą i tym podobnym.
Awatar użytkownika
Amira
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 81
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Elfka (Pustynna)
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Amira »

Cała grupka zgodnie udała się w kierunku piwnicy. Nie protestowali przeciwko spotkaniu z istotą. Wszyscy chyba zdawali sobie sprawę, że posłuchanie jej prośby jest w tej sytuacji nieco lepszym wyjściem, niż próba ucieczki. Mimo wszystko.
Amirę trochę kusiło odwrócenie się na pięcie i zostawienie tego wszystkiego. Ale tylko trochę. Czuła po prostu, że w Efne dzieje się coś dziwnego, a nie miała ochoty wplątywać się w takie sytuacje. Jakby nie wystarczyła ta historia z medalionami, której rozwiązanie było nadal niemal tak samo mgliste jak na początku. Poza tym nikt o zdrowych zmysłach nie cieszyłby się na myśl, że w zimnej piwnicy oczekuje na niego nieumarła istota i ma do niego jakąś sprawę. To nie był wymarzony sposób elfki na spędzenie nocy.
-A mogłam zwyczajnie iść spać- wymamrotała pod nosem i westchnęła cicho, gdy Vena otwierała drzwi.
Tak naprawdę nie zamierzała się wycofać. Jakby nie było przyszła tu po Rostana i skoro już się w to wpakowała, wychodzenie bez niego byłoby dla niej porażką. Oznaczałoby, że to wszystko rzeczywiście było stratą czasu. Poniekąd była tez ciekawa, co istota ma im do przekazania. Amira miał wrażenie, że to kobieta, jasnym też było, że ma jakiś związek z zarazą, a tak się składało, że w mieście szalała akurat epidemia, więc wszystko układało się w miarę zgodną całość. Nie wiadomo tylko, czy to ofiara, czy też źródło choroby. Mogło to też być zupełnie ze sobą niezwiązane, ale elfka ostatnimi czasy przestała wierzyć w zbiegi okoliczności. Nie wierzyła też zbytnio w przeznaczenie. Gdyby ktoś kazał jej się nad tym zastanowić i zadał odpowiednie pytanie, pewnie uświadomiłaby sobie, że wierzy, że wszystko ma swoją przyczynę i skutek, co tworzy całość, ale jak dotąd nie zastanawiała się tak właściwie nad tym problemem.
Po prostu czuła, że ostatnie wydarzenia, których była uczestniczką coś znaczą i nie są przypadkowe. Musiał być jakiś powód, dla którego patrzyła teraz jak wiedźma otwiera skrzypiące drzwi, za którymi czekała ciemność, wilgotne chłodne powietrze i budząca grozę zjawa. Nieprzypadkowo spotkała te istoty i coś skłoniło ją do opuszczenia przytulnego domu. I nie była to tylko ciekawość, czy dobre serce. Amira od chwili przybycia do miasta była przecież zainteresowana zarazą. Miała zamiar uwolnić się jakoś od prześladowców i wrócić do normalnego, spokojniejszego życia, a jedynym sposobem było rozwiązanie zagadek, dotarcie do osoby, która za tym wszystkim stoi. A w związku z tym, że istota ta działała w okolicy dość prężnie i najwyraźniej miała zamiar osaczyć kobiety – wszystko odbiegające od normy mogła mieć z nią związek.
Elfka uświadomiła to sobie bez tych przydługich wywodów, podczas gdy Vena badała stopą ziejącą przed nimi czarą dziurę. Cokolwiek tam na nich czekało, za pewnością będzie ciekawe i pouczające, a może też przybliży je do nadrzędnego celu. Byle tylko wyjść z tego z głową na karku i wszystkimi kończynami na miejscu.
Wiedźma wyczarowała przed nimi tańczący płomyczek i dzięki temu mogli zejść po schodach a nie widowiskowo z nich zlecieć. Na dole widać było słaba poświatę, więc zapewne piwnica miała własne oświetlenie. Vena szła ostrożnie, uważając na swoje kroki. Zapewne jeszcze nie do końca doszła do siebie po starciu ze Znudzonym. Inawar wyglądał jakby siłą woli powstrzymywał się od wyrwania naprzód i oddzielenia od grupy. Amira natomiast zupełnie odruchowo lustrowała wzrokiem otoczenie, w nikłym świetle starając się dojrzeć ewentualne pułapki. W połowie drogi zorientowała się, co robi i przestała. Zabezpieczanie w ten sposób własnej piwnicy byłoby cokolwiek dziwne, nawet jeśli było to rzeczywiście mieszkanie nieumarłej istoty. Zeszli na dół bez żadnych przeszkód i niespodziewanych zdarzeń.
Elfka tak po prawdzie spodziewała się, że zastaną zjawę na środku pokoju, otoczoną podległymi jej ożywieńcami, ewentualnie w kręgu tajemniczych znaków wypisanych krwią na kamiennej posadzce. Albo chociaż jakieś pajęczyny, łańcuchy i trumny, bo marmurowy grobowiec ciężko byłoby umieścić w piwnicy. Może to i było stereotypowe myślenie, ale czego można się spodziewać po owiniętym bandażami, zakrwawionym, kościstym… kimś? Tymczasem istoty nie było nigdzie widać, a pomieszczenie wyglądało wręcz absurdalnie normalnie. Jedynym akcentem, który nie pasował do całości wystroju, była przykuta pod ścianą sylwetka. Jak widać, Rostan był na miejscu i zjawa nie kłamała. Nie pojawiła się jednak osobiście, co było zastanawiające.
Amira już podczas schodzenia po schodach otuliła się szczelniej płaszczem, a teraz już zwyczajnie marzła. Pochyliła nieco głowę, by schować dolną część twarzy w postawionym kołnierzu, dłonie wsadziła pod pachy i zaczęła dreptać w miejscu.
-Zimno, wilgotno. Cudownie- mruknęła z sarkazmem nad skrajem tkaniny. Słysząc uwagę Veny uśmiechnęła się z rozbawieniem i naciągnęła kołnierz jeszcze wyżej, co skutecznie to zamaskowało. Spojrzała trochę niezdecydowana na maga, który kulił się na posadzce i miał dość niewyraźną minę. Wiedźma nie wyglądała jakby miał zamiar coś zrobić w jego sprawie, za to Inwar ruszył się z miejsca. Amira, ucieszona, że może nadal w spokoju kulić się i trząść z zimna w spokoju, została na swojej pozycji blisko schodów. Gdy elf uderzył Rostana tylko gapiła się na niego nawet nie tak bardzo zaskoczonym wzrokiem i usiłowała zrozumieć, co się właśnie stało, bo sytuacja wydała jej się tak idiotyczna, że w pierwszej chwili nie mogła w nią uwierzyć.
-No, nie ma to jak radosne powitanie – wykrztusiła w końcu. Wróciła do przerwanego dreptania i zwróciła do elfa: –Wiesz, zwykle nie bije się bezbronnych. Trzeba mieć jakieś zasady moralne.
Sama była technicznie rzecz biorąc najemniczką i obracała się w różnym towarzystwie, ale nawet większość podejrzanych typów miała jakieś resztki przyzwoitości. Na pewno nie widziała jeszcze, by ktoś zachował się w ten sposób.
-Myślałam, że przyszedłeś nam pomóc –dodała z przyganą. –I oszczędzaj siły, mogą ci się przydać.
Rozejrzała się jeszcze raz po pomieszczeniu zez niecierpliwieniem. Mieli gadać, nie marznąć. Ona się na to nie pisała. Poczekała jeszcze kilka chwil, usiłując nie dygotać za bardzo, po czym się zdenerwowała.
-Dobra, dosyć tego- zamruczała, a jej ton nie wróżył niczego dobrego. Na razie tylko przestała podskakiwać i wyprostowała się niechętnie. Spojrzała na Rostana nieżyczliwie, nie tyle z powodu jego samego, co tego, że musiał siedzieć przykuty akurat w zimnym miejscu.
-Masz jeszcze tamtą wsuwkę? –zapytała Venę, przyglądając się na razie na odległość kajdanom. Znienacka wpadła jej do głowy pewna myśl.
-A jednak są łańcuchy!- powiedziała uradowanym tonem, co nijak nie pasowało do nastroju, jaki prezentowała przed sobą jeszcze chwilę temu.
Awatar użytkownika
Vena
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 84
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Wiedźma
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Vena »

Dziewczyna przyglądała się, z pewnym zadowoleniem, jak elf dokonuje zemsty za cały dzisiejszy wieczór. (A właściwie to noc. Cholera jasna.) Wiedźma też miała ochotę tak sobie podejść i zdzielić kogoś mocno, ale... dupy jej się po prostu nie chciało ruszyć. Elfka wyraziła swój sprzeciw przeciwko takiemu traktowaniu bezbronnych, ale Vena nie zwróciła na to większej uwagi. Przypatrywała się teraz rurom i łańcuchom, które powstrzymywały Rostana przed ucieczką.
-Eee... że co?- spytała wyraźnie zaskoczona. -Em... wsuwkę... a! Tak mam!- dodała pośpiesznie, kiedy jej mózg zaczął pracować na nieco zwiększonych obrotach. Wiedźma rzadko kiedy popisywała się jasnością umysłu i bystrością, a dzisiejsze, nieco brutalne, spotkanie ze ścianą po wybuchu, z pewnością nie pomagało. Dziewczyna sięgnęła do kieszeni spodni i po chwili wyciągnęła dłoń z małą, czarną wsuwką do włosów, którą podała Amirze. -I coś ty się tak na widok łańcuchów ucieszyła?- spytała jeszcze rozbawiona.
Nic nie wskazywało na to, aby zjawa miała się tu pojawić. Może chodziło jej o inną piwnicę? myślała gorączkowo, ale po chwili uświadomiła sobie, że a- nie ma innych piwnic w tym lokalu i b- tylko w tej jest więzień, którego szukają. No to utknęli w martwym punkcie.
-O co tutaj chodzi?- spytała z nadzieją w głosie. Może w końcu ktoś (lub ewentualnie coś, wiedźmie było już wszystko jedno) ich oświeci.
Awatar użytkownika
Rostan
Szukający drogi
Posty: 39
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Człowiek - Mag
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Rostan »

Mag przyglądał się Venie, kiedy zza niej wyskoczył wściekły barbarzyńca - bo tak nazywał Inwara i usiłował uderzyć go w twarz. Na szczęście wysłannik zareagował w porę i odchylił się od ciosu, a Inwar powinien trafić w metalowy słup, który był za Rostanem.
- Czyżbym pomyślał na głos? - Zapytał sam siebie. Zachowanie elfa nie budziło wątpliwości. Miał coś nie tak z mózgiem. Wcześniej najdziwniejszym sposobem na świecie uratował go od strażników, a teraz bez wytłumaczenia się na jego widok go zaatakował.
- Cóż... - Olał atakującego i zwrócił się w stronę Amiry, oraz Veny.
- ...Witajcie, ale nie, żebym był wybredny, jednak myślę, że takie "cacko" nie pomoże mnie uratować. Usiłował podrapać się po głowie, jednak nie sięgnął ręką. Chciał spytać, czemu dziewczyny go uratowały, ale bardziej obchodziło go to, by go w ogóle uratowały. Bał się śmierci, a wiedział, że lada chwila te duchy, czy cokolwiek to było mogą tu przyjść. Zresztą ciekawe co się z nimi stało, w końcu Rostan słyszał walkę, może zostali pokonani? Wątpił, jednak musieli się tu jakoś dostać, a wygląda na to, że wszyscy troje weszli dobrowolnie.
Awatar użytkownika
Inwar
Szukający drogi
Posty: 27
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Leśny Elf
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Inwar »

Mag w ostatniej chwili uniknął pięści elfa, która uderzyła o słup.
- Skurwy.... - Opanował się w pół słowa, masując swoją obolałą dłoń.
- Każdy ma swoje zasady, i tak przyszedłem wam pomóc, ale to nie oznacza tego, że nie skorzystam z okazji.- Burknął na słowa Amiry. Resztę rozmowy przemilczał, zastanawiając się, jakże to możliwe, aby ucieszyć się na widok łańcuchów. Z zamyślenia wyrwała go wiedźma, która zapytała się nie wiadomo kogo, o co tutaj chodzi.
- Pewnie o to, by nie dać mi się wyspać - odpowiedział dziewczynie.
Awatar użytkownika
Amira
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 81
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Elfka (Pustynna)
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Amira »

Okazało się, że elf nie trafił. Jego pięść trafiła w jedną z rur, co Amira skomentowała rozbawionym krótkim parsknięciem. Gdyby nie było tak potwornie zimno to cała sytuacja nie byłaby nawet taka zła. Może zjawa skopała całą sprawę i zamiast przenieść się do piwnicy – zniknęła. W końcu została po niej tylko kupa brudnych szmat na podłodze.
Dziewczyna widziała, że żadne z jej towarzyszy rzeczywiście nie pojęło jej wypowiedzi odnoszącej się do łańcuchów. Patrzyli na nią ze zdumieniem, więc niechętnie zdecydowała się na namiastkę wyjaśnienia.
-W takiej piwnicy powinny być przecież łańcuchy, prawda? O grobowiec byłoby trudniej, ale też by ładnie pasował –powiedziała spokojnie, wyciągając rękę, bo kawałek drutu, który podała jej wiedźma. Zadziwiające, jak często się ostatnio przydawał. Elfka niemal zaczęła się do niego przywiązywać.
-Zaraz zobaczysz- dodała, zwracając się do Rostana. Podeszła do maga i uklękła przy nim.. Gestem pokazała mu, że ma się przesunąć, żeby mogła majstrować przy zamku. Nie było to proste, bo wciąż lekko dygotała z zimna, a to utrudniało precyzyjne ruchy. Pracowała jednak w różnych warunkach i w razie potrzeby potrafiła radzić sobie z drżącymi rękoma, co też chętnie wykorzystała. Miała ambicje pokazać magowi, co może zakrzywiona wsuwka do włosów. Zamek był standardowy, często spotykany, więc gdy tylko zapanowała nad swoim ciałem, poszło błyskawicznie.
Uśmiechnęła się triumfalnie, ciągnąc za łańcuch, który z brzękiem opadł na podłogę. Pomachała Rostanowi przed nosem, wzgardzonym przez niego narzędziem i czym prędzej wróciła do wiedźmy. Oddała jej wsuwkę, choć zastanawiała się, czy nie powinna jej czasem zachować i dołączyć do zestawu narzędzi, które miała w torbie. Uznała jednak, że u Veny jest bardziej przydatna. Amira nagminnie nie miała bagażu przy sobie, gdy był potrzebny. Co widać na załączonym obrazku. Dobrze chociaż, że improwizacja jej jakoś wychodziła.
Stanęła na poprzednim miejscu i tak jak wtedy zajęła dreptaniem w miejscu i ogrzewaniem dłoni, tym razem poprzez ich pocieranie i chuchanie.
-Może to umarło? –zwróciła się do Veny niepewnie. Mówiła ściszonym głosem, bo czuła się niezręcznie, jakby zjawa mogła w każdej chwili pojawić się za jej plecami. A nie chciała jej rozdrażnić. –Widziałam jak została po tym sterta bandaży.
Po raz kolejny uświadomiła sobie skojarzenie z panująca w mieście zarazą i powróciły nurtujące ją pytania. Nie mogła nic poradzić na to, że zżerała ją ciekawość i w tym momencie miała ochotę na rozmowę z istotą, czymkolwiek by nie była.
Awatar użytkownika
Vena
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 84
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Wiedźma
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Vena »

Amira szybko poradziła sobie z zatrzaskiem. Wiedźma dobrze rozumiała radość elfki na widok łańcuchów, w końcu była to jedyna rzecz w piwnicy zapewniająca, pewnego rodzaju, groteskę. Jasnowłosa pomachała wsuwką przed twarzą Rostana w geście zwycięstwa i triumfu. Mag nie wyglądał na zachwyconego, że nie uznał tego przedmiotu za coś wartego uwagi. Mimo wszystko ozdoba do włosów ratuje mu życie. Fajna ironia losu.
Wiedźma stała wyprostowana, gapiąc się w ścianę. Zimo tu... Kurde! Naprawdę zimno! zaczęła trząść się i przytupywać w miejscu jak jej towarzyszka.
-Raczej nie umarło. Bo to chyba już nie żyło...- odparła krótko marszcząc czoło. -Coś tu nie pasuje. Najpierw nas ściąga, a teraz tego nie ma. No cóż. Ja wychodzę.- dodała i odwróciła się w stronę drzwi, które zamknęły się przed nią złośliwie trzeszcząc.
-Eee... Nie idę?- spytała wyraźnie zdziwiona. Powoli odwróciła się do towarzyszy i uniosła brwi. -No to mamy jeszcze jeden dowód, poza łańcuchami, że to chyba tutaj mamy zaczekać. Tylko, że tu jest, kurde, zimno!
Awatar użytkownika
Rostan
Szukający drogi
Posty: 39
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Człowiek - Mag
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Rostan »

Mag nieco się zdziwił. Elf atakujący z taką siłą i uderzający o słup powinien wykrzyczeć różne wyzwiska określając prostytutkę, skakać i wyć z bólu. W końcu takie uderzenie - jak to o metal - mogło skończyć się nawet na połamaniu kości. Świat zmienił się i to dużo. Ostatnio, jak mag był na zewnątrz, to wszystko było normalniejsze. Strażnicy przeganiali ludzi machającymi pochodniami i bardziej dowierzali staruszkom. Nikt nie ignorował magicznych zaklęć, a i elfy były sympatyczne, nie tak jak teraz. Tyle przez ten czas się zmieniło, że mag zaczął myśleć o nienormalnych rzeczach, jako normalnych, a sam uważał się za nienormalnego. Wiele się namyślił i nawet nie zauważył kiedy ozdoba do włosów uwolniła go z węzłów łańcucha. Próbował uważać to za bardzo normalne, chciał wrzucić to w siebie, ale nie umiał. Wstał i rozmasował przez poszarpany płaszcz małe mięśnie, które nigdy nie miały żadnego wycisku, oprócz magicznego. Poczuł dreszcze, takie same, jakby się masturbował. Robił to dość często, ale oczywiście nie przyzna się żadnej z dziewczyn, a nawet elfowi, o tym i, że jeszcze nigdy się nie kochał. Zupełnie nie wiedział skąd wzięły się dreszcze, ale nawet nie rozmyślał nad tym długo. Miał potrzebę zrobienia sobie dobrze, ale musiał ją zignorować. Usłyszał coś jak dziewczyny mówią, że im zimno, więc zaproponował.
- Więc wychodzimy, czy mam tu rozpalić ognisko? - Spytał, ale zaraz po tym skrzywił się mówiąc.
- Nie mam mojego kostura, te duchy go zabrały. - Kiwnął lekko głową potwierdzając to, co powiedział.
Awatar użytkownika
Radjashtam
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 52
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Człowiek
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Radjashtam »

Solne wykwity były zjawiskiem dosyć powszechnym w ciemnych i wilgotnych warunkach piwnic takich jak ta. Na tyle powszechnym aby nikt nie zwracał na nie uwagi zwłaszcza przy panującym półmroku rozświetlanym tylko pojedynczą smugą światła.
Do czasu kiedy jeden z wykwitów nie poruszył się, gromadząc wszystkie wilgotne okruchy na południowej ścianie tuż pod niewielkim oknem. To co z początku mogło zostać uznane za solny osad okazało się w rzeczywistości przypominającą saprofit strukturą organiczną. W dodatku przemieszczającą się z możliwą do dostrzeżenia prędkością i tworzącą nowe struktury.
Powoli, niczym odlew z niewidzialnej formy, na zimnym kamieniu począł kształtować się niewyraźny zarys kadłuba ludzkiej sylwetki. W tym samym momencie wszystkie znajdujące się w piwnicy szczury do tej pory dające znać o swojej obecności pojedynczymi piskami i skrobaniem zupełnie oszalały. W ślepym i zbiorowym szale poczęły opuszczać swoje ciemne kryjówki by niepomne waszej obecności przebiegać wam po butach i roić się na środku piwnicy tuż przed ścianą na której pojawiła się niekompletna sylwetka. Gryzonie mrowiły się na ubitej piwnicznej podłodze gryząc się i wzajemnie zabijając tylko po to by w następnej chwili oddać się kopulacji z krwią schnącą na ciemnych futerkach. Cały cykl powtórzył się jeszcze kilkakrotnie dopóty ostatni ze szczurów nie padł martwy, wtedy to dało się dostrzec, że kłębowisko zwierzątek utrzymywał olbrzymi supeł spleciony z ich własnych bezwłosych ogonów które pod wpływem brudu i gwałtownej szamotaniny zawiązały się w nierozerwalny kołtun. Najbardziej osobliwym w całym tym zjawisku był jednak fakt, że w chwili po śmierci cała zbiorowość martwych gryzoni poczęła gwałtownie usychać i emanować mocą.
Zła, obcą magią która niczym zimne błoto wlała się do ciasnej piwnicy każąc cielistemu korpusowi przybrać wyraźniejszy kształt. Pokrywająca go skóra, do tej pory oślizgła i połyskliwa zaczęła gwałtownie wysychać pękając w miejscu kościstych barków i opinając wystające żebra by po chwili utworzyć nad nimi niewielkie wysuszone piersi o ciemnych brodawkach.Twarz istoty, do tej pory łysa i pozbawiona oblicza zaczęła powoli nabierać rysów które to po chwili przysłoniły opadające na nie długie płowe włosy wyrastające z czubka głowy. Ciemne oczodoły zapadły się w głąb czaszki a ich wnętrze zajarzyło się czerwonym blaskiem. Zdrętwiałe mięśnie poruszyły się jeszcze kilkakrotnie pod suchą jak wiór pergaminową skórą kiedy tuż poniżej świeżo wyrośniętego nosa z krwawym pęknięciem pojawiły się usta.
- Mam nadzieję, że was nadto nie rozczarowałam. Podania i plotki zwykle mocno upiększają faktyczny stan rzeczy. Nie mam białego konia choć wciąż galopuję przez miejsca i czasy. Nie uświadczycie korony na moich skroniach ale to mnie oni wszyscy oddają pokłon jako, że nadal zwyciężam. Nie posiadam łuku a pomimo to moje strzały nigdy nie chybiają celu. To ja wysłałam szczury aby umierały w mieście szczęśliwie i to ja sprowadziłam was tutaj. Dziękuję wam za cierpliwość i wytrwałość, dzięki nim wzrośliście w siłę i zyskaliście w moich oczach. Nie musicie się mnie obawiać jako, że jestem tutaj aby wam pomóc. Służąc przestrogą i odpowiedziami. - Cichy i spokojny szept który niedawno pobrzmiewał w całej rzeźni teraz odbijał się nieznacznym echem od ścian piwnicy. Wypowiadając poszczególne słowa istota ledwie poruszała zesztywniałymi wargami jednak zdawało się jej to niemal wcale nie przeszkadzać w artykułowaniu wyrazów. Utkwione w was martwe oczodoły pulsujące upiornym światłem świdrowały was uważnie niemalże sprawiając fizyczny ból.
- Domyślacie się już kim jestem? - Szept istoty raz jeszcze poniesiony przez echo wypełnił całą piwnicę powoli tonąc w nienaturalnej ciszy która po chwili zapadła.
Awatar użytkownika
Inwar
Szukający drogi
Posty: 27
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Leśny Elf
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Inwar »

- A taki kostur może być zastąpiony przez kawałek krzemienia, tylko potrzeba czegoś na... - Przerwal widząc wybiegające szczury, które zaczeły się zagryzać. Po chwili zauważył, iż na drugim końcu pomieszczenia zaczyna tworzyć się zarys kobiecego ciała.
- Wie ktoś co się tu dzieje?! - Inwar po raz pierwszy widział coś takiego. Jego dłoń odruchowo powędrowała do rękojeści saksy, a sam elf przyglądał się temu wszystkiemu z otwartymi ustami. Gdy proces dobiegł końca, dziewczyna wygłosiła przemowę, o jakiś bredniach i tym podobnych, a pod koniec zapytała się, czy wiedzą kim jest.
- Niech zgadnę, o jeden kielich za dużo?
Awatar użytkownika
Vena
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 84
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Wiedźma
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Vena »

-Co on ma z tym kielichem?!- spytała wiedźma patrząc przed siebie, na formujące się znikąd ciało. Szczury nie zrobiły na niej żadnego wrażenia. Beznamiętnie mogła patrzeć jak gryzonie zabijają się wzajemnie i kopulują, byleby tylko nie zaczęły kogoś atakować.
-Dobra wejście.- odparła.- Naprawdę niezłe! A już myślałam, że się nic ciekawego już nie wydarzy, Zarazo.- dziewczyna popatrzyła w puste oczy zjawy. -Nie masz kompleksów, ze cię tak nazywają?- spytała, szczerze zaciekawiona.
Wiedźma rozejrzała się po towarzyszach. Inwar stał zdumiony z otwartymi ustami i przyglądał się temu co się dzieje. Jego ręka bezpiecznie spoczywała na rękojeści broni, tak by w każdej chwili mógł zaatakować. Rostan również patrzył z lekkim zaciekawieniem na szczury i zjawę, ale nie odezwał się, od kiedy oznajmił, że mógłby rozpalić ognisko.
-Nie twoich czarów już nie chcemy.- odparła krótko i przekrzywiła lekko głowę, zerkając na maga i uśmiechając się słodko.
Amira natomiast stała wmurowana w podłogę. Nigdy chyba nie spotkała się z czymś aż tak dziwnym i teraz na jej twarzy mieszało się przerażenie i zaciekawienie jednocześnie. Wiedźma dobrze znała ten stan. W swoim fachu nie raz natknęła się na taką właśnie sytuację. Niestety, zazwyczaj, wygrywała ciekawość, przez co Vena zawsze miała kłopoty. Nie raz kończyło się na tym, że wyczerpana i poraniona liczyła na odrobinę szczęścia. Do tej pory udawało jej się ujść z życiem z takich sytuacji, ale dziewczyna wiedziała, że jej zapas szczęścia kończy się i nie należy przeginać w niektórych momentach.
-Czego chcesz?- spytała i spojrzała wyniośle na zarazę. Nie to, żeby miała dość życia i chciała skończyć jak większość chorych, wijąc się i umierając w męczarniach, ale bardzo nie lubiła, kiedy ktoś jej rozkazywał. A już zwłaszcza kiedy miała siedzieć zamknięta w zimnej piwnicy, podczas, gdy spokojnie mogła leżeć w łóżku i odpoczywać.
Awatar użytkownika
Amira
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 81
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Elfka (Pustynna)
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Amira »

Kobiety świetnie rozumiały się zarówno względem wystroju wnętrza, jak i panującej tam temperatury. Kiedy Vena ruszyła w kierunku drzwi, Amira wzruszyła ramionami, ale nie ruszyła się z miejsca, tylko jeszcze raz rozejrzała po kątach pokoju. Może zjawa się gdzieś zmaterializuje? Drzwi zamknęły się z trzaskiem. Elfka niemalże się uśmiechnęła. Fakt, że coś nie chciało, by stąd wyszli wcale nie był zabawny, natomiast mina wiedźmy- owszem.
-W każdym razie, chyba to… -zawahała się nad słówkiem „żyje”. Vena miała rację. Ta istota raczej nie była żywa w pełnym tego słowa znaczeniu. –Istnieje. I ma nas na oku.
Jeszcze raz spojrzała po kątach, ale naprawdę nie zobaczyła nic interesującego.
-Zimno mi, pospiesz się –jęknęła w przestrzeń, trąc o siebie dłonie. –Ale palenie tu ogniska to zły pomysł –zwróciła się już do Rostana. –Chyba, że chcesz nas uwędzić.
Uwagę o kosturze zignorowała. Jak dotąd żadnych duchów to nie było, a kostur na pewno się nie zdematerializował, więc gdzieś tam na górze leży i czeka. Będzie mógł go poszukać jak stąd wyjdą. Amira przyglądała się dyskusji mężczyzn, zastanawiając, kiedy znów zaczną się kłócić i skupiając w dużej mierze na próbach jakiegokolwiek rozgrzania swojego ciała. Pierwszy szczur, który przebiegł przed nią z piskiem, nawet nie zwrócił jej uwagi. Drugiego, który wlazł jej na stopę, strąciła z niej szybkim, nieznacznym ruchem, zupełnie się nad tym nie zastanawiając. Dopiero wtedy zauważyła, że coś jest nie tak i spojrzała na podłogę, na której nagle zaroiło się od zwierzątek. Szczury nie robiły na niej wrażenia, zbyt często miała z nimi do czynienia. O ile nie były wielkości psa, wściekle głodne i generalnie nienormalne po kontakcie z magią, czy coś w tym rodzaju, zupełnie jej nie wadziły.
Tym razem było to najwyraźniej coś z rodzaju sytuacji, które jej się nie podobały. Zwierzęta zbiegały w jedno miejsce, kotłowały oszalałe, a elfka wyraźnie zaczęła wyczuwać działanie złej magii. Niemal się wzdrygnęła. To znaczy wzdrygnęłaby się, gdyby już się nie trzęsła. Przestała zwracać uwagę na szczury, bo zauważyła coś znacznie ciekawszego. Ludzką sylwetkę, nabierającą właśnie kształtów. Przyglądała się procesowi z pewnym zainteresowaniem. Widywała gorsze rzeczy od pojawiającej się nieumarłej. Na przykład rozpadającą się nieumarłą. Zastanawiała się czasami nad magią śmierci i nekromancją, zastanawiając, czy ludzi naprawdę pociąga umieranie i brzydota. Teraz to samo przyszło jej do głowy i naprawdę nie umiała sobie tego wyobrazić. Być może przywoływanie bezwolnych pomocników bywa przydatne, ale Amira chyba nie zniosłaby takich widoków na co dzień.
Istota przemówiła. Elfka westchnęła cicho z rezygnacją, słysząc jej słowa.
-Kolejne zagadki? –mruknęła pod nosem. Ostatnią, jak się wydawało rozwiązała, ale była banalnie prosta. Tym razem chyba zasugerowała się poprzednim, obandażowanym wizerunkiem nieumarłej, bo jedyną myślą, która uparcie pojawiała się w jej głowie i nie pozwoliła myśleć nad innymi rozwiązaniami była choroba. Albo zaraza, epidemia… Wszystko w tym guście. Nie była jednak pewna, czy istniały jakiekolwiek plotki mówiące o tym, że zaraza „galopuje na białym koniu”. Cała reszta zdawała się jednak pasować. Elfka potrząsnęła głową. ”Co za głupota” pomyślała. Mają bawić się w zgadywanki?
A jednak Vena odpowiedziała istocie, używając „imienia” Zaraza. Zapytała też, czego od nich chce, więc w sumie w oczach elfki wyczerpała tym samym temat. W końcu to nieumarła ich tu ściągnęła, wyraźnie w jakimś celu. Elfka miała tylko nadzieję, że jej plany nie kończą się ich zgonem w męczarniach.
Dotkliwe zimno uświadomiło Amirze, że przestała podrygiwać i wpatruje się w Zarazę, zapewne z dość głupią miną. Nie, żeby to był pierwszy raz. Powróciła więc do swoich czynności, w założeniu ogrzewających ciało i jakoś tak pomyślała, że jeśli nawet ich „gospodyni” oczarze się czarującą istotą (w co wątpiła), i tak będzie musiała się leczyć po dzisiejszej nocy. Bez ingerencji magii, czy też zarażonych szczurów, sama wizyta w tej piwnicy z całą pewnością wystarczy, żeby wywołać solidny katar. Jakby na potwierdzenie tych słów kichnęła, w porę podnosząc rękę do ust. Spojrzała na Zarazę bardzo nieprzychylnie. Miała już na końcu języka kilka pytań, ale uznała, że warto poczekać na odpowiedź istoty. Zresztą pytanie „Czy my naprawdę musimy siedzieć akurat tutaj?” chyba było bezcelowe, biorąc pod uwagę zatrzaskujące się drzwi i te sprawy.
Awatar użytkownika
Rostan
Szukający drogi
Posty: 39
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Człowiek - Mag
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Rostan »

Nie wiedział. Kompletnie nie wiedział, co się dzieje. Tu szczury, tu ta sylwetka. Miał dosyć tego zaskakującego przebiegu akcji, który byłby niewiarygodny, gdyby opisali go w jakiejś księdze. Stał luźno, mimo irytującego zdarzenia. Próbował jak wcześniej to, co niewiarygodne przyjąć jako normalne, w końcu tyle nie wychodził na świat, że nie wiedział, co się na nim dzieje. Przyglądał się nekromancie, bo tak nazwał sylwetkę, która zmieniła zachowanie szczurów. W sumie i te by uszczelnił, gdyby był sam. W wieży próbował się takich jak najszybciej pozbyć, jednak patrząc na twardą postawę Veny, co do gryzoni. Sam postanowił zgrać twardziela i tylko przełykał ślinę, gdy któreś plątało się pod jego nogami. Podwinął niezgrabnie rękaw w prawej ręce, którą za chwilę podrapał. Postanowił obejrzeć się za swoim kosturem, bez niego jego magia ognia była na poziomie "rozpal ognisko". Nie znalazł go, a skanujący teren wzrok automatycznie przeniósł się do nekromanty, który mówił coś o pomocy? Tak, to o niej była mowa. Nie raz spotkał się z takimi sytuacjami, oczywiście w księgach. Zły bohater namawia dobrych paroma złotymi zdaniami, a potem wykorzystuje ich do swoich niecnych celów, gdy Ci nawet nie mają o tym pojęcia. Teraz musiało być tak samo. Po co miało się to wszystko zdarzyć? Te przetrzymywanie w piwnicy, duchy, zresztą to on sam zawołał ich tutaj, a potem urządził to całe piekło. Pewnie chciał ich przetestować, o tak! Chciał sprawdzić, czy poradzą sobie z przeszkodą i czy mogą mu jakoś pomóc. Wysłannikowi się to nie udało, więc go pierwszego zabije - histeryzował w myślach. Był tak zamyślony, że prawie nie usłyszał pytania istoty. Skąd miał to niby wiedzieć!? Chociaż.. Wcześniej miał wrażenie, że skądś go zna, jeżeli to dalej ta sama postać.. Wolał jednak się nie odzywać.
Awatar użytkownika
Amira
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 81
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Elfka (Pustynna)
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Amira »

Wszyscy stali, oczekując na odpowiedź istoty, która odpowiadała (prawdopodobnie) za epidemię z mieście. "I za moją zarwaną noc” pomyślała ponuro Amira. „Kto to widział zrywać się w środku nocy, żeby ratować nieznajomych magów? Mam za swoje. Koniec z tą całą dobrocią. Limit na ten tydzień stanowczo wyczerpany! Teraz nawet kota z drzewa nie zdejmę, póki mi pieniędzy nie pokażą”. Tak naprawdę wiedziała, że nie zrobiłaby czegoś takiego, ale bezinteresowna pomoc nie leżała w jej naturze. Jak widać nie bezpodstawnie, bo zdarzyło jej się teraz postąpić wbrew zasadzie i nie spotkało ją nic dobrego. Naprawdę miała w tym momencie wielką ochotę tupnąć noga odwrócić się na pięcie i pójść sobie, zostawiając to wszystko w cholerę. Zmienne nastroje jak widać znowu ją dopadły. Było jej zimno, źle, była zmęczona, niewyspana i z tego wszystkiego zrobiła się jeszcze nawet głodna, choć przecież obżarła się na kolację nieprzyzwoicie. Po prostu gorzej być nie mogło, chyba, że zaraz wylezą skądś kościotrupy i się na nią rzucą.
Gdy nagle gdzieś na górze rozległ się huk i okrzyki, odruchowo sięgnęła po miecz. Zerknęła nerwowo na Zarazę, czy to przypadkiem nie jakiejś jej nowe sztuczki. Nie spodobała jej się odpowiedź czy jak? Ale istota wydawała się nieporuszona i zaczęła zwyczajnie znikać w ten sam sposób, w jaki się pojawiła.
-No ładnie –jęknęła elfka, a w następnej sekundzie drzwi z hukiem wyleciały z zawiasów i przeleciały obok niej ze świstem, lądując z poślizgiem gdzieś po drugiej stronie piwnicy. Do środka pomieszczenia wbiegli postawni mężczyźni w dobrej jakości zbrojach z herbem miasta na piersiach. W dłoniach trzymali broń i o ile dało się zorientować, rozglądali się czujnie pod swoimi hełmami.
-Bogowie, co znowu? – jęknęła ponownie Amira. Jeszcze im tutaj Straży Miejskiej brakowało. Doprawdy, powinna się czasem zamknąć, nawet w myślach, bo chyba miała jakiś talent, do pogarszania sytuacji samym myśleniem. Chociaż… Chwila moment. Zjawa zniknęła, a drzwi nie ma. Można wiać!
-Mógłbym powiedzieć to samo- Z ziejącej ciemnością dziury po drzwiach wyłonił się kolejny strażnik i wyminął swoich kompanów. Ten nosił „tylko” kolczugę, a zasłonę hełmu podniesioną. Mimo to, wyglądał zdecydowanie na szefa tej wesołej gromadki, która nadal łypała podejrzliwie na zabranych. A przynajmniej tak się wydawało. Przez te hełmy. Czarne charaktery zdecydowanie powinny przerzucić się na nie z tych mrocznych kapturów. Tam nic nie było widać, a takie rozglądanie sprawiało jakby większe wrażenie.
-Kapitan Straży Miejskiej Gordon Kerya- przedstawił się mężczyzna chłodno. Natomiast jego piwne czujnie zbadały otoczenie, zatrzymując się chwilę dłużej na łańcuchach, kłębowisku martwych szczurów i mieczu w dłoni Amiry, a potem jakby rozpogodziły. Ciekawe, co też sobie myślał. W każdym razie, gdy odezwał się ponownie, jego głos brzmiał już znacznie łagodniej i przyjaźniej. -Kim jesteście i co tu robicie?
Amira podążając za jego wzrokiem spojrzała na swój miecz i schował go do pochwy. Jasne, najpierw ich zaskoczą, a później patrzą podejrzliwie na broń. I jak tu im nie podpaść? Potem spojrzała na kapitana, przekrzywiając lekko głowę. „Nie odzywaj się, nie odzywaj!” powtarzała sobie w myślach. Humor miała nieciekawy w tym momencie, zwykle plotła w takich momentach głupoty i jeszcze nie umiała kłamać. To nie była najlepsza kombinacja, żeby tłumaczyć się z takich okoliczności. Pewnie by ich tylko pogrążyła. A złe typy, podążające ich tropem po prostu znalazłyby je w więzieniu, zabiły, a medalion zabrały sobie z więziennej skrzynki. Łatwizna. Nie mogły im tak ułatwiać własnej śmierci. Zmusiła się tez, żeby nie spojrzeć na Venę błagalnie. Teraz to wiedźma była ich nadzieją. Panów obecnych razem z nimi w piwnicy raczej nie podejrzewała o pomysły, odpowiednie na taką okazję. W myślach jednak prosiła towarzyszkę, by się tym zajęła.
Poza tym przyglądała się twarzy kapitana i miała wrażenie, że skądś go zna. Bywała w Efne dość często, kilkakrotnie nawet wpakowała się tu w pewne kłopoty, ale do kapitana te sprawy nie dochodziły. Czyli musiał niedawno awansować. Oby tylko nie próbował wykazać się na nowym stanowisku ich kosztem. A właściwie łatwiej byłoby to wszystko załatwić, gdyby wiedzieli, skąd właściwie Straż Miejska wzięła się w piwnicy nawiedzonej rzeźni. Eh, szalona noc. Trzeba ją będzie porządnie odespać…
Awatar użytkownika
Vena
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 84
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Wiedźma
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Vena »

No niby wszystko pięknie fajnie. Zimno, mokro, głodno i w ogóle do dupy!
Wiedźma postanowiła nie robić nic, tylko tak sobie stać jak ten słup soli i trząść się z zimna. A co! I znowu niby wszystko by było pięknie i fajnie, gdyby nagle do piwnicy nie wkroczył oddział straży miejskiej. I co jeszcze, do jasnej cholery?! Vena teatralnie machnęła rękoma, po czym opuściła głowę zrezygnowana.
Kilu strażników w szaleńczym pędzie wpadło do pomieszczenia, tratując świeżo wyważone drzwi. Wiedźma powoli podniosła głowę, by lepiej rozejrzeć się i zapoznać niejako z sytuacją. Zjawa zniknęła, Rostan dalej stał i gapił się w podłogę, Inwar... tego chyba co wcięło, bo wiedźma go nie widziała (Może po prostu stoi za tobą, kretynko?), a Amira wyglądała na nieźle zszokowana sytuacją. I może jeszcze była zła. Tak... to chyba dobre słowo.
W sumie to wiedźma nie mogła się jej dziwić. Bo kto normalny biega nocą po nawiedzonych rzeźniach, próbując ratować maga? Ano nikt, właśnie... Poza tym, tam naprawdę było zimno!
Vena przechyliła główkę, kiedy kapitan straży wkroczył swoim majestatycznym (tfu!) krokiem do piwnicy. Dziewczyna zmrużyła dziko oczy. Znała tę twarz. Skądś ją, kurde, znała.
-Kapitan Straży Miejskiej Gordon Kerya.- przedstawił się dziarsko. Nie... nic mi to nie mówi. odezwał się cichy głosik w jej głowie.
Mężczyzna mógł się pochwalić niezwykle bystrym i mądrym spojrzeniem jak na ten wiek. A miał może ze trzydzieści lat... I do tego był niezwykle przystojny!
Vena uśmiechnęła się dziko, kiedy tak badała sobie wzrokiem jego ciało, przeszywając go na wylot. Ej! Zrób coś w końcu!
To był impuls.
Wiedźma padła na kolana przed dowódcą, składając ręce jak do modlitwy. Jej wyuczone oczy szybko zaszył łzami, a głos pięknie się załamał.
-Och! Panie kochany!- zaczęła niepewnie. -Wreszcie wybawienie! Osz to ci porwali, nas niewiasty, i próbowali mordu dokonać!- dziewczyna sięgnęła ręką do tylnych kieszeni spodni i dobyła stamtąd chusteczkę. Przetarła twarz i spojrzała błagalnie na strażników.
-A teraz leżą tam...- wskazała ręką na drzwi ( no dobra, schody, bo drzwi nie było). -A ci tutaj nas ratować chcieli, tylko zbiry podstępne w pułapkę nas schwytali i wyjść jak nie mieliśmy!- zakończyła swój monolog bardzo ładnym, ale głośnym westchnięciem.
A dowódca tylko stał i patrzył na nią, co chwila kiwając głową, na znak, że słucha. Po skończeniu plecenia przez wiedźmą głupot, złapał ja za ramię i podniósł.
-Ty mnie za idiotę masz?!- zmarszczył groźnie brwi i podniósł głos. Czerwony alarm! Czerwony alarm!
-Jaka znowu niewiasta z ciebie?- uśmiechnął się pogodnie i przysunął wiedźmę do siebie, by objąć ją swym ramieniem. Po chwili odsunął ją i kiedy tylko zobaczył, jak dziewczyna stoi oniemiała z otwartymi ustami, zaniósł się głębokim śmiechem. A Vena tak stała... nie rozumiejąc już nic.
-To..to ty mnie nie poznajesz?- zapytał wreszcie, kiedy się trochę uspokoił. Wiedźma pokiwała niepewnie głową, dalej próbując wysilić swój mózg. A ten nie chciał dzisiaj współpracować, niedobry.
Mężczyzna odchylił głowę na bok, ukazując bliznę ciągnącą się wzdłuż szyi i kończącą przy uchu.
-Gared?!- spytała jeszcze bardziej zaskoczona dziewczyna, wybałuszając oczy. -To ty masz na imię Gordon?- dodała jeszcze i skrzywiła się niesmacznie.
Mężczyzna znów zaczął się dziko śmiać, i przyciągnął wiedźmę do siebie po raz drugi. Tym razem jednak, Vena odwzajemniła gorący uścisk. -Tak, moja droga. A na nazwisko Kerya. Mieszkam tu i jestem dowódcą straży, jakbyś jeszcze nie załapała.- Gared/ Gordon potrząsnął dziewczyną, po czym zwrócił się do reszty.
-Chodźcie ze mną. Już nic wam nie grozi.- machnął ręką i zaczął wyprowadzać wszystkich. Oddział ruszył pierwszy, za nimi dowódca straży, z wiedźmą pod ręką, a na końcu reszta oniemiałego towarzystwa.
-Nigdy nie uwierzę, że nie mogłaś sobie dać rady z ta bandą gnojków, co tam na górze leżą...- znowu zaczął się śmiać, stąpając po stromych schodach.
Awatar użytkownika
Amira
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 81
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Elfka (Pustynna)
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Amira »

Amira czekała chwilę, na reakcję Veny, ale gdy ta nie odzywała się zerknęła na nią, akurat by dojrzeć, jak z jej twarzy znika dziki uśmiech, a wiedźma pada na kolana przed kapitanem. Jej lamenty, chcąc nie chcąc, skomentowała jedynie uniesieniem wyżej brwi. Nie było to chyba bardzo wiarygodne biorąc pod uwagę, że dwie spośród obecnych tu osób były uzbrojone, a jedna definitywnie wyglądała na maga. Szczególnie, że jedna z tych uzbrojonych miała być porwaną niewiastą.
Chociaż w sumie, jakby się tak nad tym zastanowić, to chyba Amira nie wyglądała w tym momencie najlepiej, nie mówiąc już o tym, żeby wyglądała niebezpiecznie. Rzadko kiedy jej to wychodziło i zawsze, w mało odpowiednim momencie. Teraz jednak trzęsła się z zimna, była blada, a pośpiesznie związane długie włosy, zaczynały powoli przedstawiać sobą iście artystyczny nieład.
Zaczynała już nawet myśleć, że to może się udać. Posiadanie miecza da się na pewno jakoś logicznie wytłumaczyć. Chyba nawet dałaby sobie z tym radę sama. Kłamanie to nie była jej mocna strona, fakt, ale tutaj nie musiałaby aż tak dużo skłamać…
W tym momencie, kapitan zmarszczył groźnie brwi i elfka już wiedziała, że są spalone. „Kłopoty. Będą kłopoty!” wołał głos w jej głowie. Po czym mężczyzna z promiennym uśmiechem objął Venę ramieniem, odsunął i zaniósł się śmiechem. Tym samym po prostu wbił Amirę w podłoże. Z zaskoczenia zapomniała się nawet trząść. „Co tu się, do cholery, dzieje?!” krzyczała w myślach, domagając się wyjaśnień. Po chwil otrzymała je. To znaczy wywnioskowała z wypowiedzi obojga. Bardzo dobre wieści. Straż nie będzie się ich czepiać, hura! Tylko mógłby się już obejść bez tego "Już nic wam nie grozi". Patetyczne, szowinistyczne, i w ogóle kłamstwo. Jakiś szurnięty potężny mag na nie poluje. Rzeczywiście nic im nie grozi. Nic, a nic! *
Gdy kapitan wydał rozkazy, jego groźnie wyglądający podkomendni, zebrali się do drogi powrotnej, wspinając po schodach.
Amira popatrzyła na nich z nienawiścią płonącą w ciemnozielonych oczach. Niech się ruszają! Trochę szybciej! Wparowali tu z taką werwą, a w tę stronę to nie łaska się trochę pospieszyć? Ona tu marznie, a oni wloką te zakute w stal dupy po schodach, jakby chcieli a nie mogli. To ona tu miała ponad setkę lat, to mogłaby narzekać…
Tyradę w całości wygłosiła w myślach, sztyletując jednak, niewinnych w gruncie rzeczy, zbrojnych wzrokiem. Kapitana też, a co! Wszystkich po równo. Przy okazji znów zaczęła się trząść i pocierać rękoma ramiona. Piwnicę opuszczała najszybciej jak się da i już w połowie schodów zdążyła wyprzedzić Gordona/Gareda i wmieszać się między Strażników, byle tylko szybciej wydostać się w cieplejsze miejsce. Zdążyła jednak szeptem przekazać coś Venie, gdy ją mijała.
-Dobrze mieć takie znajomości, co? – powiedziała prawie bezgłośnie, z racji bliskiej obecności wyżej wymienionej „znajomości” i uśmiechnęła się dość znacząco. Bo też kapitan odniósł się do wiedźmy w sposób sugerujący, że znali się dość dobrze, choć może nie widzieli się dłuższy czas. Nic może nie wskazywało na jakieś bliższe zażyłości, ale nie zaszkodzi trochę z niej zażartować, tak po przyjacielsku.
Elfka wyszła z korytarza prowadzącego do piwnicy niemal na czele pochodu i od razu poczuła się lepiej. Trochę jeszcze drżała, ale tu temperatura była przynajmniej normalna. Nieprzytomnymi ciałami zalegającymi na podłodze się nie przejmowała, podobnie jak poprzednio. Teraz interesował ją bardziej powrót do domu Sary. Tam było cieplutko, było jedzenie i miękkie łóżka. Pełnia szczęścia. Dlaczego ona w ogóle tak jeździ po tym świecie, zamiast po ludzku gdzieś zamieszkać? W tym momencie nie mogła tego zrozumieć, ale po chwili wróciła do normalności. To byłoby przecież nudne i nie doceniałaby wtedy takich chwil, gdzie zwykłe rzeczy wydają ci się luksusem.
Poczekała grzecznie, aż wszyscy znajdą się na górze i zagaiła przyjaźnie (przynajmniej w założeniu, bo wzrok wciąż miała obrażony na cały świat) do kapitana.
-To może by nas tak teraz pan Grodon, czy tam Gared – właściwie jak się do pana zwracać? – odprowadził do domu, żeby nam się jeszcze po drodze jakaś krzywda nie stała?
Nie to, żeby rzeczywiście się czegoś bała i potrzebowała ochrony, ale ostatnio wyjątkowo pakowały się w kłopoty, a nie miała ochoty na komplikacje, gdy na końcu drogi czekały tak obiecujące rzeczy. Mógłby się trochę mężczyzna wykazać i po bohatersku odstawić je na miejsce. A przy okazji mogłaby tez trochę pogawędzić. Takie znajomości w straży to rzeczywiście nie lada ułatwienie, a sam kapitan tez był niczego sobie. Same profity z takiej znajomości, w każdym razie.
Zablokowany

Wróć do „Efne”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 3 gości